6807
Szczegóły |
Tytuł |
6807 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6807 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6807 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6807 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WITOLD PIECHOCKI
dziewczyna z kosmosu
Wkraczamy w �wiat �cu-
d�w" bardziej zadziwiaj�-
cych, ni� te, o kt�rych m�-
wi� arabskie ba�nie, bardziej
zawi�ych, ni� labirynt kre-
te�ski � �wiat ogromny
i fantastyczny.
C. Flammerion
I. NIEZWYK�E SPOTKANIE
Pogodny poranek zapowiada� pi�kny, s�oneczny dzie�.
B��kitu nieba nie m�ci� nawet najmniejszy strz�pek
chmurki.
Rozpocz��em urlop. Postanowi�em sp�dzi� kilka dni
z dala od miejskiego zgie�ku, gdzie� nad jeziorem w du-
�ym lesie. Nie mia�em z g�ry upatrzonego miejsca. Po
przestudiowaniu mapy po prostu zapakowa�em na-
miot, sk�adany kajak i co potrzeba, wsiad�em do samo-
chodu i ruszy�em w drog�. Wiedzia�em, �e odpowiedni�
polan� na biwakowanie w ustronnym miejscu znajd�
bez trudu.
Podczas jazdy my�la�em., jak to wspaniale b�dzie,
kiedy odizoluj� si� od problem�w dnia codziennego.
Chcia�em troch� po�y� jak pustelnik. Zamierza�em
przez ca�y czas trwania mojej pustelni nie czyta� ga-
zet i nie s�ucha� radia poza wieczornym dziennikiem.
Nale�a�o przecie� przynajmniej po trosze wiedzie�, co
si� dzieje na �wiecie. Zabra�em jedynie kilka �lekko
strawnych" ksi��ek. Powiedzia�em sobie, �e b�d� tylko
p�ywa� kajakiem, k�pa� si� i wypoczywa�, wypoczy-
wa�...
Po d�u�szym kr��eniu drogami le�nymi po p�noc-
nej, najbardziej �dzikiej", cz�ci mazurskich las�w,
w zakolu niewielkiego jeziora znalaz�em pi�kn� pola-
n�, znalaz�em tam te� niezbyt g��bok� rzeczk�. Z ma-
py wynika�o, �e mo�na by�o st�d wyp�yn�� kajakiem
tna wielkie jeziora mazurskie. W promieniu kilku ki-
lometr�w nie by�o �adnej wi�kszej osady, co najbar-
dziej zach�ca�o mnie do pozostania w tym miejscu.
�Tu sp�dz� spokojnie kawa�ek urlopu" � zadecydo-
wa�em.
0 swoim miejscu pobytu zawiadomi�em mieszkaj�-
cego w pobli�u le�niczego. Tak na wszelki wypadek.
Mia� on telefon, a to mog�o si� przyda�. Przezorno��
nie zaszkodzi. Nigdy nie wiadomo, co mo�e si� przy-
trafi�.
Samoch�d pozostawi�em na uboczu polany. Trzeba
by�o stawia� namiot i sk�ada� kajak. Przed tym jednak
postanowi�em wyszuka� odpowiednie miejsce nad brze-
giem rzeczki, gdzie m�g�bym si� wyk�pa�. S�o�ce wta-
cza�o si� na niebosk�on, by�o coraz cieplej. Mia�em
wielk� ochot� na k�piel. Do jeziora nie chcia�o misie
jeszcze i��, bo by� spory kawa�ek drogi. Brzeg rzeczki
porasta�y s�abe trzciny, tote� rych�o znalaz�em doj�cie
do wody. Miejsce na biwak celowo wybra�em nie nad
samym brzegiem, aby w nocy zbytnio nie dokucza�y
komary.
Wraca�em do samochodu po k�piel�wki, r�cznik i koc.
O zgrozo, samochodu nie by�o.
�Co u licha? Sk�d wzi�li si� na tym odludziu z�o-
dzieje? Tego jeszcze mi brakowa�o. Nie s�ysza�em na-
wet warkotu silnika" � stwierdzi�em z przera�eniem.
1 w tym momencie z niezrozumia�ej dla mnie przy-
czyny poczu�em si� tak, jakbym przyrasta� do ziemi.
Nogi stawa�y si� ci�kie jak o��w. Ledwie mog�em ni-
mi pow��czy�. By�em coraz bardziej bezwolny i nie-
mrawy. My�li mi si� rwa�y. Nie mog�em ich zebra�
w ca�o��. Nie mog�em te� sobie w pe�ni uzmys�owi�,
gdzie si� znajduj� i co si� ze mn� dzieje. Dzia�a�a na
mnie jaka� dziwna parali�uj�ca si�a.
Nagle wysoko na niebie zauwa�y�em du�y przedmiot,
kt�ry promieniowa� jaskrawym �wiat�em, podobnym
do �wiat�a lamp rt�ciowych. Przedmiot ten mia� kszta�t
olbrzymiej kuli u do�u nieco sp�aszczonej. Kolor jej
zmienia� si� bardzo szybko. Najpierw by� seledynowy,
p�niej niebieski, nast�pnie pomara�czowy, a wreszcie
��ty. Wysy�a�a o�lepiaj�ce b�yski. Pomimo tego ra��-
cego �wiat�a, kulisty kszta�t owego dziwnego przedmio-
tu widzia�em dok�adnie. Nie, nie uleg�em halucynacji.
�Chyba jest to jaki� statek mi�dzyplanetarny albo
co� w tym rodzaju?" � b��ka�a mi si� po g�owie my�l.
Przedmiot ten nie schodzi� jednak na ziemi�. Utrzy-
mywa� si� w powietrzu na znacznej wysoko�ci, wyko-
nuj�c jakie� dziwne ewolucje. W czasie manewrowania
kula osi�ga�a zadziwiaj�ce przyspieszenie. P�dzi�a przed
siebie z wielk� szybko�ci�, aby raptem zatrzyma� si�
bez ruchu. Nie s�ysza�em jakichkolwiek odg�os�w pra-
cy silnika. Zdawa�o si�, �e kto� z jej wn�trza obser-
wuje okolic�, szukaj�c chyba odpowiedniego miejsca
do l�dowania. Obiekt posuwa� si� zawsze jakby skoka-
mi, tak w poziomie jak i w pionie.
Po chwili kula zacz�a si� powi�ksza�. Wida� by�o,
�e opuszcza si� w kierunku ziemi. B�yskawicznie zmie-
ni�a jednak tor lotu. Nagle zn�w si� zatrzyma�a, nie-
ruchomiej�c w powietrzu. Ze spodniej cz�ci obiektu
zacz�� si� teraz wy�ania� niniejszy, srebrzysty przed-
miot w kszta�cie dysku, bardzo b�yszcz�cy. Dysk ju�
wyra�nie kierowa� si� w stron� r�wninnej polany oto-
czonej wysokim lasem, na kt�rej w dalszym ci�igu
sta�em os�upia�y, nie mog�c si� prawie ruszy� z miej-
sca. Wi�kszy statek z du�ym przyspieszeniem odsko-
czy� w g�r�, pozostawiaj�c bia�� smug� podobn� do
mg�y. Jednak i teraz nie by�o s�ycha� �adnego d�wi�ku.
Dysk obni�aj�c si� coraz bardziej, zacz�� wysy�a�
w moj� stron� jakie� znaki �wietlne. Nic jednak z tego
nie zrozumia�em. Kiedy pojazd by� ju� w odleg�o�ci
kilkuset metr�w od ziemi, z dolnej jego cz�ci zacz�y
si� wysuwa� podp�irki. Przy ka�dej z nich pracowa�a
dysza hamuj�ca. By�o to dla mnie dziwne zjawisko.
A pojazd w dalszym ci�gu porusza� si� bezszelestnie.
Gdy jeszcze bardziej zbli�y� si� do ziemi, zauwa�y�em,
�e ma du�e iluminatory, kt�re na wi�kszej wysoko�ci
nikn�y w dziwnym odblasku, kt�ry go otacza�.
Wreszcie dysk osiad� w odleg�o�ci kilkudziesi�ciu
metr�w ode mnie. Osiad� tak delikatnie, �e nie wy-
wo�a� nawet najmniejszego powiewu, pomimo pracuj�-
cych czterech dysz, z kt�rych ka�da mia�a wysoko��
oko�o dw�ch metr�w. Owe cztery podp�rki by�y teles-
kopami wspaniale amortyzuj�cymi l�dowanie. Dysze
natomiast �agodzi�y grawitacj�.
W dalszym ci�gu nie mog�em prawie ruszy� si�
z miejsca. Teraz jednak nie tyle na skutek si�y, przez
kt�r� w jaki� dziwny spos�b sta�em si� bezwolny, ile
na widok tego, co nast�pi�o. W spodniej cz�ci dysku
rozsun�a si� obudowa i z tego otworu wy�oni�y si�
sk�adane schody. �w dziwny pojazd mia� oko�o dzie-
si�ciu metr�w �rednicy, a wysoko�� jego kad�uba
w centralnej cz�ci wynosi�a chyba po�ow� �rednicy
ca�o�ci.
Ze statku wysz�y dwie postacie w skafandrach zro-
bionych jakby z metalicznej tkaniny. Zdj�y przezro-
czyste he�my. Okaza�o si�, �e jest to m�czyzna i ko-
bieta. Byli podobni do ziemskich ludzi, a jednak robili
wra�enie istot nieco innych. Przede wszystkim, z tej
odleg�o�ci, wydawali si� by� nieco wy�si ode mnie
i bardzo szczupli. Kobiecie opada�y na ramiona d�ugie,
p�owe w�osy. Twarze mieli dziwnie ascetyczne i jakby
beskrwiste. Tchn�o od nich dziwnym ch�odem, jakby
byli wytworem kriobiologii.
Stan�li obok statku i zacz�li ze sob� rozmawia�
w nie znanym mi j�zyku, g�osem nieco gard�owym,
z lekkim prizydechem. Pozwala�o to s�dzi�, �e pomi�dzy
sob� pos�uguj� si�, podobnie jak my, artyku�owan�
mow� foniczn�. Mowa ich nie by�a jednak podobna do
�adnego z j�zyk�w naszej homosfery. Z tego, co m�-
wili, nic nie rozumia�em. Pocz�tkowo nie zwracali na
mnie uwagi, roagl�daj�c si� po okolicy.
Po chwili m�czyzna podszed� do otwartego w dysku
w�azu i nacisn�� jaki� guzik. Natychmiast otworzy� si�
jeden z iluminator�w i pojawi�a si� w nim skrzynka
metalicznego koloru podobna do radia, z wmontowa-
nym reflektorem. By� to chyba uniwersalny telelinkos.
Przybysze nie wchodz�c do statku zacz�li przez ten
przedmiot do mnie m�wi�. Najpierw kobieta, a p�niej
m�czyzna. G�os ich falowa� z aparatu smugami �wiat-
�a. M�wili do mnie tym saimym j�zykiem, kt�rym po-
przednio rozmawiali ze sob�. Przedtem jednak z ich
rozmowy nic nie rozumia�em, teraz do mojej �wiado-
mo�ci dociera�o wszystko, co zamierziali mi przekaza�.
Us�ysza�em w swojej �wiadomo�ci, jakby intuicyjnie,
�e kobieta m�wi�a:
� Nie b�j si� nas. Przybyli�my tu w dobrych za-
miarach. Na twojej planecie jeste�my nie pierwszy
raz. Naszym obecnym zadaniem jest nawi�zanie z tob�
kontaktu. Nie stanie ci si� nic z�ego.
M�wi�a zdaniami kr�tkimi i zwi�z�ymi, stylem pra-
wie telegraficznym. Rozumia�em nie znan� mi istot�
chyba na skutek dzia�ania osobliwej odmiany telepatii.
Impulsy �wietlne, w formie kt�rych aparat emitowa�
ich g�os, przenika�y do moich zmys��w. Nic z tego zja-
wiska nie pojmowa�em, ale wiedzia�em o co przyby-
szom chodzi. G�os dziewczyny by� dla mnie w danej
chwili czym� tak oczywistym, �e nad tre�ci� jej s��w
wcale nie musia�em si� zastanawia�. Wiedzia�em ju�
teraz, �e mam do czynienia z uf onautami.
W pewnym momencie aparat przesta� promieniowa�.
W dalszym ci�gu jednak rozumia�em wszystko to, co
Kosmici do mnie m�wili. Wszczepili mi niejako zdolno��
rozumienia ich mowy. Wiedzia�em te�, �e i oni s� w
stanie rozumie� wszystko, co ja bym do nich powie-
dzia�. By�em przekonany, �e dzi�ki telelinkosowi s� w
stanie poj�� ka�de moje s�owo, ka�de zdanie, z zacho-
waniem nawet pe�nego kontekstu mojej my�li. Nie
�mia�em jednak przybysz�w o nic pyta�, ale poczu�em
si� teraz nieco spokojniejszy.
Ufonauci podeszli bli�ej mnie. Zauwa�y�em, �e kobie-
ta by�a bardzo jeszcze m�oda, o sympatycznym wyrazie
twarzy. Wiek m�czyzny natomiast mo�na by�o okre�-
li� jako �redni.
Po chwili m�czyzna powiedzia�:
� Nie martw si� o przedmiot, kt�rego brak ci� zanie-
pokoi� przed naszym l�dowaniem, a kt�ry u was na-
zywa si� samoch�d. On istnieje, a tylko uleg� miniatu-
ryzacji. Mamy zreszt� moc nie tylko rnmiaturyzowania,
ale nawet dematerializujemy przedmioty martwe.
Przez dematerializacj� poszczeg�lne rzeczy zamienia-
my w widmo, kt�remu, zale�nie od potrzeby, w ka�dej
chwili mo�emy nada� kszta�t realny. Mamy te� moc
hipnotyzowania na znaczn� odleg�o��. W�a�nie ty zo-
sta�e� zahipnotyzowany przez nasz statek macierzysty,
kt�ry teraz obserwuje i ubezpiecza nas z przestworzy.
Ca�y czas jeste�my pod jego ochron�.
_ Sta�e� si� naszym medium, �wiadomym jednak
tego, co z tob� si� dzieje. Musieli�my tak post�pi�, aby
na widok naszego statku nie wywo�a� w tobie pop�o-
chu � rzek�a kobieta. � Zaraz b�dziesz zn�w w pe�-
ni sob�.
I w tym momencie wr�ci�a mi zn�w lekko�� i pe�nia
�wiadomo�ci. Zn�w mog�em normalnie chodzi� i nor-
malnie my�le�. Zacz��em si� rozgl�da� woko�o siebie,
ale samochodu nigdzie nie mog�em dostrzec.
� Popatrz, samoch�d stoi za tob� � doda�a.
Rzeczywi�cie zobaczy�em m�j samoch�d zmniejszony
do rozmiar�w dziecinnej zabawki. Gin�� w trawie.
Zdziwi�em si�, w jaki spos�b m�g� si� tak zmniejszy�
normalny samoch�d osobowy.
Kobieta wyja�ni�a:
� Podobnie jak post�pili�my z twoim samochodem,
preparujemy nasze rzeczy do wyprawy w Kosmos. Na
miejscu ich przeznaczenia nabieraj� one normalnej
wielko�oi i przybieraj� w�a�ciwe kszta�ty. Tw�j sa-
moch�d zn�w b�dzie taki sam jaki by�. Przez zabieg
miniaturyzacji chcieli�my ci udowodni�, �e jeste�my
istotami pozaziemskimi.
Kobieta wypowiedzia�a �aci�skie s�owo �fiat", co zna-
czy �niech si� stanie". Przy mnie rzeczywi�cie w tej
chwili znalaz� si� m�j samoch�d, zn�w normalnych roz-
miar�w.
�Dziwne to, bardzo dziwne..." � pomy�la�em.
Intuicyjnie co� kaza�o mi wej�� do samochodu. Sta-
wa�em si� coraz bardziej senny. W �aden spos�b nie
mog�em tego uczucia opanowa�. Wsiad�em do wozu
i poczu�em, �e zasypiam. Nie by�em w stanie zebra�
my�li wobec tej senno�ci odr�twiaj�cej mnie jak nar-
koza. Nawet nie wiem, kiedy ostatecznie usn��em...
II. WYPRAWA W NIEZNANE
Zaczyna�em si� budzi�. Trwa�o to jednak do�� d�ugo.
Senno�� opuszcza�a mnie z trudem. Nie mog�em si� jej
pozby�. Ale nawet po otrz��ni�ciu ze snu czu�em
si� dziwnie. Powieki w dalszym ci�gu by�y oci�a�e.
Siedzia�em w samochodzie, jak przed za�ni�ciem. Nie
spieszy�em si� z wyj�ciem na polan�. Ciekaw by�em, ]ak
d�ugo trwa� m�j sen. Spojrza�em na zegarek i ze zdzi-
wieniem stwierdzi�em, �e zegarek nie chodzi. Wskazy-
wa� godzin� jedenast�, czyli chwil�, w kt�rej postano-
wi�em si� wyk�pa�. By� to te� czas, kiedy na niebo-
sk�onie zauwa�y�em �w dziwny wehiku�, kt�ry teraz
jakby nie istnia� w mojej �wiadomo�ci. Pocz�tkowo
my�la�em, �e zegarek po prostu nie jest nakr�cony.
Okaza�o si� jednak, �e tak nie by�o. Pomy�la�em, �e
si� zepsu�. Kiedy senno�� opu�ci�a mnie zupe�nie, przy-
pomnia�em sobie moje spotkanie z ufonautami. Wtedy
doszed�em do wniosku, �e �w kosmiczny wehiku� spra-
wi� to, iz m�j czasomierz przesta� chodzi�.
Czas utrwalony przez niechodz�cy obecnie zegarek
zapami�ta�em dobrze, bo zdejmuj�c go z r�ki przed
k�piel� zerkn��em, aby sprawdzi�, kt�ra jest godzina,
po czym zegarek w�o�y�em do schowka przy tablicy
rozdzielczej samochodu. W celu ustalenia aktualnego
czasu w��czy�em radio samochodowe. W istniej�cej sy-
tuacji tylko tak mog�em si� dowiedzie�, kt�ra jest go-
dzina. Radio milcza�o. Nawet �ar�wka kontrolna si� nie
zapali�a. Stukn��em pi�ci� w tablic� rozdzielcz�, lecz
nic to nie pomog�o. Radio w dalszym ci�gu milcza�o
jak zakl�te, a przecie� podczas jazdy gra�o. My�la�em,
�e mo�e od��czy� si� akumulator. Zapali�em �wiat�o
w wozie. �wieci�o normalnie.
�Co za diabe�?" � pomy�la�em ze z�o�ci�.
Zaprzesta�em manipulowania przy radiu. W dalszym
ci�gu czu�em si� lekko zamroczony. Powieki jeszcze
by�y ci�kie. Opanowa�a mnie dziwna nostalgia. Spot-
kanie ze statkiem kosmicznym oraz z ufonautaani, kt�-
rzy nim przylecieli, istnia�o w mojej pami�ci jak co�
po�redniego pomi�dzy snem a jaw�. Uda�o mi si� skon-
statowa�, �e spa�em kilka godzin, bo s�o�ce chyli�o si�
ju� ku zachodowi.
Pe�ni� �wiadomo�ci przywr�ci�o mi dopiero samo-
czynne uchylenie si� drzwi samochodu. Nikogo nie za-
uwa�y�em, a jednak drzwi si� otworzy�y. Przestraszy-
�o mnie to troch�.
Nagle odezwa� si� znany mi ju� g�os Kosmit�w. Spoj-
rza�em w stron� sk�d dochodzi� i zauwa�y�em jakby
chwilowo zapomnian�, a przecie� poznan� ju� sylwet-
k� dysku. S�owa Kosmit�w, jak poprzednio, by�y wy-
powiadane w niezrozumia�ym dla mnie j�zyku, ale ich
sens dociera� do �wiadomo�ci bez najmniejszego nawet
z mojej strony wysi�ku my�lowego.
� Wyjd� z samochodu i podejd� do naszego stat-
ku � odezwa� si� m�ski g�os.
Na te s�owa prawie bezwolnie, pod wyra�nym na-
porem cudzej woli wyszed�em z samochodu. Po prostu
�co�" kaza�o mi to uczyni�. Zamkn��em drzwi i skie-
rowa�em si� w stron� dysku. Zdziwi�o mnie troch� to,
�e m�czyzna kaza� mi zbli�y� si� do statku.
Odnios�em wra�enie, �e teraz dysk stoi w innym ni�
poprzednio miejscu, bli�ej lasu. Wydawa�o mi si�, �e
przed moim za�ni�ciem sta� bardziej po�rodku polany.
Domys� ten po chwili potwierdzi� si�, gdy zauwa�y�em
kr�g wysuszonej od gor�ca trawy.
Zobaczy�em, �e w moj� stron� idzie wysoka, d�ugo-
w�osa, bladawa, ale �adna i zgrabna dziewczyna. Za-
trzyma�a si� w odleg�o�ci oko�o trzech metr�w ode
15-
II. WYPRAWA W NIEZNANE
Zaczyna�em si� budzi�. Trwa�o to jednak do�� d�ugo.
Senno�� opuszcza�a mnie z trudem. Nie mog�em si� jej
pozby�. Ale nawet po otrz��ni�ciu ze snu czu�em
si� dziwnie. Powieki w dalszym ci�gu by�y oci�a�e.
Siedzia�em w samochodzie, jak przed za�ni�ciem. Nie
spieszy�em sd� z wyj�ciem na polan�. Ciekaw by�em, jak
d�ugo trwa� m�j sen. Spojrza�em na zegarek i ze zdzi-
wieniem stwierdzi�em, �e zegarek nie chodzi. Wskazy-
wa� godzin� jedenast�, czyli chwil�, w kt�rej postano-
wi�em si� wyk�pa�. By� to te� czas, kiedy na niebo-
sk�onie zauwa�y�em �w dziwny wehiku�, kt�ry teraz
jakby nie istnia� w mojej �wiadomo�ci. Pocz�tkowo
my�la�em, �e zegarek po prostu nie jest nakr�cony.
Okaza�o si� jednak, �e tak nie by�o. Pomy�la�em, �e
si� zepsu�. Kiedy senno�� opu�ci�a mnie zupe�nie, przy-
pomnia�em sobie moje spotkanie z ufonautami. Wtedy
doszed�em do wniosku, �e �w kosmiczny wehiku� spra-
wi� to, iz m�j czasomierz przesta� chodzi�.
Czas utrwalony przez niechodz�cy obecnie zegarek
zapami�ta�em dobrze, bo zdejmuj�c go z r�ki przed
k�piel� zerkn��em, aby sprawdzi�, kt�ra jest godzina,
po czym zegarek w�o�y�em do schowka przy tablicy
rozdzielczej samochodu. W celu ustalenia aktualnego
czasu w��czy�em radio samochodowe. W istniej�cej sy-
tuacji tylko tak mog�em si� dowiedzie�, kt�ra jest go-
dzina. Radio milcza�o. Nawet �ar�wka kontrolna si� nie
zapali�a. Stukn��em pi�ci� w tablic� rozdzielcz�, lecz
nic to nie pomog�o. Radio w dalszym ci�gu milcza�o
jak zakl�te, a przecie� podczas jazdy gra�o. My�la�em,
�e mo�e od��czy� si� akumulator. Zapali�em �wiat�o
w wozie. �wieci�o normalnie.
�Co za diabe�?" � pomy�la�em ze z�o�ci�.
Zaprzesta�em manipulowania przy radiu. W dalszym
ci�gu czu�em si� lekko zamroczony. Powieki jeszcze
by�y ci�kie. Opanowa�a mnie dziwna nostalgia. Spot-
kanie ze statkiem kosmicznym oraz z ufonautami, kt�-
rzy nim przylecieli, istnia�o w mojej pami�ci jak co�
po�redniego pomi�dzy snem a jaw�. Uda�o mi si� skon-
statowa�, �e spa�em kilka godzin, bo s�o�ce chyli�o si�
ju� ku zachodowi.
Pe�ni� �wiadomo�ci przywr�ci�o mi dopiero samo-
czynne uchylenie si� drzwi samochodu. Nikogo nie za-
uwa�y�em, a jednak drzwi si� otworzy�y. Przestraszy-
�o mnie to troch�.
Nagle odezwa� si� znany mi ju� g�os Kosmit�w. Spoj-
rza�em w stron� sk�d dochodzi� i zauwa�y�em jakby
chwilowo zapomnian�, a przecie� poznan� ju� sylwet-
k� dysku. S�owa Kosmit�w, jak poprzednio, by�y wy-
powiadane w niezrozumia�ym dla mnie j�zyku, ale ich
sens dociera� do �wiadomo�ci bez najmniejszego nawet
z mojej strony wysi�ku my�lowego.
� Wyjd� z samochodu i podejd� do naszego stat-
ku � odezwa� si� m�ski g�os.
Na te s�owa prawie bezwolnie, pod wyra�nym na-
parem cudzej woli wyszed�em z samochodu. Po prostu
�co�" kaza�o mi to uczyni�. Zamkn��em drzwi i skie-
rowa�em si� w stron� dysku. Zdziwi�o mnie troch� to,
�e m�czyzna kaza� mi zbli�y� si� do statku.
Odnios�em wra�enie, �e teraz dysk stoi w innym ni�
poprzednio miejscu, bli�ej lasu. Wydawa�o mi si�, �e
przed moim za�ni�ciem sta� bardziej po�rodku polany.
Domys� ten po chwili potwierdzi� si�, gdy zauwa�y�em
kr�g wysuszonej od gor�ca trawy.
Zobaczy�em, �e w moj� stron� idzie wysoka, d�ugo-
w�osa, bladawa, ale �adna i zgrabna dziewczyna. Za-
trzyma�a si� w odleg�o�ci oko�o trzech metr�w ode
15-
mnie i odezwa�a, podobnie jak m�czyzna, ju� bez
pomocy lingwafonu. W�asny g�os dziewczyny by� jakby
jeszcze bardziej gard�owy i metaliczny ni� ten, kt�ry
s�ysza�em przez aparat.
� Nie zbli�aj si� do mnie � powiedzia�a. � Musz�
ci� zdezynfekowa�. Antyparalizatorem przywr�c� ci
te� pe�n� �wiadomo��. Pozb�dziesz si� dokuczliwej psy-
chostatyki.
Dziewczyna m�wi�a do mnie tym samym j�zykiem,
jakiego u�ywa�a poprzednio przez lingwafon. Nie mia-
�em ju� teraz �adnej w�tpliwo�ci, �e Kosmici zaszcze-
pili mi jakimi� impulsami elektronicznymi, czy te�
dzia�aniem telepatycznym, mo�no�� opanowania ich
mowy.
Zatrzyma�em si�. Dziewczyna wyj�a z kabury, za-
wieszonej na srebrzystym pasku opinaj�cym jej smuk-
�� tali�, przedmiot w rodzaju ma�ego pistoletu, kt�ry
skierowa�a w moj� stron�. Nast�pi� nik�y b�ysk. Prze-
szed� przeze mnie kr�tki dreszcz. Natychmiast poczu-
�em si� lekki, rze�ki i pe�en werwy.
� Idziemy! � rozkaza�a po tym zabiegu bezcere-
monialnie.
Ruszy�em za ni�. Zrozumia�em, �e czeka mnie przy-
goda. By�em bardzo ciekawy tego, co nast�pi, tote� kro-
czy�em w kierunku statku ochoczo. Dziwne to, ale ni-
czego si� nie ba�em. Co� intuicyjnie m�wi�o mi, �e nie
mo�e sta� si� nic z�ego, �e mog� zaufa� Kosmitom.
Podeszli�my do statku. Sta� przed nim �w kosmicz-
ny m�czyzna, kt�ry wyszed� z tego wehiku�u razem
z dziewczyn� po obserwowanym przeze mnie l�dowa-
niu. Dziewczyna zwr�ci�a si� do mnie wskakuj�c na
m�czyzn�:
� To jest Xenos, dow�dca statku. Musisz mu by�
pos�uszny.
Zaskoczy�a mnie troch� jej obcesowo��, ale nic nie
powiedzia�em. Odruchowo wyci�gn��em r�k� chc�c si�
z Xenosem przywita�. M�czyzna jednak nie odwza-
jemni� tego gestu.
� U nas nie podaje si� r�ki na przywitanie. Stosu-
jemy tylko lekki sk�on g�ow� � wyja�ni�a dziewczy-
na. � Jest to znak pokojowych zamiar�w.
Xenos istotnie w tym momencie pochyli� g�ow�.
Uczyni�em to samo. Podoba� mi si� ten rodzaj pozdro-
wienia.
Kosmiczna dziewczyna wyja�nia�a dalej:
� Do wszystkich zwracamy si� przez �ty". Uwa�a-
my, �e wszyscy jeste�my dzie�mi tego samego Wszech-
�wiata. Ja nazywam si� Lima. Ciebie b�dziemy nazy-
wali po prostu Niki.
Doszed�em do wniosku, �e sytuacja rozwija si� za-
ch�caj�co. Nie wiedzia�em tylko, jakie Kosmici maj�
wobec mnie zamiary, ale w dalszym ci�gu niczego si�
nie ba�em. Nie przera�a�o mnie to, �e nie ma przy mnie
nikogo z moich wsp�ziomk�w oraz to, �e znalaz�em
si� w sytuacji wyj�tkowej, gdzie� g��boko w puszczy
mazurskiej. Nie przera�a�a mnie te� nietypowa i dziw-
na sylwetka pojazdu kosmicznego, kt�rym przylecieli
ludzie kosmiczni, maj�cy wobec mnie nie znane mi
plany.
Nast�pi�o kr�tkie milczenie, ale po chwili odezwa� si�
Xenos. M�wi� do mnie w dalszym ci�gu bez pomocy
lingwafonu:
� Domy�lasz si� chyba, �e jeste�my przybyszami
z innej planety. Jaki jest cel naszego przylotu na Zie-
mi�, dowiesz si� w odpowiednim czasie. Musisz by�
cierpliwy. Nie mo�esz uczyni� nic takiego, co by�oby
niezgodne z planem naszego dzia�ania wobec ciebie
i wobec twojej planety. Szczeg�y b�d� ci znane p�-
niej. Na razie musisz si� przyzwyczai� do tego, co ci�
zaskoczy�a
S�owa Xenosa brzmia�y jak rozkaz, jak ultimatum.
M�wi� dalej:
� Tw�j przyjazd na t� puszcza�sk� polan� nie jest
przypadkowy. Zosta�e� przez nas upatrzony jako �rodek
kontaktu Kosmosu z obszarem planety Ziemia, gdzie
przebywasz. Kontaktowali�my si� z tob� telepatycz-
nie i dlatego znalaz�e� si� na tej polanie. �yczeniem
naszym jest, aby� rozpowszechni� wszystko, co zoba-
czysz i wszystko, czego do�wiadczysz. Wiemy, �e to
uczynisz. Jeste� pod wp�ywem naszej sugestii.
Zdziwi�o mnie stwierdzenie Xenosa, ale istotnie co�
pod�wiadomie pcha�o mnie w t� okolic�. S�ucha�em
dalej:
� Chcemy ci zaproponowa� wypraw� w Kosmos do
naszej bazy, kt�ra kr��y w pr�ni mi�dzygwiezdnej.
My�l�, �e wybierzesz si� z nami. Mo�esz jednak na to
si� nie zgodzi�. W�wczas wykre�limy z twojej pami�
ci psychokasatorem nasze spotkanie i b�dzie ci si�
wydawa�o, �e to zdarzenie by�o tylko marzeniem sen-
nym.
� Wybierzesz si� z nami? � zapyta�a Lima zach�-
caj�co mi�ym tonem.
� Dobrze, polec� � odpowiedzia�em troch� z dr�e-
niem w g�osie. � A co z moim samochodem?
� Zabierzesz go ze sob� � o�wiadczy� Xenos.
I w tym momencie m�j samoch�d sta� przy mnie
zminiaturyzowany jak poprzednio.
� We� go do r�ki � rozkaza� Xenos.
Schyli�em si� i podnios�em z trawy to, co wygl�da�o
niczym ma�a dziecinna zabawka.
Lima wykona�a r�k� gest zapraszaj�cy w stron�
schod�w prowadz�cych do wn�trza dysku. Sama wesz�a
pierwsza. Pod��y�em za ni�. Xenos wszed� ostatni.
W statku, tu� przy schodach, podszed� do punktu ja�-
niej�cego w �cianie. By� to zapewne mechanizm zamy-
kaj�cy wej�cie do pojazdu, dzia�aj�cy na zasadzie foto-
kom�rki, bo w tym momencie schody si� z�o�y�y i w�az
prowadz�cy do wn�trza dysku zamkn�� si�. Tym sa-
mym zosta� odci�ty m�j kontakt z Ziemi�.
Znalaz�em si� w niezbyt du�ym pomieszczeniu przy-
pominaj�cym swoim wygl�dem gabinet lekarski. Czu�o
si� ca�kowit� sterylno��. Xenos wskaza� mi co� w ro-
dzaju przezroczystego fotela, kt�rego jakby nie by�o.
Wygl�da� tak, jakby wykonano go ze szk�a. Usiad�em
bez przekonania, ale nie za�ama� si� pode mn�. Xenos
i Lima zaj�li miejsca obok mnie w podobnych, prawie
niewidzialnych, ale przecie� istniej�cych fotelach. Przed
/nami umieszczony by� stolik takiej samej konstrukcji.
W jednej ze �cian zauwa�y�em czujnik sytuacyjny po-
dobny do du�ego kolorowego telewizora, kt�ry zapew-
ne za pomoc� panoramicznych minikamer umieszczo-
nych w zewn�trznych �cianach dysku pozwala� widzie�
to, co aktualnie si� dzia�o w pobli�u statku. Wida� by-
�o, ze ufonauci maj� ca�kowit� kontrol� nad sytuacj�
i nie mog� zosta� niczym zaskoczeni. Czujnik co chwila
relacjonowa�:
� Sytuacja bezpieczna... Sytuacja bezpieczna...
Nasta�a cisza. Xenos i Lima obserwowali punkty
�wietlne przy czujniku sytuacyjnym, b�yskaj�ce r�no-
rakimi kolorami. Gdy dziewczyna przerwa�a t� czyn-
no��, zacz�a mi si� przygl�da� badawczo. Po chwili
zapyta�a:
� Widz�, �e si� boisz.
� Mo�e troch� � odpar�em zgodnie z prawd�.
Rzeczywi�cie, gdy znalaz�em si� w hermetycznie
zamkni�tym wn�trzu dysku, poczu�em si� jako� nie-
swojo. Lima zamilk�a. I ja te� milcza�em. Po chwili
zapyta�em, �eby przerwa� t� cisz�:
� Jestem z wami sam, czy s� w statku jeszcze in-
ni moi wsp�ziomkowie?
� Nie ma nikogo � stwierdzi� Xenos. � Na razie
nie nawi�zujemy kontakt�w w szerszym zakresie z isto-
tami ziemskimi, nazywanymi przez was lud�mi. Nie nad-
szed� jeszcze na to odpowiedni czas. Zreszt� jeste�my
tylko sond� kosmiczn�.
� Z naszej strony by�oby nierozwa�ne dopuszczenie
teraz do kontaktu naszej cywilizacji z cywilizacj�^
ziemsk� � m�wi�a Lima. � Wasza cywilizacja jest jesz-
cze zbyt prymitywna. Ludzie �yj�cy na twojej plane-
cie s� bardzo zarozumiali. Wydaje si� wam, �e osi�g-
n�li�cie szczyty wiedzy. Musicie wiedzie�, �e w Kos-
mosie istniej� �wiaty, kt�rych kultura i cywilizacja
jest, wed�ug ziemskiego pomiaru czasu, o dziesi�tki ty-
si�cy lat starsza od waszej. My jeste�my spo�ecze�-
stwem bezwarstwowym i bezkonfliktowym. U was jest
niezgoda i s� wojny. My wszelkie narz�dzia i urz�-
dzenia do zabijania istot rozumnych i niszczenia wy-
twor�w inteligencji ju� dawno zlikwidowali�my. Tego
wymaga racja bytu istot rozumnych w ca�ym Wszech-
�wiecie.
S�owa Limy brzmia�y jak oskar�enie. Do rozmowy
w��czy� si� Xenos obserwuj�cy dok�adnie obrazy uka-
zuj�ce si� na ekranie czujnika sytuacyjnego. Zauwa�y-
�em, �e obraz zmienia si� co kilkana�cie sekund. Wy-
wnioskowa�em z tego, i� ka�da z kamer automatycz-
nie w��cza si� co pewien czas.
Xenos o�wiadczy�:
� Ogniste kule i wiruj�ce dyski nazywane na Zie-
mi lataj�cymi talerzami albo z akademicka �ufo", to
sondy Kosmit�w podobne do naszego statku. W pr�ni
mi�dzygwiezdnej kr��� bazy, z kt�rymi sondy utrzy-
muj� kontakt. One te� chroni� nas podczas obserwa-
cji ludzi i badania Ziemi.
Nagle g�o�nik czujnika sytuacyjnego zacz�� wydawa�
d�wi�ki podobne do warkotu motor�w. Zaraz te� odez-
wa� si� g�os:
� Sytuacja niebezpieczna... Sytuacja niebezpieczna...
� Zauwa�ono nas � stwierdzi� Xenos. � Musimy
startowa�.
W��czy� kilka przycisk�w przy czujniku sytuacyj-
nym. Stoj�cy przede mn� stolik natychmiast si� od-
wr�ci�. Okaza�o si�, �e druga jego strona jest tablic�
przyrz�dow� z mn�stwem rozmaitych �wiate�ek.
� Lima, w��cz elektroniczny uk�ad sterowania! �
rozkaza� Xenos.
Dziewczyna wbieg�a po schodach na wy�szy pok�ad.
� W��czone � odezwa� si� g�os Limy z g�o�nika,
kt�rego jednak nigdzie nie widzia�em.
� Start! � rzuci� kr�tko Xenos.
I w tym momencie wyczu�em, �e statek poderwa� si�
z du�ym przyspieszeniem. Nie by�o s�ycha� pracy ja-
kiegokolwiek urz�dzenia nap�dowego. Wiedzia�em, �e
lec� w mi�dzygwiezdn� otch�a� Kosmosu. Opanowa�o
mnie teraz dziwne uczucie, kt�re by�o jakim� nietypo-
wym, bo wzbudzaj�cym zaciekawienie, rodzajem l�ku
przed niewiadomym. Uspokaja�o mnie jedynie to, �e
ufonauci rozmawiali ze mn� �po ludzku" bez jakiego-
kolwiek obcego, nam Ziemianom niemo�liwego do po-
j�cia kontekstu. Stwarza�o to atmosfer� swojsko�ci.
Przez iluniinatory wida� by�o purpurow� tarcz� za-
chodz�cego s�o�ca.
III. KOSMICZNY REKONESANS
Manometr na tablicy przyrz�dowej, kt�ry by� odmia-
n� wakuometru, rejestrowa� wzrost szybko�ci osi�ganej
przez statek. Wysoko�� 5000, 10.000, 15.000 metr�w
wskazywa�a nie wskaz�wka, lecz punkt �wietlny czer-
wonego koloru, biegn�cy przez cyfry umieszczone pi�t-
rowo, jak na termometrze lekarskim. Przyspieszenie
by�o tak du�e, �e odleg�o�� 25.000 metr�w od Ziemi
osi�gn�� statek ju� po kilkunastu sekundach od startu.
Przy wysoko�ci 25.000 metr�w Xenos wyda� przez
mikrofon rozkaz do kabiny sterowniczej:
� Stop! W��czy� zesp� antygrawitacyjny.
Dysk znieruchomia� i zawis� w powietrzu.
� Zobaczysz teraz, co si� dzieje na polanie w miej-
scu naszego l�dowania i dlaczego czujnik sytuacyjny
ostrzega� przed niebezpiecze�stwem.
Xenos w kabinie przyciemni� �wiat�o i zn�w powie-
dzia� do mikrofonu:
� Lot, w��cz doln� kamer� teleskopow� i pod��cz
do niej monitor w kabinie Alfa.
Raptownie cz�� jednej ze �cian pomieszczenia,
w kt�rym przebywa�em, zamieni�a si� w du�y ekran.
Dok�adnie rysowa� si� na niej tr�jwymiarowy, natuiral-
nokolorowy obraz mojej polany z najbli�sz� okolic�.
Zaskoczy� mnie najbardziej fakt, �e i tu, w kabinie, tak
jak na polanie, pachnia�o jod�owym, �ywicznym lasem.
Widok mia�em taki, jakbym lecia� samolotem na nie-
zbyt du�ej wysoko�ci. Obraz pokazywa�, �e le�nymi
drogami prowadz�cymi na polan�, z kt�rej przed chwi-
l� wystartowali�my, jecha�y samochody, motocykle, ro-
wery, a nawet szli piesi. Jecha�y te� trzy wojskowe sa-
mochody pancerne z antenami radarowymi. Wida� by-
�o nawet samoch�d reporterski telewizji, kt�ry widocz-
nie przypadkowo znalaz� si� gdzie� w pobli�u. Ludzie
byli ciekawi obiektu, kt�rego l�dowanie nie mog�o
w okolicy uj�� niczyjej uwadze.
� Statek nasz cz�ciowo si� zdekonspirowa� �
stwierdzi� Xenos. � Miejsce l�dowania by�o �atwe do
wykrycia. Taki zreszt� by� nasz zamiar. Musimy w Zie-
mianach stopniowo wyrabia� przekonanie, �e nie s�
jedynymi istotami rozumnymi we Wszech�wiecie. Zo-
stali�my zauwa�eni podczas l�dowania. Wasze radio
poda�o o godzinie czternastej minut pi�tna�cie komum>
kat specjalny, kt�ry Lot zarejestrowa� na ta�mie mag-
netofonowej. Komunikat ten zosta� uchwycony w for-
mie echa kosmicznego na falach eteru po pewnym cza-
sie od jego emisji.
Zaskoczy�o mnie imi� Lot. Doszed�em do wniosku,
�e w dysku by� jeszcze kto� z Kosmit�w poza Xeno-
sem i Lim�.
� Lot, w��cz magnetofon � rzuci� Xenos.
Z niewidocznego g�o�nika us�ysza�em w j�zyku pol-
skim:
�� Tu Polskie Radio Warszawa. Nadajemy komunikat
specjalny. Dzi� przed po�udniem oko�o godziny jede-
nastej l�dowa� w p�nocno-wschodniej cz�ci kraju na
terenie Puszczy Piskiej nieznany statek powietrzny
w rodzaju widywanych ju� lataj�cych dysk�w. We-
d�ug naocznych �wiadk�w osi�ga� on ogromn� szyb-
ko��. Wszystko przemawia za tym, �e by� to statek kos-
miczny, kt�ry przedosta� si� prawdopodobnie z innego
uk�adu planetarnego. Na uwag� zas�uguje fakt, �e ra-
diolokacyjne stacje satelitarne nie zarejestrowa�y obec-
no�ci tego niezidentyfikowanego obiektu lataj�cego.
Bior�c pod uwag� uzyskane przez nas o�wiadczenie
specjalist�w z zakresu astronautyki oraz relacje obser-
wator�w tego niezwyk�ego zdarzenia przypuszcza� na-
le�y, �e tajemnicze cia�o kosmiczne jest statkiem mi�-
dzyplanetarnym, kt�ry ma mo�no�� wytwarzania
sztucznego pola antymagnetycznego, co uniemo�liwi�o
aparatom radiolokacyjnym wcze�niejsz� sygnalizacj�
obecno�ci tego obiektu w naszym obszarze powietrz-
nym.
Osoby, kt�re mog� udzieli� na temat tajemniczego
obiektu dok�adniejszych informacji, proszone s� o te-
lefoniczne skontaktowanie si� z rozg�o�ni� Polskiego
Radia w Warszawie lub z kt�r�kolwiek z rozg�o�ni te-
renowych. Nie jest wykluczone, �e aparat ten powt�-
rzy swoje l�dowanie gdzie� w obr�bie Puszczy Piskiej.
Z tych te� wzgl�d�w rozg�o�nia Polskiego Radia w Ol-
sztynie instaluje specjalny punkt informacyjny doty-
cz�cy tajemniczego obiektu.
Od lat potrafimy sfotografowa� ka�dy nawet naj-
mniejszy obiekt kosmiczny w odleg�o�ci orbity Ksi�-
�yca. Aparat, kt�ry pojawi� si� dzi�, otoczy� si� nie-
znanymi promieniami, uniemo�liwiaj�cymi reakcj� fo-
tochemiczn�. By�y bowiem czynione pr�by fotografo-
wania tego statku, lecz wszystkie ta�my filmowe uleg-
�y prze�wietleniu. Dalsze informacje na temat tajem-
niczego obiektu b�dziemy podawali w miar� ich na-
p�ywania. Naukowcy zajmuj�cy si� ufonautyk� przy-
st�pili ju� do badania widma tego pojazdu."
G�o�nik si� wy��czy�. Zdziwi�a mnie us�yszana wia-
domo��, a szczeg�lnie do�� jednoznaczna forma komu-
nikatu radiowego. W ostatnich latach prasa zamiesza
cza�a sporo wiadomo�ci o niezidentyfikowanych obiek-
tach lataj�cych, lecz by�y one redagowane niekiedy
troch� w spos�b ironizuj�cy zagadnienie. Jedynie
�Kurier Polski" i �Fakty" spraw� ufologii potraktowa-
�y na serio. Bydgoskie �Fakty" powo�a�y do �yc^ na'
wet Klub Kontakt�w Kosmicznych.
Xenos zacz�� manipulowa� przy tablicy przyrz�do-
wej. Wykorzysta�em ten moment pytaj�c:
� S�ysza�em imi� Lot. Kto to jest?
Dow�dc� statku pytanie to jakby troch� zaskoczy�o.
Po chwili odpowiedzia�:
� Lot to nasz pilot elektroniczny czyli sinhom, kt�-
remu przekazujemy rozmaite polecenia techniczne.
Nazwa sinhom pochodzi od s��w �homo sinteticus".
W naszym poj�ciu jest to po prostu cz�ekokszta�tny ro-
bot. Niekt�re jego cechy manualne oraz spostrzegaw-
czo�� i szybko�� orientacji, szybko�� reakcji i podejmo-
wania decyzji, s� wielokrotnie wy�sze ni� u cz�owieka.
Potrafi on chodzi� i sam poddaje si� regeneracji fo-
tonowej, kt�ra jest jego wypoczynkiem i energoch�on-
no�ci�. Nawet wykonuje niekt�re proste prace poza
statkiem. Najwa�niejszym jego zadaniem jest jednak
pilota�. Podczas lotu stosuje si� tylko do rozkaz�w
moich i Limy.
Xenos wy��czy� monitor, po czym ci�gn�� dalej:
� Nasz sinhom posiada dobr� pami��. S�uch jego
jest tak wyostrzony, �e s�yszy nawet d�wi�ki dla cz�o-
wieka nie istniej�ce. Ma niezawodny wzrok. Widzi
w ciemno�ci. Potrafi te� czyta� nieskomplikowany tekst
drukowany w naszym j�zyku. Mieszka we w�asnym
, pomieszczeniu przy kabinie nawigacyjnej. Nigdy nie
skar�y si� na zm�czenie, a jednak si� m�czy. Jego zm�-
czenie sygnalizuje czujnik gwiezdny. Wtedy miejsce
Lota zajmuje w kabinie nawigacyjnej taki sam robot
imieniem Red i nad nim przejmuje kontrol� czujnik
gwiezdny. Sinhomy same zmieniaj� si� mniej wi�cej
co dwie godziny, wed�ug waszego pomiaru czasu. Lot
i Red zajmuj� wsp�ln� kabin�.
Dow�dca statku nacisn�� jaki� przycisk. Wygas�o
kilka migaj�cych �wiate�.
� W \ wyj�tkowych sytuacjach zdaprza si�, �e oba
.sinhomy s� zm�czone. Z wyprzedzeniem sygnalizuje
to czujnik gwiezdny. W�wczas miejsce przy sterach
zajmuje Lima, kt�ra jest naszym g��wnym nawigato-
rem. Chod�, poka�� ci Lota i Reda.
Xenos w��czy� mikrofon i powiedzia�:
� Lima, przejd� do kabiny Alfa.
Po chwili pojawi�a si� kosmiczna dziewczyna i za-
j�a miejsce Xenosa. Z dow�dc� statku weszli�my po
schodach na wy�szy pok�ad, gdzie znajdowa�a si� ka-
bina nawigacyjna. Domy�li�em si�, �e dolny pok�ad by�
pomieszczeniem dyspozycyjnym, a g�rny s�u�y� ce-
lom nawigacyjnym. Tu� przy schodkach mie�ci�a si�
niezbyt du�a kabina wykonana z przezroczystego ma-
teria�u. Xemos zatrzyma� si� przy tej kabinie i powie-
dzia�:
� Tu znajduje si� czujnik sytuacyjny pod��czony do
konfliktografu. Takie urz�dzenie posiada ka�dy statek
pe�ni�cy rol� zwiadowcz�. Mamy do wykonania wa�ne
zadanie badawcze, zmierzaj�ce do jak najszybszego na-
wi�zania pe�nego kontaktu z twoj� planet� i jej miesz-
ka�cami. Konfliktograf sygnalizuje czujnikowi, czy
w miejscu l�dowania mo�na ludziom zaufa�. Czujnik
sytuacyjny analizuje ustalenia konfliktografu, zg�asza-
j�c ewentualn� konieczno�� izolacji statku od ludzi.
W dotychczasowych kontaktach z Ziemi� ma�o mia�em
takich przypadk�w, aby konfliktograf uwa�a� istniej�-
c� sytuacj� iza umo�liwiaj�c� l�dowanie w celu nawi�-
zania kontaktu z lud�mi.
Xenos przerwa� sw�j wyw�d jakby si� nad czym�
zastanawiaj�c. Po chwili ci�gn�� dalej:
� Badamy r�ne kontynenty na Ziemi. Pomi�dzy
planetami z naszego obszaru galaktyki, zamieszka�ymi
przez istoty rozumne, zosta�o zawarte porozumienie
zmierzaj�ce do pe�nego ucywilizowania twojej planety
i zintegrowania jej z ca�ym Wszech�wiatem. Znany ci
zapewne znakomity pisarz ameryka�ski Norman Mai-
ler, snuj�cy w�asne refleksje na temat wypraw kos-
micznych, powiedzia� w jednej ze swoich ksi��ek, �e
Ziemia jest planet� u�wi�con�, a by�aby jeszcze bar-
dziej �wi�ta, gdyby zamiast spor�w i wa�ni zapanowa�
spok�j, gdyby przestrzegano w pe�ni praw cz�owieka,
gdyby nakarmiono g�odnych, zaopiekowano si� chory-
mi i zapewniono dach nad g�ow� tym, kt�rzy go nie
maj�...
Zastanowi�y mnie te s�owa Xenosa, ale nic nie po-
wiedzia�em. Wida� by�o, �e informacje Kosmit�w na te-
mat Ziemi s� wszechstronne i wyczerpuj�ce. R�no-
rodno�� informacji zakodowanych w ich pami�ci by�a
wed�ug tego, co powiedzia� dow�dca statku, rozleg�a.
Weszli�my do kabiny nawigacyjnej, kt�ra zajmowa�a
znaczn� cz�� g�rnego pok�adu. Kopu�a statku by�a
przezroczysta, jakby zosta�a wykonana ze szk�a. Wida�
by�o przez ni� dok�adnie ca�y niebosk�on. Na �rodku
pomieszczenia sta� fotel, na kt�rym siedzia�a posta�
w takim samym skafandrze, jakie mieli na sobie Xe-
nos i Lima. Twarz tej postaci cechowa�a jaka� martwo-
ta i bezwyrazisto��, przypominaj�ca twarze manekin�w
w sklepach odzie�owych. �w manekin z uporem wpa-
trywa� si� w znajduj�c� si� przed nim tablic� kontrol-
n� z dwoma ekranami! Xenos wyja�ni� mi, �e jeden
z ekran�w s�u�y do ��czno�ci wizualnej ze statkiem ma-
cierzystym, a drugi pokazuje w spos�b radiolokacyjny,
panoramicznie, tras� lotu obiektu, w kt�rym si� zna-
laz�em.
� Nasz statek nazywa si� Sol-3 � o�wiadczy� do-
w�dca wehiku�u.
Zaskoczy�o mnie stwierdzenie Xenosa �nasz statek".
�Czy�by uwa�a� mnie ju� za swego?" � pomy�la�em.
Nie nadawa�em jednak temu stwierdzeniu istotniej- '
szego znaczenia. Dowiedzia�em si� od Xenosa, �e icb
baza nosi nazw� Melex, �e takich patrolowych dysk�w
jak Sol-3 posiada Melex pi��, z tym, �e trzy wystar-
towa�y w r�ne rejony Ziemi w celach zwiadowczych,
a dwa pozosta�y jako pogotowie techniczne lub ratun-
kowe.
Przez chwil� przygl�da�em si� temu cz�ekokszta�tne-
mu robotowi, kt�ry tak na tablicy przyrz�dowej, jak
i na ekranach zauwa�a� ka�dy szczeg�, co wynika�o
z jego reakcji.
� To jest Lot � o�wiadczy� Xenos wskazuj�c mi
sinhoma.
Elektroniczny pilot na te s�owa nawet nie drgn��.
�� Mamy go�cia � powiedzia� Xenos nieco dobitniej
zwracaj�c si� do Lota.
Sinhom wsta�, spojrza� na mnie i lekko sk�oni� g�o-
w� w taki sam spos�b, jak to zrobi� Xenos podczas
przywitania si� ze mn�. Oczy Lota by�y podobne do
oczu ludzkich, a jednak wydawa�y si� martwe i bez
wyrazu. Dostrzeg�em w nich lekkie, niebieskie b�yski.
Wyci�gn��em do Lota r�k�. Sinhom jakby po kr�t^
kim wahaniu poda� mi swoj� r�k� i przywita� si� te-
raz ze mn� ziemskim zwyczajem. R�ka jego w dotyku
by�a metalicznie ch�odna i dr�twa. Przeszed� przeze
mnie lekki pr�d. Xenos zauwa�y� moje zdziwienie z te-
go powodu, �e robot poda� mi r�k�. Dow�dca statku
wyja�ni�:
� Lot przez chwil� by� zak�opotany twoim nie zna-
nym mu odruchem. Jego psychoelektroniczna �wiado-
mo�� wyczu�a jednak intencj� twojego gestu i nakaza-
�a przywitanie si� z tob� przez podanie r�ki, a pami��
Lota przez to wzbogaci�a si� o nowe zjawisko w kon-
takcie z Ziemi�. Jest to jego pierwszy lot na twoj�
planet�.
Xenos poklepa� Lota po ramieniu jak dobrego koleg�
i powiedzia� do mnie:
� No, Niki, idziemy dalej.
Weszli�my do ma�ego pomieszczenia przy kabinie na-
wigacyjnej. Na tapczanie, przypominaj�cym st� lekar-
ski, le�a� przykryty kocem podobny do Lota robot.
� Tu wypoczywa Red. Jest to drugi nasz sinhom �
o�wiadczy� Xenos.
Z wygl�du obaj elektroniczni piloci byli do siebie
podobni. R�ni� ich tylko kolor w�os�w. Lot mia� w�o-
sy ciemne, a Red by� blondynem.
� Sinhomy na czas wypoczynku poddaj� si� dzia-
�aniu fotonowego psycholatora, kt�ry koryguje ich
zmys�y i uzupe�nia energi�. Na tym polega wypoczy-
nek sinhom�w � stwierdzi� dow�dca statku.
Red si� poruszy�. W tym momencie zauwa�y�em, �e
ma tylko jedno oko. W miejscu lewego by�a zamkni�ta
powieka.
� On jest bez oka � zauwa�y�em g�o�no.
� Red wykonuje wszystkie czynno�ci bezb��dnie
pomimo braku jednego oka. Jest on u nas od niedawna.
Na pok�ad Melexa zosta� przekazany z naszej bratniej
planety Turan przez urz�dzenie przetwarzaj�ce ma-
teri� w ten spos�b, �e przedmiot przekazywany zostaje
roz�o�ony na impulsy falowe. Odbiornik odtwarza na-
tomiast te impulsy i formuje z nich tak� sam� posta�
materialn�, jaka zosta�a nadana. W podobny spos�b
u was na Ziemi s� teleksem przekazywane fotografie.
O�ywienie odtworzonych sinhom�w nast�puje za po-
moc� biopr�d�w.
By�em zaskoczony tym, co m�wi� dow�dca statku.
S�ucha�em z wielkim zaciekawieniem.
� Transport Reda z planety nie uda� si� w pe�ni.
Cz�� fal rozproszy�a si� w pr�ni kosmicznej i lewe
oko tego sinhoma b��ka si� w postaci fal impulsowych
gdzie� mi�dzy planetami. Nie mog�o ono jednak wyj��
z ci�gu falowego prowadz�cego z Turanu do Melexa,
kt�rym to ci�giem w formie impuls�w transportowa-
ne s� do nas r�ne przedmioty. Interferencja zaginio-
nych fal zosta�a juz zlokalizowana i zarejestrowana
przez radiospektrograf. Widocznie kosmodrom z brat-
niej planety w pewnym momencie wys�a� zbyt s�abe
impulsy, kt�re nie przebi�y si� przez czasoprzestrze�
dziel�c� kosmodrom Turana od Melexa. Impulsy te po
ich dok�adnej lokalizacji zostan� wzmocnione i Red
wreszcie doczeka si� swego oka. B�dzie musia� jednak
podda� si� ma�ej operacji fizykochirurgicznej, kt�r�
przeprowadzi Lima. Poza umiej�tno�ciami nawigacyj-
nymi jest ona lekarzem pok�adowym Sol-3.
Wywod�w Xenosa s�ucha�em jak bajkowej opowie�ci.
Czu�em si� tym wszystkim troch� oszo�omiony. By�
mo�e zacz�a mi te� dokucza� choroba lokomocyjna.
Xenos zauwa�y� to i zapyta�:
� Jeste� zm�czony?
� Troch�.
� Usi�d� i odpocznij.
Dow�dca statku podsun�� mi g��boki, pneumatyczny
fotel, w kt�rym zatopi�em si� jak w puchowej pie-
rzynie.
IV. LIMA MOJ� OPIEKUNK�
W mi�kkim fotelu troch� si� zdrzemn��em. Gdy si�
obudzi�em, sta� on w innym ni� poprzednio miejscu.
Nie zauwa�y�em, kiedy i w jaki spos�b fotel zosta� ze
mn� przeniesiony. Wszystkim tym, co mnie spotka�o
w bardzo kr�tkim czasie by�em tak zaszokowany, �e
tylko sen dawa� mi troch� ulgi psychicznej. Xenos
i Lima siedzieli przy mnie. U�miechn��em si� do nich.
� Widz�, �e m�czy ci� podr� z nami � stwierdzi�a
Lima.
Nic na to nie odpowiedzia�em. Chwila ciszy trwa�a
bardzo kr�tko. Xenos uczyni� jaki� gest r�k� w stron�
Limy. Dziewczyna jakby na to czeka�a, bo zaraz za-
cz�a m�wi�:
� Mamy bardzo ma�o czasu na kontakt z tob�. Mu-
sisz wr�ci� na Ziemi�, a dowiedzie� si� powiniene� jak
najwi�cej. Nie tra�my czasu. S�uchaj wi�c uwa�nie co
ci powiem i zapami�taj wszystko dok�adnie. Znajdu-
jesz si� na najwy�szym pok�adzie naszego statku. Jest
to jego g��wna cz��...
W tym momencie Xenos wtr�ci�:
� Musz� ci jeszcze co� wyt�umaczy�. Po naszym
l�dowaniu i spotkaniu z tob� na le�nej polanie, i po
pierwszych kontaktach s�ownych, zosta�e� u�piony
w twoim samochodzie. Musieli�my bowiem wzlecie� do
statku macierzystego, kt�ry przywi�d� tu Sol-3, celem
przekazania pierwszych wynik�w bada�, jakim zosta�e�
poddany.
� Jak to? Przecie� mnie nikt nie bada� � zdziwi-
�em si�.
� Biokomputer na odleg�o�� uzyska� potrzebne in-
formacje wst�pne � stwierdzi� dow�dca statku. �
By� to nasz pierwszy kontakt z cz�owiekiem tego re-
jonu globu ziemskiego. Na terenie twojego kraju sonda
kosmiczna l�dowa�a pierwszy raz. Przez ca�y czas ba-
dania twojej osoby musia�e� by� w stanie u�pienia.
Zosta� te� unieruchomiony mechanizm twojego zegar-
ka, aby� straci� poczucie czasu w wypadku ewentual-
nego przebudzenia si� na skutek jakich� nie znanych
nam si� ziemskich.
Po tych s�owach Xenosa zerkn��em na m�j zegarek.
Teraz chodzi� jak przed za�ni�ciem. Dziwne to, nie
nakr�ca�em zegarka, a jednak ruszy�.
� Prymitywne te wasze chronometry � roze�mia�
si� Xenos.
Nie nastawi�em te� w�a�ciwej godziny, a zegarek
wskazywa� dok�adny czas. Sprawdzi�em to na jednym
z ma�ych monitor�w, na kt�rym ukazywa�y si� cyfry
okre�laj�ce czas ziemski z dok�adno�ci� do jednej set-
nej sekundy. Stwierdzi�em teraz, �e od momentu za�-
ni�cia w samochodzie, czyli od godziny jedenastej z mi-
nutami, min�o ponad siedem godzin. Aktualnie by�a
godzina dziewi�tnasta trzydzie�ci pi��. Monitor wska-
zywa� nawet, �e by� to dzie� dwunasty lipca. Wyja�-
nienie Xenosa potwierdzi�o fakt, �e po moim obudze-
niu si� w samochodzie statek faktycznie sta� w innym
miejscu polany. Nie uleg�em z�udzeniu. Dysk l�duj�c
powt�rnie osiad� bli�ej lasu.
� Po pierwszym l�dowaniu musieli�my nie tylko
wzbi� si� w celu przekazania statkowi macierzystemu
informacji o tobie, ale te� trzeba by�o na jaki� czas
znikn�� w stratosferze � rzek� Xenos. � Nie mo�emy
jeszcze dopu�ci� do rozpoznania przez Ziemian danych
parametrycznych naszego statku. Z tej te� przyczyny
i teraz, po drugim l�dowaniu, nie wolno nam by�o d�u-
�ej pozosta� na polanie. Zostali�my przez ludzi zauwa-
�eni i to na razie wystarczy. Za chwil� polecimy z to-
b� do bazy Melex samodzielnie, bez pomocy statku ma-
cierzystego, kt�ry nazywa si� Sollet. B�dzie on ze stra-
tosfery w dalszym ci�gu prowadzi� obserwacj� wed�ug
przydzielonego mu zadania.
- W jaki spos�b wasze wehiku�y mog� utrzyma�
si� nieruchomo w stratosferze? � zapyta�em.
- Statki te wytwarzaj� swoimi urz�dzeniami sztucz-
ne pole antygrawitacyjne, przez oo nie podlegaj� opa-
daniu.
Po tych s�owach Xenos przeszed� na ni�szy pok�ad.
Pozosta�em z Lim� sam.
� Postaw sw�j samochodzik na stole � rzek�a
dziewczyna.
Zupe�nie zapomnia�em z wra�enia o tym, �e samo-
ch�d, kt�rym przyjecha�em na puszcza�ski wypoczy-
nek, teraz rozmiar�w dziecinnej zabawki, stale kur-
czowo trzyma�em w r�ce. Postawi�em go na stole.
� Przed wyruszeniem w dalsz� podr� mi�dzypla-
netarn� zostaniesz dok�adnie zbadany � o�wiadczy�a
Lima. � Przede wszystkim konieczne jest ustalenie,
jaki mam u ciebie zastosowa� czujnik pracy serca.
�Ta dziewczyna bez przerwy mnie torturuje" �po-
my�la�em.
Przez g�o�nik odezwa� si� m�ski g�os. By� to za-
pewne g�os Lota, gdy� poszczeg�lne s�owa wypowiada�
sylabami, jak ka�dy robot. Z tego, co zosta�o powiedzia-
ne nic nie rozumia�em. Na_jego s�owa �wiadomo�� mo-
ja nie reagowa�a.
� Kabina sterownicza informuje, �e ruszamy w kie-
runku bazy � rzuci�a dziewczyna.
I w tej chwili odczu�em lekkie przeci��enie, jakbym
na moment zosta� przyci�ni�ty do fotela.
� Lata�e� ju� samolotem odrzutowym? Na jakiej
wysoko�ci i z jak� szybko�ci�?
� Lata�em kilka razy na wysoko�ci oko�o dziesi�-
ciu tysi�cy metr�w. Szybko�� si�ga�a tysi�ca kilomet-
r�w na godzin� � o�wiadczy�em. � Wtedy przy star-
cie te� mia�em podobne uczucie.
3 � Dziewczyna... 33
� Na razie nie musisz nak�ada� skafandra. Warun-
ki wewn�trz statku, pomimo to �e obecnie jeste�my
ju� na wysoko�ci ponad stu kilometr�w nad Ziemi�, s�
takie same jak w samolotach, kt�rymi lata�e�. Jeste�
wi�c po trosze przyzwyczajony do przestrzeni ponad-
ziemskiej. Choroba lokomocyjna ju� ci nie grozi.
Lima wprowadzi�a mnie do analizatora, kt�ry mia�
mnie zbada�. By�o to urz�dzenie w rodzaju du�ej,
siziklanej szafy. Znajdowa�o si� tu sporo rozmaitych
czujnik�w i manometr�w. Dziewczyna da�a mi do r�k
dwa uchwyty pod��czone kablem do czego�, co wygl�-
da�o jak szerokoobiektywowa kamera filmowa.
� Czuj si� swobodnie. Rozlu�nij mi��nie � rzek�a
Lima przez g�o�nik znajduj�cy si� gdzie� w kabinie, ale
i tu g�o�nika nigdzie nie widzia�em.
Po kilkunastu sekundach Lima wyprowadzi�a mnie
z tego urz�dzenia i powiedzia�a:
� Ustalenia analizatora przeka�� zaraz biokompu-
tecrowi. On bezb��dnie <okre�li stan twego zdrowia i wy-
da diagnoz�, jakiego rodzaju czujnik pracy twego ser-
ca musz� zastosowa�. Biokomputer ustali te� inne ko-
nieczne dane profilaktyczne dotycz�ce twojej osoby.
W przestrze� mi�dzyplanetarn� lecisz pierwszy raz.
Nie wiemy, jak tw�j organizm zniesie trudy tej po-
dr�y. Mamy obowi�zek dba� o twoje zdrowie. Ma�o
mamy jeszcze do�wiadczenia co do odporno�ci miesz-
ka�c�w globu ziemskiego na dzia�anie przestrzeni mi�-
dzyplanetarnej. Nasz Sol-3 tego rodzaju do�wiadczenia
z cz�owiekiem ziemskim prowadzi pierwszy raz. Ba-
dania waszych kosmonaut�w s� jeszcze zyt ubogie
i powierzchowne. Poza tym dotycz� tylko lot�w orbi-
talnych i lotu na Ksi�yc.
Lima wysz�a, ale zaraz wr�ci�a zwracaj�c si� do
mnie:
- Musz� jeszcze odkurzaczem oczy�ci� z piasku
twoje obuwie. Jest to konieczne ze wzgl�du na bezpie-
cze�stwo nawigacyjne. W pr�ni mi�dzygwiezdnej
wyst�puje niewa�ko��, a to cz�sto powoduje niespo-
dzianki. Wprawdzie nasz statek ma w�asn� grawitacj�
wewn�trzn�, ale bywa, �e kiedy wydaje si� by� wszy-
stko w porz�dku, nagle trafia si� co�, czego nikt nie
oczekiwa�. W przypadku wy��czenia si� grawitacji
wewn�trznej, piasek na skutek niewa�ko�ci m�g�by do-
sta� si� do niekt�rych mikroskopijnych urz�dze� i spo-
wodowa� awari� aparatury decyduj�cej o sterowno�ci
i szybko�ci statku, a tak�e o bezpiecze�stwie lotu. No
c�, Niki, takie bywaj� kulisy kosmicznych niespodzia-
nek.
S�owo �Niki" dziewczyna wypowiedzia�^ bardzo sym-
patycznie.
�Czy�by mia�o to u kosmicznej dziewczyny jakie�
znaczenie?" � konstatowa�em.
Lima poleci�a mi stan�� przy �cianie na czym�, co
swoim wygl�dem przypomina�o p�ytk�, szerok� misk�
z jakimi� poch�aniaczami na kraw�dzi. Nast�pnie w��-
czy�a przycisk. Us�ysza�em d�wi�k podobny do pracy
naszego, normalnego, ziemskiego odkurzacza. D�wi�k
ten by� jednak delikatniejszy i mniej �widruj�cy
w uszach. Po chwili odkurzacz wy��czy� si� samoczyn-
nie. Usiad�em zn�w w fotelu.
Lima na chwil� wysz�a. Zosta�em sam. Zacz��em do-
k�adnie przygl�da� si� wszystkim przedmiotom znajdu-
j�cym si� w zasi�gu mojego wzroku. Zasadnicza cz��
aparatury by�a wmontowana w biegn�c� kr�giem �cia-
n� kabiny. Niekt�re przedmioty by�y przytwierdzone
do pod�ogi. Niczego nie �mia�em dotkn��. W pewnym
momencie zauwa�y�em na pod�odze co� w rodzaju bla-
szanego klosza. Podszed�em do niego. Chcia�em z blis-
ka zobaczy�, co to takiego jest. Zamierza�em podnie��
ten klosz. Gdy ju� mia�em uj�� uchwyt, odezwa� si�
g�os:
� Nie ruszaj. Zaspokoj� twoj� ciekawo��. Jest to
selektor strumieni py�u kosmicznego. Przez dzia�anie
fal kontruj�cych selektor chroni