6807

Szczegóły
Tytuł 6807
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6807 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6807 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6807 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WITOLD PIECHOCKI dziewczyna z kosmosu Wkraczamy w �wiat �cu- d�w" bardziej zadziwiaj�- cych, ni� te, o kt�rych m�- wi� arabskie ba�nie, bardziej zawi�ych, ni� labirynt kre- te�ski � �wiat ogromny i fantastyczny. C. Flammerion I. NIEZWYK�E SPOTKANIE Pogodny poranek zapowiada� pi�kny, s�oneczny dzie�. B��kitu nieba nie m�ci� nawet najmniejszy strz�pek chmurki. Rozpocz��em urlop. Postanowi�em sp�dzi� kilka dni z dala od miejskiego zgie�ku, gdzie� nad jeziorem w du- �ym lesie. Nie mia�em z g�ry upatrzonego miejsca. Po przestudiowaniu mapy po prostu zapakowa�em na- miot, sk�adany kajak i co potrzeba, wsiad�em do samo- chodu i ruszy�em w drog�. Wiedzia�em, �e odpowiedni� polan� na biwakowanie w ustronnym miejscu znajd� bez trudu. Podczas jazdy my�la�em., jak to wspaniale b�dzie, kiedy odizoluj� si� od problem�w dnia codziennego. Chcia�em troch� po�y� jak pustelnik. Zamierza�em przez ca�y czas trwania mojej pustelni nie czyta� ga- zet i nie s�ucha� radia poza wieczornym dziennikiem. Nale�a�o przecie� przynajmniej po trosze wiedzie�, co si� dzieje na �wiecie. Zabra�em jedynie kilka �lekko strawnych" ksi��ek. Powiedzia�em sobie, �e b�d� tylko p�ywa� kajakiem, k�pa� si� i wypoczywa�, wypoczy- wa�... Po d�u�szym kr��eniu drogami le�nymi po p�noc- nej, najbardziej �dzikiej", cz�ci mazurskich las�w, w zakolu niewielkiego jeziora znalaz�em pi�kn� pola- n�, znalaz�em tam te� niezbyt g��bok� rzeczk�. Z ma- py wynika�o, �e mo�na by�o st�d wyp�yn�� kajakiem tna wielkie jeziora mazurskie. W promieniu kilku ki- lometr�w nie by�o �adnej wi�kszej osady, co najbar- dziej zach�ca�o mnie do pozostania w tym miejscu. �Tu sp�dz� spokojnie kawa�ek urlopu" � zadecydo- wa�em. 0 swoim miejscu pobytu zawiadomi�em mieszkaj�- cego w pobli�u le�niczego. Tak na wszelki wypadek. Mia� on telefon, a to mog�o si� przyda�. Przezorno�� nie zaszkodzi. Nigdy nie wiadomo, co mo�e si� przy- trafi�. Samoch�d pozostawi�em na uboczu polany. Trzeba by�o stawia� namiot i sk�ada� kajak. Przed tym jednak postanowi�em wyszuka� odpowiednie miejsce nad brze- giem rzeczki, gdzie m�g�bym si� wyk�pa�. S�o�ce wta- cza�o si� na niebosk�on, by�o coraz cieplej. Mia�em wielk� ochot� na k�piel. Do jeziora nie chcia�o misie jeszcze i��, bo by� spory kawa�ek drogi. Brzeg rzeczki porasta�y s�abe trzciny, tote� rych�o znalaz�em doj�cie do wody. Miejsce na biwak celowo wybra�em nie nad samym brzegiem, aby w nocy zbytnio nie dokucza�y komary. Wraca�em do samochodu po k�piel�wki, r�cznik i koc. O zgrozo, samochodu nie by�o. �Co u licha? Sk�d wzi�li si� na tym odludziu z�o- dzieje? Tego jeszcze mi brakowa�o. Nie s�ysza�em na- wet warkotu silnika" � stwierdzi�em z przera�eniem. 1 w tym momencie z niezrozumia�ej dla mnie przy- czyny poczu�em si� tak, jakbym przyrasta� do ziemi. Nogi stawa�y si� ci�kie jak o��w. Ledwie mog�em ni- mi pow��czy�. By�em coraz bardziej bezwolny i nie- mrawy. My�li mi si� rwa�y. Nie mog�em ich zebra� w ca�o��. Nie mog�em te� sobie w pe�ni uzmys�owi�, gdzie si� znajduj� i co si� ze mn� dzieje. Dzia�a�a na mnie jaka� dziwna parali�uj�ca si�a. Nagle wysoko na niebie zauwa�y�em du�y przedmiot, kt�ry promieniowa� jaskrawym �wiat�em, podobnym do �wiat�a lamp rt�ciowych. Przedmiot ten mia� kszta�t olbrzymiej kuli u do�u nieco sp�aszczonej. Kolor jej zmienia� si� bardzo szybko. Najpierw by� seledynowy, p�niej niebieski, nast�pnie pomara�czowy, a wreszcie ��ty. Wysy�a�a o�lepiaj�ce b�yski. Pomimo tego ra��- cego �wiat�a, kulisty kszta�t owego dziwnego przedmio- tu widzia�em dok�adnie. Nie, nie uleg�em halucynacji. �Chyba jest to jaki� statek mi�dzyplanetarny albo co� w tym rodzaju?" � b��ka�a mi si� po g�owie my�l. Przedmiot ten nie schodzi� jednak na ziemi�. Utrzy- mywa� si� w powietrzu na znacznej wysoko�ci, wyko- nuj�c jakie� dziwne ewolucje. W czasie manewrowania kula osi�ga�a zadziwiaj�ce przyspieszenie. P�dzi�a przed siebie z wielk� szybko�ci�, aby raptem zatrzyma� si� bez ruchu. Nie s�ysza�em jakichkolwiek odg�os�w pra- cy silnika. Zdawa�o si�, �e kto� z jej wn�trza obser- wuje okolic�, szukaj�c chyba odpowiedniego miejsca do l�dowania. Obiekt posuwa� si� zawsze jakby skoka- mi, tak w poziomie jak i w pionie. Po chwili kula zacz�a si� powi�ksza�. Wida� by�o, �e opuszcza si� w kierunku ziemi. B�yskawicznie zmie- ni�a jednak tor lotu. Nagle zn�w si� zatrzyma�a, nie- ruchomiej�c w powietrzu. Ze spodniej cz�ci obiektu zacz�� si� teraz wy�ania� niniejszy, srebrzysty przed- miot w kszta�cie dysku, bardzo b�yszcz�cy. Dysk ju� wyra�nie kierowa� si� w stron� r�wninnej polany oto- czonej wysokim lasem, na kt�rej w dalszym ci�igu sta�em os�upia�y, nie mog�c si� prawie ruszy� z miej- sca. Wi�kszy statek z du�ym przyspieszeniem odsko- czy� w g�r�, pozostawiaj�c bia�� smug� podobn� do mg�y. Jednak i teraz nie by�o s�ycha� �adnego d�wi�ku. Dysk obni�aj�c si� coraz bardziej, zacz�� wysy�a� w moj� stron� jakie� znaki �wietlne. Nic jednak z tego nie zrozumia�em. Kiedy pojazd by� ju� w odleg�o�ci kilkuset metr�w od ziemi, z dolnej jego cz�ci zacz�y si� wysuwa� podp�irki. Przy ka�dej z nich pracowa�a dysza hamuj�ca. By�o to dla mnie dziwne zjawisko. A pojazd w dalszym ci�gu porusza� si� bezszelestnie. Gdy jeszcze bardziej zbli�y� si� do ziemi, zauwa�y�em, �e ma du�e iluminatory, kt�re na wi�kszej wysoko�ci nikn�y w dziwnym odblasku, kt�ry go otacza�. Wreszcie dysk osiad� w odleg�o�ci kilkudziesi�ciu metr�w ode mnie. Osiad� tak delikatnie, �e nie wy- wo�a� nawet najmniejszego powiewu, pomimo pracuj�- cych czterech dysz, z kt�rych ka�da mia�a wysoko�� oko�o dw�ch metr�w. Owe cztery podp�rki by�y teles- kopami wspaniale amortyzuj�cymi l�dowanie. Dysze natomiast �agodzi�y grawitacj�. W dalszym ci�gu nie mog�em prawie ruszy� si� z miejsca. Teraz jednak nie tyle na skutek si�y, przez kt�r� w jaki� dziwny spos�b sta�em si� bezwolny, ile na widok tego, co nast�pi�o. W spodniej cz�ci dysku rozsun�a si� obudowa i z tego otworu wy�oni�y si� sk�adane schody. �w dziwny pojazd mia� oko�o dzie- si�ciu metr�w �rednicy, a wysoko�� jego kad�uba w centralnej cz�ci wynosi�a chyba po�ow� �rednicy ca�o�ci. Ze statku wysz�y dwie postacie w skafandrach zro- bionych jakby z metalicznej tkaniny. Zdj�y przezro- czyste he�my. Okaza�o si�, �e jest to m�czyzna i ko- bieta. Byli podobni do ziemskich ludzi, a jednak robili wra�enie istot nieco innych. Przede wszystkim, z tej odleg�o�ci, wydawali si� by� nieco wy�si ode mnie i bardzo szczupli. Kobiecie opada�y na ramiona d�ugie, p�owe w�osy. Twarze mieli dziwnie ascetyczne i jakby beskrwiste. Tchn�o od nich dziwnym ch�odem, jakby byli wytworem kriobiologii. Stan�li obok statku i zacz�li ze sob� rozmawia� w nie znanym mi j�zyku, g�osem nieco gard�owym, z lekkim prizydechem. Pozwala�o to s�dzi�, �e pomi�dzy sob� pos�uguj� si�, podobnie jak my, artyku�owan� mow� foniczn�. Mowa ich nie by�a jednak podobna do �adnego z j�zyk�w naszej homosfery. Z tego, co m�- wili, nic nie rozumia�em. Pocz�tkowo nie zwracali na mnie uwagi, roagl�daj�c si� po okolicy. Po chwili m�czyzna podszed� do otwartego w dysku w�azu i nacisn�� jaki� guzik. Natychmiast otworzy� si� jeden z iluminator�w i pojawi�a si� w nim skrzynka metalicznego koloru podobna do radia, z wmontowa- nym reflektorem. By� to chyba uniwersalny telelinkos. Przybysze nie wchodz�c do statku zacz�li przez ten przedmiot do mnie m�wi�. Najpierw kobieta, a p�niej m�czyzna. G�os ich falowa� z aparatu smugami �wiat- �a. M�wili do mnie tym saimym j�zykiem, kt�rym po- przednio rozmawiali ze sob�. Przedtem jednak z ich rozmowy nic nie rozumia�em, teraz do mojej �wiado- mo�ci dociera�o wszystko, co zamierziali mi przekaza�. Us�ysza�em w swojej �wiadomo�ci, jakby intuicyjnie, �e kobieta m�wi�a: � Nie b�j si� nas. Przybyli�my tu w dobrych za- miarach. Na twojej planecie jeste�my nie pierwszy raz. Naszym obecnym zadaniem jest nawi�zanie z tob� kontaktu. Nie stanie ci si� nic z�ego. M�wi�a zdaniami kr�tkimi i zwi�z�ymi, stylem pra- wie telegraficznym. Rozumia�em nie znan� mi istot� chyba na skutek dzia�ania osobliwej odmiany telepatii. Impulsy �wietlne, w formie kt�rych aparat emitowa� ich g�os, przenika�y do moich zmys��w. Nic z tego zja- wiska nie pojmowa�em, ale wiedzia�em o co przyby- szom chodzi. G�os dziewczyny by� dla mnie w danej chwili czym� tak oczywistym, �e nad tre�ci� jej s��w wcale nie musia�em si� zastanawia�. Wiedzia�em ju� teraz, �e mam do czynienia z uf onautami. W pewnym momencie aparat przesta� promieniowa�. W dalszym ci�gu jednak rozumia�em wszystko to, co Kosmici do mnie m�wili. Wszczepili mi niejako zdolno�� rozumienia ich mowy. Wiedzia�em te�, �e i oni s� w stanie rozumie� wszystko, co ja bym do nich powie- dzia�. By�em przekonany, �e dzi�ki telelinkosowi s� w stanie poj�� ka�de moje s�owo, ka�de zdanie, z zacho- waniem nawet pe�nego kontekstu mojej my�li. Nie �mia�em jednak przybysz�w o nic pyta�, ale poczu�em si� teraz nieco spokojniejszy. Ufonauci podeszli bli�ej mnie. Zauwa�y�em, �e kobie- ta by�a bardzo jeszcze m�oda, o sympatycznym wyrazie twarzy. Wiek m�czyzny natomiast mo�na by�o okre�- li� jako �redni. Po chwili m�czyzna powiedzia�: � Nie martw si� o przedmiot, kt�rego brak ci� zanie- pokoi� przed naszym l�dowaniem, a kt�ry u was na- zywa si� samoch�d. On istnieje, a tylko uleg� miniatu- ryzacji. Mamy zreszt� moc nie tylko rnmiaturyzowania, ale nawet dematerializujemy przedmioty martwe. Przez dematerializacj� poszczeg�lne rzeczy zamienia- my w widmo, kt�remu, zale�nie od potrzeby, w ka�dej chwili mo�emy nada� kszta�t realny. Mamy te� moc hipnotyzowania na znaczn� odleg�o��. W�a�nie ty zo- sta�e� zahipnotyzowany przez nasz statek macierzysty, kt�ry teraz obserwuje i ubezpiecza nas z przestworzy. Ca�y czas jeste�my pod jego ochron�. _ Sta�e� si� naszym medium, �wiadomym jednak tego, co z tob� si� dzieje. Musieli�my tak post�pi�, aby na widok naszego statku nie wywo�a� w tobie pop�o- chu � rzek�a kobieta. � Zaraz b�dziesz zn�w w pe�- ni sob�. I w tym momencie wr�ci�a mi zn�w lekko�� i pe�nia �wiadomo�ci. Zn�w mog�em normalnie chodzi� i nor- malnie my�le�. Zacz��em si� rozgl�da� woko�o siebie, ale samochodu nigdzie nie mog�em dostrzec. � Popatrz, samoch�d stoi za tob� � doda�a. Rzeczywi�cie zobaczy�em m�j samoch�d zmniejszony do rozmiar�w dziecinnej zabawki. Gin�� w trawie. Zdziwi�em si�, w jaki spos�b m�g� si� tak zmniejszy� normalny samoch�d osobowy. Kobieta wyja�ni�a: � Podobnie jak post�pili�my z twoim samochodem, preparujemy nasze rzeczy do wyprawy w Kosmos. Na miejscu ich przeznaczenia nabieraj� one normalnej wielko�oi i przybieraj� w�a�ciwe kszta�ty. Tw�j sa- moch�d zn�w b�dzie taki sam jaki by�. Przez zabieg miniaturyzacji chcieli�my ci udowodni�, �e jeste�my istotami pozaziemskimi. Kobieta wypowiedzia�a �aci�skie s�owo �fiat", co zna- czy �niech si� stanie". Przy mnie rzeczywi�cie w tej chwili znalaz� si� m�j samoch�d, zn�w normalnych roz- miar�w. �Dziwne to, bardzo dziwne..." � pomy�la�em. Intuicyjnie co� kaza�o mi wej�� do samochodu. Sta- wa�em si� coraz bardziej senny. W �aden spos�b nie mog�em tego uczucia opanowa�. Wsiad�em do wozu i poczu�em, �e zasypiam. Nie by�em w stanie zebra� my�li wobec tej senno�ci odr�twiaj�cej mnie jak nar- koza. Nawet nie wiem, kiedy ostatecznie usn��em... II. WYPRAWA W NIEZNANE Zaczyna�em si� budzi�. Trwa�o to jednak do�� d�ugo. Senno�� opuszcza�a mnie z trudem. Nie mog�em si� jej pozby�. Ale nawet po otrz��ni�ciu ze snu czu�em si� dziwnie. Powieki w dalszym ci�gu by�y oci�a�e. Siedzia�em w samochodzie, jak przed za�ni�ciem. Nie spieszy�em si� z wyj�ciem na polan�. Ciekaw by�em, ]ak d�ugo trwa� m�j sen. Spojrza�em na zegarek i ze zdzi- wieniem stwierdzi�em, �e zegarek nie chodzi. Wskazy- wa� godzin� jedenast�, czyli chwil�, w kt�rej postano- wi�em si� wyk�pa�. By� to te� czas, kiedy na niebo- sk�onie zauwa�y�em �w dziwny wehiku�, kt�ry teraz jakby nie istnia� w mojej �wiadomo�ci. Pocz�tkowo my�la�em, �e zegarek po prostu nie jest nakr�cony. Okaza�o si� jednak, �e tak nie by�o. Pomy�la�em, �e si� zepsu�. Kiedy senno�� opu�ci�a mnie zupe�nie, przy- pomnia�em sobie moje spotkanie z ufonautami. Wtedy doszed�em do wniosku, �e �w kosmiczny wehiku� spra- wi� to, iz m�j czasomierz przesta� chodzi�. Czas utrwalony przez niechodz�cy obecnie zegarek zapami�ta�em dobrze, bo zdejmuj�c go z r�ki przed k�piel� zerkn��em, aby sprawdzi�, kt�ra jest godzina, po czym zegarek w�o�y�em do schowka przy tablicy rozdzielczej samochodu. W celu ustalenia aktualnego czasu w��czy�em radio samochodowe. W istniej�cej sy- tuacji tylko tak mog�em si� dowiedzie�, kt�ra jest go- dzina. Radio milcza�o. Nawet �ar�wka kontrolna si� nie zapali�a. Stukn��em pi�ci� w tablic� rozdzielcz�, lecz nic to nie pomog�o. Radio w dalszym ci�gu milcza�o jak zakl�te, a przecie� podczas jazdy gra�o. My�la�em, �e mo�e od��czy� si� akumulator. Zapali�em �wiat�o w wozie. �wieci�o normalnie. �Co za diabe�?" � pomy�la�em ze z�o�ci�. Zaprzesta�em manipulowania przy radiu. W dalszym ci�gu czu�em si� lekko zamroczony. Powieki jeszcze by�y ci�kie. Opanowa�a mnie dziwna nostalgia. Spot- kanie ze statkiem kosmicznym oraz z ufonautaani, kt�- rzy nim przylecieli, istnia�o w mojej pami�ci jak co� po�redniego pomi�dzy snem a jaw�. Uda�o mi si� skon- statowa�, �e spa�em kilka godzin, bo s�o�ce chyli�o si� ju� ku zachodowi. Pe�ni� �wiadomo�ci przywr�ci�o mi dopiero samo- czynne uchylenie si� drzwi samochodu. Nikogo nie za- uwa�y�em, a jednak drzwi si� otworzy�y. Przestraszy- �o mnie to troch�. Nagle odezwa� si� znany mi ju� g�os Kosmit�w. Spoj- rza�em w stron� sk�d dochodzi� i zauwa�y�em jakby chwilowo zapomnian�, a przecie� poznan� ju� sylwet- k� dysku. S�owa Kosmit�w, jak poprzednio, by�y wy- powiadane w niezrozumia�ym dla mnie j�zyku, ale ich sens dociera� do �wiadomo�ci bez najmniejszego nawet z mojej strony wysi�ku my�lowego. � Wyjd� z samochodu i podejd� do naszego stat- ku � odezwa� si� m�ski g�os. Na te s�owa prawie bezwolnie, pod wyra�nym na- porem cudzej woli wyszed�em z samochodu. Po prostu �co�" kaza�o mi to uczyni�. Zamkn��em drzwi i skie- rowa�em si� w stron� dysku. Zdziwi�o mnie troch� to, �e m�czyzna kaza� mi zbli�y� si� do statku. Odnios�em wra�enie, �e teraz dysk stoi w innym ni� poprzednio miejscu, bli�ej lasu. Wydawa�o mi si�, �e przed moim za�ni�ciem sta� bardziej po�rodku polany. Domys� ten po chwili potwierdzi� si�, gdy zauwa�y�em kr�g wysuszonej od gor�ca trawy. Zobaczy�em, �e w moj� stron� idzie wysoka, d�ugo- w�osa, bladawa, ale �adna i zgrabna dziewczyna. Za- trzyma�a si� w odleg�o�ci oko�o trzech metr�w ode 15- II. WYPRAWA W NIEZNANE Zaczyna�em si� budzi�. Trwa�o to jednak do�� d�ugo. Senno�� opuszcza�a mnie z trudem. Nie mog�em si� jej pozby�. Ale nawet po otrz��ni�ciu ze snu czu�em si� dziwnie. Powieki w dalszym ci�gu by�y oci�a�e. Siedzia�em w samochodzie, jak przed za�ni�ciem. Nie spieszy�em sd� z wyj�ciem na polan�. Ciekaw by�em, jak d�ugo trwa� m�j sen. Spojrza�em na zegarek i ze zdzi- wieniem stwierdzi�em, �e zegarek nie chodzi. Wskazy- wa� godzin� jedenast�, czyli chwil�, w kt�rej postano- wi�em si� wyk�pa�. By� to te� czas, kiedy na niebo- sk�onie zauwa�y�em �w dziwny wehiku�, kt�ry teraz jakby nie istnia� w mojej �wiadomo�ci. Pocz�tkowo my�la�em, �e zegarek po prostu nie jest nakr�cony. Okaza�o si� jednak, �e tak nie by�o. Pomy�la�em, �e si� zepsu�. Kiedy senno�� opu�ci�a mnie zupe�nie, przy- pomnia�em sobie moje spotkanie z ufonautami. Wtedy doszed�em do wniosku, �e �w kosmiczny wehiku� spra- wi� to, iz m�j czasomierz przesta� chodzi�. Czas utrwalony przez niechodz�cy obecnie zegarek zapami�ta�em dobrze, bo zdejmuj�c go z r�ki przed k�piel� zerkn��em, aby sprawdzi�, kt�ra jest godzina, po czym zegarek w�o�y�em do schowka przy tablicy rozdzielczej samochodu. W celu ustalenia aktualnego czasu w��czy�em radio samochodowe. W istniej�cej sy- tuacji tylko tak mog�em si� dowiedzie�, kt�ra jest go- dzina. Radio milcza�o. Nawet �ar�wka kontrolna si� nie zapali�a. Stukn��em pi�ci� w tablic� rozdzielcz�, lecz nic to nie pomog�o. Radio w dalszym ci�gu milcza�o jak zakl�te, a przecie� podczas jazdy gra�o. My�la�em, �e mo�e od��czy� si� akumulator. Zapali�em �wiat�o w wozie. �wieci�o normalnie. �Co za diabe�?" � pomy�la�em ze z�o�ci�. Zaprzesta�em manipulowania przy radiu. W dalszym ci�gu czu�em si� lekko zamroczony. Powieki jeszcze by�y ci�kie. Opanowa�a mnie dziwna nostalgia. Spot- kanie ze statkiem kosmicznym oraz z ufonautami, kt�- rzy nim przylecieli, istnia�o w mojej pami�ci jak co� po�redniego pomi�dzy snem a jaw�. Uda�o mi si� skon- statowa�, �e spa�em kilka godzin, bo s�o�ce chyli�o si� ju� ku zachodowi. Pe�ni� �wiadomo�ci przywr�ci�o mi dopiero samo- czynne uchylenie si� drzwi samochodu. Nikogo nie za- uwa�y�em, a jednak drzwi si� otworzy�y. Przestraszy- �o mnie to troch�. Nagle odezwa� si� znany mi ju� g�os Kosmit�w. Spoj- rza�em w stron� sk�d dochodzi� i zauwa�y�em jakby chwilowo zapomnian�, a przecie� poznan� ju� sylwet- k� dysku. S�owa Kosmit�w, jak poprzednio, by�y wy- powiadane w niezrozumia�ym dla mnie j�zyku, ale ich sens dociera� do �wiadomo�ci bez najmniejszego nawet z mojej strony wysi�ku my�lowego. � Wyjd� z samochodu i podejd� do naszego stat- ku � odezwa� si� m�ski g�os. Na te s�owa prawie bezwolnie, pod wyra�nym na- parem cudzej woli wyszed�em z samochodu. Po prostu �co�" kaza�o mi to uczyni�. Zamkn��em drzwi i skie- rowa�em si� w stron� dysku. Zdziwi�o mnie troch� to, �e m�czyzna kaza� mi zbli�y� si� do statku. Odnios�em wra�enie, �e teraz dysk stoi w innym ni� poprzednio miejscu, bli�ej lasu. Wydawa�o mi si�, �e przed moim za�ni�ciem sta� bardziej po�rodku polany. Domys� ten po chwili potwierdzi� si�, gdy zauwa�y�em kr�g wysuszonej od gor�ca trawy. Zobaczy�em, �e w moj� stron� idzie wysoka, d�ugo- w�osa, bladawa, ale �adna i zgrabna dziewczyna. Za- trzyma�a si� w odleg�o�ci oko�o trzech metr�w ode 15- mnie i odezwa�a, podobnie jak m�czyzna, ju� bez pomocy lingwafonu. W�asny g�os dziewczyny by� jakby jeszcze bardziej gard�owy i metaliczny ni� ten, kt�ry s�ysza�em przez aparat. � Nie zbli�aj si� do mnie � powiedzia�a. � Musz� ci� zdezynfekowa�. Antyparalizatorem przywr�c� ci te� pe�n� �wiadomo��. Pozb�dziesz si� dokuczliwej psy- chostatyki. Dziewczyna m�wi�a do mnie tym samym j�zykiem, jakiego u�ywa�a poprzednio przez lingwafon. Nie mia- �em ju� teraz �adnej w�tpliwo�ci, �e Kosmici zaszcze- pili mi jakimi� impulsami elektronicznymi, czy te� dzia�aniem telepatycznym, mo�no�� opanowania ich mowy. Zatrzyma�em si�. Dziewczyna wyj�a z kabury, za- wieszonej na srebrzystym pasku opinaj�cym jej smuk- �� tali�, przedmiot w rodzaju ma�ego pistoletu, kt�ry skierowa�a w moj� stron�. Nast�pi� nik�y b�ysk. Prze- szed� przeze mnie kr�tki dreszcz. Natychmiast poczu- �em si� lekki, rze�ki i pe�en werwy. � Idziemy! � rozkaza�a po tym zabiegu bezcere- monialnie. Ruszy�em za ni�. Zrozumia�em, �e czeka mnie przy- goda. By�em bardzo ciekawy tego, co nast�pi, tote� kro- czy�em w kierunku statku ochoczo. Dziwne to, ale ni- czego si� nie ba�em. Co� intuicyjnie m�wi�o mi, �e nie mo�e sta� si� nic z�ego, �e mog� zaufa� Kosmitom. Podeszli�my do statku. Sta� przed nim �w kosmicz- ny m�czyzna, kt�ry wyszed� z tego wehiku�u razem z dziewczyn� po obserwowanym przeze mnie l�dowa- niu. Dziewczyna zwr�ci�a si� do mnie wskakuj�c na m�czyzn�: � To jest Xenos, dow�dca statku. Musisz mu by� pos�uszny. Zaskoczy�a mnie troch� jej obcesowo��, ale nic nie powiedzia�em. Odruchowo wyci�gn��em r�k� chc�c si� z Xenosem przywita�. M�czyzna jednak nie odwza- jemni� tego gestu. � U nas nie podaje si� r�ki na przywitanie. Stosu- jemy tylko lekki sk�on g�ow� � wyja�ni�a dziewczy- na. � Jest to znak pokojowych zamiar�w. Xenos istotnie w tym momencie pochyli� g�ow�. Uczyni�em to samo. Podoba� mi si� ten rodzaj pozdro- wienia. Kosmiczna dziewczyna wyja�nia�a dalej: � Do wszystkich zwracamy si� przez �ty". Uwa�a- my, �e wszyscy jeste�my dzie�mi tego samego Wszech- �wiata. Ja nazywam si� Lima. Ciebie b�dziemy nazy- wali po prostu Niki. Doszed�em do wniosku, �e sytuacja rozwija si� za- ch�caj�co. Nie wiedzia�em tylko, jakie Kosmici maj� wobec mnie zamiary, ale w dalszym ci�gu niczego si� nie ba�em. Nie przera�a�o mnie to, �e nie ma przy mnie nikogo z moich wsp�ziomk�w oraz to, �e znalaz�em si� w sytuacji wyj�tkowej, gdzie� g��boko w puszczy mazurskiej. Nie przera�a�a mnie te� nietypowa i dziw- na sylwetka pojazdu kosmicznego, kt�rym przylecieli ludzie kosmiczni, maj�cy wobec mnie nie znane mi plany. Nast�pi�o kr�tkie milczenie, ale po chwili odezwa� si� Xenos. M�wi� do mnie w dalszym ci�gu bez pomocy lingwafonu: � Domy�lasz si� chyba, �e jeste�my przybyszami z innej planety. Jaki jest cel naszego przylotu na Zie- mi�, dowiesz si� w odpowiednim czasie. Musisz by� cierpliwy. Nie mo�esz uczyni� nic takiego, co by�oby niezgodne z planem naszego dzia�ania wobec ciebie i wobec twojej planety. Szczeg�y b�d� ci znane p�- niej. Na razie musisz si� przyzwyczai� do tego, co ci� zaskoczy�a S�owa Xenosa brzmia�y jak rozkaz, jak ultimatum. M�wi� dalej: � Tw�j przyjazd na t� puszcza�sk� polan� nie jest przypadkowy. Zosta�e� przez nas upatrzony jako �rodek kontaktu Kosmosu z obszarem planety Ziemia, gdzie przebywasz. Kontaktowali�my si� z tob� telepatycz- nie i dlatego znalaz�e� si� na tej polanie. �yczeniem naszym jest, aby� rozpowszechni� wszystko, co zoba- czysz i wszystko, czego do�wiadczysz. Wiemy, �e to uczynisz. Jeste� pod wp�ywem naszej sugestii. Zdziwi�o mnie stwierdzenie Xenosa, ale istotnie co� pod�wiadomie pcha�o mnie w t� okolic�. S�ucha�em dalej: � Chcemy ci zaproponowa� wypraw� w Kosmos do naszej bazy, kt�ra kr��y w pr�ni mi�dzygwiezdnej. My�l�, �e wybierzesz si� z nami. Mo�esz jednak na to si� nie zgodzi�. W�wczas wykre�limy z twojej pami� ci psychokasatorem nasze spotkanie i b�dzie ci si� wydawa�o, �e to zdarzenie by�o tylko marzeniem sen- nym. � Wybierzesz si� z nami? � zapyta�a Lima zach�- caj�co mi�ym tonem. � Dobrze, polec� � odpowiedzia�em troch� z dr�e- niem w g�osie. � A co z moim samochodem? � Zabierzesz go ze sob� � o�wiadczy� Xenos. I w tym momencie m�j samoch�d sta� przy mnie zminiaturyzowany jak poprzednio. � We� go do r�ki � rozkaza� Xenos. Schyli�em si� i podnios�em z trawy to, co wygl�da�o niczym ma�a dziecinna zabawka. Lima wykona�a r�k� gest zapraszaj�cy w stron� schod�w prowadz�cych do wn�trza dysku. Sama wesz�a pierwsza. Pod��y�em za ni�. Xenos wszed� ostatni. W statku, tu� przy schodach, podszed� do punktu ja�- niej�cego w �cianie. By� to zapewne mechanizm zamy- kaj�cy wej�cie do pojazdu, dzia�aj�cy na zasadzie foto- kom�rki, bo w tym momencie schody si� z�o�y�y i w�az prowadz�cy do wn�trza dysku zamkn�� si�. Tym sa- mym zosta� odci�ty m�j kontakt z Ziemi�. Znalaz�em si� w niezbyt du�ym pomieszczeniu przy- pominaj�cym swoim wygl�dem gabinet lekarski. Czu�o si� ca�kowit� sterylno��. Xenos wskaza� mi co� w ro- dzaju przezroczystego fotela, kt�rego jakby nie by�o. Wygl�da� tak, jakby wykonano go ze szk�a. Usiad�em bez przekonania, ale nie za�ama� si� pode mn�. Xenos i Lima zaj�li miejsca obok mnie w podobnych, prawie niewidzialnych, ale przecie� istniej�cych fotelach. Przed /nami umieszczony by� stolik takiej samej konstrukcji. W jednej ze �cian zauwa�y�em czujnik sytuacyjny po- dobny do du�ego kolorowego telewizora, kt�ry zapew- ne za pomoc� panoramicznych minikamer umieszczo- nych w zewn�trznych �cianach dysku pozwala� widzie� to, co aktualnie si� dzia�o w pobli�u statku. Wida� by- �o, ze ufonauci maj� ca�kowit� kontrol� nad sytuacj� i nie mog� zosta� niczym zaskoczeni. Czujnik co chwila relacjonowa�: � Sytuacja bezpieczna... Sytuacja bezpieczna... Nasta�a cisza. Xenos i Lima obserwowali punkty �wietlne przy czujniku sytuacyjnym, b�yskaj�ce r�no- rakimi kolorami. Gdy dziewczyna przerwa�a t� czyn- no��, zacz�a mi si� przygl�da� badawczo. Po chwili zapyta�a: � Widz�, �e si� boisz. � Mo�e troch� � odpar�em zgodnie z prawd�. Rzeczywi�cie, gdy znalaz�em si� w hermetycznie zamkni�tym wn�trzu dysku, poczu�em si� jako� nie- swojo. Lima zamilk�a. I ja te� milcza�em. Po chwili zapyta�em, �eby przerwa� t� cisz�: � Jestem z wami sam, czy s� w statku jeszcze in- ni moi wsp�ziomkowie? � Nie ma nikogo � stwierdzi� Xenos. � Na razie nie nawi�zujemy kontakt�w w szerszym zakresie z isto- tami ziemskimi, nazywanymi przez was lud�mi. Nie nad- szed� jeszcze na to odpowiedni czas. Zreszt� jeste�my tylko sond� kosmiczn�. � Z naszej strony by�oby nierozwa�ne dopuszczenie teraz do kontaktu naszej cywilizacji z cywilizacj�^ ziemsk� � m�wi�a Lima. � Wasza cywilizacja jest jesz- cze zbyt prymitywna. Ludzie �yj�cy na twojej plane- cie s� bardzo zarozumiali. Wydaje si� wam, �e osi�g- n�li�cie szczyty wiedzy. Musicie wiedzie�, �e w Kos- mosie istniej� �wiaty, kt�rych kultura i cywilizacja jest, wed�ug ziemskiego pomiaru czasu, o dziesi�tki ty- si�cy lat starsza od waszej. My jeste�my spo�ecze�- stwem bezwarstwowym i bezkonfliktowym. U was jest niezgoda i s� wojny. My wszelkie narz�dzia i urz�- dzenia do zabijania istot rozumnych i niszczenia wy- twor�w inteligencji ju� dawno zlikwidowali�my. Tego wymaga racja bytu istot rozumnych w ca�ym Wszech- �wiecie. S�owa Limy brzmia�y jak oskar�enie. Do rozmowy w��czy� si� Xenos obserwuj�cy dok�adnie obrazy uka- zuj�ce si� na ekranie czujnika sytuacyjnego. Zauwa�y- �em, �e obraz zmienia si� co kilkana�cie sekund. Wy- wnioskowa�em z tego, i� ka�da z kamer automatycz- nie w��cza si� co pewien czas. Xenos o�wiadczy�: � Ogniste kule i wiruj�ce dyski nazywane na Zie- mi lataj�cymi talerzami albo z akademicka �ufo", to sondy Kosmit�w podobne do naszego statku. W pr�ni mi�dzygwiezdnej kr��� bazy, z kt�rymi sondy utrzy- muj� kontakt. One te� chroni� nas podczas obserwa- cji ludzi i badania Ziemi. Nagle g�o�nik czujnika sytuacyjnego zacz�� wydawa� d�wi�ki podobne do warkotu motor�w. Zaraz te� odez- wa� si� g�os: � Sytuacja niebezpieczna... Sytuacja niebezpieczna... � Zauwa�ono nas � stwierdzi� Xenos. � Musimy startowa�. W��czy� kilka przycisk�w przy czujniku sytuacyj- nym. Stoj�cy przede mn� stolik natychmiast si� od- wr�ci�. Okaza�o si�, �e druga jego strona jest tablic� przyrz�dow� z mn�stwem rozmaitych �wiate�ek. � Lima, w��cz elektroniczny uk�ad sterowania! � rozkaza� Xenos. Dziewczyna wbieg�a po schodach na wy�szy pok�ad. � W��czone � odezwa� si� g�os Limy z g�o�nika, kt�rego jednak nigdzie nie widzia�em. � Start! � rzuci� kr�tko Xenos. I w tym momencie wyczu�em, �e statek poderwa� si� z du�ym przyspieszeniem. Nie by�o s�ycha� pracy ja- kiegokolwiek urz�dzenia nap�dowego. Wiedzia�em, �e lec� w mi�dzygwiezdn� otch�a� Kosmosu. Opanowa�o mnie teraz dziwne uczucie, kt�re by�o jakim� nietypo- wym, bo wzbudzaj�cym zaciekawienie, rodzajem l�ku przed niewiadomym. Uspokaja�o mnie jedynie to, �e ufonauci rozmawiali ze mn� �po ludzku" bez jakiego- kolwiek obcego, nam Ziemianom niemo�liwego do po- j�cia kontekstu. Stwarza�o to atmosfer� swojsko�ci. Przez iluniinatory wida� by�o purpurow� tarcz� za- chodz�cego s�o�ca. III. KOSMICZNY REKONESANS Manometr na tablicy przyrz�dowej, kt�ry by� odmia- n� wakuometru, rejestrowa� wzrost szybko�ci osi�ganej przez statek. Wysoko�� 5000, 10.000, 15.000 metr�w wskazywa�a nie wskaz�wka, lecz punkt �wietlny czer- wonego koloru, biegn�cy przez cyfry umieszczone pi�t- rowo, jak na termometrze lekarskim. Przyspieszenie by�o tak du�e, �e odleg�o�� 25.000 metr�w od Ziemi osi�gn�� statek ju� po kilkunastu sekundach od startu. Przy wysoko�ci 25.000 metr�w Xenos wyda� przez mikrofon rozkaz do kabiny sterowniczej: � Stop! W��czy� zesp� antygrawitacyjny. Dysk znieruchomia� i zawis� w powietrzu. � Zobaczysz teraz, co si� dzieje na polanie w miej- scu naszego l�dowania i dlaczego czujnik sytuacyjny ostrzega� przed niebezpiecze�stwem. Xenos w kabinie przyciemni� �wiat�o i zn�w powie- dzia� do mikrofonu: � Lot, w��cz doln� kamer� teleskopow� i pod��cz do niej monitor w kabinie Alfa. Raptownie cz�� jednej ze �cian pomieszczenia, w kt�rym przebywa�em, zamieni�a si� w du�y ekran. Dok�adnie rysowa� si� na niej tr�jwymiarowy, natuiral- nokolorowy obraz mojej polany z najbli�sz� okolic�. Zaskoczy� mnie najbardziej fakt, �e i tu, w kabinie, tak jak na polanie, pachnia�o jod�owym, �ywicznym lasem. Widok mia�em taki, jakbym lecia� samolotem na nie- zbyt du�ej wysoko�ci. Obraz pokazywa�, �e le�nymi drogami prowadz�cymi na polan�, z kt�rej przed chwi- l� wystartowali�my, jecha�y samochody, motocykle, ro- wery, a nawet szli piesi. Jecha�y te� trzy wojskowe sa- mochody pancerne z antenami radarowymi. Wida� by- �o nawet samoch�d reporterski telewizji, kt�ry widocz- nie przypadkowo znalaz� si� gdzie� w pobli�u. Ludzie byli ciekawi obiektu, kt�rego l�dowanie nie mog�o w okolicy uj�� niczyjej uwadze. � Statek nasz cz�ciowo si� zdekonspirowa� � stwierdzi� Xenos. � Miejsce l�dowania by�o �atwe do wykrycia. Taki zreszt� by� nasz zamiar. Musimy w Zie- mianach stopniowo wyrabia� przekonanie, �e nie s� jedynymi istotami rozumnymi we Wszech�wiecie. Zo- stali�my zauwa�eni podczas l�dowania. Wasze radio poda�o o godzinie czternastej minut pi�tna�cie komum> kat specjalny, kt�ry Lot zarejestrowa� na ta�mie mag- netofonowej. Komunikat ten zosta� uchwycony w for- mie echa kosmicznego na falach eteru po pewnym cza- sie od jego emisji. Zaskoczy�o mnie imi� Lot. Doszed�em do wniosku, �e w dysku by� jeszcze kto� z Kosmit�w poza Xeno- sem i Lim�. � Lot, w��cz magnetofon � rzuci� Xenos. Z niewidocznego g�o�nika us�ysza�em w j�zyku pol- skim: �� Tu Polskie Radio Warszawa. Nadajemy komunikat specjalny. Dzi� przed po�udniem oko�o godziny jede- nastej l�dowa� w p�nocno-wschodniej cz�ci kraju na terenie Puszczy Piskiej nieznany statek powietrzny w rodzaju widywanych ju� lataj�cych dysk�w. We- d�ug naocznych �wiadk�w osi�ga� on ogromn� szyb- ko��. Wszystko przemawia za tym, �e by� to statek kos- miczny, kt�ry przedosta� si� prawdopodobnie z innego uk�adu planetarnego. Na uwag� zas�uguje fakt, �e ra- diolokacyjne stacje satelitarne nie zarejestrowa�y obec- no�ci tego niezidentyfikowanego obiektu lataj�cego. Bior�c pod uwag� uzyskane przez nas o�wiadczenie specjalist�w z zakresu astronautyki oraz relacje obser- wator�w tego niezwyk�ego zdarzenia przypuszcza� na- le�y, �e tajemnicze cia�o kosmiczne jest statkiem mi�- dzyplanetarnym, kt�ry ma mo�no�� wytwarzania sztucznego pola antymagnetycznego, co uniemo�liwi�o aparatom radiolokacyjnym wcze�niejsz� sygnalizacj� obecno�ci tego obiektu w naszym obszarze powietrz- nym. Osoby, kt�re mog� udzieli� na temat tajemniczego obiektu dok�adniejszych informacji, proszone s� o te- lefoniczne skontaktowanie si� z rozg�o�ni� Polskiego Radia w Warszawie lub z kt�r�kolwiek z rozg�o�ni te- renowych. Nie jest wykluczone, �e aparat ten powt�- rzy swoje l�dowanie gdzie� w obr�bie Puszczy Piskiej. Z tych te� wzgl�d�w rozg�o�nia Polskiego Radia w Ol- sztynie instaluje specjalny punkt informacyjny doty- cz�cy tajemniczego obiektu. Od lat potrafimy sfotografowa� ka�dy nawet naj- mniejszy obiekt kosmiczny w odleg�o�ci orbity Ksi�- �yca. Aparat, kt�ry pojawi� si� dzi�, otoczy� si� nie- znanymi promieniami, uniemo�liwiaj�cymi reakcj� fo- tochemiczn�. By�y bowiem czynione pr�by fotografo- wania tego statku, lecz wszystkie ta�my filmowe uleg- �y prze�wietleniu. Dalsze informacje na temat tajem- niczego obiektu b�dziemy podawali w miar� ich na- p�ywania. Naukowcy zajmuj�cy si� ufonautyk� przy- st�pili ju� do badania widma tego pojazdu." G�o�nik si� wy��czy�. Zdziwi�a mnie us�yszana wia- domo��, a szczeg�lnie do�� jednoznaczna forma komu- nikatu radiowego. W ostatnich latach prasa zamiesza cza�a sporo wiadomo�ci o niezidentyfikowanych obiek- tach lataj�cych, lecz by�y one redagowane niekiedy troch� w spos�b ironizuj�cy zagadnienie. Jedynie �Kurier Polski" i �Fakty" spraw� ufologii potraktowa- �y na serio. Bydgoskie �Fakty" powo�a�y do �yc^ na' wet Klub Kontakt�w Kosmicznych. Xenos zacz�� manipulowa� przy tablicy przyrz�do- wej. Wykorzysta�em ten moment pytaj�c: � S�ysza�em imi� Lot. Kto to jest? Dow�dc� statku pytanie to jakby troch� zaskoczy�o. Po chwili odpowiedzia�: � Lot to nasz pilot elektroniczny czyli sinhom, kt�- remu przekazujemy rozmaite polecenia techniczne. Nazwa sinhom pochodzi od s��w �homo sinteticus". W naszym poj�ciu jest to po prostu cz�ekokszta�tny ro- bot. Niekt�re jego cechy manualne oraz spostrzegaw- czo�� i szybko�� orientacji, szybko�� reakcji i podejmo- wania decyzji, s� wielokrotnie wy�sze ni� u cz�owieka. Potrafi on chodzi� i sam poddaje si� regeneracji fo- tonowej, kt�ra jest jego wypoczynkiem i energoch�on- no�ci�. Nawet wykonuje niekt�re proste prace poza statkiem. Najwa�niejszym jego zadaniem jest jednak pilota�. Podczas lotu stosuje si� tylko do rozkaz�w moich i Limy. Xenos wy��czy� monitor, po czym ci�gn�� dalej: � Nasz sinhom posiada dobr� pami��. S�uch jego jest tak wyostrzony, �e s�yszy nawet d�wi�ki dla cz�o- wieka nie istniej�ce. Ma niezawodny wzrok. Widzi w ciemno�ci. Potrafi te� czyta� nieskomplikowany tekst drukowany w naszym j�zyku. Mieszka we w�asnym , pomieszczeniu przy kabinie nawigacyjnej. Nigdy nie skar�y si� na zm�czenie, a jednak si� m�czy. Jego zm�- czenie sygnalizuje czujnik gwiezdny. Wtedy miejsce Lota zajmuje w kabinie nawigacyjnej taki sam robot imieniem Red i nad nim przejmuje kontrol� czujnik gwiezdny. Sinhomy same zmieniaj� si� mniej wi�cej co dwie godziny, wed�ug waszego pomiaru czasu. Lot i Red zajmuj� wsp�ln� kabin�. Dow�dca statku nacisn�� jaki� przycisk. Wygas�o kilka migaj�cych �wiate�. � W \ wyj�tkowych sytuacjach zdaprza si�, �e oba .sinhomy s� zm�czone. Z wyprzedzeniem sygnalizuje to czujnik gwiezdny. W�wczas miejsce przy sterach zajmuje Lima, kt�ra jest naszym g��wnym nawigato- rem. Chod�, poka�� ci Lota i Reda. Xenos w��czy� mikrofon i powiedzia�: � Lima, przejd� do kabiny Alfa. Po chwili pojawi�a si� kosmiczna dziewczyna i za- j�a miejsce Xenosa. Z dow�dc� statku weszli�my po schodach na wy�szy pok�ad, gdzie znajdowa�a si� ka- bina nawigacyjna. Domy�li�em si�, �e dolny pok�ad by� pomieszczeniem dyspozycyjnym, a g�rny s�u�y� ce- lom nawigacyjnym. Tu� przy schodkach mie�ci�a si� niezbyt du�a kabina wykonana z przezroczystego ma- teria�u. Xemos zatrzyma� si� przy tej kabinie i powie- dzia�: � Tu znajduje si� czujnik sytuacyjny pod��czony do konfliktografu. Takie urz�dzenie posiada ka�dy statek pe�ni�cy rol� zwiadowcz�. Mamy do wykonania wa�ne zadanie badawcze, zmierzaj�ce do jak najszybszego na- wi�zania pe�nego kontaktu z twoj� planet� i jej miesz- ka�cami. Konfliktograf sygnalizuje czujnikowi, czy w miejscu l�dowania mo�na ludziom zaufa�. Czujnik sytuacyjny analizuje ustalenia konfliktografu, zg�asza- j�c ewentualn� konieczno�� izolacji statku od ludzi. W dotychczasowych kontaktach z Ziemi� ma�o mia�em takich przypadk�w, aby konfliktograf uwa�a� istniej�- c� sytuacj� iza umo�liwiaj�c� l�dowanie w celu nawi�- zania kontaktu z lud�mi. Xenos przerwa� sw�j wyw�d jakby si� nad czym� zastanawiaj�c. Po chwili ci�gn�� dalej: � Badamy r�ne kontynenty na Ziemi. Pomi�dzy planetami z naszego obszaru galaktyki, zamieszka�ymi przez istoty rozumne, zosta�o zawarte porozumienie zmierzaj�ce do pe�nego ucywilizowania twojej planety i zintegrowania jej z ca�ym Wszech�wiatem. Znany ci zapewne znakomity pisarz ameryka�ski Norman Mai- ler, snuj�cy w�asne refleksje na temat wypraw kos- micznych, powiedzia� w jednej ze swoich ksi��ek, �e Ziemia jest planet� u�wi�con�, a by�aby jeszcze bar- dziej �wi�ta, gdyby zamiast spor�w i wa�ni zapanowa� spok�j, gdyby przestrzegano w pe�ni praw cz�owieka, gdyby nakarmiono g�odnych, zaopiekowano si� chory- mi i zapewniono dach nad g�ow� tym, kt�rzy go nie maj�... Zastanowi�y mnie te s�owa Xenosa, ale nic nie po- wiedzia�em. Wida� by�o, �e informacje Kosmit�w na te- mat Ziemi s� wszechstronne i wyczerpuj�ce. R�no- rodno�� informacji zakodowanych w ich pami�ci by�a wed�ug tego, co powiedzia� dow�dca statku, rozleg�a. Weszli�my do kabiny nawigacyjnej, kt�ra zajmowa�a znaczn� cz�� g�rnego pok�adu. Kopu�a statku by�a przezroczysta, jakby zosta�a wykonana ze szk�a. Wida� by�o przez ni� dok�adnie ca�y niebosk�on. Na �rodku pomieszczenia sta� fotel, na kt�rym siedzia�a posta� w takim samym skafandrze, jakie mieli na sobie Xe- nos i Lima. Twarz tej postaci cechowa�a jaka� martwo- ta i bezwyrazisto��, przypominaj�ca twarze manekin�w w sklepach odzie�owych. �w manekin z uporem wpa- trywa� si� w znajduj�c� si� przed nim tablic� kontrol- n� z dwoma ekranami! Xenos wyja�ni� mi, �e jeden z ekran�w s�u�y do ��czno�ci wizualnej ze statkiem ma- cierzystym, a drugi pokazuje w spos�b radiolokacyjny, panoramicznie, tras� lotu obiektu, w kt�rym si� zna- laz�em. � Nasz statek nazywa si� Sol-3 � o�wiadczy� do- w�dca wehiku�u. Zaskoczy�o mnie stwierdzenie Xenosa �nasz statek". �Czy�by uwa�a� mnie ju� za swego?" � pomy�la�em. Nie nadawa�em jednak temu stwierdzeniu istotniej- ' szego znaczenia. Dowiedzia�em si� od Xenosa, �e icb baza nosi nazw� Melex, �e takich patrolowych dysk�w jak Sol-3 posiada Melex pi��, z tym, �e trzy wystar- towa�y w r�ne rejony Ziemi w celach zwiadowczych, a dwa pozosta�y jako pogotowie techniczne lub ratun- kowe. Przez chwil� przygl�da�em si� temu cz�ekokszta�tne- mu robotowi, kt�ry tak na tablicy przyrz�dowej, jak i na ekranach zauwa�a� ka�dy szczeg�, co wynika�o z jego reakcji. � To jest Lot � o�wiadczy� Xenos wskazuj�c mi sinhoma. Elektroniczny pilot na te s�owa nawet nie drgn��. �� Mamy go�cia � powiedzia� Xenos nieco dobitniej zwracaj�c si� do Lota. Sinhom wsta�, spojrza� na mnie i lekko sk�oni� g�o- w� w taki sam spos�b, jak to zrobi� Xenos podczas przywitania si� ze mn�. Oczy Lota by�y podobne do oczu ludzkich, a jednak wydawa�y si� martwe i bez wyrazu. Dostrzeg�em w nich lekkie, niebieskie b�yski. Wyci�gn��em do Lota r�k�. Sinhom jakby po kr�t^ kim wahaniu poda� mi swoj� r�k� i przywita� si� te- raz ze mn� ziemskim zwyczajem. R�ka jego w dotyku by�a metalicznie ch�odna i dr�twa. Przeszed� przeze mnie lekki pr�d. Xenos zauwa�y� moje zdziwienie z te- go powodu, �e robot poda� mi r�k�. Dow�dca statku wyja�ni�: � Lot przez chwil� by� zak�opotany twoim nie zna- nym mu odruchem. Jego psychoelektroniczna �wiado- mo�� wyczu�a jednak intencj� twojego gestu i nakaza- �a przywitanie si� z tob� przez podanie r�ki, a pami�� Lota przez to wzbogaci�a si� o nowe zjawisko w kon- takcie z Ziemi�. Jest to jego pierwszy lot na twoj� planet�. Xenos poklepa� Lota po ramieniu jak dobrego koleg� i powiedzia� do mnie: � No, Niki, idziemy dalej. Weszli�my do ma�ego pomieszczenia przy kabinie na- wigacyjnej. Na tapczanie, przypominaj�cym st� lekar- ski, le�a� przykryty kocem podobny do Lota robot. � Tu wypoczywa Red. Jest to drugi nasz sinhom � o�wiadczy� Xenos. Z wygl�du obaj elektroniczni piloci byli do siebie podobni. R�ni� ich tylko kolor w�os�w. Lot mia� w�o- sy ciemne, a Red by� blondynem. � Sinhomy na czas wypoczynku poddaj� si� dzia- �aniu fotonowego psycholatora, kt�ry koryguje ich zmys�y i uzupe�nia energi�. Na tym polega wypoczy- nek sinhom�w � stwierdzi� dow�dca statku. Red si� poruszy�. W tym momencie zauwa�y�em, �e ma tylko jedno oko. W miejscu lewego by�a zamkni�ta powieka. � On jest bez oka � zauwa�y�em g�o�no. � Red wykonuje wszystkie czynno�ci bezb��dnie pomimo braku jednego oka. Jest on u nas od niedawna. Na pok�ad Melexa zosta� przekazany z naszej bratniej planety Turan przez urz�dzenie przetwarzaj�ce ma- teri� w ten spos�b, �e przedmiot przekazywany zostaje roz�o�ony na impulsy falowe. Odbiornik odtwarza na- tomiast te impulsy i formuje z nich tak� sam� posta� materialn�, jaka zosta�a nadana. W podobny spos�b u was na Ziemi s� teleksem przekazywane fotografie. O�ywienie odtworzonych sinhom�w nast�puje za po- moc� biopr�d�w. By�em zaskoczony tym, co m�wi� dow�dca statku. S�ucha�em z wielkim zaciekawieniem. � Transport Reda z planety nie uda� si� w pe�ni. Cz�� fal rozproszy�a si� w pr�ni kosmicznej i lewe oko tego sinhoma b��ka si� w postaci fal impulsowych gdzie� mi�dzy planetami. Nie mog�o ono jednak wyj�� z ci�gu falowego prowadz�cego z Turanu do Melexa, kt�rym to ci�giem w formie impuls�w transportowa- ne s� do nas r�ne przedmioty. Interferencja zaginio- nych fal zosta�a juz zlokalizowana i zarejestrowana przez radiospektrograf. Widocznie kosmodrom z brat- niej planety w pewnym momencie wys�a� zbyt s�abe impulsy, kt�re nie przebi�y si� przez czasoprzestrze� dziel�c� kosmodrom Turana od Melexa. Impulsy te po ich dok�adnej lokalizacji zostan� wzmocnione i Red wreszcie doczeka si� swego oka. B�dzie musia� jednak podda� si� ma�ej operacji fizykochirurgicznej, kt�r� przeprowadzi Lima. Poza umiej�tno�ciami nawigacyj- nymi jest ona lekarzem pok�adowym Sol-3. Wywod�w Xenosa s�ucha�em jak bajkowej opowie�ci. Czu�em si� tym wszystkim troch� oszo�omiony. By� mo�e zacz�a mi te� dokucza� choroba lokomocyjna. Xenos zauwa�y� to i zapyta�: � Jeste� zm�czony? � Troch�. � Usi�d� i odpocznij. Dow�dca statku podsun�� mi g��boki, pneumatyczny fotel, w kt�rym zatopi�em si� jak w puchowej pie- rzynie. IV. LIMA MOJ� OPIEKUNK� W mi�kkim fotelu troch� si� zdrzemn��em. Gdy si� obudzi�em, sta� on w innym ni� poprzednio miejscu. Nie zauwa�y�em, kiedy i w jaki spos�b fotel zosta� ze mn� przeniesiony. Wszystkim tym, co mnie spotka�o w bardzo kr�tkim czasie by�em tak zaszokowany, �e tylko sen dawa� mi troch� ulgi psychicznej. Xenos i Lima siedzieli przy mnie. U�miechn��em si� do nich. � Widz�, �e m�czy ci� podr� z nami � stwierdzi�a Lima. Nic na to nie odpowiedzia�em. Chwila ciszy trwa�a bardzo kr�tko. Xenos uczyni� jaki� gest r�k� w stron� Limy. Dziewczyna jakby na to czeka�a, bo zaraz za- cz�a m�wi�: � Mamy bardzo ma�o czasu na kontakt z tob�. Mu- sisz wr�ci� na Ziemi�, a dowiedzie� si� powiniene� jak najwi�cej. Nie tra�my czasu. S�uchaj wi�c uwa�nie co ci powiem i zapami�taj wszystko dok�adnie. Znajdu- jesz si� na najwy�szym pok�adzie naszego statku. Jest to jego g��wna cz��... W tym momencie Xenos wtr�ci�: � Musz� ci jeszcze co� wyt�umaczy�. Po naszym l�dowaniu i spotkaniu z tob� na le�nej polanie, i po pierwszych kontaktach s�ownych, zosta�e� u�piony w twoim samochodzie. Musieli�my bowiem wzlecie� do statku macierzystego, kt�ry przywi�d� tu Sol-3, celem przekazania pierwszych wynik�w bada�, jakim zosta�e� poddany. � Jak to? Przecie� mnie nikt nie bada� � zdziwi- �em si�. � Biokomputer na odleg�o�� uzyska� potrzebne in- formacje wst�pne � stwierdzi� dow�dca statku. � By� to nasz pierwszy kontakt z cz�owiekiem tego re- jonu globu ziemskiego. Na terenie twojego kraju sonda kosmiczna l�dowa�a pierwszy raz. Przez ca�y czas ba- dania twojej osoby musia�e� by� w stanie u�pienia. Zosta� te� unieruchomiony mechanizm twojego zegar- ka, aby� straci� poczucie czasu w wypadku ewentual- nego przebudzenia si� na skutek jakich� nie znanych nam si� ziemskich. Po tych s�owach Xenosa zerkn��em na m�j zegarek. Teraz chodzi� jak przed za�ni�ciem. Dziwne to, nie nakr�ca�em zegarka, a jednak ruszy�. � Prymitywne te wasze chronometry � roze�mia� si� Xenos. Nie nastawi�em te� w�a�ciwej godziny, a zegarek wskazywa� dok�adny czas. Sprawdzi�em to na jednym z ma�ych monitor�w, na kt�rym ukazywa�y si� cyfry okre�laj�ce czas ziemski z dok�adno�ci� do jednej set- nej sekundy. Stwierdzi�em teraz, �e od momentu za�- ni�cia w samochodzie, czyli od godziny jedenastej z mi- nutami, min�o ponad siedem godzin. Aktualnie by�a godzina dziewi�tnasta trzydzie�ci pi��. Monitor wska- zywa� nawet, �e by� to dzie� dwunasty lipca. Wyja�- nienie Xenosa potwierdzi�o fakt, �e po moim obudze- niu si� w samochodzie statek faktycznie sta� w innym miejscu polany. Nie uleg�em z�udzeniu. Dysk l�duj�c powt�rnie osiad� bli�ej lasu. � Po pierwszym l�dowaniu musieli�my nie tylko wzbi� si� w celu przekazania statkowi macierzystemu informacji o tobie, ale te� trzeba by�o na jaki� czas znikn�� w stratosferze � rzek� Xenos. � Nie mo�emy jeszcze dopu�ci� do rozpoznania przez Ziemian danych parametrycznych naszego statku. Z tej te� przyczyny i teraz, po drugim l�dowaniu, nie wolno nam by�o d�u- �ej pozosta� na polanie. Zostali�my przez ludzi zauwa- �eni i to na razie wystarczy. Za chwil� polecimy z to- b� do bazy Melex samodzielnie, bez pomocy statku ma- cierzystego, kt�ry nazywa si� Sollet. B�dzie on ze stra- tosfery w dalszym ci�gu prowadzi� obserwacj� wed�ug przydzielonego mu zadania. - W jaki spos�b wasze wehiku�y mog� utrzyma� si� nieruchomo w stratosferze? � zapyta�em. - Statki te wytwarzaj� swoimi urz�dzeniami sztucz- ne pole antygrawitacyjne, przez oo nie podlegaj� opa- daniu. Po tych s�owach Xenos przeszed� na ni�szy pok�ad. Pozosta�em z Lim� sam. � Postaw sw�j samochodzik na stole � rzek�a dziewczyna. Zupe�nie zapomnia�em z wra�enia o tym, �e samo- ch�d, kt�rym przyjecha�em na puszcza�ski wypoczy- nek, teraz rozmiar�w dziecinnej zabawki, stale kur- czowo trzyma�em w r�ce. Postawi�em go na stole. � Przed wyruszeniem w dalsz� podr� mi�dzypla- netarn� zostaniesz dok�adnie zbadany � o�wiadczy�a Lima. � Przede wszystkim konieczne jest ustalenie, jaki mam u ciebie zastosowa� czujnik pracy serca. �Ta dziewczyna bez przerwy mnie torturuje" �po- my�la�em. Przez g�o�nik odezwa� si� m�ski g�os. By� to za- pewne g�os Lota, gdy� poszczeg�lne s�owa wypowiada� sylabami, jak ka�dy robot. Z tego, co zosta�o powiedzia- ne nic nie rozumia�em. Na_jego s�owa �wiadomo�� mo- ja nie reagowa�a. � Kabina sterownicza informuje, �e ruszamy w kie- runku bazy � rzuci�a dziewczyna. I w tej chwili odczu�em lekkie przeci��enie, jakbym na moment zosta� przyci�ni�ty do fotela. � Lata�e� ju� samolotem odrzutowym? Na jakiej wysoko�ci i z jak� szybko�ci�? � Lata�em kilka razy na wysoko�ci oko�o dziesi�- ciu tysi�cy metr�w. Szybko�� si�ga�a tysi�ca kilomet- r�w na godzin� � o�wiadczy�em. � Wtedy przy star- cie te� mia�em podobne uczucie. 3 � Dziewczyna... 33 � Na razie nie musisz nak�ada� skafandra. Warun- ki wewn�trz statku, pomimo to �e obecnie jeste�my ju� na wysoko�ci ponad stu kilometr�w nad Ziemi�, s� takie same jak w samolotach, kt�rymi lata�e�. Jeste� wi�c po trosze przyzwyczajony do przestrzeni ponad- ziemskiej. Choroba lokomocyjna ju� ci nie grozi. Lima wprowadzi�a mnie do analizatora, kt�ry mia� mnie zbada�. By�o to urz�dzenie w rodzaju du�ej, siziklanej szafy. Znajdowa�o si� tu sporo rozmaitych czujnik�w i manometr�w. Dziewczyna da�a mi do r�k dwa uchwyty pod��czone kablem do czego�, co wygl�- da�o jak szerokoobiektywowa kamera filmowa. � Czuj si� swobodnie. Rozlu�nij mi��nie � rzek�a Lima przez g�o�nik znajduj�cy si� gdzie� w kabinie, ale i tu g�o�nika nigdzie nie widzia�em. Po kilkunastu sekundach Lima wyprowadzi�a mnie z tego urz�dzenia i powiedzia�a: � Ustalenia analizatora przeka�� zaraz biokompu- tecrowi. On bezb��dnie <okre�li stan twego zdrowia i wy- da diagnoz�, jakiego rodzaju czujnik pracy twego ser- ca musz� zastosowa�. Biokomputer ustali te� inne ko- nieczne dane profilaktyczne dotycz�ce twojej osoby. W przestrze� mi�dzyplanetarn� lecisz pierwszy raz. Nie wiemy, jak tw�j organizm zniesie trudy tej po- dr�y. Mamy obowi�zek dba� o twoje zdrowie. Ma�o mamy jeszcze do�wiadczenia co do odporno�ci miesz- ka�c�w globu ziemskiego na dzia�anie przestrzeni mi�- dzyplanetarnej. Nasz Sol-3 tego rodzaju do�wiadczenia z cz�owiekiem ziemskim prowadzi pierwszy raz. Ba- dania waszych kosmonaut�w s� jeszcze zyt ubogie i powierzchowne. Poza tym dotycz� tylko lot�w orbi- talnych i lotu na Ksi�yc. Lima wysz�a, ale zaraz wr�ci�a zwracaj�c si� do mnie: - Musz� jeszcze odkurzaczem oczy�ci� z piasku twoje obuwie. Jest to konieczne ze wzgl�du na bezpie- cze�stwo nawigacyjne. W pr�ni mi�dzygwiezdnej wyst�puje niewa�ko��, a to cz�sto powoduje niespo- dzianki. Wprawdzie nasz statek ma w�asn� grawitacj� wewn�trzn�, ale bywa, �e kiedy wydaje si� by� wszy- stko w porz�dku, nagle trafia si� co�, czego nikt nie oczekiwa�. W przypadku wy��czenia si� grawitacji wewn�trznej, piasek na skutek niewa�ko�ci m�g�by do- sta� si� do niekt�rych mikroskopijnych urz�dze� i spo- wodowa� awari� aparatury decyduj�cej o sterowno�ci i szybko�ci statku, a tak�e o bezpiecze�stwie lotu. No c�, Niki, takie bywaj� kulisy kosmicznych niespodzia- nek. S�owo �Niki" dziewczyna wypowiedzia�^ bardzo sym- patycznie. �Czy�by mia�o to u kosmicznej dziewczyny jakie� znaczenie?" � konstatowa�em. Lima poleci�a mi stan�� przy �cianie na czym�, co swoim wygl�dem przypomina�o p�ytk�, szerok� misk� z jakimi� poch�aniaczami na kraw�dzi. Nast�pnie w��- czy�a przycisk. Us�ysza�em d�wi�k podobny do pracy naszego, normalnego, ziemskiego odkurzacza. D�wi�k ten by� jednak delikatniejszy i mniej �widruj�cy w uszach. Po chwili odkurzacz wy��czy� si� samoczyn- nie. Usiad�em zn�w w fotelu. Lima na chwil� wysz�a. Zosta�em sam. Zacz��em do- k�adnie przygl�da� si� wszystkim przedmiotom znajdu- j�cym si� w zasi�gu mojego wzroku. Zasadnicza cz�� aparatury by�a wmontowana w biegn�c� kr�giem �cia- n� kabiny. Niekt�re przedmioty by�y przytwierdzone do pod�ogi. Niczego nie �mia�em dotkn��. W pewnym momencie zauwa�y�em na pod�odze co� w rodzaju bla- szanego klosza. Podszed�em do niego. Chcia�em z blis- ka zobaczy�, co to takiego jest. Zamierza�em podnie�� ten klosz. Gdy ju� mia�em uj�� uchwyt, odezwa� si� g�os: � Nie ruszaj. Zaspokoj� twoj� ciekawo��. Jest to selektor strumieni py�u kosmicznego. Przez dzia�anie fal kontruj�cych selektor chroni