7750

Szczegóły
Tytuł 7750
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7750 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7750 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7750 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Had�i - Murat MugujeuJ Pan ze Stambu�u Prze�o�u�a Wanda W�somska [SKRY � WARSZAWA � 1969 Tytu� orygina�u rosyjskiego GOSPODIN IZ STAMBU�A 1966 Ok�adk� projektowa� MIECZYS�AW KOWALCZYK Pa�stwowe Wydawnictwo ,,Iskry", Warszawa 1969 r. Wydanie I. Nak�ad 20 000+257 egz. Ark. wyd. 8,4. Ark. druk. 12. Papier druk. mat. kl. V 65 g, vii 100 z fabryki we W�oc�awku. Druk uko�czono w Styczniu 1969 r. Szczeci�skie zak�ady Graficzne. B Zam. nr 2468. n-26. Cena z� 12,� 1 ia�y dwupok�adowy motorowiec �Ad�aria" zbli�a� si� -do g��wnej przystani Stambu�u, Hajdarpasza. By� to nowy komfortowy statek, odbywaj�cy dwa razy w roku turystyczny rejs dooko�a Europy �� z Odessy - do Leningradu i z powrotem przez Dardanele i Bosfor. Bosfor jak zwykle zape�niony by� r�nego rodzaju statkami, barkami i �odziami. Kontrtorpedowiec tureckiej marynarki sta� nieruchomo przy osobnej przystani, jak gdyby nadzoruj�c ten ca�y nde (ko�cz�cy si� nigdy ruch na wodzie. Kutry komory celnej i policji ju� podchodzi�y do burty �Ad�arii" ostro�nie przy cumo wuj�cej do brzegu. Na jej wysokich pok�adach zaroi�o si� od turyst�w. Zgrzyt lin, okrzyki marynarzy, nawo�ywania tych, kt�rzy wyszli wita� przybywaj�cych, g�osy policjant�w, syreny statk�w �eglugi przybrze�nej � wszystko to zlewa�o si� w jeden og�uszaj�cy huk. Trzej przyjaciele � moskwianie, in�ynier Mas�ow, lekarz Konow i pisarz Sawin, doczekawszy si� swojej kolejki, zeszli po trapie okazuj�c dowody sprawdzaj�cym je policjantom. Mijali gapi�cych si� na nich Turk�w, Grek�w i ha�a�liwych przekupni�w r�nych narodowo�ci, kt�rzy z jak�� rozpaczliw� determinacj� g�o�no zachwalali swoje towary. Oferowane artyku�y by�y r�norodne, po- czynaj�c od lod�w i p�czk�w a� do bielizny, skarpetek, francuskiego pudru i pornograficznych poczt�wek. Niedaleko od brzegu, wpatruj�c si� w t�um opuszczaj�cych pok�ad turyst�w, sta� dobrze ubrany, elegancki starszy pan. Uwa�nie obserwowa� przyjezdnych, nie ruszaj�c si� z miejsca. � Oto masz mo�liwo�� sprawdzenia twojej teorii, doktorze. Sp�jrz na tego dostojnego d�entelmena i zgodnie z twoj� teori� okre�l, kim on jest � powiedzia� Sawin. Wszyscy trzej chwil� przygl�dali si� starszemu panu, nie zwracaj�cemu na nich uwagi. � Nic �atwiejszego � rzek� Konow. � Z pewno�ci� jest to w�oski czy te� francuski kupiec, rentier lub finansista, kt�ry wycofa� si� ju� z interes�w i spocz�� na laurach. � A wed�ug mnie jest to aktor lub w�a�ciciel jakiego� baru, kt�ry przypadkowo zaw�drowa� na przysta� w momencie przybicia do niej naszej �Ad�arii". � Ani jedno, ani drugie, po prostu stary cz�owiek, przypuszczalnie Grek lub Turek odbywaj�cy przechadzk� przed obiadem. S�dz�c z wygl�du, raczej zamo�ny... � zacz�� doktor. � Ani jedno, ani drugie, ani trzecie � przem�wi� nagle nieznajomy uchylaj�c s�omkowego kapelusza. � Jestem Rosjaninem i wyszed�em na przysta� tylko po to, aby zobaczy� rosyjskich ludzi, us�ysze� mow� rosyjsk� i zapyta� o drog� memu sercu Moskw�. Jak widzicie, panowie, wszystko to jest nader proste. Co si� tyczy reszty waszych domys��w, to jestem rzeczywi�cie starym mieszka�cem tego miasta. Nied�ugo minie .czterdzie�ci pi�� lat od czasu, gdy si� tu osiedli�em, chocia� dosy� cz�sto odwiedzam r�ne miasta Europy. � Czy pan jest emigrantem? � zainteresowa� si� Konow. � Nie, nie jestem ani emigrantem, ani bia�ogwardzist�, bo nie zajmowa�em si� nigdy polityk� i nie s�u�y�em w �adnej armii. Po prostu mog� powiedzie� s�owami poety � pami�taj� panowie Lermontowa? � �Z ojczystej ga��zi oderwa� si� listek d�bowy..." Ale skoro ju� rozmawiamy, to pozw�lcie, panowie, �e si� przedstawi�: Ba-zylewski, Jewgienij Aleksandrowicz, in�ynier, kt�ry sko�czy� w swoim czasie Instytut Politechniczny w starym Sankt-Petersburgu. � Sawin, pisarz. � Konow, lekarz. � Mas�ow, in�ynier � przedstawili si� po kolei trzej przyjaciele. � Jakie macie, panowie, plany? � zapyta� starszy pan. � Po�azi� po mie�cie, obejrze� jego osobliwo�ci, zje�� gdzie� prawdziwie turecki obiad, a potem wr�ci� na statek. � Je�eli nie macie nic przeciwko nieoczekiwanie zawartej znajomo�ci z cz�owiekiem, kt�ry pragnie poby� z rodakami i porozmawia� w swoim ojczystym j�zyku, to pozw�lcie, abym na ten czas by� waszym przewodnikiem. Przyjaciele zamienili porozumiewawcze spojrzenia. � Ch�tnie � powiedzia� lekarz. � B�dzie nam bardzo mi�o. Opu�ciwszy przysta� weszli w alej� Ataturka. Dla naszych moskwian wszystko tu by�o nowe, interesuj�ce i niezwyk�e. � Plac su�tana Selima, a to � ulica Karagissar, nazwana tak na pami�tk� wielkiego zwyci�stwa Turk�w nad I Grekami w tysi�c dziewi��set dwudziestym drugim roku � wyja�nia� starzec. W�drowali po przedmie�ciach Peru i Galata, zagl�dali do r�nych magazyn�w, potem taks�wk� podjechali do ponurego pa�acu Abdul-Hamida, zamienionego na muzeum narodowe. � S�ysza�em r�ne mroczne i krwawe historie o tym pa�acu. Kr��y o nim w�r�d ludu mas� legend � rzek� Ba-zylewski. Opowiedzia� te� m�odym turystom o przyj�ciach urz�dzanych przez su�tana, o pi�tkowym selamliku i o haremach dawno zapomnianych osma�skich su�tan�w. Coraz to jednak przerywa�, dopytuj�c si� o Moskw�, o jej ludzi i jej nowe �ycie. Z pocz�tku moskwianie mieli si� na baczno�ci, oczekuj�c, �e starzec w rozmowie, niby tak sobie, mi�dzy innymi, zada jakie� podst�pne, zjadliwe czy te� prowokacyjne pytanie o sprawy Zwi�zku Radzieckiego, ale �adne takie pytanie nie pad�o. Bazylewski ch�tnie opowiada� o. osobliwo�ciach Stambu�u, nie poruszaj�c wcale politycznych -temat�w. W pewnej chwili, jak gdyby niechc�cy, zapyta�: � Czy przypadkiem kt�ry� z pan�w nie zna w Moskwie Anny Aleksandrowny Kantemir? Przyjaciele wzruszyli tylko ramionami. Ma�o to ludzi w Moskwie! � A kto to jest? � zainteresowa� si� Sawin. � Moja dawna serdeczna przyjaci�ka, o kt�rej pami�ci zachowa�em na ca�e �ycie � odrzek� Bazylewski. � Ale teraz, moi panowie, ju� czas na obiad. W tym b�ogos�awionym mie�cie wszyscy o tej porze zasiadaj� do sto�u. Czy nie powinni�my i my tego zrobi�? Tu, niedaleko przystani, w cieniu granat�w i starych jawor�w, jest zna- r komita restauracja ze starotureck� kuchni�. Prosz�, aby panowie zechcieli by� moimi go��mi i spr�bowali tureckich potraw, jakich nie znajdziecie w Ankarze. Po chwili zaj�li stolik pod cienist� os�on� bluszczu i dzikiego wina. Podszed� kelner Turek i starzec zamieni� z nim par� s��w naradzaj�c si� widocznie nad wyborem da�. Gdy kelner odszed�, wszyscy czterej w oczekiwaniu na obiad zacz�li popija� lodowato zimne piwo. � Jewgieniju Aleksandrowiczu, czy nie zechcia�by pan opowiedzie� nam teraz o sobie, o swojej przesz�o�ci... O tym, dlaczego �� ojczystej ga��zi oderwa� si� listek d�bowy..." zacz�� p�artem Sawin. � Z przyjemno�ci� to zrobi�, tym bardziej �e sam mia�em ten zamiar i tylko czeka�em na zach�t� z waszej strony. A historia mego �ycia jest naprawd� niezwyczajna � rzek� Bazylewski wypijaj�c �yk piwa. Kelner przyni�s� zam�wione dania, ostre, z korzenn�, aromatyczn� przypraw�, z mn�stwem zi� i lekkim zapachem czosnku. � Polecam panom najpierw co� w rodzaju zupy, to co na Kaukazie nazywaj� �szurpa" i �piti". � Chwil� milcza�. � To by�o dawno, a jednocze�nie jak gdyby dopiero wczoraj. By�a jesie� tysi�c dziewi��set dwudziestego roku, na pi�knym Krymie, okupowanym w�wczas przez Wran-gla. Jak ju� panom wspomnia�em, w jedenastym roku uko�czy�em petersburski Instytut Politechniczny... i to nawet z odznaczeniem, ale pracowa� lub, jak to wtedy si� m�wi�o, �s�u�y�", nie mia�em ochoty. Wp�ywa�y na to dwie niema�ej wagi okoliczno�ci. Pierwsz� z nich by� fakt, �e jeszcze w tysi�c dziewi��set dziesi�tym roku w ci�gu jednego miesi�ca zmarli moi rodzice, ludzie dobrze sytuowani, nie widz�cy �wiata poza mn�. Zosta�em sam. Drug� okoliczno�ci� by�o to, �e maj�c zapewniony byt, machn��em r�k� na karier�, nawi�za�em bli�sze stosunki z kilkoma weso�ymi m�odymi lud�mi, kt�rzy p�niej okazali si� mi�dzynarodowymi aferzystami i szulerami. Pojecha�em z nimi do Pary�a i do Brukseli i w ten spos�b wci�gn��em si� w ich r�ne machinacje, niewiele maj�ce wsp�lnego � uczciwo�ci�. Dzi�ki doskona�ej pami�ci, eleganckiej, ujmuj�cej powierzchowno�ci i pewno�ci siebie, a mo�e g��wnie � dzi�ki uzdolnieniom w dziedzinie mechaniki i matematyki, bardzo szybko sta�em si� jednym z wybitnych specjalist�w od rozpruwania wszelakich kas pancernych i skarbc�w, a tak�e � stary cz�owiek u�miechn�� si� � od obierania z pieni�dzy niefortunnych graczy. Oczywi�cie wkr�tce zosta�em zauwa�ony i w�a�ciwie oceniony tak przez mi�dzynarodowy �wiat przest�pczy, jak i przez policj� ca�ej Europy. Dwa razy zatrzymano mnie we Francji, potem wysiedlono z Anglii, a w Brukseli musia�em odsiedzie� par� miesi�cy. Wybuch wojny �wiatowej sprawi�, �e wr�ci�em do kraju. Ale ju� w tysi�c dziewi��set siedemnastym roku, w czasach Kiere�skiego, znalaz�em si� znowu za granic�; blisko rok by�em w Rumunii i wreszcie umykaj�c przed jej policj�, przenios�em si� z rumu�skim paszportem na Krym. Paszport by� wystawiony na imi� rumu�skiego barona Dumitreseu, przy czym nie by� fa�szywy, lecz najprawdziwszy, wydany przez policj� Bukaresztu. Zna�em j�zyki, pieni�dzy mia�em do��, wi�c zapragn��em pozosta� na Krymie ze trzy-cztery miesi�ce, nim wyrusz� w nowe tournee przez Konstantynopol po dalszej �zagranicy". - Musz� panom powiedzie�, �e miatenr-wtedy na swoje us�ugi �wietnego wo�nic� i zawadiak�, Hakan si� nazy- wa�. By� na ka�de moje zawo�anie, a ja mu za to p�aci�em miesi�cznie mas� pieni�dzy. Takiego powozu i takich koni, jak mia� Hasanek, nie mia� chyba nikt na ca�ym Krymie. A szelma by�, m�wi� wam, istna dzika bestia! Niezwykle urodziwy, konie mia� niczym lwy, pow�z � najlepszy w mie�cie, na gumach, resory � marzenie! Ko�ysa� si� cz�owiek niczym w kolebce! Hasanek m�j czasem gwizdn��, hukn�� na swoje koniki, lejce �ci�gn��, a konie lecia�y jak wiatr, tylko s�up kurzu za nimi pozostawa�, a ludzie ze strachem uciekali na strony. Samoch�d by go Wtedy nie dogoni�. Od tego wi�c Hasanka i jego powozu zaczyna si� moja opowie��. By�o to chyba we wrze�niu tysi�c dziewi��set dwudziestego roku. W�a�nie wtedy rozpru�em kas� w domu pewnego potentata tytoniowego � mo�e s�yszeli�cie 0 nim � Agronaka... Do niego nale�a�a chyba po�owa su-chumskich plantancji tytoniowych. Krymskie tytonie statkami do Egiptu na przer�bk� posy�a�. By� szalenie bogaty! Od jednego zaufanego cz�owieka dowiedzia�em si�, jakie ogromne kapita�y zgromadzi� m�j Agrokana�ia (to ja go tak nazwa�em) i �e ma zamiar wywie�� je do Stambu�u. Takiego chamstwa nie mog�em �cierpie�, wi�c za pomoc� wytrych�w i g�siej �apki otworzy�em w nocy jego kas�. Czterdzie�ci minut nad tym si� m�czy�em, nigdy tak dok�adnie i czysto nie pracowa�em i w rezultacie w tej parszywej kasie znalaz�em wszystkiego czterysta dolar�w 1 zaledwie p�torej setki lir�w w�oskich. M�j bogacz zd��y� wywie�� ca�y sw�j kapita�! Pierwszy raz spotka�o mnie a� takie niepowodzenie! Bardzo mnie ten afront zdenerwowa�... Drobne w�o�y�em do kieszeni, plun��em do kasy i poszed�em do domu wyspa� isi�. ii Rano wyk�pa�em si�, zjad�em �niadanie i pos�a�em po HasfUia, gdy� postanowi�em pojecha� gdzie� za miasto tro-i In; ti� rozerwa�. Ledwo wsiad�em do powozu, a ju� m�j Hasanek hukn�� I u. swojemu na konie i pomkn�li�my ulic�, �e tylko s�ycha� by�o jego zb�jecki okrzyk: �Z drogi!" i gwizdki policjant�w. W par� sekund znale�li�my si� na ulicy G��wnej i w�a�nie mieli�my skr�ca�, gdy zza rogu wyjecha� ma�y odkryty samoch�d, w kt�rym siedzia�a jaka� dama i oficer. Hasan przytrzyma� konie. Spojrza�em z roztargnieniem i... zamar�em, a r�ka jakby bez mojej woli unios�a cylinder. Nigdy mi si� nic podobnego nie zdarzy�o. W samochodzie ujrza�em m�od� kobiet� o przedziwnie pi�knej twarzyczce i surowym wyrazie du�ych, szarych oczu. Jej towarzysz, stary pu�kownik, zerkn�� na mnie z ukosa i z pewnym oci�ganiem si� odpowiedzia� na m�j uk�on. Pojazdy wymin�y si�. Hasan podni�s� si� na ko�le, �ci�gn�] lejce i konie ruszy�y galopem. � Kto to jest? � zapyta�em wskazuj�c lask� na oddalaj�cy si� samoch�d. � Nie wiem, ksi���! � odpowiedzia� Hasan, patrz�c na mnie wyczekuj�co. � Zawracaj! � rzuci�em kr�tko. Tatarzyn nawet si� nie zdziwi�. Ca�� godzin� je�dzili�my tam i z powrotem po Sewastopolu. Ca�a. jgodzin� �udzi�em si�, �e spotkam nieznajom� dam�. ^\ Pierwszy raz w �yciu uczu�em pustk�. Konie sziy st�pa, I ja milcza�em pogr��ony w my�lach. Spostrzeg�em, �e 11.-1 �;.-111 ogl�da si� i patrzy na mnie pytaj�cym wzrokiem. ko�o samego domu powiedzia� do mnie cicho: � Ksi���, nie martw si�! Jutro ci powiem, kto jest ten baba! Ale �kto jest ten baba" dowiedzia�em si� sam i to ju� tej nocy. Pod wiecz�r wybra�em si� do Klubu Szlacheckiego � by� taki na ulicy Milionowej. Siwy, okaza�y szwajcar z halabard�, grube d�bowe drzwi, mi�kki, puszysty dywan, wypchane nied�wiedzie na pode�cie schod�w � s�owem, taki klub, jakich w swoim czasie by�o w Rosji wiele. I oczywi�cie dostojny gospodarz klubu ze wst�g� orderow�, opasuj�c� brzuszek, i z dobrotliwym, uprzejmym u�miechem na r�owej, pulchnej twarzy. Zapisa�em si� w ksi�dze go�ci: �baron Dumitrescu", niedba�ym ruchem odda�em szwajcarowi cylinder, lask� i r�kawiczki i wszed�em do sali. Ale nic mnie w�a�ciwie nie interesowa�o. Czu�em si� przygn�biony. Rozumia�em dobrze, �e przyczyn� tego by�o dzisiejsze spotkanie... Kelner Turek zabra� puste talerze i przyni�s� drugie danie � na ogromnym p�misku paruj�cy pilaw okraszony ��tkiem, a w oddzielnych dziwacznego kszta�tu naczyniach drobno posiekane kawa�ki dziczyzny i baraniny, p�ywaj�ce w kwa�no-s�odkim aromatycznym sosie. � Bardzo polecam, to jest znakomite otoma�skie danie, bez kt�rego nie obywa si� �adna uroczysto��. Kelner nape�ni� kielichy w�oskim chianti i wyszed�. � Przeszed�em' si� po wszystkich pokojach � podj�� sw� opowie�� Bazylewski � ludzi niewiele. Spotka�em paru znajomych. Fabrykanta z Odessy z jak�� kabaretow� �piewaczk�, Turka-jubilera ze Stambu�u i kapitana z greckiego �aglowca, z kt�rym rok przedtem je�dzi�em do Pi-reusu z kradzionym szewiotem. �No, pomy�la�em sobie, to mi doborowa szlachta! Na medal!" Przywita�em si� z ni- 13 mi, porozmawia�em par� minut z t� �piewaczk�... Ale tak mi by�o nudno, �e z trudem powstrzymywa�em ziewanie. � Musz� panom powiedzie�, �e w swojej przest�pczej karierze opanowa�em par� specjalno�ci wymagaj�cych du�ej precyzji. Pracowa�em jako kasiarz, radz�c sobie z najbardziej nowoczesnymi, skomplikowanymi urz�dzeniami, misternie podrabia�em czeki, a jako szuler by�em klas� dla siebie. Bez fa�szywej skromno�ci mog� powiedzie�, �e s�yn��em w tych sferach jako kr�l szuler�w. Pracowa�em z wielk� finezj�, a jednocze�nie odwa�nie, co jest w�a�nie najwa�niejsze. Poza tym mia�em wszystko, co jest konieczne dla salonowego szulera. Reprezentacyjny wygl�d, dumn� postaw�, dobre maniery... Tego, jak jeszcze chyba dzi� wida�, przedwojenny Pan B�g mi nie posk�pi�. G�os te� ma du�e znaczenie. Powinien by� spokojny, aksamitny, �adnie modulowany... A je�li chodzi o cechy wewn�trzne, to szuler powinien by� dobrym psychologiem, cz�owiekiem opanowanym, o silnej woli. Mia�em tego tyle, �e innych m�g�bym obdzieli�. Jeszcze w moich latach m�odzie�czych, gdy chodzi�em do gimnazjum, uczy� mnie tej �sztuki" pewien bywalec klubowy, wielki znawca swego fachu, ale niestety pechowiec. Nie mia� odpowiednich warunk�w zewn�trznych. Ten m�j nauczyciel mawia� czasem do mnie z zazdro�ci�, ale i z pewnym respektem: �Daleko mo�esz^zaj��, �eni�, je�eli si� nie zmanierujesz. Nie pchaj si� w^szecegi uczciwych ludzi. To nie dla ciebie. Masz doskona�e A^arunki, natura obdarzy�a ci� wszystkim szczodrze. Uwaj�aj, nie ii ni j talentu. Nabieraj dobrych manier, unikaj kobiet, c\\'iiv. wol�, a najwa�niejsze � b�d� zawsze weso�y, od-iv i elegancki!" H Zapami�ta�em na ca�e �ycie wskaz�wki mego mentora. Ju� w Instytucie Politechnicznym zadziwia�em wszystkich swoj� precyzyjn� i zawsze nienagann� gr�. Obserwowano mnie z podziwem, gdy gra�em w klubie. Nikomu by przez my�l nie przesz�o, �e maj� przed sob� nie studenta-mate-matyka, lecz genialnego szulera. W tych czasach obraca�em tysi�cami rubli, ale potem zami�owanie do precyzyjnej mechaniki tak potrzebnej dla kasiarza, a tak�e moje zdolno�ci matematyczne odci�gn�y mnie od zielonego stolika. Prawie �e zaniecha�em tego procederu i do gry zasiada�em rzadko, chyba tylko po to, aby ogra� jakich� idiot�w, je�eli mieli kieszenie nazbyt wypchane pieni�dzmi. Zamieni�em kilka s��w z fabrykantem i jego �piewaczk� i zamierza�em ju� wraca� do domu, kiedy naszej damie zachcia�o si� spr�bowa� szcz�cia i rzuci� na kart� par� setek. A gra w tym klubie, musz� wam powiedzie�, sz�a ostra. Grano najprzer�niejszymi pieni�dzmi, od dieniki-nowskich �dzwoneczk�w" do hiszpa�skich peset w��cznie. Dolary, funty, franki, liry kr��y�y na sto�ach tej spelunki. A po k�tach sali, przy stolikach z kruszonem, siedzieli wytworni d�entelmeni, kt�rzy gotowi byli wymienia� ka�d� walut�. Kupy srebra, paczki banknot�w, pliki asy gnat, sto�ki z�ota, wojenne obligacje r�nych kraj�w migota�y na stolikach i w r�kach tych ludzi, kt�rzy z powa�nego Klubu Szlacheckiego uczynili kantor wymiany Sewastopola. Cz�sto te� �wiadczyli i inne us�ugi. Na przyk�ad je�eli kto� zgra� si� "do ostatniego grosza, a mia� ochot� si� odgrywa�, zdejmowa� z r�ki bransolet� albo zegarek, a wytworni d�entelmeni zaczynali szacowa� warto�� sprzedawanego przedmiotu... Papiero�nice, pier�cionki, z�ote �a�cuszki, ordery, wszyst- 15 ko sprzedawano na tym niezwyk�ym rynku, wszystko mia�o swoj� warto��. Proceder ten uprawiano zupe�nie jawnie, bez niepotrzebnych s��w i afektacji. Ograbi� do cna takiego nieszcz�snego gracza, dadz� mu jedn� dziesi�t� war-to�ci oferowanej przez niego rzeczy i znowu czyhaj� na dalsze ofiary, siedz�c po k�tach niczym paj�ki. Ca�� policj� miasta przekupili. Kontrwywiad poili szampanem, a mimo to uzyskiwali osiemset procent na ka�dym rublu. �piewaczka postawi�a tysi�c rubli i przegra�a. Potem postawi� za ni� fabrykant i znowu znik� jego tysi�czek. Z nud�w zachcia�o mi si� r�wnie�-zagra�, ale s�ysz�, �e w s�siednim pokoju dzieje si� co� niezwyk�ego. Dolatuj� stamt�d jakie� odg�osy, co� jak �och" i �ach", pe�ne zachwytu czy respektu. �Co za misterium tam si� odgrywa?" � pomy�la�em. Zajrza�em i widz� na stole kupy z�ota, zagraniczne banknoty szeleszcz�, a przy tym panuje nastr�j takiego hazardu, �e drgn��em, jak wojskowy ko� przy d�wi�kach pobudki. Zapomnia�em o swoim towarzystwie i o porannym spotkaniu z nieznajom� dam�. Sta�em si� znowu sob�. Kr�l szuler�w Jewgienij Bazy-lewski wyrugowa� ze mnie rumu�skiego barona Dumi-trescu. Wszed�em do sali, energicznie rozpychaj�c zaczarowanych d�wi�kiem z�ota nieruchomo stoj�cych ludzi. Podszed�em do g��wnego sto�u zt�^aiiego �Z�otym" albo inaczej �Sto�em Ententy", co znaczy�o, ze operowano tu tylko pieni�dzmi zwyci�skich kraj�w, kt�rych waluty wysoko notowano na gie�dach. By�o to kr�lestwo dolara, lira, lun ta i franka. Nie dopuszcJSkno do gry austriackich koron lub nie maj�cych warto�ci banknot�w zwyci�onych Niemiec. St� otacza� t�um ludzi. Zebrali si� tu kupcy, oficerowie, Intendenci, angielscy marynarze, w�oscy strzelcy, kosztowne prostytutki, kontrwywiadowcy. Wszyscy u: starali si� by� jak najbli�ej krupiera, z lubo�ci�, chciwie i nami�tnie przygl�daj�c si� plikom banknot�w dolarowych i ca�ej masie z�otych monet przesuwanych co chwila po stole. Grali tu sami wybra�cy, potentaci �wiata spekulant�w, dyktuj�cy kursy walut. By�o ich nie wi�cej ni� o�miu czy dziesi�ciu. Pozostali patrzyli na nich w oszo�omieniu i wyschni�tymi wargami cicho powtarzali okrzyki krupiera. Stosy pieni�dzy podnieca�y ich. Niekt�rzy spo�r�d kibic�w urz�dzili co� w rodzaju totalizatora stawiaj�c na karty graczy. Na zielonym suknie po�yskiwa�y kr��ki z�otych monet. Kilka minut przygl�da�em si� w milczeniu graczom, oceniaj�c ich, zapami�tuj�c ich ruchy, staraj�c si� przy tym przenikn�� charakter krupiera. Wa�y�em w my�li mo�liwo�ci, jakie m�g�bym mie� w tej grze. Po stole z szelestem przesuwano kolorowe banknoty. � W banku p�tora tysi�ca dolar�w! � zawo�a� krupier. Takiej w�a�nie sumy brakowa�o mii, abym m�g� nie czu� niesmaku po wczorajszym niepowodzeniu. Ale uwa�a�em za niewskazane w��cza� si� od razu do gry. Trzeba I >y�o odczeka� i dzia�a� z zimnym wyrachowaniem. Dopiero po zastosowaniu �psychologicznych numerk�w": rozpaleniu graczy szans� bliskiej wygranej, a t�umu hazar-lom gry, oszo�omieniu partner�w moj� oboj�tno�ci� za-<>wno w przypadku wygrania, jak i przegrania wi�kszej n my, mog�em rozwin�� ca�y sw�j kunszt i ogra� wszystkich do ostatniego grosza. , Wiedzia�em, �e zdob�d� te pieni�dze, bo czu�em na- <linienie gracza, ten nie daj�cy si� opisa� tw�rczy entu- .tjii/.m. Po sposobie trzymania kart, po bladych twarzach, po nerwowo zaci�ni�tych ustach lub sztucznie spokojnej twarzy odgadywa�em karty moich partner�w. By�em i1 1'jiii ze Stambu�u . 17 artyst� w swoim fachu. W zgor�czkowanych spojrzeniach graczy, w beznami�tnym g�osie krupiera, w metalicznym d�wi�ku monet i szele�cie banknot�w, w st�a�ych z rozpaczy twarzach tych, kt�rzy nie mieli ju� co przegra�, widzia�em pocz�tek i koniec moich zamys��w. Nie wzi�wszy jeszcze do r�k kart, ju� dyrygowa�em tymi lud�mi, narzucaj�c im taktyk� gry, korzystn� dla moich plan�w. Niedba�ym ruchem, prawie nie patrz�c, rzuci�em plik dolar�w krupierowi, kt�ry zagarn�� je srebrn� �opatk�, a potem szybko przeliczywszy, powiedzia�: � W banku dwa tysi�ce pi��set dolar�w! Poczu�em na sobie spojrzenia tych wszystkich oczu � w�skich, przymru�onych, p�on�cych, a zarazem wystraszonych i wtedy uzna�em, �e nadszed� ju� odpowiedni moment, aby kr�l szuler�w ujarzmi� ten g�upi, pos�uszny t�um. R�ce grubasa, kt�ry dokupi� kart�, dr�a�y. Przebiera� nerwowo kr�tkimi, t�ustymi palcami, cho� wyraz twarzy zachowa� pozornie oboj�tny. Podniecenie siedz�cego niedaleko ode mnie marynarza zdradza� pot wyst�puj�cy mu na czo�o. Ociera� je co chwila chustk� i szybko przeliczywszy le��ce przed nim pieni�dze, rzek� ochryp�ym g�osem: �Osiemset dolar�w!" To by�o wszystko, co posiada�. Krupier uprzejmie skin�� ^�ow� i rozejrza� si� wok�. Kto� westchn�� i powiedzia� cicho: �Sto!" Krupier wyci�gn�� swoj� �opatk� i zagarn�� ij kilka drobnych banknot�w. � W banku dwa tysi�ce pi��set dolar�w. Bank pokryty jest na razie do wysoko�ci dziewi�ciuset dolar�w. Kto z pa�stwa �yczy sobie co� doda�? � Stawiam tysi�c � rzek� in�ynier, rzucaj�c na st� paczk� zielonych banknot�w. 18 T�um poruszy� si� i zafalowa�, jak drzewa na wietrze. Teraz wszyscy wpatrywali si� w blad�, szczup�� twarz in�yniera. � Bank pokryty do tysi�ca dziewi�ciuset dolar�w. Zo-ita�o do pokrycia jeszcze sze��set. Kto z pa�stwa �yczy obie doda� brakuj�c� sum�? � znowu zapyta� krupier. �� Ja, oto pieni�dze! � rzek� cz�owiek stoj�cy obok mnie. Odwr�ci� przy tym g�ow�, wi�c nie mog�em dojrze� jego twarzy, ale g�os wyda� mi si� znajomy. Cofn��em si� troch�, aby cho� przelotnie na niego spojrze�, ale on unika� wyra�nie moich oczu. Gdzie s�ysza�em ju� ten g�os? � Bank jest ca�kowicie pokryty � powa�nie oznajmi� krupier i zacz�� rozdawa� karty. Wzi��em swoje i spojrza�em. �semka. M�j s�siad podnosi� karty powoli, jakby to by�y ci�kie odwa�niki. Malarz zrobi� si� zupe�nie purpurowy. Na szyi nabrzmia�y mu �y�y; przygryz� wargi, a potem, opuszczaj�c w d� karty, zawo�a�: � Do��! Bez s�owa odkry�em swoje karty. Wszyscy zamarli, zupe�nie zelektryzowani. In�ynier, trac�c panowanie nad .sob�, krzykn�� histerycznie do marynarza, kt�ry wci�� leszcze trzyma� karty zakryte: � No, niech�e pan poka�e! Ile pan ma? I prawie wy-i wa� mu karty, upuszczaj�c je na st�. Si�demka. Krupier podsun�� mi paczk� dolar�w i z�otych monet i uprzejmym, oboj�tnym tonem powiedzia�: � Prosz�, oto pa�skie pieni�dze. Wszyscy wpatrywali si� we mnie z zawi�ci�, a zarazem szacunkiem. Powoli schowa�em do kieszeni wygrane pieni�dze i nie odchodz�c jeszcze od sto�u, rozejrza�em 19 r si� po otaczaj�cym t�umie. W moim fachu kasiarza i szulera ka�dy szczeg�, ka�de podejrzane spotkanie by�o niebezpieczne. Krupier my�l�c, �e zamierzam gra� dalej, zawo�a�: � Messieurs et mesdames! Bank rozbity, ale bank �yje! Gra toczy si� dalej. Messieurs et mesdames, faites vos jeux! I wtedy zobaczy�em dwoje utkwionych we mnie wnikliwych oczu. Pozna�em tego cz�owieka od razu i przypomnia�em sobie jego g�os. By� to tajniak Litowcew, jeden z dziewi�ciu szpicl�w, kt�rzy ju� dwa lata bezskutecznie na mnie polowali. Spojrza�em mu w oczy i roze�mia�em si�. Ch�opak by� zbyt g�upi, abym m�g� go si� obawia�. W wygranej sumie by�o i jego sze��set dolar�w, co mnie jeszcze bardziej rozweseli�o. Podszed�em do niego, poklepuj�c si� po bocznej kieszeni. � No, c�, panie Pinkertony. przegra� pan swoje dolary? ^\ Tajniak u�miechn�� si� i przyjacielsko obejmuj�c mnie ramieniem, powiedzia�: 1 � Nie szkodzi! Jeszcze dzi� je odegram! Brzmia�o to bezczelnie i dwuznacznie. Rzuciwszy rubla szwajcarowi wyszed�em na ulic�, naci�gaj�c r�kawiczki. L�ni�cy cylinder, jasno��te r�kawiczki i lakierki czyni�y mnie podobnym do operowego �piewaka wracaj�cego z koncertu. Przed klub zajecha� pow�z i w �wietle latarni pozna�em siedz�cego na ko�le Hasana. �To szelma, zawsze wyw�cha, kiedy mo�e ode mnie co� wi�cej zarobi�!" By�em zreszt� zadowolony z us�u�no�ci chytrego Tatara. 20 � Do domu! � poleci�em mu sadowi�c si� wygodnie na mi�kkim siedzeniu powozu. Ale Hasan jako� si� oci�ga�. Ju� mia�em go zwymy�la�, gdy zza powozu wyskoczy�o dw�ch ludzi. �Bandyci!" � pomy�la�em, zdumiony pojawieniem si� ich na o�wietlonej ulicy, w centrum miasta, ko�o wej�cia do klubu, gdzie zawsze sta� na posterunku policjant. Zobaczy�em go i teraz, ale patrzy� z zaciekawieniem nie ma-j�c zamiaru interweniowa�. � Tylko spokojnie! � rzek� jeden z napastnik�w � bez grymas�w, bo na�o�ymy kajdanki. Z drzwi klubu wyszed� Litowcew, a za nim wida� by�o i1,Iow� starego szwajcara. � No i odegra�em si�! � rzek� weso�o tajniak, a po-tem zmieniaj�c ton, doda� sucho: � Do oddzia�u �ledczego! A ty nie ruszaj si�, bo dostaniesz po pysku. Zdrajca Hasan, jakby nic si� nie sta�o, �ci�gn�� lejce, hukn��, gwizdn�� i konie ruszy�y, uwo��c mnie wraz : trzema pinkertonami w kierunku oddzia�u �ledczego, znajduj�cego si� przy plac�wce kontrwywiadu. Tam przy ka�dych drzwiach sta� wartownik, a po kory-luzach przechadzali si� oficerowie z trupimi czaszkami na naramiennikach. S�abo o�wietlone wej�cie, ton�ce prawic w mroku schody z grubymi chodnikami t�umi�cymi Odg�os krok�w � wszystko to by�o obliczone na zastra- :enie tych, kt�rzy mieli nieszcz�cie si� tu dosta�. Cisza, uzbrojeni wartownicy, karabiny maszynowe sto-� w oknach, milcz�cy oficerowie, zal�knieni ludzie prze-Itlj kaj�cy si� od czasu do czasu przez sal� � taka sceneria mog�a przerazi� niejednego. Ale ja, mi�dzynarodowy kr�l �..uler�w, nie traci�em tak �atwo odwagi. C� zreszt� mog�o mi grozi�? Polityk� si� nie zajmowa�em, propagandy 21 i owa�emsi� ani bolsze-ebne mi by�y pieni�dze umia�em. W dodatku w ci�gu mia�em sumienie czyste jak po-� ' i r�ka, je�li, oczywi�cie, nie liczy� 0 przedsi�wzi�cia, jak nocne odwiedziny � iniowego potentata. Uzna�em, �e nie mo-idnych poszlak. W najgorszym wypadku grozi�a < pieni�dzy, kt�re mia�em w kieszeni. Tym si� nie 1 i i jMiowa�em, gdy� przysz�y mi one �atwo, a poza tym nic mia�em zamiaru bez wyra�nej konieczno�ci oddawa� ich tajniakom. Nale�a�o czeka� dalszych wydarze�. W milczeniu przysiad�em na drewnianej �awie ko�o nieruchomego wartownika i zdrzemn��em si�. Zbudzi� mnie jaki� przera�liwy krzyk dolatuj�cy, jak mi si� zdawa�o, z dziedzi�ca tego pos�pnego budynku. W g�osie tym brzmia�y i strach, i rozpacz, i b�l nie do zniesienia. Trwa�o to par� sekund i urwa�o si� nagle. Ramiona wartownika drgn�y, jakby wstrz�sn�� nimi dreszcz; prze�o�y� karabin z jednej r�ki do drugiej i zerkn�� z ukosa na mnie. � Mocno u was bij�, co? � zapyta�em przeci�gaj�c si� i ziewaj�c. Wartownik odwr�ci� si� ode mnie i nic nie odpowiedzia�. Odechcia�o mi si� ju� spa�. �Idiotyczne! � pomy�la�em. � Przywie�li mnie tu niby jakiego� pospolitego rzezimieszka i zostawili pod dozorem t�pego ba�wana!" W otwartych drzwiach zjawi� si� Litowcew i rzek� kr�tko: � Prosz� wej��! Wszed�em do do�� obszernego pokoju, z kt�rego �cian miejscami zlaz�a farba. Przez uchylone, ale zabezpieczone 22 ' lizn� krat� okna, dochodzi�y odg�osy miejskiego ruchu. Pod nami ja�nia� Sewastopol. Migota�y jego niezliczone, kolorowe �wiat�a, a z daleka s�ycha� by�o przyg�uszone i.wizdki parowoz�w. Przy du�ym poplamionym atramentem stole siedzia� W�saty oficer policji z kapita�skimi epoletami na ramio-nach. Obok niego sta� m�ody porucznik z akselbantami na lleganckim mundurze. Kapitan popatrzy� na mnie zaspanym wzrokiem i d�ubi�c zapa�k� w z�bach, zapyta�: � To ten? � Ten sam! � potwierdzi� rado�nie Litowcew. � < Iszust nad oszustami, kr�l szuler�w, genialny kasiarz! I tak g�upio da� si� z�apa�! Wszyscy trzej roze�mieli si� patrz�c na mnie bezczelnie. � O co chodzi? Z pewno�ci� bior� mnie panowie za kogo� innego... � ...i wszystko polega na kolosalnym nieporozumieniu... chcia� pan powiedzie� � przerwa� mi porucznik. � Niech si� pan nie wysila, mamy dok�adne informacje i dzia�amy wed�ug ustalonego planu. � W takim razie dlaczego mnie panowie zatrzymali? � zapyta�em wyjmuj�c sw�j rumu�ski paszport. Znowu zacz�li si� �mia�, a kapitan powiedzia�: � Prosz� si� nie fatygowa�, szanowny panie. Wiemy, e jest pan baronem Dumitrescu... � ...i greckim poddanym Michalidisem, i Rumunem Ionescu Fatulescu � powiedzia� Litowcew. � ...i stambulskim bankierem Aliknerem Nagi-Og�y � doda� porucznik. � ...i odeskim kupcem Rosensonem, aresztowanym w Pradze za handel fa�szywymi lejami � znowu wtr�ci� kapitan. 23 I � ...i wreszcie kupcem z Baku, Samuelem Poliako-wem, kt�ry na wiosn� zesz�ego roku w�ama� si� do skarbca banku w Lyonie � s�odkim g�osem zako�czy� t� litani� Litowcew, patrz�c mi w oczy. � C� z tego, panowie? Mo�ecie bawi� si� tym wyliczaniem do samego rana, nie myl�c si� ani troch�, mimo to nie mo�ecie mi dowie�� pope�nienia jakiego� przest�pstwa na terytorium zaj�tym przez wojska genera�a Wran-gla. � Mo�emy, kochany, mo�emy, lipny baronie! Wszystko mo�emy! � chichota� zacieraj�c r�ce kapitan. � Czy� kasa, kt�r� pan, kochaneczku, rozpru� wczoraj w nocy w czasie do�� bezceremonialnej wizyty u kupca Agrona-ki, nie znajduje si� na naszym terytorium? Jakkolwiek nie spodziewa�em si�, �e moja nocna wizyta j b�dzie wykryta przez policj�, to jednak nie da�em si� j zbi� z tropu. j � Co� si� tu panom pomyli�o � odrzek�em osch�ym ] tonem. � Opowiadacie jakie� brednie. Nie mam z tym nic wsp�lnego. Musz� panom powiedzie�, �e tu, na Krymie, odpoczywam po niezwyk�ych i wielkich operacjach, i kt�re przeprowadzam za granic�. Na terenie okupowanym | przez wasze ochotnicze wojska nie dzia�a�em, a to, co robi� w innych krajach, nie powinno Was. obchodzi�. � Oj, czy naprawd�? � smutnie westchn�� kapitan. � Myli si� pan, drogi baronie, nas obchodzi wszystko, cho� rzeczywi�cie, zagraniczne skarbce mniej ni� tutejsze. A wi�c jest pan czysty jak �za? Licho go wie, co wiedzia� i co si� kry�o za tym pytaniem ! / �� Absolutnie czysty! ��dam, aby panowie natychmiast mnie st�d wypu�cili jako obcego poddanego i jako 24 luwieka niewinnie aresztowanego. Serce mi si� krwi� ilrwa, gdy s�ucham waszych nies�usznych, oburzaj�cych . i rzut�w! Zaraz ci si� i morda krwi� zaleje! � wrzasn�� nagle ipilan, zrywaj�c si� z miejsca. � Do�� ju� tych kome-11! Przyznaj si� natychmiast, draniu, bo ci� tak urz�dzi-ny, �e sam siebie nie poznasz! - A fe! Panie kapitanie, to brzydko tak m�wi� � za- '.ula� tajniak. � Jak�e mo�na? Cudzoziemiec, kupiec, w �Indatku baron, a tu nagle �draniu"! Pan baron przywyk� lo innego, europejskiego stylu! Czy nie mam racji, panie 11; ironie? � Id� do diab�a, bydlaku! A wy panowie, b�dziecie odpowiada� za takie potraktowanie niewinnego cz�owieka. � O, widzicie, jak to nie�adnie u�ywa� ordynarnych zwrot�w � rzek� znowu Litowcew. � Zacz�li�cie wymy�la� i pan baron te� si� zdenerwowa� i skala� swoje usteczka s�owem �bydlak". To �le, bardzo �le, a powinni�my za�atwia� wszystko grzecznie, rzeczowo, po naszemu, po prawos�awnemu... � Przy tych s�owach wysypa� na st� pieni�dze zabrane mi przy aresztowaniu. � Czy to s� pana pieni��ki? � Moje. � Wszystkie? � Wszystkie. � Ta-ak! Kt�re s� wygrane, a kt�re w�asne? Musia�em si� mie� na baczno�ci, widoczne by�o bowiem, �e chytry szpicel co� knuje w�a�nie w zwi�zku z tymi pieni�dzmi. � Niech si� pan nie obawia, panie baronie, i nie pos�dza nas o jaki� podst�p. Nie o te pieni�dze nam g��wnie chodzi. 25 Chodzi�o jednak o te pieni�dze � wyczu�em to z ca�� ostro�ci�, s�uchaj�c jego uspokajaj�cych s��w. � Nie pami�tam! Pieni�dze pomiesza�y si�, teraz trudno mi to stwierdzi�. � A mnie nietrudno, ja pami�tam � przyjacielskim tonem o�wiadczy� Litowcew i wyjmuj�c z paczki jeden po drugim banknoty, odk�ada� je na bok. � O, te dwadzie�cia funt�w to pa�skie, dobrze pami�tam, rzuci� je pan na st� krupierowi. I te liry, dwie�cie pi��dziesi�t, te� pa�skie. Niech pan nie zaprzecza, to na pewno pana pieni��ki! � Nie, to s� wygrane! Ja nie mia�em ani funt�w, ani lir�w. � Jak to nie mia� pan? Mia� pan! Sam widzia�em, jak je pan z kieszeni wyjmowa�, bo ca�y czas sta�em za panem, ca�y czas �ledzi�em pana. � A ja twierdz�, �e to nie s� moje pieni�dze, bo mia�em wy��cznie dolary. � Czy�by dolary? Wybaczy wasza wielmo�no��, ale to nieprawda! Takie ma�e, malu�kie, ale k�amstwo. Dolar�w nie mia� pan wi�cej ni� sto. � Co� tu panowie pomylili, a teraz chcecie mi wm�wi�, �e to moje pieni�dze. Istotnie, teraz s� one moje, gdy� wygra�em je uczciwie, na oczach wszystkich, ale przyszed�em do klubu z dolarami i da�em je krupierowi. Mo�ecie go o to zapyta�. � Milcz! Nas chcesz uczy�, co mamy robi�, �ajdaku? � wrzasn�� znowu kapitan. Ale tajniak podni�s� r�k� uspokajaj�cym gestem. � Spokojnie, spokojnie, Siergieju Iwanowiczu, po co krzycze�, po co si� denerwowa�? Przecie� niewinnie przez nas pos�dzony pan baron za pi�� minut i tak si� przyzna. Woli pan powo�a� si� na krupiera, kt�ry jakoby lepiej widzia�, jakimi pieni�dzmi pan by� �askaw gra�? Prosz� bardzo! Wszystko przewidzia�em � za drzwiami czeka krupier! Wiedzia�em, �e pan jest cz�owiekiem dok�adnym i bez konfrontacji nie dojd� z panem do �adu. Sierdiukow, prosz� wprowadzi� �wiadka! � skin�� na stoj�cego ko�o ilr/.wi �o�nierza. M�zg m�j pracowa� gor�czkowo. Zrozumia�em, �e chc� umie pogr��y� w�a�nie w zwi�zku z tymi pieni�dzmi. /, pocz�tku chcia�em si� wyprze� dolar�w wykradzionych /. kasy Agronaki, o�wiadczaj�c, �e nie mog� odr�ni� moich pieni�dzy od wygranych. Teraz za�, kiedy i Litowcew, i kapitan usi�owali powi�za� spraw� z pieni�dzmi rzeczywi�cie przeze mnie wygranymi, doszed�em do wniosku, �e nale�y si� obawia� w�a�nie tych wygranych pieni�dzy. C� mi jednak grozi�o? Pieni�dze te, rzecz jasna, przepadn�. Nie by�em tak naiwny, aby my�le�, �e ten zwariowany kapitan i Litowcew zwr�c� mi je. Zabior� mi wszystko, a mnie zamkn� w zapluskwionym areszcie, w kt�rym sp�dz� par� nudnych i g�odnych dni, mo�e nawet tydzie�. Potem wy�l� do kt�rego� kraju, kt�ry sam sobie wybior�. Wiedzia�em, �e nic wi�cej nie mo�e mi zagra�a�, gdy� wieszali i rozstrzeliwali w�wczas tylko za polityk�. Jednak�e pozwoli� zrobi� z siebie durnia, w dodatku mo�e jeszcze mocno poturbowanego, nie by�o w moim stylu. Do pokoju wszed� wystraszony krupier. Wcisn�wszy g�ow� w ramiona, patrzy� niespokojnym wzrokiem na siedz�cych ko�o sto�u szpicl�w. Przelotnie zerkn�� w moj� stron�, ale natychmiast si� odwr�ci�. 20 27 � Krupier? � zapyta� kapitan. � Tak jest, panie kapitanie, krupier! � po �o�niersku odpowiedzia� zapytany, garbi�c si� jeszcze bardziej. � A tego znasz? � wskazuj�c na mnie palcem, spyta� oficer. � Tak jest, panie kapitanie, znam. Ten pan bywa� u nas. Dzi� ca�y bank rozbi�... � Czekaj � przerwa� mu kapitan � ile dzi� stawia�? � Dwa tysi�ce pi��set... � Jak� walut�? � Ameryka�sk�, dolarami... Paczuszka zawiera�a sto banknot�w po dwadzie�cia pi�� dolar�w, panie kapitanie... � Nieprawda � rzek� tajniak � nie by�o dolar�w. Krupier zupe�nie si� straci� i przest�puj�c z nogi na nog�, mrucza�: � Mo�e si� pomyli�em, ludzi tyle by�o, �e mog�em nie zauwa�y� dobrze... � A ja twierdz�, �e krupier m�wi prawd�, tylko �e teraz przestraszy� si� pana i dlatego zaczyna si� wypiera�. O, to jest ta paczka � rzek�em stanowczo, wyci�gaj�c swoj� paczk� przewi�zan� nitk�. � To s� moje pieni�dze, a inne pochodz� z wygranej. � Co pan przez to chce powiedzie�? Krupier si� przestraszy�? To my go umy�lnie straszymy? Tak? � krzykn�� kapitan. � A ty � zwr�ci� si� do krupiera � m�w kr�tko i jasno, jak by�o. Czy ta paczka to jego pieni�dze, a reszta pochodzi z wygranej? Tylko nie kr��, bo ca�o st�d nie wyjdziesz! � Przysi�gam, �e m�wi� prawd�, to dolary tego pana, a inne pieni�dze pochodz� od r�nych graczy. Spojrza�em twardym wzrokiem na Litowcewa. Tajniak by� wyra�nie zmieszany i zwracaj�c si� do kapitana, b�bni�cego ze z�o�ci� palcami po istole, rzek� niepewnym �onem: � Siergieju Iwanowiczu, ja jednak widzia�em co innego! Kapitan machn�� r�k� i zawo�a� z furi�: � Widzia�em, widzia�em! A ludzie widzieli co innego! Wsta� z krzes�a. � No, to ju� ko�czmy... A panu... � powiedzia� kpi�-ro � baronie, radz� umyka� z Krymu i to nie p�niej ni� jutro. Innym razem mo�e si� sko�czy� gorzej. Niech pan podpisze protok� i wynosi si� st�d na cztery wiatry! W milczeniu wyci�gn��em r�k� po swoje pieni�dze. �� Ale pokwitowanie wzi��? �� z�amanym g�osem zapyta� Litowcew. � Pokwitowanie? Jakie? A na dolary? Oczywi�cie! Niech pan napisze, �e otrzyma� je z powrotem i �e �adnych pretensji pan do nas nie ma, panie cudzoziemcze � zako�czy� kapitan ze z�o�ci� i odwr�ci� si� do milcz�cego porucznika. Nakre�li�em par� s��w kwituj�c odbi�r swoich dw�ch i p� tysi�ca dolar�w. � To ju� wszystko! Odegrali�my ma�� komedyjk� �adnie i przyjemnie. Obesz�o si� bez uszkodzenia pa�skiego szlachetnego liczka, a interes za�atwiony � rzek� Litowcew i schowa� pokwitowanie do szuflady. Potem spojrza� w oczy kapitanowi i obaj wybuchn�li szalonym �miechem. Milcz�cy przez ca�y ten czas porucznik r�wnie� zacz�� si� �mia�. Nawet stoj�cy ko�o drzwi �o�nierz us�u�nie zachichota�, odwracaj�c si� do �ciany. Dopiero w tym momencie zrozumia�em, �e da�em si� 20 29 tym dw�m �ajdakom sromotnie okpi�. A oni a� si� dusili od �miechu. Kapitan podsun�� mi pod nos swoj� ordynarn� �ap� i zawo�a�: � Pieni�dzy mu si� zachcia�o! A fig� widzia�e�? Ech, ty, nieuchwytny kr�lu oszust�w! Nie kr�l,- lecz pata�ach! � I zach�ystuj�c si� od �miechu opad� z powrotem na krzes�o. � Wpad�e�, go��beczku, wpad�e�, rajski ptaku! A tak g�upio, jak nie wpad�by szanuj�cy si� z�odziejaszek kieszonkowy ! � Tu mamy pokwitowanie, a tu mamy pana pieni��ki... � rzek� tajniak, wymachuj�c papierem ��� a tu mamy numery serii banknot�w. Widzi pan, jakie to proste? Niech teraz rumu�ski konsul pr�buje bronie swego obywatela, barona Dumitrescu, to my mu zaraz poka�emy pokwitowanie. Ma�o tego � poka�emy mu jeszcze protok� z w�asnor�cznym podpisem pana Dumitrescu, stwierdzaj�cym, �e paczka ameryka�skich dolar�w jest jego w�asno�ci�. A je�eliby i to uzna� pan konsul za dow�d niedostateczny, to poka�emy mu o�wiadczenie kupca tytoniowego Agronaki, w kt�rym czarno na bia�ym jest powiedziane, �e paczka dwudziestopi�ciodolarowych banknot�w na sum� dwa tysi�ce pi��set z takimi a takimi numerami serii nale�y do niego, a zosta�a wykradziona z jego kasy w nocy z 19 na 20 sierpnia. Zrozumiano? Znowu zani�s� si� cichym, radosnym �miechem, potem wsta� m�wi�c: � Ale to inie wszystko, baronie, dopiero teraz dowie si� pan bardzo ciekawych rzeczy. Milcza�em oboj�tnie, cho� serce t�uk�o mi si� piersiach coraz mocniej. �Rzeczywi�cie, jak�e g�upio da�em si� z�apa� na w�dk� 30 lym dw�m �otrom! Pozwoli�em si� nabra� takim pospolitym policyjnym szpiclom! Idiota! Kretyn! Smarkacz! � wymy�la�em sobie w duchu, patrz�c jednocze�nie sennym, pokojnym wzrokiem w twarz Litowcewa. � Opanowania panu nie brak, to trzeba przyzna�, ale � �o pan powie na to, drogi baronie, �e te pieni�dze s� fa�-./.ywe, rozumie pan? Fa�szywe! � powt�rzy� tajniak. � Nieprawda, moje pieni�dze nie mog� by� fa�szywe! � Ale s�, go��bku, jak najbardziej fa�szywe, tylko do�� 1,-idnie wykonane. C�, takim ba�wanom jak pan, panie baronie, mog� si� wyda� autentyczne. He-he-he! O, niech pan popatrzy, pod s�owem �Waszyngton" jest taka br�zowa kreska, a i papier nieco grubawy. Lipa, kochany panie, lipa! Niech pan s�ucha dalej. Wed�ug praw, kt�re obowi�zywa�y w dawnym rosyjskim imperium, a kt�re i na-ilal s� w mocy na ca�ym terytorium zaj�tym przez armi� ochotnicz�, b�dzie pan oddany pod s�d na podstawie dw�ch paragraf�w kodeksu karnego. Jeden z nich za rabunek /. w�amaniem przewiduje kar� nie mniejsz� ni� 18 lat ci�kich rob�t, drugi za� za �wiadome przechowywanie i rozpowszechnianie fa�szywych pieni�dzy, a zw�aszcza w czasie wojny, ustanawia kar� 10 lat wi�zienia, co panu i la je razem nie mniej ni� 28 lat. � K�amstwo! � zawo�a�em. � Te pieni�dze nie s� fa�szywe! Przecie� pan sam twierdzi, �e dwa dni temu byty one w�asno�ci� kupca Agronaki, a chyba nie przypuszcza pan, �e szanowany og�lnie kupiec jest fa�szerzem? Tajniak za�mia� si�. � Wszystko w swoim czasie, kochaneczku. Zaraz si� pan dowie. Odwr�ciwszy si� do stoj�cego na boku krupiera, kapitan powiedzia�: 31 i ,1 � Nie jeste� mi ju� potrzebny, mo�esz odej��, ale...; I gro��c mu palcem, doda�: � Rozumiesz? Krupier uk�oni� si� nisko i szepn��: �� Pewnie, �e rozumiem... Ani s��weczka! � W�a�nie! �� kapitan zachmurzy� si� i skin�� na wartownika. � Wyprowad� go i nie wchod�, dop�ki ci� nie '�. zawo�am. � Tak jest, panie kapitanie! � stukn�wszy obcasami rzek� �o�nierz i wyszed�, zabieraj�c ze sob� krupiera. Minuta up�yn�a w zupe�nej ciszy. Czu�em na sobie szydercze spojrzenia moich prze�ladowc�w. � A wi�c id�my dalej � rzek� tajniak, gdy na korytarzu ucich�y ju� kroki oddalaj�cego si� krupiera. � Interesuje pana ta przekl�ta paczka dolar�w, a tak�e to, w jaki spos�b w kasie kupca Agronaki mog�y si� znale�� fa�szywe pieni�dze? � Zatar� r�ce, klepn�� si� nimi po kolanach i znowu si� roze�mia�. � To bardzo proste: tam wcale nie by�o fa�szywych pieni�dzy, tylko jak najprawdziwsze, wypuszczane przez skarb ameryka�ski, a i w pa�skiej kieszeni te� by�y dolary autentyczne, ale si� one teraz wieczorem zmieni�y, rozumie pan? � Rozumiem, �ajdaku! � E, po co u�ywa� tak nieparlamentarnych s��w, milordzie! Bez pomocy chemii i magicznych sztuczek my obaj z szanownym Siergiejem Iwanowiczem � tu ruchem pe�nym atencji wskaza� na �miej�cego si� kapitana � jednym dotkni�ciem r�k zamieniamy plik prawdziwych, agro-nakowskich...przepraszam, pa�skich dolar�w, na fa�szywe. A po co my to robimy? Mo�e my�li pan, �e kieruj� nami jakie� niskie pobudki? Ot� nie. Powoduj� nami wy��cznie czyste i wznios�e idee. Po pierwsze, chodzi nam o aresztowanie i unieszkodliwienie niebezpiecznego mi�- rynarodowego przest�pcy, to znaczy pana, i o oddanie �m spo�ecze�stwu ogromnej przys�ugi. Po drugie, mu-iny przecie� wynagrodzi� jako� sobie trudy, jakie po-le�li�my �cigaj�c pana. Po trzecie, musimy pokaza� jutro (�zwanemu tu przez policj� kupcowi Agronaki dolary o�wiadczy� mu, �e pieni�dze wykradzione z jego kasy � rze� pana Dumitrescu, okaza�y si� fa�szywe. Aby nap�-�� strachu temu bur�ujowi, poka�emy mu r�wnie� po-witowanie pana, protok� i tak dalej. Znaj�c za� tch�rzliwy charakter tego Agronaki, pan kapitan i ja mamy na-1 ziej� na otrzymanie od niego co najmniej tysi�ca z�otych iibelk�w. Czy nie tak, Siergieju Iwanowiczu? � Zgadza si�! � potwierdzi� kapitan. � Z�odzieje, bandyci! Zr�cznie zabieracie si� do dzie-i! Jestem pe�en uznania dla waszej roboty! � Niech pan poczeka, to jeszcze nie wszystko! S� takie vva punkciki, po kt�rych uznanie pana dla nas jeszcze �zro�nie. I wyjmuj�c z kieszeni moj� papiero�nic�, Litowcew � tworzy� j� i powiedzia� uprzejmie: - Niech pan zapali, drogi baronie, dobry papieros . p�ywa dodatnio na samopoczucie. Zapali�em mego w�asnego papierosa i przygotowa�em si� ,i wys�uchania, na czym polegaj� owe ostatnie dwa punkciki" zapowiedziane przez tego szubrawca. - A oto pierwszy punkcik. Ot� te pieni�dze, kt�re l>.m wygra� w klubie, r�wnie� zasil� nasze kieszenie. Pa-inie.ta pan przecie�, �e obieca�em panu odegra� si�? D�en-idmen zawsze dotrzymuje s�owa. Odzyska�em moje sze��-;.(?! dolar�w z pewn� nawet nadwy�k�. � Na mleczko dla dzieciak�w! � zachichota� kapitan. ._ W�a�nie, na mleczko! No, a teraz ostatni i naj- 32 Pan ze Stambu�u 33 weselszy dla pana punkcik. Mam nadziej�, �e jako rozs�dny i do�wiadczony cz�owiek zrozumie pan, �e po tak bezpo�redniej i szczerej rozmowie, jak� tu przeprowadzili�my, nie mo�emy absolutnie pozostawi� pana na wolno�ci. To by�oby dla nas bardzo niewygodne. S�owem, drogi przyjacielu, mo�e pan uwa�a� siebie za wykre�lonego z szereg�w ludzi �yj�cych. My za� z kapitanem poczy-nimy w tym kierunku odpowiednie kroki. � Bez w�tpienia! � zgodzi� si� kapitan i nie daj�c mi doj�� do s�owa, zawo�a�: � Zacharenko! W drzwiach ukaza� si� �andarm. � Zabra� go do oddzielnej celi. � Do tej w piwnicy? � Tak, a uwa�aj, by nikt wi�cej nie widzia� tego bandyty! Adieu, baronie! � zako�czy� kapitan i odwr�ci� si� do mnie plecami. Dw�ch policjant�w i ponury z wytrzeszczonymi oczyma Zacharenko poprowadzili mnie korytarzem w kierunku wyj�cia. �Wyobra�am sobie, co za rozkosze mnie czekaj�!" -pomy�la�em, patrz�c na moich dozorc�w. Po opuszczeniu oddzia�u �ledczego, w�skimi, brudnymi schodami wyszli�my na dziedziniec, gdzie moi konwojenci popchn�li mnie w stron�" oddzielnego budynku ton�cego W ciemno�ciach. �To gr�b, z kt�rego ju� nie wyjd�!" � pomy�la�em z rozpacz�. Aby jednak doj�� do owego budynku, trzeba by�o min�� znajduj�cy si� z prawej strony osobny dom, w kt�rym mie�ci�a si� plac�wka kontrwywiadu. Okaza�y podjazd by� 34 rz�si�cie o�wietlony. Przy wej�ciu zobaczy�em dw�ch wartownik�w, a ko�o chodnika sta� elegancki odkryty samoch�d. M�odziutki szofer przechadza� si� obok niego, bawi�c si� pejczem i uderzaj�c nim po sztylpach swoich wysokich lakierowanych but�w. Popatrzy� na mnie z zaciekawieniem i u�miechaj�c si� zapyta� moich konwojent�w: � Dok�d prowadzicie tego franta? Zacharenko spojrza� na niego ze z�o�ci� i nic nie odpowiedzia�. Tymczasem od strony domu pos�ysza�em jakie� g�osy, potem �miech i w drzwiach ukaza�o si� trzech oficer�w. Rozmawiaj�c podeszli do samochodu. Zacharenko stan�� na baczno�� i zasalutowa�. Zatrzymali�my si�, aby przepu�ci� dostojne towarzystwo. Id�cy na przedzie t�gi, wysoki pu�kownik gwardii niedba�ym ruchem przy�o�y� palce do daszka czapki i ci�ko usadowi� si� na siedzenia samochodu. Szofer zacz��-zapuszcza� motor. Pozna�em tego pu�kownika. By� to szef kontrwywiadu na ca�y sewastopolski rejon, hrabia Tati-szczew. Pu�kownik ziewaj�c zakrywa� usta bia�� r�kawiczk� i co� m�wi� do towarzysz�cych mu oficer�w. W pewnej chwili spojrzenie jego pad�o na mnie i nagle przerwa� rozmow�, przypatruj�c mi si� ze zdumieniem i ciekawo�ci�. Rzeczywi�cie, widok by� tak niezwyk�y, �e m�g� wzbudzi� zainteresowanie: m�ody cz�owiek w wytwornym angielskim smokingu, ze �nie�nobia�ym gorsem koszuli, w b�yszcz�cym cylindrze id�cy pod stra�� trzech brudnych, nie ogolonych policjant�w. � Kto to jest? � zapyta� pu�kownik mru��c oczy, aby mi si� lepiej przyjrze�. 35 � Ofiara samowoli, wasza ekscelencjo! �� zawo�a�em, zanim kto� z jego otoczenia zd��y� si� odezwa� � rumu�ski poddany, baron Dumitrescu, kt�ry mia� nieszcz�cie by� bogatym cz�owiekiem, czym �ci�gn�� na siebie gniew naczelnika oddzia�u �ledczego. � Polityczny? � O, nie! Uchowaj Bo�e! Rumu�scy kupcy nie zajmuj� si� polityk�. Nasza polityka to robienie dobrych interes�w i zarabianie dolar�w. Podczas gdy to m�wi�em, pu�kownik nie spuszcza� ze mnie oczu, ale nie wyczyta�em w nich ani troch� wrogo�ci. Zdawa�o mi si�, �e co� obmy�la�, czy te� co� sobie usi�owa� przypomnie�. � Wi�c na pewno nie polityczny? � zapyta� znowu. � Absolutnie nic wsp�lnego z polityk� nie mam, ekscelencjo, nie interesuje mnie ona ani troch� � odpowiedzia�em stanowczym tonem. � Od jak dawna jest pan rumu�skim poddanym? �� Od dw�ch lat. Przedtem by�em poddanym greckim i w�oskim, ale w sercu zawsze pozosta�em Rosjaninem, ekscelencjo! Zrozumia�em, �e wytwarza si� nowa sytuacja, kt�ra mo�e mnie uratowa�. � Czy pan jest z�odziejem? � Nie, ekscelencjo, szulerem, i to do�� wysokiej klasy. � J�zyki pan zna? � Cztery europejskie, pi�ty turecki. � Do you speak English? � Yes. I do and even perfectly as a real diplomat Pu�kownik da� mi znak r�k�, abym podszed� bli�ej. Szofer otworzy� ze zdziwienia usta i przypatrywa� si� 36 nam stoj�c ko�o wozu. Jeden z oficer�w pochyli� si� z respektem i co� szepn�� do ucha ekscelencji. � Ot� to w�a�nie! O tym samym pomy�la�em � rzek� pu�kownik. I nagle zwr�ci� si� rozkazuj�cym tonem do .