5904

Szczegóły
Tytuł 5904
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5904 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5904 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5904 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANNA BOLECKA Le� do nieba WARSZAWA 1998 Projekt ok�adki, karty tytu�owej, zdj�cie na ok�adce oraz zdj�cie autorki PIOTR PIWOCKI Pami�ci Matk� Wydanie I Iskry, Warszawa 1989 Wydanie II Wydawnictwo Szpak, Warszawa 1998 Copyright by Anna Bolecka, Warszawa 1998 ISBN 83-901443-3-6 Powr�t Jest p�ne czerwcowe popo�udnie. Kazio Gil idzie ulicami miasteczka. W��czy si� tak co wiecz�r, bo nie ma rodziny ani domu, do kt�rego m�g�by wr�ci�. Mija kolejne domy, zagl�da do okien. Okno Wi�ck�w, okno Makuch�w, okno Karasi�w, okno Kiepury. U Kiepury wok� sto�u a� si� k��bi. Nikt jeszcze nie doliczy� si�, ile dzieci ma ten miasteczkowy �piewak. Jego poczernia�a od chudo�ci �ona stawia na stole misk� z jedzeniem. Kiepura g�aszcze po g�owie kt�re� z dzieci. Po chwili wszyscy rzucaj� si� na jedzenie. Dalej okno R�ki. Przystrojone r�ow� zas�onk� z falbankami, na parapecie w kryszta�owym wazonie stoj� sztuczne lilie. Ro�ka ma syna, kt�ry przytrafi� jej si� w czasie wykonywania zawodu, m�wi, �e to by� wypadek przy pracy. Ka�dego wieczora Ro�ka goni go ze �cierk� dooko�a sto�u. -Ty skurwysynu, z�a jestem matka? No powiedz, z�a jestem matka?! Przebrzmia� wrzask R�ki. W ciszy czerwcowego zmierzchu s�ycha� p�acz. To stary Mularczyk. Boi si� ciemno�ci, kiedy jest sam, a o tej porze jego syn nie mo�e odnale�� drogi do domu. Le�y gdzie� ko�o rowu albo trzyma si� latarni i nie ma odwagi, �eby postawi� nast�pny krok, kt�ry przybli�y go do ojca p�acz�cego w samotno�ci. Mrok opada na domy, zakrywa ulice, wpe�za do ogrod�w. S�ycha� r�wnomierny stukot i oddalaj�cy si� gwizd, to odjecha� poci�g, kt�ry przywi�z� sp�nionych mieszka�c�w miasteczka. Kazio Gil stoi chwil� nieruchomo i nas�uchuje. - �Wczoraj zmar�a mi matula, ojciec zadzia� si�" - mruczy pod nosem i idzie dalej. Ju� ko�czy si� g��wna ulica miasteczka. Zaczynaj� si� ma�e uliczki w�r�d ogrod�w. Pod�piewuj�c dalej swoj� piosenk� Kazio Gil mija dom piekarza. Przy furtce do ogrodu widzi dwie postacie. Przystaje i patrzy. Nie zauwa�yli go. M�czyzna przyciska dziewczyn� do p�otu. To Edytka, c�rka piekarza. Sukienk� ma zarzucon� na twarz. Jest go�a. G�owa polecia�a jej w ty�. M�czyzna g�adzi jej bia�e uda. Dziewczyna mruczy jak zadowolona kotka. Nagle m�czyzna podnosi wzrok i widzi wpatrzonego w Edytk� Kazia Gila. - Zje�d�aj, wszarzu! Kazio rusza do przodu, skr�ca i jest teraz na szerokiej drodze, wzd�u� kt�rej ci�gnie si� r�w. Stoj� tu ma�e domki, przedwojenna tandeta. Z ogr�dk�w ci�gnie lekki ch��d pachn�cy maciejk�. Kto� idzie. Kazio cofa si� za drzewo. Obok niego przechodzi m�oda kobieta z dziewczynk�. W k�pie drzew, kt�re mijaj�, odzywa si� ptak. - To s�owik - m�wi kobieta. - Ju� prawie noc, zaraz b�dziesz w ��ku. Ko�czy si� tw�j dzie�, c�reczko. Kazio wysuwa si� zza drzewa i znika w mroku. Robi si� prawie ca�kiem ciemno, za chwil� odezw� si� pierwsze �aby w przydro�nym rowie. To miejsce najlepszych zabaw dzieci z pobliskich dom�w. Soczysta ziele� trawy, tajemnicze wilgotne zakamarki, gromady nie znanych z nazwy wodnych �yj�tek. - S�yszysz? Jest - m�wi szeptem dziewczynka. Ogromny ko� pasie si� przy drodze. Co wiecz�r zjawia si� niespodziewanie i daje o sobie zna� cichym r�eniem. Oddycha, g�o�no wypuszczaj�c powietrze z mi�kkich popielatych nozdrzy. I �mieje si�, kiedy �askocze go ga��zka ostrego skrzypu. S�ycha� pierwsze, ledwie wyczuwalne cykanie �wierszczy. Nied�ugo wype�ni� powietrze nieustaj�cym wibrowaniem. W g�stym i s�odkim mroku drog� wska�� bladozielone �wietliki. Wida� niewyra�ny prostok�t domu. Furtka i �cie�ka wysadzana irysami, obok nagietki jak gasn�ce p�omyki. Drzwi domu. Zawsze ch�odna sie�. - Jak ci si� podoba�a Warszawa, Misiu? - Babciu, widzia�am ruchome schody! - Pewnie jeste�cie zm�czone. Ca�y dzie� w upale... W kuchni jest bardzo gor�co. W piecu buzuje ogie�, para unosi si� z wielkiego sagana. - No, my� si� i spa�! Wszystko jak zawsze. Resztki �wiat�a jeszcze przeciskaj� si� przez koronkowe firanki, ale babka ju� zapali�a �wieczk� dla dobrych mocy, �eby domu strzeg�y. Na �cianie �wi�ty obraz chwyta ciep�e blaski ognia. Pan Jezus, oddany wiernie jak na fotografii, z jedn� r�k� wzniesion� do g�ry, drug� wskazuje na pier�. �Dydaktyczna symbolika wn�trzno�ci", jak m�wi tata. Serce krwawi�ce. - Dlaczego Pan Jezus p�acze sercem? - spyta�a kiedy�, ale nikt jej nie odpowiedzia�. 8 Rozbieraj�c si� do mycia Mi�ka patrzy, jak babka prasuje po�ciel. Pachnie lekko spalenizn�. Babka gromi kropid�em wielkie prze�cierad�o. - Czy dzieci grzesz�, kiedy �pi�? - pyta Mi�ka. Babka w�a�nie podnios�a w g�r� rogi prze�cierad�a. Zdawa�o si�, �e rozpostar�a bia�e skrzyd�a i za chwil� poszybuje w ciemniej�ce niebo. - Wtedy dzieci s� jak anio�ki z lukru, s�odkie i bez winy - m�wi babka. Misia le�y ju� w ��ku. Patrzy, jak uk�adaj� si� fa�dy firanki w szerokim weneckim oknie. Teraz nie ma w nich nic gro�nego, ale kiedy ga�nie �wiat�o i do pokoju wpada blask ksi�yca, firanka zmienia si� w cich� sow� albo w wied�m� na miotle. W�a�ciwie nie boi si�, mo�e troch�. Jest jej wygodnie w starym dziecinnym ��ku. Wk�ada palec do buzi, mocniej wtula si� w poduszk�, zaczyna j� lekko ugniata�, jak kotka, kt�ra sprawdza miejsce na gniazdo. Zwini�ta w k��bek tworzy teraz zamkni�ty, bezpieczny kr�g. Zaciska mocno powieki. Z g��bi wyp�ywaj� czerwone plamki. Kolory zmieniaj� si�, wiruj�. Z daleka s�ycha� gwizd poci�gu. Misce wydaje si�, �e jest zn�w na stacji. Stoi na peronie. Widzi zbli�aj�cy si� poci�g. Chce przeskoczy� na drug� stron�, ale si� boi. Poci�g jest coraz bli�ej. Mi�ka skacze. S�yszy oddalaj�cy si� stukot k� i zasypia. Kazio C-'-'' , :" '...,_,. .\j ': ;� JYazio Gil stoi i zagl�da do wn�trza przez szpar� mi�dzy zas�onami. Niskie okno parterowego domu jest s�abo o�wietlone, ale kontrast mi�dzy ciemno�ciami dooko�a i migotaniem ognia w piecu kuchennym pozwala mu widzie� k�pi�c� si� m�od� kobiet�, kt�ra siedzi w p�ytkiej balii i polewa si� wod�, rozpryskuj�c j� po pod�odze. Na sznurze nad jej g�ow� wisz� prze�cierad�a, sprane prawie do bia�o�ci r�czniki, majtki, staniki i dzieci�ca koszulka. Przy ka�dym ruchu zawadza o nie lekko g�ow�. Wreszcie odsuwa bielizn� uniesion� r�k�, ukazuj�c przy tym g��boki cie� pachy. Kuca, tak jak nad do�em pe�nym wonnych zi� kucaj� murzy�skie dziewcz�ta. Pochyla g�ow�, a kosmyki kr�tkich ciemnych w�os�w opadaj� jej na twarz. Podnosi si� i odwraca w stron� okna, sk�ra ramienia b�ysn�a na czerwono od blasku ognia, kt�ry �lizga si� po jej ciele. Zazdrostki zakrywaj� okno do po�owy, w jednym miejscu rozchylaj� si� nieco, wpuszczaj�c do kuchni smug� ciemno�ci. Jedn� r�k� kobieta chwyta rozbiegane piersi, drug� �ci�ga znad g�owy r�cznik i owija si� nim. Jest za kr�tki. Si�ga jeszcze raz, teraz bia�e prze�cierad�o zakrywa j� ca��. Kto� nadchodzi szybkim krokiem, trzasn�a furtka. Kazio skuli� si� i czeka. - Ach, ty draniu! - s�yszy kobiecy g�os i rzuca si� do ucieczki. Zawadza nog� o wystaj�cy z ziemi drut. Czapka, kt�r� ca�y czas �ciska� w r�kach, wypad�a i utkn�a mi�dzy grz�dkami. Kazio biegnie na drug� stron� domu, a stamt�d znanymi ju� sobie drogami dalej. - Pani wie - do kuchni z krzykiem wpada s�siadka - on pani� podgl�da�. Co� podobnego, taki sraluch zasmarkany, taki wszarz, ja bym... - Co by pani zrobi�a? -pyta mama Mi�ki, u�miechaj�c si� nieznacznie i okrywaj�c szczelniej prze�cierad�em. 10 11 - No co, ja bym go st�d zaraz, na zbity �eb... - No, ale pani wie, �e on by nie mia� gdzie mieszka�, a zreszt� to nie nasz dom, tylko jego siostry, przecie� to ona go tu zostawi�a. I tak chodzi zawsze g�odny. Ona mu raz dziennie daje je��, misk� stawia na schodach, nie wpuszcza do domu, jak psa... - No wie pani, jeszcze go broni. Co� takiego. Ja bym... - Niech si� pani z tego �mieje. - Ciekawe, czy przyjdzie na noc do domu - m�wi babka, staj�c w progu. - Ale ucieka�, ledwie tym w�cibskim nosem w ziemi� nie zary� - chichocze s�siadka. -Jak nie wr�ci, to prze�pi si� gdzie� w kom�rce, lato jest, ciep�o. - A ja tu przysz�am powiedzie�, �e jutro trzeba p�j�� do wdowy Kwapiszowej, bo nie wychodzi ju� podobno od trzech dni, nie wiadomo, wyjecha�a czy co? - No to jak do niej wej��? - pyta babka. -W�ama� si� trzeba, przecie� to niedo��na staruszka, mo�e w ��ku le�y, mo�e... - S�siadka �cisza g�os i szybko robi znak krzy�a. - Co pani, niech nie �artuje, i po co my�le� o najgorszym? - A pani dzisiaj by�a w mie�cie? Ja nigdy nie mam czasu tam pojecha�! - Tak, ca�y dzie� chodzi�y�my w upale. - Podobno coraz wi�cej dom�w i tak pi�knie. - Pi�knie to nie jest. Jeszcze ma�o zieleni. Na placu Stalina trwaj� roboty. - A pa�ac na pewno wspania�y. Ju� jak oni co� zrobi�, to musi by� najwi�ksze. Monumentalne! - Ju� ja bym chcia�a, �eby nie by�o monumentalne, tylko po prostu nasze. - No, pani s�siadko, wsp�lne b�dzie. - A wie mama, jeszcze nie zd��y�am powiedzie�, �e by�am w kwaterunku. Ju� mamy przydzielone mieszkanie. -Pani to szcz�liwa. I �azienk� b�dzie mia�a... P�no ju�. A pani niech dobrze zas�ania okna i najlepiej gasi �wiat�o. Po co ma pani� kto� podgl�da�. - Dobranoc - m�wi babka, id�c do drzwi za s�siadk�. - To ja ju� na noc zamkn� -krzyczy w stron� kuchni. - Nie b�d� przecie� na niego czeka�a, niech �pi, gdzie chce. - Jak mama uwa�a. Skrzypn�y zasuwy, zaszczeka� klucz w zaniku. Poprzez noc nawo�ywa�y si� psy. ; Rankiem Od wczesnego �witu babka krz�ta si� po kuchni, trzaska garnkami. Wygarnia popi� z popielnika, kilka jeszcze ciep�ych w�gielk�w wpad�o jej do roz�o�onego na kolanach fartucha. Wszystko, razem z wczorajszymi obierkami od kartofli, wrzuca do pogi�tego wiadra i stawia obok kub�a z pomyjami. Z bia�ego emaliowanego naczynia nabiera wody i pije nie odrywaj�c kubka od ust. Twarz ociera brzegiem fartucha. Ze spi�arki wyjmuje pu�apk�, w kt�r� z�apa�a si� mysz. Trzyma w dw�ch palcach mi�kkie i jakby puste futerko. - A ty, �achudro, ju� nie raczysz si� tym zaj��? 12 13 Gruba jeste� jak beczka -m�wi do kocicy grzej�cej si� przy piecu i rzuca jej nie�yw� mysz. Kocica ani drgnie. Babka nalewa wody do miednicy i myje r�ce. Miednic� z brudn� wod� wynosi na dw�r. Stoi na kamiennych schodach z misk� wody w r�kach i mru�y oczy przed blaskiem porannego s�o�ca, pr�buj�c jednocze�nie zobaczy�, co dzieje si� na drodze. Nic. Tylko pod sklepikiem Adamskiej powoli gromadz� si� m�czy�ni, kt�rzy ju� od rana maj� wielkie pragnienie. Zamachn�a si� i chlusn�a wod� z miednicy na grz�dki. Mi�dzy marchwi� i selerem co� le�y. To wyszmelcowana czapka Kazia. Babka podnosi j� i nagle z obrzydzeniem rzuca. Potem jednak bierze j� jeszcze raz, w dwa palce jak mysz, i zanosi do domu. - No i masz swoje �miechy - m�wi, pokazuj�c synowej zabrudzon� czapk� Kazia. - Co to jest? - Tak ci� wczoraj podgl�da� - m�wi babka i wpycha czapk� do pieca. - Co mi tu mama... - krzyczy synowa i wychodzi trzaskaj�c drzwiami. Babka bierze siatk� na zakupy i te� wychodzi. Mija gromadk� m�czyzn, kt�rzy wolno odwracaj� g�owy na jej widok i leniwie �ledz� jej drog� a� do momentu, gdy znika za rogiem. Okaza�o si�, �e u Adamskiej nie ma piwa i zawiedzeni m�czy�ni id� w stron� budki, mimo �e w�a�ciciel otwiera dopiero za godzin�. Ustawiaj� si� twarz� do drzwi magla, czekaj�c, a� wyjdzie Kwaterkowa ze swoimi rozszczekanymi ratlerkami i porcj� codziennych wymys��w na ca�y �wiat. 14 drodze pojawia si� Kazio Gil. Niepewnie zbli�a si� do grupki oczekuj�cych. - Chod� no tu! O�mielony przeskakuje r�w pe�en pomyj i zieleni j podbiega drobnym krokiem. - No i jak by�o? Kazio patrzy na ich twarze, gapiowato rozchylaj�c usta. - Gdzie? - pyta cicho. - No, u s�siadki. Podobno u�ywa�e� sobie. * - Ul�y�o ci? - Ty, Kazik, chcesz mie� jak na hu�tawce? Id� do tej garbuski. - Tak, tak, Kazik, ona tylko na ciebie czeka. M�czy�ni g�o�no rechocz�. - Albo mo�e starsz� wolisz, do�wiadczon�. Znajoma tu obok ma co� dla ciebie. W drzwiach staje nagle Kwaterkowa. Witaj� j� g�o�nym �miechem. -A do roboty, chamstwo! - wrzeszczy Kwaterkowa na ich widok. - Czego tu znowu stoj�, porz�dnej kobiecie przej�� nie daj�. Rycz� ze �miechu, robi�c nieprzyzwoite gesty. Schowa�a si� do �rodka. - Kazik, poka�, jak to robisz. - Dostaniesz sw�j kufelek. - No, Kazik, rusz si�, kurwa. Drog� zbli�a si� w�a�ciciel budki. Szybko ustawiaj� si� w kolejk� i ju� po chwili pierwszy z nich zdmuchuje nadmiar piany z piwa. Stracili zainteresowanie dla Kazia. - Kiepura idzie! - wo�a kt�ry�. *x 15 Teraz wszyscy zwracaj� si� w stron� drogi, kt�r� szybkim krokiem nadchodzi miasteczkowy �piewak. Cz�sto zagl�da tu z rana, �eby wypi� sw�j kufelek. Im jednak bli�ej jest stoj�cych, tym bardziej niepewny staje si� jego krok. Jak na komend� wszyscy odwracaj� si� od niego i Kiepura staje bezradny, wypchni�ty z ma�ej grupy, zanim si� w niej w og�le znalaz�. Udaj�, �e go nie zauwa�yli, mimo �e przed chwil� w milczeniu obserwowali jego drog� do budki. Kiepura �piewa w wagonach kolei elektrycznej, konkuruj�c skutecznie z inwalid� wojennym. - �Serce matki, s�odyczy pe�ne, wierne a� po gr�b..." - mimo braku zainteresowania ze strony m�czyzn, zdartym g�osem, trac�c oddech i po�ykaj�c samog�oski, usi�uje nuci� Kiepura. Co prawda, o tej porze nigdy nie zaczyna pracy, poza tym budka z piwem to nie jego rewir, ale jako� zebra�o mu si� na ckliwe uczucia. - Kiepura, ch�opie, odwal si� - dobrotliwie prosi jeden ze stoj�cych. - �adne to, ale b�dzie dosy� - dodaje drugi. Kiepura cichnie. Nie odchodzi jednak, tylko patrzy wyczekuj�co. Kto� wolno wyjmuje z kieszeni drobne. Teraz Kiepura, zadowolony, bierze sw�j kufelek i milknie. Obserwuje to grupka dzieci. Co �mielsi ch�opcy zbli�aj� si� powoli, dziewczynki, chichocz�c, kryj� si� jedna za drug�. Kiepura wzbudza ciekawo��, a lekcewa�enie, jakie okazuj� mu doro�li, zach�ca do �art�w. Ale najciekawsze ju� si� sko�czy�o. �ebrak dosta� pieni�dze i sko�czy� sw�j wyst�p. Z boku, zapatrzony przed siebie, stoi nadal Kazio Gil. Ch�opcy podkradaj� si� do niego. Przestraszony Kazio odskakuje na bok. Otaczaj� go. Robi� miny, �miej� si�, wykrzykuj� co�. Kazio usi�uje odsun�� si�, ale dzieci s� jak pijawki, oblepi�y go i nie puszczaj�. - Kazik, naci�nij na gazik... 'jeden z ch�opc�w wybiega przed Kazia Gila i niespodziewanie pada na ziemi�. Robi to tak przekonywaj�co, �e poch�d przystaje na chwil�. Ch�opak �robi trupa", jak to nazywaj� dzieci. G�ow� przechyli� na bok, d�ugi r�owy j�zyk wywali� na brod� i wywr�ci� bia�ka. Kazio Gil stoi bezradny i pochylony, z r�kami wzd�u� bok�w. Ze sklepiku Adamskiej wracaj� kobiety z rannymi zakupami. Babka niesie bu�ki i mleko na �niadanie. Przystaje i patrzy na dokazuj�ce dzieciaki. -I czego od niego chc� teutrapie�ce! Wczoraj uciek� z domu, na noc nie wr�ci� - m�wi do s�siadki. - Pani to si� tak nad nim lituje, jakby by�o nad czym. - No, wie pani, jako� si� nim troch� opiekujemy, �al biedaka. Kobiety stoj� jeszcze chwil� z r�kami opartymi na wysuni�tych do przodu brzuchach. Rozmawiaj� o cenach, chorobach w rodzinie, o pogodzie. Siatki obci��one zakupami wisz� pomi�dzy ich rozstawionymi, mocno wpartymi w ziemi� nogami. Kocica -Dzieci d�u�ej ni� zwykle le�a�y dzi� w ��kach, ale teraz stoj� ju� w progu kuchni i przygl�daj� si�, jak babka gotuje lane kluski. Troch� mleka wykipia�o 17 16 na blach� i po mieszkaniu rozszed� si� zapach spalenizny. Dzieci jeszcze w koszulach siadaj�przy stole, babka stawia przed ka�dym z nich talerz klusek. Jedz�c paruj�c�, zbyt gor�c� zup�, widz�, jak babka wyjmuje z szafy nie napocz�ty jeszcze bochen chleba, no�em robi na nim znak krzy�a i starannie odkrawa przylepk�. - Komu? - pyta, ale widz�c �akome spojrzenia obojga, rozpoczyna chleb z drugiej strony i k�adzie przed ka�dym po przylepce. - Z wami to tak zawsze, a potem chleb wysycha. Poprzez silny zapach kredensu przebija si� smak chrupi�cej chlebowej sk�rki. Mi�ka je wolno. Ma�y rwie chleb drobnymi z�bami, rani�c sobie dzi�s�a. - A p�jdziesz, ty czorcie wenecki - krzyczy nagle babka i uderza kocic�, kt�ra pr�buje �ci�gn�� z kredensu kawa�ek w�troby. Czerwony gruz�owaty och�ap zsun�� si� na pod�og�, ale koci pazur zbyt p�ytko wczepi� si� w mi�so. Kocica tul�c uszy ucieka pod gradem wyzwisk i uderze� �cierk�. Dzieci, oderwane na chwil� od jedzenia obserwowaniem ucieczki kota, teraz ko�cz� zup�. Babka zbiera puste talerze, ale zanim wstawi je do miski, zrzuca do kub�a ko�uchy, starannie zebrane przez Misk�. - Co to za zwyczaje, ko�uchy jej nie smakuj�! Ma�y biegnie za Misk�, str�caj�c ze �lepej �ciany domu wielkie paj�ki o d�ugich nogach. Przy spadaniu trac� fragmenty swoich wybuja�ych ko�czyn, ale dzieci m�wi�, �e to odrasta. Na drodze Ma�ego zosta�o kilka takich kulej�cych, szybko umykaj�cych w szczeliny chodnika kalek. Pod jab�onk� Mi�ka znajduje par� jab�ek, lubi ogl�da� ich bia�y mi��sz przetykany r�owymi �y�- kami- Podaje jab�ko Ma�emu. Nadgryz�, jest robaczy-vve, rzuca je w traw� i biegnie w stron� p�otu, przez kt�ry prze�azi w�a�nie Andrzejek. Ch�opcy znikaj� w kom�rce z narz�dziami. Mi�ka kuca i siusia do wygrzebanego w ziemi do�ka, obserwuje, jak ziemia mi�knie, rozst�puje si� pod wp�ywem ciep�ego strumienia, a potem zamyka, nie pozostawiaj�c nawet �ladu wilgoci. Wstaje i idzie w stron� krzak�w agrestu, �eby sprawdzi�, czy zielona kumka, kt�r� widzia�a tam wczoraj wieczorem, jest jeszcze. Nie ma jej. Do zaro�ni�tego g�st� zieleni� ogrodu s�abo przenika poranne s�o�ce. Mi�ka k�adzie si� na dr�ce i ogl�da �lady po d�d�ownicach. Starannie przetrawiona ziemia pokryta jest jakby warstewk� �liny i tworzy misterne kopczyki. Wydaje jej si�, �e czuje pod sob� ruch -przeciskaj�ce si� tunelami d�d�ownice albo mo�e szmer podkopuj�cych ro�liny kret�w. Patrzy w g�r�. Szpaki ucz� si� fruwa�, z drzewa spada mi�kko liszka, kt�ra natychmiast zwija si� obronnie w k��bek. Mi�ka pluje i patykiem miesza �lin� z ziemi�. Po chwili �lina traci sw�j charakter i jako odrobina b�ota zostaje rozmazana po dr�ce. - Co robisz? - pyta Andrzejek. - Patrz�, jak ziemia ro�nie. - Co� ty, g�upia? - Andrzejek wzrusza ramionami. - Tak - m�wi Mi�ka i biegnie w stron� domu. Babka jest w kuchni. Gotuje zup�. Miesza �y�k�, pr�buje. Kr�ci si� niecierpliwie. Krok w krok za ni� idzie kocica. - Przyszed� jej czas - m�wi babka. - Tak si� czort �asi, �e wytrzyma� trudno. Stara, �ysa, a jeszcze znajdu- 19 18 je amator�w, zawsze co� przywlecze, i to dwa razy w roku. �eby chocia� raz przepu�ci�a. A p�jdziesz! Poczekaj ty, poczekaj, jeszcze ci si� odechce. Kocica nie odst�puje babki, pl�cze si� mi�dzy nogami, usi�uje wsun�� si� pod sp�dnic�. Nagle desperacko wspina si� na �apki i opiera ci�kie, nabrzmia�e cia�o o jej kolana. W tym momencie dostaje kopniaka w obwis�y brzuch. Cicho miauczy i skulona w k��bek przy �cianie zaczyna si� liza� pod ogonem. Babka wychodzi z kuchni. - Ona nie chcia�a, �eby ci� bola�o - m�wi Mi�ka do kocicy i dotyka jej. Kotka niespodziewanie zr�cznie skacze w bok, ale brzuchem zawadza o kredens, upada i z j�kiem wlecze si� w stron� spi�arni. Wchodzi babka z kub�em wody. Stawia go na �rodku kuchni. - No jak tam, zaczynasz? Kotka, nie pami�taj�c ju� chyba, co by�o przed chwil�, zn�w wspina si� do jej kolan. Teraz Mi�ka nic nie widzi, wszystko znikn�o za szerok� sp�dnic� babki. Po chwili kotka zostawia na pod�odze woreczek, jakby wype�niony brudn� wod�, kt�ry babka zaraz wrzuca do kub�a. Plamy rozlanej wody z przesuwanego wci�� kub�a znacz� drog� pe�nej trudu w�dr�wki. - Tego ci ju�, g�upia, zostawi�, czego uciekasz? - Babka ociera pot z czo�a. Kocica le�y jak balon, z kt�rego usz�o powietrze, zaj�ta czyszczeniem ocala�ego dziecka. Dzieci bawi� si� za domem. Zbieraj� biedronki i znosz� je na krzak dzikiego bzu, g�sto pokryty 20 mszycami. Czekaj�, a� biedronki nasyc� si� s�odkim, lepkim sokiem mszyc. Ale nic si� nie dzieje. - Gdzie by�a�? - pyta Teresa. - Kocica urodzi�a pi�� kociak�w - m�wi Mi�ka. - Sama widzia�am, cztery czarne i jeden z bia�ym ogonem. Nazywaj� si� Sabina. -Wszystkie? . , vu r- - Wszystkie. � : . � -.;.:,- ^A^ � - A kota nie ma? - Jest, ten z bia�ym ogonem. * , - A jak on si� nazywa? - Sabina. - Chod�cie, zobaczymy, jak wygl�da. Kuchnia jest pusta. Dzieci staj� w progu. Kocica le�y na kawa�ku szmaty, lecz na ich widok podrywa si� i chwytaj�c w pyszczek jaki� czarny strz�p, wlecze go do piekarnika. - Chod�cie bli�ej, tu co� wida�! Dzieci si� przepychaj�. Ka�de chce zajrze� w g��b mrocznego, ciep�ego pieca. Ma�y wk�ada tam r�k�, ale zaraz j� wyci�ga i �lini zadrapany palec. ~ A wy co tu robicie - krzyczy babka. - Co tam macie? Co�cie nabroi�y? Kot si� tam schowa� przed wami! Pewnie, ju� by on �ywy z waszych rftk nie wyszed�. - Babka pr�buje wygoni� kotk� z bezpiecznej kryj�wki. - Co ty tam robisz, ty kocie zatracony? Wreszcie babce uda�o si� wygarn�� kocic� z pieca. Wyskoczy�a, a obok niej upad� bia�y ogon jej syna, tak Clenki, �e ca�y skry� si� w dzieci�cej r�ce Ma�ego. - Dlaczego je utopi�a�? - pyta p�aczliwe Mi�ka. ~Daj mi spok�j, co b�d� kociaki oszcz�dza�a, a nade kto si� ulituje? Cz�owiek jest najwa�niejszy- 21 Cz�owiek to nie Pan B�g, a �eby mia� �y� wiecznie JYlisia, idziesz ze mn� do magla? - pyta babka. Mi�ka biegnie w podskokach wzd�u� rowu, babka st�pa ci�ko z ty�u, ze �wistem wypuszczaj�c powietrze z p�otwartych ust. ;;-A - Niech b�dzie pochwalony... �.-.-.* �.-,:. - Na wieki wiek�w... Babka siada na krze�le w pokoju Kwaterkowej. Mi�ka staje obok. Drzwi na dw�r s� szeroko otwarte i wida�, jak pies Kwaterkowej zaczepia stoj�cych wci�� pod budk� z piwem m�czyzn. - Pani Kwaterkowa, czego ta pani �aba tak ujada, wytrzyma� trudno - krzyczy jeden z nich. - Wszystkie ratlerki to maj� dziwnych w�a�cicieli, a zreszt�, czy to w og�le pies? Ni pies, ni �aba. - M�czyzna tr�ca suk� kijem. - �aba, bierz go! - wrzeszczy w�a�cicielka i �aba ze zdwojon� energi� rzuca si� na swego prze�ladowc�. Ten ucieka wymachuj�c b�aze�sko r�kami, m�czy�ni zanosz� si� chrapliwym, przeci�g�ym �miechem. - Nikt nie ma lito�ci dla zwierz�cia, taki pies i te� musi cierpie�. - Kwaterkowa g�aszcze �ab� po �bie, z kt�rego prawie wyskakuj� za�zawione oczy. - Czy ona czasem nie chora? - Babka patrzy z obrzydzeniem, jak Kwaterkowa zbli�a wysuni�te wargi do psiego ucha. - Mo�e i chora. To i lepiej, jak ju� jej nie b�dzie, i ja zabior� si� z tego �wiata, bo sama pani powie, po co si� tak d�ugo m�czy�? Kwaterkowa patrzy w stron� szafy, na kt�rej stoi trumna, otoczona girland� posrebrzanych d�bowych li�ci Trumna wzbudza w�r�d s�siad�w weso�o��, ale i troch� strachu, b�d� co b�d� trumna - mebel smutny i powa�ny. - Ja na �wiecie nikogo nie mam -m�wi Kwaterkowa - tylko tego pieska. No i zabezpieczenie na staro�� te�, dzi�ki Bogu, posiadani. - Zn�w znacz�ce spojrzenie w stron� szafy. - Czy pani wie, �e trzeba si� b�dzie w�ama� do Kwapisz�w? - Co pani, dlaczego? - Staruszka znaku �ycia nie daje, nie wiadomo... - Jezusie Nazare�ski! A mo�e ona si� w skrzyni zatrzasn�a? Taka u niej wielka stoi. To mo�e by�. S�ysza�am o takim wypadku, staruszka do w�asnej skrzyni wpad�a i ju� si� z tej trumny nie podnios�a. �ywcem umar�a... Mi�ka s�ucha, jak z lubo�ci� zaczynaj� opowiada� o ranach odniesionych w r�nych wypadkach, wcze-zmar�ych noworodkach, trwa�ym kalectwie sme i wielu przypadkach nag�ej �mierci, jednej straszniejszej od drugiej. Mi�ka patrzy na szaf� i widzi, �e czarna trumna unosi si� i wdowa po Kwapiszu siada sztywno, z r�kami na podo�ku. �Pad� p�aczu, wszystko to jeden pad� p�aczu." Wdowa u�miecha si�. �Nawet po �mierci mia�a u�miech na ustach", �B�g da�, B�g wzi��", m�wi�. Nad wdow� unosi si� niczym aureola s�odkie Serce Jezusa, wdowa patrzy w g�r�, na jej twarz spada kropla krwi; otar�a j� jak �z� z policzka. �Ju� jestem na tamtym �wiecie", m�wi. Wi�c tamten �wiat jest tu, dziwi si� Mi�ka. 23 22 Wdowa kiwa g�ow�. �Nikt nie zna dnia ani godziny, dla ka�dego tamten �wiat jest tu", powtarza, poprawia spadaj�ce d�bowe li�cie i trumna rusza z miejsca. Swobodna jak ��d�, p�ynie czarna, spowita w srebrne girlandy. Zabezpieczenie na ten i tamten �wiat. Misia jeszcze raz spogl�da na szaf�, trumna stoi nieporuszona i martwa. Przera�ona patrzy na rozmawiaj�ce kobiety i p�dem wybiega z magla. - Gdzie ci� czort znowu niesie? - krzyczy za ni� babka, ale Mi�ka jest ju� daleko. Ruda i piegowata >V ogrodzie, pr�cz Andrzejka i Ma�ego, jest jeszcze Joasia. Ma�y opowiada jej, co wydarzy�o si� dzi� rano. - O, patrz, co ja mam. - W r�ce trzyma co� jak bia�o-czarny mi�kki sznurek i wysoko podnosi do g�ry. - Co to? - pyta Joasia, wyuczonym sposobem krzywi�c wargi. - Tylko to z niego zosta�o. To by� ma�y kot, my�my go nie widzieli, bo ona go zaraz zjad�a, ca�ego, ani kosteczki nie zostawi�a, tylko to, nie zd��y�a, bo j� wygoni�em. I mam. Nikomu nie dam. - Powie� sobie na szyi, b�dziesz mia� - radzi Andrzejek, po��dliwie patrz�c na koci ogon. - Zrobi�, co b�d� chcia�. - O, jaka dziwna biedronka - wo�a Misia. - Ruda, ruda i piegowata. Biegn�. Joa�ka pochyla si�. - O, biedronka. A wiesz, co ja mog�? - patrzy na Misk�. Mi�ka widzi, �e Joasia ma oczy jasnoniebieskie jak zamarzni�te tafelki lodu. - Nie - m�wi prosz�co. - Co nie? - odpowiada Joa�ka i wdeptuje biedronk� w ziemi�. - Nie wolno! - krzyczy Mi�ka, ale po rudej i piegowatej nie ma ju� �ladu. - Biedroneczko, le� do nieba, przynie� mi kawa�ek chleba - �piewa Ma�y i ta�czy w k�ko, rozdeptuj�c ci�ko pachn�cy dziki czosnek. - G�upia jeste�, po co� to zrobi�a? -m�wi Andrzejek. - Z biedronek mog� by� cukierki, tylko trzeba je wrzuci� do garnka i ugotowa� z cukrem. - Musimy jej zrobi� pogrzeb. Pude�ko od zapa�ek zostaje zakopane w niepo-�wi�conej ziemi, Ma�y robi z patyk�w krzy�. Cia�o biedronki rozk�ada si� szybko. - Dorzuc� ogon - m�wi Ma�y. - I jemu mo�emy zrobi� pogrzeb. - Panie Bo�e, prosimy Ci�, aby� przyj�� swoj� s�u�ebnic�, bo�� kr�wk�, kt�ra by�a ruda i bardzo �adna, alej� zabi�a Joa�ka, a ona jest g�upia i nikt jej nie lubi. Ament. - Ament - powtarzaj� ch�rem dzieci. Kr�tka chwila wsp�lnoty nad grobem nie znanej biedronki min�a. Dzieci rozbiegaj� si� po ogrodzie. Pod dzik� grusz� Ma�y i Andrzejek �cigaj� si� w sikaniu. - Siu�ki, g�wno, le�cie r�wno - wydziera si� Andrzejek, robi�c przezroczystym strumieniem linie w powietrzu. - Ja do butelki, ja do butelki - krzyczy Ma�y. 25 24 Joa�ka podaje mu butelk�. - Nalej, b�dzie dla Kazia - m�wi. - Dlaczego zaraz dla Kazia? Sama wypij - od-j powiada Andrzejek. - �winia, ja si� z wami nie bawi�. Tymczasem Ma�y ustawia butelk� na dr�ce i stoj�c na lekkim wzniesieniu, pr�buje trafi� w otw�r. - Teraz wy, z g�rki, ja wam zrobi� rynn� - Andrzej r�kami wygrzebuje rowek w ziemi. Dziewczynki kucaj� na szczycie ma�ej g�rki i z ca�ych si� siusiaj�, tak �eby strumie� pop�yn�� korytem pochy�o�ci, dalej, ni� to na stoj�co potrafi zrobi� Andrzejek. - O, pi�ka - krzyczy Ma�y. Dziewczynki w po�piechu wci�gaj� majtki i te� biegn�, byle dalej do przodu. Na w�skim chodniku zaroi�o si� od dzieci�cych cia�. Na spodzie le�y pi�ka, na niej Ma�y, na Ma�ym Mi�ka, a j� chwyta za pi�t� Andrzejek. - Ja ju� chyba nie wygoj� tych kolan -j�czy Mi�ka, wodz�c lekko palcem wok� nier�wnych kontur�w zdartej sk�ry, przypominaj�cych linie na mapie, kt�re wczoraj pokazywa� im tata. W jednym miejscu ranka z poprzednich dni jest tak g��boka, �e ziemia nie do�� dok�adnie wymyta zosta�a w niej i szybko zaros�a sk�r�. - Dobrze, �e mam przegotowan� wod� - m�wi mama, kiedy Mi�ka z p�aczem wpada do kuchni. - Zawsze powinna by� pod r�k�. - Auu! - wrzeszczy Mi�ka. - Parzy! �'���i - Widocznie nie zd��y�a wystygn��. Mi�ka patrzy na bia�y porcelanowy dzbanek z dzi�bkiem, z kt�rego na jej kolano la�a si� gor�ca woda. - Daj pi� - prosi, i ledwie matka przygotowa�a kubek z sokiem, porywa go i wybiega na dw�r. Ma�y . Przy p�ocie stoi Ma�y, patrzy na podw�rze s�siad�i� 1 je okr�g�� bia�� cebul�. > Przed pi�trow� kamienic� z czerwonej nie tynkowanej ceg�y kr�ci si� s�siadka. Zagrabia podw�rze, �eby by�o czysto i po bo�emu. Czarny w�glowy py�, porwany wiatrem, leci wprost na Ma�ego, kt�ry wcale si� tym nie przejmuje, tylko trze oczy zwini�tymi pi�stkami. - Zawo�aj mi Andrzejka, powiedz, �eby przyszed� pom�c - prosi s�siadka. -Aleja nie wiem, gdzie on jest -m�wi Ma�y i ucieka. Andrzejek siedzi w�a�nie na jab�once, z kt�rej, tak jak si� um�wili, mia� zerwa� niedojrza�e, cierpkie jab�ka. Ma�y patrzy z podziwem na Andrzejka. Wydaje mu si�, �e Andrzejek znalaz� si� ju� na najwy�szych w�t�ych ga��ziach drzewa, �e chodzi po czubku, nie trzymaj�c si� niczego, i zbiera wielkie czerwone owoce z wosku, takie jakie widzia� u jego babki na talerzu, stoj�ce zawsze w tym samym miejscu i zawsze nieosi�galne. Od d�ugiego stania z zadart� g�ow� zawirowa�o mu przed oczami. Ma�y przewraca si� w mi�kk� pachn�c� ziemi�. Spod mocno zaci�ni�tych powiek wyp�ywa �wiat�o - czerwone s�o�ce, ��te i pomara�czowe kr��ki, ostry blask rozpryskuj�cych si� na tysi�ce cz�ci bia�ych ku�. Leci w d�, wystrzelony 2 wielk� si��. Jest tak, jakby przez w�sk� szpar� spada� do wn�trza ziemi. 27 26 Czuje, �e kiedy otworzy oczy, zobaczy inny, nie znany mu �wiat, niebo albo raczej piek�o. Ma�y otwiera oczy i widzi, �e le�y na brzuchu na �wie�o skopanej grz�dzie, w�r�d ma�ych ��tawych jab�ek. Podnosi g�ow�. - Trzymaj! - krzyczy z g�ry Andrzejek i uderza go jab�kiem w rami�. Ma�y nie rusza si�, leniwie patrzy doko�a i my�li o kolorowych samolotach lataj�cych tak nisko, �e mo�na je chwyta� za tekturowe ogony. Obok niego kuca Mi�ka i wywo�uje �limaka spod li�ci: �limak, �limak, poka� rogi, dam ci sera naj pierogi. Wyszczerbiony kubek po wodzie rzuci�a pod krzak agrestu. Andrzej z�azi z drzewa z kieszeniami pe�nymi nadgryzionych ju� przez robaki jab�ek. - Jest wykopalisko - piszczy i chwyta kubek. - Zostaw, musz� odnie�� do domu. - Nigdzie nie odniesiesz, bo to jest zabytek. Wiesz^ co trzeba z tym zrobi�. Chwil� szukaj� znanego sobie miejsca, wreszcie Ma�y natrafia na zardzewia�� blach�. W kawa�kach zbutwia�ego materia�u le�y srebrna �y�eczka mamy, wn�trze �ar�wki i tajemniczy klucz, kt�ry pasuje do willi Chabr�w, tylko nikt o tym nie wie. Teraz jest jeszcze porcelanowy kubek. - No, przecie� musimy co� po sobie zostawi�, �e kiedy� wiedzieli. - Mo�e jeszcze co� tu w�o�ymy, p�jd� poszuk - m�wi Mi�ka i grzebie patykiem ko�o schowka na kartofle. Za ni� stoi Ma�y. - Nie rusz, tu jest m�j sekret - wrzeszczy. Do ogrodu zagl�da przez p�ot babka Andrzejka. - To tu si� podziewasz, a ja ci� szukam i znale�� nie mog�. W chwil� potem w�r�d kur z s�siedniego podw�rka zaczyna si� pop�och. Frun� jak bia�e pierzaste ob�oki na dach kom�rki, krzycz� rozpaczliwie i oczekuj� pomocy od koguta, kt�ry tch�rzliwie skry� si� w kurniku. Czy s�siadka upatrzy�a kt�r�� z kur na ofiar� ju� wcze�niej, czy wybra�a na chybi� trafi�, my�li Mi�ka. S�ysza�a, �e kury wyrywaj� si� z r�k oprawcy i uciekaj� bez g��w, z krwawym strz�pem szyi. I �e skacz� zabite i �ywe tak d�ugo, a� kto� przebije im serce drewnianym ko�kiem. Przypomnia�a sobie, jak babka sma�y ryby. I one, rzucone na patelni�, drga�y, jakby /dolne wyprysn�� na pod�og� w poszukiwaniu wody. Im te� trzeba przebija� serce. Rybie serduszko na widelcu... Nie wiadomo, kt�ra kura po�o�y�a wreszcie sw�j kruchy �epek na pniu, bo babka Andrzejka schowa�a si� za rogiem kom�rki. Zrobi�o si� cicho. Kota -Llzieci siedz� przy du�ym kuchennym stole i w chwilach nieuwagi jedno drugiemu wrzuca kluski do mleka. Na ceracie w niebieskie kwiaty zostaj� bia�e �lady. Rozlane mleko sp�ywa mi�dzy dr�kami kwiat�w na pod�og�. - Rzeka mleka. - P�ynie z daleka. > -Do morza. ��.-,: 28 29 - Strumyki z muzyki. - A wy czorty weneckie! - krzyczy babka. - Wynocha mi na dw�r, �ebym was tu wi�cej nie widzia�a. Dzieci zrywaj� si� od sto�u i popychaj�c w przej�ciu wybiegaj� do ogrodu. Przez dziur� w siatce ko�o kom�rki prze�azi w�a�nie Andrzejek. W r�kach trzyma co� puchatego. - Patrzcie, co mam. - Zbli�a si� do Mi�ki i Ma�ego. - Ten kota jest m�j, dosta�em od ojca, jest jeszcze ma�y, mo�na go trzyma� o tak. - Chwyta zwierz� za d�ugie prze�wituj�ce na r�owo uszy i podtrzymuj�c mi�kkie siedzenie unosi do g�ry. M�ody kr�lik o wytrzeszczonych okr�g�ych oczach zamiera w bezruchu. - Ja wiem, sk�d go masz. To wcale nie tata ci da�. - Co� ty, sk�d mo�esz wiedzie�? - Wiem, gdzie �azisz. Do Gawork�w. - Przecie� tam nikogo nie ma. Wszystko zamkni�tej Kr�le te�. - A kto im nosi jedzenie? - M�j tata. Co? Maj� zdechn�� z g�odu? - Ale �ypie, jaki �mieszny. - On ma takie wargi jak ten Stefan spod pi�tki. To si� nazywa zaj�cza warga - m�wi Mi�ka. - To jest kota, a nie �aden zaj�c. - Chyba kr�l... - Nie, kota - upiera si� Andrzejek. - Puszcz� go u was, b�dzie sobie zbiera� li�cie mlecza. - A jak ci ucieknie? - Przyjdzie do mnie, jak go zawo�am, to jest przecie� m�j kota. - Przynios�e�? - zmienia temat Mi�ka. - Tak, mam tutaj. - Andrzejek wyci�ga z kieszeni pude�ko i otwiera. Jest pe�ne biedronek i mr�wek. Wchodz� jedne na drugie, sczepiaj� si� nitkami n�g, zdezorientowane, lecz w ci�g�ym ruchu. ......-_ -Ale si� k��bi�. : > - Wzi��em, ile si� da�o, mo�e wystarczy. Dzieci patrz� uwa�nie. Niekt�re owady pr�buj� wydosta� si� z pude�ka, popychane palcem Andrzejka wspinaj� si� zn�w, jakby nie�wiadome tego, �e palec zn�w str�ci je do wn�trza. - Jak w piekle - m�wi Andrzejek. - Id� do piek�a, bo� ty brzydka - Ma�y �mieje si� i str�ca kolejn� mr�wk�. Spad�a i natychmiast rozpocz�a sw� w�dr�wk� od nowa. - Dobra, chod�my. Id� w stron� dzikiego bzu. Jego ciemne, mocno pachn�ce li�cie wydawa�y si� zdrowe, ale z bliska wida�, �e pokryte s� ko�uchem mszyc. - Najedz� si� - Mi�ka zbli�a pude�ko do pnia. Mr�wki pierwsze znalaz�y drog�, zwinnie wyznaczaj�c kr�te �cie�ki, kt�rymi teraz pe�zn� czerwone biedronki. - Niech si� pas� bo�e kr�wki. - Ma�y zak�ada r�ce z ty�u i przygl�da si� ruchom mr�wczo-biedronich wojsk. ~ Tw�j kota jest ju� daleko, trzymaj go, bo ucieknie na pole! Andrzejek wo�a: - Kota, kota - i biegnie w drugi koniec ogrodu. Mi�ka i Ma�y za nim. Kr�lik miga miedzy roz�o�ys-yttu li��mi �opianu. Andrzejkowi uda�o si� zbli�y� do 31 30 lv la�- niego. Rzuca si� do przodu ca�ym cia�em. Le�y roz-krzy�owany pod drzewami wi�ni, a kr�lik jest o kilka metr�w dalej, blisko niebezpiecznej dziury w p�ocie. - Przynie�cie mi co�, �ebym go m�g� z�apa� - prosi p�aczliwym g�osem Andrzejek i wtula twarz w traw�. - Kota mi ucieknie. Mi�ka p�dzi do domu i chwyta z pokoju kraciasty koc. - Rzu� to na niego - wo�a, ale kr�lik ju� znalaz� wyj�cie. Andrzejek te� przeciska si� przez szpar� w ogrodzeniu, za nim Ma�y. - Zaczekajcie! - Mi�ka przerzuca koc ponad siatk�, a sama prze�azi przez otw�r. Kr�lik gdzie� znikn��. Mi�ka widzi, jak Andrzejek z Ma�ym skacz� przez r�w. - Gnoju, g�upi gnoju - �piewa Ma�y. - Mo�na jeszcze: �mierdz�cy gnoju. Nie ma gorszego przekle�stwa - dodaje Andrzejek. - Ty, a dok�d p�ynie ten r�w? Jest chyba okropnie d�ugi. - A co� ty my�la�! P�ynie a� za dom Chabr�w, a jest taki d�ugi, �e jakby� wrzuci�a tu co�, toby pop�yn�o i wr�ci�o do ciebie za rok. - Za rok? Ale jak? Ja tego nie rozumiem. Powiedz. - Co ci b�d� m�wi�. Wiem i tyle. Teresa tak powiedzia�a, a ona to ju� chyba wie, przecie� chodzi do drugiej klasy. - No tak, Teresa to wie... Ch�opcy skacz� dalej. Mi�ka odchodzi na bok. Tu, wok� niskich, g�stych krzak�w o nieznanej nazwie, jest najwi�cej jej ulubionych kwiat�w. Mlecze jak ma�e s�oneczka. Mo�na z nich robi� wianki, zup� dla lalek 32 - nawlec na nitk� i nosi� jak korale. Ju� niekt�re zmieniaj� si� w delikatne kule szarawego puchu. Pestka O, Tereska! - wo�a Ma�y. Mi�ka widzi, jak w podskokach biegnie Tereska. -Zobacz, mam co� dla ciebie! -krzyczy ju� z daleka. - Co? Co? - Dzieci otaczaj� Teresk�. - To jest prawdziwa pomara�cza. - Rozchyla d�o�, na kt�rej le�y ��te pomarszczone ziarenko. - To? Daj, ja chc� spr�bowa�! - Teraz jest niedobre, ale trzeba je w�o�y� do ziemi i czeka� troch�. -Ile? - No, tydzie� - m�wi niepewnym g�osem Tereska. - Ale wyro�nie na pewno. Taki krzak, a na nim pomara�cze. - Pyszne - rozmarzy� si� Andrzejek. - To nie dla ciebie - m�wi Tereska i podaje ziarenko Misce. Misia trzyma je mocno w zwini�tej pi�stce i razem z Tereska biegn� do domu. Przypomina sobie, jak kiedy� spyta�a mam�: �Gdzie by�am, kiedy mnie jeszcze nie by�o?" Mama m�wi�a wtedy co� niezrozumia�ego o dalekiej drodze. �A mo�e ja by�am pestk� w jab�uszku?" - powiedzia�a Mi�ka. I teraz te� tak my�li. ~ Babciu, ja mam prawdziw� pomara�cz�! - Poka�. - Babka J^i~ze zaczarowane ziarno w r�k� i ogl�da. - W nim jest ca�e drzewo i kwiaty, i owoce, w takim ma�ym - chwali si� Tereska. -W tym? Przecie� to jest kukurydza, i to zesz�oroczna, z takiego ziarna nic wam nie wyro�nie, ale mnie si� przyda - m�wi i wrzuca je do garnka z zup�. Mi�ka czuje, �e p�acz �ciska jej gard�o. Takie ziarno! By�yby z niego prawdziwe pomara�cze. - Babka to zawsze tak -m�wi p�aczliwie do Teresy. Z ogrodu dobiegaj� krzyki Andrzejka i Ma�ego. Jest te� Joa�ka. - Chod�, zobaczymy, co robi Bajka. Biegn� do kom�rki z narz�dziami. Za nimi reszta dzieci. - Gdzie ona si� schowa�a? - Pewnie w k�cie. Daj patyk. Wygoni� j�. - Jest! Jest! - krzycz� dzieci. Zza deski wysuwa si� ogromny paj�k. Na plecach ma krzy�. - Zobacz, co ona z�apa�a! . :� - Biedna ksi�niczka! - Co� ty, to zwyk�y bielinek. - Jeszcze �yje. Musz� j� uratowa�. - Motyl, potr�cony patykiem, z trudem odkleja si� od paj�czyny. - Straszna ta Bajka. Zabi�a ksi�niczk�. - Misia podnosi resztki rozsypuj�cych si� w palcach bia�ych motylich skrzyde�. - Ja bym chcia� by� paj�czyn�. Wszystko bym m�g� z�apa� - m�wi Ma�y. -Jakby� by� paj�czyn�, toby� musia� wisie� na �cianie. Ptak JCocica porwa�a ptaka - krzyczy Andrzejek i ta wiadomo�� odrywa dzieci od paj�k�w i motyli. Podbiegaj� do niego, ale jeszcze nie chc� wierzy�. Ko�o kom�rki, mi�dzy deskami, siedzi kocica, szara, wtopiona prawie w szaro�� pociemnia�ego od deszczu drzewa. Obok niej na ziemi le�y kawa�ek nie dojedzonego ptasiego skrzyd�a. Andrzejek chwyta je i zamyka pi�stk�. Dzieci otaczaj� go ciasnym kr�giem, pochylaj� twarze nad zwini�t� r�k�. - To skrzyd�o tego ptaka - tryumfalnie wo�a Andrzejek i rozchyla palce. Na poplamionej owocowym sokiem d�oni le�y szary jak kocie futerko strz�p pisklaka. Zdyszane oddechy dzieci unosz� i rozgarniaj� mi�kki jasny puch. - Ja bym t� kocic�, o tak... - pokazuje Ma�y, machaj�c trzymanym w r�ce kijkiem. - No, wy�a� ty... - krzyczy Joasia i czubkiem sanda�ka pr�buje kopn�� p�aszcz�cego si� kota. Kocica kuli uszy i jeszcze mocniej przywiera do ziemi. Wydaje si�, �e ca�kiem wtopi�a si� w otoczenie. - Wy�a�, wstr�tna! - wo�aj� dzieci. - Chod�my - m�wi wreszcie Teresa. - B�dziemy jej pilnowa� z daleka, mo�e zaprowadzi nas do gniazda, przecie� tam na pewno s� jeszcze inne pisklaki. Dzieci rozchodz� si�, udaj�c, �e kocica nic ich nie obchodzi. Kot tylko na to czeka�, mi�kkimi ruchami wysuwa si� zza desek, w kilku susach zbli�a si� do p�otu i niknie w krzakach dzikiej r�y. ~ Za mn�! - wydaje komend� Andrzejek i wszyscy rzucaj� si� w pogo�, ale jest ju� za p�no. 35 34 - Z�apa�a, z�apa�a! - krzycz� dzieci. Ma�y zaczyna p�aka�. Tym razem kocica jest bardzo szybka, ze zdobycz� w pyszczku znika jak szary, gro�ny i tajemniczy cie�. - Tam, tam jest to gniazdko! - Chod�cie, mo�e uratujemy jeszcze jakie� piskl�! Mi�ka, zaciskaj�c usta i powstrzymuj�c �zy, wsuwa si� pod krzak dzikiej r�y, sk�d przed chwil� wyskoczy�a kocica ze swoim �upem. Ale Mi�ka nie jest gi�tkim, pokrytym g�stym futerkiem kotem, jest ma�� dziewczynk� z go�ymi kolanami i nagimi ramionami. Kolce dzikiej r�y, drobne, ale drapie�ne, chwytaj� za ubranie, zostawiaj� na buzi i r�kach cienkie zadrapania z ostrymi zadziorkami. Mi�ka po�yka �zy. - Jest! - krzyczy, bo nagle w zieleni i szaro�ci spl�tanych ga��zek dostrzega ma�e, prawie niewidoczne gniazdo, a w nim szary wiotki kszta�t. ��ty dzi�b, zakryte bia�� b�on� wypuk�e oczy. Ostatnie piskl� w tym gnie�dzie. S�yszy jaki� szmer, czuje ruch obok siebie i szeroko otwiera dziobek. Jest teraz przepastnym r�owym gard�em na cienkiej jak sznurek szyi. Pisklak wydobywa z siebie ciche pulsuj�ce kwilenie. Mi�ka patrzy urzeczona tym widokiem, nie mo�e oderwa� oczu od wilgotnego ptasiego wn�trza. Wyci�ga r�k� i delikatnie wyjmuje ptaka z puchowego pos�ania. Czuje jego serce jak male�ki m�oteczek wystukuj�cy rytm: tuk-tuk-tuk-tuk. Mi�ka dr�y, nie czuje ju� zadrapa� ani �ez. - Uratowa�am go! - m�wi i rozk�ada stulone d�onie. Piskl� le�y w nich jak w gnie�dzie. - Co z nim zrobimy? - Trzeba znale�� pude�ko, w�o�y� do niego traw� i wat�. - A co ono b�dzie jad�o? Piskl� zostaje u�o�one w pude�ku i ukryte pod ��kiem. Dzieci rozbiegaj� si� po ogrodzie w poszukiwaniu jedzenia dla ptaka. Pod p�otem Mi�ka dostrzega przemykaj�cy cie�. - Kocica - wo�a i biegnie za ni�. Kotka bezb��dnie wybiera znan� ju� sobie drog�, ale Mi�ka jest szybsza, czeka na ni� przy krzaku, gdzie zosta�o puste gniazdo. - Teraz b�dziesz ukarana - szepcze Misia. Kocica nie zwracaj�c na ni� uwagi wpe�za mi�dzy krzaki. Mi�ka kuca i patrzy w g��b. Widzi, jak drapie�na kocia �apa z ostrymi zagi�tymi pazurami wsuwa si� do gniazda. Kocica pami�ta, �e zosta�o jeszcze jedno piskl� i nie rozumie, dlaczego gniazdo jest puste. Zdobycz by�a tak oczywista. Uderza jeszcze raz. Nic. Drgaj�ca z napi�cia kocia �apa uderza po raz ostatni, niszcz�c mistern� konstrukcj� z trawy i patyk�w. Tul�c uszy i przywieraj�c p�asko do ziemi kocica wycofuje si�. Pozostawia za sob� rozdarte, pozbawione tajemnicy wn�trze gniazda. Babka Andrzejka wo�a na obiad. Andrzejek prze�azi przez dziur� za dzikim bzem i ju� jest na swoim podw�rku. Ma�y stoi przy siatce i rozp�aszcza nos na pordzewia�ych drutach. - To my te� musimy i�� - m�wi Mi�ka. - A ty gdzie b�dziesz jad�a? - pyta Teres�. ~ Nie jestem g�odna. Moja mama wr�ci nied�ugo. ~ Twoja mama wraca, jak jest ciemno. 36 37 - To nic. Poczekam tu na ciebie. Nie mog� i�� do domu, bo m�j tata wyszed� i zamkn�� mieszkanie. - Wiem, gdzie on jest. Widzia�am go pod sklepem Adamskiej. Pi� piwo. Chod�, babcia na pewno da ci je��. Mi�ka wbiega do pokoju, gdzie pod ��kiem w pude�ku le�y piskl�. - Tereska, chod�, trzeba je nakarmi�. Dziewczynki kl�kaj�, unosz� kolorow� kap� i wyci�gaj� pude�ko. - Damy mu bu�ki z mlekiem - m�wi Mi�ka. - Zaczekaj] Piskl� ma nieruchomo rozwarty dzi�b, jedno skrzyd�o odrzucone w bok, jakby do niezdarnego ptasiego biegu. Sine powieki szczelnie opinaj� wielkie wypuk�e oczy. Mi�ka dotyka zmierzwionych szarych pi�r. Dziewczynki patrz� na siebie. - Przecie� je uratowa�am - m�wi Mi�ka. Limbus l ata Mi�ki i Ma�ego odpoczywa po obiedzie. Mama z babk� pior�. Teresa dopiero przed chwil� posz�a do siebie. Zawo�a� j� ojciec, kt�ry wr�ci� do domu, bo nareszcie sko�czy�o si� piwo u Adamskiej. Jej mama jeszcze nie przysz�a - w hucie szk�a cz�sto by�y zebrania albo robotnicy pracowali po godzinach. - Dzieci! - wo�a tata. - Idziecie ze mn� na strych? - Taak! - Mi�ka i Ma�y p�dz�, �eby tylko zd��y� na moment, kiedy ojciec uniesie ci�k� klap� w suficie i wpu�ci ich po kolei na g�r�. 38 Dzieci wstrzymuj� oddech. Pierwszy haust powietrza, z�apany ju� na strychu, jest jak mi�kki szary aksamit. po�rodku strychu stoi szatkownica do kapusty, po bokach kosze pe�ne starych kolorowych pism. Dzieci otwieraj � lekk�, wiklinow� pokryw� kosza. Kurz unosi si� w g�r�. Tata zag��bia r�k� w stercie starego, po��k�ego papieru i wyci�ga du�e kartony pokryte delikatnymi liniami. - To s� rysunki tego, kto tu mieszka� przez wojn�. Was oczywi�cie jeszcze nie by�o na �wiecie. Czarne linie zag�szczaj� si� w kszta�t palc�w, d�oni, profil�w m�czyzn, kobiet, dzieci. Powierzchnia rysunk�w jest pop�kana jak tafla lodu uderzona obcasem. - Kto to by�? - Artysta, a poza tym by� kiedy� carskim genera�em - m�wi tata. - Tak, naprawd�. A to co? - Tata zn�w wk�ada r�k� do kosza. - �T�cza" - czyta g�o�no. - �Na szerokim �wiecie", ��wiat przyg�d" - u�miecha si� do siebie. - To takie zeszyciki z powie�ciami przygodowymi. Pami�tam na przyk�ad taki tytu�: �Jestem niewinny Garibaldi". O, jest! - Tata z tryumfem pokazuje ma�� ksi��eczk�, kt�rej rogi s� objedzone przez myszy, papier kruszy si� i rozpada w palcach. - A tu Leonardo Pratto �ciga Czerwonego Kapitana... - Opowiedz - prosz� dzieci. - Wieczorem. B�dziecie mia�y bajk� na dobranoc. ~ To by�a bajka, a nie prawda? Teraz tata trzyma w r�kach ksi��eczk� z obrazkiem ok�adce. Kolory s� zatarte. M�ody m�czyzna 39 w garniturze, z g�adko przylizanymi w�osami, trzyma na kolanach wdzi�cznie przegi�t� dziewczyn�. Dziewczyna ukazuje w u�miechu rz�d z�b�w, kt�rych nieskaziteln� biel czas przechowa� a� do tej chwili. - Sekretarka osobista Jana Borz�ckiego - m�wi tata, u�miechaj�c si� do �licznotki na rysunku. - Tata, poczytaj! - Dzieci patrz� �apczywie na stert� ksi��eczek, w kt�rych kiedy� opisano �wiat pe�en dziwnych i tajemniczych przyg�d. - A tu jest Kronika sz�stej a - m�wi tata i wyci�ga ma�y cienki zeszyt w twardej oprawie z szarego p��tna. Brzeg zeszytu oklejony jest wst��k� z r�owego jedwabiu w ludowe kwiaty. Tata otwiera ostro�nie zeszyt. Na pierwszej stronie wklejono fotografi� klasy. Patrzy chwil� uwa�nie, jakby czego� na niej szuka�, i opuszcza zeszyt p�asko roz�o�ony na d�oniach. Dzieci pochylaj� si� nad zdj�ciem. W �awkach siedz� ch�opcy, jest ich wielu. Pod �cian� stoi korpulentna pani. - To wychowawczyni - m�wi tata. - Obok nauczyciel matematyki. A gdzie ja jestem? - pyta. Mi�ka przygl�da si� uwa�nie ch�opi�cym twarzom. Wszystkie wpatrzone w jeden punkt. Ch�opcy wstrzymuj� oddech, nawet ten na samym ko�cu, z r�k� na plecach kolegi. Ju� daje mu szturcha�ca, ale w�a�nie pan fotograf zawo�a�: �Ch�opcy, prosz� patrze� na mnie!", i nawet ten niesforny ch�opak zastyg� w bezruchu. - Dlaczego oni s� smutni? - pyta Mi�ka. - Smutni? Chyba nie. Mo�e to o�wietlenie - zastanawia si� tata. -A ja jestem tutaj -m�wi i pokazuje palcem jasn� plam� na ciemnym tle. Drobna twarz, troch� sp�oszone spojrzenie i g�owa ostrzy�ona do go�ej sk�ry. - Dlaczego by�e� �ysy? - Tak mnie strzygli rodzice, �eby by�o wygodniej. Nie musia�em si� czesa�. - Ja wiem, ty mia�e� wszy - m�wi Ma�y. Misce trudno uwierzy�, �e ten wystraszony ch�opczyk na zdj�ciu to jej tata. Spogl�da w g�r� i widzi r�ce ojca, jego mi�kko zaokr�glon� brod�, fragment ust - reszta unosi si� wysoko, niewidoczna, trzeba by si� wdrapa� na skrzyni� i stan�� na palcach, �eby sprawdzi�, czy g�owa taty jest ogolona do samej sk�ry i ma te� taki niebieskawy odcie� jak jego pokryte kr�tk� szczecin� w�os�w policzki. - Przeczytamy to sobie na dole, tu jest niewygodnie - m�wi ojciec i chowa kronik� do kieszeni marynarki. Szary zeszyt z ogonkiem r�owej wst��ki spoczywa w niej ufnie, pe�en nieznanej tre�ci. - Masz cukierki? Dzieci wiedz�, �e w tej kieszeni, kt�ra teraz przyci�ga wzrok, tata ma zawsze co� s�odkiego. Mi�ka wk�ada do niej r�k� i wyjmuje landrynk�, do kt�rej przywar�y odrobiny tytoniu, strz�pki we�ny i cierpki dziwny zapach tatusiowej kieszeni. - Chod�cie, co� wam poka��. - Tata idzie w r�g strychu. W dachu jest ma�a szczelina, przez kt�r� w deszczowe dni cieknie woda. Teraz przedostaje si� t�dy do wn�trza promie� s�o�ca. - Sp�jrzcie tu - tata wskazuje palcem miejsce na pod�odze. - To jest obraz s�o�ca. 41 40 Ma�a okr�g�a plamka le�y na deskach tu� obok ich st�p. - To jest s�o�ce? - wykrzykuje Ma�y i zakrywa kr��ek sanda�kiem. - Tak. Wystarczy przepuszczony przez otw�r ma�y strumie� �wiat�a, aby w takim pomniejszeniu zobaczy� ca�e ogromne S�o�ce. Wiecie, �e Ziemia si� obraca? Patrzcie dobrze, gdzie jest teraz nasze ma�e S�o�ce. Przyjdziemy tu za chwil�. Tata wraca do kosza ze starymi gazetami, siada po turecku i zaczyna czyta� przygody Leonarda Pratto. Mi�ka ostro�nie zagl�da do drugiego pomieszczenia. Tam nikt nie wchodzi, bo deski s� spr�chnia�e. Kiedy� odwa�y�a si� zrobi� kilka krok�w. Pod�oga by�a przykryta tak grub� warstw� kurzu, �e czu�a jego mi�kko�� przez podeszwy but�w. - Go��b, go��b! - krzyczy Ma�y. Mi�ka podbiega do okna. W�skie, brudne, z wybitym kawa�kiem szyby. Schwytane w paj�czyn�, dr�� na nim ��te i bia�e motyle. - Patrz - szepcze Ma�y. M�ody go��b z oczami jak koraliki spogl�da na nich. Gniazdo sklecone z twardych patyk�w pokryte jest bia�o-czarnymi odchodami. Obok le�� szkielety innych go��bi, kt�re tu zak�ada�y gniazda, kocha�y si�, rodzi�y i umiera�y, a teraz ich ko�ci rozsypuj� si� w ciszy. Tata podnosi g�ow�, oderwany od pasjonuj�cej lektury okrzykami Ma�ego. - A teraz zobaczymy, gdzie jest nasze S�o�ce. Dzieci biegn� za nim. Miejsce, gdzie niedawno by�a s�oneczna plamka, jest puste. K�ko pow�drowa�o kilka centymetr�w dalej po deskach pod�ogi. - Gdyby�my obserwowali je od �witu do nocy, przekonaliby�my si�, �e zatoczy�o ko�o. Chcecie, zbu- dujemy zegar s�oneczny. - Tak, tak! - krzyczy Ma�y. - Ale jak? - Najpierw trzeba mie� limbus, czyli tarcz�, i umie�- ci� na niej alidad�, czyli wskaz�wk�... Tata opowiada jeszcze d�ugo. Dzieci ju� nie s�ucha j�. Zapami�tuj� tylko dwa �piewne s�owa-zakl�cia: limbus i alidada, i obraz s�o�ca jako bladego �wietl nego k�ka kr���cego pod ich stopami. Szary zeszyt