7497
Szczegóły |
Tytuł |
7497 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7497 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7497 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7497 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA RODZIEWICZ�WNA
GNIAZDO BIA�OZORA
TEKST POWIE�CI WED�UG WYDAWNICTWA POLSKIEGO R. WEGNERA.
POZNA�
MARIA RODZIEWICZ�WNA �PISMA�, T. 36).
PROLOG
Jezioro le�a�o, l�ni�c srebrem w triumfie s�onecznym majowego odwieczerza. Wszystko
�yj�ce by�o barw�, woni� i �piewem: �ozy* i trzciny, olchy i brzozy, porosty wodne, ja�owe
piachy nadbrze�ne i powietrze a� mg�awe od kwietniowego py�u. Ca�y kraj �wi�ci� gody!
Otulony w g�szcz ��z, w zatoczce sk�d widna by�a bezkresna, g�adka to� wodna,
niewidzialny w nawis�ych warkoczach brzozy, strojnej w wielki kierz* jemio�y, sta� cz�owiek
ze strzelb� i patrzy�. S�o�ce mia� za sob�, wi�c wzroku nic nie �mi�o i bieg� po widowisku
cudnym dla przyrodnika. Bli�ej w czerotach* roi�o si� od kaczek wrzaskliwych, swarliwych,
�apczywych i rozpustnych.
Zielonog�owe kaczory hula�y zapami�tale lub t�uk�y si� do p� �mierci. Wrzask panowa�
jak w karczmie. Smyrga�y w�r�d tej kaczej czeredy kuliki i rybitwy, bekasy i czajki �
czasem porywa� si� i odlatywa� zgorszony gomonem* ci�ki kulon* lub b�k*, sp�oszony w
swej medytacji.
Na g�adzi jeziora, jak zjawy, wytryskiwa�y z g��bi nury* i nik�y, przep�ywa�y
majestatycznie jak nawy czarne �ab�dzie, przemyka�y �miesznie czubate perkozy, muska�y
lotkami o to� w ta�cach i korowodach, w igrzyskach i �owi� czajki, zab��kane mewy,
przelotne mi�kopi�ry* i burzyki*, kt�rym w tej rozkoszy god�w nie spieszno by�o na dalek�
p�noc.
Wrzaski, po�wisty, chrapliwe wabi�*, chichoty, tr�bienia, hejna�y, bitewne wyzwiska �
ca�a orkiestra wiosennej gry �ycia.
Par� razy, na widok rzadkiego go�cia, my�liwy k�ad� prawic� na strzelbie, jakby j� od boku
do oka chcia� podnie��, i wp� ruchu ustawa� w refleksji � przed mordem.
A wtem w b��kicie nieba zamajaczy� ciemny punkt i ozwa� si� gwizd drapie�ny.
Jezioro nagle opustosza�o, co �y�o, skry�o si� pod wod� lub w chaszcze i zapanowa�o
milczenie l�ku.
Wielki ptak zatoczy� kr�g nad wod�, bia�awymi, pot�nymi skrzyd�y prawie musn�� to� i
odp�yn�� w dal b��kitu.
U�miechn�a si� ca�a twarz cz�owieka.
� Witaj bracie! Dobrych ci �ow�w! D�ug� chwil� obumar�o jezioro trwog�.
Pierwsze nabra�y rezonu kaczki, bezpieczne w trzcinach, ale nie �mia�y wytkn�� si� na
szerok� g�ad� � buszowa�y bezczelnie w ukryciu. Tedy my�liwy powoli si�gn�� do torby u
boku.
� Bracie, pomog� ci! � cisn�� daleko na wod� ciemny przedmiot i zawabi� jak cyranka.
Natychmiast z ��z porwa�y si� dwa kaczory i spad�y z pluskiem na wod� otwart�.
Jak aksamity �wieci�y ich zielone g�owy � p�yn�y na wab samicy.
Nie zd��y�y � jak pocisk spad� na nich ptak mocarny i ju� trzyma� jednego w szponach
stalowych, bez wysi�ku uni�s� zdobycz w powietrze i pop�yn�� w b��kicie ku ciemniej�cym w
dali borom.
Patrzy� za nim cz�owiek z wyrazem przyjacielskim w oczach. Patrzy� d�ugo, a� dal
poch�on�a skrzydlatego w�adc� i wyszepta�:
� U�yj, bracie, syto�ci! I tobie i nam ju� tu nied�ugie trwanie i panowanie!
I.
Katastrofa zdarzy�a si� na piaszczystym go�ci�cu � w pustce. Samoch�d zatoczy� si� jak
cz�owiek kul� tkni�ty, skr�ci� w bok, uderzy� o krzyw� sosn� i przewr�ci� si�.
Szofer wylecia� w powietrze i pad� z j�kiem na ziemi�. Rozleg� si� brz�k t�uczonego szk�a,
krzyki � potem z rozbitego pud�a wydosta� si� m�czyzna z okrwawion� twarz� i j�� ratowa�
reszt� towarzyszy.
By�o ich dwoje. Kobieta wysz�a bez szwanku i wydobyta na drog�, machinalnie zacz�a
poprawia� kapelusz, wo�aj�c:
� Jureczku!� Panie hrabio, co z Jurkiem?
Okrwawiony hrabia pom�g� wydoby� si� Jureczkowi, kt�ry okaza� si� szczup�ym
m�czyzn� z troch� tylko nadwichni�t� r�k�. I oto stan�li wszyscy nad zepsut� maszyn�, w
pustce � zupe�nie bezradni.
� Gdzie my w�a�ciwie jeste�my? Trzeba wydoby� map�. Ach, do diab�a, r�k� nie
w�adam.
Hrabia zacz�� szuka� mapy we wn�trzu samochodu.
� Panie hrabio! I moj� torebk� prosz� mi wydosta�! � wo�a�a kobieta. � Ach, dzi�kuj�
panu. M�wi�am ci dawno, m�usiu, �e ten komunard* szofer zrobi sam na z�o�� rozbicie*!
Pewnie by� pijany.
Wtedy dopiero w�a�ciciel obejrza� si� woko�o.
� Do diab�a, a to� on le�y bez ruchu. Zabi� si�.
� Ech! � mrukn�a lekcewa��co dama, wydobywaj�c z torebki puder i przegl�daj�c si�
w lusterku.
Szofer nie by� zabity � le�a� zapatrzony w niebo, oboj�tny na wszystko.
� Pot�uczeni jeste�cie mocno, Sawicki? � spyta�, staj�c nad nim chlebodawca.
� Nog� mam z�aman�! � odpowiedzia� spokojnie.
� Co si� sta�o?
� Kierownica p�k�a!
� A do diab�a! Co teraz robi�?
� Do ludzi i�� � po pomoc i szuka� innego szofera. Ja mam miesi�c szpitala.
Hrabia roz�o�y� map� na piasku i orientowa� si�.
� Jeste�my tutaj� Do Zahosta siedem kilometr�w. Ale tu na zach�d powinna by�
niedaleko Nietro� � wie� i dw�r. Zaraz si� rozejrz�! � Wyszed� na piaszczyste wzg�rze i po
chwili obserwacji przez lornetk� wr�ci�.
� Zaraz si� ko�cz� piaski i wida� na prawo wie� � na lewo pewnie dw�r. Nie dalej jak
kilometr na oko. P�jd� tam po pomoc.
� P�jdziemy wszyscy. Ja tu za nic nie zostan� � zaprotestowa�a dama.
� Sawicki � miejcie oko na maszyn�! � rzuci� pan.
Szofer nic nie odpowiedzia�, a oni ruszyli: dama uczepiona ramienia hrabiego, jej m��
utykaj�c na nog� i piastuj�c wykr�con� ki��.
By� to �a�osny poch�d. Pantofelki damy grz�z�y w piasku, przewraca�a si� co krok z
powodu wysokich obcas�w, piszcza�a, j�cza�a, bliska p�aczu, zanim przebrn�li wydm�. Potem
znale�li �cie�k� wydeptan� od wsi i ruszyli ku dworowi.
Znaczy� si� gromad� starych drzew i wrzaskiem czarnej chmury gnie�d��cych si� w
pobli�u gawron�w.
� Ach, c� to za straszny kraj! � j�cza�a dama. � A te komary! Jak ja b�d� wygl�da�a!
A kto tam mieszka! Dzicy ludzie!
� Zapewne jaki� zbankrutowany szlagon. Znam t� nazw� Nietro�, ale nie pami�tam
w�a�ciciela.
� Polowanie na kaczki musi tu by� wspania�e � ozwa� si� m�� damy.
� Chyba mi nie ka�esz towarzyszy�!
� Nie. Znajdziemy lepsze u hrabiego!
� Niezawodnie.
�cie�ka zmieni�a si� w poln� dro�yn�, pe�n� wyboj�w i ka�u� z widocznymi �ladami, �e
wo�ono �wie�o naw�z. Po obu stronach by�y ju� pola uprawne, przygotowane pod kartofle.
I oto znale�li si� w obej�ciu dworskim. Podw�rze otacza�y drzewa dzikie i resztki p�ot�w,
po�atane starym drutem kolczastym. Wprost otworu, gdzie niegdy� by�a brama, sta�y resztki
spalonego domu i dalej sad. Na lewo d�uga, niska, s�om� kryta oficyna by�a widocznie
zamieszka�a, bo kr�ci�y si� tam kury i szczeka�y psy.
Zreszt� nie by�o wida� �ladu cz�owieka i wielka cisza po�udniowego posi�ku i spoczynku
panowa�a nad tym dworem, zm�cona tylko zgie�kiem gawronich l�g�w w olszynie opodal.
Skierowali si� ku oficynie, a �e nikt na spotkanie nie wychodzi�, hrabia otworzy� �rodkowe
drzwi pod gankiem z daszkiem i znale�li si� od razu w izbie niskiej, drugiej i pomimo s�o�ca
troch� mrocznej, gdzie przy stole obiadowa�o sporo os�b.
� Przepraszam pa�stwa! � rzek� hrabia. � Rozbi� si� nam samoch�d na trakcie �
jeste�my poturbowani, bezradni w tym bezludziu i prosimy o ratunek.
Od sto�u powsta� m�czyzna wysoki, szczup�y, z g�st� szpakowat� czupryn�.
� Prosz� pa�stwa! � rzek� spokojnie, bez wielkiego zapa�u.
� Jestem Wiesztorp z Rydwian, a to moi towarzysze podr�y, pan wicewojewoda Siecki z
ma��onk� � przedstawi� si� hrabia.
� Bia�ozor! � mrukn�� gospodarz. � Prosz� � niech si� pa�stwo rozgoszcz�. Pan
hrabia potrzebuje opatrunku, widz� � Michale!
Na to wezwanie wsta� od sto�u drugi m�czyzna, taki sam szczup�y i szpakowaty, a reszta
obiaduj�cych poruszy�a si� ze swych miejsc.
Stary jegomo�� z wielk� brod� patriarchy wycofa� si� zaraz w g��b domu, podesz�a
jejmo�� znik�a w bocznych drzwiach, dwoje dzieci, ch�opak i dziewczynka, smyrgn�y za ni�.
W izbie zostali dwaj m�czy�ni i dziewczyna, kt�ra si� zaj�a rozk�adaniem na stole nakry�
dla go�ci.
� To m�j brat, troch� doktor � rzek� Bia�ozor. � On pana opatrzy. Czy nikt na miejscu
wypadku nie zosta� ci�ko ranny?
� Owszem. Szofer tam le�y ze z�aman� podobno nog� � i samoch�d trzeba
zabezpieczy�.
Micha� ju� zbada� hrabiego.
� No � to g�upstwo. Jodyn� zala� i benzyn� krew zmy�. Ida � daj mi tu apteczk�.
Dziewczyna wysz�a i wr�ci�a z pude�kiem. Podstawi�a je pod oknem na �awce, przy czym
ani spojrza�a, ani okaza�a zaj�cia go��mi.
Za to dama nie spuszcza�a z niej szyderczych, krytycznych oczu. �eby ujrze� takiego
raroga, trzeba by�o zajecha� w ten deskami zabity kraj. By�a wprawdzie dorodna, swobodna
w ruchu i nawet niebrzydka, ale kiedy by�a, i czy w og�le by�a mi�dzy lud�mi?�
G�ow� oplata� warkocz, gruby i t�go spleciony, barwy dojrza�ej pszenicy. Mia�a na sobie
ciemn� bluzk� pod szyj� i z d�ugimi r�kawami, sp�dnic� tak d�ug�, �e ledwie wida� by�o
ciemne po�czochy i sk�rzane sanda�y bez obcas�w. R�ce i twarz by�y opalone jednolicie a
br�z, a r�ce mia�y zgrubia�e stawy.
� Dziewka do trzody! � zdecydowa�a dama.
Tymczasem gospodarz wyszed� i po chwili zajecha� pod gmach wozem pojedynczym,
wys�anym s�om�.
� Michale, jed�my po szofera� Ido, podaj pa�stwu obiad i przyrz�d� pos�anie w stryja
pokoju dla tego biedaka.
� A co zrobi� z samochodem? � zak�opota� si� wicewojewoda.
� Radz� odstawi� go ko�mi do Zahosta. Jest tam poczta. Wy�l� depesz� do Rydwian �
do wieczora m�j przy�l�, i b�dziemy mogli dalej jecha�. Pan b�dzie tak uprzejmy wynaj�� na
wsi konie i pos�a�ca na m�j rachunek � hrabia si�gn�� do pugilaresu.
Ale Bia�ozor odpar� spokojnie:
� Pos�a�em ju� cztery fornalskie konie po samoch�d � i oto ch�opak � co z depesz�
konno do Zahosta pojedzie. Prosz�, niech si� pa�stwo tymczasem posil�. Ruszajmy. Michale,
tam cz�owiek bardzo nas wygl�da.
� Prosz� na obiad! � rozleg� si� cienki g�osik i dziewczynka dziesi�ciolatka postawi�a na
stole p�misek kartofli i zacz�a rozlewa� barszcz na talerze.
Zasiedli. Nakrycie by�o z�o�one z grubego fajansu i wytartego fra�etu*; czarny chleb,
dzban mleka i bukiet bzu na stole.
� Pauwes gueux! Comme c�est rustique! � rzek�a dama. � La petite est gentille*�
� Jak si� nazywasz kochanie?
� Terka. Ale ja umiem po francusku.
� Taak! A kt� ci� nauczy�? � za�mia� si� hrabia.
� Ciocia.
� A ty tu dawno mieszkasz?
� My tu jeste�my zawsze. A tylko stryj i ciocia przybyli do nas z Rosji. Mamusi nie
pami�tam, bo umar�a na tyfus, gdy mia�am trzy lata, a Micha� pi��. Nas hodowa�a Ida.
� A kt� jest Ida?
� Nasza najstarsza, co tu wszystkim rz�dzi.
Gwarz�c, przysuwa�a p�miski, kroi�a chleb, zmienia�a talerze, przej�ta sw� rol�
gospodyni. Na zako�czenie przynios�a foremk� czerwonego kisielu z ��rawin i rzek�a:
� To ju� wszystko � i znikn�a.
Towarzystwo zapali�o papierosy, po czym wyszli na ganek, a potem �cie�k� � w stron�
sadu. Sta� jeszcze w pe�ni kwiecia, rozgrodzony, zdzicza�y, ale pe�en subtelnej woni i brz�ku
pszcz�. Dam� jednak rych�o wyp�oszy�y komary i wr�ci�a ku domowi.
� I trzeba tu tkwi� do wieczora! A je�li samoch�d hrabiego si� sp�ni, to mo�e nawet
przenocowa�! � pomy�la�a z rozpacz�.
Szofer, pozostawiony na drodze, cierpia� bez skrzywienia. W wojsku by� kilka razy ranny
� nauczy� si� cierpliwo�ci. U�o�y� si� troch� wygodniej i trwa� w swej bezradno�ci.
I oto ujrza� jak z pomi�dzy krzak�w ja�owca, czaj�c si� i rozgl�daj�c, wysz�o na drog�
czterech ch�opc�w i dziewczyna, wiejskie, obdarte, dzikie pastuszki.
Zawahali si� na jego widok, ale gdy pozosta� nieruchomy i oczy przymkn�� � obst�pili
samoch�d, obejrzeli i zacz�li rewidowa�, jeden, naj�mielszy, �ci�gn�� der�, drugi dobra� si�
do koszyka z zapasami, dziewczyna �ci�gn�a szal jedwabny damy � czwarty, najstarszy,
zbli�y� si� do niego � pochyli� si� � si�gn�� do kieszeni sk�rzanej kurty.
Szofer b�yskawicznym ruchem wydoby� rewolwer i wypali� w powietrze.
Zgraja rzuci�a si� do ucieczki, porzucaj�c zrabowane rzeczy, a jednocze�nie ukaza� si� na
drodze w�z i nadbieg� Bia�ozor.
� Strzela� pan? � spyta�. � Do kogo?
� Do luftu*. Jakie� dranie ch�opskie ju� przysz�y rabowa�.
� Nie ma czemu si� dziwi�. Ca�a wie� niedawno wr�ci�a z bolszewii. Co pan ma
z�amanego?
� Lew� nog� � polskim szcz�ciem pod kolanem. Bez doktora si� nie obejdzie.
� Damy rady. Je jestem �kostopraw�* � odpar� Micha� Bia�ozor.
� Ale musi pan przecierpie� przew�z pod dach. To niedaleko.
� Cho�by i daleko! By�em w korpusie Dowbora*, znam si� z tym krajem i drogami. A
moi bur�uje?
� We dworze u nas. A ot konie i ludzie po samoch�d� No � d�wigniemy pana. We�cie
mnie za szyj� � i zaci�nijcie z�by. Gdy go z�o�ono na s�omie zbiela� a� do warg z b�lu, ale
nie sykn��.
Da� mu doktor �yk wina z blaszanej manierki i powoli, st�pa ruszyli ku domowi. Bia�ozor
zosta�, dyryguj�c transportem rozbitego samochodu.
Gdy zajechali przed dom, dama zakry�a oczy i schroni�a si� do wn�trza.
� Hej � jest tam kto? Chod�, Ida � zawo�a� doktor. � We� go krzepko za szyj� �
dobrze. � Micha�, otw�rz drzwi szeroko do naszej stancji. Ostro�nie, powoli � r�wno.
Zemdla� � nic to � zaraz si� ocknie. Teraz go rozebra�. Zamknij, Micha�, drzwi. To nie
widowisko dla gapi�w, a cz�owiek, co cierpi.
Stosowa�o si� to zapewne do damy, kt�ra zagl�da�a do pokoju, skrapiaj�c sobie czo�o wod�
kolo�sk�.
Od sadu nadeszli m�czy�ni, ale zaj�li si� ch�opakiem, kt�ry na spienionym koniu wr�ci� z
kwitem depeszy i zacz�li rachowa�, kiedy mo�e nadej�� zbawczy samoch�d hrabiego.
Nudzili si� i niecierpliwili nies�ychanie. Miejscowi byli niewidzialni i nikt si� nimi nie
zajmowa�. Stary pan z brod� patriarchy snu� si� mi�dzy ulami w sadzie, panna na grz�dach
warzyw obrabia�a motyk� kapust�, ciotka karmi�a chmar� kurcz�t � gospodarz jeszcze nie
wr�ci� z dostawy samochodu do miasteczka, doktor by� przy szoferze.
Ogl�da� nie by�o wiele. Par� gospodarskich budynk�w by�o skleconych ubogo po
wojennym zniszczeniu, byd�o by�o na paszy � z ob�r wyje�d�a�y fury nawozu i wlok�y si�
wolno w pole, kilkoro ciel�t hasa�o po ok�lniku, dwa psy �a�cuchowe, schrypni�te
szczekaniem na obcych, ukry�y si� w budzie przed komarami, i jak zwykle na wsi ca�a wielka
praca, trud i moz� walki o byt odbywa� si� w cicho�ci i niepozornie. Dar�y si� tylko
bezustannie gawrony.
� I ci ludzie to znosz� � i mog� tu wytrzyma� � oburza�a si� dama. � Panie hrabio, jak
pan my�li? Depesz� ju� otrzymano? Kiedy przyjdzie wyzwolenie z tej m�ki?
� My�l�, �e o zachodzie s�o�ca!
� Ciekawym, czy to du�y obiekt ten maj�tek? � zagadn�� wicewojewoda. � Za
powrotem sprawdz� w urz�dzie ziemskim.
� Zdaje mi si�, �e to graniczy z Rydwianami. Mam doskona�e mapy sztabowe,
niemieckie, zobaczymy! Bogactwa tu nie czu�.
� Ani kultury rolnej.
Nareszcie na drodze ukaza�a si� wracaj�ca fornalka i Bia�ozor, a jednocze�nie Terka z
ganku zawo�a�a piskliwie:
� Prosz� na podwieczorek! Weszli do jadalni i Bia�ozor rzek�:
� Samoch�d zostawi�em pod opiek� policji i najlepszego kowala w miasteczku �
drobiazgi zabra�em na w�z. Jak�e szofer? � spyta� wchodz�cego brata.
� Wyli�e si�, ale przele�y ze sze�� tygodni. Organizm ma mocno zu�yty.
� U mnie s�u�y zaledwie od miesi�ca. Zostawi� mu pieni�dze na kuracj� i
odszkodowanie, i sprawy za niedoz�r* maszyny mie� nie b�dzie. Nie chc� go niszczy�, ani
mu psu� opinii, ale to zupe�ny bolszewik!
� Tymczasem nie warto z nim m�wi�, bo bardzo wyczerpany i zaczyna si� gor�czka.
� Zostawi� polecenie u komendanta policji, aby nim si� zaj�li. Przepraszam stokrotnie za
ambaras, a koszta wszelkie zwr�c�.
� My nie Kasa Chorych*, panie wojewodo, i rachunku prowadzi� i przedstawia� nie
b�dziemy � odpar� doktor spokojnie.
Dygnitarz spojrza� na m�wi�cego.
� Pan przecie jest lekarzem.
� Ale nie praktykuj�. Odpoczywam w domu po podr�y.
� A gdzie pan doktor podr�owa�? � spyta�a pani.
� Na dwa lata przed wojn� � jako student czwartego kursu* medycyny w Warszawie �
zosta�em zes�any do Tomska. Tam sko�czy�em nauki i mia�em zacz�� zarabia�. Ale mnie
Moskale zabrali na s�u�b� i t�uk�em si� po ca�ej Rosji � po szpitalach. Gdy nastali
bolszewicy, uciek�em i zacz��em i�� do kraju; by�em dwa lata w tajgach, a potem trzy lata
przedziera�em si� � z przeszkodami � na zach�d. No � i doszed�em, ale bez papier�w i
troch� zm�czony podr�.
� Wierz� � pi�� lat! � zawo�a� hrabia.
� A pa�stwo ten maj�tek ju� dawno kupili? � spyta� wicewojewoda gospodarza.
� Nie tak bardzo dawno. M�j pradziad kupi� od Jelc�w sto pi��dziesi�t lat temu.
� Pan znajduje, �e to niedawno? � za�mia� si�.
� Nasi s�siedzi Protasewicze siedz� tu od kr�lowej Bony, a Jelcowie, nasi krewni � od
kr�la W�adys�awa IV.
� W tym strasznym kraju tyle wytrzyma�! � zawo�a�a dama.
� To bohaterstwo! I pa�stwo nie mogli sprzeda� i wynie�� si� w inne strony!
Kilkoro par oczu utkwi�o w niej. Szarozielonawe ostre �renice Idy, lekko zmru�one
doktora i siwe ch�opaka Michasia; Bia�ozor patrzy� na �wiat za oknem.
� Prosz� pani i Wiesztorpy z Rydwian siedz� tu od wiek�w! � za�mia� si� hrabia. �
Polesie ma wielk� przysz�o�� przed sob�. Gdy te bagna zostan� osuszone, rzeki uj�te w
kana�y, miliony ludzi tu znajdzie chleb, a Polska zaspokoi g��d ziemi mas w�o�cia�skich.
Nikt nie zabra� g�osu � wi�c, by rozmow� podtrzyma�, spyta� gospodarza:
� A sprawa osadnicza jak�e si� tu przedstawia?
� Ode mnie zabrano folwark i od Protasewicz�w te�, ale co si� tam dzieje, nie wiem.
� Szkoda, �e si� Polacy tu nie trzymaj� solidarnie i nie pomagaj� sobie wzajemnie.
Rz�dowi chodzi o wzmocnienie �ywio�u polskiego na kresach.
� Cieszy mnie to o�wiadczenie pana wojewody. Mo�e to wr�y zap�at� za t� ziemi�
wzi�t� pod osadnictwo � a chocia�by niep�aceniem za ni� podatk�w jak dotychczas.
� Rozumie si�, �e to b�dzie uregulowane z czasem, ale pan pojmuje, �e nie nagle. To s�
wielkie dzie�a, a pa�stwo nasze m�ode i ubogie, i w stadium tworzenia wszystkiego od
podstaw. Zreszt� podatki tu s� minimalne i przy skrz�tno�ci i pracy byt i rozw�j zupe�nie
mo�liwy. Ma pan pewnie lasy?
� Bardzo zniszczone. Cz�ciowo obrabowane przez Niemc�w � a potem danina le�na na
odbudow� wsi.
� No, to konieczno��. W�o�cianie musieli mie� dach nad g�ow� i warsztat pracy.
Znowu milczenie.
� Czy pa�stwo maj� radio? � spyta�a dama, zwracaj�c si� do Idy.
� Nie! � odpowiedzia�a z dziwnym u�miechem.
� To pa�stwo nie maj� �adnego ��cznika ze �wiatem?
� Owszem. Gmina, starostwo, sejmik i izba skarbowa, czasem policja.
� Staro�cina bywa u pa�stwa? To moja znajoma. Obydwie jeste�my krakowianki.
� Nie znamy towarzysko nikogo z urz�dnik�w. Znamy tylko rozkazy w�adz i ojciec bywa
w interesach po urz�dach.
� I tak �yjecie bez ludzi?
� Mamy s�siad�w, spotykamy si� czasami w ko�ciele. Ale na bywanie trzeba mie� czas i
konie wyjazdowe � tego u nas nie ma.
� Ach, co za kraj � i �ycie! � westchn�a dama.
� Biedny kraj przez Rosjan systematycznie niszczony i poniewierany! � rzuci�
wicewojewoda. � Sto pi��dziesi�t lat niewoli!
� Przybyli�my wtedy tu ze �mudzi i osiedli, i przetrwali do zmartwychwstania Polski! �
rzek� Bia�ozor.
� Troje was rodze�stwa? � spyta�a dama Idy.
� Czworo. Jeden brat jest w seminarium.
� Nauczycielskim? Gdzie?
� Duchownym, w Lublinie.
� Siostrzyczka uroczo rezolutna.
� G�upia! Jeszcze si� nie nauczy�a milcze�.
� O! To taki wdzi�k dzieci�cy, a pani pot�pia � za�mia�a si� dama. � Srogo pani rz�dzi!
� U nas rz�dzi ojciec, a ja tylko pracuj� � od �mierci matki.
� A przedtem by�a pani pewnie w klasztorze?
� Na pensji w Warszawie!
� Ach, wi�c pani zna Warszaw�!
� Lilusiu! � za�mia� si� m��. � Czy przypuszczasz, �e obywatele tutejsi nie bywaj� na
�wiecie szerokim. Przecie niekt�rzy maj� ju� nawet samochody.
� Ach � nie my�l� o hrabi Wiesztorpie, kt�ry chyba nie siedzi tu stale, z wyj�tkiem
sezonu polowa�. Tu jest zwierz�cy raj, podobno! A pan my�liwy? � zwr�ci�a si� do
Bia�ozora.
� Nie mam czasu. M�j brat ma do tego pasj�, ale jak medycyny nie praktykuje, bo nie ma
broni.
� Dlaczego? � zagadn�� wicewojewoda.
� Bo dot�d nie mo�e jeszcze otrzyma� obywatelstwa, a zatem i pozwolenia na bro�.
� Nies�ychane. Kiedy� pan wr�ci� z bolszewii?
� Trzeci rok. Na wst�pie wzi�to mnie do aresztu, potem zwolniono jako azylanta i sprawa
si� toczy � pomalutku.
� No, ja j� przyspiesz�!
� My�li pan? � u�miechn�� si� doktor.
Dygnitarz poczerwienia�.
� A pan w�tpi?
� Najzupe�niej. Pan wojewoda zapomni � ale to mniejsza. Nauczy�em si� cierpliwo�ci w
swej w��cz�dze, a nie nauczy�em si� prosi� i dzi�kowa�. Zreszt� jestem �le notowany w
urz�dach.
� No, no, zobaczymy! A jak nie zapomn� � to zapraszam si� do Nietroni na polowanie.
Zreszt� za�wiadcz�, �e mi pan zwichni�t� r�k� nastawi� znakomicie � �askawie za�artowa�.
� Jezioro wasze i lasy ci�gn� si� a� do Rydwian? � spyta� hrabia.
� Nie. Graniczymy z �ucz� Jelc�w.
W jadalni opustosza�o. Go�cie pozostali tylko z doktorem. Gospodarz przeprosi� i
przeszed� na gumno, panna wymkn�a si�, za ni� znikn�y dzieci, starsza pani i patriarcha.
Na podw�rzu rozpoczyna� si� ruch wieczorny: nawo�ywanie drobiu, porykiwanie
wracaj�cego z pastwisk byd�a, ludzkie g�osy i pokrzykiwania.
� Pan te strony, wody i knieje, zna pewnie doskonale? � zagadn�� wicewojewoda.
� W��cz�ga sta�a mi si� drug� natur�, a przyroda kochank�. Tak, znam te strony, wody,
knieje i wszystko, co tu �yje i schron ma, tymczasem wzgl�dnie bezpieczny. �eby nie wojna
� by�yby jeszcze �osie i bobry � ale to ju� ch�opstwo wyniszczy�o.
� Odhodujemy z powrotem przy obecnych ustawach �owieckich. W lasach rz�dowych
mamy ju� �osie i bobry. Z tego punktu upa�stwowienie las�w by�oby wskazane.
Hrabia poda� rami� damie.
� P�jdziemy na spotkanie samochodu! � rzek�a, u�miechaj�c si� do m�a.
Ale, gdy si� znale�li na drodze poza obr�bem dworu, skr�cili w bok, gdzie sta�y w
przepychu kwiecia bzy i zaczyna�y sw� serenad� s�owiki, i znikn�li w g�szczach.
Dama przesta�a si� nudzi� i narzeka� na komary.
Szofer w p�nie gor�czkowym s�ysza� jak�� gmatwanin� d�wi�k�w. Jak halucynacja
wibrowa� mu oddech samochodu, zmieszany z jakimi� niesamowitymi d�wi�kami: byd�o,
gawrony, monotonne warczenie wir�wki, potem znowu samoch�d, sygna� jeden i drugi, ruch
w domu, g�osy, �miechy i odjazd maszyny.
Nasta�a wielka cisza � przez otwarte okno buchn�� zapach rosy i bz�w, potem trele
s�owicze � pociemnia�o w izbie, usn�� na chwil�, ale go zbudzi� �ar gor�czki i dotkni�cie
r�ki do czo�a.
� Co tam? Jecha�?
� Wypi� i w�o�y� termometr! Bur�uje ju� pojecha�y � odpowiedzia� doktor.
� A czym?
� Przyjecha� samoch�d hrabiego.
� Dogadza babie. Jeszcze si� nie nacieszy�. A mnie porzucili, jak psa!
� Zostawi� walizk� z rzeczami, dwie�cie z�otych i polecenie do policji, by mia�a pana w
opiece.
� Maszyna, gara�, knajpa, policja, szpital i znowu maszyna, gara�, knajpa, szpital � ca�e
�ycie. No � i pieni�dze na w�dk�!� W k�ko, w k�ko, w k�ko � a� do ostatniego
rozbicia � ju� na fest. Proletariacki byt� �ajdackie obiecanki. Nadejdzie wreszcie dzie�
wyp�aty � s�dziami wtedy b�dziem my!�
Majaczy�, chrapliwie za�piewa�, i za�mia� si�.
Doktor poda� mu lekarstwo, zmierzy� gor�czk� i poprawi� pos�anie.
� Co to tak huczy? W uszach mi dzwoni!
� To cisza. Macie tu pod r�k� picie, starajcie si� zasn��. Przed wami teraz czas spokoju
� macie przy sobie przyjaci�. Jakby wam co dolega�o � wo�ajcie � przyjd�. Okna nie
zamykam, bo majowa ro�na noc zdrowa!
� Dzi�kuj� panu! � odpar� szeptem.
Doktor �wiat�a nie zapala�. S�ycha� by�o, �e z kim� rozmawia� z cicha, szele�ci�o siano,
kto� s�a� na pod�odze, potem rozleg� si� szmer dw�ch g�os�w na przemian. Szofer wyt�y�
s�uch � dolecia�y go s�owa:
�I odpu�� nam nasze winy, jako i my odpuszczamy��
Pan Micha� z Michasiem odmawiali wieczorne pacierze. Dw�r ca�y by� w wielkiej ciszy
spoczynku po dziennym trudzie � w bzach zawodzi�y s�owiki.
II.
Stara �uczycha, kucharka, zastuka�a do drzwi alkierzyka za kuchni�, gdzie mieszka�a Ida.
� Panienko, d�jki* przysz�y!
Dziewczyna zerwa�a si� z pos�ania, umy�a i ubra�a b�yskawicznie, zapasa�a fartuch, wzi�a
ci�k� wi� kluczy i wysz�a. Dw�r ju� zaczyna� dzie� roboczy. Spotka�a ojca, id�cego do
stajen, wuja Kajetana, zaj�tego wi�zaniem ps�w�str��w, i otworzy�a drzwi do piwnicy.
D�jki wzi�y konew na mleko i posz�y do ob�r.
Ranek by� jeszcze ledwie per�owy na �wit. Zaskrzypia�y ��rawie studzienne, dopomina�y
si� �arcia ciel�ta, konie, pia�y koguty, snuli si� ludzie. Ida pilnowa�a udoju, potem posz�a do
piwnicy, narz�dzi�a wir�wk�, uj�a za korb� i pu�ci�a w ruch. Wnuczka starej �uczychy,
jedyna pomocnica gospodarstwa kobiecego, nalewa�a mleko.
Gdy sko�czy�y, posz�y do ciel�t, potem do chlewk�w trzody. D�wiga�y obie ci�kie
wiadra, poi�y chudym mlekiem �apczywy, ma�oletni inwentarz. Potem odnios�y �mietank� do
lodowni*, zabra�y rozebrane cz�ci wir�wki do kuchni, do mycia, i posz�y do kurnika, w
zgie�k g�odnego i ��dnego swobody drobiu.
Fornale i rataje* wyci�gali za dw�r pod wodz� Bia�ozora, a pod bocznym wej�ciem do
kuchni doktor z Michasiem budowali co� niezrozumia�ego z kawa�k�w drzewa.
� Co to b�dzie stryjku? � rozleg� si� g�osik Terki.
� Robi� ��ko dwa Micha�y � jeden du�y, drugi ma�y! � odpar�, pi�uj�c.
� A po co ��ko?
� Bo nawet psom niezdrowo sypia� na ziemi, a mamy lokatora przecie. Ida, dasz mi trzy
stare worki. Terka, zamiast papla�, zagrzej mleka dla chorego i zanie� mu.
� Czy on bardzo chory, stryjku?
� Zobacz. B�dzie tak samo z tob�, jak spadniesz z g�ry, dokuczaj�c go��biom. Micha�,
przynie� �wider i d�uto z p�ki.
Ida przynios�a ze spi�arni ��dane worki i posz�a do kuchni na narad� z �uczycha co do
obiadu, wnet potem wida� j� by�o w�r�d stada kurcz�t, podaj�c� karm�.
S�o�ce ju� wsta�o, umilk�y s�owiki, wrza� rajkotem gawroni gaj, porykuj�c ruszy�y krowy
na pastwiska.
� �niadanie! � zawo�a�a Ida z g��bi korytarza, ��cz�cego kuchni� z du�� izb�, s�u��c� za
jadalni�, biuro, salon i szko��.
Wszyscy si� stawili karnie, wiedz�c, �e kto si� sp�ni � zastanie st� sprz�tni�ty. Ida nie
mia�a czasu czeka�.
Zaj�li swe miejsca. Poda�a im du�e kubki mleka, chleb czarny le�a� do woli � wielki
bochen, kt�ry kroi� misternie dziad Kajetan.
Teraz rozmawiali.
� Jutro sadzenie reszty kartofli. Wczorajszy najazd zmitr�y� mi dzie�! � rzek� Bia�ozor.
� �eby� jeszcze z tego nie by�o wi�kszego nieszcz�cia � westchn�� dziad Kajetan.
� Dlaczego? Bardzo europejscy ludzie! � zaprzeczy�a ciotka.
� Urz�dniki! Chodzili, ogl�dali, pytali mnie, ile jest pszcz�. Na�o�� podatek!
� Niech si� wuj uspokoi. Na nasze kilkana�cie pni � jest w gminie ch�opskich setki. A �e
ch�opi rz�dz� � pszcz� nie opodatkuj�. By� przecie� jeden rok podatek od byd�a i skasowali.
� Mo�e B�g da, �e o nas zapomn�! � st�kn�� stary.
� Ojciec mi da dzi� Semka do miasteczka. Musz� wys�a� mas�o! � rzek�a Ida.
� Micha� po lekcjach odwiezie, bo Semko bronuje � odpar� Bia�ozor, wstaj�c i si�gaj�c
po czapk�.
� Bielizna gotowa do prasowania! � wtr�ci�a ciotka.
� Pami�tam! � mrukn�a Ida, sprz�taj�c ze sto�u.
� Ja odnios� do kuchni! � ofiarowa�a si� Terka.
� Bierz si� do nauki � ju� si�dma.
Na stoliku pod oknem le�a�y ksi��ki i zeszyty. Bez zbytniego zapa�u Terka roz�o�y�a jaki�
podr�cznik i zatopi�a si� w kuciu. Ciotka zasiad�a w fotelu, na�o�y�a okulary i j�a przegl�da�
zeszyty.
Jadalnia do po�udnia by�a szko��.
Ida, id�c do ogrodu warzywnego, zatrzyma�a si� przy stryju, kt�ry ju� skleci� co� w
rodzaju ��ka i obszywa� workami.
� Stryj mi przy�le Michasia po obiedzie.
� Przys�a�bym ci kr�lewicza w konkury, �eby nie tyle republik na �wiecie.
Ruszy�a ramionami i posz�a. Godzin� obrabia�a z Hann� zagony na og�rki, ale czeka�o na
ni� tyle innych rob�t, �e, poleciwszy dziewczynie po�piech, wr�ci�a do domu.
Narz�dzi�a �elazko, desk� � wzi�a si� do prasowania w kuchni. Dziad Kajetan roz�o�y�
si� tam tak�e i nawleka� sztuczn� woszczyn� na pszczele ramki. Ze stancji stryja Micha�a,
le��cej naprzeciw kuchni, w korytarzu rozleg� si� g�os Michasia, recytuj�cego geografi�.
Nagle stary podni�s� g�ow�.
� Bo�e mi�osierny. Znowu samoch�d!
� Pewnie policja po szofera! � rzek�a Ida.
Istotnie, auto zatrzyma�o si� przed gankiem, wysiad�o dw�ch policjant�w i cywilny.
� Ot, i przyjechali po mnie � rzek� szofer, wyzieraj�c oknem. � Policja, Kasa Chorych,
szpital.
Pan Micha� wyszed�.
� Ze szpitala pan doktor i samoch�d na rozkaz starostwa. Mamy zabra� rannego! �
meldowa� mu starszy policjant.
� Prosz�.
Zape�nili ma�� izdebk�. Szofer ponuro po nich patrzy� � warczeniem odpowiada�.
Doktor zbada� go i obejrza� opatrunek nogi.
� Wszystko w porz�dku. Czy pan si� czuje na si�ach znie�� przejazd?
� A kto mnie o to b�dzie pyta�. Mam si� zaraz zbiera�? Spojrza� na pana Micha�a. W tych
ponurych oczach by�o co� takiego, �e ten rzek�:
� Je�li pan tu woli zosta�, a� si� wzmocni i odpocznie � to przymusu by� nie mo�e.
� Co? mam by� na �asce? Niech bior�� Zdechn� tam pr�dzej.
� Co mi pan jak�� �ask� pluje w oczy! � hukn�� pan Micha�. � Moim zdaniem jest pan
zanadto wstrz��ni�ty i os�abiony, �eby telepa� si� po tych drogach a� do powiatowego
szpitala. To moje lekarskie zdanie, a nie jaka� �aska. Panu nie tylko z�aman� nog� trza
wygoi�, ale i histeri� leczy�.
Usun�� si� z doktorem na korytarz, rozm�wi� si� z cicha, zawo�ano policjanta, zacz�a si�
w jadalni pisanina urz�dowa.
Gdy samoch�d odjecha�, a pan Micha� wr�ci�, szofer le�a� z zamkni�tymi oczami i udawa�
sen.
� Ko�czmy, Micha�, bo trzeba Idzie pom�c mas�o na poczt� przyszykowa�.
I Micha� z cicha dalej recytowa� geografi�.
Znowu cicho�� rolnego trudu obj�a dw�r, a� j� zm�ci� i przerwa� tupot wracaj�cego na
po�udnie byd�a.
Ida wpad�a do izdebki z nar�czem wyprasowanej bielizny i ju� znowu sz�a do doju, do
piwnicy, do wir�wki.
Po godzinie znowu znale�li si� wszyscy przy posi�ku.
� Przyje�d�ali po szofera? Zabrali? � spyta� Bia�ozor.
� Nie zostawili pod moj� opiek�. Bia�ozor spojrza� na brata.
� �achman ludzki! Lepiej mu tu b�dzie.
� Wygl�da jak bandyta! Narobisz sobie biedy i k�opotu! � rzek� stary.
� Odp�aci si� niewdzi�czno�ci�! � doda�a ciotka.
� Cz�owiek nie pies, �eby by� wdzi�czny! � odpar� pan Micha�. � St�skni�em si� za
bolszewikami, postudiuj� okaz polski; pewnie ma w�a�ciwo�ci rasowe � to interesuj�ce.
� Niech mu u nas b�dzie dobrze! � zako�czy� spraw� Bia�ozor i zwr�ci� si� do Idy. �
Zabior� ci Hann� od obiadu, bo w polu za ma�o robotnika, sko�czy� trzeba, bo na deszcz si�
zanosi.
Jak ka�dy gospodarz, Bia�ozor nie mia� dla gospodarstwa kobiecego �adnego wzgl�du.
Dziewczyna si� nie spiera�a. Robota Hanny spada�a na ni�, ale w maju taki d�ugi dzie�.
� Czy szoferowi nie trzeba pos�a� obiadu? � spyta�a stryja.
� Id�no, Terka, spytaj go, bo ze mn� nie gada. Posz�a Terka i d�ugo bawi�a. Wr�ci�a
roze�miana.
� Prosi herbaty i ksi��k� do czytania. Wi�c mu da�am mleka, bo nie ma herbaty � i
�Krasnoludki� Konopnickiej � takie ciekawe! Da� te� dwa z�ote i prosi� o papierosy z
miasteczka.
� To niech mu Micha� przywiezie.
� Ho, ho! Wielki pan! ma na papierosy � mrukn�� stary.
� A o w�dk� nie prosi�?
� Ach, co te� stryjek m�wi! Przecie on nie ch�op.
� Sk�d�e wiesz?
� Bo mnie pyta�, czy nie mamy krewnych Bia�ozor�w w Witebskiem, bo to jego krewni.
� Mo�e by�! � rzek� z namys�em stary. � By� Marcin Bia�ozor pod Orsz� � za Jana
Kazimierza.
� A on nazywa si� Stefan Sawicki i jego ojciec by� in�ynierem na kolei w Bobrujsku.
� Wywiad zrobi�a� porz�dnie! A pami�tasz, jak si� zwie po niemiecku taka papla jak ty?
� Zaraz� � zamy�li�a si� � ju� wiem! Plauderpasza*!
� No to przynie� podr�czniki i zeszyty, bo potrzeba ci powt�rzy� niemiecki.
� Michasiu, nie zapomnij poczty! � poleci�a ciotka i z tym si� rozproszyli do roboty.
Po obiedzie pan Micha� odrabia� lekcje z Terk� w jadalni i trzyma� j� trzy godziny. Gdy si�
nareszcie wyrwa�a na swobod� jak ptak, on poszed� do swej stancji, zasiad� u okna i zacz�� z
wielk� wpraw� �elowa� stare buty. Szofer czyta� � wreszcie ksi��k� od�o�y� i d�ugo si� tej
robocie przygl�da�.
� Obszarniki na psy zesz�y, kiedy ju� sami buty �ataj�! � ozwa� si� wreszcie.
� Nadchodzi oto dzie� odp�aty. Panami wnet b�dziecie wy! � zanuci� doktor z humorem.
� Pana trudno do z�o�ci doprowadzi�.
� A czego mam si� z�o�ci�? Pi�� lat wydziera�em si� przez Rosj� � tutaj. Napatrzy�em
si�, nauczy�em. Tam obszarnicy nie umieli but�w �ata� i �le na tym wyszli. A �e i tu idzie w
tym samym deseniu, ratuj� si� jak mog�.
Znowu chwila milczenia, przerywana stukami m�otka.
� A �eby pan wiedzia�, �e ja si� te� chamem nie urodzi�em! � burkn�� szofer.
� Na W�grzech by� wielki hrabia komunist�.
� Symulant, jucha, znam takich. Pierwsz� klas� je�dzi na wiece. Na ostatniej stacji
przebiera si� za robociarza i w�azi do trzeciej. Na wiecu radzi r�n�� bur�uj�w kapitalist�w, a
na r�ne cudze nazwiska ma w�asne domy, wille i kapita�y po bankach�
� Kto� na to pieni�dze daje.
� Kt�by! Byd�o, chamy! A daj� � bo my�l� � �e przecie� trzeba jaki� koniec zrobi� �
bo tak �y� nie spos�b!
� Pan m�wi, �e si� chamem nie urodzi�. A dlaczego pan teraz za chama siebie ma?
� Pan si� pyta. Ubli�y�em panu zamiast podzi�kowa�, �e�cie mnie tu zatrzymali. Czy pan
si� przynajmniej zabezpieczy�, �e ta cholera, Kasa Chorych, zwr�ci panu koszty za moj�
kuracj� i utrzymanie? To� ta dra�ska instytucja tysi�ce za mnie �ci�gn�a.
� Nie mam te� ochoty z t� instytucj� mie� jaki� interes, i rad by�em ich si� pozby� z
chrze�cija�skiego domu.
� No, to niech si� pan ode mnie niczego nie spodziewa za sw� fatyg�.
� Nie spodziewam si�. Niech si� pan uspokoi � przecie� Kasa Chorych to zwyci�stwo
socjalizmu, zdobycz dla proletariatu. Ci�ko wam dogodzi�. My, nie pracuj�cy obszarnicy, z
niej nie korzystamy. Jak jest za co si� leczy�, to si� lecz� � a nie, to milcz�c, wygl�daj�
�mierci.
� Ciekawo�� � po co mnie pan zatrzyma�? Chyba macie jakie po�amane maszyny i
my�licie, �e wam si� mechanik zda. Potrafi� naprawi� wszystko od zegarka, maszyny do
szycia, broni do m�ockarni i m�yna.
� Nie zgad� pan. Zegarek i ja potrafi� zreperowa� � zreszt� jest w domu tylko jeden � u
brata, a m�ockarni� z lokomobil�, co by�a przed wojn�, zarekwirowa� �Demat� jako zdobycz
wojenn�, a fortepian spalili Moskale wraz z domem. Nie b�dzie pan mia� ni popisu, ni
zarobku u nas. Zatrzyma�em pana, bo mia�em na to nakaz od bardzo wysokiej w�adzy.
� Jak to?
� Powiem panu, je�li b�d� uwa�a�, �e pan zrozumie.
Szofer popatrzy� na niego, skurczy�a mu si� ur�gliwie twarz, ale w tej chwili pan Micha�
podni�s� g�ow�, spotkali si� oczami i szofer swoje spu�ci�.
� Wypij pan �y�k� mikstury i w�� termometr pod pach�. Jutro niedziela. Trzeba b�dzie
si� okrz�tn��, ogoli�, wyszorowa� � jak m�odemu kawalerowi przystoi.
� Ale � kawalerowi. I na to by�em za g�upi!
� To mo�e pan list do �ony napisze?
� Pewnie! Dawno precz posz�a � na zabaw� ka�demu i wszystkim. By�o i dziecko, ale
na swoje szcz�cie � u�wierk�o ju� temu dwa lata. By�aby taka � jak ta ma�a wasza. Co pan
my�li! Mam ju� trzydzie�ci pi�� lat. A pan �onaty?
� Nie. Mia�em dwadzie�cia, gdy mnie zes�ano do Tomska i nigdy nie zdoby�em tyle, �eby
m�c �on� utrzyma�. Zreszt� chcia�em wr�ci�
� Ja si� urodzi�em w Bobrujsku. In�ynierski jedynak! Parada! Ale ojciec ci�gle w
rozjazdach by� � a matka �y�a zabaw� i strojami. Poszed�em do gimnazjum, alem si� uczy�
nie chcia�. W dwana�cie lat ju� zna�em wszelk� swawol� i rozpust�, po dwa lata siedzia�em w
ka�dej klasie � przepychali mnie pieni�dzmi i proteg� � a� ze czwartej sam uciek�em,
pokrwawiwszy jakiego� koleg� � o uliczn� dziewk�. Ojciec spraw� zamaza� i za kar�
wpakowa� do warsztat�w � a mnie to by�a w�a�nie frajda. Mia�em amatorstwo do maszyn.
Tymczasem stary umar�, matka za innego posz�a i wyjecha�a do Saratowa czy Samary � a
mnie do wojska wzi�li w proste so�daty. I zrobi�em si� cham � proletariusz. Gimnazjum z
chamami, warsztaty z chamami, so�dactwo z chamami! Rozpusta, w�dka, brud, wszy, nory,
koszary, kazionna odzie� i jad�o � i samoch�d: szoferski przekl�ty �ywot. A potem wojna!
P�dzali od Mazur�w do Karpat, od Odessy do Rygi. Trza by�o kra�� i �ga�, g�odowa� i
rabowa�, po szpitalach odpoczywa�! Pan nie wie, co to so�dacki, moskiewski szpital, to pan
nie rozumie!
� Trzy lata szed�em pieszo przez bolszewick� Rosj� � do kraju! Rozumiem!
� Do kraju! Ot� to! Do kraju! I ja to s�owo pos�ysza�em! A by�o to tak! Jak Moskale
urz�dzili sw�j bolszewicki karnawa� � w jakim� miasteczku parszywym � i nasz pu�k si�
zbuntowa�. Zdobyli gieroje monopolowy sk�ad, pomordowali oficer�w i zacz�li hula�. Nie
poszed�em na t� oper� � bo mia�em do�� tej uciechy � i spa� mi si� chcia�o. Samochody
pu�kowe sta�y przy drodze za miasteczkiem, by�a warta, ale te� polecia�a na zabaw�. My�l� �
szkoda pu�kownikowskiej maszyny. Rolls by� � istne cudo. A �eby ni� w �wiat drapn�� i
gdzie po drodze spu�ci� Wi�c narz�dzi�em maszyn� i czekam, co b�dzie. W miasteczku
wrzaski � a wreszcie i po�ar. A� s�ysz� � biegnie ludzi kilkoro, sapi� jak miechy, wpadli
mi�dzy samochody.
� Narz�dzaj, Zawi�lak! � kto� wo�a.
Pozna�em g�os porucznika Majewskiego, co nami komenderowa� � poruszy�em si�.
B�ysn�� na mnie latark�, rewolwer podni�s�.
� To ty, Sawicki. Narz�dzaj z Zawi�lakiem kt�r�kolwiek maszyn� i zmiatajmy.
Ledwie�my z �yciem uszli.
� Rolls got�w! Niech pan porucznik siada.
� A tu jeszcze dw�ch nadbieg�o. Zakrzewski i Ofma�ski � karabiny mieli w gar�ci, a
sami bez tchu.
� Benzyny, ile wlezie blaszanek. Siadajcie, ch�opcy, i jazda.
W moment ruszyli�my � od miasteczka pogo� i wycie. Porucznik siad� obok mnie.
� Palcie, ch�opcy � w kup�!
Paln�li � tamci te�, ale�my ju� byli daleko.
� A dok�d jecha�? � pytam.
� Do kraju, do swoich!
� To niech pan porucznik map� we�mie i komenderuje, bo ja tej drogi nie znam.
� Tam, na zach�d! � machn�� r�k� � precz z tego mongolskiego piek�a! Do swoich!
By�a� to jazda! A ta maszyna! Z kochank� nie mia�em takiej uciechy! Cicho sz�a jak
chmura po niebie, a jak wicher pr�dko. Do rana ju�e�my bezpieczni byli od po�cigu.
Stan�li�my w lesie, porucznik map� obejrza�, zorientowa� si� � wytyczy� mi drog�.
Zakrzewski czerwon� szmat� na patyku umocowa�, ja maszynie da�em ostygn��, narz�dzi�em
� i dalej.
� Panie poruczniku, mam w�dk�! � chwali si� Zawi�lak i podaje butelk�.
� Ile tego masz?
� Cztery!
A porucznik trzasn�� j� o ziemi�.
� Wyrzu� jeszcze dwie! Jedna nam starczy.
� Panie poruczniku! � skamle tamten. Ino si� porucznik obejrza�!
Mia� twarz chud� i dzik� � a oczy � jakby l�d na bystrej rzece, szkliste i zimne.
Zawi�lak wyrzuci� dwie butelki.
� Jutro rano b�dziemy u swoich. Odpocznij, Sawicki, ja poprowadz�. Potrz�sn��em
g�ow�. Wzi��em najwi�kszy p�d. Strzelali do nas, jakie� bandy goni�y z wyciem,
przejechali�my kilku, ale nic!
Wieczorem znowu kr�tki post�j � pozwoli� nam porucznik wypi� po �yku w�dki � sam
nie tkn��, byli�my jak drewno zmachani, g�odni, i bez �adnego my�lenia. Znowu noc w p�dzie
i ju� �wita�o, gdy�my ujrzeli na drodze konnych. Porucznik spojrza� przez szk�a i r�k� na
kierownicy po�o�y�. G�osu nie doby� � ale czuj�, �e mi na r�k� co� kapie. A to l�d stopnia� z
oczu porucznika. Rozumie to pan � on p�aka�.
Zwolni�em, zahamowa�em, stan��em. � Tamci doskoczyli � pi�ciu by�o � u�a�ski
patrol.
� Co�cie za jedni? Sk�d?
Porucznik wsta�, zasalutowa� i jakim� chrapliwym, zduszonym g�osem krzykn��:
� Jeszcze Polska nie zgin�a! � upad� jak martwy!
A to by� patrol korpusu Dowbora� A ja pierwszy raz by�em w kraju! Pan Micha� wsta�.
� Spocznijcie! Morowy ch�op by� ten wasz porucznik. Cze�� mu! Wysoko stoi!
� Ale � wysoko. Pod Radzyminem z ochotnikami by� i ja z nim. Nog� mu obci�li wy�ej
kolana. Wysoko poszed�, a jak�e! Na poczcie siedzi inwalida i listy adresuje tym, co nie
umiej� pisa�.
� A przecie powtarzam � wysoko stoi!
� Oj kraju, ty kraju! Spal� gazu za tysi�ce na Grobie Nieznanego �o�nierza i kwiaty nosz�
na paradach � a my, w gnoju i b�ocie!
W tej chwili wszed� Micha� i poda� mu paczk� tytoniu i reszt� pieni�dzy.
� By�o za te drobne pannie Terce karmelk�w kupi�.
� Eee. To� by�by wstyd! � oburzy� si� ch�opak. � Tak ci�ko zapracowane pa�skie
pieni�dze!
� Oho, kawaler jeszcze si� nie nauczy� bra�!
� My przywykli tylko dawa�! � hardo odpar�.
� Poczekajcie! I na was przyjdzie kreska i ugniecie �ba!
� Nie da B�g! Stryjku, ja skocz� do ogrodu Idzie pom�c.
� P�jd� i ja. A panu przy�l� Terk� z kolacj�. A potem spa�. Gor�czka spada. Zuch z pana.
Gdy szli do ogrodu, Micha� rzek� z cicha:
� Stryjku, czemu on taki z�y?
� Z Bogiem si� swarzy � wi�c mu �le. Biedny, zbuntowany cz�owiek. Trzeba z nim
dobrym by�!
Tej nocy, gdy wszyscy ju� spali, Ida jeszcze czuwa�a, zaj�ta reperowaniem bielizny. Ma�a
lampka naftowa o�wietla�a jej alkierzyk ubogi i pusty jak zakonna celka. Kto� zastuka� w
szybk�.
Pozna�a ojca i wysz�a do niego.
Usiedli na k�odzie drzewa pod �cian�.
� By� dzi� so�tys z nakazem p�atniczym � rzek� Bia�ozor.
� Znowu! To� zap�acili�my wszystko!�
� Uchwali� Sejm stuprocentow� podwy�k� gruntowego podatku� Wypadnie chyba
sprzeda� te brakowne krowy, co�my mieli wypa��.
� Stracimy po�ow� ceny! Ledwie si� zacz�y poprawia� Mo�e lepiej m�ode konie?
� Nie starczy! Zreszt�, czym zast�pi� braki w fornalce? Wiesz, �e dwie pary zupe�nie
zdarte.
� �eby cho� do jesieni zwlec. Mam sto g�si, cztery tuczniki, sad pi�knie kwitnie!
� Jesieni� w listopadzie przychodz� drugie raty, a kary za zw�ok� po�r� zarobek.
� Mo�e by zaliczyli na to warto�� ziemi, co wzi�li na osadnictwo?
� Protasewicz je�dzi� o to do ministerstwa� Siedzia� tydzie� w Warszawie, po ca�ych
dniach depta� po urz�dach � wyda� czterysta z�otych. Nareszcie otrzyma� kwit na o�mset, ale
gdy przyszed� z tym do kasy � us�ysza�, �e przyszed� rozkaz od ministerstwa, �eby wyp�aty
do czasu wstrzyma� Na te koszta po�yczy� na weksel.
� Ja my�l� wci��, na czym by jeszcze oszcz�dzi�, ale wymy�li� nie mog�.
� Dziecko kochane, i tak pracujesz za dziesi�ciu. Nie mamy w czym si� ogranicza� ani
wi�cej na barki wzi��. Trzeba to byd�o sprzeda�!
Zamilkli, ramionami o siebie si� wsparli i zm�czonymi g�owami. Woko�o by�a cudna
majowa noc � na wschodzie poczyna�o ja�nie� na zorz�.
� Niech tatu� spocznie! Nic to! Nie damy si� i przetrzymamy�
Gorzej by�o po naj�ciu bolszewik�w! Obj�a go r�kami za g�ow� i uca�owa�a.
� Ty ju� wcale nie sypiasz!
� Jak ch�opi i ptaki. Ode�pi� jesieni�. Ale honorne Bia�ozory i Nietro� zostanie nasz. I
jeszcze innych b�dziemy ratowa�!
� Tych wszystkich, co nas krytykuj� i obmawiaj��
� Nawr�c� si�
I tak si� rozeszli na kr�tki spoczynek.
III.
By� ju� czerwiec i najwi�kszy przepych ziemi.
Kwit�y �yta pogodnie, za lada powiewem nios�c tumany miodem wonnego py�u, ��ki,
czerwone od firletek, gotowa�y si� do sianokosu, bujnie krzewi�y si� kartofle, do r�jki burzy�y
si� pszczo�y, po tajniach jeziora mrowi� si� kaczy drobiazg, gaj gawroni w Nietroni wzmocni�
sw�j wrzask tysi�cami m�odych gardzieli i ucich�y s�owiki.
Przedn�wek by� w spichrzu i spi�arni, ale nawet martwi� si� nie by�o czasu � takie dnie
by�y znojne i d�ugie, taki spoczynek kr�tki.
W ci�kim istnieniu takiego ubogiego dworu na Polesiu, w tych latach borykania si� w�r�d
nowych porz�dk�w, praw i ci�ar�w, bez kapita�u, w ruinie folwark�w, w niedostatku
inwentarza, w dro�y�nie robocizny, w osobistej pracy fizycznej nie by�o czasu, nie by�o oczu,
nie by�o zdolno�ci odczu� pi�kna ni czaru, kt�ry ich otacza�.
Dzieci, poza nauk�, te� pracowa�y. Micha� w warzywniku, Terka przy drobiu, kt�ry r�s� i
po�era� � nigdy syty i cichy.
Szofer zdrowia� i czyta�. Przewertowa� ksi��ki Terki i Michasia, wnurzy� si� w
Sienkiewicza. �e w stancji by�o mu duszno i gor�co � co rano �dwa Micha�y� wynosi�y go
do cienistego, lipowego szpaleru i tam dzie� sp�dza�, przygl�daj�c si� �yciu ludzi i zwierz�t.
Sporz�dzi� sobie misternie kul� � i co dzie� napiera� si� wsta�.
� Pan mi na z�o�� robi. Po co mnie pan zatrzyma�! Ju� by mnie dawno pu�cili ze szpitala.
Albo dajcie co robi�, albo si� w�ciekn�.
Zaczepia� o t� robot� ka�dego, co przechodzi�. Wreszcie kiedy� Ida przynios�a mu k��bek
nici konopnych, iglic� drewnian� i deseczk�.
� Niech pan robi �aki* na ryby.
� Jak�e to si� robi?
� Przy�l� panu Michasia. On nauczy.
Micha� wyt�umaczy�, zacz�� i poszed�, bo nie mia� czasu.
W og�le nikt nie mia� czasu � nawet Terka nie przychodzi�a papla�.
Siedzia� tedy chory ze sw� nieruchom� nog�, troch� sie� wi�za�, troch� czyta� i
obserwowa�, i r�ne nowe my�li rodzi�y mu si� g�owie. Za szpalerem dziad Kajetan wolno i
cicho manipulowa� w pasiece. Bez �adnej ochrony snu� si� w�r�d pszcz�, otwiera� ule,
zagl�da�, co� zmienia�, dodawa� ramki lub odejmowa�, czasami we dw�ch z Semkiem
przenosili z miejsca na miejsce ule, porozumiewaj�c si� szeptem lub ruchem. Czasem siedzia�
na kamieniu i patrzy� na to swoje pa�stwo, a zawsze milcza� i porusza� si� powoli.
Daleko na grz�dach warzyw pracowali Micha� i Ida. Motykowali lub pe�li pilnie, miarowo,
zr�cznie i cicho. Pan Micha� w sadzie obiera� robactwo i co najwy�ej pogwizdywa� czasami.
Zgie�k czyni�y tylko d�jki o po�udniu, bo si� spieszy�y okrutnie i niekiedy cisz� tej pracy
przerywa� �miech Terki lub gderanie starej �uczychy na wnuczk� Hann�.
Milcz�co wszystko sz�o i wolno. Fornale Poleszuki poruszali si� jak wo�y, Bia�ozor
komenderowa� nie podnosz�c g�osu, a z Semkiem, kt�ry by� fakototum* i popychad�em, nikt
nie rozmawia�, bo ch�opak tak si� j�ka�, �e nikt go o nic nie pyta�, bo nie by�o czasu doczeka�
si� odpowiedzi.
Pozornie sprawia�o to wra�enie, �e tu si� nic nie robi, �e nikomu nie pilno i nikomu nie
troskliwo i nie ci�ko, i �e ten ca�y warsztat rolny obraca si� jakim� mechanizmem
tajemniczym, bezg�o�nym.
Nie czu� by�o i s�ycha� pracy, ale przecie by�o zrobione. Z regularno�ci� maszyny, o
�wicie wstawa� pan Micha� i Micha�, odmawiali pacierz, sprz�tali po kolei pos�ania i stancj�,
prze�cielali i pomagali choremu w toalecie, przynosili mu �niadanie, wynosili go z ��kiem na
powietrze, zasiadali do lekcji. Z regularno�ci� maszyny sw�j deptak mi�dzy kuchni�, piwnic�,
obor�, chlewami, kurnikiem i ogrodem odbywa�a Ida. Bia�ozor w og�le by� ca�y dzie� w polu
przy robocie i prawie ca�y dzie� terkota�a maszyna do szycia w pokoju ciotki Ludwiki.
Dowiedzia� si� od Terki, jedynej gadatliwej osoby z rodziny, �e dziad Kajetan i ciotka
Ludwika nie byli ni dziadem, ni ciotk�, ale jakimi� dalekimi krewnymi, kt�rzy, wyzuci z
mienia przez bolszewik�w, przybyli przed kilku laty i zostali.
� Bo to, wie pan � m�wi�a z przej�ciem � to wielkie szcz�cie takich ludzi mie� w
domu. Tatu� si� ogromnie ucieszy�, jak przybyli.
� Bo co? Pomagaj�? � spyta�.
� Takiego domu nic z�ego nie spotka.
� Kto to pannie Terce powiedzia�?
� Gabryk! Nasz brat, kt�ry na przysz�y rok ju� b�dzie prawdziwym ksi�dzem! Zobaczy
go pan, bo na wakacje przyje�d�a i �licznie gra na skrzypcach.
� To mo�e i Micha� ksi�dzem b�dzie?
� Micha� za dziesi�� lat tatusia zast�pi, bo tatu� ju� b�dzie za stary do roboty.
� A panna Terka � pann� Id�?
� O tak � mo�e i pr�dzej, bo Idy napiera si� Antek, nasz kuzyn, co ma te� samoch�d i
sam umie nim je�dzi�.
� Jak to? Napiera si�?
� A no, chce si� z ni� o�eni� � ca�e �ycie si� napiera. Aj! � moje kacz�ta ju� wo�aj�
je��! � i poskoczy�a do swego obowi�zku.
Tak si� powoli dowiadywa� o sprawach tej dziwnej rodziny obszarniczej. Dziwi� si�,
obserwowa� i nieznacznie sam si� zmienia�.
Sta� si� w mowie grzeczniejszy i nerwy jego zdrowia�y w tej atmosferze spokoju, i czasami
my�la�, �e przecie� tym ludziom musi ods�u�y�. By� syty, oprany, obs�u�ony, traktowany jak
cz�owiek domowy � jak r�wny. I ju� ich przesta� podejrzewa� o wyrachowanie i interes.
Pewnego dnia komendant posterunku policji przyjecha� na rowerze i, czekaj�c na
Bia�ozora, zasiad� przy nim na papierosa i gaw�d�.
� No, i jak�e pan si� czuje w tym pa�skim gnie�dzie? Nudno za miastem?
� Czasami t�skno za knajp� i ruchem. Ale to jacy� dobrzy ludzie!
� Ba! Strasznie honorni. Podatki zap�acone, wszelkie przepisy spe�nione � nigdy skargi.
Nawet z tym ch�opstwem cierpi�, bez s�du, �eby nie stawa� z nimi na sprawie� A ch�opstwo
tutejsze to, panie, czarcie nasienie. U nas, w Wielkopolsce, bywaj� te� z�odzieje, ale tu to nie
ma uczciwego � na pokaz!
� Pewnie n�dza?
� A monopol kto utrzymuje? I co takiemu ch�opu trzeba? �arcia ma do syta, podatk�w
ma�o p�aci. Byd�a, owiec, �wi� mn�stwo, opa� ukradnie, grosza na nic nie wyda. N�dza to my:
nauczyciele, urz�dniki, osadniki � i pa�skie dwory ledwie zipi�.
� I tutejsi nie bogaci?
� Tutejsi? Trudno zgadn��. Nigdzie nie bywaj�, nic prawie w miasteczku nie kupuj�.
Rzetelni s�. Na rozmow� ich nie wyci�gniesz. Ten m�odszy, niby doktor, za pieni�dze nie
leczy. Z wojew�dztwa main papier, �eby przedstawi� podanie, op�at� i fotografi� � dostanie
kart� �owieck�. Nie wie pan, czy ma strzelb�?
� Nie widzia�em! � odpar� kr�tko.
� Pe�no jest broni niemeldowanej. Ch�opy po tych wertepach bij�, co popadnie i kiedy
popadnie, i diabe� ich z�apie.
� My�l�, �e ci panowie na k�usownictwo by nie poszli.
� Ale broni nie z�o�yli. Jak dostanie pozwolenie na bro� � musi kupi�. Przepisy s�
bardzo ostre i kary wysokie. A pan ma rewolwer?
� Mam � i pozwolenie w porz�dku.
Wydoby� pugilares i sprezentowa� wszystkie swe dokumenty, u�miechaj�c si� szyderczo z
pilno�ci, z jak� policjant ka�dy papier przegl�da�.
� Pan si� za posad� obejrzy, jak wstanie? Z powiatowego miasta zaczynaj� kursowa�
autobusy, mo�e pan si� wkr�ci.
� Jeszczem dot�d �ydom nie s�u�y�, ale pewnie i do tego dojdzie.
Doktor mi obiecuje za dwa tygodnie koniec tej niewoli.
� Ale poprawi� si� pan na twarzy i w sobie. A jakby pan st�d odje�d�a�, prosz� si� zg�osi�
na posterunek. Dam za�wiadczenie.
I �askawie go po�egna�.
� Cholera! � zawarcza� za nim szofer. � Za konfidenta mnie uwa�a. Ka�e broni
wypatrywa� u tych ludzi. Rewolucj� ci zrobi�, czy napadn� na posterunek! A co wiecz�r na
b�otach kanonada ch�opska do kaczek, to tej broni nie szukasz, nie odbierasz!
� Panie doktorze! � pocz�� w