7287

Szczegóły
Tytuł 7287
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7287 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7287 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7287 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mary Higgins Clark UDAWAJ, �E JEJ NIE WIDZISZ Prze�o�y�a: Jolanta Bartosik Wydanie polskie:1998 Wydanie oryginalne: 1997 Dedykacja Dla mojego m�a Johna Conheeny i dla naszych dzieci Marilyn Clark Warrena i Sharon Meier Clark Davida Clarka Carol Higgins Clark Patricii Clark Derenzo i Jerry�ego Derenzo Johna i Debbie Armbruster Conheeny Barbary Conheeny Patricii Conheeny Nancy Conheeny Tarleton i Davida Tarletona Z mi�o�ci�. Podzi�kowania Ludzie cz�sto mnie pytaj�, sk�d bior� pomys�y na ksi��ki. W tym wypadku mog� odpowiedzie� bardzo precyzyjnie. Rozwa�a�am kilka r�nych temat�w, ale �aden z nich nie pobudza� mojej wyobra�ni. Zdarzy�o si� to podczas kolacji w �Rao�s Bar and Grill�, legendarnej restauracji w Nowym Jorku... Pod koniec wieczoru Frank Pellegrino, jeden ze wsp�w�a�cicieli lokalu i zawodowy piosenkarz, wzi�� do r�ki mikrofon i zacz�� �piewa� piosenk�, kt�r� przed laty wykonywa� Jerry Vale. By�o to �Pretend You Don�t See Her�. Kiedy s�ucha�am muzyki, jeden z pomys��w, kt�re rozwa�a�am wcze�niej, nabra� bardziej konkretnych kszta�t�w: m�oda kobieta jest �wiadkiem morderstwa i ratuj�c swoje �ycie, musi skorzysta� z pomocy rz�dowego programu ochrony �wiadk�w. Grazie, Frank! Wyrazy uznania i serdeczne podzi�kowania dla redaktor�w Michaela Korda i Chucka Adamsa. Ju� w szkole najlepiej mi si� pracowa�o, kiedy wisia� nade mn� okre�lony, zbli�aj�cy si� z ka�dym dniem termin. Do dzisiaj to si� nie zmieni�o. Michaelu i Chucku, kierowniczko Gypsy da Silva, asystentko Rebecco Head i Carol Bowie - jeste�cie najlepsi i najwspanialsi. Oby wasze imiona zapisano w ksi�dze �wi�tych. Podzi�kowania dla Lisi Cade, zajmuj�cej si� reklam�, i Gene�a Winicka, agenta literackiego; oboje jeste�cie kochanymi i drogimi mi przyjaci�mi. Cz�sto w poszukiwaniach pomagaj� autorowi rozmowy z fachowcami. Jestem winna wdzi�czno��: Robertowi Resslerowi, pisarzowi i emerytowanemu kierownikowi FBI, za rozmow� o programie ochrony �wiadk�w; adwokatowi Alanowi Lippelowi, kt�ry wyja�ni� mi prawne aspekty zwi�zane z g��wnym w�tkiem; emerytowanemu detektywowi Jackowi Rafferty�emu, kt�ry odpowiedzia� na moje pytania dotycz�ce procedury pracy policyjnej; Jeffreyowi Snyderowi, kt�ry swego czasu by� chronionym przez policj� �wiadkiem. Dzi�kuj� Wam wszystkim za to, �e podzielili�cie si� ze mn� swoj� wiedz� i do�wiadczeniem. Uchylam kapelusza przed znawc� komputer�w Nelsonem Kina, z hotelu �Cztery Pory Roku� w Maui, dzi�ki niemu odzyska�am kilka rozdzia��w, kt�re uwa�a�am za stracone. Jak zawsze dzi�kuj� Carol Higgins Clark, mojej c�rce i pisarce, zawsze gotowej wys�ucha� wszystkiego, co mi przyjdzie do g�owy. Serdeczne �yczenia wszystkiego najlepszego dla mojego przyjaciela Jima Smitha z Minneapolis, kt�ry przys�a� mi potrzebne informacje o mie�cie jezior. Jestem wdzi�czna r�wnie� dopinguj�cym mnie do pracy dzieciom i wnukom. Nawet najm�odsze pyta�y: �Sko�czy�a� ju� ksi��k�, babciu?� Na koniec zachowa�am szczeg�lne s�owa wdzi�czno�ci dla mojego m�a Johna Conheeny, kt�ry po�lubi� pisark� wiecznie poganian� przez napi�te terminy i potrafi� si� z tym pogodzi�, nie trac�c cierpliwo�ci i poczucia humoru. Wszystkiego najlepszego! Pozwol� sobie zacytowa� XV-wiecznego mnicha: �Ksi��ka sko�czona. Niech pisarz si� bawi�. P�niej Lacey pr�bowa�a si� pociesza�, �e gdyby nawet przysz�a kilkana�cie sekund wcze�niej i tak nie mog�aby pom�c Izabelli; pewnie zgin�aby razem z ni�. Tak si� jednak nie sta�o. U�ywaj�c klucza nale��cego do agencji handlu nieruchomo�ciami, wesz�a do dwupoziomowego mieszkania przy Siedemdziesi�tej Wschodniej. Zawo�a�a: �Izabello!� w momencie, gdy Izabella krzykn�a: �Nie...� i rozleg� si� huk wystrza�u. W u�amku sekundy Lacey musia�a si� zdecydowa�, czy ucieka�, czy si� ukry�. Zatrzasn�a drzwi do mieszkania i schowa�a si� w szafie wn�kowej w przedpokoju. Nie zd��y�a przymkn�� za sob� drzwi, gdy po schodach zbieg� elegancko ubrany, jasnow�osy m�czyzna. Przez szpar� w drzwiach Lacey zobaczy�a jego twarz i dok�adnie j� zapami�ta�a. Widzia�a go ju� wcze�niej, przed kilkoma godzinami. Teraz malowa�a si� na niej surowa bezwzgl�dno��, ale Lacey by�a pewna, �e jest to ten sam cz�owiek, kt�remu niedawno pokazywa�a mieszkanie - sympatyczny Curtis Caldwell z Teksasu. Obserwowa�a z ukrycia, jak przebiega obok szafy. W prawej d�oni mia� pistolet, a pod pach� trzyma� sk�rzany notes. Otworzy� drzwi i wybieg� z mieszkania. Wej�cia do windy i na schody przeciwpo�arowe znajdowa�y si� w drugim ko�cu korytarza. Lacey zdawa�a sobie spraw�, �e Caldwell szybko si� zorientuje, i� ten, kto wszed� do mieszkania, nie zd��y� go opu�ci�. Kierowana instynktem wybieg�a z szafy, �eby zatrzasn�� drzwi wej�ciowe. M�czyzna odwr�ci� si� i zmierzy� j� wzrokiem. Mia� bladoniebieskie, zimne jak l�d oczy. Rzuci� si� ku drzwiom, ale nie do�� szybko. Lacey zatrzasn�a je i zd��y�a zasun�� rygiel w tej samej chwili, gdy on wk�ada� klucz do zamka. Serce wali�o jej jak miotem. Plecami oparta si� o drzwi. Zadr�a�a, kiedy Caldwell poruszy� klamk�. Mia�a nadziej�, �e nie uda mu si� wej�� do �rodka. Trzeba zawiadomi� policj�. Trzeba wezwa� pomoc. Izabella! - pomy�la�a Lacey. S�ysza�a przecie� jej krzyk. Czy Izabella jeszcze �yje? Przytrzymuj�c si� por�czy, Lacey wbieg�a po schodach przykrytych dywanem i znalaz�a si� w kremowo-brzoskwiniowym pokoju, w kt�rym w ci�gu ostatnich tygodni nieraz siedzia�a z Izabella, s�uchaj�c, jak zrozpaczona matka powtarza bez ko�ca, �e nie wierzy, by �mier� jej c�rki, Heather, by�a przypadkowa. Z dusz� na ramieniu Lacey wbieg�a do sypialni. Izabella le�a�a na ��ku w nienaturalnej pozycji. Oczy mia�a otwarte, zakrwawion� r�k� pr�bowa�a wyszarpn�� spod poduszki plik kartek. Jedna, porwana podmuchem wiatru z otwartego okna, poderwa�a si� do lotu i upad�a w drugim ko�cu pokoju. Lacey przykl�kn�a. - Izabello - wyszepta�a. Mia�a jeszcze wiele do powiedzenia - �e wezwie pogotowie, �e wszystko b�dzie dobrze - ale wargi odm�wi�y jej pos�usze�stwa. Za p�no. Widzia�a to wyra�nie. Izabella umiera�a. P�niej ta koszmarna scena cz�sto jej si� �ni�a. Zawsze by�o tak samo: Lacey kl�czy obok cia�a Izabelli, kt�ra w urywanych s�owach m�wi o pami�tniku i b�agaj�, �eby zabra�a te kartki. Nagle jej ramienia, dotyka czyja� d�o�. Lacey ogl�da si� i widzi zab�jc� o zimnych, pozbawionych u�miechu oczach, kt�ry trzyma w d�oni pistolet wycelowany w jej czo�o i powoli naciska spust. 1 W drugi poniedzia�ek wrze�nia telefony w biurze �Parker i Parker� urywa�y si�. Lacey czu�a, �e letni zast�j wreszcie si� sko�czy�. Przez ostatni miesi�c niewiele si� dzia�o na rynku nieruchomo�ci na Manhattanie; dopiero teraz zn�w zaczyna si� ruch. - Najwy�szy czas - powiedzia�a do Ricka Parkera, kt�ry w�a�nie postawi� jej na biurku kubek kawy. - Od czerwca nie uda�o mi si� sprzeda� nic ciekawego. Wszyscy klienci wyjechali do Hamptons albo na przyl�dek. Bogu dzi�ki, zacz�li ju� wraca�. Ja te� wzi�am miesi�c wolnego i wyjecha�am na wakacje, ale ju� najwy�szy czas zabra� si� do roboty. Wyci�gn�a r�k� po kaw�. - Dzi�kuj�. Mi�o jest by� obs�ugiwan� przez samego dziedzica. - Drobiazg. �wietnie wygl�dasz, Lacey. Lacey wola�a nie zwraca� uwagi na min� Ricka. Zawsze czu�a si� tak, jakby rozbiera� j� wzrokiem. Rozpuszczony, przystojny i obdarzony z�udnym wdzi�kiem, kt�rego �wiadomie u�ywa�, onie�miela� j�. Lacey by�a szczerze zmartwiona tym, �e ojciec Parkera przeni�s� go tu z biura na West Side. Nie chcia�a straci� pracy, a ostatnio coraz trudniej jej przychodzi�o utrzyma� Ricka na dystans. Kiedy odezwa� si� telefon, z ulg� si�gn�a po s�uchawk�. Uratowa� mnie dzwonek - pomy�la�a. - Lacey Farrell - odezwa�a si�. - Panna Farrell? M�wi Izabella Waring. Pozna�y�my si� wiosn�, kiedy sprzedawa�a pani mieszkanie w moim bloku. Kolejna oferta - pomy�la�a Lacey. Instynktownie wyczuwa�a, �e pani Waring chce wystawi� swoje mieszkanie na sprzeda�. Umys� Lacey dzia�a� jak komputer. W maju sprzeda�a dwa mieszkania na Siedemdziesi�tej Wschodniej: jedno w osiedlu, ale rozmawia�a tam tylko z zarz�dc� budynku, a drugie, sp�dzielcze, w bloku nale��cym do Norstruma, niedaleko Pi��dziesi�tej Alei. Przypomnia�a sobie, �e rozmawia�a wtedy w windzie z atrakcyjn�, rudow�os� kobiet�, kt�ra poprosi�a j� o wizyt�wk�. �ciskaj�c kciuki na szcz�cie, Lacey spyta�a: - Dwupoziomowe mieszkania u Norstruma? Pozna�y�my si� w windzie? Pani Waring by�a zadowolona. - W�a�nie! Zamierzam sprzeda� mieszkanie mojej c�rki. Je�li to pani odpowiada, chcia�abym zleci� pani znalezienie kupca. - Bardzo si� ciesz�, pani Waring. Lacey um�wi�a si� na nast�pny dzie�, od�o�y�a s�uchawk� i spojrza�a na Ricka. - Mam szcz�cie! Siedemdziesi�ta Wschodnia numer trzy. To dobry blok - powiedzia�a. - Siedemdziesi�ta Wschodnia numer trzy? Kt�re mieszkanie? - spyta� szybko Rick. - Dziesi�� B. Czy�by� je zna�? - Sk�d mia�bym je zna�?! - odburkn��. - Przecie� m�j ojciec, w swojej wielkiej m�dro�ci, przez pi�� lat trzyma� mnie na West Side. Lacey odnios�a wra�enie, �e Rick stara� si� by� mi�y, kiedy doda�: - Domy�lam si�, �e kto� ci� kiedy� spotka�, spodoba�a� mu si� i teraz chce ci zleci� sprzeda� mieszkania. Stale ci powtarzam, co o tym fachu m�wi� m�j dziadek: to prawdziwe b�ogos�awie�stwo, je�li ludzie ci� pami�taj�. - By� mo�e, chocia� wcale nie jestem pewna, czy rzeczywi�cie jest to b�ogos�awie�stwem - odpar�a Lacey z nadziej�, �e jej nieco dwuznaczna odpowied� zako�czy t� rozmow�. Czeka�a na dzie�, kiedy Rick zacznie w niej widzie� tylko jedn� z wielu kole�anek z pracy. Rick wzruszy� ramionami i poszed� do swojego gabinetu z oknami wychodz�cymi na Sze��dziesi�t� Drug� Wschodni�. Okna pokoju Lacey wychodzi�y na alej� Madison. Cieszy� j� nieustanny ruch na ulicy, widok grupek turyst�w i eleganckich kobiet w butach na wysokich obcasach, wychodz�cych z drogich sklep�w z ubraniami. - Tylko niekt�rzy z naszych pracownik�w urodzili si� w Nowym Jorku - musia�a czasem dodawa� otuchy onie�mielonym �onom urz�dnik�w z r�nych firm, kt�rych w�a�nie przenoszono na Manhattan. - Inni przyjechali tu z l�kiem, zanim si� jednak spostrzegli, przekonali si�, �e mimo wielu problem�w, jest to najlepsze miejsce na �wiecie. Je�li kto� j� wypytywa�, odpowiada�a szczerze: - Wychowa�am si� na Manhattanie i z wyj�tkiem kilkuletniej przerwy na studia zawsze tu mieszka�am. To m�j dom, moje rodzinne miasto. Takie same uczucia wobec miasta �ywi� jej ojciec, Jack Farrell. By�a jeszcze bardzo ma�a, kiedy z jego pomoc� poznawa�a Nowy Jork. - Jeste�my dobrymi kumplami. Lace - m�wi�. - Jeste� mieszczuchem, tak jak ja. Twoja matka, niech jej B�g b�ogos�awi, chcia�aby za przyk�adem wielu innych rodzin uciec gdzie� za miasto. Nale�� si� jej s�owa uznania za to, �e tu wytrzymuje. Dobrze wie, �e ja bez miasta usech�bym jak odci�ta ga���. Lacey odziedziczy�a po ojcu nie tylko mi�o�� do Nowego Jorku, ale te� typowo irlandzk� urod�: jasn� sk�r�, niebieskozielone oczy i ciemnobr�zowe w�osy. Jej siostra. Kit, jest bardziej podobna do matki, z pochodzenia Angielki. Ma b��kitne oczy i w�osy w kolorze �yta. Jack Farrell, muzyk, pracowa� w teatrze, gdzie gra� w orkiestrze, ale czasem wyst�powa� te� w klubach i na koncertach. Lacey umia�a za�piewa� z nim w duecie dowoln� piosenk� z ka�dego musicalu wystawianego na Broadwayu. Nigdy nie pogodzi�a si� z nag�� �mierci� ojca. Odszed�, kiedy ko�czy�a studia. Lacey do dzi� nie potrafi�a si� z tego otrz�sn��. Czasem, przechodz�c ko�o teatru, �apa�a si� na tym, �e spodziewa si� lada chwila spotka� Jacka Farrella. Po pogrzebie matka powiedzia�a ze smutkiem: - Tw�j tata s�usznie przypuszcza�, �e nie zostan� w mie�cie. Matka Lacey by�a piel�gniark�. Kupi�a sobie mieszkanie w New Jersey. Chcia�a by� blisko drugiej c�rki, Kit, i jej rodziny. Znalaz�a prac� w tamtejszym szpitalu. Kiedy Lacey sko�czy�a studia, kupi�a sobie niewielkie mieszkanko w alei East Side i podj�a prac� w �Parker i Parker - Nieruchomo�ci�. Osiem lat p�niej by�a jedn� z najlepszych agentek w firmie. Pod�piewuj�c pod nosem, wyj�a dokumentacj� domu przy Siedemdziesi�tej Wschodniej numer 3 i zacz�a j� przegl�da�. Sprzeda�am dwupoziomowe mieszkanie na trzecim pi�trze - my�la�a. - Du�e pokoje, wysokie sufity, kuchnia wymaga�a modernizacji. Musz� zebra� informacje dotycz�ce mieszkania pani Waring. Lacey zawsze stara�a si� wcze�niej przygotowa� na przyj�cie nowego mieszkania. Do�wiadczenie nauczy�o j�, �e pomocne s� w tym dobre stosunki z lud�mi pracuj�cymi w budynkach, kt�rymi interesuje si� �Parker i Parker�. Tak si� szcz�liwie z�o�y�o, �e z Timem Powersem, zarz�dc� domu przy Siedemdziesi�tej Wschodniej numer 3, by�a w dobrej komitywie. Zadzwoni�a do niego i przez dobrych dwadzie�cia minut s�ucha�a opowie�ci o wakacjach. Za p�no przypomnia�a sobie, �e Tim zawsze du�o m�wi�. Dopiero po d�u�szym czasie uda�o si� jej skierowa� rozmow� na temat mieszkania pani Waring. Tim powiedzia�, �e Izabella Waring jest matk� Heather Landi, m�odej piosenkarki i aktorki, kt�ra odnosi�a pierwsze sukcesy w nowojorskich w teatrach. Jej ojcem by� znany restaurator Jim Landi. Heather zgin�a w wypadku ostatniej zimy. Jej samoch�d spad� z nasypu, kiedy dziewczyna, po kilkudniowym pobycie na nartach, wraca�a z Vermont do domu. Mieszkanie by�o w�asno�ci� Heather. Matka Heather postanowi�a je sprzeda�. - Pani Waring nie chce uwierzy�, �e �mier� Heather by�a przypadkowa - powiedzia� Tim. Lacey od�o�y�a s�uchawk� i d�ug� chwil� siedzia�a bez ruchu. Przypomnia�a sobie, �e widzia�a Heather Landi w zesz�ym roku w bardzo udanym musicalu wystawionym przez teatr spoza Broadwayu. Dobrze zapami�ta�a zdoln� m�od� aktork�. Mia�a wszystko - my�la�a Lacey. - Urod�, doskona�� figur� i pi�kny g�os. Nic dziwnego, �e matka nie potrafi si� pogodzi� z jej �mierci�. Lacey zadr�a�a i wsta�a, �eby wyregulowa� klimatyzacj�. We wtorek rano Izabella Waring przechadza�a si� po mieszkaniu c�rki, przygl�daj�c mu si� krytycznym okiem, jakby to ona by�a po�rednikiem handlu nieruchomo�ciami. Dobrze, �e zatrzyma�a sobie wizyt�wk� Lacey Farrell. Jim, by�y m�� Izabelli i ojciec Heather, za��da�, �eby Izabella sprzeda�a mieszkanie i - uczciwie m�wi�c - da� jej na to du�o czasu. Izabella spotka�a Lacey w windzie i natychmiast poczu�a do niej sympati�. Dziewczyna przypomina�a jej Heather. Co prawda by�a w zupe�nie innym typie urody. Heather mia�a kr�tkie, kr�cone, jasnobr�zowe w�osy, w�r�d kt�rych pob�yskiwa�y z�ote kosmyki, i piwne oczy. Do�� niska, mierzy�a nieco ponad metr pi��dziesi�t, mia�a mi�kkie, zaokr�glone kszta�ty. Nazywa�a siebie domowym skrzatem. Lacey by�a wy�sza, szczuplejsza, mia�a niebieskozielone oczy i ciemne, d�ugie, proste w�osy opadaj�ce na ramiona, ale w jej u�miechu i sposobie bycia by�o co�, co przypomina�o Heather. Izabella rozejrza�a si� wko�o. Pomy�la�a, �e niekt�rym ludziom mo�e nie przypa�� do gustu brzozowa boazeria i kominek wyko�czony nakrapianym marmurem, kt�ry bardzo podoba� si� Heather, ale to wszystko �atwo da si� wymieni�. Z kolei �wie�o odnowiona kuchnia i �azienki z pewno�ci� u�atwi� zadanie sprzedaj�cej mieszkanie po�redniczce. Po kilku miesi�cach podr�owania z Cleveland do Nowego Jorku i z powrotem, po b�lu z jakim przegl�da�a olbrzymie szafy w mieszkaniu c�rki i porz�dkowa�a jej szuflady, po licznych spotkaniach z przyjaci�mi Heather Izabella wiedzia�a, �e czas da� spok�j tej sprawie. Trzeba przesta� szuka� przyczyny i zaj�� si� w�asnym �yciem. Mimo to Izabella nadal nie wierzy�a, �e �mier� Heather by�a przypadkowa. Dobrze zna�a swoj� c�rk�. Na pewno nie wyruszy�aby w drog� powrotn� ze Stowe podczas zamieci, do tego w nocy. Jimmy w to uwierzy�. Izabella wiedzia�a, �e gdyby by�o inaczej, przekopa�by ca�y Manhattan wzd�u� i wszerz, by znale�� rozwi�zanie tajemnicy �mierci c�rki. Ostatnio podczas jednego z nielicznych obiad�w, kt�re zdarza�o im si� je�� razem, Jimmy zn�w pr�bowa� nak�oni� Izabell�, �eby da�a spok�j tej sprawie i zaj�a si� sob�. Przekonywa�, �e Heather pewnie nie mog�a zasn��; �e si� martwi�a, bo w prognozie pogody zapowiedziano obfite opady �niegu, a nazajutrz musia�a by� na pr�bie. Nie chcia� dostrzec w jej �mierci niczego podejrzanego ani nie wyja�nionego. Izabella jednak nie mog�a si�; z tym pogodzi�. Powiedzia�a Jimmy�emu o niepokoj�cej rozmowie telefonicznej, kt�r� odby�a z c�rk� nied�ugo przed jej �mierci�. - Jimmy, Heather by�a jaka� inna, kiedy z ni� rozmawia�am. Bardzo si� czym� martwi�a. By�a straszliwie przygn�biona. Mia�a zmieniony g�os. Rozstali si� zaraz po tym, jak Jimmy krzykn�� na ni� w desperacji: - Daj spok�j, Izabello! Przesta�! Prosz� ci�! To wszystko i tak jest wystarczaj�co trudne, nawet bez tego nieustannego odtwarzania na nowo ka�dego szczeg�u, bez przes�uchiwania jej wszystkich przyjaci�. Prosz� ci�, pozw�l naszej c�rce spoczywa� w spokoju. Przypominaj�c sobie te s�owa, Izabella pokr�ci�a g�ow�. Jimmy Landi kocha� Heather jak nikogo na �wiecie. Tylko odrobin� mniej ni� c�rk� kocha w�adz� - my�la�a z gorycz�. To sta�o si� przyczyn� rozpadu ich ma��e�stwa. Jego s�ynna restauracja i inne inwestycje. Teraz b�dzie mia� jeszcze hotel i kasyno w Atlantic City. Dla mnie zabrak�o miejsca w jego �yciu - my�la�a Izabella. - Mo�e gdyby wcze�niej znalaz� sobie wsp�lnika, jakim sta� si� dla niego Steve Abbott, nasze ma��e�stwo by przetrwa�o? Izabella u�wiadomi�a sobie, �e chodzi po pokojach, nie widz�c tego, co ma przed oczyma. Zatrzyma�a si� przy oknie wychodz�cym na Pi�t� Alej�. - Nowy Jork jest szczeg�lnie pi�kny we wrze�niu - mrukn�a pod nosem, przygl�daj�c si� ludziom biegaj�cym dla zdrowia w Central Parku, nianiom popychaj�cym w�zki i starszym osobom, opalaj�cym si� na �awkach. W takie dni - przypomnia�a sobie - stara�am si� wyprowadza� malutk� Heather na spacer. By�a �licznym dzieckiem. Ludzie zatrzymywali si�, �eby na ni� popatrze�. Heather by�a tego �wiadoma. Lubi�a siedzie� w w�zku i cieszy�o j� zainteresowanie, jakie wzbudza�a. By�a inteligentna, bystra, zdolna. Pe�na ufno�ci... Dlaczego to wszystko odrzuci�a�, Heather? - Izabella kolejny raz stawia�a sobie pytanie nurtuj�ce j� od dnia �mierci c�rki. - Od tego wypadku, gdy by�a� dzieckiem... Zobaczy�a� wtedy, jak samoch�d wpada w po�lizg, zje�d�a z drogi i rozbija si�. Od tej pory zawsze ba�a� si� �liskich dr�g. Chcia�a� przeprowadzi� si� do Kalifornii, bo tam nigdy nie ma mrozu. Dlaczego jecha�a� za�nie�on�, g�rsk� drog� o drugiej nad ranem? Mia�a� zaledwie dwadzie�cia cztery lata i widoki na wspania�� przysz�o��. Co si� sta�o tej nocy? Dlaczego wyruszy�a� w drog�? Kto ci� na to nam�wi�? Dzwonek domofonu wyrwa� Izabell� z bolesnych obj�� smutku, pozbawionego nadziei. Od�wierny powiadomi� j�, �e przysz�a panna Farrell, um�wiona na dziesi�t�. Lacey nie by�a przygotowana na tak wylewne, chocia� nieco nerwowe przywitanie. - Wielkie nieba, wygl�da pani m�odziej, ni� si� spodziewa�am - powiedzia�a Izabella Waring. - Ile pani ma lat? Trzydzie�ci? Moja c�rka sko�czy�aby w przysz�ym tygodniu dwadzie�cia pi��. Mieszka�a tutaj. To by�o jej mieszkanie. To straszne, nie s�dzi pani, takie odwr�cenie naturalnego biegu rzeczy? To ona powinna po mojej �mierci porz�dkowa� moje rzeczy. - Mam dw�ch siostrze�c�w i siostrzenic� - odpar�a Lacey. - Nie potrafi� sobie nawet wyobrazi�, �e mog�oby im si� co� sta�, wi�c przynajmniej cz�ciowo rozumiem pani uczucia. Lacey sz�a za Izabella, wprawnym okiem szacuj�c wielko�� pokoi. Na dole by� du�y hol, wielki pok�j i jadalnia, niedu�a biblioteka, kuchni� i �azienka. Na g�r� wchodzi�o si� po kr�conych schodach. Znajdowa�a si� tam sypialnia, pok�j dzienny, garderoba i �azienka. - To du�e mieszkanie dla samotnej, m�odej kobiety - t�umaczy�a Izabella. - Ojciec kupi� je dla Heather. Niczego jej nie sk�pi�, ale jej to nie zepsu�o. Kiedy po studiach przyjecha�a do Nowego Jorku, chcia�a sobie wynaj�� male�kie mieszkanko na West Side. Jimmy wpad� w sza�. Chcia�, �eby zamieszka�a w bloku z portierem. Chcia�, �eby by�a bezpieczna. Teraz nalega, �ebym sprzeda�a to mieszkanie i zatrzyma�a pieni�dze. Powiedzia�, �e Heather by tego chcia�a. M�wi, �e powinnam sko�czy� z �a�ob� i �y� dalej. Trudno mi si� z tym pogodzi�... Pr�buj�, ale nie wiem, czy potrafi�... - W jej oczach zamigota�y �zy. Lacey zada�a pytanie, na kt�re musia�a uzyska� odpowied�. - Jest pani pewna, �e chce sprzeda� mieszkanie? Przygl�da�a si� bezradnie, jak spok�j znika z twarzy Izabelli i jej oczy nape�niaj� si� �zami. - Pr�bowa�am si� dowiedzie�, dlaczego moja c�rka zgin�a. Dlaczego w nocy wyjecha�a z pensjonatu? Dlaczego nie zaczeka�a do rana i nie wr�ci�a z przyjaci�mi, tak jak zamierza�a? Co sprawi�o, �e zmieni�a plany? Jestem pewna, �e kto� zna odpowied� na te pytania. Chc� pozna� przyczyn�. Wiem, �e Heather bardzo si� czym� gryz�a, ale nie chcia�a mi powiedzie� czym. My�la�am, �e mo�e tutaj, w tym mieszkaniu, znajd� odpowied� albo �e dowiem si� czego� od jej przyjaci�. Ale jej ojciec chce, �ebym przesta�a nachodzi� znajomych i chyba ma racj�. Odpowied� brzmi: tak. Tak, Lacey, chc� je sprzeda�. Lacey po�o�y�a d�o� na r�ce Izabelli. - My�l�, �e Heather by tego chcia�a - powiedzia�a cicho. Tego samego wieczoru Lacey przejecha�a czterdzie�ci kilometr�w do Wyckoff w stanie New Jersey, gdzie mieszka�a Kit, jej siostra, i matka. Ostatni raz widzia�a si� z nimi na pocz�tku sierpnia, przed wyjazdem na wakacje do Hamptons. Kit i jej m�� Jay mieli domek letniskowy w Nantucket i zawsze namawiali Lacey, �eby sp�dza�a wakacje u nich. Przeje�d�aj�c przez most Waszyngtona, Lacey przygotowywa�a si� na wym�wki, jakimi j� powitaj�. - Z nami sp�dzi�a� tylko trzy dni - wypomni jej szwagier. - Co takiego jest w East Hampton, czego nie ma w Nantucket? Przede wszystkim, nie ma tam ciebie - odpowiedzia�a mu w my�lach Lacey, u�miechaj�c si� lekko. Szwagier Lacey, Jay Taylor, w�a�ciciel nie�le prosperuj�cej firmy zaopatruj�cej restauracje, nie nale�a� do grona jej ulubie�c�w, ale - nie wolno o tym zapomina� - Kit ma na punkcie m�a bzika i uda�o im si� sp�odzi� tr�jk� udanych dzieci, wi�c Lacey nie ma wielkich powod�w do narzeka�. Gdyby tylko Jay nie by� tak cholernie nad�ty - pomy�la�a. - Niekt�re twierdzenia wypowiada takim tonem, jakby cytowa� bulle papieskie. Skr�caj�c w kierunku wjazdu na autostrad� numer 4, u�wiadomi�a sobie, jak bardzo si� st�skni�a za pozosta�ymi cz�onkami rodziny: za matk�, za Kit i za dzie�mi - dwunastoletnim Toddem, dziesi�cioletnim Andym i swoj� ulubienic�, nie�mia��, czteroletni� Bonnie. My�l�c o siostrzenicy, Lacey zda�a sobie spraw�, �e przez ca�y dzie� nie potrafi�a zapomnie� o biednej Izabelli Waring i o tym, czego si� od niej dowiedzia�a. B�l matki by� szczery i ogromny. Nalega�a, �eby Lacey wypi�a z ni� kaw�. Przez ca�y czas m�wi�a o swojej c�rce. - Po rozwodzie przeprowadzi�am si� do Cleveland. Tam si� wychowa�am. Heather mia�a wtedy pi�� lat. Od tego czasu ci�gle podr�owa�a do ojca i z powrotem. Wszystko si� dobrze u�o�y�o. Powt�rnie wysz�am za m��. Wilhelm Waring by� ode mnie znacznie starszy, ale by� dobrym cz�owiekiem. Odszed� trzy lata temu. Mia�am nadziej�, �e Heather znajdzie sobie przyzwoitego m�czyzn� i urodzi dzieci, ale ona najpierw chcia�a zrobi� karier�. Chocia� nied�ugo przed jej �mierci� odnios�am wra�enie, �e z kim� si� spotyka�a. Mo�e si� myli�am, ale wydawa�o mi si�, �e s�ysz� to w jej g�osie. - Potem spyta�a z macierzy�sk� trosk�: - A pani, Lacey? Czy w pani �yciu jest kto� wyj�tkowy? S�ysz�c to pytanie, Lacey u�miechn�a si� pod nosem. Izabella tego nie zauwa�y�a. Od dnia moich trzydziestych urodzin - my�la�a Lacey - sta�am si� bardzo �wiadoma up�ywu czasu. Starzej� si�. Uwielbiam swoj� prac�, podoba mi si� moje mieszkanie, kocham rodzin� i przyjaci�. Prowadz� przyjemne �ycie. Nie mam powod�w do narzeka�. Tak, kiedy nadejdzie w�a�ciwa chwila, stanie si� to, co sta� si� musi. Drzwi otworzy�a jej matka. - Kit jest w kuchni. Jay pojecha� po dzieci - powiedzia�a, przywitawszy si� z c�rk�. - Jest jednak kto�, kogo chc� ci przedstawi�. Lacey by�a zdziwiona i przej�ta widokiem nieznajomego m�czyzny, s�cz�cego drinka przy wielkim kominku w du�ym pokoju. Matka zarumieni�a si�. M�czyzna nazywa� si� Alex Carbine. Matka Lacey wyja�ni�a, �e pozna�a go przed laty i teraz spotka�a ponownie, dzi�ki Jayowi, kt�ry zaopatruje nowo otwart� restauracj� Aleksa, na ulicy Czterdziestej Sz�stej Zachodniej. �ciskaj�c jego r�k�, Lacey przygl�da�a mu si� z uwag�. Ma ko�o sze��dziesi�tki - my�la�a. - Jest w tym samym wieku, co mama. Wygl�da ca�kiem nie�le. Mama jest rozkojarzona. Co to mo�e znaczy�? Korzystaj�c z pierwszej sposobnej chwili, Lacey wysz�a do kuchni, w kt�rej Kit przygotowywa�a sa�atk�. - Jak d�ugo to trwa? - spyta�a siostr�. Kit si� u�miechn�a. Jasne w�osy mia�a spi�te na karku i wygl�da�a jak dziewczyna z reklamy telewizyjnej. - Zacz�o si� mniej wi�cej miesi�c temu. To mi�y cz�owiek. Jay przyprowadzi� go na obiad. Mama akurat by�a u nas. Alex jest wdowcem. Zawsze pracowa� w gastronomii, ale dopiero niedawno otworzy� w�asny lokal. Byli�my tam. Wn�trze jest �adne. Obie podskoczy�y, kiedy trzasn�y drzwi wej�ciowe. - Przygotuj si� - ostrzeg�a siostr� Kit. - Jay i dzieci w�a�nie przyszli. Kiedy Todd sko�czy� pi�� lat, Lacey zacz�a go zabiera� - podobnie jak p�niej pozosta�e dzieci - na Manhattan, �eby nauczy� go miasta tak, jak j� uczy� jej ojciec. Nazywali te wyprawy dniem Jacka Farrella. Zaliczali w�wczas wszystko, od porank�w na Broadwayu (dzi�ki temu Lacey widzia�a �Koty� a� pi�� razy) po muzea (Muzeum Historii Naturalnej z ko��mi dinozaura by�o, oczywi�cie, ulubionym). Poznawali Greenwich Village, je�dzili tramwajem na Wysp� Roosevelta, p�yn�li promem na Wysp� Ellisa, zjadali obiad na szczycie World Trade Center i je�dzili na rolkach po placu Rockefellera. Ch�opcy powitali Lacey ze zwyk�a u nich wylewno�ci�. Bonnie za� przytuli�a si� mocno do cioci. - Bardzo za tob� t�skni�am wyszepta�a. Jay zauwa�y�, �e Lacey bardzo �adnie wygl�da, i doda�, �e miesi�c w East Hampton dobrze jej zrobi�. - Wybyczy�am si� - powiedzia�a Lacey i z zadowoleniem stwierdzi�a, �e Jay si� skrzywi�. �ywi� awersj� do potocznego j�zyka. Podczas obiadu Todd, kt�ry interesowa� si� prac� Lacey, spyta� j� o sytuacj� na rynku nieruchomo�ci w Nowym Jorku. - Ruch ju� si� zaczyna - odpar�a. - Dzisiaj dosta�am ciekawe mieszkanie. Opowiedzia�a im o Izabelli Waring. Zauwa�y�a, �e Alex bardzo si� zainteresowa� t� spraw�. - Znasz Izabell� Waring? - spyta�a go Lacey. - Nie, ale znam Jimmy�ego Landiego i pozna�em ich c�rk�, Heather. To by�a pi�kna m�oda kobieta. Straszna tragedia! Jay, robi�e� interesy z Landim. Musia�e� zna� Heather. Cz�sto bywa�a w restauracji ojca. Lacey ze zdziwieniem spostrzeg�a, �e twarz szwagra zrobi�a si� purpurowa. - Nie, nie zna�em jej - powiedzia� rozdra�nionym g�osem. - Chocia� kiedy� rzeczywi�cie robi�em interesy z Jimmym Landim. Komu do�o�y� jagni�ciny? By�a si�dma. W barze panowa� t�ok. Zacz�li ju� nap�ywa� go�cie, kt�rzy zamierzali sp�dzi� wiecz�r w restauracji. Jimmy Landi powinien zej�� na d� i wita� przybywaj�cych, ale nie mia� na to ochoty. Mijaj�cy dzie� nale�a� do tych najtrudniejszych. Po telefonie od Izabelli Landi popad� w depresj�. Wizja Heather, uwi�zionej w p�on�cym samochodzie, nie dawa�a mu spokoju. Uko�ne promienie zachodz�cego s�o�ca migota�y w wysokich oknach i o�wietla�y wy�o�one boazeri� biuro w budynku z piaskowca na Pi��dziesi�tej Sz�stej Zachodniej. Mie�ci�a si� tu tak�e �Venezia�, restauracja otwarta przez Jimmy�ego przed trzydziestu laty. Przej�� to miejsce po trzech restauratorach, kt�rzy zbankrutowali. By� �wie�o po �lubie z Izabell�. Wynaj�li male�kie mieszkanko na trzecim pi�trze. Teraz Jimmy Landi by� w�a�cicielem ca�ego budynku, a �Venezia� sta�a si� jedn� z najpopularniejszych restauracji na Manhattanie. Jimmy siedzia� przy wielkim zabytkowym biurku i zastanawia� si�, dlaczego tak bardzo mu si� nie chce schodzi� na d�. Przyczyn� by� nie tylko telefon od by�ej �ony. �ciany restauracji zdobi�y freski. Jimmy skorzysta� z pomys�u konkurencji z �La C�te Basque�. Malowid�a na �cianach przedstawia�y zak�tki Wenecji. Na niekt�rych z nich uwieczniona zosta�a Heather. Kiedy mia�a dwa latka, artysta narysowa� jej buzi� w oknie pa�acu dod��w. Gdy by�a nastolatk�, namalowano j� z gondolierem graj�cym serenady. Kiedy mia�a dwadzie�cia lat, sportretowano j� z nutami w r�ku podczas spaceru po Mo�cie Westchnie�. Jimmy wiedzia�, �e aby zachowa� r�wnowag� psychiczn�, musi zamalowa� portrety Heather, ale tak jak Izabell� nie potrafi�a si� pozby� my�li, �e za �mier� Heather odpowiedzialny jest jaki� cz�owiek, tak on nie umia� pozbawi� si� obecno�ci c�rki; poczucia, �e jej oczy obserwuj� go w sali jadalnej. Jimmy Landi by� �niadym, sze��dziesi�cioo�mioletnim m�czyzn�. Wci�� mia� ciemne w�osy. �ywe oczy, os�oni�te g�stymi, krzaczastymi brwiami, nadawa�y jego twarzy wyraz cynizmu. By� �redniego wzrostu, mocnej budowy, wysportowany i robi� wra�enie niezwykle silnego. Zdawa� sobie spraw� z tego, �e niekt�rzy �artuj� sobie, i� nawet szyte na miar� garnitury nic mu nie pomagaj�, bo i tak zawsze wygl�da jak krzepki robotnik. U�miechn�� si� lekko, wspominaj�c, jak Heather si� oburzy�a, kiedy pierwszy raz to us�ysza�a. Powiedzia�em jej, �e nie powinna si� tym martwi� - przypomnia� sobie Jimmy, u�miechaj�c si� pod nosem - �e m�g�bym ich wszystkich razem wzi�tych kupi� i sprzeda� i �e tylko to si� liczy. W zamy�leniu Landi pokr�ci� g�ow�. Teraz nie mia� �adnych w�tpliwo�ci, �e tak naprawd� wcale nie to jest najwa�niejsze. Jednak poczucie w�asnej si�y i ogromnych mo�liwo�ci ka�dego ranka dawa�o mu energi� do wstania z ��ka. Ostatnie miesi�ce przetrwa� tylko dzi�ki temu, �e ca�kowicie po�wieci� si� budowie nowego kasyna i hotelu, w Atlantic City. - Donaldzie Trump, musisz ust�pi� pierwsze�stwa - za�artowa�a Heather, kiedy ojciec pokaza� jej model budynku. - Mo�e nazwiesz ten lokal �U Heather� i b�d� w nim wyst�powa�a? Zrezygnuj� z innych propozycji. Co ty na to, baba? Tego pe�nego czu�o�ci zdrobnienia od s�owa �tata� nauczy�a si� we W�oszech, kiedy mia�a dziesi�� lat. Od tego czasu nigdy nie nazywa�a go po prostu tat�. Jimmy pami�ta�, co jej wtedy odpowiedzia�. - Wiesz, �e op�aca�bym ci� jak gwiazd� pierwszej wielko�ci, ale musisz najpierw porozmawia� ze Steve�em. On te� w�o�y� sporo pieni�dzy w Atlantic City. Coraz wi�cej decyzji oddaj� w jego r�ce. A mo�e by� tak zrezygnowa�a z kariery, wysz�a za m�� i urodzi�a mi wnuki? Heather roze�mia�a si�. - Och, baba daj mi jeszcze kilka lat. Tak dobrze si� bawi�. Westchn��; wspominaj�c jej �miech. Nie b�d� mia� wnuk�w - pomy�la�. - Nie b�dzie dziewczynki ze z�otobr�zowymi w�osami i piwnymi oczami ani ch�opca, kt�ry pewnego dnia m�g�by zaj�� moje miejsce. Pukanie do drzwi sprowadzi�o go do rzeczywisto�ci. - Wejd�, Steve - powiedzia�. Dzi�ki Bogu, �e mam Steve�a Abbotta - pomy�la�. Dwadzie�cia pi�� lat temu przystojny blondyn rzuci� szko�� i zapuka� do drzwi restauracji Jimmy�ego jeszcze przed jej otwarciem. - Chc� u pana pracowa�, panie Landi - o�wiadczy�. - Od pana naucz� si� wi�cej ni� w najlepszej szkole. Jimmy by� zarazem rozbawiony i zirytowany. Spojrza� uwa�nie na m�odego cz�owieka. �wie�e, pewne siebie dziecko - pomy�la�. - Chcesz u mnie pracowa�? - spyta� i pokaza� d�oni� na kuchni�. - Ja te� tam zaczyna�em. To by� m�j szcz�liwy dzie� - my�la� Jimmy. - Steve wygl�da� na zepsutego smarkacza, ale by� z pochodzenia Irlandczykiem. Jego matka pracowa�a jako kelnerka, �eby zapewni� mu byt. Steve by� pe�en determinacji jak ona. My�la�em, �e �le zrobi�, rezygnuj�c ze szko�y, ale si� myli�em. Ma wszystko, czego w tym fachu potrzeba. Steve Abbott otworzy� drzwi, wszed� do gabinetu i zapali� �wiat�o. - Dlaczego tak tu ciemno? Wywo�ywa�e� duchy, Jimmy? Landi spojrza� na niego i u�miechn�� si� krzywo. W oczach m�odego cz�owieka malowa�o si� wsp�czucie. - �mietanka zacz�a si� ju� zbiera�? - Przed chwil� przyszed� burmistrz z tr�jk� go�ci. Jimmy odsun�� krzes�o i wsta�. - Nikt mi nie m�wi�, �e burmistrz zarezerwowa� na dzisiaj stolik. - Bo nie rezerwowa�. Zdaje si�, �e naszed� go nag�y apetyt na nasze hot dogi. - Abbott przeszed� przez pok�j wyci�gni�tym krokiem i po�o�y� d�o� na ramieniu Landiego. - Widz�, �e mia�e� dzisiaj ci�ki dzie�. - Rzeczywi�cie - przyzna� Jimmy. - Rano dzwoni�a Izabella. Powiedzia�a, �e by�a u niej po�redniczka w sprawie sprzeda�y mieszkania Heather. Podobno zapewni�a j�, �e to nie potrwa d�ugo. Izabella zawsze, kiedy do mnie dzwoni, zaczyna wszystko od pocz�tku. M�wi, �e nie wierzy, �eby Heather wsiad�a do samochodu i wyruszy�a w drog� noc�, kiedy drogi by�y oblodzone. Nie wierzy, �e to by� wypadek. Nie daje mi spokoju. Ja przez ni� zwariuj�. - Landi wbi� wzrok w jaki� punkt gdzie� nad g�ow� Abbotta. - Kiedy j� pozna�em, jej uroda zapiera�a dech w piersiach. Zosta�a nawet Miss Cleveland. By�a zar�czona i mia�a wkr�tce wyj�� za m��. �ci�gn��em jej z palca pier�cionek od tamtego faceta i wyrzuci�em przez okno samochodu - zachichota�. - Wzi��em po�yczk�, �eby zwr�ci� facetowi pieni�dze za pier�cionek, ale dziewczyna by�a moja. Izabella wysz�a za mnie. Abbott zna� t� histori� i rozumia�, dlaczego Jimmy j� wspomina. - Wasze ma��e�stwo wprawdzie nie trwa�o d�ugo, ale to Izabella da�a ci Heather. - Przepraszam, Steve. Czasem czuj� si� ju� bardzo stary. Powtarzam wko�o te same historie. Ju� to s�ysza�e�. Izabella nigdy nie polubi�a Nowego Jorku ani �ycia, jakie tu prowadzili�my., Nie powinna wcale wyje�d�a� z Cleveland. - Ale wyjecha�a i pozna�a ciebie. Chod�my, Jimmy, burmistrz czeka. 2 W ci�gu kilku tygodni Lacey pokaza�a mieszkanie o�miu osobom. Dwie z nich w og�le nie mia�y zamiaru nic kupowa�. Nale�a�y do grona hobbist�w, uwielbiaj�cych marnowa� czas po�rednik�w handlu nieruchomo�ciami. - Chocia� tak naprawd�, to nigdy nie mo�na mie� pewno�ci - powiedzia�a pewnego popo�udnia Rickowi Parkerowi, kt�ry zatrzyma� si� przy jej biurku, kiedy szykowa�a si� do wyj�cia z pracy. - Oprowadzasz kogo� przez rok i prawie chcesz si� zabi�, kiedy po raz kolejny s�yszysz, �e ma ochot� zobaczy� co� nowego, i wiesz, co si� dzieje? Ten, z kogo chcia�am ju� zrezygnowa�, wypisuje czek na mieszkanie warte milion dolar�w. - Jeste� bardziej cierpliwa ni�, ja stwierdzi� Rick. Na jego twarzy, podobnej do arystokratycznych przodk�w, malowa�a si� pogarda. - Nie znosz� ludzi, kt�rzy nie szanuj� mojego czasu. R.J.P. chce wiedzie�, czy znalaz�a� kogo� powa�nie zainteresowanego mieszkaniem Waring. Rick nazywa� swojego ojca R.J.P. - Chyba jeszcze nie, ale jestem um�wiona z kolejn� osob�. Jutro te� jest dzie�. - Dzi�kuj� ci, Scarlett O�Hara. Powt�rz� mu to. Do zobaczenia! Lacey wykrzywi�a si� za jego plecami. Rick by� tego dnia rozdra�niony i sarkastyczny. Ciekawe, co mu tak dopiek�o? - zastanawia�a si� Lacey. - I dlaczego interesuje si� mieszkaniem pani Waring w tych gor�cych dniach, gdy jego ojciec prowadzi rozmowy w sprawie sprzeda�y hotelu �Pla�a�. Da�by mi �wi�ty spok�j. Zamkn�a szuflad� biurka na klucz i potar�a obola�e czo�o. Nagle poczu�a si� bardzo zm�czona. Od powrotu z urlopu biega�a jak w ko�owrocie: odnawia�a s�u�bowe kontakty, zabiega�a o nowe zlecenia, wydzwania�a po znajomych, zaprosi�a dzieci Kit na sobot� i niedziel�... i po�wi�ci�a mn�stwo czasu Izabelli Waring. Starsza pani mia�a w zwyczaju dzwoni� do niej codziennie. Cz�sto zaprasza�a Lacey do siebie. - Lacey, musisz zje�� ze mn� drugie �niadanie. Przecie� i tak b�dziesz co� jad�a, prawda? - pyta�a. Albo m�wi�a: - Lacey, mo�e by� wpad�a do mnie po drodze z pracy? Wypijemy po lampce wina. Osadnicy z Nowej Anglii nazywali zmierzch trze�wym �wiat�em. O tej porze dnia cz�owiek czuje si� najbardziej samotny. Lacey wyjrza�a za okno. Alej� Madison przecina�y d�ugie cienie; �wiadczy to o tym, �e dni staj� si� coraz kr�tsze. Rzeczywi�cie, o tej porze dnia cz�owiek czuje si� bardzo samotny - pomy�la�a Lacey. - Izabella jest bardzo smutn� osob�. Zmusza si� do porz�dkowania mieszkania i przegl�dania osobistych rzeczy Heather. Ma z tym mn�stwo pracy. Zdaje si�, �e Heather niczego nie lubi�a wyrzuca�. Wymagania Izabelli nie s� wyg�rowane. Oczekuje tylko, �e po�wi�c� jej troch� czasu i wys�ucham, co ma do powiedzenia. Nie mam nic przeciwko temu. Prawd� m�wi�c, bardzo j� lubi�. Zaprzyja�ni�am si� z ni�. Chocia� - przyzna�a przed sob� Lacey - wspieraj�c w cierpieniu Izabeli, od�wie�am w sercu b�l po �mierci taty. Lacey wsta�a. Id� do domu i k�ad� si� do ��ka - postanowi�a. - Bardzo tego potrzebuj�. Dwie godziny p�niej, oko�o dziewi�tej, Lacey wysz�a z wanny wyposa�onej w jacuzzi i przygotowa�a sobie kanapk� z bekonem, pomidorem i sa�at�. Tata bardzo lubi� takie kanapki. Nazywa� je �czym� naprawd� konkretnym z nowojorskiego szynkwasu�. Zadzwoni� telefon. Lacey poczeka�a, a� w��czy si� automatyczna sekretarka. Us�ysza�a g�os Izabelli Waring. Nie odbior� - zdecydowa�a. - Nie mam ju� ochoty na dwudziestominutow� rozmow�. Izabella Waring m�wi�a cicho, z wahaniem, ale w jej g�osie s�ycha� by�o napi�cie. - Zdaje si�, �e nie ma ci� w domu. Musz� ci o tym powiedzie�. W najwi�kszej z szaf znalaz�am pami�tnik Heather, a w nim co�, dzi�ki czemu przesta�am si� mie� za wariatk�; �mier� mojej c�rki nie by�a przypadkowa. Wydaje mi si�, �e b�d� mog�a udowodni�, �e kto� chcia� si� jej pozby�. Na razie nic wi�cej nie mog� ci powiedzie�. Porozmawiamy jutro. Lacey wys�ucha�a tego, kr�c�c g�ow�. Kieruj�c si� nag�ym impulsem, wy��czy�a sekretark� i dzwonek telefonu. Nie chcia�a wiedzie�, kto jeszcze b�dzie pr�bowa� si� z ni� skontaktowa�. Reszt� wieczoru pragn�a sp�dzi� w samotno�ci. Potrzebowa�a spokoju: kanapka, kieliszek wina i ksi��ka. Zas�u�y�am na to - powiedzia�a sobie. Nazajutrz rano, kilka minut po wej�ciu do biura, Lacey przysz�o zap�aci� za to, �e poprzedniego dnia wy��czy�a automatyczn� sekretark�. Najpierw zadzwoni�a mama, a chwil� po niej Kit. Obydwie chcia�y wiedzie�, co si� sta�o, �e poprzedniego wieczoru nikt nie odbiera� telefonu. Lacey w�a�nie uspokaja�a siostr�, kiedy do pokoju wszed� Rick. By� zdenerwowany. - Izabella Waring koniecznie chce z tob� rozmawia�. Po��czyli j� ze mn�. - Kit, musz� ko�czy� i zabra� si� do pracy. - Lacey od�o�y�a s�uchawk� i pobieg�a do pokoju Rick a. - Przepraszam, ale nie mog�am wczoraj do ciebie zadzwoni� - zacz�a si� t�umaczy� przed Izabella. - Nie szkodzi. Nie powinnam o tym m�wi� przez telefon. Przychodzisz dzisiaj z jakim� klientem? - Jak dot�d nikt nowy si� nie pojawi�. Ledwie to powiedzia�a, Rick podsun�� jej pod nos karteczk� z nast�puj�c� informacj�: Curtis Caldwell, prawnik zatrudniony w �Keller, Roland i Smythe�, przenosi si� w przysz�ym miesi�cu z Teksasu. Szuka mieszkania zjedna sypialni�, mi�dzy Sze��dziesi�t� Pi�t� a Siedemdziesi�t� Drug� ulic� w Pi�tej Dzielnicy. Mo�e obejrze� mieszkanie jeszcze dzisiaj. Lacey podzi�kowa�a Rickowi kiwni�ciem g�owy i powiedzia�a do Izabelli: - Zdaje si�, �e jednak kogo� dzisiaj przyprowadz�. Trzymaj kciuki. Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, �e tym razem znalaz�y�my odpowiedni� osob�. - Pan Caldwell czeka na pani�, panno Farrell - powiedzia� Patrick, portier, kiedy wysiad�a z taks�wki. Za kolorow� szyb� w drzwiach Lacey zobaczy�a szczup�ego, czterdziestokilkuletniego m�czyzn�, stukaj�cego palcem w kontuar w recepcji. Dobrze, �e przyjecha�am dziesi�� minut wcze�niej - pomy�la�a. Patrick si�gn�� do klamki. - Pojawi� si� pewien problem, o kt�rym powinna pani wiedzie� - westchn��. - Popsu�a si� klimatyzacja. Ju� zacz�li j� naprawia�, ale w budynku jest gor�co. Od nowego roku przechodz� na emerytur�. Nie b�d� czeka� ani dnia d�u�ej. Czterdzie�ci lat pracy to naprawd� do��. A niech to! - pomy�la�a Lacey. - Jeden z najbardziej upalnych dni w roku, a tu nie dzia�a klimatyzacja! Nic dziwnego, �e facet si� niecierpliwi. To mo�e go zniech�ci� do kupna. Podchodz�c do Caldwella, Lacey nie potrafi�a sobie wyrobi� zdania o tym �niadym m�czy�nie o piaskowych, jasnych w�osach i niebieskich oczach. Przygotowa�a si� na to, �e zaraz dostanie si� jej za to, �e klient musia� czeka�, jednak kiedy przedstawi�a si� Caldwellowi, jego twarz rozja�ni� u�miech. - Niech mi pani powie prawd�, panno Farrell - spyta� �artem - czy klimatyzacja w tym budynku jest bardzo kapry�na? Kiedy Lacey zadzwoni�a do Izabelli Waring, �eby przypomnie� o spotkaniu, starsza pani by�a rozkojarzona. Powiedzia�a, �e b�dzie zaj�ta w bibliotece i �e Lacey mo�e wej�� do mieszkania, u�ywaj�c swojego klucza. Wychodz�c z windy, Lacey trzyma�a klucz w r�ce. Kiedy otworzy�a drzwi, zawo�a�a: - To ja, Izabello! Wesz�a do biblioteki; za ni� pod��y� Caldwell. Izabella siedzia�a przy biurku, odwr�cona plecami do drzwi. Obok niej le�a� otwarty, oprawiony w sk�r� segregator, a przed ni� kilka wyj�tych ze �rodka kartek. Izabella nie odwr�ci�a si�, nawet nie podnios�a g�owy. Burkn�a tylko: - Nie zwracajcie na mnie uwagi. Oprowadzaj�c Caldwella po mieszkaniu, Lacey wyt�umaczy�a mu, �e w�a�cicielk� by�a c�rka Izabelli Waring, kt�ra zim� ubieg�ego roku zgin�a w wypadku samochodowym. Caldwella nie zainteresowa�a ta historia. Mieszkanie spodoba�o mu si�. Nie zaskoczy�a go cena: sze��set tysi�cy dolar�w. Dok�adnie obejrza� g�rny poziom, wyjrza� z okna du�ego pokoju i spyta�: - M�wi pani, �e w przysz�ym miesi�cu mieszkanie b�dzie wolne? - Z ca�� pewno�ci� - odparta Lacey. Mam go - pomy�la�a. - Da� si� skusi�. - Nie b�d� si� targowa�, panno Farrell. Zap�ac� ��dan� cen�, bylebym tylko m�g� si� wprowadzi� z pierwszym dniem przysz�ego miesi�ca. - Porozmawiajmy z pani� Waring - zaproponowa�a Lacey, staraj�c si� nie okaza� zdziwienia z powodu takiego podej�cia do sprawy. Przypomnia�a sobie to, co powiedzia�a wczoraj Rickowi: takie rzeczy si� zdarzaj�. Izabella nie odpowiedzia�a, kiedy Lacey zapuka�a do drzwi biblioteki. Lacey spojrza�a na klienta. - Niech pan �askawie zaczeka na mnie w pokoju go�cinnym. Zamieni� kilka s��w z pani� Waring i zaraz do pana przyjd�. - Oczywi�cie. Lacey uchyli�a drzwi biblioteki i zajrza�a do �rodka. Izabella nadal siedzia�a przy biurku, ale g�ow� opu�ci�a tak nisko, �e czo�em dotyka�a kartek, kt�re przedtem czyta�a. Jej ramiona drga�y spazmatycznie. - Id� ju� - szepn�a. - Nie mam teraz do tego g�owy. - Izabello - powiedzia�a Lacey ze wsp�czuciem - to bardzo wa�ne. Mamy klienta na mieszkanie, ale w gr� wchodzi klauzula, kt�r� musz� z tob� uzgodni�. - Nic z tego! Nie sprzedaj� mieszkania. Musz� mie� wi�cej czasu - Izabella podnios�a g�os; ostatnie s�owa prawie wykrzycza�a. - Przepraszam, Lacey, ale nie chc� teraz, o tym rozmawia�. Przyjd� p�niej. Lacey spojrza�a na zegarek. Dochodzi�a czwarta. - Przyjd� o si�dmej - powiedzia�a. Nie chcia�a wywo�a� awantury. By�a zmartwiona, bo starsza pani w ka�dej chwili mog�a wybuchn�� histerycznym p�aczem. Lacey zamkn�a drzwi i odwr�ci�a si� do nich plecami. Curtis Caldwell sta� w przedpokoju, mi�dzy bibliotek� a pokojem go�cinnym. - Nie chce sprzedawa� mieszkania? - spyta� zaskoczony. - M�wiono mi, �e... - Zejd�my na d� - przerwa�a mu Lacey. Usiedli na chwil� w holu, przy wyj�ciu z bloku. - Wszystko b�dzie dobrze - obieca�a Lacey. - Porozmawiam z ni� dzisiaj wieczorem. Bardzo ci�ko to prze�ywa, ale da sobie rad�. Prosz� mi poda� sw�j numer telefonu. Zadzwoni� do pana. - Zatrzyma�em si� w Waldorf Towers, w mieszkaniu firmowym �Keller, Rolandi Smythe�. Oboje wstali z foteli. - Prosz� si� nie martwi�. Obiecuj�, �e wszystko si� dobrze sko�czy - uspokaja�a klienta Lacey. - Przekona si� pan. W odpowiedzi u�miechn�� si� uprzejmie, ufnie. - Na pewno - zgodzi� si� z Lacey. - Mam do pani zaufanie, panno Farrell. Caldwell, po wyj�ciu z budynku, ruszy� ulic� Siedemdziesi�t� do Essex House na po�udnie od Central Parku. Wszed� do pierwszej budki telefonicznej, kt�r� napotka�. - Mia�e� racj� - powiedzia�, kiedy uzyska� po��czenie. - Znalaz�a pami�tnik. Jest w sk�rzanym segregatorze, jak m�wi�e�. Zdaje si�, �e zmieni�a zdanie w sprawie sprzeda�y mieszkania, ale po�redniczka z agencji nieruchomo�ci jeszcze dzisiaj ma z ni� rozmawia�. Przez chwil� tylko s�ucha�. - Zajm� si� tym - powiedzia� wreszcie i odwiesi� s�uchawk�. Potem Sandy Savarano, kt�ry wcze�niej przedstawia� si� jako Curtis Caldwell, zaszed� do baru i zam�wi� szkock�. 3 O sz�stej Lacey, trzymaj�c kciuki, zadzwoni�a do Izabelli Waring. Ucieszy�o j�, �e starsza pani by�a ju� spokojniejsza. - Przyjd�, Lacey - powiedzia�a. Porozmawiamy, chocia� nie mog� teraz opu�ci� mieszkania, nawet gdybym mia�a straci� klienta. W pami�tniku Heather znalaz�am co�, co mo�e si� okaza� bardzo wa�ne. - B�d� o si�dmej - obieca�a Lacey. - Czekam. Chc� ci to pokaza�. Zobaczysz, co mnie zaintrygowa�o. Nie dzwo� do drzwi, otw�rz sobie swoim kluczem. B�d� na g�rze. Rick Parker, przechodz�c obok pokoju Lacey, zauwa�y� niepok�j maluj�cy si� na jej twarzy, wszed� do �rodka i usiad�. - Jakie� problemy? - Jeden, ale wielki. - Lacey opowiedzia�a mu o pozbawionym logiki zachowaniu Izabelli Waring i o tym, �e by� mo�e straci kupca na mieszkanie. - Nie mo�esz jej nam�wi�, �eby zmieni�a zdanie? spyta� szybko Rick. Lacey dostrzeg�a na jego twarzy zaniepokojenie, ale nie o Lacey ani o Izabell� Waring. �Parker i Parker� straci hojnego oferenta, je�li Caldwell zrezygnuje - pomy�la�a. Dlatego jest zmartwiony. Wsta�a i si�gn�a po �akiet. Popo�udnie by�o ciep�e, ale na wiecz�r zapowiadano znaczny spadek temperatury. - Poczekamy, zobaczymy - powiedzia�a. - Ju� wychodzisz? Mia�em wra�enie, �e um�wi�y�cie si� na si�dm�? - P�jd� pieszo. Po drodze wypij� kaw� i przygotuj� sobie argumenty. Trzymaj si�, Rick. Przysz�a na miejsce dwadzie�cia minut przed czasem, mimo to postanowi�a wej�� na g�r�. Patrick, portier, by� zaj�ty segregowaniem poczty, ale u�miechn�� si� do niej. Pomacha� r�k� w kierunku windy. Otworzy�a drzwi i zawo�a�a Izabell� po imieniu. W tej samej chwili us�ysza�a krzyk i huk wystrza�u. Na u�amek sekundy zamar�a w bezruchu, potem instynktownie zatrzasn�a drzwi wej�ciowe i schowa�a si� w szafie. Chwil� p�niej z g�ry zbieg� Caldwell. Wypad� na korytarz, z pistoletem w r�ce i sk�rzanym segregatorem pod pach�. P�niej Lacey mia�a w�tpliwo�ci, czy rzeczywi�cie s�ysza�a g�os ojca, m�wi�cy: �Zatrza�nij drzwi, Lacey! Zamknij go na zewn�trz!�. Czy to mo�liwe, �e duch ojca doda� jej si�, �eby zamkn�a drzwi, na kt�re napar� Caldwell, i zaryglowa�a je? Opar�a si� o drzwi plecami. S�ysza�a chrobotanie zamka, kiedy Caldwell pr�bowa� wr�ci� do mieszkania. Lacey przypomnia�a sobie bladoniebieskie oczy, w kt�re przez moment patrzy�a, bezlitosne jak u poluj�cego drapie�nika. Izabello! Musz� zawiadomi� policj�! Trzeba wezwa� pomoc! Potykaj�c si�, wbieg�a na chwiejnych nogach na g�r� po kr�conych schodach, min�a kremowo-brzoskwiniowy du�y pok�j i wpad�a do sypialni. Izabella le�a�a w poprzek ��ka. By�o mn�stwo krwi, kapi�cej na pod�og�. Izabella porusza�a si�. Wyci�ga�a spod poduszki plik kartek. One te� by�y zakrwawione. Lacey chcia�a powiedzie� Izabelli, �e wezwie pomoc... �e wszystko b�dzie dobrze... ale Izabella zacz�a m�wi� pierwsza. - Lacey... daj pami�tniki... Heather... jej ojcu - przerwa�a, walcz�c o oddech. - Tylko jemu... Przysi�gnij... tylko. Ty... przeczytaj. Poka� mu... gdzie... - M�wi�a coraz ciszej, a� w ko�cu zamilk�a. Wzi�a dr��cy wdech, jakby chcia�a odegna� �mier�. Coraz trudniej jej by�o skupi� wzrok na twarzy kl�cz�cej nad ni� Lacey. Zebrawszy resztk� si�, Izabella �cisn�a d�o� m�odej kobiety. - Przysi�gnij... Ma�... - Przysi�gam, Izabello. Przysi�gam! - obieca�a Lacey i zacz�a p�aka�. Nagle u�cisk d�oni na jej r�ce os�ab�; Izabella umar�a. - Dobrze si� czujesz, Lacey? - Raczej tak. By�a w bibliotece, w mieszkaniu Izabelli. Siedzia�a na sk�rzanym krze�le przy biurku, przy kt�rym przed kilkoma godzinami Izabella czyta�a wpi�te do sk�rzanego segregatora kartki. Curtis Caldwell mia� ten segregator pod pach�. Kiedy mnie us�ysza�, chwyci� go nie wiedz�c, �e Izabella wyj�a z niego kilka kartek. Lacey nie widzia�a zeszytu z bliska, ale zrobi� na niej wra�enie ci�kiego i niewygodnego. Kartki, zabrane z pokoju Izabelli, Lacey schowa�a w swojej torbie. Izabella wymog�a na Lacey przysi�g�, �e oddaje ojcu Heather i nikomu innemu. Chcia�a, �eby Lacey pokaza�a mu co�, co tam znalaz�a. Co to mo�e by�? - zastanawia�a si� Lacey. - Mo�e powinnam powiedzie� o wszystkim policji? - Napij si� kawy, Lacey. To ci pomo�e. Rick przykl�kn�� obok niej, z paruj�c� fili�ank� w r�ce. Ju� wyja�ni� policjantom, �e nie mia� powodu podejrzliwie traktowa� telefonu od m�czyzny podaj�cego si� za prawnika z �Keller, Roland i Smythe�, przeniesionego z Teksasu do Nowego Jorku. - Cz