7635
Szczegóły |
Tytuł |
7635 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7635 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7635 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7635 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WASILIJ AKSIONOW
MOSKIEWSKA SAGA tom 2
Wojna i wi�zienie
Przek�ad Maria Putrament
Dla rozumu ludzkiego absolutna ci�g�o�� ruchu jest niepoj�ta.
Lew To�stoj Wojna i pok�j
Po napisaniu kilku stron autor niekiedy zapomina o motcie, kt�re umie�ci� przed
tekstem utworu. W takich przypadkach cytat zawieszony nad bram� powie�ci nie rozja�nia jej
wn�trza, lecz staje si� metalow� blaszk�, znaczkiem, maj�cym �wiadczy� o erudycji autora, o
jego przynale�no�ci do grona intelektualist�w. Stopniowo i ta rola motta zanika. Kiedy
czytelnik po sko�czonej lekturze znajdzie woln� chwil�, by zajrze� na pocz�tek ksi��ki,
motto mo�e mu si� wyda� �a�osn� ozdob�, jak figurka jaguara przyspawana do starego
moskwicza. Formu�uj�c te przemy�lenia, zdajemy sobie spraw�, �e si� wystawiamy na ciosy
krytyka z wrogiej grupy literackiej. Przyczepi si� taki jeden z drugim do naszego wspania�ego
motta z To�stoja i nu�e si� wyz�o�liwia�, �e oto w�a�nie przyk�ad jaguara na zaje�d�onym
gracie! Przewiduj�c taki epizod w toku walki literackiej, odpieramy go z g�ry, o�wiadczaj�c
bez zak�amanej skromno�ci, i� w ci�gu wieloletniej praktyki na niwie tw�rczo�ci
beletrystycznej, szczycili�my si� zawsze harmonijn� wi�zi� mi�dzy naszymi mottami i
nast�puj�cym po nich tekstem.
Po pierwsze, nigdy nie nadu�ywali�my mott, po drugie za�, nie u�ywali�my ich w
charakterze ozd�b, a je�eli niekiedy si�gali�my do nieco m�tnych ludowych m�dro�ci, jak na
przyk�ad �W Riazaniu grzyby maj� oczy, zajadasz je, a one patrz��, to tylko po to, by
spot�gowa� artystyczny efekt. Owo motto na pocz�tku niniejszej karty, pi�ra samego Lwa
Niko�ajewicza o niepoj�to�ci �absolutnej sta�o�ci ruchu� umie�cili�my nie tylko po to, by
do��czy� do gromady �wielkich nied�wiedzic� (chyba jednak nie unikn�li�my tutaj odrobiny
ob�udy) g��wnie jednak po to, by zacz�� nasz� drog� poprzez drug� wojn� �wiatow�. Motto
pos�u�y nam jako co� pokrewnego z kaflowym piecem we dworze jasnopola�skim, od
kt�rego mamy zamiar rozpocz�� nasz taniec, rozwijaj�c, a niekiedy zuchwale obalaj�c wa�n�
pesymistyczn� my�l narodowego geniusza. Pow�drujmy wi�c w kierunku wojny, gdzie w�r�d
wielu milion�w cierpi�cych ujrzymy mi�ych naszemu sercu cz�onk�w rodziny profesora
Gradowa. Ich udzia� w czasach wojennej nawa�y jest ca�kiem poka�ny, je�eli ocenimy go
zgodnie z punktem widzenia Lwa To�stoja, kt�ry twierdzi�, �e �suma ludzkich dowolno�ci
zrobi�a i rewolucj�, i Napoleona, i tylko suma tych dowolno�ci tolerowa�a i unicestwi�a
zar�wno rewolucj� jak i Napoleona�.
Wynika z tego, �e stary lekarz Borys Nikiticz Grad�w, jego ma��onka Mary
rozmi�owana w Chopinie i Brahmsie, ich gosposia Agasza i nawet dzielnicowy
S�abopietuchowski, uczestnicz�c w powszechnym chaosie ludzkich dowolno�ci, wywarli na
bieg historii wp�yw nie mniejszy od de Gaulle�a, Roosevelta, Hitlera, Stalina, cesarza
Hirohito i Mussoliniego. Czytaj�c niedawno powt�rnie Wojn� i pok�j - wstyd powiedzie�, po
raz pierwszy od dzieci�stwa - wcale nie z powodu pracy nad Wojn� i wi�zieniem., lecz dla
czystej przyjemno�ci, spotkali�my si� z rozwa�aniami To�stoja o zagadkach historii, kt�re
niekiedy raduj� nas ze wzgl�du na podobie�stwo do naszych pogl�d�w, niekiedy jednak
zbijaj� z tropu.
Neguj�c wp�yw wybitnych postaci na prze�omy historyczne, Lew Niko�ajewicz
przytacza przyk�ady z �ycia. Oto - m�wi - kiedy wskaz�wka zegara zbli�a si� do dziesi�tej i
s�ysz�, �e w pobliskiej cerkwi zaczynaj� bi� dzwony na nabo�e�stwo, nie wynika z tego
bynajmniej, �e �...po�o�enie strza�ki jest przyczyn� ruchu dzwon�w�. Jak�e nie wynika,
zdziwi si� wsp�czesny umys� wychowany na anegdotach, przecie� nie jest odwrotnie?
Przecie� nie dzwony wprawiaj� w ruch wskaz�wki. Dzwonnik zabra� si� do sznur�w,
sprawdziwszy godzin� na zegarze. Jednak To�stoj, cytuj�c ten przyk�ad, mia� na my�li co�
innego.
Patrz�c na jad�cy parow�z, s�ysz�c gwizd i obserwuj�c ruch k�, To�stoj nie wyci�ga z
tego wniosku, �e �... gwizd i ruch k� s� przyczyn� ruchu parowozu�. Gwizd, rzecz jasna, nie
nale�y do przyczyn, ale istniej� w�tpliwo�ci, je�eli chodzi o ko�a - wszak w�a�nie ko�a, tocz�c
si� do przodu lub do ty�u, powoduj� ruch umieszczonego na nich nadwozia. W tym
przypadku nie pozostaje nam nic innego, jak znowu za�o�y�, �e To�stoj mia� na my�li co�
innego, czym chcia� zilustrowa� procesy historyczne.
Ostatni przyk�ad, przytoczony w trzeciej cz�ci trzeciego tomu Wojny i pokoju,
wszystko gmatwa, je�eli nie zawini�o wydawnictwo Prawda, kt�re w 1984 roku wyda�o dzie�a
zebrane w dwunastu tomach. Ch�opi powiadaj�, pisze To�stoj, �e p�n� wiosn� wieje ch�odny
wiatr dlatego, �e si� rozwijaj� p�czki na d�bie. Cytujemy robi�c oko do naszego motta: �. Ale
cho� nie znam przyczyny, co sprawia, �e zimny wiatr wieje, kiedy si� d�b rozwija, nie mog�
si� zgodzi� z ch�opami, �e przyczyn� zimnego wiatru jest rozwijanie si� p�czk�w d�bu, si�a
wiatru bowiem znajduje si� poza obr�bem wp�ywu p�czk�w�.
Nasuwa si� w tym momencie za�o�enie innej kolejno�ci wydarze�, to znaczy
rozwijanie si� p�czk�w pod wp�ywem zimnego wiatru, To�stoj jednak pomija to, zak�adamy
wi�c, �e ma na my�li ca�kiem co� innego ni� to, co wida� na powierzchni, �e jego my�li i jego
g��bokie pogl�dy religijne ca�kowicie od�egnuj� si� od pozytywistycznych teorii
dziewi�tnastego wieku, zag��biaj�c si� w sferach metafizycznych. To znaczy, jego my�l nagle
otwiera drzwi w bezdenn� pustk�, w nieznane i niepoznawalne, gdzie otwieraj� si� przed nim
osza�amiaj�ce �rzeczy same w sobie�.
Kilka wierszy ni�ej hrabia, niestety, odnawia zwi�zek ze swoim wiekiem �wielkich
odkry� naukowych�, by oznajmi�: �...powinienem ca�kowicie zmieni� sw�j punkt
obserwacyjny i studiowa� prawa ruchu pary, dzwonu i wiatru. I pr�by takie ju� by�y robione�.
Og�lnie rzecz bior�c, w wyniku tych zda� abstrakcyjnych i nierozwi�zanych (jak
uwa�a - na razie!) To�stoj formu�uje my�l, �e �...Chc�c studiowa� prawa historii, powinni�my
ca�kowicie zmieni� przedmiot bada�, zostawi� w spokoju kr�l�w, ministr�w i genera��w, a
bada� jednorodne, niesko�czenie ma�e elementy, kt�re kieruj� masami�.
Prawie marksizm. Pewnie Lenin i to pragnienie poznania mia� na my�li, kiedy nada�
hrabiemu nowy tytu� �zwierciad�a rewolucji rosyjskiej�. Nawiasem m�wi�c, w�dz powinien
by� wiedzie�, �e z To�stojem sprawa nie jest wcale taka prosta, �e si� zajmowa� on nie tylko
odzwierciedlaniem �sumy ludzkich dowolno�ci�, lecz dodawa� do niego niema�� w�asn�
�dowolno��, przede wszystkim za� uwa�a�, i� ruch tych niezliczonych cz�ci sk�adowych
kierowany jest z g�ry, to znaczy odbywa si� nie zgodnie z teoriami ekonomist�w czy
antropolog�w, lecz zgodnie z wol� Opatrzno�ci.
Zdarza si� jednak oto, �e niekiedy teoretycy i praktycy wyr�niaj� si� spo�r�d �sumy
dowolno�ci�, wysy�aj� miliony na �mier� i miliardy skazuj� na niewolnictwo, a wi�c
dowolno�� dowolno�ci nie jest r�wna, nie mo�emy zatem mimo najlepszych ch�ci zgodzi� si�
na obraz roju, chocia� wygl�da malowniczo, i odrzuci� rol� jednostki w historii.
Te rozwa�ania na To�stoj owskie tematy, zda si� potwierdzaj�ce nasze motto, by�y
nam potrzebne po to, by si� zbli�y� do pocz�tku lat czterdziestych i zajrze� poprzez magiczny
kryszta� w kolejn� dal og�lnej, wszech�wiatowej opowie�ci, kt�rej cz�ci� pragniemy uczyni�
nasz� powie��, i obejrze� w niej feeri� �ludzkich dowolno�ci�, kt�ra w historii figuruje jako
druga wojna �wiatowa.
I
Dudni� buty na bruku
W nocy ulic� Metrostrojewsk� (dawna Ostro�enka) pod��a�a w kierunku koszar
Chamowniczeskich kolumna rekrut�w, kilkuset moskiewskich ch�opak�w. Pomimo zakazu
palenia w ciemnym t�umie tu i tam b�yska�y p�omyki, o�wietlaj�c wargi, czubki nos�w,
d�onie. Wczorajsi sztubacy potrafili �mi� ukradkiem. A wyruszyli w�a�nie ze szko�y, przy
Siwcowym Wra�ku, gdzie by� punkt zborny, to znaczy z dobrze znanego miejsca. Skrzypia�y
cywilne p�buty, miga�y bia�e pantofle, kt�re jeszcze wczoraj pucowano starannie proszkiem
do z�b�w Priboj, bezszelestnie sun�y szmaciaki.
Nie informowano o miejscu przeznaczenia, ale wszyscy wiedzieli, �e s� to koszary
Chamowniczeskie, gdzie po dezynsekcji i badaniach lekarskich otrzymaj� przydzia�y.
Moskwa by�a bezludna, ciemna, uliczne latarnie wygaszono, okna szczelnie zas�oni�to, na
ziemi obowi�zywa�o zaciemnienie, ale niebo ja�nia�o, tkwi� na nim ksi�yc w pe�ni, nie on
jednak by� g��wnym �r�d�em �wiat�a, lecz reflektory, przecinaj�ce niebiosa pot�nymi
promieniami, kt�re si� ci�gle krzy�owa�y lub uk�ada�y w ogromne lejtnanckie naszywki.
Promienie te wy�apywa�y jedynie pod�u�ne balony zaporowe obrony przeciwlotniczej, ale
by�o wiadomo, �e w ka�dej chwili w ich �wietle mo�e si� ukaza� co� innego. W mie�cie
opowiadano, �e nad stolic� niejednokrotnie ju� kr��y�y niemieckie samoloty zwiadowcze.
W t�umie r�wie�nik�w szed� dziewi�tnastoletni Mitia Grad�w (Sapunow). By� to
ch�opak s�usznego wzrostu, o szerokich ramionach, krzepkim torsie, nieco przyd�ugich r�kach
i odrobin� za kr�tkich nogach, czupryn� mia� bujn�, a w szerokiej
I
Na twarzy z mocno zarysowan� szcz�k� �wieci�y si� dziwnym blaskiem wyraziste
oczy, kr�tko m�wi�c wygl�da� ca�kiem przyjemnie. Tu� przed wybuchem wojny Mitia
uko�czy� szko�� �redni�, szykowa� si� na wydzia� medyczny (oczywi�cie za rad� i protekcj�
dziadka Borysa), ale los zadecydowa� inaczej, nie min�o p�tora miesi�ca, kiedy nadesz�a
karta powo�ania.
Kt�ry� z rekrut�w zaintonowa� �Szlachetny niech uderza gniew, niech bije niczym
zdr�j! Za wolno�� przelejemy krew. P�jdziemy w �wi�ty b�j�. Piosenka ca�kiem niedawno
zabrzmia�a w g�o�nikach radiowych i z miejsca zyska�a popularno��. By�y w niej jakie� nuty
w�adcze, nie pozostawiaj�ce miejsca na zw�tpienie. Nawet Mitia, kt�ry ci�gle czu� si� obco w
radzieckim spo�ecze�stwie, mia� wra�enie, �e ci�ki marszowy rytm i koszmarny tekst (�...
zgni�ym faszystowskim zbirom - kule w �eb!�) budz� w nim pot�n�, chocia� niezbyt
wyra�nie adresowan� w�ciek�o��. Co prawda teraz w tej kolumnie, w nocy, podczas swego
pierwszego marszu na wojn�, nie pie�� go dra�ni�a, lecz obecno�� Cecylii Rozenblum.
Rekrut�w odprowadza�a garstka mamu�, w�r�d kt�rych ku�tyka�a Cecylia. Kto j� prosi�,
komu s� potrzebne czu�o�ci? Obudzi�y si� w niej, prosz� pa�stwa, macierzy�skie uczucia! Jak
zwykle demonstruje brak taktu, w g�owie Mitii ko�ata�y si� cudze sformu�owania, pochodz�ce
ze s�ownictwa dziadka Borysa. W ci�gu minionych lat przybrany syn ani razu nie nazwa�
Cecylii Rozenblum matk�. Jej ojca, Nauma Matwiejewicza, ch�opak ch�tnie nazywa�
dziadkiem, nie tylko zreszt� nazywa�, lecz uwa�a� za dziadka, prawie takiego samego, jak
Borys Nikiticz. Przybranego ojca, Cyryla Borysowicza, kt�ry znikn�� gdzie� w tundrze
ko�ymskiej, zapami�ta� jako ojca, by� mo�e nawet jako kogo� wa�niejszego ni� ojciec,
poniewa� nie zatar�a si� w nim pami�� o prawdziwym ojcu, okrutnym i dzikim Fiodorze
Sapunowie. Niekiedy w najskrytszych my�lach wspomina�, jak jaki� czas przed
aresztowaniem Cyryl usiad� przy jego ��ku, my�l�c, �e �pi i patrzy� na niego z wyrazem
g��bokiej dobroci. Mitia za�, udaj�c �pi�cego, spod przymkni�tych powiek podziwia� twarz i
�agodne oczy ojca. Teraz tak�e, wspominaj�c go, zawsze nazywa� ojcem. Czy ojciec jeszcze
�yje? Czy zbrodniarze nie zamordowali mego ojca? Nie pami�ta� jednak, jak si� kiedy� do
niego zwraca�, czy kiedykolwiek nazwa� ojcem, czy te� do ko�ca m�wi� do niego wujek,
stara� si� jednak przekona� siebie samego, �e od pocz�tku nazywa� ojcem cz�owieka, kt�ry go
uratowa� przed wyw�zk� do Kazachstanu, gdzie wymar�a wi�kszo�� rodak�w ze wsi
Gorie�owo. Inaczej by�o z �on� ojca, Cecyli� Naumown�, kt�rej przecie� tak�e zawdzi�cza�
ratunek, o niej nigdy nie pomy�la� nawet jako o matce. A by�a to w gruncie rzeczy niez�a
kobieta, czasami nawet bardzo serdeczna, ale nie nadawa�a si� na matk�. Nerwowa,
roztargniona, zawsze dziwacznie ubrana, cz�sto niedomyta (zauwa�y�, �e czasami rano,
nieustannie mamrocz�c przekle�stwa i szukaj�c ksi��ek lub papieros�w, Cecylia zapomina o
myciu). Tak wi�c nie naj�adniej pachn�ca marksistka nie potrafi�a usun�� z pami�ci ch�opca
wyniszczonej gorie�owskiej matki, kt�rej jedynymi metodami wychowawczymi by�y
nieustanne kuksa�ce i targanie za uszy. Mitia ju� o nich nie pami�ta�, pami�ta� natomiast, �e
matka �api�c go za ucho, by ukara� bole�nie, nagle przytula�a go do serca. Tyle tylko
pozosta�o w jego pami�ci po matce, spalonej w po�arze.
Kart� powo�ania przes�ano nie do Srebrnego Boru, gdzie Mitia przebywa� stale, lecz
do mieszkania Cecylii, poniewa� tam by� zameldowany. Z tego powodu musia� si� stawi� na
punkcie zbornym w centrum, przy ulicy Bulwarnoje Kolco. W tej szkole trzymano ich prawie
dob�, kuchnia polowa z koszar Chamowniczeskich przywozi�a posi�ki. Przez ca�y czas,
ilekro� Mitia wygl�da� przez okno, zawsze w�r�d innych matek, t�ocz�cych si� za kratami
ogrodzenia, widzia� Cecyli�. Te� mi mateczka! Maszerowa�a �eb w �eb z kolumn�, czasem, by
nie zosta� w tyle, musia�a biec truchtem. Z ty�u sp�dnica wyci�gn�a si�, prawie si�ga�a
bruku, a z przodu zadarta ukosem ods�ania�a lewe kolano w grubej po�czosze pozwijanej w
obarzanki. Przypomnia� sobie co� ca�kiem obrzydliwego - cycki Cecylii, �ciskane i
pieszczone przez Cyryla podczas pierwszego ich spotkania w tamtej szopie. Zawsze usi�owa�
zapomnie� scen�, podpatrzon� przez zdychaj�cego z g�odu szczeniaka, ukrytego za
rozsypuj�cymi si� beczkami. Trudno by�o uwierzy�, �e podstarza�a �yd�wka jest tamta rud�
dziewoj� o bia�ej, piegowatej sk�rze.. Jak mo�na by� tak� okropn� �yd�wk�, odra�aj�ca star�
�yd�wk� - pomy�la� Mitia, wstrz�saj�c si� z obrzydzenia. Brzydzi� si� �cioci Cyli�, ale siebie
tak�e. By� mo�e, po raz pierwszy u�wiadomi� sobie, �e nie nazywa Cecylii matk�, poniewa�
jest zbyt �ydowska, �e si� jej wstydzi. W domu Gradow�w nie by�o antysemityzmu,
wychowywano go w takim duchu, teraz jednak co� si� w nim odblokowa�o, zrozumia�, �e si�
wstydzi Cecylii, �e si� obawia, by koledzy rekruci nie pomy�leli, i� jest jej synem.
Kolumna mia�a ju� przeci�� Sadowoje Kolco, kiedy Cecylia zauwa�y�a, �e sier�ant
towarzysz�cy rekrutom poszed� gdzie� do przodu i wmiesza�a si� pomi�dzy szeregi, by
wr�czy� Mitii torb� z jedzeniem.
- We�, Mitia, zapakowa�am herbatniki Poziomkowe, troch� twoich ulubionych
cukierk�w Bie�ka, p� tuzina jaj, s�oik tranu, koniecznie musisz go wypi�!
Tran pewnie przes�czy� si� przez nieszczelny korek, na torbie ukaza�y si� ��te
cuchn�ce plamy. Mitia odepchn�� j� �okciem.
- Nie trzeba, ciociu Cylu! Prosz� to zabra�!
Nie o zapach chodzi�o, lecz o przynale�no�� do �yd�wki, kt�ra w dodatku wpycha�a
mu smrodliw� torb�, wspania�y temat do kpin. Po co wsadzi�a tam tran? Pewnie przypomnia�a
sobie, �e dzieci powinny pi� tran... Co za bydlak ze mnie, gniewa� si� na siebie.
- Je�eli wy�l� ciebie zaraz, napisz koniecznie. Od razu, jak przyjedziesz na miejsce, bo
zwariujemy wszyscy - be�kota�a Cecylia, jej twarz zbli�a�a si� do niego, g�rna warga, nad
kt�r� ciemnia� du�y pieprzyk, wyci�ga�a si� niebezpiecznie, chyba Cecylia zamierza�a go
uca�owa�.
Ch�opaki zerkali na nich, chrz�kali, Mitia a� si� spoci� ze wstydu.
- Dobrze, dobrze, ciociu Cylo. Napisz� koniecznie. Niech ju� ciocia idzie do domu!
Przerwa�a mu rozpaczliwie:
- Dlaczego m�wisz do mnie ciociu? Przecie� jestem, Mitia, twoj� matk�!
Sier�ant, kt�ry ju� wr�ci� na swoje miejsce w �rodku kolumny, zauwa�y� cywila
w�r�d przysz�ych wojak�w.
- Zwariowali�cie, obywatelko? Chcecie trafi� do aresztu? - zawo�a�, �api�c Cecyli� za
rami�. R�kaw bluzki z wiskozowego w��kna rozci�gn�� si�, wygl�da� jak skrzyd�o nietoperza.
Cecylia potkn�a si�. Upu�ci�a torb� i ksi��ki. Kolumna pomaszerowa�a dalej. W tylnych
szeregach kto� si� za�mia�: �Patrzcie, jak si� �yd�wka czo�ga!�
Maszeruj�cy obok drobny chudzielec, Goszka Krutkin, syn robociarza z budowy
Pa�acu Rad, szturchn�� Miti� �okciem.
- Naprawd�, Mit�ka, jeste� �ydem? - spyta� ca�kiem zreszt� oboj�tnie.
- Rosjaninem jestem! - w�cieka� si� Mitia. - W stu procentach! Nie widzisz? Nie mam
nic wsp�lnego z tymi... tymi... A ona jest tylko s�siadk�.
Dochodzili ju� do bramy d�ugiego, ��tego budynku, kiedy zawy�y syreny i gdzie�
ca�kiem blisko odezwa�y si� dzia�a przeciwlotnicze. Rekruci z okien koszar ujrzeli
rozszerzaj�c� si� �un� po�aru nad dachami Zamoskworiecza. Tamtej nocy na Moskw� spad�y
pierwsze bomby.
Alarm trwa� kilka godzin. Nadszed� �wit, a syreny wci�� wy�y, tu i tam strzela�y dzia�a
przeciwlotnicze, chocia� teraz niebo by�o puste. Po�ar na Szabo�owce w ko�cu ugaszono.
Widocznie Niemcy celowali w maszt radiowy, ale nie trafili, jedynie podpalili kilka
mieszkalnych kamienic.
Tramwaje wyjecha�y na miasto z dwugodzinnym op�nieniem. T�umy zdobywa�y je
szturmem. Cecylia nie mia�a odwagi nawet si� do nich zbli�y� i ruszy�a do Lefortowa pieszo.
Kiedy tam dotar�a, okaza�o si�, �e kolejka z paczkami jest ca�kiem nieprawdopodobna.
Zwil�ywszy �lin� ogryzek chemicznego o��wka, kt�ry od kogo� dosta�a, w �lad za ostatni�
kobiet� w kolejce napisa�a na r�ku pi�ciocyfrowy numer. Wynika�o z tego, �e b�dzie musia�a
sta� ca�y dzie�, a� do zmroku, a mo�e nawet odej�� z niczym. Pewnie ca�y dzie� trzeba
b�dzie sta�, kochana, powiedzia�a s�siadka, kt�ra przezornie wzi�a ze sob� rob�tk�. Ludzie
wiedzieli, �e w lefortowskim wi�zieniu NKWD s� tylko trzy okienka, w kt�rych przyjmuje
si� paczki �ywno�ciowe, zdarza si� jednak, �e pracuj� dwa albo jedno, a w po�udnie jest
dwugodzinna przerwa.
Cecylia mia�a ju� wielkie do�wiadczenie z dziedziny wi�ziennych kolejek. Zwykle
bra�a ksi��ki, powiedzmy J. Stalina Zagadnienia leninizmu, albo co� jeszcze powa�niejszego,
robi�a notatki, kt�re przydawa�y si� do wyk�ad�w. Ksi��ki, wierni przyjaciele, godne zaufania
marksistowskie dzie�a, pomaga�y przezwyci�a� obrzydliwy niepok�j, kt�ry zawsze
doskwiera� podczas stania w takich kolejkach. Chodzi�o o to, �e paczki dla Cyryla nie zawsze
przyjmowano. Widocznie jego sprawa by�a szczeg�lnie zawik�ana, mo�e wkrad� si� do niej
jaki� b��d biurokratyczny. Zdarza�o si�, �e po ca�ym dniu stania w kolejce paczk� wyrzucano
z okienka z informacj�, �e Grad�w Cyryl Borysowicz nie figuruje w wykazie os�b, kt�re
maj� prawo do otrzymywania paczek. Mog�o si� za tym kry� najgorsze... nie, tylko nie to, nie
najgorsze, przecie� mog�o si� wydarzy� co� innego, mogli go czasowo pozbawi� prawa do
otrzymywania paczek za jakie� wykroczenie. Bywa taki pryncypialny, taki - powiedzmy
wprost - uparty, mo�e si� narazi� jakiemu� towarzyszowi z administracji, no nie? Przecie�
niekiedy przyjmowano paczki bez �adnych trudno�ci, zwyczajnie kazano podpisa� si� na
li�cie i ju�, wynika�o st�d, �e figuruje w wykazie os�b, kt�re maj� prawo do otrzymywania
paczek �ywno�ciowych, to chyba logiczne?
Kolejka do wi�ziennych okienek zwija�a si� wzd�u� cichych uliczek lefortowskich,
gdzie nic nie przypomina�o o wojnie ani o dwudziestym wieku. P�oty, go��bniki nad niskimi
dachami, w oknach - rezeda, w szklanych s�ojach nap�j �grzybek�, koty, na rogu sklepik z
naft�, co� jakby osiemdziesi�te lata ubieg�ego wieku, czasy spo�ecznej stagnacji. W ko�cu
ukazywa�a si� wsp�czesna budowla, d�ugi betonowy mur bez �adnego wyrazu, niekiedy
naklejano na nim gazety lub plakaty agitacyjne.
Nieliczni przechodnie, mieszka�cy pobliskich spokojnych zau�k�w, mijali
kolejkowicz�w, kt�rzy zawsze co� do siebie p�g�osem m�wili, staraj�c si� nie patrze� na
krewniak�w �wrog�w ludu�. By� mo�e niekt�rzy z nich sami mieli w rodzinie �wrog�w
ludu� i stali tu albo w innych podobnych kolejkach, ale �aden nie zdradza� wsp�czucia dla
um�czonych ludzi, zw�aszcza �e czasem mo�na by�o zobaczy� kucaj�ce kobiety, lub kt�rego�
z nielicznych m�czyzn, z pochylon� w skupieniu g�ow�. No c�, biedacy musieli niekiedy
opu�ci� kolejk� dla za�atwienia naturalnej potrzeby, chocia� naruszali w ten spos�b idyll�
lefortowskich zau�k�w i ogr�dk�w.
Ksi��ki nie tylko pomaga�y skraca� czas, lecz tak�e izolowa�y Cecyli� od otoczenia,
dzi�ki nim by�a inna ni� reszta t�umu. Kto wie, co to za ludzie. Wszak nasze organy nie
mog�y myli� si� tak cz�sto jak w przypadku Cyryla, mo�e kobiety stoj�ce obok nie bez
kozery s� �onami, siostrami, matkami skazanych przez s�d przest�pc�w politycznych, by�
mo�e same te� maj� na sumieniu r�ne rzeczy? Za nikogo nie mo�na r�czy�.
Trzeba r�wnie� unika� rozm�w, cz�sto ryzykownych, a nawet bliskich prowokacji. To
przychodzi�o Cecylii najtrudniej. Wprawdzie sama milcza�a, ale mimo woli s�ucha�a, w
rozmowach tych raz po raz przewija�o si� co�, co mog�o dotyczy� Cyryla. W tej chwili
w�a�nie dwie kobiety opowiadaj� sobie szeptem o wyroku �bez prawa do korespondencji�.
�M�a skazano na dziesi�� lat bez prawa do korespondencji, ale ja wci�� jeszcze mam
nadziej�...� - p�aczliwy g�osik wyra�nie domaga� si� otuchy. �Daj spok�j nadziei, kochana.
Lepiej szukaj sobie drugiego m�a - odpowiada� drugi g�os, przyciszony wprawdzie, ale
niemal wyzywaj�cy. - Czy pani nie rozumie, co znaczy - bez prawa do korespondencji?
Rozstrzelano wszystkich!� Pierwsza kobieta, szlochaj�c, szepta�a, �e przecie� niekiedy
przyjmuj� paczki adresowane do jej m�a. �Niech�e pani da spok�j! Po co si� oszukiwa�!�-
brzmia�a bezlitosna odpowied�.
Cecylia drgn�a, odwr�ci�a si�. Oparte o latarni� sta�y dwie kobiety. Jedna m�odziutka,
szlocha�a bezradnie. Druga w �rednim wieku, z okr�g�� twarz�, w berecie na kr�tko �ci�tych
w�osach, pali�a papierosa.
- Co te� pani gada! - warkn�a Cecylia, zapominaj�c o swoich zasadach. - Sk�d
pochodz� te smrodliwe informacje? Wyrok o pozbawieniu prawa do korespondencji oznacza,
�e nie wolno mu korespondowa� i ani s�owa wi�cej! A wy, obywatelko, nie s�uchajcie
nikogo! Je�eli przyjmuj� od was paczki dla m�a, to znaczy, �e on �yje!
M�oda kobieta wprawdzie przesta�a p�aka�, ale twarz mia�a wystraszon�, kiwa�a
g�ow�, �e niby to zgadza si� z Cecyli�, m�� pewnie �yje, ale prosz� nie podnosi� g�osu!
Druga za� wyzywaj�co zacisn�a z�bami papieros i w milczeniu odwr�ci la wzrok. To by�
wyra�nie wr�g.
Zbli�y�o si� par� kobiet, wymieni�y porozumiewawcze spojrzenia. Jaka� drobna
staruszka uj�a Cecyli� pod rami�.
- Nie martw si�, kochana, widocznie �yje on, �yje, to od I�oga zale�y - odwr�ci�a si�
do kobiet obserwuj�cych rozj�trzon� �yd�wk� z ksi��kami i wyja�ni�a: - Nie przyjmuj� od
piej paczek dla m�a.
Cecylia wyszarpn�a r�k�, jeszcze bardziej zirytowana, a wi�c bywalcy kolejki
zauwa�yli j�, wiedz� ju�, �e... Ach, c� lo za wstyd, sama przynale�no�� do tej spo�eczno�ci
poni�a!
- Brak zawiadomienia o �mierci krewnego oznacza, �e on �yje! - zawo�a�a, usi�uj�c
ratowa� swoj� pozycj�. - Istnieje prawo, istnieje porz�dek, nie nale�y rozpowszechnia�
szkodliwych plotek!
Kilka godzin p�niej, po przebyciu wszystkich zakr�t�w i za�om�w znalaz�a si� pod
kilometrowym wi�ziennym murem. Widnia� na nim plakat z olbrzymi� pi�ci� uniesion� nad
rogatym faszystowskim he�mem. Wielkie litery przekazywa�y spo�ecze�stwu porann�
wypowied� Stalina: �Nasza sprawa jest s�uszna, wr�g zostanie rozgromiony, zwyci�stwo
b�dzie nasze!�.
Ile si�y zawieraj� s�owa! - my�la�a Cecylia. S� takie wa�kie! Gdyby� sprawa Cyryla
dotar�a do niego, z pewno�ci� by uniewa�ni� haniebny wyrok, pojechaliby�my wtedy z moim
najmilszym na front, gdzie ju� walczy nasz Mitia, by broni� ojczyzny, socjalizmu!
G�o�nik umieszczony nad murem podobnie jak w czasach pokoju �piewa�:
...S�o�ce p�ynie po b��kicie. Mury Kremla z�oci maj. Dzi� obudzi� si� o �wicie, ca�y
nasz radziecki kraj!
W rzeczywisto�ci za� nie �wit si� zbli�a�, lecz zmierzch, za murem by�o ca�kiem
ciemno, kobiety opad�y z si�. Cecylia zg�odnia�a, jak zwykle zapomnia�a o zabraniu jakiego�
k�sa i jak zwykle kto� �yczliwy pocz�stowa� j� herbatnikiem. By�a to tamta paskudna baba w
berecie. Rozpakowa�a herbatniki Poziomkowe, uwielbiane przez Cecyli�, wyci�gn�a do niej
na d�oni: - Prosz� si� cz�stowa�!
Cecylia z wdzi�czno�ci� i za�enowaniem wzi�a jedno za drugim trzy smakowite
ciasteczka.
- Prosz� mi wybaczy�, pewnie si� zagalopowa�am, ale...
- Rozumiem, to z nerw�w... - kobieta przerwa�a przeprosiny Cecylii - prosz� jeszcze
ciastko. Mo�e pani zapali?
Cecylia u�wiadomi�a sobie nagle, �e zna t� kobiet�, kt�ra jak si� zdaje, nale�y do jej
�rodowiska.
- Przepraszam, czy tu jest pani m��?...
- Oczywi�cie, jestem Rumiancewa. Przecie�, Cylu, pani mnie zna.
Cecylia pukn�a si� w g�ow�: rzeczywi�cie to Nadia Rumiancewa ze zlikwidowanego
Instytutu Czerwonej Profesury. Jej m�� by� znanym teoretykiem, Piotr, chyba Wasiliewicz,
Rumiancew. W ��rodowisku� nazywano go Gromogrzmi�cym Piotrem! Cecylia prze�uwaj�c
resztki herbatnika u�wiadomi�a sobie, �e pope�ni�a co najmniej trzy b��dy: po pierwsze,
wbrew postanowieniu nawi�za�a kontakt z kolejkowiczami, po wt�re, my�la�a o Piotrze
Rumiancewie nie jako o wrogu ludu, lecz jako o warto�ciowym teoretyku
marksizmuleninizmu; po trzecie my�la�a o nim w czasie przesz�ym �by��, jakby dzisiaj ju�
istnia� niezupe�nie, a wi�c i jej ukochany, jedyny, �wiate�ko w tunelu, jej ch�opak - jak go w
my�li nazywa�a - tak�e nie ca�kiem istnieje, a mo�e nawet...
Dotar�a do okienka prawie przed samym ko�cem urz�dowania. Siedzia� za nim babus
w bluzie z lejtnanckimi dystynkcjami.
- Nazwisko! Imi�! Imi� ojca! Paragraf! Wyrok! - zaszczeka� automatycznie.
- Grad�w Cyryl Borysowicz, 58-8 oraz 11, dziesi�� latwyszepta�a sp�oszona Cecylia,
wsuwaj�c do okienka paczk�.
- G�o�niej! - warkn�a czekistka.
Cecylia powt�rzy�a g�o�no ukochane imi�, zbrukane obrzydliwym kontrrewolucyjnym
paragrafem. Czekistka zamkn�a okienko, czynno�� regulaminowa, chodzi�o o utajnienie
sposobu sprawdzania nazwiska. Sekundy zwolni�y bieg. Po up�ywie niespe�na minuty
okienko ods�oni�to i wyrzucono paczk�.
- Nie mog� przyj�� paczki!
- Dlaczego? - zawo�a�a Cecylia, rumieni�c si� gwa�townie, piegi jeszcze bardziej
zaogni�y twarz. - Dlaczego? Co jest z moim m�em? B�agam was, towarzyszko!
- Nie dysponuj� �adnymi informacjami. Nale�y si� zg�osi� do stosownego biura.
Prosz�, obywatelko, odej��. Nast�pny! - szczekn�a czekistka.
Cecylia straci�a g�ow� i nie wiedz�c, co robi�, protestowa�a ca�kiem niestosownie:
- Jak�e tak mo�na?! M�j m�� jest niewinny! Nied�ugo zostanie zwolniony i pojedzie
na front. Protestuj�! To bezduszny formalizm!
- Prosz� odej��, obywatelko! Tamujecie ruch! - zawo�a�a ze z�o�ci� stoj�ca z ty�u
m�oda kobieta, kt�ra rano p�aka�a z powodu wyroku �bez prawa do korespondencji�. W
kolejce zaszemrano, ci, co stali na ko�cu, zacz�li naciska�. Cecylia n rozpaczy uczepi�a si�
p�eczki przed okienkiem, usi�uj�c zatrzyma� si� w miejscu.
- On �yje! �yje! - krzycza�a piskliwie. - �yje na przek�r wszystkim!
Awantura zwr�ci�a uwag� ochrony, zjawi� si� opas�y sier�ant, jeden z dw�ch
dy�uruj�cych przy wej�ciu, schwyci� rozhisteryzowan� �yd�wk� za ramiona, szarpn��,
odci�gn�� od okienka.
By�o ju� ca�kiem ciemno, kiedy Nadie�da Rumiancewa wysz�a z wi�ziennego biura,
d�wigaj�c nie przyj�t� paczk� dla m�a.
Z�orzecz�c w my�li na �komunistycznych bydlak�w� (kiedy niedawna komsomo�ka
zacz�a u�ywa� epitet�w z bia�ogwardyjskiego s�ownika, pewnie sama nie potrafi�aby
okre�li�) sz�a na przystanek tramwajowy. Nagle na ma�ym skwerku ujrza�a na �awce
nieprzytomn� z rozpaczy Cyl� Rozenblum. Na jej kolanach le�a�y kartki zapisane
rozp�ywaj�cym si� chemicznym o��wkiem - jedyny list od Cyryla.
Nadie�da usiad�a obok. Nie wiadomo dlaczego �al jej by�o tej �oszo�omki
marksistowskiej� (znowu u�ywa jakiego� antyradzieckiego sformu�owania!) chocia� z�o�ci�a
si�, �e Cecylia podczas poprzednich spotka� w lefortowskiej kolejce nie zwraca�a na ni�
uwagi.
- Szcz�ciara z ciebie - westchn�a - dostajesz listy. Cecylia drgn�a, spojrza�a na
Nadie�d� i ni st�d ni z owad opar�a g�ow� o rami� ledwo znajomej kobiety.
- To jeszcze z trzydziestego dziewi�tego roku - wymamrota�a. - Jedyny list, same
og�lniki.
�Szcz�ciara� powt�rzy�a Nadia, chocia� nie by�a ca�kiem szczera, ona sama w ci�gu
trzech lat otrzyma�a od swego m�a trzy listy. Nieoczekiwanie dla siebie pog�aska�a w�osy
Cyli. Sk�d takie czu�o�ci? Kobiety przytuli�y si� do siebie i zap�aka�y.
- Dlaczego oni, Nadiu, nie przyjmuj� paczek? - spyta�a po pauzie Cyla.
Rumiancewa rozejrza�a si� z nawyku, w tamtych czasach ka�dy cz�owiek radziecki
rozgl�da� si�, zanim powiedzia� co� bardziej lub mniej wa�nego.
- Cylu, Cylu, mo�e nie wiedz�, gdzie si� adresat znajduje. Nie zdziwi�abym si�, gdyby
tam panowa� taki sam bajzel jak wsz�dzie.
Wsta�y i powlok�y si� do tramwaju jak dwie staruszki, chocia� by�y jeszcze niestare i
ca�kiem krzepkie. Poza wszystkim innym re�ym zniszczy� ca�kiem ich �ycie seksualne.
- Wojna zmieni wszystko - powiedzia�a Nadia. - B�d� musieli zrewidowa� stosunek
do spo�ecze�stwa.
- Mo�e masz racj� - zgodzi�a si� Cecylia. - Przede wszystkim powinni�my
zrewidowa� stosunek do kadr partyjnych.
Rozmawia�y ju� ze sob� ca�kiem przyja�nie, nie zwracaj�c uwagi na to, �e jedna m�wi
o nich �oni� a druga �my�.
- Tamtych, �bez prawa do korespondencji�, wyko�czyli co do jednego - powiedzia�a
Nadia.
- Czy to rzeczywi�cie prawda? - wykrztusi�a Cecylia i za chwil� ci�gn�a ju� g�o�niej.
- Wybacz, Nadiu, m�j wybuch, to ze zdenerwowania. Wyrok Cyryla nie zawiera takiego
sformu�owania i przecie� otrzyma�am list...
- Wszystko b�dzie dobrze, nie zamartwiaj si� - doda�a jej otuchy nowa przyjaci�ka.
Kiedy skr�ci�y za r�g, z jakiego� otwartego okna na parterze smagn�� je g�os
radiowego spikera: �Nadajemy komunikat Sowinformbiuro. Trwaj� zaci�te walki na kierunku
smole�skim. Rosn� straty nieprzyjaciela w ludziach i technice...�
- S�ysza�a�? - wykrzykn�a Cecylia. - Kierunek smole�ski! Zbli�aj� si�! Co b�dzie z
nami?
Nowe moskiewskie niebo z balonami zaporowymi i rozjarzonymi reflektorami nie
pasowa�o do zapyzia�ego lefortowskiego osiedla. Zgrzybia�y Kukuj skuli� si� przera�ony
perspektyw� naj�cia pobratymc�w.
II
Nocne fajerwerki
W ci�gu dziesi�ciu lat, kt�re min�y od czasu, kiedy po raz pierwszy byli�my na
Dworcu Bia�oruskim, zasz�y tu wielkie zmiany. Zachowa�a si� oczywi�cie jego
pseudorosyjskopruska architektura, z osmalon� szklan� kopu��, symbolem przynale�no�ci do
wielkiej rodziny dworc�w europejskich, zmieni�a si� natomiast atmosfera tego miejsca, w
trzydziestym roku pokojowa, aczkolwiek nie pozbawiona akcent�w militarnych, co pozwoli�o
nam post�pi� o ma�y kroczek w rozwoju intrygi mi�osnej. Teraz, w sierpniu czterdziestego
pierwszego, Dworzec Bia�oruski stanowi� wrota wojny, st�d odje�d�a�y na front wojskowe
eszelony, tu przybywa�a ludno�� ewakuowana z zachodnich obwod�w ogarni�tych po�arem
wojny.
Kiedy ocalali Gradowowie zjechali na dworzec, by po�egna� kochanego przez
wszystkich Saww�, na jeden z dalszych tor�w przyby� poci�g ze Smole�ska, w kt�rego
sk�adzie by�o kilka ca�kiem spalonych wagon�w. Nie ulega�o w�tpliwo�ci - niemieckie
samoloty zbombardowa�y poci�g wioz�cy uciekinier�w. Wszystkie okna nie uszkodzonych
wagon�w, powoli sun�cych obok peronu, szczelnie wype�nia�y poblad�e twarze
ewakuowanych i rannych czerwonoarmist�w - wygl�da�o to jak ekspozycja starego
malarstwa. Okaza�o si�, �e w wagonach, na pomostach i w zniszczonych przedzia�ach ruszaj�
si� ludzie, co robi�o niesamowite wra�enie.
Na peronach i w dworcowych poczekalniach kot�owa� si� t�um, jakby jaki� pot�ny
kucharz niewidzialn� �ych� miesza� ludzkie k��bowisko: przepychali si� ludzie z tobo�ami,
padali na posadzk� pomi�dzy rzeczami, kt�re wysypa�y si� z tobo��w, zrywali si�, p�dzili
gdzie�, przedzierali si� po wrz�tek, sikali w k�tach, poniewa� nie da�o si� dopcha� do toalet.
Patrole wojskowe wymachiwa�y kolbami, toruj�c sobie drog� przez t�um. Panowa� wrzask,
babski jazgot, p�acz, pisk dzieci, z g�o�nik�w p�yn�y be�kotliwe informacje.
Po ciszy i bezludziu Srebrnego Boru Gradowowie byli oszo�omieni. Tylko Nina na nic
nie zwraca�a uwagi i weso�o podkpiwa�a z ma��onka, wystrojonego w kiepsko dopasowany
munduru z nowiutkimi dystynkcjami majora.
- No, sp�jrzcie na Saww�, czy� nie wygl�da na zucha? Z jakim wdzi�kiem nosi sw�j
wytworny mundur! Nie wiedzia�am, �e wychodz� za m�� za kawalergarda!
Kitajgorodski, lekarz wojskowy w stopniu majora, dostosowywa� si� do nastroju �ony:
wypina� pier�, podkr�ca� nieistniej�cego w�sa, spacerowa� wzd�u� wagonu spr�ystym,
�kawalergardskim� krokiem, dzwoni� na niby ostrogami. Siedmioletnia Lenka zanosi�a si�
�miechem, pozostali milczeli skonsternowani.
Nina, kt�ra pomimo trzydziestu czterech lat nadal by�a bardzo m�oda i ruchliwa, a z
odleg�o�ci, powiedzmy pi�tnastu metr�w, wygl�da�a jak dziewczynka, kr�ci�a si� wok�
m�a, g�aska�a jego mundur.
- Chyba czego� tu brak, nie o wszystkim pomy�lano. Ju� wiem, nie ma akselbant�w!
- Z dawien dawna mamy wszyscy w nosie wasze akselbanty! - odpowiada� Sawwa
s�owami piosenki z popularnej sztuki. Pewnie czu� si� podle, jednak rozumia�, �e Nina pod
pozorami zgrywy ukrywa jeszcze wi�ksz� bole��, wi�c udawa�, �e si� �wietnie bawi. Uj��
�oneczk� pod rami�, szepn�� do uszka: - To pomy�ka, droga pani, wzi�a pani huzara za
kawalergarda, to tak, jakby konia poci�gowego uzna� za rumaka!
W ko�cu rozbawili wszystkich. U�miechn�a si� nawet Mary Wachtangowna, chocia�
ostatnio coraz cz�ciej na jej twarzy malowa� si� g��boki smutek. Wyg�upiaj� si� przed
rozstaniem, pomy�la�a. Dziwne, nie rozumiem ich, ale mo�e czuj� si� z tym lepiej...?
Nie zd��y�a si� jeszcze przyzwyczai� do my�li, �e Mitia odszed�, kiedy zadzwoni�
Sawwa z wiadomo�ci� o wyje�dzie na front; otrzyma� nominacj� na naczelnego chirurga
dywizji, czyli szpitala polowego. Nawet nestor rodu Borys Nikiticz, pomimo swego wieku -
nied�ugo uko�czy sze��dziesi�t sze�� lat - jest bezpo�rednio zwi�zany z wojn�, powo�ano go,
tak jak w latach dwudziestych, do kierownictwa s�u�by medycznej si� zbrojnych w stopniu
genera�a majora. Ci�gle przesiaduje na naradach lub je�dzi na inspekcje medycznej obs�ugi
front�w. Mary Wachtangowna widuje go rzadko. Teraz tak�e mia� przyjecha� na dworzec, by
si� po�egna� z Saww�, ale dotychczas si� nie zjawi�, a poci�g w ka�dej chwili mo�e odjecha�.
Poci�g rzeczywi�cie m�g� odjecha� w ka�dej chwili, ale wygl�da�o na to, �e mo�e
odjecha� za kilka godzin lub wcale nie odjecha�. Sawwa wyp�dza� rodzink� do domu, nie
s�uchali go jednak, dreptali w miejscu, bronili si� przed naciskiem t�umu. Byli tu jego starzy
rodzice, matka i ojczym, filolodzy srebrnego wieku, ocala�e okruchy przesz�o�ci, je�eli o
okruchach czego�, co zosta�o zdruzgotane do cna, mo�na powiedzie�, �e ocala�y. By�a Mary z
Agasz�, wiern� stra�niczk� domu Gradow�w, i Borys Czwarty, dzielny podrostek,
spogl�daj�cy na Saww� Gradowowskimi oczami ojca i dziadka. Z jego spr�ystej postaci
emanowa�o gor�ce pragnienie, by jecha� razem z wujkiem, ale jednocze�nie trzyma� mocno
d�o� m�odszej siostrzyczki, Wieruni, w jej za� oczach znalaz�a sobie schronienie spokojna noc
zakaukaska. Tych dwoje stanowi�o wzruszaj�c� park� �sierot� po �yj�cych rodzicach,
zamkni�tych gdzie� w �agrach. By�a tu r�wnie� nieprawdopodobna, jakby wyj�ta ze sztuki, w
kt�rej gra�a rol� �zabawnej staruchy�, Cylka Rozenblum ze swoim superpozytywnym ojcem
Naumem. Wszyscy z uporem tkwili na peronie. M�j Bo�e, jak�e Sawwa ich kocha�, jak
bardzo si� o nich niepokoi�, o t� bezradn�, wzruszaj�c� gromadk�! Byli ju� nielicho
zm�czeni, nie wiedzieli, o czym rozmawia�, jak okazywa� odje�d�aj�cemu serdeczno��, tylko
Ninka wci�� czuli�a si� do Sawwy, ci�gn�a go gdzie� na bok, co� mu szepta�a ze �miechem,
potem prowadzi�a do reszty towarzystwa i pod�artowywa�a na temat �kawalergarda�. Im
d�u�ej to trwa�o, tym wyra�niej w jej kpinkach brzmia�a nutka rozpaczy.
- Id�cie ju�, jed�cie do swoich dom�w! - prosi� Sawwa. - Jestem zm�czony, chcia�bym
si� po�o�y� w przedziale. Ko�czmy czuwanie przy zw�okach!
Nikt jednak nie odszed�. Zw�aszcza, �e Mary Wachtangowna o�wiadczy�a, i� lada
chwila nadjedzie Borys.
Zjawi� si� rzeczywi�cie, o�ywiony, w szynelu z generalskimi wy�ogami, w asy�cie
adiutanta, szed� dziarskim krokiem, t�um rozst�powa� si� na widok genera�a s�u�by
medycznej. Mary Wachtangowna nie mog�a si� nadziwi�: od wybuchu wojny ma��onek
zmieni� si� nie do poznania, znikn�� smutny, filozofuj�cy profesor, jego miejsce zaj��
energiczny i stanowczy dzia�acz obrony.
- Gdzie jest nasz lekarz wojskowy? - spyta� Grad�w.
- Melduj� si� na rozkaz, ekscelencjo! - wrzasn�� Sawwa pr꿹c si� s�u�bi�cie na
baczno��.
U�cisn�li si�, po czym obejrzeli nawzajem z uznaniem.
- Na wielkie czyny p�dzili�my k�usem! - zachwyci�a si� Nina.
Wzd�u� poci�gu bieg�o kilku t�gawych czerwonoarmist�w, wyskoczy� kolejarz z
wykrzywionym policzkiem: Za pi�� minut odjazd!
Nina bez s�owa obj�a ramionami m�a, przywar�a do niego z ca�ych si�, jakby
domagaj�c si� mi�o�ci. Pozostali odwr�cili oczy. Nadesz�a chwila rozstania.
Borys Czwarty by� niepocieszony; jak przysta�o na powa�nego m�odzie�ca, chcia�
zapyta� Saww� o kilka wa�nych spraw. Czy nowe formacje potrafi� zatrzyma� natarcie
niemieckiej grupy armii ��rodek�? Dlaczego nie uczestnicz� w dzia�aniach wojennych nasze
jednostki spadochronowodesantowe? Czy to prawda, �e nasz czo�g T34 nie ma sobie r�wnych
w �wiecie i kiedy, zdaniem Sawwy, zostanie wprowadzony do dzia�a� wojennych? I
najwa�niejsze: dlaczego wci�� si� cofamy, oddaj�c miasto po mie�cie? Czy to celowa
strategia na wz�r stosowanej przez Kutuzowa w tysi�c osiemset dwunastym roku? Chodzi o
wci�gni�cie naje�d�cy w g��b kraju, oderwanie go od zaplecza, a nast�pnie zadanie mu
pot�nego ciosu z flanki? Na te pytania najlepiej odpowiedzia�by ojciec, ale go nie ma,
�byczy si�, jak m�wi� ch�opcy z p�tli tramwajowej, w obozach, zamiast walczy�. Nawiasem
m�wi�c, wujek Sawwa jest tak�e niez�ym rozm�wc�, nieraz dyskutowali o zagadnieniach
wojennej strategii �wiatowej, niestety, Ninka - Borys Czwarty jak wszyscy w rodzinie
nazywa� ciotk� zdrobnieniem imienia - nikogo nie dopuszcza do niego.
Poci�g ruszy� nagle bez dzwonka czy gwizdka. Sawwa w przestrachu wyrwa� si� z
obj�� �ony, dop�dzi� wagon, ledwo zd��y� obok innych dow�dc�w schwyci� za por�cz,
podskoczy�, zawis�, nogi wlok�y si� po ziemi, uda�o mu si� jednak podci�gn��. Cz��
uczepionych por�czy wepchn�a si� na pomost, Sawwa pospiesznie umocowa� si� na
schodku, by si� obejrze� jeszcze raz, po raz ostatni ujrze� bliskie twarze, twarz ukochanej
kobiety. Czu� bardzo wyra�nie, �e oto �egna si� ze �wiatem, w kt�rym �y� dotychczas, jeszcze
mgnienie i na zawsze odejdzie m�odo��... Pragn�� schwyci� jej ostatnie rozb�yski... Odwr�ci�
si�, poci�g doje�d�a� do ko�ca peronu, kto� bieg� peronem, wymachuj�c r�kami, kto� obok
chucha� odorem alkoholu... Nagle mign�a m�oda twarz z p�on�cymi oczami... przecie� to
Boria, ci�gnie kogo� za r�k�, tak, to ona... jak�e ci jestem wdzi�czny za wszystko... w�osy
zas�oni�y oczy... do ko�ca �ycia b�d� pami�ta� ka�d� chwil� sp�dzon� z tob�, poczynaj�c od
cienkiego lodu na srebrnoborskich ka�u�ach... twoje ch�odne d�onie, pierwszy dotyk... biegnie
jeszcze, nie wida� oczu, tylko gorzkie usta... plama twarzy znika i zjawia si� znowu w�r�d
obcych g��w... najmilsze usta skrzywione w gorzkim grymasie... �egnaj!
- Chod�my do przedzia�u - powiedzia� kapitan artylerii. - Mamy sze�� butelek w�dki.
Odpoczniemy sobie.
Borys Nikiticz i Mary Wachtangowna przepychali si� przez poczekalni� w kierunku
placu, gdzie czeka� na nich samoch�d. Za nimi Agasza ci�gn�a za r�ce Borysa Czwartego i
Wieruni�. Ch�opak mrucz�c przekle�stwa usi�owa� si� uwolni� z r�k niani, ale by�a
nieub�agana, chocia� udawa�a, �e to nie ona go prowadzi, lecz on, jak na m�czyzn�
przysta�o, opiekuje si� star�, niezaradn� kobiet�, w dodatku obarczon� dzieckiem. W ko�cu
musia� si� z tym pogodzi� i zacz�� obserwowa� ludzi koczuj�cych w poczekalni. Wielu
starszych posila�o si�, jakby w obawie, �e �tam� nie b�dzie posi�k�w. Jaka� babina ze
Smo�enszczyzny, akaj�ca charakterystycznie, opowiada�a o czym� okropnym, ze strachu oczy
jej wychodzi�y z orbit, a policzki dr�a�y:
- Wyje toto i leci pro�ciutko na nas, a� mi r�ce i nogi pomdla�y, Chryste Panie, jak nie
walnie w dach, zara dym i ogie�, a ono w g�r� jak jaka �wieca...
Boria domy�li� si�, �e chodzi o nurkowy nalot sztukasa. Nieopodal, gdzie po�r�d
roz�o�onych na ziemi tobo��w kto� nastawi� samowar, panowa� b�ogi nastr�j. Dwie
dziewczynki w wieku Borii nakr�ca�y patefon. Dobieg�a piosenka: �Hej Andriusza, nie smu�
si�, kochany! Nie chowaj harmonii, graj na ca�y �wiat! Sp�jrz, jak gwiazdy b�yszcz� nad
g�owami, jak nam szumi zielony sad!�. Boria skrzywi� si�, pioseneczka przes�odzona,
budz�ca dziwny niepok�j, pochodzi�a z minionych czas�w tak zwanego pokoju, kiedy
panoszy�o si� NKWD i nikt nie �mia� z draniami walczy�, wszyscy pos�usznie k�adli uszy po
sobie. Do diab�a z takimi czasami pokoju! Wojna otworzy�a przed oczami ch�opca ogromny
nowy �wiat, poj�cie �dranie� przybra�o w nim posta� niemieckich nazist�w, z kt�rymi
m�czyzna powinien walczy�! Boria oczywi�cie nieprzytomnie zazdro�ci� Mitii, kuzynowi i
przyjacielowi, kt�ry ju� poszed� na front (dziwne - bez nadmiernego zachwytu), podczas
kiedy Boria b�dzie musia� jeszcze d�ugo ucz�szcza� do przebrzyd�ej szko�y, gdzie
nauczyciele wiedz�, �e jest synem �wroga ludu� i traktuj� go podejrzliwie, albo - co jeszcze
gorszez ukrytym wsp�czuciem. Najbardziej w �wiecie Boria ba� si�, �e wojna si� sko�czy, a
on nie wykorzysta swojej szansy.
Tymczasem dziadek i babcia gaw�dzili, id�c przez poczekalni� dworcow�.
- Brak mi ju� si�, Bo, ci�gle po�egnania, rozstania, areszty... Znikn�o z naszego �ycia
tylu bliskich - Nikita, Cyryl, Weronika, Galaktion, Mitia, a teraz Sawwa. Kto nast�pny? Co
zostanie z naszej rodziny?
Borys Nikiticz ni st�d, ni zow�d cmokn�� ma��onk� w policzek.
- A gdybym tak, Mary, poprosi� ci� o przygotowanie dla odmiany jakiego� powitania
zamiast po�egnania? - spyta� nieco figlarnie.
Mary Wachtangowna zatrzyma�a si�, przy�o�y�a d�onie do policzk�w.
- Co masz na my�li, Bo? Co to za dziwny, �artobliwy ton, kt�ry ostatnio pobrzmiewa
niekiedy w twoim g�osie?
Borys Nikiticz wci�� z wesolutk� min� klepn�� si� d�oni� po wargach, nast�pnie
zacisn�� obie pi�ci pod podbr�dkiem, jakby chcia� utrzyma� co� w sekrecie.
- Nic ci jeszcze nie powiem, �eby nie zapeszy� - rzek� �artobliwie.
- Co to ma znaczy�? - zawo�a�a Mary Wachtangowna. - Dowiedzia�e� si� czego�?
Dok�d dzisiaj chodzi�e�? Do KC czy do Ludowego Komisariatu Obrony?
- Nic jeszcze nie mog� powiedzie�...
- M�j Bo�e - j�kn�a Mary Wachtangowna. - Mo�e chocia� Wik� zwolni�?... Masz
racj�, Bo, nie trzeba zapesza�...
Stara�a si� nawet nie my�le� o synach, obawia�a si� pomy�ki, wspomnia�a tylko
Weronik�, ale zaraz wyrzuca�a sobie, �e wymieni�a j�, poniewa� pomy�ka by�aby mniej
bolesna, a wi�c kocha j� nieco mniej ni� ch�opc�w, wymieni�a jej imi� jak os�on�, jak
zak�adniczk� swych oczekiwa�, i zamilk�a zawstydzona.
Kiedy ju� byli na szosie prowadz�cej do Srebrnego Boru, niebo za nimi rozjarzy�o si�
wybuchami, poprzez warkot silnika dobieg� pot�ny �oskot, kolejna grupa bombowc�w
przedar�a si� nad Moskw�.
Zast�pca attache wojskowego Stan�w Zjednoczonych pu�kownik Kevin Taliaferro
przez szczelin� w zas�onie zaciemniaj�cej patrzy� na Kreml. Monumentalny, szesciopi�trowy
gmach ambasady - w stylu radzieckiego empire, mie�ci� si� naprzeciwko Kremla, oddzielony
od niego rozleg�ym placem Manie�nym, tu� obok hotelu �National�, �wiadka wielu
historycznych wydarze�.
Jak zwykle w nocy Kreml ton�� w ciemno�ciach, tylko czasem, kiedy rakiety �wietlne
zrzucane z bombowc�w rozja�nia�y niebo, rysowa�y si� kontury z�batych mur�w, strzelnice,
okna, na dachach chwia�y si� spiczaste cienie wie�. Natychmiast bi�y w niebo salwy ostrza�u
zaporowego, w chmurach p�ka�y szrapnele. Gdzie� w oddali zrzucona na o�lep ci�ka bomba
rozsadza�a noc na cz�ci. Samoloty niemieckie nadlatywa�y na du�ej wysoko�ci, dzia�a
przeciwlotnicze nie mog�y ich dosi�gn��, uniemo�liwia�y im jednak zni�enie lotu, by zrzuci�
bomby. Wszystko wskazywa�o na to, �e Niemcy celuj� w budynki, w kt�rych mieszcz� si�
siedziby w�adz pa�stwowych, a tak�e w ideologiczny o�rodek imperium komunistycznego, w
kremlowsk� twierdz�. Na razie bez powodzenia - bomby, zrzucane nad Moskw� byle gdzie,
trafia�y w dzielnice mieszkalne. Zreszt� onegdaj, zgodnie z wiarygodnym �wiadectwem,
jedna z bomb spad�a tu� przy gmachu KC WKP(b), zgin�� przechodz�cy w�a�nie ulic� znany
dramaturg Afanasij Afinogenow, co najdziwniejsze, �onaty z obywatelk� Stan�w
Zjednoczonych.
Taliaferro zapali� fajk�. W niebie nad Kitajgorodem dogasa�a rakieta �wietlna. Kreml
pogr��y� si� w ciemno�ci. Gdzie jest Stalin? Czy�by siedzia� w twierdzy i tak jak w tej chwili
ja obserwowa� bombardowanie? Wed�ug pewnych informacji nie ma go w stolicy. Je�eli to
prawda, to znaczy, �e stracili nadziej� na obron� Moskwy. Czy�by mia� si� powt�rzy� rok
tysi�c osiemset dwunasty?
- Prosz� ze swoj� fajk� odej�� od okna, panie Taliaferro - powiedzia� Geoflrey Penn,
radca ambasady do spraw politycznych.
- Obawia si� pan, �e ogieniek mojej fajki zauwa�y jaki� as Luftwaffe? - u�miechn��
si� pu�kownik.
- Obawiam si�, �e zauwa�y nas patrol uliczny. Musieliby�my w takim przypadku
targa� nasze drinki do schronu - za�mia� si� Penn.
W salonie z zas�oni�tymi �aluzjami sp�dza�o czas kilku dyplomat�w i znany
dziennikarz Thowsend Raston. W k�cie pokoju �wieci�a si� jedna przy�miona lampa z
kremowym aba�urem, co nadawa�o wn�trzu przytulno�� obl�onego komfortowego hotelu.
Pot�gowa�a to wra�enie bateria butelek, syfony z wod� sodow�, wiaderko z lodem, akcesoria,
bez kt�rych nie da si� nawi�za� d�entelme�skiej dyskusji o sytuacji politycznej.
- No i jak tam, Kevinie, czy Stalin ci� pozdrowi� ze swojego Kremla? - spyta� Raston,
kiedy d�uga sylwetka Taliaferro oderwa�a si� od okna i zbli�y�a do baru, �eby zrobi� sobie
kolejnego drinka. Przyja�nili si� ze sob� z Harvardu, ich drogi krzy�owa�y si� nieraz podczas
wojny, kt�r� do niedawna nazywano Wielk�, a teraz, jak si� wydaje, b�d� nazywa� po prostu
pierwsz�, rozrabiali razem w Pary�u w zwariowanych powojennych czasach. P�niej los ich
rozdzieli�. Kiedy Raston po wybuchu dzia�a� wojennych na wschodzie przyjecha� do
Moskwy, by� bardzo zdziwiony spotkawszy tu Kevina Taliaferro, w dodatku w stopniu
pu�kownika. Okaza�o si�, �e Taliaferro przez wiele lat pracowa� w jakim� �ci�le tajnym
teoretycznym wydziale Pentagonu, zosta� znakomitym znawc� Europy Wschodniej i Rosji,
zrobi� doktorat z historii Rosji i opanowa� j�zyk rosyjski wraz z jego koszmarn� gramatyk�.
Ta ostatnia okoliczno�� przyprawi�a o g��bok� zazdro�� Rastona, kt�ry ju� przyje�d�a� do
Moskwy, po prawdzie to temat rosyjski wyrobi� mu nazwisko, ale dotychczas nie potrafi�
powiedzie� po rosyjsku prostego zdania. Taliaferro, potrz�saj�c szklank� z kawa�kami lodu
zbli�y� si� do towarzystwa i usiad� w fotelu, z kt�rego wysoko stercza�y jego chude,
donkiszotowskie kolana.
- Stalin znikn�� - powiedzia� Taliaferro. - Po przem�wieniu z trzeciego lipca, po owym
biblijnym, �e tak powiem, apelu do narodu, w kt�rym u�y� zwrotu �bracia i siostry�, nie
s�ycha� o nim ani nikt obcy go nie widzia�. To straszne.
- Pozw�l, Kevin, �e ci� zapytam, co w tym strasznego? - u�miechn�� si� Raston. -
Znikn�� smok, kt�remu nar�d zwyk� by� sk�ada� ofiary, czy o to ci chodzi?
- Teraz chodzi o co innego - rzek� Taliaferro. - Tak czy inaczej smok jest przyw�dc�
wielkiego kraju, ca�ej rosyjskiej cywilizacji. Miliony ludzi widzia�y w nim symbol pot�gi
kraju, teraz za�, kiedy si� kraj rozsypuje, symbol znikn��. Mam wra�enie, �e on po prostu
stch�rzy�, przestraszy� si� o w�asne �ycie. To tragedia!
- A ja uwa�am, �e nazi�ci i bolszewicy zostali ulepieni z tej samej gliny. Nie mam
serca do bolszewik�w - zagulgota� Raston. - Ludzie cierpi�, to prawda, ale nie b�d� p�aka�,
je�eli zako�czy si� to wszystko rozpadem obu przest�pczych band.
- Wybacz, Rest (tak nazywano go w Harvardzie, �eby nie by�o k�opot�w z
niewygodnym Towsendem, kt�rego skr�ty brzmia�y jak �miasto� albo �piasek�), ale si� z
tob� nie zgodz�. Moim zdaniem istnieje r�nica mi�dzy nazistami i bolszewikami. Niestety,
nie mog� si� jedni i drudzy rozpa�� jednocze�nie, a dzisiaj nazi�ci stoj� pod Moskw�, a nie
odwrotnie. i na tym polega r�nica.
W rym czasie inni dyplomaci rozmawiali o katastrofalnej sytuacji na frontach.
Geoffrey Penn cytowa� tre�� ostatnich informacji przys�anych ambasadorowi. Grupa armii
��rodek� pod dow�dztwem feldmarsza�ka von Bo�ka skoncentrowa�a si� przed ostatecznym
natarciem na Moskw�. W jej sk�adzie s� prawie dwa miliony ludzi, dwa tysi�ce czo�g�w,
ogromne si�y ar