7537
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7537 |
Rozszerzenie: |
7537 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7537 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7537 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7537 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Clive Cussler
Sahara
Przek�ad Joanna i Witold Kalinowscy
Tytu� orygina�u Sahara
Wersja angielska 1992
Wersja polska 1999
Z wyrazami g��bokiej wdzi�czno�ci dla ekspert�w w dziedzinie chemii ska�e�
�rodowiskowych, dra Hala Stubera i firmy James P. Walsh & Associates, Boulder,
Colorado -
za odrzucenie wszelkich szkodliwych �mieci i utrzymanie mojej wyobra�ni w
dopuszczalnych granicach.
2 kwietnia 1865, Richmond, Virginia,
Szpaler �mierci
W widmowej przedwieczornej mgle wygl�da� jak potworna bestia wy�aniaj�ca si� z
pierwotnego szlamu. Niska, przysadzista sylwetka odcina�a si� z�owieszcz�
czerni� na tle
drzew znacz�cych lini� brzegu. Ludzie poruszali si� jak duchy w niesamowicie
��tym �wietle latar�. Wilgo� osiada�a na szarych, stromych blachach i �cieka�a
ci�kimi kroplami w ospa�y nurt James River.
Ustawiony dziobem w d� rzeki, Texas napr�a� cumy niczym pies my�liwski,
niecierpliwie czekaj�cy, kiedy wreszcie spuszcz� go ze smyczy. Na razie jednak
stalowe klapy szczelnie zas�ania�y otwory strzelnicze, a sze�ciocalowy pancerz kazamaty
nie nosi� �adnych �lad�w walki. Jedynie bia�o-czerwony proporzec na maszcie za kominem,
zwisaj�cy bezw�adnie w ci�kim, wilgotnym powietrzu, wskazywa�, �e jest to okr�t wojenny
Floty Skonfederowanych Stan�w.
Szczurom l�dowym m�g� wydawa� si� brzydki i niezgrabny, ale marynarze potrafili
oceni� jego niezwyk�� klas� i szczeg�ln� urod�. W pot�nej, gro�nej bryle
odczytywali tragiczne przeznaczenie okr�tu: rejs ku zag�adzie - po kr�tkim, ale wspania�ym,
wiekopomnym momencie chwa�y.
Na ods�oni�tym pok�adzie dziobowym komandor Mason Tombs wyci�gn�� z kieszeni
du�� niebiesk� chust� I star� wilgo�, kt�ra przenikn�a pod ciasny ko�nierz
munduru. Za�adunek przebiega� wolno, stanowczo zbyt wolno. Texas musia� wykorzysta� ka�d�
minut� nadchodz�cej nocy, by wymkn�� si� bezpiecznie na otwarte morze. Tombs z
niepokojem patrzy� jak jego ludzie, uginaj�c si� i z�orzecz�c, wnosz� po trapie drewniane
skrzynki i spuszczaj� je w czelu�� otwartej �adowni. Wszystko to by�o zdumiewaj�co ci�kie
jak na archiwa administracji, dzia�aj�cej zaledwie od czterech lat. Wiele skrzynek
le�a�o jeszcze na furgonach zaprz�onych w mu�y; pilnowali ich na brzegu silnie uzbrojeni, ale
wyczerpani trudami wojennymi �o�nierze kompanii piechoty z Georgii - nieliczni, kt�rym
uda�o si� prze�y� ostatni� wielk� bitw�.
Tombs obr�ci� niespokojne spojrzenie na p�noc, w stron� Richmond, odleg�ego o
niespe�na dwie mile. Po wielu dniach desperackiego oporu dowodzeni przez
genera�a Lee obro�cy Petersburga ulegli naporowi wojsk Granta; rozbita armia Po�udnia
wycofa�a si� w kierunku Appomatox, pozostawiaj�c stolic� na pastw� oddzia��w Unii. Jeszcze nie
sko�czy�a si� ewakuacja miasta, a ju� na ulicach pojawi�y si� zbrojne bandy, rabuj�ce i
dewastuj�ce opuszczone domy. Po�ary magazyn�w i eksplozje w arsena�ach coraz bardziej
rozja�nia�y nocne niebo nad Richmond.
Tombs, jeden z najzdolniejszych oficer�w konfederackiej floty, by� ambitny i
energiczny. Cho� niewysoki, by� niew�tpliwie przystojny. Regularn� twarz zdobi�y
kasztanowe w�osy i brwi, g�sta ruda broda i czarne jak w�giel oczy. Dow�dca
ma�ych kanonierek w bitwach pod Nowym Orleanem i Memphis, oficer artylerii pancernika
Arkansas i pierwszy oficer Florydy w jej nies�awnych pirackich rejsach - Tombs t�go da�
si� we znaki stronnikom Unii. Dow�dztwo na Texasie obj�� w tydzie� po zwodowaniu okr�tu w
stoczni Rocketts w Richmond; w ci�gu tego tygodnia stocznia wykona�a na jego �yczenie
szereg modyfikacji, kt�re mia�y przygotowa� Texas do niemal niewykonalnego rejsu w d�
rzeki przez szpaler tysi�ca armat Unii.
Dopiero gdy ostatni furgon odjecha� z portu w mrok nocy, Tombs przeni�s�
spojrzenie z powrotem na marynarzy znosz�cych skrzynie do �adowni. Wyci�gn�� z kieszeni
zegarek, otworzy� kopert� i popatrzy� na tarcz� w bladym �wietle latarni zawieszonej na
portowej palisadzie. Dwadzie�cia po �smej; niespe�na osiem godzin do �witu. Stanowczo za
ma�o, by pod os�on� ciemno�ci dotrze� do uj�cia rzeki.
W kr�gu �wiat�a pojawi� si� nagle otwarty pojazd zaprz�ony w dwa srokacze i
zatrzyma� si� na nabrze�u. Wo�nica siedzia� sztywno, nie odwracaj�c g�owy; dwaj
pasa�erowie przygl�dali si� ciekawie ostatnim znikaj�cym pod pok�adem skrzyniom.
Pierwszy, masywny m�czyzna w cywilnym ubraniu, zdradza� objawy zm�czenia.
Drugi, w mundurze oficera marynarki, szybko wypatrzy� Tombsa na pok�adzie okr�tu i
pomacha� ku niemu r�k�. Tombs ruszy� przez trap na nabrze�e, zbli�y� si� do powozu i
energicznie zasalutowa�.
- Panie admirale, panie sekretarzu! Wielki to zaszczyt dla mnie. Nie s�dzi�em,
�e znajd� panowie czas, by si� ze mn� po�egna�.
Admira� Raphael Semmes s�yn�� ze swych wojennych dokona�. Alabama, w czasach
gdy ni� dowodzi�, by�a prawdziwym postrachem m�rz. Obecnie pod jego dow�dztwem
znajdowa�a si� eskadra pancernych kanonierek, operuj�ca na James River. Na
twarzy admira�a, kt�r� zdobi�y g�sto pomadowane w�sy i ma�a kozia br�dka, pojawi� si�
u�miech.
- Ca�y pu�k Jankes�w nie powstrzyma�by mnie od przyjazdu tutaj.
Stephen Mallory, sekretarz Floty Skonfederowanych Stan�w, wyci�gn�� r�k� do
komandora.
- To co pan robi dla nas jest zbyt wa�ne; musieli�my znale�� chwil�, by �yczy�
panu powodzenia.
- Mam mocny okr�t i dzieln� za�og� - powiedzia� Tombs z przekonaniem. -
Przebijemy si�.
U�miech na twarzy Semmesa zgas�, a w jego oczach pojawi�o si� niespokojne
przeczucie.
- Gdyby jednak okaza�o si� to niemo�liwe, musi pan spali� i zatopi� okr�t w
mo�liwie najg��bszym miejscu. Nie mo�na dopu�ci�, by Unia dobra�a si� do naszych
archiw�w.
- �adunki s� ju� rozmieszczone i gotowe do odpalenia - zapewni� Tombs. - Wybuch
wyrwie dno pod �adowni�; w ten spos�b skrzynie zaton� pierwsze. Przy tym
ci�arze z pewno�ci� ugrz�zn� g��boko w mule. A okr�t du�o jeszcze przep�ynie, zanim
p�jdzie na dno.
- To rozs�dny plan. - Mallory skin�� g�ow� z aprobat�, po czym spojrza�
niepewnie na Semmesa, jakby wahaj�c si�, czy ma m�wi� dalej. Zapad�o milczenie.
- Przykro mi, komandorze - odezwa� si� wreszcie admira� - ale mamy dla pana
jeszcze jeden trudny problem. B�dzie pan musia� wzi�� pasa�era.
- Pasa�era? - powt�rzy� Tombs z grymasem ironii. - Rozumiem, �e ten cz�owiek nie
ceni zbytnio w�asnego �ycia.
- Nie ma wyboru - mrukn�� Mallory.
- Gdzie on jest? - spyta� Tombs, rozgl�daj�c
si� po ciemnych zabudowaniach portowych. - Nied�ugo odbijamy.
- Zaraz tu b�dzie - odpar� sucho Semmes.
- A mog� wiedzie�, kto to jest?
- Rozpozna go pan bez trudu - o�wiadczy� Mallory. - I m�dlmy si�, by nasi
wrogowie, kiedy b�dzie pan musia� go pokaza�, rozpoznali go r�wnie�.
- Nie rozumiem.
Mallory po raz pierwszy si� u�miechn��.
- Zrozumiesz, m�j ch�opcze, na pewno zrozumiesz...
- Mam wiadomo��, kt�ra mo�e by� dla pana u�yteczna - zmieni� temat Semmes. -
Nasi wywiadowcy donosz�, �e Unia w��czy�a do s�u�by pancernik Atlanta,
przechwycony od nas w zesz�ym roku. Obecnie patroluje rzek� powy�ej Newport News.
Twarz Tombsa rozja�ni�a si�.
- Rozumiem, sir. Texas ma bardzo podobn� sylwetk�; po ciemku mog� nas wzi�� za
Atlant�.
Semmes przytakn�� i poda� mu z�o�ony kawa�ek p��tna.
- Bandera Unii - wyja�ni�. - Mo�e panu u�atwi� maskarad�.
Tombs wzi�� bander� i przewiesi� sobie przez rami�.
- Wci�gn� j� na maszt, gdy zbli�ymy si� do ich stanowisk artyleryjskich pod
Trent's Reach.
- No to �ycz� szcz�cia - rzek� Semmes. - Nie zobaczymy, niestety, jak pan
odbija. Pan sekretarz musi zd��y� na poci�g, a ja wracam do naszej floty; musimy j�
zniszczy�, zanim wpadnie w �apy Jankesom.
Sekretarz Floty jeszcze raz u�cisn�� d�o� Tombsa.
- Okr�t Fox, kt�ry przerwa� blokad�, czeka na pana przy Bermudach. Ma dla was
w�giel na dalsz� podr�. Powodzenia, komandorze! Teraz ju� tylko pan mo�e
uratowa� Konfederacj�.
Zanim Tombs zd��y� odpowiedzie�, Mallory kaza� wo�nicy rusza�. Tombs zastyg� w
po�egnalnym salucie; sta� tak do�� d�ugo, daremnie usi�uj�c poj��, co znacz�
ostatnie s�owa sekretarza. Uratowa� Konfederacj�? To przecie� nie ma �adnego sensu. Wojna jest
ju� przecie� przegrana. Kiedy Sherman ruszy z Karoliny na p�noc, a armie Granta
przetocz� si� przez Virginie - genera� Lee znajdzie si� w potrzasku, a prezydent
Skonfederowanych Stan�w, Jefferson Davis, stanie si� pospolitym zbiegiem. Wszystko to nie potrwa
d�u�ej ni� kilka dni. A jeszcze szybciej, bo ju� za par� godzin Texas, ostatni zdolny do
walki okr�t Konfederacji, p�jdzie na dno.
A cho�by nawet uda�o mu si� wymkn�� - w jaki spos�b mia�oby to uratowa�
konfederack� spraw�? Tombs nie potrafi� wymy�li� �adnej sensownej odpowiedzi.
Mia� rozkaz przewie�� rz�dowe archiwa do jakiego� neutralnego portu - wedle w�asnego
uznania - i czeka� tam w tajemnicy na kontakt z kurierem. Dlaczego w�a�nie szmugiel
biurokratycznych zapisk�w mia�by zapobiec ostatecznej kl�sce Po�udnia?
- Zako�czyli�my za�adunek, sir. - Pierwszy oficer, porucznik Craven, przerwa�
jego rozmy�lania. - Czy mam rozkaza� rzuci� cumy?
Tombs zwr�ci� twarz w jego stron�.
- Jeszcze nie. Czekamy na pasa�era.
Ezra Craven, wielki, grubosk�rny Szkot, m�wi� z dziwnym akcentem, w kt�rym
irlandzkie tony miesza�y si� z charakterystycznym za�piewem ameryka�skiego
Po�udnia.
- Cholera, m�g�by si� pospieszy� ten pasa�er!
- Czy g��wny mechanik O'Hare jest ju� got�w?
- Tak, w�a�nie meldowa�, �e ma pe�ne ci�nienie w kot�ach.
- A obs�uga dzia�?
- Przy lukach strzelniczych, sir.
- Nie otwiera� ich, dop�ki nie natkniemy si� na flot� nieprzyjaciela. Nie mo�emy
sobie pozwoli� na straty w ludziach i dzia�ach od jakiej� zab��kanej kuli z
brzegu.
- Ludzie b�d� w�ciekli, je�li nie odpowiemy ogniem na ogie�.
- Ale za to d�u�ej po�yj�. Prosz� im to powiedzie�...
Przerwali rozmow� i obaj, jak na
komend�, odwr�cili g�owy w stron�, z kt�rej dobiega� coraz wyra�niejszy t�tent
kopyt. Par� sekund p�niej z ciemno�ci wy�oni� si� konny oficer Konfederacji.
- Kt�ry z pan�w jest komandor Tombs? - spyta� zdyszanym g�osem.
- Ja - Tombs post�pi� krok do przodu.
Je�dziec zeskoczy� z konia i zasalutowa�. By� ca�y zakurzony; wygl�da� na
wyczerpanego.
- Moje uszanowanie, komandorze. Kapitan Neville Brown, odpowiedzialny za
eskort� pa�skiego wi�nia.
- Mojego wi�nia? To mia� by� pasa�er.
- Mo�e go pan i tak nazwa� - Brown wzruszy� ramionami.
- Wi�c gdzie on jest?
- Zaraz tu b�dzie. Wyprzedzi�em troch� m�j oddzia�, �eby powiedzie� panom, �e
nie ma powod�w do alarmu.
- Czy ten cz�owiek oszala�? - mrukn�� pod nosem Craven. - Do jakiego znowu
alarmu?
Po chwili m�g� ju� sam sobie odpowiedzie�. Na nabrze�e zajecha� zamkni�ty pow�z.
Otaczali go je�d�cy w granatowych mundurach Unii. Tombs chcia� ju� krzykn�� w
stron� za�ogi, by chwyci�a za bro� i odpar�a niespodziewanych napastnik�w, kiedy Brown
wyja�ni� spokojnym g�osem:
- Wszystko w porz�dku, komandorze, to dobre ch�opaki z Po�udnia. Ale musieli�my
ich przebra� za Jankes�w, bo wykonywali zadanie za lini� frontu i tylko tak
mogli zmyli� stra�e.
Dwaj �o�nierze zsiedli z koni, otworzyli drzwiczki powozu i wyci�gn�li bardzo
wysokiego, chudego m�czyzn�, z charakterystycznie przystrzy�on� brod�. Na
przegubach r�k i kostkach n�g mia� kajdanki, po��czone mocnym �a�cuchem. Przez moment
przygl�da� si� uwa�nie pancernikowi, potem sk�oni� g�ow� w stron� Tombsa i Cravena.
- Dobry wiecz�r panom - odezwa� si� dziwnie wysokim g�osem. - Czy mam rozumie�,
�e b�d� go�ciem floty Konfederacji?
Tombs nie odpowiedzia�. Nie m�g� wydoby� s�owa. Obaj z Cravenem stali sztywno,
jak zaczarowani, nie wierz�c w�asnym oczom.
- M�j Bo�e - wyszepta� w ko�cu Craven. - Je�li jest pan falsyfikatem, sir, to
falsyfikatem doskona�ym!
- Zapewniam pana - odpar� wi�zie� - �e stanowi� orygina�.
- Jak to mo�liwe? - spyta� zaszokowany Tombs. Brown dosiad� konia.
- Nie mam niestety czasu na wyja�nienia. Musz� przeprowadzi� moich ludzi przez
most w Richmond, zanim wysadz� go w powietrze. A wi�zie�... jest ju� teraz pod
pa�sk� opiek�.
- A co ja w�a�ciwie mam z nim zrobi�?
- Trzyma� pod stra�� na okr�cie, dop�ki nie otrzyma pan dalszych rozkaz�w. Tyle
tylko mi powiedziano.
- To jakie� szale�stwo!
- Nie, to wojna, komandorze - rzuci� Brown przez rami�, smagn�� konia i
odjecha�.
Za nim znikali kolejno w ciemno�ciach konfederaccy kawalerzy�ci przebrani w
mundury Unii.
Teraz nie by�o ju� �adnego powodu, by cho� o chwil� op�nia� rejs ku zag�adzie.
Tombs odwr�ci� si� do Cravena.
- Poruczniku, prosz� odprowadzi� pasa�era do mojej kajuty. I niech O'Hare
przy�le tam kt�rego� z mechanik�w, �eby zdj�� te kajdanki. Nie mam ochoty umiera� jako
kapitan statku niewolnik�w.
Wysoki m�czyzna u�miechn�� si� z wdzi�czno�ci�.
- Dzi�kuj� panu, komandorze. Bardzo to mi�o z pa�skiej strony.
- Nie ma pan za co dzi�kowa�, sir - odpar� Tombs ponuro. - Zanim s�o�ce
wzejdzie, wszyscy razem znajdziemy si� w piekle.
Zrazu powoli, potem coraz szybciej, wspierany s�abym, dwuw�z�owym pr�dem, Texas
pop�yn�� w stron� uj�cia. Nie by�o nawet �ladu wiatru. Na rzece panowa�a
kompletna cisza,
zak��cana jedynie st�umionym dudnieniem maszyn okr�tu. W s�abym �wietle, jakie
rzuca� w�ski sierp ksi�yca, Texas ruszy� po czarnej powierzchni jak duch - raczej
wyczuwalny ni� widoczny. Jego obecno�� zdradza� tylko cie� przesuwaj�cy si� na tle statycznych
drzew i zabudowa� na brzegu.
Buduj�c okr�t dla tej unikalnej misji, konstruktorzy stworzyli doskona�� machin�
bojow� - najlepsz�, jak� w ci�gu tych czterech lat zwodowa�y stocznie Konfederacji. Texas
mia� dwie �ruby nap�dzane dwoma silnikami, sto dziewi��dziesi�t st�p d�ugo�ci i
czterdzie�ci szeroko�ci, ale jego zanurzenie si�ga�o zaledwie jedenastu st�p. Wysoka na
dwana�cie st�p kazamata przypomina�a kszta�tem �ci�t� piramid�. Pochylone pod k�tem trzydziestu
stopni �ciany pokrywa� sze�ciocalowy pancerz, podparty dwudziestocalowymi d�bowymi
belkami. Pancerz schodzi� poni�ej linii wodnej, os�aniaj�c kad�ub szerok� stalow�
"sp�dnic�". Okr�t mia� tylko cztery dzia�a, ale mog�y one zada� �miertelny cios ka�demu
przeciwnikowi. Stufuntowe armaty typu Blakely na dziobie i na rufie mia�y, dzi�ki obrotowym
lawetom, bardzo szeroki k�t ra�enia. Mniejsze, dziewi�ciocalowe i 64-funtowe dzia�a na
obu burtach dawa�y wystarczaj�ce zabezpieczenie z boku.
W odr�nieniu od innych pancernik�w Konfederacji, wyposa�onych w maszyny
wymontowane ze statk�w handlowych, Texas mia� fabrycznie nowe silniki, zrobione
specjalnie dla niego, ogromne, niezwyk�ej mocy. Nap�dza�a je para z wielkich
kot��w, umieszczonych poni�ej liniii wodnej. �ruby o �rednicy dziewi�ciu st�p mog�y przy
spokojnej wodzie nada� okr�towi pr�dko�� czternastu w�z��w; o wiele wi�cej, ni� osi�ga�a
kt�rakolwiek inna jednostka obu walcz�cych flot.
Tombs my�la� o swoim okr�cie z dum�, ale i z g��bokim smutkiem. Wiedzia�, �e
jego �ywot b�dzie kr�tki. Powzi�� jednak niez�omne postanowienie: razem dopisz� do
chwalebnej historii Skonfederowanych Stan�w godne epitafium.
Wspi�� si� po drabinie do budki sternika - ma�ej, opancerzonej nadbud�wki nad
przedni� cz�ci� pok�adu bojowego. G��wny pilot, Leigh Hunt, trwa� tu w
kamiennym milczeniu, wpatrzony w w�skie szczeliny obserwacyjne.
- Panie Hunt - rzek� Tombs - przez ca�� drog� do uj�cia b�dziemy szli pe�n�
par�. Musi pan bardzo uwa�a�, �eby�my nie z�apali dna.
Hunt, do�wiadczony pilot z James River, kt�ry zna� na pami�� wszystkie meandry i
p�ycizny rzeki, nawet nie odwr�ci� g�owy.
- Ta odrobina �wiat�a powinna mi wystarczy� - mrukn��.
- Artylerzystom Unii te� wystarczy.
- To prawda. Ale i tak b�d� mieli k�opoty z celowaniem; okr�t jest szary, s�abo
widoczny na tle brzegu.
- Miejmy nadziej� - westchn�� Tombs.
Otworzy� pancerne drzwi z ty�u nadbud�wki i stan�� na dachu kazamaty. Texas
dotar� ju� do Drewry's Bluff i mija� w�a�nie zacumowane tu okr�ty admira�a Semmesa.
Virginia II, Fredericksburg i Richmond w po�piechu sposobi�y si� do swego ostatniego rejsu.
Za�amani, zrozpaczeni marynarze instalowali w kad�ubach pot�ne �adunki wybuchowe. Ale
widok ostatniego pancernika Konfederacji - bandery dumnie napr�onej na wietrze i
czarnego dymu z komina, zdolnego przes�oni� gwiazdy - wykrzesa� z nich ostatni� iskr�
entuzjazmu. Pozdrowili Texas g�o�nymi, radosnymi okrzykami.
Tombs zdj�� czapk� z g�owy i uni�s� j� wysoko w g�r�. Wiedzia�, �e ju� wkr�tce
zacznie si� koszmar kl�ski i rozpaczy. Ale czu� tak�e historyczny wymiar tej
chwili. Niemal
fizycznie odczuwa�, jak jego okr�t, CSS*[Przy t�um Confederate States' Ship -
Okr�t Skonfederowanych Stan�w.] Texas, przechodzi do legendy.
Tu� przed Trent's Reach - gdzie, wed�ug danych wywiadu, Jankesi ustawili na
rzece jakie� przeszkody, na brzegu za� umie�cili kilka stanowisk artyleryjskich -
Tombs rozkaza� zdj�� bander� Konfederacji i wci�gn�� na maszt sztandar Stan�w Zjednoczonych.
Na pok�adzie bojowym, we wn�trzu kazamaty, wszystko by�o ju� gotowe do akcji.
P�nadzy, z przewi�zanymi wok� g�owy chustkami, artylerzy�ci wygl�dali jak
piraci z powie�ci przygodowych. Tak�e oficerowie zdj�li �akiety mundur�w i krz�tali si�
po pok�adzie w podkoszulkach. Chirurg rozda� wszystkim opaski uciskowe i jeszcze
raz pouczy�, jak ich u�ywa�.
Wsz�dzie rozstawiono wiadra z wod� i piaskiem do gaszenia po�ar�w. Piasek
rozsypany obficie na pok�adzie mia� poch�ania� krew. Na wypadek aborda�u i
konieczno�ci walki wr�cz za�oga otrzyma�a pistolety i no�e. Strzelcy pok�adowi zamocowali
bagnety na lufach karabin�w. Otwarto klapy w pod�odze, pod kt�r� znajdowa� si� magazyn
amunicji; jeszcze raz sprawdzono windy.
Wspomagany pr�dem rzeki Texas sun�� z szybko�ci� szesnastu w�z��w, kiedy uderzy�
w unosz�ce si� na wodzie pontony przeszkody. Ale przebi� si� przez nie bez trudu
i bez szwanku: zamkni�ta we wn�trzu za�oga zaledwie dos�ysza�a zgrzyt metalu o metal,
kiedy pancerna ostroga przed dziobem rozdziera�a blachy ponton�w.
Pokonali jeszcze spory odcinek rzeki, zanim zostali zauwa�eni. Pe�ni�cy wart� na
brzegu �o�nierz Unii, widz�c wy�aniaj�cy si� z ciemno�ci okr�t, wystrzeli�
ostrzegawczo w powietrze.
- Przerwa� ogie�, na lito�� bosk�, nie strzelajcie! - zawo�a� Tombs, stoj�cy
wci�� na dachu kazamaty.
- A co� ty za jeden, odpowiadaj! - dobieg� g�os z brzegu.
- Nie widzisz, durniu, �e to Atlanta! Nie potrafisz rozpozna� w�asnego okr�tu?
- Sk�de�cie si� wzi�li w g�rze rzeki?
- Przechodzili�my t�dy przed godzin�, nie zauwa�y�e�? Dostali�my rozkaz
inspekcji przeszkody pod Trent's Reach; teraz wracamy do City Point.
Widocznie blef si� uda�, bo �o�nierze Unii na brzegu nie zadawali wi�cej pyta�.
Texas p�yn�� szybko dalej, przez nikogo nie niepokojony. Tombs westchn�� z ulg�,
spodziewa� si� g�stej strzelaniny, ale nic takiego nie nast�pi�o. Niepokoi�a go tylko my�l, �e
jaki� podejrzliwy oficer nieprzyjaciela spr�buje telegraficznie sprawdzi� rzekom�
misj� Atlanty i zaalarmuje czatuj�ce przy uj�ciu si�y Unii.
Szcz�liwa passa Tombsa sko�czy�a si� pi�tna�cie mil za przeszkod�. Zrozumia�
to, kiedy w ciemno�ciach po prawej burcie zamajaczy� gro�ny masyw okr�tu wojennego.
Onondaga, przybrze�ny kr��ownik typu Monitor, mia� jedenastocalowy pancerz na
wie�ach i sze�ciocalowy na ca�ym kad�ubie. Ka�da z dwu obrotowych wie�
strzelniczych kry�a w sobie dwa pot�ne dzia�a: rufowa - pi�tnastocalowe Dahlgreny o g�adkich
lufach; dziobowa - jeszcze gro�niejsze, gwintowane Parrotty, strzelaj�ce z wielk�
precyzj� pociskami o wadze stu pi��dziesi�ciu funt�w. Onondaga sta�a na kotwicy blisko zachodniego
brzegu, zwr�cona dziobem w g�r� rzeki. Uzupe�nia�a w�a�nie swoje zapasy w�gla z barki,
przycumowanej przy prawej burcie. Podoficer pe�ni�cy wacht� na wie�y dziobowej
zauwa�y� konfederacki pancernik, kiedy ten by� ju� niemal na wysoko�ci dziobu Onondagi.
Natychmiast wszcz�� alarm.
Za�oga przerwa�a za�adunek w�gla; wszyscy patrzyli na wy�aniaj�cy si� z
ciemno�ci okr�t-widmo. John Austin, dow�dca Onondagi, przez d�u�sz� chwil� zastanawia�
si�, w jaki spos�b konfederacki pancernik zdo�a� dotrze� tak blisko uj�cia James River.
Chwila wahania drogo go kosztowa�a. Zanim wyda� pierwsze rozkazy artylerzystom, Texas mija� ju�
w p�dzie stoj�cy na kotwicy kr��ownik - tak blisko, �e mo�na by�o dorzuci� do� kamieniem.
- Zatrzymaj si�, albo rozwal� ci� na kawa�ki! - krzykn�� Austin.
- Nie strzelaj! Jeste�my Atlanta! - odpowiedzia� Tombs, pr�buj�c do ko�ca
ci�gn�� swoj� maskarad�.
Austin nie da� si� na to nabra�; nie zmyli�a go te� bandera Unii na maszcie
intruza. Wyda� rozkaz: "Ognia!".
Dla wie�y dziobowej by�o ju� za p�no: Texas znalaz� si� poza jej k�tem ra�enia.
Ale rufowe Dahlgreny zd��y�y jeszcze plun�� bezpo�rednim ogniem w uciekaj�cy
pancernik. Z tej odleg�o�ci nie mo�na by�o spud�owa� - i ogniomistrze Unii nie spud�owali.
Ci�kie pociski zdruzgota�y cz�� kazamaty; szcz�tki stalowego pancerza i d�bowych belek
przywali�y siedmiu ludzi.
Niespe�na sekund� p�niej Tombs wyda� rozkazy bojowe. Odsun�y si� pancerne
pokrywy i trzy dzia�a wyrzuci�y swe pociski w stron� rufowej wie�y Onondagi.
Jeden z nich wpad� przez luk strzelniczy do wn�trza wie�y i eksplodowa�, powoduj�c straszliw�
masakr�: dziesi�ciu ludzi z obs�ugi Dahlgren�w zgin�o na miejscu, jedenastu innych
dozna�o ci�kich obra�e�.
Zanim komandor Austin zd��y� wyda� nowe rozkazy, Texas rozp�yn�� si� w
ciemno�ci; bezpiecznie skr�ci� w nast�pne zakole rzeki. Zdesperowany Austin
kaza� podnie�� kotwic� i ruszy� w pogo� za nieprzyjacielskim pancernikiem, cho� wiedzia�, �e to
ju� tylko pusty gest. Maksymalna szybko�� Onondagi nie przekracza�a siedmiu w�z��w. Nie
by�o �adnej nadziei na ponowne nawi�zanie kontaktu bojowego.
Na Texasie komandor Tombs otworzy� luk w dachu kazamaty i zawo�a� do �rodka:
- Poruczniku Craven! Nieprzyjacielska flaga nie b�dzie nam ju� potrzebna. Prosz�
j� zdj�� i wci�gn�� na maszt barwy Konfederacji. I zamkn�� otwory strzelnicze!
Jeden z m�odych podoficer�w wybieg� na pok�ad rufowy i gorliwie - najwidoczniej
sprawia�o mu to satysfakcj� - �ci�gn�� z masztu flag� Unii. Po chwili nad
okr�tem zn�w powiewa�a dumnie bia�o-czerwona bandera Konfederacji.
Craven wyszed� na dach kazamaty i stan�� obok Tombsa.
- A wi�c wyda�o si� - powiedzia�. - Nie b�dziemy mieli ani chwili spokoju,
dop�ki nie wyjdziemy na pe�ne morze. Ale chyba sobie z nimi poradzimy. Maj� na brzegu tylko
lekk� artyleri� polow�; nie ugryz� tym naszego pancerza.
Tombs patrzy� w milczeniu w mrok, na wij�ce si� przed nimi pasmo rzeki.
- Najgro�niejsze b�d� dzia�a okr�towe, panie Craven - odezwa� si� po chwili. -
Tam, przy uj�ciu, czeka na nas ca�a wielka flota.
Jeszcze nie sko�czy� m�wi�, gdy z brzegu run�a na nich lawina ognia.
- Oho, zaczyna si� - mrukn�� Craven i wycofa� si� pospiesznie do kazamaty. Tombs
pozosta� na dachu, kryj�c si� jedynie za budk� sternika. Chcia� by� na
posterunku w momencie, gdy trzeba b�dzie podj�� szybk� akcj� przeciw blokuj�cym rzek� okr�tom
wroga.Pociski z niewidocznych baterii brzegowych i kule wyborowych strzelc�w zab�bni�y
po pancerzu Texasa g�stym gradem. Tombs, cho� jego ludzie z�o�cili si� i kl�li,
nie pozwoli� otworzy� luk�w strzelniczych. Nie widzia� powodu, by wystawia� za�og� na
niebezpiecze�stwo i marnowa� proch na strzelanie do niewidzialnego wroga.
Nawa�nica trwa�a przez dwie godziny. Maszyny pancernika pracowa�y r�wno, pchaj�c
go naprz�d z pr�dko�ci� wi�ksz� nawet, ni� przewidzieli konstruktorzy. Co chwila
z lewej lub prawej burty pojawia�y si� ma�e drewniane kanonierki. Odpala�y jedn� salw�,
kt�ra nie czyni�a Texasowi wi�kszej szkody ni�, s�oniowi uk�szenie komara i zostawa�y
daleko z ty�u, w ciemno�ciach. Wszelkie pr�by pogoni by�y daremne. Cho� kanonierki porusza�y
si� z maksymaln� pr�dko�ci�, dla pancernika wygl�da�o to, jakby sta�y w miejscu.
Nagle przed dziobem zmaterializowa�a si� znajoma sylwetka Atlanty. Sta�a
zakotwiczona w poprzek rzeki. Jej dzia�a otworzy�y ogie� niemal natychmiast,
zaledwie wachtowi dostrzegli zbli�aj�cy si� Texas,
- Musieli wiedzie� o nas, przygotowali si� - mrukn�� Tombs.
- Czy mam ich omin��? - spyta� pilot, zachowuj�cy w tym wszystkim zdumiewaj�co
zimn� krew.
- Nie, panie Hunt - odpar� Tombs. - Walimy prosto w ich ruf�.
- Rozumiem, chce pan ich zmie�� z drogi... - pilot pokiwa� g�ow� z uznaniem. -
Bardzo dobry pomys�, komandorze.
Obr�ci� nieznacznie ko�o sterowe, kieruj�c dzi�b Texasa w stron� rufy Atlanty.
Chwil� p�niej dwa pociski z o�miocalowych dzia� dawnego konfederackiego pancernika
uderzy�y w przedni� �cian� kazamaty, �ami�c pancerz i wspieraj�c� go drewnian� konstrukcj�.
Straty w ludziach nie by�y jednak tym razem tak wielkie: tylko trzej marynarze doznali
szoku i drobnych obra�e� od od�amk�w.
Texas szybko zbli�y� si� do nieprzyjacielskiego okr�tu i uderzy� w jego ruf�
masywn�, dziesi�ciostopow� ostrog�. P�k�y �a�cuchy kotwicy rufowej; si�a uderzenia
obr�ci�a Atlant� o dziewi��dziesi�t stopni i zepchn�a jej nisk� ruf� pod powierzchni� rzeki. Woda
wla�a si� wielkimi strumieniami przez otwory strzelnicze. Texas przetoczy� si� swoj�
straszliw� mas� po pok�adzie rufowym Atlanty, Zanim si� to sko�czy�o, zanim usta� piekielny
zgrzyt pancerza o pancerz, kad�ub okr�tu Unii osun�� si� pod powierzchni�, osiad� w mulistym
dnie rzeki i przewr�ci� si� na bok. Wiruj�ce w�ciekle �opaty �rub Texasa przemkn�y o par�
cali od powalonych nadbud�wek. Wi�kszo�� za�ogi Atlanty zdo�a�a w ostatniej chwili uciec
przez otwory strzelnicze, ale co najmniej dwudziestu ludzi zosta�o na zawsze w
zatopionym kad�ubie.
Tombs i jego za�oga nie mieli jednak czasu o tym my�le�. Wiadomo�� o ich
desperackim rejsie dotar�a ju� za po�rednictwem telegrafu do wszystkich
oddzia��w i jednostek Unii w uj�ciu James River. Coraz wi�cej pocisk�w z baterii brzegowych
i kanonierek trafia�o w uciekaj�cy pancernik; wci�� z tym samym, zerowym skutkiem
- ku rozpaczy i w�ciek�o�ci jankeskich artylerzyst�w.
W ko�cu jednak i oni osi�gn�li pierwszy sukces. Stufuntowy pocisk z umieszczonej
na wysokim brzegu baterii Fortu Hudson trafi� w budk� sternika. Wybuch nie
zdo�a� wprawdzie naruszy� pancerza, og�uszy� jednak sternika, a od�amki, kt�re wpad�y
przez szczeliny obserwacyjne, dotkliwie pokaleczy�y mu twarz. G��wny pilot Hunt trwa�
jednak dzielnie przy sterze, trzymaj�c idealnie prosty kurs �rodkiem toru wodnego.
Niebo na wschodzie zacz�o szarze�. Rozja�nia�o si�, kiedy Texas min�� Newport
News i z w�skiego koryta rzeki wyskoczy� na rozleg�e, g��bokie wody Hampton
Roads, na kt�rych trzy lata wcze�niej rozegra�a si� s�awna bitwa mi�dzy Monitorem a
Merrimackiem.
Czeka�a tu na nich ca�a flota Unii - rozci�gni�ta w morderczy szpaler. Ze
swojego miejsca przy ster�wce Tombs widzia� nie ko�cz�cy si� las maszt�w i komin�w. Po
lewej ustawi�y si� ci�kozbrojne drewniane fregaty i korwety, po prawej
nowocze�niejsze monitory
i kanonierki. A na horyzoncie, w ciasnym przesmyku mi�dzy pot�nymi bastionami
Fortress Monroe i Fort Wool, rozpar�a si� imponuj�ca sylwetka New Ironsides - wielkiego
statku handlowego, opancerzonego ju� w czasie wojny i uzbrojonego w osiemna�cie
ci�kich dzia�.
Tombs rozkaza� wreszcie odsun�� pancerne klapy; lufy dzia� wysun�y si� z
otwor�w jak k�y z paszczy rozdra�nionego drapie�nika. Artylerzy�ci przyj�li ten rozkaz z
entuzjazmem; zacz�li rychtowa� dzia�a, �adowa� pociski, sypa� proch do kom�r,
ryglowa� zamki. Dow�dcy baterii zaj�li miejsca przy celownikach.
Craven przeszed� powoli przez ca�y pok�ad bojowy; u�miecha� si�, �artowa�,
doradza�, dodawa� otuchy. Tombs zszed� do kazamaty, by wyg�osi� kr�tk� mow�. By�a
optymistyczna:
dzielni ch�opcy z Po�udnia na pewno i tym razem t�go z�oj� sk�r� tch�rzliwym
Jankesom.
Potem z lunet� pod pach� wspi�� si� z powrotem na stanowisko przy budce
sterowej.Artylerzy�ci Unii mieli du�o czasu, by przygotowa� si� do bitwy. Sygnali�ci ju�
dawno przekazali jasny rozkaz: otworzy� ogie�, gdy tylko Texas znajdzie si� w
zasi�gu dzia�. Na razie jednak trwa�a straszliwa cisza, jakby stado wilk�w bezg�o�nie
obserwowa�o, jak zahipnotyzowana tysi�cem spojrze� ofiara zmierza w stron� nieuniknionej pu�apki.
Kontradmira� David Porter, kr�py, przysadzisty brodacz, mocniej naci�gn�� na
g�ow� marynarsk� czapk� i wspi�� si� na du�� skrzyni�, stoj�c� na pok�adzie jego
okr�tu flagowego, drewnianej fregaty Brooklyn. W s�abym �wietle poranka m�g� w ten spos�b lepiej
widzie� zbli�aj�cy si� pancernik.
- Jest ju� - zauwa�y� kapitan James Alden, dow�dca fregaty. - Cholera, idzie
prosto na nas!
- Pi�kny widok: taki rasowy okr�t, id�cy pe�n� par� w paszcz� �mierci... -
skomentowa� poetycznie Porter. Texas wype�nia� ca�e pole widzenia jego lunety. -
Nigdy ju� nie zobaczymy niczego r�wnie pi�knego.
- Za chwil� b�dzie w naszym zasi�gu - rzeczowo zameldowa� Alden.
- Nie b�dziemy strzela� na wiwat, panie Alden. Niech pan przypomni ludziom, �e
maj� spokojnie czeka� i szanowa� amunicj�. Tu ka�dy strza� jest wa�ny.
Na Texasie Tombs stan�� za plecami pilota, kt�ry trwa� przy sterze, cho� krew
nadal ciek�a mu po skroni.
- Niech pan si� trzyma jak najbli�ej tych drewnianych fregat. Ci z pancernik�w
b�d� si� bali strzela�, �eby nie trafi� we w�asne okr�ty.
Wyda� rozkaz otwarcia ognia, gdy tylko w zasi�gu dzia� jego okr�tu znalaz�a si�
pierwsza z nieprzyjacielskich jednostek.. By� to Brooklyn. Stufuntowy szrapnel z
dziobowej armaty Texasa przebi� wysok� burt� fregaty i wybuch� w s�siedztwie ci�kiego
dzia�a. W promieniu dziesi�ciu st�p zgin�li wszyscy.
Wtedy odezwa�y si� okr�ty Unii spod prawego brzegu. Najpierw dwa lite pociski,
wystrzelone z monitora Saugus, wpad�y w wod� obok rebelianckiego pancernika,
wznosz�c w powietrze gigantyczne fontanny. Celniej strzela�y nast�pne okr�ty. Chickasaw -
ten sam, kt�ry niedawno stoczy� zwyci�ski pojedynek z konfederackim pancernikiem
Tennessee na zatoce Mobil, a tak�e Manhattan i Nahant; skorygowali te� swoje celowniki
artylerzy�ci z Saugusa. Ich pociski g�sto zab�bni�y po pancerzu Texasa, a rzeka w jego
otoczeniu zacz�a przypomina� wielki, wrz�cy kocio�.
Tombs uzna�, �e nie warto podejmowa� boju z odleg�ymi monitorami.
- Obr�ci� dzia�a rufowe i dziobowe na lew� burt�! - zawo�a� do Cravena. - Ca�y
ogie� na fregaty!
Podw�adni Cravena zareagowali ju� po paru sekundach i trzy pociski uderzy�y w
d�bowy pok�ad Brooklyna. Pierwszy przebi� si� do maszynowni. Jego wybuch zabi�
na miejscu o�miu ludzi i rani� dwunastu innych. Drugi wymi�t� za burt�
trzydziestodwufuntowe dzia�o razem z obs�ug�. Najwi�ksze spustoszenia poczyni� jednak trzeci pocisk.
Wybuch� na pok�adzie pe�nym krz�taj�cych si� gor�czkowo marynarzy i krew ludzka rozla�a si�
szeroko po d�bowych deskach.
Wszystkie baterie konfederackiego pancernika kontynuowa�y dzie�o zniszczenia.
Artylerzy�ci, cho� nie tracili ani sekundy na celowanie, strzelali z piekieln�
precyzj�. Nie mogli chybi�: fregata Unii wype�nia�a ca�e pole widzenia z otwor�w
strzelniczych.
Zatoka Hampton Roads wype�ni�a si� przeci�g�ym grzmotem dzia� wszystkich
kalibr�w; w powietrzu a� g�sto by�o od szrapneli, kartaczy, ci�kich jak kamie�
pocisk�w litych, a tak�e kul karabinowych: strzelali jankescy snajperzy, licznie
rozmieszczeni na pok�adach okr�t�w. Ju� po paru minutach g�sty dym spowi� Texas. Artylerzystom i
strzelcom Unii trudno by�o teraz celowa�. Jedynie rozb�yski ognia w ciemnej chmurze dymu
wskazywa�y im po�o�enie dzia� pancernika.
Tombs mia� nieodparte wra�enie, �e prowadzi sw�j okr�t w czelu�� o�ywionego
nagle wulkanu. Texas min�� ju� Brooklyn, �egnaj�c go jeszcze jednym wystrza�em z
rufowego dzia�a. Pocisk chybi�, ale przemkn�� tak blisko stanowiska dowodzenia, �e p�d
powietrza odebra� na d�u�sz� chwil� oddech Porterowi. Admira� obserwowa� z w�ciek�o�ci�,
jak niewiele robi sobie buntowniczy pancernik z pot�nych salw burtowych Brooklyna.
- Wywiesi� sygna� "Otoczy� i staranowa�"! - rozkaza� kapitanowi Aldenowi.
Alden przekaza� rozkaz sygnalistom, ale czu�, �e to daremne. Jak wszyscy
oficerowie jankeskiej floty, by� pod wra�eniem niewiarygodnej pr�dko�ci pancernika.
- �aden z naszych okr�t�w go nie dogoni... - mrukn�� nie�mia�o.
- Ten cholerny pirat ma by� zatopiony! - uci�� Porter.
- Je�li nawet jakim� cudem umknie naszej artylerii - Alden pr�bowa� �agodzi�
gniew zwierzchnika - nie przejdzie ca�o przez lini� fort�w i New Ironsides.
Jakby na potwierdzenie jego s��w, odezwa�y si� liczne dzia�a monitor�w z prawego
brzegu. Mog�y znowu otworzy� ogie�, bo Texas znalaz� si� na otwartej przestrzeni
mi�dzy Brooklynem a nast�pn� zakotwiczon� po lewej fregat�, Colorado. Artylerzy�ci Unii
strzelali teraz celniej; na pok�adzie konfederackiego pancernika �mier� zacz�a zbiera�
swoje �niwo. Dwa ci�kie pociski uderzy�y w pok�ad rufowy tu� za kazamat�. Trzydzie�ci osiem
cali �elaza, drewna i bawe�ny zapad�o si� g��boko; z powsta�ego leja zacz�� wydobywa�
si� g�sty, czarny dym. Inny pocisk skruszy� pancerz kazamaty w pobli�u komina, a szrapnel,
kt�ry trafi� po chwili w to samo miejsce, eksplodowa� ju� we wn�trzu. Sze�ciu ludzi zgin�o,
jedenastu by�o ci�ko rannych. Na pok�adzie bojowym wybuch� po�ar.
- Niech to wszyscy diabli! - zakl�� Craven, gdy znalaz� si� po chwili na miejscu
wybuchu po�r�d martwych, poszarpanych cia�. On sam by� prawie nietkni�ty, je�li
nie liczy� z�amanej r�ki i porwanego munduru.
- Poda� w�e z maszynowni i zgasi� to paskudztwo! - rozkaza�.
Z luku maszynowni wychyn�a g�owa O'Hare'a. Czarn� od py�u w�glowego twarz znaczy�y strumyczki
potu.
- Kiepsko, co? - spyta� g��wny mechanik dziwnie spokojnym g�osem.
- Nie twoja sprawa - burkn�� Craven. - Lepiej pilnuj, �eby maszyny nie stan�y.
- To nie takie proste. Moi ludzie mdlej� z gor�ca. Czujemy si� tu jak w piekle.
- Potraktujcie to jako dobre �wiczenie przed tym, co nas wszystkich czeka -
za�artowa� ponuro Craven.
W tym momencie nast�pna pot�na eksplozja wstrz�sn�a kad�ubem. Dwa pociski
trafi�y r�wnocze�nie w kazamat�. Jej lewy przedni naro�nik odpad� od reszty
pancerza jak odci�ty no�em. Wybuch po�o�y� trupem ca�� obs�ug� dziobowej baterii.
Kolejny pocisk przebi� si� przez pancerz i eksplodowa� w okr�towym lazarecie.
Zgin�� chirurg, zgin�li wszyscy ranni, czekaj�cy na opatrunek. Pok�ad bojowy upodobni�
si� do spalonej rze�ni; rozsypany wsz�dzie piasek, jeszcze niedawno jasno��ty, teraz
sczernia� od spalenizny i spurpurowia� od krwi. Tak�e na zewn�trz szkody by�y wielkie.
Nieprzyjacielskie pociski zerwa�y wszystkie �odzie ratunkowe, z�ama�y oba maszty, podziurawi�y
komin. Zar�wno przednia jak tylna cz�� kazamaty przekszta�ci�y si� w rumowisko
pogi�tego �elastwa. Przewody parowe, przebite w kilku miejscach, dostarcza�y mniej energii
do �rub; szybko�� okr�tu spad�a o jedn� trzeci�.
Ale daleko jeszcze by�o do unieszkodliwienia pancernika. Maszyny nadal pracowa�y
r�wno, a trzy ocala�e dzia�a sia�y spustoszenie w�r�d okr�t�w Unii. Kolejna
salwa zdruzgota�a drewnian� burt� parowo-ko�owej fregaty Powhatan, powoduj�c eksplozj�
kot��w i najwi�ksz� w tej bitwie liczb� ofiar �miertelnych.
Tombs, tak jak i Craven, nie unikn�� obra�e�. Od�amek szrapnela utkwi� w jego
udzie, a zb��kana kula rozora�a mu lewy bark. Komandor tkwi� jednak z uporem na
ods�oni�tym stanowisku za budk� sterow�, wykrzykuj�c polecenia dla pilota.
Wydawa�o si�, �e przeszli ju� przez najgorsze, gdy daleko przed dziobem
zamajaczy�a sylwetka New Ironsides, przegradzaj�cego ich tor wodny. Wszystkie burtowe dzia�a
pancernika Unii, gotowe do strza�u mierzy�y w zbli�aj�cy si� szybko Texas. Tombs
popatrzy� na odleg�e jeszcze baterie brzegowe Fortress Monroe i Fort Wool. Zrozumia�, �e
nie ma �adnych szans. Wystarczy kilka celnych salw i Texas stanie si� bezw�adn�,
bezbronn� skorup�. �cigaj�ce ich dot�d daremnie jankeskie okr�ty dopadn� go, by zada� z
bliska ostateczny, �miertelny cios.
Ale jego ludzie najwyra�niej o tym nie my�leli. Nie my�leli o �mierci, nie
my�leli o niczym poza tym, �e trzeba �adowa� dzia�a, celowa�, strzela�, sypa� w�giel pod
kot�y.Nagle ogie� usta� i zapanowa�a upiorna cisza. Tombs skierowa� lunet� ponownie w
stron� New Ironsides. Na jego nadbud�wce b�ysn�o co�, co mog�o by� szk�em
lunety w r�ku dow�dcy; sta� za stalowym relingiem, wpatruj�c si� w Texas.
I w�a�nie w tym momencie Tombs dostrzeg� za nieprzyjacielskim okr�tem mg��.
Nap�ywa�a szerokim wa�em od zatoki Chesapeake, wciskaj�c si� ju� niemal w
przesmyk mi�dzy fortami. Je�li jakim� cudem, pomy�la�, uda si� dotrze� do niej ca�o, maj�
szans� zgubi� ca�� wilcz� sfor� admira�a Portera. Wtedy te� przypomnia� sobie Tombs - i
zrozumia� - po�egnalne s�owa Mallory'ego.
- Craven, jest pan tam? - krzykn�� w otwarty luk kazamaty. Po chwili ukaza�a si�
g�owa pierwszego oficera. Umazana sadz� i krwi� twarz wygl�da�a upiornie.
- Jestem, sir, cho� wola�bym by� ca�kiem gdzie indziej.
- Niech pan przyprowadzi z mojej kajuty pasa�era. Tutaj, na kazamat�. I niech
pan wywiesi bia�� flag�.
- ... jest, sir. - Craven nie wygl�da� na zdziwionego. Zrozumia�, �e Tombs
podejmuje ostatni� ju�, hazardow� rozgrywk�.
Tombs by� �miertelnie zm�czony i prawie nieprzytomny z b�lu, ale jego czarne
oczy p�on�y silnym jak zawsze blaskiem. B�aga� Boga, by dow�dcy fort�w obserwowali
go r�wnie uwa�nie, jak czyni� to dow�dca New Ironsides.
- Przejdziemy mi�dzy dziobem pancernika i Fort Wool - poinstruowa� g��wnego
pilota.
- Wed�ug rozkazu, sir.
Tombs odwr�ci� si�. Patrzy�, jak po drabinie w luku kazamaty powoli wspina si�
jego "pasa�er". Za nim pojawi� si� Craven, z du�ym bia�ym obrusem przywi�zanym do
kija od szczotki. Wi�zie� wygl�da� staro, jak na sw�j rzeczywisty wiek. Twarz mia�
wychud��, zapadni�t� i blad�. By�o na niej wida� zm�czenie, spowodowane wieloma latami
�ycia w nieustannym napi�ciu. Wi�zie� popatrzy� na zakrwawiony mundur Tombsa i w jego
oczach pojawi� si� wyraz wsp�czucia.
- Jest pan powa�nie ranny, komandorze; powinien pan natychmiast zej�� na d� i
opatrzy� rany.
- Nie czas na to - Tombs potrz�sn�� energicznie g�ow�. - Prosz� wej�� na budk�
sternika, tak �eby dobrze pana widzieli.
Wi�zie� skin�� ze zrozumieniem g�ow�.
- Pojmuj� pa�ski plan - powiedzia�.
Tombs popatrzy� znowu na jankeski pancernik i na oba forty. W sam� por�, by
dostrzec silny b�ysk ognia na murach Fortress Monroe. Zanim nad nabrze�n�
bateri� rozwin�� si� pi�ropusz czarnego dymu, ci�ki pocisk przemkn�� z wyciem nad Texasem i
eksplodowa� w wodzie, wzniecaj�c wielki, bia�ozielony gejzer.
Tombs podpar� wi�nia ramieniem i pom�g� mu wspi�� si� na budk� sternika.
- Prosz� si� pospieszy�, jeste�my ju� bardzo blisko - powiedzia�. Wyrwa� z r�k
Cravena bia�� flag� i zacz�� wymachiwa� ni� jak szalony.
Joshua Watkins, dow�dca New Ironsides nie odejmowa� ju� lunety od oka.
- Bia�a flaga! - stwierdzi� ze zdumieniem.
Jego pierwszy oficer, John Crosby, widzia� to samo przez swoj� mosi�n�
lornetk�.
- Bardzo to dziwne z ich strony, sir. Poddaj� si�? Po takiej krwawej �a�ni, jak�
urz�dzili?
Nagle Watkins zacz�� nerwowo regulowa� ostro�� lunety.
- Kt� tam, u diab�a... - mrukn�� z niedowierzaniem i zamilk�. Dopiero po
d�u�szej chwili odezwa� si� ponownie.
- Panie Crosby, kto tam stoi na ster�wce?
Crosby nie nale�a� do ludzi, kt�rych �atwo wyprowadzi� z r�wnowagi, ale tym
razem jego twarz zblad�a jak papier.
- Wygl�da jak... Nie, to niemo�liwe!
Zagrzmia�y dzia�a Fort Wool, ale i tym razem pociski chybi�y. Ich eksplozje
otoczy�y Texas wysokimi kurtynami piany. Dopiero po chwili pancernik wy�oni� si� spoza
nich. Par� niez�omnie naprz�d, nie zmniejszaj�c pr�dko�ci.
Watkins widzia� teraz jeszcze wyra�niej ni� przedtem wysokiego, przygarbionego
cz�owieka, stoj�cego na budce sternika. Zdr�twia� z przera�enia.
- Bo�e, to przecie� On! - zawo�a�. Opu�ci� lunet� i odwr�ci� si� do Crosby'ego.
- Sygna� do obu fort�w: niech natychmiast przerw� ogie�! No, rusz si�, cz�owieku!
Ponownie odezwa�y si� baterie Fortress Monroe. Artylerzy�ci z obu brzeg�w
uwijali si� jak w ukropie; ka�dy mia� nadziej�, �e to w�a�nie on wymierzy wrogiemu
pancernikowi �miertelny cios. Mo�e dlatego wci�� pud�owali. Tylko dwa niedu�e pociski trafi�y
w kazamat� w pobli�u komina, wybijaj�c w nim kilka nowych dziur.
Texas by� ju� tylko dwie�cie jard�w od New Ironsides, kiedy za�ogi fort�w
dostrzeg�y wreszcie sygna�, wywieszony na okr�cie Unii, i przerwa�y ogie�. Watkins i Crosby
pobiegli na dzi�b swojego okr�tu - w sam� por�, by zobaczy� z bliska i wyra�nie dwu
m�czyzn w zakrwawionych mundurach floty Konfederacji oraz wysokiego, brodatego cz�owieka w
pomi�tym cywilnym ubraniu. M�czyzna patrzy� na nich przez d�u�sz� chwil�, potem
uni�s� d�o� w powolnym, uroczystym salucie.
Stali bez ruchu, pora�eni �wiadomo�ci�, �e to, co widz�, pozostanie na zawsze w
ich pami�ci. I mimo ca�ej burzy kontrowersji, jaka si� p�niej wok� tego zdarzenia
rozp�ta�a, nikt spo�r�d setek marynarzy New Ironsides i �o�nierzy Fort Wool nigdy nie mia�
najmniejszych w�tpliwo�ci, kogo widzia� tego ranka na pok�adzie ostatniego
pancernika Konfederacji.
Setki ludzi patrzy�y w bezsilnym przera�eniu, jak Texas przep�ywa obok nich w
upiornej ciszy; smugi dymu wydobywa�y si� ze wszystkich otwor�w; porwana
wybuchami bandera ledwie trzyma�a si� na zgi�tym rufowym maszcie. Nie pad� ani jeden
strza�, kiedy pancernik wchodzi� w tuman mg�y - by znikn�� w niej na zawsze.
5 pa�dziernika 1931, Po�udniowo-zachodnia Sahara
Zaginiona bez wie�ci
Kitty Mannock mia�a przykre uczucie zapadania si� w nico��. Zab��dzi�a,
niew�tpliwie zab��dzi�a - i to beznadziejnie. Ju� od dw�ch godzin jej ma�a,
krucha awionetka trz�s�a si� w podmuchach gro�nej burzy piaskowej. Tumany piasku ca�kowicie
przes�oni�y le��c� gdzie� w dole pustyni� i otoczy�y samolot nieprzeniknion� bur� opo�cz�, z
kt�rej wy�ania�y si� wci�� i natychmiast znika�y jakie� dziwne, widmowe kszta�ty.
Kitty popatrzy�a w g�r� przez przezroczyst� os�on� kabiny. Zamiast s�o�ca
zobaczy�a jedynie rozlan� szeroko pomara�czow� po�wiat�. Potem, chyba ju� dziesi�ty raz w
ci�gu kwadransa, opu�ci�a boczn� szyb� i wyjrza�a na zewn�trz. Ale wci�� widzia�a
tylko wielki, wiruj�cy tuman. Wysoko�ciomierz wskazywa� tysi�c pi��set st�p - w zasadzie
dosy�, by przeskoczy� wszystkie wzniesienia tej cz�ci Sahary, z wyj�tkiem p�askowy�u
Adrar des Iforas na przed�u�eniu �a�cucha g�rskiego Aghaggar.
Kierowa�a si� jedynie wskazaniami instrument�w pok�adowych. Odk�d wpad�a w
burz�, ju� cztery razy zauwa�y�a, �e maszyna traci wysoko�� lub zmienia kurs.
Podci�ga�a wtedy dr��ek i k�ad�a samolot na skrzyd�o, dop�ki ig�a kompasu nie wr�ci�a na
pozycj� stu osiemdziesi�ciu stopni.
Stara�a si� lecie� prosto na po�udnie, wzd�u� transsaharyjskiego szlaku
samochodowego, ale straci�a go z oczu, kiedy ca�kiem nieoczekiwanie zaatakowa�a
j� burza piaskowa. Burza przysz�a z po�udniowego zachodu, przypomnia�a sobie Kitty. Mo�e
wi�c warto skr�ci� teraz na zach�d, aby zr�wnowa�y� przypuszczalny dryf. Mia�a te�
nadziej�, �e w ten spos�b szybciej ucieknie ze strefy burzy.
Najbardziej jednak niepokoi� j� dystans. Oblicza�a, �e ma jeszcze oko�o
czterystu mil do Niamey. Tam w�a�nie chcia�a wyl�dowa�, by uzupe�ni� paliwo, zanim znowu
wystartuje do rekordowego lotu, kt�rego celem by� Kapsztad.
R�ce i nogi dr�twia�y jej coraz bardziej; skutek zm�czenia oraz nieustannej,
monotonnej wibracji silnika. By�a ju� dwadzie�cia siedem godzin w powietrzu:
tyle min�o od jej startu z podlondy�skiego lotniska Croydon. Mia�a przed sob� jeszcze trzy
godziny dnia. Mog�o to wystarczy� na dotarcie do Niamey w normalnych warunkach, ale teraz,
przy niesprzyjaj�cym wietrze, pr�dko�� samolotu wzgl�dem ziemi spad�a do
dziewi��dziesi�ciu mil na godzin�. Stary, ale niezawodny Fairchild FC-2W, g�rnop�at z zamkni�t�
kabin�, nap�dzany 410-konnym gwia�dzistym silnikiem Pratt & Whitney Wasp, pozwala�
pokonywa� przestrze� z szybko�ci� stu dwudziestu mil na godzin�. W�a�nie tak� szybko��
zak�ada�a Kitty w dokonywanych przed lotem obliczeniach.
Czteromiejscowy Fairchild by� kiedy� w�asno�ci� linii lotniczej PanAmerican
Grace; w regularnych rejsach przewozi� poczt� i pasa�er�w mi�dzy Lim� a Santiago. Kiedy
firma zast�pi�a samolot wi�ksz�, sze�ciomiejscow� maszyn� - odkupi�a go Kitty Mannock.
W kabinie pasa�erskiej na miejsce foteli zainstalowa�a dodatkowe zbiorniki paliwa,
i pod koniec 1930 roku wystartowa�a do lotu po rekord na trasie Rio de Janeiro - Madryt. By�a
pierwsz� kobiet�, jaka pokona�a po�udniowy Atlantyk drog� powietrzn�.
Przez ca�� nast�pn� godzin� walczy�a z w�ciek�ymi atakami wiatru, staraj�c si�
utrzyma� samolot na zaplanowanym kursie. Mia�ki piasek przenika� do kabiny
wszystkimi szczelinami, wciska� si� w nozdrza i pod powieki. Przetar�a oczy, ale to tylko
pogorszy�o spraw�. Niemal nic ju� nie widzia�a. Je�li ca�kiem straci wzrok, je�li nie
b�dzie mog�a obserwowa� wskaza� zegar�w - zginie.
Wyci�gn�a spod fotela niewielki kanister, otworzy�a go i spryska�a wod� twarz.
Od�wie�y�o j� to. Stru�ki wody z piaskiem sp�yn�y po policzkach, niemal
natychmiast wysychaj�c w upale. Ale zn�w widzia�a dobrze, cho� wci�� mia�a wra�enie, �e
tysi�ce igie�ek wbija si� w jej oczy.
I wtedy us�ysza�a - a mo�e tylko wyczu�a - drobn� nieregularno��, jaki� ledwie
uchwytny moment ciszy w ci�g�ej, jednostajnej pracy silnika. Pochyli�a si� nad
zegarami. Wszystko dzia�a�o normalnie. Sprawdzi�a zawory paliwa; by�y otwarte. Dosz�a do
wniosku, �e musia�a si� przes�ysze�. Nic dziwnego, przy takim zm�czeniu...
Ale milisekundowa przerwa powt�rzy�a si�. A potem jeszcze raz, i znowu. Kolejne
przerwy nast�powa�y ju� regularnie. Przera�ona zrozumia�a, �e jeden cylinder
przesta� pracowa�. Po chwili to samo sta�o si� z drugim, potem z trzecim. Silnik zacz��
kaszle�, strza�ka szybko�ciomierza cofn�a si� gwa�townie.
Jeszcze chwila i silnik ostatecznie stan��. Przed oczami Kitty martwo ko�ysa�y
si� �opaty �mig�a. Cisza, jaka nagle zapanowa�a, porazi�a j�. Nie mia�a �adnych
w�tpliwo�ci, co spowodowa�o awari� silnika. To wciskaj�cy si� wsz�dzie piaszczysty py� zamuli� w
ko�cu dysze ga�nika.
Przygn�bienie i strach szybko min�y. Umys� zacz�� analizowa� nieliczne, w�t�e
szanse, jakie jej pozosta�y. Samolot straci� sterowno��. Pchn�a gwa�townie
dr��ek do przodu, przyspieszaj�c opadanie, i po chwili odzyska�a kontrol� nad maszyn�. Nie by�a
nowicjuszk� w l�dowaniach bez silnika. Mia�a ju� za sob� siedem takich przyg�d. Dwie
zako�czy�y si� katastrofami, ale wysz�a z nich bez wi�kszych obra�e�. Nigdy jednak nie l�dowa�a
awaryjnie w tumanie burzy piaskowej. Przytrzymuj�c jedn� r�k� dr��ek sterowy, drug�
naci�gn�a na oczy gogle, opu�ci�a boczn� szyb� i wychyli�a g�ow� za burt�.
Daremnie jednak usi�owa�a dostrzec ziemi�, do kt�rej - s�dz�c z p�du powietrza -
szybko si� zbli�a�a. Wiedzia�a, �e pustynia w tych okolicach jest stosunkowo
p�aska, ale wiedzia�a te�, �e zdarzaj� si� zdradzieckie w�wozy i strome diuny, o kt�re
Fairchild m�g�by si� rozbi� w drzazgi. Mia�a wra�enie, �e przyby�o jej pi�� lat, zanim wreszcie
zobaczy�a umykaj�cy do ty�u piasek pustyni - zaledwie trzydzie�ci st�p pod ko�ami
samolotu. Piasek wygl�da� na dostatecznie zbity i twardy, by ko�a mog�y si� po nim
potoczy�. Co najwa�niejsze jednak, teren by� g�adki i r�wny. Podci�gn�a dr��ek,
zmniejszaj�c pr�dko�� opadania, ale ju� po chwili du�e ko�a Fairchilda dotkn�y gruntu.
Samolot odbi� si� jak pi�ka, zn�w dotkn�� ziemi, podskoczy� jeszcze dwa, trzy razy, wreszcie
potoczy� si� po piasku, szybko trac�c pr�dko��. Kitty nabra�a powietrza w p�uca, by wyda� okrzyk
rado�ci, kiedy teren przed samolotem urwa� si� gwa�townie.
Fairchild run�� po stromej skarpie w g��bok�, w�sk� rozpadlin�. Podwozie
zaczepi�o o wystaj�cy g�az i z�ama�o si� z trzaskiem. Maszyna dotar�a do dna jaru i uderzy�a
�mig�em w piaszczyste pod�o�e. Kitty, kt�ra zapomnia�a zapi�� pas bezpiecze�stwa, run�a
ca�ym ci�arem na przedni� szyb�. Lewa noga, kt�ra uwi�z�a pod orczykiem, skr�ci�a si�
i p�k�a w kostce. Ale Kitty ju� tego nie czu�a. U�amek sekundy wcze�niej trzasn�a czo�em
w s�upek szyby i zapad�a si� w ciemno��.
Wiadomo�� o zagini�ciu Kitty Mannock obieg�a �wiat ju� w par� godzin po terminie
jej przewidywanego l�dowania w Niamey. Nie mog�o by� oczywi�cie mowy o szybkiej
akcji ratunkowej. Po�a� pustyni, na kt�rej zagin�a Kitty, by�a w wi�kszo�ci nie
zamieszkana i w og�le rzadko odwiedzana przez ludzi. W promieniu tysi�ca mil nie by�o ani
jednego samolotu. Nie by�o te� w 1931 roku tej armii wyszkolonych i odpowiednio
wyposa�onych ludzi, jaka dzi� zajmuje si� ratownictwem.
Tym niemniej ju� nast�pnego ranka ruszy� na poszukiwanie niewielki zmotoryzowany
oddzia� Legii Cudzoziemskiej, stacjonuj�cy w oazie Takaldebey, w kraju nosz�cym
wtedy nazw� Francuskiego Sudanu. Zak�adaj�c, �e Kitty wyl�dowa�a gdzie� przy szlaku
trans-saharyjskim, legioni�ci posuwali si� tym szlakiem na p�noc. Jednocze�nie kilku
ludzi z pewnej francuskiej kompanii handlowej wyruszy�o dwoma samochodami z miejscowo�ci
Tessalit na po�udnie.
Dwa dni p�niej obie grupy poszukiwaczy spotka�y si�. �adna nie dostrzeg�a po
drodze �lad�w katastrofy ani sygna��w �wietlnych, cho�, jad�c nocami, pilnie ich
wypatrywali. Kontynuuj�c prace, przeczesali dwudziestomilowy pas po obu stronach
szlaku motorowego. Po dalszych dziesi�ciu dniach bezowocnych poszukiwa� dow�dca
oddzia�u Legii nie mia� wielkich nadziei. �aden cz�owiek - notowa� w swoim raporcie - nie
zdo�a�by przetrwa� tak d�ugo pod pustynnym s�o�cem bez wody i �ywno�ci. A wi�c Kitty
Mannock, nawet je�li prze�y�a katastrof�, z pewno�ci� zmar�a ju� z wyczerpania.
We wszystkich wielkich stolicach �wiata odprawiono nabo�e�stwa �a�obne za dusz�
s�awnej zdobywczyni podniebnych szlak�w