7860

Szczegóły
Tytuł 7860
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7860 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7860 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7860 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zbigniew Bela �� � � Sen ���Kt�rego� popo�udnia po�o�y�em si� w ubraniu na ��ku i le��c na wznak, z r�kami pod g�ow�, patrzy�em w okno przez kt�re wida� by�o stoj�cy nie opodal blok. By�a to typowa, wielkop�ytowa budowla, szara i brzydka jak pud�o po smalcu, w kt�rym kto� zmy�lny zrobi� mn�stwo podobnych do okien otwork�w, aby mieszkaj�cy w tym pudle mali ludzie o t�pych twarzach i ponurym spojrzeniu mogli przez te otworki wyrzuca� �miecie i wylewa� pomyje. ���Patrzy�em na blok do�� d�ugo, rejestruj�c kolejne szczeg�y jego wygl�du, w ko�cu jednak, znu�ony niezbyt buduj�cym widokiem, zamkn��em oczy i spokojnie podda�em si� ogarniaj�cej mnie senno�ci. ���I �ni�o mi sil, �e si� obudzi�em. Wszystko by�o takie samo jak przed za�ni�ciem, z t� tylko r�nic�, �e nie by�o to popo�udnie, lecz wiecz�r. Zamiast szarej �ciany bloku naprzeciw, widzia�em teraz �wiec�ce w ciemno�ci okna. �wieci�y r�nymi kolorami (bo r�nego koloru by�y w nich zas�onki) i razem wygl�da�y jak pulpit sterowniczy kosmicznego statku. ���Zdr�twia�y od snu, nie mia�em jeszcze ochoty wstawa�, wi�c W dalszym ci�gu le�a�em (na wznak, z r�kami pod g�ow�) i leniwie wodzi�em wzrokiem po kolorowych oknach - gdy nagle jedno z nich, w lewej cz�ci bloku, na sz�stym pi�trze, skupi�o na sobie ca�� moj� uwag�. �wieci�o na niebiesko abo mia�o niebiesk� zas�onk�) i w�a�nie na tej zas�once ca�kiem wyra�nie rysowa� si� cie� ludzkiej g�owy - wielki na ca�e okno. ���Natychmiast przyst�pi�em do oblicze�. Zmierzy�em przed lustrem d�ugo�� swojej g�owy, a nast�pnie wysoko�� jednego z okien, zreszt� analogicznego do tego, w kt�rym wida� by�o �w cie�, po czym zasiad�em do biurka i podzieli�em te drug� wielko�� przez pierwsz�. Wynik, jaki otrzyma�em wskazywa�, �e od przeci�tnej ludzkiej g�owy tamta jest wi�ksza prawie sze�ciokrotnie. Potem pomno�y�em sw�j wzrost przez sze��, i ten z kolei rachunek wykaza�, �e cz�owiek zza niebieskiej zas�onki ma blisko jedena�cie metr�w wzrostu. ���Poruszony tymi wynikami, zacz��em wed�ug tej samej metody oblicza�, jakiej d�ugo�ci s� nogi tego cz�owieka, jakiej grubo�ci jest jego szyja, jak wysokie jest jego czo�o i jak� powierzchni� ma paznokie� najmniejszego palca. Obliczenia te zaj�y mnie tak bardzo, �e ani si� spostrzeg�em, jak min�a noc. I dopiero wtedy zobaczy�em, �e na ca�ym biurku, a tak�e na pod�odze, le�y mn�stwo kartek pokrytych cyframi, kt�re teraz, w �wietle dziennym, wygl�da�y jak zapiski matematyka, kt�rym nigdy nie by�em, albo raczej maniaka. Wiec pozbiera�em je wszystkie co do jednej, zmi��em i wrzuci�em do kosza na �miecie. ���Ale wieczorem znowu zobaczy�em tamten cie�, a obok niego jeszcze jeden, z tym �e ten drugi by� ju� normalnej, to znaczy naturalnej wielko�ci. I pomy�la�em: "By� mo�e te moje nocne obliczenia nie mia�y sensu, ale c� mi szkodzi sprawdzi�, do kogo nale�y ten zwyk�y cie�?" I okaza�o si�, �e nale�y do kobiety, zreszt� m�odej i �adnej, o czym przekona�em si� dzwoni�c do jej drzwi i pytaj�c, czy interesuje j� za�o�enie w oknach �aluzji. Podzi�kowa�a z u�miechem, wyja�niaj�c, �e lubi zas�onki. ���Nie wiem czemu, ale fakt, �e tym zwyk�ym cz�owiekiem okaza�a si� kobieta, sprawi�, �e znowu zapisa�em wiele kartek, obliczaj�c wielko�� najr�niejszych detali jedenastometrowego cz�owieka. A co najwa�niejsze, kartek tych potem nie zmi��em i nie wyrzuci�em do kosza, tylko z�o�y�em je w czworo i schowa�em do wewn�trznej kieszeni marynarki. A kiedy spotka�em ow� kobiet� wracaj�ca z zakupami do domu, bez wahania do niej podszed�em i przedstawi�em si� jako mecenas Werner. ���Powiedzia�em tak: "Wiem wszystko o pani zmartwieniu i got�w jestem pani pom�c". Zapyta�a zdziwiona: "A sk�d pan wie, jakie ja mam zmartwienie?" - a ja w odpowiedzi pokaza�em jej swoje obliczenia. I wtedy ona si� rozp�aka�a i opowiedzia�a mi, co nast�puje: Mniej wi�cej miesi�c temu, po po�udniu, jej dwudziestosiedmioletni brat, kt�ry mieszka razem z ni�, zacz�� nagle i z niewiadomego powodu gwa�townie rosn��, i w ci�gu trzech dni osi�gn�� tak� wielko��, �e ca�e mieszkanie sta�o si� dla niego za ma�e. Ju� pierwszego dnia, nie mog�c si� zmie�ci� na stoj�co, musia� si� po�o�y�; a kiedy na chwil� usiad�, oczywi�cie nie na krze�le, tylko na pod�odze, opieraj�c si� plecami o �cian�, to ca�y czas mia� nisko pochylon� g�ow�, bo na karku mia� ju� sufit. Nast�pny dzie� le�a� w wi�kszym pokoju na boku, z podkurczonymi nogami, bo na wyprostowanie ich nie by�o ju� miejsca; i ca�y czas le�a� tak, jak si� po�o�y�, to znaczy twarz� do �ciany, bo gdyby chcia� si� przewr�ci� na drugi bok, to musia�by przy okazji wiele rzeczy postr�ca� i poniszczy�. A trzeciego dnia ju� ca�e mieszkanie ledwie mu wystarcza�o. "Mo�e pan sobie wyobrazi� - powiedzia�a ta kobieta - jak musia� si� czu�, kiedy w nocy �ciany na niego napiera�y i zmusza�y do coraz mocniejszego podkurczania n�g". ���"Podczas tych trzech dni - m�wi�a dalej - nic nie jad� i nic nie pi�. Dopiero czwartego dnia rano napi� si� troch� herbaty, a wieczorem zjad� p� kromki chleba. I tak by�o przez kilka dni. Dopiero na si�dmy dzie�, albo nawet �smy, zjad� w po�udnie kilka �y�ek zupy. I tak je do dzisiaj : rano szklanka herbaty, a w po�udnie kilka �y�ek zupy, wieczorem p� kromki chleba. A wszystko z du�ym wysi�kiem, bez apetytu: Mo�e opr�cz herbaty, kt�r� zawsze bardzo lubi�. Lekarza sprowadza� nie pozwoli�. Powiedzia�: �Lekarz tu nic nie poradzi. Co najwy�ej b�dzie chcia� amputowa� mi nogi, �ebym nie musia� ich podkurcza�. I w og�le zabroni� mi komukolwiek o tym wszystkim m�wi�. �Je�li komu� powiesz s�owo - powiedzia� - to jeszcze tego samego dnia b�dziemy mieli wszystkie szyby w oknach powybijane, a drzwi ca�e oplute i popisane obelgami i drwinami. A ciebie zaczn� wytyka� palcami, a potem pobij�. Nie znasz ludzi?�" ���To powiedziawszy, odda�a mi moje obliczenia i odesz�a. ���W tej sytuacji wr�ci�em do domu i zasiad�szy przy biurku, napisa�em taki oto list: ��� "Na jednym z naszych osiedli, w bloku zbudowanym z po�al si� Bo�e �wielkiej� p�yty, w mieszkaniu, kt�rego d�u�szy bok nie przekracza dziesi�ciu metr�w, mieszka cz�owiek, kt�ry ma jedena�cie metr�w wzrostu! �atwo zauwa�y�, �e s�owo �mieszka� jest tutaj wyrazem daleko posuni�tej uprzejmo�ci. Bo czy� mo�na powiedzie�, �e kto� �mieszka�, skoro z braku miejsca nie mo�e ani sta�, ani siedzie�, tylko musi ca�y czas le�e�, i to z podkurczonymi nogami ? W ten spos�b w �redniowieczu karano najgorszych przest�pc�w: zamykano ich w specjalnych celach, zwanych �niewygod��, w kt�rych w�a�nie ani sta� nie mo�na by�o, ani le�e�, i zostawiano ich tam do ko�ca �ycia. Natomiast w naszych czasach, maj�cych pretensje nazywa� si� humanistycznymi, w ten spos�b traktuje si� cz�owieka, kt�ry nie tylko �e nikomu nic z�ego nie zrobi� ale jeszcze m�g�by, z racji swej wielko�ci, dokona� rzeczy, mog�cych przysparza� naszemu spo�ecze�stwu s�awy i szacunku w �wiecie. Tylko czy takie spo�ecze�stwo, kt�re w ten spos�b traktuje jednostk� nieprzeci�tn�, mo�na jeszcze nazwa� spo�ecze�stwem? Przeciwnie! Trzeba je nazwa� stadem og�upia�ych bydl�t, kt�re zatraciwszy instynkt �ycia, p�dzi prosto na p�on�cy las! Mo�na rozumie� demokracje, a nawet ceni� j� jako jednakow� szanse dla wszystkich. Ale nie wolno cz�owieka, kt�ry ma jedena�cie metr�w wzrostu, traktowa� tak samo jak tych, kt�rzy z trudem przekraczaj� metr osiemdziesi�t!" ���List ten, podpisany pe�nym imieniem i nazwiskiem, z dok�adnym adresem zwrotnym, wys�a�em do gazety, kt�ry nazywa�a si� "Zarzewie Wolno�ci". Ku mojemu zadowoleniu zosta� on wydrukowany na pierwszej stronie tej gazety, pod wybitym wielkimi czcionkami tytu�em: "11-METROWY CZLOWIEK UWI�ZIONY W M-3!"' A kiedy szed�em przez miasto, co krok napotyka�em znieruchomia�ych w takiej czy innej pozie ludzi, kt�rzy w ten w�a�nie tytu� wpatrywali si� nieruchomym, martwym spojrzeniem. ���Potem by�o tak, �e przed m�j blok zajecha� du�y czarny samoch�d osobowy, z kt�rego wysiad� kierowca w niebieskim uniformie i okr�g�ej czapeczce z daszkiem. Po chwili ten�e kierowca sta� ju� w drzwiach mojego mieszkania i m�wi�, �e "pan prezydent czeka". ���Prezydent przyj�� mnie w wielkiej sali z wysokimi okami i ciemnymi rze�bionymi meblami. Sta� daleko ode mnie, w drugim ko�cu sali, i z r�k� wyci�gni�t� w teatralnym ge�cie deklamowa� wiersz, w kt�rym bardzo cz�sto pojawia�y si� zwrotnym "chluba narodu" i "dozgonna wdzi�czno��". Ale kiedy ten wiersz (notabene bardzo d�ugi) si� sko�czy�, nagle wszystko si� zmieni�o, bo okaza�o si�, �e ju� nie jestem w tej du�ej, mrocznej sali, tylko w jakim� przegrzanym pokoiku z god�em i biurow� szaf�, a prezydent, z �upie�em na ko�nierzu, pal�cy papierosa za papierosem, siedzi pochylony nad zarzuconym papierami biurkiem i t�umaczy mi, �e wszystko, co w tej sprawie mo�na zrobi�, to za�atwi� stary cyrkowy namiot. ���Tymczasem przed blokiem, w kt�rym uwi�ziony by� �w jedenastometrowy cz�owiek, zmontowano ju� budowlany d�wig i zwieszono z dachu tego bloku ruchom� platform�, na kt�r� wesz�o trzech robotnik�w w granatowych kombinezonach i bia�ych kaskach. Platforma podjecha�a na wysoko�� sz�stego pi�tra i zatrzyma�a si�, a stoj�cy na niej robotnicy najpierw umocowali na odpowiedniej p�ycie hak d�wigu, a potem przyst�pili do oczyszczania jej konturu i przecinania pr�t�w, kt�re ��czy�y t� p�yt� z s�siednimi p�ytami, tworz�c �cian� bloku. Kiedy si� z tym uporali, platforma, na kt�rej stali, zjecha�a w d�, natomiast rami� d�wigu unios�o si� do g�ry, i oto ca�a �ciana jednego mieszkania, z dwoma oknami i z zas�onkami na tych oknach, zako�ysa�a si� na linie jak przyn�ta na w�dce. Potem postawiono t� �cian� na ziemi blisko bloku i ostro�nie j� o ten blok oparto. I znowu rami� d�wigu unios�o si� do g�ry, a hak na ko�cu liny zawis� naprzeciw pozbawionego �ciany mieszkania, kt�re wygl�da�o teraz jak miejsce po wyj�tej szufladzie. ���Po chwili wyci�gn�y si� po ten hak dwie ogromne r�ce i mocno ten hak uj�y, a rami� d�wigu, odsuwaj�c si� poziomo od �ciany bloku, wyci�gn�o uwi�zionego w tym bloku jedenastometrowego cz�owieka i ostro�nie ustawi�o go na ziemi. Obserwuj�cy to wszystko t�um ludzi, zadzieraj�c g�owy, z przera�eniem patrzy� na znajduj�cego si� w�r�d nich wielkoluda, a stoj�ca obok mnie jego siostra uj�a mnie pod r�k� i po�o�y�a g�ow� na moim ramieniu. Ten jej gest odczu�em jako du�� przyjemno��. I na tym m�j sen si� zako�czy�. ���Kiedy otworzy�em oczy, by�o ju� ciemno i zamiast szarej �ciany bloku naprzeciw, widzia�em teraz tylko �wiece w ciemno�ci okna. �wieci�y r�nymi kolorami i razem wygl�da�y jak pulpit sterowniczy kosmicznego statku. ��� powr�t