3471

Szczegóły
Tytuł 3471
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3471 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3471 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3471 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eugeniusz D�bski Kolacja na koszt szefostwa - ...z ziemi wystaj� trzy szklane kopu�y, rozumiesz? - Nawigator pochyli� si� w stron� Kita, wisia� nad blatem sto�u. Mia� min� cz�owieka dziel�cego si� z innym �yciow� tajemnica, Babuschka przystan�) w progu, zaintrygowany opowie�ci� Martinsona. Rozgor�czkowany nawigator gwa�townym ruchem przesun�� szklany cylinder, z kt�rego Kit popija� karminowy sok. Dow�dca szarpn�� si�, chc�c uratowa� szklanic� przed wywr�ceniem, ale Martinsonowi sprzyja�o szcz�cie - sok energicznie uderzy� w �ciank� naczynia wystrzeli� w g�r�, zrobi� fiko�ka i wr�ci� do cylindra, Martinson nawet lego nie zauwa�y�. - Ja podchodz� bli�ej, pytam co to jest, a oni mi odpowiadaj�, �e miejscowy bogacz pochowa� w ten spos�b swoj� c�rk�. �e wkopa� w ziemi� olbrzymie akwarium, z�o�y� tam c�rk�, wyssa� z pomieszczenia powietrze i nape�ni� je helem czy czym� podobnym. Jest przekonany, �e ona w lej atmosferze od�yje, a przez te kopu�y mo�na b�dzie j� ogl�da�. Rozumiesz co� z tego? - Nic - Kit si�gn�� po swoj� szklank�. Babuschka wzruszy� ramionami i podszed� do podajnika. " Ja te� - powiedzia� Martinson odchyli� si� w krze�le, wlok�c po stole d�ugie ramiona. - T ja - rzuci�. Babuschka odwr�ci� si�, trzymaj�c w d�oniach naczynia. Z jednego unosi� si� gor�cy kawowy aromat, z drugiego ch�odny ob�ok znad mro�onej �mietanki- Podszed� do sto�u i usiad�, ostentacyjnie daleko od Martinsona, zmierzy� odleg�o�� i przesun�� oba naczynia poza zasi�g nawigatora, - Gdzie to widzia�e�? - zapyta� wytrz�saj�c g�st� �mietank� do kubka z kaw�. - �ni�o mi si� dzisiaj. - Nawigator z obrzydzeniem patrzy� na manipulacje pilota. - To jednak jest jakie�- obsceniczne - rzuci�- - Sen? - Babuschka koniuszkiem j�zyka zliza� wystaj�c� poza brzeg naczynia �mietankow� fal�, - Nic, to twoje picie, najpierw kawa ze �mietank�, potem mniej kawy "- wi�cej �mietanki, potem niemal sama �mietanka z resztkami kawy. - Wzdrygn�� si� teatralnie. " Rodzaj masturbacji?... - Och, a ju� my�la�em, �e szykuje si� Jaka� akcja. - Babuschka siorbn�� z kubka, staraj�c si� nic zmiesza� zawarto�ci. Najwyra�niej odpowiada� tylko na kwesti� dotycz�c� snu, - Pomy�le�, �e kiedy� uwa�a�em robot� w patrolowaniu za jedno z ciekawszych zaj�� dost�pnych wsp�czesnemu... - Je�li kto� zaczyna m�wi� o patrolowaniu "robota"... - Kit wieloznacznie wci�gn�� powietrze. - Za dwie doby mo�e z�o�y� podanie... Najpierw nie�mia�o, a po chwili bardziej natarczywie odezwa� si� sygna� przywo�ania. Babuschka i Martinson popatrzyli na dow�dc�- - Zawsze co� wykraczesz - warkn�� Martinson. - Masz swoje dwie doby! Podszed� do konsolety i uruchomi� odczyt. Invocator zagrzechota�, wy��czy� si� na chwil� i w��czy� ponownie, ale przez pierwsz� minut� dekoder i g�o�nik tylko zawodzi�y upiornie, jakby komunikat odtwarzany by� 7. elastycznej ta�my. - SP 122. Odczyt o-ou-ougraniczony - zawy�o w g�o�niku - Zadanie, pi-iui-lne: l�dowa� na planecie Rozterka, w osadzie Geyeella. Odebra� stamt�d dwu ocala�ych z incyde- e-e-uentu pasa�er�w... - Stop! - zawo�a� Kit podrywaj�c si� z krzes�a. Gestem ponagli� pilota i nawigatora. - Martin: kurs. Babuschka; dane o lej Geyeelli. Zbi�rka w ster�wce. - Jakby�my mogli si� zebra� gdzie indziej - mrukn�� g�o�no Babuschka. - Ju� id�. Wybieg� pierwszy. Martinson ruszy� w jego �lady. Na korytarzu pilot zapyta� nawigatora: - Wiesz dlaczego Kit zawsze pierwszy i w samotno�ci wys�uchuje komunikat�w? Czekaj! -powstrzyma� odpowied� Martinsona. - Nie dlatego, �e tak m�wi regulamin, po prostu potem mo�e wej�� do ster�wki jak kto� kompetentny i wyja�ni� dw�m t�pym grzmotom o co chodzi, M�wi� ci! - Nadwra�liwy jeste� - zachichota� Martinson, - A id�... Jeste� taki sam, - Yhy. A ty po prostu spalasz si� z ciekawo�ci. Najch�tniej po�o�y�by� si� pod drzwiami z uchem przy szparze i pods�ucha�, co jest w komunikacie. Tak, jakby dziesi�� minut zmienia�o... Babuschka wyprzedzi� Martinsona i pierwszy wpad� do ster�wki. Zaatakowa� komputer seri� pyta�, poczeka� na pierwsze dane, rozwali� si� w fotelu, kursorem zaznaczy� odpowiednie fragmenty z ca�o�ci podstawowej informacji. Martinson mia� prostsze zadanie, sko�czy� wcze�niej i dla treningu w pami�ci weryfikowa� otrzymane dane. Wyniki si� zgadza�y. Jak zawsze. Do ster�wki wszed� Kit. - Nie chce ci robi� nadziei, - Popatrzy� na Babuschk�. - Ale sprawa jest nietypowa. Co prawda nie ratujemy ludzko�ci, nic b�dzie pomnik�w i hymn�w dla ocala�ych bohater�w przestworzy, ale... - Gadaj! - wrzasn�� Babuschka. - Kurs? - Kit spokojnie odwr�ci� si� do Martinsona. Podszed� do swojego fotela przy drzwiach. Usiad� i odczeka�, a� Martinson potwierdzi kurs i uruchomi odliczanie. - Awarii uleg� prywatny transportowiec, stary dezel. Na pok�adzie by�a dw�jka ludzi i pies. Aha! I mobilny robot. Na pewno nie �yje w�a�ciciel, a zarazem dow�dca, Johan Xore. Po wybuchu w przedziale nap�dowym wyl�dowa� na Rozterce i pos�a� ostatni komunikat. My mamy zabra� z Geyeelli jego c�rk� i robola, Ona nazywa si� Larna, robot ma imi� i jakie� tam kody, nie pami�tam. Pytania? - Odczeka� chwil�. - Babuschka? - Geyeella... Tu s� pytania - oznajmi� wolno pilot -Nic wam si� nic kojarzy? Miasto, najwi�ksze i jedyne na Rozterce. Planeta Rozterka fajne? Miasto liczy sobie ponad p� miliona mieszka�c�w, nic przyjmuje statk�w, cho� ma l�dowisko i nic posiada w�asnej floty nawet jednego statku. W�a�ciwie miasto jest zarazem pa�stwem i baz�, wszystkim. Obj�te kuratel� i kup� zakaz�w: nie l�dowa�, nic kontaktowa� si�, nie narzeka�... - Nie co?... Babuschka da� znak, �e dopiero teraz b�dzie bomba: - Po przymusowym l�dowaniu, zreszt� po zamierzonym r�wnie�... - Zwolni� tempo wypowiedzi, cedzi� s�owa wyra�nie dziel�c je na sylaby - ...nast�puje bezapelacyjne zniszczenie statku, a za�oganci staj� si� nieodwo�alnie mieszka�cami Geyeelli. To zarz�dzenie Ziemi. Nieodwo�alne. - Babuschka?! - Pilot przerwa� i popatrzy� na dow�dc�. Kit, nie do�� �e przerwa� mu, to jeszcze b�bni� paznokciem wskazuj�cego palca w pod�okietnik fotela- - Odsiej swoje... - Nie ma w tym krzty fikcji... - Babuschka roze�mia� si� z gorycz�, jak cz�owiek, kt�remu nie wierzy si� kolejny raz, mimo �e m�wi prawd�. - To wygl�da jak dobrowolne wiezienie, chcesz - l�duj, ale ju� nic wystartujesz! Oczywi�cie - s� jakie� uzasadnienia, ale nie w�cha�bym ich bez podw�jnych filtr�w: podobno planeta jest siedliskiem mutawirus�w, niespecjalnie z�o�liwych w atmosferze rodzimej, zab�jczych w innych warunkach- - Plasn�� d�oni� w kolano. - Nie-e-e no... Ludzie, tego nawet nie wymy�li�by schorowany pisarz. W ster�wce zapad�aby cisza, gdyby nic nerwowe posapywanie Babuschki, Martinson odruchowo rzuci� spojrzenie na ekran z odczytem przedstartowym. - Siedem minut - powiedzia�. Kit zab�bni� dwoma palcami w pod�okietnik. Babuschka przesta� sapa�. Komputer, nie�wiadomy napi�cia w pomieszczeniu, pozwoli� sobie na akustyczny meldunek. Kit odczeka� a� umilknie g�o�nik. - Tak czy tak - startujemy. Ale najpierw... - jego fotel skoczy� do pulpitu. Dow�dca zacz�� stuka� w klawiatur�, - W��cz odliczanie - powiedzia� do ekranu przed sob�, nie przerywaj�c pisania. Martinson szybko wcisn�� klawisz, z g�o�nika wyrwa�o si� "Czterysta siedemna�cie...", Martinson tr�ci� suwak na pulpicie, �ciszy� komputer Gdy g�o�nik powiedzia� "Sto siedemna�cie", Kit popatrzy� na za�og�. - Lecimy, ale l�dowanie uzale�ni�em od informacji. - Sto... - szepn�� g�o�nik. Fotele Kita i nawigatora wch�on�y siedz�cych. Babuschka szarpn�� do siebie pulpit i ustawi� na wysoko�ci piersi. - Pi��dziesi�t- Poczuli charakterystyczne zapadanie si� i natychmiastowe odbicie, potem d�ugie kilkusekundowe zaciskanie si� przestrzeni, kiedy receptory, nie mog�c sobie poradzi� z wra�eniami, podsuwa�y najbli�sze skojarzenie - wysychanie sk�ry posmarowanej warstw� kurcz�cej si� masy. -- A dalej? - zapyta� Babuschka. - Dobrze, �e mamy ci� w za�odze- - powiedzia� Kit. - Pewnie. �e dobrze- - ...bo sami nie musimy zadawa� tyle pyta� - doko�czy� spokojnie Kit. - Zostawiasz nam �atwiejsz� robot�: udzielanie odpowiedzi - uzupe�ni� Martinson. Babuschka machn�� r�k�: - Nie wytr�cicie mnie z r�wnowagi? Ustawi� kurs na podej�cie do Geyeelli? - Mo�esz, tylko poczekaj z odbiciem - Kil wsta� i rzuciwszy szybkie spojrzenie na pasmo info przeci�gn�� si�. - Dajmy im troch� czasu na zorientowanie si�... na... do... - zaj�kn�� Si�. - Do namys�u, do cholery! - niemal krzykn�� rozz�oszczony na samego siebie. - Dobrze - Babuschka potulnie pochyli� si� nad klawiatur�. M�g� rozpocz�� zabaw� i zako�czy� po kilku uderzeniach w klawisze, ale wszcz�� z kosmosem d�ugi dialog, jakby mia� do czynienia z debilem. Poza sob� s�ysza� cisz� i nie zamierza� jej przerywa� ani nawet m�ci� spojrzeniem. Oderwa� si� od pulpitu, gdy komunikator zasygnalizowa� nadej�cie "bomby informacyjnej". - No! Kit powstrzyma� si� od komentarzy. Uruchomi� natychmiastowy odczyt, przez ekran pop�yn�y szeregi s��w. "Ostateczna informacja. Pierwotnie tylko dla dow�dcy." Litery zabarwi�y si� na czerwono. Kit wyda� z siebie nieartyku�owany pomruk. Babuschka i Martinson bez s�owa wstali z foteli i wyszli ze ster�wki. Na korytarzu Babuschka uderzy� pi�ci� powietrze przed sob�, poprawi� lewym prostym. - Tak .si� buduje cholerny autorytet dow�dcy - warkn��. - Przesta�. Gdyby szefostwo wiedzia�o, �e tak ci zale�y na pierwsze�stwie, pewnie zaadresowaliby t� bomb�-. - Domy�lam si�. -Ruszy� do przodu, co krok-dwa atakuj�c powietrze przed sob� ciosami pie�ci. Martinson poszed� za nim zachowuj�c dystans i patrz�c pod nogi, jakby obawia� si� potkni�cia o znokautowany tlen, W messie pilot podszed� do manipoola, ale nawet nic dotkn�� blatu Flippera. Pokiwa� si� na stopach obrzucaj�c pustym spojrzeniem zach�caj�co rozjarzony pulpit. Martinson sprawdzi� sw�j kubek, siorbn��, niedbale cisn�� pustym naczyniem w kierunku otworu zmywaka. W ciszy przetrwali kilka minut, polem do messy wszed� KU. - Reszta informacji - powiedzia� od progu, - W Geyeelli znajduje si� robot Tercu JLo 722 i Larna Xore. Johan Xore umar� w wyniku obra�e�, tu� przed �mierci� przekaza�, informacj� najwy�szej wagi. Mo�emy wiedzie� tylko tyle, �e to pierwszy stopie� do prawdziwej rewolucji w in�ynierii genetycznej. Musimy, powtarzam; MUSIMY odzyska� te dane. S� zaszyfrowane, ale mieszka�cy Geyeelli mog� szanta�owa� ich posiadaniem Ziemi�, mog� ��da� zdj�cia izolacji ze swojej planety, a to z kolei zagra�a ca�ej ludzko�ci- Sprawa jest wi�c delikatna, ale ka�de dzia�anie usprawiedliwi osi�gni�cie celu. Ziemia uprzedzi�a Rozterk� o naszym przybyciu; Geyeella wyrazi�a zgod� na l�dowanie i start. Babuschce wpatruj�cemu si� w napi�ciu w dow�dc� wyda�o si�, �e Kit jakby zaj�kn�� si�, ko�cz�c zdanie. Bezlito�nie zapyta�; - A co przed nami ukry�e�? Kit sekund� czy dwie zastanawia� si�, wreszcie machn�� r�k�: - Niech b�dzie: planeta Jest izolowana nic z powodu wirusa, Tak brzmi wersja oficjalna. Niby dla nas to �adna r�nica i lak musimy mie� filtry - powodem jest narkotyk w atmosferze. Ca�a ludno�� jest pod permanentnym wp�ywem tego �wi�stwa, kt�re nazywa si� depyelotop. Ma te� inne nazwy - �cie�ka Szcz�ciarza, Z�oty Kopciuszek, Rajski Py� i kup� innych, r�wnie pochlebnych. Powoduje uzale�nienie, a jest niebezpieczny, bo mc rujnuje, cholera, organizmu, a jednocze�nie powoduje sta�y stan lekkiej euforii. Geyeella, musicie wiedzie�, jest osad� religijnych... Hm, fanatyk�w? Tak, fanatyk�w. Nie wiadomo czy to pod wp�ywem Rajskiego Py�u czy niezale�nie wytworzy�a si� tam dziwaczna religia. Mo�e zreszt� narkotyk tylko umacnia ludzi w wierze. Maj� dw�ch bog�w, nie pami�tam imion, bogowie dobra i z�a. W zale�no�ci od tego, jak si� komu wiedzie, modli si� do odpowiednio przeciwnego b�stwa, bowiem stanem idealnym jest rozmowa mi�dzy dobrem i z�em, powodzeniem i pechem. Cz�owiek powinien d��y� do tego, by by� w �rodkowym punkcie- Ale nas 10 nic interesuje. - Kit zrobi� wreszcie krok i wszed� do messy. Podrapa� si� po karku. - Nas interesuje to; Geyeella mo�e dyktowa� pewne warunki, bo inaczej wypu�ci Z�otego Kopciuszka z klatki. Ziemia - w zamian za trzymanie d�ina w butelce - dostarcza na Geyelle pewne towary i nic wtr�ca si� w �ywot Geyellan. Szefostwo dogada�o si� ju� z kap�anami, pozwol� nam na l�dowanie szalupy i zabranie tych dwu os�b z miasta, ale Ziemia ostrzega, �e raczej powinni�my liczy� tylko na siebie. - Uni�s� stop� i opar� si� czubkiem buta na siedzeniu w�asnego fotela. - Mo�na nawet podejrzewa� pu�apk�, ale musimy spr�bowa�. Je�li kap�ani dowiedz� si�, �e posiadaj� co�, na czym bardzo-bardzo zale�y Ziemi, zaczn� stawia� nowe warunki, podobno ostatnio zacz�li przeb�kiwa� co� o konieczno�ci ekspansji swojej religii na inne planety. Oczywi�cie ramie w rami� ze �wiatopogl�dem idzie narkotyk. - Dow�dca podszed� bli�ej sto�u i przestawi� szklanki tak, �e utworzy�y tr�jk�t. - Teraz wiecie ju� wszystko. Pytania? Pomys�y? - Wspomnia�e� co� o pu�apce... - b�kn�� Martinson. - Pu�apka w tym sensie, �e udzielaj�c nadzwyczaj ochoczo precedensowego zezwolenia na l�dowanie i start, spodziewaj� si�, �e albo sobie nie poradzimy ze znalezieniem poszukiwanych os�b, albo - przed tym zw�aszcza przestrzega nas dow�dztwo - chc� zagarn�� szalup� i mo�e ca�ego peta. - Fajni gospodarze - mrukn�� Babuschka. - Inne komentarze? Pytania? - Jak mamy radzi� sobie w poszukiwaniach? Wyl�dujemy i b�dziemy �azili po�r�d tych wszystkich �paczy? Pytali o obc� dziewczyn� i robota? - Mamy si� skontaktowa� z pomniejszym kap�anem. -Kit zdecydowanie odsun�� wszystkie szklanki i usiad� na stole twarz� do podw�adnych. - Nazywa si� Ranibez, Babuschka plasn�� otwart� d�oni� o powierzchni� manipola. Flipper uzna� to za zaproszenie do gry. Wysun�� tack� na �etony, lecz Babuschka bezwzgl�dnym uderzeniem wcisn�� j� z powrotem. - A ta dziewczyna? Wdycha przez ca�y czas to... No, tego kopciuszka? Kit od powiedzia� wzruszeniem ramion. - Mamy j� zabra�, zapakowa� do medicusa i zapomnie� o jej istnieniu, - Pewnie, mogliby�my j� wykorzysta� do- - zacz�� sarkastycznie Babuschka, ale Kit przerwa� mu uniesieniem r�ki. - Zrobimy tak: Po wyl�dowaniu i skontaktowaniu si� z Ranibezem udajemy si�, ja z Martinsonem, po robota i dziewczyn�, Babuschka, zostajesz w szalupie i pilnujesz jej jak w�asnych �eton�w do flippera. - Popatrzy� na spurpurowia�e oblicze pilota i doda� z naciskiem; - Komentarze zabronione, Babuschka: przygotujesz szalup�, ja - asekuracj� w postaci zdublowanej ��czno�ci z kompem peta, Martinson - cztery... Nie: pi�� kombinezon�w typu 3. Za kwadrans startujemy... Odwr�ci� si� i wyszed�. Babuschka popatrzy� na Martinsona. Szuka� w oczach kolegi wsp�czucia, ale Martinson, ucieszony perspektyw� wycieczki na obc� i lak egzotyczn� planet�, nic potrafi� wykrzesa� z siebie tyle ob�udy. - Szofer... - powiedzia� z gorycz� Babuschka. - Jak Boga kocham: kierowca! Podwie� pa�stwa i poczekaj. - Uderzy� ponownie w manipool, tym razem pi�ci�, Flipper ockn�� si� i us�u�nie wysun�� tac�- - Czego chcesz, durniu?! - rykn�� pilot i opu�ci� mes�. Martinson westchn�� i potar� otwart� d�oni� czubek nosa kryj�c przy okazji u�miech. Nic ruszaj�c si� z mesy wywo�a� komp i dok�adnie, punkt po punkcie wykona� remanent w sekcji medycznej szalupy. Kombinezony z lekkiej nieprzenikliwej grady, wyposa�one w p�askie garby, kryj�ce filtry i maski U-N, sprawdzi� dwukrotnie, poleci� wys�a� je na pok�ad szalupy i r�wnie� dwukrotnie sprawdzi�, czy znalaz�y si� na swoim miejscu. Zanuci� co� pod nosem, za��da� z podajnika malej porcji galaretki witaminowej, ale zanim j� odebra�, w mesie rozleg� si� sygna� invocatora. - Kurcz�... Co jeszcze? Zostawi� domagaj�cy si� odbioru zam�wienia podajnik i pogna� do ster�wki. Babuschka us�ysza� sygna�, gdy po kontroli pok�adowego kompa szalupy gramoli� si� pod skrzyd�em na zewn�trz. Odruchowo poderwa� g�ow�, i uderzy� skroni� o p�at no�ny, a�, zahucza�o mu pod sklepieniem czerepu. Zawy� z w�ciek�o�ci. Gdy wbieg� do ster�wki, Kit zbija� w�a�nie z ekranu komunikat. - Zmiany - powiedzia� na widok Babuschki. M�wi� przez zaci�ni�te z�by. - Ta Larna Xore to nie �adna c�rka Johana. Niestety - c�rka zgin�a pierwsza, od razu po zderzeniu. Larna Xore... - Nabra� powietrza i na chwil� zatrzyma� je w p�ucach. - Ukochana suczka Johana, rasy bascotdoer. Johan stanowczo ��da� w ostatnim komunikacie odbioru psa", tfu, suki... - poprawi� si�. - ... z Geyeelli. Musimy j� zabra�, bo to ona jest no�nikiem informacji. Rozumiecie? To si� troch� komplikuje... - Ponownie wci�gn�! powietrze i wyda� z siebie d�ugi syk, - Poza tym... - zgrzytn�� z�bami - ...mam wyra�ny rozkaz pozostania na orbicie. - Babuschka poruszy� wargami, ale uda�o mu si� opanowa� i nie wyda� z siebie d�wi�ku. Kit by� bliski eksplozji. Chwil� sapa�, potem chrz�kn�� i powiedzia�: - Robot jest uszkodzony, nie wiadomo czy jedna osoba nawet z w�zkiem da sobie z nim rad�. Cholera... Martinson k�apn�� �uchw�, ale odg�os zderzaj�cych si� ze sob� z�b�w zag�uszy� okrzyk Babuschki: - No to ja p�jd� po psa! Lubi� psy i one mnie- Mia�em... - Dobrze! - przerwa� mu Kit. Po jego twarzy rozla�a si� szczera ulga. - Tak si� umawiamy: je�li robol i pies nie s� razem, Babuschka udaje si� po psa, ty... - popatrzy� na Martinsona - ...zwijasz robola i migiem do szalupy. Idziemy... - Pierwszy ruszy� do drzwi, - Aha!... - rzuci� przez rami�, - Szefostwo funduje kolacj� - ton jego g�osu sta� w jaskrawej sprzeczno�ci z tre�ci� komunikatu. - Id�cie. - Babuschka biegiem wyprzedzi� dow�dc�, - Wezm� tylko cos na uspokojenie psa! - Wybieg� na korytarz i pogna� wo�aj�c: - Nie wiadomo jak na niego dzia�a narkotyk, mo�e b�dzie si� stawia�?! Medicus zastanawia� si� chwil�, zanim przemy�la� dane o psie rasy bascotdoer, Babuschka niecierpliwie pochwyci� p�aski, dystansowy injector wype�niony preparatem, wybieg� na korytarz, jednak po kilku krokach zawr�ci� do mesy. Podajnik irytuj�co wolno komponowa� mi�sn� kostk�, ale w ko�cu wyrzuci� dwie, jak by�o zam�wione. Babuschka wsun�� je do kieszeni i pogna� do hangaru Martinson siedzia� ju� wewn�trz szalupy. Kit sta� z �okciami opartymi na progu bocznego awaryjnego luku, g�ow� wsun�� do wn�trza, ale Babuschka wyra�nie us�ysza�: - Nie m�w nic Babuschce: szefostwo twierdzi, �e ta pieprzona �cie�ka Szcz�ciarza powoduje nadmiern� gadatliwo��, Masz, �yknij blocker. Musimy przeprowadzi� operacj� odwracaj�c� uwag�: Babuschka powie im, �e najwa�niejszy jest pieska ty w tym czasie zabierzesz tego gruchota i po krzyku. Podw�jna wolta. - Kurcz�, to nie�adnie,,, - zaprotestowa� Martinson. - A jakie widzisz wyj�cie? Mamy szybko, zgrabnie i skutecznie zabra� spadek po Xore i wyrwa� z tego raju. A je�li ci "kap�ani" si� zablokuj�? Zaczn� co� w�szy�, podejrzewa�... Ba-buch odwr�ci uwag� zreszt� mo�e nie b�dzie to potrzebne, ja tylko tak, na wszelki wypadek. Martinson nie odezwa� si�. - Gdzie on jest? - Kit zacz�� wy�azi� z ciasnego otworu awaryjnego w�azu, Babuschka na palcach wycofa� si� pod drzwi, plasn�� d�oni� w �cian� i ruszaj�c biegiem wrzasn��: - Ju�! Wzi��em co� dla tego psa, b�dzie szed� za mn� jak za w�asnym panem. Kil machn�� r�k�- Kiedy Babuschka wskakiwa� na skrzyd�o, dow�dca opu�ci� hangar. Pilot w opanowany do perfekcji spos�b wsun�� si� przez wierzchni w�az bezpo�rednio na sw�j fotel, Przelotnie obrzuci� spojrzeniem nawigatora i uda�, �e nie zauwa�a w oczach Martinsona czego� przypominaj�cego wsp�czucie, ale zacisn�wszy z�by uruchomi� procedur� startow�, - Got�w do startu - zameldowa� po czterdziestu sekundach. - Start, - Us�yszeli w kabinie. Cztery minuty p�niej ogromna szufla, cz�� pod�ogi hangaru, wysun�a szalup� na zewn�trz. Babuschka otaksowa� wzrokiem pulpit i ekrany przed sob�, po czym zezwoli� kompowi na przej�cie ster�w, Pojazd delikatnie osun�� si� w pustk� bez oparcia, komp zameldowa� pomy�lne zako�czenie pierwszego etapu lotu, uruchomienie drugiego i przewidywany przebieg trzeciego. Ci�g silnika objawi� si� �agodnym zasysaniem pasa�er�w przez ich w�asne fotele. - Jak to wygl�da? - zapyta� Martinson wskazuj�c pod�og�, Babuschka zwolni� jeden z ekran�w, wywo�a� na� symulowany komputerowo obraz planety. - Nudna - skomentowa� po chwili wpatrywania si� w zarysy l�d�w i w�d. - Mo�e i nie pustynia, ale �ycie zwierz�ce tylko w wodach, a i tego nic da si� wy�owi� sieci�. Ska�y i piargi... Jedna ciekawa forma ro�linna - falowiec, krzew nieomylnie wyczuwaj�cy wod� i wypuszczaj�cy w jej kierunku d�ugie wiciowate ga��zki, kt�re zakotwiczaj� si� w pewnej odleg�o�ci od krzewu-matki, a nast�pnie wypuszczaj� kolejne ga��zki, - Odmalowa� falistym ruchem d�oni marsz falowca ku wodzie, - Mo�e zobaczysz d�ugie proste pasma zieleni, to podobno b�d� falowce, - Bahuschka zmarszczy� brwi, - Mog�y �adnie wygl�da�, gdyby posadzono je w kr�gu z wody... - Przesta�, to planeta z kwarantann�, mo�e jeste�my pierwsi, kt�rzy odlec� z jej powierzchni. - Martinson oderwa� spojrzenie od ekranu, Babuschka skin�� g�ow�, ale nie zmieni� lekko rozmarzonego wyrazu twarzy. Nawigator zerkn�� na ekran. - Ukszta�towanie powierzchni i lak nie Jest powodem, �eby wszyscy, ca�e sze��set tysi�cy gnie�dzi�o si� w jednym miejscu - powiedzia� po chwili. - Z ich punktu widzenia... - Szalupa wykona�a �agodny skr�t- Babuschka na chwil� umilk�, kontroluj�c prowadzenie maszyny przez komp - ...skoro nie musz� uprawia� hodowli ani roli, bo wystraszona mo�liwo�ci� ekspansji narkotyku Ziemia funduje im zaopatrzenie. Na dodatek, jak tylko im si� powiedzie wkracza drugi b�g i neutralizuje dzia�anie pierwszego? - �le zrozumia�e�; nic wkracza drugi b�g, tylko zaczynaj� si� modli� o jego interwencj� - poprawi� Martinson. - No, to prawic to samo, - Babuschka nie odrywa� spojrzenia od ekran�w, tylko cz�ciowe z potrzeby, ba� si� bowiem, �e Martinson odczyta z jego spojrzenia nieco szerszy, ni� mu si� nale�a�, zakres wiedzy o akcji na Geyeelli, - Powinni pomaga� swoim bogom. Gdybym by�, na przyk�ad, kierowc� wy�cigowego bolidu i niespodziewanie wyszed�bym na prowadzenie i uwa�a�bym, �e nale�y to szcz�cie wyr�wna�, to - owszem - pomodli�bym si� do boga pecha, a potem dla pewno�ci pu�ci� kierownic�. W ten spos�b szybciej nast�puje wyr�wnanie i Idealna R�wnowaga! Martinson zamierza� zaoponowa�, ale do rozmowy wtr�ci� si� Kit: - Macie jeszcze siedem minut lotu. Wk�adajcie kombinezony, Aha, macie plan tego miasta, osady, czy jak tam to nazwa�. Geyeella zajmowa�a tyle miejsca ile przeci�tne ziemskie sze��settysi�czne miasto. Widziane z g�ry by�o niemal regularnym kwadratem z odstaj�cym w po�owic d�ugo�ci zachodniego boku ma�ym kwadracikiem. Wzd�u� wschodniego brzegu p�yn�a p�ytka rzeczka. - Rozbudowuj� si�, mimo wszystko - zauwa�y� Martinson - A to musz� by� te twoje falowce - wskaza� cienkie ciemnozielone kreski pod r�nymi k�tami zbiegaj�ce si� w kierunku pasma wody. - Aha... - Babuschka zmieni� rzut kamery. Wszystkie budynki w mie�cie by�y identyczne, mia�y kszta�t odwr�conego zikkuratu, postawionej na wierzcho�ku piramidy. Poza tym dachy budynk�w ��czy�a g�sta sie�. - Kable? Liny? H�? - Nie wiem - odpar� Kit. - W bombie nie by�o �adnych informacji o samym mie�cie. To, co widzicie pochodzi z pok�adowego kompa, - Chwil� trawili informacje. - Uwaga, za �wier� minuty hamowanie - ostrzeg� dow�dca, Babuschka wzruszy� ramionami, potwierdzi� zgodno�� przebiegu lotu z planem i popatrzy� na Martinsona - K�ad� si�, tu Jest g�sto. Kilka nast�pnych minut sp�dzili w dygocz�cej szalupie, gdy silniki usi�owa�y zapanowa� nad prawami fizyki rz�dz�cej planet� i - zgodnie z przewidywaniami i planami budowniczych szalupy - uda�o si� im pokona� opory powietrza i grawitacj�, a przynajmniej dokona� kompromisowego podzia�u kompetencji: grawitacja �ci�gn�a wprawdzie szalup� na powierzchni� planety, a g�sto�� atmosfery po�ar�a jej pr�dko��, - Pami�tacie, �e miejscowi nic u�ywaj� ekran�w? - odezwa� si� Kit. - Nie - powiedzieli ch�rem Martinson i Babuschka. Obaj uwalniali si� z uprz�y foteli i obaj w tym samym czasie zamarli zaskoczeni komunikatem Kita. - Nie m�wi�e� tego- - zawo�a� do sufitu Babuschka, - No to przepraszam, ale musia�o mi wylecie�... Komunikacja radiowa - prosz� bardzo, i sami j� stosuj�, ale �adnego przesycania obraz�w. Chyba to ma podstawy w religijnych za�o�eniach. - Nie maj� telewi-i-izjii? - Nie. I nie chc� �eby ktokolwiek mia� na ich ziemi. Uwaga, zbli�a si� do was pojazd, - Babuschka odruchowo si�gn�� do pulpitu. - Zablokowa�em wasze kamery i ekrany. B�d� waszymi oczami. - Megalomania komandorska! - Pilot wyrwa� si� z obj�� fotela i biegiem dopad� pojemnika z kombinezonami. Wyszarpn�� dwa, jeden rzuci� gramol�cemu si� Martinsonowi, strzepn�� z trzaskiem drugi i energicznie wskoczy� w rozpostarte wn�trze. - Udaj�... S�yszysz, Babuschka? Udaj�, �e lego nie s�ysza�em - powiedzia� g�o�nik, Pilot rzuci� wystudiowane "spode �ba" spojrzenie w obiektyw kamery, ale powstrzyma� si� od komentarza- Martinson wy�uska� z przy�ciennej szafki dwa kompletne komunikatory- z radiolatarniami, tropicielami, racami antenowymi, maszynkami do zag�uszania. - S�usznie - pochwali� przez g�o�nik dow�dca. Babuschka skrzywi� si�, mocuj�c komunikator do paska, sprawdzi� po�o�enie koncentrat�w mi�snych dla Larny Xore i - wzi�tego na wypadek, je�eli nie oka�e si� mi�ym pieskiem - pistoletu z og�upiaczem. Odklei� od wn�trza pakietu ochronnego maseczk�, wcisn�� filtry w nozdrza. Na usta naci�gn�� i przyklei� g�st�, sztywn�, wypuk�� siatk�. Popatrzy� na Martinsona, odwr�ci� g�ow� do panelu steruj�co-kontrolnego, zachichota� nie przerywaj�c wzrokowej kontroli ca�o�ci wyposa�enia szalupy. - Wygl�damy w tym jak dwa nad�sane szympanse, - Uwaga, macic go�cia. Definitywnie zatrzyma� pojazd sto metr�w od wej�cia. Mo�e ruszyliby�cie wreszcie i zacz�li akcj�?... - Dobra. - Babuschka odetchn�� g��boko, sprawdzi� odczyt mieszanki atmosferycznej. - Komp, otworzysz pojazd tylko na has�o "Trzy szybkie szympanse" lub na sygna� z orbity. Idziemy.... Pierwszy wkroczy� do �luzy i stukn�� w klawisz sterownika drzwi Komp poczeka� na Martinsona, szcz�kn�y rygle, w d� pow�drowa� wizyjny wska�nik atmosfery i w po�owie drogi zawr�ci�, gdy zawory zewn�trzne wpu�ci�y powietrze Geyeelli. Pancerne drzwi odsun�y si�, sprawnie rozwin�a rampa i Babuschka zbieg� ra�nie na powierzchni� planety. Stoj�c na grubej warstwie rdzawozielonej suchej trawy, obr�ci� si� na pi�cie, usi�uj�c niemal jednocze�nie zlustrowa� wszystko, co znalaz�o si� w zasi�gu jego wzroku - jasne, zamglone niebo, ciemna bry�a kanciastego miasta, sprawiaj�cy wra�enie twardego grunt, niemal ca�kowicie przes�oni�ty tym samym monotonnym zielskiem. Przytupn�� sprawdzaj�c trwa�o�� gruntu pod stopami. Kruche �odygi pop�ka�y natychmiast. Machn�� do nawigatora dokonuj�cego przegl�du ze szczytu rampy. Jednocze�nie w ich kierunku ruszy�a standardowa miejska caretka. - Niby obcy �wiat, a wszystko znajome - powiedzia� rozczarowany Martinson podchodz�c do pilota. Babuschka wci�gn�� ostro�nie powietrze. Przefiltrowane i wyja�owione nie mia�o �adnego smaku. Pomacha� r�k� do kierowcy caretki. M�czyzna odpowiedzia� podobnym, ale nie tak szerokim gestem, podjecha� bli�ej i zatrzyma� pojazd. Mia� jasn� cer�, pomarszczone czo�o, jakby cz�sto dziwi� si� czemu�, albo wydawa� nieprzyjemne rozkazy; kr�tko �ci�te na bokach i g�rze nieco d�u�sze z tylu w�osy, poprzetykane by�y g�sto siwizn�, W spojrzeniu rysowa�o si� charakterystyczne zniecierpliwienie; "Dlaczego w�a�nie ja i w�a�nie teraz musz� si� tym zajmowa�!?" - Witajcie - powiedzia�. - Jestem Ranibez. �smy kap�an Punktu. Babuschce wyda�o si�, �e Martinson zamierza u�miechn�� si�, albo wda� w dysput� o podstawie dogmat�w religijnych, wi�c szybko zrobi� jeszcze krok do przodu. - Pilot Babuschka, a to nawigator Martinson, reszta ekspedycji na orbicie. - Udzieli� sobie pochwa�y za cwane zwi�kszenie liczebno�ci za�ogi, - Mamy polecenie odebra� st�d robola Teren JLP 722 i psa o imieniu Larna Xore, - A, tak si� wabi? - powiedzia� m�czyzna, w jego glosie zabrzmia�a ulga. Mo�e co� jeszcze. - Nic wiedzieli�my. - Robot wam nie powiedzia�? - szybko wtr�ci� Martinson. - Robot?- Hm. Zobaczycie. On nie jest sprawny. - M�czyzna pokr�ci� g�ow�, - Przemawia cytatami z gazet, raport�w parkingowych i procedur stanowych. Mo�e... - Wzruszy� ramionami. - Gdyby kto� si� upar� i zada� mu odpowiednie pytanie, to odpowiedzia�by nawet jak si� nazywa pies jego zmar�ego pana, ale nic znale�li si� ch�tni. Prosz� - Wskakuj�c miejsca obok siebie, ponagli� delikatnie pasa�er�w, Martinson i Babuschka wgramolili si� na stopnie i usiedli na sztywnych twardych krzes�ach. - Robol jest w magazynie na p�nocno zachodnim rogu Geyeelli - powiedzia� Ranibez, - Mo�emy od razu po niego pojecha�... - A pies? - Babuschce nie spodoba! si� jaki� specjalny nacisk na s�owach "robot", "po niego", "od razu". Jakby Ranibez chcia� odwr�ci� uwag� od psa. Albo - wr�cz przeciwnie na psa zwr�ci� uwag�. - Tu b�dzie ma�y k�opot... My... Nie wiedzieli�my, �e pies jest wam potrzebny, kto� go ma. To znaczy, kto� si� ci�gle z nim bawi, to bardzo mi�y pies, jedyny w Geyeelli. Obawiam si� nawet, �e teraz wybuchnie moda na domowe zwierz�ta. - Powiedzia� to lekkim tonem, ale i Martinson i Babuschka wyczuli, �e z jakiego� powodu niepokoi to Ranibeza. - Proponuj� �eby�my pojechali po robota, a potem poszukamy psa... W�zek zbli�a� si� do pierwszych dom�w Geyeelli. Wbite w grunt odwr�cone piramidy, mia�y po sze�� kondygnacji, a platformy dach�w powi�zane ze sob� by�y sieci� kabli. W tr�jk�tnych przekrojach ulic panowa� p�mrok, �aden sklep - o ile by�y tu sklepy - nie atakowa� wzroku przechodni�w agresywnym, jaskrawym o�wietleniem. Babuschka chwyci� si� por�czy przy schodkach i wsta�. - Zrobimy inaczej, zale�y nam na czasie. Wi�c - o ile nie ma pan nic przeciwko takiemu planowi - prosz� zawie�� Martinsona do robota i pom�c w przetransportowaniu go do szalupy, a ja poszukam psa. Dobrze? Ranibez pokiwa� g�ow�, ale wygl�da�o to, jakby potakiwa� tylko, �eby zyska� na czasie, nad czym� gor�czkowo si� zastanawiaj�c. Potem oderwa� na moment wzrok od drogi i popatrzy� Babuschce w oczy. Pilot uzna� to za zastanawiaj�ce - od l�dowiska szalupy do miasta prowadzi�a jedna jedyna droga, naturalnie g�adka, pokryta ko�uchem �amliwych pseudo-traw, na kt�rej poradzi�oby sobie dwutygodniowe dziecko. Ranibez nie musia� a� tak uwa�nie wpatrywa� si� w przestrze� przed sob�. Tym niemniej by� strasznie zaaferowany prowadzeniem caretki, dopiero teraz nie wytrzyma� i strzeli� spojrzeniem w oczy go�cia. Pilot oderwa� od ramy kciuk i cztery razy, jak kto� zniecierpliwiony, postuka� w nim w por�cz. Kit, obserwuj�cy wszystko za po�rednictwem kamer umieszczonych w baretkach, r�wnie� dojrza� sygna� Babuschki. W uszach pilota i nawigatora rozleg� si� szept: "Widz�. Cztery-cztery". W ich prywatnym kodzie znaczy�o to: "Uwaga, ale jeszcze nie wiem na co". Martinson podrapa� si� w kolano: "Widz� i podzielam obserwacj�", a Babuschka chrz�kn�� i - nic czekaj�c na przyzwolenie czy jak�kolwiek inn� reakcj� gospodarza - wysun�� nog� na zewn�trz. Ranibez podj�� decyzj� - zacz�� zwalnia�, ale pilot ju� skoczy�. Caretka natychmiast zwolni�a hamulce, chyba nawet przyspieszy�a. Pilot przygl�da� si� chwil� malej�cemu w oczach pojazdowi, a potem ruszy� w kierunku "miasta". Nie �pieszy� si�, rozgl�da� na boki, wbija� spojrzenie w mroczne kaniony ulic przed sob�, zerka� do g�ry, ale Geyeella nie zamierza�a odkrywa� swoich sekret�w. O ile poza depyelelopem je mia�a. Powietrze by�o suche, ciep�e i nieruchome, �wiat�o ostre, niemi�e. - Raj to 10 nie jest - mrukn�� Babuschka na u�ytek w�asny i Kita. Po kilkudziesi�ciu krokach wszed� w rzucany przez postawione na g�owie zikkuraty cie�. W zasi�gu wzroku mia� kilka os�b, ale cho� wszystkie obrzuca�y go szczerze zainteresowanymi spojrzeniami �adna w inny spos�b nie sygnalizowa�a ciekawo�ci, a tym bardziej ch�ci zawarcia znajomo�ci, Babuschka poczu� lekki zawr�t g�owy, odruchowo odetchn�� g��biej. - Cholerny cie� - powiedzia� na glos. - Ciemno tu jak... - Witaj! Odwr�ci� si� szybko. Za nim sta� wyrostek, ubrany i ostrzy�ony niemal identycznie jak Ranibez. Nie u�miecha� si� powitalnie, mia� na twarzy wypisane zadanie i chcia� jak najlepiej je wykona�. Gorliwy adept - Witaj - powiedzia� Babuschka. - Szukam psa, kt�ry tu wczoraj wyl�dowa�. Mam go zabra�. Zale�y mi na czasie - doda� akcentuj�c ostatnie cztery s�owa. Adept podszed� bli�ej. Mia� nieprzyjemnie ch�odne oboj�tne spojrzenie- Oderwa� je na chwil� od go�cia, zerkn�� za jego plecy, najpierw przez prawe rami� pilota, potem przez lewe. Babuschka poczu� niemal nieodpart� ch�� okr�cenia si� na pi�cie, przem�g� si� jednak i me obejrza�. Nie zrobi� nic poza tym, �e odruchowo napi�� mi�nie i czeka�. - im bardziej si� do czego� �pieszysz, tym szybciej b�dziesz p�niej od tego ucieka� - powiedzia� z namaszczeniem m�odzieniec, - Rozumiem. Nie �piesz� si� bardzo, �piesz� si� po prostu - odpar� Babuschka. - I rzeczywi�cie - b�d� potem ucieka�. Czyli zwyczajnie startowa�, takie mam zadanie. - Chod� - powiedzia� ch�opak i ruszy� pierwszy. - Wiesz gdzie jest Larna Xore? Adept odwr�ci� si� nic przerywaj�c marszu: - Jeszcze nie, ale w�a�nie trwaj� poszukiwania. Poczekamy tam - ruchem g�owy wskaza� wej�cie do najbli�szego zikkuratu. Babuschka dogoni� go, machni�ciem r�ki obj�� najbli�sze budynki: - Mo�esz mi powiedzie� dlaczego wszystkie s� takie same i tak samo... oryginalnie ustawione? To znaczy postawione? - Oryginalnie? - No, naturalniej by�oby ustawi� je na wi�kszej podstawie, by�yby trwalsze,- Wiatry, burze i tak dalej... - Burze? - Ch�opak odwr�ci� g�ow� i popatrzy� na Babuschk�. Mimo �e powt�rzy� s�owo "burze" z intonacj� pytaj�c�, na jego twarzy nie zarysowa�y si� �ywsze uczucia. - Jasne, nie macie burz - machn�� r�k� pilot. - Nic mamy. A dachy zbieraj� energie... - Babuschka otworzy� usta chc�c wyt�umaczy�, �e piramidy ustawione "normalnie" zbiera�yby o wiele wi�cej energii s�onecznej, ale ch�opak doko�czy�; - ...i chroni� przed py�em. Na sieciach zbieramy depyeloton... - Tak?... - Babuschka omal nie powiedzia�: "Trzeba tak by�o od razu m�wi�". - Rozumiem - doko�czy� Wej�cia do budynk�w ozdobiono niemal identycznymi tympanonami, kt�re wygl�da�y, jakby miejscowy olbrzym przeczesa� krzepn�cy beton szponiastymi dziesi�ciopalczastymi �apami. Nad ka�dym wej�ciem niemrawo jarzy�y si� dwucyfrowe liczby. Babuschka skrzywi� si�, potem pokr�ci� g�ow�, ale pozostawi� bez komentarzy brak zdobniczej inwencji gospodarzy. Weszli do budynku. Korytarz mia� d�ugo�� zaledwie kilku krok�w, potem raptownie skrzy�owa� si� z o wiele szerszym i fatalnie o�wietlonym. Przewodnik bez chwili wahania ruszy� do najbli�szych drzwi. "W porz�dku, nie ma �adnego ekranowania" us�ysza� Babuschka w uchu. Klepn�� si� w pier� i ruszy� za adeptem, przystan�� tuz za progiem i rozejrza� si�, ale nic by�o na co patrze�. �awka - ch�opiec siedzia� ju� na niej - doko�a �cian, koniec. Pomieszczenie przypomina�o kabin� windy. Po�rodku ka�dej ze �cian wystawa� fragment walca, na kt�rym wymalowane by�y skierowane do siebie ostrzami tr�jk�ty, bia�e i czarne. Walce wolno kr�ci�y si� wok� swych osi, po chwili patrzenia na zmieniaj�ce si� barwy, oczy zaczyna�y traci� zdolno�� ostrego widzenia. Babuschka mrugn�� kilka razy, sapn�� i rozejrza� si� jeszcze raz, wolniej lustruj�c pomieszczenie, ale niczego wi�cej nic dostrzeg�. Zerkn�� na ch�opaka. Ma�y siedzia� nieruchomo, patrz�c na obracaj�cy si� walec. Pilot zrobi� dwa kroki i usiad�. Umy�lnie wybra� inn� cz�� �awki, �eby m�c uwa�a� na adepta, ale tamten zdawa� si� by� ca�kowicie poch�oni�ty obserwowaniem zmieniaj�cych si� stale barw. Czer�. Biel, Czer�, biel, czer�... Ach, domy�li� si� Babuschka, to jest len punkt r�wnowagi. Raz tak, raz owak! Wpatrywa� si� chwil� w "sw�j" walec, ale przypomnia� sobie co� i w tej samej chwili us�ysza� g�os Kita "Nie wytrzeszczaj tak oczu na to. Mo�e ci� hipnotyzuj�? Chocia� raczej wygl�da mi to na m�ynki modlitewne" Babuschka skubn�� si� za prawe ucho; "Nie rozumiem?", ale Kit nie zd��y� odpowiedzie�. Do pokoju-windy wszed� m�czyzna. M�g�by to by� m�odszy brat Ranibeza, albo on sam po lekkiej charakteryzacji. Skin�� g�ow�, Babuschka poderwa� si�. M�czyzna podszed� do trzeciej wolnej �awki i bez s�owa usiad�. - Dlaczego szukasz psa? - zapyta�. - Mam go zabra� na pok�ad statku - odpowiedzia� Babuschka, Co� we w�asnym g�osie zastanowi�o go, ale nie zd��y� pozbiera� my�li. Us�ysza�, �e kto� co� powiedzia�, ws�ucha� si� i rozpozna� w�asny glos: - Mamy st�d zabra� robota i psa. Robol jest bardzo potrzebny- - pr�bowa� skoncentrowa� si� i zacisn�� z�by, ale j�zyk porusza� si� ochoczo, a mi�nie �uchwy zupe�nie nie s�ucha�y s�abych oponuj�cych sygna��w z m�zgu. - ...W�a�ciwie tylko robot jest potrzebny, pies to operacja odwracaj�ca uwag�, Niech to jasna czarna dziura, j�kn�� w duchu. Musz� zamkn�� pysk, bo... - Wi�c to robot dysponuje informacj�, na kt�rej tak zale�y Ziemi? - zapyla� adept. Babuschka zdziwi� si�, s�ysz�c jak m�odzian odwa�nie zabiera g�os w obecno�ci starszego, ale zdumienie nie wp�yn�o na szybko�� jego zezna�: - Tak - powiedzia� z przekonaniem. Zrozumia�, �e zale�y mu na jak najszczerszych odpowiedziach. Poczu�, �e to mi�o tak otwarcie rozmawia� z innymi lud�mi. Us�ysza� w uchu jaki� brz�cz�cy g�osik, ale zignorowa� go ca�kowicie. - Johan Xore przekaza� jakie� wa�ne dane robotowi. By� mo�e wiedzia�a te� c�rka, ale nie �yje... - Tak - powiedzia� m�czyzna. - Ona nie �y�a ju� od kilku dni. Johan zmar� tu� po wyl�dowaniu. Nie mamy, niestety, aparatury do encefaloodrysu. - Skrzywi� si�. - Nie jeste�cie dla nas zbyt szczodrzy, prawda? �al wam pieni�dzy na taki sprz�t dla jakiej� kolonii. Bo mogliby�my si� rozwija�, a wy przecie� nie chcecie prawdziwej r�wnowagi!?! - Ja- - Babuschka zaj�kn�� si�. - Ja-,, - Co jeszcze ukrywasz przed nami? Co ci jeszcze wiadomo o robocie, Johanie, psie? - Adept poderwa� si� z �awki i stan�� przed Babuschka. - M�w! - Nic wi�cej nie wiem- Ziemia niewiele wie i nie wszystkim si� z nami podzieli�a. Naprawd�! W jakim� k�ciku umys�u Babuschki zrodzi�a si� pogarda do samego siebie. "Zamknij si�" us�ysza� i ju� chcia� g�o�no powiedzie� do Kita: "Sam si� zamknij", gdy u�wiadomi� sobie, �e Kit poza jedn� pr�b� powstrzymania jego s�owotoku, nie m�wi� nic. Chwil� w jego g�owie trwa�o co� jak walka o dominacj� nad obszarami kontroli i mowy, ale narkotyk szybko prze�ama� s�abe skrupu�y. - Dobrze - podsumowa� przes�uchanie starszy z m�czyzn. - Posied� tu z nim jeszcze troch�, ju� ko�czymy kopiowanie pami�ci robota. Potem oddaj mu tego psa... - Chyba parskn�� bezbarwnym �mieszkiem, Adept po raz pierwszy zareagowa� �ywiej: - Nie mogliby�my go zatrzyma�? Skoro nie jest im potrzebny, to nie b�d� si� upomina�, a my... - A r�wnowaga? - zapyta� mi�kko starszy kap�an, - Masz dla niego przeciwwag�? M�odzieniec otworzy� usta i po chwili zamkn�� je wolno, Szybko zerkn�� na wiruj�cy bez przerwy walec, przymkn�� powieki, chwile tak trwa� Potem otworzy� oczy i popatrzy� na m�czyzn�. - Je�li ten pies ma nas uradowa�, to b�dziemy musieli poszuka� czego� przeciwstawnego, nieprawda�? " zapyta� tamten. W jego glosie czai� si� nieprzyjemny, perfidny dogmatyzm, z kt�rego sieci - Babuschka widzia� to wyra�nie i cieszy� si� - m�odszy z kap�an�w nie mia� szans si� wypl�ta�. I nic wypl�ta�. Jeszcze raz zmru�y� powieki, odetchn�� g��boko i otworzy� oczy. - Tak - powiedzia�. - Kolejne naruszenie r�wnowagi nie jest nam potrzebne, - Odwr�ci� si� do Babuschki - Zabieraj swojego psa. B�dziesz tego �a�owa�! - Przesta�, Hab - dobrotliwie powiedzia� starszy. - Oni nie wiedz�. Nie rozumiej�. Musieliby zamieszka� tu, w Punkcie, - Szeroko otworzy� oczy. - Tylko tu mo�na wszystko zrozumie�. Szybko wyszed�, Hab odwr�ci� si� i popatrzy� na Babuschk�. W jego spojrzeniu dominowa�a wrogo�� i zazdro��. Wyszed� bez s�owa. Babuschka ruszy� za kap�anem. Na zewn�trz Hab wskaza� le��cego pod �cian� budynku psa. By� ogromny, g�adkow�osy, o bardzo jasnej, niemal bia�ej sier�ci, I smutny. Oboj�tnie patrzy� na Babuschk�. Hab zrobi� krok w stron� zwierz�cia, ale zrezygnowa� i poszed� bez s�owa. Babuschka zastanawia� si� chwil�.- Wyda�o mu si� niegodnym przekupywanie takiego wspania�ego zwierz�cia jak�� ubit� na twardo mas� mi�sn�. Podszed� bli�ej. Larna oddycha�a ci�ko, z prawej strony mocarnej paszczy zwisa� kawa� blador�owego j�zyka nadaj�c psu nieco figlarny wygl�d, - Mog�aby� zje�� kilku z nich - powiedzia� pilot, wolno podchodz�c do psa. - Nie musieliby si� wtedy martwi� o pech-chi-chi... - zachichota� nerwowo. Przypomnia� sobie, jak na pok�adzie peta chwale si� znajomo�ci� z psami. Nie wiedzia� wtedy, �e najwi�kszy ze znanych mu ps�w, m�g�by spa� w cieniu ogona Larny. - Larna... Polubimy si�, prawda? - Przykucn�� przy psie i wolno wyci�gn�� r�k�. Nie odwa�y� si� dotkn�� g�owy, delikatnie przeci�gn�� d�oni� po grzbiecie psa. Larna raz tylko, i to pobie�nie, zerkn�a na jego d�o�. Babuschka zachichota� jeszcze raz i - sam to rozumia� - niespecjalnie szczerze, - Babuschka? Martinson ju� ma robota, skopiowali go, dranie, ale ju� jest na caretce. Je�li si� nie boisz we� psa i zasuwaj do szalupy- - Babuschka us�ysza� w uchu glos Kita. - No, Larna. Idziemy, No, chod�! Uda�, �e robi krok i ku swojemu zdziwieniu zobaczy� jak suka wstaje oci�ale, otrzepuje sier�� i rusza w jego kierunku, Si�gn�� do kieszeni i poda� Larnie kostk� koncentratu. Szorstki j�zor zgarn�� kostk� do paszczy, - No! - powiedzia� Babuschka. - Teraz biegiem! Kilka minut p�niej byli Ju� przy szalupie. Babuschka wprowadzi� do wn�trza Larn�. Poklepa� j� �agodnie po karku. - A ja, g�upi, spodziewa�em si� k�opot�w w �luzie! - roze�mia� si�. - Przecie� jeste� psem ze statku. - Powiniene� ju� widzie� Martinsona - odezwa� si� g�o�nik. Nawigator podjecha� bli�ej t� sam� caretk�, towarzyszy� mu ten sam ascetyczny kap�an, I cylindryczny kad�ub robota. We tr�jk�, nie odzywaj�c si� do siebie, przetargali walce do �luzy. Ranibez sprawia� wra�enie obra�onego, a mo�e po prostu �pieszy�o mu si�. Mrukn�� co� na po�egnanie i szybko odjecha�, Martinson d�ugo wpatrywa� si� w Larn�, potem wolno usiad� w fotelu, - Ale du�a! - Mo�e by�cie wystartowali? Babuschka st�umi� u�miech i uruchomi� komp. Potem u�o�y� psa na kupie kombinezon�w, wr�ci� do pulpitu, wybra� naj�agodniejszy z mo�liwych wariant�w wyj�cia w przestrze� i zainicjowa� start. Obserwowa� uwa�nie konsolet� do momentu oderwania si� od ziemi. Potem zerka� tylko na ekrany i patrzy� d�ugo na psa. Martinson odezwa� si� po sze�ciu minutach: - Kit? Kwarantanna? - Nie. Nie trzeb. - Och, cale szcz�cie. Nie wytrzyma�bym z t� par� zakochanych. - Pilnuj swojego robota - odgryz� si� Babuschka. - No, to jest numer! - sapn�� nawigator. - Pytam go jak si� nazywa, a on mi na to co� takiego: "Produkcja robot�w skali trzy-zero-osiem z integracj� sze��, wynios�a dwie�cie czterdzie�ci cztery, w tym serii OBRA czterna�cie. Ich imiona..." I zasuwa mi czterna�cie imion, gdzie� tam jest jego, trzeba by by�o zgadywa�. Zapytaj go o pogoda to nie powie jak cz�owiek: zimno, cieple, deszcz, tylko zaczyna: "Planeta charakteryzuje si� stabilnym systemem meteorologicznym..." Rozumiesz? Przycumowali. Hangar wype�ni�a gazowa mieszanka. Kit spotka� ich w progu. Bez cienia strachu podszed� do Larny i zdj�� jej obro��. - Za p� godziny serwuje uroczyst� przek�sk�, szefostwo pokrywa koszta. - Podrzuci� obro��, chwyci�, pokaza� nawigatorowi i pilotowi. - O to chyba chodzi�o. - Odwr�ci� si� i ruszy� do drzwi. - �yczy�bym sobie, by�cie, panie i panowie, udali si� do medicusa i pod prysznic- Niczym si� podobno nie zarazili�cie, ale Rozterka ma specyficzny zapach. Za dwadzie�cia minut! - Pomacha� obro�� i znikn�� za drzwiami. Kwadrans p�niej spotkali si� w messie. Wbrew zapowiedzi st� by� pusty, a Kit ponuro b�bni� czubkami paznokci w blat Urna otrzepa�a si� kt�ry� ju� z kolei raz, rozsiewaj�c wok� mgie�k� drobnych kropelek. - Co si� sta�o? - Martinson odsun�� od sto�u krzes�o i ci�ko si� na nie zwali�. Odgarn�� z czo�a wilgotne w�osy. -Przypali�e� kawior? - Nie ma kawioru, zablokowali. W ostatniej chwili -mrukn�� Kit, Babuschka podszed� do podajnika: -