7714
Szczegóły |
Tytuł |
7714 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7714 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7714 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7714 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Piers Anthony
Rok i prawne komplikacje
(Roc and a Hard Place)
Xanth - 19
Prze�o�y�a Lucyna Targosz
Data wydania oryginalnego - 1995
Data wydania polskiego - 2004
Rozdzia� 1
Problem
To by� �adny zamek z wysokimi wie�yczkami, solidnymi murami, g��bok� fos� i wysoko ulokowanym gabinetem, kt�rego panoramiczne okno wychodzi�o na poblisk� koloni� nimf. Wok� muru ros�y petardowce, pomocne w porannym rozpalaniu ognia, a i same petardki nie�le smakowa�y. W zamkowym sadzie ros�y drzewa rodz�ce najprzer�niejsze przepyszne ciastka i paszteciki. Pani domu by�a dok�adnie tak pi�kna, oddana i przychylnie usposobiona, jak pragn�� jej m��. Cz�owiek nie m�g�by wi�cej sobie �yczy�.
Z wyj�tkiem jednego lub dw�ch drobiazg�w.
- Gdzie twoja gorsza po�owa? - mrukn�� Veleno, rozgl�daj�c si� z niepokojem.
- Nie trap si� - odpar�a z u�miechem demonica Metria, a jej sk�pe odzienie si� ulotni�o. - Wys�a�am Menti� do demona Grossclouta w pewnej naszej sprawie.
- Pewnej sprawie?
Uda�a, �e nie dos�ysza�a.
- Grossclout to taki uparty i zawzi�ty typek, �e wyduszenie z niego jakiejkolwiek odpowiedzi mo�e jej zabra� wiele dni.
- Co za ulga! - odpar� Veleno, nie kryj�c zadowolenia. - Nie to, ze chcia�bym �le o niej m�wi�, ale...
- Ale Mentia jest lekko szurni�ta - doko�czy�a Metria. - A ty si� o�eni�e� za mn�, a nie z moj� gorsz� po�ow�. Nie mo�emy si� jej pozby�, po tym jak si� ode mnie oddzieli�a, zbrzydzona moj� anio�kowato�cia, w jak� popad�am, kiedy dosta�am po�ow� twojej duszy. Jest t� moj� po�ow�, bezduszn� po�ow�, kt�rej nie lubisz, bo stara si� uprzykrzy� ci �ycie.
- U... co?
- Popl�ta�, pokie�basi�, zaka�apu�ka�...
Poca�owa� j�.
- Pojm� to, jak si� skupi�. Kujmy �elazo, p�ki gor�ce.
Zdumia�a si�.
- �elazo? A zdawa�o mi si�, �e masz na my�li co� innego. W strategicznym miejscu pojawi�a si� kusz�ca os�onka.
- Uwielbiam, kiedy si� ze mn� droczysz - oznajmi�, bior�c j� na r�ce i nios�c do sypialni.
Przybra�a posta� nimfy.
- Oooooo! - pisn�a s�abo, wierzgaj�c niczym nimfa wspania�ymi obna�onymi nogami. - I c� mam robi�?!
- Masz mnie uczyni� nieprzytomnie szcz�liwym, ty pon�tna istoto.
Wci�gn�a powietrze, uwypuklaj�c to, co wcale uwypuklenia nie potrzebowa�o.
- O, jak�e mam umkn�� przed tym okrutnym losem? - Zawodz�c s�odko, ca�owa�a go w oko, ucho, nos i szyj�.
Upadli razem na �o�e w pl�taninie ko�czyn, twarzy, poca�unk�w i B�g wie czego jeszcze.
- Jeste� najlepszym, co mi si� przytrafi�o - westchn�� bardzo zaj�ty Veleno. - Jeste� najcudowniejszym, najpi�kniejszym, najmilszym, najbardziej ekscytuj�cym i najfantastyczniejszym stworzeniem w ca�ym Xanth!
- Obra�asz mnie takimi sk�pymi pochwa�ami - mrukn�a i obj�a go z takim �arem, �e ka�da pr�ba opisu by�aby niecenzuralna.
Do komnaty wsun�a si� druga demonica.
- Ach, to tutaj jeste�, Metrio! - wykrzykn�a. - Nie dziwota, �e nie mog�am ci� znale��. Przynios�am ci to, czego najbardziej potrzebujesz.
Veleno zesztywnia� (lecz niestety nie tak, jak pragn��).
- O nie!
Metria podnios�a wzrok znad tego, co j� w�a�nie pasjonowa�o.
- W najmniej odpowiednim momencie, ma si� rozumie�. Mo�e potem, moja gorsza po�owo? Tak si� sk�ada, �e w�a�nie jestem zaj�ta.
Mentia przyjrza�a si� dok�adniej.
- Tak? A co robisz?
- Czyni� mego m�a nieprzytomnie szcz�liwym, rzecz jasna, tak jak tylko demonica potrafi.
- Kiedy si� jej z�o�liwie nie przeszkadza - burkn�� Veleno.
Mentia zn�w si� bacznie przyjrza�a.
- Przepraszam. My�la�am, �e na twarzy tego-jak-mu-tam widz� grymas b�lu. Jeste� pewna, lepsza po�owo, �e robisz, co trzeba?
- Jasne, �e jestem pewna! - odpar�a z oburzeniem Metria. - Ani razu si� nie skar�y� w trakcie tych siedmiuset pi��dziesi�ciu razy w ubieg�ym roku!
- Tak? No a ten j�k, kt�ry przed chwilk� wyda�?
- Bo wtedy TY si� pojawi�a�!
- C�, skoro tak na to patrzysz, to zaraz sobie p�jd� z tym, co ci przynios�am, i ju� nigdy przenigdy nie wr�c�!
- Oooo nie! - krzykn�a zaniepokojona Metria. - Jest mi to potrzebne!
Jej m��, nieco speszony ow� chwil� przerwy, dorzuci� swoje trzy grosze:
- Co ci potrzebne?
- Mniejsza o to - odrzek�a Metria. - To zagmatwana sprawa.
- Jaka sprawa?
- Ciemna, mroczna, zawi�a, skomplikowana...
- Osobista?
- Niech b�dzie - zgodzi�a si� z rozdra�nieniem.
- A c� to chcesz zatai� przed swoim m�em? - zapyta� z lekka p�aczliwym tonem.
- Tak, c� to tak podejrzliwie ukrywasz przed swoim ufnym ma��onkiem? - zawt�rowa�a niczym echo Mentia.
- Mo�e porozmawiamy o tym kiedy indziej? - spyta�a zirytowana Metria.
- Jasne, kochanie�ka - zgodzi�a si� Mentia. - Wpadn� w przysz�ym stuleciu.
Zacz�a znika�.
- Nie! Poczekaj! - wrzasn�a Metria. - W ko�cu mo�emy pogada� i teraz!
- Jak milutko - oznajmi�a Mentia, a w jej u�miechu by�a nie tylko �yczliwo��. - Ale mo�e by� nas najpierw sobie przedstawi�a?
- A po co? Od tego szale�stwa z gargulcem on dobrze wie, jak� jeste� intrygantk�.
- Taaak, ale m�g� zapomnie�. W ko�cu nie by�o mnie ca�� godzin�.
- A� tak d�ugo? - zapyta� z rezygnacj� Veleno.
Metria zacisn�a z�by. Nie ma nic gorszego ni� po��wka demonicy! Ale wiedzia�a, �e jej gorsza po�owa nie odpu�ci, dop�ki jej nie dopiecze.
- Veleno, przedstawiam ci demonic� Menti�, moj� bezduszn� gorsz� po�ow�, kt�ra jest taka, jak ja by�am, zanim dosta�am po�ow� duszy, tyle tylko, �e nie ma k�opot�w z g�osowaniem.
- Z czym???
- Z idiomami, j�zykiem, mow�, wys�awianiem si�, zwrotami, wypowiadaniem si�, artykulacj�...
- S�owami?
- Niech b�dzie. Za to jest troch� szurni�ta.
- Tak, to m�j talent - przyzna�a dumnie Mentia.
- A to, Mentio, jest m�j m��, Veleno, kt�ry przedtem by� nimfomanem, ale nie tkn�� nimfy, od kiedy za niego wysz�am i zabra�am mu p� duszy.
- Tak, ale czy� nie gapi si� na nimfy przez okno z b�yskiem w...
- Mi�o mi ci� pozna� - warkn�� Veleno. Uwolni� r�k� i poda� jej. Mog�aby� teraz znikn��?
- Jestem oczarowana - rzek�a Mentia, zamieniaj�c jedn� d�o� w par� szczypiec.
- Ixnay - szepn�a ostrzegawczo Metria. - W tym zamku �miertelnikom nic si� nie mo�e sta�.
- Ooooch, racja - przyzna�a z rozczarowaniem Mentia; szczypce zn�w si� sta�y d�oni�, kt�ra potrz�sn�a r�k� Veleno. - To by� jeden z warunk�w powrotu. A teraz, kiedy tw�j m�� �miertelnik i ja zostali�my sobie przedstawieni, dam ci to, Metrio, czego najbardziej potrzebujesz.
Nareszcie! Ale Metria dalej si� kr�powa�a.
- Veleno, skarbie, nie zdrzemn��by� si� na chwilk�? - zapyta�a s�odziutko, zas�aniaj�c mu oczy d�oni�.
- Czym jest to, czego pragniesz, a czego ci nie da�em? - spyta� zachmurzony,
- Jestem pewna, �e jego naprawd� interesuje ta ogromnie wa�na tajemna sprawa - rzek�a Mentia i usiad�a na skraju �o�a w taki spos�b, �e udem dotyka�a Veleno.
- No dobrze - przysta�a Metria (naprawd� wkurzona).
- Nie przejmuj si�, kochanie�ka, wyt�umacz� to szalenie jasno oznajmi�a Mentia. - Przynios�am informacj�, jak masz pokona� sw�j brak umiej�tno�ci, �eby� ju� nigdy nie by�a kiepska.
- Jaki brak umiej�tno�ci? - zapyta� Veleno. - Moja �ona od �lubu niemal nieustannie czyni mnie szale�czo szcz�liwym.
- I w tym problem - odpar�a Mentia. - Pomaga�a ci przyzywa� bociana siedemset pi��dziesi�t... - zerkn�a - i p� raza w tym roku, i jeszcze cz�ciej w ubieg�ym, kiedy na nieszcz�cie by�am zbyt zaj�ta, �eby jej towarzyszy�, a przecie� bocian nie dosta� tej wie�ci. W tej sprawie najwyra�niej jest kiepska.
Veleno duma� i powoli u�wiadamia� sobie prawd� zawart� w tych s�owach.
- Nie przysz�o mi to do g�owy - przyzna�. - By�em zbyt otumaniony szcz�ciem, �eby my�le� o bocianie. Ale jak m�g� nie dosta� wie�ci?
- I w�a�nie tego Metria chcia�a si� dowiedzie� - wyja�ni�a Mentia. - Co z ni� jest nie tak, �e ponios�a tak� klap� w tak wielu pr�bach? Czemu z niej taka ofiara losu? Zw�aszcza �e ja tak �atwo mog�abym...
- Nuh-uh! - rzekli jednym g�osem Metria i Veleno.
- No i wys�a�a mnie po rad� do najinteligentniejszej istoty, jak� zna, do demona Grossclouta - ci�gn�a spokojnie Mentia - a on natychmiast kaza� mi zanie�� jej t� wa�n� porad�. Jasne, �e ani sekundy nie zwleka�am z wype�nieniem jego polecenia. Jej niewydolno�� jest zbyt powa�n� spraw�, by sobie pozwala� na zw�ok�.
- Stokrotne dzi�ki, Gorsza - parskn�a Metria.
- Nie ma za co, Lepsza. Wiedzia�am, �e bez zw�oki zechcesz si� zaj�� tym swoim blama�em. - Posta� Mentii rozmy�a si� i przybra�a kszta�t olbrzymiej cytryny, a potem pieczonego indyka. - Jestem zachwycona, �e mog�am pom�c.
- Jeszcze zbytnio nie pomog�a� - odezwa�a si� ponuro Metria. Co powiedzia� Grossclout?
- Ach, to. M�wi, �e powinna� zapyta� Dobrego Maga Humfreya.
- Ale Humfrey ka�e sobie rok s�u�y� za jedn� Odpowied�! - zaprotestowa�a Metria. - Nie chc� p�aci� takiej ceny! To dlatego wybra�am Grossclouta.
- Grossclout dorzuci� kilka s��w - doda�a Mentia. - Chyba: t�pota, kutwa i dobrze jej tak.
- To ca�y Grossclout - przyzna�a Metria. - Ci�gle jeszcze boczy si� na mnie za to, �e pi�owa�am sobie paznokcie na tych jego nudnych wyk�adach z magii na Uniwersytecie Magii.
- Tak naprawd� to ja je pi�owa�am - rzek�a Mentia, u�miechaj�c si� z rozrzewnieniem. - Kiedy by�y�my niepodzielnie z��czone jako dwie przeciwstawne �strony� jednej demonicy. To by�y czasy! Ale uzna�am, �e lepiej profesorowi o tym nie przypomina� - przerwa�a i zamy�li�a si�. - Mo�e zdo�am sobie przypomnie� jeszcze par� jego s��w, je�eli to takie wa�ne - zaproponowa�a.
- Dzi�ki, nie k�opocz si� tym - odpar�a Metria. - Chyba zrozumia�am jego nastawno��.
- Jego co???
- Postaw�, usposobienie, temperament, sk�onno��, inklinacj�, tendencj�...
- Stanowisko? - spyta� Veleno.
- Niech ci b�dzie - odpar�a z rozdra�nieniem Metria.
- Ze szczytu jego wynios�o�ci - przyzna�a Mentia. - Je�eli nie trzeba ci wsparcia lub porady co do techniki...
- W �adnym razie! - stwierdzi�a Metria.
- Szkoooda. - Mentia si� rozwia�a.
- Chcesz, �eby bocian przyni�s� dzidziusia? - zapyta� Veleno, kiedy Metria wznowi�a dzia�ania.
- Tak. Bo to w�a�nie robi� pary ma��e�skie. Wychowuj� dzieci.
- Ale demonice maj� dzieci tylko wtedy, kiedy chc�.
- Ot� to. Chc� dzidziusia - odwr�ci�a wzrok. - Pewnie powinnam by�a ci o tym powiedzie�, wi�c nie mam ci za z�e, �e si� gniewasz.
- Wcale si� nie gniewam.
- Nie? No ale przecie� to by przerwa�o szale�stwo i na�o�y�o na ciebie obowi�zek wychowania dziecka.
- No w�a�nie! Jak ju� o tym pomy�la�em, to wiem, �e chc� mie� rodzin�.
Metria wpatrywa�a si� w niego z uwielbieniem i ulg�.
- Cudownie!
Zaduma� si�.
- Bocian pewnie uzna�, �e te nasze znaki nie s� na powa�nie.
- Co za ironia losu! Przecie� nadali�my im tyle mocy! Musz� przyci�gn�� wa�no�� bociana!
- Co?
- Zainteresowanie, czujno��, baczenie, skupienie...
- Uwag�?
- Niech ci b�dzie. Jak my�lisz, co powinnam zrobi�?
Zastanowi� si� nad tym.
- Uwa�am, �e powinna� i�� do Dobrego Maga i spyta� go.
- Ale wtedy b�d� ci� musia�a zostawi� samego na ca�y rok.
- Na pewno wr�cisz, gdy tylko b�dziesz mog�a. Pewnie uczyni�aby� mnie w tym roku szale�czo szcz�liwym ze trzysta lub czterysta razy, ale jako� to prze�yj�. Przecie� chc�, �eby� i ty by�a szcz�liwa.
- M�j najdro�szy wspania�y m�czyzno! - wykrzykn�a i postara�a si� urzeczywistni� nieprawdopodobne (czyli uczyni� go dwukrotnie bardziej szale�czo szcz�liwym ni� poprzednio).
Ale zanim posz�a, pow��czy�a si� wok� zamku, rozwa�aj�c ca�� spraw� i naradzaj�c si� sama ze sob� (bo jej gorsza po�owa postanowi�a si� z ni� zjednoczy� na t� okazj�, skoro jej �ycie zn�w si� mia�o sta� ciekawe).
- Czy naprawd� chc� to zrobi�? - pyta�a sam� siebie Metria.
- A czemu nie? W ko�cu nie masz tu nic wa�nego do roboty.
Mentia oddzieli�a si� od niej, zdegustowana, kiedy Metria wysz�a za m��, dosta�a po�ow� duszy i zakocha�a si� (w takiej w�a�nie kolejno�ci). Gorsza po�owa twierdzi�a, �e uczestniczy�a w wielkiej przygodzie z gargulcem i pomog�a ocali� Xanth przed szale�stwem; ale to z ca�� pewno�ci� by�a przesada. Zla�a si� z ni� natychmiast, jak tylko Metria przesta�a by� tak obrzydliwie s�odziutka dla swojego m�a.
- Je�eli masz po�ow� duszy, to powinna� mie� inn� nas... inne nastawienie.
- Dzi�ki ci, Demonie X(A/N)th, �e nie skazi�a mnie ani cz�steczka duszy - rzek�a Mentia (ich rozmowa toczy�a si� w milczeniu, bo to by� wewn�trzny dialog; nikt nie m�g� go pods�ucha�). Wskaza�a wsp�ln� lew� r�k�: - Tam jest piaskowy robal, rozdepcz go.
- Nie zrobi� tego - odburkn�a Metria. - To by nie by�o w porz�dku.
Ostro�nie podnios�a robala wsp�ln� praw� r�k� i przyjrza�a mu si�. Faktycznie by� z piasku; gdyby przypiek�o go s�o�ce lub obmy�a woda, toby si� rozsypa� w py� albo rozpu�ci�. Po�o�y�a go na suchym, ocienionym miejscu i patrzy�a, jak odpe�za.
- Obrzydliwe - oznajmi�a nikomu w szczeg�lno�ci Mentia.
- Ale mo�esz odkupi� swoj� demoniczn� natur�, zgniataj�c tego czerwcowego robaczka.
- Mowy nie ma. Zabij czerwcowego robaczka, a rok straci sw�j najbardziej romantyczny miesi�c.
Mentia wykrzywi�a lew� stron� ich twarzy.
- To ju� bym wola�a, �eby� mia�a p� siedzenia, a nie p� duszy. Rozejrza�a si� doko�a lewym okiem Metrii. - O, widz�, �e owocuje wychodnik.
- Wchodnik te� - doda�a Metria. - Veleno je lubi, kiedy tak sobie wchodzi i wychodzi.
- A co robi, kiedy jest z tob� sam na sam?
- Przeciwie�stwo tego, czego chce od ciebie.
Ale Mentia nie da�a si� zbi� z tropu.
- Oooo, to moje ulubione: pyszne winogrona.
- Kwa�ne winogrona - przyzna�a Metria. - W twoim stylu.
- I czemu si� tu pa��tasz, zamiast rusza� do zamku Dobrego Maga?
- Bo nie jestem przekonana, czy to dobrze zostawia� m�a na po�owie racji.
- Wsz�dzie doko�a zamku ro�nie potrzebne mu jedzonko.
- Na po�owie racji szale�stwa.
- Och. - Mentia zn�w si� rozejrza�a, porz�dnie zezuj�c w bok lewym okiem. - No to u�atwmy to sobie. Widzisz to drzewo skrzydlatych wariorzech�w?
Prawe oko zazezowa�o.
- Pewnie. Wariorzechy s� prawie tak samo wariackie jak ty.
- Je�eli najpierw odleci prawy wariorzech, to zostajemy. Je�eli ten lewy, to si� kopniemy do Dobrego Maga.
- To zbzikowany spos�b podejmowania tak wa�nej decyzji.
- No w�a�nie. Zgoda?
Metria westchn�a. W ko�cu to r�wnie dobry spos�b jak ka�dy inny.
- Zgoda.
Przygl�da�y si�, jak oba wariorzechy trzepocz�. Ten po prawej rozpostar� skrzyd�a. A wtedy ten po lewej nagle wzbi� si� w powietrze i przelecia� na pobliski bolcowiec.
- Jakie� to romantyczne - stwierdzi�a Mentia, rozbawiona tym, co najzuchwalszy bolec zrobi� wariorzechowi.
- A czemu nie uwa�asz, �e to romantyczne, kiedy Veleno i ja...
- Jeden raz to zabawne. Siedemset pi��dziesi�t razy ju� tylko �mieszne.
- Ale nie wtedy, kiedy si� jest zakochanym.
- Jak to dobrze, �e ja si� nigdy nie zakocham. No to w drog�.
Metria nie mog�a si� ju� oci�ga�, cho�by nie wiem co.
* * *
Zamek Dobrego Maga wygl�da� ca�kiem zwyczajnie. Mury i wie�yczki znajdowa�y si� w obr�bie kolistej migotliwej fosy, po�o�onej wewn�trz pier�cienia g�r. Demonica nie powinna mie� problem�w z przebyciem jednego i drugiego.
Ale Metria nie mog�a si� przedosta�. Jak tylko spr�bowa�a, odbija�a si� od niewidocznej przeszkody.
- Cholera, zapomnia�am! - zakl�a. - Ten stary osio� ma os�on� przed demonami!
- I ty to uwa�asz za przekle�stwo? To si� nie nadaje nawet dla Stowarzyszenia M�odocianych!
Co gorsza, nie mog�a si� tutaj ani zdematerializowa�, ani polecie�. Najwyra�niej Dobry Mag przez te ostatnie sto lat usprawni� sw�j system obronny.
- Musimy si� przedosta� tak jak �miertelnicy.
Metria ruszy�a piechot�. Kiedy si� znalaz�a bli�ej g�r, stwierdzi�a, �e maj� one kszta�t wielkich g��w cukru. Na szcz�cie stok nie by� zbyt stromy i mog�a si� wspina�. �a�owa�a, �e musi brn�� pieszo, zamiast przelecie� nad nimi lub je przeskoczy�, ale nie mog�a dopu�ci�, �eby to j� zatrzyma�o. Dotar�a do szczytu - i nagle straci�a grunt pod nogami, zacz�a si� niepowstrzymanie ze�lizgiwa� ku fosie. Po tej stronie g�ry cukier by� sypki, ziarnisty, nie mo�na si� by�o zaprze� nogami czy uchwyci� r�kami. Wkr�tce wyl�dowa�a w fosie. I natychmiast zosta�a st�d wykopana. Przelecia�a ponad g�r� i klapn�a na ziemi�. Trawa odskoczy�a, zanim spad�o na ni� siedzenie Metrii; to by�a skoczkotrawa.
- To kopy! - zawo�a�a g�o�no. - Pe�no ich w fosie.
- Chyba wiem, na co si� tu zanosi - oznajmi�a Mentia. - Zostawi� ci�, �eby� sobie sama z tym poradzi�a.
- Oooo, nic z tego! - odparowa�a Metria. - Ty mnie w to wpu�ci�a� i teraz mi pomo�esz przez to przej��. A poza tym wol�, �eby� nie by�a przy moim m�u, kiedy mnie tam nie ma. Obiecasz mu raj, dasz piek�o, a wina spadnie na mnie.
- A niech to! Znowu wszystko na nic.
Metria jeszcze raz zacz�a si� wdrapywa� na g�r�. Od tej strony cukier by� twardy, �atwo si� by�o po nim wspina�. Kiedy si� zbli�a�a do szczytu, zacz�a bardzo ostro�nie stawia� stopy - ale nie zauwa�y�a �adnej linii, kt�ra odgranicza�a sypkie zbocze. Jak tylko tam st�pnie, zn�w poleci do fosy z kopami.
To na pewno by�a przeszkoda. A to oznacza�o, �e nie tylko musi sobie z ni� poradzi�, lecz i to, �e dalej czekaj� na ni� dwie nast�pne.
- A to pech! - powiedzia�a z irytacj�.
- A to pech! - przedrze�nia�a j� jej gorsza po�owa. - Ta po�owa duszy zupe�nie ci� odmieni�a.
- Zmieni�a mnie w mi�� osob� - odci�a si� Metria. - I co w tym z�ego?
- To nie po demoniemu. Za�o�� si�, �e nawet nie potrafisz powiedzie� kupa.
- Oczywi�cie, �e mog� powiedzie� kopa!
- Punkt dla mnie.
- Skoro jeste� taka demoniczna, to powiedz, jak mamy si� przedosta� przez ten s�odki pasztet?
Mentia si� zamy�li�a.
- G�ra jest s�odziutka, ale fosa na pewno nie. Uwielbia kopa�, wierzga�.
- No i daje kopa w ty�ek. Taka ju� jej natura. Powiedz mi co�, czego jeszcze nie wiem. - Metria rozmasowa�a skopane siedzenie; gdyby nie by�a demonic�, to ju� by si� jej dawa�o we znaki.
- Mo�e jak j� pos�odzimy, to nas nie pocz�stuje kopem.
- Pos�odzi� j�? Ale jak... - Metria za�apa�a. - No to do dzie�a.
Zmieni�a d�onie w �opatki i zacz�a zgarnia� cukier w d� stoku. Raz-dwa uda�o si� jej obruszy� lawin�. Cukier zsuwa� si� wspaniale i wpada� do fosy. Kiedy ju� wpu�ci�a do wody tyle g�ry, ile zdo�a�a, przekona�a si�, �e mo�e spokojnie zej�� bez ze�lizgiwania si�. Z�agodzi�a stok. Zesz�a i stan�a na brzegu fosy, kt�ra teraz wygl�da�a na grz�sk�. Zanurzy�a w fosie palec, a potem upu�ci�a na j�zyk kropl� g�stego wodnego roztworu. Zaszczypa�o ledwie odrobink�. No pewnie, przecie� odebra�a fosie sporo kopa.
Ale teraz fos� wype�nia�o przera�liwie s�odkie b�ocko. Wystarczy�o, �e musn�a je stop�, a ju� mia�a uczucie, jakby si� przejad�a lub przepi�a. Demony nie jedz� ani nie pij�, wi�c wiedzia�a, �e to dalszy ci�g magii. Paskudnie by si� czu�a, gdyby przebrn�a przez to wszystko, i to nawet gdyby nie dosta�a kopa.
Ruszy�a skrajem fosy i w ko�cu dosz�a do opuszczonego zwodzonego mostu. Przedtem nie mog�a si� dosta� do mostu, bo stromy stok wrzuci� j� do fosy tam, gdzie mu si� spodoba�o - ale teraz ju� nie m�g� jej przeszkodzi�. Pokona�a pierwsz� przeszkod�.
- To si� robi nudne - oznajmi�a Mentia. - Utn� sobie drzemk�. Ty si� zajmiesz drug� przeszkod�, a ja trzeci�, dobrze?
- Dobrze - przysta�a Metria (nie troszczy�a si� o swoj� gorsz� po�ow�, dop�ki wiedzia�a, gdzie ona jest).
Postawi�a stop� na deskach - i co� przed ni� zafurkota�o, blokuj�c jej drog�. Wygl�da�o to jak dwie kropki, niczym w nie doko�czonym wielokropku, z tym, �e by�y w pionie, a nie w poziomie.
- A kim�e ty u kielicha jeste�? - zapyta�a.
- Nie rozumiem - zje�y� si� uk�ad kropek.
- Wi�nia, szklanka, kubek, kufelek...
- Spr�buj jeszcze raz. �adne z tych s��w nie ma sensu - rzek�y gniewnie kropki.
- Przekle�stwo, pot�pienie, zatracenie, piek�o, piekielnik, lichwa, lichota...
- Niech zgadn�: licho?
- Niech ci b�dzie - powiedzia�a z gniewem.
- I tobie si� wydaje, �e jeste� zirytowana? - zapyta�y kropki. W por�wnaniu ze mn� jeste� s�odziutka: jestem roze�lony jak nikt!
Przyjrza�a si� kropkom.
- A czym ty w�a�ciwie jeste�, BB-m�d�ku?
- Jestem gniewnym znakiem przestankowym: podra�nionym dwukropkiem, jako te� i podra�nion� okr�nic� - odpar�y kropki. I sprawi�, �e si� tu zatrzymasz, zanim p�jdziesz dalej.
- Jak d�ugo zatrzymasz?
- Jak d�ugo b�dzie trzeba.
- B�dzie trzeba na co? �eby odpocz��?
- Ju� my�la�em, �e nigdy nie zapytasz: jak d�ugo b�dzie trzeba, �eby� da�a za wygran� i sobie posz�a.
- Ju� wiem! Jeste� drug� przeszkod�!
- Za du�o tych przeszk�d jak dla ciebie, daj sobie spok�j.
Metria spr�bowa�a omin�� wstr�tn� okr�nic�, ale stw�r usi�owa� zepchn�� j� do fosy. Chcia�a go przeskoczy� (bo nadal nie mog�a lata�), lecz uni�s� si�, �eby jej przeszkodzi�; kropki dziko i gniewnie po�yskiwa�y. Chcia�a si� pod nim przeczo�ga�, ale opad� w d� i wyda� taki d�wi�k, �e si� wola�a cofn��. Nie by�o wiadomo, co stw�r got�w zrobi�. Chcia�a si� przepchn��, ale zrobi� si� spastyczny i musia�a zrezygnowa�.
- Jak mam ci� omin��? - zapyta�a rozdra�niona.
- Albo odejd�, albo spraw mi ulg�. Innego wyboru nie masz.
- Ulg�? - spyta�a t�po.
- Na m�j zesp�, w ko�cu nie jestem podra�niony z w�asnej woli.
- Ale jak mam ci ul�y�?
- Sama powinna� na to wpa��. Zastan�w si�, piekielna istoto.
- Co mam zrobi�?
- Pomy�l, rusz g�ow�, rusz konceptem, podumaj. Sama na to wpadnij, demonico.
Metria duma�a, my�la�a, zastanawia�a si�, namy�la�a, rusza�a konceptem, cho� to ostatnie j� troch� zemdli�o. Nic to nie da�o.
- To dla mnie edema - wyzna�a.
- Wyra�aj si� jasno, demonico. Co to jest dla ciebie?
- �amig��wka, zagadka, zgadywanka, tajemnica, misterium, problem, niejasno��...
- Dla mnie to brzmia�o zupe�nie inaczej. Spr�buj jeszcze raz.
- A jak to brzmia�o dla ciebie?
- Energia, egzema, edam. Starczy tych bzdur.
- Enema? - spyta�a s�odziutko.
- Niech ci b�dzie. To i tak nie ma znaczenia. - Wtem okr�nica rozwa�y�a to ponownie, kropki zawibrowa�y. - Enema: mo�e to jest w�a�ciwe rozwi�zanie!
Oddali�a si� w ustronne miejsce, �eby sobie ul�y�.
Metria szybko przesz�a przez most. Pokona�a drug� przeszkod�.
- Twoja kolej, Gorsza - oznajmi�a swojej gorszej po�owie.
- Dobrze, �e ci nie wpad�o na my�l s�owo �enigma�. S�odkich sn�w, Lepsza.
- Demony nie �ni�.
- Stara�am si� by� dowcipna.
- Jaka?
- Weso�a, komiczna, zabawna...
- I ja by�am zabawna, ty g�upia! - warkn�a Metria i wycofa�a si� ze sceny.
Mentia zesz�a z mostu i natkn�a si� na stert� kostek.
- Czym jeste�cie?
- A ju� si� ba�y�my, �e nie zapytasz - odpar�y. - Jeste�my klockami.
Przesun�y si�, tworz�c wok� niej kwadrat. Potem cz�� z nich wdrapa�a si� na pierwszy rz�dek, a nast�pne na drugi.
- Co robicie? - spyta�a Mentia, speszona ich post�powaniem.
- Przecie� jeste�my klockami do budowania. Budujemy dla ciebie budowl�.
- Ale ja nie chc� �adnej budowli. Tylko t�dy przechodz�.
- Tak ci si� tylko wydaje! - odpar�y ch�rem, uk�adaj�c si� w warstw� ponad jej g�ow�; zacz�y tworzy� kopu��.
- Wstrzymajcie si�! - zaprotestowa�a, - Zaczekajcie!
- Budowa na nikogo nie czeka, t�poto!
- Kogo tak nazywacie? - spyta�a z oburzeniem. - Jestem bystra, a nie t�pa, mam lotny umys�. - Jej g�owa rozmy�a si� w mgie�k�.
Ale klocki milcza�y. Zamkn�y j� w budowli.
U�wiadomi�a sobie poniewczasie, �e by�a to trzecia przeszkoda. Najpierw fosa pe�na kop�w, potem podra�niona okr�nica, a teraz te klocki do budowania. Musia�a si� wydosta� z tego zamkni�tego pomieszczenia.
Napar�a na �cian�, ale ta by�a solidna; klocki mocno si� spoi�y. Zbada�a pod�o�e - lita ska�a. W normalnych warunkach co� takiego by nie przeszkodzi�o �adnemu demonowi, ale czar otaczaj�cy zamek sprawi�, �e si� upodobni�a (fuj!) do �miertelnika. Stwierdzi�a, �e nie ma zbytniego do�wiadczenia w radzeniu sobie z czysto materialnymi rzeczami. Ale pami�� o tym, �e rok temu zachowa�a zdrowe zmys�y w Obszarze Szale�stwa, da�a jej poczucie, �e i z tym problemem sobie poradzi.
Bacznie si� rozejrza�a po pomieszczeniu. Przez szpary pomi�dzy klockami przedostawa�y si� smugi �wiat�a, wi�c nie by�o ca�kiem ciemno. Spr�bowa�a si� wydosta� przez tak� szpar�, ale teraz straci�a i t� umiej�tno��. To by�o wkurzaj�ce.
- Ciekawam, co by zrobi� Gary Gargulec? - zapyta�a sam� siebie. - By� solidn�, krzepk�, kamienn� istot�, na czas swojej przygody zmienion� w s�abego pulchnego faceta, wi�c on dopiero mia� problem.
- Mo�e by� tak przesta�a papla�, bo chc� odpocz��? - zapyta�a z rozdra�nieniem Metria.
Mentia - jak przedtem Metria - duma�a, zastanawia�a si�, rozwa�a�a, namy�la�a i w ko�cu przysz�o jej do g�owy, �e mo�e powinna my�le� inaczej. Wiedzia�a, �e zawsze jest jaki� spos�b na poradzenie sobie z przeszkod� i �e zwykle wymaga to nie tyle si�y, ile pomys�owo�ci. Czyli powinna si� pos�u�y� nie cia�em, lecz umys�em.
Ale przecie� w�a�nie to stara�a si� czyni�, bez wi�kszego efektu. I po c� bez ko�ca my�le�, skoro dochodzi si� jedynie do wniosku, �eby pomy�le� jeszcze troch�? Jeszcze wi�cej?
- Nie wi�cej, lecz inaczej - napomnia�a si�.
Zn�w si� przyjrza�a pomieszczeniu. Pchn�a przedtem jeden klocek i by� twardy, solidnie siedzia� - ale mo�e trafi� si� jakie� lu�ne. Mog�aby je wypchn�� i wyczo�ga� si� przez dziur�.
Pchn�a klocek blisko podstawy. Twardo siedzia�. Spr�bowa�a z nast�pnym. Jeszcze mocniej osadzony.
- Kicham na ciebie! - oznajmi�a, ale si� nie speszy�.
Pr�bowa�a dalej, ale wszystkie dolne klocki mocno siedzia�y. Najwidoczniej nie w tym rzecz. By�a tu zamkni�ta, i to na dobre.
Usiad�a, opar�a si� o �cian� i zapatrzy�a na drobinki kurzu ta�cz�ce w smugach �wiat�a. Wygl�da�o na to, �e unosi je jaki� pr�d. Gdzie je nios�o? Skoncentrowa�a si�, tworz�c du�e mocne oko i prze�ledzi�a ich przep�yw w strudze �wiat�a. Ale to by� zmarnowany wysi�ek, bo nigdzie nie p�yn�y. Po prostu dociera�y do �ciany i wolniutko opada�y ku pod�odze.
Wtem wpad�a na lepszy pomys�. Rzecz nie w tym, gdzie drobinki kurzu d��y�y, ale sk�d si� pojawia�y! Sk�d si� bra� ten s�aby ci�g? Prze�ledzi�a to w odwrotnym kierunku i stwierdzi�a, �e powietrze nap�ywa od jednego z klock�w kopu�y. Jak�e to mo�liwe?
Dotkn�a klocka d�oni� - palce przesz�y przeze� bez �adnego oporu. To by�a iluzja! Zbyt szybko zrezygnowa�a - gdyby napar�a d�oni� na wszystkie klocki, to ju� dawno by si� o tym przekona�a. To by�a droga wyj�cia.
Wsun�a w otw�r obie r�ce, podci�gn�a si� w g�r�. Chwila i znalaz�a si� poza budowl�. Wydosta�a si� na zewn�trz i sturla�a na ziemi�. Pokona�a trzeci� przeszkod�!
- Witaj, De Mentio - odezwa� si� jaki� g�os. Zaskoczona Mentia podnios�a si� na nogi. Sta�a przed ni� jaka� mi�a m�oda kobieta.
- Znam ci�?
- No chyba. Rok temu sprowadzi�a� tu Gary�ego Gargulca. Jestem Wira, synowa Humfreya.
- Ale ja przecie� w og�le nie wchodzi�am do zamku - zapewnia�a Mentia. - Jak mog�a� mnie widzie�?
Wira si� roze�mia�a.
- Jasne, �e nie w�asnymi oczami. Ale Gary Gargulec dobrze o tobie m�wi�.
Mentia poczu�a, �e traci grunt pod nogami.
- Metrio! Zbud� si�! Jeste�my w zamku!
Metria do��czy�a do niej.
- Zupe�nie jak za starych czasownik�w - oznajmi�a, rozgl�daj�c si� wok�.
- Jak za starych...?
- Wiek�w, eon�w, epok, er, stuleci...
- Czas�w?
- Niech ci b�dzie. Wkr�tce minie dziewi��dziesi�t lat od chwili, kiedy uda�o mi si� tu w�lizn��.
- Witaj, De Metrio - odezwa�a si� Wira.
Obie podskoczy�y.
- Sk�d mnie znasz? - spyta�a Metria.
- Tatko Humfrey zapowiedzia�, �e nadchodzisz razem z twoj� drug� po�ow�. Zaprowadz� was do zamku.
- To dziewcz� jest niesamowite - mrukn�a Metria.
- Musia�a w sobie rozwin�� jakie� dodatkowe zmys�y - przyzna�a Mentia.
- To prawda - przy�wiadczy�a Wira.
Obie po�owy zako�czy�y dialog i ruszy�y za dziewczyn� do zamku. Spotka�y tam kobiet� w nieokre�lonym wieku.
- Matko MareAnn, oto demonice Metria i Mentia - oznajmi�a Wira.
- Matka MareAnn? - spyta�a bezg�o�nie jedna z nich.
- Jestem pi�t� i p� ma��onk� Humfreya - wyja�ni�a kobieta. W tym miesi�cu moja kolej na przebywanie z nim. By�am jego pierwsz� mi�o�ci� i ostatni� �on�, ale to zagmatwana historia, kt�ra na pewno ci� nie zainteresuje. M�j m�� teraz ci� przyjmie. Wiro, zaprowad� j� do jego pracowni.
Mo�e po�owa �ony to jak po�owa duszy - do��, �eby wykona� ca�� robot�.
- T�dy, prosz� - wskaza�a drog� Wira.
Bez wahania zacz�a wchodzi� po w�skich, kr�tych schodkach; najwyra�niej dobrze si� tu orientowa�a.
Pracownia by�a ciemnawym pokoikiem, pe�nym ksi�g i fiolek.
- Ani troch� si� tu nie zmieni�o przez te dziewi��dziesi�t lat stwierdzi�a Metria.
- No pewnie, �e nie, demonico - burkn�� Humfrey. - Ty si� te� nie zmieni�a�, wyj�wszy to �wie�ej daty rozdwojenie osobowo�ci.
- Mi�o ci� znowu widzie�, Magu - powiedzia�a Metria. - Ani o dzie� si� nie zestarza�e�.
Wiedzia�a, rzecz jasna, �e on ma eliksir ze �r�d�a M�odo�ci, kt�ry popija, �eby zbytnio nie przekroczy� setki.
- Starczy tych grzeczno�ci. Zadaj swoje Pytanie.
- Jak mam sk�oni� bociana, �eby powa�nie potraktowa� moje wezwania?
- To si� wyja�ni, jak wype�nisz swoj� s�u�b�. Id� do Simiurg.
- Gdzie?
- Tw�j umys� mo�e jest przyt�piony, demonico, ale s�uch na pewno nie. Odejd�,
- To wpierzaj�ce, Magu! Nie mo�esz ot tak...
- Nie sprzeczaj si� z nim - szepn�a Wira. - To tylko nasili...
- Kurz - rzek� Humfrey.
- Nie zrobi� tego! - oznajmi�a Metria. - Demonice nie musz�, a nawet gdybym zrobi�a, to...
- Kurz - powiedzia�a Wira. - Wkurzaj�ce. A teraz...
- Przecie� mi nie odpowiedzia�! - upiera�a si� Metria.
- I nikt, nawet demonica, nie mo�e polecie� do Simiurg. Domagam si� w�a�ciwej Odpowiedzi!
- Po s�u�bie - mrukn�� Humfrey, odwracaj�c stronic� wielkiego tomiska.
Mentia dokona�a wewn�trznego zamachu i zapanowa�a nad cia�em.
- Tak, oczywi�cie - powiedzia�a i wysz�a za Wir� z pracowni.
- Jeste� o wiele rozs�dniejsza, Mentio, chocia� nie masz po�owy duszy - stwierdzi�a Wira.
- Jestem rozs�dniejsza, dlatego �e nie mam po�owy duszy odpar�a Mentia. - Moja lepsza po�owa jest zamroczona mi�o�ci� i obyczajno�ci�. Ja za� jestem praktyczna, zw�aszcza w takich zwariowanych sytuacjach jak ta. Musimy si� uda� na g�r� Parnas i przekona� si�, czego chce to wielkie ptaszysko.
- Nie ma jej tam - odezwa�a si� MareAnn, us�yszawszy, co m�wi�, kiedy dotar�y do st�p schod�w. - Ma letni� przerw�, bo owocuje Drzewo Nasienia.
- No to nie mamy poj�cia, gdzie jej szuka�.
- Mog� przyzwa� konia, kt�ry zna drog�.
- To jej talent - wyja�ni�a Wira. - Mo�e przywo�a� wszystko, co jest spokrewnione z koniem, z wyj�tkiem jednoro�ca.
- A czemu nie jednoro�ca? - spyta�a Mentia.
- Niegdy� i je mog�a przywo�ywa�, ale kiedy zst�pi�a do Piek�a i wysz�a za Humfreya, to utraci�a niewinno��. - Wira si� zarumieni�a, bo nie nale�a�o otwarcie nawi�zywa� do spraw skrywanych przez Konspiracyjne Stowarzyszenie Doros�ych; w pobli�u mog�o by� jakie� dziecko. - No i teraz nie zwracaj� na ni� uwagi. To bardzo smutne.
Mentii to nie wzruszy�o.
- Dop�ki moja lepsza po�owa nie dosta�a po�owy duszy, to zupe�nie nie dba�a o niewinno��. Zreszt� i tak si� nie mog�a zbli�y� do jednoro�ca. No to przywo�aj tego konia, co zna drog�.
Mare Ann wyprowadzi�a je z zamku i na drug� stron� fosy, kt�ra teraz wygl�da�a zupe�nie zwyczajnie. Stan�a na skraju zwyczajnej ��ki, rozci�gaj�cej si� tam, gdzie przedtem by�a cukrowa g�ra. Wkr�tce na r�wninie pojawi�a si� galopuj�ca grupka jakich� stwor�w.
Mentia wpatrywa�a si� w nie. By�y to cztery stworzenia, ka�de mia�o tylko jedn� nog�. Dwa mia�y w�skie �by, a dwa - cienkie ogony. Pojedyncze kopyta niemiarowo t�tni�y o ziemi�, wzbijaj�c k��by kurzu.
- A co to takiego?
- �wiartki koni, rzecz jasna - odpar�a MareAnn i zawo�a�a do stwor�w: - Prrr!
Ca�a czw�rka chwiejnie si� przed ni� zatrzyma�a. Ka�da �wiartka mia�a na boku srebrny dysk z karbowanym otokiem. Na wierzchu dw�ch dysk�w wyryto g�owy; na odwrotnej stronie dw�ch nast�pnych - po wielkim ptaku z rozpostartymi skrzyd�ami.
- Zbi�rka - zarz�dzi�a MareAnn.
Cztery stwory zbi�y si� razem - i z czterech �wiartek powsta� prawdziwy ko�. Wira podesz�a i zacz�a go g�aska�, a on tr�ca� nosem jej d�o�, p�ki mu nie da�a kostki cukru.
- Szkoda, �e nie mo�esz jecha� na O�miu Numerkach - zatroska�a si� Wira.
- To jego imi�? - spyta�a Mentia (sama by�a troch� zbzikowana, ale to ju� by�o kompletne wariactwo). - A dlaczego nie?
- Bo nie ma zaufania do obcych doros�ych. Rozpada si� na cz�ci i rozbiega na cztery wiatry. Ale zna drog�, wi�c mo�esz i�� za nim.
- To mo�e nam po prostu powie, gdzie i��, a my ju� same tam p�jdziemy - zaproponowa�a Mentia.
- Nie umie m�wi� - odezwa�a si� MareAnn. - Rozumie proste polecenia, ale nic poza tym. Wszystko inne go za bardzo stresuje i...
- Rozpada si� - doko�czy�a Mentia, pogodzona z konieczno�ci� wyczerpuj�cej podr�y.
Ale Metria wzi�a g�r�.
- Nie, jest lepszy spos�b. A jak Osiem Numerk�w si� zapatruje na dzieci?
- Bardzo je lubi - odpar�a MareAnn. - Zw�aszcza je�eli nie s� wi�ksze ni� �wier� doros�ego. Ale...
Metria rozp�yn�a si� w mgie�k�, a potem przybra�a posta� najs�odszego pod s�o�cem brzd�ca. Nawet Wira si� zdumia�a, u�wiadomiwszy sobie, �e co� si� zmieni�o.
- Menti� i Metri� znam, ale kim ty jeste�?
- Jestem Biadamika - odpar�o niebo��tko. - Mam �wiartk� duszy (po�ow� po�owy tej co Metria) i uwielbiam konie, i b�d� okropnie smutna, jak nie b�d� mog�a na tym jecha�. B�d� taka SMUTNA, �e si� rozp�yn� z �alu. - Otar�a r�kawkiem jedn� wielk�, b�yszcz�c� �z�.
MareAnn i Wira spojrza�y na siebie - to by�a droga w jedn� stron�: ta naiwna m�oda kobieta mog�a nie wr�ci�.
- Niech b�dzie - przysta�a i posadzi�a bachora na cztero�wiertnym koniu.
- Ale fajnie! - wykrzykn�a Biadamika, klaszcz�c ma�ymi �apkami. - No to w drog�.
Ale Wira mia�a w�tpliwo�ci:
- Nie powinny�my wysy�a� dzieciaka samego w tak� podr� odezwa�a si�.
- W�a�ciwie to nie jestem... - zacz�� bachor, ale jedna z po��wek uciszy�a go w sam� por�, �eby ko� nie us�ysza� reszty.
MareAnn skin�a g�ow�.
- Mo�e uda nam si� znale�� dla niej jakie� doros�e towarzystwo. Jest przecie� demonic� kt�ra te� zna drog� i nadal jest winna Humfreyowi cz�� s�u�by.
- Demonica! - zakrzykn�a Biadamika. - One nie zas�uguj� na zaufanie!
I zn�w wymiana spojrze�.
- C�, sama o tym najlepiej wiesz - przyzna�a MareAnn.
- Ale s�u�b� nale�y odby� jak nale�y. Zostanie zwolniona z obowi�zku dopiero wtedy, kiedy bezpiecznie tam dotrzesz.
Buzi� dziecka wykrzywi� grymas rezygnacji.
- No dobrze. A kto to jest?
- Helen Back.
- Helen Back! - wykrzykn�o dziecko. - O biada mi! To najpaskudniejsza istota w�r�d demon�w! Wiesz, co ona robi?
- Tak - odpar�a MareAnn. - Ale nie b�dzie jej wolno tego zrobi� podczas tej misji.
- Mam nadziej�, �e si� nie mylisz - powiedzia�o dziecko, bardzo przygn�bione.
MareAnn pstrykn�a palcami i pojawi� si� k��b dymu. Zafalowa� przed ni�.
- Czy jestem ju� wolna? - zapyta� dym.
- B�dziesz wolna, kiedy bezpiecznie zaprowadzisz konia z je�d�cem do Simiurg - powiedzia�a Wira.
K��b dymu zwr�ci� si� ku wymienionym.
- To nie ko�, lecz cztery �wiartki. No i to nie jest dziecko, lecz...
- Biada mi - zdecydowanie rzek�y jednym g�osem MareAnn i Wira.
Dym mgli�cie westchn��.
- A wi�c to tak. No to w drog�.
Biadamika �cisn�a n�kami ko�skie boki.
- Ruszaj, Osiem Numerk�w.
I nagle znikn�li w chmurze py�u, kt�ra przyprawi�a obie kobiety o kaszel.
Rozdzia� 2
Simiurg
Ko� mkn�� jak wicher, ale najwyra�niej mia� do przebycia d�ug� drog�. Kraina Xanth �miga�a w ty�, jak to jest w zwyczaju krain magicznie pr�dko w pobli�u i troch� wolniej dalej, bo odleglejsze regiony tak si� do tego nie pali�y. Biadamika mia�a zbyt m�tne poj�cie o geografii, wi�c nie wiedzia�a, w jakim kierunku jad�, no i by�a zbyt m�oda, �eby si� tym przejmowa�.
- Chcia�abym lizaka - powiedzia�a.
Pojawi� si� k��b dymu - unosi� si� obok ma�ej, dotrzymuj�c tempa koniowi.
- O jakim smaku?
- Musztardowym.
Zestali�a si� d�o�, trzymaj�ca ��ty lizak wydzielaj�cy jadowicie ��te opary.
- Prosz�.
Dzieciak pochwyci� lizak, pow�cha� opary. Biadamika kaszla�a i d�awi�a si�, jej �liczna dziecinna bu�ka spurpurowia�a.
- Wspaniale! - sapn�a. - To by powali�o ca�� armi�.
- A o co pyta�a� Dobrego Maga? - spyta� k��b dymu. - Chocia� w�a�ciwie nic mnie to nie obchodzi.
- Jak sprawi�, �eby bocian zareagowa� na sygna� - wychrypia�a Biadamika.
Ko� zastrzyg� uszami. Jego cia�o porysowa�y linie p�kni��, jakby si� lada moment mia� rozpa��.
- Bo ta wiadomo�� mi si� przyda, jak ju� za miliony lat dorosn�! - wykrzykn�a Biadamika. - Teraz jestem tylko milutkim niewinnym dzieckiem, wi�c mnie chroni Konspiracyjne Stowarzyszenie Doros�ych i ani mi si� �ni dowiadywa� o takich rzeczach. No i Dobry Mag jeszcze mi nie odpowiedzia�, ale zrobi to, jak nadejdzie czas.
Osiem Numerk�w si� uspokoi�, linie p�kni�� znikn�y. Wszystkie stworzenia w Xanth wiedzia�y, jak wa�ne jest podtrzymywanie KSD; nie wolno dopu�ci�, �eby jakie� dziecko pozna�o tajemnic� takiego przyzywania bociana, �eby przyni�s� dzidziusia. Ani �eby pozna�o Wyrazy Z�ej Mocy, zdolne wypali� wegetacj� i spurpurowi� dziewicze uszka. Ani �eby si� dowiedzia�o czego�, co jest Zbyt Intryguj�ce; dla w�asnego dobra, rzecz jasna. Dzieci, oczywi�cie, nie lubi�y tego Stowarzyszenia, ale taka by�a jego magiczna moc, �e si� do niego w��cza�y, jak tylko doros�y. Demony stosowa�y si� do nielicznych zasad w�a�ciwego post�powania, lecz uwielbia�y wszelkie zmowy i spiski.
K��b dymu, kt�rym by�a Helen Back, najwyra�niej bawi� si� t� sytuacj�.
- Jeste� pewna, �e jeste� dzieckiem? Bo chyba ci� pami�tam w innej postaci, o wiele starszej...
- A o co ty pyta�a� Humfreya? - zapyta�a pospiesznie Biadamika.
- Gdzie znale�� letni� s�l - odpar�a Helen. - Kolekcjonuj� wyrafinowane sole i mam ju� zimow�, wiosenn� i jesienn�, ale nigdzie nie mog�am znale�� letniej. Szuka�am wsz�dzie, odt�d do... - umilk�a. - Ale oczywi�cie nie mog� wym�wi� tego s�owa przy ma�ym niewinnym dziecku.
A Metria nie mog�a wyjawi�, kim naprawd� jest, bo jecha�a przecie� na �wiertnym koniu, kt�ry zaraz by si� rozpad� na cztery kawa�ki. Demonica j� prowokowa�a, jak to maj� w zwyczaju takie infernalne istoty, chc�c doprowadzi� do tego, �eby zdradzi�a sw�j prawdziwy wiek. Na szcz�cie ju� si� zna�a na takich sztuczkach: demonica przesz�a odt�d do Helen Back. I zawsze w najmniej odpowiednim momencie przynosi�a to, co by�o najbardziej potrzebne. A we w�a�ciwym czasie to, co by�o najmniej potrzebne. Biadamika stara�a si� to udaremni�, prosz�c o lizaka w tym ohydnym smaku - ale si� nie uda�o i teraz musia�a zje�� to paskudztwo.
- No to jak ju� zako�czysz moj� spraw�, Dobry Mag ci powie, gdzie znajdziesz t� s�l - odezwa�a si� Biadamika. - Wtedy sobie usi�dziesz pod t� sol� i b�dziesz istot� na wszystkie sezony.
- Co� w tym rodzaju - przyzna�a Helen; w k��bie dymu uformowa�a si� twarz. - Co� jeste� dojrza�a jak na tycie niewini�tko.
- To wszystko iluzja. Nie jestem tym, na co wygl�dam.
Tego ju� Helen nie mog�a zanegowa�. Przez chwil� podr�owa�y w milczeniu, a krajobraz ucieka� w ty�. Odleg�e g�ry si� przesuwa�y, ukazuj�c to jedn� stron�, to drug�. Lasy wyskakiwa�y, ros�y i znika�y. Jaki� czas jecha�y brukowan� drog�. Ilekro� dociera�a do skrzy�owania z drug� drog�, dwukrotnie si� poszerza�a, staraj�c si� wywrze� wra�enie. Ale to si� nie udawa�o, bo inne drogi robi�y to samo. Przecinaj�ce si� drogi czasami konkurowa�y ze sob�, wypuszczaj�c wiele wij�cych si� pasm. Takie pasmo mia�o najwyra�niej dotkn�� innej drogi tam, gdzie si� nie mog�a odci��; ale drogi najwyra�niej ju� d�ugo tak ze sob� konkurowa�y, bo ka�de pasmo si� ��czy�o. Niekt�re skrzy�owania wygl�da�y jak romby, inne jak koniczyna, a niekt�re jak spaghetti. Niekiedy drogi tch�rzy�y i prze�lizgiwa�y si� tunelem jedna pod drug� albo mija�y si� g�r�, ale i w takich przypadkach czasami by�o pe�no pasm, staraj�cych si� zdoby� przewag�.
Helen znudzi�a si� tym i podj�a rozmow�.
- A jakie interesy ma Dobry Mag z Simiurg?
- Sama bym to chcia�a wiedzie�. Gdzie ona w�a�ciwie mieszka?
- Ju� my�la�am, �e o to nie zapytasz. Mieszka w Qaf.
Biadamika si� zdumia�a.
- W czym?
- Qaf. To pasmo g�rskie okalaj�ce Ziemi�.
- G�ra ziemi?
- No nie. To szmaragd. �liczny.
- Przypuszczam. Simiurg musi lubi� �adne rzeczy.
- Simiurg lubi pe�ni� wszystkiego. Ale c� ty mo�esz dla niej zrobi�, skoro ona ju� ma wszystko, czego pragnie lub potrzebuje?
- Te� bym chcia�a to wiedzie� - rzek�a Biadamika. - Mo�e znowu jej si� zachciewa odmieni� wszech�wiat.
Te s�owa zdumia�y ob�ok.
- No a co z nami? Co my do tego mamy?
- Mo�e to ju� jej si� znudzi�o. Albo obrzyd�o. Mo�e wola�aby nowy i �wie�utki.
- Ale co si� z nami wszystkimi stanie?
- Mo�e si� wszyscy rozp�yniemy w nico��. A co to ma za znaczenie?
Helen przemy�la�a to.
- Chyba �adnego. Ale ludziska mogliby mie� co� przeciwko temu. - Ob�ok si� przeci�gn��. - Zdrzemn� si�. Zbud� mnie, jak si� wydarzy co� ciekawego. - Kszta�ty chmurki si� zamgli�y.
Biadamika zosta�a z w�asnymi my�lami. To by�a zupe�nie �atwiutka wyprawa. Dostanie si� do zamku Dobrego Maga wcale nie by�o takie trudne. Humfrey oczywi�cie na ni� burcza�, no ale on zawsze by� burkliwy. Czy�by to wszystko za �atwo posz�o?
Im d�u�ej si� nad tym zastanawia�a, tym bardziej ros�y jej podejrzenia. Humfrey chcia�, �eby si� dosta�a do �rodka i zada�a Pytanie. Bo mia� dla niej robot�. Mo�e by� winny Simiurg przys�ug�. Mo�e Simiurg poprosi�a o us�ugi demonicy. No i st�d Metria.
Westchn�a. Niech tak b�dzie. Zrobi, co trzeba, �eby mog�a nak�oni� bociana, by jej przyni�s� dzidziusia. To chyba uczciwy uk�ad.
Ko� si� zatrzyma�. Drog� przegradza� solidny �a�cuch i nie mogli si� przedosta�. Biadamika mia�a ochot� nad nim przelecie�, ale si� ba�a, �e ko� by tego nie zrozumia�. Zsiad�a wi�c i podesz�a, �eby mu si� przyjrze�.
Na ka�dym z p�askich i pod�u�nych ogniw widnia� jaki� napis. To znaczy na ka�dym by�a jedna litera alfabetu. Biadamika sz�a wzd�u� �a�cucha i odczytywa�a litery. Uk�ada�y si� w napis:
TO �A�CUSZKOWY LIST. TRZYKROTNIE OBIEG� ZIEMI�. PRZERWIJ �A�CUCH, A PO�A�UJESZ. JOE SCHMOE PRZERWA� �A�CUCH I NA DRUGI DZIE� GO POKR�CI�O. JANE DOE PODTRZYMA�A �A�CUSZEK I SPOTKA�Y J� SAME WSPANIA�E RZECZY. PAMI�TAJ, MUSISZ PRZEKAZA� TEN LIST DALEJ W CI�GU 48 GODZIN.
Biadamika zaduma�a si�. Czy to wystarczaj�co interesuj�ce, �eby budzi� Helen? Demonica naprawd� si� wkurzy, je�eli przejdzie jej ko�o nosa co� fajnego. A to wydawa�o si� ca�kiem fajne. Wi�c uzna�a, �e pozwoli Helen spa�.
No, ale musia�a si� przedosta� poza �a�cuch. W�a�ciwie to nie mia�a nic przeciwko niemu, ale przegradza� jej drog�, a ona mia�a zadanie do wykonania. Zastanawia�a si�, czy da rad� obej�� go dooko�a? Spojrza�a w obie strony, ale �a�cuch rozci�ga� si� daleko jak okiem si�gn��. No bo przecie� trzykrotnie okr��a� Ziemi�. Mo�e by si� tak na niego wdrapa�? Ona by potrafi�a, ale Osiem Numerk�w na pewno nie. A mo�e przecisn�� si� pod spodem? Ona by sobie poradzi�a, ale ko� pewnie by si� rozpad� z wysi�ku.
Wzruszy�a ramionami. W ko�cu �a�cuch nie powinien przegradza� drogi, bez wzgl�du na to jak si� przechwala�. W�tpi�a te�, by by�a to jedna z przeszk�d Dobrego Maga. To pewnie tylko zwyczajna zmy�ka. No to go przerwie. Zmieni�a drobne r�czki w du�e solidne szczypce i zacisn�a je na jednym ��czu. Zebra�a ca�� demoniczn� si��. Nale�a�o si� pos�u�y� magi� w�sko�ci: naprawd� cieniutkie ostrze przy odpowiednio silnym nacisku przetnie najtwardszy materia�.
Litery na ogniwach si� zmieni�y. Teraz m�wi�y: OOOOOOJ!! Ale nie �agodzi�a nacisku i w ko�cu przeci�a �a�cuch.
Wtedy przesz�a do drugiego ogniwa. Pr�bowa�o si� odsun��, ale og�uszy�a je silnym �upni�ciem. Przypomnia�a sobie rad� - wal w ��cza. Zacz�a zaciska� szczypce. PO�A�UJESZ TEGO! - ostrzeg�y litery. - BIADA TEMU, CO PRZERYWA �A�CUCH!
Z��czka pu�ci�a i �a�cuch si� rozpad�. Droga by�a wolna.
- A co to?
Biadamika podskoczy�a. Tkwi�a przed ni� chmura ze straszliw� szop� w�os�w na czubku.
- Nic ciekawego - odpar�a. - A co ty masz na g�owie?
- M�j Piekielny Tupet, rzecz jasna. Znalaz�am go podczas jednej z moich podr�y do... niewa�ne. Widzia�am, co zrobi�a�; przerwa�a� �a�cuch. Lepiej i ty za�� jakie� ochronne nakrycie g�owy, zanim �a�cuch si� zbierze w sobie i spu�ci na ciebie, co najgorsze.
- Jaki tupet? - dopytywa�o si� z zaciekawieniem dziecko.
Chmura raz-dwa zmieni�a nazw�.
- Diabelny Tupet. Na pewno tak powiedzia�am.
- Lepiej st�d odejd�my - rzek�a Biadamika, wiedz�c, �e zepchn�a Helen do defensywy; dop�ki pozostanie w postaci dziecka, tamta demonica b�dzie w niekorzystnej sytuacji; to by�o wspania�e!
Dosiad�a Osiem Numerk�w i zn�w pogalopowali. Obejrza�a si� i zobaczy�a, �e �a�cuch gniewnie si� wije, ale nie m�g� ich dogoni�. Przerwa�a �a�cuch i uciek�a mu. To jej da�o demoniczn� satysfakcj�.
Min�y tkwi�c� nad rzek� du�� rozszczepnic�, otoczon� drzewami elektrycznymi. Ogromnie zaaferowana wywleka�a z rzeki zmroczki i nuklearne ryby i zasila�a nimi drzewa. Niekt�re z drzew si�ga�y a� na drog�, wi�c Biadamika zwolni�a. Dudni�a w nich moc i to ma�� troch� niepokoi�o - czy to wiadomo, co zrobi�?
Dojrza�a truchtaj�c� pod drzewami wielk�, pude�kowat�, t�ust� istot�. Chcia�a j� omin��, ale stw�r zagrodzi� jej drog�.
- Jeste� za ma�a, dziecinko, �eby jecha� na takim du�ym koniu rozleg�o si� z monstrualnej, pe�nej ko�kowatych z�bisk paszczy istoty. - Lepiej wracaj do domu.
- A czemu ty sama nie wracasz do domu? - zapyta�a zuchwale Biadamika, bo w tej istocie by�o co�, co si� jej nie bardzo spodoba�o.
- Bo nigdy nie korzystam z w�asnych rad. Jestem hipo-kra-krytos. M�wi� innym, jak maj� �y�, ale �adn� z tych rad si� nie kieruj� we w�asnym �yciu.
To usprawiedliwi�o jej niech��. Chcia�a si� znale�� daleko od tej istoty, lecz ona dalej zagradza�a jej drog�. Wtem dojrza�a jakie� kicaj�ce mniejsze zwierz�. Mia�o d�ugie �apy i by�o bardzo futrzaste. Rozpozna�a zaj�ca. By�y ogromnie popularne w�r�d �ysych. Wyd�u�y�a jedno rami� i pochwyci�a zwierzaka. Po�o�y�a go sobie na g�owie, co zupe�nie odmieni�o jej wygl�d. Sprawi�o, �e przypomina�a ma�ego kud�atego trolla.
Hipo-kra-krytos akurat si� rozgl�da� doko�a. Potem zn�w na ni� spojrza� i os�upia�.
- A c� si� sta�o z t� niewinn� ma�� dziewuszk�, kt�r� poucza�em?
- A sk�d mam wiedzie�? Nie jestem niewinna.
Hipo, niezadowolony, odcz�apa�, wypatruj�c dziewczynki, bo zawsze �atwiej m�wi� dzieciakom, co maj� robi�, ni� trollom. Biadamika mog�a jecha� dalej.
Po baaardzo d�ugiej podr�y dotar�y do wielkiej, zielonej g�ry. Wznosi�a si� nad r�wnin� fasetkowatymi stromiznami, kt�re b�yszcza�y i migota�y.
- Oto i ona - oznajmi�a Helen. - Qaf. Wdrap si� na szczyt i tam ju� b�dzie Simiurg. Ja swoje zrobi�am i znikam.
Chmura rozwia�a si� z niemi�ym ha�asem.
Biadamika zsiad�a z konia. Podesz�a do g�ry, �eby si� z bliska przyjrze� jej powierzchni. Naprawd� wygl�da�a na czystej wody szmaragd. G�ra by�a olbrzymim klejnotem.
Zza chmury wysz�o s�o�ce