6794
Szczegóły |
Tytuł |
6794 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6794 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6794 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6794 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Fritz Spiegl
Wielkie mi�o�ci kompozytor�w
Copyright (C) Fritz Spiegl 1997
Korekta: Ma�gorzata Po�nik
Spiegl Fritz
Mi�o�ci wielkich kompozytor�w / Fritz
Spiegl ; [d. Ewa Pankiewicz]. - Warszawa
: Philip Wilson,1999 WYDAWNICTWO PHILIP WILSON - WARSZAWA
Warszawa, ul. Szpitalna 6/17, tel. 827 6512, 827 96 27, fax 826 07 79
Tytu� orygina�u: Lives, Wives and Loves
of the Great Composers by Fritz Spiegl
Redakcja: Katarzyna Szroeder Dowjat
Projekt ok�adki: Malwina Wieczorek
Redakcja techniczna: Aleksandra Napi�rkowska
Spis tre�ci
S�owo wst�pne
Johann Sebastian Bach
Ludwig van Beethoven
Albano Maria Johannes Berg
Luis-Hector Berlioz
Alexandre Cesar Leopold (Georges) Bizet
Johannes Brahms
Anton Bruckner
Fryderyk Franciszek Chopin
Piotr Iljicz Czajkowski
Achille Claude Debussy
Edward William Elgar
Gabriel Urbain Faure
Carlo Gesualdo
Charles Francois Gounod
George Percy Aldridge Grainger
Franz Joseph Haydn
Augusta Mary Anne Holmes
Leo� Eugen Jana�ek
Franti�ek Ko�vara
Jean-Marie Leclair
Franz (Ferenc) Liszt
Gustav Mahler
Johannes Wolfgangus Amadeus Chrysostomus
Sigismundus Mozart
Giacomo Antonio Domenico Michele Maria Puccini
Charles Camille Saint-Saens
Erik Alfred Leslie Satie
Franz Peter Schubert
Robert Alexander Schumann
i, i Clara Josephine Schumann
Bedrich (Friedrich) Smetana
Alessandro Stradella
Richard Georg Strauss
Arthur Seymour Sullivan
Maria Agata Szymanowska
Wilhelm Richard Wagner
Carl Maria Friedrich Ernst von Weber
Indeks os�b
Don Giovanni: Zitto! mi pare sentir odor di femmina!
Leporello: Cospetto, che odorato perfetto!*
Cicho! Wydaje mi si�, �e czuj� zapach kobiety!
Leporello: Do licha, c� za doskona�y zapach!
W.A. Mozart, Don Giovanni, Akt I, scena IV
W latach osiemdziesi�tych Piers Burton-Page z Redakcji Muzycznej
BBC poprosi� mnie o napisanie i przedstawienie w programie czwar-
tym Radia BBC kilku audycji po�wi�conych �onom i mi�o�ciom wiel-
kich kompozytor�w. By� to jego pomys� i z wdzi�czno�ci� przyznaj�,
�e w�a�nie �w pomys� sta� si� inspiracj� do napisania tej ksi��ki. Nie-
bawem okaza�o si� bowiem, �e kr�tkie programy ozdabiane ilustrac-
jami muzycznymi nie s� odpowiednimi �rodkami dla kilku zgo�a za-
dziwiaj�cych informacji, jakie wy�oni�y si� w czasie moich bada�, i �e
ksi��ki o tematyce muzycznej i biografie kompozytor�w skupiaj� si�
raczej na ich dzie�ach ni� na �yciu prywatnym tych tw�rc�w. Oto
dlaczego ja skoncentrowa�em si� raczej na �onach, kochankach i in-
nych upodobaniach wielkich kompozytor�w ni� na ich muzyce.
Czasami czu�em si� troch� jak poszukuj�cy skandali felietonista
plotkarskich rubryk towarzyskich, ale niemal ekscytuj�ce by�o u�wia-
domienie sobie, �e na przyk�ad Beethoven, �w genialny tw�rca Missa
solemnis, by� tak�e po��dliwym kobieciarzem ("Kiedy si� patrzy na ni�
z boku, okazuje si�, �e ma cudowny ty�ek!") i �e, podobnie jak
Brahms, odwiedza� domy publiczne. Beethovenowskie - dotychczas
nieprzet�umaczone - zeszyty konwersacyjne, kt�re ten g�uchy m�-
czyzna nosi� przy sobie, by porozumiewa� si� z przyjaci�mi, tak�e
dostarczaj� ekscytuj�cego materia�u, przynosz�c wi�cej poruszaj�cych
informacji ni� ujawniaj� biografowie. Sugeruj� one bowiem, �e nie-
�lubna c�rka, kt�r� w roku 1820 urodzi�a jakoby nielubiana przez
Beethovena bratowa, mog�a by� jego dzieckiem. Z jakiego� bowiem
innego powodu nadano by jej imi�... Ludwika? I kt�ry� biograf zada�
sobie trud om�wienia incydentu w Helenental nie opodal Wiednia,
kiedy Beethoven dowiaduje si�, jak Karolina Unger (pierwsza wyko-
nawczyni partii kontraltowej w IX Symfonii) straci�a dziewictwo? A kto
opowiedzia� o Beethovenie przeskakuj�cym z ��ka do ��ka? R�wnie
zdumiewaj�ce jest odkrycie, �e Janaczek i jego Kamila "poruszyli zie-
mi�" jakie� trzyna�cie lat wcze�niej ni� bohaterowie Ernesta Heming-
waya uczynili to w Komu bije dzwon. I kto by przypuszcza�, �e ten
�wi�tobliwy Anton Bruckner komponuj�cy monumentalne symfonie
i msze ugania� si� za nastoletnimi dziewcz�tami, sporz�dzaj�c - ni-
czym Leporello - listy kandydatek? Jeszcze bardziej osobliwa jest jego
fascynacja zw�okami, kt�re zawsze chcia� ogl�da� w kostnicach. By�
te� niem�ody Brahms z beatlesowsk� fryzur� (wyprzedzaj�c� ten styl
czesania si� o ca�e stulecie), kt�ry adorowa� kobiety, cho� mi�osne
zwi�zki wydawa�y mu si� trudne, i kt�ry, niemal zostaj�c zabawk�
Klary Schumann, m�g� by� ojcem jej dziecka. Kieszenie zawsze mia�
pe�ne cukierk�w, �eby rozdawa� je dzieciom ulicy, co by�o niewinnym
zaj�ciem, kt�re dzi� wzbudzi�oby mroczne domys�y.
Publikowanie po �mierci tw�rc�w rewelacji o ich homoseksualiz-
mie jest teraz bardzo modne i ostatnio takie "�wiat�o" pad�o na Schu-
berta. Niew�tpliwie nie istnieje �aden jego list mi�osny, ale s� r�ne
wzmianki o romansach z wiede�skimi dziewcz�tami ("Ta pokoj�wka
jest wyj�tkowo ch�tna..." - pisa�). Zamiast list�w posy�a� im pie�ni
- pisane w ci�gu jednej nocy Standchen. Biedermeierowski Wiede�
uwa�a� za rzecz niegodn�, by trzydziestojednoletni m�czyzna pozo-
stawa� kawalerem. Jego najstarszy brat Ferdynand (nauczyciel, spora-
dycznie zajmuj�cy si� r�wnie� komponowaniem) zrekompensowa�
to, p�odz�c z dwiema �onami dwadzie�cioro dziewi�cioro dzieci. Mo�-
na by przypuszcza�, �e Wiede� b�dzie teraz przepe�niony Schuber-
tami, i chocia� to nazwisko wci�� si� w nim pojawia, linia muzyczna
wydaje si� ju� wymar�a. Wszak�e geniusz Schuberta, Beethovena, Bra-
hmsa i innych mo�e spoczywa� cicho w progeniturze ich nieprawego
potomstwa, b�d�cego owocem rozmaitych nielegalnych "skok�w".
Podczas gdy,Jan Sebastian Bach wi�d� spokojne, chwalebne i godne
szacunku �ycie z dwiema kolejnymi �onami i dwadzie�ciorgiem dzie-
ci, to przecie� jego najm�odszy syn,,Jan Chrystian bez �enady stworzy�
w Soho, w londy�skim West Endzie, swobodny uk�ad z kompozyto-
rem K.F. Ablem i �piewaczk� Cecyli� Grassi, do kt�rego p�niej przy-
��czy� si� nast�pny Bach... Potencjalny Kevin Filip Emanuel mo�e si�
zatem jeszcze kry� w Neasden, a jaka� Tracy Magdalena - w Tooting...
Czajkowski, Faure, Mahler i Saint-Saens o�enili si� p�no i z r�-
nych powod�w. Czajkowski - poniewa� mia� nadziej�, �e ma��e�stwo
wyleczy go z homoseksualizmu; Faure i Mahler - bo wcze�niej za
bardzo kochali zbyt wiele kobiet, by wi�za� si� z jedn� (z tego samego
powodu kawalerem pozosta� sir Artur Sullivan) ; celem za� tajemni-
czych wyjazd�w Saint-Saensa do ciep�ych kraj�w by�o by� mo�e po-
szukiwanie w Algierii arabskich ch�opc�w. Debussy'ego - co �atwiej
mo�na sobie wyobrazi� - fascynowa�y blondynki i... szybko mu si�
nudzi�y. Percy Grainger posun�� si� do utleniania sobie w�os�w i ow-
�adni�ty by� demonami sadomasochizmu z dodatkiem kazirodztwa.
Zdarzy�y si� te� w�r�d wielkich muzyk�w dwa samob�jstwa z mi�o�ci
(Jeremiasz Clarke si� zastrzeli�, a haydnowski harfista Krumpholtz
skoczy� do Sekwany) oraz jedna �mier� z erotycznej ekstazy (�mier�
Franciszka Koczwary, w��czonego tu raczej z powod�w sensacyjnych
ni� muzycznych). Jerzy Fryderyk Handel pozosta� kawalerem i miesz-
ka� ze swoim kucharzem, jednak nie dotar�a do nas �adna pog�oska
o skandalu. By� mo�e jest to przypadek psa, kt�ry nie szczeka�. Jak
wi�kszo�� s�awnych kompozytor�w w Anglii, mia� Handel do dyspozy-
cji elit� wszystkich najbardziej zmys�owych �piewaczek, gotowych zna-
le�� si� na jego "obsadowej" kanapie, ale najwyra�niej nie mia� na
nie ochoty. Mo�emy si� jedynie domy�la�, tak jak zrobi� to jego bio-
graf Christopher Hogwood i... wyci�gn�� oczywisty wniosek. Rzecz nie
jest jednak rozstrzygni�ta. Karol Gesualdo �a�o�nie zaniedbywa� �on�,
bo wola� pi� i muzykowa� ze swymi m�skimi przyjaci�mi, a potem
zamordowa� ma��onk� i jej kochanka! Ociekaj�ca krwi� opowie��,
kt�ra zachwyci�aby dzisiejsze kolorowe magazyny.
O �onie Henryka Purcella, Franciszce, wiemy bole�nie niewiele,
opr�cz tego, �e obwiniano j� o �mier� m�a z powodu grypy, kt�rej
si� nabawi�, bo zamkn�a przed nim drzwi, kiedy pewnej nocy "roz-
grzany winem wypitym w tawernie wr�ci� do domu godzin� p�niej,
ni� mu kaza�a".
Dwaj kompozytorzy zostali zamordowani: Aleksander Stradella
i Jan-Maria Leclair. Ten drugi - na schodach w�asnego domu. Niemal
jak John Lennon: "Pad� ofiar� w�asnej s�awy"... Tajemnica pozostaje
nierozwi�zana, cho� podejrzewano zar�wno jego siostrze�ca, z kt�-
rym si� wcze�niej pok��ci�, jak i pani� Leclair, wzorow� �on�, kt�ra
nauczy�a si� rytowania nut, by pom�c w publikowaniu utwor�w m�a.
Niekt�re nazwiska pozostaj� jedynie w odno�nikach, jak na przy
k�ad Izydor De Lara, niezbyt wielki kompozytor, ale wielki kochanek,
kt�rego oper� Amy Robsart w roku 1893 wystawiono w Covent Garden.
Izydor De Lara mieszka� w Claridge's Hotel, ale nie zawsze tam sypia�,
dziel�c noce mi�dzy damy, w kt�rych domach by� mile widziany. Pew-
nej nocy jaki� rywal napisa� na frontowych drzwiach domu jednej
z nich: "Ici dort De Lara!" (po francusku: "Tu �pi De Lara" - gra s��w;
zdanie to brzmi po francusku tak jak imi� i nazwisko De Lary).
Aby utrzyma� t� ksi��k� w daj�cej si� opanowa� obj�to�ci, ograni-
czy�em jej zawarto�� do opowie�ci o parach heteroseksualnych. Matki
kompozytor�w sta�yby si� olbrzymi� ksi�g� o ograniczonym powodze-
niu. Nikt nie zdo�a�by udoskonali� telewizyjnego wywiadu, w kt�rym
sir Peter Pears wzruszaj�co opowiada� o swym wieloletnim zwi�zku
z Beniaminem Brittenem; zwi�zku, kt�ry - mimo okropnego charak-
teru Brittena - by� artystycznie bardziej owocny ni� wiele kreatywnych
i prokreatywnych par ma��e�skich. Je�li Haydn by� "ojcem symfonii",
to Britten musia�by by� "matk� ch�ru ch�opi�cego" - tak bardzo
pragn�� czystych sopran�w. Lustrzanym odbiciem mi�o�ci Brittena
i Pearsa by�o uczucie ��cz�ce Francisa Poulenca z Pierrem Bernakiem
(d�ugoletnim partnerem i wykonawc� jego pie�ni), nie obci��one
przy tym �adnymi k�opotami finansowymi, poniewa� Poulenc odzie-
dziczy� "aspirynow�" fortun� farmaceutycznej sp�ki Rh�ne-Pou-
lenc. Sir Michael Tippet powiedzia� "wszystko" w radio BBC prze-
prowadzaj�cemu wywiad psychiatrze, ujawniaj�c osiemnastoletni ro-
mans z pewnym krytykiem muzycznym. (Ciekawe, co powiedzia�by
�wiat, gdyby ujawniono, �e Brahms sypia� ze swoim oddanym i zago-
rza�ym hagiografem Edwardem Hanslickiem?). Satie nigdy si� nie
o�eni�, chocia� mia� jaki� jednotygodniowy romans, ale mimo i� s�o-
wo Gymnopedies (nazwa cyklu trzech archaizuj�cych utwor�w Satiego)
oznacza "nadzy ch�opcy", nie mo�na wyci�ga� z tego �adnych wnios-
k�w, podobnie jak mo�emy by� wzgl�dnie pewni, �e Brittenowska
fascynacja ma�ymi ch�opcami mie�ci�a si� w granicach prawa... z tru-
dem.
Ryszard i Paulina Straussowie byli szcz�liwi tylko wtedy, kiedy si�
ze sob� gry�li jak pies z kotem. Ona by�a kotem, on - dobrodusznym
psem.
Historia pa�stwa Schumann�w opowiada o wspania�ym partners-
kim ma��e�stwie, w kt�rym �ona stopniowo wy�ania si� jako znakomi-
tszy z dwojga geniuszy. Inn� niedocenion� kompozytork� czekaj�c�
w kulisach historii jest siostra Feliksa Mendelssohna. Fanny Mendels-
sohn, kt�ra muzyki by�a uczona przez matk� i ju� jako trzynastolatka
zna�a na pami�� z�o�ony z czterdziestu o�miu preludi�w i fug Wohl
temperiertes Klavier Jana Sebastiana Bacha, a jako czternastolatka wst�-
pi�a do konserwatorium. Fanny i Feliks byli ze sob� wyj�tkowo blisko
zwi�zani, zar�wno muzycznie i intelektualnie,jak i uczuciowo. Oboje
wst�pili w zwi�zki ma��e�skie, ale te� oboje nie osi�gn�li z ma��on-
kami takiej wi�zi, jaka ��czy�a ich ze sob� od wczesnego dzieci�stwa.
Feliks zmar� niespe�na sze�� miesi�cy po siostrze; niekt�rzy m�wili, �e
z powodu p�kni�tego serca. Zachowane kompozycje Fanny s� niemal
r�wnie wyraziste i �mia�e jak utwory jej brata, ale ich ojciec zarz�dzi�,
�e domowe cnoty s� dla dziewcz�cia znacznie wa�niejsze ni� kom-
ponowanie.
Inn� wielk� strat� jest Nadie�da Purgold, uderzaj�co pi�kna
i nadzwyczajnie utalentowana uczennica Dargomy�skiego i Rimskie-
go-Korsakowa. Du�o komponowa�a i sta�a si� niemal sz�st� cz�ci�
"Wielkiej Pi�tki" zwanej te� "Pot�n� Gromadk�". Kiedy jednak
w roku 1872 po�lubi�a Rimskiego, ju� jako Nadie�da Miko�ajewna
Rimskaja-Korsakowa zadowoli�a si� rol� jego wydawcy i korektorki
oraz matki ich siedmiorga dzieci. Op�akujmy tak�e Helen Riese
urodzon� w Berlinie w roku 1796. Studiowa�a kompozycj�
z uczniem Beethovena, Ferdynandem Riesem, a �arliwe �wczesne
doniesienia o jej talencie potwierdza ol�niewaj�co mozartowska
w stylu Sonata wioLonczelowa op. 11. Jednak wi�kszo�� innych utwo-
r�w Helen Riese zagin�a, a po jej �lubie zawartym w roku 1814
z niejakim Liebmannem niewiele wi�cej o niej s�yszano. Zmar�a
oko�o roku 1835. �mier� Helen Riese pozosta�a najwyra�niej niezau-
wa�ona.
Urodzony w Glasgow Eugeniusz d'Albert i Wenezuelka Maria
Carre�o to ma��e�stwo kompozytorsko-wykonawcze godne zapami�-
tania raczej dla liczby ich �lub�w ni� dzie�. W zwi�zki ma��e�skie
wchodzili o�miokrotnie, g��wnie z kolegami muzykami, a kiedy na
jakim� przyj�ciu d'Albert zawo�a� do Brahmsa: "Czy zechcia�by pan
pozna� moj� now� �on�?", Brahms rzekomo odpowiedzia�: "Danke,
aber diese uberspring ich" ("Dzi�kuj�, ale t� chyba pomin�").
Om�wienie przy tej okazji - obok mi�o�ci kompozytor�w - tak�e
�ycia uczuciowego wykonawc�w-wirtuoz�w zaowocowa�oby kilkoma
woluminami o wymiarach ksi��ek telefonicznych. Stokowski, Pagani-
ni, Rubinstein i Toscanini (by wymieni� tylko tych czterech) wymaga-
liby dla siebie odr�bnych tom�w. Ostatni z wymienionych to hipo-
kryta wyg�aszaj�cy swoim muzykom kazania o uczciwo�ci, a po kryjo-
mu si�gaj�cy po ka�d� sp�dniczk� (ciekawe, jak to seksualne moles-
towanie uda�oby mu si� dzisiaj?). Leonard Bernstein czu� poci�g za-
r�wno do kobiet, jak i do m�czyzn, a liczba dyrygent�w, kt�rzy �wi-
czyli "droiL du seigneur" ("prawo feuda�a") na muzykach,jest spot�go-
wana przez wewn�trzorkiestrowe mi�ostki, �w nieustannie zmieniaj�-
cy si� kalejdoskop romans�w u�atwionych dzi�ki cz�stym wyjazdom
na artystyczne tournees; romans�w, kt�rymi karmi� si� liczne pod-
niecaj�ce opowie�ci.
Nie ma tu miejsca dla tych wszystkich znakomitych �piewak�w,
kt�rzy upadli z powodu swoich Svengalich. [Svengali to osoba ca�-
kowicie panuj�ca nad innymi, zwykle z egoistycznych i z�ych pobu-
dek. Symbol utworzony od nazwiska okrutnego hipnotyzera z powie-
�ci G. Du Mauriera pt. Trilby - przyp. t�um.]. O angielskim tenorze,
sir Steuarcie Wilsonie wiem tylko tyle, �e po�lubi� �on� Adriana Boul-
ta, przejmuj�c opiek� nad licznym potomstwem dyrygenta i �e pod-
czas ceremonii ich �lubu organista, sir Walford Davies, gra� Handla
On nakarmi swoj� trzod�.
Adelina Patti wype�ni�aby tylko jeden skandalizuj�cy paragraf-za
to, �e przypuszczalnie trzyma�a u siebie kar�a, by spe�nia� jej potrzeby;
by� mo�e mia� jej przypomina�, �e nie by�o nikogo wi�kszego ni� ona.
Podejmuj�c takie przedsi�wzi�cie, zawsze zanudza si� przyjaci�
powstaj�c� ksi��k�, poniewa� zazwyczaj m�wi� oni: "Spodziewam si�,
�e wiesz, i�..." Zwykle nie wiedzia�em, wi�c serdeczne podzi�kowania
kieruj� ku tym wielu osobom, kt�re podsuwa�y mi pomys�y i wskaz�-
wki; szczeg�lnie za� ku tym ekspertom w swoich dziedzinach - Roge-
rowi Nicholsowi, profesorowi Robertowi Orledge'owi i doktor Caro-
linie Potter - kt�rzy pomogli mi w sprawach francuskich. Hanny
Hicger by�a niestrudzon� badaczk� �r�de� niemieckich w Wiedniu,
za� Aviva Sklan w Nowym Jorku. Sp�nione podzi�kowania sk�adam
mojej dawnej kole�ance, oboistce Mary Murdoch. Nale��ca do jej
ojca biblioteka niemieckich biografii stworzy�a zal��ek mojej. Dzi�ku-
j� te� radiowcom Peterowi Spaullowi i Jamesowi McKeonowi. Nigdy
nie otrzyma�em takiej karty pocztowej od profesora Arthura Jacobsa,
ani nie odby�em takiej rozmowy z Julianem Buddenem, kt�re nie
wnios�yby chocia� odrobiny fascynuj�cych informacji. Ray Abbot, An-
drew Lyle i Andrew Mussett maczali palce - wraz z Piersem Bur-
tonem-Page'em - w realizacji kilku wyda� "�on" i "Mi�o�ci" (moich
audycji w radiu BBC), za� Patrick Lambert by� moim bankiem infor-
macji o Czechach.
Przede wszystkim za niestrudzon� i pe�n� po�wi�cenia pomoc
jestem wdzi�czny mojej �onie, Ingrid.
Liverpool, 1996 Fritz SpiegL
Johann Sebastian Bach
Data i miejsce urodzenia: 21 marca 1685 r. w Eisenach.
Rodzice: Johann Ambrosius Bach i Elisabeth z d. Lammerhuet.
�ony: 1. Maria Barbara Bach (1684-1720), �lub w 1702 r.;
2. Anna Magdalena Wilcke (1701-1760), �lub w 1721 r.
Dzieci: dwadzie�cioro (z dwiema �onami).
Data i miejsce �mierci: 28 lipca 1750 r. w Lipsku.
Drzewo genealogiczne rodziny Bach�w -jak podaje "S�ownik muzy-
ki" Grove'a, gdzie zajmuje ono dwie strony zapisane drobnym dru-
kiem - liczy, je�li cofniemy si� do Hansla i Veita �yj�cych w p�nym
�redniowieczu, nie mniej ni� osiemdziesi�ciu sze�ciu m�skich Ba-
ch�w. Muzyka rz�dzi�a Bachami przez niemal trzysta lat, oni za� w efe-
kcie w�adali muzyk� p�nocnoniemieck�, szczeg�lnie w Turyngii,
gdzie wydawali si� mie� to, co dzi� si� nazywa monopolem. Powiedze-
nie "on jest Bachem" by�o r�wnoznaczne ze stwierdzeniem "on jest
muzykiem". Jedynie dziewi�ciu z owych osiemdziesi�ciu sze�ciu nie
uprawia�o tego zawodu, cho� lista pomija kobiety owej rodziny, kt�re
prawdopodobnie by�y w tej sztuce szkolone, ale nie wchodzi�y do
familijnego zawodu; tego si� nie robi�o. One pracowa�y w domu,
gotuj�c, pior�c, sprz�taj�c, prasuj�c i... rodz�c kolejnych muzyk�w.
Nikt nie by� bardziej �wiadomy tego fenomenu ni� Jan Sebastian,
najs�ynniejszy cz�onek rodziny, kt�ry w roku 1735 sam stwierdzi�, �e
nale�y do pi�tej generacji, co pierwszym pokoleniem czyni�o Veita
Bacha nazwanego imieniem �wi�tego Wita (tego, kt�ry nie m�g�
przesta� ta�czy�). On sam - Jan Sebastian - dokona� wnikliwego
przegl�du wszystkich swoich "muzycznych krewniak�w", o kt�rych
wiedzia�. Kilku z nich rozjecha�o si� po ca�ych Niemczech, a niekt�rzy
zaw�drowali nawet dalej, bo a� do Szwecji. W pochodz�cym z roku
1728 li�cie do przyjaciela Jan Sebastian zdawkowo napomyka, �e wszy-
scy jego synowie s� urodzonymi muzykami.
Zgodnie z biografi� Jana Sebastiana, kt�r� opublikowano w 1802
roku, ale kt�r� jej autor, Jan Miko�aj Forkel, zacz�� pisa� tu� po
�mierci najm�odszego z "wielkich" Bach�w - Jana Krzysztofa - rodzi-
na odbywa�a doroczne zjazdy w Arnstadt, w Erfurcie albo w Eisenach.
By�y one wielkimi muzycznymi przyj�ciami, na kt�rych wymieniano
si� osobistymi i zawodowymi nowinami, dos�ownie por�wnuj�c par-
tytury, by si� dowiedzie�, jakie rodzaje muzyki lub styl�w wykonaw-
czych s� modne b�d� oczekiwane w r�nych miejscowo�ciach i regio-
nach. Owe przyj�cia nieodmiennie zaczyna�y si� jakim� nabo�nym
chora�em, ale niebawem przechodzi�y w breughlowskie biesiadowa-
nie z pospolitymi, plebejskimi �piewkami i muzycznymi swawolami,
��cznie z gamami i kontrapunktowymi improwizacjami, w kt�rych
r�ne d�wi�ki "pasowa�y do siebie" jakby by�y wzajemnymi akom-
paniamentami. Bachowie nazywali te improwizowane kawa�ki quod
libetami ("[�piewaj] co chcesz"), a w zmodyfikowanej formie wci�� s�
one znane w muzycznej Walii, kt�ra nazywa je penilLionami. Zabawny
przyk�ad pojawia si� na ko�cu Wariacji Goldbergowskich Jana Sebas-
tiana Bacha, gdzie przewija si� motyw pie�ni ludowej o nast�puj�cych
s�owach: Kraut und Ruben / Haben mich vertrieben... ("Kapusta i rzepa
sprawia, �e uciekam... gdyby� gotowa�a mi lepsze �arcie, siedzia�bym
w domu").
Wi�kszo�� cz�onk�w rodziny nale�a�a do klasy rzemie�lniczej gru-
puj�cej zawodowych muzyk�w, kt�rzy uprawiali przypisane cechowi
profesje miejskich kobziarzy, wie�owych i ratuszowych tr�baczy, mu-
nicypalnych kol�dnik�w, organist�w i szkolnych nauczycieli muzyki.
Wi�kszo�� te� by�a biedna jak ko�cielna mysz. Bachowie sw�j maj�tek
inwestowali w rodzin�, nie za� w banki. Ma��e�stwa zawierane w ro-
dzinie by�y u nich raczej regu�� ni� wyj�tkiem. Nigdy jednak nie �enili
si� bli�ej ni� z kuzynkami. Ko�ci� nie wyrazi�by na to zgody, a oni byli
lud�mi bogobojnymi. W jakim� momencie, o ca�e stulecia wcze�niej,
zanim zrozumiano geny i genetyk�, Bachowie chyba u�wiadomili so-
bie, �e dzi�ki owym wewn�trzrodzinnym ma��e�stwom mog� niemal
na �yczenie produkowa� muzyk�w, podobnie jak musieli r�wnie�
zauwa�y�, �e gdy ich s�siedzi �eni� si� mi�dzy sob�, to cz�sto p�odz�
wiejskich g�upk�w. Rzecz� zgo�a nie do pomy�lenia by�o, aby potom-
kowie kt�rego� Bacha nie pracowali w rodzinnym zawodzie (dok�ad-
nie tak, jak tradycyjnie dzieje si� w rodzinnych orkiestrach d�tych
w p�nocnej Anglii, gdzie synowie, id�c w �lady ojc�w, wst�puj� do
owych orkiestr). M�odzi Bachowie byli oczywi�cie uczeni muzyki
przez swych ojc�w, najstarszych braci lub wuj�w. Uczenie dziewcz�t
by�o mniej intensywne, ale zawsze musia�y by� do dyspozycji, aby
przepisywa� nuty lub �piewa�.
M�ody Jan Sebastian Bach cieszy� si� reputacj� niesubordynowa-
nego buntownika i mia� talent zra�ania sobie prze�o�onych. Gdy by�
uczniem u organisty w Arnstadt, parafianie narzekali, �e wyprowadza
ich z r�wnowagi dziwnymi wariacjami i dodatkowymi d�wi�kami
w akompaniamentach, kt�rymi si� najwyra�niej popisuje. By� te�
oskar�any o... ci�k� r�k� wobec ch�rzyst�w. I najgorsze ze wszyst-
kiego: c� on wyprawia na ko�cielnym ch�rze z nieznajom� m�od�
kobiet�?! Czy� nie wie, �e kobietom nie wolno �piewa� w ko�ciele?!
Jan Sebastian by� zbyt porywczy, m�wi� wszystko bez ogr�dek, ale
r�wnocze�nie sam szybko si� obra�a�. Maj�c dziewi�tna�cie lat, 4 sier-
pnia 1704 roku by� w Arnstadt ze swoj� kuzynk�, Barbar�, gdy wdali
si� w jak�� s�own� utarczk� z grup� starszych uczni�w. Staraj�c si�
(niew�tpliwie) zaimponowa� Barbarze, zrobi� kilka obra�liwych uwag
trzy lata starszemu od siebie fagoci�cie J.H. Geyersbachowi, m�wi�c
mu, �e beczy na swoim fagocie niczym kozio�. Na te s�owa Geyersbach
obrazi� si� i uderzy� Bacha kijem w twarz, Bach za� wyci�gn�� szpad�,
ale inni uczniowie powstrzymali go od zrobienia obra�onemu fagoci-
�cie krzywdy. Sprawa trafi�a do S�du Konsystorskiego, gdzie zosta�a
rozstrzygni�ta polubownie, ale niebawem Bach ponownie naruszy�
prawo. Poprosiwszy o czterotygodniowy urlop, by m�c pos�ucha�
w Lubece (do kt�rej musia� i�� przez miesi�c) znakomitego, ale sta-
rzej�cego si� organisty Dietricha Buxtehudego, przebywa� tam przez
trzy miesi�ce. Wspania�y organista do�ywa� swoich lat i Bach m�g�by
obj�� jego posad�, ale zauwa�y�, �e trzydziestoletnia c�rka mistrza
radzi sobie z t� prac� (kilka lat wcze�niej zar�wno Handel, jak i Mat-
theson odrzucili jej r�k� razem z upragnion� posad� po Buxtehu-
dem).
Pierwsz� znan� mi�o�ci� Jana Sebastiana by�a jego dwudziesto-
dwuletnia kuzynka Maria Barbara, c�rka wuja Jana Micha�a Bacha,
organisty w Gehren. Szybko si� pobrali.
Dnia 17 pa�dziernika 1707 roku czcigodny pan Jan Sebastian Bach, kawa-
ler, organista w ko�ciele �w. B�a�eja, prawnie zrodzony syn czcigodnego
Ambro�ego Bacha, nie�yj�cego, by�ego organisty i muzyka miasta Eisenach,
oraz cnotliwa Maria Barbara, panna, najm�odsza z �yj�cych c�rek wielce
czcigodnego i zacnego Micha�a Bacha, nie�yj�cego ju� organisty w Gehren,
w tutejszym domu Bo�ym za zgod� Ja�nie Wielmo�nego Hrabiego, po zapo-
wiedziach og�oszonych w Arnstadt, wst�pili w zwi�zek ma��e�ski.
Po ceremonii za�lubin odby�o si� muzyczne przyj�cie, na kt�-
rym rodzina za�piewa�a Weselny Quodlibet (zachowa� si� z niego tylko
jeden fragment umieszczony w katalogu kompozycji Bacha pod nu-
merem BWV 524). Ma��onkowie Jan Sebastian i Maria Barbara mie-
li og�em siedmioro dzieci, w�r�d kt�rych by�y te� bli�ni�ta, ale
zmar�y one tu� po przyj�ciu na �wiat, za� jeden z syn�w, Leopold
August, urodzony w roku 1719, nie do�y� swych pierwszych urodzin.
Maria Barbara powi�a te� Janowi Sebastianowi syn�w: Wilhelma
Friedmanna, Karola Filipa Emanuela i Jana Gotfryda Bernarda, kt�-
rzy tak�e zdobyli s�aw� jako kompozytorzy. Ku wielkiej rozpaczy Ba-
cha Maria Barbara zmar�a nagle w wieku trzydziestu pi�ciu lat. Jan
Sebastian towarzyszy� wtedy ksi�ciu w podr�y do Karlsbadu, a wr�-
ciwszy do domu, zasta� w nim wie�ci, kt�rych w owych czasach powo-
lnych woja�y i s�abej ��czno�ci podr�ni obawiali si� najbardziej.
Okoliczno�ci te zosta�y p�niej opisane przez jego syna Karola Filipa
Emanuela.
Po trzynastu latach szcz�liwego ma��e�stwa z pierwsz� �on� ogarn�� go
bolesny smutek, gdy wr�ciwszy do K�then zasta� ma��onk� nie�yw� i po-
chowan�, chocia� wyje�d�aj�c zostawi� j� w najlepszym zdrowiu. Wie�� o jej
chorobie i �mierci by�a pierwsz�, jak� mu zakomunikowano, gdy wszed� do
domu.
Kobiet�, kt�ra zosta�a drug� �on� Jana Sebastiana, by�a Anna
Magdalena Wilcke, Wulke lub Wulcke. Spostrzeg� j� rok przed �mier-
ci� Marii Barbary, bo by�a uderzaj�co pi�kn� dwudziestolatk� ze s�od-
kim g�osem i jeszcze s�odszym charakterem. Chocia� nie nale�a�a do
rodziny Bach�w, by�a c�rk� tr�bacza i siostrzenic� organisty. Pobrali
si� bezzw�ocznie, a zapis w ksi�dze ko�cielnej m�wi:
Dnia 3 grudnia 1721 roku pan Jan Sebastian Bach, wdowiec, kapelmistrz
Jego Wysoko�ci Ksi�cia, i Anna Magdalena, panna, prawowita c�rka pana
Jana Kaspara Wulcke, nadwornego i polnego tr�bacza Jego Wysoko�ci Ksi�-
cia Sachsen-Weissenfels zostali sobie za�lubieni na �yczenie Ksi�cia...
Maj�c trzydzie�ci osiem lat Bach rozwin�� swe zdolno�ci z chwil�
przeniesienia si� do Lipska, gdzie obj�� posad� kantora w s�ynnym
ko�ciele �w. Tomasza. Anna Magdalena, wci�� zaledwie dwudziesto-
dwuletnia, musia�a si� w tym czasie opiekowa� a� pi�ciorgiem dzieci,
w�r�d kt�rych jedno by�o ju� jej w�asne. jako dobry ojciec Bach napi-
sa� wcze�niej dla dzieci Klavierbuchlein, czyli ksi��eczk� �wicze� klawe-
synowych, a w roku 1723 i 1725 skomponowa� jeszcze dwa takie zbio-
ry dla �ony. Obok etiud na klawesyn i podnios�ych lutera�skich hym-
n�w znalaz�a ona w owych Ksi��eczkach nutowych mi�osn� pie�� Czy
dasz mi swoje serce? oraz - co by�o najbardziej wzruszaj�ce, poniewa�
Bach osi�gn�� w�a�nie wiek �redni i wzrok zaczyna� sprawia� mu k�o-
poty - pie�� jeste� ze mn� ("Gdy jeste� ze mn�, spokojnie my�l� o dniu
mojej �mierci").
Opr�cz gry na klawesynie i zasad kompozycji Bach nauczy� tak�e
Ann� Magdalen� pisania nut, aby mog�a by� jego kopistk�. Ona za�
osi�gn�a w owej sztuce taki stopie� mistrzostwa, �e czasami trudno
odr�ni� ich r�kopisy.
�ycie nie by�o jednak wy��cznie idylliczne. Wilhelma Friedman-
na, najstarszego syna Marii Barbary, kt�rego uwa�ano za najbardziej
utalentowanego, �mier� matki poruszy�a tak g��boko, �e nigdy si� nie
ustatkowa� i nie zazna� powodzenia. Jan Gotfryd Bernard, inny z sy-
n�w Jana Sebastiana i Marii Barbary, tak�e przysparza� swemu ojcu
i Annie Magdalenie pewnego strapienia. Opu�ciwszy dom, �eby obj��
posad� organisty i jednocze�nie studiowa� na uniwersytecie nauki
humanistyczne, popad� w tarapaty i wyprowadzi� si� z mieszkania, nie
m�wi�c nikomu, dok�d si� udaje. Bach sp�aci� jego d�ugi, ale napisa�:
"Moja czu�a troska na nic si� nie zda�a. Musz� nie�� sw�j krzy� z cierp-
liwo�ci� i pozostawi� swego marnotrawnego syna bezgranicznemu mi-
�osierdziu boskiemu". Wkr�tce mia�o si� ono dope�ni�; Gotfryd Ber-
nard zmar� jako student uniwersytetu w Jenie, nie zobaczywszy ju�
rodziny.
Na pocz�tku lat czterdziestych XVIII wieku Anna Magdalena
by�a schorowan� kobiet� i cierpia�a na jak�� nieokre�lon� przy-
pad�o��. jednak w roku 1742 urodzi�a m�owi jeszcze jedn� c�rk�,
kt�r� ochrzczono imionami Regina Zuzanna. Ostatnia c�rka Bacha
�y�a do roku 1809, w ewidentnym ub�stwie, poniewa� utrzymywa�a
si� z subskrypcji rozpisanej przez wydawc�w, Breitkopfa i Hartla.
Oni za� byli niew�tpliwie wdzi�czni za wszystkie pieni�dze, jakie
uprzednio zarobili na Bachach, co zreszt� robi� nadal, tak�e w XX
wieku. *
W marcu i kwietniu 1750 roku Bach przeszed� dwie nieudane
operacje oczu, padaj�c ofiar� okrutnego oszustwa pewnego angiels-
kiego szarlatana, niejakiego Jana Taylora, kt�ry podr�owa� po Euro-
pie uzbrojony w fa�szywe �wiadectwa i nazywa� siebie "kawalerem Tay-
lorem", bez w�tpienia pr�buj�c w ten spos�b podawa� si� za uszlach-
conego angielskiego chirurga. Wzrok Bacha prawdopodobnie os�ab�-
by tak czy inaczej, nawet bez owej "chirurgicznej" interwencji, ale
operacje Taylora jeszcze go pogorszy�y.
Jan Sebastian Bach zmar� we wtorek 28 lipca 1750 roku i zosta�
pochowany w grobie oznakowanym tak niedbale, �e nieomal zazna�
tego samego po�miertnego losu, jaki sta� si� udzia�em Mozarta: nie-
wiadomego miejsca wiecznego spoczynku. Dopiero po intensywnych
badaniach prowadzonych przez niemieckich uczonych zidentyfiko-
wano w roku 1894, a wi�c po blisko stu pi��dziesi�ciu latach, w�a�ciwy
gr�b Bacha. Gdy przeprowadzono ekshumacj�; rze�biarz Karol Sef
fner dokona� pomiar�w czaszki Bacha, co pozwoli�o mu tak wymode-
lowa� rysy kompozytora, by nada� mo�liwie najwi�ksze podobie�stwo
jego pomnikowi, kt�ry stan�� przed po�udniowym wej�ciem do ko�-
cio�a �w. Tomasza w Lipsku.
Anna Magdalena pod��y�a za m�em 27 lutego 1760 roku, umie-
raj�c w wieku pi��dziesi�ciu dziewi�ciu lat, zniszczona ci�k� prac�
- porodami, wychowywaniem dzieci, prowadzeniem gospodarstwa
i zaj�ciami muzycznymi. W chwili jej �mierci w oficjalnych dokumen-
tach opisano drug� �on� Jana Sebastiana Bacha jako ,~ja�mu�niczk�",
co oznacza, �e musia�a �y� z mi�osierdzia miasta. Smutny to koniec
dla dynastii...
Ludwig Van Beethowen
Data i miejsce urodzenia: w grudniu 1770 r. w Bonn (ochrzczony
17 grudnia).
Rodzice: Johann van Beethoven i Maria Magdalena Leym
(z domu Keverich).
Data i miejsce �mierci: 26 marca 1827 r. w Wiedniu.
Ludwik van Beethoven by�, podobnie jak Jan Brahms, zaprzysi�g�ym
kawalerem, i tak jak Brahms mia� zwyczaj kocha� si� w kobietach,
o kt�rych wiedzia�, �e s� nieosi�galne; albo dlatego, �e by�y �onami
innych m�czyzn, albo te� z powodu ich tak wysokiego statusu spo�e-
cznego, �e ma��e�stwo z muzykiem - nawet s�awnym - w og�le nie
wchodzi�o w rachub�. Wydaje si�, �e pragn��, by tak by�o, a ponadto
- podobnie jak Brahms -wola� nieskomplikowane us�ugi prostytutek,
w przekonaniu, �e seks z kobiet� szanowan� w pewien spos�b j� bez-
cze�ci.
Wzmianki w jego dzienniku pokazuj�, �e ilekro� odnotowywa�
"zdobycie jakiej� fortecy", czu� p�niej niesmak i wyrzuty sumienia.
Pewnego dnia kto� wpisa� pytanie: "Dok�d to szed�e� dzisiaj o godzi-
nie si�dmej, przechodz�c w pobli�u Bauernmarkt?", a on odpowie-
dzia�, pisz�c po �acinie: "Culpam trans genitalium" ("Pot�piaj za to
mego fallusa"). W tym jego dzienniku istnieje niedatowana notatka,
w kt�rej Beethoven przypomina samemu sobie, �e "zaspokojenie
zmys�owe bez zwi�zku duchowego jest i pozostaje bestialskie; nie ma
si� potem ani �ladu szlachetnego odczucia, lecz raczej wyrzuty sumie-
nia". W innej notatce postanawia: "od dzisiaj nigdy nie i�� do takiego
domu... bez wstydu, w pragnieniu czego� od takiej osoby" ("osoba"
- eine Person - jest uw�aczaj�cym sposobem m�wienia o kobiecie).
Innym atrybutem, jaki Beethoven dzieli� z Brahmsem, by� trosk-
liwie kultywowany gburowaty spos�b bycia, kt�rym by� mo�e mieli
nadziej� odstrasza� kobiety. W rzeczywisto�ci nikt (niezale�nie od
p�ci) nie m�g� d�u�ej mieszka� z �adnym z nich. W li�cie z dnia 8 maja
1816 roku do Ferdynanda Riesa, swego przyjaciela i ucznia, Beet-
hoven pisa� z pewnym b�lem: "Serdeczne pozdrowienia dla ma��on-
ki. Niestety, ja nie mam �ony. Znalaz�em tylko jedn� kobiet�, kt�rej
nigdy nie zdob�d�, ale nie to uczyni�o mnie mizoginist�". T� kobiet�
by�a prawdopodobnie - ale niekoniecznie - owa Nie�miertelna Uko-
chana, o kt�rej tak wiele napisano.
Franciszek Wegeler, tajny radca i lekarz, kt�ry zna� Beethovena
od dwunastego roku �ycia kompozytora (Wegeler by� pi�� lat starszy,
ale, jak pisa�, "nie by�o dnia, by�my si� nie spotkali") ujawni� w swych
wspomnieniach, �e Beethoven "zawsze mia� jak�� ukochan� i zawsze
by� pod silnym wra�eniem tej sympatii". Jego pierwsz� mi�o�ci� (zgo-
dnie z tym, co podaje Wegeler we wspomnieniach spisanych w roku
1838) by�a Jeannette d'Honrath z Kolonii; "�liczna, �ywio�owa blon-
dynka o przyjacielskim zachowaniu, kt�ra znajdowa�a wielk� przyjem-
no�� w muzyce i mia�a mi�y g�os". Dra�ni�a si� z Beethovenem, �pie-
waj�c popularne piosenki o lekko dwuznacznych s�owach, ale zwi�zek
ten nie doprowadzi� do niczego i Jeannette po�lubi�a jakiego� kupca
z Kolonii. Potem nadesz�o co�, co by�o opisywane jako werterowska (a
wi�c nieszcz�liwa) mi�o�� do niejakiej panny von Westerholt. Wege-
ler dodaje: "Powinienem te� powiedzie�, �e wszystkie kobiety, kt�re
kocha�, pochodzi�y z wy�szych warstw spo�ecznych ni� on". Nast�pna
by�a Babette (Barbara), c�rka "wdowy Koch", kt�ra tak�e nie od-
wzajemnia�a jego mi�o�ci, oraz Magdalena Willmann, kt�r� Beetho-
ven poprosi� o r�k�, lecz kt�ra go odrzuci�a.
"W Wiedniu, ilekro� tam by�em, Beethoven zawsze wpl�tany by�
w jaki� romans - wspomina� Wegeler - i niekiedy dokonywa� pod-
boj�w, kt�re mog�yby by� trudne, a nawet niemo�liwe dla jakiego�
Adonisa." Sam kompozytor w pochodz�cym z 18 marca 1809 roku
li�cie do przyjaciela, Ignacego Gleichensteina, tak opisywa� typ kobie-
ty, jakiej poszukiwa�: "Musi by� pi�kna, tylko pi�kna, w przeciwnym
razie musia�bym kocha� samego siebie ( ! ) ". Brzydota - zar�wno
w m�czyznach, jak i w kobietach - go obra�a�a. Skrzypek Ignacy
Schuppanzigh i wydawca Karol Boldrini, kt�rzy byli grubi, musieli
znosi� jego okrutne uszczypliwo�ci czasami wyra�ane w dowcipnych
piosenkach (obydwu nazywa� Falstaffami, a Schuppanzigha niekiedy
- Milordem, co wymawia� i pisa� po angielsku). Ilekro� by� w publicz-
nej jad�odajni i naprzeciwko niego siadali jacy� brzydcy ludzie, prze-
siada� si� do innego sto�u (zapominaj�c, �e jego ponure spojrzenia
spode �ba i brzydki spos�b jedzenia mog�y r�wnie dobrze obra�a�
tych ludzi).
Inny biograf Beethovena, Teodor Frimmel (1853-1928), m�wi,
�e by� on nieustannie inspirowany przez pi�kne kobiety do pisania
dla nich r�nych kompozycji (owa "inspiracja" oznacza�a natchnie-
nie, a nie p�atne zlecenie). Ucze� Beethovena, Karol Czerny
(1791-1857) opowiada�, �e wielki kompozytor by� "powa�nie zako-
chany" w swojej uczennicy, kt�r� by�a Anna Luiza Babette (Barbara)
hrabianka Keglevich. To w�a�nie jej dedykowa� zar�wno Sonat� for
tepianow� op. 7 (kt�r� w jednej chwili nazwano "Sonat� Mi�o�ci"), jak
i Wariacje na temat arii La stessa, la stessissima z opery Salieriego Fal
staff, jednak w roku 1801 Anna Luiza Babette po�lubi�a ksi�cia Odes-
calchi. Mimo to Beethoven nie zaprzesta� dedykowania jej swych
dzie�. Najwa�niejszym utworem dedykowanym Annie Luizie ksi�nej
Odescalchi jest Koncert fortepianowy C dur. Anna Luiza umar�a m�odo
w roku 1813.
Ulubiony lekarz Beethovena, Jan Malfatti, mia� pi�kn� siostrzeni-
c� Teres�. Wielki kompozytor mia� z ni�, jak si� zdaje,jakie� "mi�osne
interludium" i ona jest adresatk� najpopularniejszego utworu for-
tepianowego Beethovena Dla Elizy. Do niej te� nale�a� kompozytorski
r�kopis tego utworu, ale nie widziano go od 1867 roku i jest rzecz�
ma�o prawdopodobn�, by ponownie gdzie� si� pojawi�. Inna Teresa,
hrabianka Brunsvik - tylko pi�� lat m�odsza od Beethovena - by�a
kolejnym obiektem jego uczu� oraz domnieman� Nie�mierteln�
Ukochan�, za� jej m�odsza siostra, J�zefina, tak�e by�a wymieniana
w tym kontek�cie. J�zefina zmar�a w roku 1821. Teresa �y�a do roku
1861 i mog�aby oszcz�dzi� potomno�ci wielu domys��w, gdyby mia�a
sk�onno�ci do opowiadania o swoim s�awnym wielbicielu. Beethoven
zakocha� si� te� w urodzonej w 1784 roku Julii, hrabiance Guicciardi,
gdy on dobiega� pi��dziesi�tki, a ona by�a jego kilkunastoletni�
uczennic�. Julia by�a nadzwyczajnie urodziwym zuchwa�ym dziewcz�-
ciem z odwa�nym spojrzeniem i jasnobr�zowymi loczkami wij�cymi
si� wok� twarzy. Kompozytor zadedykowa� jej t� serenadow�, najbar-
dziej romantyczn� ze wszystkich swoich sonat, jak� jest Sonata cis-moll
"Ksi�ycowa", ale Julia w roku 1803 po�lubi�a hrabiego Gallenberga
i wyjecha�a do W�och. Kiedy za� wr�ci�a i stara�a si� odnowi� kontakt
z Beethovenem, zignorowa� j�. Tak�e i Julia mia�a wi�c szans� jako
jedna z kandydatek do tytu�u Nie�miertelnej Ukochanej. W�r�d do-
jrzalszych przyjaci�ek, cho� Beethoven zazwyczaj rozgl�da� si� za
m�odszymi, znalaz�a si� ksi�na Lichnowsky (z domu hrabianka
Thun), nazywana przez jego - nie zawsze godnego zaufania - sek-
retarza, Antona Schindlera, "drug� matk� kompozytora". Pani Na-
nette Streicher, dziedziczka dobrze znanej wiede�skiej fabryki for-
tepian�w, ta sama, kt�ra jako dziecko zachwyci�a Mozarta gr� na
klawesynie, prowadzi�a d�ugotrwa�� korespondencj� z Beethovenem,
udzielaj�c mu rad zwi�zanych ze sztuk� prowadzenia domu i post�po-
wania ze s�u�b�, skrupulatnie odpowiadaj�c na jego pytania o to, ile
�ywno�ci straci, b�d�c pob�a�liwym. Ksi�na dawa�a wyraz szczeremu
uczuciu, podczas gdy Beethoven bezwstydnie traktowa� j� jak wygod-
ne biuro poradnictwa domowego. jeden z jego list�w do niej sprowa-
dza si� do takiej oto tre�ci: "Lekarz przepisa� mi proszek na wymioty,
czy mam go za�ywa� z herbat�? Potrzebna mi te� cynowa �y�ka. Pani
przyjaciel - Beethoven".
Ferdynand Ries opisuje jeszcze mniej poci�gaj�c� cech�:
"Beethoven bardzo lubi� przygl�da� si� kobietom; szczeg�lnie tym,
kt�re mia�y �adne, m�ode twarze. Gdy mijali�my jak�� na ulicy, rzuca�
na ni� po��dliwe spojrzenia przez okulary, a s�dz�c, �e to widz�, �mia�
si� lub szczerzy� z�by. Gdy raz zagadn��em go w sprawie podboju
pewnej pi�knej damy, wyzna�, �e zajmowa�a go silniej i d�u�ej ni�
wszystkie inne... ca�e siedem miesi�cy!" jedna m�oda kobieta okaza�a
si� jednorazowym epizodem. Ries opisuje to wydarzenie:
Pewnego wieczoru, gdy przyszed�em na lekcj�, zasta�em pi�kn� m�od�
dam� siedz�c� obok niego na sofie. Poniewa� wydawa�o mi si�, �e zjawi�em si�
w nieodpowiedniej chwili, zacz��em zbiera� si� do wyj�cia, aLe Beethoven
zatrzyma� mnie i powiedzia�: "Zagraj nam co�". Usiedli za mn�. Gra�em
wi�c ~przez d�u�szy czas, gdy nagle krzykn��: "Ries, zagraj co� mi�osnego"
i zaraz potem doda�: "co� melancholijnego", a po chwiLi: "co� nami�t-
nego!" Z tego co s�ysza�em (tzn. z tego, co dzia�o si� za plecami Riesa)
odnios�em wra�enie, �e w jaki� spos�b obrazi� t� dam� i chcia� jej to wyna-
grodzi�. W ko�cu zerwa� si� na r�wne nogi i krzykn��: "Te wszystkie kom-
pozycje s� moje!"Dama wkr�tce wysz�a i ku mojemu os�upieniu okaza�o si�,
�e Beethoven nie wiedzia�, kim by�a. PobiegLi�my za ni�, staraj�c si� dowie-
dzie�, gdzie mieszka i kim jest. Widzieli�my j� z daLeka w �wietle ksi�yca,
a potem nagle znikn�a. Przechadzali�my si� p�torej godziny, a �egnaj�c si�
Beethoven powiedzia�: "musz� si� dowiedzie�, kim ona jest, a ty musisz
mi pom�c". Po d�ugim czasie min��em j� na ulicy w Wiedniu i dowiedzia-
�em si�, �e jest kochank� jakiego� cudzoziemskiego ksi�cia.
Wobec takich przypadkowych spotka� mo�e nie dziwi� fakt, �e
w�r�d ksi��ek, kt�re Beethoven mia� w swojej bibliotece (a w ka�dym
razie w�r�d tych, kt�re znajduj� si� w spisie jego ksi��ek, bo nie
mo�emy by� pewni, �e je rzeczywi�cie kupi�) znajdowa�y si� �wie�o
opublikowane traktaty o tym jak si� ustrzec chor�b p�ciowych i jak je Leczy�,
chocia� r�wnocze�nie kupi� (lub mia� zamiar naby�) Sztuk� leczenia
chor�b uszu oraz ksi��ki o homeopatii i od�ywianiu.
Niekt�re z wielbicielek Beethovena prosi�y go - jak to by�o w�w-
czas w zwyczaju owych czas�w - o pukiel w�os�w, niekoniecznie jako
znak mi�o�ci, lecz jako pami�tk� r�wnocenn� z autografem kilku
takt�w skomponowanej przez niego muzyki. Pewnego razu jeden
z przyjaci� Beethovena, a niekiedy jego sekretarz - skrzypek Karol
Holz - sp�ata� figla jednej z dam, z�o�liwie posy�aj�c jej nie pasmo
siwych w�os�w Mistrza, lecz k�pk� wyci�t� z brody jakiego� koz�a. Owa
dama strzeg�a tej k�pki niczym skarbu, dop�ki kto� nie wyjawi� jej
prawdy, a wtedy gniewnie stan�a przed obliczem Beethovena. Na-
tychmiast si�gn�� po no�yczki, uci�� gar�� w�os�w rosn�cych mu z ty�u
g�owy i wr�czy� wielbicielce. Ta gar�� w�os�w, znacznie ju� zetla�ych,
wci�� istnieje. Ca�e to wydarzenie jest zabawnie opisane w zeszytach
konwersacyjnych u�ywanych przez Beethovena tak�e do sporz�dzania
notatek, zapisywania pomys��w muzycznych i list wa�nych zakup�w,
kt�re rzucaj� �wiat�o na jego domowe zwyczaje. Cz�sto te� pos�ugiwa�
si� tymi "magicznymi zeszycikami", by opowiada� swoim przyjacio-
�om i go�ciom o tych sprawach, kt�rymi nie chcia� si� dzieli� z in-
nymi. jak wielu nies�ysz�cych nie potrafi� oceni� si�y brzmienia w�as-
nego g�osu i cz�sto m�wi� tak dono�nie, �e przyjaciele pisali mu, i�
przeszkadza innym, b�d� wprawia w zak�opotanie (zazwyczaj wsp�-
biesiadnik�w, poniewa� wiele owych rozm�w odbywa�o si� w tawer-
nach). Wpis�w takich, jak "Nie tak g�o�no, prosz�. Wszyscy s�ysz�"
lub "M�w, prosz�, ciszej. To miejsce a� roi si� od policyjnych szpie-
g�w" jest bardzo wiele. Kiedy� Beethoven napisa� o figurze m�odej
�ony pewnego dyrygenta: "Kiedy patrzy si� na ni� z boku, okazuje si�,
�e ma wspania�y ty�ek". Innym razem nagryzmoli� uwag� o kelnerce:
"Podoba mi si� ten t�u�cioszek", na co jego kompan wzi�� �w zeszyt
i napisa�: "Zdob�d� j� dla ciebie". Jeszcze dziwniejszy jest dow�d,
�e co najmniej jeden, a prawdopodobnie dw�ch bliskich przyjaci�
Beethovena wyrazi�o gotowo�� podzielenia si� z nim �onami. Hofrat,
czyli radca dworu, Peters przed podr� do W�och pyta kompozytora:
"Mo�e zechcia�by� spa� z moj� �on� [w czasie mojej nieobecno�ci]?
" jest tak zimno, a dalej wyja�nia: "Ilekro� nie ma mnie w domu,
przejmuj� go odpowiedzialni przyjaciele". Podobnie �piewaczka An-
tonia Janschikh, dwudziestodziewi�cioletnia, niebawem odsuni�ta
�ona innego przyjaciela, Franciszka Janschikha (Janschega lub Janits-
cheka - r�ne �r�d�a podaj� odmienn� pisowni� tego nazwiska) pi-
sze: "Dlaczego mnie nie odwiedzasz? M�a nie ma w domu". Bez-
sprzecznie interpretacja zale�y tu od okoliczno�ci, charakteru i tonu
owej konwersacji, ale po czym�, co by�o najwyra�niej zakrapianym
alkoholem, nocnym przyj�ciem w domu pa�stwa Janschikh�w, gdzie
wszyscy musieli zosta� na noc z powodu p�nej pory, pan Janschikh
robi Beethovenowi t� sam� propozycj�, jak� podczas innego spot-
kania uczyni� mu radca Peters, pisz�c: "�ona m�wi, �e nie mog� z ni�
spa�. ��ko jest za w�skie. B�dziemy musieli ci�gn�� losy!" Fanny del
Rio, c�rka nauczyciela bratanka Beethovena, prowadzi�a pami�tnik,
w kt�rym opisa�a pani� Peters jako "bardzo rozwi�z��".
W �wietle nieustannego zaabsorbowania Beethovena m�odymi
kobietami mo�na si� s�usznie zastanawia�, czy jego pionierskie za-
stosowanie w symfonii kwartetu wokalnego (pochodz�ca z roku 1823
IX Symfonia c~moll op.125) nie powsta�o pod wp�ywem silnego poci�-
gu do �piewaczek - sopranistki Henrietty Sontag oraz do kontralcis-
tki Karoliny Unger. Czu� sympati� do obu pa�, ale bardziej uj�ty by�
spontaniczn� pani� Unger. Liczne zapisy, jakie pojawi�y si� w zeszy
tach konwersacyjnych w czasie przygotowa� i pr�b tej symfonii, rzuca-
j� �wiat�o na zwi�zek Beethovena z obiema �piewaczkami. Czasami
obie go irytowa�y, g��wnie niech�ci� do pr�b ( jedna wymawia�a si�
b�lem z�ba). Ponadto chichota�y i �artowa�y podczas pr�b. W pew
nym momencie kto� pisze w zeszytach konwersacyjnych: "Nie s�dzisz
chyba, �e �miej� si� z ciebie lub z twojego dzie�a? Wszak dobrze wiesz,
�e Unger jest szalon� dziewczyn�, pe�n� rado�ci i skor� do �art�w
nawet wtedy, gdy to jest nie na miejscu".
Karolina Unger nie zaprzesta�a skandalicznego flirtu z Beethove-
nem. Gdy obie - wraz z Henriett� Sontag - �egnaj�c si� kiedy� z kom-
pozytorem, poca�owa�y go w policzek, napisa�, nie chc�c m�wi� tego
g�o�no: "Wola�bym, aby� poca�owa�a mnie w usta". Karolina "chodzi-
�a" wtedy z pewnym m�odzie�cem i Beethoven, m�czyzna po pi��-
dziesi�tce, by� zazdrosny. Kto� pr�bowa� rozproszy� jego niepok�j,
pisz�c: "Ona prosi, abym ci powiedzia�, �e bardziej zale�y jej na tobie
ni� na jakim� dwudziestotrzylatku". W roku 1826 Karol Holz, kt�ry
zawsze lubi� relacjonowa� Beethovenowi plotki i skandale towarzys-
kie, uraczy� go w pewnym wpisie do zeszytu konwersacyjnego pikant-
n� opowie�ci� o Karolinie Unger. Sugerowa� t� opowiastk�, �e Karoli-
na jeszcze jako nastolatka straci�a dziewictwo z trzydziestoletnim fran-
cuskim wirtuozem gry na flecie, Ludwikiem Drouetem (1792-1873)
i �e on, Holz, by� naocznym �wiadkiem jej zak�opotania po tym wyda-
rzeniu. Holz wspomina� pewien koncert, kt�ry odby� si� w Baden
(nie opodal Wiednia) w sierpniu 1822 roku, a w kt�rym bra�y udzia�
zar�wno Karolina Unger i Henrietta Sontag, jak i �w Francuz oraz on
sam. "Zjedli�my razem obiad - pisa� - a potem poszli�my na prze-
chadzk� do Helenental [pobliski uroczy zak�tek]. Drouet i Karolina
zostali z ty�u i znikn�li w�r�d wzg�rz. My za� poszli�my dalej i przesz�o
godzin� czekali�my na nich u wej�cia do doliny. W ko�cu zjawili si�
ponownie; oboje rozgrzani i zak�opotani, a ona, Karolina, mia�a na
bia�ej sukni du�� krwaw� plam�.* W dniu premiery IX Symfonii Karo-
lina sko�czy�a dwudziesty rok �ycia, a Henrietta Sontag by�a wtedy
nawet m�odsza (mia�a dziewi�tna�cie lat i cztery miesi�ce), wi�c ich
g�osy z pewno�ci� mog�y mie� to "czyste" brzmienie, bo wtedy dziew-
cz�ta dojrzewa�y p�niej ni� obecnie (mimo owej przygody Karoliny),
nad czym nie zastanawiaj� si� organizatorzy dzisiejszych "autentycz-
nych" wykona�, kt�rzy nalegaj�c na u�ycie instrument�w z epoki,
nieodmiennie powierzaj� partie wokalne �piewaczkom o pot�nych,
dojrza�ych, wibruj�co-pulsuj�cych g�osach.
W�r�d wielu papier�w, jakie w chwili �mierci Beethoven zostawi�
w sekretnej szufladzie swego biurka, wraz z jakimi� akcjami i obligac-
jami znaleziono trzy listy... listy do nieznanej kobiety, kt�rej to�sa-
mo�� jest przedmiotem nieko�cz�cych si� domys��w. Wielokrotnie
cytowane, sta�y si� podstaw� licznych powie�ci, sztuk, a nawet scena-
riuszy filmowych, przytocz� wi�c tutaj zaledwie kilka fragment�w.
"M�j Aniele, Moja Najukocha�sza. Dzisiaj tylko kilka s��w" - pisa�
Beethoven, a po tym wst�pie nast�powa�o jakie� trzysta s��w mi�os-
nych wyzna� przemieszanych z bardziej prozaicznymi akapitami o sta-
* Wszak inna mo�liwa przyczyna takiej plamy nie zatrzyma�aby owej pary przez ponad
godzin�.
nie dr�g, pocztowym dyli�ansie i braku koni, po nich za� - zako�-
czenie: "Moje serce jest zbyt przepe�nione, bym zdo�a� wypowiedzie�
wi�cej. Bywaj� chwile, gdy s�owa s� niewystarczaj�ce. Gdyby� tylko
nasze dwa serca bi�y jak jedno, s�owa nie by�yby potrzebne". Drugi list
zaczyna si� s�owami: "Cierpisz, Ty Moja Najdro�sza Istoto", a ko�czy:
"Cho�by� kocha�a mnie najmocniej na �wiecie, ja b�d� Ci� kocha�
bardziej! O Bo�e, tak blisko, a jednak tak daleko! Czy� nasza mi�o��
nie jest dzie�em niebios?" Trzeci list, niemal szalony, ko�czy si� na-
st�puj�co: "B�d� spokojna. Kochaj mnie... dzisiaj... wczoraj... jak�e za
Tob� t�skni�... zalewam si� �zami za Tob�... Ty� moim �yciem... moim
wszystkim... �egnaj... Nie przestawaj mnie kocha�. Oka� zrozumienie
najwierniejszemu sercu Twego ukochanego. Ludwik". Postscriptum:
"Na wieki Tw�j odwiecznie moja na zawsze...
Listy te zosta�y napisane prawdopodobnie w roku 1812, ale zgod-
nie z zapisem w dzienniku Fanny del Rio, jaki� romans trwa� bardzo
d�ugo; d�u�ej ni� owe siedem miesi�cy, o kt�rych wspomina� Ries.
Fanny wyzna�a w swoim pami�tniku, �e pods�ucha�a rozmow� mi�dzy
Beethovenem a swoim ojcem, kt�ry pyta� kompozytora (bo przyja-
ciel-m�czyzna m�g� to uczyni�) "czy kogo� ma". "S�ucha�am z naj-
wy�szym zainteresowaniem i us�ysza�am, �e jest nieszcz�liwie zako-
chany. Pi�� lat temu pozna� kogo� i gdyby m�g� by� z t� osob�,
uwa�a�by to za najwi�ksze szcz�cie swego �ycia. jednak by�o to nie-
mo�liw� nawet do pomy�lenia chimer� i u�ud�. Nie potrafi� ~przesta�
o tym my�Le�- te s�owa Beethovena wzruszy�y mnie bole�nie" - napisa-
�a Fanny.
Istnieje pewien zwrot w �yciu uczuciowym Beethovena, kt�ry jesz-
cze nie zosta� dostatecznie przebadany, ale kt�ry nieodparcie przy-
chodzi na my�l po lekturze zeszyt�w konwersacyjnych. 25 maja 1806
roku m�odszy brat Beethovena, Kaspar Antoni Karol, urz�dnik, po-
�lubi� b�d�c� ju� wtedy w ci��y Joann� Reiss, c�rk� zamo�nego wie-
de�skiego Tapezierera (dos�ownie termin ten oznacza tapeciarza, ale
dzisiaj nazwaliby�my go dekoratorem wn�trz). Pi�� miesi�cy p�niej
Joanna urodzi�a syna, Karola. Gdy ch�opiec mia� dziewi�� lat, Kaspar
Antoni Karol umar�, prawdopodobnie z powodu gru�licy, kt�rej, jak
m�wiono, nabawi� si� w roku 1813. Chorowa� przez kilka lat, w czasie
kt�rych utrzymywa� go brat kompozytor. W roku 1815 Ludwik stara�
si~ sprowadzi� mu z Grazu kilka m�odych pawi do jedzenia (podobn�
kuracj� przepisano ongi� Benvenuto Celliniemu jako rzekome lekars-
two na syfilis; prosi� o nie tak�e Schubert).* Testament Kaspara An-
toniego Karola sporz�dzony w obecno�ci brata i pewnego znajome-
go, a opatrzony dat� 12 kwietnia 1813 roku, stanowi�: "Poniewa�
jestem przekonany o serdecznej szczodro�ci mojego brata Ludwika
van Beethovena, pragn�, by po mojej �mierci wzi�� na siebie opiek�
nad moim ma�oletnim synem Karolem. Prosz� wi�c S�d, by przyzna�
prawo opieki mojemu bratu, a ukochanego brata prosz�, by przyj��
ten obowi�zek i pomaga� mojemu dziecku jak ojciec". Dnia 14 lis-
topada Kaspar Antoni Karol dopisa� dodatkowy kodycyl: "W �adnym
razie nie pragn�, by m�j syn zosta� oderwany od swojej matki i �ycz�
sobie, by opiek� nad nim dzielili mi�dzy sob� ona i m�j brat". Lud-
wik van Beethoven nie by� �wiadkiem dopisania owego kodycylu i by�
mo�e pocz�tkowo nie wiedzia� o jego istnieniu, czego przyczyn� mo-
�e wyja�nia� umieszczone w dalszej cz�ci dopisanego kodycylu uzasa-
dnienie wniesionej poprawki: "poniewa� mi�dzy moim bratem a mo-
j� �on� nie istnieje pe�na harmonia. Bo�e, pozw�l, by w imi� pomy�l-
no�ci mojego syna �yli w zgodzie. To