6812

Szczegóły
Tytuł 6812
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6812 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6812 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6812 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Milena W�jtowicz Laser Alladyna Prezentujemy lu�n� kontynuacj� przyg�d bohater�w "Bardzo czarnej dziury". Ilustracja: Piotr 'Grabcu' Grabiec Poprzez niezmierzone g��bie przestrzeni kosmicznej lecia� "Odkrywca", najnowszy statek Zjednoczenia Planet, duma i oczko w g�owie dow�dztwa floty. Gwiazdy jak zwykle �wieci�y, czasami jaka� kometa przelatywa�a, rozs�dnie pod��aj�c w inn� stron�, a kapitan "Odkrywcy" ponuro spogl�da� w dno fiolki z tabletkami uspokajaj�cymi najnowszej generacji. Od pewnego czasu medytacje przesta�y mu wystarcza� i musia� si�ga� po silniejsze metody wyciszenia. Zastanawia� si� co zrobi, kiedy przestan� mu wystarcza� �rodki farmakologiczne. Zawsze m�g� si� jeszcze upi�, nawet je�li by�o to ca�kowicie sprzeczne z jego natur�. Jeszcze p� roku temu kapitan by� �wietnym oficerem, rozs�dnym, szanowanym przez podw�adnych, ostatnim okazem prawdziwego d�entelmena. Potem otrzyma� wspania�� szans� dowodzenia "Odkrywc�" i od tej chwili zd��y� ju� nabawi� si� depresji, psychozy, lekoholizmu, pracoholizmu, a za zakr�tem czeka� alkoholizm. Na pocz�tku wszystko zapowiada�o si� �wietnie: zr�nicowana za�oga, �wietny statek, idealna harmonia gatunk�w, ras i p�ci. Wszyscy r�wni i zjednoczeni w misji odkrywania galaktyk. A potem okaza�o si�, �e oficer ��czno�ciowy i jego podw�adni maj� skrzela i trzeba by�o zala� dla nich kilka pomieszcze�. Dwa dni p�niej Tameranin pok��ci� si� z Rofinim o to, czy u�ywanie trzeciej nogi przy grze w pi�k� no�n� jest zgodne z przepisami. Kucharz by� Pinianinem i mia� specyficzne poczucie smaku, a prawd� m�wi�c nie mia� go w og�le. Jeden z mechanik�w, Imarin wzrostu siedemdziesi�ciu centymetr�w, zaklinowa� si� w dyszy silnika. Jeden z Bofarian zagapi� si� i jego cia�o, b�d�ce w stanie ciek�ym, rozp�yn�o si� po statku. Do dzisiaj wyd�ubywali go ze szczelin, �eby z�o�y� z powrotem. G��wny mechanik, Txlit, w krytycznym momencie zacz�� p�czkowa� i przez kr�tki czas istnia� w trzech osobach. Potem jeden z niego zdezerterowa� i pod��y� w �lad za pirackim statkiem "Pirania", kt�ry akurat mia� wakat na stanowisku mechanika. Piastuj�ca je poprzednio Alchadeldenarissa Be're'te'ach're, boska kr�lowa, imperatorka Dwudziestu Planet i uwielbiana pani swojego ludu, w przerwach mi�dzy rz�dzeniem imperium g��wny mechanik na pirackim statku, postanowi�a zaci�gn�� si� do floty Zjednoczenia. W stanie nietrze�wym by�a genialnym mechanikiem, trze�wa zmienia�a si� w urodzonego dow�dc�. Wielki wezyr imperium, sprawuj�cy w nim faktyczn� w�adz�, pogodzi� si� z do��czeniem Rissy do za�ogi "Odkrywcy", rozs�dnie uznaj�c, �e Zjednoczenie nie b�dzie przynajmniej strzela� do pos�a�c�w. Kapitan pirat�w zaakceptowa� za� strat� doskona�ego, ale wiecznie pijanego mechanika, gdy okaza�o si�, �e Txilt naprawia wszystko na trze�wo, wi�c zostaje wi�cej wina dla reszty za�ogi... Kapitana Jonesa oderwa�o od pustej fiolki wej�cie pierwszego oficera. Rozmowa z nim by�a o tyle przyjemna, �e mia� tylko dwoje oczu, by� mniej wi�cej ludzkiego wzrostu, nie �mierdzia� i zasadniczo przypomina� cz�owieka, pomijaj�c sinoniebieski kolor. Kapitan spojrza� na niego z cierpieniem w oczach. - Co� si� sta�o? - Nie, sir. Chcia�em tylko zapyta�, czy b�d� jeszcze potrzebny. - Nie, jako� dam sobie rad� - kapitan z niech�ci� wszed� na mostek. Oficer zasalutowa� i po�piesznie pod��y� do �adowni, gdzie dwaj technicy ogl�dali w�a�nie stary, pordzewia�y laser, kt�ry znale�li w przestrzeni pi�� minut temu. - Ale grat - j�kn�� jeden z technik�w. - Kapitanowi si� spodoba - doda� drugi. - On lubi antyki. - Mieli�my szcz�cie, �e si� na to natkn�li�my. Kapitan jutro ma urodziny, zrobimy mu niespodziank�. Z g�ry zjecha�a winda i zatrzyma�a si� na poziomi �adowni. Wysiad�a z niej g��wna mechanik Rissa, opr�niaj�ca butelk� z napojem wyskokowym. Spojrza�a �rednio przytomnie na laser. - Gdzie to przyczepi�? - O, chwileczk� - za ni� z windy wyprysn�� doktor. - W takim stanie nie przyczepi pani tego nigdzie. - W jakim stanie? - zdziwi� si� jeden z technik�w. - Przecie� jest pijana. - Nie m�wi� o jej stanie, tylko o stanie tego czego� - doktor wskaza� na laser. - Brudne, przerdzewia�e i pe�ne zarazk�w. Trzeba to wyczy�ci�. Wtedy pani to gdzie� umocuje. A tymczasem panowie b�d� to czy�ci�, a my wr�cimy sobie do ambulatorium, gdzie doko�czy pani napraw� mojego sprz�tu medycznego. - Szczerze m�wi�c - Movik, pierwszy oficer, ruszy� za nimi do windy - mia�em nadziej� �e naprawi pani... Winda pojecha�a w g�r�. - Czy�ci� to czy�ci� - technik si�gn�� po szmat� i zacz�� pucowa� laser. Nagle z lufy wytrys�a smu�ka py�u. - Brudna, �e a� ... - zacz�� jeden z technik�w. Smu�ka py�u uros�a i uformowa� si� w kszta�t cz�owieka. Kobiety konkretnie. A potem zmieni�a si� w prawdziw� kobiet�. Mia�a bia�e, poskr�cane w loczki, w�osy, r�owe oczka i srebrne usta. Ubrana by�a w kr�ciutk� bia�� sukienk� z czego�, co wygl�da�o na plastik i buty na koturnach, si�gaj�ce za kolana, z tego samego materia�u. Sta�a kilka centymetr�w nad ziemi�, uj�wszy si� pod boki. - Cze��, jestem D�in - przedstawi�a si�. - O kometo, czarodziejski laser - westchn�� jeden z technik�w. - Spe�nisz nasz trzy �yczenia? - zapyta� �ywiutko drugi. - Nie - D�in u�miechn�a si� s�odziutko. - Opanuj� wasz statek. - H�? - zdziwi� si� technik. D�in unios�a r�ce nad g�ow� i klasn�a w nie. - Niech si� stanie! - zawo�a�a. - Wasze umys�y s� moje! Spomi�dzy jej d�oni wyp�yn�� bia�y dym i powoli zala� statek. Cz�onkowie za�ogi, kt�rych owin��, nieruchomieli na swoich miejscach. D�in westchn�a z satysfakcj�. - Nareszcie jest tak, jak by� powinno - zmieni�a si� w stru�k� dymu i pofrun�a na mostek. W ambulatorium imperatorka Dwudziestu Planet zaci�a si� w palec. Spojrza�a z dezaprobat� na �rubokr�t, maszyn�, kt�r� naprawia�a i w ko�cu na doktora, kt�ry uparcie zagl�da� jej przez rami� i udziela� rad. Doktor dalej zagl�da� jej przez rami�, tylko ju� milcza�. Rissa mia�a w�tpliwo�ci, czy w og�le oddycha�. Popuka�a go palcem w czo�o. Nie zareagowa�. Od�o�y�a �rubokr�t, przecinaj�c przy okazji �wie�o zmontowane kable i posz�a na mostek. Na �rodku mostka unosi�a si� D�in. Obraca�a si� woko�o, oceniaj�c z satysfakcj� statek i za�og�. W�a�nie mia�a wyda� pierwszy rozkaz, kiedy drzwi windy otworzy�y si� i na mostek wesz�a Rissa. - Kapitanie, obawiam si�, �e za�oga... - rozejrza�a si� po mostku, a� jej pe�en dezaprobaty wzrok trafi� na D�in. D�in znieruchomia� tylko na chwil�, potem szybko unios�a r�ce i wykrzykn�a: - Niech si� stanie! - Mam delirium? - zainteresowa�a si� Rissa. - Dot�d mi si� to nie zdarza�o, ale przed chwil� wydawa�o mi si�, �e jestem trze�wa.... - Niech si� stanie! - ...i jestem trze�wa. A ty, kimkolwiek by� nie by�a, pope�niasz du�y b��d porywaj�c si� na statek Zjednoczenia... - Niech si� stanie!! - ... na "Piranii" rozpruwali�my takim aborda�ystom jak ty brzuchy i... - Niech si� stanie!!! - ...mo�esz spodziewa� si� wyci�gni�cia pe�nych konsekwencji. Je�li nie przywr�cisz za�ogi do normalnego stanu... D�in zebra�a wszystkie si�y. - NIECH SI� STANIE!!!! W miejscu gdzie sta�a Rissa znad przypalonych �cian unosi� si� ob�oczek dymu. D�in sapn�a z ulg�. - ...b�d� musia�a podj�� kroki ostateczne. - ...to tak ci przywal� �rubokr�tem jonowym, �e ci si� te loczki wyprostuj�. D�in rozdziawi�a usta i spojrza�a ze zdumieniem na opadaj�c� chmur� dymu. - Kim jeste�? - j�kn�a. - Rissa, g��wny mechanik, imperatorka Dwudziestu Planet i tak dalej - przedstawi�a si� Rissa. - Alchadeldenarissa Be're'te'ach're, boska kr�lowa, imperatorka Dwudziestu Planet i uwielbiana pani swojego ludu, a tak�e doradca dyplomatyczny na statku Zjednoczenia "Odkrywca" - przedstawi�a si� Rissa. Na twarzy D�in pojawi� si� co� na kszta�t paniki. Rissa spojrza�a na siebie wzajemnie. - Mam wra�enie, �e jest nas dwie - powiedzia�a. - To znaczy, �e nie jestem a� tak pijana jak mia�am nadziej� by� - odpowiedzia�a sobie. D�in przenosi�a spojrzenie z jednej Rissy na drug�. Obie wygl�da�y tak samo, tylko �e ta z lewej szuka�a po kieszeniach piersi�wki, a ta z prawej skrzy�owa�a r�ce na piersiach i uwa�nie ogl�da�a mostek i znieruchomia�� za�og�. D�in pisn�a i uciek�a do lasera. Za�oga zacz�a si� budzi�. Kapitan zamruga� oczami, spojrza� przed siebie i j�kn��. Zacz�� rozgl�da� si� w poszukiwaniu tabletek. Jedna z dw�ch Riss uprzejmie mu je poda�a. Druga ko�czy�a opr�nia� piersi�wk�. - Kapitanie - odezwa� si� nawigator. - Prosz� o zwolnienie ze s�u�by. Widz� podw�jnie. - Ty te�? - kapitan spojrza� na niego z wdzi�czno�ci�. Potem spojrza� na Rissy. - Dlaczego was jest dwie? - Nie mam poj�cia - odpowiedzia�a ta z piersi�wk�, odwr�ci�a si� i wpad�a na ta drug�. Obie przewr�ci�y si� na pod�og�. Rissa podnios�a si� pocieraj�c st�uczone rami�. Obejrza�a si� uwa�nie. - Zdaje si�, �e ju� jest mnie jedna. I chyba jestem za ma�o pijana - podnios�a piersi�wk�. - Pusta - stwierdzi�a ze smutkiem. - P�jd� poszuka� wina. - Kapitanie - na ekranie pojawi�a si� twarz jednego z technik�w. - Tu by�a D�in, kt�ra chcia�a opanowa� statek!! - Wypraszam sobie niszczenie mojego sprz�tu - twarz technika zosta�a zepchni�ta z ekranu przez rozgniewane oblicze doktora. - Gdzie jest mechanik?! Mia�a naprawi� moj� maszyn�, a tymczasem jej tu nie ma, a �rubokr�t zd��y� wywierci� w pod�odze dziur� do ni�szego pok�adu!! - A gdzie pan by�, jak to si� sta�o? - zainteresowa� si� Movik. - Sta�em i obserwowa�em jej prac�, a potem, a potem ju� jej nie by�o, a w pod�odze by�a dziura! - Kapitanie - odezwa� si� Movik. - Proponuj� przeprowadzenie �ledztwa w sprawie istoty znanej jako "d�in". - Bardzo rozs�dnie - zgodzi� si� kapitan. - Prosz� te� o chwilowe zwolnienie mnie z obowi�zk�w na mostku, abym m�g� porozmawia� ze �wiadkami. - Jak ci si� chce - westchn�� kapitan. - To jest: udzielam wam zwolnienia. - Dzi�kuj�, sir. - O bogowie kosmosu i dziur czarnych - na wci�� w��czonym kanale komunikacyjnym rozleg� si� j�k doktora. Sta� odwr�cony ty�em do ekranu, a w tle w drzwiach sta�a odrobin� roztrz�siona Rissa. - Mam wra�enie, �e chyba z siebie wysz�am - powiedzia�a niepewnie. - Ja to wiem na pewno - odezwa�a si� druga Rissa, opieraj�c si� o framug�. - Ale� to jest szalenie interesuj�ce - zachwyca� si� doktor. - Skoro pan tak m�wi - kapitan wypi� jednym haustem poczw�rn� kaw�. Czu�, �e zaczyna osi�ga� poziom ultratrze�wego my�lenia. Z bli�ej nieokre�lonych powod�w nastraja�o go to pesymistycznie. - Ona mo�e wchodzi� i wychodzi� z siebie jak... nie wiem jak co, bo to pierwszy taki przypadek w historii! Opisz� to!!! - doktor szala� ze szcz�cia. - Dostan� miedzygalaktycznego Nobla!!! - Wykluczone - odezwa� si� Rissa trze�wa. Tylko to je odr�nia�o. Jedna nie chcia�a odda� butelki, druga patrzy�a z odraz� na kieliszek "lekarstwa". - Jak to wykluczone?!? - doktora przystopowa�o. - Zdaje pan sobie spraw� z konsekwencji publikacji opisu mojego przypadku? - Ar'chat dostanie drgawek melioria�skich - doda�a Rissa nietrze�wa, grzebi�c pod le�ank� w poszukiwaniu kolejnej butelki. - Wiadomo�� o tym, �e imperatorka Dwudziestu Planet istnieje w dw�ch osobach, sama w sobie wywo�a niepok�j na arenie mi�dzygalaktycznej. Kiedy jeszcze do�o�y� do tego takie fakty jak to, �e jedna z tych os�b jest pijanym mechanikiem i by�ym piratem, a druga oficerem dyplomatycznym na statku demokratycznego Zjednoczenia Planet... - Jak by�am piratem, to jeszcze by�o nas jedna - wtr�ci�a Rissa nietrze�wa. - Wi�c ty te� masz przest�pcz� przesz�o��. - ... to mo�emy mie� powa�ny kryzys - zako�czy�a Rissa trze�wa, piorunuj�c siebie wzrokiem. - Nie musz� wymienia� takich danych - wtr�ci� nie�mia�o doktor. - Nie wyra�amy zgody na publikacj� czegokolwiek, co nas dotyczy - stwierdzi�a kategorycznie Rissa trze�wa. - To m�j medyczny obowi�zek!!! - Je�li pan to opublikuje... - To wejdziemy w siebie i b�dziemy utrzymywa�, �e jest nas jedna, a pan b�dzie na zawsze skompromitowany - wpad�a jej w s�owo Rissa nietrze�wa. Wymieni�a spojrzenia z trze�w� sob�. - Czasami ja te� mam dobre pomys�y. W �adowni zirytowany Movik po raz kolejny pociera� laser. - To nic nie daje! - Ale� przysi�gam, �e st�d wysz�a - jeden z technik�w pad� na kolana i zacz�� bi� si� w piersi. - Wyp�yn�a w postaci gazowej - skorygowa� drugi. - Czy gaz mo�e p�yn��? - zastanowi� si� trzeci. - Mo�e ju� sobie posz�a - zasugerowa� ten drugi. - Jest tam, czy jej nie ma, spraw� trzeba zbada� - zadecydowa� Movik. - Rozebra� laser. Z lufy wysun�� si� ob�oczek dymu i uformowa� si� w g�ow� otoczon� loczkami. - Nie - chlipn�a g�owa. - Czy jest pani istotn� znan� jako "D�in", podejrzan� o kilkuminutowe ot�pienie cz�onk�w za�ogi statku floty Zjednoczenia Planet "Odkrywca", rozdwojenie Alchadeldenarissy Be're'te'ach're, znanej tak�e jako Rissa, boskiej kr�lowej, imperatorki Dwudziestu Planet i uwielbianej pani swojego ludu, a tak�e doradcy dyplomatycznego i g��wnego mechanika na statku Zjednoczenia "Odkrywca" i o pr�b� przej�cia kontroli nad rzeczonym statkiem? D�in pokiwa�a g�ow� i poci�gn�a nosem. - Zechce wi�c pani pod��y� za mn� w celu przeprowadzenia konfrontacji. D�in wyczo�ga�a si� z lufy i polecia�a za nim. - Ja naprawd� nie wiedzia�am, �e jej b�dzie dwie - pisn�a �a�o�nie. W ambulatorium Rissa nietrze�wa poderwa�a si� z le�anki. - To ta aborda�ystka!! Rissa trze�wa zaszczyci�a D�in spojrzeniem. - Ostrzega�am, ze ucieczka przed konsekwencjami jest niemo�liwa. - Ja naprawd� nie chcia�am - D�in skuli�a si�. - Sk�d mia�am wiedzie�, �e z ciebie b�d� dwie ty? - Nie zwa�anie na konsekwencje jest cech� ludzi o ciasnych umys�ach - powiedzia�a Rissa trze�wa. - Ci�g�e my�lenie o konsekwencjach jest cech� ludzi paranoicznych - dorzuci�a Rissa nietrze�wa. Spojrza�y na siebie spode �ba. - Mo�e nale�a�o by je rozdzieli�? - zaproponowa� kapitan. - Wykluczone - doktor zerkn�� na wyniki bada�. - One s� jedn� osob�. - Ma pan na my�li, �e s� to�same genetycznie? - zapyta� Movik. - Mam na my�li, �e s� og�lnie to�same. Nie wiem, jak to wyja�ni�, bo fizycznie obie s� kompletnymi lud�mi, ale ka�da stanowi tylko po�ow� Rissy. - Rzeczywi�cie, nie uda�o si� panu tego wyja�ni� - stwierdzi� kapitan. - Umiesz je z��czy� z powrotem? - zapyta� D�in. - Ja nawet nie wiem, dlaczego ich jest dwie!!! - Wy tu sobie rad�cie, a ja p�jd� do mesy poszuka� czego� do picia - oznajmi�a Rissa nietrze�wa. - Rozs�dna propozycja. Nale�y uzupe�ni� ubytek energii w organizmie. Czas na posi�ek - powiedzia�a Rissa trze�wa. - Mi�ego my�lenia - rzuci�y obie jednocze�nie przez rami� i wysz�y. - Mog� te� ju� sobie i��? - pisn�a D�in. Kapitan zastanowi� si�. - W�a�ciwie to nale�a�o by j� gdzie� zamkn��. - Ja nic z�ego nie zrobi�am - zaprotestowa�a D�in. - A ja jestem binuria�skim dzikiem - prychn�� doktor. - Jak chcesz, to mog� ci to za�atwi� - odgryz�a si� D�in. - Widzicie? Niebezpieczna dla otoczenia - stwierdzi� z satysfakcj� doktor. - Kapitanie? - Wsad�cie j� z powrotem da lasera i zaspawajcie luf�. - Nie!!! - zaprotestowa� D�in. - Kapitan wyda� rozkaz. Do odwo�ania pozostanie pani w... areszcie domowym. - Ale nie wyrzucicie mnie w kosmos, prawda?? - Kapitanie? - Nie wyrzucimy. Tylko j� st�d zabierzcie. Doktorze, ma pan jeszcze te tabletki od b�lu g�owy? Movik wr�ci� na mostek. - Zabezpieczyli�my podejrzan� - zameldowa�. - Statek nie wykazuje uszkodze�. - �wietnie. Co z Riss�? - Jest w tej chwili w ambulatorium. Jedna z niej potkn�a si� i z�ama�a r�k�. - A druga? - W tej chwili funkcjonuje w jednej osobie. Na mostek wszed� doktor, a za nim Rissa z zabanda�owan� praw� r�k�. - To niesamowite!! - roz�wietli� si� doktor. - Ani �ladu rozdwojenia ja�ni. Nic!!! Ma wspomnienia dw�ch siebie dotycz�ce ostatniej godziny, ale funkcjonuje jako jedna kompletna osobowo��!! - Co? - do kapitana nie wszystko dotar�o. - Jemu chodzi o to, �e jak jestem jedna fizycznie, to psychicznie te� - wyja�ni�a Rissa siadaj�c na pustym fotelu. - Czuje si� pani nieswojo, to oczywiste - ci�gn�� doktor. - Wcale si� nie czuj�. W ko�cu mam pewno��, �e jak widz� siebie przed sob�, to jest to lustro. I wreszcie mi si� jasno my�li. - To oczywiste - rozb�ys� doktor. - Wszyscy wiemy, �e zar�wno pani osobowo��, jak i umiej�tno�ci, zmieniaj� si� w zale�no�ci od st�enia alkoholu w pani krwi. Cokolwiek ta D�in zrobi�a, musia�o ugodzi� w barier� pomi�dzy dwoma stronami pani natury! - To mo�e ja bym znowu by�a jedna - warkn�a Rissa. - Bo jak na razie nie mog� si� zdecydowa�, kt�ra z tych dw�ch mnie jest bardziej niestrawna. - W pewnym sensie nic si� nie zmieni�o - pocieszy� j� kapitan. - Przecie� wcze�niej te� by�a� genialnym pijanym mechanikiem albo twardym dyplomat� z zasadami. - Ale wcze�niej, kiedy by�am pijana, naprawia�am co� i �piewa�am o su�le, to gdzie� we mnie tkwi�a ta godno�� i te zasady, a kiedy by�am tward� i nieust�pliw� imperatork�, to gdzie� w �rodku tkwi�o te sto pi��dziesi�t siedem zwrotek piosenki o su�le. A teraz w�z albo przew�z. Albo jestem wieczn� pijaczk� albo sztywn� arystokratk�. I to jeszcze na raz! Jak ja mam w takich warunkach normalnie funkcjonowa�??? - Mo�e niech pani spr�buje wyj�� z siebie - poradzi� ze wsp�czuciem doktor. - Kiedy jest pani dwie, to bardziej ni� problemy egzystencjalne zajmuje pani� dogryzanie sobie. Rissa zastanowi�a si�. - A co mi tam. Wszystko lepsze od rozmy�la� nad sam� sob� - wsta�a z fotela i z siebie. - Hmmm - doktor podrapa� si� w g�ow�. - Dlaczego ja te� mam z�aman� r�k�, je�li to ona si� potkn�a? - zapyta�a Rissa trze�wa. - Bo jeste� mn� - odburkn�a Rissa pijana. - To jeszcze nie pow�d. - Kiedy jedna z was z�ama�a r�k�, to tak jakby Rissa z�ama�a r�k� ... - pr�bowa� wyja�ni� doktor. - Przez ni� - wtr�ci�a Rissa trze�wa. - ... a poniewa� wy obie jeste�cie Riss�, chocia� zajmujecie dwa r�ne miejsca w przestrzeni, to w tej samej chwili druga z was te� z�ama�a r�k�. - W�a�ciwie to po po��czeniu Rissa powinna by� zalana w trupa, a obie ca�y czas powinny by� pijane - zasugerowa� kapitan. - Wydaje mi si�, �e alkohol jest �ci�le zwi�zany z osobowo�ci�. Ale to wymaga dalszych bada� - zamy�lony doktor przysiad� na jakim� panelu. - Kapitanie - odezwa� si� Movik. - Kontaktuje si� z nami Ar'chat, wielki wezyr imperium Dwudziestu Planet. - Tylko jego tu brakowa�o - j�kn�� kapitan. - Mo�e zwariuje - wysun�a supozycj� Rissa nietrze�wa. - Obawiam si�, �e to prawdopodobne - doda�a Rissa trze�wa. - Mo�e panie by wr�ci�y w siebie? - zaproponowa� doktor. - I mia�aby nie zobaczy� jego miny? Nie ma mowy - zaprotestowa�a Rissa nietrze�wa. - Moim obowi�zkiem jest poinformowanie go o ewentualnych zagro�eniach wynikaj�cych z mego obecnego stanu - doda�a Rissa trze�wa. - Jak chcecie - zgodzi� si� kapitan. - Odpowiedzie�. Na ekranie pojawi�a si� twarz wezyra. - Moje serce raduje si�, a my�li biegn� ku dawno nie widzianym - sk�oni� g�ow�. - Moje serce wita ci�, a my�li wspominaj� twoj� zacno�� - odpowiedzia�a Rissa trze�wa. - Chocia� to, czy w og�le masz jak�kolwiek zacno��, jest spraw� do przedyskutowania - doda�a z�o�liwie Rissa nietrze�wa. Wezyr zamilk�. Nad okiem zacz�a mu pulsowa� �y�ka. - Tak, ich jest dwie - powiedzia� sm�tnie kapitan. - Nie, nie mo�emy panu odda� inteligentniejszej, bo w sumie ich jest jedna. - Niech spr�buje naprawi� przeka�nik jonowy, to zobaczycie, jaka jest inteligentna - mrukn�a Rissa nietrze�wa. - Spr�buj poprowadzi� jakiekolwiek negocjacje pokojowe, a zobaczymy jak szybko doprowadzisz do wojny - odci�a si� Rissa trze�wa. Wezyr odzyska� g�os. - Jak? - powiedzia� s�abo. - Mieli�my drobne k�opoty natury... - Kosmojonowoparaanomalicznej - podpowiedzia� kapitanowi Movik. - W�a�nie. Kosmojono-i-tak-dalej. Rissa si� nam czasami rozdwaja. To nie jest szkodliwe, ani nic z tych rzeczy. Chyba - za nim dwie Rissy przesz�y do mniej wyszukanych obelg. - Rozdwaja? - zapyta� wezyr. - Tak - doktor u�miechn�� si� promiennie. - Nast�puje chwilowe rozdwojenie wzorc�w osobowo�ciowych, po��czone z rozdwojeniem formy fizycznej. Stan cz�ciowo mo�liwy do kontrolowania, ale te� w pewnym stopniu nieprzewidywalny. Przez ca�� d�ugo�� mostka przelecia�a butelka i rozbi�a si� o ekran. Kapitan, ignoruj�cy dot�d wyszukane wyzwiska, jakimi obrzuca�y si� Rissy, poczu� si� zmuszony zareagowa�. - Rissa, natychmiast wejd� w siebie, to jest rozkaz! Rissa spojrza�a na siebie z niech�ci�. - Musz�? My si� niezbyt dobrze dogadujemy. - Dlatego wol� was mie� w jednym egzemplarzu. Przynajmniej b�dziecie si� k��ci� w duchu. - Ty tu jeste� kapitanem - powiedzia�a Rissa i wesz�a w siebie. Kapitan wzi�� pi�� g��bokich oddech�w. - Dobrze. Wszyscy funkcjonuj� w jednej osobie? �wietnie. - Szczerze m�wi�c, kapitanie... - wtr�ci� Movik. - Jak pan wie, nasz mechanik jest Txiltem i po ostatnim p�czkowaniu jest go dw�ch. By�o trzech, ale jeden zdezerterowa�. - Mia�em na my�li tych, dla kt�rych wyst�powanie w dw�ch osobach jest stanem nienormalnym. - W takim razie wszystkich nas jest po jednym. - Dok�adnie takiej odpowiedzi oczekiwa�em - u�miechn�� si� kapitan. - A teraz, wezyrze, co pana sk�oni�o do skontaktowania si� z nami? - Drobiazg - mrukn�� wezyr, machaj�c lekcewa��co r�k�. - Ma�y konflikt militarny, w�a�ciwie nic wielkiego, w gruncie rzeczy kr�lowa nam tam niepotrzebna. - Ma racj� - zgodzi�a si� Rissa. - Kr�lowa jest potrzebna przy konfliktach tylko wtedy, gdy podbija si� kogo� i przejmuje nad nim absolutn� kontrol�. To taki ceremonia� - przerwa�a. - Sk�d ja to w�a�ciwie wiem? Doktor przyjrza� si� jej z naukowym zainteresowaniem. - Zapewne rozdwojenie synaps spowodowa�o uaktywnienie dotychczas u�pionych receptor�w zawieraj�cych wiedz�, jak by� kr�low�. To bardzo ciekawe. Kolejne testy.... - Malutki konflikt militarny? - skrzywi� si� kapitan. - Kapitanie - odezwa� si� Movik. - Jak zechcia� pan zauwa�y�, rol� Zjednoczenia jest zapobieganie konfliktom militarnym ka�dego kalibru. - W�a�nie to mia�em na my�li - przytakn�� bole�nie kapitan. - Wezyrze, z przyjemno�ci� udzielimy Imperium pomocy przy rozwi�zaniu tego konfliktu. - Ale� nie trzeba. To naprawd� drobiazg, nie chcia�bym k�opota� Zjednoczenia tak� b�ahostk�... - To �aden problem. Nasze czujniki w�a�nie namierzaj� wasz statek. Polecimy za wami na miejsce konfliktu. Do zobaczenia na miejscu - wy��czaj�c komunikator kapitan u�miechn�� si� promiennie i nieszczerze. - Doktorze, wi�cej tabletek! W zaspawanej lufie starego lasera zrobi�a si� malutka dziurka, kt�r� D�in wygrzebywa�a wytrwale od d�u�szego czasu. Kiedy ju� przekopa�a si� na zewn�trz, wyp�yn�a z lasera w postaci chmurki dymu. Uzna�a, �e lepiej nie pokazywa� si� nikomu do czasu, kiedy ju� b�dzie wiedzia�a, co chce zrobi�. Przefrun�a za pud�a z cz�ciami zamiennymi, osiad�a na pod�odze w postaci srebrnego py�u i zasn�a. Kapitan Jones z lekkim zdziwieniem przygl�da� si� bardzo zestresowanemu sekretarzowi wezyra. Nie przypuszcza�, �e kto� mo�e mie� bardziej stargane nerwy ni� on. Wezyr przys�a� swojego sekretarza, �eby wyja�ni� sytuacj�, po wyra�nych naciskach ze strony Movika. Teraz biedak w ceremonialnych szatach krztusi� si�, opowiadaj�c histori� wojny o Republik� Federacyjn� Uk�adu C-183. - Podsumujmy - powiedzia� kapitan. - Walczyli�cie o Republik� od dawna, a teraz wysy�acie tam armi�, �eby zako�czy� spraw�, zniszczy� armi� Republiki i przej�� kontrol� nad jej terytorium, zgadza si�? - Nie - wykrztusi� sekretarz. - To czego ja nie zrozumia�em? - Re..Republika nie ma armii - wyszepta� sekretarz. - To z kim wy walczyli�cie?!? - Z Cesarstwem Pier�cienia. Kapitan wzi�� g��boki oddech i policzy� do trzydziestu. - Co ma Cesarstwo wsp�lnego z Republik�? Broni jej? - Nie. Te� chce j� podbi�. Wiele lat �wietlnych od "Odkrywcy" wielki wezyr Cesarstwa Pier�cienia trz�s� si� ze strachu przed swoim w�adc�. Robi� to tak cz�sto, �e ju� nawet nie zdawa� sobie z tego sprawy. By� mo�e gdzie� w kosmosie istnia�y dynastie cesarzy, kt�rzy posiadaj� dobre maniery, wrodzone wyczucie taktu i z namaszczeniem dbaj� o wygl�d i o pozory. Wezyr �ni� o takich krainach, a potem budzi� si� tylko po to, �eby znowu spojrze� w zaro�ni�t� twarz swojego cesarza. Cesarz by� wielki jak byk i przypomina� byka pod wzgl�dem manier i inteligencji. Kultura osobista stanowi�a dla niego rz�dek liter, kt�re mo�e zdo�a�by z trudem zapisa�. W tej chwili pot�ny boski cesarz Cesarstwa Pier�cienia rozlewa� upiornie drogi trunek na map� Republiki Federacyjnej Uk�adu C-183. - Tu zrobimy tor przeszk�d - narysowa� palcem kszta�t na plamie rozlanego wina. - A tu b�dziemy polowa�, a to miasto zburzymy i zbudujemy aren� cyrkow�. - Kapitanie - odezwa� si� Movik. - Zbli�amy si� do niszczyciela Cesarstwa. - Nada� sygna� powitalny - poleci� kapitan, zaj�ty budowaniem piramidki z tabletek uspokajaj�cych. - Kapitanie, statek wezyra �aduje uzbrojenie. Kapitan westchn��. - Niech kto� tu �ci�gnie Riss� i wy�lijcie do wezyra powiadomienie o rozpocz�ciu negocjacji pokojowych. Powiedzcie, �e kr�lowa mu ka�e. - To b�dzie k�amstwo, sir - przypomnia� delikatnie Movik. - To niech kto� wyda Rissie rozkaz, �eby wezwa�a tu wezyra. - Sir - chrz�kn�� subtelnie Movik. - Nie powinni�my w ten spos�b ingerowa� w wewn�trzne sprawy Imperium. Kapitan spojrza� na niego zm�czonymi oczyma. - Jak, na komet�, mam nie ingerowa� w sprawy Imperium??? Mo�e jeszcze nie zauwa�y�e�, ale naszym g��wnym mechanikiem jest boska imperatorka Dwudziestu Planet!!! Za ka�dym razem, kiedy wydaj� jej rozkaz, �ami� jakie� prawa Imperium!!! - Wezyr potwierdza przybycie - zabulgota� za swojej zalanej kabiny oficer ��czno�ciowy. Wezyr Cesarstwa podszed� ostro�nie do swojego w�adcy, kt�ry w�a�nie ko�czy� po�era� suty obiad. - Ppanie - szepn�� cichutko, kul�c si�. - Odebrali�my wezwanie od statku Zjednoczenia Planet. - Rozwali� ich na atomy - burkn�� cesarz znad miski. - Ppanie, Zjednoczenie proponuje swoje po�rednictwo w negocjacjach. Cesarz prze�uwa� chwil� w milczeniu, przetwarzaj�c otrzymane informacje. - Prowadzimy jakie� negocjacje? - Nie, ppanie. - To staranowa� ich. - Ppanie, towarzyszy im statek Imperium Dwudziestu Planet. - A co tam, ich te� mo�emy staranowa�. - Panie, Imperium chce prowadzi� negocjacje w sprawie protektoratu nad Republik�. - Pro-czego? - Protektoratu. Zwierzchnictwa. Panowania. Imperatorka Dwudziestu Planet, boska kr�lowa Alchadeldenarissa Be'er'te'ach're, oczekuje ci� na statku Zjednocznia. - Alcha-jakjejtam? - Ta, kt�rej nigdy nie ma na spotkaniach ko�a tyran�w - wyja�ni� wezyr. - Nie ma si� czemu dziwi�, strasznie tam zawsze nudno - cesarz odsun�� talerz. - Szykuj statek. Lecimy. Wezyr z namys�em potar� d�oni� br�dk�. - Nie wydaje mi si�, �eby �adownia by�a odpowiednim miejscem na spotkanie dyplomatyczne. - Znasz poj�cie "warunk�w polowych"? - odburkn�a Rissa, poprawiaj�c ko�nierzyk buraczkowej ceremonialnej sukni. - Nie chcia�abym wyj�� na kapry�n�, ale dusz� si� w tym i zaraz zaczn� sinie�. - B�dziesz pasowa�a kolorystycznie do sukienki - odpar� kapitan, usi�uj�cy poczu� si� swobodnie w ceremonialnym mundurze. - Statek cesarza przybi� - zameldowa� Movik, po kt�rym by�o wida�, ze w ceremonialnym mundurze czuje si� �wietnie. - Dobra, niech bogowie kosmosu maj� nas w opiece - westchn�� kapitan. - Rissa, wybaczysz nam... - Nie ma sprawy - odpar�a, wychodz�c z siebie. - W towarzystwie butelki b�d� czu�a si� o wiele lepiej ni� tu. Mo�e co� nawet przy okazji naprawi�. - W ceremonialnej sukni? - sykn�a Rissa. - Mog�aby� okaza� troch� szacunku. - Zostawiam to tobie - odpar�a beztrosko Rissa i wysz�a. Kapitan pomy�la�, �e zapewne ona sp�dzi par� godzin w stanie upojenia alkoholowego, podczas gdy on b�dzie poci� si� w mundurze ceremonialnym i z g��bi piersi wyrwa�o mu si� ci�kie westchnienie. - Jego wysoko�� cesarz Cesarstwa Pier�cienia i jego wielki wezyr - oznajmi� Movik. Wrota otworzy�y si� i do �adowni wszed� pot�nie zbudowany m�czyzna z ogromn� brod�, w tej chwili ubrudzon� jakim� sosem. Za nim post�powa� przykurczony, zestresowany cz�owieczek, rzucaj�cy na boki przera�one spojrzenia. Wzrok cesarza pad� na Riss�, ubran� w przepisow� ceremonialn� sukni�. Cesarz j�kn�� ze zgroz�. Kr�lowa powstrzyma�a si� od powiedzenia, co ona o nim my�li. Movik dope�ni� prezentacji. - Kr�lowa Alchadeldenarissa Be'er'te'ach're, imperatorka... - Boska kr�lowa, imperatorka Dwudziestu Planet i uwielbiana pani swojego ludu - poprawi� z naciskiem Ar'chat. - ...i jej wielki wezyr. Cesarz spojrza� na Riss�, ton�c� w zwa�ach buraczkowej materii, z nieukrywanym obrzydzeniem. Odpowiedzia�a mu spojrzeniem zimniejszym ni� pr�nia. Wezyrowie mierzyli si� wzrokiem, jak dwa buldogi, zastanawiaj�ce si�, gdzie najpierw ugry��. - Kapitan Robert Jones poprowadzi negocjacje pokojowe! - oznajmi� gromko Movik. D�in, kt�ra przez ca�y czas spa�a za skrzyniami, zmieni�a si� z py�u w cz�owieka. Podnios�a g�ow� i, ci�gle jeszcze �pi�ca, otworzy�a oczy. Ci�kie spojrzenie Movika spocz�o na plecach kapitana. Jones poczu�, �e nawet je�li bardzo nie chce, to musi. - A wi�c.. zebrali�my si� tutaj, aby w pokojowy spos�b rozstrzygn�� kwesti� Republiki... - zacz��. - Republika jest nasza! - przerwa� mu Ar'chat. - Pierwsi skierowali�my tam nasze si�y! - Akurat! - zdenerwowa� si� cesarz. - My ju� od milion�w lat atakujemy Republik�!!! - I jeszcze wam si� nie uda�o jej podbi�? - mrukn�a pod nosem Rissa. Cesarz mia� �wietny s�uch. - �adna kr�l�wka nie b�dzie obra�a� mojej dynastii!!! - Kr�lowa - poprawi�a Rissa. - Dla ciebie: boska kr�lowa. - Dla: waszej cesarskiej wysoko�ci - warkn�� cesarz, uderzaj�c pi�ci� w to, co sta�o najbli�ej. D�in powoli podnios�a si�, obrzucaj�c �wiat nieprzytomnym spojrzeniem. �ni�a, �e podbi�a ca�y wszech�wiat, a kr�lowie kosmosu szorowali jej laser. Teraz zobaczy�a dwoje z nich, k��c�cych si� i wal�cych pi�ciami w jej schronienie. - Jeste�cie niepos�uszni! - wykrzykn�a, wchodz�c na najbli�sz� skrzyni� i staj�c na niej w godnej pozie. - M�wi�am: szorowa�, nie bi�! My�licie, �e tylko wy mo�ecie szorowa� m�j laser? Jest pe�no ch�tnych kr�l�w! A wy poniesiecie kar� - klasn�a w d�onie. - Niech si� stanie! W �adowni zapad�a cisza. D�in zamruga�a oczami, a potem, rozbudzona, rozejrza�a si� po pomieszczeniu. Wszyscy w milczeniu wpatrywali si� w miejsce, gdzie przed chwil� stali kr�lowa i cesarz, a gdzie teraz unosi�a si� smu�ka dymu. D�in uczyni�a gwa�towny ruch i spad�a ze skrzyni, przewracaj�c przy okazji paczk� "Sproszkowanego przysmaku kosmicznego podr�nika". Paczka otworzy�a si� i D�in znikn�a pod stosem pomara�czowych granulek. Do �adowni wbieg� doktor, wezwany przez alarm wczesnego ostrzegania. Zahamowa� na widok stosu granulek i zszokowanej za�ogi. Rozejrza� si� po pomieszczeniu i zobaczy� wypalon� pod�og� i strz�pki buraczkowej sukni. Doktor wyda� z siebie ryk rozpaczy i pad� na laser, �kaj�c w duchu. Przez kilka minut panowa�a cisza. Potem drzwi od windy otworzy�y si� i do �adowni wesz�a Rissa z na wp� opr�nion� butelk� w d�oni. - Wiem, �e mia�am siedzie� w maszynowni, ale nagle poczu�am si� jaka� taka... samotna i niekompletna - spojrza�a za zdziwieniem na twarze za�ogi, doktora, potem na wystaj�ce spod granulek buty D�in i wreszcie na kawa�ek spalonej pod�ogi, gdzie tli� si� kawa�ek buraczkowego materia�u. Rissa mechanicznie podnios�a butelk� do ust. - Nic dziwnego - powiedzia�a, powoli siadaj�c na pod�odze. Doktor zauwa�y� j� i gwa�townie oderwa� si� od lasera, prawie trac�c r�wnowag�. - �yjesz!!! - wrzasn��. - Je�li tak to nazwa� - odpar�a mechanicznie Rissa, patrz�c na dopalaj�ce si� szcz�tki sukni. - Nic nie rozumiecie?!! - krzycza� doktor. - Je�li ona �yje, to znaczy, �e ona, ta druga ona, te� �yje!!! Kapitan skupi� si� i zacz�� co nieco pojmowa�. - To tak jak z t� z�aman� r�k�, prawda? - upewni� si�. Movik w zamy�leniu pokiwa� g�ow�. Tez zaczyna� co� rozumie�. - Dok�adnie! - zawo�a� doktor, potrz�saj�c Riss�, kt�ra nie rozumia�a nic. - Gdyby Rissie, jednej z Riss, cokolwiek si� sta�o, w tym samym momencie do�wiadczy�a by tego druga z niej. Gdyby jedna z niej zosta�a unicestwiona w �adowni, nie by�o by tu drugiej. - �wietnie - przerwa�a mu Rissa. - Tylko, je�li ja �yj�, to gdzie, na czarn� dziur�, jestem? - Tu!!! - wykrzykn�� rozpromieniony doktor. - Nie ja, tylko ta druga ja! - Ehm - stropi� si� doktor. - Obawiam si�, �e nie wiem. - Uhm - chrz�kn�� gdzie� z boku wielki wezyr Cesarstwa Pier�cienia. - A gdzie jest m�j cesarz? Alchadeldenarissa Be'er'te'ach're otworzy�a oczy. Wsz�dzie by�o r�owo, wi�c zacisn�a je z powrotem, uszczypn�a si� i dopiero wtedy spojrza�a drugi raz. Dalej by�o r�owo. Zauwa�y�a, �e z trudem utrzymuje r�wnowag�. Po pierwsze dlatego, �e pod�oga ugina�a si� pod naciskiem st�p, a po drugie dlatego, �e znajdowa�a si� w jakiej� rurze. Rurze wy�o�onej r�owymi materacami dla �cis�o�ci. Kr�lowa opar�a si� o �cian�. Zdecydowanie nie czu�a si� najlepiej. Obok za trudem podnosi� si� z pod�ogi cesarz, mamrocz�c pod nosem co� o pod�ych podst�pach. Doktor przesta� �wieci� jak s�oneczko i zacz�� cmoka� z niezadowoleniem. - Obawiam si�, �e ocucenie d�ina nie jest takie proste jak nam si� wydawa�o. Te granulki musia�y wywo�a� reakcj� alergiczn� i drobn� �pi�czk�. Dodatkowa nieznajomo�� anatomii gatunku... - Mam wra�enie, �e ona coraz gorzej wygl�da - przerwa� mu kapitan, spogl�daj�cy z niepokojem na Riss�, kt�ra siedzia�a z zamkni�tymi oczami, oparta o laser. Doktor podni�s� g�ow�. - Ach, tak, to by�o do przewidzenia. Jest niekompletna. - To znaczy...? - Zazwyczaj jednostka zajmuje w przestrzeni okre�lon� przestrze�. W jej przypadku ta sama osoba zajmuje w przestrzeni dwa miejsca. To ju� jej sytuacja odrobin� nienaturalna. Do tego w spos�b gwa�towny ich miejsca przebywania zosta�y od siebie oddalone, by� mo�e nawet ona przebywa w dw�ch r�nych wymiarach jednocze�nie. Jest to sytuacja nie tylko nienormalna, ale bardzo bardzo nienormalna, o niemo�liwych do przewidzenia skutkach. - Pro�ciej m�wi�c - powiedzia� kapitan - je�li nie znajdziemy sposobu na sprowadzenie tu drugiej Rissy, to ona umrze? Obie umr�. - Obawiam si�, �e musimy przyj�� tak� mo�liwo��. - Hmm - chrz�kn�� gdzie� z boku wielki wezyr Cesarstwa. - A co z moim cesarzem? - Nie ma, jak wida� - poinformowa� kapitan. - To widz� - j�kn�� wezyr. - Ale co z nim zrobili�cie? Cesarstwo nie mo�e istnie� bez cesarza! - Mo�e, mo�e - powiedzia� filozoficznie Ar'chat. - Nawet lepiej wtedy funkcjonuje. Bez obrazy, kr�lowo. Kapitan spojrza� na Riss� z trosk�. Robi�a si� coraz bledsza. - Nie twardo ci przy tym laserze? - Tu jest mi�kko - odpowiedzia�a, nie otwieraj�c oczu. - Na pod�odze przy starym laserze? Rissa otworzy�a oczy i rozejrza�a si�. - Nie, tu nie jest mi�kko - powiedzia�a. - Mia�am wra�enie, �e jest jako�... inaczej. R�owo. - R�owo? - kapitan przyjrza� si� jej z uwag�. - Mo�e powinna� si� po�o�y�? - R�owo? Inaczej? - doktor poderwa� si�, przewracaj�c przy okazji apteczk�. - �e te� ja o tym nie pomy�la�em!!! Kapitan, Movik, dw�ch wezyr�w i kilku technik�w popatrzy�o na niego pytaj�co. - To jest ci�gle jedna Rissa, rozumiecie? Dwa cia�a, dwa miejsca w przestrzeni, ale jeden umys� zajmuj�cy jedno miejsce na p�aszczy�nie astralnej. Troch� skomplikowany umys� z pocz�tkiem rozdwojenia ja�ni, ale jeden. - Chce pan powiedzie�, �e istnieje pomi�dzy nimi wi� telepatyczna? - zapyta� Movik. - Tak te� to mo�na nazwa� - doktor usiad� naprzeciwko Rissy. - No kwiatuszku, niech si� pani skupi. Niech pani zamknie oczy i powie co widzi. Rissa westchn�a i spe�ni�a polecenie. Mocno zirytowany cesarz wali� pi�ciami w mi�kkie �ciany. - To pod�y podst�p!! Zamach na w�adz�. - To tylko niedouczony d�in - odpar�a kr�lowa. - Tu gdzie� musi by� wyj�cie!!! - Ale widocznie jeszcze nie tutaj. Pewnie nikt ci tego nie m�wi�, ale cierpliwo�� jest cnot� w�adc�w - opar�a si� o �cian� i zamkn�a oczy. Natychmiast otworzy�a je z powrotem. - Ten tunel wydaje si� w og�le nie mie� ko�ca - narzeka� cesarz. - Cicho b�d� - sykn�a kr�lowa i ruszy�a naprz�d, uwa�nie spogl�daj�c na �ciany. - D�ugi, w�ski, tak jak jaka� rura. Nie wida� ani jednego, ani drugiego ko�ca - m�wi�a Rissa. - R�owy. Strasznie r�owy i wy�o�ony materacami. - Ciekawe - zamy�li� si� doktor. - Gdzie to mo�e by�? - A cesarz? - dopytywa� si� wielki wezyr cesarstwa. - Czy m�j cesarz tam jest? - Tak, ca�y i zdrowy - Rissa zrobi�a si� jeszcze bardziej blada. Przewr�ci�a by si�, gdyby kapitan jej nie z�apa�. - Movik! - Obawiam si� kapitanie, �e zgodnie z paragrafem dwunastym a przepis�w floty Zjednoczenia Planet, to osiemnasty, rozdzia� dwudziesty trzeci, punkt pi�ty, opieka nad mdlej�cymi jednostkami p�ci �e�skiej nale�y do najstarszego stopniem oficera p�ci m�skiej. Najlepiej �eby to by� kapitan. Mog� wezwa� kogo�, �eby zrobi� panu zdj�cie. Cesarz spojrza� podejrzliwie na kr�low�. - Nie najlepiej wygl�dasz. - B�d� wygl�da�a gorzej, je�li nie uda nam si� wr�ci� na "Odkrywc�" - zatrzyma�a si�. - Co to jest, tam? - Koniec tego przekl�tego korytarza!!! - cesarz podbieg� do czarnej �ciany - Co jest na bog�w kosmosu?!! Tu nie ma wyj�cia!! Poszli�my w z�� stron�!!! Kr�lowa dogoni�a go i usiad�a, oddychaj�c z trudem. Dopiero po chwili spojrza�a na zako�czenie tunelu. - To jest spalone. - powiedzia�a. - Zaspawane od zewn�trz. - Tu - odgarn�a popi� - jest dziura. - Za ma�a, �eby�my zdo�ali si� przecisn�� - stwierdzi� cesarz. Rissa otworzy�a oczy. Kapitan pom�g� jej usi���. - Tunel - powiedzia�a. - Sko�czy� si�. - Wyszli stamt�d? Gdzie? - Nie ma...wyj�cia. Za...zaspawane. Jedna... ma�a ...dziurka. - Pomy�lmy - mrukn�� doktor. - D�uga rura, wype�niona r�owymi materacami... Troch� to infantylne. Zaspawana przez kogo� od zewn�trz, ale z dziur�, za ma�� �eby przecisn�li si� ludzie. Oczy kapitana, Movika i doktora jednocze�nie spocz�y na D�in, a potem przenios�y si� na d�ug� luf� jej lasera. Doktor by� pierwszy. - Jest pani tam?!! - krzykn�� prosto w luf�, zanim Movik zd��y� go zatrzyma�. Rissa j�kn�a i z�apa�a si� za uszy. Cesarz podni�s� si�, trzymaj�c si� za g�ow�. Odrzuci�o ich kilkana�cie metr�w od ko�ca korytarza. - Co to by�o na bog�w kosmosu?!? - zawo�a�, przekrzykuj�c dzwonienie w uszach. - Znale�li nas - powiedzia�a Rissa i straci�a przytomno��. - S� w laserze!! - ucieszy� si� doktor. - To ich wyjmijcie - za��dali zgodnie wezyrowie. - To b�dzie wymaga�o serii oblicze� i symulacji - stwierdzi� Movik. - Najprawdopodobniej wn�trze lasera znajduje si� w innym wymiarze... - Rissa!!! - kapitan potrz�sn�� nieprzytomn� kr�low�. - Rissa!!! Na bog�w kosmosu! Movik, nie ma czasu na �adne obliczenia, bierzcie co� ostrego i rozetnijcie luf�! Tylko ostro�nie, �eby�cie mi nikogo nie przeci�li! - Kapitanie - zaprotestowa� Movik. - Wykona� natychmiast!! Jeden z technik�w z�apa� pi�� laserow� i zr�cznie odci�� zaspawany czubek lufy. Doktor za�wieci� do �rodka latareczk�. - Ostro�nie, tam mo�e by� inny wymiar - ostrzeg� Movik. - S�!!! - doktor przechyli� troch� luf� i na jego d�o� zjecha�y dwie ma�e figurki. Si�gn�� po szk�o powi�kszaj�ce. - Kr�lowa nie wygl�da najlepiej.. AUU! Cesarz w�a�nie mnie ugryz�!! Kapitan zabra� mu miniaturow� kr�low�. - Ostro�nie - powt�rzy� Movik. - One przebywaj� w dw�ch r�nych wymiarach. Kapitan u�o�y� Riss�-miniaturk� na d�oni normalnej Rissy. Po chwili wnikn�y w siebie i kr�lowa zacz�a odzyskiwa� normalny wygl�d. Wielki wezyr cesarstwa spogl�da� z trosk� na swojego cesarza. - O m�j panie - j�cza�. - Mo�ecie go trzyma� w akwarium - pocieszy� go doktor. - I mog� wam zrobi� miniaturowy kaganiec. - I nie da si� go zmieni� z powrotem? - Dop�ki nie odkryj�, jak wyrwa� d�ina ze �pi�czki, nie. Ale prosz� si� nie martwi� - doktor wypi�� pier�. - Jestem znanym genialnym autorytetem medycznym. Pr�dzej czy p�niej... - Nie ma po�piechu - wezyr cesarstwa zabra� mu miniaturowego cesarza. - Pozwol� pa�stwo, �e wr�c�... wr�cimy na statek. Negocjacje i podboje chyba chwilowo od�o�ymy. I gdyby by� pan tak uprzejmy przes�a� ten kaganiec do stolicy cesarstwa... - Nie ma sprawy - zapewni� doktor. - I wszystko wr�ci�o do normy - ucieszy� si� kapitan, spogl�daj�c na Riss�, kt�ra w�a�nie odzyska�a przytomno��. Kr�lowa podnios�a si� z lekkim trudem. - Musz� si� po�o�y� - ruszy�a w stron� windy, podtrzymywana przez doktora. - A ja - powiedzia�a Rissa, siadaj�c na pod�odze - musze si� napi�. Kapitanie, w skrzynce na narz�dzia jest par� butelek nemidzkiego wina. Przy��czy si� pan? KONIEC