7653

Szczegóły
Tytuł 7653
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7653 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7653 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7653 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

opracowanie graficzne serii Laureat�w Listy Honorowej H. Ch. Andersena Krystyna Micha�owska � ?:: Alina i Czes�aw Centkiewiczowie Fridtjof, co z ciebie wyro�nie? Opowie�� o Nansenie Nasza Ksi�garnia Warszawa 198! � Copyright by Instytut Wydawniczy �Nasza Ksi�garnia" Warszawa 1962 Redaktor Marzenna Pollak Redaktor techniczny Barbara Kubiszewska Korektor. Gra�yna Majewska Zdj�cia z archiwum Autor�w JAK SI� WSZYSTKO ZACZʣO? ISBN 33-10-07928-1 PRINTED IN POLAND Instytut Wydawniczy �Nasza Ksi�garnia" Warszawa 1981 r. Wydanie IX. Nak�ad 50 000+280 egz. Ark. wyd. 15,3. Ark. druk. Al-18,66+16 str. wk�adek+-2 str. wklejki. Papier druk. sat. Id. IV. 80 g. 70X90/18. Oddano do sk�adania w lipcu 1980 r. Podpisano do druku w lutym 1981 r. Diuk uko�czono we wrze�niu 1981 r. Drukarnia Wydawnicza w Krakowie Zam. nr 237S/80. 1. Pierwsze wyprawy Ko�ysz�cy si� na g�adkiej, prawie nieruchomej tafli p�ywak drgn�� niespokojnie, zata�czy�. Niecierpliwym ruchem ch�opak poderwa� w�dk�. W s�o�cu zab�ys� na moment pusty haczyk, zatoczy� wielki �uk i wbi� si� w warg� rybaka. Rozpaczliwe pr�by wyci�gni�cia zdradliwie pozaginanego kawa�ka stali nie zda�y si� na nic. Zaciskaj�c z b�lu z�by, ch�opak m�czy�" si� daremnie. Ka�dy ruch sprawia� mu niezno�ny b�l. Kropelki krwi toczy�y si� po brodzie i rozlewa�y na kraciastej koszuli coraz szersz� plam�. Trzymaj�c tu� przy twarzy d�o� z nawini�t� cienk� �y�k�, zacz�� ostro�nie przedziera� si� przez g�ste podszycie lasu do widocznych na odleg�ym wzg�rku zabudowa�. Raz po raz na drodze stawa� mu jaki� r�w, przez kt�ry trzeba by�o przeskoczy�, jaki� pag�rek, na kt�ry musia� si� wspina�. Tu i �wdzie niesforna, gi�tka ga��� ch�osta�a go po twarzy, roz-raniaj�c bole�nie krwawi�c� warg�. Na widok wysokiej postaci przed gankiem przy�pieszy� kroku. Upinaj�ca na g�owie d�ugi, jasny warkocz kobieta, spojrzawszy na haczyk tkwi�cy w ciele, bez s�owa wbieg�a do mieszkania. Powr�ci�a po chwili bla'da, trzymaj�c w r�ku niewielki, ostry no�yk. Zdecydowanym ruchem na'dci�a zranion� warg� i delikatnie wydoby�a g��boko wbity kawa�ek stali. Pot wielkimi kroplami sp�ywa� po czole ch�opca, ale z ust nie wydoby�a si� ani jedna skarga, ani jeden cho�by j�k. � Jeszcze nie zagoi�a ci si� r�ka, nogi masz ca�e w bliznach. Jak ty wygl�dasz? Fridtjof, co z ciebie wyro�nie? � us�ysza�. � Pstr�gi takie ogromne. Chcia�em ci, mamo, zrobi� niespodziank�, usma�y�aby�... � s�owa z trudem wydobywa�y si� z zakrwawionych warg. � Te� mi si� rybak znalaz�! Poczekaj przynajmniej, a� sko�czysz siedem lat � za�mia�a si� kobieta, g�aszcz�c czule syna po jasnych, kr�tko przystrzy�onych w�osach. � No, id� ju�, id�, obmyj si�, jeste� ca�y pokrwawiony. Pom�g�by� lepiej przy gospodarstwie, zamiast guza szuka� w lesie. Fridtjof westchn�� g��boko. Matka jest wspania�a, wiadomo: Nigdy nie nakrzyczy, chocia� powod�w nie brak, dopomo�e zawsze w biedzie jak najlepszy przyjaciel, wyt�umaczy przed srogim ojcem, ale czy� mo�e zrozumie�, �e on w ogrodzie zna ju� prawie na pami�� ka�d� �cie�k�, ka�dy niemal kamyk. Z uraz� spojrza� na starannie utrzymane, wyci�gni�te w rz�d, rabatki z�ocistych nasturcji, na pociemnia�e od staro�ci drewniane �ciany domku, ton�cego w wysokich krzakach r�nobarwnych dalii. Wszystko tu mi�e, kochane, ale takie ci�gle jednakowe. A pustynny, dziki, ci�gn�cy si� dziesi�tkami kilometr�w za domem las, Nordmark, potoki, wij�ce si� w�r�d urwistych brzeg�w ska�, przyzywaj� wci�� setkami nowych zak�tk�w i niespodzianek. Woda w nich przejrzysta, wida� ka�dy kamyk na dnie, ka�d� najmniejsz� rybk�. Wartka i rw�ca niesie z dalekich, nieznanych brzeg�w mn�stwo niezwyk�ych rzeczy, jakie� dziwne kawa�ki drewna, jakby z rozbitych okr�t�w, kt�re zaton�y, jakie� �d�b�a s�omy czy nasi�k�e wilgoci� gniazda, pi�ra ptasie. Powietrze wype�nia nie milkn�cy gwar. Rude wiewi�rki przychodz� same je�� z r�ki, trawa na przybrze�nych ��kach, wysoka po pas, gorzko pachnie nie znanymi w ogrodzie zio�ami i kwiatami, a w za�omach ska� g��bokie, ociekaj�ce wilgoci� pieczary przyci�gaj� urokiem tajemnicy, wydaj� si� bez dna. Nie dociera do nich �aden g�os, nie stan�a tu mo�e nigdy ludzka stopa. Panuj�ca w grotach ciemno�� budzi l�k, ale nogi same nios�, r�ce same wczepiaj� si� w strome za�omy skalne. I jak�e tu zosta� w ogrodzie? Zachodz�ce s�o�ce wisia�o ju� nisko nad ziemi�, gdy pan Bal-dur Nansen, jak co dnia, z teczk� wypchan� papierami powraca� z s�du. Uda� wprawdzie, �e nie dostrzega napuchni�tej wargi Fridtjofa, i nic nie powiedzia�, ale to by�a zas�uga matki, kt�ra na czas zd��y�a wybiec mu na spotkanie i d�ugo co� t�umaczy�a w prowadz�cej do domu sosnowej alei. Przy stole Fridtjof siedzia� jak trusia, nie �mi�c podnie�� oczu na surow�, okolon� bokobrodami twarz milcz�cego dzi� bardziej ni� zwykle ojca. Pan Nansen wci�� nie zwraca� na niego uwagi, serdeczniej tylko ni� eo dnia spogl�da� na paplaj�cego beztrosko m�odszego syna Aleksandra. W ci�gu paru nast�pnych dni obaj ch�opcy kr�cili si� grzecznie w ogrodzie, dopomagaj�c matce, na kt�rej spoczywa� ca�y ci�ar spraw domowych. Pracy nie brakowa�o nigdy w niewielkim gospodarstwie Stor� Frohen odleg�ym o trzy kilometry od stolicy kraju, Christianii. Krowy, konie, dr�b zabiera�y wiele czasu niestrudzonej panL Nansen, tym bardziej �e sama zajmowa�a si� ogrodem, pra�a i szy�a ubrania dla ch�opc�w. Skromna pensja urz�dnika s�dowego nie wystarczy�aby na utrzymanie ca�ej rodziny, gdyby nie pracowito�� i oszcz�dno�� zapobiegliwej gospodyni, jakich niejeden m�czyzna m�g� jej pozazdro�ci�. A poniewa� dzielnie umia�a radzi� sobie w ka�dej okoliczno�ci, na ni� tak�e spad� nie�atwy obowi�zek pokierowania wychowaniem syn�w. Obaj kochali bardzo matk�, ale niema�o wci�� przysparzali jej trosk i k�opot�w. Ot, chocia�by i teraz. Nie up�yn�o kilka dni od wypadku / haczykiem, a ch�opcy, nic nikomu nie m�wi�c, znikli z domu natychmiast po obiedzie. Znik�y tak�e w�dki. A wi�c nowa eskapada w nieznane. Zapracowana matka westchn�a tylko. Nie przej�a si� w pierwszej chwili, my�l�c, �e i ona wola�aby p�j�� do lasu na spacer. Baron�wna Wedel-Jarlsberg z domu by�a pierwsz� w Norwegii kobiet�, kt�ra o�mieli�a si� przypi�� do n�g narty, nic sobie nie robi�c z oburzenia ca�ej, znanej powszechnie w kraju rodziny. Co gorsza, wbrew woli ojca wysz�a za m�� z mi�o�ci /a niezamo�nego piekarza. Po jego �mierci, nie s�uchaj�c ni~ czyich dobrych -rad, po�lubi�a skromnego urz�dnika s�dowego Nansena. I co najwa�niejsze, nigdy nie po�a�owa�a tego kroku. Starszy syn po matce wzi�� w spadku przedsi�biorczo�� granicz�c� czasem, co tu du�o m�wi�, z samowol�. Nikt te� lepiej ni� ona nie m�g� go zrozumie�. To Fridtjof, ten niespokojny duch, musia� nam�wi� m�odsze-go brata. Mo�e chc� zn�w przynie�� pstr�g�w na kolacj�? Zm�cz� si�, b�d� g�odni, wtedy szybko sobie przypomn� o domu. Ale godziny mija�y za godzinami, a synowie si� nie zjawiali. S�o�ce zasz�o, min�a pora kolacji. Opanowan� zazwyczaj pani� Nansen ogarn�� niepok�j. M�� robi� jej wym�wki, �e rozpuszcza ch�opak�w. Sam wpad� nareszcie w panik�. Mo�e le�� na dnie jakiej� szczeliny w ska�ach. Mo�e uton�li w potoku? Dok�d poszli? Gdzie ich szuka�? Ciemno�ci nocy zapad�y na ziemi�, ch�opc�w nie by�o wci�� wida�. W Stor� FrShen zawrza�o. Z p�on�cymi pochodniami w r�kach domownicy rozproszyli si� po lesie nawo�uj�c bez przerwy, psy naszczekiwa�y, w�sz�c po okolicy. Ko�o p�nocy z czerni zaro�li wy�oni�y si� wreszcie dwie ma�e postacie z wielkim, ci�kim koszem, pe�nym ryb. W poszarpanych ubraniach, z pokrwawionymi nogami, ledwie �ywi ze zm�czenia ch�opcy przypominali biedne, zagubione szczeniaki, przygotowane na t�gie razy. Nim matka zd��y�a otworzy� usta, Fridtjof wysun�� si� pierwszy, jakby os�aniaj�c brata przed oczekuj�c� kar�, i gor�czkowo zacz�� si� t�umaczy�. Z niesk�adnych zda� rodzice zrozumieli wreszcie, �e ch�opcy chcieli matce zrobi� niespodziank� koszem wspania�ych pstr�g�w. �e chc�c ich spr�bowa�, upiekli kilka w popiele, na �erdziach, jak Robinson Crusoe na bezludnej wyspie. Sami nie wiedzieli, kiedy zmorzy� ich sen, a gdy obudzili si�, by�o ju� ciemno. Fridtjof nie pr�bowa� si� nawet usprawiedliwia�. Post�pi� �le, ale jednocze�nie gor�co pragn��, by i tym razem matka go zrozumia�a. Nie kary si� l�ka�. Wiedzia�, �e na ni� zas�u�y�. Ba� si�, �e rodzice zabroni� mu na przysz�o�� podobnych wypraw. We wlepionych w twarz matki wielkich, niebieskich oczach malowa�a si� niema, gor�ca pro�ba. Czy i tym razem zrozumie? Nakarmieni i umyci ch�opcy zapadli ju� dawno w kamienny sen, ale pa�stwo Nansen do bia�ego ranka nie zmru�yli oka, zastanawiaj�c si�, jak nale�y dalej synami pokierowa�. - � Sama tego chcia�a�, bierzesz na siebie wielk� odpowiedzialno��, pami�taj! Ja nie rozpuszcza�bym tak ch�opak�w � upiera� si� ojciec.'� Aleksander jest cichy, spokojny. Boj� si� o Fridtjof a. On niczego si� nie zl�knie, przed niczym nie cofnie... � Ale jest samodzielny. Niech w sobie dalej to wyrabia, 10 cho�by na w�asnej sk�rze. To najlepsza szko�a. Trzeba zaryzykowa�. Je�li jest co� wart naprawd�, nie zawiedzie zaufania. Zobaczysz, obaj nam b�d� w przysz�o�ci wdzi�czni za takie dzieci�stwo. Nazajutrz, przygotowani na gorzkie "wym�wki i zas�u�on� kar�, ch�opcy skruszeni, cisi jak trusie stan�li przed matk�. � Wiesz, �e to, co mia�o miejsce wczoraj, nie mo�e si� ju� nigdy powt�rzy� � powiedzia�a spokojnie, zwracaj�c si� do Fridtjofa. � Je�li chcesz urz�dza� swoje dalekie wyprawy i wci�ga� w nie brata, nie b�dziemy wam ich broni�, pod warunkiem, �e uprzedzicie nas zawsze, kiedy i gdzie wyruszacie. Jeste�cie dla nas wszystkim. Pami�tajcie! Ch�opcy nie zawiedli. Ca�e lato w�drowali po g�rach, lasach, dolinach, spali w pieczarach, sza�asach, zastawiali sid�a, strzelali /. �uk�w, kt�re Fridtjof sam sporz�dzi�, �owili ryby. �ywili si� tym, co sami zdobyli w lesie, popijaj�c upieczone w �arze ogniska pstr�gi i �ososie zimn� �r�dlan� wod�. Odkrywali nowe l�dy, staczali bitwy z urojonymi przeciwnikami, p�ywali po wszystkich morzach �wiata, dokonuj�c wci�� nowych wspania�ych czyn�w. Opaleni, wysportowani, zahartowani, nie zdradzali si� nawet przed matk�, jaki strach ich oblatywa�, gdy przysz�o brn�� po omacku przez ciemn� g�stwin� lasu pe�nego noc� tajemniczych d�wi�k�w lub reszt� si� czepia� si� skalistego nawisu, pod kt�rym hucza� gro�nie wartki, g�rski potok. Aleksander wola�by mo�e wraca� na noc do domu i spa� w wygodnym ��ku, ale Fridtjof by� nienasycony. Poci�ga�o go wszystko, co trudne, nieosi�galne. Nie ustawa� w wysi�kach, �eby dopi�� celu, jaki przed sob� postawi�. Matka patrzy�a z rado�ci� na samodzielno�� syna. Nie wiedzia�a, biedaczka, ile razy jeszcze b�dzie dr�e� z obawy o �ycie 1 ridtjofa. Pewnego ranka pot�ny wybuch wstrz�sn�� drewnianymi �cianami Stor� Fr�hen. W otaczaj�ce dom krzewy posypa�y si� /. �oskotem szyby. Z okna stryszku buchn�y czarne k��by. Pani Nansen w jednej chwili znalaz�a si� na g�rze. Niewielki pokoik, ton�cy w oparze dymu, wygl�da� jak po trz�sieniu ziemi. 11 Po�rodku, og�uszony, nieruchomy Fridtjof z twarz� zalan� krwi� trzyma� jeszcze w r�ku resztki strzelby zrobionej z wodoci�gowej rury. Matka jednym skakiem znalaz�a si� przy synu. � Otw�rz oczy! � krzykn�a nieprzytomna. � Widzisz? Fridtjof kiwn�� tylko potakuj�co g�ow�, nie mog�c wydoby� z siebie g�osu. � To szcz�cie! St�j spokojnie! I znowu ch�opak nie drgn��, podczas gdy matka d�ugo wyjmowa�a ziarenka prochu wbite g��boko pod sk�r� twarzy. � Czy ci� to wreszcie nie oduczy od tego ci�g�ego majster-kowania? Mog�e� o�lepn��, rozumiesz? � m�wi�a pe�na troski. 2, Bierz przyk�ad z prapradziada Wodoci�gowa rura, z kt�rej mia�a by� zrobiona strzelba, �uk, w�dki le�a�y ju� dawno na strychu. Nad Stor� Fr�hen nadci�ga�a zima. Pierwsze mrozy �cina�y noc� powierzchni� okolicznych rzek. Ca�a uwaga Fridtjofa skupia�a si� na pytaniu, jak z dwu desek zmajstrowa� sobie narty? I w ko�cu zmajstrowa�. Po�al si� Bo�e, co to by�y za narty. Jedna d�u�sza, druga kr�tsza, ale i takie wystarcza�y, �eby pokona� najci�sze zjazdy, przed kt�rymi wahali si� nieraz do�wiadczeni narciarze. Fridtjof zdejmowa� narty po to tylko, by przypi�� do but�w �y�wy. Nic wi�c dziwnego, �e nie maj�c jeszcze lat siedemnastu zdoby� mistrzostwo Norwegii, a p�niej mistrzostwo �wiata w je�dzie szybkiej na �y�wach i w ci�gu lat dwunastu bra� zawsze pierwsze nagrody na wszystkich kolejnych og�lnokrajowych zawodach narciarskich. Forsowna zaprawa sportowa i doskona�a kondycja fizyczna nie przeszkadza�y mu jednak w nauce. Ch�opak, kt�ry w dzieci�stwie zam�cza� wszystkich nie ko�cz�cymi si� pianiami: ,,po co?", ,,na co?", �dlaczego?" � umia� ju� dzi� sam szuka� odpowiedzi w ksi��kach. I poty szuka�, p�ki jej nie znalaz�. W szkole zaskakiwa� koleg�w i profesor�w swymi wszechstronnymi zainteresowaniami. Bo wiedzie� chcia� wszystko i wszystko zg��bi�. Poci�ga�y go i biologia, i nauki �cis�e. Jednocze�nie niezwykle �atwo i ch�tnie przelewa� swe my�li na papier, a tak�e pi�knie malowa�. Zdolny, chwyta� w lot ka�d� nowo��, nie tylko po to, aby j� wyrecytowa� na lekcji, lecz by w przysz�o�ci mie� z niej po�ytek. �Ma dobrze umeblowan� g�ow�" � m�wili o nim z uznaniem pedagodzy i wychowawcy. A w�wczas rodzice ro�li w dum�. Nie tylko matka, ale wreszcie i ojciec. 13 Niesforny ch�opak, kt�ry im wielu zmartwie� przysporzy� jako dziecko, kt�rego spokojny i pedantyczny pan Nansen nie m�g� cz�sto zrozumie�, stawa� si� coraz bardziej podobny do swych zas�u�onych przodk�w. � Masz z kogo bra� przyk�ad. Popatrz na twego prapra-dziada! �- s�ysza� od ma�ego Fridtjof. Podczas nieobecno�ci ojca lubi� przesiadywa� godzinami w jego mrocznym, pe�nym ksi��ek gabinecie, w kt�rym ze �cian patrzy�y pociemnia�e od staro�ci portrety olejne przodk�w w at�asowych ubiorach z bia�ymi �abotami. L�kiem napawa�o go przenikliwe, badawcze spojrzenie owego prapradziada, s�ynnego Hansa, kt�ry ju� w po�owie XVII wieku ws�awi� rodzin� Nansen�w. S�uchaj�c o jego pe�nym niezwyk�ych przyg�d �yciu ch�opak nie m�g� si� oprze� nadziei, �e i on mo�e zostanie kiedy� wielkim cz�owiekiem. Du�czyk Hans Nansen od wczesnej m�odo�ci odznacza� si� stanowczym, twardym charakterem i ��dz� czynu. Maj�c zaledwie szesna�cie lat, dokona� niezwyk�ej na owe czasy podr�y, niemal na �kraniec �wiata", do brzeg�w Morza Bia�ego. Szybko nauczy� si� tam po rosyjsku i przew�drowa� pieszo od P�wyspu Kolskiego do Kowna, a stamt�d powr�ci� do rodzinnej Kopenhagi. Ledwie doszed� do pe�noletno�ci, kr�l mianowa� go dow�dc� wielkiej wyprawy, kt�ra udawa�a si� do uj�cia rzeki Pe-czory po futra sobole i lisie, a tak�e po cenne k�y mors�w. D�ugie lata Hans p�ywa� po p�nocnych morzach i w�drowa� po syberyjskich brzegach. Do�wiadczenia swe i wra�enia opisa� w ksi��ce �Compendium cosmographicum", przechowywanej z wielk� czci� w rodzinie Nansen�w. Znakomity przodek by� nie tylko s�awnym podr�nikiem, ale tak�e wybitnym obywatelem swego kraju. W uznaniu jego zas�ug mieszka�cy Kopenhagi wybrali go burmistrzem. Nie zawi�d� zaufania swych wyborc�w. Ofiarnie i bez wytchnienia pracowa� dla dobra miasta. Podczas wojny Danii ze Szwecj� jemu w�a�nie, jak twierdzili �wcze�ni kronikarze,'zawdzi�cza� nale�a�o, i� Kopenhaga przetrzyma�a ci�kie chwile obl�enia i potrafi�a zwyci�sko odeprze� ataki wroga. 14 W pi�tnastym roku �ycia na Fridtjofa spad� ci�ki cios. Umar�a matka. Zabrak�o najlepszego przyjaciela, kt�ry go rozumia� jak nikt i jak nikt umia� s�u�y� rad�. Po uko�czeniu szko�y ch�opak d�ugo nie m�g� si� zdecydowa�, jak pokierowa� dalej swym �yciem. Zbyt wiele rzeczy naraz poci�ga�o go i ciekawi�o. Ojciec marzy� dla niego o studiach prawniczych, ale ch�opak za bardzo z�y� si� z przyrod�, �eby my�le� � monotonnej pracy przy biurku. Matka od ma�ego namawia�a go gor�co, �eby zosta� lekarzem. �B�dziesz ni�s� pomoc innym, ratowa� im �ycie, b�dzie za tob� sz�o b�ogos�awie�stwo ludzi" � przekonywa�a syna, nie domy�laj�c si� nawet, w jaki dziwny spos�b spe�ni si� kiedy� jej marzenie. Ale i ten kierunek studi�w nie przemawia� do wyobra�ni m�odego cz�owieka. � Zostan� podr�nikiem jak m�j prapradziad � postanowi� wreszcie, ale zrozumia�, na szcz�cie, �e podr�nik nie mo�e by� nieukiem. Najbardziej ze wszystkich odpowiada�y Fridtjofowi studia przyrodnicze. Otwarty dost�p do g�r, las�w, rzek, do tego ca�ego przeogromnego, nieznanego �wiata, kt�rego by� tak bardzo ciekaw. W dwa lata p�niej, w 1882 roku, jeden z profesor�w na uniwersytecie w Christianii zawezwa� do siebie m�odego, zdolnego studenta, wyr�niaj�cego si� spo�r�d wielu innych bystro�ci� umys�u i pracowito�ci�. � �owcy fok zwr�cili si� do uniwersytetu z pro�b�, aby kto� zaj�� si� z punktu widzenia naukowego �yciem i obyczajami zwierz�t, na kt�re poluj�. Wci�� jeszcze niewiele o nich wiedz� � powiedzia�. � Jeste� zdolny, wysportowany, ciekawy �wiata. Chcia�by� mo�e pop�yn�� na statku my�liwskim �Viking" po morzach p�nocnych?... I u�miechn�� si� nie ko�cz�c na widok rozb�ys�ych szcz�ciem oczu studenta. M�wi�y wi�cej ni� s�owa. Po chwili dawa� ju� rozgor�czkowanemu zapowiedzi� polarnej podr�y m�odzie�cowi dok�adne wytyczne pracy i szczeg�owe zalecenia. v 15 Gdy podchodzili�my do Wyspy Jana Mayena, pos�ysza�em krzyk: �: Przed nami l�d! � Wyskoczy�em na pok�ad, staraj�c si� wzrokiem przebi� ciemn�, nieprzerwan� zas�on� nocy. Nagle zaja�nia�o na niej co� wielkiego, dziwnego, ros�o w oczach, ostro odcina�o si� biel� kraw�dzi od czarnej powierzchni wody. Pierwszy od�am kry. Za ni� p�yn�y nast�pne, wy�ania�y si� z dala z pluskiem i szumem, ociera�y o burty, prze�lizgiwa�y obok i gin�y � opowiada Fridtjof w swych pami�tnikach. � Na p�nocnej cz�ci nieba zaja�nia� naraz niesamowity blask. Pa�aj�cy �wiat�em tu� nad horyzontem, rozpo�ciera� si� bledn�c, � a� po zenit nieba. Uszu mych doszed� jednocze�nie d�wi�k zbli�ony do plusku fali, rozbijaj�cej si� o przybrze�ne ska�y. �wiat�o by�o odbiciem bieli lodowych p�l w dali, d�wi�k � chrz�stem ocieraj�cych si� o siebie od�am�w kry. Uderza�y chwilami tak silnie o burty, �e ca�y kad�ub j�cza�, poj�kiwa� i trzeszcza�, a ludzie stoj�cy na pok�adzie z trudem utrzymywali si� na nogach. Zbli�ali�my si� do czego� nowego, nieznanego. W ci�gu paru dni p�yn�li�my wzd�u� kraw�dzi wielkich, bia�ych p�l, kt�re ci�gn�y si� a� po horyzont. � Wp�yn�� w l�d! � pad� pewnego, loieczoru rozkaz kapitana. Nim uda�o si� nam schroni� w bezpieczne miejsce, morze wzburzy�o si�, rozko�ysa�o, rozszala�o na dobre. Mimo zwini�tych �agli pruli�my wod� z szalon� szybko�ci�. Statkiem rzuca�o na wszystkie strony, lodowe bry�y wpe�zaly na siebie, bi�y w�ciekle w burty, by za chwil� rozpa�� si� w kawa�ki. Przez pok�ad, od dzioba do rufy, przetacza�y si� spienione fale. Powietrze dr�a�o od grzmot�w, narastaj�cego wci�� huku. � Wszystkie r�ce na pok�ad! � pad�a zn�w komenda. Pobledli marynarze w milczeniu czekali na dalsze rozkazy. Coraz g��biej i g��biej wp�ywali�my w mas� lodow�. Przed dziobem sk��bi�y si� bia�e zwa�y. Naraz wyros�a tu� przed nami wielka, szklista �ciana, zawis�a nad pok�adem, zdawa�o si�, �e lada moment runie na� ca�ym ci�arem, zmia�d�y burty, zniesie nas z powierzchni morza. Jeden raptowny zwrot steru i statek przemkn�� szcz�liwie obok gro�nej zapory. Naraz trzask, gruchot, �oskot przeszy�y powietrze. Od strony nawietrznej posypa�y si� drzazgi. Wielka lodowa bry�a uszkodzi�a nam burt�. Im dalej wp�ywamy id l�d, tym mniej kiwa naszym �Vi-kingiem". Masy spienionej tvody sp�ywaj� z pok�adu, cichnie gro�ny �oskot kry. Ale przed nami, wysoko, szaleje*wci�� burza. Przy ka�dym nowym wstrz�sie wydaje si�, �e ca�y statek p�jdzie w kawa�ki. Nast�pnego ranka nie dowierza�em w�asnym oczom. Jak okiem si�gn��, ci�gn�a si� wok� jednostajna, cicha biel zastyg�ych lodowych p�l. Promienie s�o�ca rozpala�y diamentowe b�yski w oszronionych olinowaniach. W powietrzu panowa�a niczym nie zm�cona cisza. Gdyby nie potrzaskane burty, nie uwierzy�bym, �e Pdedykolwiek szala� tu sztorm. Takie by�o moje pierwsze spotkanie z lodami. J6 3. Gdzie�, do diaska, podzia�y si� foki? Chrzest polarny pozostawi� na m�odym studencie wra�enie nie zatarte nigdy innymi, silniejszymi nawet prze�yciami. Jego spok�j i odwaga w gro�nych dla statku chwilach, a tych nie brakowa�o na P�nocnym Oceanie Lodowatym, prze�ama�y w ko�cu pewn� nieufno�� i niech��, z jakimi marynarze na statku my�liwskim �Viking" odnosili si� pocz�tkowo do m�odego przybysza. Podsyca� je brak fok na zwyk�ych �owiskach. Sezon �owiecki w Arktyce trwa bardzo kr�tko, odnalezienie stad i dost�p do nich s� nie�atwe. Pomy�lny po��w to zapewniona zima. Niepomy�lny � to dla niejednej marynarskiej rodziny widmo niedostatku, mo�e nawet g�odu. Tu nie by�o �art�w. Wychowani w ci�kiej walce o byt, twardzi, cz�sto bezwzgl�dni, marynarze s� bardzo przes�dni. Pykali z kr�tkich fajeczek w milczeniu, przygl�daj�c si� spod oka m�odemu studentowi. A nie by�y to przyjazne spojrzenia. � Zobaczycie, przyniesie nam jeszcze pecha ten studen-cik � sarkali jedni. � Gdzie�, do diaska, podzia�y si� foki? Jakby je wymiot�o. To si� pierwszy raz przydarza ,,Vikingowi". �� I po co by�o bra� na pok�ad obcego? � dorzucali inni. � Nic, ch�opcy, odegramy si� jeszcze na nim, jak tylko lody wezm� nas na dobre w obroty � zapowiedzia� bosman, chytrze mru��c oczy. Z g�ry cieszy� si� na my�l o widowisku, jakie urz�dzi im wtedy mimo woli ten nienawyk�y do warunk�w polarnych ��todzi�b. Szybko jednak niech�� zacz�a ust�powa� miejsca szacunkowi. Fridtjof nie l�ka� si� �adnej pracy, us�u�ny, ch�tny, nie odmawia� nigdy pomocy w godzinach wolnych od swych obserwacji, a jego pot�ne bicepsy wzbudza�y mimowolny szacunek. 18 . pustk�. Dni mija�y za dniami. Lodowe pola �wieci�y wC . aO gnia-Madaremnie dy�urny marynarz wypatrywa� z bocia� . Wok� da innych statk�w my�liwskich. Ani fok, ani lu g�o�cu, ci�gn�a si� niczym nie ska�ona biel, po�yskuj3ca .^jti my-> martwa, jednostajna. Kapitan ,,Vikinga" z przera�� Odowa� lal, czy to nie wina chronometru, kt�ry m�g� sp. p�ywa�, b��dne obliczenia wsp�rz�dnych geograficznych- l-za" ^eliezo-tok wci�� ani �ladu. A przecie� co roku by�y ich tu �* V dniem, ne stada. Czo�a marynarzy zas�pia�y si� z ka�dy ^astr�j. /. ka�d� niemal godzin�. Na statku zapanowa� ponury jj0weg0 W kabinie kapitana ledwie wida� w�r�d k��b�w parada. Iv mu mroczne, brodate twarze. Ju� wiele godzin tr i cze- ,Co pocz��? Gdzie�, do diaska, znik�y foki? Zosta� ^ZySCy. ka� czy te� zmieni� kurs?" � powtarzaj� bezsilnie ^dzenie, Ka�dy b��d W wyliczeniach mo�e przynie�� nieP fateria nikt. nie chce bra� za nie odpowiedzialno�ci. Na sto .A Ka�-pustych butelek. Mo�e whisky czy rum rozja�ni� uniy ^onuj�c dy radzi co� innego, ka�dy bije pi�ci� w st�, Pr ygle ka- wych przeciwnik�w. Nikt nic nie wie. Po d�ugim na ^-jkinga" [litan zmienia kurs na p�nocny. Ale przed dziobem >> u | noc bieli si� wci�� przera�aj�ca pustka lodowych p�l- .^ i noc zmieniaj� si� marynarze w bocianim gnie�dzie. ^ jfridtjof wypatruj� czarnych kresek foczego stada. Na pr�no- my�l, de d/ieli trosk� towarzyszy. Ci��y mu bezradno��, e. w za_ jak im dopom�c. ,,Viking" prze naprz�d na pe�nyc jfridtjof / uruchomionym silnikiem. Dopuszczony do dy�ur0 ^ej Wy_ Itugie godziny sp�dza w bocianim gnie�dzie. Ludzie ^jej po- iko�ci wygl�daj� jak owady krz�taj�ce si� po n*eW11>�*'e s^~ lywie tratwy. Wparty mocno w kraw�dzie beczki, aj� mu �okci, wpatruje si� jak urzeczony przez lun � i nity mg�� horyzont. Niestraszne mu ostre, lodowate p 1 iatru, kt�re tn� jak no�em, ani chwiejba masztu, n gro�ny . l�rego wisi bocianie gniazdo. Lubi ws�uchiwa� si� przez lirz�st kry i czysty d�wi�k monotonnie wybija^ > I/won okr�towy �szklanek". . ^fyzon- Zachodz�ce s�o�ce k�adzie ostatnie, zimne b�yski na ^ bry�. c, zapala gam� t�czowych kolor�w na kraw�dzi fria ,^/iat lo- � �a niebie roznieca �un� jak od po�aru. Pi�kny jeS 19 d�w, Fridtjof wie, �e odt�d b�dzie zawsze do niego t�skni! Jest pierwszym, kt�ry dostrzega na horyzoncie jaki� statek. �� To� to s�ynna �Vega" � krzyczy bosman odejmuj�c od oczu lornetk�. � Nordenskj�ld, ten szwedzki uczony, przep�yn�� na niej trzy lata temu nie zdobytym przez cz�owieka Przeje �ciem P�nocno-Wschodnim z Europy do Azji, z Atlantyku na Pacyfik. To nie jest zwyk�y statek, to ca�y szmat historii polarnej przed nami! M�ody student po�era oczyma smuk�e omasztowania, wyd�te wiatrem. Gdyby� tak kiedy� wyruszy� z podobn� wypraw�, zdobywa� niedost�pne przej�cia w�r�d lod�w, odkrywa� nieznane ziemie! To dopiero jest �ycie. Za�oga �Vegi" powiadamia my�liwych z ,,Vikinga", �e nie widzia�a fok na.ca�ej swej trasie. Na statku ro�nie niepok�j. Dok�d w takim razie p�yn��? Mo�e na zach�d, do wybrze�y Grenlandii? Niebezpieczny to kierunek. Mo�na wmarzn�� w lody, zalegaj�ce przybrze�ne wody tej, gro�nej, nieznanej wyspy. Ale wraca� z pustymi r�kami nie spos�b. Co pocz��? �Czy�by na p�nocnych morzach wszystko by�o zagadk�, znakiem zapytania, na kt�re nie mo�na znale�� odpowiedzi?" �� my�li Fridtjof, przys�uchuj�c si� za�artym dyskusjom my�liwych, kt�rzy, �eby zarobi� na chleb codzienny, na ka�dym kroku-ryzykuj� swym �yciem. U�wiadamia sobie, �e zdani s� na �ask� przypadku, �e dzia�aj� w�a�ciwie na �lepo, �e nikt nic dotychczas naprawd� nie wie o kierunkach pr�d�w morskich w Arktyce. Jakimi drogami' p�yn� wielkie lodowe pola, setki i tysi�ce ton kry polarnej? Czy pr�dy morskie zachowuj� zawsze ten sam kierunek, czy te� si� zmieniaj�? Jak i pod wp�ywem czego? Pytania te zaczynaj� n�ka� Nansena. Przyrodnik, zoolog powinien bada� tylko �ycie i obyczaje arktyczne fok, ale jego ��dny wiedzy umys� domaga si� rozwi�zania zagadki, od kt�rej zale�� byt ludzki i �ycie. D�ugo co noc w szczup�ej kajucie, kt�r� dzieli z pierwszym sternikiem, p�onie naftowa lampka. W ci�gu ca�ej doby przeprowadza Nansen obserwacje naukowe. Pobiera pr�bki wody, mierzy jej temperatur� na r�nych g��boko�ciach, baczny na ka�dy szczeg� otaczaj�cego go �ycia, zapisuje, notuje, przemy�l�. Na podstawie swych bada� dochodzi do niezwykle �mia�ego i ciekawego wniosku. L�ka si� go wprost sformu�owa�. Jego daniem powszechnie uznawana teoria o powstawaniu morskie-[o lodu jest z gruntu fa�szywa. Uczony szwedzki Enklund dowodzi�, i� na wielkich g��boko�ciach znajduje si� przech�odzo-na woda, kt�re zamienia si� z czasem w �denny l�d" i jako laki wyp�ywa na powierzchni� morza. Nie jest to zgodne z praw-I i, stwierdza Nansen. Na wielkich g��binach g�sto�� zaso-h nia wody jest tak du�a, �e l�d nie mo�e si� tam formowa�. Pola lodowe powstaj� wi�c nie na dnie, lecz na powierzchni ii ktycznych w�d. Gnany pr�dami morskimi i wiatrem l�d jest bez ustanku, bez przerwy w ruchu. Jaki jest mechanizm tego uchu, gdzie rozpoczyna si� dryf, a gdzie ko�czy? Odpowied� na to pytanie mo�e mie� olbrzymie znaczenie nie tylko dla nauki, ale cho�by i dla tych �owc�w z dnia na dzie� coraz bar-Iziej zas�pionych. Rozgor�czkowany student zapomina, co to en. Dziesi�tki razy sprawdza zar�wno dane, jak i samo rozu-nowanie. Zdaje sobie spraw�, jak trudno b�dzie odpowiedzie� na te pytania, kt�re sam sobie stawia, ale nigdy w �yciu nie 'oci�ga�o go to, co �atwe. Otoczony kr� statek p�ynie wci�� powoli na po�udnie. Pew- icgo ranka, chc�c rozprostowa� nogi, Fridtjof z lekkim karabin- uem w r�ku zbiega na l�d. Co� czerni si� w dali na lodowym ulu. Czy�by oczekiwane tak*d�ugo foki? Ju� ma skrzykn�� to- arzyszy, ale czarny punkt wci�� nieruchomy, podp�ywa bli- ] Nie, to nie foki, to okr�g�y pniak. Ka�dy marynarz polar- zna drzewo dryftowe, ale �aden dot�d nie pomy�la�, sk�d \' tu ono bierze. Nansen przyci�ga, k�od� i dok�adnie j� ogl�- Ih Na niewielkim pniu sosny wida� nie uszkodzon� kor�, od dawna pewnie znalaz� si� w wodzie. Sk�d przyp�yn�� do brze�y Grenlandii? Jedyne miejsce w Arktyce, do kt�rego i karni sp�awia si� pot�ne k�ody drzew, to Syberia. Stamt�d u usia�y go tu przygna� pr�dy morskie. Je�li sosna przeby�a ik dalek� drog� poprzez ca�y P�nocny Ocean Lodowaty, to emu nie mia�by p�j�� w jej �lady mocny, solidny statek? ui.sen jest poruszony. Czy�by to w�a�nie by�a odpowied� na . tuj�ce go pytania? 20 4. W�r�d lod�w dalekiej P�nocy � Fangs! Fangs! � radosny okrzyk z bocianiego gniazda jak pr�d elektryczny przebiega przez ,,Vikinga". I wszystko staje si� naraz niewa�ne. Fridtjof zapomina o so�nie syberyjskiej, jak kot wdrapuje si� na pok�ad, z kt�rego w dali wida� pole lodowe poci�te czarnymi kreskami. U burty t�'ocz� si� wszyscy, kto �yw. Dudni� g�o�no deski pok�adu pod ci�arem but�w. Gdziekolwiek spojrze� � foki, nieprzeliczone stada fok. Ka�dy rzuca prac�, ka�dy chce sam si� przekona�, sam zobaczy� upragniony, znajomy kszta�t, kt�ry pozwoli szybko powr�ci� do domu z lukami pe�nymi zdobyczy. Kapitan wyznacza ju� pierwsz� ekip� do opuszczonej b�yskawicznie na wod� �odzi. Widz�c wlepione w siebie pa�aj�ce wyczekiwaniem oczy Nansena, decyduje po kr�tkim wahaniu: � P�y� jako drugi strzelec. Ale pami�taj, nie wolno ci pierwszemu u�y� broni. Przep�oszy�by� nam zwierzyn�. W kilka dni p�niej student wyrusza zn�w na polowanie. Tym razem ju� jalco zas�u�ony strzelec dziobowy. Oko jego jest niezawodne, ruchy spokojne, opanowane. W lot chwyta technik� podchodzenia fok. Zadziwia twardych ludzi morza sw� wytrzyma�o�ci� i odwag�. Sk�pany po barki w lodowatej wodzie, nie wraca na pok�ad przebra� si� w such� odzie�, lecz wylewa po prostu nadmiar wody z but�w, wy�yma mokre ubranie i zn�w niezmordowany gna dalej. Droga po pe�nej szczelin powierzchni jest ci�ka. Tylko z pok�adu szklista pokrywa wydaje si� r�wna, g�adka jak �lizgawka. Wystarczy przebiec par� krok�w, by wiedzie�, ile tam dziur, ukrytych pod sypkim, przep�dzanym z miejsca na miejsce �nie- 22 : i cm, ile zdradliwych rozpadlin, pod kt�rymi zieje czer� wody. Biada, je�li podkuty stalowymi kolcami but ze�li�nie si� z kra-'. �dzi lodu. Ale Fridtjof skacze po krach jak stary, do�wiadczo-mv �owca, lekko przenosz�c ci�ar cia�a ze stopy na stop�. � Sk�d on si� tego nauczy�? � pyta swych ludzi zdumiony bosman, widz�c, �e student czuje si� w lodach jak w swoim �ytnie. Pracuje bez wytchnienia, dwoi si�, troi, bije towarzyszy w ilo�ci upolowanej zwierzyny, wraz z nimi oprawia stosy fok (pi�trzone na pok�adzie. Kt�rej� niedzieli kapitan zarz�dzi� wreszcie przerw� w pra-ey. Ludzie ju� ledwie trzymali si� na nogach. �adownie po, brzegi pe�ne by�y sk�r. Po wy�mienitym obiedzie na statku � i panowa� �wi�teczny nastr�j. Nansen spa�aszowa� podw�jn� porcj� marynarskiego przy-inaku � opiekanych i duszonych w t�uszczu,, przyprawionych <'bul� foczych p�etw. Pod pok�adem zap�aka�a rzewn� nutk� harmonia, kto� zanuci� marynarsk� piosenk�. � Hej ch�opcy, robimy lisi� pu�apk� � krzyczy rozochocony bosman. - Nie znasz tej gry? � pyta Nansena. � Dwu ludzi k�a-Izie si� na pok�adzie i sczepia mocno nogami. Wygrywa ten, co lerwie od desek drugiego. � Nie tylko � poprawia bosmana kapitan. � Musi oderwa� i'.(> i przerzuci� nad sob�. �eby zwyci�y�, trzeba mie� mi�nie /e stali. Ju� dwu ludzi mocuje si� ze sob�. Le�� d�ug� chwil� jak przygwo�d�eni do desek. Nagle jeden raptowny ruch i prze-nik oderwany od desek w�r�d �miech�w przetacza si� nad K�ow� marynarza. Kridtjofowi nie podoba�o si� lekcewa��ce przymru�enie oka, . |akim jeden z �owc�w fok, pewien zwyci�stwa, wezwa� go do . ilki. ,,Czekaj, bracie, ju� ja ci� tego oducz�" � pomy�la�. Nim ma- � narz si� spostrzeg�, jak pi�ka wylecia� w g�r�, zatoczy� kr�g /wali� si� za Fridtjofem na pok�ad. Chc�c ratowa� honor za- ,,Vikinga", na studenta ruszyli" co silniejsi. W ko�cu bos- n, widz�c, �e wszyscy po kolei przegrywaj�, nie wytrzyma�. iz�sn�� starannie nieod��czn� fajk�, schowa� do przet�usz- 23 czonego kapciucha i po�o�y� si� na deski. Bosman, wiadomo, si�acz nad si�acze, sto kilogram�w �ywej wagi. Tu i �wdzie z t�umu marynarzy rozleg�y si� drwi�ce �miechy. � No, tego nasz student nie ruszy! Z wielkiego wra�enia my�liwi, zapomnieli nawet, jak zawsze, porobi� zak�ady. Nim umilk�y prze�mieszki, raptownym ruchem n�g Fridtjof oderwa� kolosa od pok�adu. � Taki� ty! Ano, spr�buj teraz ze mn�! � krzyczy kapitan, ch�op na schwa�. Ani grama zbytecznego t�uszczu, nic tylko same mi�nie zaprawione od lat do ci�kiej pracy polarnego marynarza. Nansen czuje, �e to nie przelewki. Twarz mu wezbra�a krwi� od niezmiernego wysi�ku. Na szyi i czole wyst�pi�y pr�gi �y�. Wszystko na nic. Kapitan ani drgnie. Przyr�s� chyba do desek. Jeszcze jeden nadludzki wysi�ek. Jeszcze chwila i got�w zrezygnowa� z dalszej walki, s�yszy raptem zduszony krzyk: � Przesta�! Poddaj� si�, rozerwiesz mnie! I kapitan jak niepyszny przyznaje, �e uciek� si� do fortelu. Ot, po prostu chcia� studentowi da� nauczk�. Zaczepi� nog� o jaki� hak zamocowany na pok�adzie. Ale w ko�cu zl�k� si�, w obawie o w�asn� sk�r�. Na pok�adzie zapanowa� tumult. � Nie ma co, student, bo student, ale mocny! � zgodzili si�s nawet ci zawistni. Dawno oczekiwany krzyk z bocianiego gniazda: ,,Nied�wiedzie!"� zasta� Fridtjofa pod pok�adem. Wyskoczy�, tak jak sta� w rannych pantoflach, spodniach i swetrze, chwytaj�c po drodze za karabinek, ale ��tawe futro gin�o ju� za odleg�ymi to-rosami. Bez chwili namys�u, nie zwa�aj�c na krzyki towarzyszy, Nansen pu�ci� si� w pogo� za uciekaj�cym zwierz�ciem. Czuj�c prze�ladowc� za sob�, nied�wied� przyspieszy� kroku, klucz�c mi�dzy spi�trzonymi bry�ami lodu. My�liwy z& nim. Marynarze na pok�adzie pok�adali si� ze �miechu. Ale �miech naraz zamar� im na ustach. Goni�c zapami�tale umykaj�ce w stron� morza zwierz�, Nansen �le obliczy� skok przez rozpadlin� w lodzie i run�� do wody. Zanurzy� si� ca�y. Przez moment wida� by�o tylko wzniesione wysoko w g�r� rami� z kurczowo zaci�ni�t� na karabinku d�oni�. � P�jdzie pod l�d! Ju� po nim! � rozleg�y si� krzyki. Kilku ludzi rzuci�o si� na pomoc, ale spo�r�d kry wychyli�a i; naraz g�owa ociekaj�ca strumieniami wody. Przymusowa a piel nie och�odzi�a my�liwskiego zapa�u Nansena. Mi�dzy to* -sami mign�o zn�w ��tawe futro, a w �lad za nim sylwetka Iowieka z rozwianym w�osem. Chc�c pozby� si� wytrwa�ego r/.c�ladowcy, nied�wied� skoczy� do wielkiej po�yni, nurko-;il i spokojnie zacz�� p�ywa� dalej. Czy� m�g�, biedak, przewi-iie�, �e w pogoni za nim my�liwy wielkim susem skoczy na ry�� lodow� po�rodku jeziora? Kra zako�ysa�a si� gwa�townie id ci�arem cz�owieka. Utrzymuj�c z trudem r�wnowag�, i idtjof z przera�eniem zobaczy�, �e nied�wied� zawraca. Po-; m�wi� wida� sko�czy� raz na zawsze z tym dziwnym zwie-c�ciem, kt�re o�mieli�o si� go �ciga�, jego, kr�la Arktyki. Wali bia�y �eb wysun�� si� z wody, czarne, ma�e �lepia z w�ciek-i�ci� spojrza�y w g�r�, olbrzymie, bia�e �apy dar�y ju� pazu-uni kraw�d� kry. Nansen przycisn�� bro� do biodra i nie ce-ij�c strzeli�. Kula by�a celna. � Szcz�ciarz, wiadomo � dorzucili zawistni. � Ryzykant, zginie kiedy� marnie od nied�wiedziej �apy � dawali co ostro�niejsi, kt�rym �al si� robi�o ch�opaka. - Ju� on wie najlepiej, co robi�. Ma ch�op g�ow� na karku, Ic�ego nie robi, nim wpierw nie pomy�li � orzek� wreszcie osman, chocia� d�ugo nie m�g� zapomnie� Nansenowi s�awet-'�j pora�ki w �lisiej pu�apce". 24 lijof... 5. Co Fridtjof robi� w Neapolu? �aden z polarnych marynarzy �Vikinga" nie pozna�by Nan-sena w kilka miesi�cy p�niej. Niewielka, ciemna sala po sufit zat�oczona szafami, ksi��kami, prob�wki na sto�ach, epruwety, s�oje z r�nymi okazami fauny. Zamiast gonitwy z kry na kr� za nied�wiedziem, w�r�d ol�niewaj�cych biel� przestrzeni, wiele, wiele godzin sp�dzonych nad mikroskopem w nieruchomej prawie pozycji. Duchota zamkni�tego laboratorium zamiast ch�oszcz�cego twarz mro�nego wichru, cisza zamiast miarowego plusku fal i chrz�stu kry, nacieraj�cej na burty. Ale Fridtjof i tu umia� by� szcz�liwy. Ze zwyk�ym sobie zapa�em zabra� si� do pracy laboratoryjnej, wynajduj�c wci�� nowe pytania, na kt�re niestrudzenie szuka� odpowiedzi. Po powrocie z p�nocnych m�rz spotka� go wielki zaszczyt. Zosta� konserwatorem Muzeum Przyrodniczego w Bergen. W kr�tkim czasie zdo�a� og�osi� interesuj�c� prac� o mikroskopijnych paso�ytach, znalezionych we wn�trzno�ciach fok. Z tak� sam� pasj� i pomys�owo�ci� �ledzi� pod mikroskopem niewidzialne go�ym okiem �yj�tka, z jak� podczas rejsu przygl�da� si� lodom i polowa�. Wystarczy�o jednak, by oderwa� od szkie� zm�czony d�ug� prac� wzrok, a przed oczyma stawa�a mu natychmiast niezapomniana gra �wiate� ria zr�bach lodowych bry�, p�dzonych pr�dami po oceanie. Chwilami wydawa�o mu si�, �e pe�n� piersi� wdycha zn�w mro�ne powietrze. Nie zwa�aj�c wtedy na docinki koleg�w, kt�rzy korzystali ze wszystkich rozrywek, jakich dostarczy� mo�e ma�e spokojne miasteczko, Fridtjof chwyta� narty i ucieka� w g�ry. Bez przygotowa�, przewa�nie bez zapas�w �ywno�ci, ot, najwy�ej kawa�ek suchego chleba wsuni�ty w ostatniej chwili w kiesze� lub paczka suchar�w. To mu wystarcza�o w zupe�no�ci na parodniow� wyciecz- 26 � : po bezludnych, dzikich, zasypanych �niegiem szczytach. Wie-ia�, �e nie tu, to tam znajdzie zawsze jak�� chat� my�liwsk� y pastersk�, w kt�rej b�dzie m�g� si� przespa�, a nic nie wp�y-i�o, jego zdaniem, tak �wietnie na dobre samopoczucie, jak kkie przeg�odzenie. � Mruk -'�. skar�y�y si� kole�anki, kt�rym przystojny, cie-icy si� wielkim powodzeniem m�odzieniec nigdy nie zapropo- � � i\va� udzia�u w samotnych wycieczkach. - Ale gdzie� tam, jest po prostu czaruj�cy, pod warunkiem, ma na to ochot� � bronili go przyjaciele. I jedna, i druga strona mia�y racj�. Towarzyski i weso�y Frid- �if potrafi� broni� swej samotno�ci. Pozwala�a mu przemy�le� /.ystko, co go nurtowa�o. Czy zamierza� ju� wtedy po�wi�ci� badaniu polarnych obszar�w? Czy przygotowywa� si� po istu do wprowadzania jakich� nowych pomys��w do swych nc naukowych? Nikt na to pytanie nie umia�by da� odpo- icdzi. Jeden z biolog�w w�oskicH wynalaz� w owym czasie spos�b uwienia w��kien nerwowych, tak aby lepiej i dok�adniej mo�-i by�o obserwowa� je pod mikroskopem. �wiat naukowy, jak cz�sto bywa, przyj�� ten wynalazek z niedowierzaniem i wiel-Mii zastrze�eniami. Nie podziela� ich Nansen. Wszelka nowo��, � /de ulepszenie pasjonowa�y go i poci�ga�y. Co pocz��, �eby dosta� si� do W�och i tam pod kierunkiem nalazcy nauczy� si� pracowa� now� metod�? Zamiar chwarny, ale sk�d wzi�� fundusze? Ani Nansen, ani Muzeum Bergen nie rozporz�dzali wystarczaj�c� kwot�. Pe�en zawsze � mys��w Fridtjof nie chcia� uzna� si� za pokonanego. Zapro-nnwa� wreszcie, �eby z�oty medal, kt�ry mu przyznano za �;<> prac� naukow�, odla� po prostu z br�zu, a z�oto przezna-\ c na w�oskie stypendium. Nikt dot�d nie wpad� na podobny mysi. Jedni oburzali si� na zuchwalstwo m�odziana, dla kt�-H� nie by�o �nic �wi�tego", inni projekt ch�tnie przyj�li. W lecie 1886 roku Fridtjof znalaz� si� we W�oszech, w oto-.m, o jakim nie �mia� nigdy marzy�. Otwarta niedawno feapolu mi�dzynarodowa stacja biologiczna skupia�a m�o- 27 dych naukowc�w z ca�ej niemal Europy. Warunki pracy by�y znakomite. Obszerne, �wietnie wyposa�one we wszelkie pomoce naukowe pracownie, bogata biblioteka, a. w mrocznych, podziemnych korytarzach s�ynnego akwarium setki ciekawych okaz�w g��binowych, ze wszystkich niemal m�rz i ocean�w, ze wszystkich szeroko�ci geograficznych �wiata. Fridtjof jak urzeczony godzinami wpatrywa� si� w przezro-^ czyste, szklane �ciany, za kt�rymi krzycza�y setkami barw stwoJ ry najdziwniejszych kszta�t�w. Tu polip o dziobie papugi wyci�ga� rozfalowane, g�bczaste ramiona, zako�czone przyssaw-, kami, po jakiego� nieporadnie cofaj�cego si� ty�em kraba. Tam �~ potworne ryby o olbrzymich paszczach i �usce naje�onej wielkimi, ostrymi kolcami po�yka�y �ar�ocznie niewiele mniejsze siostry i nim zd��y�y je przetrawi�, same stawa�y si� z kolei �upem jakiego� wroga. Mi�dzy purpurowymi plamami rozgwiazd morskich przewija�y si� �liskie, czarne wst�gi jadowitych muren, kt�re Rzymianie w staro�ytno�ci karmili mi�sem niewolnik�w. I nagle za szklan� tafl� akwarium buchn�� k��b czarnej cieczy. To sepia wyrusza�a na �er otaczaj�c swe ofiary �zas�on� dymn�". Tu ryby-pi�y, ryby-neony, o oczach jak latarnie, tam ryby o jadowitych ogonach � tajemniczy, zaczarowany, pulsuj�cy �yciem �wiat g��bin. Nansen ch�on�� nowe wra�enia wszystkimi zmys�ami. Pierwszy zajmowa� miejsce przy mikroskopie, ostatni opuszcza� pracowni�. Nie dojada�, nie dosypia�, bo i jak�e mo�na tu by�o my�le� o �nie? ��tawy dymek wije si� nad kraterem Wezuwiusza, wielka tarcza ksi�yca zapala na spokojnej fali miliony drobnych iskierek i srebrzy poros�e lasami cyprys�w wybrze�a. Jak�e spa�, kiedy w pobli�u, zasypane popio�em i law�, drzemi� ruiny Pompei i Herkulanum, a s�ynna Grota Lazurowa na Capri nigdy nie zieje takim b��kitem jak podczas pe�ni? Nansen ch�tnie szuka� och�ody i wytchnienia nad brzegiem Neapo-lita�skiej Zatoki. Zajada� w ma�ych, krytych winoro�l� oste-riach frutta di mar�, popija� m�ode wino, do upad�ego ta�czy� modnego w�wczas kankana, �piewa� w�oskie piosenki. W mig nauczy� si� j�zyka. M�wi� �miesznie gwar� neapolita�sk�, co zjednywa�o mu jeszcze wi�ksz� sympati�. Niejedna czarno- pi�kno�� wzdycha�a po jego wyje�dzie, wspominaj�c muk�� sylwetk� jasnow�osego Norwega, kt�ry bawi� si� umia� i.ik nikt. Nie zblad�y jeszcze w pami�ci wspomnienia neapolita�skie, i ju� w rok p�niej, po powrocie do ciszy Muzeum, Fridtjof "Jasza now� prac� naukow�, kt�ra przynosi mu wielki rozg�os. Pewnego razu w zasnutej dymem papieros�w kawiarence, nudzony nieciekaw� rozmow� koleg�w, kt�rzy zabijaj� czas 'lunawiaj�c swych szef�w i profesor�w, Nansen drgn�� nagle nadstawi� ucha. Przy s�siednym stoliku, zas�oni�ta szeroko '>/.�o�on� gazet�, m�oda dziewczyn� czyta�a na g�os starszemu mu ostatnie wiadomo�ci. � Znakomity szwedzki podr�nik Nordenskjold powr�ci� tych dniach z Grenlandii. Celem jego wyprawy by�o zbada- 'i' wn�trza tej ma�o znanej jeszcze wyspy. Fridtjof zamieni� si� ca�y w s�uch. Znudzona panienka od�ogi a gazet� z widocznym zamiarem poprzestania na tej wia-lomo�ci, ale starszy pan obruszy� si� niecierpliwie: � Czytaj dalej! �e te� ciebie nigdy nic powa�nego nie za-iteresuje! � ...Poza pasmem nadbrze�nych lod�w � ci�gn�a po chwili <arcona �� profesor spodziewa� si� znale�� obszary wolne od nlowej pokrywy, kto wie, mo�e nawet pokryte lasami. W ci�- ,u siedemnastu dni wyprawa przesz�a sto dwadzie�cia kilome-�>'no w g��b l�du, napotykaj�c wci�� na swej drodze biel. Mimo > uczony szwedzki uparcie podtrzymuje sw� tez�. By dowie�� � �} s�uszno�ci... � g�os panienki zagubi� si� w szumie krzykli- ych powita� przy s�siednim stoliku. Co, jak, nie dos�ysza�em. � I Fridtjof zapominaj�c, �e �'>wi do nieznajomej, przysun�� si� do niej bli�ej wraz z krze-�iMn. �:. To, co pani czyta, jest pasjonuj�ce! Czy mog� pos�u-liu� dalszego ci�gu? Prosz� mi wybaczy� � doda� spiorunowa-v spojrzeniem zgorszonej panienki. Starszy pan rzuci� mu przychylne spojrzenie. Jego m�oda to-'Hr/.yszka wzruszy�a tylko ramionami, jakby chcia�a powie-'/le�: �oto czym interesuj� si�. dzisiaj przystojni blondyni" 29 i po chwili podj�a: � ...profesor poleci� towarzysz�cym mu Lapo�czykom przeprowadzi� dalszy wywiad w g��b wyspy. Zapowiedzia� im tak�e, �eby zebrali mo�liwie jak najwi�cej okaz�w ro�lin, drzew i krzew�w, jakie napotkaj�. Po przej�ciu dwunastu kilometr�w Lapo�czycy powr�cili jednak z niczym. Na ca�ej swej trasie nie widzieli niczego pr�cz lodu. Mimo to szwedzki uczony nie uwa�a si� za pokonanego. Przyjdzie moment � twierdzi nadal � w kt�rym �wiat wiele b�dzie m�wi� o zielonych oazach w g��bi Grenlandii... � To nieprawda! � wyrywa si� Fridtjof owi, a widz�c zdumione spojrzenie czytaj�cej, sk�ania si� niezgrabnie i jak burza wypada z kawiarni. � Dziwak, szkoda, sympatycznie wygl�da� � szepce do siebie starszy pan. � Co za brak wychowania! � podchwytuje g�o�no panienka, nie przestaj�c �a�owa� w g��bi serca, �e ten przystojny m�ody cz�owiek wi�cej uwagi zwraca� na zwyk��, g�upi� gazet� ni� na jej z�ociste loki. Nansen wstydzi� si� swego zachowania, ale nigdy jeszcze tak jasno, jak w tej chwili, nie u�wiadomi� sobie, jakie stoi przed nim zadanie. Musi przej�� w poprzek ca�ej Grenlandii, musi pierwszy rozwi�za� zagadk�: L�d czy las? Oto zadanie godne prapradziada. 6. Czy Eryk Rudobrody mia� racj�? W skromnym pokoiku na poddaszu nie ma si� gdzie.poru-izy�. W ci�gu kilku dni Fridtjof zdo�a� zgromadzi� wszystko, cokolwiek i gdziekolwiek kto� napisa� o Grenlandii. Na pod�odze pi�trzy si� stos ksi��ek. Nie ma ju� gdzie indziej na nie miejsca. Po ca�ych nocach md�ym �wiat�em p�onie lampka naftowa przy ��ku. M�ody cz�owiek ze zwyk�� sobie systematyczno�ci� wczytuje si� w zawi�e dzieje odkry� Grenlandii. Od samego pocz�tku, od chwili gdy jego przodkowie Wikingowie, twardzi, zaprawieni do walki z morzem i sztormem, zjawiali si� na p�nocnych morzach. " � Jak g�osz� stare kroniki, �miali ci �eglarze w VII wieku naszej ery osiedlili si� na bogatych w �awice ryb wybrze�ach Islandii, wyp�ywaj�c stamt�d wci�� dalej na p�noc. Trasy wych rejs�w wyznaczali za pomoc� S�o�ca w dzie� i Gwiaz-ily Polarnej w nocy. Nie mieli �adnych map �eglarskich, komisu czy sekstansu. Pos�ugiwanie si� �aglem trudne by�o te� niebezpieczne na morzach pokrytych kr� i lodem. Gdy zawo-Izi� �agiel, kilkudziesi�ciu ludzi za�ogi na otwartych, bezpok�a-i o wych �odziach chwyta�o za wios�a. Za�oga musia�a by� liczna, najliczniejsza, �eby sprosta� trudom podr�y w nieznane, i � � o zabraniu wielkich zapas�w �ywno�ci nie by�o nawet co le�, chocia� podr�e w owych czasach trwa�y nieraz bardzo illugo i nigdy nie by�o wiadomo, czym mog�y si� zako�czy�. W du�ym, szybko rosn�cym osiedlu Reykjavik, dzisiejszej licy Islandii, zapanowa�y wkr�tce surowe prawa. Kto burzy� i /.�dek publiczny, kto nie umia� wsp�y� zgodnie z ziomka-y.ostawa� skazany na wygnanie. Jednym z takich niespokoj-li duch�Wj kt�rego imi� przesz�o do historii, by� Wiking, 31 Eryk Rudobrody, zas�dzony przez starszyzn�, na trzyletni� banicj� za pope�nienie mordu. Niewielka ��d�, troch� �ywno�ci na drog� � oto wszystko, z czym wygnaniec opu�ci� brzegi Islandii. Kierunek? Dowolny, w nieznane poprzez zasnute mg��, pe�ne od�amk�w kry morz� otaczaj�ce wysp�. Po up�ywie trzech lat, op�akany, przez jednych, zapomniany przez drugich, Eryk Rudobrody powr�ci� na Islandi�. Pocz�tkowo niewielu by�o takich, kt�rzy dawali wiar� jego opowie�ciom. Bo czy� mo�na by�o uwierzy�, by na swej �upince, po d�ugiej i ci�kiej podr�y, podczas kt�rej nieraz �egna� si� z �yciem, banita dotar� do czarodziejskich cichych fiord�w zalanych s�o�cem, chronionych przed morskimi sztormami, pe�nych ryb, do przybrze�nych, pe�nych kwiecia ��k, jakie mog�y wy�ywi� ca�e stada byd�a i owiec. Uwierzy� w to by�o trudno, ale coraz wi�cej ch�tnych, kt�rym za ciasno stawa�o si� w Reykjavik, zacz�o gromadzi� si� wok� Rudobrodego. Czym�e by�y ubogie, nie mog�ce wy�ywi� owiec ani byd�a, ska�y Islandii w por�wnaniu z tymi, o jakich ten zapaleniec opowiada� niezmordowanie, zw�c odkryty przez siebie l�d Zielonym L�dem � Gr�n-land. Mira�e, jakie roztacza� przed swymi wsp�ziomkami, dalekie by�y chyba od rzeczywisto�ci. Czy sam Rudobrody w nie wierzy�? O tym milczy historia. Jedno jest pewne, �e zn�w, tym razem dobrowolnie, wyruszy� ku brzegom kraju, kt�ry zapali� w umys�ach Wiking�w tyle z�udnych nadziei. P�yn�� nie sam, ale na czele trzydziestu pi�ciu �odzi, wy�adowanych po brzegi lud�mi z ca�ym ich dobytkiem, narz�dziami do uprawy roli, nasionami, byd�em. Z trzydziestu pi�ciu, po d�ugiej podr�y przez burzliwe, nieznane wody, tylko czterna�cie �odzi dotar�o do celu. Z biegiem czasu, mimo niezwykle trudnych warunk�w klimatycznych, osady Wiking�w na zachodnim i po�udniowo--wschodnim wybrze�u Grenlandii rozwija�y si� i mno�y�y. Zima trwa�a tam wprawdzie wiele miesi�cy, ale przyzwyczajeni do ci�kich warunk�w �ycia na Islandii Wikingowie dawali sobie jako� rad�. Zadomowiwszy si� na poci�tych fiordami wybrze�ach, w pogoni za zwierzyn� wyp�ywali wci�� na nowe wy- 32 prawy, zap�dzali si� coraz dalej i dalej. Syn Eryka J:> dego Leif Szcz�liwy w jednej ze swych podr�y dotar� d znanych brzeg�w, o kt�rych pi�knie opowiadaj� staroni skie sagi. Na podstawie tych cpis�w uczeni przypuszczaj;i �e dotar� on, na pi�� wiek�w przed Kolumbem, do Anv P�nocnej, osi�gaj�c wybrze�a Labradoru. Eryk Rudobrody okaza� si� dobrym gospodarzem kraju, I rego nazwa �zielony", nic nie maj�ca wsp�lnego z rzeczj sto�ci�, przetrwa�a po dzie� dzisiejszy. Klimat Grenlandii mu sia� na owe czasy by� znacznie cieplejszy od obecnego, to nl< ulega �adnej w�tpliwo�ci. Hodowano tam byd�o i wypasano je na rozdzielonych sprawiedliwie mi�dzy wszystkich mieszka�c�w ��kach i pastwiskach. Jedzenia nie brakowa�o, jakkolwiek chleb by� rzadko�ci�, gdy� nielicznym tjslfeo szcz�liwcom uda�o si� wyhodowa� odporniejsze na ch��d odmiany zb�. ; f,'<- � Sk�ry polarnych zwierz�t, cenne k�y mors�w p�yn�y do Kuropy, w zamian za co Wikingowie otrzymywali stamt�d potrzebne do budowy �odzi i dom�w drzewo i materia�y na ubrania. Wykopaliska, kt�re �wietnie przetrwa�y do dzi� dnia w wiecznie zlodowacia�ym gruncie, �wiadcz� o du�ej zamo�no�ci mieszka�c�w �wczesnych osad grenlandzkich. W �lad za pierwszymi osadnikami nap�ywali tam t�umnie coraz to nowi ludzie. Najwi�kszy rozkwit gospodarczy osiedli Wiking�w na Grenlandii przypada na XI i XII stulecie. Koniec XIII wieku k�adzie kres o�ywionej wymianie handlowej, kres dobrobytowi. Coraz rzadziej zagl�daj� tu statki z odleg�ej Eilfo-py. Nie wiadomo, co na to wp�ywa. Czy niepomy�lny uk�ad sto-, unk�w politycznych, czy te� straszna epidemia czarnej ospy mlej�ca w Norwegii i Danii? Brak drzewa na budow� i reperacj� �odzi uniemo�liwia Wi- Ingom my�liwskie wyprawy. Na �Zielonym L�dzie" zjawia � widmo g�odu i n�dzy. Odci�cie Grenlandii od �wiata zosta�o powodowane tak�e w cz�ci gwa�townym zaostrzeniem si� kli- Lu w nast�pnych stuleciach. L�d zalegaj�cy coraz wi�ksze �acie p�nocnych m�rz