6965
Szczegóły |
Tytuł |
6965 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6965 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6965 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6965 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MAREK HEMERLING
DIABELSKA
MASKARADA
1989
Moim Rodzicom
0.
Tom Edgins zjawi� si� na Ziemi po zako�czeniu zwyci�skiej kampanii Zwi�zku
Solarnego przeciwko Planetom Rindu. Uznany za zaginionego sp�dzi� d�ugi czas w niewoli i
dopiero rozejm, na mocy kt�rego przeprowadzono wymian� je�c�w wojennych, pozwoli� mu
wr�ci� do opuszczonego przed trzema laty domu. Zasta� w nim swoj� �on� Iris i obcego
m�czyzn� � bardzo zdziwionych i niezadowolonych z przybycia nie�yj�cego przecie�
bohatera. Nie chcieli go nawet wpu�ci� za pr�g, zaryglowa� wi�c od zewn�trz wszystkie
wyj�cia, a nast�pnie podpali� budynek i czeka�. Parterowy modu�owiec sp�on�� doszcz�tnie
wraz z dwojgiem zamkni�tych w �rodku ludzi.
Tom Edgins zosta� skazany na �mier� za zbrodni� najwy�szego formatu: w czasie po�aru
ogie� strawi� rosn�c� w pobli�u domu k�p� rachitycznego bzu � jedyn� ro�lin� w promieniu
tysi�ca metr�w. Trybuna� Miejski z przys�uguj�cego mu prawa �aski nie skorzysta�.
1.
W kilkana�cie godzin po og�oszeniu wyroku skazaniec zosta� wprowadzony do kopu�y
strace�. Oczekiwa�o go tam pi�ciu bia�o odzianych egzekutor�w, kt�rzy mieli nadzorowa�
przebieg ceremonii. Jeden z nich wyst�pi� krok do przodu i nie zdejmuj�c zas�aniaj�cej twarz
maski powiedzia�:
� Tomaszu Edgins. Zgodnie z obowi�zuj�cym prawem mo�esz wyrazi� swoje ostatnie
�yczenie, b�d� powierzy� nam s�owa, kt�re chcia�by� komu� przekaza�.
Skazaniec podni�s� wzrok i milcza� przez chwil�, zastanawiaj�c si� nad sensem tego, co
us�ysza�. Nie mia� nikomu nic do przekazania. Ju� nie mia�. W�asnymi r�kami obr�ci� w
popi� to, co stanowi�o jedyn� tre�� jego �ycia. A �yczenie? Jakie �yczenie mo�e mie�
cz�owiek id�cy na �mier�? Nic mu nie przychodzi�o do g�owy.
� Mam pytanie � odezwa� si� wreszcie st�umionym g�osem.
� S�ucham.
� Czy... Czy nie ma ju� �adnej szansy, to znaczy... Czy mo�liwe jest... � zawaha� si� �
cofni�cie lub zmiana wyroku?
� W �wietle obowi�zuj�cego prawa nie ma takiej mo�liwo�ci.
� A wi�c za�atwmy to jak najszybciej i niech szlag trafi was i wasze pieprzone prawa.
Posta� w masce unios�a r�k�, daj�c swoim asystentom sygna� do rozpocz�cia ceremonii.
W centralnym punkcie kopu�y strace�, na okr�g�ym cokole, umocowany by� fotel, do kt�rego
podprowadzono skaza�ca. Z delikatnym szcz�kiem metalowe klamry unieruchomi�y
przeguby r�k i n�g, obj�y ramiona i skronie. Milcz�ce sylwetki egzekutor�w cofn�y si� pod
�cian� kopu�y, a fotel wraz z coko�em drgn�� i uniesiony od spodu kolumn� d�wigara
rozpocz�� powoln� w�dr�wk� w stron� sufitu. Oczekuj�cy tam kolisty otw�r sygnalizowa�a
ciemna plama w jednostajnej bieli sklepienia.
� Co za krety�ski koniec � pomy�la� Tom.
Nigdy bym nie uwierzy�...
Wpatrywa� si� w coraz bli�szy otw�r, kt�ry nagle zap�on�� b��kitn� po�wiat�, ukazuj�c
�rodek �lepego cylindra. Po kr�tkiej chwili fotel dotar� na odpowiedni� wysoko��, a okr�g�y
wlot zosta� szczelnie wype�niony przez uniesiony cok�. �wiat�o zacz�o pulsowa� zmiennym
rytmem, to ja�niej�c, to zn�w pogr��aj�c w ciemno�ciach wn�trze pomieszczenia.
Skazaniec czeka�. Czeka�, a� kto� znajduj�cy si� na zewn�trz b��kitnego cylindra dotknie
ma�ego przycisku, uwalniaj�c w ten spos�b wi�zk� �miertelnych infrad�wi�k�w. W
doskona�ej ciszy coraz g�o�niej bi�o serce, coraz wyra�niejszy by� szum krwi pulsuj�cej w
skroniach.
� A jednak si� boj� � stwierdzi� Tom z gorycz�. � Boj� si�, chocia� nie zostawi�em za
sob� nic, do czego bym pragn�� wr�ci�. Jakie to �mieszne.
Gdyby nie kr�puj�ce go klamry, z pewno�ci� wzruszy�by ramionami. M�g� jednak tylko
zamkn�� oczy i czeka�.
� Strasznie d�ugo � wymrucza� po chwili. � Czy oni tego nie rozumiej�? Hej tam, do
ci�kiej cholery! � wrzasn��. � Czy wy tego nie rozumiecie?! Banda skurwieli � doda� ju�
ciszej, jakby na w�asny u�ytek.
Okropnie powoli mija czas.
Pomi�dzy pojedynczymi uderzeniami t�tna jest miejsce na retrospekcyjne obrazy z
ko�cz�cego si� �ycia d�ugie projekcje zastyg�ych w bezruchu twarzy, zapami�tanych
krajobraz�w, drobnych, pozornie bezu�ytecznych przedmiot�w, kt�rych widok d�awi krta�
uczuciem niepoj�tego wzruszenia. Koniec. To wszystko nale�y ju� do przesz�o�ci, a chwila
tera�niejsza wyklucza mo�liwo�� zaistnienia przysz�o�ci.
� Szybciej. Na wszystkie �wi�to�ci Nieba i Ziemi, nie ka�cie mi d�u�ej czeka� � b�agalny
szept wype�nia wn�trze zamkni�tego cylindra.
Okropnie powoli mija czas.
Lecz przecie� mija.
B��kitne �wiat�o zmieni�o swoj� barw� i twarz skaza�ca pogr��y�a si� w upiornej zieleni.
Jednocze�nie Tom poczu�, jak przez jego cia�o przelatuje ledwie zauwa�alna fala ciep�a.
Zaraz potem o�rodek r�wnowagi zasygnalizowa� utrat� orientacji przestrzennej i... wszystko
wr�ci�o do normy.
� Umar�em?
St�umiony chichot narasta� powoli, przeobra�aj�c si� w atak histerycznego �miechu.
� Koniec, kanalie! S�yszeli�cie?! Koniec! Tom Edgins jest ju� trupem, kt�remu mo�ecie
nagwizda�! Zgodnie z liter� prawa i sumie...! � dziki okrzyk urwa� si� jak uci�ty no�em.
�ciana cylindra przesz�a niezrozumia�� metamorfoz� � sta�a si� zupe�nie przezroczysta, a
po jej drugiej stronie wida� by�o fragment amfiteatralnie u�o�onych schod�w, kt�rych szczyt
gin�� w p�mroku. Kierowany odruchem Tom skr�ci� g�ow� w bok, zapominaj�c o
kr�puj�cych cia�o uchwytach. Lecz klamry nie stawi�y �adnego oporu! Nie trac�c czasu na
niepotrzebne dociekania uwolni� si� z obj�� fotela i opar� plecami o niewidoczn� �cian�
cylindra. Serce �omota�o rytmem rozbudzonej nadziei.
Dopiero teraz zauwa�y�, �e schody s� tylko z jednej strony, natomiast z drugiej znajdowa�
si� wylot szerokiego tunelu o �ukowatym sklepieniu.
� Jaka� awaria � przebieg�o mu przez g�ow�. � Mo�e uda mi si� st�d wydosta�.
B�yskawicznie obmaca� wkl�s�� tafl� przezroczystej klatki, lecz d�onie wsz�dzie
napotyka�y lit� powierzchni�. Wskoczy� na oparcie fotela, by stwierdzi�, �e od g�ry wyj�cie
te� jest zamkni�te niewidzialn� pokryw�. Spr�bowa� j� poruszy�, ale spocone d�onie �lizga�y
si� tylko, nie znajduj�c punktu zaczepienia. W odruchu bezsilnej w�ciek�o�ci uderzy� pi�ci�
w przejrzyst� zapor�. Zad�wi�cza�a g�ucho, nie ust�puj�c ani na milimetr.
� Musi by� jaki� spos�b � mamrota� Tom. Chaotyczne spojrzenia lustrowa�y otoczenie,
my�li wirowa�y pod czaszk�, analizuj�c w jednej sekundzie tysi�ce szalonych wariant�w
ocalenia. Na pr�no. Desperacki atak na �cian� cylindra by� ju� tylko ostatnim atakiem
skrajnej rozpaczy, kt�ra opanowa�a umys� skaza�ca. Osun�� si� bezw�adnie i znieruchomia� z
twarz� rozp�aszczon� na przezroczystej barierze. P�aka�.
Po zewn�trznej stronie cylindra kto� sta�. Tom poczu� na sobie natarczywe spojrzenie i
podnosz�c g�ow� ujrza� podkute, si�gaj�ce kolan buty, oddalone o metr od jego oczu. Wzrok
pow�drowa� wy�ej, rejestruj�c po drodze szczeg�y ciemnowi�niowego stroju, ze zdobi�cymi
naramienniki emblematami borta, by na koniec oprze� si� na twarzy kr�tko ostrzy�onej
kobiety. By�a wysoka, na pewno wy�sza od Edginsa. W r�ku trzyma�a kszta�tny kask
zwie�czony fantazyjnym pi�ropuszem. �mia�a si�.
Tom nie wytrzyma�.
� I z czego si� �miejesz, suko?! � zawy� gwa�townie. � Dobij mnie albo id� precz!
Nie odpowiedzia�a. Nie mog�a mu odpowiedzie� przez �ciany d�wi�koch�onnego
cylindra. Wykrzywi�a tylko usta w ironicznym grymasie i przes�awszy Tomowi gest
z�o�liwego pozdrowienia, odesz�a majestatycznym krokiem, nikn�c u szczytu amfiteatralnych
schod�w. Odprowadzi� j� d�ugim spojrzeniem, pe�nym nienawi�ci.
� Sta�o si�. Ju� wiedz�. Szlag by trafi�... � zagryz� wargi a� do krwi. � Cholernie ma�o
czasu. Za chwil� tu b�d�. Partacze, nawet ukatrupi�... A ja � nic... nic... nic...! Cholerny �wiat!
Cholerne, �mierdz�ce �cierwa w bia�ych r�kawiczkach! Przecie� musi by� jakie� wyj�cie!
Obmaca� dok�adnie fotel. Spr�bowa� oderwa� fragment por�czy. Bez rezultatu �
tworzywo by�o bardzo wytrzyma�e. Zajrza� pod sp�d. Konstrukcja stanowi�a lit� ca�o��
wtopion� w pod�o�e. Najmniejszych szans. Go�ymi r�kami nic nie zrobi.
Powietrze w cylindrze by�o coraz ci�sze. Tom poj��, �e je�li nie wydostanie si� w ci�gu
kilku minut, grozi mu �mier� przez uduszenie. Zrezygnowany usiad� z powrotem w fotelu,
chc�c uspokoi� my�li i przeanalizowa� jeszcze raz ca�� sytuacj�. Rozwi�zania nie znalaz�.
� Pozostaje wi�c zdechn�� tu na chwa�� cywilizowanego kodeksu i cel�w wy�szych �
stwierdzi� z gorycz�.
W g��bi tunelu zab�ys�o silne �wiat�o. Zbli�a�o si�, rosn�c z ka�d� sekund�.
� Ju� s� � zamkn�� oczy i westchn�� g��boko. � Szybko si� uwin�li.
Niewielki poduszkowiec zastopowa� kilka metr�w przed skaza�cem. Wyskoczy�o z niego
dw�ch ros�ych facet�w w ciemnowi�niowych strojach. Tom obserwowa� ich spod
przymru�onych powiek. Jeden z przyby�ych powiedzia� co� do aparatu umocowanego na
przegubie lewej r�ki i w chwil� p�niej przezroczysty cylinder zacz�� unosi� si� w g�r�. Do
wn�trza klatki wtargn�a fala �wie�ego powietrza, przesyconego jakim� dziwnym, nieznanym
zapachem.
� Pospieszcie si� � dobieg� g�os z wn�trza poduszkowca. � Kabina musi by� gotowa za
kwadrans.
Ciemny pas oznaczaj�cy doln� kraw�d� cylindra znieruchomia� p�tora metra nad g�ow�
Edginsa. Faceci podeszli bli�ej.
� Wsta� � powiedzia� ten z prawej.
� Nie chce mi si�.
� Cz�owieku, nie mamy czasu na ja�ow� dyskusj�. Wstawaj.
� Odpieprz si� � wycedzi� powoli Tom, nie zmieniaj�c pozycji. � Je�eli chcecie mnie
wyko�czy�, zr�bcie to tutaj, zaraz. Mam ju� do�� �a�enia i czekania na swoj� kolejk� do
za�wiat�w.
Faceci spojrzeli na siebie.
� Ale uparty � powiedzia� ten z lewej. Brakowa�o mu przednich siekaczy i �miesznie
zniekszta�ca� s�owa.
� Cz�owieku! � zacz�� drugi. � Nikt ci� nie ma zamiaru wyka�cza�.
� Nie zalewaj, przecie� jest wyrok. Chyba nie dosta�em w ostatniej chwili u�askawienia?
� Wyrok zosta� wykonany.
Tom rozdziawi� usta ze zdziwienia.
� Co?!
� Wyrok zosta� wykonany. Na Ziemi. Ale w tej chwili znajdujesz si� w przej�ci�wce
Gelwony. Komora transforacyjna, kojarzysz?
Nie kojarzy�. Nie mog�o mu si� pomie�ci� w g�owie. Po c� mieliby go ekspediowa� na
jak�� tam Gelwon�, skoro... Nigdy nie s�ysza� tej nazwy. Uk�ad, planeta, stacja bazowa czy
mo�e jednostka Floty Solarnej? Co tu si� w og�le dzieje?
Nie dali mu pomy�le�.
� Wstajesz sam, czy mamy ci pom�c?
Wyra�nie nie �artowali w ich d�oniach pojawi�y si� przenikacze.
� Przypuszczalnie nie zale�y im na mojej �mierci, skoro maj� przy sobie tylko takie
zabawki � w g�owie Edginsa panowa� kompletny chaos. � Niech mnie szlag, je�li cokolwiek z
tego wszystkiego rozumiem.
Sko�owany do granic mo�liwo�ci ruszy� w kierunku poduszkowca.
2.
Mia� sen. �ni�o mu si�, �e umar�. Cia�o zamkni�te w hermetycznym pojemniku sun�o
chybotliwym ta�moci�giem, odbywaj�c swa ostatni� w�dr�wk� do rozpalonego wn�trza pieca
kremacyjnego. Wpadaj�c tam uczu� potworny �ar i zobaczy�, jak topi� si� �cianki
oddzielaj�ce go od ca�kowitego unicestwienia. Chcia� krzycze�, lecz z ust doby� si� tylko
zd�awiony j�k. Run�� w szalej�ce morze p�omieni, kt�re spragnionymi �eru j�zorami si�gn�o
�apczywie po now� ofiar�. Na moment przed ostateczn� utrat� �wiadomo�ci zerwa� si�
roztrz�siony i zlany potem.
Siedzia� na twardej, pokrytej cienkim materacem p�ce, kt�ra s�u�y�a mu za pos�anie. Po
przeciwnej stronie kwadratowej celi, na wyrastaj�cym ze �ciany blacie, sta�y naczynia z
resztkami nie doko�czonego posi�ku. Powl�k� si� tam i z dna p�ytkiej czarki wyliza� ostatnie
drobiny wilgoci, kt�re nie zd��y�y wyparowa� w dusznej atmosferze pomieszczenia. Potem
za�omota� w drzwi. Dopiero po minucie uporczywego stukania rozleg� si� cichy trzask.
� Czego? � pop�yn�� spod sufitu opryskliwy g�os.
Tom zadar� g�ow�, lecz natychmiast zamkn�� oczy o�lepiony sp�ywaj�cymi z g�ry
potokami �wiat�a.
� No! � stra�nik by� wyra�nie zniecierpliwiony. � Czego sobie �yczymy?
� Gor�co... pi� � s�owa z trudem przeciska�y si� przez trawione pragnieniem wargi.
� Przycisk nad blatem z lewej � i stra�nik wy��czy� si�.
To nie by�a woda, jednak Tom trzykrotnie nape�nia� czark� i wypija� j� duszkiem. Gdy
wr�ci� na pos�anie, natychmiast wessa�a go czarna przepa�� snu.
Wysoki, zawodz�cy d�wi�k pojawi� si� nie wiadomo kiedy i nie wiadomo sk�d. Wype�ni�
ca�� przestrze�, zacieraj�c granic� pomi�dzy tym co poza a tym co w �rodku. Jak wtedy, na
Astaborze, podczas wariackiego rajdu, kt�ry sko�czy� si� schwytaniem ca�ej formacji w
kolapsow� pu�apk�... i p�niej, gdy otoczony kr�giem rinda�skich widm, b�aga� oprawc�w o
szybszy koniec. O nieba! Czy nie ma ju� ucieczki przed tym koszmarem?!
Po przebudzeniu czu� si� bardzo �le � gor�czka, zawroty g�owy, wra�enie dziwnego
ssania w koniuszkach palc�w... Nie mog�c znale�� wygodnej pozycji spr�bowa�
pospacerowa� po celi i omal nie zwali� si� na pod�og�. Usiad� ostro�nie na brzegu pos�ania...
Widocznie znowu zasn��, bo w pewnym momencie stwierdzi�, �e le�y wci�ni�ty w k�t,
maj�c r�k� zdr�twia�� od zbyt d�ugiego niedokrwienia. Masowa� j� uparcie, by jak najszybciej
min�o nieprzyjemne mrowienie.
Nie wiedzia�, ile czasu min�o od chwili, gdy wprowadzono go do tej celi. Wszed� tu
prosto z kabiny poduszkowca, eskortowany przez dw�ch stra�nik�w. Mog�o to by� kilka
godzin albo kilka dni temu. Polecono mu czeka�. C� innego m�g�by robi� cz�owiek
zamkni�ty w tym idiotycznym sze�cianie? Czeka� wi�c i my�la�, pr�buj�c zrozumie� sytuacj�,
w kt�rej si� znalaz�. Z miernym skutkiem.
...pochyli�a si� nad nim, m�wi�c co� pieszczotliwym tonem. By�a podobna do jego
nie�yj�cej matki, ale gdy popatrzy� na ni� uwa�nie, dostrzeg� twarz swojej �ony, kt�r�
postanowi� zabi�. Pami�ta�, �e zrobi�a co� strasznego. Co�, czego nie potrafi� jej przebaczy�.
Nigdy.
Wyt�aj�c wszystkie si�y podni�s� si�, ale ona by�a ci�gle ponad nim. Nie m�g� jej
dosi�gn��. �mia�a si�, zach�caj�c go do ponowienia pr�by.
� Ruszaj si�! � wo�a�a g�osem, kt�ry dudni� w uszach powoduj�c bolesne skurcze czaszki.
� Szybciej!!!
Pokonuj�c bezw�ad mi�ni stan�� na r�wne nogi, opieraj�c si� dr��cymi r�kami o �cian�
celi.
� Idziemy.
Wysz�a pierwsza przez otwarte drzwi. Powl�k� si� za ni�, z trudem utrzymuj�c
r�wnowag�. Przed oczami lata�y mu czarne p�aty, w g�owie szala� orkan spl�tanych my�li.
� O rany! � j�kn�� rozpaczliwie. � Wszystko mi si� pieprzy...
Na korytarzu sta�o w r�wnym szeregu kilkunastu m�czyzn. Ubrani byli w identyczne
bluzy � pozbawione kieszeni i zasuw � lu�ne spodnie i niezgrabne chodaki; ca�o�� w
jednostajnym szarym kolorze. Mieli ogolone g�owy, co powodowa�o, �e wszyscy wydawali
si� do siebie podobni. Tom, pchni�ty przez kt�rego� ze stra�nik�w, stan�� pos�usznie na
ko�cu szeregu. Patrz�c na swoich s�siad�w nie m�g� powstrzyma� si� od dotkni�cia w�asnej
potylicy � d�o� natrafi�a na g�adk� sk�r�.
Wysoka kobieta, z naszywkami borta na ramionach, komenderowa�a grup� pi�ciu
osi�k�w w ciemnowi�niowych kombinezonach. Otwierali w�a�nie drzwi do kolejnych celi.
� Lizey Myrmall � odczyta� Tom z patki identyfikacyjnej, kt�r� dostrzeg� na ozdobionym
pi�ropuszem kasku. Ca�kiem �adne imi�. Lizey, Liz...
Ostro rzucony rozkaz przeci�� powietrze, przywracaj�c poczucie rzeczywisto�ci. Kobieta
sz�a wzd�u� szeregu, przygl�daj�c si� uwa�nie poszczeg�lnym twarzom.
� Co za okropna baba � pomy�la� Tom. � Zachowuje si� tak, jakby ca�a ta impreza
sprawia�a jej wyj�tkowo du�� przyjemno��. Wygl�da na to, �e ma tutaj sporo do powiedzenia.
� Jeszcze raz przejecha� palcami po wygolonej czaszce. � Ciekawe, kiedy oni zd��yli mnie
tak za�atwi�? � chcia� wsadzi� r�ce w kieszenie spodni, ale d�onie obsun�y si� po szorstkim
materiale. � Jasne, ciuchy te� zosta�y zmienione.
Apatycznie przygl�da� si�, jak z s�siedniej celi wyprowadzano tykowatego m�czyzn� o
podkr��onych oczach. Rozbiegane spojrzenie, ruchy pozbawione pe�nej synchronizacji;
wygl�da� jak pijany, a kiedy stan�� ko�o Edginsa, zatoczy� si� nagle i by�by z pewno�ci� run��
na pod�og�, gdyby ten nie podtrzyma� go ramieniem.
� Dzi�kuj�, bracie. Dzi�kuj�... � spuchni�ta twarz zwr�ci�a si� w stron� Toma, kt�ry
skin�� tylko g�ow� i wbi� wzrok w czubki krety�skich chodak�w. By�y o kilka numer�w za
du�e. Czu� si� g�upio � zupe�nie jakby jego wygl�d mia� teraz jakiekolwiek znaczenie.
W tym momencie stra�nicy rozsun�li nast�pne drzwi. Wytoczy� si� z nich pokrwawiony
kszta�t cz�owieka i rycz�c zwierz�cym g�osem run�� na najbli�sz� posta� odzian� w
ciemnowi�niowy kombinezon. Trwa�o to zaledwie sekund�, nie d�u�ej. Tom zd��y� tylko
dostrzec upadaj�cego stra�nika i gotuj�c� si� do nowego skoku sylwetk� atakuj�cego.
Potworny wrzask zamar� w p� tonu. Kobieta podesz�a do le��cego bezw�adnie cia�a,
trzymaj�c odblokowany przenikacz w wypiel�gnowanej d�oni. Ironiczny u�miech zago�ci� na
jej ustach, nadaj�c twarzy wyraz odpychaj�cego okrucie�stwa.
� Potw�r � wymamrota� stoj�cy obok Edginsa cz�owiek.
Szereg zafalowa�, ale w tej samej chwili wyloty pi�ciu a�urowych emiter�w zwr�ci�y si�
w stron� stoj�cych pod �cian�.
� Nie radz� pr�bowa� � twarz kobiety przypomina�a teraz mask� sfinksa.
Poturbowany stra�nik zbiera� si� powoli. Jedna r�ka zwisa�a mu bezw�adnie wzd�u�
tu�owia, drug� usi�owa� zatamowa� krew p�yn�c� z rozci�tego policzka. Tom odczuwa� przez
sekund� co� w rodzaju wsp�czucia dla tego cz�owieka, ale widok odblokowanych
przenikaczy u�wiadomi� mu beznadziejno�� w�asnego po�o�enia.
� Mam dosy� � stwierdzi� w duchu. � Dosy� tej zwyrodnia�ej kobiety, ca�ego �wiata i
siebie samego. � To wszystko jest jedn� wielka paranoj�. Powinienem ju� nie �y� tak by by�o
chyba najlepiej.
Przesta� zwraca� uwag� na to, co si� wok� niego dzia�o. Jego umys� funkcjonowa� na
zwolnionych obrotach; jakby odurzony jak�� trucizn�.
Le��cy na pod�odze cz�owiek poruszy� si� i j�kn��. Kobieta podesz�a do �ciennego
autofonu.
� Na poziomie adaptacyjnym mieli�my drobne nieporozumienie � m�wi�a w mikrofon. �
Przy�lijcie serwomed z obs�ug�. Czternastka w stanie szoku; chyba kto� wpakowa� mu
podw�jn� dawk� FZ-et�w. Ciut za du�o jak na pocz�tek. Aha � przypomnia�a sobie o
poturbowanym stra�niku � Kleft jest ranny. Nic powa�nego, ale po�pieszcie si�.
Przerwa�a po��czenie, nie czekaj�c na odpowied�.
� A wy � zwr�ci�a si� do stoj�cego pod �cian� rz�du milcz�cych postaci � jazda.
Subtrowiec czeka za rogiem.
3.
Nic tak nie poprawia samopoczucia jak masa� biognetyczny, dlatego te� obel-bort Ubir
nuf Dem od niego rozpoczyna� ka�dy nowy dzie� swojego �ycia. Pod�piewuj�c fa�szywie
melancholijne frazy nowo zas�yszanej melodii, czeka�, a� trzy otaczaj�ce go s�u�boty
zako�cz� uk�adanie fa�d obszernej koszuli. Potem odprawi� je ruchem r�ki i przeszed� do
wspania�ego salonu, kt�rego wn�trze spreparowane by�o na wz�r starogreckiej �wi�tyni.
Sprotezowanym wzrokiem ogarn�� rz�dy smuk�ych kolumn i marmurowe pos�gi
wymy�lonych bog�w. Wygl�da�y imponuj�co.
� Pi�kne, cudowne, wielkie � mrucza� do siebie, upajaj�c si� skarbami antycznego �wiata.
� Prawdziwa sztuka, tak, tak... Popatrz, Chief � powiedzia� do rozespanego skrzyd�aka, kt�ry
siedzia� na brzegu ofiarnego sto�u. � To wszystko istnia�o kiedy� naprawd�. Ludzie najpierw
wyobrazili sobie te wspania�e rzeczy, zbudowali je, a potem... � za�mia� si� z jak�� dziwn�,
�a�osn� satysfakcj�. � No c�, potem zniszczyli. Zrobili to jednym ruchem r�ki. O, tak �
nacisn�� ledwie widoczny, rubinowy punkt w naro�niku kamiennej bry�y. �wi�tynia
rozp�yn�a si� w powietrzu, a jej miejsce zaj�o wn�trze przestronnego, niemal pustego
pokoju. Ubir nuf Dem sta� ko�o kanciastego mebla, kt�ry jeszcze przed chwil� by�
marmurowym sto�em ofiarnym.
� Tak to ju� jest z tymi lud�mi, Chief � doda�. � Nie ma dla nich nic �wi�tego.
Skrzyd�ak przygl�da� mu si� przez moment, ko�ysz�c nieznacznie �bem osadzonym na
d�ugiej szyi; wreszcie wyda� z siebie przenikliwy syk i wznowi� przerwan� toalet�, czesz�c
ostrym dziobem sko�tunion� sier�� koloru zwi�d�ych li�ci.
� Masz racj� � Ubir nuf Dem pokiwa� g�ow�, aprobuj�c tym samym reakcj� swojego
ulubie�ca. � Masz zupe�n� racj�. Wszystko to funta k�ak�w nie warte.
Poprawi� aparat optyczny, kt�ry mia� wmontowany w czaszk�. Czarna, b�yszcz�ca obr�cz
o szeroko�ci pi�ciu centymetr�w zas�ania�a twarz na wysoko�ci oczu, si�gaj�c p�at�w
skroniowych. Kry�a w sobie detektor fal �wietlnych wraz z przetwornikiem, maj�cym za
zadanie przekazywa� obrazy wprost do o�rodk�w wzrokowych. Na zewn�trz wystawa�y tylko
teleskopowe czujniki, przydaj�c obliczu obel-borta niesamowitego wygl�du. Metalowa p�ytka
wype�nia�a brakuj�cy fragment potylicy. Kompozycj� podkre�la�y odstaj�ce od nagiej czaszki
uszy i krzywy, haczykowaty nos.
Ubir nuf Dem przypomnia� sobie o codziennych obowi�zkach, skutkiem czego na jego
twarzy zago�ci� wyraz pos�pnej irytacji. Nie cierpia�, gdy cokolwiek odrywa�o go od
ulubionych zaj��, polegaj�cych g��wnie na odkurzaniu olbrzymiej kolekcji rodzinnych
klejnot�w i segregowaniu dzie� sztuki b�d�cych wytworem nie tylko ludzkich r�k. Bowiem
Ubir nuf Dem by� prawdziwym mi�o�nikiem pi�kna, a tajemnice uwi�zione w migotliwych
kamieniach pobudza�y w jego duszy najdelikatniejsze struny skrywanej przed �wiatem
wra�liwo�ci. Jedyne zmartwienie obel-borta polega�o na tym, �e nie m�g� nikomu przekaza�
opieki nad posiadanym skarbem. Pot�ny r�d nuf Dem�w, si�gaj�cy swymi korzeniami
czas�w sprzed Wielkiej Kolonizacji, rozsypa� si� po pr�niowych szlakach, a jego g��wna
linia mia�a wygasn�� wraz z bezpotomnym zgonem Ubira, kt�ry � mimo stosunkowo
m�odego wieku � by� bezp�odny niczym wypalona gwiazda.
Ostatni z nuf Dem�w spojrza� na serdeczny palec swojej prawej r�ki, opleciony misternie
rze�bion� spiral� rodowego pier�cienia. Bezcenny drobiazg, kt�ry zniknie z tego �wiata, je�li
nie zdarzy si� cud... Nie ma cud�w, nie ma �adnej nadziei. Bolesny skurcz zd�awi� piersi. Ha,
trudno! B�dzie, co by� musi. Cienie dumnych przodk�w spoliczkuj� Ubira bezlitosnym
wzrokiem, gdy wkroczy do ich kr�lestwa nios�c na palcu dow�d w�asnej niemocy. I c� im
wtedy odpowie?
� O Gwiazdo Promienna, dlaczego obarczy�a� mnie takim brzemieniem?!
Ponure my�li opanowa�y obel-borta. Dla poprawienia nastroju w��czy� muzyk� i
zas�uchany w wibruj�ce kaskady d�wi�k�w ruszy� w stron� jadalni.
� Chod�, Chief. Pora na �niadanie.
Skrzyd�ak wzbi� si� w powietrze i przelatuj�c tu� nad g�ow� Ubira, wpad� do s�siedniego
pomieszczenia. Oczekuj�cy tam s�u�bot, na widok wchodz�cego obel-borta odsun�� wysokie,
ozdobne krzes�o stoj�ce u szczytu d�ugiego sto�u, wspartego na dw�ch przezroczystych
kolumnach. Na �cianie, tu� nad miejscem przeznaczonym dla g�owy rodu, wisia�o god�o nuf
Dem�w: symbol niesko�czono�ci otoczony kr�giem, z kt�rego rozbiega�y si� promieni�cie
t�czowe smugi.
Chief wyda� nagle kr�tki, chrapliwy okrzyk i l�duj�c na stole zacz�� nerwowo spacerowa�
po matowym blacie. Ubir spojrza� uwa�nie na swojego pupila, kt�ry macha� gwa�townie
b�oniastymi skrzyd�ami, ponawiaj�c gniewne sygna�y.
� C� tak ci� niepokoi, Chief? � spyta� obel-bort siadaj�c przy stole. � Czy co� si�
wydarzy�o?
Skrzyd�ak stan�� tu� przed nim, przest�puj�c szybko z nogi na nog�. W tej samej chwili
ma�y aparat znajduj�cy si� na przegubie lewej r�ki Ubira zacz�� migota� pomara�czowym
�wiat�em.
� Mia�e� racj�, Chief. Kto� nam przeszkadza podczas �niadania. Musia�o si� wydarzy�
co� naprawd� powa�nego � obel-bort dotkn�� b�yskaj�cego punktu. � Fatalnie si� zaczyna ten
nowy dzie� � pomy�la�. � Na pewno jakie� k�opoty. I jak zwykle zwal� to wszystko na moj�
g�ow�.
W milczeniu obserwowa� wyrastaj�c� z pod�ogi kolumn� �wiat�a, postanawiaj�c w duchu,
�e pozb�dzie si� intruza jak najszybciej. Gdy jednak posta� rozm�wcy przybra�a dostrzegalny
kszta�t, prze�kn�� tylko �lin� i nieznacznie sk�oni� g�ow�.
� Chwa�a S�o�cu, obel-borcie � us�ysza� znajomy, d�wi�czny g�os.
� I Dzieciom Jego � odpowiedzia� odruchowo.
Spogl�da�a na niego z wysoka badawczym, zielonoz�ym wzrokiem, poprawiaj�c d�oni�
niesforne, kr�tko przyci�te blond w�osy. Kombinezon delikatnie zaznacza� jej kobiece
kszta�ty, od kt�rych uroku obel-bort, mimo olbrzymich wysi�k�w, uwolni� si� nie potrafi�.
� Mam do ciebie ma�� pro�b� � powiedzia�a po kr�tkiej chwili milczenia. � My�l�, �e mi
nie odm�wisz.
� Dobrze my�li � skonstatowa� Ubir nuf Dem w duchu, ubolewaj�c jednocze�nie nad
swoj� s�abo�ci�. W obliczu tej kobiety czu� si� zawsze ma�ym, naiwnym ch�opcem, kt�ry dla
otrzymania ulubionych �akoci got�w jest pokona� najbardziej nawet karko�omne przeszkody.
� Dlaczego si� nie odzywasz? Czy�by� nie chcia� ju� ze mn� rozmawia�?
� Nie, sk�d�e � zaprzeczy� szybko. O wiele za szybko. Gardzi� sob� i tym s�u�alczym
tonem, z jakim odpowiada� na jej pytania. � Zastanawia�em si� tylko...
� Nad czym? � zabrzmia�o to jakby m�wi�a: �Czy ty w og�le potrafisz si� zastanawia�?�.
� Nie przypuszcza�em, �e zobacz� ci� tak szybko...
� Mniejsza o to � nie pozwoli�a mu doko�czy�, za co by� jej nawet wdzi�czny. � Kreator
Fuertad zjawi si� zaraz u ciebie. Osobi�cie. Ma zamiar z�o�y� oficjaln� skarg� na nadzorc�
poziomu adaptacyjnego, czyli na mnie.
� Kreator Fuertad! � wykrzykn�� Ubir nuf Dem. A czeg� ten ba�wan chce od ciebie? �
przechadza� si� wzd�u� sto�u, by unikn�� badawczego wzroku kobiety. � To dobrze, �e
Fuertad ma dosy� jej wyskok�w � my�la�. � Stary dziwak, ale tylko on jeden mo�e pom�c mi
uwolni� si� od niej. Ka�dego innego omota�aby swoimi sztuczkami. Ka�dego, z wyj�tkiem tej
kar�owatej zasuszonej mumii. Chwa�a ci kreatorze!
Zatrzyma� si� tu� przed przestrzenn� projekcj� kobiecej postaci.
� Mo�esz by� spokojna, Liz � powiedzia� patrz�c jej prosto w oczy. � Fuertad nic nie
zwojuje.
� Przecie� nawet nie wiesz, o co mu chodzi � parskn�a gniewnie.
� Stary g�upiec � Ubir nuf Dem wzruszy� lekcewa��co ramionami. � Na pewno czepia
si�, jak to zwykle on. Nic nowego.
� Oskar�y mnie o dzia�anie na szkod� Zwi�zku Solarnego � powiedzia�a spokojnie Lizey.
� Jego zdaniem ponosz� odpowiedzialno�� za �mier� jednego z umrzyk�w. Musia�am
zdekompletowa� ostatni transport i Fuertad zacz�� si� piekli�. Dobrze wiesz, jakie on ma
wp�ywy w Radzie.
� R�d nuf Dem�w zasiada� w Radzie od pocz�tku jej istnienia � stwierdzi� obel-bort z
dum�. � A na Gelwonie ja jestem komendantem, a nie Fuertad. Nie powinna� o tym
zapomina�.
� B�d� pami�ta�, obiecuj� � sk�oni�a g�ow�, a Ubirowi zdawa�o si�, �e dostrzega na jej
twarzy ironiczny u�mieszek.
4.
Natarczywe �wiat�o przebi�o si� przez powieki i zaatakowa�o siatk�wk�, powoduj�c
niezno�ny b�l. Tom szarpn�� g�ow� w bok i zaraz tego po�a�owa�. Wn�trze czaszki
rozchybota�o si� gwa�townie, zupe�nie jakby znudzone osiad�ym trybem �ycia p�kule
stwierdzi�y, �e pora opu�ci� dotychczasow� siedzib� i poszuka� sobie nowego miejsca. W
uszach zago�ci� odg�os w�ciek�ej nawa�nicy, zsynchronizowany z falowaniem rozbe�tanego
m�zgu. Tom j�kn�� i d�wi�k ten przy��czy� si� do rycz�cej burzy, zwielokrotniony
bezlitosnym echem.
� Masz, wypij � czyje� rami� obj�o go wp� i podtrzyma�o w pozycji siedz�cej. Krztusi�
si� prze�ykaj�c jaki� p�yn o ohydnym smaku.
� Nic innego w tym barze nie serwuj�, ale pomaga, znam to z autopsji.
Tom wycharcza� co� w rodzaju podzi�kowania i opad� bezw�adnie na pos�anie. Po kilku
minutach stwierdzi� z zadowoleniem, �e niezno�ne ko�ysanie mija, a towarzysz�cy mu huk
rozszala�ego oceanu zamienia si� w ledwie s�yszalny szmer.
� Zupe�nie jak klin � pomy�la� i bardzo ostro�nie uchyli� kurtyn� powiek. �wiat�o nie
by�o ju� tak bolesne, a raczej �renice zacz�y spe�nia� swoj� funkcj�. Pocieszaj�ce. Spr�bowa�
usi���.
� Ostro�nie � niewyra�na posta� zamajaczy�a przed oczami Edginsa. � Nie wygl�dasz
jeszcze najlepiej � g�os znajomy, ale twarz nie mog�a wpasowa� si� w �aden fragment
postrz�pionej przesz�o�ci.
Otoczenie powoli nabiera�o konkretnych kszta�t�w, rozmazane plamy sygnalizowa�y
swoje, w�a�ciwe znaczenie. Niewielka, pod�u�na sala o p�kolistym sklepieniu, obszerne
podium spoczynkowe dla kilku os�b i majacz�cy prostok�t wej�cia.
� Umeblowanie wi�cej ni� skromne � pomy�la� Tom unosz�c si� na �okciach. Chcia�
powiedzie� co� na powitanie, ale s�owa ugrz�z�y w opuchni�tej krtani. Z trudem prze�kn��
g�st� �lin�. Troch� lepiej.
Tykowaty m�czyzna z nienaturalnie nabrzmia�� twarz� pom�g� mu usi���, drugi sta�
oparty o �cian�, przygl�daj�c si� temu z oboj�tn� min�. Trzeci by� mutantem. Le�a� na wznak
ze wzrokiem wbitym w sufit. Mo�e spa�, bo oczy mia� do po�owy przys�oni�te b�onami
mru�nymi.
� Gdzie my jeste�my? wychrypia� Tom, zwracaj�c si� do pochylonego nad nim
m�czyzny.
� Gelwona � kr�tka odpowied� eksplodowa�a z niezwyk�� si��.
Gelwona! Nazwa, kt�r� us�ysza� po raz pierwszy wychodz�c z komory transferacyjnej,
wyda�a mu si� teraz dziwnie znajoma; jakby tkwi�a ukryta gdzie� g��boko w zakamarkach
pod�wiadomo�ci, czekaj�c tylko odpowiedniej chwili. I to irracjonalne prze�wiadczenie, �e
dotar� do miejsca swego przeznaczenia. Bez sensu, zupe�nie bez sensu.
� Co to jest, ta Gelwona?
Wyp�ywaj�cy z uci��liwego milczenia chichot by� jedyna odpowiedzi�. Oparty o �cian�
m�czyzna stan�� nad Edginsem i wykrzywi� twarz w sardonicznym u�miechu.
� Rzecz w tym, �e nikt nie wie � wycedzi�. � Poza nami. Ale my st�d nie wyjdziemy i
dalej nikt nie b�dzie wiedzia�. Kapujesz?
� Daj spok�j � tykowaty pr�bowa� roz�adowa� atmosfer�, jednak robi� to bez
przekonania.
� Pyta, wi�c odpowiadam � drugi m�czyzna wzruszy� gniewnie ramionami. � A mo�e ci
si� zdaje, �e nie mam racji?
Tykowaty nie podj�� zaczepki. Zwiesi� tylko g�ow�, a z ca�ej jego postaci bi�o poczucie
kl�ski i �agodna rezygnacja.
� Niedobrze z nim � pomy�la� Edgins. � Facet jest ju� psychicznym trupem. Oddycha
tylko z przyzwyczajenia. � Rozejrza� si� po sali. � Gdzie tu jest kibel? � spyta�.
� Co? � tykowaty spojrza� na niego nieprzytomnie, a potem wyci�gn�� przed siebie r�ce.
Rozcapierzone palce dygota�y jak w febrze.
� Dlaczego to wszystko tak si� trz�sie?! � krzykn�� nagle. � Wy��czcie silniki!
Wy��czcie! � przycisn�� pi�ci do skroni i dr�a� ca�y, kul�c si� pod �cian�.
Tom w pierwszym odruchu chcia� przyskoczy� do niego � nie wiadomo w�a�ciwie po co,
bo i tak nie wiedzia� jak pom�c � ale gdy spr�bowa� wsta�, zakr�ci�o mu si� w g�owie i
klapn�� z powrotem na pos�anie.
� Czego tak stoisz, bydlaku! � krzykn�� do nieruchomej sylwetki drugiego m�czyzny. �
Zr�b co�!
� Na imi� mam Jab � powiedzia� tamten spokojnym tonem. � Jab Rostman. A wychodek
jest tam � wskaza� r�k� wn�k�, kt�ra by�a za plecami Edginsa.
Tykowaty wci�� j�cza� � teraz ju� ciszej, jak skrzywdzony szczeniak. Tom zakl�� i
pokonuj�c bezw�ad mi�ni dotar� do skulonej postaci. Kiedy uk�ada� wstrz�sane rytmicznymi
drgawkami cia�o na w�asnym pos�aniu i okrywa� je szorstkim kocem, Jab nawet nie drgn��.
� Wszystko wpadnie w rezonans � mamrota� tykowaty p�aczliwie. � Ca�a sekcja si�
rozsypie. Wy��czcie, b�agam... dlaczego nikt tego nie wy��czy? � wtuli� twarz w koc i
rozszlocha� si� na dobre.
� �cierwa � wysycza� Tom. � Co oni z nim zrobili?
Dostrzeg� pe�n� czark� stoj�c� w pobli�u �pi�cego mutanta. Wyci�gn�� r�k�.
� Zostaw � w�skie wargi uchyli�y si� nieznacznie, ale by�a to jedyna zmiana, jak� zdo�a�
zauwa�y�. Si�gn�� jeszcze raz.
� Powiedzia�em: zostaw � powt�rzy� mutant. Jego okr�g�e, lekko wy�upiaste oczy ani na
chwil� nie oderwa�y si� od sufitu.
� Ty parszywy jajorodku! � wybuchn�� Tom chwytaj�c naczynie. � Powiedz co� jeszcze,
a rozwal� ci pysk.
� Chyba nie masz zamiaru go otru�? � s�cz�ce si� z ust mutanta s�owa zabarwione by�y
�liskim akcentem, pot�guj�cym wra�enie inno�ci.
� Otru�?
� Zmieni�em troch� budow� cz�steczek. Niewiele, ale organizm ssaka tego nie zniesie.
Edgins ostro�nie zamoczy� j�zyk i rozpozna� ten sam obrzydliwy nap�j, jakim go
uraczono w chwili przebudzenia. Jednocze�nie poczu�, �e kto� wyrywa mu naczynie z r�k.
Mutant sta� przed nim ko�ysz�c si� na pa��kowatych nogach.
� �eby nie by�o niejasno�ci � jednym ruchem chlusn�� zawarto�ci� na pod�og� i odda�
Edginsowi pust� czark�. � Potem m�g�by� mie� do mnie pretensje � wr�ci� na swoje miejsce i
u�o�y� si� wygodnie.
� Gdyby ci doczepi� ogon... � zacz�� Tom, ale w tym samym momencie koniec j�zyka
zapiek� �ywym ogniem. Pospiesznie splun��.
� Niepotrzebnie mnie obra�asz � mutant wyci�gn�� r�k� wskazuj�c le��cy pomi�dzy nimi
koc. Edgins przez chwil� przygl�da� si� bezw�osemu ramieniu, kt�rego b�yszcz�ca, niemal
przezroczysta sk�ra prze�witywa�a pl�tanin� �y�, �ci�gien i mi�ni. Dopiero potem przeni�s�
wzrok na ciemne plamy w miejscach, gdzie upad�y krople przeobra�onego p�ynu. Po plecach
przew�drowa� mu zimny dreszcz.
Obserwuj�cy to wszystko z bezpiecznej odleg�o�ci Jab zbli�y� si� teraz i wyj�wszy z r�k
Edginsa puste naczynie, wszed� do wn�ki. Tykowaty, opatulony po same uszy, ci�gle jeszcze
dr�a� pop�akuj�c jak niemowl�. Jego nienaturalnie rozszerzone �renice przypomina�y dwie
czarne studnie, w kt�rych Tom bezskutecznie pr�bowa� doszuka� si� przeb�ysku
�wiadomo�ci. Tym skwapliwiej przyj�� od Jaba nape�nione naczynie i wsp�lnymi si�ami
wmusili kilka �yk�w w zaci�ni�te kurczowo usta.
� Czy naprawd� nie ma tu nic innego? � spyta� Edgins krzywi�c si� na samo
wspomnienie.
Jab pokr�ci� przecz�co g�ow�.
� Za ka�dym razem pytasz o to samo � powiedzia� z wyrzutem.
� Jak to �za ka�dym razem�? � Tom spojrza� na niego podejrzliwie.
� Normalnie. Budzisz si� i nic nie pami�tasz. On zreszt� te� � Jab wskaza� na
tykowatego, kt�ry przesta� j�cze� i spa� spokojnie z zamkni�tymi oczami.
� Wielkie Nieba � j�kn�� Edgins. � Jak to mo�liwe?
� Widocznie mo�liwe, skoro jest.
� A ty?
� Ja w og�le nie sypiam � wzruszy� ramionami Jab. � Chocia� tutaj ch�tnie bym zamkn��
oczy � doda� znalem. � Ale nie mog�, rozumiesz? Nie mog�. Taki ju� jestem... � zawiesi�
g�os, jakby w obawie, �e powiedzia� za du�o.
� Zaprogramowany � doko�czy� za niego Edgins.
� Zgenotypowany � poprawi� go Jab. � Zreszt�, nazwij to jak chcesz. W ka�dym razie
jestem bardziej cz�owiekiem ni� ten tam � obaj jednocze�nie spojrzeli na le��cego w nie
zmienionej pozycji mutanta.
� Rozumiem � u�miechn�� si� Tom. � Solidarno�� ssak�w, tak?
Jab nie dostrzeg� ukrytej drwiny, a je�li nawet, to nie da� po sobie pozna�.
� On jest niebezpieczny � ci�gn�� g�osem zni�onym do konspiracyjnego szeptu. � Te
zdolno�ci, kt�re ujawni�, s� ju� wystarczaj�cym dowodem. A my nawet nie wiemy, co on
jeszcze potrafi.
Edgins kiwa� g�ow� my�l�c zupe�nie o czym� innym.
� Ciekawe, dlaczego trzymaj� nas razem � zastanawia� si� � zamiast, tak jak na pocz�tku,
wpakowa� ka�dego do osobnej celi. Chyba nie ze wzgl�du na brak miejsca, bo w takim
pomieszczeniu bez trudu zmie�ci�oby si� jeszcze kilka os�b.
Przypomnia� sobie poziom adaptacyjny i d�ugi szereg szaro odzianych postaci. Skoro oni
czterej �yj�, to w takim razie pozostali te� chyba maj� si� nie najgorzej.
� To wszystko jest dok�adnie zaplanowane i zorganizowane � my�la� Tom � a zatem musi
prowadzi� do jakiego� celu. Inaczej nikt by si� nie bawi� w tak� ciuciubabk�. Transforacja
ka�dego kilograma masy kosztuje setki tysi�cy erg�w. Nie trwoni si� takiej ilo�ci energii bez
powodu, jeste�my wi�c komu� do czego� potrzebni. To pocieszaj�ce. �eby tak jeszcze
wiedzie� komu i do czego? � powi�d� spojrzeniem po g�adkich �cianach pomieszczenia, a
potem skierowa� wzrok ku g�rze.
� Komu i do czego? � powt�rzy� p�g�osem natr�tne pytanie.
5.
� Transforacja ka�dego kilograma masy kosztuje setki tysi�cy erg�w � m�wi� skrzekliwie
kreator Fuertad. � Nie jeste�my instytucja charytatywn� i pan, obel-borcie, doskonale zdaje
sobie z tego spraw�. Ci skaza�cy s� nam zbyt potrzebni, aby�my mogli tolerowa�
nieodpowiedzialne wybryki prowadz�ce do marnowania cennego materia�u. Sporz�dzi�em ju�
na ten temat odpowiedni raport i chcia�bym, �eby pan zapozna� si� z jego tre�ci�.
� Kiedy? � spyta� Ubir nuf Dem nie przestaj�c obserwowa� wn�trza celi, w kt�rej
przebywa� Edgins z tr�jk� wsp�wi�ni�w. Kopu�a inwigilacyjna przepuszcza�a obraz tylko w
jednym kierunku, jednak obel-bort odni�s� dziwne wra�enie, �e spogl�daj�cy w g�r� cz�owiek
obserwuje go. Na wszelki wypadek wycofa� si� za barierk�.
� Pan mnie w og�le nie s�ucha! � w g�osie kreatora zabrzmia�a nuta z trudem hamowanej
irytacji.
� Och, najmocniej przepraszam � Ubir nuf Dem odwr�ci� si� w stron� zasuszonego
starca, kt�ry siedzia� w op�ywowym fotelu. � Ostatnio bywam roztargniony � dorzuci�
wyja�niaj�cym tonem. � A co si� tyczy pa�skiego raportu, mog� go przejrze� w ka�dej
chwili. Cho�by zaraz.
� Jest tutaj � kreator wyci�gn�� r�k�. Na dzieci�co ma�ej d�oni le�a� b�yszcz�cy kr��ek
mnemogramu. Ubir nuf Dem uj�� go ostro�nie w dwa palce, uwa�aj�c przy tym, by nie
dotkn�� pomarszczonej sk�ry. Kreator Fuertad wygl�da� tak, jakby mia� si� rozsypa� przy
lada podmuchu.
� Dobrze, �e tu nie ma przeci�g�w, prawda Chief? � powiedzia� obel-bort patrz�c na
swego ulubie�ca. Skrzyd�ak przekrzywi� g�ow� i przest�pi� kilkakrotnie z nogi na nog�, a w
powietrzu rozleg� si� przenikliwy syk.
� Kiedy uzyskam pa�sk� opini�? � przypomnia� o swoim istnieniu kreator.
� S�dz�, �e mo�na z tym poczeka� do jutra � mrukn�� Ubir nuf Dem. � Niech on si�
wreszcie odczepi � pomy�la� przesy�aj�c w stron� zasuszonej mumii uprzejmy grymas. � Jego
g�os rozstraja m�j system nerwowy, niszcz�c efekt porannej kontemplacji. Czuj� si� coraz
gorzej. � Wrzuci� kr��ek mnemogramu do kieszeni i nie zwracaj�c uwagi na kreatora g�aska�
b�yszcz�c� sier�� skrzyd�aka.
W drugim ko�cu obszernej hali grupa ludzi w ciemnowi�niowych strojach krz�ta�a si�
wok� kanciastej sylwetki wahad�owca. Na kad�ubie statku i znikaj�cych w �adowni
kontenerach wida� by�o okr�g�e znaki Zwi�zku Solarnego. St�umiony odleg�o�ci� szum
pracuj�cych maszyn dzia�a� usypiaj�co i Ubir nuf Dem z trudem powstrzyma� ziewanie.
� Jak tam, moje robaczki? � mrukn�� zagl�daj�c ponownie do wn�trza celi. � Mam
nadziej�, �e si� wam tutaj podoba�o. Nie macie zreszt� du�ego wyboru...
Siedz�cy na barierce skrzyd�ak balansowa� w prz�d i w ty�, a jego przenikliwy wzrok
spoczywa� na czw�rce wi�ni�w. D�o� obel-borta zbli�y�a si� do g�owy ulubie�ca, lecz
zatrzymana gniewnym piskiem zawis�a w powietrzu.
� C� to za humory, Chief? � obruszy� si� Ubir nuf Dem.
Skrzyd�ak podskoczy� i zatoczywszy kr�g nad kopu�� inwigilacyjn� wyl�dowa� mu na
ramieniu. Ci�gle piszcza�.
� Wiem, wiem � obel-bort u�miechn�� si� ze zrozumieniem. � Ten stary dure� mo�e
ka�dego wyprowadzi� z r�wnowagi. Na szcz�cie ju� go nie ma � fotel kreatora znika�
w�a�nie w drzwiach pobliskiej windy � wi�c nie b�dziemy sobie zaprz�ta� nim g�owy,
prawda?
Ubir nuf Dem ruszy� powoli wzd�u� barierki, za kt�r� wida� by�o d�ugi szereg kopu�
inwigilacyjnych. Niekt�re pulsowa�y seledynowym blaskiem, ale wi�kszo�� z nich smuci�a
oczy obel-borta widokiem wygaszonych promiennik�w. Gelwona prze�ywa�a wyra�ny
kryzys, co sta�o w jawnej sprzeczno�ci z projektem rozbudowy, jaki kreator Fuertad
przedstawi� na ostatnim posiedzeniu Rady. Co� trzeba b�dzie z tym fantem zrobi�, ale co,
tego Ubir nuf Dem nie wiedzia� i prawd� m�wi�c niewiele go to interesowa�o.
Kolumna ciemnowi�niowych postaci, prowadzona przez m�odszego borta,
przemaszerowa�a w pobli�u, honoruj�c komendanta regulaminowym pozdrowieniem.
� Widocznie jacy� nowi � pomy�la� Ubir nuf Dem. � �wie�y zapas armatniego mi�sa.
Poruszaj� si� tak dziarsko, bo nie wiedz� jeszcze, w jakie piek�o wpadli. Ciekawe, ilu z nich
zostanie przy zdrowych zmys�ach?
Doszed� do zastrze�onego pionu komunikacyjnego i wym�wiwszy aktualne has�o, czeka�,
obserwuj�c pracuj�cych przy wahad�owcu ludzi. Poruszali si� ospale, a dowodz�cy grup�
oficer w og�le nie interweniowa�, zaj�ty puszczaniem k�ek papierosowego dymu. W pewnej
chwili ta�moci�g stan�� � jeden z kontener�w tkwi� zaklinowany w w�skiej prowadnicy.
Ludzie kln�c szarpali d�wignie bloku dyspozycyjnego; pomara�czowe �wiat�a rytmiczn�
pulsacj� sygnalizowa�y defekt urz�dzenia. Sapn�y drzwi windy i Ubir nuf Dem,
odgrodziwszy si� plecami od panuj�cego w hali rozgardiaszu, wszed� do �rodka.
� Chyba ju� czas na po�udniowy posi�ek � mrucza� pod nosem. � Powinienem co� zje��,
czuj� to. Racjonalne od�ywianie jest podstaw� dobrego samopoczucia.
Wyj�� z kieszeni b�yszcz�cy kr��ek mnemogramu i obr�ci� go w palcach, u�miechaj�c si�
do w�asnych my�li. Kreator Fuertad postawi� go w sytuacji bez wyj�cia. To dobrze, bardzo
dobrze. Obel-bort Ubir nuf Dem musi teraz post�powa� zgodnie z procedur�. Wszystko
obwarowane sztywnymi przepisami � �adnych w�tpliwo�ci, waha�, unik�w. Po prostu
idealne rozwi�zanie!
Winda zastopowa�a z g�uchym siekni�ciem, a przez otwarte drzwi ws�czy� si� ciep�y,
liliowo-z�oty blask poziomu oficerskiego. Rozga��ziony korytarz wabi� okruchami szalonych
wspomnie�.
� Dlaczego tu przyjecha�em? � zastanawia� si� Ubir nuf Dem. � Przecie� wcale nie mam
zamiaru do niej i��. W ka�dym razie nie teraz.
Gdzie� w gardle poczu� drapanie. Pami�� przywo�ywa�a obraz nami�tnej kochanki,
budz�c rozpaczliwe ko�atanie serca. Bezwolny, okrutnie bezwolny � nawet teraz mia� ochot�
rozdepta� kr��ek mnemogramu, zamieniaj�c obarczone pami�ci� kryszta�ki w bia�y mia�,
kt�ry jutro usun� automaty oczyszczaj�ce. Mimo tylu doznanych upokorze� wci�� jeszcze
karmi� si� nadziej�, jak ostatni g�upiec. Czy naprawd� nie znajdzie w sobie do�� si�y?
� Poczciwy, stary Fuertad � u�miech zago�ci� na obliczu Obel-borta. � Chyba ofiaruj� mu
jeden z tetryjskich pos��k�w.
Pod�wiadomo�� bez kontroli umys�u prowadzi�a go labiryntem korytarzy, odtwarzaj�c po
raz nie wiadomo kt�ry t� sam� drog�. Zatrzyma� si� dopiero pod drzwiami znajomego
segmentu mieszkalnego. Wyci�gn�� r�k� w kierunku awizora.
� Niezmiernie mi przykro, Liz, ale sprawa wysz�a poza moje kompetencje. �
Usprawiedliwiaj�ce zdania nasuwa�y si� z natr�tn� gorliwo�ci�. � Zbyt p�no mnie o
wszystkim poinformowa�a�. � B�dzie udawa� wsp�czucie, mo�e nawet zdecyduje si� na
czu�e przygarni�cie jej do siebie. � Daj spok�j � powie. Ostatecznie wr�cisz na Ziemi� bogata
jak ma�o kto, a przecie� zawsze o tym marzy�a�...
Wyci�gni�ta r�ka zwis�a bezw�adnie wzd�u� cia�a.
� Nie mog� tam wej�� � stwierdzi� ze smutkiem. � Ona od razu przejrzy ca�� gr�. W
og�le nie b�dzie chcia�a ze mn� rozmawia�.
Zawr�ci� i z nisko zwieszon� g�ow� powl�k� si� pod pr�d w�asnej nami�tno�ci. Jaka�
cz�� jego umys�u aprobowa�a takie post�powanie, ale... W�a�nie! Jedno ma�e, �mieszne
�ale�!
Sk�d te w�tpliwo�ci? Dlaczego si� waha? Dlaczego nie sta� go na podj�cie ostatecznej
decyzji? Czeka�, zostawiaj�c bieg sprawy obowi�zuj�cym paragrafom, to pozby� si� raz na
zawsze wszystkich k�opot�w zwi�zanych z osob� Lizey Myrmall. Ale czy naprawd� tego
chce? Czy jej nieobecno�� nie stanie si� m�czarni�, k�amstwem rzuconym sobie samemu w
twarz? By� szcz�liwym �mieciem znaczy nieraz wi�cej ni� ofiarowa� mog�
zmaterializowane czarodziejskim gestem obietnice wymy�lonych bog�w.
� Przecie� to wszystko da si� jeszcze odwr�ci� � Ubir nuf Dem przystan�� i my�la�
gor�czkowo. � Gdybym wprowadzi� Procedur� Obszaru Zamkni�tego... Znajd� jakie�
wyt�umaczenie, w ostateczno�ci zaaran�uj� sytuacj� o wymaganym stopniu zagro�enia.
�aden problem, wystarczy dobrze to rozegra�... � z ka�d� chwil� czu� si� coraz bardziej
przekonany, �e nale�y post�pi� w ten, a nie inny spos�b. � Lizey b�dzie mog�a zosta� na
Gelwonie. Dzi�ki mnie. Wiem, jak jej na tym zale�y. Musi tylko obieca�...
Znowu sta� przed jej segmentem mieszkalnym i wpatrywa� si� w szczelin� mi�dzy
framug� a skrzyd�em drzwi. Wysz�a? Ale dok�d? Musia�by chyba s�ysze�...
� A mo�e... � piek�ce ��d�o zazdro�ci zrani�o dusz� obel-borta. � Mo�e kto� tam jest?!!
Twarz potomka rodu nuf Dem�w zamieni�a si� w posagowa mask�. Krok do ty�u, potem
drugi. Kr��ek mnemogramu przyjemnie zaci��y� na d�oni, koj�c rozj�trzon� ran� pewno�ci�
nadci�gaj�cej zemsty
6.
Opu�ciwszy wn�trze kabiny regeneracyjnej, Lizey przesz�a do g��wnego pomieszczenia
swojego segmentu, zanurzaj�c stopy w puszystym pod�o�u. Niech�tnym spojrzeniem
obrzuci�a sk��bione pos�anie widoczne w g��bi przytulnej nawy spoczynkowej. To nie by�
najlepszy pomys�. Nie odczuwa�a �adnej satysfakcji, a wspomnienie zach�annych poca�unk�w
dra�ni�o tylko wypiel�gnowan� dum�.
� Jeszcze jeden wyskok pomy�la�a z niesmakiem. � Jeszcze jeden dzielny, za�liniony
samiec. Ale� oni s� �mieszni! Wystarczy troch� zakr�ci� ty�kiem, zrobi� zach�caj�c� mink� i
ca�e stado waruje pod drzwiami, czekaj�c na swoj� kolejk�. Zawsze gotowi, zawsze ch�tni do
zabawy rozklejaj�cej monotoni� lepkiego czasu. Podniecaj� si� tak szybko, by r�wnie szybko
zgubi� zapa� i zainteresowanie. A potem te upokarzaj�ce spojrzenia i wyszczerzone w
lubie�nym u�miechu z�by. �eby� ty jeden z drugim wiedzia�, jak beznadziejnie to robicie.
W�adcy �wiata, tw�rcy cywilizacji, prokreatorzy nowych istnie�, skazanych na powtarzanie
tych samych b��d�w.
Zarzuci�a na ramiona przejrzyst� tunik� i usiad�a przed op�ywowym pulpitem
harmotronu. Fragment konsoli odp�yn�� w bok, ods�aniaj�c skomplikowan� klawiatur�
instrumentu. Delikatne, niemal pieszczotliwe mu�ni�cie kobiecej d�oni o�ywi�o szare ekrany
pl�tanin� r�nokolorowych linii.
� Za ka�dym razem to samo � wyszepta�a Liz. � Jestem na siebie w�ciek�a, a potem
wszystko si� powtarza. � Palce uderzy�y w klawisze wywo�uj�c niski, basowy ton.
Przechyliwszy na bok g�ow� s�ucha�a przez chwil� w skupieniu, rozja�niaj�c nieco barw�
podk�adu. � Tak b�dzie lepiej � mrukn�a.
Odchylona do ty�u prowadzi�a praw� r�k� nostalgiczn� improwizacj�. Dr��ca ledwie
s�yszaln� wibracj� melodia w�drowa�a niespiesznie po skali, skojarzona z barwn� projekcj�
optycznego przetwornika. Cz�� pomieszczenia zala�a b��kitna po�wiata, poci�ta mistern�
paj�czyn� pomara�czowych mgnie�.
Liz przelewa�a w tworzon� na poczekaniu muzyk� ca�� swoj� gorycz i �al. Lekkimi
dotkni�ciami palc�w kreowa�a uczucie rozmarzonego szcz�cia towarzysz�ce pierwszej i
jedynej mi�o�ci. M�czyzna, kt�rego imi� wykre�lone zosta�o raz na zawsze z pami�ci
kobiety, wprowadzi� j� w �wiat niebotycznych uniesie� i porzuci� � dysonansowy akord
zgrzytliwym ci�ciem zburzy� istniej�cy nastr�j. Melodia rwa�a si� w spazmach nie
spe�nionego fina�u i w ko�cu zgin�a, zduszona coraz szybszymi skokami �kaj�cych ton�w.
Zmiana barwy � teraz ju� zupe�nie inne brzmienia, inne motywy. �aden z temat�w nie trwa�
jednak d�u�ej ni� kilka takt�w, tak �e nie mo�na by�o ich w �aden spos�b zapami�ta�,
rozdzieli�. Zla�y si� w jeden chaotyczny ci�g, daj�c obraz �ycia kobiety � �ycia przepojonego
wstr�tem i rozpaczliwym po��daniem.
� Nienawidz� ich, nienawidz�... � czo�o Lizey przeci�a pionowa bruzda, przygryzione
wargi zastyg�y w drapie�nym ugi�ciu. Zerwa�a si� sprzed harmotronu i pobieg�a prosto w
migotliw� kurtyn� �wiate�. Chwytaj�c r�kami powietrze pr�bowa�a z�apa� drgaj�ce w
fantomatycznym pl�sie barwy, obj�� je, przytuli�. Wymyka�y si� chciwym dotyku d�oniom,
palcom rozwartym w �akn�cym ge�cie, wibruj�c w takt podtrzymywanego przez instrument
rytmu.
� Nie potrzebuj� was! � krzykn�a zatrzymuj�c si� gwa�townie. � Potrafi� sama! Sama...
� sztywno wyprostowana wysz�a z wielobarwnego kr�gu i skr�ci�a w stron� nawy
spoczynkowej. Obok pos�ania sta�a niewysoka szafka, na kt�rej pyszni�a si� kwiecistym
ornamentem misternie wykonana szkatu�ka. Odskoczy�o ko�ciane wieko ods�aniaj�c
kilkana�cie bia�ych kr��k�w rozsypanych na aksamitnym dnie.
� Sama � powt�rzy�a z g�uch� determinacj� Liz.
Przez chwil� walczy�a jeszcze ze zniewalaj�c� si��, chwytaj�c powietrze p�ytkimi
oddechami. Wreszcie wyci�gni�ta r�ka zanurzy�a si� we wn�trzu szkatu�ki i gorzkawy smak
kryszta�owych drobin wykrzywi� twarz kobiety. Czym pr�dzej popi�a bia�e okruchy
aromatycznym nektarem i siedz�c, na brzegu pos�ania czeka�a ze wzrokiem wbitym w
pod�og�.
� Ju� � szepn�a, czuj�c jak koniuszki palc�w zaczynaj� sygnalizowa� swoj� obecno��
wra�eniem dziwnego ssania. � Zaraz b�dzie dobrze... � g�owa chwia�a si� coraz bardziej,
oci�a�e my�li pulsowa�y pod czaszk� w rytm przyspieszonych uderze� t�tna. Po kr�tkiej
chwili wszystko wr�ci�o do normy, a umys� pogr��y� si� w nastroju radosnej beztroski.
Wyrzuciwszy ramiona w g�r�, tanecznym krokiem wybieg�a z nawy spoczynkowej,
nape�niaj�c otoczenie perlistym �miechem.
Harmotron ci�gle jeszcze powtarza� ostatnie takty przerwanej impresji, podtrzymuj�c
migotliwe falowanie barwnego korowodu. Liz zasiad�a ponownie przed instrumentem i
szybkimi ruchami dziwnie lekkich d�oni wyprowadzi�a zap�tlony motyw z martwego kr�gu.
Rozsadza�o j� uczucie szalonej lekko�ci; by�a silna � tak silna, �e mog�aby powstrzyma�
wirowanie gwiazd. I chocia� pami�ta�a gorzki smak kryszta�owych okruch�w, wydawa�o jej
si� to zupe�nie naturalne � jak lekarstwo za�ywane podczas choroby.
Projekcja o�ywionych przez muzyk� �wiate� przyci�ga�a wzrok, mami�c wyobra�ni� ca��
gam� barwnych skojarze�. Liz opu�ci�a powieki, pragn�c skoncentrowa� si� wy��cznie na
d�wi�ku. Nie mog�a. Jakie� wspomnienie uporczywie ko�ata�o do bram �wiadomo�ci �
wspomnienie cz�owieka zamkni�tego w przezroczystym cylindrze. Widzia�a jego poruszaj�ce
si� usta, pi�ci uniesione w ge�cie bezsilnej w�ciek�o�ci i wype�nione �miertelnym
przera�eniem oczy.
� Nie rozumiem � potrz�sn�a g�ow� jakby w ten spos�b chcia�a odp�dzi� natr�tny obraz.
Znik�, lecz na jego miejscu pojawi� si� drugi � zmi�ty strz�p cz�owieka rozci�gni�tego na
twardej, pokrytej cienkim materacem p�ce. Szarpie go za rami�, a on patrzy na ni� tak jako�
dziwnie, jakby...
� To z tej ostatniej grupy � przypomnia�a sobie. � Wi�zie� numer co� tam dwana�cie �
grymas gniewu zeszpeci� twarz Lizey. � Dlaczego w�a�nie on? Przecie� nawet nie wiem, jak
si� nazywa!
Poczu�a na sobie ci�ar czyjego� wzroku i czym pr�dzej poderwa�a powieki. Skrzydlaty
maszkaron s