9330
Szczegóły |
Tytuł |
9330 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9330 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9330 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9330 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LUCY MAUD MONTGOMERY
�LADY NA PIASKU
PRZE�O�Y�A JOANNA KAZIMIERCZYK
TYTU� ORYGINA�U ALONG THE SHORE
TALES BY THE SEA EDITED BY REA WILMSLMRST
ZMIANA UCZU�
�aden cie� nie zak��ca� szcz�cia dziewczyny. By�a pewna wierno�ci i przywi�zania ukochanego, cho� niekiedy zdawa�o si� jej, �e nie dostrzega w jego zachowaniu nami�tnej �arliwo�ci kochanka. Zawsze by� taki troskliwy i nienagannie uprzejmy. Uprzedza� �yczenia narzeczonej i sp�dza� z ni� ka�d� woln� chwil�. A mimo to pragn�a niekiedy, aby okazywa� wi�ksz� niecierpliwo��, jak r�wnie� sk�onno�� do gwa�townych uczu�. Czy wszyscy zakochani s� tak uk�adni i pow�ci�gliwi?
Ilekro� budzi�y si� w niej te w�tpliwo�ci, gani�a si� za nielojalno��. Przecie� Esterbrook dawa� liczne dowody czu�o�ci i m�g� zadowoli� najbardziej wymagaj�c� dziewczyn�! Marian nale�a�a do os�b bardzo opanowanych, a dalsi znajomi uwa�ali j� za dumn� i wynios��. Tylko garstka przyjaci� zna�a szczero�� oraz g��bi� jej uczu� i wiedzia�a, �e jest wra�liw� i czu�� kobiet�.
Esterbrook s�dzi�, �e docenia j� w pe�ni. Wracaj�c do domu po zar�czynach, dokona� w duchu rzetelnego przegl�du wszystkich zalet Marian i przyzna� z ogromn� satysfakcj�, �e nic w niej nie chcia�by zmieni�.
Wieczorem stali pod akacj� i snuli plany dotycz�ce wesela. Nie mieli nikogo tak bliskiego, aby zasi�gn�� w tej kwestii rady.
Zamierzali si� pobra� na pocz�tku wrze�nia, a potem wyjecha� za granic�. Esterbrook w najdrobniejszych szczeg�ach zaplanowa� podr� po�lubn�. Zamierzali zwiedzi� wszystkie interesuj�ce Marian miejsca starego �wiata i wr�ci� do domu. Opowiedzia� narzeczonej o pewnych zmianach, kt�re chcia� wprowadzi� w starej siedzibie Elliott�w, by sta�a si� godna m�odej i pi�knej pani.
Ca�y czas m�wi� o w�asnych pomys�ach. Marian wystarcza�o do szcz�cia milcz�ce przys�uchiwanie si�. Wreszcie zaproponowa�a spacer do Cove.
� Kiedy si� pobierzemy, musisz mnie wprowadzi� w t� swoj� �dobroczynno��. S�dz�, �e dot�d p�dzi�em �ywot wyj�tkowo samolubny i masz okazj� to zmieni�. Czuj�, �e stan� si� jeszcze dobrym cz�owiekiem.
� Ale�, jeste� taki, Esterbrooku! � zareagowa�a �ywo. � Gdyby� nie by� dobry, nie mog�abym ci� kocha�.
� Mam wra�enie, �e to nie jest ten rodzaj dobroci. Nie mia�em okazji ani ochoty, by zrobi� co� z�ego, a wi�c �ycie nie wystawi�o mnie na �adn� pr�b�. Kto wie, czybym si� sprawdzi�?
� Na pewno � odpar�a Marian z przekonaniem.
� Esterbrook roze�mia� si�. Jej wiara sprawi�a mu przyjemno��. Postanowi� udowodni�, �e wart jest zaufania.
Cove by�o ma�� ryback� osad� po�o�on� na piaszczystym brzegu zatoki. Domy przycupn�y ciasno obok siebie. Poszarza�e od deszcz�w i s�onych morskich wiatr�w, po�yskiwa�y srebrzy�cie w promieniach s�o�ca. Gromada obdartych dzieciak�w bawi�a si� z wyn�dznia�ymi ��tymi kundlami, kt�re ujada�y ha�a�liwie na obcych.
Na w�skiej pla�y, tu� za domami gaw�dzili rozleniwieni m�czy�ni. Sezon na makrele jeszcze si� nie zacz��, a wiosenne po�owy �ledzi ju� si� sko�czy�y. Dla rybak�w nasta� czas wakacji. Weseli, cho� obdarci korzystali z wolnych chwil, nie troszcz�c si� o to, co przyniesie jutro. Zakotwiczone �odzie ko�ysa�y si� na l�ni�cej wodzie z gracj� morskich ptak�w, a wysokie maszty przy ka�dej fali robi�y ceremonialny dyg w stron� l�du. Leniwy, rozmarzony spok�j ogarn�� bezmiar w�d. B��kitny horyzont by� wyblak�y i zamglony, a fioletowa mgie�ka przy�miewa�a kontury odleg�ych przyl�dk�w i skalistych brzeg�w. Ol�niewaj�co ��te pla�e wygl�da�y jak obsypane klejnotami.
St�umione odg�osy �ycia dochodz�ce z osady, zam�ca�y od czasu do czasu g�o�niejsze wrzaski rozbrykanych dzieciak�w. Wi�kszo�� malc�w przerwa�a na chwil� zabaw� i z nieukrywan� ciekawo�ci� gapi�a si� na przybyszy.
Marian skierowa�a si� do domu stoj�cego z dala od pozosta�ych, przy samym skraju urwiska. Podw�rko by�o starannie wymiecione i uporz�dkowane, a dr�ka prowadz�ca do drzwi pedantycznie ob�o�ona bia�ymi muszlami. Na oknach kwit�o w doniczkach wspania�e geranium, wygl�daj�c spoza mu�linowych firanek.
Kobieta o znu�onej twarzy wysz�a im na spotkanie. � Stan Bessie jest wci�� taki sam, panno Lesley � odpar�a na pytanie Marian. � By� dzisiaj doktor, kt�rego pani przys�a�a. Robi� wszystko co w ludzkiej mocy i wygl�da�o na to, �e ma nadziej� na popraw�. Ma�a nie skar�y si�, tylko le�y i poj�kuje. Czasami robi si� bardzo niespokojna. To wielkie szcz�cie, �e pani odwiedza nas tak cz�sto, panno Lesley. Magdalen, postaw na p�ce koszyk pani!
Dziewczyna, dot�d nie zauwa�ona, siedzia�a ty�em do go�ci, przy ��eczku chorego dziecka stoj�cym w k�cie pokoju. Wsta�a i powoli si� odwr�ci�a, a Marian i Esterbrook a� drgn�li ze zdziwienia. Esterbrook wci�gn�� powietrze, jak cz�owiek nagle zbudzony ze snu. O, nieba! Kim�e jest ta dziewczyna, tak nie pasuj�ca do swego otoczenia?
Sta�a w ogarniaj�cym k�t pokoju p�mroku i promienia�a urod� przywodz�c� na my�l wspania�e dzie�o sztuki. By�a wysoka, a prosta, ciemna sukienka podkre�la�a doskona�e proporcje jej figury. Ci�kie, z�ocisto�kasztanowe w�osy zwini�te w w�ze� zdobi�y klasycznie ukszta�towan� g�ow�. Ods�oni�te szerokie czo�o l�ni�o biel�, kt�rej nie pokala�y nawet ostre wiatry znad oceanu. Dziewczyna mia�a owaln� twarz o regularnych rysach i du�e orzechowe oczy. W p�mroku wydawa�y si� mroczne i nieprzeniknione. Nawet policzki Marian nie by�y tak delikatne. G�adkiej i bia�ej jak marmur cery dziewczyny nie krasi� najl�ejszy rumieniec, lecz ta blado�� nie nosi�a znamion s�abo�ci czy choroby. Pe�ne, pi�knie wykrojone usta mia�y intensywnie p�sow� barw�.
Sta�a nieruchomo, lecz bez �ladu skr�powania czy nie�mia�o�ci. Gdy pani Barrett powiedzia�a: �To jest moja siostrzenica, Magdalen Crawford�, pochyli�a g�ow� w milcz�cym powitaniu. A kiedy wyci�gn�a r�k�, aby wzi�� koszyk od Marian, wida� by�o, jak bardzo nie pasuje do tego niskiego i ciasnego pokoju. Jej obecno�� wprawia�a wszystkich w jakie� dziwne zak�opotanie.
Marian podesz�a do ��eczka i po�o�y�a delikatnie d�o� na rozpalonym czole dziecka. Ma�a otworzy�a br�zowe oczy i patrzy�a pytaj�co.
� Jak si� czujesz, Bessie?
� Mag� chc� Mag � j�kn�a p�aczliwie. Magdalen stan�a obok Marian Lesley.
� Wo�a mnie � powiedzia�a niskim, przejmuj�cym g�osem. Jej akcent pozbawiony by� wszelkiej prostackiej intonacji. � Tylko mnie rozpoznaje. Tak, kochanie, Mag jest tutaj. Nigdy ci� nie opu�ci.
Ukl�k�a przy ��eczku i pod�o�y�a rami� pod kark dziecka, przyci�gaj�c do siebie k�dzierzaw� g��wk� czu�ym, koj�cym gestem.
Esterbrook Elliott przygl�da� si� z uwag� obu kobietom. Tej, o pi�knej, rasowej twarzy stoj�cej obok ��ka i tej kl�cz�cej na go�ej polepie, w skromnej sukience z nisko pochylon� wspania�� g�ow�.
Gdy przepastne oczy Magdalen przez u�amek sekundy spotka�y si� z oczami Elliotta, serce �cisn�� mu bolesny cho� rozkoszny spazm. By� on tak gwa�towny i nami�tny, �e m�czyzna a� poblad� z wra�enia. Pok�j rozp�yn�� mu si� przed oczami we mgle i widzia� tylko t� cudown� twarz o fascynuj�cych, g��bokich i promiennych oczach, kt�re przenika�y wprost w takie tajnie jego duszy, jakich istnienia nawet nie podejrzewa�.
Kiedy mg�a ust�pi�a, a zmys�y wr�ci�y do r�wnowagi, zdumia� si� w�asn� reakcj�. Dr�a� na ca�ym ciele i pragn�� tylko jednego; uj�� t� ch�odn� twarz w d�onie i ca�owa� dop�ty, dop�ki ten beznami�tny marmur nie rozpali si� i nie zacznie pulsowa� �yciem.
� Kim jest ta dziewczyna? � spyta� znienacka, gdy ju� wyszli z chaty.
� To najpi�kniejsza kobieta, jak� kiedykolwiek widzia�em. Naturalnie� wyj�wszy obecn� tu dam� � zako�czy� z wymuszonym u�miechem. Delikatny rumieniec na policzkach Marian pociemnia�.
� Mog�e� sobie darowa� t� uwag�. By�a zdecydowanie poniewczasie� powiedzia�a spokojnie. � Owszem, jest naprawd� �liczna. Cho� musz� przyzna�, �e na jej urod� pada cie� czego� niepoj�tego, wprost niesamowitego. To siostrzenica pani Barrett. Przypominam sobie� tak, chyba przed miesi�cem pani Barrett nadmieni�a, �e oczekuje siostrzenicy, kt�ra ma u nich zamieszka�, przynajmniej na razie. Jej rodzice nie �yj�. Pani Barrett martwi�a si�. Wspomnia�a, �e dziewczyna otrzyma�a staranne wychowanie i przywyk�a do lepszych warunk�w ni� te, kt�re czeka�y j� w Cove. Nie chcia�a, �eby czu�a si� tu nieszcz�liwa. Przypomnia�am sobie o tym, kiedy j� zobaczy�am. Istotnie wygl�da na osob� nieprzeci�tn� i na pewno b�dzie bardzo samotna. Trudno oczekiwa�, by zechcia�a d�u�ej pozosta� w Cove. Musz� pomy�le�, co mo�na dla niej zrobi�, cho� zachowuje si� do�� arogancko, nie s�dzisz?
� Nie � odpar� kr�tko Esterbrook. � Wydaje mi si�, �e jak na dziewczyn� w jej sytuacji jest zadziwiaj�co opanowana i pe�na godno�ci. Ma i�cie kr�lewskie maniery. W jej sposobie bycia nie zauwa�y�em te� �ladu za�enowania mimo ca�ej niestosowno�ci otoczenia. Lepiej zostaw j� w spokoju, Marian. Mo�esz urazi� dziewczyn� swoj� protekcjonalno�ci�. Jakie� ona ma wspania�e i niezg��bione oczy�
Policzki Marian znowu por�owia�y, gdy w g�osie narzeczonego zabrzmia�a nuta rozmarzenia. Zapewne z tego powodu a� do ko�ca wizyty Esterbrooka zachowywa�a si� bardzo pow�ci�gliwie. Po�egna� Marian o zmierzchu. Prosi�a, by zosta� na wiecz�r, ale wyszed�, wymy�laj�c na poczekaniu jaki� pretekst.
� Przyjd� jutro po po�udniu � powiedzia�, sk�adaj�c na policzku Marian niedba�y poca�unek.
Patrzy�a za nim z roz�aleniem i nieoczekiwanym b�lem w sercu. Wyra�niej ni� kiedykolwiek czu�a, �e w naturze jej ukochanego s� zakamarki, do kt�rych nigdy nie zdo�a dotrze�. Czy inna je poruszy? Pomy�la�a o dziewczynie z Cove, o jej przepa�cistych oczach i pi�knej twarzy. Ow�adn�o ni� z�e przeczucie i poczu�a ch��d.
� Czuj� si� tak, jakby Esterbrook odszed� ode mnie na zawsze � powiedzia�a w zadumie i przytuli�a do policzka ch�odn�, mlecznobia�� ki�� akacji. � Jakby nie mia� ju� wr�ci�. Gdyby co� takiego si� wydarzy�o, moje �ycie straci�oby sens.
Esterbrook zamierza� uda� si� od Marian prosto do domu. A jednak, kiedy dotar� do skrzy�owania z drog� do Cove, skierowa� konia w�a�nie na ni�, z policzkami pa�aj�cymi rumie�cem wstydu. Zdawa� sobie spraw�, �e post�puje nielojalnie wobec Marian i mia� wyrzuty sumienia.
Pragnienie spotkania Magdalen Crawford i wejrzenia w przepa�cist� g��bi� jej oczu okaza�o si� silniejsze ni� wszelkie zasady i st�umi�o poczucie obowi�zku.
Ale w Cove jej nie zobaczy�. Nie m�g� wymy�li� �adnego pretekstu, pod kt�rym wypada�o odwiedzi� dom Barrett�w, wi�c tylko powoli przejecha� obok osady i wzd�u� morskiego brzegu.
S�o�ce, czerwone jak roz�arzone w�gle, do po�owy zanurzy�o si� w jedwabistym fiolecie morza. Zachodnie niebo wygl�da�o jak jedno olbrzymie jezioro szafranu, r�u i delikatnej zieleni. P�yn�� po nim w�ski sierp m�odego ksi�yca, powoli zmieniaj�cego barw� od matowej bieli i zimnego srebra a� do po�yskliwego z�ota. Towarzyszy�a mu jedyna per�owo�bia�a gwiazda. Nad g�ow�, ogromna kopu�a nieba by�a fioletowa i niesko�czona. Hen, w dali, ametystowe wysepki l�ni�y jak klejnoty na g�adkiej toni zatoki. Male�kie ka�u�e wzd�u� niskiego brzegu mieni�y si� niczym kawa�eczki rozbitego lustra. W�skie, poro�ni�te sosnami cyple wcina�y si� ciemnymi klinami w spokojn�, pastelowo b��kitn� wod�.
Gdy Esterbrook objecha� jeden z nich, zobaczy� Magdalen stoj�c� na skraju s�siedniego przyl�dka. By�a odwr�cona ty�em, a jej wspania�a sylwetka odcina�a si� wyra�nie od barwnego nieba.
Esterbrook zeskoczy� z konia i pu�ci� go luzem, a sam �ywo ruszy� w kierunku dziewczyny. Serce bi�o mu gwa�townie i niemal zapiera�o dech. Straci� poczucie rzeczywisto�ci i pragn�� nami�tnie tylko jednego: spojrze� na ni�. Gdy podszed� bli�ej, odwr�ci�a si� okazuj�c zdziwienie. Nie s�ysza�a jego krok�w na mokrym piasku.
Przez kilka chwil stali w milczeniu, zapatrzeni w siebie, jakby chcieli przenikn�� si� nawzajem. S�once zasz�o, pozostawiaj�c plam� p�omienistej czerwieni. W zadziwiaj�co jasnym powietrzu dr�a�a promienista po�wiata. K�dzierzawe grzywy ma�ych fal uderza�y o brzeg i dr�a�y jak nie�mia�e, czarodziejskie istoty. Rze�ki wiatr nadlatywa� znad zatoki i rozwiewa� l�ni�ce pier�cienie w�os�w wok� bia�ej twarzy Magdalen. Najg��bsze cienie tej godziny zmierzchu znalaz�y schronienie w jej oczach.
P�omienne spojrzenie Esterbrooka nie wywo�a�o �ladu rumie�ca na policzkach dziewczyny. Ale kiedy powiedzia� �Magdalen�, jakby p�omie� przelecia� przez jej twarz. Dziecinnym gestem zas�oni�a d�o�mi oczy, lecz nie odezwa�a si� nawet jednym s�owem.
� Magdalen, nie masz mi nic do powiedzenia? � zapyta�, przeszywaj�c j� tak nami�tnym i b�agalnym spojrzeniem, jakiego nigdy nie widzia�a u niego Marian Lesley. Wyci�gn�� r�k�, ale ona cofn�a si� przed jego dotkni�ciem.
� Co mia�abym panu powiedzie�?
� Cho�by to, �e cieszysz si� z mego widoku.
� Wcale si� nie ciesz�. Nie mia� pan prawa tu przychodzi�, cho� spodziewa�am si�, �e pan to zrobi.
� Wiedzia�a�? Sk�d?
� Powiedzia�y mi to pa�skie oczy. Nie jestem �lepa. Widz� wi�cej ni� ci ciemni rybacy. Tak, wiedzia�am, �e pan przyjdzie i dlatego w�a�nie tu jestem. Chcia�am, aby zasta� mnie pan sam� i bardzo prosz�, by pan tu wi�cej nie przychodzi�.
� Ale dlaczego tak m�wisz, Magdalen?
� Ju� powiedzia�am. Nie ma pan prawa tu przychodzi�.
� A je�li ci� nie us�ucham? Je�li przyjd� wbrew twemu zakazowi? Zwr�ci�a swe spokojne, g��bokie jak to� morza oczy na spi�t� twarz Esterbrooka.
� W�wczas uznam pana za szale�ca � odpar�a zimno. � Wiem, �e ma pan zosta� m�em panny Lesley. Wi�c albo pan oszukuje j�, albo chce zniewa�y� mnie. W obu wypadkach towarzystwo Magdalen Crawford nie powinno by� tym, czego pan szuka. Prosz� odej��!
Odwr�ci�a si�, odprawiaj�c go wynios�ym gestem. Esterbrook zrobi� krok naprz�d i chwyci� mocno jej bia�y nadgarstek.
� Nie pos�ucham ci� � powiedzia� niskim, chrapliwym g�osem, przeszywaj�c dziewczyn� p�omiennym wzrokiem. � Mo�esz kaza� mi odej��, lecz ja b�d� wraca� tyle razy, a� nauczysz si� wita� mnie z rado�ci�. Czy musimy by� wrogami? Dlaczego nie mieliby�my zosta� przyjaci�mi?
Dziewczyna obr�ci�a si� ku niemu.
� Nie jeste�my sobie r�wni � rzek�a dumnie. Tak bardzo si� r�nimy, �e mi�dzy nami nie mo�e by� mowy o przyja�ni. Magdalen Crawford, siostrzenica rybaka, nie jest odpowiednim towarzystwem dla pana. Post�pi pan nierozs�dnie i nielojalnie, pr�buj�c si� ze mn� spotyka�. Prosz� wraca� do pi�knej, dobrze urodzonej kobiety i zapomnie� o mnie. Pewnie pan my�li, �e jestem harda i niekobieca, m�wi�c w taki bezceremonialny spos�b do obcego cz�owieka. Jednak s� w �yciu sytuacje, gdy szczero�� jest niezast�piona. Nie chc� pana wi�cej widzie�! Wracaj pan do swojego �wiata!
Esterbrook powoli i w milczeniu ruszy� ku brzegowi. Zas�oni�ty cieniem przyl�dka obejrza� si� i pos�a� jej t�skne spojrzenie. Sta�a jak natchniona wieszczka na tle p�omiennego nieba i srebrzystoniebieskiej wody. Na niebie zaczyna�y migota� gwiazdy, powia�a nocna bryza, docieraj�ca tu z tajemnego schronienia w odleg�ych g��binach. Po prawej stronie dojrza� Esterbrook �wiat�a osady w Cove.
� Czuj� si� jak tch�rz i zdrajca � powiedzia� cicho. � Dobry Bo�e, co mnie op�ta�o. Czy na tym polega s�awna m�ska si�a?
W chwil� p�niej g�uchy odg�os kopyt jego konia ucich� w oddali.
Magdalen Crawford odczeka�a na cyplu, dop�ki resztki purpury nie rozp�yn�y si� w fioletowym cieniu nadmorskiego zmierzchu. Zdawa�a si� zupe�nie nieczu�a na ten rzadko spotykany i przepyszny widok. Zaciskaj�c do b�lu usta, w skupieniu s�ucha�a nieprzerwanych j�k�w i szept�w morza.
Nazajutrz, gdy popo�udniowe, gor�ce s�o�ce zawis�o nad wod�, Esterbrook Elliott zn�w przyjecha� do Owe, lecz w osadzie nie zasta� �ywego ducha. Rozesz�a si� pog�oska o pojawieniu si� makreli i wszystkie �odzie wyp�yn�y o �wicie na �owisko. Jednak nad samym morzem, na w�skim pasie po�yskuj�cego ��tego piasku zauwa�y� stoj�c� Magdalen. Trzyma�a w r�ku lin�, kt�r� ma�a, p�askodenna ��dka by�a przywi�zana do na po�y zatopionego wraku.
Patrzy�a na stado mew st�oczonych na w�skiej mierzei i odwr�ci�a si� na odg�os pospiesznych krok�w Elliotta. Twarz jej poblad�a, a w g��bi oczu zamigota� przez chwil� nami�tny b�ysk.
� Jak widzisz, Magdalen, wr�ci�em mimo twego zakazu.
� Tak, widz� � odpar�a powa�nym i strapionym tonem. � Jest pan szale�cem i na nic zda�y si� moje ostrze�enia.
� Dok�d si� wybierasz? � spyta�, widz�c jak odwi�zuje lin� od wraka.
� Musz� pop�yn�� do Chapel Point po s�l. Ludzie spodziewaj� si�, �e �odzie wr�c� pe�ne z�owionych makreli. � Niech pan spojrzy, ile ich tam jest� i s�l b�dzie potrzebna.
� Zdo�asz wios�owa� sama tak daleko?
� Bez trudu. Nauczy�am si� wios�owa� dawno temu dla zabicia czasu. Teraz bardzo mi si� to przydaje.
Wesz�a zgrabnie do ��dki i uj�a wios�o. Otuli�y j� promienie s�oneczne, nadaj�c jej w�osom miedzianoz�oty odcie�. Utrzymywa�a r�wnowag� z gracj� morskiego ptaka. Patrz�cy m�czyzna poczu� zawr�t g�owy.
� Do widzenia, panie Elliott.
Zamiast odpowiedzi wskoczy� do �odzi i wyj�wszy wios�a z r�k Magdalen, odepchn�� si� od starego wraku z tak� si��, �e ��dka odskoczy�a od brzegu jak ba�ki piany na fali. Ten skok rozko�ysa� j� gwa�townie, a Magdalen zachwia�a si� i odruchowo chwyci�a go za r�k�. Gdy palce dziewczyny zacisn�y si� na ramieniu Elliotta, poczu�, �e p�omie� przemkn�� mu po �y�ach.
� Dlaczego pan to zrobi�? Prosz� zawr�ci�!
� Ani mi si� �ni � oznajmi� stanowczo, patrz�c jej prosto w oczy. � Zawioz� ci� do Chapel Point. Mam w r�ku wios�a i tym razem ja b�d� g�r�.
Przez chwil� oczy dziewczyny zab�ys�y gniewnym sprzeciwem, ale opu�ci�a je pod spojrzeniem Esterbrooka. Blad� twarz zala� gor�cy rumieniec. Niech�tnie podda�a si� jego woli i nagle zacz�a dr�e� od st�p do g��w, a dumne, zmys�owe usta skrzywi�y si� bole�nie.
Po twarzy m�czyzny przygl�daj�cemu si� dziewczynie z zapartym tchem, przemkn�� wyraz triumfu i rado�ci. Wyci�gn�� r�k� i delikatnie popchn�� Magdalen na �awk�. Sam usiad� naprzeciw niej, uni�s� wios�a i zanurzy� je w po�yskuj�cej, b��kitnej wodzie. ��dka pomkn�a, a piaszczyste dno wkr�tce znikn�o i woda przybra�a odcie� g��bokiej zieleni.
Serce Elliotta wali�o jak oszala�e. Na chwil� otrze�wi�a go my�l o Marian, lecz natychmiast o niej zapomnia�, gdy spotka� si� z oczami Magdalen.
� Opowiedz mi o sobie � powiedzia� wreszcie, przerywaj�c czarowne, pe�ne napi�cia milczenie.
� Nie ma tu nic do opowiadania � odpar�a z w�a�ciw� sobie bezpo�rednio�ci�. � Wiod�am bardzo spokojne �ycie. Nigdy nie by�am bogata, nie zdoby�am du�ego wykszta�cenia, ale wszystko by�o inne ni� obecnie. Przedtem mia�am jak�� szans�, jeszcze przed �mierci� ojca.
� Kiedy tu przyjecha�a�, musia�a� si� czu� bardzo samotnie i obco.
� Tak. Pocz�tkowo my�la�am, �e umr�, ale teraz jako� przywyk�am. Zaprzyja�ni�am si� z morzem, wiele mnie nauczy�o i wci�� wzbogaca moj� dusz�. Kiedy s�ucham jego nieustannego, zawsze tego samego o p�nocy i w po�udnie poszumu, to moja dusza godzi si� z tym co nieuchronne. Czasami, odczuwana w�wczas rado�� graniczy z b�lem.
Nagle przerwa�a. � Sama nie wiem, dlaczego to panu opowiadam.
� Jeste� niezwyk�� dziewczyn�, Magdalen. Czy nie masz innego towarzystwa poza morzem?
� Nie. Nawet go nie szukam. Nie pozostan� tu d�ugo.
� Twarz Elliotta drgn�a z b�lu.
� Chyba nie odjedziesz st�d, Magdalen?
� Ale� tak, jesieni�. Musz� zarabia� na utrzymanie. Nie mam �adnego maj�tku. Wuj i ciotka to poczciwi ludzie, ale nie mog� by� im ci�arem d�u�ej ni� to konieczne.
Westchnienie podobne do j�ku wyrwa�o si� z ust Esterbrooka.
� Nie mo�esz odjecha�, Magdalen! Musisz pozosta� ze mn�!
� Pan si� zapomina � rzek�a z godno�ci�. � Jak pan �mie m�wi� mi podobne rzeczy! A panna Lesley? Czy chce pan oszukiwa� nas obie?
Esterbrook nie odpowiedzia�. Pochyli� tylko sw� poblad��, nieszcz�liw� twarz w poczuciu winy.
Wody zatoki skrzy�y si� niezliczon� ilo�ci� klejnot�w jak szyja pi�knej kobiety. Odleg�e brzegi przybiera�y odcienie ametystu i purpury. Na tle bladego horyzontu widnia�y zarysy niebieskawych, widmowych �agli. ��dka ta�czy�a na falach lekko jak pi�rko. Przyp�yn�li do Chapel Point�
* * *
Tego popo�udnia Marian Lesley na pr�no czeka�a na ukochanego. Zjawi� si� dopiero wtedy, gdy nasta� wonny czerwcowy mrok. Marian spotka�a go na ocienionej akacjami werandzie i powita�a z ch�odn� pow�ci�gliwo�ci�. Mo�e kobieca intuicja podpowiedzia�a jej, gdzie i z kim sp�dzi� popo�udnie, bo nie poda�a mu ust i nie spyta�a, dlaczego si� sp�ni�.
Oczy Elliotta wpi�y si� w os�oni�t� mrokiem pi�kn� i subteln� twarz narzeczonej. Z trudem powstrzyma� westchnienie. Czu� irytacj� i po raz kolejny zapytywa� sam siebie, co za szale�stwo go ogarn�o, lecz w odpowiedzi pojawi�o si� wspomnienie Magdalen Crawford zarumienionej pod jego pal�cym wzrokiem.
By�o ju� p�no, gdy odchodzi�. Marian patrzy�a d�ugo na jego oddalaj�c� si� sylwetk�. Przenikn�� j� ch�odny dreszcz.
� Czuj� si� jak kr�lowa Waszti, kiedy pozbawiona tronu wymyka�a si� przez wrota Shushanu, by ukry� swe z�amane serce � powiedzia�a g�o�no do siebie. � Ciekawa jestem, czy Estera ju� przej�a moje ber�o? Czy ta dziewczyna z Cove, z blad� twarz� kap�anki i tajemniczymi oczami, skrad�a mi jego serce? A mo�e ono nigdy nie nale�a�o do mnie? Wiem, �e Esterbrook Elliott dotrzyma przyrzeczenia bez wzgl�du na to, ile go to b�dzie kosztowa�o. Ale ja nie chc� wyblak�ego cienia mi�o�ci, kt�ra nale�y do innej. Obawiam si�, �e nadszed� czas abdykacji. I co pozostanie pozbawionej kr�lestwa Waszti?
Wracaj�c do domu w koj�cej ciszy nocy, Esterbrook Elliott bi� si� z my�lami.
W ko�cu musia� spojrze� w oczy prawdzie. Obudzi�a si� w nim gorzka �wiadomo��, �e nigdy nie kocha� Marian Lesley. Darzy� j� braterskim przywi�zaniem, a nami�tna mi�o��, kt�r� zapa�a� do Magdalen Crawford, grozi utrat� honoru.
Widzia� j� zaledwie trzy razy, a jego dr��ce serce spoczywa�o bezbronne na ch�odnej, bia�ej d�oni dziewczyny. Zamkn�� oczy i j�kn��. Zosta� op�tany! To nie ma sensu! Da� s�owo Marian, a honor i szacunek dla samego siebie sta�y na stra�y ich zwi�zku. A nawet gdyby by� wolny, Magdalen Crawford nie jest odpowiedni� dla niego �on� � przynajmniej w oczach �wiata. Dziewczyna z Cove, bez wykszta�cenia i pozycji towarzyskiej! A jednak j� kocha�!
J�kn�� ponownie pogr��ony w b�lu. Hen, w dali dostrzeg� atramentowe wody zatoki. Monotonna, g�ucha skarga morza przenika�a nocn� cisz�. �wiate�ka Cove s�abo migota�y w mroku.
W nast�pnym tygodniu Esterbrook codziennie chodzi� do Cove. Czasami nie spotyka� Magdalen, ale przewa�nie j� widywa�. Pod koniec tygodnia odni�s� zwyci�stwo w gorzkiej, bolesnej walce z samym sob�. Cho� na pocz�tku uleg� za�lepieniu i szalonej nami�tno�ci, to w ko�cu podj�� w�a�ciw� decyzj�. Wahania i niezdecydowanie mia� ju� za sob�, lecz g�os wci�� mu si� �ama� z b�lu, gdy m�wi� do Magdalen:
� Ju� wi�cej nie przyjd�
Stali w�a�nie w cieniu poro�ni�tego sosnami cypla na lewo od Cove. Przedtem spacerowali wzd�u� brzegu, podziwiaj�c purpurowo�z�oty zach�d s�o�ca. W g�rze szybko przep�ywa�y ma�e puszyste chmurki o czerwono�bursztynowych odcieniach. Pomi�dzy nimi prze�witywa�o jasnoseledynowe niebo. Szli w milczeniu, trzymaj�c si� za r�ce jak dzieci, ale ich serca rozp�omienia�y nami�tne uczucia.
Magdalen odwr�ci�a si�, s�ysz�c s�owa Esterbrooka i d�ugo na niego patrzy�a. Przed nimi rozci�ga�a si� zachwycaj�ca, migotliwa zatoka, a na ciemniej�cym szybko niebosk�onie mruga�o ju� kilka gwiazd. Ze wschodu ci�gn�a pos�pna jak monstrualnych rozmiar�w nietoperz chmura i poch�ania�a ostatnie �wietliste barwy zachodniego nieba. Twarz Magdalen wydawa�a si� jeszcze pi�kniejsza, wprost nieziemsko uduchowiona w srebrzystej po�wiacie wieczornego pejza�u. Odwr�ci�a spojrzenie od bladej, spi�tej twarzy Esterbrooka i wpatrzy�a si� w bezmiar spokojnego morza.
� Tak b�dzie lepiej � powiedzia�a wreszcie.
� Lepiej? O, tak! Ale da�by B�g, aby�my si� byli nigdy nie spotkali! Kocham ci�, wiesz o tym i �adne s�owa nie s� nam potrzebne. Nigdy dot�d nie kocha�em� tylko �udzi�em si�. Za ten b��d musz� teraz p�aci�. Rozumiesz mnie?
� Rozumiem � odpar�a lakonicznie.
� Nie usprawiedliwiam si�. By�em s�aby, tch�rzliwy i nielojalny. Ale przemog�em si� i zostan� wierny kobiecie, kt�rej da�em s�owo. Nie mo�emy si� spotyka�. Zdusz� w sobie to szale�stwo. Odk�d ci� pierwszy raz zobaczy�em, �y�em w stanie przypominaj�cym ob��d. Teraz wreszcie oprzytomnia�em i za wszelk� cen� postaram si� spe�ni� sw�j obowi�zek. Nie mam odwagi powiedzie� ci nic wi�cej, ale prosz� wybacz mi�
� Nie ma nic do wybaczenia � rzek�a martwym g�osem. � Jestem tak samo winna jak ty. Gdybym okaza�a wi�cej stanowczo�ci i odprawi�a ci� za drugim spotkaniem, sprawy potoczy�yby si� inaczej. By�am s�aba i zas�uguj� na cierpienie. Ono b�dzie moj� pokut�. �egnaj, Esterbrooku! Nie mamy wyboru. � Jej g�os za�ama� si� z b�lu, ale zamglone, smutne oczy patrzy�y nieugi�cie na Elliotta.
Zbli�y� si� do dziewczyny i porwa� j� w ramiona.
� �egnaj, ukochana! Poca�uj mnie cho� raz, nim odejd�! Uwolni�a si� z jego obj�� i powiedzia�a dumnie:
� Nie! �aden m�czyzna poza moim m�em nie dotknie mych ust! �egnaj, najdro�szy!
* * *
Nast�pnego wieczoru Marian Lesley obserwuj�c blad�, tchn�c� rezygnacj� twarz Elliotta, czyta�a z niej jak z otwartej ksi�gi. Ona r�wnie� poblad�a, a cienie pod oczami by�y �wiadectwem bezsennych nocy. Spokojnie przywita�a narzeczonego i poda�a mu sw� kszta�tn�, bia�� d�o�.
Dostrzeg�a �lady toczonej z samym sob� walki i wiedzia�a, �e wyszed� z niej zwyci�sko.
�wiadomo�� tego faktu utrudnia�a jej zadanie. �atwiej przecie� pu�ci� napi�t� lin�, ni� odrzuci�, gdy bez oporu trzyma si� j� w r�ku.
Przez moment serce Marian przeszy� dreszcz s�odkiej nadziei. A mo�e z czasem zapomni o tamtej? Czy powinna tak zdecydowanie przecina� ostatni� ni� ��cz�c� j� z Esterbrookiem. Czy powinna �ywi� nadziej�, �e odzyska utracone ber�o? A je�li� Kobieca duma zd�awi�a budz�c� si� nadziej�. Niepotrzebne jej to pozorne panowanie i cz�stka przywi�zania!
Esterbrook nagle zacz�� ca�kiem szczerze m�wi� o przyspieszeniu daty �lubu. On chcia�by, aby ceremonia odby�a si� ju� w sierpniu. Marian przymkn�a na chwil� oczy, a szczup�e d�onie ton�ce w powodzi koronek zacisn�a kurczowo na podo�ku. Zaraz jednak odezwa�a si� opanowanym g�osem:
� Czasami wydaje mi si�, �e lepiej by�oby, gdyby�my si� w og�le nie pobierali, Esterbrooku.
Esterbrook odwr�ci� si� zaskoczony.
� Nie pobierali? Marian, co ty m�wisz?
� To, co s�ysza�e�. Nie s�dz�, by�my byli dobran� par�. Tak nam si� tylko wydawa�o. Jeste�my dla siebie bratem i siostr� � niczym wi�cej. My�l� wi�c, �e lepiej aby tak pozosta�o na zawsze.
Esterbrook zerwa� si� na r�wne nogi.
� Marian, czy zdajesz sobie spraw� z tego, co m�wisz? Czy co� s�ysza�a�� Nikt nie m�g� ci powiedzie�
� Nic nie s�ysza�am � przerwa�a mu gwa�townie. � Iz nikim o tym nie rozmawia�am. Wyrazi�am tylko g�o�no to, o czym ostatnio cz�sto my�l�. Jeszcze nie jest za p�no, aby naprawi� b��d. Nie odm�wisz mej pro�bie, prawda, Esterbrook? Zwr�cisz mi s�owo?
� Wielkie nieba, Marian! � powiedzia� ochryp�ym g�osem. � Nie mog� uwierzy�, �e m�wisz powa�nie. Przesta�o ci na mnie zale�e�?
Kurczowo zaci�ni�te d�onie Marian splot�y si� jeszcze mocniej.
� Nie. Zawsze b�d� ci� darzy� uczuciem przyja�ni i je�li zechcesz, pozostaniemy przyjaci�mi. Wiem jednak, �e nie mo�emy da� sobie szcz�cia, za p�no na to. Ka�de z nas by�oby rozgoryczone. Czy wi�c zwolnisz mnie z przysi�gi, kt�ra zmieni�a si� w uci��liwe p�ta?
Esterbrook patrzy� zamglonym wzrokiem na uniesion� ku sobie twarz dziewczyny. Wzbieraj�ca w jego sercu wielka rado�� miesza�a si� z gorycz�. Wiedzia�, co traci� wraz z t� czyst�, wspania�� kobiet�.
� Skoro naprawd� tego chcesz, Marian� � zacz�� powoli. � Je�li jeste� szczerze przekonana, �e twoje serce naprawd� nie nale�y do mnie� i �e nie dam ci szcz�cia� to nie pozostaje mi nic innego, jak uczyni� zado�� twemu �yczeniu. Jeste� wolna.
� Dzi�kuj� ci, m�j drogi � odpar�a �agodnie i wsta�a. Zdj�a z palca zar�czynowy pier�cionek i poda�a go Esterbrookowi. Wzi�� go automatycznym gestem. Wci�� jeszcze by� oszo�omiony i mia� wra�enie, �e �ni. Marian wyci�gn�a do niego r�k�.
� Dobranoc, Esterbrook � odezwa�a si� z pewnym znu�eniem. � Jestem zm�czona. Ciesz� si�, �e mamy na t� spraw� podobny pogl�d.
� Marian � zawo�a� porywczo, �ciskaj�c wyci�gni�t� d�o�. � Jeste� pewna, �e b�dziesz szcz�liwa, jeste� pewna, �e post�pujesz s�usznie?
� Najzupe�niej � rzek�a ze s�abym u�miechem. � Nie post�puj� pochopnie. Wszystko sobie dok�adnie przemy�la�am. Tak b�dzie lepiej, m�j drogi. Zostaniemy przyjaci�mi, a twoje rado�ci i smutki b�d� moimi. Kiedy inna mi�o�� opromieni ci �ycie, b�d� si� z tego cieszy�, Esterbrook. A teraz dobranoc. Chc� zosta� sama.
Na progu odwr�ci� si� i spojrza� jeszcze raz na Marian, na jej urocz� i pe�n� godno�ci posta� spowit� mrokiem zapadaj�cego zmierzchu. I �wiadom poniesionej straty pochyli� g�ow� w odruchu �alu.
Potem wyszed� w ciemno�� letniej nocy. Godzin� p�niej sta� na malutkim cyplu, na kt�rym poprzedniego wieczoru rozsta� si� z Magdalen. Niespokojny nocny wiatr miota� si� w�r�d sosen porastaj�cych zbocze. Ksi�yc rzuca� na zatok� ch�odne mlecznobia�e �wiat�o.
Esterbrook wyj�� z kieszeni pier�cionek Marian, uca�owa� go i cisn�� daleko w morze. Brylant b�ysn�� w locie, po czym z cichym pluskiem pogr��y� si� w wodzie. Esterbrook spojrza� w kierunku Cove, le��cej po�r�d ciemno�ci i ciszy w ramionach sierpowatych przyl�dk�w. Samotne �wiat�o pob�yskiwa�o pod nisk� strzech� domku Barrett�w.
Jutro, pomy�la�, jutro p�jd� do Magdalen.
T�SKNI�CA DUSZA
Tego wieczoru, gdy Paul i panna Trevor spotkali si� po raz pierwszy, by� wyj�tkowo pi�kny zach�d s�o�ca. Barwne zorze d�ugo nie gas�y i pozwala�y oczom rozkoszowa� si� malowniczym widokiem. Zachodnia strona nieba mieni�a si� z�oto�r�owymi kolorami, za� od p�nocy nadci�ga�y puszyste, obramowane z�otem ob�oczki. Dr��ca, po�yskliwa �cie�ka �wiat�a wybiega�a niemal spod st�p panny Trevor i mkn�a po wodzie ku s�o�cu, kt�re opada�o wolno na daleki skraj purpurowego morza. Po lewej stronie wznosi�y si� �agodnie pofa�dowane fioletowe wzg�rza. O piaszczysty brzeg rozbija�y si� srebrzyste fale, a nieco dalej wida� by�o przysta�. Szeregi smuk�ych maszt�w podrygiwa�y wdzi�cznie na tle linii horyzontu.
Panna Trevor westchn�a ze szcz�cia, oczarowana subtelnym i ulotnym pi�knem nadmorskiego krajobrazu. Po chwili odwr�ci�a wzrok, by spojrze� jeszcze raz na Noel Cove, majacz�ce niewyra�nie w zapadaj�cym mroku, i wtedy zobaczy�a Paula.
Nawet przez chwil� nie pomy�la�a, �e jest ch�opcem z przystani. Zna�a tamtych ludzi. Paul pojawi� si� ponadto w do�� tajemniczy spos�b. Nie nadszed� pla��, tego by�a pewna, a z kolei przyp�yw by� zbyt wysoki, by m�g� dotrze� od strony drugiego przyl�dka. A jednak siedzia� na czerwonym g�azie skrzy�owawszy go�e opalone nogi i zaciskaj�c d�o� na kolanie. Nie widzia� panny Trevor. Wpatrywa� si� w zachodz�ce s�o�ce, ale wygl�da� tak, jakby przenika� je wzrokiem na wskro� i widzia� w oddali co� jeszcze wspanialszego.
Panna Trevor przyjrza�a mu si� dok�adnie oczyma, kt�re widzia�y mn�stwo ludzi z r�nych cz�ci �wiata i w ci�gu wielu lat � tak wielu, �e wola�a o tym nie my�le� � i dosz�a do wniosku, �e jest naj�adniejszym ch�opcem, jakiego kiedykolwiek spotka�a. By� gibki, mia� spadziste ramiona i smuk��, opalon� szyj�. Twarz okala�y mu g�ste i faliste rdzawokasztanowe w�osy. Brwi mia� proste i znacznie ciemniejsze od w�os�w, a oczy szare, wielkie i pe�ne zadumy. Podbr�dek i szcz�ka by�y pi�knie zarysowane, a usta pe�ne i purpurowe, �licznie wykrojone, ko�czy�y si� s�odkimi, delikatnymi k�cikami.
Jego ubranie sk�ada�o si� z bawe�nianej koszuli i kusych sztruksowych spodni, ale nosi� je z tak� gracj�, �e pannie Trevor wydal si� du�o lepiej odziany ni� w rzeczywisto�ci.
Po chwili ch�opiec u�miechn�� si� z rozmarzeniem i tym u�miechem podbi� na zawsze serce panny Trevor. Nie chodzi�o tu o zmian� wyrazu ust i oczu, jak to zazwyczaj bywa u ludzi. Ca�a jego posta� wydawa�a si� roz�wietlona, jakby w �rodku ma�ego cia�a rozb�ysn�o �wiat�o i opromieni�o je od kasztanowatej czuprynki po czubki palc�w st�p. Najbardziej cudowna by�a spontaniczno�� tego u�miechu zrodzonego z jakiej� szalonej, zachwycaj�cej my�li, r�wnie nieposkromionej i kapry�nej jak morski wiatr.
Panna Trevor postanowi�a dowiedzie� si� wszystkiego o nieznajomym. Wysz�a z cienia rzucanego przez ska�� i stan�a w ostrym, niesamowitym �wietle zalewaj�cym ca�e wybrze�e. Ch�opiec odwr�ci� g�ow� i spojrza� na ni� � najpierw ze zdumieniem, potem pytaj�co i wreszcie z zachwytem. Majestatyczna posta� panny Trevor w bia�ej sukni i koronkowym szalu na g�owie mog�a budzi� podziw. U�miechn�a si�, a on odpowiedzia� u�miechem, kt�ry nie dor�wnywa� poprzedniemu, gdy� wywo�any by� czynnikiem zewn�trznym, ale niew�tpliwie by� przeznaczony wy��cznie dla niej. Inteligentna panna Trevor zrozumia�a, �e w tej chwili stali si� starymi przyjaci�mi, jakby znali si� przynajmniej od stu lat. Nie traci�a wi�c czasu na zb�dne ceregiele.
� Chc� wiedzie�, jak si� nazywasz, gdzie mieszkasz i czego wypatrywa�e� za zachodz�cym s�o�cem � oznajmi�a.
� Nazywam si� Paul Hubert. Mieszkam po tamtej stronie, ale nie mog� powiedzie�, co widzia�em. Gdy wr�c� do domu, opisz� to wszystko w specjalnym zeszycie.
Zdziwiona drug� cz�ci� odpowiedzi, panna Trevor zbyt ma�o uwagi po�wi�ci�a temu, co ch�opiec powiedzia� na ko�cu. Owo �po tamtej stronie�, uzupe�nione towarzysz�cym gestem, dotyczy�o ma�ego, szarego domku na skraju Noel Cove. Wygl�da� jak wielka muszla wyrzucona przez morze na piaszczysty brzeg. Zamiast komina z dachu wystawa�y dwie �elazne rury od pieca, a szyby w dw�ch oknach zast�piono deskami. To niepoj�te, aby ch�opiec wygl�daj�cy jak ksi���, cho� co prawda niejeden ksi��� chcia�by by� do niego podobny, mieszka� w�a�nie tam! Wi�c jednak by� dzieckiem z rybackiej osady!
� Kto jeszcze z tob� mieszka? � zapyta�a. � Widzisz � doda�a nie�mia�o � pytam ci� nie bez powodu. Wiem, �e si� polubili�my i to jest najwa�niejsze. Ale dobrze wiedzie� co� wi�cej o kim� bliskim. Na przyk�ad, czy masz rodzic�w albo rodze�stwo?
Paul nie odpowiedzia� od razu. Za�o�y� r�ce do ty�u i patrzy� na ni� przyja�nie.
� Podoba mi si� pani spos�b m�wienia � zauwa�y�. � Nie znam nikogo, kto by tak m�wi�, z wyj�tkiem postaci w ksi��kach i moich skalnych ludk�w.
� Twoich skalnych ludk�w?
� Mam jedena�cie lat. Rodzice moi nie �yj�. Mieszkam ze Stephenem Kane. Stephen jest wspania�y. Gra na skrzypcach i zabiera mnie sw� �odzi� na po�owy. Kiedy dorosn�, b�d� jego wsp�lnikiem. Kocham go i moje skalne ludki te�.
� Kogo masz na my�li m�wi�c o skalnych ludkach? � spyta�a panna Trevor. By�a szczerze zainteresowana rozmow�. Spotka�a wreszcie dziecko, kt�re w lot chwyta�o i rozumia�o wszystkie jej uwagi, nie ��da�o wyja�nie�, a do tego jeszcze tak m�wi�o!
� Na przyk�ad Nor� � odrzek� Paul. � Jest najlepsza z nich. Kocham j� najbardziej, bo zjawi�a si� pierwsza. Mieszka za tym cyplem, ma czarne oczy, czarne w�osy i wie wszystko o rusa�kach i wodnikach. Powinna pani pos�ucha� jej opowie�ci! Opr�cz niej s� jeszcze �eglarze Bli�niacy. Nie maj� domu, ca�y czas �egluj�, ale cz�sto wychodz� na brzeg, aby ze mn� porozmawia�. S� weso�� park�, kt�ra na �wiecie widzia�a wszystko a nawet jeszcze wi�cej. Wie pani, co si� przytrafi�o m�odszemu Bli�niakowi? P�yn�� i p�yn��, a� znalaz� si� na ksi�ycowej �cie�ce. To jest taki �lad, kt�ry zostawia na wodzie ksi�yc w pe�ni, kiedy wznosi si� nad morze. No, c�, m�odszy Bli�niak �eglowa� tym szlakiem i dotar� do samego ksi�yca. A tam by�y z�ote wrota, otworzy� je i przep�yn�� na drug� stron�. Na ksi�ycu mia� wspania�e przygody � wszystko zapisa�em w zeszycie. Jest tam te� Z�ota Dama z Jaskini. Pewnego dnia odkry�em nad brzegiem morza wielk� jaskini� i kiedy do niej wszed�em, spotka�em Z�ot� Dam�. Ma z�ote w�osy, si�gaj�ce a� do ziemi, a jej suknia l�ni jak �ywe z�oto. Ca�ymi dniami gra na z�otej harfie. Je�li pani ws�ucha si� uwa�nie, us�yszy jej muzyk�, ale pewnie pomy�li pani, �e to wiatr �wiszcz� w�r�d ska�. Nigdy nie m�wi�em Norze o Z�otej Damie, bo m�g�bym zrani� jej uczucia. Ona niech�tnie s�ucha nawet opowie�ci o �eglarzach Bli�niakach. Za nic w �wiecie nie chcia�bym zrani� uczu� Nory, gdy� kocham j� najbardziej spo�r�d moich skalnych ludk�w.
� Paul, czy jest w tym odrobina prawdy? � wykrzykn�a panna Trevor.
� Nie. Oczywi�cie, �e nie � odpar� bez namys�u Paul. Patrzy� na ni� z wyrzutem, szeroko otwartymi oczami. Przypuszcza�em, �e pani wie. Gdybym podejrzewa�, �e pani si� nie domy�li, to bym pani� uprzedzi�, �e to tylko na niby. S�dzi�em, �e nale�y pani do os�b, kt�re rozumiej� takie rzeczy.
� Ale� rozumiem, naturalnie, dobrze rozumiem! �zapewni�a skwapliwie panna Trevor. Wiedzia�abym od razu, gdybym si� tylko przez chwil� zastanowi�a. No, c�, robi si� p�no. Musz� wraca�, cho� wcale nie mam ochoty. Ale znowu przyjd� i zobaczymy si�. Czy b�dziesz tu jutro po po�udniu?
Paul skin�� twierdz�co.
� Tak. Obieca�em wprawdzie M�odszemu Bli�niakowi, �e spotkam si� z nim przy tych ska�ach, ale r�wnie dobrze mo�e to by� pojutrze. Najwi�kszy urok skalnych ludk�w polega na tym, �e zawsze si� zjawiaj� wtedy, kiedy tego pragn�. M�odszy Bli�niak nie obrazi si�, on ma bardzo �agodne usposobienie. Gdyby chodzi�o o Starszego Bli�niaka, to by�oby gorzej. Czasami podejrzewam go o r�ne rzeczy. Gdyby si� odwa�y�, chyba zosta�by piratem. Nie ma pani poj�cia, jak gro�nie czasami wygl�da. Jest w nim co� tajemniczego.
W powrotnej drodze do hotelu panna Trevor przypomnia�a sobie o zeszycie.
� Musz� go sk�oni�, by mi go pokaza� � szepn�a u�miechaj�c si� do siebie. � Ten ch�opiec to prawdziwy geniusz. Jak takie dziecko mog�o si� wychowa� w rybackiej osadzie! Zupe�nie tego nie rozumiem! Czuj�, �e go pokocha�am. To normalne, kobieta zawsze musi kogo� kocha� i mo�e to by� kto� prawie nieznajomy�
Nazajutrz po po�udniu Paul czeka� na pann� Trevor przy ska�ach Noel Cove. Towarzyszy� mu wysoki m�czyzna o pomarszczonej twarzy i d�ugiej, szpakowatej brodzie. Nosi� p��cienne ubranie i wygl�da� jak inni rybacy z przystani. Mia� jednak g��boko osadzone, �agodne oczy i jego twarz spodoba�a si� pannie Trevor. Usun�� si� na bok, kiedy podesz�a i rozmawia�a z Paulem. Jaki� czas wpatrywa� si� w morze, a potem bez s�owa ruszy� wprost do ma�ego szarego domku.
� Stephen chcia� zobaczy�, czy pani jest odpowiednim towarzystwem dla mnie � wyja�ni� z powag� Paul.
� Mam nadziej�, �e go nie rozczarowa�am � powiedzia�a rozbawiona panna Trevor.
� Och, na pewno nie. Gdyby by�o inaczej, nie zostawi�by nas samych.
Stephen jest bardzo wymagaj�cy pod tym wzgl�dem i nie z ka�dym mog� si� zadawa�. To si� odnosi r�wnie� do skalnych ludk�w. Musia�em mu obieca�, �e nigdy nie pozwol� Bli�niakom �eglarzom u�ywa� brzydkich s��w. Czasami, gdy patrz� na starszego Bli�niaka, to wiem, �e wprost umiera z ch�ci, by sobie porz�dnie zakl��. Ale ja mu nie pozwalam, bo przecie� obieca�em Stephenowi. Dla niego zrobi�bym wszystko. Jest dla mnie strasznie dobry! Wie pani, on mnie wychowuje i stara si� robi� to jak najlepiej.
Dobrze nam z sob�, tylko brakuje mi ksi��ek do czytania. �owimy razem ryby, a kiedy wracamy wieczorem do domu, pomagam Stephenowi je czy�ci�. Potem siedzimy na progu i on gra na skrzypcach. Czasami trwa to godzinami. Rzadko rozmawiamy � Stephen jest ma�om�wny � tylko tak sobie siedzimy i rozmy�lamy. Niewielu jest takich ludzi jak on, zapewniam pani�.
Ani tego dnia, ani p�niej pannie Trevor nie uda�o si� nawet rzuci� okiem na tajemniczy zeszyt Paula. Kiedy o nim wspomina�a, ch�opiec oblewa� si� rumie�cem.
� Och, nie m�g�bym pani go pokaza� � powiedzia� raz zak�opotany. � Nie pokaza�em go nawet Stephenowi ani Norze. Zamiast tego co� pani opowiem, co�, co wydarzy�o si� dawno temu. Zobaczy pani, �e to b�dzie ciekawsze ni� historie z zeszytu, tylko prosz� pami�ta�, �e to nie jest prawda! Nie zapomni pani, dobrze?
� Postaram si� � zgodzi�a si� panna Trevor.
� Pewnego wieczoru siedzia�em sobie tutaj, tak jak wczoraj i s�o�ce w�a�nie zachodzi�o. Nagle przyp�yn�� zaczarowany �aglowiec i wsiad�em do niego. W �rodku by� per�owy jak wn�trze muszli, a �agle wygl�da�y jak ksi�ycowa po�wiata. Pop�yn��em wprost ku zachodz�cemu s�o�cu. Prosz� sobie wyobrazi�, by�em w �rodku zachodu! Jak pani my�li, co to jest? Ot� zach�d s�o�ca to po prostu kraina kwiat�w, jeden wielki ogr�d, a chmurkami s� tak�e kwiatowe rabatki. Po�eglowali�my do wielkiej przystani, tysi�c razy wi�kszej ni� ta obok pani hotelu. Wysiad�em z �odzi na ogromn� r�an� ��k� i przebywa�em tam bardzo d�ugo. Wydawa�o mi si�, �e min�� ca�y rok, ale M�odszy Bli�niak powiedzia� mi, �e go�ci�em tam zaledwie par� godzin. Widzi pani, w Krainie Zachodz�cego S�o�ca czas biegnie wolniej ni� u nas. Ale cieszy�em si� z powrotu do domu. Zawsze si� ciesz�, gdy wracam do zatoki i do Stephena. Ale pani wie przecie�, �e to mi si� nie zdarzy�o?
Panna Trevor nie zamierza�a zrezygnowa� z obejrzenia zeszytu, a Paul nadal odmawia� pokazania go.
Przychodzi�a codziennie do Noel Cove i z ka�dym dniem Paul wydawa� si� jej bardziej uroczy. By� taki bystry, oryginalny i spontaniczny, a zarazem jeszcze bardzo ch�opi�cy, bez najmniejszej pozy dojrza�o�ci. Cz�sto �artowa� i dokazywa�, a niekiedy zdarza�y mu si� wybuchy gniewu, ale, jak podkre�la� � nigdy w obecno�ci damy.
� Czasami naprawd� si� w�ciekam na Bli�niak�w, a nawet na Stephena, cho� jest dla mnie bardzo dobry. Lecz nie m�g�bym si� z�o�ci� na Nor� albo Z�ot� Dam�. Nigdy w �yciu!
Ka�dego dnia opowiada� jej jak�� now� histori�, wspania�� przygod� na ska�ach lub na morzu i zawsze j� uprzedza�, �e to nie jest prawda. Wyobra�nia ch�opca by�a jak pryzmat, kt�ry rozdziela promie� s�o�ca w barwn� t�cz�. Kocha� wybrze�e i morze. Jedynym �wiatem istniej�cym dla niego poza Noel Cove by� �wiat wyobra�ni. Opr�cz Stephena i skalnych ludk�w nie mia� �adnego towarzystwa.
� Teraz mam pani� � powiedzia� raz pannie Trevor. � Pani� r�wnie� kocham, ale pani wkr�tce wyjedzie, wi�c staram si� nie kocha� pani tak mocno� jak� Stephena i skalne ludki.
� Ale m�g�by�, prawda? � zapyta�a panna Trevor. � Gdyby�my przebywali ze sob� codziennie, to m�g�by� mnie pokocha� r�wnie mocno?
Paul zastanawia� si� chwil� nad pytaniem z w�a�ciwym sobie wdzi�kiem.
� Oczywi�cie, kocha�bym pani� nawet bardziej ni� Bli�niak�w i Z�ot� Dam� � oznajmi� wreszcie. � My�l�, �e m�g�bym pokocha� pani� tak jak Stephena. Ale nie tak jak Nor�. Widzi pani, ona by�a tu pierwsza, by�a tu zawsze. Jestem pewien, �e nikogo nie pokocham tak jak Nor�.
Pewnego dnia, gdy Stephen wyp�yn�� na po��w makreli, Paul zabra� pann� Trevor do szarego domku i pokaza� jej swoje skarby. Wdrapali si� po drabinie na stryszek, gdzie sypia�. Malutkie okno wychodzi�o na morze, a jego zawodzenie przeplatane �wistem wiatru s�ycha� by�o tu dniem i noc�. Paul mia� wiele niezwyk�ych muszli i wodorost�w, r�ne drobiazgi z rozbitych statk�w wyrzucane na brzeg podczas sztorm�w. Mia� te� p�k� z ksi��kami.
� S� wspania�e! � powiedzia� z entuzjazmem. � Stephen mi je kupi�� Za ka�dym razem gdy idzie do miasta sprzeda� makrele, przynosi mi now� ksi��k�.
� By�e� kiedykolwiek w mie�cie? � spyta�a panna Trevor.
� O, tak! Dwa razy. Stephen mnie tam zabra�. To cudowne miejsce. Wie pani, kiedy p�niej spotka�em �eglarzy Bli�niak�w, to mia�em im wiele do powiedzenia. Strasznie si� interesowali wszystkim, co tam widzia�em i prze�y�em. Nawet Nor� to zaciekawi�o. Tylko Z�ota Dama s�ucha�a oboj�tnie, ale z�oci ludzie ju� tacy s��
� Czy chcia�by� mieszka� na sta�e w mie�cie? � zapyta�a panna Trevor, patrz�c na� uwa�nie. � Mia�by� tyle ksi��ek, ile zechcesz i m�g�by� si� bawi� z prawdziwymi ch�opcami i dziewczynkami, a tak�e zwiedzi� te kraje, o kt�rych opowiadali ci Bli�niacy.
Paul spojrza� na ni� zaskoczony.
� Ja� nie� wiem � odpar� zak�opotany. � Nie s�dz�, by mi si� tam podoba�o bez Stephena i Nory.
Ale nowa my�l pozosta�a w umy�le ch�opca i powraca�a cz�sto, a za ka�dym razem wydawa�a mu si� mniej zaskakuj�ca.
� A w�a�ciwie, dlaczego nie? � my�la�a panna Trevor. � Ch�opcu trzeba da� szans�. Nigdy nie b�d� mia�a syna, a on m�g�by mi go zast�pi�.
Nadszed� wreszcie dzie�, kiedy Paul pokaza� jej sw�j zeszyt. Przyni�s� go, gdy siedzia�a na skalistym cyplu.
� Pobiegam sobie i porozmawiam troch� z Nor�, a pani przez ten czas to przeczyta � powiedzia�. � Obawiam si�, �e ostatnio zaniedbywa�em j� nieco i �e ona to czuje.
Panna Trevor rzuci�a okiem na zeszyt. By� zrobiony z wielu zszytych lu�nych kartek, oprawiony w cerat� i zapisany starannym, dziecinnym pismem. Rzuca�y si� w oczy oryginalna ortografia i kapry�na interpunkcja. Panna Trevor przeczyta�a go jednym tchem. Paul opisa� swoje fantastyczne �przygody�, niezwyk�e my�li i rozmowy z Bli�niakami �eglarzami. Zaskoczy�o j�, �e jedenastoletnie dziecko mog�o tak pisa�. Ale raz po raz pojawia�y si� wyra�enia tak dziecinne i naiwne, �e wybucha�a serdecznym �miechem. Gdy sko�czy�a czyta�, zauwa�y�a stoj�cego obok Stephena Kane. Wyj�� fajk� z ust i wskaza� ni� zeszyt.
� Co pani o tym s�dzi? � zapyta�.
� My�l�, �e to niezwyk�e. Paul jest bardzo inteligentnym dzieckiem.
� I ja tak uwa�am � stwierdzi� lakonicznie Stephen. Wsun�� r�ce do kieszeni i zapatrzy� si� na morze. Pannie Trevor dotychczas nie uda�o si� porozmawia� z nim pod nieobecno�� Paula, postanowi�a wi�c skorzysta� z okazji.
� Chcia�abym dowiedzie� si� czego� o Paulu � zacz�a. � Czy jest pana krewnym?
� Nie. Chocia� kiedy� mia�em zamiar po�lubi� jego matk� � odpar� Stephen matowym g�osem. �ciska� kurczowo w kieszeni fajk�, ale o tym panna Trevor nie mia�a poj�cia. � By�a dziewczyn� z wybrze�a, bardzo �adn�� No, c� zakocha�a si� w m�odym cz�owieku, kt�ry przyjecha�, by uczy� dzieci w miejscowej szkole. Pobrali si� i wyjechali. To by� przyzwoity cz�owiek. Przyznaj� to, chocia� w�wczas my�la�em o nim najgorsze rzeczy. Ale Rachel pope�ni�a b��d. Nie potrafi�a �y� z dala od morza. T�skni�a, dr�czy�a si� i serce jej usycha�o z t�sknoty za nim. Po �mierci m�a wr�ci�a� ale ju� by�o za p�no. Prze�y�a tylko miesi�c� Zosta� Paul� dwuletnie male�stwo. Wzi��em go na wychowanie. Jego rodzice nie mieli �adnych krewnych. Robi�em, co mog�em, ale pewnie nie na wiele si� to zda�o.
� Jestem przekonana, �e zrobi� pan bardzo du�o � odpar�a panna Trevor do�� protekcjonalnym tonem. � Ale moim zdaniem, ch�opiec zas�uguje na co� wi�cej, ni� pan mo�e mu da� obecnie. Powinien chodzi� do szko�y.
Stephen skin�� twierdz�co.
� Mo�e. Nigdy nie chodzi� do szko�y. By�a za daleko. Nauczy�em go czyta� i pisa� i kupowa�em tyle ksi��ek, na ile by�o mnie sta�. Nic wi�cej nie mog� dla niego zrobi�.
� Ale ja mog� � rzek�a panna Trevor. � I chc� tego. Czy odda mi pan Paula, panie Kane? Pokocha�am go. Jestem bogata i mog� da� mu prawie wszystko.
Stephen nadal wpatrywa� si� w morze z twarz� pozbawion� wyrazu. Wreszcie odezwa� si�:
� Spodziewa�em si�, �e us�ysz� co� takiego. Nie wiem, naprawd� nie wiem� Je�li zabierze pani Paula, b�dzie w przysz�o�ci m�dry i bogaty, ale czy lepszy i szcz�liwszy? Jest synem Racheli � kocha morze i wszystko co z nim zwi�zane. Po ojcu odziedziczy� tylko zami�owanie do ksi��ek. Nie mog� za niego decydowa�. Je�li chce, niech jedzie.
W ko�cu Paulowi zacz�a si� podoba� my�l o wyje�dzie. Stephen nie odezwa� si� ani jednym s�owem i Paul s�dzi�, �e jest mu wszystko jedno, czy on zostanie, czy nie. Poza tym panna Trevor oczarowa�a go swym urokiem, kusi�a mo�liwo�ci� zdobycia wiedzy�
� Chyba pojad� � powiedzia� z g��bokim westchnieniem.
Panna Trevor przytuli�a go i poca�owa�a z macierzy�sk� czu�o�ci�. W rewan�u Paul cmokn�� j� nieco za�enowany w policzek. Pomy�la�, jak to b�dzie cudownie mieszka� stale razem z ni�. Czu� si� szcz�liwy i podekscytowany i gdy nadszed� czas po�egnania, wcale si� nie wzruszy�. Panna Trevor w g��bi serca pragn�a nawet, aby okaza� wi�cej �alu; nie spodziewa�a si� bowiem, �e tak �atwo zniesie rozstanie. Stephen po�egna� si� z ch�opcem, kt�rego kocha� nad �ycie, bez zb�dnych sentyment�w.
� Do widzenia, Paul. B�d� grzecznym ch�opcem i ucz si� dobrze. � Zawaha� si� na chwil�, po czym doda� powa�nie: � Jak ci si� tam nie spodoba, to wracaj.
� Czy po�egna�e� si� ju� ze skalnymi ludkami? � spyta�a panna Trevor po drodze.
� Nie. Nie mog�em� ja� ja im nawet nie powiedzia�em, �e wyje�d�am. Norze by p�k�o serce. Prosz�, nie m�wmy o tym wi�cej. Mo�e nie odczuj� ich braku, gdy b�d� mia� du�o ksi��ek i prawdziwe dzieci do zabawy.
Przebyli dziesi�� mil dziel�ce ich od miasta, a stamt�d mieli nazajutrz wyruszy� poci�giem. Paul cieszy� si� jazd� i widokiem ruchliwych ulic. By� bardzo podniecony. Noc mieli sp�dzi� u przyjaci�ki panny Trevor. Zjedli u niej podwieczorek, a potem wyszli na spacer do parku. Kiedy wr�cili, Paul by� zm�czony i bardzo cichy. Noc sp�dzi� w pokoju go�cinnym, kt�rego przepych napawa� go trwog�.
Jaki� czas le�a� nieruchomo na mi�kkich, pachn�cych wytwornie poduszkach. Pierwszy raz spa� z dala od ma�ego stryszku z oknem wychodz�cym na morze, gdzie r�k� m�g� dotkn�� krokwi. Gdy o tym my�la�, co� �cisn�o go za gard�o, a do serca wkrad�a si� nieznana dot�d, dziwna i pe�na goryczy t�sknota. Brakowa�o mu morza i plusku fal rozbijaj�cych si� o ska�y. Nie m�g� zasn�� bez swojej starej ko�ysanki. Wtuli� twarz w poduszk�, ale t�sknota i samotno�� stawa�y si� coraz dotkliwsze, wi�c j�kn�� bole�nie. Och, jak�e pragn�� by� w domu! Na pewno go nie opu�ci�. Nawet mu to przez my�l nie przesz�o! Tam nad brzegiem zatoki �wiec� teraz gwiazdy. Stephen siedzi na progu i trzyma skrzypce. Ale nie gra� Paul by� przekonany, �e nie gra. Siedzi z pochylon� g�ow�, a jego samotne serce wzywa Paula przez mile dziel�cej ich drogi. Och, on nigdy tak naprawd� n