785
Szczegóły |
Tytuł |
785 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
785 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 785 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
785 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tadeusz Do��ga-Mostowicz
Z�ota Maska
Bia�ystok: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1988
Na dysku pisa� Francisz
ek Kwiatkowski
S�owo wst�pne
Dylogia "Z�ota Maska" i "Wysokie Progi" ukaza�a si� w 1935 roku.
Wznawiana jeszcze przed wojn� nie doczeka�a si� druku po 1945
roku. Ponad 50 lat kr��y�a w nielicznych zaczytanych do szcz�tu
egzemplarzach z r�k do r�k wiernych pisarzowi czytelnik�w. W
czasie wojny i w pierwszych latach powojennych mo�na j� by�o
jeszcze znale�� w bibliotekach. Potem ksi��ki te podzieli�y los
wi�kszo�ci tekst�w Do��gi-Mostowicza: posz�y na przemia�! By�a to
jedna z najbardziej bezsensownych i bezmy�lnych decyzji ludzi
odpowiedzialnych na prze�omie lat czterdziestych i pi��dziesi�tych
za sprawy kultury.
Zaiste, bogaty musi by� kraj i obfituj�ce w dzie�a kultury
spo�ecze�stwo, kt�re pozwala na �wiadome zubo�anie w�asnych
tradycji, odcina czytelnikom drog� do ksi��ek poczytnych i
lubianych, nawet je�li odnosi si� to do tekst�w obiegu
popularnego...
Po ponad 50 latach nadrabiamy krzywdy wyrz�dzone czytelnikom i
pami�ci Autora. Powstaje jednak oczywi�cie pytanie: czy p�wiecze
nieobecno�ci "Z�otej Maski" i "Wysokich Prog�w" na rynku
czytelniczym nie odebra�o powie�ciom ich walor�w i urok�w?
W roku 1957 pisa� Stanis�aw Brucz, kt�ry zreszt� wyra�nie "nie
kocha�" Mostowicza: "(Mostowicz) poj�� rol� kobiety w dziele
kszta�towania masowych upodoba� literackich i nie kry� si� z tym,
�e pisa� przede wszystkim dla kobiet (...) Przy czym czytywa�y go
r�wnie� bardzo ch�tnie pani mecenasowa, pani doktorowa, pani
in�ynierowa i pani majorowa"*1. To bardzo charakterystyczny cytat.
Mostowicz by� pisarzem dnia dzisiejszego, aktualizuj�cym problemy
swoich czas�w. I te wielkie: kryzys gospodarczy, bezrobocie,
tragiczn� przepa�� mi�dzy �yciem "wy�szych dziesi�ciu tysi�cy" i
�yciem bezrobotnego. I te ma�e: codzienny obraz �ycia stolicy,
warszawskie ulice, sklepy, place targowe. I wielkie nami�tno�ci i
pasje ludzkie, i codzienne, male�kie marzenia widz�w z
peryferyjnych kin. Jego uwadze, bystrego obserwatora i
wsp�uczestnika �ycia nie mog�y uj�� tak�e procesy przemian
obyczajowych i zmieniaj�ca si� po pierwszej wojnie �wiatowej rola
i funkcja kobiet w �yciu spo�ecznym. Lata dwudzieste i pocz�tek
lat trzydziestych to okres, gdy kobiety walczy�y tak�e o to, aby
by� pani� mecenas, pani� doktor, pani� in�ynier. Liczba kobiet
studiuj�cych na wy�szych uczelniach, podejmuj�cych prac�
urz�dnicz�, s�owem 1 St. Brucz, Kariera Do��gi-Mostowicza,
"Kronika" 1957 nr 21 usamodzielniaj�cych si�, by�a w�wczas ju�
niema�a. Ka�dy krok przynosi� nowe zjawiska w walce kobiet o
r�wnouprawnienia spo�eczne i obyczajowe. Ka�dy krok potwierdza�,
�e tendencje emancypacyjne s� nieodwracalne. Problemy
r�wnouprawnienia kobiet wielokrotnie stawa�y si� tematem powie�ci.
Wystarczy tu powo�a� si� na "Emancypantki" Prusa, na powie�ci
Reymonta ("Komediantka"; "Fermenty"), �eromskiego ("Dzieje
grzechu"), Zapolskiej ("Janka", "Fin-de-siecle-istka").
D��enia emancypacyjne obejmowa�y tak�e sfer� obyczaj�w
erotycznych. Pocz�tek lat trzydziestych stawia te w�a�nie sprawy
bardzo wyrazi�cie... By� to okres, gdy kobiety d���c do
usamodzielnienia si�, d��� tak�e do r�wnych z m�czyznami praw dla
prze�y� erotycznych, do tego, aby by� traktowane jak partnerki w
grze mi�osnej, aby mie� prawo wybiera� sobie partnera wed�ug
w�asnej woli i ch�ci. To w�a�nie tu: na styku innowacji i
tradycji, nowych spo�ecznych kobiet, uk�ad�w dwu p�ci, musia�y
wynika� konflikty i sytuacje absorbuj�ce uwag� pisarza i odbiorc�w
(szczeg�lnie za�, przyznajmy: odbiorczy�) tekst�w.
Aktywno�� spo�eczna i przemiany w �wiadomo�ci emancypuj�cych si�
kobiet znajdowa�y w kulturze odbicie w dwu wielkich obszarach:
aktywnej tw�rczo�ci) i lektur (odbioru). Nie jest przecie� spraw�
przypadku, �e lata 1932-1939 to prawdziwa "inwazja" kobiet w
literaturze: Z. Na�kowska, M. D�browska, H. Kuncewiczowa, J.
Krzywicka, H. Naglerowa, P. Gojawiczy�ska, W. Melcer, H. G�rska,
J. Brzostowska, M. Jasnorzewska-Pawlikowska, Ginczanka, M.
Ukniewska - oto pierwsze tylko nasuwaj�ce si� nazwiska z bardzo
d�ugiej listy kobiet-pisarek. Jak�e by bez ich tw�rczo�ci
wygl�da�a nasza literatura tamtych lat? Jak bardzo by�aby zubo�ona
i niepe�na. Tak realizowa�y si� kobiece prawa do r�wnouprawnienia,
do emancypacji.
W dziedzinie za� odbioru kultury; w naszym przypadku czytelnictwa,
kobiece audytorium to ca�a skomplikowana sprawa si�gaj�ca swymi
korzeniami wieku XVIII i �wczesnej Anglii. To w�a�nie w�wczas w
zwi�zku z "rewolucj� przemys�ow�"; powstawa�y klasy �rednie,
kt�rych przedstawicielki dysponowa�y wolnym czasem. Wytworzy�a si�
w�wczas w�r�d kobiet moda czytywania "romans�w": By�o to zjawisko
tak powszechne, �e angielski historyk literatury okre�la lektur�
powie�ci jako zaj�cie typowo kobiece w�a�nie.
Wiek XIX z kolei to okres �ywio�owej niemal emancypacji i edukacji
kobiet. Przyczyny tego zjawiska s� z�o�one i wielorakie. Jedn� z
nich by� fakt, �e wielkie wydarzenia historyczne przynosi�y jako
jeden ze skutk�w i to �e wiele kobiet musia�o przyj�� na siebie
obowi�zki nieobecnych, bo walcz�cych lub uwi�zionych, zabitych i
zaginionych m�czyzn. Ale i to, przy ca�ym obci��eniu czasowym,
k�opotach, troskach przyczynia�o si� do rozwoju czytelnictwa w�r�d
kobiet. Lektury powie�ci bowiem by�y jedn� z niewielu dost�pnych
w�wczas form rozrywek i ucieczki od trud�w �ycia. Lektury co
wa�niejsze, zaspokaja�y sfer� uczu� i fantazji. W zwi�zku z tymi
potrzebami posta� szczeg�lny typ bohaterki zwanej postaci� z epoki
wiktoria�skiej. Badacze literatury popularnej tej epoki
skodyfikowali cechy heroin tamtych powie�ci. Bohaterka
reprezentowa�a niezmienny typ urody (s�odka, delikatna,
pastelowa), by�a m�oda, s�aba fizycznie. Jej postaw� moraln�
kszta�towa�y nakazy religijne, bez zbytecznej dewocji jednak. By�a
uczciwa, pos�uszna wobec autorytet�w, uleg�a wobec prawa. Jej
wiedza o �wiecie by�a po�owiczna. Za� jedynym celem - ma��e�stwo -
uwie�czone macierzy�stwem. Nie orientowa�a si� w z�o�onych
problemach politycznych i spo�ecznych oraz w transakcjach
finansowych dokonywanych przez ojca lub m�a. Ten typ bohaterki
tzw. wiktoria�ski dominowa� szczeg�lnie w drugiej po�owie XIX
wieku, a tak�e jeszcze w okresie przed pierwsz� wojn� �wiatow�.
Przemiany spo�eczne i obyczajowe po pierwszej wojnie, musia�y
wp�yn�� oczywi�cie tak�e i na zmian� portretu kobiety w powie�ci,
zw�aszcza w obiegu popularnym.
Warto wiedzie�, �e zar�wno "Z�ota Maska" jak i "Wysokie Progi" s�
swoist� cz�ci� cyklu "emancypacyjnego" powie�ci Mostowicza.
Dylogi� o Magdzie Nieczaj�wnie poprzedzi�y dwa teksty: "Trzecia
p�e�" i "�wiat pani Malinowskiej". By� mo�e b�dzie jeszcze okazja
napisa� o tych tekstach z okazji ich wznowienia. Wszystkie cztery
powie�ci, podejmuj�ce kwesti� r�wnouprawnienia kobiet powsta�y w
latach 1934-35, a wi�c w okresie, gdy problematyka ta znajdowa�a
si� u swego szczytu.
Mostowicz bezustannie poszukiwa� nowych atrakcyjnych sposob�w
kontaktu z czytelnikiem. Szuka� temat�w atrakcyjnych fabularnie i
to zar�wno dla czytelnik�w tradycyjnych, jak dla ca�ej owej rzeszy
czytelniczek, o jakiej pisa� Brucz: owych pa� mecenasowych i
majorowych. Dodajmy do nich tak�e i skromne sprzedawczynie ze
sklep�w i krawcowe, a nawet kucharki. Pami�tajmy tak�e, i� jest
Mostowicz pisarzem obiegu popularnego. Nie m�g� do swych tekst�w
wprowadza� element�w wielkiej filozofii, refleksji i rozwa�a�,
aczkolwiek czyni� to niekiedy tak�e. Najtrafniej chyba, cho� do��
brutalnie, uj�� spraw� Gombrowicz: "W powie�ci dla kucharek nie
mo�na intelektualizowa� ani przerafinowywa�. Tam musi by� mi�o��.
Mi�o�� wielka, �wi�ta i jedyna"*2. Dodajmy tu nawiasem, �e sam
przeramowany i przeintelektualizowany Gombrowicz tak�e "pope�ni�"
powie�� dla kucharek, drukowan� zreszt� w czasopi�mie i pod
pseudonimem...
Mostowicz szuka� wi�c odpowiedniego tematu, odpowiedniej fabu�y
dla ukazania z�o�onych problem�w emancypacji kobiet. Znalaz� je i
wykorzysta� w "Z�otej Masce" i "Wysokich Progach". Tu jednak
musimy ju� m�wi� o ka�dej z tych powie�ci oddzielnie, mimo �e
stanowi� one, jak wspomnia�em, dylogi� po��czon� postaci� g��wnej
bohaterki. S� to jednak powie�ci realizuj�ce r�ne za�o�enia
estetyczne i ideowe i si�gaj�ce do r�nych �r�de� tradycji
literackiej i obyczaju spo�ecznego. Zatem: w powie�ci "Z�ota
Maska" si�gn�� pisarz do tematyki w okresie mi�dzywoiennym przed
nim w�a�ciwie jeszcze nie wykorzystanej. By� ni� motyw 2 T.
K�pi�ski, Witold Gombrowicz i �wiat jego m�odo�ci, Krak�w 1976, s.
225 kariery artystycznej i kulis teatrzyku rewiowego. Pami�tajmy,
jest rok 19 Najg�o�niejsza w�wczas powie�� z �ycia girls
wyst�puj�cych w kabaretach "Strachy" Marii Ukniewskiej, uka�e si�
dopiero w roku 1938. Pierwsze�stwo wi�c w ods�oni�ciu
niedost�pnych przeci�tnemu czytelnikowi kulis teatru rewiowego
nale�y zdecydowanie do Mostowicza. Ale przecie� nie by� Do��ga
pierwszym w og�le pisarzem, kt�ry podj�� motyw kariery m�odej
dziewczyny marz�cej o pracy na deskach scenicznych, o s�awie i
sukcesach. Nie by� tak�e pierwszym, kt�ry pokaza� jak�e trudn�
drog� do tych desek i rozczarowania wi���ce si� z (dos�ownie)
zakulisowym �yciem i stosunkami. Mia� w tym poprzednika nie byle
jakiego, bo samego W�adys�awa Reymonta i jego "Komediantk�"; a
tak�e szkic powie�ciowy poprzedzaj�cy ten tekst: "Adeptk�".
Zestawienie los�w bohaterki "Adeptki"; a tak�e cz�ciowo
"Komediantki" z losami Magdy Nieczaj�wny ze "Z�otej Maski";
pozwoli nam nie tylko uchwyci� podobie�stwa lecz i istotne r�nice
w uj�ciu tematu przez obydwu autor�w. Nie chodzi tu jednak, rzecz
prosta, ani o udowodnienie plagiatu ani o wykazanie, o ile ni�ej
stoi popularna powie�� Mostowicza od dzie�a jego wielkiego
poprzednika. Przeciwnie: wydaje si�, �e w tych zestawieniach i
por�wnaniach Mostowicz nie traci nic, okazuje si� godnym
wsp�zawodnikiem. Rzecz w tym, �e zar�wno m�ody w�wczas Reymont
(lata dziewi��dziesi�te ubieg�ego wieku) jak i dojrza�y ju� i
s�awny pisarz obiegu popularnego lat trzydziestych wieku XX,
si�gali do podobnego, je�li nie tego samego �r�d�a, do podobnej
rzeczywisto�ci teatralnej. Tu jednak mamy do czynienia z pierwsz�
istotn� r�nic�: oto dla Reymonta, ta rzeczywisto�� kulis ma�ego
teatru by�a integraln� cz�ci� jego w�asnej biografii, jego
osobistych do�wiadcze� jako aktora "nieudacznika". (Kiedy� np. z
powodu kr�tkowidztwa, zamiast przej�� za kulisy wszed� do szafy na
scenie). Dla Mostowicza za� rzeczywisto�� teatru rewiowego by�a
jedynie cz�ci� dost�pnej mu z zewn�trz sfery obserwacji. Zna�
aktor�w, zna� ploteczki zza kulis, zna� mechanizmy dzia�ania
"kariery". By� jednak w tym wszystkim jedynie obserwatorem z
zewn�trz, cz�owiekiem z ulicy, nie z teatralnych desek.
I kolejna sprawa. Chodzi tu o motywacj� marze� o teatrze i ch�ci
gry. Zobaczymy najpierw, jak wygl�da to (i to w dwu wariantach) u
Reymonta. Bohaterka "Adeptki" i "Komediantki" Janka Or�owska
ucieka z ojcowskiego domu gnana przemo�n� pasj� aktorsk�. Reymont
wprowadza tu jednak g��boko id�ce modyfikacje w szkicu "Adeptka" i
w powie�ci "Komediantka". W "Adeptce" Janka mimo rozczarowa� i
gorzkich prze�y� pozostaje w teatrze, bez kt�rego ju� nie umie
�y�. W "Komediantce" za� zrywa z teatrem, powraca do chorego ojca,
opiekuje si� nim, wychodzi za m�� i znajduje ukojenie w
macierzy�stwie. Zauwa�my tu dwie sprawy: po pierwsze wi�c, jest
zaprzeczeniem heroiny wiktoria�skiej. G��wnym motywem jest tu
konflikt pokole�, dodatkowo wzmocniony aktorsk� pasj� bohaterki. W
"Komediantce" jeszcze zwyci�a model wiktoria�ski: najwi�kszym
szcz�ciem dla kobiety jest ma��e�stwo i macierzy�stwo. Warto tu
mo�e doda�, �e skandalizuj�ca Zapolska w swej powie�ci
"Fin-de-siecle-istka" tak�e prowadzi sw� zbuntowan� bohaterk� do
szcz�liwego portu macierzy�stwa. Tradycje wiktoria�skie
zwyci�aj�.
W "Z�otej Masce" Magda Nieczaj�wna, c�rka warszawskiego rze�nika,
cz�owieka z ca�� pewno�ci� uczciwego, lecz konserwatywnego w swych
pogl�dach i sposobie egzystencji, buntuje si� przeciw szaro�ci
swego �ycia, przeciw ciasnocie egzystencji ograniczonej do ulicy
Tamka i �l�czenia przy kasie ojcowskiej jatki. Tu tak�e mamy do
czynienia z motywem "sk��conych pokole�" (w dodatku bohaterka
Reymonta i bohaterka Mostowicza s� p�sierotami, wychowywanymi
przez ojc�w). Istnieje wszak�e wa�na r�nica w sposobach widzenia
�wiata przez obydwie bohaterki: oto Magda Nieczaj�wna jest ju�
"tworem" kultury masowej, nale�y do pokolenia wychowanego w
kulturze filmowej i kulcie "gwiazd"; kt�rych lansowane,
odpowiednio preparowane i reklamowane biografie stawa�y si�
swoistym wzorem kariery �yciowej. Pos�uchajmy rozmy�la� bohaterki
"Z�otej Maski": "Szare by�o to wszystko i jakie� mizerne i
beznadziejne. I je�eli Magda dziwi�a si� czemu, to w�a�nie temu,
�e ludziom wystarcza ta szaro��, te jednakowe dni i to powszednie
�ycie(...) Kiedy�, gdy chodzi�a jeszcze na pensj� i by�a bardzo
dziecinna, oczekiwa�a, �e pewnego pi�knego dnia spotka wracaj�c do
domu jakiego� gwiazdora filmowego, ksi�cia, milionera lub
przynajmniej rotmistrza od u�an�w(...) Dosz�a do przekonania, �e
najpierw trzeba by� kim�, trzeba umie� czym� zaimponowa�, �eby
zdoby� dost�p do ich �wiata. Poniewa� za� w tym czasie przeczyta�a
�yciorys Poli Negri i historie kilku innych gwiazd filmowych -
postanowi�a zosta� artystk�. Tamte r�wnie� pochodzi�y z bardzo
skromnego �rodowiska, a jednak dosz�y do wszech�wiatowej s�awy".
Zauwa�my wi�c: to nie przemo�na si�a "urodzonej aktorki" pcha
Magd� w kierunku teatru. To ch�� wydobycia si� z szarzyzny �ycia,
ciasnych wi�z�w ojcowskiej jatki. Nie jest tak�e chyba spraw�
przypadku, �e bohaterka mieszka na ulicy Tamka. Jest to bowiem
ulica ��cz�ca dzielnic� proletariack� i drobnomieszcza�sk� -
Powi�le ze �r�dmie�ciem. Droga do �r�dmie�cia, gdzie �yje si�
inaczej, "prawdziwie"; to droga dos�ownie (i w przeno�ni) pod
g�r�, wymagaj�ca wysi�ku i trudu. Taka motywacja ch�ci wst�pienia
do teatru i takie usytuowanie miejsca startu, sygnalizuj�, �e
teatr b�dzie dla Magdy jedynie etapem w robieniu kariery. Ju� wi�c
u pocz�tku "Z�otej Maski" mamy swoiste otwarcie na drug� cz��
dylogii: "Wysokie Progi". Drog� wiod�c� do celu by�o podj�cie
nauki w prywatnej szkole ta�c�w. I oto najistotniejsza r�nica w
motywacji i sposobach przeprowadzania fabu�y mi�dzy Reymontem i
Mostowiczem: bohaterka Reymonta prowadzona jest konsekwentnie
przez r�nego rodzaju perypetie sytuacyjne, motywowane ch�ci�
zdobycia ukochanego zawodu ("Adeptka") i s�awy. Mostowicz za�
operuje chwytem, jak�e cz�sto wyst�puj�cym w biografiach s�ynnych
"gwiazd" przypadkiem. Przypadek sprawia, �e Magda zast�puje chor�
kole�ank� w solowym wyst�pie w teatrzyku "Z�ota Maska" (st�d
zreszt� symboliczny tytu� powie�ci). Ten przypadek w oczach
czytelnik�w (a zw�aszcza czytelniczek) uprawdopodabnia histori�
Magdy. One tak�e przecie� podobnie jak Magda, czyta�y owe
preparowane biografie "gwiazd". I oto zar�wno bohaterka Reymonta
jak i Mostowicza znalaz�y si� w teatrze. W tym momencie
obserwujemy szereg analogii w ich prze�yciach. W obydwu
przypadkach mamy do czynienia z rozczarowaniami, tragicznymi
prze�yciami, z niedost�pnymi przeci�tnemu �miertelnikowi kulisami
teatru. Ba, nawet przyczyny owych rozczarowa� s� podobne:
antagonizmy w �rodowisku aktorskim, nienawi�ci, intrygi,
z�o�liwo�ci. Obydwie bohaterki prze�ywaj� tak�e niechcian�
"mi�o��" przelotny romans z wybitnym aktorem. Warto mo�e zestawi�
pierwszy pobyt obydwu bohaterek za kulisami. Oto jak je widzi
Janka Or�owska, bohaterka Reymonta:
"�ciany mur�w poza olbrzymimi p�achtami dekoracji by�y brudne,
poobijane z tynk�w i pokryte jak�� lepk� wilgoci� przejmuj�c�
wstr�tem(...) Ogl�da�a zamki wspania�e, komnaty kr�l�w
operetkowych, krajobrazy ol�niewaj�ce i zobaczy�a z bliska marn�
mazanin�(...) aksamitne p�aszcze by�y tylko marnym welwetem(...)
gronostaje perkalem malowanym, z�oto-papierem ". I Magdy
Nieczaj�wny:
"Krzywa, nie malowana pod�oga, sznury, krzy�uj�ce si� nagle belki
i deski, blaszane pud�a, osadzone na pr�tach, jakie� p�achty i
paki, a po�r�d ca�ej tej rupieciarni kilkunastu ludzi w roboczych
ubraniach uwija�o si� d�wigaj�c ramy obite p��tnem, spuszczaj�c
sk�d� z g�ry i winduj�c z do�u r�ne rupiecie. Za ka�dym ich
krokiem wznosi�y si� tumany kurzu. W powietrzu czu� by�o farbami,
pi�mem i st�chlizn�. Z czarnych czelu�ci stropu na d�ugich drutach
tu i �wdzie zwiesza�y si� jaskrawe niczym nie os�oni�te �ar�wki ".
I rzecz charakterystyczna. Ten widok budzi w Magdzie jedynie
przestrach. Bohaterka Reymonta dodaje do swych refleksji
komentarz: "K�amstwo! K�amstwo! K�amstwo!" Rozumie, �e �wiat kulis
to �wiat imitacji i nieprawdy. �wiat podobny jedynie do
wyobra�onego. Magda Nieczaj�wna po wielu do�wiadczeniach zrozumie
tak�e, �e "Z�ota Maska" to rzeczywi�cie tylko poz�r, z�ocona
maska, za kt�r� kryje si� inne ni� wyobra�ane �ycie i egzystencja.
Ona tak�e zetknie si� z imitacj� �ycia, kt�ra stanie si� punktem
wyj�cia do drugiej cz�ci dylogii.
Istotne r�nice w uj�ciu motywu teatru wyst�pi� w sprawach
zwi�zanych z przebiegiem i zako�czeniem kariery aktorskiej obu
bohaterek. Zanim jednak przejdziemy do tej sprawy, zatrzymajmy si�
na chwil�, by zestawi� z kolei tekst Mostowicza z p�niejszym o
kilka lat tekstem Ukniewskiej. Zestawienie to wskazuje, jak
wyrazi�cie i znakomicie potrafi� ukaza� Mostowicz niepowtarzaln�
atmosfer� kulis teatru rewiowego, garderoby aktorskiej, zawi�ci,
intryg w zamkni�tym klanie zawodowym. Nie tylko prze�ycia m�odej
adeptki sztuki kabaretowej, lecz i sytuacje s� tu niemal takie
same. I znowu, nie chodzi z kolei o pos�dzenie Ukniewskiej o
plagiat z Mostowicza. Po prostu, rzeczywisto�� zakulisowa ma cechy
specyficzne. Ka�da pr�ba opisu tej rzeczywisto�ci musi ow�
specyfik� wyeksponowa� w spos�b podobny. Istotne jednak r�nice
mi�dzy Reymontem, Mostowiczem i Ukniewsk� tkwi� w celach owych
opis�w. Dla Reymonta ukazanie kulis - to przede wszystkim
demitologizacja poj�� o arty�cie jako cz�owieku uduchowionym,
wy�szym ponad przeci�tny t�um. A takie w�a�nie przekonanie
cechowa�o przeci�tnego czytelnika okresu M�odej Polski. Dla
Mostowicza jest ukazaniem pewnego szczebla kariery jego bohaterki,
jest �rodkiem do rozbicia owych dziewcz�cych marze�, jak�e
charakterystycznych dla m�odego pokolenia mieszcza�skiego lat
trzydziestych. Ukniewska za� przekazuje autentyczn� pasj�
zawodowej m�odej tancerki, kt�rej nie odstraszaj� od teatru
najbardziej nawet okropne i ponure warunki, w jakich wykonuje
swoj� wymarzon� prac�.
Ukniewska nie by�a pisark� profesjonaln�. Jej "Strachy" nale�� do
tak zwanej powie�ci �rodowiskowej, a wi�c powie�ci ukazuj�cej
niedost�pne na og� przeci�tnemu odbiorcy zawody i sytuacje
(kelner, przemytnik, tancerka kabaretowa itd.) Opis sytuacyjny w
powie�ciach �rodowiskowych, stanowi�cy integraln� cz��
zamierzenia autorskiego, by� nie mniej wa�ny ni� akcja samej
powie�ci. Dla Mostowicza s� to jedynie epizody, atrakcyjne
fabularnie, ale mniej istotne. By� mo�e dlatego w�a�nie wi�cej
miejsca po�wi�ca pisarz opisowi �wiata bohaterki: jatki na Tamce,
mieszkania Nieczaj�w, wygl�du ojca itd. Doda� tu trzeba, �e na
przyk�ad otwieraj�cy powie�� opis jatki jest swego rodzaju
majstersztykiem, maluj�cym nie tylko wygl�d i zaopatrzenie sklepu
lecz i odtwarzaj�cym atmosfer� drobnomieszcza�skiego �ycia,
sposobu widzenia �wiata i my�lenia.
Autor obdarzy� swoj� bohaterk� si�� woli. Podobne cechy ma tak�e
Teresa Sikorzanka, bohaterka "Strach�w" Ukniewskiej. Mostowicz
jednak ukaza� jeszcze jedn� (poza wspomnianym przypadkiem)
przyczyn� b�yskawicznej kariery (a i kl�ski tak�e) Magdy
Nieczaj�wny. Powracam tu wi�c do wspomnianego wcze�niej w�tku. Oto
specyfik� sytuacji teatralnej lat trzydziestych, szczeg�lnie za�
teatr�w rewiowych i kabaret�w, by�a... konieczno�� konkurencji
mi�dzy teatrzykami. Aby utrzyma� si� na powierzchni (bo nie zawsze
na poziomie), aby "przebi�" pomys�y innych dyrekcji teatrzyk�w,
nale�a�o co jaki� czas zaskoczy� widza czym� nieoczekiwanym. Jedn�
z form takiego zaskoczenia by�o "lansowanie" nowych gwiazd.
Towarzyszy�a temu nies�ychana reklama w prasie. Zaciekawiona
d�ugotrwa�� kampani� reklamow�, poprzedzaj�c� ukazanie si� nowej
"gwiazdy" publiczno�� "wali�a" drzwiami i oknami na premier�. W
"Z�otej Masce" wyb�r owej "lansowanej gwiazdy" pad� w�a�nie na
Magd�. Pomog�y jej w tym autentyczne zdolno�ci. Mostowicz jednak
ukazuje tak�e owe zakulisowe przyczyny i "uk�ady" decyduj�ce o
karierze. Magda staje u szczytu s�awy. Co za� wa�niejsze, ca�a
droga do tej s�awy ukazana jest w powie�ci zgodnie z �wczesn�
wiedz� czytelnika "powie�ci w odcinkach" o �yciu i karierach
�wczesnych "gwiazd". W�a�nie w �rodowisku aktorskim lat
trzydziestych nieoczekiwane kariery niemal z dnia na dzie�
zmieniaj�ce �ycie aktora, by�y zjawiskami do�� cz�stymi. Na
drugiej wi�c, czy trzeciej stronie swego "kuriera" czyta� odbiorca
o nowej "gwie�dzie" w kinie czy teatrze, na ostatniej za�, w
kolejnym odcinku powie�ci Mostowicza obserwowa�, jak si� taka
kariera realizuje i co z niej w ko�cu wynika. �ycie, literatura i
marzenia czytelnik�w (a zw�aszcza czytelniczek) podawa�y sobie tu
r�ce.
Wspomina�em ju� o tym, �e Mostowicz by� pisarzem dnia codziennego,
�e chcia� i umia� obserwowa� rzeczywisto��. Widzia� wi�c takie
skutki d�ugotrwa�ego kryzysu gospodarczego, kt�ry zmusza� do
ostrej konkurencji, ale te� stawa� si� przyczyn� kl�ski teatrzyku
"Z�ota Maska". Teatrzyku, ale nie samej bohaterki. Tu bowiem
otwieraj� si� perspektywy drugiej cz�ci dylogii: "Wysokich
Prog�w".
I jeszcze raz powr��my do por�wna� tekst�w Reymonta, Mostowicza i
Ukniewskiej. Reymont konfrontowa� swoich aktor�w z publiczno�ci�.
Ukazywa� l�k artyst�w przed bezimiennym, ciemnym nierozpoznawalnym
w sali t�umem. Ukniewska pokazuje reakcj� aktor�w na odbi�r ich
pracy przez publiczno��: trem�, l�k, oszo�omienie, rado��.
Mostowicz, za� tylko fragmentarycznie notuje reakcje Magdy na
ocen� jej gry. Dla autora "Z�otej Maski" bowiem najistotniejsza
by�a konfrontacja �wczesnego �ycia i wcze�niejszego �wiata Magdy z
jej sytuacj� uznanej aktorki. I oto bardzo wa�ne sformu�owania:
- "Rozczarowa�a si� pani, panno Magdaleno.
- Wcale nie - zaprzecza�a.
- No jak�e? - Tak pani marzy�a o tym teatrze... a teraz co?
On nie m�g� jej zrozumie�. Nie rozczarowa�a si�.
Nie marzy�a wcale o teatrze. Marzy�a o innym, pi�kniejszym �yciu,
a jest przecie� jeszcze bardzo m�oda. �ycie, do kt�rego dosz�a,
zapewne jest trudniejsze, lecz i pi�kniejsze jest na pewno, a
przede wszystkim otwiera wci�� nowe mo�liwo�ci".
Tak wi�c doszli�my do sedna sprawy: Magda nie jest dziewczyn�
op�tan� teatrem, marzeniem o grze i s�awie, jak bohaterki
"Adeptki" czy "Strach�w", praca w teatrze jest pr�b� do wyrwania
si� z zakl�tego kr�gu ulic Dobrej, Solca i Tamki. Jest jedynie
etapem na drodze do pi�kniejszego �ycia. Takie uj�cie sprawy
t�umaczy, dlaczego Magda w�a�ciwie bez �alu rozstaje si� z
teatrem, z aktorskim epizodem jej �ycia. Z kolei ostatnie cytowane
powy�ej zdanie by�o dla czytelnik�w sygna�em, �e istotnie, otworz�
si� "nowe mo�liwo�ci", �e nie �egna si� z bohaterk� powie�ci, w
bardzo zreszt� interesuj�cej sytuacji "zawieszenia akcji",
op�nienia i zaciekawienia. Oto bowiem Magda pozbawiona jest jak
gdyby swej godno�ci. Nie jest ju� i nigdy nie b�dzie po prostu
Magd�, c�rk� rze�nika z Tamki. Zmieni� si� jej spos�b my�lenia i
widzenia �wiata. Nie zmieni�y si� jedynie marzenia o nowych
mo�liwo�ciach w �yciu. Ale sytuacja ko�cowa "Z�otej Maski" by�a
dla czytelnik�w nie do przyj�cia. Musia� wi�c nast�pi� ci�g
dalszy.
J�zef Rurawski
Rozdzia� I
W jatce pana Antoniego Nieczaja ruch zawsze wcze�niej si� zaczyna�
ni� w innych. Jeszcze w ca�ej dzielnicy, na Ordynackiej, na Solcu
i Kopernika, sklepy na g�ucho bywa�y zamkni�te i nawet gruby
szron, osiad�y noc� na �elaznych �aluzjach nie by� nigdzie
naruszony, a u pana Antoniego na Tamce ju� wrza�a robota. Trzy
jaskrawe lampy gazowe, zwieszaj�ce si� od sufitu, buzowa�y pe�nym
p�omieniem i w �wietle stoj�cy przed jatk� furgon z rze�ni,
zaprz�ony w par� ogromnych koni, zdawa� si� dymi� na mrozie.
Wo�nica z czeladnikami, sapi�c i prychaj�c, wnosili wielkie
�wierci mi�sa, ca�e tusze wo�owe, poros�e �ojem, jeszcze nie
ca�kiem zesztywnia�e, a ju� tu i �wdzie iskrz�ce si� za mrozem,
blador�owe zadki ciel�ce i ciemnoczerwone, zgrabne, baranie.
Wszystko to sz�o na wielk� wag�, przy kt�rej czuwa� z notesem w
r�ku sam pan Antoni. W rozpi�tej na piersiach bekieszy i w
wysokiej karaku�owej czapie na g�owie, wydawa� si� jeszcze wi�kszy
i jeszcze bardziej t�gi ni� by� w rzeczywisto�ci. Na jego
sinoczerwonej kwadratowej twarzy stercza�y kr�tkie g�ste w�sy,
wilgotne od topniej�cej �niedzi. Spod krzaczastych brwi ma�e,
czarne oczy spogl�da�y uwa�nie i spokojnie, to na wag�, to na
notes, to w bok na c�rk� Adel�, szybko zmywaj�c� kaflowe �ciany i
marmurow� lad�. Raz po raz �miga�a ku g�rze, osadzona na d�ugim
kiju szczotka owini�ta p��tnem, p�niej wprawnym ruchem zanurza�a
si� w paruj�cym kuble i znowu w�lizgiwa�a a� pod sufit, zr�cznie
wymijaj�c niklowane sztaby i przymocowane do nich pot�ne haki, na
kt�rych w�a�nie zacz�to rozwiesza� sztuki. Zanim z tym si� uporano
ju� zaturkota� drugi furgon, a p�niej trzeci od pana
Biesiadowskiego z wieprzowin�, a ledwie wszystko zosta�o
rozwieszone i uporz�dkowane, zjawi�a si� Wikta z nowym kub�em
gor�cej wody i z drugim pe�nym �wie�ych, pachn�cych �ywic� trocin.
Posadzka te� musia�a by� czysta niczym lustro i r�wno, a g�sto
trocinami wysypana.
Tymczasem pan Antoni naci�ga� bia�y kitel kt�ry, opinaj�c go a�
pod brod� ponad puszystym, oposowym ko�nierzem bekieszy, zdawa�
si� jeszcze rozszerza� jego imponuj�ce bary, opasywa� si� szerok�
p�acht� fartucha i na tasiemce zapina� mosi�ny �a�cuch, na kt�rym
zwisa�a przypominaj�ca sztylet ose�ka do ostrzenia no�y. Podczas
gdy czeladnik Kamionka wydobywa� spod lady gwichty, no�e, toporki
i ogromne siekiery, a Adela zabiera�a si� do �wiartowania schabu i
s�oniny, pan Antoni stan�� w progu i wyjrza� na ulic�.
Codziennie od czterdziestu lat tak patrzy� na stromy skr�t Tamki,
na przymglone p�omyki latarni, zbiegaj�ce ku Wi�le d�ugim
szeregiem, na szarzej�cy �wit i dwa wielkie prostok�ty �wiat�a,
k�ad�ce si� w poprzek jezdni z okien jego sklepu. P�niej odwraca�
si� i w milczeniu lustrowa� wn�trze swojej pi�knej, obszernej
jatki. Gdy odziedziczy� j� po ojcu by�a o po�ow� mniejsza, nie
mia�a kaflowanych �cian, a lada by�a kryta cynkow� blach�.
Wprawdzie i wtedy by�a to jatka pierwszorz�dna, z doskona�� renom�
i z du�� klientel�, ale pan Antoni m�g� by� dumny, �e nie tylko
ojcowizny nie zaprzepa�ci�, �e nie tylko dawn� mark� utrzyma�, ale
j� jeszcze ugruntowa�, a je�eli teraz do tej samej jatki schodzi�a
si� klientela nie tylko z najbli�szej ulicy, ale i Obo�nej, i z
Nowego �wiatu, z Wareckiej, czy Chmielnej, to on w tym mia� swoj�
zas�ug�. Niby mi�so nie by�o tu ani dro�sze ani ta�sze, ani lepsze
ani gorsze, niby klient�w po rogach ulic nie �apa�, ani Takie ju�
mieli upodobanie, cho� przed kupuj�cymi nie skaka�; a nawet
przeciwnie, czasem i zburcza�. Tote� m�g� by� dumny i by� dumny.
Patrzy� na c�rk�, uk�adaj�c� m�d�ki, pol�dwic� i n�ki ciel�ce na
wystawie, patrzy� na jej okr�g�� zdrow� twarz, na czerwone silne
r�ce i wci�� mu powraca�a my�l, �e w�a�nie Adeli po najd�u�szym
swoim �ywocie jatk� zostawi. Kiedy� inaczej sobie uk�ada�, inaczej
planowa�. Warsztat powinien przechodzi� z ojca na syna, a mia�
przecie� syna. Zawsze tak wspomina� go, jakby go ju� w �yciu nie
by�o. A przecie� J�zef �y� i to pi�knie, uczciwie �y� i nie tylko
wstydu ojcu nie przynosi�, przeciwnie, wszyscy znajomi i krewni
zazdro�cili panu Antoniemu losu J�zefa. Ksi�dzem zosta�,
uniwersytet sko�czy� i seminarium duchowne, stanowiska r�ne
powa�ne zajmuje, wikariuszem przy farze �om�y�skiej jest i
prefektem szk�, a nied�ugo proboszczem zostanie. I owszem, ojca
ni rodziny nie zapomina�, listy pisze, w odwiedziny przyje�d�a i
serdeczny, jak dawniej bywa�o i �yczliwy, ale... ale pan Antoni,
bez obrazy boskiej, nie m�g� jednak synowi darowa� tego
odst�pstwa. Ju�ci kap�a�stwo, stan �wi�ty, ale i rzemios�o wstydu
nikomu nie przynosi, a uczciwo�ci� i sumienno�ci�, modlitw� i
prac� te� si� wobec Boga zas�u�y� dostatecznie mo�na.
Pan Antoni nigdy tego g�o�no nie powiedzia�, bo w og�le m�wi� za
du�o nie lubi�, a swoj� gorycz� tym bardziej przed lud�mi si�
popisywa�, zw�aszcza, �e i zrozumienie nie u ka�dego �atwo
znale��. Nie m�wi� tedy, ale w sobie sumowa�, a im bardziej
sumowa�, tym cz�ciej o Adeli rozmy�la� i o wybraniu dla niej
odpowiedniego m�a, kt�remu by bez obawy m�g� jatk� zostawi�.
Bo o trzecim dziecku, o Magdzie, nie warto tu by�o nawet
wspomina�. Buntownicza by�a i niech�tna, w g�owie wszystko mia�a
tylko nie robot� i nie ojcowski sklep. Ot, teraz ju� si�dma
dochodzi, ju� pierwsza klientela zagl�da, a Magda znowu si�
sp�nia. A� pi�ci zaciska�y si� panu Antoniemu, gdy zerka� na
puste krzese�ko przy kasie. Tak u niego wszystko musia�o by� jak w
zegarku, a tu taka smarkata ca�y porz�dek psuje.
Ju� wczoraj nie chcia�a bia�ego kitla na�o�y� i siedzie�. Musia�
a� krzykn�� na ni�. Tak si� rozpu�ci�a.
- Tatko - powiedzia�a - powinien sobie inn� kasjerk� znale��. Ja w
zimie nie mog�, r�ce marzn� i p�niej s� takie czerwone, jak u
praczki.
Nic jej na to nie odpowiedzia�, bo go a� zatkn�o, lecz u�o�y�
sobie, �e po powrocie do domu rozprawi si� z ni� jak nale�y. Nie
dosz�o jednak do tego, gdy� Magdy nie by�o.
- Gdzie ma�a? - zapyta� Adeli siadaj�c do kolacji.
- Niby tatko nie wie. Na kursach.
Te w�a�nie kursy przewraca�y Magdzie w g�owie. Pan Antoni by� tego
pewien. Oczywi�cie niejakie przygotowanie buchalteryjne mo�e si�
dziewczynie przyda�. Zgodzi� si� na kursy, gdy mu wyliczy�a, �e
niepotrzebnie wydaje si� pieni�dze na buchaltera, kt�ry dwa razy w
tygodniu przychodzi do jatki prowadzi� ksi�gi. Ale z drugiej
strony z tych kurs�w wszystkie fanaberie.
Pan Antoni wini� tylko siebie. Nie na to przecie po �mierci
nieboszczki �ony zabra� Magd� z gimnazjum i posadzi� w sklepie,
�eby mu si� z powrotem do nauki wymyka�a. Samej nauce nie by�
bynajmniej przeciwny. Ale maj�c ju� do�wiadczenie z synem,
wiedzia�, �e szko�y i wykszta�cenie odci�gaj� od rodziny. Ju�
lepiej si� skalkuluje p�aci� buchalterowi pensj�, ni� ryzykowa�,
�e Magdzie do reszty w g�owie si� przewr�ci. Dlatego postanowi�
jeszcze dzi�, nie zwlekaj�c, p�j�� do w�a�ciciela kurs�w, pana
Bratka i c�rk� wypisa�.
W�a�nie doszed� do tej konkluzji, gdy przysz�a Magda. Zarumieniona
od ch�odu, zdyszana, z niespokojnie lataj�cymi oczyma. W d�ugim
czarnym palcie ze skunksowym ko�nierzem wydawa�a si� smuk�a, gibka
i wysoka, nieomal wy�sza od starszej siostry, chocia� w
rzeczywisto�ci by�a drobniejsza.
Czeladnik Kamionka b�ysn�� ku niej bia�ymi z�bami:
- Uszanowanie pannie Magdalenie. Przez godzin� darmo
sprzedawali�my. Z powodu braku kasjerki. Wielkie �wi�to dla
klienteli.
Parskn�� �miechem, z fantazj� podrzuci� toporek i jednym
uderzeniem oddzieli� �wiartk� w samym stawie, a� kloc j�kn��.
Magda spojrza�a z pogard� na jego roze�mian� oliwkow� twarz, na
p�ywaj�ce w niej du�e jak �liwki oczy, niezno�nie nachalne. Nic
nie odpowiedzia�a. Nie przez zarozumia�o��, ale nie lubi�a go.
Wiedzia�a, �e si� do niej mizdrzy, wiedzia�a, �e na ca�ym Powi�lu
s�ynie jako uwodziciel i �e wystarczy�oby jej, Magdzie, palcem
kiwn��, a Kamionka wyrzeknie si� dla niej ca�ego swego powodzenia,
przestanie wystraja� g�upie miny do klientek, a ju� przede
wszystkim nieszczerze wzdycha� do Adeli. Przyznawa�a w duchu, �e
jest �adny, �e nie brak mu zgrabno�ci, �e nawet by�o w jego
spojrzeniu co� niepokoj�cego i dra�ni�cego, ale nigdy, ani przez
chwil� nie podoba� si� jej przez t� swoj� pospolito��, przez te
trywialne dowcipy, przez akcent z Powi�la i przez zapach mi�sa,
kt�ry szed� ode� nawet w niedziel�, gdy by� wymyty i w �wi�tecznym
garniturze.
Magda nie cierpia�a mi�sa. Jeszcze jako malutka dziewczynka by�a
raz z ojcem w rze�ni. Widok mordowanych zwierz�t, czarna dymi�ca
krew, kt�ra z bulgotem wylewa�a si� z szerokich ran na podgardlu i
rozp�atane cielska, prze�widruj�ce biel� ko�ci spo�r�d ociekaj�cej
czerwieni - nape�ni�y j� wstr�tem i przera�eniem. Wprawdzie z
biegiem lat wspomnienie to zatar�o si� nieomal doszcz�tnie,
pozosta� jednak wstr�t. Przed bytno�ci� w rze�ni nieraz
przesiadywa�a w jatce, lecz w�wczas jej wyobra�nia nie ��czy�a
mi�sa, kt�re by�o towarem, z �ywymi zwierz�tami, kt�re widywa�a
latem na letnisku, a jeszcze cz�ciej z okien mieszkania rodzic�w
przy ulicy Dobrej, k�dy przep�dzano ca�e stada kr�w, ciel�t, owiec
i trzody w�a�nie do rze�ni.
Brzydzi�a si� mi�sa. Czasami, gdy przy wi�kszym nat�oku w jatce
musia�a pom�c przy obs�udze klient�w, umia�a zmusi� si� do
krajania pol�dwicy czy szpondru, ale w�tr�bki, flak�w, czy lekkich
nie wzi�aby do r�ki za �adne skarby. Z podziwem przygl�da�a si�
Adeli, a dawniej matce, gdy te ze spokojem i oboj�tno�ci�
zanurza�y palce w tym obrzydlistwie. M�czy�ni to inna rzecz.
Ojciec, kiedy bra� co�, zdawa�o si�, �e znika�o to w jego
ogromnych r�kach. Pan Edmund umia� to robi� z jak�� lubo�ci�. I
Magda by�a przekonana, �e z takim u�miechem potrafi�by wypatroszy�
cz�owieka. Nawet, gdy n� bra� do r�ki, a spode �ba spojrza� na
ni�, odczuwa�a na grzbiecie lekki dreszcz.
Zwykle siadywa�a w jatce tylko w rannych godzinach, w godzinach
najwi�kszego ruchu. Do jedenastej, najdalej do po�udnia. Odk�d
matka umar�a i ojciec odebra� j� z gimnazjum, by�o tak dzie� w
dzie�, rok po roku. Musia�a siedzie� w kasie i odbiera� pieni�dze
od kucharek i gospody�. Ojciec, Adela, czy pan Edmund wykrzykiwali
nale�n� sum�, a rzecz� Magdy by�o rozr�ni� w t�oku, kt�ra z
kupuj�cych ma tyle w�a�nie zap�aci�. Nale�a�o przy tym uwa�a�, bo
nieraz zdarza�y si� i takie, co chcia�y oszuka� albo wyj�� z jatki
nie p�ac�c. Poniekt�rym zapisywa�o si� wybrany towar w ksi��ce i
tych Magda najwi�cej lubi�a. Liczenie pieni�dzy, zw�aszcza w
zimie, gdy monety namarzaj� niczym l�d, nie nale�a�o do
przyjemno�ci. R�ce grabia�y, chocia� naci�ga�a grube we�niane
r�kawiczki z obci�tymi ko�cami palc�w. Gdy chucha�a na nie, lub
rozciera�a je w przerwach, pan Kamionka rzuca� zjadliwie:
- Widzi panna Adela, a nie m�wi�em, �e ta manicura nie grzeje.
Adela za� jak g�upia wybucha�a �miechem. Nie dlatego, by Magdzie
sprawi� przykro��, lecz by przypodoba� si� Edmundowi. Magda
rozumia�a to doskonale, a jednak m�ci�a si� p�niej na siostrze.
Nie by�o to nawet trudne. Wystarczy�o zakaszla� g�o�niej podczas
uk�adania si� do snu i powiedzie�, �e to pewnie suchoty, �e to i
dobrze, bo wszystkiego jej na �wiecie �a�uj�, �e od �mierci matki
nikogo bliskiego nie ma. Wystarczy�o znowu zakaszla� i zrobi�
bolesn� min�, a ju� Adela zrywa�a si� z ��ka i stawa�a w swojej
sztywnej bia�ej koszuli nad Magd� i bezradnie rozk�adaj�c grube
r�ce powtarza�a:
- Magdu�, serce moje, co te� ty opowiadasz! Boga b�j si�!
A potem zaparza�a maliny, przynosi�a konfitury, b�aga�a siostr�,
by zmierzy�a temperatur�. Magda post�kiwa�a, ukrywaj�c u�miech w
poduszce i zasypia�a otulona pieczo�owicie ze wszystkich stron.
Nazajutrz za� niechybnie otrzymywa�a od Adeli jaki� podarek:
koronkow� chusteczk�, paciorki na szyj�, albo i materia� na
sukienk�.
Mi�dzy siostrami by�o czterna�cie lat r�nicy i Adela wci�� po
trosze traktowa�a Magd� jak dziecko. �e za� w�asnych marze� nie
mia�a, �e wszystko co o sobie my�la�a i dla siebie uk�ada�a,
da�oby si� zamkn�� w jej zwyk�ym powiedzeniu: - "B�dzie, jak B�g
da" - wszystkie swoje nadzieje i ambicje snu�a doko�a przysz�o�ci
siostry. I je�eli niech�tnym okiem patrzy�a na umizgi pana Edmunda
do Magdy, to raczej z obawy o ni�, ni� o utrat� jego wzgl�d�w.
C�by to by� za los dla tej pi�knej dziewczyny wychuchanej jak
kwiatek z inspekt�w, delikatnej i obytej, czytaj�cej ksi��ki i
wykszta�conej wyj�� za m�� za takiego Kamionk�?!... Dla siebie
Adela te� w tym nie widzia�a wielkiego losu, ale ch�opak by�
pracowity, porz�dny, nie pi� zbyt cz�sto, a przy tym a� rwa�o si�
do niego serce, taki by� �adny. Jeden w tym wszystkim tkwi� feler,
�e liczy� sobie dopiero lat dwadzie�cia pi��, czyli o r�wnych
siedem lat od Adeli by� m�odszy.
Zreszt� nie nale�a�o dzieli� sk�ry na �ywym nied�wiedziu, gdy� pan
Edmund, wprawdzie owszem, przychodzi�, to i owo podgadywa�, ale o
o�wiadczynach nie my�la�, mo�e i boj�c si�, �e mu ojciec da do
zrozumienia, �e za wysokie progi na jego nogi. Mia�a Adela ju�
nieraz staraj�cych si�, ale wszystko jako� niczym si� ko�czy�o, bo
pan Nieczaj w ludziach przebiera� i m�wi�:
- Masz za byle kogo wyj��, to lepiej sied� w domu.
Zw�aszcza za� zwraca� uwag�, �eby konkurent z tego samego by�
fachu.
- Rzemios�o to nie zwyk�y handelek - powiada�, �e to ka�dy mo�e
si� do� wzi��. Tu trzeba znajomo�ci z dziada na syna, z syna na
wnuka. Dlatego czasy ci�kie si� sta�y i ten�e sam kryzys, �e do
wszystkiego ludzie bez poj�cia si� bior�. Jak ma osta� si�
rzemios�o, kiedy wci�� nowi przychodz�?
Ojciec m�dry by� i Adeli ani by w my�li nie posta�o w�tpi� o
s�uszno�ci jego pogl�d�w. Tym bardziej, �e ju� do�� d�ugo �y�a,
aby zd��y� sprawdzi� trafno�� opinii ojca. Niejeden z tych, o
kt�rych pan Nieczaj nie mia� dobrego zdania, z torbami poszed�,
albo i na z�� drog� trafi�.
W jednym tylko nie zgadza�a si� z ojcem: co do Magdy. Za surowy
dla niej by�, za wiele od niej wymaga�. Jakby gwa�tem chcia� j�
przytrzyma� w tej jatce i w tym domu, kiedy dla ka�dego, kto na
Magd� bodaj spojrza�, jasnym si� stawa�o, �e taka dziewczyna do
innego �ycia stworzona. I Adela odczuwa�a to na ka�dym kroku. Czy
to w sklepie, czy w domu przy go�ciach, czy zw�aszcza na
wieczorkach, w Resursie Rzemie�lniczej, gdzie w karnawale bywali,
a ju� szczeg�lniej po prostu na ulicy. Niczym panienka z
najlepszej rodziny. I szyk taki mia�a, i wzi�cie. Doprawdy te� nie
�a�owa�a Adela tych zaoszcz�dzonych na gospodarstwie i na w�asnych
po�czochach pieni�dzy, kt�re wydawa�a na stroje siostry. Na
stroje, na perfumy, na fryzjera i manicurzystk�. Nawet taki wybryk
Magdusi, jak wymalowanie sobie paznokci na nogach, nie wydawa� si�
Adeli zbyt karygodnym. Skoro si� ma takie pi�kne, takie r�wne i
g�adziutkie stopy, to pasuj� dla nich podobne wymys�y. Adela d�ugo
przygl�da�a si� nogom siostry o jasnor�owych pi�tach, smuk�ych
palcach i ciemnor�owych b�yszcz�cych paznokciach. Przesun�a r�k�
po stopach i nie mog�a wyj�� ze zdumienia. Nigdy nie
przypuszcza�a, �e nogi mog� by� takie �adne i nie wiedzia�a po co
maj� by� takie.
Wtedy to w�a�nie Magda zwierzy�a si� siostrze ze swojej wielkiej
tajemnicy. Adela musia�a przysi�gn�� na obrazek po nieboszczce
matce, �e nikomu s��weczka nie pi�nie i z przera�eniem wys�ucha�a
wyznania: Magda bynajmniej nie chodzi na kursy buchalteryjne pana
Bratka, lecz do takiej szko�y, gdzie ucz� ta�ca i rytmiki. I nie
ta�ca salonowego, nie walca, tanga czy foxtrotta, ale takiego
ta�ca, jak w balecie, co to na scenach s� popisy.
Magda d�ugo i obszernie opowiada�a o tej szkole, o dyrektorce,
pani Iwonie Karnickiej, kt�ra kiedy� by�a primabalerin� carskiej
opery w Rosji, o kole�ankach, mi�dzy kt�rymi s� c�rki adwokat�w,
in�ynier�w, pu�kownik�w, a nawet jest jedna prawdziwa hrabianka.
Opowiada�a, jak odbywaj� si� lekcje gimnastyki i ta�ca,
t�umaczy�a, �e po sko�czeniu takiej szko�y nie ka�da musi zosta�
tancerk� czy tam "girls�", chocia� zdolniejsze mog� zrobi� wielk�
karier�, a dwana�cie najzdolniejszych ju� wyst�puje w teatrze
rewiowym, w samej "Z�otej Masce", ale i tak ka�dej kobiecie nauka
taka przyda si� o tyle, �e robi si� zgrabniejsza, zwinniejsza, ma
wi�cej gracji i wdzi�ku. Nawet w szkole jest specjalny kurs dla
starszych pa�, m�atek, i same bogate damy nale�� do tego kursu.
- No, a tobie po co? - nie mog�a przyj�� do siebie Adela.
- Mnie? - zamy�li�a si� Magda i tak, jak siedzia�a na ��ku w
r�owej kombinezce, podci�gn�a kolana a� pod brod�, zaplot�a r�ce
dooko�a n�g i westchn�a: - Mo�e zostan� artystk�, ale nie takim
byle czym, tylko wielk� artystk�...
- Ty?... szeroko otworzy�a swe ma�e oczki Adela.
- A dlaczeg� by nie?... Pani Iwona m�wi, �e mam talent. Warunki
zewn�trzne te� nie najgorsze.
- Niby jakie warunki? - zaniepokoi�a si� Adela, gdy� przysz�o jej
na my�l, �e rzecz dotyczy pieni�dzy, �e zatem ona mog�aby w czym�
pom�c, o ile owe warunki nie s� zbyt wysokie.
- Warunki zewn�trzne - wyja�ni�a Magda - to w teatrze tak si�
nazywa uroda, budowa, rozumiesz?
Tej nocy Adela oka zmru�y� nie mog�a, a gdy pos�ysza�a o czwartej
nad ranem, �e Wikta krz�ta si� w kuchni, przygotowuj�c �niadanie
dla ojca i dla niej, jeszcze zanim si� zacz�a ubiera�, podesz�a
cichutko do ��ka siostry i d�ugo wpatrywa�a si� w jej d�ugie
czarne jak smo�a rz�sy, w rozrzucone na poduszki br�zowe, prawie
rude w�osy, w delikatny owal twarzyczki i wypuk�e, jakby no�em
wykrojone usta.
- Dlaczeg� by nie? - szepta�a do siebie - dlaczego?... Albo� to
dla niej takie �ycie?... Magdusia moja kochana, siostrunia moja
jedyna...
W niepokoju, w zdumieniu i w czu�o�ci Adela otar�a �zy r�kawem
nakrochmalonej koszuli. Nie�atwo jej by�o pogodzi� si� z t� my�l�,
nie�atwo uzna� rzecz za przes�dzon�. Przypuszcza�a nawet, �e to
grzech z jej strony, grzech, �e starsza siostra nie pr�buje
odwie�� m�odszej ze z�ej drogi. Adeli nieraz obija�o si� o uszy,
jakie to zepsucie jest w teatrze i �e takie artystki to przewa�nie
lafiryndy, albo nawet na utrzymaniu u r�nych bogaczy. Jednak�e
wiedzia�a z g�ry, �e �adne namowy nie pomog�, a gdyby przysi�gi
nie dotrzyma�a i wygada�a si� przed ojcem ze wszystkim, dosz�oby
do jakiego� nieszcz�cia. Zreszt� gdzie� w g��bi pragn�a, gor�co
pragn�a, by Magda dosta�a si� do innego, pi�kniejszego �ycia, by
zosta�a wielk� dam� z tych, co je�d�� swymi samochodami i
rozmawiaj� w cudzoziemskich j�zykach. Modli�a si� te�, by B�g
ochrania� siostr� przed wszystkim z�em, a zw�aszcza przed teatrem.
Jednak�e pragn�a dla niej bodaj wszystkiego, co by�oby w �yciu
ich rodziny jakim� zdarzeniem, czym� daleko odbiegaj�cym od
codzienno�ci. Pragn�a tak, jakby mog�a pragn�� dla siebie samej,
gdyby nie najg��bsze prze�wiadczenie, �e do niczego poza ow� szar�
codzienno�ci� nada� si� nie potrafi.
Tak by�o w pierwszych dniach, w pierwszych tygodniach po
zwierzeniach siostry. Z biegiem czasu przyzwyczai�a si� jednak do
tej my�li - z�y�a si� z ni�. Codziennie po obiedzie Magda
wychodzi�a niby na kursy buchalteryjne, a wraca�a o �smej, kiedy
ju� ojciec spa�. Czasami zjawia�a si� nawet znacznie p�niej, a
siostrze, z kt�r� sypia�y w jednym pokoju, t�umaczy�a, �e by�
jaki� popis, czy egzamin. W ka�dym razie tajemnica Magdy
spowszednia�a, nie grozi�a ju� awantur�, skandalem, burz�.
Tak przynajmniej zdawa�o si� Adeli do tego w�a�nie popo�udnia.
Oko�o dwunastej, jak zwykle, prawie ca�y towar by� ju� rozprzedany
i jatka opustosza�a. O tej porze pan Nieczaj zwykle zabiera� si�
do rachunk�w, a Magda oblicza�a kas� i sz�a do domu. Dzi� jednak,
skoro tylko Magda wysz�a, ojciec zacz�� zdejmowa� kitel i swoim
niskim chrapliwym g�osem zapyta�:
- Adelko! Kursy tego Bratka to na �urawiej?
W r�ku Adeli znieruchomia� n�. Zdo�a�a tylko wyj�ka�:
- A... a... a... co?
- Pytam: na �urawiej? - powt�rzy� ju� gniewnie.
Adela bezradnym spojrzeniem obrzuci�a �ciany, spotka�a przymru�one
oko pana Edmunda, zauwa�y�a, �e mostek ciel�cy, przygotowany do
domu, nie zosta� zabrany przez Magd� i �e kto� wywr�ci� kube� od
trocin, stoj�cy w k�cie.
- Na �urawiej - odpowiedzia�a cicho.
Ojciec pochrz�kuj�c zdj�� fartuch, kitel, starannie obtar�
papierem r�ce i ju� zabiera� si� do wyj�cia, gdy Adela zrozumia�a,
�e trzeba za wszelk� cen� nie dopu�ci�, by ojciec wyszed�.
- Niech tatko nie idzie - wydoby�a z siebie.
- Co m�wisz? - zdziwi� si� pan Nieczaj.
- Niech tatko najpierw pogada z Magd�.
Stary zmarszczy� brwi:
- Nie wtr�caj si� w nie swoje sprawy. Oporz�d� wszystko. Za
godzin� wpadnie tu Biesiadowski. O, tu masz dla niego pieni�dze. I
tego... hm... A dlaczeg� to mam nie i��? - zastanowi� si�.
Adela ju� by�a zdecydowana przyzna� si� do wszystkiego, lecz
obecno�� czeladnika uniemo�liwi�a wyznanie. Kt� zabroni takiemu
panu Edmundowi roznosi� p�niej po ca�ym mie�cie, �e panna
Nieczaj�wna na jakie� ta�ce po kryjomu chodzi?...
- Niech tatko nie idzie - powt�rzy�a tylko, a jej g�os zabrzmia�
jako� dziwnie, bo ojciec obejrza� si� i zatrzyma� w drzwiach.
Spojrza� na Adel� i zrozumia�, �e musia�o w tym by� co� wa�nego.
Odkaszln�� i w jego oczach wyrazi�o si� zdumienie: nie by�
przyzwyczajony, by kto�, a zw�aszcza rodzone dziecko stawa�o mu na
drodze w jego postanowieniach.
- Edmund - odezwa� si� po chwili - skocz no do Pichci�skiego po te
weksle, co mia� wczoraj przynie��.
Pan Kamionka bez s�owa od�o�y� toporek i wyszed�.
- Co to jest? - gro�nie zapyta� pan Nieczaj.
- O, Jezu, czego si� tatko tak patrzy - pr�bowa�a ratowa� si�
odwleczeniem Adela.
- Gadaj zaraz.
- Co mam gada�, nic nie mam do gadania. Tylko to, �e do pana
Bratka nie ma po co i��... Nie ma po co, bo Magda i tak na te jego
kursy ju� nie chodzi.
Wyrzuci�a to z siebie jednym tchem i przerazi�a si�. Po pierwsze
z�ama�a przysi�g�, a po drugie niepotrzebnie Wmiesza�a siebie w t�
straszn� awantur�, kt�ra teraz wybuchnie. Ojciec rzadko si�
gniewa�, ale teraz, jak amen w pacierzu wybuchnie. Adela raz tylko
widzia�a ojca w gniewie, a chocia� by�o to co� przed pi�tnastu
laty, dotychczas dr�a�a na samo wspomnienie. W�wczas schowa�a si�
pod ��ko i a� jakich� konwulsji dosta�a ze strachu. By�o to
wtedy, gdy brat nieboszczki matki �wie�o wyszed� z wi�zienia i
przychodzi� do nich na Dobr� ulic� z pretensjami. W�wczas ojciec
dowiedzia� si�, �e wujek za niego co� tam podpisa�. Wtedy
niepotrzebnie wygada�a si� matka, a teraz ona.
Ojciec wyj�� r�ce z kieszeni, zrobi� si� jeszcze bardziej czerwony
i zapyta� nadspodziewanie spokojnie:
- Jak to nie chodzi?
- Nie chodzi, no, nie chodzi i ju�. Ja wi�cej nic nie wiem. Jak
Boga kocham, nic nie wiem - broni�a si� piskliwym g�osem.
- M�w, p�kim dobry!
Twarz ojca wykrzywi�a si� w jakim� skurczu, Adela za�, chocia�
dr�a�a ze strachu, obiecywa�a sobie na wszystkie �wi�to�ci, �e
wi�cej pary z g�by nie pu�ci.
- Ja nic nie wiem, nic nie wiem, nic nie wiem.
- Przecie� chodzi, co dzie� chodzi - naciera� ojciec.
Adela spu�ci�a oczy i milcza�a.
- Je�eli nie na kursy do Bratka, to gdzie?... M�w, psiajucho! -
wybuchn�� nagle - bo ci� na drobny mak rozsypi�.
- O, Jezu, Jezu! - zaj�cza�a Adela.
Widzia�a pochylaj�c� si� nad sob� zsinia�� twarz ojca, na
ramionach uczu�a bolesny zacisk jego r�k.
- Dok�d, do kogo chodzi! M�w, bo ci� rozerw�! Jak si� on nazywa?
Pomimo dojmuj�cego b�lu i przera�enia Adela zrozumia�a nagle, o co
ojciec Magd� podejrzewa.
- Bo�e bro�, niech tatko pu�ci - niemal krzykn�a. - Co te� tatko
sobie wyobra�a, Magda, uchowaj Bo�e, nie taka.
Pan Nieczaj potrz�sn�� c�rk� z ca�ej si�y:
- Nie ��esz?!
- Co mam ��e�! Niech tatko pu�ci.
- Wi�c gdzie chodzi?
- Do szko�y.
- Do jakiej szko�y?
- Ta�c�w si� uczy.
Pan Nieczaj pu�ci� ramiona Adeli, wyprostowa� si�, sapa� przez
chwil�.
- Jak tatko m�g� o rodzonej c�rce tak nawet pomy�le�! - o�miela�a
si� Adela.
- Wi�c gadaj. Tylko wszystko, jak jest! - spokojnie ju� odezwa�
si� ojciec.
I Adela opowiedzia�a wszystko, o tej pani, co za carskich czas�w
by�a baletnic�, o c�rkach doktor�w i in�ynier�w, o "Z�otej Masce",
gdzie zdolniejsze uczennice ta�cz�, o gimnastyce, kt�r� uprawiaj�
nawet wielkie damy. Pan Nieczaj s�ucha� w milczeniu, b�bni�
palcami po ladzie i patrzy� przez okno.
Adela sko�czy�a i zaryzykowa�a doda�:
- W tym nic takiego z�ego nie ma.
- Milcz; gadzino! To po to ja ciebie wychowa�em, �eby� ty za moimi
plecami rodzon� siostr� na dziwk� kierowa�a?
- Co ja? Dlaczego niby ja - przerazi�a si� odpowiedzialno�ci
Adela.
- Ty, bo� ju� nie wymawiaj�c do�� stara i powinna by�a� pilnowa�
m�odszej! Tfu! G�upie baby! Tfu!...
Splun�� z rozmachem, wierzchem d�oni otar� w�osy i wyszed�.
Zawr�ci� w stron� domu i szed� swoim ci�kim, r�wnym krokiem,
nikomu nie ust�puj�c drogi, jak zwykle kiedy by� zamy�lony, niczym
tramwaj sun�cy po szynach. D�ugo jeszcze nie m�g� zebra� my�li i
wci�� powtarza�:
- G�upie baby, psiejuchy, g�upie baby!...
Nigdy zbyt wysoko nie trzyma� o kobiecym rozumie, lecz ilekro�
zdarzy�o si� co�, co potwierdza�o jego krytyczn� opini�, dziwi�
si�, jakby jakiej� niespodziance. Bo co go tu najbardziej
uderzy�o, to g�upota c�rek, zw�aszcza Adeli. Przy Magdzinych
osiemnastu latach, nie nale�a�o wymaga� zbyt wiele rozs�dku. Ale
�eby ta stara krowa!...
W pierwszej chwili pan Nieczaj wyobrazi� sobie rzecz najgorsz�,
tote� gdy okaza�o si�, �e Magda chodzi tylko do szko�y ta�ca,
nieco odsapn��. Rzecz jest brudna, paskudna, ale do odrobienia.
Najbardziej go zabola�a ta zmowa c�rek. Tak si� mu wywd