2952
Szczegóły |
Tytuł |
2952 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2952 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2952 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2952 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ORSON SCOTT CARD
SZKATU�KA
Czas jest jak ko�, co w sercu nam bie�y,
Bez je�d�ca p�dzi drog� na nocy rubie�y.
Wallace Stevens
Dla Russa i Tammy Howard Hughes (1905-197G) - Popularny ameryka�ski
przemys�owiec, lotnik i producent filmowy. Znany z tego, �e w ostatnich latach
przed �mierci� sta� si� zupe�nym odludkiem, wiod�c niemal pustelniczy �ywot.
Card
drogich przyjaci� i ukochanych krewnych,
za wierno�� jaka prowadzi was
po wyboistych i g�adkich drogach �ycia.
PODZI�KOWANIA
Po raz pierwszy od wielu lat napisa�em ca�� powie�� w domu. Tak wi�c ka�da
strona jest �wiadectwem ogromnej cierpliwo�ci mojej rodziny. Kristine i Emily
czyta�y ka�dy rozdzia� ledwie tylko pierwsza, pr�bna wersja wyp�ywa�a z
drukarki, a Geoff tak�e nie pozwala� zostawi� si� w tyle; faksy mrucza�y, kiedy
Kathy Kidd w dalekim Sterling, w stanie Wirginia, ka�dego ranka odbiera�a i
czyta�a owoc pracy poprzedniego wieczoru. Dzi�kuj� ca�ej waszej czw�rce za wasze
reakcje, kt�re pomog�y mi oceni� to, co napisa�em i dowiedzie� si� jak nale�y to
poprawi�.
P�niej kiedy pierwszy szkic powie�ci zosta� uko�czony, wielkiej pomocy
udzielili mi inni, bardziej zaawansowani czytelnicy, przede wszystkim m�j
przyjaciel David Fox oraz m�j wspania�y redaktor z wydawnictwa Harper, Eamon
Dolan; r�wnie� im chcia�bym przekaza� serdeczne wyrazy wdzi�czno�ci. Wszelkie
wci�� istniej�ce niedoci�gni�cia tej powie�ci s� najprawdopodobniej wynikiem
uporu z jakim niejednokrotnie pozostaj� g�uchy na dobre rady.
Chcia�bym tak�e podzi�kowa� Kathleen Bellamy oraz Scottowi Allenowi za wspania��
prac� w ka�dych okoliczno�ciach. Dzi�kuj� tak�e Clarkowi i Kathy Kiddom za
pokazanie mi DC oraz p�nocnej Virginii.
Na koniec chcia�bym wyrazi� wdzi�czno�� Charliemu, Benowi i Zinie za to, �e
zawsze przypominaj� mi radosne perypetie dzieci�stwa.
Organy
Quentin Fears nigdy nie wyjawi� rodzicom tego, co powiedzia�a mu jego siostra
Lizzy zanim od��czyli j� od aparat�w i pozwolili umrze�.
Po wypadku, przez trzy dni Lizzy le�a�a w stanie �pi�czki, a cia�o dziewczynki
ledwie by�o widoczne w k��bowisku przewod�w, rurek, pomp, sond, przyrz�d�w
pomiarowych, kropl�wek podaj�cych lekarstwa i substancje od�ywcze, dzi�ki kt�rym
lekarze mogli utrzyma� jej organy w dobrym stanie i pe�nej gotowo�ci do
transplantacji, podczas gdy Mama i Tato zmagali si� z pytaniem, czy ich c�rka
naprawd� ju� nie �yje.
Nie mo�na powiedzie�, �e nie mieli w�tpliwo�ci. Pokazano im proste, r�wne,
niczym nie zak��cone linie, obrazuj�ce fale wysy�ane przez m�zg c�rki. Gdyby,
zapewnili ich z szacunkiem lekarze, istnia�a jakakolwiek nadzieja, �e w
zabanda�owanej g�owie tli si� cho� iskierka �ycia, uczepiliby si� tej nadziei ze
wszystkich si� i zrobili wszystko co w ich mocy, aby dziewczyna odzyska�a
przytomno��. Lecz nadzieja pozosta�a ju� tylko tym ludziom, kt�rych �ycie
uratowa� mog�y organy Lizzy i to tylko wtedy, je�li zostan� pobrane zanim ich
stan ulegnie pogorszeniu. Mama i Tato zalali si� �zami, pokiwali smutno g�owami
i uwierzyli.
Ale jedenastoletni Quentin nie wierzy� lekarzom. Wiedzia�, �e Lizzy �yje.
Widzia� ogromny siniak wystaj�cy spod banda�y, ciemn� plam� otaczaj�cy jej oczy,
widzia� jak powi�ksza si� przez trzy dni, podczas gdy jego siostra wci�� nie
wychodzi�a ze �pi�czki i wiedzia�, �e jest �ywa. U zmar�ych siniaki nie
zmieniaj� si� w taki spos�b. D�onie Lizzy by�y ciep�e i mo�na by�o nimi bez
trudu porusza�. Zmarli maj� r�ce zimne i sztywne. A kt� m�g� z ca�� pewno�ci�
stwierdzi�, �e nie istniej� bardziej utajone oznaki �ycia ni� elektryczne
impulsy wysy�ane przez m�zg?
- Quen dobrze rozumie co to jest �mier� m�zgowa - powiedzia� Tato jednemu z
lekarzy, p�nym popo�udniem pierwszego dnia �pi�czki. M�wi� cicho, my�l�c by�
mo�e, �e Quentin zasn��. - Nie musicie t�umaczy� mu wszystkiego, tak jakby nic
nie wiedzia�.
Doktor wyszepta� co� jeszcze ciszej. By� mo�e na pocz�tku by�y to przeprosiny,
ale ju� pod koniec coraz bardziej przypomina�o to pro�b�, w�tpliwo��, ��danie.
Cokolwiek oznacza�y s�owa lekarza, Tato odpowiedzia�:
- Syn i c�rka byli bardzo do siebie przywi�zani.
- Jeste�my do siebie przywi�zani - poprawi� szeptem Quentin.
Ma�e s��wko. Przej�zyczenie. Ale oznacza�o, �e Tato ju� si� podda�. W jego
my�lach Lizzy by�a ju� martwa.
M�czy�ni wyszli na korytarz, aby kontynuowa� rozmow�. Takie sytuacje zdarza�y
si� coraz cz�ciej przez nast�pne kilka godzin i dni. Quentin wiedzia�, �e
doro�li na zewn�trz spiskuj�, jak si� go pozby�. Wiedzia�, �e za ka�dym razem,
gdy kt�ra� z os�b zwraca�a si� do niego, robi�a to w�a�nie w takim celu. Byli u
niego Dziadek i Babcia Fears, a potem Nanny Say, mama Mamy, ale wszystkie
rozmowy ko�czy�y si� tak samo.
- Chod� do domu, kochanie, pozw�lmy Lizzy odpocz��.
- Chcecie powiedzie�, pozw�lmy by j� zamordowano.
Wtedy wszyscy z p�aczem wybiegali z pokoju, a Tato i Mama wchodzili do �rodka i
wybucha�a kolejna k��tnia, podczas kt�rej Quentin spogl�da� im prosto w oczy i
m�wi� - nie krzycza�, gdy� par� lat wcze�niej dowiedzia� si� w�a�nie od Lizzy,
�e je�li b�dzie krzycza�, doro�li natychmiast zaczn� go traktowa� jak dziecko i
nigdy nie wzbudzi w nich szacunku - wi�c spogl�da� im prosto w oczy i m�wi�
dok�adnie to, co nale�a�o powiedzie� by ich powstrzyma�, zmusi� do wyj�cia z
pokoju i pozostawienia Lizzy �ywej na ��ku, przy kt�rym wci�� pe�ni� stra�.
- Je�li naszpikujecie mnie jakimi� lekami, je�li wywleczecie mnie st�d, je�li
zamordujecie j� gdy zasn�, b�d� was nienawidzi� do ko�ca �ycia. I nigdy, nigdy,
nigdy...
- Rozumiemy co masz na my�li - przerwa� mu Tato g�osem zimnym jak l�d.
- ...nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy...
- Prosz� ci�, przesta�, Quen - b�aga�a Mama.
- ...nigdy wam tego nie wybacz�.
Po ostatniej takiej scenie, na trzeci dzie� po przyje�dzie do szpitala, Mama ze
�zami w oczach wypad�a na korytarz, gdzie jej w�asna mama r�wnie� p�aka�a po
tym, co sama us�ysza�a od Quentina. Tato zosta� z nim sam w pokoju Lizzy.
- Tobie ju� wcale nie chodzi o Lizzy - powiedzia� Tato. - Chcesz po prostu
postawi� na swoim. Ale w tym wypadku nie uda ci si� postawi� na swoim, Quentinie
Fears, poniewa� nie ma nikogo na ca�ym bo�ym �wiecie, kto m�g�by udzieli� ci
takiej mocy. Twoja siostra umar�a. Ty �yjesz. Twoja mama i ja �yjemy.
Chcieliby�my wyprawi� pogrzeb naszej ma�ej c�reczce. Chcieliby�my zachowa� j� w
pami�ci tak�, jak� by�a, a nie tak�, jak� widzimy j� teraz. A w czasie gdy
b�dziemy j� op�akiwa�, chcieliby�my mie� przy sobie naszego syna. Lizzy wiele
dla ciebie znaczy�a. By� mo�e wydaje ci si�, �e by�a dla ciebie wszystkim i
je�li pozwolisz jej odej��, nie zostanie ci absolutnie nic. Ale tak naprawd�, to
co� ci jednak zostanie. Twoje �ycie. A Lizzy na pewno nie chcia�aby, �eby�...
- Nie m�w mi czego Lizzy by chcia�a, a czego nie - przerwa� mu Quentin. -
Jednego jestem pewien: na pewno chcia�aby �y�.
- Czy my�lisz, �e twoja mama i ja by�my tego nie chcieli? - Ledwie s�yszalne
s�owa Taty uwi�z�y mu w gardle i �zy zakr�ci�y si� w oczach.
- Wszyscy, pr�cz mnie, chc� �eby umar�a.
Quentin dostrzeg�, �e Tato ledwie zdo�a� si� powstrzyma�, �eby go nie uderzy� i
nie wy�adowa� na nim swojej z�o�ci. Zamiast tego wyszed� z pokoju trzasn�wszy
drzwiami. Quentin zn�w zosta� sam obok Lizzy.
Rozp�aka� si� z twarz� wtulon� w d�o� siostry, czuj�c jej ciep�o pomimo wbitej
tu� obok ig�y, przez kt�r� do �y� kapa� jaki� p�yn, pomimo plastra
przytrzymuj�cego ig��, pomimo metalicznego ch�odu kraw�dzi ��ka, o kt�r�
opiera� czo�o.
- O Bo�e - szepta� do siebie. - O Bo�e.
Nigdy tak nie m�wi�, albo przynajmniej nie w ten spos�b, w jaki robi�y to inne
dzieciaki. "O Bo�e", kiedy zawodnik przeciwnej dru�yny zalicza wszystkie cztery
bazy po jednym uderzeniu. "O Bo�e", kiedy kto� palnie co� naprawd� g�upiego. "O
Jezu", kiedy kto� uderzy si� w g�ow�. Quentin by� wychowywany inaczej. Jego
rodzice nigdy nie przeklinali, nawet w naj�agodniejszy spos�b, nigdy te� nie
u�ywali s��w "B�g" ani "Jezus", je�li rozmowa nie dotyczy�a religii. Tak wi�c,
kiedy z ust Quentina wydoby�y si� owe s�owa, nie by� to zwyk�y okrzyk, jaki
cz�sto zdarza� si� jego przyjacio�om. To musia�a by� modlitwa. Ale o co si�
modli�? Czy m�wi�: Bo�e, pozw�l jej �y�? Czy wierzy� w tak� mo�liwo��? To by�oby
jak opowie�� ze szk�ki niedzielnej: Jezus m�wi�cy do Jaira: "Dziewczynka nie
umar�a, ona tylko �pi"? Nawet w tamtej opowie�ci, owe s�owa zosta�y brutalnie
wy�miane.
Quentin nie by� Jezusem i wiedzia�, �e nie modli si� o to, by jego siostra
zmartwychwsta�a. By� mo�e chcia�by, ale by�aby to g�upia modlitwa, poniewa� to,
o co prosi�, nie mog�oby zosta� spe�nione. O co wi�c si� modli�? O zrozumienie?
Co chcia� zrozumie�? Quentin wszystko rozumia�: Mama i Tato poddali si�, lekarze
poddali si�, wszyscy pr�cz niego poddali si�. Poniewa� wszyscy "rozumieli".
Quentin wcale nie chcia� rozumie�.
Quentin chcia� umrze�. Nie umrze� "tak�e", poniewa� nie dopuszcza� do siebie
my�li o tym, �e Lizzy umiera, a ju� tym bardziej my�li o tym, �e ju� nie �yje.
Chodzi�o mu o pewnego rodzaju wymian�. Bo�e, pozw�l �ebym to ja umar� zamiast
niej. U�� mnie na tym ��ku, a jej pozw�l wr�ci� do domu z Mam� i Tat�. Niech
to m�j beznadziejny stan sk�oni ich do poddania si�. Niech mnie od��cz� od
aparat�w. Mnie, nie Lizzy.
I wtedy ujrza� j� jak we �nie. Przypomnia� sobie �yw�. Nie tak�, jak wygl�da�a
jeszcze par� dni temu: pi�tnastolatk�, kt�r� w sobotni poranek jej przyjaci�ka
Kate zabra�a na przeja�d�k� samochodem, mimo �e �adna z nich nie mia�a jeszcze
prawa jazdy, a potem Kate zjecha�a samochodem na bok i uderzy�a w drzewo, a
jedna z ga��zi dosta�a si� do �rodka przez otwarte okno po stronie pasa�era,
niczym palec bo�y, dwadzie�cia cali kory i li�ci przesz�o na wylot przez g�ow�
Lizzy, podczas gdy Kate siedzia�a obok ca�a i zdrowa je�li nie liczy� krwi i
m�zgu Lizzy skapuj�cych z listk�w na jej rami�. W swoim �nie Quentin nie ujrza�
Lizzy ubieraj�cej si� w sukienki, umawiaj�cej si� z ch�opakami na randki i
trzymaj�cej komplet do makija�u po swojej stronie umywalki. Quentin zobaczy�
dawn� Lizzy, swojego najlepszego kumpla, Lizzy, kt�rej cia�o by�o r�wnie p�askie
jak cia�o ch�opaka, Lizzy, kt�ra by�a jednocze�nie jego bratem i siostr�, jego
nauczycielk� i powierniczk�. Lizzy, kt�ra zawsze wszystko rozumia�a, kt�ra
zawsze w por� zdo�a�a go ostrzec przed pope�nieniem najbardziej idiotycznych
b��d�w, dzi�ki kt�rej wszystko wydawa�o si� bezpieczne, je�li tylko by�o si�
wystarczaj�co bystrym i ostro�nym. Lizzy na deskorolce, ucz�c� go wchodzi� na
niej po schodach na ganek i m�wi�c�: "tylko uwa�aj, bo jak Mama ci� zobaczy to
dostanie histerii; ona my�li, �e ka�da fajna zabawa mo�e nas zabi�".
To niestety okaza�o si� prawd�, Lizzy. Nie wiedzia�a� wszystkiego. Nie
pozjada�a� wszystkich cholernych rozum�w, prawda? Nie wiedzia�a�, �e trzeba
uwa�a�, aby jaka� ga��zka nie dosta�a si� do wn�trza samochodu przez otwarte
okno i nie przewierci�a ci g�owy. Ty idiotko! Ty g�upia idiotko...
- Daj sobie siana - powiedzia�a Lizzy.
Nie otworzy� oczu. Nie chcia� wiedzie�, czy s�owa te wypowiada�y usta jego
prawdziwej siostry, zakryte ci�kim banda�em, czy te� m�wi�a to Lizzy z jego
snu.
- Wcale nie wysz�am na idiotk�. Po prostu, takie rzeczy czasem si� zdarzaj�.
Czasem zdarza si�, �e jest jaki� samoch�d i jaka� ga���, kt�re musz� natkn�� si�
na siebie, i je�li gdzie� w miejscu ich zetkni�cia znajdzie si� g�owa, to po
prostu przykra sprawa.
- Kate nie powinna by�a siada� za kierownic� nie maj�c prawa jazdy.
- No prosz�, nie przysz�o ci do g�owy, m�j geniuszu, �e zd��y�am ju� doj�� do
podobnych wniosk�w? Jak my�lisz, c� innego mog� robi� le��c na tym ��ku, pr�cz
przypominania sobie w k�ko wszystkich chwil, w kt�rych mog�am odm�wi� Kate?
Wi�c pos�uchaj mnie dobrze, �eby� nie wa�y� si� jej wini�, poniewa� wystarczy�o
�ebym powiedzia�a "nie" i nigdy nie wsiad�yby�my do tego samochodu. Pojecha�y�my
na przeja�d�k�, dlatego �e ja mia�am na to r�wnie wielk� ochot� jak ona i mo�esz
by� pewny, �e Kate czuje si� teraz wystarczaj�co okropnie, wi�c nie radz� ci
kiedykolwiek robi� jej wyrzut�w. Czy Cretin Quenkacz wszystko zrozumia�?
Quentin nie mia� wcale ochoty na wys�uchiwanie po�ajanek. Rozp�ta� straszliw�
wojn�, aby uratowa� �ycie swojej siostry i ostatni� osob�, o kt�r� si� martwi�,
by�a Kate.
- I tak nie mam zamiaru nigdy wi�cej si� z ni� widywa�.
- Je�li tego nie zrobisz, pomy�li sobie, �e j� obwiniasz!
- Nic mnie nie obchodzi co ona sobie pomy�li, Lizzy! Chc� ci� mie� z powrotem,
nie rozumiesz?
- Hej, Tin, to akurat niemo�liwe. M�j m�zg ju� umar�. Wszystkie �wiat�a zgas�y.
To cia�o jest puste. Mnie ju� nie ma. Wykorkowa�am. Odwali�am kit�.
Nie chcia� tego s�ucha�.
- Ty... przecie�... �yjesz.
- A, pewnie. Niez�y dowcip.
- Oni chc� ci� zabi�, Lizzy. Mama i Tato, i lekarze. Dziadek, Babcia i Nanny Say
te�. Chc� ci� od��czy� od ca�ego sprz�tu, a potem wyci�� ci nerki, oczy, serce i
p�uca.
- Masz na my�li moje flaki.
- Zamknij si�!
- Moje podroby.
- Zamknij si�, m�wi� ci!
Czy nie wiedzia�a, �e to wcale nie �arty? Chodzi�o o kwesti� �ycia i �mierci, a
ona wci�� dowcipkowa�a, jakby wszystko nie mia�o najmniejszego znaczenia.
- To ma ogromne znaczenie - powiedzia�a. - Po prostu pr�buj� ci� rozweseli�.
Pr�buj� ci pokaza�, �e tak naprawd� wcale nie odesz�am.
- Powiedz to im, nie mnie. Je�li za chwil� powiadomi� ich, �e ze mn�
rozmawia�a�, jak nic zamkn� mnie w wariatkowie.
- A mnie pokroj� na kawa�eczki, ha-ha-ha, he-he-he...
- Przesta�!
- Tin, ja jestem tu, a nie tam, nie ma mnie w tamtym ciele. Ja jestem tutaj.
Ale on nie mia� zamiaru spogl�da� w g�r�. Nie chcia� zobaczy� tego, co chcia�a
mu pokaza�.
- No dobra, niech ci b�dzie. Jeste� najbardziej upartym bachorem, jaki
kiedykolwiek zosta� pocz�ty przez m�czyzn� i niewiast�. Doprowadzasz Mam� i
Tat� do bia�ej gor�czki! Masz kit, masz kit, masz kit?
Zna� dobrze odpowied� przewidzian� przez ich wsp�lnie u�o�ony rytua�.
- Mam kit, mam kit, mam kit.
- To git, to git, to git - zako�czy�a z chichotem.
- Oni chc� ci� zabi�.
- Moje cia�o ju� na nic mi si� nie przyda, Tin. Wiesz o tym dobrze. Ale nawet
gdy je zabior� i pochowaj�, lub zrobi� z nim cokolwiek innego, wci�� b�d� tutaj.
- Jasne, b�dziesz przychodzi� do mnie i codziennie ze mn� rozmawia�, co nie?
- A wi�c o to ci chodzi, Tin? Tego w�a�nie chcesz? Chcesz mie� mnie ca�y czas
pod r�k�, jak jakie� wypchane zwierz�tko albo maskotk�?
- Mama i Tato powinni zrobi� wszystko, �eby ci� uratowa�! - W tym w�a�nie tkwi�
ca�y problem. Mama i Tato nie powinni byli tak szybko uwierzy� lekarzom. Zbyt
szybko.
- Pos�uchaj mnie, Tin. Czasami Mama i Tato to jedyne osoby, kt�re najlepiej
wiedz� kiedy ich dziecko ma umrze�.
- To najbardziej pomylona, najg�upsza i najbardziej przera�aj�ca rzecz, jak�
kiedykolwiek s�ysza�em! Rodzice nigdy nie chc�, �eby ich dzieci umiera�y!
- To nie oni ustawili drzewo. To nie oni wjechali na nie samochodem. To nie oni
wsadzili mnie do samochodu. To nie oni wsadzili mnie do tego ��ka. Sama to
wszystko zrobi�am, Tin, albo los, albo przeznaczenie, albo B�g, chocia� nic mi o
tym nie m�wi�. Jedyny wyb�r, jaki im zostawi�am to ten, czy moja �mier� b�dzie
ca�kowicie bezsensowna, czy nie. Daj im chwilk� wytchnienia.
- Nigdy im nie wybacz�.
- Wtedy ja nigdy nie wybacz� tobie.
- Niby czego?
- A tego, �e trzymasz mnie tak uwi�zan� do cia�a, Tin. Wtedy nie m�g� si� d�u�ej
powstrzyma�. Otworzy� oczy. Ale jej nie by�o. Nie by�o nikogo, pr�cz
znieruchomia�ego cia�a le��cego na ��ku, oddychaj�cego za pomoc� maski. Nie
s�ysza� ju� jej g�osu.
Wsta� i s�aniaj�c si� na nogach podszed� do drzwi. Czy wci�� dr�a�y po tym jak
ojciec zatrzasn�� je za sob�? Wyszed� z pokoju. Zobaczy� wszystkich jak wpatruj�
si� w niego zaskoczeni: Tato, Mama, Babcia, Dziadek, Nanny Say i trzech g��wnych
lekarzy. Jeden z lekarzy trzyma� w r�ku strzykawk�. Quentin wiedzia� po co -
chcieli wstrzykn�� mu co� na uspokojenie, �eby m�c go wyci�gn�� na zewn�trz.
C�, sp�nili si�. Lizzy sama wywali�a go z pokoju.
- Dalej, mo�ecie ju� i�� j� zabi� - powiedzia� Quentin. Nast�pnie obr�ci� si� do
nich plecami i ruszy� korytarzem w stron� wind.
Ojciec przyszed� do samochodu, aby z nim porozmawia�, zanim pobrano organy
Lizzy. Podczas tej rozmowy Quentinowi pu�ci�y nerwy; rozp�aka� si�, wyzna�, i�
wie, �e Mama i Tato wcale nie chcieli zabi� Lizzy, �e ona ju� od dawna nie �y�a
i mog� sobie zabiera� jej organy. Odwo�a� wszystkie swoje wcze�niejsze s�owa o
tym, �e nigdy im nie wybaczy i spyta� ojca, czy mo�e poczeka� na nich w
samochodzie i nie rozmawia� z dziadkami, ani z nikim spo�r�d tamtych lekarzy i
piel�gniarek, kt�rzy z pewno�ci� nie b�d� w stanie ukry� triumfu, s�yszalnego w
ich g�osach i widocznego na ich twarzach, czego on nie potrafi�by znie��.
- Nikt nie ma �adnych powod�w do triumfu - powiedzia� Tato.
- Pewnie nie - odpar� Quentin, staraj�c si� dobra� takie s�owa, jakie Tato
chcia�by us�ysze�. - Pewnie to tylko ulga.
To Tacie wystarczy�o.
- Tak w�a�nie my�l�, Quenie. Ulga. - Tato pochyli� si�, obj�� go ramieniem i
poca�owa� w czo�o. - Kocham ci�, synku. Kocham ci� za to, �e tak d�ugo wytrwa�e�
przy twojej siostrze. A tak�e za to, �e w por� si� wycofa�e�.
Quentin pozosta� sam w samochodzie do chwili, gdy cia�o jego siostry umar�o.
Nigdy nikomu nie powiedzia� o tym, �e Lizzy przysz�a do niego i rozmawia�a z
nim. Najpierw dlatego, �e by� z�y na wszystkich i nie mia� ochoty zwierza� im
si� ze swych osobistych sekret�w. Potem obawia� si�, �e gdy o wszystkim us�ysz�,
na pewno poddadz� go leczeniu, pr�buj�c mu w ten spos�b dowie��, i� to, czego
do�wiadczy�, by�o zwyk�ym przywidzeniem powsta�ym wskutek �alu, strachu,
napi�cia i zm�czenia. A w ko�cu zdecydowa� si� nie m�wi� nic nikomu, poniewa�
bez �adnego leczenia sam zacz�� podejrzewa�, �e ca�a rozmowa w rzeczywisto�ci
by�a przywidzeniem powsta�ym wskutek �alu, strachu, napi�cia i zm�czenia.
Ale to nie by�o przywidzenie. I gdzie� w g��bokich zakamarkach duszy, w miejscu,
kt�re rzadko odwiedza�, poniewa� znajdowa�y si� tam sprawy, o kt�rych nie lubi�
my�le�, ale kt�rych nie odwa�y� si� zapomnie�, zosta�o przekonanie, �e Lizzy
wci�� gdzie� �yje i w jaki� spos�b obserwuje wszystko co on robi, lub
przynajmniej od czasu do czasu patrzy na niego.
W jaki spos�b wyrazi� �al po stracie siostry?
Przeczyta� wszystkie ksi��ki z jej ksi�gozbioru - tak zawsze nazywa�a cztery
p�ki ustawione na �u�lowych pustakach, zawalone kieszonkowymi wydaniami, kt�re
kupowa�a sama lub dostawa�a od przyjaci�ek. Wybiera� zawsze te najbardziej
poplamione i podniszczone, te, kt�re mia�y najwi�cej pozaginanych rog�w i
rozerwanych grzbiet�w, i od nich zaczyna� czytanie. By�y tam W�adca Pier�cieni,
Pie�� elektrycznych cia�, Opowie�ci z Narni, �r�d�o �ycia, Kryszta�owa grota,
Duma i uprzedzenie, Powstanie i upadek Trzeciej Rzeszy, Obcy w obcej ziemi,
Przemin�o z wiatrem, Koniec dzieci�stwa, �niadanie Mistrz�w. Quentin poch�on��
wszystkie, ale kiedy o nich my�la�, pami�ta� je tak, jak gdyby zosta�y mu
przeczytane na g�os przez Lizzy. Pami�ta� g�os Lizzy, staraj�cy si� odda�
magiczne rytmy zda� Bradbury'ego, delikatn� i ugrzecznion� proz� Austen, g�os
Lizzy opowiadaj�cy mu o pier�cieniu, kt�ry przypadkowo w�lizn�� si� na palec
Frodo kiedy spad� ze sto�u w Bree, g�os Lizzy odczytuj�cy wymiary penis�w
wszystkich m�skich bohater�w �niadania Mistrz�w i dusz�cy si� ze �miechu, kiedy
narrator wyjawia rozmiary swojego cz�onka. G�os Lizzy oczarowanej magi� Merlina,
Lizzy szlochaj�cej nad opisem hitlerowskiego �o�nierza rozbijaj�cego o �cian�
g�ow� �ydowskiego niemowlaka, Lizzy dziel�cej tragiczne losy ludzkich dzieci
uprowadzonych przez diabelskie stwory, kt�re skusi�y je do p�j�cia za nimi,
Lizzy gnanej bezlitosn� ambicj�, kiedy wznosi�a budynki jakich nikt inny nie
o�mieli�by si� skonstruowa� lub gdy dla pieni�dzy wydawa�a si� za Franka
Kennedy'ego, chocia� by� on narzeczonym jej siostry. G�osy wszystkich postaci ze
wszystkich ksi��ek by�y jej g�osem. Tylko podczas lektury Quentin s�ysza�, jak
jego siostra m�wi do niego. Przerobi� ca�� biblioteczk�, a potem zacz�� od
pocz�tku; ka�d� ksi��k� przeczyta� po kilka razy.
Dostawa� te� inne ksi��ki: na Gwiazdk�, na urodziny, za dobre stopnie (Lizzy
zawsze mia�a dobre stopnie, wi�c Quentin nie m�g� by� gorszy). W ko�cu, kiedy po
raz czwarty zacz�� poch�ania� zawarto�� biblioteczki siostry, pewnego dnia
przyszed�szy do domu stwierdzi�, �e ca�y ksi�gozbi�r znikn��.
Znikn�y wszystkie p�ki. Znikn�� pok�j Lizzy. Zosta�a tylko pusta skorupa:
�ciany, sufit, dywan. Jedynie ma�e dziurki po pinezkach widoczne na �cianach i
czerwona plama na dywanie, gdzie jego siostra wyla�a kiedy� lakier do paznokci,
podczas jedynej pr�by ich ozdobienia, stanowi�y dow�d, �e pok�j ten nale�a�
kiedy� do niej. Widok wyczyszczonego, wymiecionego i odkurzonego pomieszczenia
stanowi� przypomnienie brutalnej prawdy, �e Lizzy nie �yje. By� mo�e dopiero
wtedy Quentin odczu� jej �mier� po raz pierwszy. Wtedy bowiem uciszono jej g�os.
Natychmiast uda� si� do kuchni, gdzie Mama i Tato siedzieli przy stole. Czekali.
Zdawali sobie spraw� z tego, co zrobili, wiedzieli, co to mog�o dla niego
znaczy�, czekali aby razem stawi� mu czo�o. Quentin wszed� do kuchni, nala�
sobie wody do szklanki i wypi� j� duszkiem, po czym nala� nast�pn� i wyla� jej
zawarto�� na pod�og�.
- Quentin - odezwa� si� Tato - Nie widz� potrzeby... Quentin otworzy� lod�wk�, a
nast�pnie zacz�� wyci�ga� z niej wszystkie produkty i wyrzuca� je za siebie na
pod�og�. Mleko w kartonach, jajka w tekturowych pojemnikach, naczynia z
resztkami, na wp� opr�nione butelki. Poczu� jak ramiona ojca chwytaj� go z
ty�u i zamykaj� w obj�ciach. Gwa�townymi ruchami uwolni� si� z u�cisku i biegiem
ruszy� w stron� drzwi, prowadz�cych na podw�rze za domem. Ojciec pospieszy� za
nim.
- Pozw�l mu wy�adowa� z�o�� - powiedzia�a Mama. - To oczy�ci atmosfer�.
Quentin ruszy� w stron� rabatek z kwiatami, gdzie energicznymi kopniakami zacz��
str�ca� g��wki tulipan�w, a nast�pnie wyrywa� ca�e kwiaty, rwa� wszystko co
ros�o dooko�a. Ostre kolce r� rani�y d�onie, ale uda�o mu si� wydrze� z ziemi
trzy ca�e krzaki, zanim Tato i Mama wybiegli z domu i rzucili si� w jego stron�,
aby go powstrzyma�. Kopa� i m��ci� r�kami, nie zwracaj�c uwagi na to, �e oboje
krzycz� z b�lu po ka�dym celnym uderzeniu, a� w ko�cu znalaz� si� na ziemi, z
twarz� w trawie i wykr�conymi do ty�u r�kami, czuj�c na sobie ci�ar ojcowskiego
cia�a. Mama p�aka�a histerycznie, Tato dysza� z wysi�ku.
- Nie masz prawa niszczy� wszystkiego w ten spos�b - zacz�� Tato.
A wy nie macie prawa zabija� Lizzy.
- Nadszed� czas aby�my szli do przodu i �yli normalnym �yciem. Ty tak�e,
Quentinie. Prosili�my ci� nieraz aby� nie po�wi�ca� ca�ego czasu na
rozpami�tywanie �ycia Lizzy. Nie zwraca�e� uwagi na nasze sugestie, b�agania ani
polecenia. Nie masz �adnych przyjaci�, nie robisz nic poza przesiadywaniem w
tamtym pokoju i czytaniem wci�� od nowa tych samych ksi��ek. Jej ksi��ek. To ona
czyta mi swoje ksi��ki.
- Ale czas z tym sko�czy�. Nie mo�emy pozwoli�, aby� ca�y czas �y� w takim...
ot�pieniu. Tak nie mo�na, czas ju� z tym sko�czy�...
W chwili kiedy Tato wypowiedzia� s�owo "sko�czy�", jego g�os nagle si� zmieni�,
niemal niedostrzegalnie, tym niemniej da�o si� wyczu� g�ruj�cy nad wszystkim ton
nieposkromionej furii i przez kr�tk� chwil�, co zdarzy�o mu si� tylko kilka razy
w ca�ym jego �yciu, Quentin poczu� strach przed swoim ojcem, przed tym, do czego
mo�e doprowadzi� tak pot�ny gniew, kiedy by� ju� pod kontrol�.
Ale wtedy, podobnie jak i poprzednio w podobnych sytuacjach, Mama natychmiast
zauwa�y�a t� zmian� u Taty i niemal od razu przesta�a p�aka�, a jej g�os
przybra� spokojny ton. By�a racjonalna. Pojednawcza.
- Stracili�my ju� jedno dziecko, Quenie. Nie chcieliby�my traci� drugiego.
Gniew od razu gdzie� si� ulotni� i g�os Taty r�wnie� z�agodnia�.
- W ka�dym razie nie mam poj�cia w czym zawini�y kwiaty. Albo lod�wka.
Mama po�pieszy�a z ch�odn�, intelektualn� analiz�:
- To nasza w�asno��, kochanie. Zabrali�my mu jego �wiat, wi�c on chcia�
zniszczy� nasz. Oczywi�cie w przeno�ni.
- Niewa�ne, jaki naukowy termin ma na to psychologia, ale uwa�am �e on zachowuje
si� cholernie dziecinnie.
- To prawda, ale jest przecie� dzieckiem.
I by�o po kryzysie. Niejednokrotnie przerabiany scenariusz zn�w okaza� si�
niezawodny. Mama wybucha p�aczem. Tato staje w jej obronie, ale jego gniew
przera�a j�, wi�c zaczyna m�wi� jak �wie�o upieczona pani magister, kt�ry to
tytu� rzeczywi�cie mia�a, w odr�nieniu od ojca; on w takiej chwili zazwyczaj
wycofuje si�, przekazuj�c jej ca�y rodzicielski autorytet. Rekoncyliacja i
towarzysz�ca jej analiza by�y na porz�dku dziennym. Quentin mia�by trudno�ci z
przedstawieniem ca�ego schematu s�owami, ale zna� na pami�� przebieg i porz�dek
kolejnych etap�w, wi�c wiedzia�, �e na powa�n� kar� si� nie zanosi. Zamiast tego
Mama i Tato przez par� dni b�d� otaczali go oraz siebie nawzajem, wzmo�on�
trosk�, przemykaj�c si� na paluszkach przez wszystkie rozmowy, unikaj�c
konflikt�w, wstydz�c si� swojego zachowania, boj�c si� samych siebie, niewiedz�c
w�a�ciwie dlaczego. W naelektryzowanej przestrzeni pomi�dzy rodzicami Quentin
zostanie pozostawiony swojemu losowi. Zawsze tak by�o i zar�wno on, jak i Lizzy
przez d�ugie lata wykorzystywali podobne okoliczno�ci, daj�ce ten niewielki
skrawek w�adzy jakim mog� cieszy� si� dzieci, ale czynili to rzadko, gdy�
�wiadomo��, �e rodzicami mo�na w jaki� spos�b sterowa� lub przynajmniej sk�oni�
do okre�lonych dzia�a�, przera�a�a ich. Czasami lepiej by�o zrezygnowa� z
postawienia na swoim, ni� dostrzec s�abo�� u Mamy i Taty.
- Je�li pozwol� ci wsta�, Quen - zapyta� Tato - czy przestaniesz szale� i
p�jdziesz spokojnie do swojego pokoju?
Quentin przytakn�� skinieniem g�owy. W my�lach rozbrzmiewa�y mu s�owa piosenki,
kt�rej uczyli ich w szkolnym ch�rze. Niech na ca�ej ziemi zapanuje pok�j, i
niech jego �r�d�em b�dzie serce me. Tararara-param-pam-pam.
Tato pu�ci� jego r�ce i stoczy� si� z niego. Quentin zerwa� si� na r�wne nogi i
poszed� do domu, do swojego pokoju. Przechodz�c obok otwartych drzwi do pokoju
Lizzy, zamkn�� je. Zamkn�� tak�e drzwi do swojego pokoju, po�o�y� si� na ��ku i
obr�ci� twarz� do �ciany.
Po chwili Mama zapuka�a do drzwi.
- Quen, czy b�dziesz jad� kolacj�? Nie odpowiedzia�.
- Quen, wiesz, �e musisz je��. Nie odpowiedzia�.
- Quen, czy naprawd� masz zamiar nigdy nie odezwa� si� do mnie?
Wci�� nie odpowiada�, wi�c po chwili Mama odesz�a od drzwi.
Wygl�da�o na to, �e nie maj� zamiaru do niczego go zmusza�. Tamtej nocy poszed�
spa� bez kolacji, ale nast�pnego ranka wsta� i zjad� �niadanie razem z Mam�
zanim poszed� do szko�y. Podczas �niadania rozmawiali ze sob�. Normalne poranne
rozmowy. �adnej wzmianki o zaj�ciach z poprzedniego dnia. Nigdy wi�cej do tego
nie wracali. W kuchni przez kilka dni pachnia�o piklami, kt�rych ca�y s�oik
rozbi� si� na pod�odze, ale zapach wkr�tce wywietrza�. Tato ponownie wkopa�
wyrwane ro�liny i tylko jedna z uszkodzonych r� zwi�d�a. W pokoju Lizzy
powsta�o po��czenie pokoju do szycia z domowym biurem. Jedynym �ladem tamtej
awantury by� fakt, �e Quentin nigdy nie wchodzi� do tego pokoju, nie rozmawia� z
nikim kto by� w �rodku i za ka�dym razem, kiedy drzwi do tego pokoju by�y
otwarte, zamyka� je przechodz�c obok, niezale�nie od tego kto tam przebywa�,
wcale nie przejmuj�c si� wci�� ponawianymi pro�bami aby tego nie robi�. Po
jakim� czasie rodzice dali za wygran� i przez ca�y czas drzwi do dawnego pokoju
Lizzy by�y zamkni�te, czy kto� by� w �rodku, czy te� nie, a je�li chcieli
porozmawia� z synem, wychodzili z tamtego pokoju zamykaj�c za sob� drzwi.
Potraktowali to jak co� w rodzaju obop�lnej ugody. Dali mu okazj� do ma�ej
zemsty za to, �e ukradli mu g�os Lizzy.
W miar� up�ywu miesi�cy i lat, Quentin powoli zdo�a� odszuka� w ksi�garniach i
antykwariatach takie same ksi��ki, kt�re Lizzy mia�a w swojej biblioteczce.
Kupowa� je i chowa� do pude�ek, kt�re trzyma� w swojej szafie, a� w ko�cu uda�o
mu si� odtworzy� ca�y ksi�gozbi�r. Nawet je�li jego rodzice wiedzieli o tym,
niczego nie komentowali. Ostatecznie mia� dobre stopnie, nie narkotyzowa� si�,
nie pi� ani nie pali�, jak inne niedobre dzieciaki w szkole. Psycholog, z kt�rym
o tym rozmawiali, powiedzia� im �e, aczkolwiek w celu uzyskania ca�kowitej
pewno�ci by�oby mi�o porozmawia� o tym z samym Quentinem, to najwyra�niej
ch�opak dobrze radzi� sobie ze wstrz�sem, jaki wywo�a�a w nim utrata ukochanej
siostry. Zwa�ywszy wszystkie okoliczno�ci.
W ko�cu ludzie, kt�rzy dostali organy po Lizzy, umarli. W ko�cu ka�dy musi
umrze�. Quentin podchodzi� do tego zagadnienia nader filozoficznie. Ka�dy
umiera. Tak naprawd� liczy�o si� wi�c tylko to, co b�dzie si� robi� pomi�dzy
chwil� obecn� a t�, w kt�rej nadejdzie �mier�. Dla Quetnina by�a to kwestia
niezwykle istotna, bo przecie� on �y� za dwoje.
SKLEP SPO�YWCZY
Podstaw�wka, szko�a �rednia. Dni by�y pe�ne wra�e�, a potem sz�y w zapomnienie,
albo przynajmniej nie wraca� do nich pami�ci� zbyt cz�sto. Przyjaciele. Weso�e
zabawy. Nie poci�ga�o go towarzystwo rozrabiak�w, dzieci bogatych rodzic�w nie
mia�y na niego sposobu, gdy� nie interesowa�o go to, co mog�y mu zaoferowa�; tak
wi�c najcz�ciej przebywa� w�r�d bystrych dzieciak�w, w�r�d grzecznych
dzieciak�w, kt�re zawsze stosowa�y si� do ustalonych regu�. Bardzo szybko sta�
si� najwi�kszym bystrzakiem w grupie swoich koleg�w, takim, kt�ry nigdy nie m�wi
zbyt wiele, ale zawsze ma na wszystko najlepsz� odzywk�, naj�mieszniejszy �art,
najcelniejsze powiedzonko. By� mo�e wszystkie te gadki, stanowi�y urywki z
dialog�w, kt�re zarejestrowa� w pami�ci podczas lektury ksi�gozbioru Lizzy. By�
najbardziej po��dany jako przyjaciel, a zarazem najbardziej niebezpieczny.
Niewa�ne jak blisko si� z nim by�o, niewa�ne jak cz�sto robi�o si� z nim r�ne
kawa�y, zawsze potrafi� nagle zmieni� si� w przeciwnika i wbi� kumplowi szpil�,
kt�r� trzeba by�o przyj�� z u�miechem na ustach. Tak wi�c mia� przyjaci�,
owszem, ale zawsze trzyma� ich na dystans.
Szko�� �redni� uko�czy� z wyr�nieniem z hiszpa�skiego i matematyki. Uzyskane
stopnie zapewni�y mu trzecie miejsce w�r�d abiturient�w. Pomini�to go w
oficjalnych szkolnych plebiscytach na "najlepszego ucznia" w r�nych
kategoriach, ale w nieoficjalnym g�osowaniu klasowym wybrano go "ch�opakiem, z
kt�rym twoja mama najch�tniej pozwala�aby ci si� umawia� na randki" oraz
"najbardziej prawdopodobnym w�a�cicielem firmy, w kt�rej chcia�by� si�
zatrudni�, gdyby nie powiod�o ci si� w twojej wymarzonej pracy". By� wi�c
lubiany, a nawet podziwiany przez swoich koleg�w ze szko�y, aczkolwiek nigdy mu
ca�kowicie nie ufano. Pod�wiadomie wszyscy wiedzieli, �e do nich nie pasuje.
Zabawne by�o to, �e uzyska� najwi�cej g�os�w jako ch�opak, z kt�rym mamy
najch�tniej pozwala�yby dziewczynom umawia� si� na randki, poniewa� w
rzeczywisto�ci prawie w og�le nie umawia� si� z dziewczynami. Nie bywa� nawet na
balach szkolnych, chyba �e zosta� specjalnie poproszony przez jak�� s�odk� i
nieznacznie tylko niepowabn� klasow� intelektualistk�. Nigdy nie odmawia�,
wybiera� sobie odpowiedni smoking w wypo�yczalni, kupowa� stosowny bukiecik, ale
z �adn� z dziewczyn nie um�wi� si� nigdy na kolejne spotkanie, co
najprawdopodobniej rani�o ich uczucia, lecz jemu na niczym nie zale�a�o. Tak
wi�c w przeci�gu czterech lat odby� cztery randki. Nie by� to zbyt imponuj�cy
rezultat. Nawet je�li jego rodzice martwili si� owym stanem rzeczy, to nic mu o
tym nie m�wili.
On w ka�dym razie niczym si� nie przejmowa�. Nie by� �lepy - wiedzia�, kt�re
dziewczyny s� atrakcyjne. Mia� swoj� porcj� interesuj�cych sn�w i przyjemnych
fantazji. Ale kiedy przychodzi�o do um�wienia si� z jak�� dziewczyn�, zaczyna�
obserwowa� wybran� kole�ank� w klasie, na przerwie, w sto��wce czy gdziekolwiek
indziej a� w ko�cu, wcze�niej czy p�niej, dziewczyna taka powiedzia�a lub
zrobi�a co�... nieodpowiedniego. Po prostu �adna z nich nie by�a w stanie
sprosta� wymogom. Jakie to by�y wymogi, Quentin sam nie potrafi� sprecyzowa�.
By� mo�e mia� ten sam problem co Lizzy, kiedy ch�opcy zacz�li si� ni�
interesowa�. Pami�ta� jak m�wi�a: "Po co mam marnowa� czas z jakim� go�ciem,
skoro wiem, �e to nie ma najmniejszego sensu?" Wtedy Mama odpowiada�a: "Przecie�
to bardzo mi�y ch�opak. Czemu po prostu nie um�wisz si� z nim do kina? Albo na
pizz�?" Na to Lizzy przewraca�a oczami i dalej swoje: "Mamo, czy naprawd� chcesz
powiedzie�, �e powinnam pozwala� tym biedakom traci� na mnie fors� skoro wiem,
�e tylko robi� im niepotrzebne nadzieje?" I wtedy obie wybucha�y �miechem nie
zwracaj�c uwagi na Quentina, kt�ry siedzia� nie zauwa�ony przy stole w kuchni
lub w salonie, czy gdziekolwiek indziej i my�la� sobie, c� to takiego jest
mi�dzy kobietami, �e wszystko, co dotyczy m�czyzn wydaje si� �artem, kt�ry one
opowiadaj� sobie od niepami�tnych czas�w, za� m�czy�ni nie s� w stanie nic z
tego zrozumie�.
Wydawa�o mu si�, �e po latach i on zrozumia�. Nie chodzi�o tu o m�czyzn, ale o
ludzi, kt�rzy nie wiedzieli co chc� da�, a co dosta� w zamian i w ten spos�b
wci�� b�d� zawodzili innych, b�d� sami doznawali zawodu.
Quentin nie wiedzia� czego chce, ale dobrze wiedzia� czego nie chce. Nie chcia�
�adnej z dziewczyn, kt�re zna� ze szko�y.
Mia� w�r�d nich mn�stwo przyjaci�ek. Lubi� je. To by�y bardzo mi�e dziewczyny.
Tyle, �e nie dla niego.
Nie dla niego by�y r�wnie� dziewczyny, kt�re pozna� w Berkeley, gdzie studiowa�
najpierw iberystyk�, potem matematyk� a� sko�czy� na historii, kuj�c jak dziki i
uzyskuj�c znakomite stopnie, tak �e pomimo zmiany kierunku studi�w, uko�czy� je
w przewidzianym czasie, przez kolejne cztery lata nie zaliczaj�c wi�cej ni�
dziesi�ciu randek. Na pocz�tku Mama i Tato nic na ten temat nie m�wili, ale od
czasu kiedy zda� na przedostatni rok, za ka�dym razem kiedy dzwoni� do domu lub
odwiedza� rodzic�w w Santa Clara, Mama zasypywa�a go pytaniami w rodzaju: "Czy
spotykasz si� z jakimi� mi�ymi dziewczynami?" "Czy na tych swoich zaj�ciach masz
jakie� �adne kole�anki?" Pami�ta� tak�e burzliw� rozmow� z Tat�, gdy pomaga� mu
w gara�u miesza� farb�, kt�r� mieli pomalowa� futryny wok� okien i drzwi. Kiedy
w ko�cu sta�o si� jasne do czego prowadz� dziwaczne ojcowskie pytania, Quentin
a� poczerwienia� z gniewu i zapewni� Tat�, �e owszem, woli dziewczyny od
ch�opc�w, tyle �e jak na razie nie mia� okazji znale�� w�a�ciwej dla siebie
partnerki, ale wci�� szuka i niech si� Tato nie martwi, kiedy przyprowadzi kogo�
ze sob� do domu, osoba ta b�dzie ubrana w sukienk� i b�dzie mia�a dwa chromosomy
X, ale teraz powinni ju� przej�� do malowania futryn.
Ostatecznie zrobi� dwa fakultety: iberystyk� i histori�, a zaraz potem znalaz�
prac� w Santa Clara, w firmie, kt�ra pr�bowa�a sprzedawa� komputery przeznaczone
do u�ytku w domu lub w ma�ych firmach. Dosta� t� prac� poniewa� jego kolega ze
szko�y �redniej, kt�ry by� tam zatrudniony, pomy�la�, �e Quentin m�g�by si�
przyda� jako doradca przy opracowywaniu programu do nauki historii, lecz w
nied�ugim czasie Quentin zakocha� si� w programowaniu i okaza�o si�, �e ma do
tego prawdziw� smyka�k�. Po roku sprzeda� swoje udzia�y w firmie produkuj�cej
sprz�t komputerowy i przeni�s� si� do sp�ki konstruuj�cej procesor tekst�w dla
nowych komputer�w osobistych IBM. W rok p�niej sp�ka zosta�a kupiona przez
wi�ksz� firm� zajmuj�c� si� tworzeniem system�w operacyjnych i j�zyk�w
programowania, arkuszy kalkulacyjnych i procesor�w tekstowych, w kt�rej to
firmie zacz�� tak szybko awansowa�, �e wkr�tce przeniesiono go do centrali w
stanie Washington, gdzie oficjalnie zamieszka� na wynaj�tej barce mieszkalnej,
ale w rzeczywisto�ci wi�kszo�� nocy przesypia� we w�asnym biurze, poniewa� jego
obecno�� by�a niezb�dna przy pracy nad kilkoma du�ymi projektami. Nie mia� na co
wydawa� pieni�dzy, wi�c wszystko inwestowa� w akcje w�asnej firmy, kt�rych
warto�� najpierw wzros�a stukrotnie, a potem podwaja�a si� ka�dego roku, a� do
chwili gdy ka�dy, kto rozpocz�� prac� dla firmy w latach siedemdziesi�tych
zosta� multimilionerem, za� najbogatszy ze wszystkich by� w�a�nie Quentin.
Pewnego dnia w tysi�c dziewi��set osiemdziesi�tym si�dmym roku Quentin zda�
sobie spraw�, �e programowanie raz na zawsze przesta�o go interesowa�. To co
jeszcze wczoraj stanowi�o wyzwanie, dzi� nic ju� dla niego nie znaczy�o.
Przesta�y go obchodzi� interesy firmy, strategie marketingowe, a nawet ludzie, z
kt�rymi pracowa�. Ludzie si� zmienili, praca si� zmieni�a, zmieni�a si� te� sama
firma. Nic go ju� nie bawi�o, a jednocze�nie wiedzia�, �e je�li sprzeda akcje,
kt�re posiada, to nigdy w �yciu nie b�dzie ju� musia� pracowa�. Czy po wygraniu
g��wnej nagrody na loterii, kto� wraca do zamiatania sklep�w? Tak w�a�nie my�la�
o swojej, dawniej ukochanej pracy.
Zostawi� sobie tylko dziesi�� procent posiadanych akcji, a reszt� zamieni� na
got�wk� i w ten spos�b maj�c dwadzie�cia sze�� lat sta� si� posiadaczem dwunastu
i p� miliona dolar�w. Pi��dziesi�t r�nych firm produkuj�cych sprz�t i
oprogramowanie proponowa�o mu niedorzecznie wysokie pensje, na kt�re nikt nigdy
nie by�by w stanie zapracowa�, ale odrzuci� wszystkie oferty. Tak wi�c zosta� ze
swoj� wynaj�t� bark�, bez pracy i, szczerze m�wi�c, bez w�asnego �ycia. Czu� si�
tak, jakby bra� udzia� w bardzo d�ugim wy�cigu i wreszcie zda� sobie spraw�, �e
opr�cz niego nikt inny ju� nie biegnie, �e min�� lini� mety �adnych kilka lat
temu, lecz nie zauwa�y� tego poniewa� nie by�o tam �ywej duszy, nikogo, kto by
wiwatowa� na jego cze�� i poklepywa� go po plecach, wo�aj�c "�wietny bieg, Quen!
�wietny bieg!"
Albo, gdyby tak si� dobrze zastanowi�, by� mo�e jacy� ludzie rzeczywi�cie
oczekiwali go na finiszu, tyle �e sam Quentin wcale nie dba� o to, co tamci o
nim my�l�, wi�c odrzuci� ich wyrazy uwielbienia oraz przyja��, poniewa� wci��
czeka� na ten jeden jedyny g�os, kt�rego nigdy ju� nie mia� us�ysze�.
Co mo�na robi� gdy si� ma dwana�cie i p� miliona dolc�w? Quentin w�adowa�
wi�kszo�� pieni�dzy w akcje i obligacje przynosz�ce pewny zysk, umie�ci� je w
bezpiecznym gnie�dzie jak z�ote jajo, i nigdy ich nie rusza�, chyba �e po to, by
zainwestowa� je jeszcze bezpieczniej. Podczas najwi�kszej recesji w
dziewi��dziesi�tym pierwszym zarobi� okr�g�y milion i tytu�u odsetek, dywidend
oraz zysk�w z operacji gie�dowych. Sp�aci� dom rodzic�w, kupi� im �adny w�z, a
potem zastanawia� si� co jeszcze mo�e zrobi� ze swoj� fur� pieni�dzy. Nawet
wtedy gdy wynajmowa� luksusowy apartament, pi��dziesi�t patyk�w wystarcza�o mu
na ca�y rok, ��cznie z utrzymaniem samochodu (�aden wielki szpan, zwyk�y Nissan
Maxima). Na pocz�tku troch� podr�owa�, dop�ki nie zda� sobie sprawy, �e
wszystkie hotele, czy to w CancAn, czy to w Pary�u, czy w Hongkongu s� bardzo do
siebie podobne. Tak wi�c maj�tek wci�� r�s� i wydawa�o si� bezsensowne �adowanie
go w dalsze inwestycje, kt�re mia�y na celu jeszcze pomno�enie pieni�dzy,
kt�rych wcale nie potrzebowa�. Zreszt� kiedy portfel akcji i obligacji zaczyna
przynosi� takie zyski, i� nawet tw�j broker twierdzi, �e wi�cej ju� nie da si�
wyci�gn��, co pozostaje do roboty przez reszt� dnia, tygodnia, miesi�ca, roku?
W dziewi��dziesi�tym drugim �wi�to Dzi�kczynienia sp�dza� w domu z rodzicami.
Kiedy Tato sko�czy� swoje lamenty nad wyborem Billa Clintona na prezydenta,
zacz�a si� powa�na rozmowa. Quentin siedzia� wpatruj�c si� w p�omie� na
kominku, kiedy cisz� przerwa� g�os Mamy:
- Quentinie, czy to wszystko nie przysz�o ci zbyt �atwo? Natychmiast Ojciec
po�pieszy� z obron� zasad kapitalizmu, po raz kolejny wyja�niaj�c ma��once, �e
Quentin za sw� ci�k� prac� i w�a�ciwe przewidywanie koniunktury zosta� dzi�ki
prawom wolnego rynku w�a�ciwie wynagrodzony fortun�, kt�ra w �adnym wypadku nie
by�a zbyt wielka, przynajmniej je�li por�wna� j� z bogactwem takiego Rossa
Perota czy Billa Gatesa.
Ale wkr�tce ojcu sko�czy�a si� para i znowu zapad�a cisza, wi�c ponownie
siedzieli przez chwil� w milczeniu, wpatruj�c si� w ogie�, p�ki Mama po raz
kolejny nie zabra�a g�osu:
- Je�li nie masz �adnych w�asnych marze�, Quentinie, dlaczego nie po�yczysz ich
od innych?
- Marzenia - parskn�� pogardliwie Tato. Ale to w�a�nie on zawsze by� najwi�kszym
marzycielem w rodzinie i kiedy Quentin zastanowi� si� nad tym przez chwil�, zda�
sobie spraw�, �e zdobywaj�c tak nieprzyzwoite bogactwo, w rzeczywisto�ci
zrealizowa� marzenia swojego ojca. Wystarczy�o tylko kilka lat pracy, kt�r�
zreszt� lubi�, aby uda�o mu si� poluzowa� t� napi�t� strun� niepokoju w sercu
Taty i stary czu� si� teraz szcz�liwy, spokojny. System zadzia�a� w�a�ciwie na
korzy�� jego syna i w oczach Taty wygl�da�o to znacznie lepiej ni� gdyby on sam
zarobi� t� ca�� fors�.
W nast�pny poniedzia�ek, Quentin powierzy� ojcu w zarz�d kilkaset tysi�cy ze
swego portfela, przy czym po�ow� dochod�w Tato mia� zatrzyma� jako prowizj�. Ale
to stanowi�o tylko cz�� odpowiedzi na sugesti� Mamy. By�o przecie� wielu innych
ludzi, kt�rzy mieli swoje marzenia i potrzebowali zaledwie kilku tysi�cy lub
kilkuset tysi�cy dolar�w, aby pokusi� si� o ich spe�nienie. By� to jaki� spos�b
na wykorzystanie posiadanych nadwy�ek kapita�u.
W San Jose Mercury News przez tydzie� ukazywa�o si� zamieszczone przez Quentina
og�oszenie nast�puj�cej tre�ci: "Drobny inwestor szuka partnera z dobrymi
pomys�ami, gotowego do ci�kiej pracy". Zosta� zasypany listami. Oddzieliwszy te
zawieraj�ce oczywiste niedorzeczno�ci lub dzieci�ce marzenia, wybra� kilka
tuzin�w takich, kt�re zawiera�y propozycje warte rozwa�enia. Na koniec utworzy�
z wybranymi partnerami czterna�cie sp�ek, kt�rym on zapewnia� kapita� oraz
pensj� dla ksi�gowego, zobowi�zanego do przedk�adania mu wszelkich sprawozda�
dotycz�cych dzia�ania ka�dej z firm. Quentin nie wtr�ca� si� do niczego, do
chwili kiedy nadchodzi� czas, aby zwin�� upadaj�cy interes lub te� umo�liwi�
partnerowi, kt�remu si� powiod�o, wykupienie ca�ej firmy. Wszystko na og�
wyja�nia�o si� w ci�gu roku. Ponad po�owa sp�ek rozwija�a si� dobrze, a
niekt�re z nich robi�y du�e pieni�dze. Dwie w ko�cu zacz�y emitowa� akcje,
dzi�ki czemu przysporzy�y Quentinowi zysk�w znacznie przekraczaj�cych sum� jak�
zainwestowa� we wszystkie czterna�cie partnerstwa.
To by� najlepszy rok w jego �yciu. M�g� dzieli� szcz�cie wraz z partnerami,
kt�rzy odnie�li sukces, a je�li chodzi o tych, kt�rym si� nie uda�o, to mimo
rozczarowania pora�k�, ka�dy z nich wiedzia�, �e przynajmniej mia� okazj�
spr�bowa�. A poniewa� Quentin pokrywa� wszystkie d�ugi i straty, wszyscy
wychodzili na czysto. Nikt niczego nie traci�. Uda�o si� zrobi� kilka dobrych
rzeczy.
Ale dlaczego ogranicza� zakres projektu tylko do po�udniowego wybrze�a? Quentin
zn�w zacz�� podr�owa�. W ka�dym mie�cie, do kt�rego przybywa�, wynajmowa�
mieszkanie w centrum miasta, zamieszcza� og�oszenie w lokalnej gazecie, wybiera�
najciekawsze odpowiedzi, wchodzi� w kolejne sp�ki. To wszystko zajmowa�o kilka
miesi�cy, potem rusza� dalej, zatrzymuj�c mieszkanie na nast�pne dwa lata, aby
mia� si� gdzie zatrzyma� podczas kontrolnych wizyt. Nowych miejscowo�ci nie
wybiera� zamykaj�c oczy i celuj�c w map� d�ugopisem; jego metoda by�a bardziej
usystematyzowana - wchodzi� do ksi�garni, szuka� dzia�u turystycznego i je�li
znalaz� w przewodniku lub albumie zdj�cia jakiego� miejsca, kt�re go
zaintrygowa�o, jecha� tam. Trudno by�o przewidzie� jaki b�dzie nast�pny cel jego
podr�y. Kiedy by� w Vermont, nie zatrzyma� si� w pi�knym Mont-pelier, ale w
ponurym i brudnym Burlington, a kiedy ruszy� do Texasu, omin�� ha�a�liwe miasta
i pojecha� na wsch�d od Dallas poprzez bujne sawanny, a� do Nacogdoches, gdzie
pomy�la�, �e mo�e wreszcie znajdzie dla siebie jak�� sta�� siedzib�.
Ale po kilku miesi�cach zn�w by� w drodze. Durango, Missoula, Kennewick, Seneca,
Asheboro, Mandeville, Oakland, Bronx. Nigdzie nie brakowa�o marzycieli, nigdzie
nie brakowa�o ciekawych sn�w. Dayton, Concord, Grand Junction, Grand Island,
Flagstaff, Johnstown, Boise, Savannah.
Wiosn� tysi�c dziewi��set dziewi��dziesi�tego pi�tego roku wyl�dowa� w Herndon w
stanie Virginia. Na dworze by�o ju� ciep�o. Quentin w�a�nie zamie�ci� swoje
og�oszenie, ale nie w Washington Post, tylko w miejscowej gazetce rozdawanej za
darmo w sklepach. Poniewa� do ukazania si� og�oszenia zosta�o mu jeszcze kilka
dni, mia� troch� wolnego czasu. W �rod� poszed� do kina na jaki� film o wirusie
Ebola, z Dustinem Hoffmanem wcielaj�cym si� w g��wnego bohatera, lekarza,
wynajduj�cego spos�b na syntez� surowicy, umo�liwiaj�cy jej b�yskawiczn�
produkcj�, dzi�ki czemu udaje si� wyleczy� nawet ludzi w zaawansowanym stadium
choroby. Quentin wyszed� z kina zastanawiaj�c si� czemu jest taki rozdra�niony.
Przecie� g�upie filmy produkowano od wiek�w. Dlaczego akurat ten tak go
zdenerwowa�?
Wszed� do sklepiku z mro�onymi jogurtami w przedsionku kina, ale w ca�ym
pomieszczeniu roznosi� si� intensywny zapach mocno perfumowanych kaw, w zwi�zku
z czym by� pewny, �e wszystkie jogurty b�d� kawowe, niezale�nie od ich
oryginalnego smaku. Nie mia� poj�cia dlaczego ten zupe�nie nieistotny szczeg�
wywo�a� w nim ch��, by kogo� zruga� i wyja�ni� mu, nie przebieraj�c w s�owach,
�e nie powinno si� podawa� czego� o tak intensywnym zapachu w lokalu, kt�ry
jednocze�nie serwowa� produkty maj�ce skusi� klienta r�norodno�ci� delikatnych
smakowych odcieni. Zupe�ny absurd. W ko�cu co go to obchodzi�o? Ale kiedy
doszed� do samochodu, plasn�� otwart� d�oni� w blaszany dach, tak mocno, a�
rozbola�a go r�ka i przez chwil� poczu� si� troch� lepiej.
Mo�e moje �ycie wcale nie jest takie wspania�e jak mi si� wydaje, my�la� sobie
jad�c Eiden Street w stron� wielkiego sklepu spo�ywczego sieci Giant. Dochodzi�a
pi�ta. Ruch w godzinach szczytu nie by� w miasteczku wielki, a powrotna fala
ludzi doje�d�aj�cych do pracy w DC* mia�a zala� ulice dopiero za p� godziny.
Mo�e mam ju� do�� �ycia po�yczonymi marzeniami. Ale je�li przestan� to robi�,
czym si� b�d� zajmowa�? I na jak d�ugo wystarczy mi to nowe zaj�cie?
Paje mi�sne, nektar brzoskwiniowy i s�odkie krakersy stanowi�y prawie ca�� jego
diet� w tamtych dniach. Zastanawia� si� nad kupieniem akcji Marie Callendar's,
Libby's, czy Nabisco, ale zdecydowa�, �e je�li chodzi o artyku�y spo�ywcze, to
woli by� konsumentem ni� inwestorem. Przez chwil� zastanawia� si� tak�e jaki
narzut musz� mie� sklepy sieci Giant, skoro op�aca im si� przyjmowa� zap�at�
kartami American Express. A mo�e obie firmy ��czy�y jakie� sekretne uk�ady, wi�c
prowizja nie by�a tak du�a, jak dla innych klient�w? Czy moje �ycie jest
naprawd� takie puste, �e nie potrafi� wymy�li� czego� innego, o czym m�g�bym
my�le�.
Wymy�li� co�, o czym m�g�bym my�le�. To zdanie brz�cza�o mu w g�owie jak mantra,
kiedy wyci�ga� paje z zamra�arki.
Wtem jaki� dzieci�cy kwik zak��ci� porz�dek tej nonsensownej litanii.
- Gdyby�cie kiedykolwiek bywali w domu, to by�cie wiedzieli, �e ca�y czas jadam
same zdrowe rzeczy, a teraz prosz� tylko �eby�cie kupili mi prawdziwego loda
zamiast tej prymitywnej podr�bki.
To by�a dziewczynka, mniej wi�cej w wieku dziesi�ciu, mo�e dwunastu lat, z blond
w�osami nazbyt wymy�lnie ufryzowanymi w spos�b, jaki zawsze wprawia� Quentina w
przygn�bienie, gdy� wygl�da�o to tak, jakby kto� chcia� pozbawi� ma�� os�bk� jej
dzieci�cego uroku.
Tyle, �e teraz mia� okazj� ogl�da� prawdziw� ma�� harpi�. Nad�sana twarz,
dono�ny, nieprzyjemny g�os, a wok� niej rozgor�czkowani rodzice wy�a��cy ze
sk�ry, aby jako� j� udobrucha�.
- Chcemy tylko, �eby� by�a szcz�liwa, kochanie - odezwa�a si� matka.
- Sama chcia�a� �eby�my pomogli ci dba� o lini� - doda� ojciec.
Czy ci ludzie zdawali sobie spraw� ze swego zachowania? W swych umizgach
przypominali zawodowych pochlebc�w, kt�rzy zawsze otaczaj� gwiazdy filmowe.
- Ale chyba nie chodzi�o mi wtedy o lody, prawda? - zawo�a�a dziewczynka takim
tonem, jak gdyby jej rodzice byli najt�pszymi lud�mi jacy kiedykolwiek �yli na
ziemi.
- My�l�, �e nie stanie si� nic z�ego je�li kupimy jej ma�ego "Ben and Jerry's",
prawda kochanie? - zapyta�a matka. - One nie maj� tyle t�uszczu co "H�agen-
Dazs".
- Kup jej cokolwiek - odpar� ojciec. Wygl�da�o na to, �e przynajmniej on zdawa�
sobie spraw� jakim potworem sta�o si� ich dziecko. Jak�e musieli wydawa� si�
s�abi, je�li ona tak �atwo mog�a nimi manipulowa�.
Nagle Quentin odda� si� wspomnieniom. Przypomnia� sobie jak kiedy� le�a� na
trawie, przygnieciony ci�arem ojcowskiego cia�a. Jak Tato wpad� w gniew, a Mama
nagle przybra�a pojednawczy ton, za� jemu uda�o si� postawi� na swoim. Tak jak
kilkana�cie razy przedtem.
Jaki z tego wniosek? Taki, �e wszystkie dzieci s� manipulatorami, ale on
przynajmniej zachowa� na tyle przyzwoito�ci, aby nigdy nie upokarza� rodzic�w w
miejscu publicznym tak jak ta ma�a gryma�nica.
Oczywi�cie, r�wnie dobrze mog�o to oznacza�, �e w�a�nie on jest hipokryt�,
podczas gdy dziewczynka po prostu otwarcie robi�a to, czego pr�buj� wszystkie
dzieci i czemu potrafi� si� przeciwstawi� tylko nieliczni rodzice.
Dzi�ki Bogu, �e sam si� nie o�eni�em i nie mam dzieci, pomy�la� Quentin. Kto
chcia�by wdawa� si� w trwaj�c� ca�e �ycie walk� o w�adz� z w�asnym potomstwem?
Nabra� wystarczaj�c� ilo�� mro�onek na kilka tygodni, tyle ile mog�a pomie�ci�
zamra�arka w wynaj�tym przez niego szeregowcu. Potoczy� w�zek wzd�u� rz�d�w
p�ek mijaj�c dziewczynk� i poskromionych przez ni� rodzic�w. Bardzo si� stara�
aby na nich nie patrze� - dlaczego nie mieli udawa�, �e nikt nie zauwa�y� ich
upokorzenia. Jednak�e nie m�g� odm�wi� sobie rzucenia ostrego, pogardliwego
spojrzenia w stron� dziewczynki. Odpowiedzia�a mu nad wyraz bezczelnym
spojrzeniem, a w jej oczach dostrzeg� jaki� b�ysk, kt�ry go zaskoczy�. Czy to
mo�liwe, �eby przygl�da�a mu si� z ironi�? Czy�by dok�adnie wiedzia�a, �e
sprawia wra�enie rozwydrzonego bachora?
A je�li nawet wiedzia�a, to co z tego? �wiadomo��, �e jest si� niezno�n�
smarkul�, w niczym tego faktu nie umniejsza, wr�cz przeciwnie. Lizzy nigdy nie
sprawia�a takiego wra�enia. Duma nie pozwoli�aby jej zachowywa� si� tak