9352

Szczegóły
Tytuł 9352
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9352 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9352 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9352 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aby rozpocz�� lektur�, kliknij na taki przycisk , kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki. Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poni�ej. 2 Aleksander Krawczuk ST�D DO STARO�YTNO�CI 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Historia i literatura Poproszono mnie kiedy�, bym zabra� g�os w toku sesji po�wi�conej wzajemnemu stosunkowi historii i literatury. Zwr�cono si� do mnie � tak przypuszczam � z tej racji, �e zdaniem wielu dzia�am w�a�nie w zakresie tych dw�ch umiej�tno�ci, to jest pisarstwa oraz naukowego badania przesz�o�ci. Wynika�oby st�d, �e mam jaki� szczeg�lnie jasny i bardzo przemy�lany pogl�d na owe sprawy, a wi�c na powi�zania i wsp�uwarunkowania nauki i sztuki, pogl�d tym godniejszy uwagi, �e oparty na w�asnych do�wiadczeniach. Musz� wyzna�, �e je�li takie zdania i oczekiwania rzeczywi�cie istniej�, s� one nazbyt pochlebne. M�wi� to bez �adnej fa�szywej skromno�ci. Niewiele bowiem znam os�b, kt�re mia�yby prawo powiedzie� o sobie z czystym sumieniem i z pe�nym poczuciem odpowiedzialno�ci: jestem dobrym historykiem albo te�: jestem naprawd� pisarzem. S� to przecie� okre�lenia bardzo dumne, bardzo zobowi�zuj�ce, zw�aszcza w naszym kraju, w kt�rym byt duchowy narodu przez ca�e pokolenia trwa� i r�s� g��wnie dzi�ki niezmordowanemu i prawdziwie tytanicznemu wysi�kowi ludzi pi�ra. Dzi�ki tym, co mi�owali, badali i wskrzeszali �wietn� przesz�o��, oraz tym, kt�rzy potrafili budzi� najszlachetniejsze emocje. Oczywi�cie nie musz� te� przypomina�, �e o tym, czy si� jest, czy te� si� nie jest historykiem, nie stanowi� �adne, cho�by najszumniejsze tytu�y naukowe lub liczba pozycji bibliograficznych. I nie ka�dy te�, komu m�wi� �mistrzu� i kto jest cz�onkiem ZLP, zas�uguje tym samym na miano pisarza. Skoro wi�c niewielu jest historyk�w i pisarzy, tym szczuplejsze musi by� grono tych, kt�rzy z powodzeniem uprawiaj� zarazem dziedzin� nauki, jak te� literatury. I wreszcie, inna to rzecz osi�ga� pi�kne wyniki badawcze i zdobywa� laury pisarskie, a zupe�nie odmienna � teoretyzowa� i snu� refleksje na temat tego, co i jak si� robi. Na ten zdumiewaj�cy fakt zwr�ci� uwag� ju� Sokrates. Kiedy bowiem usi�owa� dowie�� bogowi Apollonowi � tak opowiada sam. w Apologii Platona � �e nie jest najm�drszym z ludzi (a b�g w�a�nie tak twierdzi�!), rozmawia� kolejno z r�nymi osobami maj�cymi znakomite imi� w najrozmaitszych zawodach i umiej�tno�ciach. Trafi� i do poet�w. A by�o wtedy z kim dyskutowa�! Przecie� to czas Sofoklesa, Eurypidesa, Arystofanesa, by tylko tych wymieni�, dzi� najbardziej znanych. �Wzi��em wi�c do r�ki ich poematy � i to te, kt�re uzna�em za najstaranniej opracowane � pytaj�c autor�w, co chcieli w nich powiedzie�. Wstydz� si� prawd� wam wyzna�. M�wi�c bowiem kr�tko, niemal wszyscy obecni przy rozmowie potrafili rzec co� sensowniejszego o dzie�ach tych ni� sami ich tw�rcy. Zrozumia�em wtedy, �e nie dzi�ki swej m�dro�ci pisz� to, co pisz�, ale zas�uga to jakiego� przyrodzonego talentu i natchnienia�. Te s�owa m�drca sprzed dwudziestu pi�ciu wiek�w powinni stale mie� w pami�ci wszyscy teoretycy literatury, wszyscy krytycy, wszyscy uczeni pracownicy IBL � u. Tak wi�c nie udawana skromno��, poczucie miary oraz nik�o�� moich prac radzi�yby mi raczej nie wypowiada� si� na temat tak wielki, jakim jest sprawa literatury i historii. Wiem r�wnie�, w�a�nie jako historyk, �e przezorne milczenie okaza�o si� w wielu wypadkach ogromnie przydatne w wytwarzaniu opinii: oto cz�owiek niezg��bionej m�dro�ci, kt�rej jednak byle komu nie objawi. Zgodnie z �aci�skim powiedzeniem Si tacuisses, philosophus mansisses � gdyby� milcza�, nadal uchodzi�by� za filozofa. Dlaczego wi�c g�os zabieram w tej materii? Chyba z przekonania, �e trzeba ponosi� konsekwencje tego, co si� robi. Skoro bowiem moim zadaniem jest badanie historii, i to bardzo 5 dawnej, ksi��ek za� apeluj�cych do szerokiego kr�gu czytelnik�w napisa�em sporo, a do tego wyst�puj� cz�sto w programie telewizyjnym po�wi�conym �wiatu antycznemu, powinienem przynajmniej wskaza�, jakie nasuwaj� mi si� my�li i uwagi dotycz�ce tych � r�nych przecie� � zakres�w mej pracy. To wszystko, co rzek�o si� dotychczas, jest zgodne z zaleceniami antycznej retoryki, by najpierw i przede wszystkim uprawia� captatio benevolentiae, czyli usi�owa� zjedna� sobie �yczliwo�� s�uchaczy i czytelnik�w, co osi�ga si� naj�atwiej wywodz�c, �e jest si� niegodnym tak wielkiego, tak odpowiedzialnego zadania, jakie przed autorem postawiono. Captatio benevolentiae w mniej lub wi�cej rozwini�tej formie stanowi od staro�ytno�ci po chwil� obecn� wypr�bowany instrument w arsenale literackich zabieg�w i chwyt�w. Jest to jeden z bezliku przyk�ad�w ukrytej obecno�ci �wiata staro�ytnego w �wiecie wsp�czesnym. Pokazuje r�wnie�, w jaki spos�b antyczna literatura ukszta�towa�a nasze wr�cz odruchowe postawy, drogi wyra�ania si� i grzeczno�ciowe formu�y, czyli nasz� mentalno�� i obyczaj. A to ju� wchodzi w zakres historii kultury. Kiedy jednak s�yszymy s�owa �historia i literatura�, my�limy przede wszystkim, to rzecz oczywista, o konkretnych wydarzeniach, o faktach z dziedziny polityki, gospodarki, wojny, �ycia wybitnych os�b. My�limy o nich jako o tworzywie dzie� pisarzy. A wi�c stosunek: fakt � fikcja; dokument � opowie��; prawda �r�de� � prawda artyzmu. Istnieje, jak powszechnie wiadomo, ogrom prac omawiaj�cych tego typu relacje zar�wno w poszczeg�lnych wypadkach, jak te� w sensie og�lniejszym. Ile� to napisano o problemach prawdy historycznej w Trylogii Sienkiewicza, o obrazie Rzymu Nerona w Quo vadis, o �r�d�ach i tendencjach powie�ci historycznych Kraszewskiego, Prusa, �eromskiego, Kaczkowskiego! Mnogo�� tego typu prac, jakie ukaza�y si� i wci�� ukazuj� we wszystkich j�zykach i krajach, jest wr�cz osza�amiaj�ca. I nic dziwnego: s� to sprawy konkretne, wa�ne, interesuj�ce, a pozornie �atwe do przedstawienia. Podkre�lam: pozornie, tylko pozornie. I tylko wtedy, je�li rzecz traktuje si� schematycznie, po prostu kataloguj�c w�tki antyczne czy te� innej epoki historycznej w dziele takim a takim lub te� og�lniej rozprawiaj�c o obecno�ci antyku w pismach tego lub innego pisarza albo poety. W rzeczywisto�ci s� to zagadnienia najtrudniejsze, cho�by z tej przyczyny, �e dany utw�r wypada�oby rozpatrywa� ka�dorazowo na tle i w powi�zaniu z innymi tej�e epoki, nie m�wi�c ju� o analizie wszelkich subtelno�ci przekszta�ce� danego w�tku, motywu, obrazu w indywidualnym dziele. I wreszcie, takie prace winny prowadzi� do wniosk�w og�lniejszych, dopiero wtedy staj� si� w pe�ni sensowne i potrzebne. I musz� tu otwarcie stwierdzi�, �e w moim mniemaniu wszelkie �Hellady i Romy w Polsce�, dawniejszego i najnowszego autorstwa, tych postulat�w nie spe�niaj�: s� nazbyt prostoduszne, a miejscami wr�cz belferskie. Powr�c� do tych kwestii, ale drog� jakby ok�ln�, najpierw bowiem chcia�bym zaj�� si� spraw�, o kt�rej powy�ej napomkn��em, to jest kszta�towaniem historii, biegu wydarze� przez literatur�. Przed przesz�o p�tora wiekiem w sali przedpokojowej pa�acu pewnego senatora w Wilnie toczono, w�r�d nawa�u spraw bie��cych, politycznych, r�wnie� rozmowy tre�ci og�lnej. Oto Doktor wywodzi�: W�a�nie powiada�em Ja�nie Panu, �e m�odzie� zara�aj� sza�em Ucz�c ich g�upstw: na przyk�ad, staro�ytne dzieje! Kt� nie widzi, �e m�odzie� od tego szaleje. (...) I owszem, uczy� dziej�w, niech si� m�odzie� dowie, Co robili kr�lowie, wielcy ministrowie... I ucieszony pochwa�� z ust Senatora, tokowa� dalej: W�a�nie m�wi�, widzi Pan Dobrodziej, �e jest spos�b wyk�ada� dzieje i dla m�odzi. 6 Lecz po co zawsze prawi� o republikanach, Zawsze o Ate�czykach, Spartanach, Rzymianach?1 Dzie�o, kt�rego tre�� i s�owa znamy wszyscy niemal na pami��, m�wi o wydarzeniach wsp�czesnych tw�rcy i jego czytelnikom � tym pierwszym, oczywi�cie. Lecz wydarzenia te otrzyma�y sw�j wymiar dziejowy, sta�y si� wielk� histori� w niema�ym stopniu w�a�nie dzi�ki owemu poematowi i za jego po�rednictwem wp�ywa�y na dalsz� histori� narodu. Dramat wile�ski z pokolenia w pokolenie kszta�towa� polsk� �wiadomo�� narodow� i nadal j� kszta�tuje. Dlatego te�, w gruncie rzeczy, wszystkie rozwa�ania o literaturze i historii musz� w naszym kraju rozpoczyna� si� od tego arcydramatu i wok� niego kr��y�, w nim bowiem zawarte s� wszelkie mo�liwo�ci i perspektywy zagadnienia, a zw�aszcza owe dwie g��wne: historia, kt�ra staje si� literatur�, i literatura, kt�ra tworzy histori�. Te wielkie problemy znajduj� w ka�dym pokoleniu polskim wielu �wietnych badaczy. Nie �mia�bym wchodzi� na teren ich poszukiwa� i rozwa�a�. Wystarczy mi w owym splocie zagadnie� tylko jedna kwestia, w�a�nie ta poruszona przez Doktora. Mo�na by mianowicie rzec, �e jego pogl�dy i rady nierych�o, bo nierych�o, ale przecie� zwyci�y�y: cho� wyk�ada si� dzi� dzieje dla m�odzi, niemal g�ucho w programach nauczania o historii staro�ytnej, zupe�nie jakby kto� przyznawa� po cichu racj� s�owom, �e m�odzie� od tego szaleje. Nie m�wi si� wi�c za du�o o republikanach, o Ate�czykach, Spartanach, Rzymianach. Dlaczego tak si� sta�o? Chyba z tej przyczyny, �e obecnie do�� powszechnie, a najzupe�niej fa�szywie, mierzy si� aktualno�� wydarze� ich blisko�ci� w czasie. Jednak�e w historii traktowanej powa�nie podzia�ka chronologiczna bywa czym� bardzo zawodnym. Fakty z odleg�ej przesz�o�ci, pozornie ju� martwe i zapomniane, jednak �yj�, wywieraj� wp�yw, s� obecne, natomiast co�, co zaledwie si� sta�o lub te� jeszcze si� p�awi w blasku chwa�y i paraduje w�r�d fanfar, w istocie jest tylko mask� nico�ci. A Doktor by� m�dry i przewiduj�cy! Rozumia� doskonale, �e z punktu widzenia interes�w w�adzy, kt�rej s�u�y� tak wiernie i podle, historia staro�ytna jest istotnie niebezpieczna. S�awi�a przecie� ustami greckich i rzymskich dziejopis�w, m�wc�w, filozof�w takie warto�ci, jak: wolno�� osobista, obywatelska, narodowa; swoboda s�owa; jawno�� �ycia politycznego; demokracja, republikanizm, autentyczny patriotyzm. Wynosi�a na o�tarze tyranob�jc�w, pi�tnowa�a wszelkie formy jedynow�adztwa, a tak�e narz�dzia ich mocy: donosicielstwo, s�u�alczo��, przekupstwo, korupcj�. Wolno�� ustrojowa i narodowa stanowi�a dla Ate�czyk�w dobro najwy�sze � tak przynajmniej twierdzili Herodot, Tukidydes, Liwiusz, Cyceron, Tacyt, Plutarch. Co prawda � bo i o tym trzeba wspomnie�, to tak�e nale�y do tematu � mo�na by�o i wci�� jeszcze mo�na odpowiednio manewrowa� przyk�adami z historii antycznej, dobieraj�c w zale�no�ci od potrzeby i w�asnych pogl�d�w wzory takie lub inne. Tote� francuscy republikanie i rewolucjoni�ci powo�uj� si� stale na dzieje rzymskiej republiki, wielbi� Cycerona i Liwiusza. Ale ju� w kilkana�cie lat p�niej Napoleon nawi��e wprost do symboliki rzymskich cezar�w, do or��w legionowych. Carowie za�, kt�rym nie w smak ate�scy demokraci i rzymscy republikanie, uwa�aj� si� jednak za spadkobierc�w idei imperium, piel�gnuj� poj�cie Rzymu trzeciego, przybieraj� stosown� tytulatur�. A III Rzesza, tak nienawidz�ca wszelkich swob�d obywatelskich, tak wroga intelektualistom, r�wnie� znalaz�a i propagowa�a sw�j idea� antyczny. By�a nim Sparta � �o�nierska, zdyscyplinowana, ofiarna, czysta obyczajowo, wysportowana, t�pi�ca wszelki indywidualizm, ojczyzna wojownik�w wiernych rozkazowi i prawom kraju a� do ostatniej godziny. Przyk�ad�w owego, jak to okre�li�em, manewrowania staro�ytnymi przyk�adami, wzorami, symbolami mo�na by przytoczy� mn�stwo, jest to bowiem zjawisko towarzysz�ce dziejom Europy poprzez wieki. A by�o to mo�liwe nie dzi�ki temu, �e historia antyczna wygl�da�a i 1 Adam Mickiewicz: Dziady � Cz.III, scena VIII 7 przebiega�a w�a�nie tak, jak przebiega�a, ale przede wszystkim dzi�ki temu, �e sami staro�ytni zadbali o to, by swoje dzieje odpowiednio przedstawi�. Odpowiednio, to znaczy wymownie, pi�knie literacko, patetycznie. Inaczej m�wi�c: zar�wno czyn tyranob�jc�w Harmodiosa i Aristogejtona, jak te� bohaterstwo Leonidasa, m�dro�� polityczna Peryklesa, zamach Brutusa pozosta�yby faktami martwymi i nic nie znacz�cymi dla potomno�ci, gdyby nie ich staro�ytni piewcy. Wielcy pisarze antyczni, prezentuj�c dzieje swoich lud�w i pa�stw wed�ug kanonu warto�ci, kt�re uwa�ali za najwy�sze, tworzyli tym samym dzieje p�niejsze � a� po nasze czasy. I proces ten b�dzie trwa� dalej, albowiem mimo wysi�k�w, rad, przestr�g wszelkich Doktor�w nic nie powstrzyma w rozwoju europejskiej wsp�lnoty kulturowej nawarstwiania si� w�tk�w, ��czenia si� pr�d�w i motyw�w uwarunkowanych antycznie, automatyzmu pewnych skojarze�. W tym miejscu nale�y przypomnie� cho�by w kilku s�owach fakt powszechnie znany i uznawany: w rozumieniu Grek�w i Rzymian historiografia stanowi�a tylko cz�� literatury pi�knej, jeden z jej gatunk�w czy te� rodzaj�w. St�d w�a�nie, z dba�o�ci o form�, bierze si� moc, poczytno��, nie�miertelne znaczenie ich dziejopisarstwa. Na szcz�cie dla siebie, to jest dla chwa�y swej epoki i jej znaczenia, pisywali stosunkowo ma�o podr�cznik�w, a w og�le nie znali rozpraw naukowych �na stopie�. Wprawdzie skutkiem tego ubo�si byli w tytu�y, bogatsi za to w dzie�a trwa�e i do dzi� czytelne. Nie wiem, a raczej bardzo w�tpi�, czy historiografia nasza b�dzie mog�a podobnie pot�nie kszta�towa� my�lenie i dzia�anie ludzi w wiekach p�niejszych. Je�li cokolwiek pozostanie z tego zakresu, to chyba tylko zbiory wstrz�saj�cych dokument�w, kt�re na pewno zmusz� usta potomnych do okrzyku: Oby ludzko�� ju� nigdy nie upad�a tak nisko, jak ta w wieku XX! M�wi�c jeszcze inaczej, kr�cej: antyczna historiografia zawdzi�cza sw� �ywotno�� temu, �e by�a w tre�ci d y s k u s y j n a, to jest osobista i poruszaj�ca pal�ce problemy, w formie za� � n i e n a u k o w a (je�li okre�lenie to cokolwiek znaczy). W staro�ytno�ci grecko � rzymskiej ksi��ka historyczna spe�nia�a te same zadania, kt�re w czasach nowo�ytnych przej�a powie��. Jak wiadomo, powie�� w �wiecie antycznym istnia�a, zachowa�y si� jej zabytki, nigdy jednak nie mia�a ona tego znaczenia i nigdy nie cieszy�a si� tak� popularno�ci�, jakie przypad�y jej zw�aszcza w wieku XIX. Egzystowa�a skromnie w cieniu historiografii, kt�ra musia�a spe�nia� zadanie podw�jne: mia�a przekazywa� wiedz� o faktach, ale jednocze�nie wymagano, aby czyni�a to w spos�b interesuj�cy i powabny. Kiedy jednak w naszej epoce dosz�o do rozdzia�u � mo�e zreszt� nieuniknionego � obu funkcji, t� drug�, to jest bardziej literack�, ochoczo przej�a powie�� historyczna. Antyczne dzieje, antyczna historiografia dostarczy�y, jak widzieli�my, r�nych wzor�w i symboli dla postaw politycznych. Inaczej przedstawia si� sprawa, gdy rozwa�ymy generalnie XIX � wieczn� powie�� maj�c� za t�o �wiat antyku, zw�aszcza �wiat rzymski. Oczywi�cie, s� to utwory o r�nej warto�ci artystycznej i s�u��ce rozmaitym celom: dydaktycznym, rozrywkowym, buduj�cym. Mimo to �atwo wykry�, �e wszystkie maj� jedn� cech� wsp�ln�: stereotypowo�� wyobra�e� o czasach, w kt�rych si� rozgrywaj�. Kap�ani egipscy s� podst�pni, ale posiadaj� du��, cho� zazdro�nie strze�on� wiedz�; zdarzaj� si� w�r�d nich prawdziwi m�drcy. Feniccy kupcy celuj� sprytem, przebieg�o�ci�, chciwi s� ka�dego grosza. Ate�czycy to szlachetni demokraci, rozprawiaj�cy wci�� o problemach filozofii i sztuki. Sokrates jest oczywi�cie m�drcem o najwy�szym poziomie moralnym i intelektualnym, dlatego te� t�um go nienawidzi. W tym wypadku wyst�puje wprawdzie jaskrawa sprzeczno�� mi�dzy stereotypowym wyobra�eniem Ate�czyka a takim�e Sokratesa, ale tego rodzaju sprzeczno�ci s� nieuniknion�, przyjmowan� bez opor�w pochodn�, a raczej immanentnym elementem ka�dego stereotypowego my�lenia. Aleksander Wielki jako promienny, rycerski bohater zdobywa Wsch�d i otwiera nowe szlaki historii, cho� znowu nikt jako� nie chce sobie u�wiadomi�, �e nie by�o �adnego przymusu podboju Wschodu i �e taka koncepcja roli oraz osobowo�ci Aleksandra czyni ze� po prostu Kulturtr�gera. 8 Najwyra�niej wszak�e stereotypowo�� wyst�puje w powie�ciach maj�cych za t�o Rzym cezar�w. Klasycznym przedstawicielem tego gatunku jest Quo vadis, ale to samo dotyczy te� powie�ci rzymskich Kraszewskiego, Newmana i ca�ego legionu innych. Z regu�y wyst�puj� w nich dwa mocno skontrastowane �wiaty, mamy do czynienia z ostrym podzia�em dychotomicznym. Z jednej strony Rzym poga�ski, nurzaj�cy si� w przepychu, krwi i orgiach; najlepsi jego przedstawiciele s� wyrafinowanymi intelektualistami, niezdolnymi do czynu, a nawet do dokonania w�a�ciwego wyboru moralnego. Z drugiej strony niewielka gromadka chrze�cijan ubogich, prostych, pe�nych mi�o�ci bli�niego, czystych i skromnych, Tote� g��bszym, najistotniejszym powodem ich prze�ladowania jest sam fakt, �e swym nieskazitelnym �yciem tak bardzo odbiegaj� od rozpusty, wyuzdania i arogancji pogan. Prowokuj� do nienawi�ci w�a�nie przez to, �e s� tak bezbronni, tak �yczliwi wszystkim, tak nie�miali, �wietlani i cnotliwi. Trzeba tu zaznaczy�, �e w niekt�rych powie�ciach, zw�aszcza oczywi�cie niemieckich, miejsce chrze�cijan zajmuj� jako grupa pozytywna Germanie � m�scy, dzielni, prostolinijni. Do nich nale�y przysz�o��, zniewie�ciali Rzymianie musz� run�� wraz ze swym zgni�ym imperium, przyjd� nowe, m�ode ludy i nowa religia. Stereotypy te zaw�adn�y ca�kowicie wyobra�ni� Europejczyk�w i trzeba uczciwie stwierdzi�, �e jakiekolwiek pr�by odmiennego roz�o�enia akcent�w � przynajmniej je�li chodzi o t� stron� z��, poga�sk� � s� z g�ry skazane na niepowodzenie. Ale ju� samo u�wiadomienie sobie, �e chodzi o stereotyp, jest krokiem naprz�d i mo�e by� jakim� wy�omem w owym murze my�lenia utartymi, szablonowymi obrazami. Nasuwa si� pytanie, jakie to przyczyny sprzyja�y powstawaniu w�a�nie takich stereotyp�w? Odpowied� jest do�� niespodziewana, ale pewna i nawet nie wymagaj�ca d�ugich studi�w, raczej nieco refleksji. Oto winowajcami okazuj� si� g��wnie sami staro�ytni, poga�scy pisarze! Literatura grecka i rzymska jest, jak wiadomo, z natury swej bardzo moralizatorska, pouczaj�ca, sk�onna do patosu i retoryki. Tote� z lubo�ci� pi�tnuje, wyszydza i gromi to wszystko, co w jakikolwiek spos�b odbiega�o od zwyk�ego, to jest prostego i skromnego trybu �ycia oraz od obowi�zuj�cej normy obyczajowej; obowi�zuj�cej, cho� nie uj�tej w �adne dekalogi i wykazy czyn�w grzesznych. Maj�c wci�� przed oczyma wspania�e zabytki antycznej architektury � wspania�e nawet w ruinach � oraz dzie�a wielkiej sztuki, zapominamy cz�sto, w jak ubogich warunkach �y� i pracowa� przeci�tny cz�owiek tamtej epoki. Ma�e i sk�po wyposa�one mieszkania, do tego zaledwie ogrzewane. Kuchnia niebogata: chleb, warzywa, owoce, t�uszcze ro�linne, sery, wino rozcie�czone wod�, suszone ryby, mi�so bardzo, bardzo rzadko; kto jada� obficiej lub wykwintniej, rych�o zdobywa� miano Lukullusa lub wr�cz ob�artucha. Odzienie proste. I tak dalej, i tak dalej. A je�li chodzi o sprawy erotyki � bo wok� nich najwi�cej nieporozumie� � to wypada stwierdzi� kr�tko, �e by�y one ludziom staro�ytno�ci, owym brzydkim, rozpustnym poganom, w gruncie rzeczy do�� oboj�tne. I w�a�nie dlatego m�wili o nich w swych mitach z tak� swobod� i tak beztrosko odtwarzali pi�kno ludzkiego cia�a � bez listka figowego! Naturalia non sunt turpia � co naturalne, nie jest brzydkie. Seksualizm antyczny to strumyk tocz�cy wody niezbyt g��bokie, ale za to jasne i przejrzyste kapry�nym, mi�ym �o�yskiem. Natomiast chrze�cija�stwo cechuje si�, jak te� inne wielkie religie soteriologiczne � buddyzm, islam � wrogo�ci� wobec erotyki, a nawet wr�cz antyerotyczn� obsesj�. Jej pochodn� jest stosunek do kobiet, bardzo ambiwalentny. Jako rodzaj s� one istotami, przed kt�rymi nale�y mie� si� na baczno�ci, z�o bowiem najch�tniej poprzez nie dzia�a, kusi, uwodzi. Natomiast mog� by� i bywaj� otaczane czci� g��bok� kobiety matki i dziewice, co zreszt� ma swoje odpowiedniki, a raczej korzenie, w wielu kultach pradawnych. Powracaj�c jednak do obrazu, kt�rym pos�u�yli�my si� poprzednio: chrze�cija�stwo przegrodzi�o tam� �w bardzo niegro�ny strumyk poga�skiej erotyki, czyni�c z niej jeden z podstawowych problem�w moralno�ci. Momentalnie powsta�o pot�ne rozlewisko, g��bokie i gro�ne, ponure i m�tne, a spi�trzone wody zacz�y szuka� sobie przej�� podziemnych. Zro 9 dzi�y si� z jednej strony wszelkiego rodzaju kompleksy, fobie, urazy, wr�cz ob��dne doszukiwanie si� z�a we wszystkim, co zaledwie ociera si� o sprawy seksu, z drugiej za� jaka� prawdziwie faryzeuszowska satysfakcja moralna, �e jednak jest si� lepszym od tych brzydkich pogan. I nie ma si� co �udzi�, nigdy ju� nie powr�cimy do stanu b�ogiej beztroski, bezgrzeszno�ci �wiata antyku. Wszyscy bowiem, zar�wno wierz�cy chrze�cijanie, jak te� osoby indyferentne, a nawet ideowi przeciwnicy religii nosz� w sobie przekonanie, �e sprawy to podejrzane, nieczyste, deprawuj�ce. Mamy tego �ywy przyk�ad w zasi�gu r�ki. Jakim to kamieniem obrazy sta�a si� �adnie napisana, m�dra, bardzo potrzebna ksi��ka pani Michaliny Wis�ockiej Sztuka kochania! Wytworzy�y si� najdziwaczniejsze sojusze w imi� rzekomo zagro�onej moralno�ci, dos�ownie realizuj�c has�o: Purytanie wszelkich ma�ci i odcieni � ��czcie si�! I tak oficjalna oraz ko�cielna cenzura sobie, a �ycie sobie... Walcz�ce i zwyci�skie chrze�cija�stwo by�o najistotniej, naj�ywotniej zainteresowane w tym, aby tamten �wiat pogan przedstawi� w barwach mo�liwie czarnych, ponurych, zohydzaj�cych. Dopiero bowiem na tym tle mog�y wyst�pi� w nale�ytym blasku warto�ci moralne nowej religii jako przynosz�cej prawdziwe wyzwolenie od z�a i ratuj�cej ludzko�� w ostatnim momencie od przepa�ci, w kt�r� ju� si� stacza�a skutkiem grzech�w, wyuzdania i �lepoty ludzi nie znaj�cych prawdy objawionej. W jakiej mierze to prawda, nie nam tutaj os�dza�. Pewne jest natomiast, �e broni i materia��w oskar�ycielskich bardzo gorliwie dostarczali wszystkim misjonarzom i apologetom owej religii sami oskar�eni, to jest poganie, ustami swych historyk�w, filozof�w i satyryk�w. Istnieje wszak�e r�wnie� stereotyp odwrotny, ukochany i powielany przez racjonalist�w rozmaitych oboz�w: oto ostatni, �wiatli i kulturalni poganie, przedstawiciele gin�cego �wiata wysokiej kultury, tolerancji, �adu, harmonii walcz� rozpaczliwie z barbari� wewn�trzn� i zewn�trzn�, z fanatyzmem i ciemnot�. Najbardziej znani bohaterzy tego typu to Julian Apostata i Hypatia, matematyczka aleksandryjska, rozszarpana przez mot�och. W tym wreszcie zwi�zku trzeba wspomnie� tak�e o nader cz�stym stereotypie �ostatnio�ci�. Mamy wi�c powie�ci o ostatnim Rzymianinie, ostatnim Hellenie, ostatnim poganinie, ostatnim plato�czyku, a nawet ostatnim epikurejczyku. Jakie wnioski wynikaj� z przedstawionego stanu rzeczy? S� chyba oczywiste. Jedno z zada� historyka powa�nie traktuj�cego przedmiot swych bada�, swe powo�anie, czyli dochodzenie do prawdy, musi polega� na zwalczaniu wszelkich stereotyp�w. Musi przeciwstawia� si� ich pozornie barwnym i dramatycznym obrazom � pozornie, bo fikcyjnym, a ponadto powielanym i niekiedy wr�cz oleodrukowym. Prawda za� bywa odmienna, ka�e inaczej rozk�ada� akcenty, z regu�y nie tak kontrastowo. Ale za to mo�e ona, jak ka�da prawda w ka�dej dziedzinie wiedzy, s�u�y� do wyci�gania wniosk�w, kt�re b�d� i s�uszniejsze, i przydatniejsze od tych, jakie buduje si� na podstawie powie�ciowych stereotyp�w. Kr�tko m�wi�c: historyk musi by� wrogiem powie�ci historycznej, zw�aszcza tej tradycyjnej. Jest to, m�wi�c uczciwie, zadanie wr�cz beznadziejne, trudno bowiem walczy� z tym, co porywa wyobra�ni� wymow�, urokiem, kolorem. Trudno tym bardziej, �e literatura ma obecnie do dyspozycji r�wnie� wielki i ma�y ekran, filmy i seriale. Najjaskrawszym przyk�adem tego, co mo�e obraz telewizyjny, by�o powodzenie przed kilku laty serialu �Ja, Klaudiusz�. A przecie� rzecz to klasycznie stereotypowa! Pokazuje Rzym, a w�a�ciwie tylko rodzin� cesarsk�, w zupe�nie fa�szywym �wietle, oderwan� od spo�eczno�ci, od �ycia i los�w imperium, a nawet stolicy. Jedyn� pasj� dynastii wydaje si� walka o w�adz�, pope�nianie najnikczemniejszych zbrodni, nurzanie si� w rozpu�cie. Trucizna, krew, erotyka � oto, je�li wierzy� takim utworom, ca�a tre�� bytowania Rzymian, gn�bicieli �wiata. A tego rodzaju dzie�a � powie�ciowe, sceniczne, filmowe � maj� jeszcze to do siebie, �e ka�de nast�pne, aby zaj�� i podekscytowa� czym� nowym wyobra�ni� odbiorc�w, musi by� mocniejsze, brutalniejsze, musi si�ga� po okrutniejsze pomys�y i sceny. I znowu wr�cz klinicznym przyk�adem takiego rozwoju � to znaczy odchodzenia od prawdy dla wzbudzenia 10 wrzawy i zainteresowania � jest film ameryka�ski �Kaligula�, kt�ry przez pewien czas opanowa� ekrany wielkich stolic, a pokazywa� szale�stwa i okrucie�stwa ob��kanego cesarza mo�liwie realistycznie. Kto� powie, �e mimo wszystko powie�ci i filmy nawet najbardziej stereotypowe s� jednak u�yteczne, budz� bowiem zainteresowanie dan� epok�, spraw�, osob�, ka�� wertowa� ksi��ki o odpowiedniej tematyce, daj� jak�� sum� wiedzy i bod�c�w. Ale z�udna to nadzieja. Ogromna wi�kszo�� widz�w i czytelnik�w nie zada sobie �adnego trudu sprawdzania, stereotyp utrwali si� i zakorzeni. Sprawy te nale�� � w moim przekonaniu � do wa�nych zjawisk socjologicznych i dlatego powinny interesowa� nie tylko historyka lub teoretyka literatury. Dotykamy tu przecie� kwestii o fundamentalnym znaczeniu dla �wiadomo�ci spo�ecznej, poniewa� w ostatecznym rozrachunku rz�dz� ni� te obrazy, te stereotypy i wyobra�enia, kt�re utrwali�y si� w niej poprzez literatur�, kino, telewizj�. A z kolei na podstawie takich b��dnych wyobra�e� buduje si� og�lniejsze wnioski o tym, jakie to prawa i prawid�owo�ci rz�dz� biegiem historii. Mi�dzy innymi ustala si� i taki pogl�d: antyczny �wiat musia� upa��, by� bowiem do cna zepsuty, zgni�y, zwyrodnia�y. A to po prostu nieprawda! By�a to epoka znacznie, ale to znacznie obyczajniejsza, skromniejsza, mniej rozerotyzowana i perwersyjna od tych, kt�re po niej nast�pi�y. Nie ma si� co �udzi�, istnieje napi�cie pomi�dzy literatur� a historiografi�. W jaki spos�b je z�agodzi�? Chyba tak tylko, �e powr�cimy do m�dro�ci staro�ytnych i zaczniemy uprawia�, pisa� histori� zajmuj�co, zrozumiale, przyst�pnie. To nie sprawa szukania popularno�ci, to jest obowi�zek, jaki samo �ycie i szacunek dla prawdy, dla jej g�oszenia nak�adaj� historykowi. Inaczej wszyscy ugrz�niemy w zupe�nie fa�szywym, a nawet wr�cz absurdalnym obrazie przesz�o�ci. Przytoczy�em na pocz�tku tych rozwa�a� s�owa wielkiego poety. Chyba wi�c wypada zako�czy� r�wnie� przypomnieniem fragment�w poezji, innego jednak pi�ra. Czytamy mianowicie w Traktacie moralnym Czes�awa Mi�osza i te my�li: �ywot grabarza jest weso�y. Grzebie systemy, wiary, szko�y, Ubija nad tym ziemi� g�adko Pi�rem, naganem czy �opatk�, Pe�en nadziei, �e o wio�nie Cudny w tym miejscu kwiat wyro�nie. A wiosny nima. Zawsze grudzie�. Nie rozpraszajmy wszak�e z�udze�. A zreszt�, nigdy nie zga�nie nadzieja, �e nawet gdyby mia�y znowu przewali� si� katastrofy i kataklizmy podobne do tych, kt�re pogrzeba�y rzymskie cesarstwo, przecie� �za sto, a mo�e za lat dwie�cie�, gdzie� tam �male�kie centrum nauk b�y�nie�. B�dzie to wtedy, gdy Ci, kt�rzy dzisiaj dzieje tworz�, Pod dar� trawnik�w g�ow� z�o�� Wnuk barbarzy�c�w zamy�lony W s�o�cu tam czyta stare tomy, Dawny mu wawrzyn czo�o pali, My�li o tych, co zachowali I poprzez ciemno�� skarb przenie�li, O kt�rym zn�w si� sk�ada pie�ni. A kim s� owi nieznani bohaterzy? Imiona ich r�ne w r�nych wiekach, powo�anie wszak�e zawsze to samo. To historycy. 11 Magister Platon Samo zestawienie tych dw�ch wyraz�w wydaje si� zabawne � i �atwo wykaza�, dlaczego. Przecie� Platon to jeden z naj�wietniejszych my�licieli, jakich ludzko�� wyda�a; to autor genialnych w formie i tre�ci dialog�w, za�o�yciel Akademii, wychowawca Arystotelesa, a prawd� m�wi�c � wszystkich p�niejszych pokole� a� po dzie� dzisiejszy, rzeczywisty filar europejskiej kultury. Gdyby�my wi�c chcieli da� mu tytu�y, to ledwie by starczy�y najwy�sze z obecnie u�ywanych. A wi�c: profesor zwyczajny, doktor habilitowany, cz�onek zwyczajny Akademii Ate�skiej, doktor honoris causa takich to i takich uczelni. O ile� by to brzmia�o godniej ni� zwyk�e �magister�! Owszem, godniej, ale te� jako� �miesznie � zgodzimy si� wszyscy. I tu pow�d drugi, dla kt�rego niestosowne, wr�cz humorystyczne jest ��czenie tego imienia � jak zreszt� wszystkich imion antycznych � z jakimikolwiek tytu�ami naukowymi. Jest to po prostu anachronizm, staro�ytno�� bowiem � powinien wiedzie� to ka�dy � �adnych tego rodzaju tytu��w nie zna�a i nie uznawa�a. Oczywi�cie, poza samym okre�leniem zawodu albo te� podaniem instytucji, z kt�r� jest si� zwi�zanym. Wizyt�wka wi�c Platona, gdyby j� posiada�, wygl�da�aby bardzo skromnie: �Platon, syn Aristona, Ate�czyk�. Tylko tyle. Nawet nazwisk Grecy nie mieli. To zabawna strona powiedzenia �magister Platon�. Ale jest te� druga, paradoksalna i nasuwaj�ca r�ne refleksje. Oto filozof ten nigdy, ale to nigdy nie mia�by szans, aby zosta� magistrem, niezale�nie od epoki, w jakiej by �y�! W swojej nie, albowiem, jak si� rzek�o, nie zna�a tytulatury naukowej. W naszej za� dlatego nie, �e po prostu nie by�by w stanie, nie potrafi�by napisa� pracy odpowiadaj�cej wymogom, jakie si� stawia rozprawom �na tytu�� czy te� �na stopie�. Jak powszechnie wiadomo, musz� one pos�ugiwa� si� odpowiednim �argonem (oficjalnie: j�zykiem naukowym), toczy� wed�ug ustalonych schemat�w, a tak�e ci�gn�� za sob� mo�liwie d�ugi tren przypis�w i bibliografii. Owszem, merytorycznie Platon zawsze pisa�by rzeczy genialne. Stawia�by w nich problemy zasadnicze w spos�b nowatorski i prawdziwie odkrywczy, ale �aden profesor, �adna komisja kwalifikacyjna i egzaminacyjna nie mia�aby ani prawa, ani odwagi stwierdzi�, �e prace te mog� stanowi� podstaw� cho�by tylko magisterium. Sprawa w tym, �e Platon nie potrafi� my�le� i pisa� szablonowo ani pod wzgl�dem tre�ci, ani te� formy. Ka�de zagadnienie nabiera�o w jego uj�ciu natychmiast cech dramatu, i to cz�sto osadzonego w realiach �ycia codziennego, a bohaterzy dramatu to nie maski, lecz ludzie z krwi i cia�a. J�zyk, kt�rym rozprawia si� o najsubtelniejszych kwestiach, jest pi�kny, ale zarazem codzienny, naturalny, prosty. I mn�stwo w toku rozwijania si� dyskusji scen ubocznych, dygresji, zabawnych wypadk�w, dowcip�w i sprzeczek. Zdarzaj� si� k��tnie z od�wiernym domu, kt�ry nie chce wpu�ci� m�drc�w do �rodka, bo ju� ich za du�o. Wkraczaj� na sal� go�cie nie proszeni, zawiani. Udziela si� z ca�� powag� porad, jak zaradzi� uporczywej czkawce. Kto� spada z �awki. Kogo� si� wyszydza, o innym si� plotkuje. Sprawy aktualnej polityki s� wci�� obecne i gro�ne. Wszystko rozgrywa si� dok�adnie tak samo, jak podczas towarzyskich spotka� w ka�dej epoce. I jednocze�nie najzwyczajniej porusza si� problemy, kt�rymi �yje � po dwudziestu pi�ciu wiekach! � wsp�czesna nauka. I to nie tylko filozofia. Fizyk Carl Weizs�cker powiada: �Je�li nie rozumiem Platona, nie rozumiem fizyki kwantowej�. Wt�ruje mu laureat Nagrody Nobla i r�wnie� fizyk, Werner Heisenberg. A co rzec o j�zykoznawcach, historykach my�li politycznej, estetykach? 12 Gdyby Platon zmartwychwsta� i zasiad� w�r�d grona najwybitniejszych uczonych doby obecnej, by�by wspania�ym i zapewne zwyci�skim partnerem dyskusji. Jest co� wr�cz niewiarygodnego w widzeniu problem�w, a nawet rozwi�za�, kt�re postawili i zaproponowali greccy my�liciele przed tylu wiekami. I trudno nie przyzna� racji Alfredowi N. Whiteheadowi, gdy m�wi: �Ca�a historia filozofii europejskiej to tylko kilka przypisk�w do dzie� Platona i Arystotelesa�. Ale z tym wszystkim, powtarzam, Platon nie zdo�a�by uzyska� w naszym kraju � zreszt� nie tylko w naszym � nawet tytu�u magistra. Oczywi�cie, gdyby jakim� cudem zdo�a� przebrn�� przez szko�� �redni� (z wychowania fizycznego mia�by stopie� bardzo dobry); gdyby z�o�y� egzamin wst�pny na wy�sz� uczelni� i zosta� przyj�ty (nie mog�c wykaza� si� �adnymi punktami dodatkowymi, pochodzenie bowiem mia� kiepskie, wr�cz arystokratyczne); gdyby zaliczy� wszystkie przedmioty na kolejnych latach studi�w (co nie jest ca�kiem pewne) � po prostu nie utrzyma�by na wodzy swego temperamentu pisarskiego przygotowuj�c rozpraw�. Ka�dy temat, nawet najbardziej abstrakcyjny i zawi�y, zamienia�by si� pod jego pi�rem w opowie��, nabiera�by rumie�c�w �ycia. Rzecz wi�c m�wi�aby o najpowa�niejszych kwestiach i dawa�aby oryginalne odpowiedzi, ale ludzkim g�osem, interesuj�co, dowcipnie, bardzo osobi�cie. Czyli u�ywaj�c ulubionych okre�le� pysza�kowatych niby to uczonych, by�aby dyskusyjna w tre�ci, a zdecydowanie nienaukowa w formie. Albowiem prawdziwa praca naukowa, tak wbito do g�owy ca�emu spo�ecze�stwu, jest z natury swej dr�twa, pryncypialna, zawsze w todze i nie dla profan�w, nie dla maluczkich. Co ma form� przyst�pn�, to w najlepszym wypadku eseistyka, popularyzacja, niemal beletrystyka. Nawet je�li odkrywa zupe�nie nowe horyzonty my�lowe... Pada cz�sto pytanie, dlaczego to czasy nowo�ytne wyda�y wprawdzie wielu genialnych uczonych, nikogo jednak, kto by m�g� r�wna� si� z Platonem pod wzgl�dem uroku formy pisarskiej. Odpowied� jest prosta: Platonowie rodz� si� oczywi�cie w ka�dej epoce, nie ka�da jednak sprzyja rozwojowi pe�ni talent�w, nie ka�da pozwala rozwin�� skrzyd�a i wzbi� si� naprawd� wysoko. Staro�ytno�� nie zna�a tytu��w, nie wiedzia�a nic o drabinie kariery naukowej, o pragmatyce s�u�bowej, o schemacie rozpraw, o recenzjach, komisjach kwalifikacyjnych, superrecenzjach. Liczy�o si� samo odkrycie, dzia�a�a indywidualno��, spos�b tw�rczo�ci, odd�wi�k spo�eczny. A obecnie? Liczba pozycji tzw. dorobku i prace �na stopie�. Wbrew pozorom w�a�nie takie naj�atwiej jest p�odzi�, zw�aszcza w naukach humanistycznych, kt�re maj� ju� od dawna gotowe bibliografie wszelkich typ�w. Tak wi�c ka�da osoba umiarkowanie inteligentna i wzgl�dnie pracowita, nade wszystko za� grzeczna i roztropna, mo�e w spokojnym rytmie doj�� do wszystkich tytu��w. A w pewnych wypadkach nie jest oczywiste, czy �w wysoko utytu�owany ma naprawd� co� w�asnego do powiedzenia i czy potrafi�by napisa� zno�n� polszczyzn� cho�by jedn� rzecz �do czytania�, to jest spo�ecznie i bezpo�rednio u�yteczn�. W ostatecznym za� rozrachunku jest to jedyne, obiektywne, surowe i sprawiedliwe kryterium kwalifikacji ka�dego humanisty: stan�� bez tytu��w, bez togi, bez podp�rek twarz� w twarz wobec mo�liwie szerokich warstw swego narodu, przynajmniej tych �rednio wykszta�conych, i rzec; �To mam do przekazania, tak my�li swoje ujmuj�, o tym chcia�bym rozmawia�. Powie kto�, i� wszystko to brzmi �adnie, ale jest anachroniczne i nierealne. Przecie� co� nieco� od staro�ytno�ci si� zmieni�o! Podni�s� si� poziom wiedzy, dosz�o do daleko id�cej specjalizacji r�nych ga��zi badawczych, problematyka i metody poszczeg�lnych dyscyplin sta�y si� bardzo zawi�e, trudno wi�c o wszystkich zagadnieniach rozprawia� z lud�mi nie posiadaj�cymi odpowiedniego przygotowania. Je�li za� chodzi o tytu�y, to system ich jest uzasadniony historycznie i praktycznie. Kszta�towa� si� stopniowo w ci�gu wiek�w w�a�nie wskutek rozwoju nauk oraz instytucji dydaktycznych i badawczych. Musi by� jaka� gradacja pracownik�w, musia� te� powsta� system zach�t, nagr�d, awansu. Zreszt�, tytu�y to g��wnie 13 wyraz spo�ecznego szacunku i uznania, jak bowiem powszechnie wiadomo � materialne korzy�ci zwi�zane z ich uzyskiwaniem s� raczej minimalne, niekiedy wr�cz symboliczne. Wszystko to prawda, �wi�ta prawda. Aby wi�c unikn�� nieporozumie�, wyja�niam: M�wimy dzi� �nauka� � i wsadzamy do jednego worka matematyk� i histori�, astronomi� i socjologi�, biochemi� i prawoznawstwo, filologi� i fizyk�. Tymczasem ka�da z tych nauk ma nie tylko w�asny obszar bada� i swoje metody, ale r�wnie� odmienne zadania w s�u�bie spo�ecznej. Je�li chodzi o humanistyk� � bo t� g��wnie mam na oku � jej racj� bytu jest bezpo�rednia, ci�g�a rozmowa ze spo�ecze�stwem, pomaganie mu w rozpoznawaniu i mi�owaniu tego, co stanowi o jego osobowo�ci, a wi�c j�zyka, historii, wszelkich twor�w kultury swojej i obcej. Tote� je�li uczony humanista zachowuje si� tak, jakby prowadzenie rozmowy z profanami by�o czym� nie licuj�cym z jego godno�ci�, os�dza sam siebie, sam sobie wydaje �wiadectwo nieu�yteczno�ci lub te� braku odpowiedniego przygotowania. Profesor humanista, kt�ry nie publikuje ksi��ek dost�pnych szerszemu kr�gowi czytelnik�w, jest kim� na wz�r profesora architekta, kt�ry by nie potrafi� zaprojektowa� domu mieszkalnego; profesora medycyny � chirurga, kt�ry by nie wiedzia�, jak si� operuje; profesora nauk technicznych, kt�ry by nie dokona� w swej dziedzinie �adnego ulepszenia. Najszumniejsze tytu�y nic tu nie pomog�: albo si� zna sw�j zaw�d, albo te� nie. Zawodem humanisty jest po prostu humanistyczne, czyli ludzkie komunikowanie si� ze spo�eczno�ci�. Nie, nie jestem tak nierozs�dny, aby twierdzi�, �e ka�da praca humanistyczna musi by� zrozumia�a dla ka�dego. S� r�ne kr�gi zainteresowa�, r�ne stopnie przygotowania, rozmaite poziomy inteligencji, a wi�c musz� te� istnie� odpowiednie sposoby wypowiedzi. Chodzi mi tylko o w�a�ciwe proporcje i o hierarchi� warto�ci. Ksi��ka, w kt�rej autor omawia te lub inne kwestie mo�liwie przyst�pnie, ju� z tej racji Jest spo�ecznie wa�niejsza i zas�uguje na wy�sz� ocen� jako trudniejsza do napisania od tej, kt�ra porusza problemy szczeg�owe j�zykiem zazwyczaj niezbyt bogatym i sprawnym, a za to w ci�kim stroju aparatu naukowego. M�wi�c inaczej: powinni�my i musimy pisa� rozprawy pe�ne erudycji, drobiazgowych roztrz�sa� i docieka�, ale po to tylko, aby mie� rzetelny materia� do ksi��ek prawdziwie humanistycznych, a wi�c cechuj�cych si� oddechem, szeroko�ci� horyzont�w, literackim polorem � a przynajmniej takimi ambicjami. Powie kto�, �e wymaga to pewnego talentu. Oczywi�cie. Uprawianie ka�dej dyscypliny tego wymaga. Specyficzne uzdolnienia potrzebne s� nie tylko matematykowi, arty�cie, lekarzowi. Je�li ju� musimy nadawa� tytu�y naukowe, to niech�e si� je nadaje za ksi��ki ambitne i czytelne, a nie za wypracowania szkolne � cz�sto zaledwie poprawne. W praktyce za� dzieje si� odwrotnie. To, co mia�o by� �rodkiem do celu, sta�o si� celem ostatecznym, jedynie uznawanym i powa�anym. I nie nale�y wtr�ca� tu ze z�o�liwym u�mieszkiem, �e m�wi� pro domo sua w obronie swojej sprawy. Pewne tytu�y posiad�em, rozpraw i ksi��ek napisa�em sporo, �adnych kompleks�w mie� nie musz� i nie mam. Owszem, powinienem jeszcze my�le� o dalszych szczeblach. Jest oczywiste, �e wypowiedziami takimi jak ta wcale nie u�atwi� sobie ich uzyskania. Ale przed kilku laty jeden z najwybitniejszych historyk�w polskich, znawca wieku XIX odszed� na emerytur� jako profesor nadzwyczajny. Zawini�a w tym wypadku, jak przypuszczam, inercja jednych os�b, zawi�� innych, Odt�d �uzwyczajnienie� straci�o du�o blasku w oczach tych, co prawdziwie powa�aj� nie karier�, lecz nauk�. By�o kiedy� tak, �e zostawa�o si� profesorem maj�c w dorobku jedn� ksi��k� uczon� i jeden tomik poezji. To casus s�awnego mediewisty, Romana Grodeckiego. P�niej tw�rczo�� humanistyczna zacz�a stanowi� przeszkod�. Oto dwa przyk�ady. Nazwisko Aleksandra Br�cknera znane jest ka�demu wykszta�conemu Polakowi. Mniej natomiast znany jest fakt, �e nie dano mu tytu�u doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiello�skiego, cho� wniosek taki zosta� postawiony. Rada Wydzia�u, w�wczas Filozoficznego, utr�ci�a projekt bezpo�rednio z powodu animozji personalnych w �wiatku j�zykoznawczym, 14 po�rednio za� z tej przyczyny, �e Bruckner pisa� j�zykiem bardzo przyst�pnym i j�drnym, przypisami za� i bibliografi� wyra�nie gardzi�. �atwo wi�c by�o argumentowa�, �e prace te s� �dyskusyjne w tre�ci, nienaukowe w formie�. Tym bardziej �e autor ten mia� zwyczaj podrwiwa� sam z siebie, pozwalaj�c sobie nawet na powiedzenia tego rodzaju: �co w tej a tej sprawie poprzednio baja�em, sensu nie ma; dzi� tak to widz�...� Niewybaczalne, co za brak dostoje�stwa, nawet zwyk�ej powagi! Owszem, uniwersytet b��d sw�j p�niej zrozumia�. Urz�dzi� z pomp� uczon� sesj� ku czci swego niedosz�ego doktora � w 30 lat po jego �mierci. Przyk�ad drugi jest innego typu. W�adys�aw Tatarkiewicz uzyska� wszystkie dost�pne tytu�y naukowe, pozornie wi�c nie ma �adnego problemu, skoro nale�ycie oceniono jego osi�gni�cia i zas�ugi. Warto jednak przeczyta� uwa�nie jego Zapiski do autobiografii! Ile� tam �agodnych usprawiedliwie�, dlaczego pisa� w�a�nie tak jak pisa� � jasno i przyst�pnie! Ile� ten cz�owiek musia� wycierpie�, ile� nas�ucha� si� dokuczliwych zarzut�w: to. tylko popularyzacja i eseistyka, prawdziwa filozofia powinna by� z natury swej zrozumia�a tylko dla filozof�w. Odpowiadaj�c u samego schy�ku �ycia wszystkim przeciwnikom swego sposobu uprawiania nauki, Tatarkiewicz stwierdza wprost: �Nie lubi�, gdy mnie kto nudzi, staram si� te� innych nie nudzi�. W szczeg�lno�ci tych, kt�rzy czytaj� me ksi��ki. I s�dz�c z ich reakcji, czasem mi si� to udaje. Za m�j obowi�zek pisarza mam przede wszystkim: wy�o�y� rzecz prosto i jasno. Uwa�am za ci�ki zarzut, gdy mi kto� powie, �e mnie nie zrozumia�. Bo raz jeszcze to powt�rz�: aby twierdzenie czy poj�cie przesz�o z umys�u pisz�cego (czy m�wi�cego) do umys�u czytaj�cego (czy s�uchaj�cego), musi by� dokonana pewna praca, a s�dz�, �e jest lepiej, gdy j� wykona pisz�cy (czy m�wi�cy). W my�l tego sam post�powa�em. W m�odych latach m�czy�em si� nieraz nad cudzymi ciemnymi ksi��kami; teraz, gdy nie rozumiem, raczej rezygnuj� z lektury. Mo�e czasem na tym trac�, ale cz�ciej zyskuj�. Jest na szcz�cie do�� jasnych ksi��ek do czytania�. I wreszcie powo�uje si� na autorytet Arystotelesa, kt�ry pisa� w swej Retoryce: �Jest og�ln� zasad� dla pisanego utworu, �e powinien by� �atwy do czytania i przeto �atwy do zrozumienia�. A od siebie dodaje: �Niekt�rzy maj� naturaln� sk�onno�� do jasno�ci i �atwo�ci, ale na og� trzeba si� ich po prostu uczy�. Ot� to. Trud pisania przyst�pnego tekstu jest ogromny. Wymaga sta�ego �wiczenia, pr�b, poprawiania tekstu dziesi�tki razy, szukania wci�� nowych sposob�w wyra�ania swych my�li. Jest rzecz� oczywist�, �e m�odemu pracownikowi nauki zupe�nie si� nie op�aca podejmowanie takiego wysi�ku. Namozoli si�, straci wiele czasu, uzyska efekt w postaci tekstu klarownego � i us�yszy od swego zwierzchnika lub od koleg�w s�owa nagany: �My�l mo�e s�uszna, ale uj�cie nienaukowe, eseistyczne!� Lepiej wi�c sp�odzi� artyku�, kt�rego wprawdzie nikt nigdy nie przeczyta, ale kt�ry ze wzgl�du na sam� sw� posta� liczy si� jako �dorobek�. Nie dla or��w nasz system promowania, nie dla or��w... Powr��my wszak�e do sprawy tytu��w. Jako si� rzek�o, ich powstanie jest zrozumia�e, istnienie za� w pewnych granicach usprawiedliwione i dopuszczalne. Z drugiej jednak strony nale�y te� pami�ta� o niedobrych skutkach tej instytucji. Po pierwsze, sam spos�b ich nadawania mimo � a raczej w efekcie � nies�ychanego zbiurokratyzowania prowadzi niekiedy do sytuacji paradoksalnych i w odczuciu wielu zainteresowanych os�b po prostu krzywdz�cych. I znowu powie kto�, �e tak bywa w przer�nych dziedzinach �ycia spo�ecznego. Tak, ale w tym wypadku tytu� identyfikuje si� ze stopniem uczono�ci, czyli pewien termin z czym� bardzo konkretnym, znacz�cym. A tymczasem r�nica jest istotna: tytu� przecie� to co�, co mo�na w ka�dej chwili da� i odebra� formalnie, uczono�� natomiast jest faktem. Uczonym nikt nikogo mianowa� nie mo�e. Po drugie � to mog� stwierdzi� z ca�� odpowiedzialno�ci� jako historyk � pojawianie si� i rozpanoszenie tytu�omanii jest cech� epok, w kt�rych struktury spo�eczne kostniej�. Jak gro�ne to zjawisko, pouczaj� dzieje schy�ku cesarstwa rzymskiego lub Bizancjum. 15 Tyle wystarczy w sprawie magisterium dla Platona. Oczywi�cie, da�oby si� jeszcze wiele rzec o rozmaitych problemach naszego �ycia naukowego. Na przyk�ad o wyjazdach zagranicznych, czyli o tak zwanej turystyce naukowej. I tytu� takiej rozprawki by�by pi�kny: �Ci wspaniali uczeni w swych zagranicznych woja�ach�. A wszystko to na prostej zasadzie: ja ciebie zaprosz� � ty mnie � ja ciebie � ty mnie... I tak wci��, bez ko�ca. Naukowcy nie s� tak pozbawieni sprytu �yciowego, jak to si� cz�sto przypuszcza; oczywi�cie nie nale�y myli� ich z uczonymi. Ale to wszystko kiedy indziej, przy innej sposobno�ci. Obecnie pora na wnioski praktyczne. Co proponuj�? Ot� nie stawiam �adnych wniosk�w konkretnych. Niech sobie tytu�y istniej�. Wa�ne jest tylko, aby spo�ecze�stwo wiedzia�o i rozumia�o, �e w nauce, tej wielkiej, prawdziwej, kulturowo tw�rczej, liczy si� wy��cznie nazwisko, a nie literki przed nim. Tak, nic si� nie zmieni, nic nie powinno si� zmieni�. Chyba to tylko, �e ka�dy, kto g�osi takie pogl�dy, mo�e zyska kilku przyjaci� w�r�d os�b niezbyt utytu�owanych i niewiele znacz�cych, natomiast na pewno przysporzy sobie zast�p wrog�w bardzo utytu�owanych i ogromnie wp�ywowych. Cho� te � w tym wypadku na szcz�cie � ma�o czytuj�, zbyt bowiem wiele energii i czasu musz� po�wi�ca� umacnianiu swej wielko�ci, czyli zdobywaniu nowych tytu��w. Platon za� � skoro ani w swojej, ani te� w naszej epoce �adnego tytu�u zdoby� nie m�g� i nie mo�e � niech pozostanie w naszej pami�ci po dawnemu po prostu Platonem. 16 Platon i Heiseuberg Wspomnia�em poprzednio o fakcie zdumiewaj�cym: oto jeden z najwybitniejszych fizyk�w naszej doby, Carl Weizs�cker, w swej ksi��ce Jedno�� przyrody traktuje Platona jako r�wnorz�dnego partnera w dyskusji nad podstawowymi problemami dzisiejszego przyrodoznawstwa. Stwierdza wprost, �e nie jest w stanie zrozumie� teorii kwant�w, je�li nie rozumie tego filozofa. Zgadza si� te� ze zdaniem s�awnego matematyka i fizyka Whiteheada, �e ca�a filozofia Zachodu stanowi w gruncie rzeczy tylko gar�� przypis�w do Platona, czwarta za� cz�� ksi��ki to rozwa�ania wok� problem�w, jakie tw�rca Akademii postawi� w swym dialogu Parmenides. Odnosi si� nawet wra�enie, �e Platon jest czym� wi�cej ni� tylko rozm�wc� w naukowej dyspucie: wydaje si� wr�cz przewodnikiem, kt�ry wskazuje nowe drogi i podsuwa sposoby rozwi�zywania najtrudniejszych zagadnie�. M�g�by jednak kto� utrzymywa�, �e g�os Weizs�ckera jest odosobniony. Czy nie s� to pi�kne, lecz przesadne s�owa, kt�re pad�y z ust fizyka wprawdzie �wietnego w swym fachu, ale zbyt rozkochanego zarazem w antycznej kulturze? Czy nie przypisuje on Platonowi takich my�li, kt�rych tamten w rzeczywisto�ci nie mia� i mie� nie m�g�? Przecie� mo�e by� tak, �e Weizs�cker interpretuje poetyckie wypowiedzi i �mia�e przeno�nie staro�ytnego filozofa w spos�b bardzo dowolny, bo w oparciu o obecn� wiedz� fizyczn� i matematyczn�, doszukuj�c si� w tamtych poj�ciach znacze�, kt�rych w istocie tam nie ma. J�zyk Platona jest z punktu widzenia dzisiejszej terminologii naukowej tak swobodny, wyobra�nia za� tw�rcy tak bogata i uskrzydlona, �e ka�dy inteligentny czytelnik potrafi przedstawi� pewne partie zgodnie z w�asnymi oczekiwaniami i z g�ry za�o�onymi tezami. By�yby to zarzuty i wywody poniek�d s�uszne, a w ka�dym razie godne uwagi, gdyby przyk�ad Weizs�ckera prezentowa� si� jako co� w naszej dobie istotnie wyj�tkowego. Ale w�a�nie tak nie jest! Poza wielu innymi mo�emy te� przytoczy� g�os niemal identyczny tre�ciowo � r�wnie� poprzednio wspomniany � a pochodz�cy od fizyka jeszcze bardziej znanego. Mowa o Wernerze Heisenbergu, zmar�ym przed kilku laty. By� wsp�tw�rc� mechaniki kwantowej, sformu�owa� zasad� nieoznaczono�ci, a w roku 1932 otrzyma� Nagrod� Nobla w zakresie fizyki. Ka�dy podr�cznik tej nauki wymienia go zaszczytnie. Jego my�li i pogl�dy na tematy szersze, a wypowiedziane w formie przyst�pnej, przypomnia� nam zbi�r esej�w opublikowany pod tytu�em Ponad granicami w przek�adzie polskim Krzysztofa Wolickiego. Oczywi�cie, jak zwykle u nas, ksi��ka ze wzgl�du na sw�j niski nak�ad by�a niedost�pna praktycznie ju� w chwili ukazania si�. Tym bardziej chyba konieczne jest przypomnienie pewnych jej my�li i aspekt�w � w danym wypadku tych, kt�re odnosz� si� do problem�w �wiata antycznego. Imi� Platona przewija si� na kartach ksi��ki cz�sto, przede wszystkim jednak spotykamy je w rozdziale Prawo natury i struktura materii. Tekst ten to przem�wienie, jakie Heisenberg wyg�osi� w 1964 roku na Pnyksie ate�skim. Stoj�c tam m�g� on wskazywa� r�k� swym s�uchaczom: Oto tam ni�ej znajduje si� ju� spowita mrokiem agora, na kt�rej Sokrates rozprawia� o trudno�ciach zwi�zanych z naszymi mo�liwo�ciami wyra�ania my�li. A tam znowu Platon naucza�, �e pod powierzchni� zjawisk kryje si� ich podstawowa struktura � idea. 17 Przedmiot przem�wienia zosta� jasno sformu�owany w jego tytule. Heisenberg jednak traktuje te zagadnienia historycznie, uwa�aj�c �e por�wnanie filozoficznych dyskusji � jakie toczyli w danej kwestii my�liciele staro�ytni � z osi�gni�ciami naszej fizyki atomu oka�e si� interesuj�ce. I zaraz na pocz�tku, uprzedzaj�c tok i rezultaty swych rozwa�a�, Heisenberg stwierdza, �e jego zdaniem Platon by� znacznie bli�szy prawdy, je�li chodzi o problem struktury materii, ni� Leukipp czy Demokryt, jakkolwiek ich pomys� atomu cieszy� si� tak zawrotnym powodzeniem w nowo�ytnym przyrodoznawstwie. W czym rzecz? Ot� Platon pojmowa� atomy lub ich odpowiedniki w�a�