6965

Szczegóły
Tytuł 6965
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6965 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6965 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6965 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MAREK HEMERLING DIABELSKA MASKARADA 1989 Moim Rodzicom 0. Tom Edgins zjawi� si� na Ziemi po zako�czeniu zwyci�skiej kampanii Zwi�zku Solarnego przeciwko Planetom Rindu. Uznany za zaginionego sp�dzi� d�ugi czas w niewoli i dopiero rozejm, na mocy kt�rego przeprowadzono wymian� je�c�w wojennych, pozwoli� mu wr�ci� do opuszczonego przed trzema laty domu. Zasta� w nim swoj� �on� Iris i obcego m�czyzn� � bardzo zdziwionych i niezadowolonych z przybycia nie�yj�cego przecie� bohatera. Nie chcieli go nawet wpu�ci� za pr�g, zaryglowa� wi�c od zewn�trz wszystkie wyj�cia, a nast�pnie podpali� budynek i czeka�. Parterowy modu�owiec sp�on�� doszcz�tnie wraz z dwojgiem zamkni�tych w �rodku ludzi. Tom Edgins zosta� skazany na �mier� za zbrodni� najwy�szego formatu: w czasie po�aru ogie� strawi� rosn�c� w pobli�u domu k�p� rachitycznego bzu � jedyn� ro�lin� w promieniu tysi�ca metr�w. Trybuna� Miejski z przys�uguj�cego mu prawa �aski nie skorzysta�. 1. W kilkana�cie godzin po og�oszeniu wyroku skazaniec zosta� wprowadzony do kopu�y strace�. Oczekiwa�o go tam pi�ciu bia�o odzianych egzekutor�w, kt�rzy mieli nadzorowa� przebieg ceremonii. Jeden z nich wyst�pi� krok do przodu i nie zdejmuj�c zas�aniaj�cej twarz maski powiedzia�: � Tomaszu Edgins. Zgodnie z obowi�zuj�cym prawem mo�esz wyrazi� swoje ostatnie �yczenie, b�d� powierzy� nam s�owa, kt�re chcia�by� komu� przekaza�. Skazaniec podni�s� wzrok i milcza� przez chwil�, zastanawiaj�c si� nad sensem tego, co us�ysza�. Nie mia� nikomu nic do przekazania. Ju� nie mia�. W�asnymi r�kami obr�ci� w popi� to, co stanowi�o jedyn� tre�� jego �ycia. A �yczenie? Jakie �yczenie mo�e mie� cz�owiek id�cy na �mier�? Nic mu nie przychodzi�o do g�owy. � Mam pytanie � odezwa� si� wreszcie st�umionym g�osem. � S�ucham. � Czy... Czy nie ma ju� �adnej szansy, to znaczy... Czy mo�liwe jest... � zawaha� si� � cofni�cie lub zmiana wyroku? � W �wietle obowi�zuj�cego prawa nie ma takiej mo�liwo�ci. � A wi�c za�atwmy to jak najszybciej i niech szlag trafi was i wasze pieprzone prawa. Posta� w masce unios�a r�k�, daj�c swoim asystentom sygna� do rozpocz�cia ceremonii. W centralnym punkcie kopu�y strace�, na okr�g�ym cokole, umocowany by� fotel, do kt�rego podprowadzono skaza�ca. Z delikatnym szcz�kiem metalowe klamry unieruchomi�y przeguby r�k i n�g, obj�y ramiona i skronie. Milcz�ce sylwetki egzekutor�w cofn�y si� pod �cian� kopu�y, a fotel wraz z coko�em drgn�� i uniesiony od spodu kolumn� d�wigara rozpocz�� powoln� w�dr�wk� w stron� sufitu. Oczekuj�cy tam kolisty otw�r sygnalizowa�a ciemna plama w jednostajnej bieli sklepienia. � Co za krety�ski koniec � pomy�la� Tom. Nigdy bym nie uwierzy�... Wpatrywa� si� w coraz bli�szy otw�r, kt�ry nagle zap�on�� b��kitn� po�wiat�, ukazuj�c �rodek �lepego cylindra. Po kr�tkiej chwili fotel dotar� na odpowiedni� wysoko��, a okr�g�y wlot zosta� szczelnie wype�niony przez uniesiony cok�. �wiat�o zacz�o pulsowa� zmiennym rytmem, to ja�niej�c, to zn�w pogr��aj�c w ciemno�ciach wn�trze pomieszczenia. Skazaniec czeka�. Czeka�, a� kto� znajduj�cy si� na zewn�trz b��kitnego cylindra dotknie ma�ego przycisku, uwalniaj�c w ten spos�b wi�zk� �miertelnych infrad�wi�k�w. W doskona�ej ciszy coraz g�o�niej bi�o serce, coraz wyra�niejszy by� szum krwi pulsuj�cej w skroniach. � A jednak si� boj� � stwierdzi� Tom z gorycz�. � Boj� si�, chocia� nie zostawi�em za sob� nic, do czego bym pragn�� wr�ci�. Jakie to �mieszne. Gdyby nie kr�puj�ce go klamry, z pewno�ci� wzruszy�by ramionami. M�g� jednak tylko zamkn�� oczy i czeka�. � Strasznie d�ugo � wymrucza� po chwili. � Czy oni tego nie rozumiej�? Hej tam, do ci�kiej cholery! � wrzasn��. � Czy wy tego nie rozumiecie?! Banda skurwieli � doda� ju� ciszej, jakby na w�asny u�ytek. Okropnie powoli mija czas. Pomi�dzy pojedynczymi uderzeniami t�tna jest miejsce na retrospekcyjne obrazy z ko�cz�cego si� �ycia d�ugie projekcje zastyg�ych w bezruchu twarzy, zapami�tanych krajobraz�w, drobnych, pozornie bezu�ytecznych przedmiot�w, kt�rych widok d�awi krta� uczuciem niepoj�tego wzruszenia. Koniec. To wszystko nale�y ju� do przesz�o�ci, a chwila tera�niejsza wyklucza mo�liwo�� zaistnienia przysz�o�ci. � Szybciej. Na wszystkie �wi�to�ci Nieba i Ziemi, nie ka�cie mi d�u�ej czeka� � b�agalny szept wype�nia wn�trze zamkni�tego cylindra. Okropnie powoli mija czas. Lecz przecie� mija. B��kitne �wiat�o zmieni�o swoj� barw� i twarz skaza�ca pogr��y�a si� w upiornej zieleni. Jednocze�nie Tom poczu�, jak przez jego cia�o przelatuje ledwie zauwa�alna fala ciep�a. Zaraz potem o�rodek r�wnowagi zasygnalizowa� utrat� orientacji przestrzennej i... wszystko wr�ci�o do normy. � Umar�em? St�umiony chichot narasta� powoli, przeobra�aj�c si� w atak histerycznego �miechu. � Koniec, kanalie! S�yszeli�cie?! Koniec! Tom Edgins jest ju� trupem, kt�remu mo�ecie nagwizda�! Zgodnie z liter� prawa i sumie...! � dziki okrzyk urwa� si� jak uci�ty no�em. �ciana cylindra przesz�a niezrozumia�� metamorfoz� � sta�a si� zupe�nie przezroczysta, a po jej drugiej stronie wida� by�o fragment amfiteatralnie u�o�onych schod�w, kt�rych szczyt gin�� w p�mroku. Kierowany odruchem Tom skr�ci� g�ow� w bok, zapominaj�c o kr�puj�cych cia�o uchwytach. Lecz klamry nie stawi�y �adnego oporu! Nie trac�c czasu na niepotrzebne dociekania uwolni� si� z obj�� fotela i opar� plecami o niewidoczn� �cian� cylindra. Serce �omota�o rytmem rozbudzonej nadziei. Dopiero teraz zauwa�y�, �e schody s� tylko z jednej strony, natomiast z drugiej znajdowa� si� wylot szerokiego tunelu o �ukowatym sklepieniu. � Jaka� awaria � przebieg�o mu przez g�ow�. � Mo�e uda mi si� st�d wydosta�. B�yskawicznie obmaca� wkl�s�� tafl� przezroczystej klatki, lecz d�onie wsz�dzie napotyka�y lit� powierzchni�. Wskoczy� na oparcie fotela, by stwierdzi�, �e od g�ry wyj�cie te� jest zamkni�te niewidzialn� pokryw�. Spr�bowa� j� poruszy�, ale spocone d�onie �lizga�y si� tylko, nie znajduj�c punktu zaczepienia. W odruchu bezsilnej w�ciek�o�ci uderzy� pi�ci� w przejrzyst� zapor�. Zad�wi�cza�a g�ucho, nie ust�puj�c ani na milimetr. � Musi by� jaki� spos�b � mamrota� Tom. Chaotyczne spojrzenia lustrowa�y otoczenie, my�li wirowa�y pod czaszk�, analizuj�c w jednej sekundzie tysi�ce szalonych wariant�w ocalenia. Na pr�no. Desperacki atak na �cian� cylindra by� ju� tylko ostatnim atakiem skrajnej rozpaczy, kt�ra opanowa�a umys� skaza�ca. Osun�� si� bezw�adnie i znieruchomia� z twarz� rozp�aszczon� na przezroczystej barierze. P�aka�. Po zewn�trznej stronie cylindra kto� sta�. Tom poczu� na sobie natarczywe spojrzenie i podnosz�c g�ow� ujrza� podkute, si�gaj�ce kolan buty, oddalone o metr od jego oczu. Wzrok pow�drowa� wy�ej, rejestruj�c po drodze szczeg�y ciemnowi�niowego stroju, ze zdobi�cymi naramienniki emblematami borta, by na koniec oprze� si� na twarzy kr�tko ostrzy�onej kobiety. By�a wysoka, na pewno wy�sza od Edginsa. W r�ku trzyma�a kszta�tny kask zwie�czony fantazyjnym pi�ropuszem. �mia�a si�. Tom nie wytrzyma�. � I z czego si� �miejesz, suko?! � zawy� gwa�townie. � Dobij mnie albo id� precz! Nie odpowiedzia�a. Nie mog�a mu odpowiedzie� przez �ciany d�wi�koch�onnego cylindra. Wykrzywi�a tylko usta w ironicznym grymasie i przes�awszy Tomowi gest z�o�liwego pozdrowienia, odesz�a majestatycznym krokiem, nikn�c u szczytu amfiteatralnych schod�w. Odprowadzi� j� d�ugim spojrzeniem, pe�nym nienawi�ci. � Sta�o si�. Ju� wiedz�. Szlag by trafi�... � zagryz� wargi a� do krwi. � Cholernie ma�o czasu. Za chwil� tu b�d�. Partacze, nawet ukatrupi�... A ja � nic... nic... nic...! Cholerny �wiat! Cholerne, �mierdz�ce �cierwa w bia�ych r�kawiczkach! Przecie� musi by� jakie� wyj�cie! Obmaca� dok�adnie fotel. Spr�bowa� oderwa� fragment por�czy. Bez rezultatu � tworzywo by�o bardzo wytrzyma�e. Zajrza� pod sp�d. Konstrukcja stanowi�a lit� ca�o�� wtopion� w pod�o�e. Najmniejszych szans. Go�ymi r�kami nic nie zrobi. Powietrze w cylindrze by�o coraz ci�sze. Tom poj��, �e je�li nie wydostanie si� w ci�gu kilku minut, grozi mu �mier� przez uduszenie. Zrezygnowany usiad� z powrotem w fotelu, chc�c uspokoi� my�li i przeanalizowa� jeszcze raz ca�� sytuacj�. Rozwi�zania nie znalaz�. � Pozostaje wi�c zdechn�� tu na chwa�� cywilizowanego kodeksu i cel�w wy�szych � stwierdzi� z gorycz�. W g��bi tunelu zab�ys�o silne �wiat�o. Zbli�a�o si�, rosn�c z ka�d� sekund�. � Ju� s� � zamkn�� oczy i westchn�� g��boko. � Szybko si� uwin�li. Niewielki poduszkowiec zastopowa� kilka metr�w przed skaza�cem. Wyskoczy�o z niego dw�ch ros�ych facet�w w ciemnowi�niowych strojach. Tom obserwowa� ich spod przymru�onych powiek. Jeden z przyby�ych powiedzia� co� do aparatu umocowanego na przegubie lewej r�ki i w chwil� p�niej przezroczysty cylinder zacz�� unosi� si� w g�r�. Do wn�trza klatki wtargn�a fala �wie�ego powietrza, przesyconego jakim� dziwnym, nieznanym zapachem. � Pospieszcie si� � dobieg� g�os z wn�trza poduszkowca. � Kabina musi by� gotowa za kwadrans. Ciemny pas oznaczaj�cy doln� kraw�d� cylindra znieruchomia� p�tora metra nad g�ow� Edginsa. Faceci podeszli bli�ej. � Wsta� � powiedzia� ten z prawej. � Nie chce mi si�. � Cz�owieku, nie mamy czasu na ja�ow� dyskusj�. Wstawaj. � Odpieprz si� � wycedzi� powoli Tom, nie zmieniaj�c pozycji. � Je�eli chcecie mnie wyko�czy�, zr�bcie to tutaj, zaraz. Mam ju� do�� �a�enia i czekania na swoj� kolejk� do za�wiat�w. Faceci spojrzeli na siebie. � Ale uparty � powiedzia� ten z lewej. Brakowa�o mu przednich siekaczy i �miesznie zniekszta�ca� s�owa. � Cz�owieku! � zacz�� drugi. � Nikt ci� nie ma zamiaru wyka�cza�. � Nie zalewaj, przecie� jest wyrok. Chyba nie dosta�em w ostatniej chwili u�askawienia? � Wyrok zosta� wykonany. Tom rozdziawi� usta ze zdziwienia. � Co?! � Wyrok zosta� wykonany. Na Ziemi. Ale w tej chwili znajdujesz si� w przej�ci�wce Gelwony. Komora transforacyjna, kojarzysz? Nie kojarzy�. Nie mog�o mu si� pomie�ci� w g�owie. Po c� mieliby go ekspediowa� na jak�� tam Gelwon�, skoro... Nigdy nie s�ysza� tej nazwy. Uk�ad, planeta, stacja bazowa czy mo�e jednostka Floty Solarnej? Co tu si� w og�le dzieje? Nie dali mu pomy�le�. � Wstajesz sam, czy mamy ci pom�c? Wyra�nie nie �artowali w ich d�oniach pojawi�y si� przenikacze. � Przypuszczalnie nie zale�y im na mojej �mierci, skoro maj� przy sobie tylko takie zabawki � w g�owie Edginsa panowa� kompletny chaos. � Niech mnie szlag, je�li cokolwiek z tego wszystkiego rozumiem. Sko�owany do granic mo�liwo�ci ruszy� w kierunku poduszkowca. 2. Mia� sen. �ni�o mu si�, �e umar�. Cia�o zamkni�te w hermetycznym pojemniku sun�o chybotliwym ta�moci�giem, odbywaj�c swa ostatni� w�dr�wk� do rozpalonego wn�trza pieca kremacyjnego. Wpadaj�c tam uczu� potworny �ar i zobaczy�, jak topi� si� �cianki oddzielaj�ce go od ca�kowitego unicestwienia. Chcia� krzycze�, lecz z ust doby� si� tylko zd�awiony j�k. Run�� w szalej�ce morze p�omieni, kt�re spragnionymi �eru j�zorami si�gn�o �apczywie po now� ofiar�. Na moment przed ostateczn� utrat� �wiadomo�ci zerwa� si� roztrz�siony i zlany potem. Siedzia� na twardej, pokrytej cienkim materacem p�ce, kt�ra s�u�y�a mu za pos�anie. Po przeciwnej stronie kwadratowej celi, na wyrastaj�cym ze �ciany blacie, sta�y naczynia z resztkami nie doko�czonego posi�ku. Powl�k� si� tam i z dna p�ytkiej czarki wyliza� ostatnie drobiny wilgoci, kt�re nie zd��y�y wyparowa� w dusznej atmosferze pomieszczenia. Potem za�omota� w drzwi. Dopiero po minucie uporczywego stukania rozleg� si� cichy trzask. � Czego? � pop�yn�� spod sufitu opryskliwy g�os. Tom zadar� g�ow�, lecz natychmiast zamkn�� oczy o�lepiony sp�ywaj�cymi z g�ry potokami �wiat�a. � No! � stra�nik by� wyra�nie zniecierpliwiony. � Czego sobie �yczymy? � Gor�co... pi� � s�owa z trudem przeciska�y si� przez trawione pragnieniem wargi. � Przycisk nad blatem z lewej � i stra�nik wy��czy� si�. To nie by�a woda, jednak Tom trzykrotnie nape�nia� czark� i wypija� j� duszkiem. Gdy wr�ci� na pos�anie, natychmiast wessa�a go czarna przepa�� snu. Wysoki, zawodz�cy d�wi�k pojawi� si� nie wiadomo kiedy i nie wiadomo sk�d. Wype�ni� ca�� przestrze�, zacieraj�c granic� pomi�dzy tym co poza a tym co w �rodku. Jak wtedy, na Astaborze, podczas wariackiego rajdu, kt�ry sko�czy� si� schwytaniem ca�ej formacji w kolapsow� pu�apk�... i p�niej, gdy otoczony kr�giem rinda�skich widm, b�aga� oprawc�w o szybszy koniec. O nieba! Czy nie ma ju� ucieczki przed tym koszmarem?! Po przebudzeniu czu� si� bardzo �le � gor�czka, zawroty g�owy, wra�enie dziwnego ssania w koniuszkach palc�w... Nie mog�c znale�� wygodnej pozycji spr�bowa� pospacerowa� po celi i omal nie zwali� si� na pod�og�. Usiad� ostro�nie na brzegu pos�ania... Widocznie znowu zasn��, bo w pewnym momencie stwierdzi�, �e le�y wci�ni�ty w k�t, maj�c r�k� zdr�twia�� od zbyt d�ugiego niedokrwienia. Masowa� j� uparcie, by jak najszybciej min�o nieprzyjemne mrowienie. Nie wiedzia�, ile czasu min�o od chwili, gdy wprowadzono go do tej celi. Wszed� tu prosto z kabiny poduszkowca, eskortowany przez dw�ch stra�nik�w. Mog�o to by� kilka godzin albo kilka dni temu. Polecono mu czeka�. C� innego m�g�by robi� cz�owiek zamkni�ty w tym idiotycznym sze�cianie? Czeka� wi�c i my�la�, pr�buj�c zrozumie� sytuacj�, w kt�rej si� znalaz�. Z miernym skutkiem. ...pochyli�a si� nad nim, m�wi�c co� pieszczotliwym tonem. By�a podobna do jego nie�yj�cej matki, ale gdy popatrzy� na ni� uwa�nie, dostrzeg� twarz swojej �ony, kt�r� postanowi� zabi�. Pami�ta�, �e zrobi�a co� strasznego. Co�, czego nie potrafi� jej przebaczy�. Nigdy. Wyt�aj�c wszystkie si�y podni�s� si�, ale ona by�a ci�gle ponad nim. Nie m�g� jej dosi�gn��. �mia�a si�, zach�caj�c go do ponowienia pr�by. � Ruszaj si�! � wo�a�a g�osem, kt�ry dudni� w uszach powoduj�c bolesne skurcze czaszki. � Szybciej!!! Pokonuj�c bezw�ad mi�ni stan�� na r�wne nogi, opieraj�c si� dr��cymi r�kami o �cian� celi. � Idziemy. Wysz�a pierwsza przez otwarte drzwi. Powl�k� si� za ni�, z trudem utrzymuj�c r�wnowag�. Przed oczami lata�y mu czarne p�aty, w g�owie szala� orkan spl�tanych my�li. � O rany! � j�kn�� rozpaczliwie. � Wszystko mi si� pieprzy... Na korytarzu sta�o w r�wnym szeregu kilkunastu m�czyzn. Ubrani byli w identyczne bluzy � pozbawione kieszeni i zasuw � lu�ne spodnie i niezgrabne chodaki; ca�o�� w jednostajnym szarym kolorze. Mieli ogolone g�owy, co powodowa�o, �e wszyscy wydawali si� do siebie podobni. Tom, pchni�ty przez kt�rego� ze stra�nik�w, stan�� pos�usznie na ko�cu szeregu. Patrz�c na swoich s�siad�w nie m�g� powstrzyma� si� od dotkni�cia w�asnej potylicy � d�o� natrafi�a na g�adk� sk�r�. Wysoka kobieta, z naszywkami borta na ramionach, komenderowa�a grup� pi�ciu osi�k�w w ciemnowi�niowych kombinezonach. Otwierali w�a�nie drzwi do kolejnych celi. � Lizey Myrmall � odczyta� Tom z patki identyfikacyjnej, kt�r� dostrzeg� na ozdobionym pi�ropuszem kasku. Ca�kiem �adne imi�. Lizey, Liz... Ostro rzucony rozkaz przeci�� powietrze, przywracaj�c poczucie rzeczywisto�ci. Kobieta sz�a wzd�u� szeregu, przygl�daj�c si� uwa�nie poszczeg�lnym twarzom. � Co za okropna baba � pomy�la� Tom. � Zachowuje si� tak, jakby ca�a ta impreza sprawia�a jej wyj�tkowo du�� przyjemno��. Wygl�da na to, �e ma tutaj sporo do powiedzenia. � Jeszcze raz przejecha� palcami po wygolonej czaszce. � Ciekawe, kiedy oni zd��yli mnie tak za�atwi�? � chcia� wsadzi� r�ce w kieszenie spodni, ale d�onie obsun�y si� po szorstkim materiale. � Jasne, ciuchy te� zosta�y zmienione. Apatycznie przygl�da� si�, jak z s�siedniej celi wyprowadzano tykowatego m�czyzn� o podkr��onych oczach. Rozbiegane spojrzenie, ruchy pozbawione pe�nej synchronizacji; wygl�da� jak pijany, a kiedy stan�� ko�o Edginsa, zatoczy� si� nagle i by�by z pewno�ci� run�� na pod�og�, gdyby ten nie podtrzyma� go ramieniem. � Dzi�kuj�, bracie. Dzi�kuj�... � spuchni�ta twarz zwr�ci�a si� w stron� Toma, kt�ry skin�� tylko g�ow� i wbi� wzrok w czubki krety�skich chodak�w. By�y o kilka numer�w za du�e. Czu� si� g�upio � zupe�nie jakby jego wygl�d mia� teraz jakiekolwiek znaczenie. W tym momencie stra�nicy rozsun�li nast�pne drzwi. Wytoczy� si� z nich pokrwawiony kszta�t cz�owieka i rycz�c zwierz�cym g�osem run�� na najbli�sz� posta� odzian� w ciemnowi�niowy kombinezon. Trwa�o to zaledwie sekund�, nie d�u�ej. Tom zd��y� tylko dostrzec upadaj�cego stra�nika i gotuj�c� si� do nowego skoku sylwetk� atakuj�cego. Potworny wrzask zamar� w p� tonu. Kobieta podesz�a do le��cego bezw�adnie cia�a, trzymaj�c odblokowany przenikacz w wypiel�gnowanej d�oni. Ironiczny u�miech zago�ci� na jej ustach, nadaj�c twarzy wyraz odpychaj�cego okrucie�stwa. � Potw�r � wymamrota� stoj�cy obok Edginsa cz�owiek. Szereg zafalowa�, ale w tej samej chwili wyloty pi�ciu a�urowych emiter�w zwr�ci�y si� w stron� stoj�cych pod �cian�. � Nie radz� pr�bowa� � twarz kobiety przypomina�a teraz mask� sfinksa. Poturbowany stra�nik zbiera� si� powoli. Jedna r�ka zwisa�a mu bezw�adnie wzd�u� tu�owia, drug� usi�owa� zatamowa� krew p�yn�c� z rozci�tego policzka. Tom odczuwa� przez sekund� co� w rodzaju wsp�czucia dla tego cz�owieka, ale widok odblokowanych przenikaczy u�wiadomi� mu beznadziejno�� w�asnego po�o�enia. � Mam dosy� � stwierdzi� w duchu. � Dosy� tej zwyrodnia�ej kobiety, ca�ego �wiata i siebie samego. � To wszystko jest jedn� wielka paranoj�. Powinienem ju� nie �y� tak by by�o chyba najlepiej. Przesta� zwraca� uwag� na to, co si� wok� niego dzia�o. Jego umys� funkcjonowa� na zwolnionych obrotach; jakby odurzony jak�� trucizn�. Le��cy na pod�odze cz�owiek poruszy� si� i j�kn��. Kobieta podesz�a do �ciennego autofonu. � Na poziomie adaptacyjnym mieli�my drobne nieporozumienie � m�wi�a w mikrofon. � Przy�lijcie serwomed z obs�ug�. Czternastka w stanie szoku; chyba kto� wpakowa� mu podw�jn� dawk� FZ-et�w. Ciut za du�o jak na pocz�tek. Aha � przypomnia�a sobie o poturbowanym stra�niku � Kleft jest ranny. Nic powa�nego, ale po�pieszcie si�. Przerwa�a po��czenie, nie czekaj�c na odpowied�. � A wy � zwr�ci�a si� do stoj�cego pod �cian� rz�du milcz�cych postaci � jazda. Subtrowiec czeka za rogiem. 3. Nic tak nie poprawia samopoczucia jak masa� biognetyczny, dlatego te� obel-bort Ubir nuf Dem od niego rozpoczyna� ka�dy nowy dzie� swojego �ycia. Pod�piewuj�c fa�szywie melancholijne frazy nowo zas�yszanej melodii, czeka�, a� trzy otaczaj�ce go s�u�boty zako�cz� uk�adanie fa�d obszernej koszuli. Potem odprawi� je ruchem r�ki i przeszed� do wspania�ego salonu, kt�rego wn�trze spreparowane by�o na wz�r starogreckiej �wi�tyni. Sprotezowanym wzrokiem ogarn�� rz�dy smuk�ych kolumn i marmurowe pos�gi wymy�lonych bog�w. Wygl�da�y imponuj�co. � Pi�kne, cudowne, wielkie � mrucza� do siebie, upajaj�c si� skarbami antycznego �wiata. � Prawdziwa sztuka, tak, tak... Popatrz, Chief � powiedzia� do rozespanego skrzyd�aka, kt�ry siedzia� na brzegu ofiarnego sto�u. � To wszystko istnia�o kiedy� naprawd�. Ludzie najpierw wyobrazili sobie te wspania�e rzeczy, zbudowali je, a potem... � za�mia� si� z jak�� dziwn�, �a�osn� satysfakcj�. � No c�, potem zniszczyli. Zrobili to jednym ruchem r�ki. O, tak � nacisn�� ledwie widoczny, rubinowy punkt w naro�niku kamiennej bry�y. �wi�tynia rozp�yn�a si� w powietrzu, a jej miejsce zaj�o wn�trze przestronnego, niemal pustego pokoju. Ubir nuf Dem sta� ko�o kanciastego mebla, kt�ry jeszcze przed chwil� by� marmurowym sto�em ofiarnym. � Tak to ju� jest z tymi lud�mi, Chief � doda�. � Nie ma dla nich nic �wi�tego. Skrzyd�ak przygl�da� mu si� przez moment, ko�ysz�c nieznacznie �bem osadzonym na d�ugiej szyi; wreszcie wyda� z siebie przenikliwy syk i wznowi� przerwan� toalet�, czesz�c ostrym dziobem sko�tunion� sier�� koloru zwi�d�ych li�ci. � Masz racj� � Ubir nuf Dem pokiwa� g�ow�, aprobuj�c tym samym reakcj� swojego ulubie�ca. � Masz zupe�n� racj�. Wszystko to funta k�ak�w nie warte. Poprawi� aparat optyczny, kt�ry mia� wmontowany w czaszk�. Czarna, b�yszcz�ca obr�cz o szeroko�ci pi�ciu centymetr�w zas�ania�a twarz na wysoko�ci oczu, si�gaj�c p�at�w skroniowych. Kry�a w sobie detektor fal �wietlnych wraz z przetwornikiem, maj�cym za zadanie przekazywa� obrazy wprost do o�rodk�w wzrokowych. Na zewn�trz wystawa�y tylko teleskopowe czujniki, przydaj�c obliczu obel-borta niesamowitego wygl�du. Metalowa p�ytka wype�nia�a brakuj�cy fragment potylicy. Kompozycj� podkre�la�y odstaj�ce od nagiej czaszki uszy i krzywy, haczykowaty nos. Ubir nuf Dem przypomnia� sobie o codziennych obowi�zkach, skutkiem czego na jego twarzy zago�ci� wyraz pos�pnej irytacji. Nie cierpia�, gdy cokolwiek odrywa�o go od ulubionych zaj��, polegaj�cych g��wnie na odkurzaniu olbrzymiej kolekcji rodzinnych klejnot�w i segregowaniu dzie� sztuki b�d�cych wytworem nie tylko ludzkich r�k. Bowiem Ubir nuf Dem by� prawdziwym mi�o�nikiem pi�kna, a tajemnice uwi�zione w migotliwych kamieniach pobudza�y w jego duszy najdelikatniejsze struny skrywanej przed �wiatem wra�liwo�ci. Jedyne zmartwienie obel-borta polega�o na tym, �e nie m�g� nikomu przekaza� opieki nad posiadanym skarbem. Pot�ny r�d nuf Dem�w, si�gaj�cy swymi korzeniami czas�w sprzed Wielkiej Kolonizacji, rozsypa� si� po pr�niowych szlakach, a jego g��wna linia mia�a wygasn�� wraz z bezpotomnym zgonem Ubira, kt�ry � mimo stosunkowo m�odego wieku � by� bezp�odny niczym wypalona gwiazda. Ostatni z nuf Dem�w spojrza� na serdeczny palec swojej prawej r�ki, opleciony misternie rze�bion� spiral� rodowego pier�cienia. Bezcenny drobiazg, kt�ry zniknie z tego �wiata, je�li nie zdarzy si� cud... Nie ma cud�w, nie ma �adnej nadziei. Bolesny skurcz zd�awi� piersi. Ha, trudno! B�dzie, co by� musi. Cienie dumnych przodk�w spoliczkuj� Ubira bezlitosnym wzrokiem, gdy wkroczy do ich kr�lestwa nios�c na palcu dow�d w�asnej niemocy. I c� im wtedy odpowie? � O Gwiazdo Promienna, dlaczego obarczy�a� mnie takim brzemieniem?! Ponure my�li opanowa�y obel-borta. Dla poprawienia nastroju w��czy� muzyk� i zas�uchany w wibruj�ce kaskady d�wi�k�w ruszy� w stron� jadalni. � Chod�, Chief. Pora na �niadanie. Skrzyd�ak wzbi� si� w powietrze i przelatuj�c tu� nad g�ow� Ubira, wpad� do s�siedniego pomieszczenia. Oczekuj�cy tam s�u�bot, na widok wchodz�cego obel-borta odsun�� wysokie, ozdobne krzes�o stoj�ce u szczytu d�ugiego sto�u, wspartego na dw�ch przezroczystych kolumnach. Na �cianie, tu� nad miejscem przeznaczonym dla g�owy rodu, wisia�o god�o nuf Dem�w: symbol niesko�czono�ci otoczony kr�giem, z kt�rego rozbiega�y si� promieni�cie t�czowe smugi. Chief wyda� nagle kr�tki, chrapliwy okrzyk i l�duj�c na stole zacz�� nerwowo spacerowa� po matowym blacie. Ubir spojrza� uwa�nie na swojego pupila, kt�ry macha� gwa�townie b�oniastymi skrzyd�ami, ponawiaj�c gniewne sygna�y. � C� tak ci� niepokoi, Chief? � spyta� obel-bort siadaj�c przy stole. � Czy co� si� wydarzy�o? Skrzyd�ak stan�� tu� przed nim, przest�puj�c szybko z nogi na nog�. W tej samej chwili ma�y aparat znajduj�cy si� na przegubie lewej r�ki Ubira zacz�� migota� pomara�czowym �wiat�em. � Mia�e� racj�, Chief. Kto� nam przeszkadza podczas �niadania. Musia�o si� wydarzy� co� naprawd� powa�nego � obel-bort dotkn�� b�yskaj�cego punktu. � Fatalnie si� zaczyna ten nowy dzie� � pomy�la�. � Na pewno jakie� k�opoty. I jak zwykle zwal� to wszystko na moj� g�ow�. W milczeniu obserwowa� wyrastaj�c� z pod�ogi kolumn� �wiat�a, postanawiaj�c w duchu, �e pozb�dzie si� intruza jak najszybciej. Gdy jednak posta� rozm�wcy przybra�a dostrzegalny kszta�t, prze�kn�� tylko �lin� i nieznacznie sk�oni� g�ow�. � Chwa�a S�o�cu, obel-borcie � us�ysza� znajomy, d�wi�czny g�os. � I Dzieciom Jego � odpowiedzia� odruchowo. Spogl�da�a na niego z wysoka badawczym, zielonoz�ym wzrokiem, poprawiaj�c d�oni� niesforne, kr�tko przyci�te blond w�osy. Kombinezon delikatnie zaznacza� jej kobiece kszta�ty, od kt�rych uroku obel-bort, mimo olbrzymich wysi�k�w, uwolni� si� nie potrafi�. � Mam do ciebie ma�� pro�b� � powiedzia�a po kr�tkiej chwili milczenia. � My�l�, �e mi nie odm�wisz. � Dobrze my�li � skonstatowa� Ubir nuf Dem w duchu, ubolewaj�c jednocze�nie nad swoj� s�abo�ci�. W obliczu tej kobiety czu� si� zawsze ma�ym, naiwnym ch�opcem, kt�ry dla otrzymania ulubionych �akoci got�w jest pokona� najbardziej nawet karko�omne przeszkody. � Dlaczego si� nie odzywasz? Czy�by� nie chcia� ju� ze mn� rozmawia�? � Nie, sk�d�e � zaprzeczy� szybko. O wiele za szybko. Gardzi� sob� i tym s�u�alczym tonem, z jakim odpowiada� na jej pytania. � Zastanawia�em si� tylko... � Nad czym? � zabrzmia�o to jakby m�wi�a: �Czy ty w og�le potrafisz si� zastanawia�?�. � Nie przypuszcza�em, �e zobacz� ci� tak szybko... � Mniejsza o to � nie pozwoli�a mu doko�czy�, za co by� jej nawet wdzi�czny. � Kreator Fuertad zjawi si� zaraz u ciebie. Osobi�cie. Ma zamiar z�o�y� oficjaln� skarg� na nadzorc� poziomu adaptacyjnego, czyli na mnie. � Kreator Fuertad! � wykrzykn�� Ubir nuf Dem. A czeg� ten ba�wan chce od ciebie? � przechadza� si� wzd�u� sto�u, by unikn�� badawczego wzroku kobiety. � To dobrze, �e Fuertad ma dosy� jej wyskok�w � my�la�. � Stary dziwak, ale tylko on jeden mo�e pom�c mi uwolni� si� od niej. Ka�dego innego omota�aby swoimi sztuczkami. Ka�dego, z wyj�tkiem tej kar�owatej zasuszonej mumii. Chwa�a ci kreatorze! Zatrzyma� si� tu� przed przestrzenn� projekcj� kobiecej postaci. � Mo�esz by� spokojna, Liz � powiedzia� patrz�c jej prosto w oczy. � Fuertad nic nie zwojuje. � Przecie� nawet nie wiesz, o co mu chodzi � parskn�a gniewnie. � Stary g�upiec � Ubir nuf Dem wzruszy� lekcewa��co ramionami. � Na pewno czepia si�, jak to zwykle on. Nic nowego. � Oskar�y mnie o dzia�anie na szkod� Zwi�zku Solarnego � powiedzia�a spokojnie Lizey. � Jego zdaniem ponosz� odpowiedzialno�� za �mier� jednego z umrzyk�w. Musia�am zdekompletowa� ostatni transport i Fuertad zacz�� si� piekli�. Dobrze wiesz, jakie on ma wp�ywy w Radzie. � R�d nuf Dem�w zasiada� w Radzie od pocz�tku jej istnienia � stwierdzi� obel-bort z dum�. � A na Gelwonie ja jestem komendantem, a nie Fuertad. Nie powinna� o tym zapomina�. � B�d� pami�ta�, obiecuj� � sk�oni�a g�ow�, a Ubirowi zdawa�o si�, �e dostrzega na jej twarzy ironiczny u�mieszek. 4. Natarczywe �wiat�o przebi�o si� przez powieki i zaatakowa�o siatk�wk�, powoduj�c niezno�ny b�l. Tom szarpn�� g�ow� w bok i zaraz tego po�a�owa�. Wn�trze czaszki rozchybota�o si� gwa�townie, zupe�nie jakby znudzone osiad�ym trybem �ycia p�kule stwierdzi�y, �e pora opu�ci� dotychczasow� siedzib� i poszuka� sobie nowego miejsca. W uszach zago�ci� odg�os w�ciek�ej nawa�nicy, zsynchronizowany z falowaniem rozbe�tanego m�zgu. Tom j�kn�� i d�wi�k ten przy��czy� si� do rycz�cej burzy, zwielokrotniony bezlitosnym echem. � Masz, wypij � czyje� rami� obj�o go wp� i podtrzyma�o w pozycji siedz�cej. Krztusi� si� prze�ykaj�c jaki� p�yn o ohydnym smaku. � Nic innego w tym barze nie serwuj�, ale pomaga, znam to z autopsji. Tom wycharcza� co� w rodzaju podzi�kowania i opad� bezw�adnie na pos�anie. Po kilku minutach stwierdzi� z zadowoleniem, �e niezno�ne ko�ysanie mija, a towarzysz�cy mu huk rozszala�ego oceanu zamienia si� w ledwie s�yszalny szmer. � Zupe�nie jak klin � pomy�la� i bardzo ostro�nie uchyli� kurtyn� powiek. �wiat�o nie by�o ju� tak bolesne, a raczej �renice zacz�y spe�nia� swoj� funkcj�. Pocieszaj�ce. Spr�bowa� usi���. � Ostro�nie � niewyra�na posta� zamajaczy�a przed oczami Edginsa. � Nie wygl�dasz jeszcze najlepiej � g�os znajomy, ale twarz nie mog�a wpasowa� si� w �aden fragment postrz�pionej przesz�o�ci. Otoczenie powoli nabiera�o konkretnych kszta�t�w, rozmazane plamy sygnalizowa�y swoje, w�a�ciwe znaczenie. Niewielka, pod�u�na sala o p�kolistym sklepieniu, obszerne podium spoczynkowe dla kilku os�b i majacz�cy prostok�t wej�cia. � Umeblowanie wi�cej ni� skromne � pomy�la� Tom unosz�c si� na �okciach. Chcia� powiedzie� co� na powitanie, ale s�owa ugrz�z�y w opuchni�tej krtani. Z trudem prze�kn�� g�st� �lin�. Troch� lepiej. Tykowaty m�czyzna z nienaturalnie nabrzmia�� twarz� pom�g� mu usi���, drugi sta� oparty o �cian�, przygl�daj�c si� temu z oboj�tn� min�. Trzeci by� mutantem. Le�a� na wznak ze wzrokiem wbitym w sufit. Mo�e spa�, bo oczy mia� do po�owy przys�oni�te b�onami mru�nymi. � Gdzie my jeste�my? wychrypia� Tom, zwracaj�c si� do pochylonego nad nim m�czyzny. � Gelwona � kr�tka odpowied� eksplodowa�a z niezwyk�� si��. Gelwona! Nazwa, kt�r� us�ysza� po raz pierwszy wychodz�c z komory transferacyjnej, wyda�a mu si� teraz dziwnie znajoma; jakby tkwi�a ukryta gdzie� g��boko w zakamarkach pod�wiadomo�ci, czekaj�c tylko odpowiedniej chwili. I to irracjonalne prze�wiadczenie, �e dotar� do miejsca swego przeznaczenia. Bez sensu, zupe�nie bez sensu. � Co to jest, ta Gelwona? Wyp�ywaj�cy z uci��liwego milczenia chichot by� jedyna odpowiedzi�. Oparty o �cian� m�czyzna stan�� nad Edginsem i wykrzywi� twarz w sardonicznym u�miechu. � Rzecz w tym, �e nikt nie wie � wycedzi�. � Poza nami. Ale my st�d nie wyjdziemy i dalej nikt nie b�dzie wiedzia�. Kapujesz? � Daj spok�j � tykowaty pr�bowa� roz�adowa� atmosfer�, jednak robi� to bez przekonania. � Pyta, wi�c odpowiadam � drugi m�czyzna wzruszy� gniewnie ramionami. � A mo�e ci si� zdaje, �e nie mam racji? Tykowaty nie podj�� zaczepki. Zwiesi� tylko g�ow�, a z ca�ej jego postaci bi�o poczucie kl�ski i �agodna rezygnacja. � Niedobrze z nim � pomy�la� Edgins. � Facet jest ju� psychicznym trupem. Oddycha tylko z przyzwyczajenia. � Rozejrza� si� po sali. � Gdzie tu jest kibel? � spyta�. � Co? � tykowaty spojrza� na niego nieprzytomnie, a potem wyci�gn�� przed siebie r�ce. Rozcapierzone palce dygota�y jak w febrze. � Dlaczego to wszystko tak si� trz�sie?! � krzykn�� nagle. � Wy��czcie silniki! Wy��czcie! � przycisn�� pi�ci do skroni i dr�a� ca�y, kul�c si� pod �cian�. Tom w pierwszym odruchu chcia� przyskoczy� do niego � nie wiadomo w�a�ciwie po co, bo i tak nie wiedzia� jak pom�c � ale gdy spr�bowa� wsta�, zakr�ci�o mu si� w g�owie i klapn�� z powrotem na pos�anie. � Czego tak stoisz, bydlaku! � krzykn�� do nieruchomej sylwetki drugiego m�czyzny. � Zr�b co�! � Na imi� mam Jab � powiedzia� tamten spokojnym tonem. � Jab Rostman. A wychodek jest tam � wskaza� r�k� wn�k�, kt�ra by�a za plecami Edginsa. Tykowaty wci�� j�cza� � teraz ju� ciszej, jak skrzywdzony szczeniak. Tom zakl�� i pokonuj�c bezw�ad mi�ni dotar� do skulonej postaci. Kiedy uk�ada� wstrz�sane rytmicznymi drgawkami cia�o na w�asnym pos�aniu i okrywa� je szorstkim kocem, Jab nawet nie drgn��. � Wszystko wpadnie w rezonans � mamrota� tykowaty p�aczliwie. � Ca�a sekcja si� rozsypie. Wy��czcie, b�agam... dlaczego nikt tego nie wy��czy? � wtuli� twarz w koc i rozszlocha� si� na dobre. � �cierwa � wysycza� Tom. � Co oni z nim zrobili? Dostrzeg� pe�n� czark� stoj�c� w pobli�u �pi�cego mutanta. Wyci�gn�� r�k�. � Zostaw � w�skie wargi uchyli�y si� nieznacznie, ale by�a to jedyna zmiana, jak� zdo�a� zauwa�y�. Si�gn�� jeszcze raz. � Powiedzia�em: zostaw � powt�rzy� mutant. Jego okr�g�e, lekko wy�upiaste oczy ani na chwil� nie oderwa�y si� od sufitu. � Ty parszywy jajorodku! � wybuchn�� Tom chwytaj�c naczynie. � Powiedz co� jeszcze, a rozwal� ci pysk. � Chyba nie masz zamiaru go otru�? � s�cz�ce si� z ust mutanta s�owa zabarwione by�y �liskim akcentem, pot�guj�cym wra�enie inno�ci. � Otru�? � Zmieni�em troch� budow� cz�steczek. Niewiele, ale organizm ssaka tego nie zniesie. Edgins ostro�nie zamoczy� j�zyk i rozpozna� ten sam obrzydliwy nap�j, jakim go uraczono w chwili przebudzenia. Jednocze�nie poczu�, �e kto� wyrywa mu naczynie z r�k. Mutant sta� przed nim ko�ysz�c si� na pa��kowatych nogach. � �eby nie by�o niejasno�ci � jednym ruchem chlusn�� zawarto�ci� na pod�og� i odda� Edginsowi pust� czark�. � Potem m�g�by� mie� do mnie pretensje � wr�ci� na swoje miejsce i u�o�y� si� wygodnie. � Gdyby ci doczepi� ogon... � zacz�� Tom, ale w tym samym momencie koniec j�zyka zapiek� �ywym ogniem. Pospiesznie splun��. � Niepotrzebnie mnie obra�asz � mutant wyci�gn�� r�k� wskazuj�c le��cy pomi�dzy nimi koc. Edgins przez chwil� przygl�da� si� bezw�osemu ramieniu, kt�rego b�yszcz�ca, niemal przezroczysta sk�ra prze�witywa�a pl�tanin� �y�, �ci�gien i mi�ni. Dopiero potem przeni�s� wzrok na ciemne plamy w miejscach, gdzie upad�y krople przeobra�onego p�ynu. Po plecach przew�drowa� mu zimny dreszcz. Obserwuj�cy to wszystko z bezpiecznej odleg�o�ci Jab zbli�y� si� teraz i wyj�wszy z r�k Edginsa puste naczynie, wszed� do wn�ki. Tykowaty, opatulony po same uszy, ci�gle jeszcze dr�a� pop�akuj�c jak niemowl�. Jego nienaturalnie rozszerzone �renice przypomina�y dwie czarne studnie, w kt�rych Tom bezskutecznie pr�bowa� doszuka� si� przeb�ysku �wiadomo�ci. Tym skwapliwiej przyj�� od Jaba nape�nione naczynie i wsp�lnymi si�ami wmusili kilka �yk�w w zaci�ni�te kurczowo usta. � Czy naprawd� nie ma tu nic innego? � spyta� Edgins krzywi�c si� na samo wspomnienie. Jab pokr�ci� przecz�co g�ow�. � Za ka�dym razem pytasz o to samo � powiedzia� z wyrzutem. � Jak to �za ka�dym razem�? � Tom spojrza� na niego podejrzliwie. � Normalnie. Budzisz si� i nic nie pami�tasz. On zreszt� te� � Jab wskaza� na tykowatego, kt�ry przesta� j�cze� i spa� spokojnie z zamkni�tymi oczami. � Wielkie Nieba � j�kn�� Edgins. � Jak to mo�liwe? � Widocznie mo�liwe, skoro jest. � A ty? � Ja w og�le nie sypiam � wzruszy� ramionami Jab. � Chocia� tutaj ch�tnie bym zamkn�� oczy � doda� znalem. � Ale nie mog�, rozumiesz? Nie mog�. Taki ju� jestem... � zawiesi� g�os, jakby w obawie, �e powiedzia� za du�o. � Zaprogramowany � doko�czy� za niego Edgins. � Zgenotypowany � poprawi� go Jab. � Zreszt�, nazwij to jak chcesz. W ka�dym razie jestem bardziej cz�owiekiem ni� ten tam � obaj jednocze�nie spojrzeli na le��cego w nie zmienionej pozycji mutanta. � Rozumiem � u�miechn�� si� Tom. � Solidarno�� ssak�w, tak? Jab nie dostrzeg� ukrytej drwiny, a je�li nawet, to nie da� po sobie pozna�. � On jest niebezpieczny � ci�gn�� g�osem zni�onym do konspiracyjnego szeptu. � Te zdolno�ci, kt�re ujawni�, s� ju� wystarczaj�cym dowodem. A my nawet nie wiemy, co on jeszcze potrafi. Edgins kiwa� g�ow� my�l�c zupe�nie o czym� innym. � Ciekawe, dlaczego trzymaj� nas razem � zastanawia� si� � zamiast, tak jak na pocz�tku, wpakowa� ka�dego do osobnej celi. Chyba nie ze wzgl�du na brak miejsca, bo w takim pomieszczeniu bez trudu zmie�ci�oby si� jeszcze kilka os�b. Przypomnia� sobie poziom adaptacyjny i d�ugi szereg szaro odzianych postaci. Skoro oni czterej �yj�, to w takim razie pozostali te� chyba maj� si� nie najgorzej. � To wszystko jest dok�adnie zaplanowane i zorganizowane � my�la� Tom � a zatem musi prowadzi� do jakiego� celu. Inaczej nikt by si� nie bawi� w tak� ciuciubabk�. Transforacja ka�dego kilograma masy kosztuje setki tysi�cy erg�w. Nie trwoni si� takiej ilo�ci energii bez powodu, jeste�my wi�c komu� do czego� potrzebni. To pocieszaj�ce. �eby tak jeszcze wiedzie� komu i do czego? � powi�d� spojrzeniem po g�adkich �cianach pomieszczenia, a potem skierowa� wzrok ku g�rze. � Komu i do czego? � powt�rzy� p�g�osem natr�tne pytanie. 5. � Transforacja ka�dego kilograma masy kosztuje setki tysi�cy erg�w � m�wi� skrzekliwie kreator Fuertad. � Nie jeste�my instytucja charytatywn� i pan, obel-borcie, doskonale zdaje sobie z tego spraw�. Ci skaza�cy s� nam zbyt potrzebni, aby�my mogli tolerowa� nieodpowiedzialne wybryki prowadz�ce do marnowania cennego materia�u. Sporz�dzi�em ju� na ten temat odpowiedni raport i chcia�bym, �eby pan zapozna� si� z jego tre�ci�. � Kiedy? � spyta� Ubir nuf Dem nie przestaj�c obserwowa� wn�trza celi, w kt�rej przebywa� Edgins z tr�jk� wsp�wi�ni�w. Kopu�a inwigilacyjna przepuszcza�a obraz tylko w jednym kierunku, jednak obel-bort odni�s� dziwne wra�enie, �e spogl�daj�cy w g�r� cz�owiek obserwuje go. Na wszelki wypadek wycofa� si� za barierk�. � Pan mnie w og�le nie s�ucha! � w g�osie kreatora zabrzmia�a nuta z trudem hamowanej irytacji. � Och, najmocniej przepraszam � Ubir nuf Dem odwr�ci� si� w stron� zasuszonego starca, kt�ry siedzia� w op�ywowym fotelu. � Ostatnio bywam roztargniony � dorzuci� wyja�niaj�cym tonem. � A co si� tyczy pa�skiego raportu, mog� go przejrze� w ka�dej chwili. Cho�by zaraz. � Jest tutaj � kreator wyci�gn�� r�k�. Na dzieci�co ma�ej d�oni le�a� b�yszcz�cy kr��ek mnemogramu. Ubir nuf Dem uj�� go ostro�nie w dwa palce, uwa�aj�c przy tym, by nie dotkn�� pomarszczonej sk�ry. Kreator Fuertad wygl�da� tak, jakby mia� si� rozsypa� przy lada podmuchu. � Dobrze, �e tu nie ma przeci�g�w, prawda Chief? � powiedzia� obel-bort patrz�c na swego ulubie�ca. Skrzyd�ak przekrzywi� g�ow� i przest�pi� kilkakrotnie z nogi na nog�, a w powietrzu rozleg� si� przenikliwy syk. � Kiedy uzyskam pa�sk� opini�? � przypomnia� o swoim istnieniu kreator. � S�dz�, �e mo�na z tym poczeka� do jutra � mrukn�� Ubir nuf Dem. � Niech on si� wreszcie odczepi � pomy�la� przesy�aj�c w stron� zasuszonej mumii uprzejmy grymas. � Jego g�os rozstraja m�j system nerwowy, niszcz�c efekt porannej kontemplacji. Czuj� si� coraz gorzej. � Wrzuci� kr��ek mnemogramu do kieszeni i nie zwracaj�c uwagi na kreatora g�aska� b�yszcz�c� sier�� skrzyd�aka. W drugim ko�cu obszernej hali grupa ludzi w ciemnowi�niowych strojach krz�ta�a si� wok� kanciastej sylwetki wahad�owca. Na kad�ubie statku i znikaj�cych w �adowni kontenerach wida� by�o okr�g�e znaki Zwi�zku Solarnego. St�umiony odleg�o�ci� szum pracuj�cych maszyn dzia�a� usypiaj�co i Ubir nuf Dem z trudem powstrzyma� ziewanie. � Jak tam, moje robaczki? � mrukn�� zagl�daj�c ponownie do wn�trza celi. � Mam nadziej�, �e si� wam tutaj podoba�o. Nie macie zreszt� du�ego wyboru... Siedz�cy na barierce skrzyd�ak balansowa� w prz�d i w ty�, a jego przenikliwy wzrok spoczywa� na czw�rce wi�ni�w. D�o� obel-borta zbli�y�a si� do g�owy ulubie�ca, lecz zatrzymana gniewnym piskiem zawis�a w powietrzu. � C� to za humory, Chief? � obruszy� si� Ubir nuf Dem. Skrzyd�ak podskoczy� i zatoczywszy kr�g nad kopu�� inwigilacyjn� wyl�dowa� mu na ramieniu. Ci�gle piszcza�. � Wiem, wiem � obel-bort u�miechn�� si� ze zrozumieniem. � Ten stary dure� mo�e ka�dego wyprowadzi� z r�wnowagi. Na szcz�cie ju� go nie ma � fotel kreatora znika� w�a�nie w drzwiach pobliskiej windy � wi�c nie b�dziemy sobie zaprz�ta� nim g�owy, prawda? Ubir nuf Dem ruszy� powoli wzd�u� barierki, za kt�r� wida� by�o d�ugi szereg kopu� inwigilacyjnych. Niekt�re pulsowa�y seledynowym blaskiem, ale wi�kszo�� z nich smuci�a oczy obel-borta widokiem wygaszonych promiennik�w. Gelwona prze�ywa�a wyra�ny kryzys, co sta�o w jawnej sprzeczno�ci z projektem rozbudowy, jaki kreator Fuertad przedstawi� na ostatnim posiedzeniu Rady. Co� trzeba b�dzie z tym fantem zrobi�, ale co, tego Ubir nuf Dem nie wiedzia� i prawd� m�wi�c niewiele go to interesowa�o. Kolumna ciemnowi�niowych postaci, prowadzona przez m�odszego borta, przemaszerowa�a w pobli�u, honoruj�c komendanta regulaminowym pozdrowieniem. � Widocznie jacy� nowi � pomy�la� Ubir nuf Dem. � �wie�y zapas armatniego mi�sa. Poruszaj� si� tak dziarsko, bo nie wiedz� jeszcze, w jakie piek�o wpadli. Ciekawe, ilu z nich zostanie przy zdrowych zmys�ach? Doszed� do zastrze�onego pionu komunikacyjnego i wym�wiwszy aktualne has�o, czeka�, obserwuj�c pracuj�cych przy wahad�owcu ludzi. Poruszali si� ospale, a dowodz�cy grup� oficer w og�le nie interweniowa�, zaj�ty puszczaniem k�ek papierosowego dymu. W pewnej chwili ta�moci�g stan�� � jeden z kontener�w tkwi� zaklinowany w w�skiej prowadnicy. Ludzie kln�c szarpali d�wignie bloku dyspozycyjnego; pomara�czowe �wiat�a rytmiczn� pulsacj� sygnalizowa�y defekt urz�dzenia. Sapn�y drzwi windy i Ubir nuf Dem, odgrodziwszy si� plecami od panuj�cego w hali rozgardiaszu, wszed� do �rodka. � Chyba ju� czas na po�udniowy posi�ek � mrucza� pod nosem. � Powinienem co� zje��, czuj� to. Racjonalne od�ywianie jest podstaw� dobrego samopoczucia. Wyj�� z kieszeni b�yszcz�cy kr��ek mnemogramu i obr�ci� go w palcach, u�miechaj�c si� do w�asnych my�li. Kreator Fuertad postawi� go w sytuacji bez wyj�cia. To dobrze, bardzo dobrze. Obel-bort Ubir nuf Dem musi teraz post�powa� zgodnie z procedur�. Wszystko obwarowane sztywnymi przepisami � �adnych w�tpliwo�ci, waha�, unik�w. Po prostu idealne rozwi�zanie! Winda zastopowa�a z g�uchym siekni�ciem, a przez otwarte drzwi ws�czy� si� ciep�y, liliowo-z�oty blask poziomu oficerskiego. Rozga��ziony korytarz wabi� okruchami szalonych wspomnie�. � Dlaczego tu przyjecha�em? � zastanawia� si� Ubir nuf Dem. � Przecie� wcale nie mam zamiaru do niej i��. W ka�dym razie nie teraz. Gdzie� w gardle poczu� drapanie. Pami�� przywo�ywa�a obraz nami�tnej kochanki, budz�c rozpaczliwe ko�atanie serca. Bezwolny, okrutnie bezwolny � nawet teraz mia� ochot� rozdepta� kr��ek mnemogramu, zamieniaj�c obarczone pami�ci� kryszta�ki w bia�y mia�, kt�ry jutro usun� automaty oczyszczaj�ce. Mimo tylu doznanych upokorze� wci�� jeszcze karmi� si� nadziej�, jak ostatni g�upiec. Czy naprawd� nie znajdzie w sobie do�� si�y? � Poczciwy, stary Fuertad � u�miech zago�ci� na obliczu Obel-borta. � Chyba ofiaruj� mu jeden z tetryjskich pos��k�w. Pod�wiadomo�� bez kontroli umys�u prowadzi�a go labiryntem korytarzy, odtwarzaj�c po raz nie wiadomo kt�ry t� sam� drog�. Zatrzyma� si� dopiero pod drzwiami znajomego segmentu mieszkalnego. Wyci�gn�� r�k� w kierunku awizora. � Niezmiernie mi przykro, Liz, ale sprawa wysz�a poza moje kompetencje. � Usprawiedliwiaj�ce zdania nasuwa�y si� z natr�tn� gorliwo�ci�. � Zbyt p�no mnie o wszystkim poinformowa�a�. � B�dzie udawa� wsp�czucie, mo�e nawet zdecyduje si� na czu�e przygarni�cie jej do siebie. � Daj spok�j � powie. Ostatecznie wr�cisz na Ziemi� bogata jak ma�o kto, a przecie� zawsze o tym marzy�a�... Wyci�gni�ta r�ka zwis�a bezw�adnie wzd�u� cia�a. � Nie mog� tam wej�� � stwierdzi� ze smutkiem. � Ona od razu przejrzy ca�� gr�. W og�le nie b�dzie chcia�a ze mn� rozmawia�. Zawr�ci� i z nisko zwieszon� g�ow� powl�k� si� pod pr�d w�asnej nami�tno�ci. Jaka� cz�� jego umys�u aprobowa�a takie post�powanie, ale... W�a�nie! Jedno ma�e, �mieszne �ale�! Sk�d te w�tpliwo�ci? Dlaczego si� waha? Dlaczego nie sta� go na podj�cie ostatecznej decyzji? Czeka�, zostawiaj�c bieg sprawy obowi�zuj�cym paragrafom, to pozby� si� raz na zawsze wszystkich k�opot�w zwi�zanych z osob� Lizey Myrmall. Ale czy naprawd� tego chce? Czy jej nieobecno�� nie stanie si� m�czarni�, k�amstwem rzuconym sobie samemu w twarz? By� szcz�liwym �mieciem znaczy nieraz wi�cej ni� ofiarowa� mog� zmaterializowane czarodziejskim gestem obietnice wymy�lonych bog�w. � Przecie� to wszystko da si� jeszcze odwr�ci� � Ubir nuf Dem przystan�� i my�la� gor�czkowo. � Gdybym wprowadzi� Procedur� Obszaru Zamkni�tego... Znajd� jakie� wyt�umaczenie, w ostateczno�ci zaaran�uj� sytuacj� o wymaganym stopniu zagro�enia. �aden problem, wystarczy dobrze to rozegra�... � z ka�d� chwil� czu� si� coraz bardziej przekonany, �e nale�y post�pi� w ten, a nie inny spos�b. � Lizey b�dzie mog�a zosta� na Gelwonie. Dzi�ki mnie. Wiem, jak jej na tym zale�y. Musi tylko obieca�... Znowu sta� przed jej segmentem mieszkalnym i wpatrywa� si� w szczelin� mi�dzy framug� a skrzyd�em drzwi. Wysz�a? Ale dok�d? Musia�by chyba s�ysze�... � A mo�e... � piek�ce ��d�o zazdro�ci zrani�o dusz� obel-borta. � Mo�e kto� tam jest?!! Twarz potomka rodu nuf Dem�w zamieni�a si� w posagowa mask�. Krok do ty�u, potem drugi. Kr��ek mnemogramu przyjemnie zaci��y� na d�oni, koj�c rozj�trzon� ran� pewno�ci� nadci�gaj�cej zemsty 6. Opu�ciwszy wn�trze kabiny regeneracyjnej, Lizey przesz�a do g��wnego pomieszczenia swojego segmentu, zanurzaj�c stopy w puszystym pod�o�u. Niech�tnym spojrzeniem obrzuci�a sk��bione pos�anie widoczne w g��bi przytulnej nawy spoczynkowej. To nie by� najlepszy pomys�. Nie odczuwa�a �adnej satysfakcji, a wspomnienie zach�annych poca�unk�w dra�ni�o tylko wypiel�gnowan� dum�. � Jeszcze jeden wyskok pomy�la�a z niesmakiem. � Jeszcze jeden dzielny, za�liniony samiec. Ale� oni s� �mieszni! Wystarczy troch� zakr�ci� ty�kiem, zrobi� zach�caj�c� mink� i ca�e stado waruje pod drzwiami, czekaj�c na swoj� kolejk�. Zawsze gotowi, zawsze ch�tni do zabawy rozklejaj�cej monotoni� lepkiego czasu. Podniecaj� si� tak szybko, by r�wnie szybko zgubi� zapa� i zainteresowanie. A potem te upokarzaj�ce spojrzenia i wyszczerzone w lubie�nym u�miechu z�by. �eby� ty jeden z drugim wiedzia�, jak beznadziejnie to robicie. W�adcy �wiata, tw�rcy cywilizacji, prokreatorzy nowych istnie�, skazanych na powtarzanie tych samych b��d�w. Zarzuci�a na ramiona przejrzyst� tunik� i usiad�a przed op�ywowym pulpitem harmotronu. Fragment konsoli odp�yn�� w bok, ods�aniaj�c skomplikowan� klawiatur� instrumentu. Delikatne, niemal pieszczotliwe mu�ni�cie kobiecej d�oni o�ywi�o szare ekrany pl�tanin� r�nokolorowych linii. � Za ka�dym razem to samo � wyszepta�a Liz. � Jestem na siebie w�ciek�a, a potem wszystko si� powtarza. � Palce uderzy�y w klawisze wywo�uj�c niski, basowy ton. Przechyliwszy na bok g�ow� s�ucha�a przez chwil� w skupieniu, rozja�niaj�c nieco barw� podk�adu. � Tak b�dzie lepiej � mrukn�a. Odchylona do ty�u prowadzi�a praw� r�k� nostalgiczn� improwizacj�. Dr��ca ledwie s�yszaln� wibracj� melodia w�drowa�a niespiesznie po skali, skojarzona z barwn� projekcj� optycznego przetwornika. Cz�� pomieszczenia zala�a b��kitna po�wiata, poci�ta mistern� paj�czyn� pomara�czowych mgnie�. Liz przelewa�a w tworzon� na poczekaniu muzyk� ca�� swoj� gorycz i �al. Lekkimi dotkni�ciami palc�w kreowa�a uczucie rozmarzonego szcz�cia towarzysz�ce pierwszej i jedynej mi�o�ci. M�czyzna, kt�rego imi� wykre�lone zosta�o raz na zawsze z pami�ci kobiety, wprowadzi� j� w �wiat niebotycznych uniesie� i porzuci� � dysonansowy akord zgrzytliwym ci�ciem zburzy� istniej�cy nastr�j. Melodia rwa�a si� w spazmach nie spe�nionego fina�u i w ko�cu zgin�a, zduszona coraz szybszymi skokami �kaj�cych ton�w. Zmiana barwy � teraz ju� zupe�nie inne brzmienia, inne motywy. �aden z temat�w nie trwa� jednak d�u�ej ni� kilka takt�w, tak �e nie mo�na by�o ich w �aden spos�b zapami�ta�, rozdzieli�. Zla�y si� w jeden chaotyczny ci�g, daj�c obraz �ycia kobiety � �ycia przepojonego wstr�tem i rozpaczliwym po��daniem. � Nienawidz� ich, nienawidz�... � czo�o Lizey przeci�a pionowa bruzda, przygryzione wargi zastyg�y w drapie�nym ugi�ciu. Zerwa�a si� sprzed harmotronu i pobieg�a prosto w migotliw� kurtyn� �wiate�. Chwytaj�c r�kami powietrze pr�bowa�a z�apa� drgaj�ce w fantomatycznym pl�sie barwy, obj�� je, przytuli�. Wymyka�y si� chciwym dotyku d�oniom, palcom rozwartym w �akn�cym ge�cie, wibruj�c w takt podtrzymywanego przez instrument rytmu. � Nie potrzebuj� was! � krzykn�a zatrzymuj�c si� gwa�townie. � Potrafi� sama! Sama... � sztywno wyprostowana wysz�a z wielobarwnego kr�gu i skr�ci�a w stron� nawy spoczynkowej. Obok pos�ania sta�a niewysoka szafka, na kt�rej pyszni�a si� kwiecistym ornamentem misternie wykonana szkatu�ka. Odskoczy�o ko�ciane wieko ods�aniaj�c kilkana�cie bia�ych kr��k�w rozsypanych na aksamitnym dnie. � Sama � powt�rzy�a z g�uch� determinacj� Liz. Przez chwil� walczy�a jeszcze ze zniewalaj�c� si��, chwytaj�c powietrze p�ytkimi oddechami. Wreszcie wyci�gni�ta r�ka zanurzy�a si� we wn�trzu szkatu�ki i gorzkawy smak kryszta�owych drobin wykrzywi� twarz kobiety. Czym pr�dzej popi�a bia�e okruchy aromatycznym nektarem i siedz�c, na brzegu pos�ania czeka�a ze wzrokiem wbitym w pod�og�. � Ju� � szepn�a, czuj�c jak koniuszki palc�w zaczynaj� sygnalizowa� swoj� obecno�� wra�eniem dziwnego ssania. � Zaraz b�dzie dobrze... � g�owa chwia�a si� coraz bardziej, oci�a�e my�li pulsowa�y pod czaszk� w rytm przyspieszonych uderze� t�tna. Po kr�tkiej chwili wszystko wr�ci�o do normy, a umys� pogr��y� si� w nastroju radosnej beztroski. Wyrzuciwszy ramiona w g�r�, tanecznym krokiem wybieg�a z nawy spoczynkowej, nape�niaj�c otoczenie perlistym �miechem. Harmotron ci�gle jeszcze powtarza� ostatnie takty przerwanej impresji, podtrzymuj�c migotliwe falowanie barwnego korowodu. Liz zasiad�a ponownie przed instrumentem i szybkimi ruchami dziwnie lekkich d�oni wyprowadzi�a zap�tlony motyw z martwego kr�gu. Rozsadza�o j� uczucie szalonej lekko�ci; by�a silna � tak silna, �e mog�aby powstrzyma� wirowanie gwiazd. I chocia� pami�ta�a gorzki smak kryszta�owych okruch�w, wydawa�o jej si� to zupe�nie naturalne � jak lekarstwo za�ywane podczas choroby. Projekcja o�ywionych przez muzyk� �wiate� przyci�ga�a wzrok, mami�c wyobra�ni� ca�� gam� barwnych skojarze�. Liz opu�ci�a powieki, pragn�c skoncentrowa� si� wy��cznie na d�wi�ku. Nie mog�a. Jakie� wspomnienie uporczywie ko�ata�o do bram �wiadomo�ci � wspomnienie cz�owieka zamkni�tego w przezroczystym cylindrze. Widzia�a jego poruszaj�ce si� usta, pi�ci uniesione w ge�cie bezsilnej w�ciek�o�ci i wype�nione �miertelnym przera�eniem oczy. � Nie rozumiem � potrz�sn�a g�ow� jakby w ten spos�b chcia�a odp�dzi� natr�tny obraz. Znik�, lecz na jego miejscu pojawi� si� drugi � zmi�ty strz�p cz�owieka rozci�gni�tego na twardej, pokrytej cienkim materacem p�ce. Szarpie go za rami�, a on patrzy na ni� tak jako� dziwnie, jakby... � To z tej ostatniej grupy � przypomnia�a sobie. � Wi�zie� numer co� tam dwana�cie � grymas gniewu zeszpeci� twarz Lizey. � Dlaczego w�a�nie on? Przecie� nawet nie wiem, jak si� nazywa! Poczu�a na sobie ci�ar czyjego� wzroku i czym pr�dzej poderwa�a powieki. Skrzydlaty maszkaron s