7611
Szczegóły |
Tytuł |
7611 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7611 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7611 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7611 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Intymno��
autor:
Jean-Paul Sartre
Rozdzia� I
Lulu spa�a nago, bo lubi�a ociera� si� o prze�cierad�a, a tak�e
dlatego, �e pranie du�o kosztuje. Z pocz�tku Henryk gor�co protestowa�:
kto to widzia�, k�a�� si� nago do ��ka, to nie wypada, to brudne. W
ko�cu jednak poszed� za przyk�adem �ony, ale u niego by�o to tylko
przejawem niedbalstwa; przy ludziach by� zawsze sztywny jak ko�ek, taki
mia� spos�b bycia (podziwia� Szwajcar�w, a w szczeg�lno�ci mieszka�c�w
Genewy, uwa�a� ich maniery za wielkopa�skie, bo drewniane), ale
zaniedbywa� si� cz�sto w drobnostkach, na przyk�ad nie by� specjalnie
uwa�aj�cy na punkcie czysto�ci, za rzadko zmienia� kalesony; gdy Lulu
wrzuca�a je do brud�w, stwierdza�a, �e by�y ��te w kroku od zbyt d�ugiego
noszenia. Co do niej, nie mo�na powiedzie�, Lulu nie by�a �adn�
maniaczk� na punkcie czysto�ci: przeciwnie, uwa�a�a, �e brud nadaje
czasem pozor�w intymno�ci, tworzy na ciele czu�e zatoki; w zgi�ciu �okcia,
na przyk�ad; Lulu nie lubi�a Anglik�w, ich bezosobowych cia� bez �adnego
zapachu. Ale nie znosi�a tego zaniedbywania si� u m�a, bo u niego
wyp�ywa�o to tylko ze zbytniego cackania si� z sob�. Rano, gdy si� budzi�,
pe�en by� czu�o�ci dla samego siebie, g�ow� mia� nape�nion� snami i
�wiat�o dzienne, zimna woda, twarde szczotki wydawa�y mu si� gorzk� i
brutaln� niesprawiedliwo�ci�. Lulu le�a�a na wznak, wielki palec lewej nogi
wsun�a w fa�d� prze�cierad�a; to nie by�a fa�da, tylko p�kni�ty szew.
Zirytowa�a si�: jutro b�d� musia�a to zaszy�; ale porusza�a troch� palcem,
chc�c poczu� p�kaj�ce nici. Henryk jeszcze nie spa�, ale ju� jej nie
przeszkadza�. Nieraz jej m�wi�: gdy tylko zamyka� oczy, czu� si�
natychmiast skr�powany tysi�cem cienkich, ale silnych wi�z�w, nie m�g�
ju� nawet poruszy� ma�ym palcem. Jak wielka mucha, spowita w siatk�
paj�cz�. Lulu lubi�a czu� obok siebie to wielkie uwi�zione cia�o. Gdyby tak
m�g� pozosta� na zawsze, sparali�owany, zajmowa�abym si� nim,
my�abym go jak dziecko, a czasami obraca�abym go na brzuch i sprawia�a
mu lanie, a kiedy indziej, kiedy matka przychodzi�aby go odwiedzi�,
rozkrywa�abym go pod jakim� pozorem, odrzuca�abym prze�cierad�o,
�eby matka mog�a zobaczy� jego nagie cia�o. My�l�, �e pad�aby trupem
na miejscu, pewnie ju� z pi�tna�cie lat nie widzia�a go nago. Lulu
przesun�a lekko r�k� po biodrze Henryka i uszczypn�a go delikatnie w
udo. Henryk mrukn�� co�, ale nie poruszy� si� wcale. Zupe�ny impotent.
Lulu u�miechn�a si�: s�owo "impotent" zawsze przyprawia�o j� o u�miech.
Gdy jeszcze kocha�a Henryka i gdy tak spoczywa� sparali�owany u jej
boku, lubi�a sobie wyobra�a�, �e sp�tali go cierpliwie male�cy ludzie w
rodzaju tych, kt�rych widzia�a na obrazkach, gdy by�a ma�a i czyta�a
Gulliwera. Cz�sto nazywa�a Henryka Gulliwerem i Henrykowi bardzo si� to
podoba�o, bo to by�o angielskie s�owo i Lulu wygl�da�a na wykszta�con�,
chocia� wola�by, �eby wymawia�a "Gulliver", z angielskim akcentem.
Ile� mnie oni zdrowia kosztowali: je�li ju� chcia� koniecznie mie�
wykszta�con� �on�, niechby si� by� o�eni� z Janka Beder�wn�, cycki ma
wprawdzie jak rozdeptane pantofle, ale m�wi biegle pi�cioma j�zykami.
Gdy�my jeszcze je�dzili na niedziel� do Sceaux, to tak si� u niego w
domu nudzi�am, �e bra�am do r�ki pierwsz� z brzegu ksi��k�, i zawsze
kto� podchodzi� popatrze�, co czytam, a jego ma�a siostrzyczka pyta�a
mnie: "Rozumiesz to, Lulu?..." Rzecz w tym, �e on uwa�a, i� nie jestem
do�� dystyngowana. Szwajcarzy, a tak, Szwajcarzy to ludzie dystyngowani,
bo jego siostra wysz�a za Szwajcara, kt�ry zrobi� jej pi�cioro dzieci, a poza
tym imponuj� mu ich g�ry. Ja nie mog� mie� dzieci, tak ju� jestem
zbudowana, ale nie uwa�am znowu, �eby to by�o takie dystyngowane to,
co on robi, kiedy wychodzi ze mn� na spacer; co chwila wchodzi do
pisuaru, a ja czekaj�c na niego musz� ogl�da� wystawy; jak to wygl�da?
A potem wychodzi zapinaj�c spodnie i rozkraczaj�c szeroko nogi jak jaki
staruch.
Lulu wyci�gn�a palec z dziury w prze�cieradle i poruszy�a troch�
nogami; mi�o jej by�o czu� w�asn� sprawno��, gdy tak le�a�a obok tego
mi�kkiego i zniewolonego cia�a. Pos�ysza�a jakie� burczenie: denerwuj�
mnie te odg�osy dobywaj�ce si� z brzucha, nigdy nie wiem, czy to jemu
burczy, czy mnie. Zamkn�a oczy: to p�yny przelewaj� si� w mi�kkich
bia�ych kiszkach, ka�dy ma takie, Rirette ma takie i ja mam takie (nie
lubi� o tym my�le�, mdli mnie). On mnie kocha, ale nie kocha moich
jelit; gdyby mu pokazano moj� �lep� kiszk� w s�oiku, nie pozna�by jej,
bez przerwy mnie ob�apia, ale gdyby mu dano ten s�oik do r�ki, nic by nie
poczu�, nie pomy�la�by "to jej �lepa kiszka"; jak ju� si� kocha, to powinno
si� kocha� wszystko, prze�yk i w�trob�, i jelita. A mo�e nie kocha si� ich
po prostu dlatego, �e to nie jest w zwyczaju; gdyby si� widzia�o te cz�ci
cia�a tak, jak si� widzi r�ce, ramiona i twarz, mo�e by si� je te� kocha�o;
ja my�l�, �e rozgwiazdy lepiej si� musz� kocha� ni� ludzie, k�ad� si� na
pla�y w s�o�cu i wysuwaj� �o��dek na wierzch, �eby si� przewietrzy�, i
ka�dy go mo�e zobaczy�; ciekawa te� jestem, kt�r�dy by�my wystawiali
sw�j �o��dek, przez p�pek, czy jak? Zamkn�a oczy i niebieskie tarcze
zacz�y wirowa� jak wczoraj w weso�ym miasteczku, rzuca�am w nie
gumowymi strza�kami i po kolei zapala�y si� r�ne litery, tworzy�y razem
nazwy miast, on mi nie da� wypisa� ca�ego DIJON z t� swoj� mani�
przylepiania si� do mnie z ty�u, nie znosz�, jak kto� mnie z ty�u dotyka,
chcia�abym w og�le nie mie� plec�w, nie lubi�, jak mnie rusza kto�, kogo
nie widz�, on si� podnieca, a ja nie widz� nawet jego r�k, czuj�, jak mi
�a�� po ca�ym ciele, nigdy nie mo�na przewidzie�, gdzie zaw�druj�, on ci�
wprost zjada wzrokiem, a ty go w og�le nie widzisz, on to strasznie lubi;
Henrykowi nigdy by to na my�l nawet nie przysz�o, a ten bez przerwy tylko
kombinuje, jak si� znale�� za moimi plecami, i jestem pewna, �e on
naumy�lnie maca mnie po ty�ku, bo wie, �e si� wstydz�, a to jego
podnieca, �e ja si� wstydz�, ale dosy� ju�, nie chc� o nim wi�cej my�le�
(ba�a si�), chc� my�le� o Rirette. My�la�a o Rirette co wieczora o tej samej
godzinie, wtedy gdy Henryk zaczyna� mrucze� i j�cze� przez sen.
Ale nie posz�o jej wcale tak �atwo, tamten chcia� si� jej ukaza�, nawet
ujrza�a w pewnej chwili czarn�, sk��bion� czupryn� i pomy�la�a, �e to ju�, i
wstrz�sn�a si�, bo nigdy nie wiadomo, co ci si� uka�e, je�li twarz, to
jeszcze dobrze, mo�na wytrzyma�, ale by�o i tak, �e przez ca�� noc nie
zmru�y�a oka, bo jakie� �wi�skie wspomnienia wyp�ywa�y na powierzchni�;
to straszne zna� ca�e cia�o m�czyzny, a zw�aszcza to. Z Henrykiem jest
inaczej, mog� go sobie wyobrazi� od st�p do g��w, rozczula mnie, bo jest
taki mi�kki, ma ca�e cia�o szare, tylko brzuch r�owy, m�wi zawsze, �e
dobrze zbudowany m�czyzna, jak siedzi, to ma trzy fa�dy na brzuchu; on
ma ich sze��, ale liczy po dwie i tamtych nie chce dostrzec. Z irytacj�
przypomina�a sobie s�owa Rirette: "Lulu, ty nawet nie wiesz, jak wygl�da
pi�kne, m�skie cia�o!" Idiotka. Oczywi�cie, �e wiem, ona my�li o ciele
twardym jak kamie�, z takimi strasznymi musku�ami, nie lubi� tego,
Patterson mia� takie cia�o, a ja si� czu�am mi�kka jak g�siennica, gdy
mnie przyciska� do siebie; za Henryka wysz�am dlatego, �e by� taki
mi�kki, podobny do ksi�dza. Ksi�a s� �agodni jak kobiety, w tych swoich
sutannach, i podobno nosz� po�czochy. Jak mia�am pi�tna�cie lat, cz�sto
ch�tka mnie bra�a podnie�� takiemu ksi�dzu sukni�, zobaczy� jego
kolana i kalesony, dziwne mi si� wydawa�o, �e oni co� tam mog� mie�
mi�dzy nogami; jedn� r�k� podnios�abym sutann�, a drug� bym wsun�a
wysoko mi�dzy nogi, a� tam, gdzie wiecie, nie, �ebym specjalnie lubi�a
kobiety, ale takie m�skie przybory pod sukni� to musz� by� delikatne,
�agodne jak du�y kwiat. Najgorsze jest w�a�ciwie to, �e nie mo�na tego
nigdy wzi�� do r�ki, �eby przynajmniej si� nie rusza�o, ale to zaczyna
zaraz rusza� si� jak zwierz�tko, robi si� takie twarde, ja si� boj�, to takie
brutalne, jak jest twarde i wyprostowane; fuj, mi�o�� to takie straszne
brudy. Kocha�am Henryka, bo jego ptaszek nigdy nie twardnia�, nie
podnosi� g�owy, �mia�am si�, ca�owa�am go czasem, wcale si� go nie
ba�am, by� taki zupe�nie dziecinny; wieczorem bra�am jego pimpusia do
r�ki, on rumieni� si� i odwraca� g�ow� z westchnieniem, ale to si� nie
rusza�o, grzecznie le�a�o w mojej d�oni, ja nie �ciska�am za mocno i
d�ugo�my tak le�eli, a� Henryk wreszcie zasypia�. Wtedy k�ad�am si� na
wznak i my�la�am o ksi�ach, o r�nych czystych rzeczach, o kobietach, i
g�adzi�am si� najpierw po brzuchu, potem ni�ej, ni�ej, i wreszcie
odczuwa�am rozkosz; rozkoszy to mi nikt da� nie potrafi, zawsze musz�
sama.
Czarne, zmierzwione w�osy, takie murzy�skie. I przera�enie w gardle, jak
w�ze�. Ale �cisn�a mocno powieki i w ko�cu ukaza�o jej si� ucho Rirette,
ma�e czerwono-z�ote uszko, kt�re wygl�da�o jak z cukru. Tym razem
widz�c j� Lulu nie ucieszy�a si� tak jak zwykle, bo d�wi�cza� jej
jednocze�nie w uszach g�os Rirette. Jej ostry, precyzyjny g�os, kt�rego
Lulu nie lubi�a. "M u s i s z rzuci� go dla Piotra, moja Lulu, to jedyne
rozwi�zanie." Bardzo lubi� Rirette, ale gra mi ona troch� na nerwach,
kiedy udaje tak� wa�n� i tak si� zach�ystuje swoimi s�owami. Wczoraj
w "La Coupole" Rirette przechyli�a si� nad stolikiem z niby to rozs�dn�, a
w�a�ciwie troch� ob��kan� min�: "Kiedy, zrozum, ty nie mo�esz zosta� z
Henrykiem, skoro go nie kochasz, to by�aby zbrodnia." Nie przepuszcza
�adnej okazji, �eby si� o nim �le wyrazi�, uwa�am, �e to nie�adnie z jej
strony, zawsze by� dla niej ujmuj�co grzeczny; nie kocham go ju�, to
prawda, ale co ona si� do mnie wtr�ca; jej si� wszystko wydaje proste i
�atwe: albo si� kocha, albo si� nie kocha; a ja wcale nie jestem taka
prosta. Przede wszystkim przyzwyczai�am si� ju� do tego mieszkania, a
poza tym lubi� go, to m�j m��. Mia�am ochot� j� uderzy�; cz�sto mam
ochot� sprawi� jej b�l, bo ona jest taka t�usta. "To by�aby zbrodnia."
Podnios�a r�k�, zobaczy�am jej pach�, wol�, kiedy ma sukni� z
ods�oni�tymi ramionami. Pacha si� rozwar�a niby g�ba i Lulu dostrzeg�a
fioletowe, lekko pomarszczone cia�o, pokryte kr�conym uw�osieniem;
Piotr nazywa j� "pulchn� Minerw�", ona bardzo tego nie lubi. Lulu
u�miecha si�, bo przypomnia�a sobie, �e jej braciszek, Robert, spyta� j�
kiedy�, kiedy sta�a w kombinacji: "Czemu ty masz w�osy pod pach�?", a
ona mu odpowiedzia�a: "To taka choroba". Lubi�a si� ubiera� przy
Robercie, bo robi� zawsze jakie� zabawne, g�upie uwagi, nie wiadomo
sk�d mu to do g�owy przychodzi�o. I dotyka� wszystkich jej rzeczy, sk�ada�
r�wniutko jej sukienki, ma takie zgrabne r�ce, b�dzie kiedy� wielkim
krawcem. To przemi�y zaw�d, b�d� projektowa�a dla niego materia�y. To
dziwne, �e ch�opak chce by� krawcem; wydaje mi si�, �e gdybym by�a
ch�opcem, chcia�abym by� podr�nikiem albo aktorem, ale nie krawcem;
ale zawsze by� taki rozmarzony, ma�om�wny, pogr��ony w swoich
w�asnych my�lach; ja chcia�am by� siostr� mi�osierdzia i chodzi� po
kwe�cie w pi�knych dzielnicach. Czuj�, �e oczy mam takie �agodne, takie
�agodne jak cia�o, zaraz zasn�. Moja �adna, blada twarzyczka wygl�da�aby
bardzo dystyngowanie pod kornetem. Wchodzi�abym do ciemnych
przedpokoj�w. Ale s�u��ca od razu zapala�aby �wiat�o: wtedy wynurza�yby
si� z cienia rodzinne obrazy, przedmioty kute z br�zu na konsolkach. I
wieszaki. Przychodzi�aby pani z notesikiem i z banknotem
pi��dziesi�ciofrankowym w r�ku: "To dla siostry". "Dzi�kuj� niech pani�
B�g b�ogos�awi. Do widzenia." Ale ja nie by�abym prawdziw� siostr�.
Czasami w autobusie strzeli�abym do jakiego� faceta oko, on by zrazu
zd�bia�, a potem by poszed� za mn�, usi�owa� mnie zaczepi�, a ja bym go
odda�a w r�ce policji. Pieni�dze z kwesty chowa�abym dla siebie. Co bym
za nie kupowa�a? PRZECIW�RODKI. To idiotyczne. Oczy mi mi�kn�, to
przyjemne, jakby je wymoczono w wodzie, i ca�e moje cia�o czuje si�
wygodnie. �liczna zielona tiara, ze szmaragdami i �wiec�cymi lapis lazuli.
Tiara zacz�a si� powoli obraca�, obraca� i sta�a si� nagle ohydn� wo�ow�
g�ow�, ale Lulu nic si� nie ba�a, powiedzia�a: "Odwa�nik. Ptaki Cantalu.
Baczno��." Wielka czerwona rzeka p�yn�a powoli po�r�d wyschni�tych ��k.
Lulu pomy�la�a o swojej maszynce do mi�sa, potem o brylantynie.
"To by�aby zbrodnia!" Wstrz�sn�a si� i poderwa�a si� na ��ku, z
twardym, z�ym wzrokiem. Jak oni mnie m�cz�, czy sobie w og�le nie
zdaj� z tego sprawy? Ja wiem, �e Rirette robi to z dobrego serca, ale ona,
zawsze taka rozs�dna, mog�aby przecie� zrozumie�, �e ja si� te� musz�
zastanowi�. Powiedzia� mi: "Pojedziesz ze mn�!" patrz�c na mnie
roz�arzonymi oczyma. "Pojedziesz ze mn� do mojego domu, chc�, �eby�
by�a ca�a moja." Nienawidz� jego oczu, kiedy usi�uje udawa� hipnotyzera,
mi�tosi� moje rami�; jak widz� te jego p�on�ce oczy, to mi si� od razu
przypominaj� jego w�osy na piersiach. Pojedziesz, chc�, �eby� by�a ca�a
moja; jak w og�le mo�na m�wi� do kogo� takie rzeczy? Co to ja jestem,
pies?
Kiedy usiad�am, u�miechn�am si� do niego, przypudrowa�am si� dla
niego na nowo i podmalowa�am sobie oczy, bo on to lubi, ale niczego nie
zauwa�y�, nie patrzy na moj� twarz, patrzy na piersi, tak bym chcia�a,
�eby mi usch�y w staniku, jemu na z�o��, a przecie� nie mam du�ego
biustu, nawet jest mo�e troch� za szczup�y. Pojedziesz ze mn� do mojej
willi w Nicei. Powiedzia�, �e jest ca�a bia�a, ma marmurowe schody, kt�re
wychodz� prosto na morze, i �e b�dziemy ca�y dzie� chodzi� nago, to
musi by� �mieszne, wchodzi� po schodach nago; ka�� mu i�� przede
mn�, �eby si� nie patrzy� na mnie, inaczej nie mog�abym nawet nogi
unie��, sta�abym nieruchoma, �ycz�c mu z ca�ego serca, �eby o�lep�;
zreszt� pod tym wzgl�dem nie b�d� odczuwa�a wielkiej r�nicy: w jego
obecno�ci zawsze mi si� wydaje, �e jestem naga. Uj�� mnie mocno za
ramiona, wygl�da� bardzo z�y i powiedzia�: "Ty przecie� nie mo�esz si�
beze mnie obej��!", a ja si� przestraszy�am i powiedzia�am: "Tak". "Chc�,
�eby� by�a szcz�liwa, b�dziemy je�dzi� na spacery samochodem,
statkiem, pojedziemy do W�och i dam ci wszystko, czego tylko
zapragniesz." Ale jego willa jest prawie zupe�nie nie umeblowana,
b�dziemy musieli spa� na materacach, na ziemi. Chce, �ebym spa�a w
jego ramionach, b�d� czu�a bez przerwy jego zapach, nawet przyjemna ta
jego pier�, taka ciemna i szeroka, ale tyle na niej w�os�w, chcia�abym,
�eby m�czy�ni nie byli tacy strasznie ow�osieni; jego w�osy s� czarne i
puszyste jak mech, czasami g�adz� go po tych kud�ach, a czasami si�
nimi brzydz�, odsuwam si�, jak mog� najdalej od niego, ale on mnie
przygarnia mocno do siebie. Wi�c na pewno zechce, �ebym spa�a w jego
ramionach, b�dzie mnie �ciska� w swoich ramionach i b�d� czu�a jego
mocny zapach; a w nocy b�dziemy s�yszeli szum morza i je�li jemu si�
nagle zachce w �rodku nocy, to got�w .mnie obudzi�: nigdy nie b�d�
mog�a zasn�� spokojnie, chyba �e b�d� w�a�nie nie tego, bo wtedy, mam
nadziej�, da mi �wi�ty spok�j, i to zreszt� nie wiadomo, bo s� podobno
m�czy�ni, kt�rzy lubi�, jak kobiety s� niedysponowane, i potem maj�
krew na brzuchu, cudz� krew na brzuchu, i na pewno brudz�
prze�cierad�a, wszystko, fuj, co za ohyda, �eby tak mog�o nie by� tego
cia�a!
Lulu otworzy�a oczy, �wiat�o z ulicy zabarwi�o firanki na czerwono, w
lustrze odbija� si� czerwony poblask; Lulu lubi�a to kolorowe o�wietlenie,
na oknie fotel odbija� si� jak chi�ski cie�. Na por�czy fotela Henryk z�o�y�
spodnie, szelki zwisa�y jako� niepotrzebnie w powietrzu. Musz� mu kupi�
nowe szelki. Ach! ja nie chc�, ja nie chc� odchodzi�. B�dzie mnie ca�owa�
ca�y dzie�, b�d� jego, b�d� mu dawa� rozkosz, on b�dzie na mnie
patrzy� i my�la�: ,,Ona mi daje rozkosz, dotyka�em jej tu i tu, mog�
zacz�� na nowo, kiedy tylko mi przyjdzie ochota." W Port-Royal. Lulu
zacz�a kopa� prze�cierad�a, nienawidzi�a Piotra, kiedy sobie
przypomina�a, co si� zdarzy�o w Port-Royal. Ukry�a si� za krzaczkami,
my�la�a, �e zosta� w aucie i ogl�da map�, i nagle go zobaczy�a, wysiad� z
samochodu i na palcach zbli�y� si� do niej, podgl�da� j�. Lulu kopn�a
Henryka; teraz zn�w ten si� obudzi. Ale Henryk wyda� tylko
g�o�ne: "Homff" i nie przebudzi� si�. Tak bym chcia�a pozna�
przystojnego ch�opca, czystego jak panienka, i wcale by�my si� nie
dotykali, i spacerowaliby�my brzegiem morza trzymaj�c si� za r�ce, a w
nocy spaliby�my w osobnych ��kach i w og�le byliby�my jak brat i
siostra, i przegadywaliby�my noce do rana. Albo te� chcia�abym �y� z
Rirette, to takie mi�e, dwie kochaj�ce si� kobiet9y; ona ma ramiona takie
t�u�ciutkie, g�adkie; by�am bardzo nieszcz�liwa, kiedy ona kocha�a si�
we Fresnelu, ale podnieca�a mnie my�l o tym, �e on j� pie�ci, �e
przesuwa jej powoli r�ce po ramionach i biodrach, a ona st�ka cicho.
Zastanawiam si�, jak te� wygl�da jej twarz, kiedy tak le�y naga pod
m�czyzn� i kiedy czuje jego r�ce po ca�ym swoim ciele. Nie dotkn�abym
si� jej za �adne skarby �wiata, nie wiedzia�abym, co z ni� mam robi�,
nawet gdyby ona chcia�a, gdyby mi powiedzia�a: "Chod�, zgadzam si�",
nie potrafi�abym, ale gdybym mog�a by� niewidzialna, chcia�abym by� przy
tym, jak to robi, i widzie� jej twarz (na pewno wtedy na Minerw� nie
wygl�da), i pie�ci� lekk� d�oni� jej rozwarte, r�owe kolana, i s�ysze�, jak
wzdycha i j�czy. Lulu za�mia�a si� kr�tko, przez �ci�ni�te gard�o: jakie to
my�li przychodz� cz�owiekowi do g�owy! Kiedy� wymy�li�a, �e Piotr chce
zgwa�ci� Rirette. Dla zabawy przytrzymywa�am j�, obejmowa�am mocno
r�kami. A wczoraj. Siedzia�y�my obie u Rirette na tapczanie, przytulone
do siebie, Rirette mia�a takie pa�aj�ce policzki i zaciska�a nogi, ale
nice�my nie m�wi�y, my nigdy nic nie powiemy. Henryk zacz�� chrapa� i
Lulu zagwizda�a cicho, parokrotnie. Ja tu si� m�cz�, nie mog� spa�,
przewracam si� z jednego boku na drugi, a ten sobie chrapie w najlepsze,
b�cwa�. Gdyby przynajmniej wzi�� mnie w ramiona, gdyby mnie zacz��
prosi�, b�aga�, gdyby mi powiedzia�: "Lulu, ty jeste� dla mnie wszystkim,
Lulu, kocham ci�, nie odchod�!", zrobi�abym to dla niego, zosta�abym,
tak, zosta�abym z nim na ca�e �ycie, �eby mu nie robi� przykro�ci.
Rozdzia� II
Rirette usiad�a na tarasie "D�me" i zam�wi�a porto. Czu�a si�
zm�czona i z�a na Lulu:
"...porto tutaj zawsze czu� troch� korkiem, Lulu to nic nie obchodzi, bo
ona pije kaw�, ale przecie� nie mo�na pi� kawy wtedy, kiedy pora na
aperitif; tutaj oni wszyscy ��opi� kaw� przez ca�y dzie�, czarn� albo z
mlekiem, bo nie maj� grosza przy duszy; jakie to niezdrowe, ja bym nie
wytrzyma�a, ca�y sklep bym wyrzuci�a klientom na g�ow�, ale ci tutaj nie
musz� na siebie uwa�a�. Nie rozumiem, dlaczego ona si� zawsze musi ze
mn� umawia� na Montparnasse, w ko�cu jej by by�o r�wnie wygodnie
w "Cafe de la Paix" albo w "Pam-Pamie", dla mnie du�o bli�ej; trudno
sobie wyobrazi�, z jak� przykro�ci� ogl�dam zawsze te twarze; jak tylko
mam woln� chwil�, to musz� tu przyje�d�a�, jeszcze na tarasie to mo�na
wytrzyma�, ale w �rodku �mierdzi brudn� bielizn�, nie znosz�
wykoleje�c�w. I nawet na tarasie nieswojo, bo jestem do�� schludna i w
og�le na siebie uwa�aj�ca, przechodnie musz� si� dziwi� widz�c mnie
w�r�d tych m�czyzn, kt�rzy nigdy si� nie gol�, i kobiet, kt�re wygl�daj�
na nie wiadomo co. Zastanawiaj� si� pewnie: "Co ona tu robi?" Wiem, �e
w lecie przychodz� tu bogate Amerykanki, ale teraz podobno zatrzymuj�
si� w Anglii, nic dziwnego, jak mamy taki rz�d, dlatego tak �le teraz id�
interesy, szczeg�lnie, je�li idzie o bran�e artyku��w luksusowych;
sprzeda�am w tym miesi�cu po�ow� tego, co w ubieg�ym roku w tym
samym okresie, i zastanawiam si�, co robi� inne, bo jestem przecie�
najlepsz� ekspedientk�, pani Dubech sama powiedzia�a; swoj� drog�
szkoda mi ma�ej Yonnel, ona nie umie sprzedawa�, pewnie nie wyrobi�a
ani grosza powy�ej zasadniczego uposa�enia w tym miesi�cu; a jak si�
cz�owiek wysta� ca�y bo�y dzie� na nogach, to chcia�oby si� troch�
wytchn�� w jakim� przyjemnym lokalu, w eleganckim artystycznym
wn�trzu, z uprzejm� obs�ug�, chcia�oby si� zamkn�� oczy i wypocz��
troch�, muzyczki te� by si� pos�ucha�o, to by wcale tak znowu nie
obci��y�o bud�etu, �eby p�j�� od czasu do czasu na dansing
do "Ambassadeurs"; a tutaj kelnerzy s� tacy strasznie nieuprzejmi, wida�,
�e maj� do czynienia z ho�ot�, tylko ten brunecik, co mnie obs�uguje,
mi�y taki; wydaje mi si�, �e Lulu dobrze si� czuje w takim towarzystwie jak
tu, ona ba�aby si� chyba pokaza� w jakim� przyzwoitszym lokalu, ona jest
w�a�ciwie bardzo niepewna siebie, czuje si� bardzo za�enowana, gdy tylko
widzi dobrze wychowanego m�czyzn�, nie lubi�a dlatego Ludwika; no,
tutaj, to my�l�, �e dobrze si� czuje, niekt�rzy m�czy�ni s� nawet bez
ko�nierzyk�w, obnosz� t� swoj� n�dz� i te swoje fajki i jak popatrz� na
ciebie, nawet nic nie udaj�, od razu wida�, �e nie maj� pieni�dzy na
kobiety, chocia� nie brak ich w tej dzielnicy, a� obrzydliwo�� bierze; patrz�
si� na ciebie, jakby ci� chcieli zje��, i nawet nie potrafi� ci �adnie
powiedzie�, �e maj� na ciebie ochot�, tak jako� to wykr�ci�, �eby ci by�o
przyjemnie." Podszed� kelner:
- Doda� wody do porto?
- Nie, dzi�kuj�.
Powiedzia� jeszcze, z min� wielce uprzejm�:
- Jaka �liczna pogoda, prawda?
- Najwy�szy czas - odpar�a Rirette.
- Prawda, zdawa�o si�, �e ta zima nigdy si� ju� nie sko�czy.
Odszed�, a Rirette �ledzi�a go spojrzeniem. "Lubi� tego kelnera -
pomy�la�a - umie si� znale��, nie spoufala si�, ale zawsze potrafi si�
zdoby� na jakie� mile s��wko, okaza� uprzejme zainteresowanie."
Jaki� m�ody zgarbiony m�czyzna popatrzy� na ni� uporczywie;
Rirette wzruszy�a ramionami i odwr�ci�a si�: "Jak si� chce podwala� do
kobiety, to trzeba przynajmniej w�o�y� czyst� bielizn�. Tak mu odpowiem,
je�li mnie zaczepi. Zastanawiam si�, dlaczego ona go nie rzuca. Nie chce
robi� Henrykowi przykro�ci, bardzo to zabawne, ale przecie� ona nie ma
prawa marnowa� sobie �ycia dla impotenta." Rirette fizycznie nie znosi�a
impotent�w. "Powinna odej��, postanowi�a, od tego zale�y jej szcz�cie,
powiem jej, �e nie wolno igra� z w�asnym szcz�ciem. "Lulu, nie masz
prawa igra� z w�asnym szcz�ciem." Nic jej nie powiem, koniec, sto razy jej
m�wi�am, czy to o moje szcz�cie chodzi ostatecznie?" Rirette poczu�a
pustk� w g�owie, bo by�a bardzo zm�czona, patrzy�a na klej�ce si� w
kieliszku porto, taki rozpuszczony karmelek, i jaki� g�os powtarza� jej do
ucha: "Szcz�cie, szcz�cie", i by�o to pi�kne, wzruszaj�ce i powa�ne
s�owo, i my�la�a, �e gdyby zapytano j� o zdanie w wielkim konkursie,
rozpisanym przez "Paris-Soir", o�wiadczy�aby, �e jest to najpi�kniejsze
s�owo francuskiego j�zyka. "Czy kto� o tym pomy�la�? M�wili: energia,
odwaga, ale bo to wszystko m�czy�ni, nale�a�o zapyta� tak�e kobiety,
tylko kobieta mo�e to zrozumie�, powinni byli ustanowi� dwie nagrody,
jedn� dla m�czyzn, i wtedy najpi�kniejszym s�owem by�o by s�owo Honor,
i jedn� dla kobiet, to ja bym wygra�a, powiedzia�abym, �e Szcz�cie.
Powiem jej: "Lulu, nie masz prawa po�wi�ca� swego szcz�cia. Twego
szcz�cia, Lulu, twego Szcz�cia". Mnie osobi�cie Piotr bardzo si� podoba,
przede wszystkim to m�czyzna co si� zowie, poza tym nie jest g�upi, co
jest bardzo wa�ne, ma pieni�dze, b�dzie ko�o niej skaka�. Jest z tych
m�czyzn, kt�rzy umiej� usuwa� drobne �yciowe przykro�ci, kobieta
potrzebuje takiego opiekuna; ja lubi�, jak kto� umie rozkazywa�;
oczywi�cie, tu chodzi o odcie�, ale on umie rozmawia� z lud�mi, odzywa�
si� do kelner�w na przyk�ad; s�uchaj� si� go, dla mnie to si� nazywa
autorytet. Tego w�a�nie mo�e najbardziej brakuje Henrykowi. A poza tym
przemawiaj� za tym i wzgl�dy zdrowotne: jak si� mia�o ojca gru�lika,
trzeba uwa�a�. To bardzo pi�kne, �e jest sobie eteryczna i przezroczysta,
�e nigdy jej si� nie chce ani je��, ani spa�, �e wystarczy jej cztery godziny
snu na dob� i mo�e ca�y dzie� lata� po mie�cie pr�buj�c gdzie� utka� te
swoje projekty materia��w, ale przecie� to szale�stwo, ona musi prowadzi�
jaki� racjonalny tryb �ycia, jada� mo�e i ma�o, ale regularnie i cz�sto. I
c� jej z tego przyjdzie, jak b�dzie musia�a na dziesi�� lat przejecha� si�
do sanatorium?"
Popatrzy�a zafrasowana na zegar uliczny na rogu Montparnasse;
wskazywa� jedenast� dwadzie�cia. "Swoj� drog� nie rozumiem Lulu,
dziwny jaki� ma temperament, nigdy w�a�ciwie nie mog�am si�
dowiedzie�, czy ona lubi m�czyzn, czy si� ich brzydzi; z Piotra powinna
przecie� by� zadowolona, to w ka�dym razie inna klasa ni� ten jej
zesz�oroczny Rabut, Rebut, jak go nazywa�am." Wspomnienie to
roz�mieszy�o j�, ale powstrzyma�a u�miech, bo ten chudy m�ody cz�owiek
wci�� si� w ni� wpatrywa�; odwracaj�c znienacka g�ow� napotka�a jego
spojrzenie. Rabut mia� ca�� twarz w w�grach, a Lulu lubi�a mu je wyciska�
palcami. "To wstr�tne, ale to przecie� nie jej wina, ta biedna Lulu w og�le
nie wie, jak wygl�da szanuj�cy si� m�czyzna, ja uwielbiam zadbanych
m�czyzn, przede wszystkim maj� takie �adne rzeczy, ich koszule, buty,
b�yszcz�ce krawaty, troch� to szorstkie, co prawda, ale z drugiej strony
takie mi�kkie, takie silne, �agodnie silne, tak samo jak ten zapach
angielskiego tytoniu i wody kolo�skiej, i ich sk�ra, gdy s� dobrze ogoleni,
to nie tak... to nie tak jak sk�ra kobieca, powiedzia�by�, �e to kurdyban,
ich twarde ramiona zaciskaj� si� na tobie, k�adziesz im g�ow� na piersi,
czujesz ich mocny, a zarazem delikatny, wytworny zapach, szepc� ci czu�e
s��wka do ucha; maj� takie �adne rzeczy, twarde du�e buty na s�oninie,
szepc� ci do ucha: "Moje kochanie, moje ty s�odkie kochanie" i czujesz,
�e mdlejesz ze szcz�cia". Rirette pomy�la�a o Ludwiku, kt�ry rzuci� j�
zesz�ego roku, i serce jej si� �cisn�o: "Taki dbaj�cy o siebie m�czyzna
to ma swoje nawyki, przyzwyczajenia, sygnet, z�ot� papiero�nic�, swoje
manie te�... ale taki to potrafi by� czasami bezwzgl�dny, z�y, co�
okropnego, s� jeszcze gorsi ni� kobiety. Najlepszy toby by� taki
czterdziestoletni m�czyzna, wytworny, dbaj�cy bardzo o siebie, z
siwiej�cymi skroniami, suchy, ale barczysty, uprawiaj�cy sporty, kt�ry by
zna� �ycie i by� dobry, sam wiele wycierpiawszy. Lulu to jeszcze dziecko,
ona ma szcz�cie, �e ma tak� przyjaci�k� jak ja, bo Piotr zaczyna mie�
tego dosy�, inna toby skorzysta�a, a ja mu tymczasem zawsze m�wi�,
�eby by� cierpliwy, a jak zaczyna si� do mnie czuli�, to udaj�, �e nie
zwracam na to uwagi, zaczynam m�wi� o Lulu i zawsze co� o niej
przyjemnego powiem, ale ona nie zas�uguje na to, nie zdaje sobie
sprawy, �ycz� jej, �eby tak sobie po�y�a sama jak ja, odk�d mnie Ludwik
porzuci�, wiedzia�aby, co to znaczy wraca� wieczorem samej do domu, po
ca�ym dniu ci�kiej har�wki, i zastawa� pusty pok�j, kiedy by si� tak
bardzo chcia�o oprze� g�ow� na czyim� ramieniu. Cz�owiek si� wprost
zastanawia, sk�d bierze si�y na to, �eby wsta� nast�pnego dnia rano i i��
znowu do pracy, i by� u�miechni�t� i urocz�, i weso��, i dodawa� innym
otuchy, kiedy samej by si� chcia�o ju� raczej umrze� ni� tak dalej �y�."
Zegar uliczny wydzwoni� wp� do dwunastej. Rirette rozmy�la�a o
szcz�ciu, o niebieskim ptaku, o ptaku szcz�cia, o buntowniczym ptaku
mi�o�ci. Wstrz�sn�a si�: "Lulu zn�w si� sp�ni�a o p� godziny, jak
zwykle. Ona nigdy nie opu�ci swego m�a, nie ma na to do�� silnej woli.
W�a�ciwie ona nie odchodzi od niego tylko przez szacunek dla
konwenans�w: zdradza go, ale p�ki j� tytu�uj� "pani", to jej si� wydaje,
�e to nie ma �adnego znaczenia. Opowiada o nim najgorsze rzeczy, ale
spr�bujcie jej to powt�rzy� nast�pnego dnia: dostaje wypiek�w na twarzy z
w�ciek�o�ci. Zrobi�am,co mog�am, powiedzia�am jej wszystko, co mia�am
na ten temat do powiedzenia, trudno, sama sobie b�dzie winna".
Taks�wka stan�a przed kawiarni� i wysiad�a z niej Lulu. Taszczy�a
olbrzymi� waliz� i twarz mia�a jak�� dziwnie uroczyst�.
- Rzuci�am Henryka! - krzykn�a z daleka, jak tylko j� zobaczy�a.
Zbli�y�a si�, schylona pod ci�arem walizki. U�miecha�a si�.
- Jak to, Lulu?... - powiedzia�a zdumiona Rirette. - Zdecydowa�a� si�
naprawd�...?
- Tak - powiedzia�a Lulu - sko�czone, rzuci�am go. Rirette jeszcze nie
mog�a uwierzy�.
- A czy on wie o tym? Powiedzia�a� mu? Oczy Lulu rozb�ys�y gniewem.
- Jeszcze jak!
- No, no, wiesz, podziwiam ci�!
Rirette nie bardzo wiedzia�a, co o tym my�le�, ale w ka�dym razie
domy�li�a si�, �e Lulu �aknie moralnej podpory.
- Jak to dobrze - powiedzia�a -jak to dobrze, �e zdoby�a� si� wreszcie na
odwag�.
Mia�a ochot� dorzuci�: "Widzisz, wcale to nie by�o takie trudne". Ale
powstrzyma�a si�. Lulu pozwala�a si� podziwia�: policzki jej pa�a�y, a oczy
b�yszcza�y gor�czkowo. Usiad�a i postawi�a obok siebie walizk�. Mia�a na
sobie szary we�niany p�aszcz, przepasany sk�rzanym paskiem, a pod nim
��ty pulower z golfowym ko�nierzem. Na g�owie nic nie mia�a. Rirette nie
lubi�a, gdy Lulu lata�a po mie�cie z go�� g�ow�: rozpozna�a w sobie
natychmiast t� mieszanin� rozbawienia i zgorszenia, o jak� zawsze
przyprawia�a j� Lulu. ,,To, co ja w niej tak lubi� - pomy�la�a - to w�a�nie
jej �ywotno��."
- Kr�tko i tre�ciwie - rzek�a Lulu. - Wygarn�am mu wszystko, co mia�am
na w�trobie. W pi�ty mu posz�o.
- Nie mog� w to uwierzy� - odpar�a Rirette. - Ale co ci si� sta�o, moja Lulu
kochana, �e w ciebie taki lew wst�pi�? Wczoraj bym posz�a o zak�ad, �e
nigdy go nie rzucisz.
- To z powodu mojego braciszka. Jeszcze mog� znie��, jak wobec mnie
stroi przem�drza�e miny, ale nie mog� pozwoli�, aby upokarza� moj�
rodzin�.
- Jak to by�o? Opowiedz.
- Gdzie ten kelner? - spyta�a Lulu wierc�c si� niecierpliwie na krze�le. - W
tej dziurze nigdy si� nie mo�na dowo�a� kelnera. Ten ma�y brunet nam
podaje?
- Tak - powiedzia�a Rirette. - Wiesz, mam wra�enie, �e si� we mnie
zakocha�.
- Co ty powiesz? No, to radz� ci uwa�a� na t� wydr� z toalety. On ca�y
czas przesiaduje u niej na dole. Podwala si� do niej, ale ja my�l�, �e to
pretekst, by przypatrywa� si� kobietom wchodz�cym do ubikacji; gdy
wychodz� stamt�d, patrzy im w oczy, a� czerwieniej� ze wstydu. A propos,
zostawi� ciebie na chwileczk�, musz� zadzwoni� do Piotra. Ale si� zdziwi!
Jak podejdzie kelner, zam�w mi kaw� ze �mietank�. Zaraz wracam i
opowiem ci wszystko dok�adnie.
Wsta�a, odesz�a par� krok�w i powr�ci�a do stolika.
- Nawet nie wiesz, jaka jestem szcz�liwa, kochanie!
- Kochana moja - powiedzia�a Rirette �ciskaj�c j� za r�k�.
Lulu odpowiedzia�a kr�tkim u�ciskiem d�oni i lekkim krokiem
przemierzy�a taras. Rirette patrzy�a za ni�. "Nigdy bym nie przypuszcza�a,
�e si� na to zdob�dzie. Jaka ona jest weso�a - pomy�la�a troszk�
zgorszona -jakby rzucanie m�a to by�a najzabawniejsza rzecz na �wiecie.
Gdyby si� mnie s�ucha�a, dawno by ju� to zrobi�a. I tak zreszt� mnie to
zawdzi�cza; w�a�ciwie mam na ni� olbrzymi wp�yw."
Po up�ywie kilku minut Lulu wr�ci�a.
- Piotr a� usiad� z wra�enia - oznajmi�a. - Pyta� mnie o szczeg�y, ale
powiedzia�am, �e szczeg�y p�niej, um�wi�am si� z nim na obiad.
Powiedzia�, �e b�dziemy mogli wyjecha� nawet jutro wieczorem.
- Jaka jestem zadowolona, Lulu. Nie masz poj�cia - powiedzia�a Rirette. -
No, opowiadaj pr�dko. Zdecydowa�a� si� tej nocy?
- Wiesz, nawet nic nie decydowa�am, jako� tak samo si� wszystko
zdecydowa�o. - Zacz�a nerwowo stuka� w stolik. - Prosz� pana! Prosz�
pana! Niemo�liwy ten kelner, prosz� kaw� ze �mietank�!
Rirette by�a lekko zaskoczona: na miejscu Lulu i w podobnych
okoliczno�ciach nie zaprz�ta�aby sobie g�owy kaw� ze �mietank�. Lulu
jest czaruj�ca, ale tak absolutnie niepowa�na i dziecinna, jak ptaszek.
Lulu parskn�a �miechem:
- �eby� widzia�a jego min�!
- Zastanawiam si�, co na to powie twoja mama? - powiedzia�a Rirette
powa�niej�c.
- Mama? B�dzie uszcz�liwiona - odpar�a Lulu z ca�ym przekonaniem. -
Bardzo by� dla niej niegrzeczny, wiesz, mia�a go ju� po dziurki w nosie.
Ci�gle jej wmawia�, �e mnie �le wychowa�a, �e jestem taka i owaka, �e
zna� po mnie to sklepikarskie wychowanie. Wiesz, w du�ej mierze dla niej
w�a�nie to zrobi�am.
- Ale jak do tego dosz�o?
- Henryk da� w twarz Robertowi.
- A co, by� u was Robert?
- Tak, zaszed� dzi� rano, bo mama chce go odda� na praktyk� do
Gompeza. Zdaje si�, �e ci o tym m�wi�am. Wi�c zaszed� do nas dzi�
rano, kiedy siedzieli�my jeszcze przy �niadaniu, i Henryk uderzy� go w
twarz.
- Ale za co? - spyta�a Rirette lekko zniecierpliwionym tonem. Lulu zawsze
tak wszystko opowiada, �e mo�na dosta� kr��ka.
- Co� tam sobie przygadali - odpowiedzia�a mgli�cie Lulu - a ma�y zacz��
si� stawia�. On zawsze si� z nim sprzecza. "Ty stara dupo" - rzuci� mu w
twarz. Bo Henryk powiedzia�, �e Robert jest �le wychowany, on nic innego
nie umie wymy�li�; rycza�am ze �miechu. Wtedy Henryk wsta�, jedli�my
�niadanie w jadalni, i trzepn�� ma�ego w twarz; my�la�am, �e go
zamorduj�!
- I co, wysz�a� wtedy z domu?
- Wysz�am z domu? - spyta�a Lulu. - Dok�d?
- No, my�la�am, �e w tym momencie go rzuci�a�. S�uchaj, moja kochana,
je�li chcesz, �ebym ja co� z tego rozumia�a, to musisz mi opowiada�
sk�adnie i po kolei. Ale czy ty go naprawd� rzuci�a� - doda�a nagle z
podejrzliwo�ci� - przyznaj no si�?
- No jak�e, przecie� od godziny staram ci si� to wyt�umaczy�.
- W porz�dku. Wi�c po kolei: Henryk uderzy� Roberta w twarz, i co
potem?
- Potem? - powiedzia�a Lulu. - Potem zamkn�am go na balkonie, boki
mo�na by�o zrywa�! By� jeszcze w pid�amie, stuka� w szyb�, ale nie m�g�
si� zdecydowa� na wybicie jej, bo sk�py jest jak wesz. Ja na jego miejscu
rozwali�abym drzwi, cho�bym sobie mia�a nawet r�ce pokrwawi�. A potem
przyszli Texierowie. To on zacz�� si� do mnie u�miecha� i kiwa� przez
szyb�, �e to niby taka zabawa.
Przechodzi� kelner, Lulu z�apa�a go za r�kaw.
- No, jest pan wreszcie. Mo�e pan b�dzie �askaw poda� mi jednak t�
kaw�?
Rirette poczu�a si� troch� za�enowana i usi�owa�a porozumiewawczo
u�miechn�� si� do kelnera, ale ten pozosta� chmurny i sk�oni� si� z
przesadn� i nieco szydercz� uprzejmo�ci�. Rirette �achn�a si� w my�li na
Lulu: nigdy nie potrafi zachowa� odpowiedniego tonu w stosunku do
s�u�by i albo nazbyt jest poufa�a, albo taka w�a�nie wymagaj�ca i sucha.
Lulu zacz�a si� �mia�.
- �miej� si�, bo jak sobie przypomn� Henryka w pid�amie na balkonie,
to nie wiem; trz�s� si� z zimna. Wiesz, w jaki spos�b go zamkn�am? Sta�
w g��bi pokoju, Robert p�aka�, a on wyg�asza� jakie� nowe kazanie
umoralniaj�ce. Otworzy�am drzwi na balkon i zawo�a�am: "Popatrz,
Henryk, taks�wka przewr�ci�a kwiaciark�!" Wtedy on podszed� do mnie:
bardzo lubi kwiaciark�, bo powiedzia�a mu, �e jest Szwajcark�, a jemu si�
wydaje, �e jest w nim zakochana. "Gdzie, gdzie?" - powtarza�. A ja,
cichutko, myk do pokoju i zatrzasn�am drzwi. Krzykn�am przez
szyb�: "B�dziesz mia� teraz nauczk� za to, �e pastwisz si� nad
dzieckiem." Trzyma�am go przesz�o godzin� na balkonie, wy�upia� na
mnie oczy, by� wprost siny ze z�o�ci. A ja pokazywa�am mu co chwila j�zyk
i dawa�am Robertowi cukierki; potem przynios�am do jadalni swoje rzeczy
i zacz�am si� ubiera� przy Robercie, bo wiem, �e Henryk tego nie znosi.
Robert ca�owa� mnie po ramionach i po szyi jak ma�y m�czyzna, on jest
taki milutki; zachowywali�my si�, zupe�nie jakby Henryka nie by�o. Z tego
wszystkiego zapomnia�am si� nawet umy�.
- A tamten tymczasem sta� na balkonie. Nie, to przeko-miczne! -
zawo�a�a Rirette zanosz�c si� od �miechu. Lulu przesta�a si� �mia�.
- Boj� si�, czy nie zazi�bi� si� naprawd� - powiedzia�a bardzo powa�nie -
cz�owiek w gniewie nie ma czasu si� zastanawia� nad takimi rzeczami. - I
ci�gn�a dalej, zn�w rozbawiona i weso�a: - Grozi� tylko pi�ci� i ca�y czas
co� wykrzykiwa�, ale ja po�owy z tego nie rozumia�am. Potem Robert
wyszed� i zaraz zadzwonili Texierowie, wpu�ci�am ich do mieszkania. Jak
ich zobaczy�, zacz�� si� za�miewa� na balkonie, rozp�ywa� si� w uk�onach,
a ja m�wi�am: "Sp�jrzcie na mojego m�a, czy nie wygl�da jak ryba w
akwarium, m�j m�unio kochany?" Texierowie sk�adali mu przez szyb�
uk�ony, troszk� byli zaszokowani, ale oni nigdy nic po sobie nie poka��.
- Ju� to widz�! - �mia�a si� Rirette. - Cha, cha, cha! Tw�j m�� na
balkonie, a Texierowie w jadalni! - Powt�rzy�a kilkakrotnie:,, Tw�j m�� na
balkonie, a Texierowie w jadalni..." Chcia�aby znale�� jakie� zabawne i
malownicze s�owa, aby u�wiadomi� Lulu ca�y komizm tej sytuacji,
wydawa�o jej si�, �e Lulu ma niedostateczne poczucie humoru. Ale s�owa
jako� nie przychodzi�y.
- Otworzy�am drzwi - powiedzia�a Lulu - i wpu�ci�am Henryka. Poca�owa�
mnie przy s�siadach i nazwa� ma�a �ajdaczk�. "A to ma�a �ajdaczka -
m�wi� - taki mi kawa� zrobi�a." Ja si� u�miecha�am i Texierowie uprzejmie
si� u�miechali, wszyscy si� u�miechali. Ale jak tylko oni wyszli, uderzy�
mnie pi�ci� w ucho. Wi�c z�apa�am szczotk� do w�os�w i z ca�ej si�y
rzuci�am j� w niego: rozci�am mu warg�.
- Moja ty biedna - powiedzia�a Rirette z czu�o�ci�.
Ale Lulu jednym gestem r�ki odrzuci�a wsp�czucie. Siedzia�a teraz
wyprostowana, potrz�sn�a gniewnie w�osami, a oczy jej ciska�y
b�yskawice.
- No i wtedy wygarn�am mu wszystko: przemy�am mu usta zwil�onym
r�cznikiem i powiedzia�am, �e ju� mam wszystkiego do��, �e go nie
kocham i �e go rzucam. Zacz�� p�aka�, m�wi�, �e si� zabije, je�eli to
zrobi�. Ale ja ju� si� nie dam nabra�: pami�tasz, Rirette, w zesz�ym roku,
jak by�y te draki z Nadreni�, co dzie� by�a ta sama �piewka: "B�dzie
wojna, Lulu, wezm� mnie do wojska, zgin� na froncie i b�dziesz mnie
�a�owa�, b�dzie ci przykro, �e by�a� taka niedobra dla mnie." "Nic si� nie
martw - odpowiada�am - impotent�w bior� najwy�ej do kancelarii."
Musia�am go jednak uspokoi�, bo grozi�, �e zamknie mnie w domu na
klucz, przysi�ga�am mu, �e nie odejd� przed up�ywem co najmniej
miesi�ca. Potem poszed� do biura, mia� zap�akane oczy, plaster na
twarzy, mo�esz mi wierzy�, �e �adnie wygl�da�. Posprz�ta�am w
mieszkaniu, nastawi�am soczewic� na obiad i spakowa�am si�. Zostawi�am
mu w kuchni kartk� na stole.
- Co� napisa�a?
- Napisa�am mu - powiedzia�a z dum� Lulu: - "Soczewica jest w piecyku.
Na�� sobie na talerz i zamknij gaz. W lod�wce jest szynka. Ja mam
wszystkiego do�� i wiej�. Bywaj."
Roze�mia�y si� obydwie g�o�no, a� przechodnie zacz�li si� na nie
ogl�da�. Rirette pomy�la�a, �e �licznie musia�y obydwie wygl�da�, i
po�a�owa�a, �e nie siedz� na tarasie "Yiela" albo "Cafe de la Paix". Kiedy
si� wreszcie uspokoi�y, zamilk�y i Rirette spostrzeg�a, �e nie maj� sobie
w�a�ciwie nic wi�cej do powiedzenia. By�a tym troch� rozczarowana.
- Musz� ju� ucieka� - powiedzia�a Lulu podnosz�c si� z krzes�a -
um�wi�am si� z Piotrem o dwunastej. Co ja zrobi� z t� walizk�?
- Ja si� ju� tym zajm� - powiedzia�a Rirette. - Zostawi� j� w toalecie na
przechowanie. Kiedy si� spotkamy?
- Zajd� do ciebie o drugiej, musz� za�atwi� dzisiaj mas� sprawunk�w,
chcia�abym, �eby� mi pomog�a. Przecie� ani po�owy rzeczy z domu nie
zabra�am, musz� wzi�� od Piotra troch� pieni�dzy.
Lulu posz�a, a Rirette skin�a na kelnera. Czu�a si� powa�na i
smutna za Lulu i za siebie. Kelner pr�dziutko podbieg�. Rirette ju�
zauwa�y�a, �e ilekro� ona go wo�a�a, zjawia� si� natychmiast.
- Pi�� frank�w - powiedzia�. I dorzuci� tonem niby to oboj�tnym: - Bardzo
paniom tu by�o weso�o, a� z do�u s�ycha� by�o �miechy.
"Lulu urazi�a go" - pomy�la�a z rozdra�nieniem Rirette. Powiedzia�a
czerwieni�c si� z lekka:
- Moja przyjaci�ka by�a dzi� troch� zdenerwowana.
- Ona jest naprawd� czaruj�ca - powiedzia� kelner z wielkim
przekonaniem. - Bardzo dzi�kuj�.
Zainkasowa� sze�� frank�w i oddali� si�. Rirette troszk� si� zdziwi�a,
ale wydzwoni�a w�a�nie dwunasta; pomy�la�a, �e Henryk zaraz wr�ci do
domu i znajdzie kartk� od Lulu: my�l ta sprawi�a jej wyra�n� przyjemno��.
- Prosz� to wszystko odes�a� jutro wci�gu dnia do "Hotel du Theatre", przy
ulicy Yandamme - powiedzia�a Lulu do kasjerki z min� wielkiej damy.
Odwr�ci�a si� do przyjaci�ki:
- No, za�atwione, Rirette, idziemy.
- Na jakie nazwisko? - spyta�a kasjerka.
- Pani �ucja Crispin.
Lulu zarzuci�a sobie p�aszcz na r�k� i zacz�a biec; ca�ym p�dem zbieg�a
z wielkich schod�w "Samaritaine". Rirette, usi�uj�ca za ni� nad��y�, par�
razy o ma�o nie upad�a, bo nie patrzy�a pod nogi: fascynowa�a j�
niebiesko-��ta sylwetka ta�cz�ca przed ni�. "To prawda, ona ma takie
jakie� nieprzyzwoite cia�o..." Za ka�dym razem gdy Rirette ogl�da�a swoj�
przyjaci�k� z ty�u b�d� z profilu, uderza�a j� nieprzyzwoito�� budowy jej
cia�a, chocia� nie umia�a sobie tego wyt�umaczy�; odnosi�a po prostu
takie wra�enie. "Jest szczup�a i lekka, ale ma co� nieprzyzwoitego w
sobie, nie mog� tego inaczej sformu�owa�. Mo�e dlatego, �e nosi takie
obcis�e sp�dnice, kt�re dos�ownie oblepiaj� jej p�dupki. Ma ma�y ty�ek,
trzeba to przyzna�, mniejszy od mojego, ale te� bardziej widoczny. Taki
jest okr�glutki, przy smuk�ej linii to jeszcze bardziej widoczne, dobrze
wype�nia sp�dniczk�, jakby go wlano do formy; a poza tym bez ustanku
ta�czy."
Lulu odwr�ci�a si� i u�miechn�y si� do siebie. Rirette my�la�a o
niedyskretnym ciele swej przyjaci�ki z mieszanin� dezaprobaty i
rozczulenia; ma�e stercz�ce piersi, g�adkie zupe�nie ��te cia�o - jak si�
jej dotkn��, guma! - d�ugie uda, wyzywaj�ce cia�o o d�ugich
ko�czynach. "Cia�o Murzynki - pomy�la�a Rirette - wygl�da na Murzynk�
ta�cz�c� rumb�." Blisko drzwi wej�ciowych Rirette napotka�a w lustrze
odbicie swoich pe�nych kszta�t�w: "Ja jestem bardziej wysportowana -
pomy�la�a bior�c Lulu pod r�k� - w ubraniu to ona lepiej ode mnie
wygl�da, ale jestem przekonana, �e nago bij� j� na g�ow�."
Przez chwil� sz�y w milczeniu, po czym Lulu powiedzia�a:
- Piotr by� bardzo dla mnie dobry. I ty te�, Rirette, by�a� taka dobra,
strasznie jestem wdzi�czna wam obojgu...
Powiedzia�a to jakim� nienaturalnym tonem, ale Rirette nie zwr�ci�a
na to uwagi: Lulu nigdy nie umia�a dzi�kowa�, by�a na to za nie�mia�a.
- A cholera! - powiedzia�a Lulu - zapomnia�am, musz� sobie kupi� stanik.
- Tu? - spyta�a Rirette. Przechodzi�y akurat przed sklepem z bielizn�
damsk�.
- Nie. Tylko sobie w�a�nie przypomnia�am. Staniki kupuj� zawsze u
Fischera.
- Na bulwarze Montparnasse? - zawo�a�a Rirette. - Uwa�aj, Lulu - doda�a
nagle powa�niej�c - nie wiem, czy to takie rozs�dne szwenda� si� po
Montparnassie, szczeg�lnie o tej porze: mo�emy spotka� Henryka, a to
by�oby bardzo przykre.
- Henryka? - Lulu wzruszy�a ramionami - nie, niby dlaczego zaraz mamy
na niego wpa��?
Rirette a� pokra�nia�a z rozdra�nienia.
- Zawsze jeste� taka sama, Lulu, jak ci si� co� nie podoba, po prostu i
zwyczajnie nie chcesz o tym my�le�. Masz ochot� i�� do Fischera, wi�c
twierdzisz w najlepsze, �e Henryk nigdy nie przechodzi Montparnassem. A
przecie� wiesz dobrze, �e codziennie o sz�stej tamt�dy przechodzi, sama
mi to powiedzia�a�. Idzie w g�r� ulic� de Rennes i czeka na autobus AE
na rogu bulwaru Raspail.
- Przede wszystkim jeszcze nie ma pi�tej - odpowiedzia�a Lulu - a po
drugie mo�e on wcale nie poszed� do biura: jak przeczyta� moj� kartk�,
to pewnie zosta� w domu.
- Ale�, Lulu - powiedzia�a raptem Rirette - przecie� jest inny Fischer,
wiesz, niedaleko Opery, na ulicy du Quatre Septembre.
- To prawda - oci�ga�a si� Lulu - ale musia�yby�my tam jecha�...
- Ty jeste� jednak nadzwyczajna! Musia�yby�my tam jecha�! Przecie� to o
dwa kroki st�d, o wiele bli�ej ni� Montparnasse.
- Oni maj� gorszy towar.
Rirette, ju� rozbawiona, pomy�la�a, �e przecie� wszystkie sklepy
Fischera sprzedaj� identycznie ten sam towar. Ale jak Lulu si� uprze, nie
ma na ni� sposobu: przecie� Henryk by� osob�, na kt�rej spotkaniu jak
najmniej jej powinno w tej chwili zale�e�, a mia�o si� wra�enie, �e Lulu
naumy�lnie pcha mu si� pod sam nos.
- No, to jedziemy na Montparnasse - powiedzia�a z pob�a�aniem - zreszt�
Henryk jest taki wysoki, �e zauwa�ymy go na pewno wcze�niej, ni� on nas
zd��y spostrzec.
- A zreszt� - rzuci�a Lulu - to najwy�ej go spotkamy. No i co z tego? Zje
nas czy co?
Lulu upar�a si� pieszo i�� na Montparnasse, twierdzi�a, �e ma�y
spacer dobrze jej zrobi. Przesz�y wi�c ulic� de Seine, potem ulic� de
l?Odeon i Vaugirard. Rirette chwali�a g�o�no Piotra i wykazywa�a swojej
przyjaci�ce, jak �adnie si� w tych okoliczno�ciach potrafi� znale��.
- Strasznie lubi� Pary� - powiedzia�a Lulu - trudno mi si� b�dzie tam
przyzwyczai�.
- Co ty za brednie opowiadasz, no wiesz! - ofukn�a j� Rirette. - Jedziesz
do Nicei i Pary�a b�dziesz �a�owa�?
Lulu nie odpowiedzia�a, tylko rozgl�da�a si� ze smutkiem dooko�a.
Gdy wychodzi�y od Fischera, zegar wydzwania� sz�st�. Rirette wzi�a
Lulu pod r�k� i usi�owa�a poci�gn�� j� za sob�. Ale Lulu zatrzyma�a si�
przed wystaw� kwiaciarni Baumanna.
- Sp�jrz, jakie cudne azalie. Gdybym mia�a pi�kny salon,
ponastawia�abym ich pe�no.
- Ja nie lubi� doniczkowych kwiat�w - odpar�a Rirette.
By�a zupe�nie roztrz�siona. Obr�ci�a si� ku ulicy de Rennes i
oczywi�cie po chwili ujrza�a w�r�d t�umu wysok� sylwetk� Henryka. Szed� z
go�� g�ow�, w sportowej marynarce z br�zowego tweedu. Rirette nie
znosi�a br�zowego koloru.
- Popatrz, Lulu, idzie w�a�nie - szepn�a po�piesznie.
- Gdzie? - spyta�a Lulu - gdzie go widzisz? Wcale nie by�a mniej
zdenerwowana ni� Rirette.
- Za nami, po drugiej stronie ulicy. Chod�my pr�dzej i nie odwracaj si�.
Lulu odwr�ci�a si� jednak.
- Widz� go - powiedzia�a.
Rirette usi�owa�a poci�gn�� j� za sob�, ale Lulu jakby zapar�a si� w
miejscu i patrzy�a ci�gle na Henryka. W ko�cu powiedzia�a:
- Zdaje si�, �e nas zobaczy�.
Wyda�a si� nagle przera�ona na sam� my�l o tym, ust�pi�a
przyjaci�ce i pozwoli�a si� uprowadzi�.
- Teraz, Lulu, tylko si� nie odwracaj, na mi�o�� bosk� - rzuci�a zadyszana
Rirette. - Skr�cimy w pierwsz� ulic� na prawo, to b�dzie ulica Delambre.
Sz�y pr�dko, potr�caj�c przechodni�w. Chwilami Lulu zdawa�a si�
s�abn�� i trzeba j� by�o dos�ownie ci�gn��, albo te� ona przy�piesza�a
kroku i ci�gn�a za sob� Rirette. Ale zanim jeszcze dosz�y do rogu
dostrzeg�a wielki br�zowy cie� za plecami Lulu: zrozumia�a, �e to Henryk,
i zacz�a trz��� si� ze z�o�ci. Lulu sz�a z opuszczonymi powiekami, z min�
dziwnie podst�pn� i upart�. "�a�uje swojej nieostro�no�ci, ale teraz ju� za
p�no, trudno, sama tego chcia�a."
Przy�pieszy�y kroku: Henryk szed� za nimi nie odzywaj�c si�. Min�y
ulic� Delambre i sz�y prosto w kierunku Obserwatorium. Rirette s�ysza�a
wyra�nie, jak skrzypi� za nimi buty Henryka; s�ycha� te� by�o jakby lekkie
i regularne rz�enie, skanduj�ce ich kroki: to oddech Henryka (Henryk
zawsze oddycha� ci�ko, ale nigdy do tego stopnia: albo musia� za nimi
biec, albo te� z wra�enia tak si� zasapa�).
- Udawajmy, �e go nie widzimy - pomy�la�a Rirette.
- Traktowa� go jak powietrze." Ale nie mog�a si� oprze� ochocie i rzuci�a
na niego kr�tkie spojrzenie k�tem oka. By� bia�y jak prze�cierad�o i tak
opu�ci� powieki, �e wydawa�o si�, i� ma zamkni�te oczy. "Idzie jak
lunatyk" - pomy�la�a Rirette wzdrygaj�c si� ze wstr�tu. Usta Henryka
dr�a�y i na dolnej wardze odklejony kawa�ek r�owego plastra te� zacz��
dr�e�. I ten oddech, ci�gle ten r�wny, chrapliwy oddech ko�cz�cy si� teraz
jakim� dziwnym nosowym d�wi�kiem. Rirette poczu�a si� nieswojo: nie
ba�a si� Henryka, ale choroba i nami�tno�� zawsze nape�nia�y j� jakim�
nieokre�lonym strachem. Po chwili Henryk, nie podnosz�c oczu, wyci�gn��
delikatnie r�k� do przodu i uj�� Lulu za rami�. Lulu wykrzywi�a usta, jakby
ju�, ju� mia�a wybuchn�� p�aczem i otrz�sn�a si� z u�cisku.
- Ufffu! - st�kn�� Henryk.
Rirette marzy�a o tym, �eby si� wreszcie zatrzyma�; k�u�o j� w boku i
szumia�o w uszach. Ale Lulu prawie bieg�a; ona te� wygl�da�a na
lunatyczk�. Rirette pomy�la�a, �e gdyby pu�ci�a nagle rami� Lulu i
stan�a, to tamtych dwoje dalej by tak bieg�o obok siebie, w milczeniu, z
zamkni�tymi oczyma i przera�aj�co bladymi twarzami.
Henryk przem�wi� wreszcie. Dziwnie zachrypni�tym g�osem powiedzia�:
- Wracaj ze mn�.
Lulu nie odpowiedzia�a. Henryk ci�gn�� tym samym zachrypni�tym,
bezbarwnym g�osem:
- Jeste� moj� �on�. Wracaj ze mn�.
- Ale przecie� pan widzi, �e ona nie chce wraca� do domu - rzuci�a przez
zaci�ni�te z�by Rirette. - Niech jej pan da spok�j.
Zdawa� si� nie s�ysze� jej s��w. Powtarza� tylko:
- Jestem twoim m�em. Chc�, �eby� wr�ci�a do domu.
- Prosz� zostawi� j� w spokoju - wykrzykn�a piskliwie Rirette - nic pan nie
zyska przez to natr�ctwo, niech pan sobie idzie.
Obr�ci� ku niej zdziwion� twarz:
- To moja �ona - powiedzia� - ona do mnie nale�y, chc�, �eby wr�ci�a do
domu.
Wzi�� Lulu pod r�k� i tym razem nie usi�owa�a si� wymkn��.
- Niech si� pan odczepi - powiedzia�a Rirette.
- Nie odczepi� si�, b�d� za ni� chodzi� ca�y wiecz�r, chc� �eby wr�ci�a do
domu.
M�wi� z trudem. Nagle skrzywi� twarz w grymasie, kt�ry obna�y� mu
dzi�s�a, i krzykn��:
- Ty jeste� moja!
Ludzie ze �miechem odwracali si� za nimi. Henryk potrz�sa�
ramieniem Lulu i mrucza� jak zwierz�, szczerz�c z�by. Na szcz�cie
przeje�d�a�a w�a�nie pusta taks�wka. Rirette skin�a na szofera i
zatrzyma�a si�. Henryk te� stan��. Lulu chcia�a dalej biec, ale
powstrzymali j� oboje, ka�de chwytaj�c za jedn� r�k�.
- Musi pan zrozumie� - m�wi�a Rirette ci�gn�c Lulu na jezdni� - �e
gwa�tem nic pan nie wsk�ra.
- Niech j� pani pu�ci, niech pani pu�ci moj� �on� - powiedzia� Henryk
ci�gn�c Lulu w przeciwnym kierunku. Lulu by�a bezwolna, jak tob� z
bielizn�.
- No wi�c co, jad� pa�stwo czy nie? - zawo�a� zniecierpliwiony szofer.
Rirette pu�ci�a r�k� Lulu i zacz�a ok�ada� ku�akami ramiona
Henryka. Ale ten zdawa� si� w og�le nie czu� jej uderze�. Po chwili jednak
pu�ci� �on� i z og�upia�� twarz� zacz�� wpatrywa� si� w Rirette. Rirette te�
patrzy�a na niego. Nie mog�a jako� zebra� my�li, by�a bardzo znu�ona,
ogarn�o j� zniec