5305

Szczegóły
Tytuł 5305
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5305 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5305 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5305 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MAREK NOWAK WILKI Podporz�dkowa� nas sobie major "Tygrys". "Nikt z przysi�gi was nie zwolni�, idziemy w wysokie g�ry, by walczy� dalej! Do ko�ca! Do zwyci�stwa!" - krzycza� major. A my? C�, my? Rozbitkowie zwyci�skiej czy te� pokonanej armii (r�nili�my si� w pogl�dach co do tej kwestii), obdarci i g�odni, w r�nym stopniu napromieniowani... poszli�my z majorem w wysokie g�ry jak za Pani� Matk�. Bo gdzie� indziej mo�na by�o p�j��? Krwisto-fioletowe niebo o zachodzie s�o�ca mog�o oznacza� tylko �mier� i zniszczenie, jako� nikt nie kojarzy� nieba ze zmartwychwstaniem i odrodzeniem �ycia. Przecierali�my zaropia�e oczy, czym kto mia� - brudnym ga�gankiem, albo r�k�, �eby wreszcie dok�adnie i wyra�nie zobaczy� te g�ry. To jest wojna, panowie, a nie imieniny u cioci! Obowi�zek! Honor!... I w og�le. W�a�nie tak pokrzepia� nas major, a tupa� przy tym, ile wlezie. O sprawach rodzinnych nie prowadzili�my rozm�w. Je�eli kto� zaczyna� opowiada� o swych genialnych dzieciach, czy te� wyj�tkowo ciep�ym ty�ku swojej �ony, to reszta naszej gromadki, raczej realistycznie usposobiona, zaczyna�a go bojkotowa�. Ten kto� (ten od opowie�ci o ciep�ym ty�ku) musia� si� liczy� i z tym, �e nie dostanie codziennej racji wody do picia. Takie to zwyczaje zacz�y panowa� w naszej ma�ej spo�eczno�ci, a major je pochwala�. Kapral "Homer" by� pierwszym, kt�ry ostentacyjnie podar�, a potem wgni�t� butem w ziemi�, zdj�cia swoich bliskich. Inni te� darli, ale raczej w cicho�ci i odosobnieniu. Gdyby kto� (�miechu warte! kto, do jasnej cholery!?) szed� naszym �ladem, zobaczy�by rozcz�onkowane papierowe blond loczki i niebieskie ocz�ta, te wszystkie kochane r�czki i n�ki, to zn�w kawa�eczki zdj�� domk�w i ogr�dk�w, i czego tam jeszcze. Przewiewa� te kawa�eczki wiatr z trawy w piasek, z piasku w b�oto albo w wod�. Logice dzia�ania ludzi pomaga�a natura; je�eli przesta�a istnie� dawna kochana rzeczywisto��, niech�e wi�c wyp�owiej� i zgin� wspomnienia o niej. Doszli�my wreszcie do tych g�r, kt�re major od pewnego czasu zacz�� nazywa� nieugi�tym bastionem zwyci�stwa. G�ry, jak to g�ry, wysokie, strome. Zaprowadzi� nas major do groty, gdzie, ku naszemu zdumieniu, znale�li�my zapasy �ywno�ci, lekarstwa, odzie� i mn�stwo broni. Major triumfowa�. A co? Maj� jednak �by na karkach te sztabowe gnojki! No, maj� czy nie maj�? Po�yjemy tutaj, ch�opaki, po�yjemy. Podjemy sobie zdrowo, wypoczniemy, a potem dobierzemy si� solidnie do sk�ry tym �winiom, naszym przekl�tym wrogom, kt�rych nienawidzimy, nienawidzili�my i b�dziemy nienawidzi� dop�ki noga nasza, obuta w dumny but zwyci�stwa, nie stanie na ich obrzydliwych pyskach. No, oczywi�cie, wtedy ewentualnie b�dziemy mogli porozmawia� o pewnych og�lnoludzkich warto�ciach, nadrz�dnych prawdach, kt�re ��cz� ich i nas. Umundurowani, troszk� lepiej od�ywieni, wyposa�eni w nowiute�kie automatyczne pistolety laserowe, stan�li�my dnia pewnego przed majorem - w dwuszeregu i na baczno��. "Otrzyma�em w�a�nie dyrektyw� ze sztabu generalnego! - wrzasn�� major. - Nasza walka wchodzi w now� faz�! Jednym s�owem, niech �yje bro� konwencjonalna!!! Co do szczeg��w, to zaraz przeczytam." I zacz�� nam major czyta� dyrektyw� numer 1 sztabu generalnego, a my pro�ci, zwyci�scy czy te� pokonani �o�nierze, stali�my na baczno�� i s�uchali w skupieniu. "Dyrektywa nr 1 sztabu generalnego do ocala�ych i walcz�cych �o�nierzy: Z uwagi na to, �e ostateczne i totalne zwyci�stwo nast�pi niebawem, zarz�dza si� co nast�puje: 1. Zbiera� si� w grupy po kilku, albo kilkunastu, podporz�dkowuj�c si� najstarszemu stopniem. 2. W�drowa� w wysokie g�ry, tam odnajdywa� ukryte magazyny broni i �ywno�ci. Korzysta� z zapas�w w spos�b racjonalny. 3. O najw�a�ciwszym momencie ataku na pozycje nieprzyjaciela sztab generalny poinformuje we w�a�ciwym czasie odr�bn� dyrektyw�. 4. Na wsparcie �rodk�w masowego ra�enia nie ma co liczy�. 5. Maj�c na wzgl�dzie pewien chaos obecnego etapu dzia�a� wojennych, tch�rzliwo�� nieprzyjaci� naszych oraz potrzeb� podniesienia i tak wysokiego morale wojsk w�asnych zarz�dza si�: a. wydzielenie spo�r�d walcz�cych oddzia��w jednego �o�nierza (jeden �o�nierz - jeden oddzia�) maj�cego za zadanie spe�nienie roli wroga dy�urnego. b. nakazuje si� traktowa� wroga dy�urnego jako wroga rzeczywistego. c. zabrania si� zabijania wrog�w dy�urnych. Wszelkie tego typu wypadki b�d� z ca�� surowo�ci� karane. 6. O ka�dej zmianie aktualnej sytuacji meldowa�." A wi�c to a� tak �le nie wygl�da, bo skoro sztab generalny wie o istnieniu naszego ma�ego oddzia�u, to jest wr�cz dobrze! Ale wroga dy�urnego musieli�my ze swego grona wy�oni�. Oczywi�cie, major nie wchodzi� w rachub�. Losowa�? Czeka� a� zg�osi si� ochotnik? Jednog�o�nie wybrali�my szeregowca "Karalucha", kt�ry od tej pory mia� spe�nia� rol� wroga dy�urnego, to znaczy wroga rzeczywistego, tylko takiego, kt�rego nie wolno nam zabija�. Zaraz go te� ch�opaki zacz�li la� gdzie popadnie, a i sam major r�k i n�g nie �a�owa�. A dlaczego w�a�nie szeregowiec "Karaluch"? Bo by� najs�abszym i najbardziej schorowanym cz�onkiem naszej ma�ej spo�eczno�ci. To raz. A dwa? Ano, chodzi� i opowiada�, �e niby major nas ok�amuje, �e �aden sztab generalny nie istnieje, �e major sam napisa� t� dyrektyw� nr 1, bo nie dopuszcza nikogo do tajnej radiostacji, tylko sam nadaje i odbiera meldunki. No, to ma teraz za swoje, ten szeregowiec "Karaluch". Za s�abo�� i g�upot� zawsze trzeba p�aci�. Chocia� major podkre�la, �e to funkcja honorowa i winni�my naszemu wrogowi dy�urnemu szacunek, po odbyciu codziennych obowi�zkowych �wicze�, oczywi�cie, w kt�rych nasz wr�g dy�urny odgrywa� niebagateln� rol�. �eby tylko nam na d�ugo wystarczy�, bo ostatnio co� nie najlepiej wygl�da, ano lej� go ch�opaki, lej�, a to pi�ci�, to zn�w kijem albo kamieniem... ale zabi� go przecie� nie mo�emy, chocia� b�aga nas o to codziennie - dyrektywa zabrania. I fajno jest! Sam jako� umar� po dw�ch tygodniach, nikt go nie zabi�, co major stwierdzi� niezbicie przeprowadzonym dochodzeniem i spisanym na t� okoliczno�� protoko�em. W nocy umar�, tak �e rano, nie wiedz�c o tym, kopali�my trupa. Bab nam brakuje, i to bardzo. Mo�e kolejna dyrektywa sztabu generalnego rozstrzygnie jako� ten problem. Wybra�oby si� spo�r�d naszego grona jednego �o�nierza, kt�ry spe�nia�by rol� baby, i po krzyku. A mo�e i ochotnicy by si� znale�li? Nowy wr�g dy�urny wytrzyma� okr�g�y miesi�c, a wygl�da� na takiego s�abowitego. Czas, o dziwo, nie zatrzyma� si�, by by� �wiadkiem naszego zwyci�stwa, lecz p�yn��, i to niepowstrzymanie. Mija�y lata i zimy, pada�y niebieskie deszcze i zielone �niegi. Cz�� ch�opak�w zmar�a na chorob� popromienn�, inni zn�w, w charakterze wrog�w dy�urnych, te� umierali. Przenosili�my si� wraz z zapasami kilka razy, coraz wy�ej i wy�ej, bo i strefa promieniowania przenikliwego sroce spod ogona nie wypad�a, dlatego te� sz�a w �lad za nami coraz wy�ej i wy�ej... Pewnego dnia kto� zauwa�y� zaj�ca z fioletowymi uszami. To znaczy uszy stawa�y si� fioletowe w zale�no�ci od nat�enia promieniowania przenikliwego. Im bardziej w danej strefie promieniowanie by�o intensywne, tym bardziej fioletowe uszy mia� zaj�c. "Te uszy - powiedzia� major �ciszaj�c g�os - to taki zaj�czy indykator." Zaraz te� zrozumieli�my, �e za zaj�cami stoi sztab generalny i jego superkomputerowa technika. No, bo jak�e? Sk�d zaj�ce mog�y wzi�� takie uszy? Tak same z siebie? Niemo�liwe! To sztab generalny musia� je wyekwipowa� w tak doskona�e instrumenty! Przykro nam si� tylko zrobi�o, �e jeszcze nikt z nas nie ma takich fioletowych uszu. Ale nie zapomniano chyba o nas? Na pewno nie! Sztab generalny to pot�ga! Dyrektywami sypie jak z r�kawa, a major tylko notuje, a potem nam to wszystko czyta. Mamy za to fioletowe nosy, ale to z niedokrwisto�ci i zimna. A� przyszed� dzie�, gdy ustawi� nas major w dwuszeregu i powiedzia�: - Obchodzimy jutro �wi�ta! Nie pami�tali�my w ostatnich latach naszej walki o tym tradycyjnym elemencie, elemencie spo�ecznego bytowania, jak�e wa�nym, spajaj�cym rodziny i jednostki ludzkie bez rodzin. Poniewa� dzie� zwyci�stwa zbli�a si� milowymi krokami, czas ju� wraca� do normalizacji. Jutro wszyscy maj� by� umyci i w og�le oporz�dzeni jak nale�y. Odmaszerowa�! Obchodzimy wi�c �wi�ta. Radujemy si� z ca�ej duszy. Bo to i zwyci�stwo blisko i pewnie sztab generalny postara si� o jak�� niespodziank�. P�ki co wynik�a w�r�d nas kontrowersja. Jak te �wi�ta obchodzi�? �e rado�nie, to wiadomo. Ale jak jeszcze? �eby by�o tradycyjnie i normalnie. Jedni proponowali, �e skoro mamy �wi�towa�, to trzeba malowa� pisanki. Inni dok�adnie sobie przypominali, �e w czasie �wi�t tradycyjnym punktem �wi�towania by�o topienie kot�w. Ale przecie� koty to si� dar�o w czasie d�ugich, zimowych wieczor�w, a topi�o si� stary sprz�t elektroniczny pierwszego dnia wiosny! No i awantura gotowa. �wi�ta �wi�tami, a my si� pierzemy po pyskach a� w g�rach dudni. Dopiero major nam obja�ni�, �e przecie� my pochodzimy z r�nych region�w kraju, a co kraj to obyczaj. Postanowili�my wi�c za�piewa� kol�d�. Ale jak�? Jakie to by�y s�owa? Zaraz, zaraz... zaraz... co� tam chyba by�o o dupie Maryny... ale� oczywi�cie, na pewno tak! Nie pami�taj�c wi�cej s��w w cichy, �wi�teczny wiecz�r, w�r�d majestatycznych g�r, zaintonowali�my jednym g�osem i uroczy�cie: Duuupa Marrrryyynnyyy! I tak nam si� zrobi�o lekko na serach, tak w�a�nie �wi�tecznie i tradycyjnie. Zaw�drowali�my wreszcie na sam czubek najwy�szego szczytu w tych g�rach. Dooko�a �mier�, a u nas jak u Pana Boga za piecem. �yjemy!!! Wczoraj porucznik "Kanarek" zabi� majora "Tygrysa". Postarza� si� bardzo major, posiwia�, wy�ysia�, nie by� jak dawniej spr�ysty i energiczny, tak, �e porucznik "Kanarek" nie mia� wi�kszych trudno�ci z zabiciem go. Uderzy� kilkakrotnie majora kamieniem w g�ow� i �ycia pozbawi�. Patrzyli�my na to z zupe�n� oboj�tno�ci�. Mamy wi�c nowego szefa. Jest m�odszy od majora i chyba energiczniejszy. Zaraz te� dyrektywy sztabu generalnego zacz�y do nas sp�ywa� szerszym strumieniem, co przyj�li�my z ogromnym zadowoleniem. Widocznie porucznik w jaki� spos�b otrzyma� poufny rozkaz, by majora usun�� i zrobi� to elegancko, na naszych oczach. Dok�adnie nie wiadomo, kto pierwszy zacz�� wy�. Ale zaraz ten d�wi�k si� wszystkim spodoba�. To przyjemnie wci�gn�� w p�uca rze�kie, g�rskie powietrze, a potem wydoby� z siebie przeci�g�y skowyt. A zaraz potem do��cza si� nast�pny cz�onek naszej ma�ej spo�eczno�ci, i nast�pny... w ko�cu wyjemy wszyscy. Oczywi�cie porucznik "Kanarek" wyje najg�o�niej i najpi�kniej, tego nikt nie mo�e kwestionowa�. Trzeba w ko�cu mie� co� z �ycia, cho�by to przyjemne �askotanie w gardle w czasie skowytu. Siedzimy dooko�a ogniska, na samym czubku najwy�szej g�ry. Nad nami granatowa noc, pod nami chmury, a pod chmurami �mier�. �remy, od czasu do czasu lejemy si� po mordach, we wszystkim s�uchamy porucznika "Kanarka". I wyjemy, byle g�o�no i p�ki tchu w piersiach starczy.