Stanisław Ignacy Witkiewicz Pragmatyści Pragmatyści Sztuka w trzech aktach 1919 poświęcone Włodzimierzowi Mazurkiewiczowi OSOBY Plasfodor Mimęcki - lat 32, chudy, wygolony zupełnie, ruchy połamane; ciemne oczy wpadnięte głęboko i obrysowane bardzo ciemnymi obwódkami, włosy ciemne z rozdziałkiem, dość długie. Mamalia - jego niema, ale nie głucha kochanka. Śred­niego wzrostu, oczy ciemne, duże rude włosy. Lat 26. Graf Franz von Telek - dość gruby, trzyma się prosto. Ciemnorude włosy gładko zaczesane i duża ruda broda. Pewny siebie i w ruchach, i w sposobie mówienia; tylko wyraz twarzy niespokojny: latające oczy. Lat 37. Mumia Chińska - maska chińska zamiast twarzy. Żółta szata owinięta dookoła ciała. Ruchy płynne, ,,wybrzuszające się". W spokoju zupełnie sztywna. Mówi głosem kobiecym, ale jakby przefiltrowanym przez parę podziemi. Olbrzymie do pięciu cm pazury. Kobieton - osoba bezpłciowa, zaakcentowana jednak więcej w stronę kobiecości. Blondynka ostrzyżona w wysokiego jeża. Smukła i szczupła. Nogi w kostkach bardzo cienkie. Ruchy pełne gracji, lat 17. Dwaj żandarmi - w stylu włoskich karabinierów, w trykornach. Uwaga: Wszyscy mają mówić nie uczuciowo, tylko wypowiadać zdania ze szczególnym uwzględnieniem wartości samych wyrazów. AKT PIERWSZY Pokój z jednymi drzwiami wprost widowni, z drugimi na prawo przy samej kurtynie. Na lewo okno, przez które wpada popołudniowe, trochę pomarańczowe słońce. Obicia czarne w żółte desenie wschodnie. Na środku sceny czer­wony trójnożny stolik, na którym przyrząd do czarnej ka­wy. Na prawo czarna kanapa. Kolo kanapy szafka z czarne­go drzewa. Na ziemi dywan czarny w czerwone, prostolinijne desenie. Cztery krzesła ciemnoczerwone. Przy stoliku siedzi Plasfodor z twarzą ukrytą w dłoniach. Ubrany w białą, jedwabną pyjamę. Lakierowane pantofelki na gołe nogi. Mamalia ubrana w ciemnowiśniowy szlafrok, obszyty białym futrem, siedzi na kanapce na prawo, nieruchoma, wpatrzona przed siebie. Długa chwila ciszy. PLASFODOR nie odrywając rąk od twarzy Dosyć! Och, dosyć! - Ja nie wytrzymam. (Mamalia okazuje zaniepokojenie.) Nie wiem, czy zdołam przeżyć dzień ten do końca. (Mamalia podnosi się z wolna i stoi wahając się; cała jej postać wyraża nieznośne napięcie.) Ta potworna męka jest jednak istotą mego przeżywania. Rozmowa z kobietą! Mój Boże! (odkrywa twarz i patrzy przed siebie z wyrazem straszliwego nienasycenia) Czyż color tylko na to zostałem stworzony, aby być czymś, przez co przepływa prąd istnienia, nie zatrzymując się ani na sekundę. (Mamalia podchodzi do niego z tyłu i przysłuchuje się z wyraźną męką jego słowom; usta jej poruszają się.) Są dwa wyjścia. albo być tym, co przepływa, albo ekranem, na którym przepływające tworzy znikomy obraz. Co jest istotniejszym? (Mamalia zakrywa mu oczy rękami stojąc ciągle za nim i jakby stara się przelać mu swoje myśli wprost do głowy.) Pisz, ścierwo i psiakrew! (Mamalia podbiega do szafki na prawo, bierze papier i ołówek, zdejmuje tacę ze stolika i stawia na ziemi, po czym klęka przy stoliku. Plasfodor bierze ją za rękę. Mamalia zaczyna pisać patrząc beznadziejnie w przestrzeń. Plasfodor czyta wolno w miarę pisania.) ,,Bezpłodna męka wodzi rękę w otchłani słów, tam gdzie bezsens z sensem się spotyka i tworzy duszę nieistniejącego stworu. Bądź tym zrodzonym ze słowa tworem, którego nie ma między żyjącymi." To już było! Odpowiadaj wyraźnie, bo zabiję!! Och! Ona nie wie, czym jest ta męka! (Ściska jej rękę z całej siły. Mamalia się chwieje. Wchodzi na palcach Kobieton, w krótkiej różowej spódniczce i czarnych pończochach. Wyraz twarzy figlarny. Tamci go nie widzą.) Odpowiadaj, psiakrew, bo zamęczę jak ostatnią...!! (Mamalia zaczyna pisać, Plasfodor przerywa przekleństwa i patrzy uważnie na papier. Coś bełkocze, po czym zaczyna czytać.) ,,Przemień siebie i mnie w jedno niewyrażalne słowo, którego nie wymówi żaden twór żyjący. On ci dopomoże - zbliża się - czuję go...'' Kobieton ze śmiechem obserwuje tę scenę. Nagle drzwi wprost widowni otwierają się (w ogóle drzwi na prawo aż do końca pozostają zamknięte) i bez pukania wchodzi Franz v. Telek, ubrany w żakietowy kostium z białą kamizelką, w ręku melonik i laska biała ze złotą gałka. Mamalia zrywa się i podbiega do Franza; z drugiej strony podbiega Kobieton. PLASFODOR do Franza Tego tu jeszcze brakowało! Czego tu chcesz, wcielenie najjadowitszej pustki? KOBIETON wieszając się na ramieniu Franza Pamięta pan, Panie Telek? Czy pamięta pan, gdzieśmy się widzieli? v. TELEK odsuwa ją brutalnie i zwracając się do Mamalii mówi Jestem zdrów i tęgi jak byk. Doprawdy tryska ze mnie życie. PLASFODOR do Franza Biedna kukło, którą każdy oszukać może. Mamalia bierze Franza pod rękę i ciągnie go w kierunku Plasfodora, na prawo. Wyraża chęć pogodzenia ich obu; v. Telek podaje rękę Plasfodorowi, który ręce kładzie do kieszeni. Kobieton śmieje się i podchodzi do Mamalii. KOBIETON Wszystko załatwi się samo. Niech pani nie przezwycięża Plasfodora. Znam go dobrze. v. TELEK Umilknijcie, kobiety. Jestem zdrów jak byk i mogę sobie na to pozwolić, aby ten truposz odmówił mi uścisku swej ręki. Jestem przekonany, że za chwilę będzie mówił inaczej. (do Plasfodora) Wiesz, Plasfodorze, że wynalazłem nowy rodzaj artystycznej twórczości? Czy nie chcesz się tym zająć? Jest to coś pośredniego między bezprzestrzenną rzeźbą a muzyką, która nieruchomieje w przestrzeni. Mam nawet przyrząd... PLASFODOR Nikczemniku; chcesz mi wydrzeć ostatnią niewiarę. Znam twoje manowce. Jesteś zwykłym businessmanem. Sprzedajesz nieistniejące narkotyki, kiedy ci zabrakło pomysłów na nowe alkaloidy. v. TELEK Co za bezczelne bydlę tkwi jednak w tym wymoczku! Pamiętasz tak zwaną apotransforminę, którą dobyłem z niewinnego krzaczka holparyjskiego tamaryszku? Pamiętasz dzikie wizje, które miałeś wtedy?... PLASFODOR Milcz: nie przypominaj tych chwil upadku. Mamalia kręci się między nimi, nawiązując jakby jakieś nici. Panowie uspokajają się. v. TELEK Tak, jestem zdrów jak byk. To jest moja istotna siła. Jestem teraz referentem od trucizn w ministerium handlu. Chcemy zmonopolizować wszystkie jady i stworzyć niezależny syndykat złożony z najmorowszych abstynentów. Siada na kanapce, obok niego siada Plasfodor. Mówią cicho do siebie. Mamalia podchodzi do nich. PLASFODOR pojednawczo, wskazując Mamalię Oto moja ostatnia trucizna. v. TELEK Nie udawaj, transformisto! To ty zatruwasz ją swoją programową bezpłodnością. Żyć znaczy tworzyć nieznane. Nauczyłem się tego od ciebie właśnie. KOBIETON A ja? PLASFODOR do Kobietona Zapominasz, że jesteś tylko służącą. KOBIETON Tak? A czy mogę opowiedzieć hrabiemu ostatnią scenę? Oto kartki! (chwyta kartki ze stołu i czyta głośno, uciekając od Mamalii, która chce jej kartki wydrzeć) ,,Przemień mnie i siebie w jedno niewyrażalne słowo, którego nie wymówi..." Mamalia wydziera jej kartki i drze na drobne kawałki; v. Telek śmieje się grubym basem. PLASFODOR wstając Odmłodniałem w waszym towarzystwie. Może mi się wszystko zdaje. (otrząsa się) O! Ja także kocham życie. Kobieton! Chodź tutaj. Sześćdziesiąt kilo żywego Kobietonu czyż nie jest w stanie zastąpić urojonej twórczości? Czemu jednak nic mi nie wystarcza? Telek jest zupełnie na miejscu w swoim idiotycznym ministerium, w swoim syndykacie abstynenckich morowców. Ja jeden nie mam nigdzie miejsca. Kobieton podchodzi do niego. KOBIETON naiwnie W moim sercu jest trucizna zupełnie nie znana. Kto moje serce mi wybebeszy, temu ono zrobi wściekłą wprost przyjemność. v. TELEK Teraz kolej na mnie. (obejmuje Mamalię, która wyślizgującym się ruchem prowadzi go do drzwi) Ty jesteś tą, która stworzy we mnie komplikację uczuć i to, czego nie mam. Zwyciężam i odrzucam. Chciałbym raz zabrnąć tak, żebym wcale nie widział horyzontu. Obejmuje Mamalię i oboje wychodzą przez drzwi. Kobieton i Plasfodor siadają na kanapce. PLASFODOR który spojrzał przelotnie na tę scenę, mówi do Kobietona Wszystko to mi się zdawało. Jestem znowu tym samym chłopczykiem z lat dawnych. KOBIETON ironicznie, ale poczciwie Biedny dzidziuś. PLASFODOR Pojmuję moje życie, życie bez wypadków, znowu od samego początku. A jednak czym tylko chciałem - mogłem być. Jednej jakiejś małej sprężynki - brakło mi. KOBIETON Brakło ci tego, co stwarza rzeczywistość konieczną do przyjęcia - taką, a nie inną. Znam te męczarnie niewiary we własną miłość. Ale bezsensu nie pojmę nigdy. PLASFODOR Ty zawsze rozumiesz wszystko przez miłość, mimo że jesteś osobą notorycznie bezpłciową. Jest pewna analogia, tylko tu przedmiotem było życie całe. Jedynym wyjściem było samobójstwo. Ale nie mogłem popełnić go z czystym sumieniem: nie byłoby to rozwiązaniem. Och! jakże mnie męczy ta rozmowa. KOBIETON A byłeś już młody - przed chwilką. PLASFODOR Tak, tak. Moi przyjaciele z kawiarni ,,Iluzjon" nazywają mnie wariatem dlatego, że nie pisze wierszy. KOBIETON Nie daj się wziąć na nową blagę Franciszka. Znam go dobrze. PLASFODOR Nie wierzę mu także. Za scena słychać straszliwe przekleństwa Franza. Wpada Franz v. Telek w pomiętym ubraniu, na białej kamizelce ślady krwi. v. TELEK Bydlęta! Ja postępuję z wami jak z dobrze wychowanymi widmami, a oni są bardziej realni niż całe moje ministerium. KOBIETON wstając Czy ją zabiłeś? v. TELEK gniewnie Gdzie tam. Zostałem pchnięty japońskim nożem w kość mostkową za to, że nie chciałem być dość realnym. PLASFODOR z zadowoleniem wstając Nareszcie zaczyna się... KOBIETON do Plasfodora Przestań deklamować. (do Franza) Więc jak to było? v. TELEK Po prostu odmówiłem jej pewnej małej zbrodni. Chciała, abym ją zabił, dziś zaraz, o tak, na poczekaniu. To ją doprowadziło do wściekłości. PLASFODOR A więc sama jest jednak niezdolna. Och, jak mi to imponuje. KOBIETON Ach, więc ona także. (wskazując na Plasfodora) Mówię ci, Franciszku, że on jest silniejszym, niż ci się to wydaje. v. TELEK obcierając się serwetą Każdy z nas jest silniejszym od samego siebie w pewnych chwilach. PLASFODOR Nie chodzi mi o chwilę, tylko o ich ciągłość. (Wchodzi Mamalia i zbliża się do Plasfodora.) Ta piekielna banalność istnienia. Jest godzina czwarta po południu. Potem będzie kolacja, potem orgia, potem seans, potem nocne koszmary, potem zwykła porcja środków wzmacniających. Och! to nie do wytrzymania. v. TELEK Gdybyś musiał pracować tak jak ja, nie mówiłbyś tak. Życie jest jedno. Jest to tak banalne, a jednak mało istot rozumie to naprawdę. Mnie ratuje tylko to, że jestem zdrów jak byk. Mamalia obejmuje Plasfodora wiotkimi ruchami, Telek odwraca się ze wstrętem i obejmuje Kobietona. KOBIETON poddając się Franciszku, czy to prawda? Ty nie odtrącasz mnie od siebie? v. TELEK zimno Jeszcze nie jestem tam, gdzie oni. Jeszcze trzymam się. Ale biada temu, co wyzwoli ze mnie całą moją siłę. Będzie to krwawa marmelada, puszek z włókniku na błękitnym niebie zwykłego codziennego dnia. KOBIETON do Franza Czy ona przyjechała? v. TELEK Czeka na mnie w hotelu. PLASFODOR krzyczy Dosyć mam tego! Zahamowałem na zawsze wszystkie wyjścia. Śmierć jedna, i jej, i moja, będzie jedynym moim dziełem. Kobietonie! kawy!! Kobieton wychodzi. v. TELEK O! W tym mogę ci pomóc. Pozwól, że pójdę tu zaraz obok, do hotelu. Tam jest zamknięte, w moim pokoju, wspomnienie pewnego wypadku, który nigdy jeszcze nie zaszedł. Mamalia zbliża się do Franza i składa błagalnie ręce. PLASFODOR Proszę cię. Teraz nie boję się niczego. v. TELEK A więc, idę... Mamalia chce go zatrzymać; v. Telek odtrąca ją brutalnie i wychodzi. PLASFODOR No i co teraz? Zwykły program. Jakże strasznie zamarła w nas dziwność życia. (Mamalia wyraża ruchami wewnętrzną męczarnię.) Przestań kręcić się jak marionetka. Nawet rozmowa z tobą stała się dla mnie ciężarem. Czemuż nie mogę być samotnym jak dawniej? Siada z rozpaczą w ruchach i w pozie, jak na początku aktu. Mamalia z załamanymi rękami stoi za nim. Pauza. Wchodzi v. Telek prowadząc za rękę Chińską Mumię. Mamalia podbiega do Mumii, która wybrzuszającymi się ruchami posuwa się wolno na środek sceny. Mumia całuje Mamalię w głowę. Plasfodor siedzi z twarzą ukrytą w rękach. v. TELEK Plasfodorze! Plasiu! Obudź się i przyjmij w twą wyschniętą głębię nową rzeczywistość. (krzyczy z całej siły) Wstać w tej chwili!!! Plasfodor wstaje i obraca się do Mumii. PLASFODOR do Franza obojętnie Tylko tyle? v. TELEK do Mumii Mów! Wchodzi Kobieton z kawą. MUMIA głosem jakby z dna beczki do Plasfodora Pamiętasz tę noc w Saigonie? Kiedy opium wchodziło nam w żyły, rozdymając je żądzą nieznanego... Mamalia staje między Plasfodorem a Mumią, twarzą zwrócona do Plasfodora. PLASFODOR twardo Nic nie pamiętam. Jesteś nowym medium Franza. Ale twoja chińskość wydaje mi się podejrzana. MUMIA A pamiętasz tę noc, kiedy w cieniu Ping-Fangów uwiodłeś mnie w małym bambusowym domku i wypiłeś mi ostatni łyk krwi przez słomkę z suszonej trawy Wu? PLASFODOR Coś jakby sobie przypominam. Tak, zdaje się, że byłem naprawdę koło Saigonu. Mamalia między Plasfodorem a Mumią tańczy coś w takim rodzaju, jakby chciała wytworzyć między nimi nieprzeniknioną ścianę. v. TELEK twardo do Mumii Mów dalej, księżniczko Tsui. PLASFODOR Tsui? To imię nie jest mi nie znane. MUMIA Pamiętasz, kiedy nasyciłeś twoją dziką białą żądzę i kiedy czarno-żółta była dalej nienasyconą, pamiętasz, coś uczynił wtedy ze mną? (wskazuje ostrym pazurem na Mamalię) Wtedy to ona zaniemówiła, aż do końca dni swoich. v. TELEK twardo Dalej - mów! PLASFODOR Tak, teraz wiem, że byłem z tobą w Saigonie, pięć lat temu, w maju. Kobieton podtrzymuje mdlejącą Mamalię i uprowadza ją na kanapkę. Mamalia płacze i robi rozpaczliwe ruchy. v. TELEK z nakazem Tsui! Powiedz mu ostatnie słowo. Przemień i jego, i ją w to słowo, którego nie wymówi żaden twór żyjący. Mamalia zrywa się i podchodzi do Plasfodora, ale staje o krok od niego i czyni ruchy takie, jakby nie mogła przejść przez zaczarowane koło. Kobieton ze śmiechem obserwuje tę scenę. Mumia obejmuje Plasfodora za szyję i szepcze mu coś na ucho. PLASFODOR padając na ziemię Nie! Nie! Nie chcę... nie chcę... Kończy mdlejącym głosem i wywala się na ziemię. v. TELEK do Mumii z zaciekawieniem Coś mu powiedziała, o Tsui? księżniczko błękitnego lotosu! Ja jestem zdrów jak byk i wszystko wytrzymam. Mamalia i Kobieton przenoszą Plasfodora na kanapkę. MUMIA do Franza Powiedziałam mu to słowo, które by i ciebie mogło zabić, zdrowy byku. To, czego mu nie mogła powiedzieć ta, (wskazuje na Mamalię) bo właśnie w tej chwili oniemiała. v. TELEK Powiedz mnie. Bo właściwie nie znam tego, co mimo woli stwarzam jako zupełnie nieistotny odpadek mojej istoty. Zrobię z tego nową truciznę. Mumia robi krok ku niemu; v. Telek cofa się z przerażeniem. Mamalia podchodzi do niego, bierze go za rękę i wyprowadza. v. TELEK we drzwiach Tym razem przesadziłem jednak trochę. Mumia wolnym krokiem zbliża się do kanapki, na której leży bezwładny Plasfodor. KOBIETON podtrzymując głowę Plasfodora Mój pan miał, zdaje się, to, co u nich w ,,Iluzjonie" nazywa się przeżyciem istotnym. Oby tylko nie było to za istotnym dla tego wymoczka. MUMIA klękając przy Plasfodorze Milcz i trzymaj mu prosto głowę. AKT DRUGI Ten sam pokój co w akcie I. Noc. Stolik czerwony stoi koło kanapki. Na stoliku palą się trzy świece w jednym lichtarzu. Na kanapce leży Plasfodor. Mumia siedzi po lewej stronie na dywanie, profilem do widowni. Mamalia chodzi między Plasfodorem a Mumią załamując ręce z rozpaczy i wszystkimi ruchami wyrażając okropny strach i niepokój. MUMIA Teraz pamiętasz już dobrze, kim jestem. Plasfodor uwiózł mnie z letniej rezydencji moich przodków, kiedy byłam jeszcze piękna i młoda. Życie to, o którym marzyłam dla niego, było jak nieprawdopodobny sen: cieniste i krwawe, białe i niewinne. Było w nim wszystko: za dawnych, dawnych lat byłby mędrcem i wojownikiem. Chciałam mu dać to we śnie. Tyś go zbudziła do waszej podłej egzystencji, w której wszystko, co małe i użyteczne, oplatało jego wielką duszę. Tylko dusza była w nim piękna; ciało zjedzone straszliwą chorobą, którą się przepala wasza ludzkość, nie mogło znieść żaru jego ducha, który płonął, jak pochodnia nieugaszalna, na wielkiej, czarnej Nicości Absolutnego Istnienia. (Mamalia pada przed Mumią na kolana i pochyla się czołem aż do ziemi; odgina się w tył i znowu pada.) I cóż ci z tego przyjdzie, hrabianko von Telek? Nawet brat twój odwrócił się od ciebie, ten brat, który cię kochał w dzieciństwie miłością bynajmniej nie braterską. (Mamalia ciągle bije pokłony.) Wstań i ocuć go teraz. Jakże usłyszy on twoje nieme wołanie, które rozdziera ci wnętrzności i spala cię niewysłowionym żarem? Mamalia zrywa się i zakręca się na miejscu w okropnej męce. Robi wrażenie, że krzyk jakiś chce się z niej wyrwać i nie może. PLASFODOR nie budząc się ze snu Czuję, jakbym z nieskończoną szybkością spadał w bezdenne, miękkie jak puch i czarne jak noc bezgwiezdna otchłanie. (Mamalia przysłuchuje się jego słowom.) Wszystko w postaci ohydnego, opuchłego plastronu unosi się nade mną. Każdemu punktowi w rzeczywistości odpowiada punkt w tym przeklętym plastronie, który to zbliża się, to oddala się ode mnie. Mógłbym powiązać nitkami wszystkie punkty odpowiednie i połączyłbym sen z realnym bytem. Ale lecę wciąż głębiej i męka moja nigdy się nie skończy. Mamalia rzuca się ku niemu, potem zatrzymuje się i z naglą decyzją wyciąga rewolwer z szajki i z miejsca strzela w Mumię. Mumia siedzi nieporuszenie. Mamalia podchodzi ku niej zupełnie blisko i strzela jej w piersi przykładając prawie rewolwer do ubrania. Mumia ani drgnęła. Mamalia znowu pada przed nią na twarz. MUMIA spokojnie Uspokój się, Mamalio von Telek. Nie tym zwycięża się istotną dziwność bytu. Wchodzi Kobieton w nocnym różowym szlafroku i różowym czepku. KOBIETON ze strachem Czego strzelacie, nieposłuszne dzieci? Czyż to co pomoże? Och! Franciszek naopowiadał mi tak strasznych rzeczy przed wyjściem. Ciągle mi się śniły potworne, abstynenckie mordy, chlipiące jakieś straszne jady: zmonopolizowane, usystematyzowane, zmechanizowane. O, nie była to noc miłości w normalnym znaczeniu. MUMIA Noc miłości będzie dopiero jutro. Tylko śmierć może rozwiązać rzeczy tak marne i nie znaczące jak miłość Franciszka von Telek. KOBIETON Powiedz, księżniczko Tsui, więc ty panujesz nad nim zupełnie? MUMIA Nic nie panuje nad niczym; wszystko tworzy się samo w związku ze światem całym, który jest tylko okiem Nicości na samą siebie. Mamalia podnosi się i dziko patrzy na Mumię. KOBIETON A kimże jest ona, pani Mimęcka, moja pani, którą tak pogardzam? MUMIA Jest wcieleniem kary, która się w życiu samouosabia nie kierowana nikim, bo istnienie Najwyższej Istoty polega na tym, że jest jej snem bez snów w Nieskończoności tego, co przemija. KOBIETON Jesteś nudna, Mumio dostojnej osoby. Wolę niż ciebie twego impresaria, brodatego Franza. Wychodzi. Mumia zapada w zupełne oderwanie się w kontemplacji. Mamalia leży przed nią w prostracji. Pauza. Wchodzi v. Telek ubrany w czarną pyjamę. v. TELEK Myślałem, że tu jest co najmniej kilka trupów. A to jest tylko mały wykład metafizyki w rodzaju mistrza Teng-Tsen. (do Mamalii) Wstań, biedna siostrzyczko, siądź następnie i nie przejmuj się sytuacją. Znamy daleko gorsze. (Mamalia zrywa się, wyrażając ruchami najwyższe oburzenie. Odpycha coś nie istniejącego w powietrzu, chce krzyczeć i nie może. Nareszcie rzuca się na Plasfodora i próbuje go obudzić. Szarpie nim, obejmuje go i całuje — wszystko na darmo; v. Telek śmieje się grubym basem, Mumia wtóruje mu podziemnym rechotem. Mamalia rzuca się na kolana przed Franzem, który, prawą ręką oparty na głowie Mumii, śmieje się ironicznie.) Ukorz się, błaźnico! Ja tylko jestem panem zaświatowych potęg, mimo całego realizmu. Chcieliście oszukać najistotniejsze prawa bytu i stanowić jedność bez treści poza życiem? Ja was nauczę! Mumia podnosi się z wolna i staje obok Franza, który obejmuje ją wpół. MUMIA krótko Zbudź go, Franz v. TELEK I owszem. Nic mi nie zależy na tym, aby ten matoł kipnął. Podchodzi do Plasfodora; Mamalia za nim: pochylona obserwuje każdy ruch v. Teleka. On zaś bierze rękę Plasfodora i okręca nią w koło trzy razy, i rzuca ją na piersi śpiącego. Pasfodor zrywa się gwałtownie. PLASFODOR przecierając oczy i poprawiając ubranie; do Franza To ty znowu tutaj? Ty mamko inkubów! Ty lesbijski rajfurze. v. TELEK z lekka stropiony Plasiu, wyrażaj się oględniej: są damy. Plasfodor uderza go z całej siły w twarz. v. Telek zakrywa twarz rękami. MUMIA Bij! Bij, ile wlezie! Nie żałuj! Rechocze z zadowoleniem. PLASFODOR wściekły Masz, kazirodczy saltembanku! Masz, utrzymanku Astarty! (Mamalia patrzy w niemym zachwycie; v. Telek umyka w kierunku drzwi i tam się zatrzymuje.) Jak śmiecie mnie oszukiwać w tak ohydny sposób? Kto tu jest panem? v. TELEK obmacując pysk Pomówmy lepiej spokojnie. Przecież nie będę się bił z tobą. MUMIA Rachunek jest już załatwiony. Franz, biorę twój honor na siebie. A ty, Plasfodorze, powiedz raz otwarcie, czy kochasz tę niemą i w czysto życiowy sposób niezrównoważoną kobietę. PLASFODOR obejmując Mamalię Ach! żebym mógł wiedzieć, czym jest miłość, odpowiedziałbym ci, księżniczko Tsui. Dawno, bardzo dawno wiedziałem to niestety. Ale wtedy pisałem głupie wierszyki. Dziś jest to wymarła pustynia, w której zacichł nawet płacz wszelki i ziemskie skowytania o litość. Mamalia przyciska się do niego v. TELEK Tsui! Czyż i ty jesteś przeciwko mnie? MUMIA Ja wypełniam tylko rolę, którą wkłada na mnie Związek Wszystkiego we Wszystkim. PLASFODOR do Mamalii To jest zwyczajny determinizm. A może ja cię po prostu kocham? Jesteś dla mnie jak matka dla schorowanego syna, który kiedyś, może w innym istnieniu, był jednak tytanem. Mamalia owija się koło niego z uległością, jakimiś psimi, a jednocześnie kocimi ruchami. v. TELEK I gdzie jest dziwność wszystkiego, co się tu zapowiadało tak ładnie? MUMIA Ty widzisz dziwność w tym, co drażni twoje grube nerwy: dziwność drugiego stopnia. Nie poznajesz się jednak na tym, co jest prawdziwą transformacją osobowości. v. TELEK Zapominasz, że jesteś tylko moim bagażem. Ciebie nie ma, nie masz żadnych dokumentów. Ja za to mam kwit na ciebie, księżniczko. (Mumia wolno zbliża się do Franza; Plasfodor nagle zrywa się z kanapy, na której był usiadł, i wybiega z pokoju.) Pomówmy raz otwarcie korzystając z nieobecności tego histeryka. Na co właściwie spotkaliśmy się tutaj? (Mumia obraca się ku niemu i z wolna podnosi rękę, v. Telek chwieje się i krzyczy z przestrachem) Litości! Ja nic nie chcę! Ja cię kocham, Tsui, i boję się ciebie. Jestem zdrów jak byk farnezyjski i kocham życie, do stu diabłów, takim, jakim jest. Kończy swobodniejszym tonem, widząc opuszczanie się ręki Mumii. MUMIA z pogardą Tchórzu! (wskazuje na Mamalię) Ona, gdyby nie była niemą, mogłaby ci powiedzieć rzeczy tak potworne, że skonałbyś od samej męki ich słuchania. Mamalia ze zgrozą spogląda na Mumię i wykonywa gest pólprzeczący. Wchodzi Plasfodor, za nim Kobieton w nocnym kostiumie. PLASFODOR trzymając w ręku kajet Oto jaką lekturą zajmuje się po nocach nasza służąca: Memuary hrabiego v. Telek. Przewraca kartki; v. Telek patrzy na to obojętnie. v. TELEK Zapomniałem o tym uniesiony szałem miłości czysto zmysłowej do twojej subretki, Plasiu. Ale czy prędzej, czy później musielibyśmy zagrać w odkryte karty. Możesz nie przerzucać tych papierów. Zaraz ci po­wiem główną tajemnicę... PLASFODOR czyta ,,...Wtedy moglibyśmy zrobić z tą parą szaleńców tournee po świecie całym..." (do Mamalii) To z nami i z szlachetną księżniczką. On chciał z nami założyć jakiś makabryczny kabaret!!! v. TELEK wyrywa mu kajet; Plasfodor śmieje się nerwowo Druga tajemnica jest o wiele ważniejsza... MUMIA przerywa mu Jeszcze nie czas... v. TELEK dumnie Ja też czasem mam swoją wolę, panno Tsui. MUMIA ironicznie Rycerze występują w kabaretach, a utytułowany motłoch rządzi narodami... v. TELEK przerywa jej Teraz jest życie, a nie kabaret ani metafizyka. Pozwól, że w życiu ja będę kierownikiem wypadków. (Mumia siada w kucki, twarzą do widowni; v. Telek do Plasfodora) Mówiła ci zapewne Mamalia o owym tajemniczym człowieku, który ją uwiódł w ósmym roku życia? To ja nim byłem. Mam więc większe prawa, niż ci się zdaje. Mamalia stoi skamieniała patrząc w ziemie, po czym robi ruchy takie, jakby ją opadła masa pszczół. Plasfodor milczy. MUMIA Ludzie biali mówią tyle niepotrzebnych rzeczy i w życiu, i na scenie. Czy nie wiesz, niewolniku swego języka, że to, co się stanie jutro, stać się musi, choćbyś dziś poruszył wszystkie demony świata? v. TELEK nie zważa na jej słowa Czyż cię to nie napełnia nienawiścią, Plasiu? Czy straciłeś naprawdę możność czucia? PLASFODOR w ekstazie Nie wiedziałem, że tobie zawdzięczam moje szczęście. A szczęście moje jest w tym, że ona jest taką, jaką jest. Na myśl, że mogę ją utracić, po prostu nie ma mnie. Chodź, moja Mamalijko, daj mi twoje usta. Mamalia pada na kolana przed Plasfodorem, który całuje ją w usta, podnosząc ją jednocześnie z ziemi. KOBIETON O, jakże pogardzam moją panią, Franz. PLASFODOR Twoja pogarda jest jeszcze jednym niezbędnym akordem w tej symfonii. MUMIA głosem obojętnym, jakby z automatu wychodził Odprowadź mnie do hotelu, Franz. v. TELEK ze złością Widzę, że rzeczywiście jestem tu niepotrzebny. Kobieton, dziękuję ci za ostatnią noc. Nie znoszę kobiet nieostrożnych i niedyskretnych. KOBIETON z żalem Naprawdę opuszczasz mnie, Franz? v. TELEK biorąc Mumię pod rękę Na zawsze i definitywnie. Kobieton śmieje się nerwowo. PLASFODOR z Mamalia w objęciach Nie zapomnij jutro rano, Franz. Czekam cię o dziewiątej na ostateczną rozmowę. (v. Telek z Mumią wychodzą, za nimi Kobieton. Plasfodor, wycieńczony zupełnie, rzuca się na kanapkę. Mamalia chodzi po pokoju nerwowymi ruchami.) Nie daj się opanować przeczuciom. Jestem tak zmęczony - daj mi chwilkę odpocząć. (Mamalia zatrzymuje się i wykonywa ruchy takie, jakby nie mieściła się we własnej skórze.) Czyż najistotniejszą formą przeżywania życia nie jest rozmowa? Mówmy jakkolwiek bądź... Właściwie samo mówienie... W słowach bogactwo możliwości jest daleko większe niż w wypadkach. Gdyby można ująć to, co przepływa, jako samo przepływanie innego stopnia, a nie odpowiednik. (Mamalia jakby chciała odpowiedzieć: ,,o tak, właśnie to".) Nie mogę się zdecydować na śmierć. Zmęczenie samoosobowością bezforemnego zmagania się z bezsensem. Zamknięci w szklanej kulce, toczymy się wśród podruzgotanych światów. I gdy to powiedziałem tam, w ,,Iluzjonie", Hildesheim wstał i zapytał mnie zupełnie poważnie: ,,No dobrze, a czytaliście Meierspritza rozdział III, o eudomnezji tryjaktykalnej?", czy coś podobnego. Nie czytałem i czytać nie będę. To uszufladkowanie wszystkiego. Właściwie nic mnie nasycić nie może. Straciłem zdolność doznawania jakiejkolwiek przyjemności, chociażby dziesięćkroć pochodnej od bezpośredniego przeżywania. Sama tajemnica wydaje mi się czymś martwym, odwiecznym w swej niezmienności. Drugi idiota, Stanghuyzen, powiedział mi z poważną miną: ,,Dementia praecox". Ale dla mnie pozostaje to absolutnym. Kryteria tych panów nic mnie nie obchodzą. (wyciąga się) Tylko sformułowanie czegoś w tym rodzaju jest wartościowym. Jest to coś, co nie ginie we wszechświecie. Wszystko inne przechodzi i rozprasza się w nicość. (Ziewa. Mamalia podchodzi do niego i bierze jego głowę w ręce. Nagłe zaczyna nasłuchiwać, po czym skradającym się krokiem podchodzi do okna na lewo. Tam chwilką stoi i słucha.) Błagam cię, porzuć te przeczucia. Chciałem choć chwilkę pływać w czystej dialektyce ponad życiem, nawet tak nierealnym jak nasze. Zgnębienie odśrodkowej ekspansywności, prężności w kierunku przetwarzania rzeczywistości. (Mamalia odsłania i otwiera okno) Ach, przestań... Mamalia opiera się i słucha. Słychać z daleka dźwięki mandoliny. Bliżej śpiew wschodni bez melodii, śpiewany głosem, zdławionym i obojętnym. MUMIA śpiewa naprzeciw w oknie wychodzącym na hotelowe podwórze Ma a a a la ra ga a a a ta Ka ma ra ta ka a a la. Ma ga ra ta Ma ga ha a Me ge ere ka la wa ta pa a a. Mamalia słucha. Plasfodor podnosi się z kanapy i podchodzi do okna. Przez chwilę słuchają oboje. Mama1ia wstrząsa się z przerażeniem,, odwraca się od okna, załamuje ręce i wykręca się w rozpaczliwych ruchach. Plasfodor z gniewem zatrzaskuje okno i zapuszcza czarną storę. Bierze Mamalię za rękę i ciągnie w kierunku kanapki. PLASFODOR idąc i siadając Dosyć, dosyć. Ta przeklęta Mumia jest najbardziej realną postacią z nas wszystkich. Przez nią to wkradła się między nas rzeczywistość. (Mamalia staje przed nim i wykonywa błagalne ruchy, które wyrażają prośbę, aby Plasfodor jej coś powiedział.) Chcesz wiedzieć, co mi powiedziała wtedy na ucho? Teraz wydaje mi się to takim głupstwem. Zapewniła mnie o życiu przyszłym, dając niby siebie na dowód. Wszystko to jest blaga. Życie to, które jest, jest najdziwniejsze. Wcale nie potrzebuję zaświatów. Wieczności nie zgłębimy nigdy, a zaświat, jeśli jest, jest tylko pewna wariacją tego, co jest tutaj. Nie w tym leży dziwność bytu. To są strachy dla dzieci, tajemnice trzeciej klasy, widma na seansach. Och! Jakże mnie to nudzi. Mamalia ruchami zaklina go, aby nie mówił, jakby jego słowa były dla niej jakimś świętokradztwem. Słychać słabo śpiew Mumii przez zamknięte okno. AKT TRZECI (w dwóch odsłonach) ODSŁONA PIERWSZA Ranek następnego dnia. Ten sam pokój. Mamalia i Plasfodor piją czekoladą przy stoliku. Kobiet on usługuje. Wchodzi v. Telek pijany. v. TELEK zwalając się na kanapę Pomówmy teraz poważnie. Czyż to życie zadowala was? Czy jest to właśnie tym, o czym marzyliśmy w dzieciństwie, kiedy ja chciałem być rozbójnikiem morskim, a ty artystą? Nie. Nie mamy miejsca w spo­łeczeństwie. Nawet ja, mimo że zajmuję aż nazbyt konkretne stanowisko. To, co było dawniej wielkie, dziś, przez proces społecznego sproszkowania, stało się marnym, płaskim świństewkiem. PLASFODOR z ironią Na co mam sobie uświadamiać te gorzkie prawdy? Nawet moje męczarnie są w innym wymiarze. Chcenie, zniechęcenie, ból i przyjemność są to pojęcia obce mi. v. TELEK szybko wstaje i wyjmuje szpilkę z krawata; wbijając ją Plasfodorowi w rękę Czy to ci jest też obojętnym? Mamalia odciąga go. PLASFODOR krzyczy z bólu Aaaa!!! Jesteś brutalne bydlę. (wysysa rękę, v. Telek siada na kanapie) Ja mam ciało, do stu tysięcy diabłów. Ja nie mówię o żadnym parszywym abstynenckim uduchowieniu. v. TELEK Ja zaś nie lubię blagi. PLASFODOR pije dalej czekoladę Ty wszystko rozumiesz w innym wymiarze. Zbyt realnym bykiem jesteś, Franciszku, i daleki jesteś od zrozumienia sposobu, w jaki istnieję ja i ona. v. TELEK Nie mów o tej kurce wodnej. Nieme zwierzątko. Gdyby mogła mówić, zobaczyłbyś całą jej nicość. Kobieta w ogóle nie powinna mówić. Gdybym był samowładnym tyranem, powydzierałbym języki wszystkim babom w moim państwie, choćby nawet pocałunki straciły przez to na uroku. Mamalia wije się w nieokreślonych cierpieniach na kanapie. PLASFODOR ze znudzeniem Mówimy w ogóle o różnych rzeczach, używając słów tych samych. Na tym polega nędza i bogactwo języka. v. TELEK Dość dywagacji. Chodzi mi o stworzenie pewnej rzeczywistości. Niekoniecznie kabaret, ale raczej jakiś klub, zgromadzenie, różne dziwności, i ty jeden mógłbyś być dyrektorem. PLASFODOR Rozumiem. Uspołecznienie i przystosowanie do obecnych, niwelujących stosunków pewnych wysokopiennych tworów z dawnych czasów. Na to mnie nie weźmiesz. v. TELEK Dlaczego to ma być kompromisem? Czyż nie warto zebrać tych owoców, które dawniej dawało bohaterstwo lub prawdziwa potęga w tym lub w innym świecie? PLASFODOR Nie mógłbym pozostać sobą. Straciłbym tę beztroskę w życiu, którą mi daje zupełna izolacja. Mamalia cicho skrada się do Franza, który tego wcale nie dostrzega. v. TELEK Właśnie że przezwyciężenie dzisiejszego życia nie polega bynajmniej na izolacji. Trzeba w nim samym wytwarzać ogniska zarazy, która by je niszczyła. Ogniskowe zapalenie całego społeczeństwa, z którym żaden wynalazca ogólnej szczęśliwości rady sobie nie da. (Mamalia przewala go razem z krzesłem na ziemią i wpija mu się rękami w gardło; v. Telek łapie ją za włosy i tak sczepieni głowami tarzają się po podłodze. Plasfodor spokojnie popija czekoladę i przegląda album z fotografiami. v. Telek głucho ryczy) Puść!! Duszę się... Ty ścierwo... Wbiega Kobieton i rzuca się, by ratować Franza. KOBIETON Franciszku! Mój biedny Franciszku! O, jakże pogardzam moją biedną panią. Mamalia puszcza Franza i tańczy z radości po lewej stronie sceny. Plasfodor ani drgnął. v. TELEK wstając, do Plasfodora Mówiłem ci, że ona jest głupie zwierzątko. KOBIETON Franciszku! Błagam cię, kochaj mnie jeszcze. Nie opuszczaj mnie w tym okropnym domu. v. TELEK niecierpliwie Odczep się, kwaśna marmeladko. Kobieton pada przed nim na kolana. KOBIETON Franciszku! Zaklinam cię, weź mnie do twego kabaretu - życia nie ma poza tobą! Nagłym ruchem wyjmuje Franz v. Telek duży tapicerski młotek z bocznej kieszeni żakietu i roztrzaskuje nim głowę klęczącemu Kobietonowi. Takowy bez jęku wali się na dywan. Franz dyszy ciężko. Plasfodor spokojnie składa album i wypija jeszcze jeden łyk czekolady. Mamalia wykonywa dalej swój radosny taniec. PLASFODOR nagłe rzucając się na Franza A! Dosyć mam poufałości tego king of life'a. (wyrzuca go za drzwi i zamyka drzwi na klucz; wraca, popija jeszcze czekolady; Mamalia uspokaja się doszedłszy do szczytu zadowolenia wyrażonego w tańcu. On prowadzi ją na kanapkę mówiąc) Nawet śmierć osób bezpłciowych nie robi już na mnie wrażenia. Otóż, wracając do poprzedniego, wymyśliłem nowy sposób życia. Będziemy kulminować niepokój wewnętrzny - leżąc zupełnie bez ruchu... Podczas tych słów kurtyna spada. ODSŁONA DRUGA Wieczór tego samego dnia. Mrok zapada. Ten sam pokój. Palą się trzy świece. Scena pusta, tylko trup Kobietona z grubo obwiązaną głową siedzi na kanapie. Musi być uwydatniona trupia sztywność nóg i rąk. Wchodzi Mamalia, cicho, na palcach, i ogląda dokładnie cały pokój, po czym nasłuchuje koło drzwi i zagłada pod kotarę okna. Nagłe opanowuje ją strach. Boi się trupa i otwartych na oścież drzwi zionących ciemnością. Tężeje ze strachu, po czym jakby chce się ratować i znowu tężeje. Cicho wchodzi wybrzuszając się Mumia. Mamalia rozstawia ręce i zamiera w potwornym strachu. Mumia zbliża się powoli, obejmuje Mamalię i zaczyna ją, stężałą od strachu, namiętnie całować. Mamalia przewraca się. Mumia ją podtrzymuje, po czym niesie na kanapkę i sadza obok trupa Kobietona. Mamalia siedzi z oczyma wyłupionymi od strachu. MUMIA krzyczy wskazując pazurem na kanapkę Wstań!!! (Jednocześnie wstają: trup Kobietona i Mamalia, jak dwa automaty.) Na ziemię! Precz stąd!! Trup Kobietona pada na twarz i na łokciach pełznie w kierunku drzwi. Mamalia stoi przez chwilę i patrzy na to, nie mieszcząc się w sobie ze strachu, po czym pada zemdlona na kanapę. Mumia, stojąc na miejscu, ruchami palca z olbrzymim pazurem prowadzi ku drzwiom pełznącego trupa Kobietona. Za drzwiami słychać rozmowę. Z pełznącym trupem mijają się we drzwiach wcho­dzący: Plasfodor i Franz v. Telek. Przeskakują przez trupa nie widząc go. Drzwi pozostają otwarte. Mumia siada na ziemi koło kanapki. v. TELEK kończąc jakby zaczętą rozmowę Nareszcie w ten sposób dobijemy do brzegu. Mam na myśli Indie, Wyspy Sundzkie, potem Australię. PLASFODOR roztargniony Tak, tak; tylko czy będę mógł w tym stworzyć system izolowany dla mojej życiowej twórczości? Mamalia budzi się z przerażenia, przeciera oczy i chwiejnym krokiem podchodzi do Plasfodora. v. TELEK spostrzega Mumię Co za samodzielność! Mój bagaż spaceruje sobie bez kwitu, gdzie mu się podoba. MUMIA do Franza Jesteś nieostrożny jak mąż lub, zbyt łatwowierny kochanek, któremu nieznacznie wymyka się bez jego wiedzy ukochana. v. TELEK lekceważąco macha ręką Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż problemat pozagrobowego życia. Siądź, Plasfodorze, i oddal twe nieme zwierzątko. (Plasfodor ruchem ręki odprawia Mamalię, która nieokreślonymi ruchami przemierza pokój. Mumia wydaje niespokojny pomruk, który powoli, w miarę rozmowy dwóch panów, zamienia się w śpiew wschodni jak w akcie drugim. W miarę jak Mumia śpiewa, ruchy Mamalii stają się spokojniejsze, a Plasfodor coraz więcej jest roztargniony i automatycznie odpowiada Franzowi v. Telek. Franz siedzi na prawo tyłem do Mumii, Plasfodor na lewo; v. Telek mówi w przestrzeń, nie patrząc na Plasfodor a. v. Telek przekonywająco) Ty myślisz, że ja mam w tym tylko jakiś tajemniczy business. Proszę cię, nie myśl tak; nie masz prawa tak myśleć od tej chwili. Ja też nie mogę żyć w tym, co nas otacza, i szukam wyjścia. Tylko nie mam tej siły, co ty, aby tworzyć to w izolacji od środowiska. Raczej chciałbym to środowisko zmienić według naszej koncepcji metafizycznej. Wytworzenie masowego metafizycznego szału, ale nie w rodzaju sekt amerykańskich - to jest blaga - to są właśnie ostatnie podrygi... PLASFODOR coraz bardziej roztargniony Tak, oczywiście - ja to widzę. To jest wielkie. Tylko czasem wydaje mi się, że gra niewarta powozowej świecy. v. TELEK przerywa mu Czyż możesz być sam? Dawniej może mógłbyś zostać pustelnikiem, ale teraz, od czasu kiedy Mamalia jest naprawdę twoją przez swe milczenie, które ją otacza, ty nie potrafisz być sam. PLASFODOR patrząc na Mumię, która się powoli podnosi Zapewne nie mógłbym. Śmierć jest tylko jedna, która... v. TELEK mówi zapatrzony przed siebie Irytuje mnie ten twój ciągły flirt ze śmiercią. Nie zabijesz się na pewno. Byłbyś to dawno zrobił, gdyby to było twoim przeznaczeniem. Ja marzę o cudownym życiu, w którym by ludzkość zabłysnęła raz jeszcze jakimś straszliwym ogniem dzikiej twórczości przed zejściem do szarej otchłani, która ją czeka. PLASFODOR odpowiada zupełnie bezmyślnie, wpatrzony w Mumię O tak, teraz cię rozumiem. To jest bajeczny pomysł. Mamalia podchodzi do Mumii, która się wybrzusza w kontorsjach. Mumia chwyta rękę Mamalii, która zaczyna się kołysać w takt słabnącego śpiewu Mumii. v. TELEK nie odwracając się Ach, nareszcie przestaje beczeć ta chińska koza. Teraz widzisz, mon cher Plasfodeur, jak nisko mnie stawiałeś. W imię wielkiego ogniska nowej twórczości, którą zapalimy, przebaczam ci wszystko. Tylko musisz przyrzec jedno: oto spreparujesz odpowiednio moją siostrzyczkę. Tej jednej rzeczy nie biorę na siebie, mimo że właściwie jestem zdrów jak byk. Może niepotrzebnie ukatrupiłem twoją subretkę, ale to mi dało nowy wymiar dla metafizycznej zbrodni bez żadnego absolutnie powodu. PLASFODOR wstaje i przeciąga się Ależ tak - naturalnie - to jest detal... v. TELEK po raz pierwszy spogląda na niego Plasiu! Masz minę zupełnego kretyna. Co ci jest? (Plasfodor podchodzi do Mumii. Mumia bierze go za rękę i powolnymi ruchami, wybrzuszając się straszliwie, prowadzi po prawej ręce Mamalię, po lewej Plasfodora w kierunku ciemnej czeluści otwartych drzwi; v. Telek , odwraca się i cofając się ku widowni patrzy na nich rozstawiając ręce. Ci przechodzą cicho nie patrząc na niego i znikają w otwartych drzwiach; v. Telek stoi jak wmurowany w ziemię. Po chwilce jakby na schodach słychać śpiew Mumii i na tym tle straszliwy krzyk Mamalii, taki, jakby ją nagle całą ze skóry obdarto, a potem jakieś niezrozumiałe wołania, i bełkotania Plasfodora; v. Telek krzyczy) Mamalia!!!! Za drzwiami nagle robi się martwa cisza; v. Telek ciężko wywala się na dywan, głową do widowni. Pauza. Przez drzwi na prawo wchodzi dwóch Żandarmów w trykornach i czarnych mundurach. Zbliżają się do leżącego Franza, oglądając się trwożliwie dookoła. Zaczynają go szturchać nogami. Franz siada na ziemi i wyłupionymi oczami patrzy na nich. I ŻANDARM Pańska legitymacja? V. TELEK siedząc na ziemi, machinalnie wyjmuje papiery i podaje Właściwie nic nie rozumiem. II ŻANDARM Zaraz pan zrozumie. I ŻANDARM czyta ,,Graf Franz von Telek. Referent ministerium handlu. Sekcja trucizn." Właśnie pana hrabiego szukamy. v. TELEK wstając To nieprawda; tam jest inne nazwisko. Nazywam się Lambdon Tygier. II Żandarm łapie go i przytrzymuje. I ŻANDARM podaje mu kartę Oto jest. v. TELEK czyta ,,Graf Franz v. Telek". No, rzeczywiście, wszystko się przeciw mnie sprzysięgło. II ŻANDARM Gdzie są pańskie rzeczy? v. TELEK śmieje się smutno Moje rzeczy? Cały mój bagaż przed chwilą ożył i wyszedł tymi drzwiami. Wskazuje na drzwi. I ŻANDARM do drugiego Zostań tu z tym panem. Zobaczę to drugie wyjście. Idzie ku drzwiom i wychodzi. v. TELEK śmieje się grubym basem To jest tylko sen, szlachetny oprawco. Bilet ów należy do mego zmarłego dawno przyjaciela. II Żandarm rozgląda się niespokojnie; I Żandarm wraca. I ŻANDARM niespokojnie do drugiego Tam nie ma przejścia. Czy mi się wszystko we łbie przewróciło? II ŻANDARM przerażonym głosem Uciekajmy stąd. Za mało nas na tę historię. I Żandarm spogląda na niego wyłupionymi ze strachu oczami i obaj jak na komendę rzucają się do drzwi na prawo. Tłocząc się we drzwiach jeden przez drugiego, wylatują jak wściekli; v. Telek stoi spokojnie. v. TELEK otrząsając się W naszej rodzinie nikt nie uznawał porażki. (wyciąga zegarek) Zaczynam nowe życie od jutra. (spogląda na zegarek) To jest od dzisiaj właściwie, co jest daleko trudniejszym. Wkłada melonik, bierze łaskę i pewnym krokiem wychodzi przez drzwi środkowe. Słychać w głębi, jak gwiżdże jakiś two-step. KURTYNA KONIEC AKTU TRZECIEGO I OSTATNIEGO 22 VIII 1919