9358
Szczegóły |
Tytuł |
9358 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9358 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9358 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9358 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arnold Mindell
O pracy ze �ni�cym cia�em
Praktyka psychologii zorientowanej na proces
Przek�ad
Maciej B�asiak i Tomasz Teodorczyk
Warszawa 1991
Wydawnictwo Pusty Ob�ok
Tytu� orygina�u:
Working with the Dreaming Body
Copyright � by Arnold Mindell, 1985
This edition published by agreement with Penguin Books Ltd. Harmondsworth, Middlesex, England
Copyright ~ for the Polish edition by Wydawnictwo Pusty Ob�ok, 1991
00-446 Warszawa, Al. Ujazdowskie 6 p. 19, tel. 28.12.71. w. 2 ISBN 83-85041-18-4
Redagowa�a Anna Brzezi�ska
Ok�adk� projektowali Jan Bokiewicz i Wojciech Freudenreich Sk�ad komputerowy: Fundacja Ekologicznej Alternatywy
Na ok�adce wykorzystano fragment Kuszenia �wi�tego Antoniego z tryptyku Hieronima Boscha pod tym samym tytu�em
zOCRowa� i sprawdzi� monsieur Rapatang
Drukarnia Wydawnicza im. w. L. Anczyca. Krak�w Zam_2955 91 .
Spis tre�ci
Wprowadzenie
Rozdzia� I
Pierwsze intuicje, hipotezy, do�wiadczenia...
Rozdzia� II
Od choroby do rozwoju wewn�trznego
Rozdzia� III
Choroba i projekcja
Rozdzia� IV
Zmiany kana��w
Rozdzia� V
�ni�ce cia�o w ba�ni
Rozdzia� VI
�ni�ce cia�o w relacjach interpersonalnych
Rozdzia� VII
�wiat jako �ni�ce cia�o
Rozdzia� VIII
Zmiana kulturowa i progi
Rozdzia� IX
Praca nad sob�
Rozdzia� X
Praca ze �ni�cym cia�em - dos�owny zapis sesji terapeutycznej
Rozdzia� XI
Kraw�d� �mierci
Podstawowe poj�cia psychologii zorientowanej na proces
Przedmowa autora do polskiego wydania
Chcia�bym tu skorzysta� z okazji i podzi�kowa� dr. Maxowi Schupbachowi oraz Tomaszowi Teodorczykowi za pomoc we wprowadzeniu do Polski psychologii zorientowanej na proces. Chcia�bym te� podzi�kowa� polskim czytelnikom za ich zainteresowanie moj� ksi��k�.
Polska jako pierwsze kraj w bloku wschodnim inicjowa�a r�ne zmiany, teraz jako pierwsza ma pozna� i w��czy� w sw�j system psychoterapii prac� ze �ni�cym cia�em, nazywan� r�wnie� prac� z procesem. "O pracy ze �ni�cym cia�em " jest ksi��k�, kt�ra dobrze wprowadza w temat, pokazuje, bowiem r�ne aspekty pracy z procesem, takie jak praca ze snem i cia�em, relacjami mi�dzyludzkimi, ze �pi�czk� i stanami bliskimi �mierci, a tak�e przedstawia medytacj� i prac� z wi�ksz� grup�.
Dzisiaj, gdy �wiat zaczyna zdawa� sobie spraw� z w�asnej jedno�ci, stajemy si� �wiadomi konieczno�ci nauczenia si� czego� wi�cej o nas samych. Si�gamy do odwiecznych tradycji duchowych, by odnale�� nasze korzenie i podstawy dla przysz�ego �wiata. Obecnie zaczytamy zdawa� sobie r�wnie� spraw�, i� musimy rozwin�� nowe postawy i nowe formy radzenia sobie z radykalnymi i cz�sto gwa�townymi przemianami, kt�re pr�buj� si� wydarzy� zar�wno w naszym �yciu osobistym, jak i spo�ecznym.
Jest wiele powod�w, dla kt�rych potrzebujemy tradycji, tradycji mog�cej odnawia� si� nieomal codziennie i p�yn�cej wraz z usi�uj�cymi zaj�� zmianami. W tym konkte�cie praca z procesem, kt�rej podstawy le�� w psychologii Junga, buddyzmie i taoizmie, mo�e by� nam pomocna. Stosowane przez ni� specyficzne metody ��cz�ce wschodnie systemy przekona� z nowoczesn� fizyk� i teori� informacji zmierzaj� do wytworzenia szerokiego pola �wiadomo�ci, kt�re pozwoli�oby doceni� pr�buj�ce zaistnie� zdarzenia, pod��a� za nimi oraz kontrolowa� je. Kiedy znajdziemy si� na tej drodze, zdarzenia same b�d� w stanie wskaza� nam, co powinni�my dalej robi�?
Praca z procesem rozwin�a si� w wielu r�nych krajach na ca�ym �wiecie i mam nadziej�, �e w ka�dym z nich przejmie ona narodowy charakter kraju, w kt�rym jest praktykowana. Zapewni to nam poczucie wolno�ci i autentyczno�ci, co jest powszechn� potrzeb� wyst�puj�c� w r�nych kulturach. St�d te� wyobra�am sobie, i� polska praca z procesem stanie si� wyrazem niezwykle nowatorskiego i rewolucyjnego charakteru tego kraju.
Portland Oregon, 1990 Arnold Mindell
Wprowadzenie
O pracy ze �ni�cym cia�em jest ksi��k�, kt�ra mo�e zainteresowa� zar�wno laik�w, jak i praktykuj�cych lekarzy oraz psycholog�w. Jest to ksi��ka o odnajdywaniu znaczenia ukrytego za fizycznymi chorobami i dolegliwo�ciami. Napisa�em j� zainspirowany pomys�em moich holenderskich wydawc�w, pa�stwa J. i L. van Hensbroek�w, kt�rzy po � przeczytaniu mojej pierwszej pozycji Dreambody (1982) uznali, i� powinienem napisa� nast�pn�, gdzie przedstawi�bym zwi�zki mi�dzy snami a zjawiskami cielesnymi g��wnie w oparciu o studia przypadk�w.
D�ugo si� waha�em, zanim rozpocz��em prac� nad t� now� ksi��k�. Mia�em obawy, i� tekst oparty na studiach przypadk�w i skierowany do laik�w, mo�e okaza� si� nie na tyle dok�adny, by by� przydatnym dla profesjonalist�w. Zastanawia�em si�, w jaki spos�b mo�na napisa� ksi��k� w formie konwersacji, kt�ra by jednocze�nie posiada�a trwa�� warto��? Je�li b�dzie zbyt osobista, czy oka�e si� wystarczaj�co precyzyjna i wa�na pod wzgl�dem naukowym?
Wkr�tce potem mia�em sen, kt�ry rozwia� moje w�tpliwo�ci. �ni�o mi si�, i� przyszed� do mnie C.G. Jung prosz�c, bym zabra� g�os na posiedzeniu Komitetu d/s Zdrowia ONZ i przedstawi� swoje odkrycia. Sen ten przekona� mnie, i� jednak warto pokusi� si� o napisanie niniejszej ksi��ki. Zasadniczy jej tekst opar�em na swoich rozmowach z Englien Scholtes z Lemniscast. Entuzjazm i fascynacja, kt�re nas ogarn�y natychmiast po rozpocz�ciu pracy sprawi�y, i� ksi��ka powsta�a w b�yskawicznym tempie. Englien dokona�a niewielkich, acz istotnych zmian edytorskich, za co jestem jej niesko�czenie wdzi�czny, podobnie jak pa�stwu Hensbroekom za ich cierpliwo�� i pomoc przy tej pracy. Chcia�bym r�wnie� podzi�kowa� Barbarze Croci za wsparcie przy pisaniu ostatniego rozdzia�u na temat umierania, Norze Mindell za pomoc przy rozdziale traktuj�cym o komunikacji �ni�cego cia�a oraz Julie Diamond za asyst� edytorsk� przy angielskim wydaniu ksi��ki.
Dzisiaj, 85 lat po pierwszych odkryciach dokonanych przez Freuda, nasze dziedzictwo, zwane wsp�czesn� psychologi�, nadal nie stanowi sp�jnej ca�o�ci. Terapie cia�a oddzielone s� od terapii sn�w, a terapie sn�w przeprowadza si� zazwyczaj bez odniesie� do odczu� cielesnych. Trudno�ci w kontaktach interpersonalnych rozpatrywane s� w spos�b analityczny, behawioralny lub jako cz�� pewnego systemu. Ludzi traktuje si� jak maszyny, kt�re mo�na zaprogramowa�, psychotycy w dalszym ci�gu pozostaj� zamkni�ci za murami, za� chorzy i umieraj�cy krojeni s� przez medyk�w, jak gdyby ich cia�o nie mia�o duszy. Odnosi si� wra�enie, i� wsp�czesna psychologia sk�ada si� z kawa�k�w i okruch�w stanowi�cych niezintegrowane, barwne spektrum, kt�rego kolory niewiele, lub wr�cz nic nie maj� ze sob� wsp�lnego.
Niniejsza ksi��ka przedstawia jedn�, teoretyczn� struktur� integruj�c� ogromn� r�norodno�� psychologii cz�owieka. Swoj� prac� opieraj�c� si� na tej psychologicznej strukturze nazywam "prac� nad procesem", poniewa� polega ona na ujawnieniu dok�adnego sposobu lub kana�u, w kt�rym przebiega proces danej osoby. Moim g��wnym celem jest ods�oni�cie tego ludzkiego procesu i p�j�cie za nim bez wzgl�du na to, czy jest on diagnozowany jako psychotyczny, �miertelny, skierowany na grup�, chory czy normalny. Psychologi� zorientowan� na proces przedstawi�em w spos�b teoretyczny w swojej ksi��ce zatytu�owanej Dreambody oraz River`s Way. Niniejszy tekst r�ni si� od Dreambody pod kilkoma wzgl�dami. Przede wszystkim prezentuj� w nim praktyk� stosowanej przez siebie terapii, a nie jedynie stoj�c� za ni� Mori�. Ponadto rozwijam dawne psychologiczne pogl�dy i metody post�powania oraz pokazuj�, jak pracowa� zar�wno z chorymi fizycznie, z umieraj�cymi, kt�rzy przechodz� kryzys w kontaktach interpersonalnych, jak i r lud�mi ci�ko psychotycznymi, a tak�e lud�mi ze zwyk�ymi problemami cielesnymi. Uwa�am. i� praca z szerokim spektrum sytuacji, a nie zamykanie si� w specjalistycznych dziedzinach, takich jak psychiatria, medycyna czy psychologia dziecka, b�d� te� ograniczenie si� do w�skich zagadnie� pracy ze snem lub cia�em czy z trudno�ciami w kontaktach interpersonalnych pozwala zrozumie� ca�o�ciowy natur� ka�dej jednostki w spos�b bogatszy i bardziej pe�ny.
W ksi��ce tej koncentruj� si� na relacjach, jakie zachodz� mi�dzy snami a problemami cielesnymi, poniewa� jest to podstawowa sprawa zwi�zana z ka�dym cz�owiekiem. Pokazuj�, jak praca ze snem i cia�em mo�e by� stosowana wobec ludzi interesuj�cych si� psychologi�, jak i tych, kt�rzy tylko zaniepokojeni s� swoimi symptomami, a do psychologii nie przywi�zuj� specjalnej wagi. Skupiaj�c si� na chorobie, psychologia uczy si� docenia� zwyk�ego "cz�owieka z ulicy" i zaczyna obejmowa� codzienn� ludzk� rzeczywisto��.
Odkry�em, i� symptomy cielesne niekoniecznie musz� by� patologiczne, to znaczy nie s� jedynie chorob�, kt�ra powinna by� zaleczona, uzdrowiona lub wyparta ze �wiadomo�ci. Pojawienie si� symptom�w jest potencjalnie znacz�ce i celowe, i mo�e stanowi� pocz�tek fantastycznej fazy �ycia b�d�cej w stanie doprowadzi� jednostk� zadziwiaj�co blisko centrum egzystencji. Mo�e to by� podr� do innego �wiata b�d� te� prosta droga do rozwoju osobowo�ci.
Odkry�em r�wnie�, i� symptomy cielesne odbijaj� si� w snach, sny za� w tych�e symptomach. Wszystkie marzenia senne m�wi� w taki czy inny spos�b o tym, co dzieje si� w ciele. Ponadto okazuje, si�, i� zachodzi zwi�zek jeszcze bardziej zdumiewaj�cy: jakiekolwiek nasze fizyczne zachowanie, w tym r�wnie� ton naszego g�osu, szybko�� m�wienia, wyraz twarzy czy zabawne ruchu r�k i ramion podczas rozmowy z innymi lud�mi odzwierciedlaj� si� w naszych snach. Inaczej m�wi�c, w marzeniach sennych mo�emy odnale�� nie tylko odbicie naszych fizycznych dolegliwo�ci, lecz tak�e nasze problemy w kontaktach i relacjach interpersonalnych.
Aby wyja�ni� znaczenie powy�szych odkry� dla naszego codziennego �ycia, przytaczam opisy oko�o pi��dziesi�ciu przypadk�w, poruszaj�c jednocze�nie zagadnienia teorii komunikacji, pracy ze snem i z cia�em, cz�sto odwo�uj� si� do psychologii Junga, a nawet wprowadzam elementy fizyki. Niemniej dla zrozumienia tego tekstu nie jest potrzebna specjalistyczna wiedza z zakresu bzyki czy psychologii, poniewa� opieram si� w nim przede wszystkim na czytelnych, samowyja�niaj�cych si� opisach poszczeg�lnych przypadk�w, kt�re zosta�y zaczerpni�te z moich sesji terapeutycznych, seminari�w oraz pracy zar�wno z lud�mi normalnymi, jak i psychotycznymi, fizycznie chorymi i umieraj�cymi w klinikach i szpitalach psychiatrycznych. Szeroki zakres zastosowa� pracy ze �ni�cym cia�em pokazuje r�nic�, jaka istnieje mi�dzy moim podej�ciem a innymi metodami terapeutycznymi, kt�re opieraj� si� na uprzednio zaprogramowanym post�powaniu wynikaj�cym z okre�lonego sposobu my�lenia. Przebiegu pracy ze �ni�cym cia�em nie mo�na przewidzie�, poniewa� zale�y ona od zdolno�ci terapeuty do odkrywania i wzmacniania indywidualnych reakcji klienta, jego wypowiedzi, opisu sn�w i ruch�w cia�a, a tak�e od rozpoznania sytuacji rodzinnej. Praca tego typu ci�gle si� zmienia, zmuszaj�c terapeut� do sta�ej obserwacji klienta oraz samego siebie, a u�ywane w niej znane metody terapeutyczne przeplataj� si� z ca�kowicie nowymi i nie odkrytymi technikami, kt�re pojawiaj� si� spontanicznie, i kt�re mo�na zastosowa� jedynie w konkretnej sytuacji i w danym momencie.
Rozdzia� I
Pierwsze intuicje, hipotezy, do�wiadczenia...
Przez wiele lat bada�em zale�no�ci wyst�puj�ce mi�dzy fenomenami snu i cia�a, lecz mimo i� od dziecka spisywa�em tre�ci swoich marze� sennych, a tak�e mimo wieloletniego treningu analitycznego, doktoratu z psychologii i pracy dyplomowej z fizyki teoretycznej d�ugo nie by�em w stanie uchwyci� zachodz�cego mi�dzy nimi zwi�zku.
A� wreszcie, dwana�cie lat temu, nagle zachorowa�em. Czu�em si� kompletnie zagubiony, poniewa� nie potrafi�em pracowa� ze swoj� fizyczn� chorob� tak, jak to dotychczas robi�em z w�asnymi snami. Chodzi�em do lekarza ze swoimi b�lami g�owy i staw�w, ale b�le te i dolegliwo�ci przede wszystkim spowodowa�y, i� zacz��em zastanawia� si� nad cia�em i nad tym, w jaki spos�b ono naprawd� funkcjonuje.
Przeczyta�em praktycznie wszystko, co zosta�o napisane na temat cia�a. Ze szczeg�ln� uwag� studiowa�em pozycje z zakresu medycyny i zachodniej psychologii, a zw�aszcza prace Reicha i dotycz�ce terapii Gestalt. Po przeczytaniu wszystkich tych lektur i przeprowadzeniu wielu rozm�w z r�nymi terapeutami zacz��em odnosi� wra�enie, i� manipuluj� oni cia�em programuj�c je i m�wi�c klientowi, jakie powinno by�. Natomiast ja chcia�em dowiedzie� si�, co samo cia�o ma do powiedzenia? Jak zachowa�oby si�, gdyby zostawi� je samemu sobie?
- Dlaczego jestem chory? - zada�em sobie pytanie. - Co wsp�lnego ze mn� ma moja gor�czka i moje b�le, o ile w og�le maj� cokolwiek wsp�lnego?
Zwr�ci�em si� r�wnie� w stron� wschodniej filozofii medycyny, w stron� jogi, akupunktury i nauk Buddy, ale i to niewiele mi pomog�o. Ci�gle nie wiedzia�em, co moja choroba chcia�a mi powiedzie� lub jakie by�o jej znaczenie dla mojej osoby.
Postanowi�em, �e b�d� bardzo uwa�nie obserwowa� cielesne reakcje ludzi i wszystko dok�adnie zapisywa�. Na przyk�ad uda�o mi si� spostrzec, jak ludzie reaguj� na egzem�: zaczynaj� drapa� si� powi�kszaj�c w ten spos�b swoje dolegliwo�ci. Gdy kogo� boli g�owa, cz�owiek zaczyna ni� potrz�sa�, gdy boli go oko, w�wczas je rozciera. Podobnie zachowuje si� kto�, kto ma sztywn� nog�: zamiast pr�bowa� jako� sobie ul�y� w cierpieniu, usi�uje j� zgi��, by poczu� b�l.
Wszystkie te reakcje bardzo mnie zainteresowa�y i zadziwi�y.
- Jak to jest mo�liwe - zastanawia�em si� - �e ludzie staraj� si� poczu� sw�j b�l wyra�niej, a jednocze�nie domagaj� si� tabletek na jego zmniejszenie?
Pewnego dnia, kiedy obserwowa�em swojego syna, zauwa�y�em, �e rozdrapuje do krwi strupy na nodze. I w�wczas nagle u�wiadomi�em sobie, �e to by� mo�e to samo cia�o pragnie wzmocni� sw�j b�l. Oczywi�cie cia�o ma r�wnie� mechanizmy, kt�re s�u�� mu do polepszania swego stanu, ale jeden z g��wnych jego mechanizm�w, nie brany do tej pory pod uwag�, wyra�nie usi�owa� ten stan pogorszy�. Pomy�la�em sobie zatem, �e skoro leczenie cia�a nie zawsze ko�czy si� sukcesem, to czemu by nie spr�bowa� metody, kt�r� cia�o stosuje wobec samego siebie i nie zacz�� �wiadomie amplifikowa� symptom�w? Wtedy w�a�nie przyj��em hipotez�, i� cia�o wzmacnia swoje problemy, a nawet usi�uje je pog��bi�. Chcia�em to sprawdzi�, cho� pocz�tkowo nie wspomina�em nikomu o swoim "odkryciu", gdy� wydawa�o mi si� ono zbyt skandaliczne.
Przyj�cie powy�szej hipotezy, a tak�e pewne do�wiadczenia z umieraj�cym pacjentem pozwoli�y mi odkry�, i� wzmacnianie symptom�w cielesnych jest rzeczywi�cie decyduj�ce w zrozumieniu choroby. �w umieraj�cy pacjent, z kt�rym w�wczas pracowa�em, by� chory na raka �o��dka. Le�a� w szpitalnym ��ku st�kaj�c i j�cz�c z b�lu. Czy kiedykolwiek widzieli�cie kogo�, kto w�a�nie umiera? Jest to naprawd� co� smutnego i przera�aj�cego. Ludzie umieraj�cy gwa�townie przeskakuj� z transu do zwyk�ej �wiadomo�ci lub ekstremalnego b�lu. Pewnego razu, gdy by� w stanie m�wi�, powiedzia� mi, �e guz w jego �o��dku jest nies�ychanie bolesny, a poniewa� uwa�a�em, i� powinni�my si� razem skupi� na jego propriocepcji *, to znaczy na jego do�wiadczaniu b�lu, zaproponowa�em, by�my spr�bowali czego� innego, skoro dotychczas przeprowadzane operacje nie przynios�y efekt�w. Zgodzi� si�, a ja wobec tego poprosi�em go, by postara� si� zwi�kszy� sw�j b�l.
* Propriocepcja - odczuwanie wewn�trzne; termin odnosz�cy si� do takich odczu�, jak b�l, ucisk, napi�cie itp.
Obja�nienie wa�niejszych termin�w u�ywanych przez Mindella znajduje si� r�wnie� na ko�cu ksi��ki. (przyp. t�um.)
Odpar�, �e wie dok�adnie, jak to zrobi� i stwierdzi�, �e sw�j b�l czuje tak, jakby co� w jego �o��dku chcia�o wybuchn��.
- Je�li pomagam temu czemu� wybuchn�� - powiedzia� - w�wczas m�j b�l si� wzmaga.
Po�o�y� si� na plecach i zacz�� zwi�ksza� ci�nienie w �o��dku. Wypchn�� sw�j �o��dek na zewn�trz i ci�gle jeszcze go wypycha�, naciska�, wzmacnia� b�l, a� wreszcie poczu�, jak gdyby mia� wybuchn��.
- Och, Arny, ja po prostu chc� wybuchn��! - wykrzykn�� nagle w szczytowym momencie b�lu. - Nigdy nic by�em w stanie rzeczywi�cie wybuchn��!
W ko�cu od��czy� si� od swoich dozna� cielesnych i zacz�� ze mn� rozmawia�. Powiedzia�, �e potrzebuje wybuchn�� i zapyta�, czy nie m�g�bym mu w tym pom�c.
- Zawsze mia�em trudno�ci z wyra�aniem siebie w spos�b wystarczaj�cy-powiedzia� - a nawet kiedy to robi�em, nigdy nie mia�em do��. Trudno�ci tego rodzaju stanowi� zwyk�y problem psychologiczny, kt�ry spotyka si� w wielu przypadkach, tymczasem u niego problem ten objawi� si� somatycznie i "uciska�" go teraz, gwa�townie wyra�aj�c siebie w postaci guza. I to by� koniec naszej wsp�lnej pracy z cia�em. Po�o�y� si� i poczu� znacznie lepiej. Mimo i� zosta�o mu ju� niewiele �ycia i ci�gle znajdowa� si� na kraw�dzi �mierci, jego stan poprawi� si� na tyle, �e wypisano go ze szpitala. Odwiedza�em go potem bardzo cz�sto i za ka�dym razem przy mnie "wybucha�". Robi� du�o ha�asu, p�aka�, krzycza�, wrzeszcza� bez jakiejkolwiek zach�ty z mojej strony. ,Tego problem by� dla niego jasny; jego stale obecne do�wiadczenia cielesne czyni�y go absolutnie �wiadomym tego, co powinien robi�. �y� jeszcze przez dwa czy trzy lata i ostatecznie umar�. By� to czas, w kt�rym nauczy� si� wyra�a� siebie lepiej i pe�niej. Co mu w tym tak naprawd� pomog�o, nie wiem, ale jestem przekonany, �e nasza praca z�agodzi�a jego bolesne symptomy i pozwoli�a mu si� rozwin��.
Dzi�ki temu pacjentowi odkry�em r�wnie� istotny zwi�zek, jaki zachodzi mi�dzy snami a symptomami cielesnymi. Na kr�tko przed p�j�ciem do szpitala przy�ni�o mu si�, �e jest nieuleczalnie chory i �e lekarstwem na jego chorob� jest co�, co przypomina bomb�. Kiedy zapyta�em go o t� bomb�, wyda� d�wi�k pe�en emocji i zacz�� krzycze� na�laduj�c bomb� rzucon� do g�ry: "leci w powietrze kr�c�c si� dooko�a ssszzzss�.pfftfff!". W tym momencie wiedzia�em ju�, �e to jego rak by� t� bomb� we �nie. To jego zgubiona gdzie� autoekspresja pr�bowa�a wyj�� na zewn�trz, ale poniewa� nie mog�a znale�� w�a�ciwej drogi, ulokowa�a si� w jego ciele jako rak i w jego �nie jako bomba. Jego codzienne prze�ywanie bomby by�o jego rakiem, a jego cia�o dos�ownie eksplodowa�o wobec zd�awionej autoekspresji. W ten spos�b b�l sta� si� jego w�asnym lekarstwem, co oznajmia� sen, kt�re mia�o mu pom�c na t� niemo�no�� wyra�ania siebie.
I nagle zrozumia�em, �e musi istnie� co� takiego, co by�oby jednocze�nie cia�em i snem, jaki� realny byt - �ni�ce cia�o. Bo przecie� w przypadku tego mojego pacjenta sny by�y oczywistym odbiciem do�wiadcze� cia�a i vice versa. Zreszt�, miewa�em! ju� podobne przypadki w swojej pracy, kt�re wywo�ywa�y we mnie przeczucie istnienia �ni�cego cia�a, ale dopiero w tym momencie po raz pierwszy tak jasno zda�em sobie z tego spraw�.
Do dnia dzisiejszego nie spotka�em ani jednego pacjenta, u kt�rego proces cielesnych symptom�w nie znajdowa�by odbicia w snach, a opowiadano mi ich tysi�ce i mia�em do czynienia z setkami ludzi fizycznie chorych. W przypadku, kt�ry przedstawia�em, �ni�ce cia�o wyra�a�o si� w r�nych kana�ach, to znaczy na r�ne mo�liwe sposoby, w jakich dokonuje si� percepcja. Na przyk�ad we �nie mojego pacjenta �ni�ce cia�o pojawi�o si� w spos�b wizualny jako bomba i by�o przez niego odczuwane proprioceptywnie pod postaci� balu, kt�ry zmusza� go do wybuchni�cia. Nast�pnie pojawi�o si� jako krzyk w kanale s�ownym czy te� s�uchowym. A vetem mo�na powiedzie�, i� �ni�ce cia�o wysy�a informacje w wielu kana�ach pragn�c, by�my odbierali je na r�ne sposoby i zwr�cili uwag� na nieustannie pojawiaj�ce si� w naszych snach i symptomach cielesnych wiadomo�ci, kt�re chce ono nam prze� kaza�.
Metoda, dzi�ki kt�rej doszed�em do koncepcji �ni�cego cia�a polega�a na tym, co nazywam amplifikacj�. Amplifikowa�em cia�o, a raczej do�wiadczenie propioceptywne mojego klienta, i w ten spos�b wzmacnia�em wybuchowy proces, kt�ry odbija� si� w jego �nie. Amplifikacja sta�a si� dla mnie bardzo u�ytecznym narz�dziem, poniewa� ma ona szerokie i wa�ne zastosowania. Opiera si� ona na okre�leniu kana�u, w kt�rym proces snu lub cia�a pr�buje si� wyrazi�, i polega na wzmocnieniu tego procesu w tym w�a�nie kanale. Na przyk�ad, je�eli klient opowiada mi sen o w�u i by to opisa�, porusza jednocze�nie r�kami, mog� zamplifikowa� proces prosz�c go, aby porusza� nimi jeszcze mocniej, mog� porusza� w�asnymi ramionami lub te� zasugerowa�, by sam zacz�� porusza� si� jak w��. Je�eli natomiast klient szczeg�owo okre�la. kolor, rozmiar i kszta�ty w�a, w�wczas stwierdzam, i� kana� wizualny jest istotny i amplifikuj� proces w tym kanale prosz�c klienta, aby wyobrazi� sobie w�z jeszcze dok�adniej i skupi� swoj� uwag� na tym obrazie.
Amplifikacja sprawia, i� praca ze snem teoretycznie nie r�ni si� od pracy z cia�em. Zar�wno sny, jak i zjawiska cielesne s� tylko fragmentami informacji pochodz�cymi z wizualnych i proprioceptywnych kana��w �ni�cego cia�a. Praca ze �ni�cym cia�em nie wymaga nawet u�ywania takich termin�w, jak sen, cia�o, materia czy dusza, pracuje si� bowiem z procesami, kt�ry w danym momencie si� pojawiaj�. Praca tego typu oparta jest na dok�adnych informacjach pochodz�cych z kana��w, w kt�rych przebiega proces. Jedyne narz�dzie terapeuty stanowi jego zdolno�� do obserwacji proces�w . Nie mo�e on stosowa� �adnych rutynowych zachowa� czy wcze�niej ustalonych trick�w, zatem kierunek jego pracy jest nieprzewidywalny, a sama praca odnosi si� wy��cznie do specyficznej sytuacji, kt�ra ma miejsce w danej chwili.
Praca z procesem jest dla mnie nauk� naturaln�. Psycholog zorientowany na proces bada natur� i pod��a za ni�, podczas gdy terapeuta programuje to, co jego zdaniem powinno si� wydarzy�. Nie wierz� w terapi�, poniewa� nie s�dz� ju�, bym wiedzia�, co jest w�a�ciwe dla innych ludzi. Mia�em do czynienia z tak wieloma dziwnymi przypadkami, �e jako naukowiec postanowi�em wr�ci� do swojej pierwotnej koncepcji. Po prostu dok�adnie obserwuj�, co si� dzieje w drugiej osobie i co, w zwi�zku z jej reakcjami, dzieje si� we mnie. Pozwalam, by procesy �ni�cego cia�a powiedzia�y mi, co chce si� zdarzy� i co nale�y dalej robi�. Jest to jedyny schemat, kt�rego si� trzymam. Do niczego ludzi nie zmuszam. Ich cia�a i dusze wiedz� znacznie wi�cej ni� ja. Kiedy ludzie staj� si� zdrowsi, jestem szcz�liwy, ale od dawna ju� nie jest to moim celem. Znacznie bardziej zale�y mi, by wszystko odbywa�o si� zgodnie z naturalnym porz�dkiem rzeczy. Cokolwiek si� ludziom przydarza, zdaje si� w�a�ciwe ich przeznaczeniu, ich Tao, podr�y na Ziemi - wygl�da to, jak gdyby ka�dy cz�owiek mia� sw�j osobisty wzorzec, zgodnie z kt�rym szybko pod��a ku �mierci b�d� te� �yje w potwornym b�lu.
Cz�sto odnosz� wra�enie, i� w niekt�rych wypadkach, im bardziej pr�bujemy u�mierzy� b�l, tym staje si� on silniejszy. W tych sytuacjach r�wnie� amplifikuj� b�l, dzi�ki czemu pacjenci zaczynaj� czu� si� lepiej: prze�ywanie choroby staje si�, dla nich wa�nym do�wiadczeniem, kt�re stale zbli�a ich do pe�nej �wiadomo�ci. Tym sposobem dokonuje si� jakby ich przebudzenie. Jednak�e wielu ludzi szuka przede wszystkim lekarstwa na swoj� chorob� i pragnie jedynie pozby� si� jej symptom�w. Ludziom tym m�wi�, �e je�li rzeczywi�cie tego pragn�, powinni wszystko w tym kierunku robi� - ja nie mog� wiedzie�, co jest dla nich dobre, a co nie. Niech robi� wszystko, co jest mo�liwe i wszystko, na co maj� ochot, niech zwr�c� si� w stron� niekonwencjonalnej medycyny, niech walczy za swoj� chorob� w jakikolwiek spos�b, o ile tylko czuj� w sobie tak� potrzeb�, i je�li wstan� uzdrowieni - w�wczas znakomicie. Bardzo cz�sto jednak wszelkie stosowane terapie i lekarstwa zawodz�. Trudno powiedzie�, ale by� mo�e jest to przeznaczeniem niekt�rych os�b �yj�cych z nieuleczaln� chorob� w ko�cu XX wieku.
W okresie gdy zaczyna�em pracowa� z umieraj�cymi lud�mi, nie potrafi�em odpowiedzie�. sobie na pytanie, dlaczego czasami uzyskiwa�em wspania�e wyniki, a czasami przera�aj�co s�abe. Dzi�ki Bogu mia�em pewn� podbudow� w teoretycznej fizyce, poniewa� umiej�tno�� naukowego podej�cia pomog�a mi zrozumie� ryzykowne i cz�sto nieudolne metody, kt�re stosowa�em i kt�re dawa�y zar�wno �wietne efekty, jak i okazywa�y si� kompletnymi niewypa�ami. Powiedzia�em sobie przede wszystkim, �e powinienem pracowa� z procesem bez wzgl�du na to, czy jest to proces �ycia, �mierci czy jakikolwiek inny. U�ywam terminu "proces" jako fizyk, nie jako psycholog. Psychologowie, szczeg�lnie za� ci, kt�rzy stosuj� terapi� Gestalt i kt�rzy rozpowszechnili ten termin w nauce, nie definiuj� go. U�ywaj�c terminu "proces" odr�niaj� go jedynie od "tre�ci", czyli tego, co ludzie m�wi�. Ja natomiast uwa�am, �e proces zawiera tre��. S�dz�, �e proces istnieje w dw�ch postaciach: w formie proces�w pierwotnych i wt�rnych. Proces pierwotny jest bli�szy �wiadomo�ci i zawiera tre�� dotycz�c tego, co ludzie wyra�aj� za pomoc� s��w. Mianem proces�w wt�rnych z kolei okre�lam wszystkie zjawiska nie�wiadome b�d� takie, kt�re u�wiadamiamy sobie jedynie cz�ciowo, jak na przyk�ad symptomy, z kt�rymi czujemy si� zwi�zani tylko w niewielkim stopniu i kt�rych nie potrafimy kontrolowa�.
Og�lnie rzecz bior�c, prac� z procesem mo�na por�wna� do jad�cego poci�gu. Poci�g zatrzymuje si� na r�nych stacjach, a potem rusza dalej. Ludzie zazwyczaj my�l� w terminach stacji, czyli "stan�w". M�wimy, �e kto� jest zwariowany, chory albo umieraj�cy, lecz s� to tylko nazwy poszczeg�lnych miejscowo�ci, w kt�rych poci�g zatrzymuje si�. Ja natomiast zainteresowany jestem przep�ywem rzeczy - nie nazwami konkretnych nowotwor�w, lecz sposobem, w jaki si� rozwijaj�, ich znaczeniem i tym, co m�wi� one danej osobie. Fascynuje mnie ruch poci�gu i ten ruch nazywam procesem. Inn� analogi� jest my�lenie o procesie jak o rzece. P�yn�ca spokojnie rzeka u swych �r�de� wygl�da zwykle niegro�nie. Natomiast pod jej powierzchni�, tam gdzie nasz wzrok ju� nie si�ga, gdzie� przy samym dnie g��biny, woda - lub wt�rny proces - przedziera si� przez jamy i do�y, puste otch�anie 1 przera�aj�ce wiry.
Praca nad procesem pozwoli�a mi unikn�� wszelkiego warto�ciowania. Je�li my�l� w kategoriach procesu, w�wczas obce mis� poj�cia dobra i z�a, zdrowia i choroby, przesz�o�ci i przysz�o�ci. My�lenie kategoriami procesu pozwala mi pracowa� z osob� medytuj�c� lub b�d�c� w �pi�czce bez u�ywania s��w, kt�re by taki kontakt blokowa�y. Je�li my�l� kategoriami procesu, w�wczas mam wgl�d w ca�o�� zagadnienia.
R�ne kana�y procesu s� jak niewielkie strumyki, kt�re odchodz� od g��wnej rzeki. I je�li nie uwzgl�dnia si� ich w pracy, w�wczas ma si� do czynienia jedynie z jak�� cz�ci� klienta, z jego snami b�d� stron� fizyczn�, i nie widzi si� wszystkich zwrot�w i zakr�t�w rzeki, kt�re sprawiaj�, �e �wiat jest tak r�norodny.
Poj�cia zwi�zane z komunikacj�, takie jak kana�y i proces, dotycz� najbardziej podstawowych element�w, najbardziej archetypowych zachowa� wszystkich istot ludzkich. U�ywaj�c neutralnego j�zyka procesu i kana��w, mo�emy zrozumie� ludzi z ca�ego �wiata i pracowa� z nimi, nie znaj�c nawet dok�adnego znaczenia wypowiadanych przez nich s��w. Mo�emy towarzyszy� im w stanach chorobowych, w stanach bliskich �mierci lub nawet w �pi�czce, gdy nie s� ju� zwi�zani wyobra�eniami i ograniczaj�cymi koncepcjami naszej w�asnej kultury, takimi jak duch i materia, dusza i cia�o.
Przypominam sobie inny interesuj�cy przyk�ad pracy ze �ni�cym cia�em ludzi bliskich �mierci. Przysz�a do mnie kiedy� ma�a dziewczynka z gwa�townie rozwijaj�cym si� guzem na plecach. By�a umieraj�ca i wszyscy ju� si� z tym pogodzili. Operowano j� kilka razy, a jej lekarz powiedzia� mi, �e dziewczynka jest bardzo nieszcz�liwym dzieckiem. Stwierdzi�, �e mog� si� z ni� pobawi� i spr�bowa� swojej metody pracy, poniewa� nikt ju� nie mia� nadziei, �e uda si� j� wyleczy�. Dziewczynka opowiedzia�a mi sw�j sen, w kt�rym przesz�a przez ogrodzenie otaczaj�ce bardzo niebezpieczne jezioro. Nast�pnie po�o�y�a si� na pod�odze i o�wiadczy�a, �e chce lata�. Przeszkadza� jej w tym jednak gorset, kt�ry mia�a na plecach, poniewa� guz os�abi� jej kr�gos�up. Stwierdzi�a, �e w gorsecie nie mo�e lata�, ja za� obawia�em si� jej go zdj��. Zadzwoni�em do lekarza i po obietnicach, �e b�d� post�powa� z dziewczynk� bardzo ostro�nie, zapyta�em go, czy nie m�g�bym jej zdj�� gorsetu, �eby�my mogli troch� polata�? Lekarz raz jeszcze powiedzia� mi, �e dziewczynka jest bardzo nieszcz�liwym dzieckiem, poniewa� jednak ju� nic gorszego nie mo�e si� jej przydarzy�, zezwoli� na zdj�cie gorsetu. Kiedy zdj�li�my gorset, dziewczynka po�o�y�a si� na brzuchu i zacz�a macha� r�kami m�wi�c, �e lata.
- Och doktorze, ja latam, to takie wspania�e - �mia�a si�. Wzmocni�em ruchy jej ramion i "lecieli�my" razem. Piszcz�c z zachwytu powiedzia�a, �e znajdujemy si� ponad chmurami.
- Tak- wzmocni�em j�. - Jestem z tob� i widz� ci� w g�rze. W�wczas stwierdzi�a, �e teraz moja kolej, abym wzni�s� si� wy�ej i ona b�dzie na mnie patrze�. Pofruwali�my sobie w ten spos�b przez chwil�, a potem powiedzia�a:
- Nigdy ju� nie wr�c� na d�. - Ale dlaczego? - zapyta�em.
- Bo chc� jeszcze polecie� na inne, planety - odpar�a. Pomy�la�em sobie, �e je�eli ona rzeczywi�cie "odleci", to mo�e umrze� i przestraszy�em si�. Mimo to pragn��em zobaczy�, czym naprawd� jest jej proces. Bo mo�e powinna by�a odlecie�? - zastanawia�em si�. Kim jestem, aby os�dza�, co jest dla niej dobre, a co nie?
Powiedzia�em jej, �e musi samodzielnie podj�� decyzj�, czy chce odlecie� na inne planety, czy wr�ci� na d�. Zdecydowa�a, �e odlatuje na inne planety.
- Odchodz� do innego, wspania�ego �wiata, gdzie s� r�ne dziwne planety - o�wiadczy�a.
W tym kryzysowym momencie powiedzia�em jej, �eby si� nie waha�a: je�eli musi, to niech tak zrobi. Zacz�a "odlatywa�", po czym nagle odwr�ci�a si� do mnie z p�aczem. Stwierdzi�a, �e nie chce mnie zostawi�, poniewa� by�em jedynym cz�owiekiem, z kt�rym razem lata�a. Pop�akali�my si� oboje, nawzajem si� obejmuj�c.
- Wr�c� na chwil� na d�, ale tylko po to, �eby by� z tob� - oznajmi�a.
Odpowiedzia�em, �eby zrobi�a to, co czuje, �e jest jej potrzebne. Chcia�a najpierw wr�ci� na chwil� na ziemi�, �eby�my si� mogli razem pobawi�, a potem, kiedy ju� b�dzie gotowa, odej�� na inne planety.
Stan zdrowia dziewczynki gwa�townie poprawi� si�. Wkr�tce potem zdj�to jej gorset, a nawet guz znikn��. Z ca�� pewno�ci� by� to jej proces chwilowego powrotu na ziemi�. M�wi�c dok�adniej, by� to jej proces "latania", to znaczy bawienia si� ruchem i pe�n� swobod� przemieszczania si�. Proces ten zacz�� si� w kanale kinestetycznym, po czym przeszed� do kana�u wzrokowego, gdy zobaczy�a planty i chmury. Ostatecznie sko�czy� si� w kanale proprioceptywnym w postaci uczucia smutku zwi�zanego z opuszczeniem ziemi.
Innym przyk�adem pokazuj�cym �ni�ce cia�o i metod� amplifikacji jest opowie�� o m�czy�nie chorym na sclerosis multiplex, kt�ry, mimo i� zna� "przyczyny" swojej choroby, nie chcia� zmieni� swego wzorca �yciowego i tym samym pozwoli� sobie na to, aby poczu� si� lepiej.
~Sclerosis multiplex jest chorob�, w kt�rej kr�gos�up ulega powolnej degeneracji, a cz�onki stopniowo s�abn�. Choroba ta, podobnie jak inne, ma zwi�zek z psychologi� jednostki. Przewlek�a choroba jest cz�sto problemem ca�ego �ycia, cz�ci� czyjego� procesu indywiduacji. Nie wierz, �e sama osoba tworzy chorob�, uwa�am jednak, �e poprzez chorob� dusza osoby przekazuje jak�� wa�n� dla niej wiadomo��.
M�czyzna ze sclerosis multiplex wszed� o kulach do mojego pokoju. Chwia� si� do przodu i do ty�u.
- Widz�, �e si� pan chwieje - powiedzia�em - ale by� mo�e jest to dla pana w�a�ciwe.
- Kim pan jest, �eby m�wi�, �e to jest w�a�ciwe? - zapyta�. Stwierdzi�em, �e ju� sam fakt, �e mu si� co� takiego przydarzy�o oznacza, i� jest to w�a�ciwe. A poza tym - wskaza�em - przecie� on tego nie robi�. Nie robi� tego �wiadomie. Przyzna� mi racj�, ja za� przeprosi�em go, �e w og�le poruszy�em ten temat.
- Mo�e porozmawiamy o czym� innym? - zaproponowa�em. Jednak moje tajemnicze wypowiedzi zaintrygowa�y go. Ciekawy by�, co w�a�ciwie mia�em na my�li i zasugerowa�, by�my spr�bowali rozstrzygn��, o co w tym wszystkim chodzi. Poprosi�em go zatem. by od�o�y� swoje kule. Jest to przera�aj�ce do�wiadczenie dla cz�owieka, kt�ry nie mo�e sta�. Kiedy spe�ni� moj� pro�b�, powiedzia�em mu, aby spr�bowa� do�wiadcza� wszystkiego, co si� z nim dzieje, gdy stoi bez oparcia.
W tedy zn�w wpad� w z�o�� i odm � wi�, a ja wycofa�em si�, podnios�em jego kule i da�em mu je z powrotem.
- Zapomnijmy o tym - rzek�em.
On jednak nadal by� bardzo zaciekawiony i chcia� si� dowiedzie� czego� wi�cej na temat swojej przera�aj�cej choroby. W ko�cu zdecydowa� si� odrzuci� kule i zacz�� si� chwia� w prz�d i w ty�, jak pijany. Nie by� w stanie chodzi�, jego nogi po prostu odmawia�y mu pos�usze�stwa. Nagle upad�.
- Poczu�em, jak gdyby co� mnie ci�gn�o w d� - powiedzia�. Zaryzykowa�em pro�b�, aby powt�rzy� eksperyment, i gdy b�dzie upada�, spr�bowa� zaobserwowa�, co go ci�gnie do do�u. Kiedy wsta� ponownie, stwierdzi�, �e poczu� to tak, jak gdyby kto� inny go kontrolowa�, jakby nie by� ju� w stanie kontrolowa� samego siebie. Nast�pnie powiedzia� mi, �e chocia� nigdy w �yciu nie potrafi� si� kontrolowa�, to zawsze tego pragn��. Zawsze chcia� by� panem samego siebie i mie� nad sob� pe�ni� w�adzy. Poda� te� przyk�ad, �e w�a�nie ostatnio "ci�gnie" go do pewnej kobiety, w kt�rej si� zakocha� i �e chcia�by przesta� j� kocha�, ale nie potrafi. R�wnie� i w tym wypadku wygl�da to tak, jakby nie mia� kontroli nad samym sob�.
Wyja�ni�em mu, �e chocia� oczywi�cie nie wini� go za ch�� kontrolowania w�asnego �ycia, to jednak do�wiadczenie braku kontroli jest jego procesem i powinien tego pr�bowa�. W�wczas nabra� odwagi i stan�� znakomicie, przesta� si� nawet chwia�, sta� po prostu normalnie, jak ty czy ja. - Och, to zadziwiaj�ce - powiedzia�. - Je�eli pozwol� sobie na brak kontroli, mog� sta� zupe�nie spokojnie.
- Oczywi�cie, ale, czy pozwoli pan teraz, aby to samo sta�y si� z pana mi�o�ci�?
Mimo �e mia� przed chwil� ten straszliwy wgl�d w sw�j problem, zawaha� si�, po czym przyzna�, �e nie s�dzi, aby sobie na to pozwoli�, �e nadal bardzo chce si� kontrolowa�. Powiedzia�em mu, �eby si� nie przejmowa� i robi� ze swoim �uciem to, co uwa�a za s�uszne, ale za ka�dym razem, kiedy b�dzie w�ciek�y na swoj� chorob� i na to, jak ona si� rozwija, niech spr�buje identyfikowa� si� ze swoim procesem chorobowym, a nie ze swoim ego, i pozwoli sobie na wej�cie w sytuacj� braku kontroli. Mamy tutaj do czynienia z paradoksem: choroby mog� by� r�wnocze�nie swoim lekarstwem; �ni�ce da�o jest swoim w�asnym rozwi�zaniem. Je�eli ten m�czyzna przestanie, si� kontrolowa�, b�dzie mia� wi�ksz� kontrol� nad sob�! Podj�cie ryzyka cz�sto okazuje si� najbezpieczniejszym krokiem.
Widzieli�my to ju� wcze�niej. M�czyzna z wybuchaj�cym guzem, zdiagnozowanym jako rak �o��dka, te� mia� samolecz�cy si� proces. Wybuch jest dla ciebie lekarstwem, m�wi�o mu jego cia�o. Dziewczynka, kt�ra �ni�a o przekroczeniu ogrodzenia dziel�cego j� od niebezpiecze�stwa, mia�a w sobie proces odej�cia. Jej guz przygotowywa� si� do opuszczenia �wiata. Jednak w momencie swego odlotu mia�a do�� si�y, aby zdecydowa� si� powr�ci�. Odkrycie procesu i wzmocnienie jego kana��w mo�e sprawi�, �e symptom zamieni si� w lekarstwo.
Rozdzia� II
Od choroby do rozwoju wewn�trznego
Zaobserwowa�em, �e wielu ludzi psychologia w og�le nie interesuje. W rzeczywisto�ci podejrzewaj� oni, i� psychoterapeuci sami s� z lekka stukni�ci, a ich klientel� stanowi� osoby neurotyczne i chore. Ich zdaniem nikt o zdrowych zmys�ach nie b�dzie zg�asza� si� do psychologa. I ludzie ci cz�sto maj� racj�. Nie wszyscy psychologowie s� godni zaufania, psychologia za� nie jest jeszcze nauk� doskona��. To, w jakim stopniu spe�nia ona swoje zadaniu, zale�y od naszego wsp�lnego wysi�ku.
Cz�sto naszymi s�siadami lub znajomymi s� tak zwani "ludzie oporni na terapi�". Zaczynaj� oni interesowa� si� swoim �yciem wewn�trznym dopiero w�wczas, gdy popadaj� w chorob�. Efekt ten wywo�uj� zw�aszcza choroby �miertelne, kt�re szczeg�lnie sprzyjaj� wewn�trznej przemianie. Jest to niezwykle fascynuj�ce zjawisko. L�k przed �mierci� wysy�a tych ludzi - jak wszystkich zreszt� - do lekarza. Ten sam l�k prowokuje ich, stymuluje �wiadomo�� i cz�sto wyprawia w podr� w jej kierunku. W ostatnich czasach wzrasta liczba lekarzy pragn�cych rozszerzy� swoj� wiedz� z zakresu psychologii. Coraz wi�cej ludzi zajmuj�cych si� medycyn� zaczyna zdawa� sobie spraw�, �e cz�� ich pacjent�w cierpi z powod�w, kt�rych nie da si� usun�� jedynie za pomoc� pigu�ki czy skalpela. Bez wzgl�du na przyczyny, kt�re kieruj� osoby chore fizycznie do gabinetu psychoterapeuty, s� tu klienci z punktu widzenia psychologii zajmuj�cej si� �ni�cym cia�em najbardziej interesuj�cy, poniewa� stanowi� wi�kszo�� populacji tworz�cej podstawy naszej kultury. Powstaje natomiast pytanie: jak z nimi pracowa�? Ludzie ci interesuj� si� wy��cznie w�asnym zdrowiem i twierdz�, �e nigdy nic miewaj� sn�w, st�d te� praca z nimi stwarza wiele niezwykle trudnych problem�w.
Pani Herman by�a w�a�nie tak� osob�. Opowiedzia�a mi najpierw z detalami histori� swojej choroby, a potem szybko zdj�a bluzk�;, �ebym m�g� obejrze� liczne guzy pud jej pachami. Guzy by�y zdiagnozowane jako rak. Wsz�dzie na piersiach te� mia�a guzy i to uznane za nieoperacyjne. (Gdy tak m�wi�a non stop o swoim raku, zauwa�y�em, �e przechodzi od nadziei do fatalizmu przygotowuj�cego j� do �mierci. Nie wygl�da�o na to, �eby pragn�a czego� wi�cej ni� pigu�ki. W po�owie naszej rozmowy u�wiadomi�em sobie, �e wpycha mnie w medyczne, rutynowe spisywanie historii choroby. Nic lubi� spisywa� historii przypadku, ale skoro nic wi�cej w tej sytuacji nie mog�em zrobi�, zdecydowa�em si� p�j�� za jej procesem i spe�nia� to, o co prosi�a. Lecz nagle pojawi� si� interesuj�cy i zadziwiaj�cy fakt.
Trzy miesi�ce przed pierwszym wybuchem choroby umar�a jej matka.
- By�a dominuj�c� osob�, kt�ra stara�a si� robi� wszystko w spos�b perfekcyjny i stale mnie kontrolowa�a � wyja�nia�a pani Herman. Us�ysza�em te� drugie interesuj�ce stwierdzenie.
- Moje guzy jakby twardnia�y, sztywnia�y - powiedzia�a. Zauwa�y�em, �e symptom ten pojawi� si� po �mierci matki. I mia�em ju� pomys�. Je�eli jej wt�rny proces usztywni� si� po �mierci matki, to musia�a ona mie� w sobie t� sztywno�� wcze�niej, b�d�c bardzo tward� wobec swojej matki. Zapyla�em pani� Herman, czy by�a nieust�pliwa wobec matki.
Odpowiedzia�a, �e tak. Pomy�la�em sobie zatem, �e w chwili gdy jej matka nic �yje, by� mo�e pani Herman okazuje teraz twardo�� wobec swojej wewn�trznej matki ? Teoretyzowa�em, i� prawdopodobnie nie lubi�a w swojej matce jej apodyktycznej natury. By�a w stanie walczy� z tym na zewn�trz, dop�ki jej matka �y�a. Ale teraz, po �mierci matki, jej cia�o usztywni�o si� w walce z jej w�asn� kontroluj�c� natur� i z jej w�asnym kontroluj�cym perfekcjonizmem. Zapyta�em wi�c, co by zrobi�a, gdyby mog�a zachowywa� si� zupe�nie swobodnie, gdyby uwolni�a si� od swojego perfekcjonizmu.
- Pojecha�abym na biegun p�nocny - odpowiedzia�a natychmiast z u�miechem.
- W porz�dku - powiedzia�em. - Niech pani to zrobi. W przeciwnym razie b�dzie pani taka sama jak matka.
Moje s�owa ca�kowicie j� zszokowa�y. Pocz�tkowo twierdzi�a, �e nie mog�aby zrobi� czego� tak skandalicznego, a poza tym jej m�� nic mia�by na to czasu. Naciska�em na ni� zwracaj�c uwag�, �e jej nieobecno�� nie trwa�aby a� tak d�ugo, a poza tym, �e mog�oby to by� dla niej lekarstwem. W ko�cu faktycznie uwolni�a si� spod w�asnej kontroli i posz�a do najbli�szego biura podr�y.
Pani Herman nie posiada�a si� z rado�ci, gdy pozby�a si� dominacji matki. Jej �mier� okaza�a si� dla niej korzystna. A by� mo�e nawet, w tej sytuacji, ocali�a jej �ycie! Rozw�j wewn�trzny pani Herman prowadz�cy do uwolnienia si� od sztywno�ci i perfekcjonizmu objawi� si� w jej w�asnym ciele. Poziom rozwojowy, z kt�rego startowa�a, pocz�tkowo by� minimalny i dotyczy� przede wszystkim rozumu, cia�a i sytuacji �yciowej. Szcz�liwie jednak ju� w nast�pnym tygodniu powiedzia�a mi, �e znowu pragnie �y�. Mia�a wspania�y sen (pierwszy w �yciu, jaki zapami�ta�a), w kt�rym by�a uczennica gimnazjum i uczy�a si�, w jaki spos�b sta� si� bardziej elastyczn�. Tak w�a�nie wygl�da�a psychologiczna praca z pani� Herman. Guz pom�g� jej usztywni� si� wobec matki, czyli wobec w�asnej, wewn�trzkontroluj�cej si� natury.
Pani Herman by�a jedn� z tych wielu os�b opornych na terapi�, o kt�rych wspomina�em wcze�niej. Ich zdaniem dolegliwo�ci cielesne i fizyczny b�l nie maj� nic wsp�lnego z psychik�, st�d te� �adna w nich w normalnych warunkach nigdy nie odwiedzi�aby psychologa. Osoby te nie zdaj� sobie sprawy w zale�no�ci, jaka istnieje mi�dzy ich chorobami a ich psychologicznym procesem.
Tego typu osob� by�a r�wnie� inna kobieta, kt�ra mnie kiedy� odwiedzi�a. Jej jedynym problemem, jak mi powiedzia�a, by� nadmiar mleka w piersiach. Chcia�a si� tego mleka pozby�. Jej lekarz pr�bowa� r�nych metod, ale �adna nie przynios�a skutku. W ko�cu wys�a� j� do mnie m�wi�c:
- Mo�e by� pani przynajmniej pewna, �e on pani nie zaszkodzi. Kobieta ta, gdy tylko wesz�a do mojego gabinetu, natychmiast o�wiadczy�a:
- Nienawidz� psychologii. Nie wiem nic o swoich uczuciach, i nic mnie one nie obchodz�. Mam jedynie k�opot z piersiami. Chc� si� pozby� z nich nadmiaru mleka.
Przed laty zapewne nie uzna�bym tej kobiety za nadaj�c� si� do psychologicznej terapii, teraz jednak pomy�la�em, �e mo�e to by� interesuj�cy przypadek. Moje zainteresowanie wzbudzi� przede wszystkim fakt, i� kobieta ta mia�a inny ni� m�j punkt widzenia, inn� "religi�", st�d te� przysz�o mi do g�owy, �e skoro zajmuj� si� ludzkim umys�em i psychik�, m�g�bym si� od niej czego� nauczy�. Zaproponowa�em jej, by�my w og�le zapomnieli o psychologii.
- Porozmawiajmy o pani piersiach - powiedzia�em. - Czy je pani lubi?
- Niech pan nie zadaje takich g�upich pyta� - gwa�townie zareplikowa�a. - Mam pe�ne, przepe�nione mlekiem piersi i chc� si� tego mleka pozby�. Nie zamierzam da� si� wci�gn�� w te jakie� psychologiczne dywagacje.
Przeprosi�em j� i powiedzia�em, �e tak naprawd� to wcale nie chcia�em rozmawia� o jej piersiach, a jedynie odnios�em wra�enie, �e k�opoty z piersiami stanowi� dla niej problem.
- Nie stanowi� �adnego problemu - odpar�a. - Nie mam psychologicznych problem�w.
- No c�, dobrze, to co w takim razie zrobimy`? - spyta�em.
- Zreszt�, jak pan chce, jest pewna rzecz, o kt�rej mog� panu powiedzie�: nienawidz� swojego m�a. On jest okropny. Nigdy mnie nie dotyka ani nie pie�ci, w og�le nie ma dla mnie czasu. Nienawidz� go - oznajmi�a.
Mia�em wra�enie, �e w jej widzeniu m�a ma�e by� co� z projekcji. Zapyta�em, dlaczego nie porozmawia o tym z m�em i nie opowie mu o swoich problemach? Zasugerowa�em, �e by� mo�e dzi�ki takiej rozmowie m�� zrozumia�by, o co jej chodzi i razem mogliby spr�bowa� przezwyci�y� trudno�ci we wzajemnych stosunkach.
- Nie mog� - odpowiedzia�a. - On jest na to za g�upi. Zmieni�em spos�b podej�cia i spr�bowa�em inaczej.
- Moim zdaniem przypisuje pani m�owi niekt�re w�asne cechy i zachowania - powiedzia�em. - A w rzeczywisto�ci, by� mo�e, to pani nie jest zbyt czu�a i o niego nie dba.
- O czym pan m�wi? - zapyta�a, wyra�nie ju� na mnie w�ciek�a. Jak na psychologa jest pan doprawdy bardzo g�upi.
Przeprosi�em j� po raz kolejny za pomy�k�, ona za� m�wi�a dalej. - Mog� powiedzie� o sobie jeszcze co�, o czym powinien pan wiedzie�. Mia�am sen, w kt�rym by�am porzuconym dzieckiem.
I to stanowi�o istot� sprawy. Stwierdzi�em, i� sen ten pokazuje, �e powinna by� wobec siebie cieplejsza, �e powinna bardziej siebie kocha� ni� do tej pory, najwyra�niej bowiem to ona sama w jaki� spos�b porzuci�a siebie. Wydawa�o si�, �e zaczyna rozumie�.
- Co pan ma dok�adnie na my�li? - zapyta�a.
- Na pocz�tek niech pani spr�buje by� bardziej zepsuta - poradzi�em jej - rozpieszczona.
Natychmiast j� to zaintrygowa�o. Zapyta�a, jak mog�aby si� do tego zabra�.
- C�, niech pani spr�buje bardziej sobie pomatkowa� - powiedzia�em i przedstawi�em jej kilka podstawowych i nieskomplikowanych pomys��w: �eby spa�a troch� d�u�ej, zacz�a dawa� sobie prezenty i temu podobne. - Po prostu niech pani nie b�dzie dla siebie taka ostra - podsumowa�em.
Wychodz�c z mojego gabinetu odwr�ci�a si� jeszcze i ca�kiem spontanicznie powiedzia�a:
- Ju� wiem, dlaczego mam za du�o mleka: po prostu go nie wypijam. Powinnam bardziej sobie pomatkowa�.
Jak wida�, to problemy cielesne spowodowa�y, �e kobieta ta zetkn�a si� z psychologi�.
* Projekcja -przypisywanie innym ludziom cech, kt�rych jednostka nie akceptuje u samej siebie lub bardziej og�lnie: rzutowanie wewn�trznych subiektywnych stan�w danej osoby na rzeczywisto�� zewn�trzn� (przyp. t�um.).
W gruncie rzeczy by�a ona bardzo inteligentn� osob�. Mia�a twarde �ycie, a w zwi�zku z tym i dla siebie sta�a si� twarda. Zatraci�a jak�kolwiek naturalno�� uczu� i w rezultacie jej cia�o zacz�o produkowa� mleko, aby uczyni� j� matk�. Cia�o pragn�o dopom�c jej w odnalezieniu macierzy�skich instynkt�w i tym samym uczyni� j� bardziej mi�kk�. Ponadto od d�u�szego czasu nie mia�a menstruacji. By�o to zwi�zane z faktem, �e aby mog�a nauczy� si� sob� opiekowa�, musia�a by� r�wnie� dla siebie dzieckiem. Wys�a�em j� do bardzo opieku�czej kobiety psychologa, kt�ra w pracy z ni� uzyska�a wspania�e efekty. Problemy owej kobiety z mlekiem w piersiach stanowi� do�� typowy medyczny przypadek, w kt�rym symptomy cielesne pr�buj� zmotywowa� jednostk� do ca�kowitej zmiany osobowo�ci.
Przyjrzyjmy si� przyk�adowi innej pacjentki, kt�ra nienawidzi�a psychologii, sn�w i objaw�w cielesnych. Kobieta ta umiera�a na raka. Mia�a kilka guz�w na kr�gos�upie i ogromny guz na szyi. Przysz�a do mnie, poniewa� jej lekarz skierowa� j� z powodu tanatofobii". Zaraz po wej�ciu do mojego gabinetu ostrzeg�a, �e by�a ju� u psychiatry i nie zap�aci�a mu, poniewa� powiedzia� jej, �e umrze. By�a tak agresywna, �e instynktownie nastawi�em si� do walki. By� mo�e ostre starcie by�oby dla niej korzystne. Wygl�da�a jednak na tak s�ab�, i� postanowi�em zignorowa� jej agresj�, usi��� spokojnie: i kontrolowa� swoje reakcje. Co wi�cej, powiedzia�em, �e psychiatra m�g� si� pomyli�. Kobieta ukaza�a si� jednak szczeg�lnie irytuj�ca. Ju� po kilku minutach przebywania z ni� doskonale zrozumia�em, jak dosz�o do tego, i� �w psychiatra powiedzia� jej, �e umrze.
Zdecydowa�em si� jednak wys�ucha� jej historii, cz�ciowo dlatego, �eby spr�bowa� zwyci�y� w jej w�asnej grze. Czemu by�a taka w�ciek�a'' Powiedzia�a mi, �e powraca do niej koszmar senny i zap�aci mi, je�eli jej pomog� si� go pozby�.
-Szara kobieta wychodzi z grobu, stapia si� ze mn�, a potem wraca do grobu. Bo�e, to jest potworna wizja, niech pan co� zrobi, �ebym mog�a si� jej pozby�, prosz�, niech pan co� zrobi - b�aga�a.
Pomy�la�em, �e by� mo�e szara posta� jest jej drugim "ja", lub te� jej odwieczn� ja�ni�, wchodz�c� do cia�a, a nast�pnie opuszczaj�c� to cia�o po jej "�mierci". Na podstawie snu przypuszcza�em, i� jest to jej proces zmierzaj�cy ku �mierci, cho� jej drugim, r�wnoleg�ym procesem by�o �y� i wykracza� poza to �ycie. Ale jak mog�em jej o tym powiedzie�, skoro nienawidzi�a jakichkolwiek my�li o �mierci i pragn�a jedynie pozby� si� ich?
* Tanatofobia - obsesyjny l�k przed �mierci� (przyp. t�um.).
- Tak - zgodzi�em si�. - To potworny sen. Nic m�wmy o nim. Natychmiast si� odpr�y�a.
- Och, jest pan inteligentnym lekarzem. W ko�cu spotka�am kogo� rozs�dnego, ale chcia�abym zniszczy� ten sen i zacz�� cieszy� si� �yciem. Mia�am te� sen o moim m�u. To wstr�tna kreatura. Robi wszystko, �eby zohydzi� mi �ycie. �ni�o mi si�, �e chcia�am go zabi� i niewiele brakowa�o, a bym to zrobi�a Nic potrafi�am si� jednak zmusi�. Doktorze, jak mam si� pozby� swojego m�a ? On chce mnie zniszczy�.
Odnios�em wra�enie, �e m�� by� obiektem jej agresji tylko w tym sensie, w jakim reprezentowa� t� jej cz��, kt�ra odbiera�a jej rado�� �ycia. St�d te� zdecydowa�em si� pokaza� wyra�nie, co jej m�� symbolizuje.
- Dlaczego po prostu nie przestanie pani my�le� o �mierci i nie zacznie cieszy� si� �yciem ? - zapyta�em.
By�a bardzo zdziwiona. Zachowywa�a si� tak, jak gdyby nie mog�a zrozumie�, dlaczego pomys� ten nie przyszed� jej do g�owy wcze�niej. - W ka�dym b�d� razie nie s�dz�, �eby mia�a pani zaraz umrze�
- powiedzia�em. - Niech pani gdzie� wyjedzie i si� zabawi. Niech pani pojedzie na narty.
- Sk�d pan wiedzia�, �e lubi� je�dzi� na nartach'? - zapyta�a. - Po prostu uwielbiam. - Zamilk�a na chwil�, po czym powiedzia�a: - Powinnam si� zachowywa�, jak gdybym mia�a �y� jeszcze setki lat.
W ten paradoksalny spos�b zintegrowa�a nagle �mier� i nie�miertelno��. I s�usznie. Mia�a teraz podw�jne nastawienie: �e wyjedzie i mi�o sp�dzi czas, a tak�e. �e b�dzie �y�a tak, jak gdyby nic by�o jej dane umrze�, jak gdyby �mier� jej nie dotyczy�a. Pomys� ten w�wczas wiele dla niej znaczy�. Oczywi�cie, jej fizyczne cia�o kiedy� umrze, lecz inna jej cz�� b�dzie �y�a wiecznie, tak jak chcia�a w to wierzy�. Nie t�umi�a w sobie l�ku przed �mierci�, lecz nie�wiadomie zda�a sobie spraw�, �e b�dzie �y� po �mierci. Kilka tygodni p�niej czu�a si� zupe�nie dobrze. Nastawi�a si�, �e mi�o sp�dzi czas i po raz pierwszy w �yciu naprawd� cieszy�a si� sob�. Wys�a�a do mnie: list, pisz�c, �e uwolni�em j� od m�a, psychologicznego m�a, kt�ry - jak stwierdzi�a - symbolizowa� jej w�asne, zahamowane "ja". Wydaje mi si�, �e kobieta ta mia�a proces indywiduacji przekraczaj�cy granice �ycia i �mierci.
Niekt�rym ludziom niezb�dne jest przekonanie, �