9411

Szczegóły
Tytuł 9411
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9411 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9411 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9411 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw Ignacy Witkiewicz Pragmaty�ci Pragmaty�ci Sztuka w trzech aktach 1919 po�wi�cone W�odzimierzowi Mazurkiewiczowi OSOBY Plasfodor Mim�cki - lat 32, chudy, wygolony zupe�nie, ruchy po�amane; ciemne oczy wpadni�te g��boko i obrysowane bardzo ciemnymi obw�dkami, w�osy ciemne z rozdzia�kiem, do�� d�ugie. Mamalia - jego niema, ale nie g�ucha kochanka. �red�niego wzrostu, oczy ciemne, du�e rude w�osy. Lat 26. Graf Franz von Telek - do�� gruby, trzyma si� prosto. Ciemnorude w�osy g�adko zaczesane i du�a ruda broda. Pewny siebie i w ruchach, i w sposobie m�wienia; tylko wyraz twarzy niespokojny: lataj�ce oczy. Lat 37. Mumia Chi�ska - maska chi�ska zamiast twarzy. ��ta szata owini�ta dooko�a cia�a. Ruchy p�ynne, ,,wybrzuszaj�ce si�". W spokoju zupe�nie sztywna. M�wi g�osem kobiecym, ale jakby przefiltrowanym przez par� podziemi. Olbrzymie do pi�ciu cm pazury. Kobieton - osoba bezp�ciowa, zaakcentowana jednak wi�cej w stron� kobieco�ci. Blondynka ostrzy�ona w wysokiego je�a. Smuk�a i szczup�a. Nogi w kostkach bardzo cienkie. Ruchy pe�ne gracji, lat 17. Dwaj �andarmi - w stylu w�oskich karabinier�w, w trykornach. Uwaga: Wszyscy maj� m�wi� nie uczuciowo, tylko wypowiada� zdania ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem warto�ci samych wyraz�w. AKT PIERWSZY Pok�j z jednymi drzwiami wprost widowni, z drugimi na prawo przy samej kurtynie. Na lewo okno, przez kt�re wpada popo�udniowe, troch� pomara�czowe s�o�ce. Obicia czarne w ��te desenie wschodnie. Na �rodku sceny czer�wony tr�jno�ny stolik, na kt�rym przyrz�d do czarnej ka�wy. Na prawo czarna kanapa. Kolo kanapy szafka z czarne�go drzewa. Na ziemi dywan czarny w czerwone, prostolinijne desenie. Cztery krzes�a ciemnoczerwone. Przy stoliku siedzi Plasfodor z twarz� ukryt� w d�oniach. Ubrany w bia��, jedwabn� pyjam�. Lakierowane pantofelki na go�e nogi. Mamalia ubrana w ciemnowi�niowy szlafrok, obszyty bia�ym futrem, siedzi na kanapce na prawo, nieruchoma, wpatrzona przed siebie. D�uga chwila ciszy. PLASFODOR nie odrywaj�c r�k od twarzy Dosy�! Och, dosy�! - Ja nie wytrzymam. (Mamalia okazuje zaniepokojenie.) Nie wiem, czy zdo�am prze�y� dzie� ten do ko�ca. (Mamalia podnosi si� z wolna i stoi wahaj�c si�; ca�a jej posta� wyra�a niezno�ne napi�cie.) Ta potworna m�ka jest jednak istot� mego prze�ywania. Rozmowa z kobiet�! M�j Bo�e! (odkrywa twarz i patrzy przed siebie z wyrazem straszliwego nienasycenia) Czy� color tylko na to zosta�em stworzony, aby by� czym�, przez co przep�ywa pr�d istnienia, nie zatrzymuj�c si� ani na sekund�. (Mamalia podchodzi do niego z ty�u i przys�uchuje si� z wyra�n� m�k� jego s�owom; usta jej poruszaj� si�.) S� dwa wyj�cia. albo by� tym, co przep�ywa, albo ekranem, na kt�rym przep�ywaj�ce tworzy znikomy obraz. Co jest istotniejszym? (Mamalia zakrywa mu oczy r�kami stoj�c ci�gle za nim i jakby stara si� przela� mu swoje my�li wprost do g�owy.) Pisz, �cierwo i psiakrew! (Mamalia podbiega do szafki na prawo, bierze papier i o��wek, zdejmuje tac� ze stolika i stawia na ziemi, po czym kl�ka przy stoliku. Plasfodor bierze j� za r�k�. Mamalia zaczyna pisa� patrz�c beznadziejnie w przestrze�. Plasfodor czyta wolno w miar� pisania.) ,,Bezp�odna m�ka wodzi r�k� w otch�ani s��w, tam gdzie bezsens z sensem si� spotyka i tworzy dusz� nieistniej�cego stworu. B�d� tym zrodzonym ze s�owa tworem, kt�rego nie ma mi�dzy �yj�cymi." To ju� by�o! Odpowiadaj wyra�nie, bo zabij�!! Och! Ona nie wie, czym jest ta m�ka! (�ciska jej r�k� z ca�ej si�y. Mamalia si� chwieje. Wchodzi na palcach Kobieton, w kr�tkiej r�owej sp�dniczce i czarnych po�czochach. Wyraz twarzy figlarny. Tamci go nie widz�.) Odpowiadaj, psiakrew, bo zam�cz� jak ostatni�...!! (Mamalia zaczyna pisa�, Plasfodor przerywa przekle�stwa i patrzy uwa�nie na papier. Co� be�kocze, po czym zaczyna czyta�.) ,,Przemie� siebie i mnie w jedno niewyra�alne s�owo, kt�rego nie wym�wi �aden tw�r �yj�cy. On ci dopomo�e - zbli�a si� - czuj� go...'' Kobieton ze �miechem obserwuje t� scen�. Nagle drzwi wprost widowni otwieraj� si� (w og�le drzwi na prawo a� do ko�ca pozostaj� zamkni�te) i bez pukania wchodzi Franz v. Telek, ubrany w �akietowy kostium z bia�� kamizelk�, w r�ku melonik i laska bia�a ze z�ot� ga�ka. Mamalia zrywa si� i podbiega do Franza; z drugiej strony podbiega Kobieton. PLASFODOR do Franza Tego tu jeszcze brakowa�o! Czego tu chcesz, wcielenie najjadowitszej pustki? KOBIETON wieszaj�c si� na ramieniu Franza Pami�ta pan, Panie Telek? Czy pami�ta pan, gdzie�my si� widzieli? v. TELEK odsuwa j� brutalnie i zwracaj�c si� do Mamalii m�wi Jestem zdr�w i t�gi jak byk. Doprawdy tryska ze mnie �ycie. PLASFODOR do Franza Biedna kuk�o, kt�r� ka�dy oszuka� mo�e. Mamalia bierze Franza pod r�k� i ci�gnie go w kierunku Plasfodora, na prawo. Wyra�a ch�� pogodzenia ich obu; v. Telek podaje r�k� Plasfodorowi, kt�ry r�ce k�adzie do kieszeni. Kobieton �mieje si� i podchodzi do Mamalii. KOBIETON Wszystko za�atwi si� samo. Niech pani nie przezwyci�a Plasfodora. Znam go dobrze. v. TELEK Umilknijcie, kobiety. Jestem zdr�w jak byk i mog� sobie na to pozwoli�, aby ten truposz odm�wi� mi u�cisku swej r�ki. Jestem przekonany, �e za chwil� b�dzie m�wi� inaczej. (do Plasfodora) Wiesz, Plasfodorze, �e wynalaz�em nowy rodzaj artystycznej tw�rczo�ci? Czy nie chcesz si� tym zaj��? Jest to co� po�redniego mi�dzy bezprzestrzenn� rze�b� a muzyk�, kt�ra nieruchomieje w przestrzeni. Mam nawet przyrz�d... PLASFODOR Nikczemniku; chcesz mi wydrze� ostatni� niewiar�. Znam twoje manowce. Jeste� zwyk�ym businessmanem. Sprzedajesz nieistniej�ce narkotyki, kiedy ci zabrak�o pomys��w na nowe alkaloidy. v. TELEK Co za bezczelne bydl� tkwi jednak w tym wymoczku! Pami�tasz tak zwan� apotransformin�, kt�r� doby�em z niewinnego krzaczka holparyjskiego tamaryszku? Pami�tasz dzikie wizje, kt�re mia�e� wtedy?... PLASFODOR Milcz: nie przypominaj tych chwil upadku. Mamalia kr�ci si� mi�dzy nimi, nawi�zuj�c jakby jakie� nici. Panowie uspokajaj� si�. v. TELEK Tak, jestem zdr�w jak byk. To jest moja istotna si�a. Jestem teraz referentem od trucizn w ministerium handlu. Chcemy zmonopolizowa� wszystkie jady i stworzy� niezale�ny syndykat z�o�ony z najmorowszych abstynent�w. Siada na kanapce, obok niego siada Plasfodor. M�wi� cicho do siebie. Mamalia podchodzi do nich. PLASFODOR pojednawczo, wskazuj�c Mamali� Oto moja ostatnia trucizna. v. TELEK Nie udawaj, transformisto! To ty zatruwasz j� swoj� programow� bezp�odno�ci�. �y� znaczy tworzy� nieznane. Nauczy�em si� tego od ciebie w�a�nie. KOBIETON A ja? PLASFODOR do Kobietona Zapominasz, �e jeste� tylko s�u��c�. KOBIETON Tak? A czy mog� opowiedzie� hrabiemu ostatni� scen�? Oto kartki! (chwyta kartki ze sto�u i czyta g�o�no, uciekaj�c od Mamalii, kt�ra chce jej kartki wydrze�) ,,Przemie� mnie i siebie w jedno niewyra�alne s�owo, kt�rego nie wym�wi..." Mamalia wydziera jej kartki i drze na drobne kawa�ki; v. Telek �mieje si� grubym basem. PLASFODOR wstaj�c Odm�odnia�em w waszym towarzystwie. Mo�e mi si� wszystko zdaje. (otrz�sa si�) O! Ja tak�e kocham �ycie. Kobieton! Chod� tutaj. Sze��dziesi�t kilo �ywego Kobietonu czy� nie jest w stanie zast�pi� urojonej tw�rczo�ci? Czemu jednak nic mi nie wystarcza? Telek jest zupe�nie na miejscu w swoim idiotycznym ministerium, w swoim syndykacie abstynenckich morowc�w. Ja jeden nie mam nigdzie miejsca. Kobieton podchodzi do niego. KOBIETON naiwnie W moim sercu jest trucizna zupe�nie nie znana. Kto moje serce mi wybebeszy, temu ono zrobi w�ciek�� wprost przyjemno��. v. TELEK Teraz kolej na mnie. (obejmuje Mamali�, kt�ra wy�lizguj�cym si� ruchem prowadzi go do drzwi) Ty jeste� t�, kt�ra stworzy we mnie komplikacj� uczu� i to, czego nie mam. Zwyci�am i odrzucam. Chcia�bym raz zabrn�� tak, �ebym wcale nie widzia� horyzontu. Obejmuje Mamali� i oboje wychodz� przez drzwi. Kobieton i Plasfodor siadaj� na kanapce. PLASFODOR kt�ry spojrza� przelotnie na t� scen�, m�wi do Kobietona Wszystko to mi si� zdawa�o. Jestem znowu tym samym ch�opczykiem z lat dawnych. KOBIETON ironicznie, ale poczciwie Biedny dzidziu�. PLASFODOR Pojmuj� moje �ycie, �ycie bez wypadk�w, znowu od samego pocz�tku. A jednak czym tylko chcia�em - mog�em by�. Jednej jakiej� ma�ej spr�ynki - brak�o mi. KOBIETON Brak�o ci tego, co stwarza rzeczywisto�� konieczn� do przyj�cia - tak�, a nie inn�. Znam te m�czarnie niewiary we w�asn� mi�o��. Ale bezsensu nie pojm� nigdy. PLASFODOR Ty zawsze rozumiesz wszystko przez mi�o��, mimo �e jeste� osob� notorycznie bezp�ciow�. Jest pewna analogia, tylko tu przedmiotem by�o �ycie ca�e. Jedynym wyj�ciem by�o samob�jstwo. Ale nie mog�em pope�ni� go z czystym sumieniem: nie by�oby to rozwi�zaniem. Och! jak�e mnie m�czy ta rozmowa. KOBIETON A by�e� ju� m�ody - przed chwilk�. PLASFODOR Tak, tak. Moi przyjaciele z kawiarni ,,Iluzjon" nazywaj� mnie wariatem dlatego, �e nie pisze wierszy. KOBIETON Nie daj si� wzi�� na now� blag� Franciszka. Znam go dobrze. PLASFODOR Nie wierz� mu tak�e. Za scena s�ycha� straszliwe przekle�stwa Franza. Wpada Franz v. Telek w pomi�tym ubraniu, na bia�ej kamizelce �lady krwi. v. TELEK Bydl�ta! Ja post�puj� z wami jak z dobrze wychowanymi widmami, a oni s� bardziej realni ni� ca�e moje ministerium. KOBIETON wstaj�c Czy j� zabi�e�? v. TELEK gniewnie Gdzie tam. Zosta�em pchni�ty japo�skim no�em w ko�� mostkow� za to, �e nie chcia�em by� do�� realnym. PLASFODOR z zadowoleniem wstaj�c Nareszcie zaczyna si�... KOBIETON do Plasfodora Przesta� deklamowa�. (do Franza) Wi�c jak to by�o? v. TELEK Po prostu odm�wi�em jej pewnej ma�ej zbrodni. Chcia�a, abym j� zabi�, dzi� zaraz, o tak, na poczekaniu. To j� doprowadzi�o do w�ciek�o�ci. PLASFODOR A wi�c sama jest jednak niezdolna. Och, jak mi to imponuje. KOBIETON Ach, wi�c ona tak�e. (wskazuj�c na Plasfodora) M�wi� ci, Franciszku, �e on jest silniejszym, ni� ci si� to wydaje. v. TELEK obcieraj�c si� serwet� Ka�dy z nas jest silniejszym od samego siebie w pewnych chwilach. PLASFODOR Nie chodzi mi o chwil�, tylko o ich ci�g�o��. (Wchodzi Mamalia i zbli�a si� do Plasfodora.) Ta piekielna banalno�� istnienia. Jest godzina czwarta po po�udniu. Potem b�dzie kolacja, potem orgia, potem seans, potem nocne koszmary, potem zwyk�a porcja �rodk�w wzmacniaj�cych. Och! to nie do wytrzymania. v. TELEK Gdyby� musia� pracowa� tak jak ja, nie m�wi�by� tak. �ycie jest jedno. Jest to tak banalne, a jednak ma�o istot rozumie to naprawd�. Mnie ratuje tylko to, �e jestem zdr�w jak byk. Mamalia obejmuje Plasfodora wiotkimi ruchami, Telek odwraca si� ze wstr�tem i obejmuje Kobietona. KOBIETON poddaj�c si� Franciszku, czy to prawda? Ty nie odtr�casz mnie od siebie? v. TELEK zimno Jeszcze nie jestem tam, gdzie oni. Jeszcze trzymam si�. Ale biada temu, co wyzwoli ze mnie ca�� moj� si��. B�dzie to krwawa marmelada, puszek z w��kniku na b��kitnym niebie zwyk�ego codziennego dnia. KOBIETON do Franza Czy ona przyjecha�a? v. TELEK Czeka na mnie w hotelu. PLASFODOR krzyczy Dosy� mam tego! Zahamowa�em na zawsze wszystkie wyj�cia. �mier� jedna, i jej, i moja, b�dzie jedynym moim dzie�em. Kobietonie! kawy!! Kobieton wychodzi. v. TELEK O! W tym mog� ci pom�c. Pozw�l, �e p�jd� tu zaraz obok, do hotelu. Tam jest zamkni�te, w moim pokoju, wspomnienie pewnego wypadku, kt�ry nigdy jeszcze nie zaszed�. Mamalia zbli�a si� do Franza i sk�ada b�agalnie r�ce. PLASFODOR Prosz� ci�. Teraz nie boj� si� niczego. v. TELEK A wi�c, id�... Mamalia chce go zatrzyma�; v. Telek odtr�ca j� brutalnie i wychodzi. PLASFODOR No i co teraz? Zwyk�y program. Jak�e strasznie zamar�a w nas dziwno�� �ycia. (Mamalia wyra�a ruchami wewn�trzn� m�czarni�.) Przesta� kr�ci� si� jak marionetka. Nawet rozmowa z tob� sta�a si� dla mnie ci�arem. Czemu� nie mog� by� samotnym jak dawniej? Siada z rozpacz� w ruchach i w pozie, jak na pocz�tku aktu. Mamalia z za�amanymi r�kami stoi za nim. Pauza. Wchodzi v. Telek prowadz�c za r�k� Chi�sk� Mumi�. Mamalia podbiega do Mumii, kt�ra wybrzuszaj�cymi si� ruchami posuwa si� wolno na �rodek sceny. Mumia ca�uje Mamali� w g�ow�. Plasfodor siedzi z twarz� ukryt� w r�kach. v. TELEK Plasfodorze! Plasiu! Obud� si� i przyjmij w tw� wyschni�t� g��bi� now� rzeczywisto��. (krzyczy z ca�ej si�y) Wsta� w tej chwili!!! Plasfodor wstaje i obraca si� do Mumii. PLASFODOR do Franza oboj�tnie Tylko tyle? v. TELEK do Mumii M�w! Wchodzi Kobieton z kaw�. MUMIA g�osem jakby z dna beczki do Plasfodora Pami�tasz t� noc w Saigonie? Kiedy opium wchodzi�o nam w �y�y, rozdymaj�c je ��dz� nieznanego... Mamalia staje mi�dzy Plasfodorem a Mumi�, twarz� zwr�cona do Plasfodora. PLASFODOR twardo Nic nie pami�tam. Jeste� nowym medium Franza. Ale twoja chi�sko�� wydaje mi si� podejrzana. MUMIA A pami�tasz t� noc, kiedy w cieniu Ping-Fang�w uwiod�e� mnie w ma�ym bambusowym domku i wypi�e� mi ostatni �yk krwi przez s�omk� z suszonej trawy Wu? PLASFODOR Co� jakby sobie przypominam. Tak, zdaje si�, �e by�em naprawd� ko�o Saigonu. Mamalia mi�dzy Plasfodorem a Mumi� ta�czy co� w takim rodzaju, jakby chcia�a wytworzy� mi�dzy nimi nieprzeniknion� �cian�. v. TELEK twardo do Mumii M�w dalej, ksi�niczko Tsui. PLASFODOR Tsui? To imi� nie jest mi nie znane. MUMIA Pami�tasz, kiedy nasyci�e� twoj� dzik� bia�� ��dz� i kiedy czarno-��ta by�a dalej nienasycon�, pami�tasz, co� uczyni� wtedy ze mn�? (wskazuje ostrym pazurem na Mamali�) Wtedy to ona zaniem�wi�a, a� do ko�ca dni swoich. v. TELEK twardo Dalej - m�w! PLASFODOR Tak, teraz wiem, �e by�em z tob� w Saigonie, pi�� lat temu, w maju. Kobieton podtrzymuje mdlej�c� Mamali� i uprowadza j� na kanapk�. Mamalia p�acze i robi rozpaczliwe ruchy. v. TELEK z nakazem Tsui! Powiedz mu ostatnie s�owo. Przemie� i jego, i j� w to s�owo, kt�rego nie wym�wi �aden tw�r �yj�cy. Mamalia zrywa si� i podchodzi do Plasfodora, ale staje o krok od niego i czyni ruchy takie, jakby nie mog�a przej�� przez zaczarowane ko�o. Kobieton ze �miechem obserwuje t� scen�. Mumia obejmuje Plasfodora za szyj� i szepcze mu co� na ucho. PLASFODOR padaj�c na ziemi� Nie! Nie! Nie chc�... nie chc�... Ko�czy mdlej�cym g�osem i wywala si� na ziemi�. v. TELEK do Mumii z zaciekawieniem Co� mu powiedzia�a, o Tsui? ksi�niczko b��kitnego lotosu! Ja jestem zdr�w jak byk i wszystko wytrzymam. Mamalia i Kobieton przenosz� Plasfodora na kanapk�. MUMIA do Franza Powiedzia�am mu to s�owo, kt�re by i ciebie mog�o zabi�, zdrowy byku. To, czego mu nie mog�a powiedzie� ta, (wskazuje na Mamali�) bo w�a�nie w tej chwili oniemia�a. v. TELEK Powiedz mnie. Bo w�a�ciwie nie znam tego, co mimo woli stwarzam jako zupe�nie nieistotny odpadek mojej istoty. Zrobi� z tego now� trucizn�. Mumia robi krok ku niemu; v. Telek cofa si� z przera�eniem. Mamalia podchodzi do niego, bierze go za r�k� i wyprowadza. v. TELEK we drzwiach Tym razem przesadzi�em jednak troch�. Mumia wolnym krokiem zbli�a si� do kanapki, na kt�rej le�y bezw�adny Plasfodor. KOBIETON podtrzymuj�c g�ow� Plasfodora M�j pan mia�, zdaje si�, to, co u nich w ,,Iluzjonie" nazywa si� prze�yciem istotnym. Oby tylko nie by�o to za istotnym dla tego wymoczka. MUMIA kl�kaj�c przy Plasfodorze Milcz i trzymaj mu prosto g�ow�. AKT DRUGI Ten sam pok�j co w akcie I. Noc. Stolik czerwony stoi ko�o kanapki. Na stoliku pal� si� trzy �wiece w jednym lichtarzu. Na kanapce le�y Plasfodor. Mumia siedzi po lewej stronie na dywanie, profilem do widowni. Mamalia chodzi mi�dzy Plasfodorem a Mumi� za�amuj�c r�ce z rozpaczy i wszystkimi ruchami wyra�aj�c okropny strach i niepok�j. MUMIA Teraz pami�tasz ju� dobrze, kim jestem. Plasfodor uwi�z� mnie z letniej rezydencji moich przodk�w, kiedy by�am jeszcze pi�kna i m�oda. �ycie to, o kt�rym marzy�am dla niego, by�o jak nieprawdopodobny sen: cieniste i krwawe, bia�e i niewinne. By�o w nim wszystko: za dawnych, dawnych lat by�by m�drcem i wojownikiem. Chcia�am mu da� to we �nie. Ty� go zbudzi�a do waszej pod�ej egzystencji, w kt�rej wszystko, co ma�e i u�yteczne, oplata�o jego wielk� dusz�. Tylko dusza by�a w nim pi�kna; cia�o zjedzone straszliw� chorob�, kt�r� si� przepala wasza ludzko��, nie mog�o znie�� �aru jego ducha, kt�ry p�on��, jak pochodnia nieugaszalna, na wielkiej, czarnej Nico�ci Absolutnego Istnienia. (Mamalia pada przed Mumi� na kolana i pochyla si� czo�em a� do ziemi; odgina si� w ty� i znowu pada.) I c� ci z tego przyjdzie, hrabianko von Telek? Nawet brat tw�j odwr�ci� si� od ciebie, ten brat, kt�ry ci� kocha� w dzieci�stwie mi�o�ci� bynajmniej nie bratersk�. (Mamalia ci�gle bije pok�ony.) Wsta� i ocu� go teraz. Jak�e us�yszy on twoje nieme wo�anie, kt�re rozdziera ci wn�trzno�ci i spala ci� niewys�owionym �arem? Mamalia zrywa si� i zakr�ca si� na miejscu w okropnej m�ce. Robi wra�enie, �e krzyk jaki� chce si� z niej wyrwa� i nie mo�e. PLASFODOR nie budz�c si� ze snu Czuj�, jakbym z niesko�czon� szybko�ci� spada� w bezdenne, mi�kkie jak puch i czarne jak noc bezgwiezdna otch�anie. (Mamalia przys�uchuje si� jego s�owom.) Wszystko w postaci ohydnego, opuch�ego plastronu unosi si� nade mn�. Ka�demu punktowi w rzeczywisto�ci odpowiada punkt w tym przekl�tym plastronie, kt�ry to zbli�a si�, to oddala si� ode mnie. M�g�bym powi�za� nitkami wszystkie punkty odpowiednie i po��czy�bym sen z realnym bytem. Ale lec� wci�� g��biej i m�ka moja nigdy si� nie sko�czy. Mamalia rzuca si� ku niemu, potem zatrzymuje si� i z nagl� decyzj� wyci�ga rewolwer z szajki i z miejsca strzela w Mumi�. Mumia siedzi nieporuszenie. Mamalia podchodzi ku niej zupe�nie blisko i strzela jej w piersi przyk�adaj�c prawie rewolwer do ubrania. Mumia ani drgn�a. Mamalia znowu pada przed ni� na twarz. MUMIA spokojnie Uspok�j si�, Mamalio von Telek. Nie tym zwyci�a si� istotn� dziwno�� bytu. Wchodzi Kobieton w nocnym r�owym szlafroku i r�owym czepku. KOBIETON ze strachem Czego strzelacie, niepos�uszne dzieci? Czy� to co pomo�e? Och! Franciszek naopowiada� mi tak strasznych rzeczy przed wyj�ciem. Ci�gle mi si� �ni�y potworne, abstynenckie mordy, chlipi�ce jakie� straszne jady: zmonopolizowane, usystematyzowane, zmechanizowane. O, nie by�a to noc mi�o�ci w normalnym znaczeniu. MUMIA Noc mi�o�ci b�dzie dopiero jutro. Tylko �mier� mo�e rozwi�za� rzeczy tak marne i nie znacz�ce jak mi�o�� Franciszka von Telek. KOBIETON Powiedz, ksi�niczko Tsui, wi�c ty panujesz nad nim zupe�nie? MUMIA Nic nie panuje nad niczym; wszystko tworzy si� samo w zwi�zku ze �wiatem ca�ym, kt�ry jest tylko okiem Nico�ci na sam� siebie. Mamalia podnosi si� i dziko patrzy na Mumi�. KOBIETON A kim�e jest ona, pani Mim�cka, moja pani, kt�r� tak pogardzam? MUMIA Jest wcieleniem kary, kt�ra si� w �yciu samouosabia nie kierowana nikim, bo istnienie Najwy�szej Istoty polega na tym, �e jest jej snem bez sn�w w Niesko�czono�ci tego, co przemija. KOBIETON Jeste� nudna, Mumio dostojnej osoby. Wol� ni� ciebie twego impresaria, brodatego Franza. Wychodzi. Mumia zapada w zupe�ne oderwanie si� w kontemplacji. Mamalia le�y przed ni� w prostracji. Pauza. Wchodzi v. Telek ubrany w czarn� pyjam�. v. TELEK My�la�em, �e tu jest co najmniej kilka trup�w. A to jest tylko ma�y wyk�ad metafizyki w rodzaju mistrza Teng-Tsen. (do Mamalii) Wsta�, biedna siostrzyczko, si�d� nast�pnie i nie przejmuj si� sytuacj�. Znamy daleko gorsze. (Mamalia zrywa si�, wyra�aj�c ruchami najwy�sze oburzenie. Odpycha co� nie istniej�cego w powietrzu, chce krzycze� i nie mo�e. Nareszcie rzuca si� na Plasfodora i pr�buje go obudzi�. Szarpie nim, obejmuje go i ca�uje — wszystko na darmo; v. Telek �mieje si� grubym basem, Mumia wt�ruje mu podziemnym rechotem. Mamalia rzuca si� na kolana przed Franzem, kt�ry, praw� r�k� oparty na g�owie Mumii, �mieje si� ironicznie.) Ukorz si�, b�a�nico! Ja tylko jestem panem za�wiatowych pot�g, mimo ca�ego realizmu. Chcieli�cie oszuka� najistotniejsze prawa bytu i stanowi� jedno�� bez tre�ci poza �yciem? Ja was naucz�! Mumia podnosi si� z wolna i staje obok Franza, kt�ry obejmuje j� wp�. MUMIA kr�tko Zbud� go, Franz v. TELEK I owszem. Nic mi nie zale�y na tym, aby ten mato� kipn��. Podchodzi do Plasfodora; Mamalia za nim: pochylona obserwuje ka�dy ruch v. Teleka. On za� bierze r�k� Plasfodora i okr�ca ni� w ko�o trzy razy, i rzuca j� na piersi �pi�cego. Pasfodor zrywa si� gwa�townie. PLASFODOR przecieraj�c oczy i poprawiaj�c ubranie; do Franza To ty znowu tutaj? Ty mamko inkub�w! Ty lesbijski rajfurze. v. TELEK z lekka stropiony Plasiu, wyra�aj si� ogl�dniej: s� damy. Plasfodor uderza go z ca�ej si�y w twarz. v. Telek zakrywa twarz r�kami. MUMIA Bij! Bij, ile wlezie! Nie �a�uj! Rechocze z zadowoleniem. PLASFODOR w�ciek�y Masz, kazirodczy saltembanku! Masz, utrzymanku Astarty! (Mamalia patrzy w niemym zachwycie; v. Telek umyka w kierunku drzwi i tam si� zatrzymuje.) Jak �miecie mnie oszukiwa� w tak ohydny spos�b? Kto tu jest panem? v. TELEK obmacuj�c pysk Pom�wmy lepiej spokojnie. Przecie� nie b�d� si� bi� z tob�. MUMIA Rachunek jest ju� za�atwiony. Franz, bior� tw�j honor na siebie. A ty, Plasfodorze, powiedz raz otwarcie, czy kochasz t� niem� i w czysto �yciowy spos�b niezr�wnowa�on� kobiet�. PLASFODOR obejmuj�c Mamali� Ach! �ebym m�g� wiedzie�, czym jest mi�o��, odpowiedzia�bym ci, ksi�niczko Tsui. Dawno, bardzo dawno wiedzia�em to niestety. Ale wtedy pisa�em g�upie wierszyki. Dzi� jest to wymar�a pustynia, w kt�rej zacich� nawet p�acz wszelki i ziemskie skowytania o lito��. Mamalia przyciska si� do niego v. TELEK Tsui! Czy� i ty jeste� przeciwko mnie? MUMIA Ja wype�niam tylko rol�, kt�r� wk�ada na mnie Zwi�zek Wszystkiego we Wszystkim. PLASFODOR do Mamalii To jest zwyczajny determinizm. A mo�e ja ci� po prostu kocham? Jeste� dla mnie jak matka dla schorowanego syna, kt�ry kiedy�, mo�e w innym istnieniu, by� jednak tytanem. Mamalia owija si� ko�o niego z uleg�o�ci�, jakimi� psimi, a jednocze�nie kocimi ruchami. v. TELEK I gdzie jest dziwno�� wszystkiego, co si� tu zapowiada�o tak �adnie? MUMIA Ty widzisz dziwno�� w tym, co dra�ni twoje grube nerwy: dziwno�� drugiego stopnia. Nie poznajesz si� jednak na tym, co jest prawdziw� transformacj� osobowo�ci. v. TELEK Zapominasz, �e jeste� tylko moim baga�em. Ciebie nie ma, nie masz �adnych dokument�w. Ja za to mam kwit na ciebie, ksi�niczko. (Mumia wolno zbli�a si� do Franza; Plasfodor nagle zrywa si� z kanapy, na kt�rej by� usiad�, i wybiega z pokoju.) Pom�wmy raz otwarcie korzystaj�c z nieobecno�ci tego histeryka. Na co w�a�ciwie spotkali�my si� tutaj? (Mumia obraca si� ku niemu i z wolna podnosi r�k�, v. Telek chwieje si� i krzyczy z przestrachem) Lito�ci! Ja nic nie chc�! Ja ci� kocham, Tsui, i boj� si� ciebie. Jestem zdr�w jak byk farnezyjski i kocham �ycie, do stu diab��w, takim, jakim jest. Ko�czy swobodniejszym tonem, widz�c opuszczanie si� r�ki Mumii. MUMIA z pogard� Tch�rzu! (wskazuje na Mamali�) Ona, gdyby nie by�a niem�, mog�aby ci powiedzie� rzeczy tak potworne, �e skona�by� od samej m�ki ich s�uchania. Mamalia ze zgroz� spogl�da na Mumi� i wykonywa gest p�lprzecz�cy. Wchodzi Plasfodor, za nim Kobieton w nocnym kostiumie. PLASFODOR trzymaj�c w r�ku kajet Oto jak� lektur� zajmuje si� po nocach nasza s�u��ca: Memuary hrabiego v. Telek. Przewraca kartki; v. Telek patrzy na to oboj�tnie. v. TELEK Zapomnia�em o tym uniesiony sza�em mi�o�ci czysto zmys�owej do twojej subretki, Plasiu. Ale czy pr�dzej, czy p�niej musieliby�my zagra� w odkryte karty. Mo�esz nie przerzuca� tych papier�w. Zaraz ci po�wiem g��wn� tajemnic�... PLASFODOR czyta ,,...Wtedy mogliby�my zrobi� z t� par� szale�c�w tournee po �wiecie ca�ym..." (do Mamalii) To z nami i z szlachetn� ksi�niczk�. On chcia� z nami za�o�y� jaki� makabryczny kabaret!!! v. TELEK wyrywa mu kajet; Plasfodor �mieje si� nerwowo Druga tajemnica jest o wiele wa�niejsza... MUMIA przerywa mu Jeszcze nie czas... v. TELEK dumnie Ja te� czasem mam swoj� wol�, panno Tsui. MUMIA ironicznie Rycerze wyst�puj� w kabaretach, a utytu�owany mot�och rz�dzi narodami... v. TELEK przerywa jej Teraz jest �ycie, a nie kabaret ani metafizyka. Pozw�l, �e w �yciu ja b�d� kierownikiem wypadk�w. (Mumia siada w kucki, twarz� do widowni; v. Telek do Plasfodora) M�wi�a ci zapewne Mamalia o owym tajemniczym cz�owieku, kt�ry j� uwi�d� w �smym roku �ycia? To ja nim by�em. Mam wi�c wi�ksze prawa, ni� ci si� zdaje. Mamalia stoi skamienia�a patrz�c w ziemie, po czym robi ruchy takie, jakby j� opad�a masa pszcz�. Plasfodor milczy. MUMIA Ludzie biali m�wi� tyle niepotrzebnych rzeczy i w �yciu, i na scenie. Czy nie wiesz, niewolniku swego j�zyka, �e to, co si� stanie jutro, sta� si� musi, cho�by� dzi� poruszy� wszystkie demony �wiata? v. TELEK nie zwa�a na jej s�owa Czy� ci� to nie nape�nia nienawi�ci�, Plasiu? Czy straci�e� naprawd� mo�no�� czucia? PLASFODOR w ekstazie Nie wiedzia�em, �e tobie zawdzi�czam moje szcz�cie. A szcz�cie moje jest w tym, �e ona jest tak�, jak� jest. Na my�l, �e mog� j� utraci�, po prostu nie ma mnie. Chod�, moja Mamalijko, daj mi twoje usta. Mamalia pada na kolana przed Plasfodorem, kt�ry ca�uje j� w usta, podnosz�c j� jednocze�nie z ziemi. KOBIETON O, jak�e pogardzam moj� pani�, Franz. PLASFODOR Twoja pogarda jest jeszcze jednym niezb�dnym akordem w tej symfonii. MUMIA g�osem oboj�tnym, jakby z automatu wychodzi� Odprowad� mnie do hotelu, Franz. v. TELEK ze z�o�ci� Widz�, �e rzeczywi�cie jestem tu niepotrzebny. Kobieton, dzi�kuj� ci za ostatni� noc. Nie znosz� kobiet nieostro�nych i niedyskretnych. KOBIETON z �alem Naprawd� opuszczasz mnie, Franz? v. TELEK bior�c Mumi� pod r�k� Na zawsze i definitywnie. Kobieton �mieje si� nerwowo. PLASFODOR z Mamalia w obj�ciach Nie zapomnij jutro rano, Franz. Czekam ci� o dziewi�tej na ostateczn� rozmow�. (v. Telek z Mumi� wychodz�, za nimi Kobieton. Plasfodor, wycie�czony zupe�nie, rzuca si� na kanapk�. Mamalia chodzi po pokoju nerwowymi ruchami.) Nie daj si� opanowa� przeczuciom. Jestem tak zm�czony - daj mi chwilk� odpocz��. (Mamalia zatrzymuje si� i wykonywa ruchy takie, jakby nie mie�ci�a si� we w�asnej sk�rze.) Czy� najistotniejsz� form� prze�ywania �ycia nie jest rozmowa? M�wmy jakkolwiek b�d�... W�a�ciwie samo m�wienie... W s�owach bogactwo mo�liwo�ci jest daleko wi�ksze ni� w wypadkach. Gdyby mo�na uj�� to, co przep�ywa, jako samo przep�ywanie innego stopnia, a nie odpowiednik. (Mamalia jakby chcia�a odpowiedzie�: ,,o tak, w�a�nie to".) Nie mog� si� zdecydowa� na �mier�. Zm�czenie samoosobowo�ci� bezforemnego zmagania si� z bezsensem. Zamkni�ci w szklanej kulce, toczymy si� w�r�d podruzgotanych �wiat�w. I gdy to powiedzia�em tam, w ,,Iluzjonie", Hildesheim wsta� i zapyta� mnie zupe�nie powa�nie: ,,No dobrze, a czytali�cie Meierspritza rozdzia� III, o eudomnezji tryjaktykalnej?", czy co� podobnego. Nie czyta�em i czyta� nie b�d�. To uszufladkowanie wszystkiego. W�a�ciwie nic mnie nasyci� nie mo�e. Straci�em zdolno�� doznawania jakiejkolwiek przyjemno�ci, chocia�by dziesi��kro� pochodnej od bezpo�redniego prze�ywania. Sama tajemnica wydaje mi si� czym� martwym, odwiecznym w swej niezmienno�ci. Drugi idiota, Stanghuyzen, powiedzia� mi z powa�n� min�: ,,Dementia praecox". Ale dla mnie pozostaje to absolutnym. Kryteria tych pan�w nic mnie nie obchodz�. (wyci�ga si�) Tylko sformu�owanie czego� w tym rodzaju jest warto�ciowym. Jest to co�, co nie ginie we wszech�wiecie. Wszystko inne przechodzi i rozprasza si� w nico��. (Ziewa. Mamalia podchodzi do niego i bierze jego g�ow� w r�ce. Nag�e zaczyna nas�uchiwa�, po czym skradaj�cym si� krokiem podchodzi do okna na lewo. Tam chwilk� stoi i s�ucha.) B�agam ci�, porzu� te przeczucia. Chcia�em cho� chwilk� p�ywa� w czystej dialektyce ponad �yciem, nawet tak nierealnym jak nasze. Zgn�bienie od�rodkowej ekspansywno�ci, pr�no�ci w kierunku przetwarzania rzeczywisto�ci. (Mamalia ods�ania i otwiera okno) Ach, przesta�... Mamalia opiera si� i s�ucha. S�ycha� z daleka d�wi�ki mandoliny. Bli�ej �piew wschodni bez melodii, �piewany g�osem, zd�awionym i oboj�tnym. MUMIA �piewa naprzeciw w oknie wychodz�cym na hotelowe podw�rze Ma a a a la ra ga a a a ta Ka ma ra ta ka a a la. Ma ga ra ta Ma ga ha a Me ge ere ka la wa ta pa a a. Mamalia s�ucha. Plasfodor podnosi si� z kanapy i podchodzi do okna. Przez chwil� s�uchaj� oboje. Mama1ia wstrz�sa si� z przera�eniem,, odwraca si� od okna, za�amuje r�ce i wykr�ca si� w rozpaczliwych ruchach. Plasfodor z gniewem zatrzaskuje okno i zapuszcza czarn� stor�. Bierze Mamali� za r�k� i ci�gnie w kierunku kanapki. PLASFODOR id�c i siadaj�c Dosy�, dosy�. Ta przekl�ta Mumia jest najbardziej realn� postaci� z nas wszystkich. Przez ni� to wkrad�a si� mi�dzy nas rzeczywisto��. (Mamalia staje przed nim i wykonywa b�agalne ruchy, kt�re wyra�aj� pro�b�, aby Plasfodor jej co� powiedzia�.) Chcesz wiedzie�, co mi powiedzia�a wtedy na ucho? Teraz wydaje mi si� to takim g�upstwem. Zapewni�a mnie o �yciu przysz�ym, daj�c niby siebie na dow�d. Wszystko to jest blaga. �ycie to, kt�re jest, jest najdziwniejsze. Wcale nie potrzebuj� za�wiat�w. Wieczno�ci nie zg��bimy nigdy, a za�wiat, je�li jest, jest tylko pewna wariacj� tego, co jest tutaj. Nie w tym le�y dziwno�� bytu. To s� strachy dla dzieci, tajemnice trzeciej klasy, widma na seansach. Och! Jak�e mnie to nudzi. Mamalia ruchami zaklina go, aby nie m�wi�, jakby jego s�owa by�y dla niej jakim� �wi�tokradztwem. S�ycha� s�abo �piew Mumii przez zamkni�te okno. AKT TRZECI (w dw�ch ods�onach) ODS�ONA PIERWSZA Ranek nast�pnego dnia. Ten sam pok�j. Mamalia i Plasfodor pij� czekolad� przy stoliku. Kobiet on us�uguje. Wchodzi v. Telek pijany. v. TELEK zwalaj�c si� na kanap� Pom�wmy teraz powa�nie. Czy� to �ycie zadowala was? Czy jest to w�a�nie tym, o czym marzyli�my w dzieci�stwie, kiedy ja chcia�em by� rozb�jnikiem morskim, a ty artyst�? Nie. Nie mamy miejsca w spo��ecze�stwie. Nawet ja, mimo �e zajmuj� a� nazbyt konkretne stanowisko. To, co by�o dawniej wielkie, dzi�, przez proces spo�ecznego sproszkowania, sta�o si� marnym, p�askim �wi�stewkiem. PLASFODOR z ironi� Na co mam sobie u�wiadamia� te gorzkie prawdy? Nawet moje m�czarnie s� w innym wymiarze. Chcenie, zniech�cenie, b�l i przyjemno�� s� to poj�cia obce mi. v. TELEK szybko wstaje i wyjmuje szpilk� z krawata; wbijaj�c j� Plasfodorowi w r�k� Czy to ci jest te� oboj�tnym? Mamalia odci�ga go. PLASFODOR krzyczy z b�lu Aaaa!!! Jeste� brutalne bydl�. (wysysa r�k�, v. Telek siada na kanapie) Ja mam cia�o, do stu tysi�cy diab��w. Ja nie m�wi� o �adnym parszywym abstynenckim uduchowieniu. v. TELEK Ja za� nie lubi� blagi. PLASFODOR pije dalej czekolad� Ty wszystko rozumiesz w innym wymiarze. Zbyt realnym bykiem jeste�, Franciszku, i daleki jeste� od zrozumienia sposobu, w jaki istniej� ja i ona. v. TELEK Nie m�w o tej kurce wodnej. Nieme zwierz�tko. Gdyby mog�a m�wi�, zobaczy�by� ca�� jej nico��. Kobieta w og�le nie powinna m�wi�. Gdybym by� samow�adnym tyranem, powydziera�bym j�zyki wszystkim babom w moim pa�stwie, cho�by nawet poca�unki straci�y przez to na uroku. Mamalia wije si� w nieokre�lonych cierpieniach na kanapie. PLASFODOR ze znudzeniem M�wimy w og�le o r�nych rzeczach, u�ywaj�c s��w tych samych. Na tym polega n�dza i bogactwo j�zyka. v. TELEK Do�� dywagacji. Chodzi mi o stworzenie pewnej rzeczywisto�ci. Niekoniecznie kabaret, ale raczej jaki� klub, zgromadzenie, r�ne dziwno�ci, i ty jeden m�g�by� by� dyrektorem. PLASFODOR Rozumiem. Uspo�ecznienie i przystosowanie do obecnych, niweluj�cych stosunk�w pewnych wysokopiennych twor�w z dawnych czas�w. Na to mnie nie we�miesz. v. TELEK Dlaczego to ma by� kompromisem? Czy� nie warto zebra� tych owoc�w, kt�re dawniej dawa�o bohaterstwo lub prawdziwa pot�ga w tym lub w innym �wiecie? PLASFODOR Nie m�g�bym pozosta� sob�. Straci�bym t� beztrosk� w �yciu, kt�r� mi daje zupe�na izolacja. Mamalia cicho skrada si� do Franza, kt�ry tego wcale nie dostrzega. v. TELEK W�a�nie �e przezwyci�enie dzisiejszego �ycia nie polega bynajmniej na izolacji. Trzeba w nim samym wytwarza� ogniska zarazy, kt�ra by je niszczy�a. Ogniskowe zapalenie ca�ego spo�ecze�stwa, z kt�rym �aden wynalazca og�lnej szcz�liwo�ci rady sobie nie da. (Mamalia przewala go razem z krzes�em na ziemi� i wpija mu si� r�kami w gard�o; v. Telek �apie j� za w�osy i tak sczepieni g�owami tarzaj� si� po pod�odze. Plasfodor spokojnie popija czekolad� i przegl�da album z fotografiami. v. Telek g�ucho ryczy) Pu��!! Dusz� si�... Ty �cierwo... Wbiega Kobieton i rzuca si�, by ratowa� Franza. KOBIETON Franciszku! M�j biedny Franciszku! O, jak�e pogardzam moj� biedn� pani�. Mamalia puszcza Franza i ta�czy z rado�ci po lewej stronie sceny. Plasfodor ani drgn��. v. TELEK wstaj�c, do Plasfodora M�wi�em ci, �e ona jest g�upie zwierz�tko. KOBIETON Franciszku! B�agam ci�, kochaj mnie jeszcze. Nie opuszczaj mnie w tym okropnym domu. v. TELEK niecierpliwie Odczep si�, kwa�na marmeladko. Kobieton pada przed nim na kolana. KOBIETON Franciszku! Zaklinam ci�, we� mnie do twego kabaretu - �ycia nie ma poza tob�! Nag�ym ruchem wyjmuje Franz v. Telek du�y tapicerski m�otek z bocznej kieszeni �akietu i roztrzaskuje nim g�ow� kl�cz�cemu Kobietonowi. Takowy bez j�ku wali si� na dywan. Franz dyszy ci�ko. Plasfodor spokojnie sk�ada album i wypija jeszcze jeden �yk czekolady. Mamalia wykonywa dalej sw�j radosny taniec. PLASFODOR nag�e rzucaj�c si� na Franza A! Dosy� mam poufa�o�ci tego king of life'a. (wyrzuca go za drzwi i zamyka drzwi na klucz; wraca, popija jeszcze czekolady; Mamalia uspokaja si� doszed�szy do szczytu zadowolenia wyra�onego w ta�cu. On prowadzi j� na kanapk� m�wi�c) Nawet �mier� os�b bezp�ciowych nie robi ju� na mnie wra�enia. Ot�, wracaj�c do poprzedniego, wymy�li�em nowy spos�b �ycia. B�dziemy kulminowa� niepok�j wewn�trzny - le��c zupe�nie bez ruchu... Podczas tych s��w kurtyna spada. ODS�ONA DRUGA Wiecz�r tego samego dnia. Mrok zapada. Ten sam pok�j. Pal� si� trzy �wiece. Scena pusta, tylko trup Kobietona z grubo obwi�zan� g�ow� siedzi na kanapie. Musi by� uwydatniona trupia sztywno�� n�g i r�k. Wchodzi Mamalia, cicho, na palcach, i ogl�da dok�adnie ca�y pok�j, po czym nas�uchuje ko�o drzwi i zag�ada pod kotar� okna. Nag�e opanowuje j� strach. Boi si� trupa i otwartych na o�cie� drzwi zion�cych ciemno�ci�. T�eje ze strachu, po czym jakby chce si� ratowa� i znowu t�eje. Cicho wchodzi wybrzuszaj�c si� Mumia. Mamalia rozstawia r�ce i zamiera w potwornym strachu. Mumia zbli�a si� powoli, obejmuje Mamali� i zaczyna j�, st�a�� od strachu, nami�tnie ca�owa�. Mamalia przewraca si�. Mumia j� podtrzymuje, po czym niesie na kanapk� i sadza obok trupa Kobietona. Mamalia siedzi z oczyma wy�upionymi od strachu. MUMIA krzyczy wskazuj�c pazurem na kanapk� Wsta�!!! (Jednocze�nie wstaj�: trup Kobietona i Mamalia, jak dwa automaty.) Na ziemi�! Precz st�d!! Trup Kobietona pada na twarz i na �okciach pe�znie w kierunku drzwi. Mamalia stoi przez chwil� i patrzy na to, nie mieszcz�c si� w sobie ze strachu, po czym pada zemdlona na kanap�. Mumia, stoj�c na miejscu, ruchami palca z olbrzymim pazurem prowadzi ku drzwiom pe�zn�cego trupa Kobietona. Za drzwiami s�ycha� rozmow�. Z pe�zn�cym trupem mijaj� si� we drzwiach wcho�dz�cy: Plasfodor i Franz v. Telek. Przeskakuj� przez trupa nie widz�c go. Drzwi pozostaj� otwarte. Mumia siada na ziemi ko�o kanapki. v. TELEK ko�cz�c jakby zacz�t� rozmow� Nareszcie w ten spos�b dobijemy do brzegu. Mam na my�li Indie, Wyspy Sundzkie, potem Australi�. PLASFODOR roztargniony Tak, tak; tylko czy b�d� m�g� w tym stworzy� system izolowany dla mojej �yciowej tw�rczo�ci? Mamalia budzi si� z przera�enia, przeciera oczy i chwiejnym krokiem podchodzi do Plasfodora. v. TELEK spostrzega Mumi� Co za samodzielno��! M�j baga� spaceruje sobie bez kwitu, gdzie mu si� podoba. MUMIA do Franza Jeste� nieostro�ny jak m�� lub, zbyt �atwowierny kochanek, kt�remu nieznacznie wymyka si� bez jego wiedzy ukochana. v. TELEK lekcewa��co macha r�k� Mam wa�niejsze rzeczy na g�owie ni� problemat pozagrobowego �ycia. Si�d�, Plasfodorze, i oddal twe nieme zwierz�tko. (Plasfodor ruchem r�ki odprawia Mamali�, kt�ra nieokre�lonymi ruchami przemierza pok�j. Mumia wydaje niespokojny pomruk, kt�ry powoli, w miar� rozmowy dw�ch pan�w, zamienia si� w �piew wschodni jak w akcie drugim. W miar� jak Mumia �piewa, ruchy Mamalii staj� si� spokojniejsze, a Plasfodor coraz wi�cej jest roztargniony i automatycznie odpowiada Franzowi v. Telek. Franz siedzi na prawo ty�em do Mumii, Plasfodor na lewo; v. Telek m�wi w przestrze�, nie patrz�c na Plasfodor a. v. Telek przekonywaj�co) Ty my�lisz, �e ja mam w tym tylko jaki� tajemniczy business. Prosz� ci�, nie my�l tak; nie masz prawa tak my�le� od tej chwili. Ja te� nie mog� �y� w tym, co nas otacza, i szukam wyj�cia. Tylko nie mam tej si�y, co ty, aby tworzy� to w izolacji od �rodowiska. Raczej chcia�bym to �rodowisko zmieni� wed�ug naszej koncepcji metafizycznej. Wytworzenie masowego metafizycznego sza�u, ale nie w rodzaju sekt ameryka�skich - to jest blaga - to s� w�a�nie ostatnie podrygi... PLASFODOR coraz bardziej roztargniony Tak, oczywi�cie - ja to widz�. To jest wielkie. Tylko czasem wydaje mi si�, �e gra niewarta powozowej �wiecy. v. TELEK przerywa mu Czy� mo�esz by� sam? Dawniej mo�e m�g�by� zosta� pustelnikiem, ale teraz, od czasu kiedy Mamalia jest naprawd� twoj� przez swe milczenie, kt�re j� otacza, ty nie potrafisz by� sam. PLASFODOR patrz�c na Mumi�, kt�ra si� powoli podnosi Zapewne nie m�g�bym. �mier� jest tylko jedna, kt�ra... v. TELEK m�wi zapatrzony przed siebie Irytuje mnie ten tw�j ci�g�y flirt ze �mierci�. Nie zabijesz si� na pewno. By�by� to dawno zrobi�, gdyby to by�o twoim przeznaczeniem. Ja marz� o cudownym �yciu, w kt�rym by ludzko�� zab�ysn�a raz jeszcze jakim� straszliwym ogniem dzikiej tw�rczo�ci przed zej�ciem do szarej otch�ani, kt�ra j� czeka. PLASFODOR odpowiada zupe�nie bezmy�lnie, wpatrzony w Mumi� O tak, teraz ci� rozumiem. To jest bajeczny pomys�. Mamalia podchodzi do Mumii, kt�ra si� wybrzusza w kontorsjach. Mumia chwyta r�k� Mamalii, kt�ra zaczyna si� ko�ysa� w takt s�abn�cego �piewu Mumii. v. TELEK nie odwracaj�c si� Ach, nareszcie przestaje becze� ta chi�ska koza. Teraz widzisz, mon cher Plasfodeur, jak nisko mnie stawia�e�. W imi� wielkiego ogniska nowej tw�rczo�ci, kt�r� zapalimy, przebaczam ci wszystko. Tylko musisz przyrzec jedno: oto spreparujesz odpowiednio moj� siostrzyczk�. Tej jednej rzeczy nie bior� na siebie, mimo �e w�a�ciwie jestem zdr�w jak byk. Mo�e niepotrzebnie ukatrupi�em twoj� subretk�, ale to mi da�o nowy wymiar dla metafizycznej zbrodni bez �adnego absolutnie powodu. PLASFODOR wstaje i przeci�ga si� Ale� tak - naturalnie - to jest detal... v. TELEK po raz pierwszy spogl�da na niego Plasiu! Masz min� zupe�nego kretyna. Co ci jest? (Plasfodor podchodzi do Mumii. Mumia bierze go za r�k� i powolnymi ruchami, wybrzuszaj�c si� straszliwie, prowadzi po prawej r�ce Mamali�, po lewej Plasfodora w kierunku ciemnej czelu�ci otwartych drzwi; v. Telek , odwraca si� i cofaj�c si� ku widowni patrzy na nich rozstawiaj�c r�ce. Ci przechodz� cicho nie patrz�c na niego i znikaj� w otwartych drzwiach; v. Telek stoi jak wmurowany w ziemi�. Po chwilce jakby na schodach s�ycha� �piew Mumii i na tym tle straszliwy krzyk Mamalii, taki, jakby j� nagle ca�� ze sk�ry obdarto, a potem jakie� niezrozumia�e wo�ania, i be�kotania Plasfodora; v. Telek krzyczy) Mamalia!!!! Za drzwiami nagle robi si� martwa cisza; v. Telek ci�ko wywala si� na dywan, g�ow� do widowni. Pauza. Przez drzwi na prawo wchodzi dw�ch �andarm�w w trykornach i czarnych mundurach. Zbli�aj� si� do le��cego Franza, ogl�daj�c si� trwo�liwie dooko�a. Zaczynaj� go szturcha� nogami. Franz siada na ziemi i wy�upionymi oczami patrzy na nich. I �ANDARM Pa�ska legitymacja? V. TELEK siedz�c na ziemi, machinalnie wyjmuje papiery i podaje W�a�ciwie nic nie rozumiem. II �ANDARM Zaraz pan zrozumie. I �ANDARM czyta ,,Graf Franz von Telek. Referent ministerium handlu. Sekcja trucizn." W�a�nie pana hrabiego szukamy. v. TELEK wstaj�c To nieprawda; tam jest inne nazwisko. Nazywam si� Lambdon Tygier. II �andarm �apie go i przytrzymuje. I �ANDARM podaje mu kart� Oto jest. v. TELEK czyta ,,Graf Franz v. Telek". No, rzeczywi�cie, wszystko si� przeciw mnie sprzysi�g�o. II �ANDARM Gdzie s� pa�skie rzeczy? v. TELEK �mieje si� smutno Moje rzeczy? Ca�y m�j baga� przed chwil� o�y� i wyszed� tymi drzwiami. Wskazuje na drzwi. I �ANDARM do drugiego Zosta� tu z tym panem. Zobacz� to drugie wyj�cie. Idzie ku drzwiom i wychodzi. v. TELEK �mieje si� grubym basem To jest tylko sen, szlachetny oprawco. Bilet �w nale�y do mego zmar�ego dawno przyjaciela. II �andarm rozgl�da si� niespokojnie; I �andarm wraca. I �ANDARM niespokojnie do drugiego Tam nie ma przej�cia. Czy mi si� wszystko we �bie przewr�ci�o? II �ANDARM przera�onym g�osem Uciekajmy st�d. Za ma�o nas na t� histori�. I �andarm spogl�da na niego wy�upionymi ze strachu oczami i obaj jak na komend� rzucaj� si� do drzwi na prawo. T�ocz�c si� we drzwiach jeden przez drugiego, wylatuj� jak w�ciekli; v. Telek stoi spokojnie. v. TELEK otrz�saj�c si� W naszej rodzinie nikt nie uznawa� pora�ki. (wyci�ga zegarek) Zaczynam nowe �ycie od jutra. (spogl�da na zegarek) To jest od dzisiaj w�a�ciwie, co jest daleko trudniejszym. Wk�ada melonik, bierze �ask� i pewnym krokiem wychodzi przez drzwi �rodkowe. S�ycha� w g��bi, jak gwi�d�e jaki� two-step. KURTYNA KONIEC AKTU TRZECIEGO I OSTATNIEGO 22 VIII 1919