5218
Szczegóły |
Tytuł |
5218 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5218 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5218 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5218 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DANIEL MARCUS
Ex vitro
I Sala ��czno�ci by�a dziwnym miejscem. Jax mia� ochot�
przylgn�� ca�ym cia�em do metalowej �ciany ciasnego
pomieszczenia, do bezg�o�nej maszynerii s�abo pachn�cej
ozonem i ciep�em. P�aszczyzn� nad jego g�ow� roz�wietla�
szereg ��tych wska�nik�w, a przed nim wisia� szary, pusty
ekran niczym otwarte usta. Surowe wn�trze o�ywia� tylko faks
z reklam� oprogramowania, kt�ry Maddy przylepi�a ta�m� do
�ciany. INSTANT ACCESS, jaki� program do b�yskawicznego
odzyskiwania plik�w - pierwsze s�owo, wyr�nione niebieskim
kolorem i zapisane pochy�� czcionk�, ci�gn�o za sob�
rozmazane smugi oznaczaj�ce szybko��.
Co� jednak przyci�ga�o go do tego miejsca i samotnie
sp�dza� tu czas, kiedy tylko mia� okazj�. Wyobra�a� sobie
siebie jako �wiate�ko na ko�cu cypla, latarni� morsk� po�r�d
bezmiar�w ciemnego oceanu.
Us�ysza� ha�as za plecami i odwr�ci� si�. W drzwiach
sta�a Maddy. W�a�nie sko�czy�a trening i bluz� mia�a
wilgotn� od potu. Czarne k�dziory otacza�y jej twarz, na
bladych policzkach wyst�pi�y mocne rumie�ce.
- Co si� dzieje? - spyta�a, wci�� jeszcze troch�
zdyszana. - Nie s�ysza�am �adnego wezwania...
- Nic - odpar�. - Po prostu tu siedz�. Okropna mg�a,
nawet nie mo�emy popatrze� na cylindrowce.
Maddy wzruszy�a ramionami. Cylindrowce nie bardzo j�
interesowa�y - jej radar nie zatrzymywa� si� na niczym, co
istnia�o kr�cej ni� milion lat. Natomiast sam Tytan by� dla
niej tym, czym krwawo l�ni�cy, fasetowany rubin dla
gemmologa. Amoniakalne morza, rozleg�e pola lawowe poci�te
�y�ami woskowatych, zamarzni�tych w�glowodor�w. Na podstawie
odczyt�w ultrad�wi�kowych Maddy tworzy�a map� skorupy i
p�aszcza ksi�yca. Jax nigdy nie widzia� u niej takiego
zaanga�owania, ale wiadomo�ci z domu by�y jak si�a odp�ywu,
ci�gn�ca j� w przeciwn� stron�.
- Co� nowego w laserow�le? - spyta�a.
Jax wiedzia�, �e po odszyfrowaniu pytanie brzmia�oby:
"Wojna?". A dok�adniej: "Co jeszcze z�ego si� stanie, zanim
wr�cimy do domu?"
Mia�a rodzin� w Unii Europejskiej, w Pary�u, a
nadchodz�ce wiadomo�ci denerwowa�y j�, bo laserow�ze� nie
podawa� ca�ej prawdy. Odczytywanie komunikat�w przypomina�o
odgadywanie kszta�tu i struktury przedmiotu na podstawie
cienia, jaki rzuca� na bia�e, �wietliste t�o.
Wiedzieli, �e kilka dni temu Daleki Wsch�d wystrzeli�
minipocisk nuklearny w jedn� z nale��cych do Unii wysp-
faktorii na Oceanie Indyjskim, oskar�ywszy Uni� o
wtargni�cie na cudze terytorium. W odwecie Unia zmieni�a w
ob�ok pary D�akart�. Doprowadzi�o to do pojedynczych
konfrontacji si� l�dowych w Nowej Zelandii i og�lnego
potrz�sania szabelkami, ale nast�pnych pocisk�w nuklearnych
nie wystrzelono. P�nocnoameryka�ska Koalicja Wolnego Handlu
i Rosyjska Hegemonia umy�y r�ce i czeka�y, zalecaj�c
opanowanie i dialog na specjalnym posiedzeniu Ligi oraz
utrzymuj�c si�y l�dowe i kosmiczne w pe�nej gotowo�ci.
- Daleki Wsch�d narobi� krzyku o bombie supernowej, ale
nikt naprawd� nie wierzy, �e Azjaci s� a� tak szaleni.
Koalicja Wolnego Handlu ka�e wszystkim trzyma� si� z daleka
od elektrowni wiatrowych na po�udniowym Atlantyku; to nic
nowego, przynajmniej od czasu Johannesburga. - Jax pokr�ci�
g�ow�. - Oczywi�cie Sie� dosta�a kompletnego �wira. Ruch jak
nigdy...
Zrobi�a krok w jego stron�, a on wsta� i otoczy� j�
ramionami. Stali tak przez kilka minut i z wolna ich
oddychanie po��czy� jeden rytm. Czu� by�o od niej pot i wo�
sprz�tu do bada� hydroponicznych, kt�rego u�ywa�a wcze�niej
tego ranka. Napi�te mi�nie jej plec�w rozlu�ni�y si� pod
dotykiem jego r�k, przesz�y w uleg�� j�drno��. Zacz�a
ociera� si� o niego i delikatnie pchn�a go z powrotem na
fotel.
- Poczekaj - powiedzia�. - Nie tutaj. Chod�my do str�ka.
Maddy skin�a g�ow� bez s�owa i odwr�ci�a si�, si�gaj�c
za siebie po jego r�k�. Chwyci� jej d�o� i razem zag��bili
si� w w�ski korytarz. Mijali przej�cia prowadz�ce do cz�ci
sypialnej, kuchni, laboratori�w. Na ko�cu korytarza wznosi�
si� niczym abstrakcyjna rze�ba l�ni�cy, zdeformowany kawa�
obsydianu, kt�ry Maddy przywioz�a tu z lawowej r�wniny
Tytana. Powierzchnia g�azu utleni�a si� w atmosferze stacji,
nabieraj�c t�czowego po�ysku. W boku wykuty by� r�cznym
laserem prymitywny stopie�, a nad nim wida� by�o okr�g�y,
otwarty w�az. Maddy pu�ci�a r�k� Jaxa, stan�a na stopniu i
wci�gn�a si� do �rodka. Jax wsun�� si� za ni�, by znale��
si� wewn�trz kryszta�owej ba�ki, otoczonej morzem wiruj�cej
mg�y.
Wyhodowali str�k z jednego kryszta�u, tworz�c
przezroczyst�, pi�ciometrow� p�kul�. �ciany mia� cienkie i
lekkie, lecz do�� mocne, by opar�y si� dzia�aniu zab�jczej
mieszanki w�glowodor�w, z kt�rych sk�ada�a si� atmosfera
Tytana. Mg�a w�a�nie troch� si� przerzedza�a i Jax widzia�
przez ni� lodowaty krajobraz, po�yskuj�cy ponurym,
rozproszonym �wiat�em. Na brzegu pobliskiego amoniakalnego
morza zauwa�y� stado cylindrowc�w. Ich b�yszcz�ce chitynowe
cia�a rozproszy�y si� na lawowej pla�y, tworz�c nieregularny
wz�r, jak poci�te koncentryczne romby, i przemieszcza�y si�
powoli.
Maddy by�a ju� rozebrana i sta�a przodem do niego,
czekaj�c. Jax zsun�� szorty i jeszcze raz otoczy� j�
ramionami. Stali tak, ko�ysz�c si� wolno, potem opu�cili si�
na wy�o�on� dywanem pod�og�.
Kiedy Maddy szczytowa�a, przez stado cylindrowc�w
przebieg� niezauwa�ony dreszcz. Zaraz potem rozkosz Jaxa
pos�a�a nast�pn� fal� dr�enia z przeciwnego ko�ca stada.
Fale zderzy�y si� i rozproszy�y, lecz ka�da odcisn�a na
drugiej sw�j kszta�t.
Jax delikatnie wypl�ta� si� z obj�� Maddy, staraj�c si�
jej nie zbudzi�. J�kn�a cicho jeden raz i odwr�ci�a si� na
drugi bok, a po chwili zn�w zacz�a oddycha� regularnie.
Rysy jej twarzy by�y rozlu�nione i nie wyra�a�y zupe�nie
nic, jakby sen by� czarn� dziur�, z kt�rej nie mog�a
wydosta� si� nawet najdrobniejsza cz�stka osobowo�ci.
Przez mgnienie twarz Maddy wydawa�a si� Jaxowi ca�kowicie
obca - tak dotkliwie bliska, �e owa blisko�� sta�a si� czym�
nieznanym. Wyci�gn�� r�k�, by jej dotkn��; dr��ca d�o�
zawis�a nad �ukiem jej policzka.
Jakie to dziwne, pomy�la�, my dwoje tutaj, po�rodku
nico�ci, z domem nie ��czy nas nic opr�cz
elektromagnetycznej efemerydy. Duchy. Czym jeste�my dla
siebie, gdy wok� nas nie ma niczego? Tworzymy w�asny �wiat,
zawsze to robili�my.
Poznali si� podczas studi�w podyplomowych na Sorbonie -
Maddy zajmowa�a si� fizyk� planetarn�, a Jax dynamik�
system�w. Oboje d��yli do sukcesu i ja�nieli w�r�d
obiecuj�cych student�w niczym gwiazdy na firmamencie swoich
wydzia��w, a si�a przyci�gaj�ca ich do siebie by�a r�wnie
pot�na jak ich zapa� do pracy naukowej.
Musieli przej�� seri� za�ama� i nauczy� si�, jakich
granic �adne z nich nie mo�e przekroczy�, ale w ko�cu uda�o
im si� osi�gn�� stan pewnej r�wnowagi. Jax wci�� jednak
wyczuwa�, �e ich zwi�zek jest jak �ywa istota, nieliniowy
filtr, kt�ry zawsze reaguje na bod�ce nie tak, jak mo�na by
si� spodziewa�.
Ka�de z nich by�o idealnym kandydatem dla Grupy Sun,
galaktycznego konsorcjum zajmuj�cego si� rozwojem przemys�u,
g��wnie g�rnictwa, farmaceutyki i ��czno�ci satelitarnej -
wszystko oparte na szeroko zakrojonych badaniach i
eksploracji nieznanych zak�tk�w galaktyki. Jako para
doskonale nadawali si� na jedn� z elitarnych ekip badawczych
tej firmy. Po zako�czeniu trzyletniego okresu pracy na
stacji do�wiadczalnej - szczeg�lnie gdyby "poro�li w pi�ra"
dokonuj�c ciekawego odkrycia, kt�re mog�oby przynie��
konsorcjum zyski - mieliby w Sun na tyle mocn� pozycj�, �e
mogliby rozpocz�� w�asne badania.
Cylindrowce na pewno zas�ugiwa�y na uwag�. By�y najwy�sz�
form� �ycia w sparta�skim ekosystemie Tytana. Czarne,
pozbawione jakichkolwiek cech szczeg�lnych stworzenia w
kszta�cie pocisku, mniej wi�cej wielko�ci psa. Wylegiwa�y
si� na p�yciznach amoniakalnych m�rz, oddychaj�c metanem i
�ywi�c si� wszystkim, co organiczne - prymitywnymi
porostami, kt�rych pojedyncze k�pki porasta�y nier�wn�
powierzchni� ksi�yca, l�ni�cymi kawa�kami w�glowodorowego
lodu, zalegaj�cego tu i tam jak morena, a nawet sob�
nawzajem.
Jax m�g� na nie patrze� godzinami. Zachowywa�y si� prawie
jak zwierz�ta w stadzie, ��cz�c si� w geometryczne skupiska,
przemieszczaj�c si�, tworz�c nowe uk�ady. Osobno sprawia�y
wra�enie istot bardziej prymitywnych ni� pszczo�y; ich
system nerwowy sk�ada� si� z jednego zwoju, znajduj�cego si�
przy szerszym ko�cu korpusu, na kt�rym skupi�y si�
�wiat�oczu�e plamki wzrokowe. By�y automatami zbudowanymi z
�ywych kom�rek - ka�dy reagowa� tylko na bod�ce pochodz�ce
od najbli�szego s�siada. A jednak wzajemnie oddzia�ywuj�c na
siebie, tworzy�y z�o�one, zmienne konfiguracje.
Mg�a znowu zg�stnia�a w jednolity ca�un. Wydawa�a si�
ja�nie� w�asnym �wiat�em, blad� po�wiat� per�owej barwy.
Jax my�la� o cylindrowcach, zastanawia� si�, co robi�y.
Zamkn�� oczy i wyobrazi� sobie zmieniaj�cy si� wolno w
ciemno�ci uk�ad �wietlistych punkt�w, rozci�gni�ty owal
otaczaj�cy figur� geometryczn� o ostrych kraw�dziach i
prostych liniach.
II Maddy wzi�a nast�pny li�� z cedzid�a z sa�at� i
w�o�y�a go do ust. Smak by� tak gorzkos�odko zielony, tak
pe�ny i ziemski, �e �zy nap�yn�y jej do oczu.
- Sa�ata z ostatnich zbior�w jest naprawd� niez�a -
powiedzia�a. - Chyba wreszcie upora�am si� z hydroponiczn�
chemi�.
- Najwy�szy czas - odpar� Jax. Podni�s� wzrok znad
z�bacza, kt�rego w�a�nie patroszy�. Po�yskliwe wn�trzno�ci
ryby, �wie�o wy�owionej ze zbiornika hodowlanego, wyla�y si�
na desk� do krojenia. Krew poznaczy�a r�ce Jaxa czerwonymi
smugami i wype�ni�a ma�� kuchni� intensywn�, ostr� woni�. -
Poprzednia partia mia�a dziwny posmak, jakby zgni�y.
Czeka�em, a� mnie brzuch rozboli.
- Tak? No to pierdol si�! - Odnios�a wra�enie, �e s�owa
zawis�y w powietrzu mi�dzy nimi, jakby wzi�y si� nie
wiadomo sk�d, nie od niej. Poczu�a, jak na policzki
wyst�puj� jej rumie�ce, ale teraz mog�a ju� tylko brn��
dalej. - Zawsze mo�esz wzi�� t� robot� na siebie.
Na twarzy Jaxa odbi�y si� zaskoczenie i uraza. Otar�
sobie policzek, zostawiaj�c na nim krwaw� smug�, i pochyli�
si� z powrotem nad ryb�. Jego wielkie d�onie porusza�y si�
szybko i pewnie. Maddy odczu�a napi�cie fizycznie, jakby by�
to kto� trzeci, kto nagle stan�� mi�dzy nimi. Wzi�a g��boki
wdech i wolno wypu�ci�a powietrze. Jeszcze raz. Wdech,
uspokajam swoje cia�o. Wydech, skupiam si� na obecnej
chwili. Wdech, ws�uchuj� si�, ws�uchuj�. Wydech, szmer
w�druj�cego powietrza przywraca mi moje prawdziwe ja.
Zrobi�a krok w jego stron� i po�o�y�a d�o� na jego
ramieniu. Spojrza� na ni�. Poca�owa�a go w policzek, czuj�c
smak krwi.
- Przepraszam, kochanie - powiedzia�a. - Nerwy mi troch�
puszczaj� przez te wiadomo�ci o wojnie. Nie wytrzymam zbyt
d�ugo - zagryz�a warg�. - Niech tylko zrobi si� gorzej ni�
jest, a wezw� Sun, �eby nas st�d zabrali. Chc� by� tam,
gdzie moi rodzice.
- Daj spok�j, Maddy, jak zacznie si� prawdziwy
rozpierdziel, lepiej by� wsz�dzie, byle nie w Pary�u;
zmieni� go w chmur� plazmy. - Urwa�, gdy zobaczy� wyraz jej
twarzy, po czym wyci�gn�� r�k�, by dotkn�� jej ramienia. -
Przykro mi, ale wiesz, �e to prawda. Naprawd� chcesz znale��
si� w punkcie zerowym? - opu�ci� r�k�. - Poza tym za
przerwanie bada� przywal� nam niez�� grzywn� i na zawsze
stracimy ich poparcie.
- Mo�emy sobie na to pozwoli�.
Jax wzruszy� ramionami.
- Mo�emy sobie pozwoli� na grzywn�, jasne, ale b�dziemy
musieli zaczyna� od zera z inn� grup�, a to nie b�dzie
�atwe.
- Maurice nam to za�atwi.
Maurice Enza by� ich sponsorem w Grupie Sun. Sk�ada� si�
w wi�kszo�ci z cybernetycznych protez, zast�puj�cych mi�dzy
innymi oczy i narz�dy mowy, i w wieku stu trzydziestu dw�ch
lat wci�� jeszcze pisa� teksty dla wydawnictw
bioekonomicznych. Maddy darzy�a go czci�. Jax szanowa� go,
ale w duchu uwa�a� go za wampira i zawsze zachowywa� wobec
niego uprzejmy dystans.
- Maurice mo�e ma tyle lat co Elvis, ale nie jest bogiem.
Maddy zamkn�a oczy. Wdech, uspokajam swoje cia�o.
Wydech, ws�uchuj� si�, ws�uchuj�.
Otworzy�a oczy i spojrza�a na niego uwa�nie. Wyraz twarzy
mia� powa�ny i szczery. Nie by� zwyk�ym gnojkiem i nie
zgrywa� wa�niaka.
Maddy u�miechn�a si� �agodnie.
- Zobaczymy, co b�dzie dalej, i wtedy zdecydujemy,
dobrze?
Z�bacz by� pyszny - soczyste bia�e mi�so w czarnej,
chrupi�cej sk�rce, przyprawionej na spos�b caju�ski. Sa�ata
smakowa�a Maddy jeszcze bardziej, gdy pomy�la�a, �e
w�asnor�cznie j� wyhodowa�a, piel�gnuj�c pieczo�owicie
sadzonki u�o�one na siatce zanurzonej w po�ywce mineralnej,
a� wyros�y z nich dorodne, li�ciaste ro�liny o spl�tanych
korzeniach, wplecionych w wilgotn� g�bk� pod�o�a.
Jedli razem w milczeniu. Z g�o�nik�w salonu dochodzi�y
�agodne d�wi�ki koncertu skrzypcowego Bacha, tworz�ce
zgrabny �uk melodyczny nad st�umionym szumem urz�dze�
klimatyzacyjnych.
Dziwne jest takie silne uzale�nienie od zmys�owych
dozna�, pomy�la�a Maddy, od tych ziemskich przyjemno�ci,
kiedy tkwimy w tej puszce na dnie oceanu lodowatej trucizny,
p�tora miliarda klik�w od wi�kszo�ci os�b, kt�re kocham.
Gdzie wszystko si� rozpada. S�uchanie Bacha, co za ironia.
Pokr�ci�a g�ow�. Dysonans percepcji.
Jax popatrzy� na ni� i u�miechn�� si�.
- Co jest?
- A, nic, chyba... Nie wiem - wyci�gn�a r�ce przed
siebie, d�o�mi do g�ry, jakby ocenia�a wag� niewidzialnej
paczki.
�y�kowana ska�a �miga�a po obu stronach, rozmazuj�c si� w
migotliw� szaro��. Od czasu do czasu Maddy wynurza�a si� na
otwart� przestrze� i wtedy na kr�tk� chwil� ukazywa�y si�
jej odleg�e �ciany, wy�ania�y si� stalaktyty i stalagmity,
��cz�ce si� w pustce, by uformowa� skomplikowane, bulwiaste
kszta�ty, demonicznie zielone we wzmocnionej podczerwieni.
Potem dolne partie ska�y skaka�y w g�r� i ponownie zakrywa�y
widok. Odczyt na wy�wietlaczu w lewym dolnym rogu obrazu
pokazywa�, na jakiej g��boko�ci pod powierzchni� si�
znajdowa�a.
Maddy ujrza�a uskok rozwieraj�cy si� po lewej stronie i
skierowa�a si� ku niemu, otwieraj�c praw� przepustnic�
swojego odrzutowca, nieco tandetnej maszyny w stylu Ducha
Rogersa, kt�r� zaprogramowa�a tak, aby wzbogaci� obraz
wirtualny, da� mu konkretne odniesienie. Bez tego �atwo
straci� orientacj� - choroba symulacyjna.
Ruszy�a tunelem uskoku w g��b Tytana, mijaj�c rozleg�e,
mroczne obszary, kt�rych nie nanios�a jeszcze na swoj� map�.
Uskok wi� si� i skr�ca�, miejscami rozci�ga� si� w szerok�
rozpadlin�, to zn�w zw�a� do rozmiar�w p�kni�cia
niewiele szerszego ni� p�aszczyzna napr�e� w zdeformowanej
skale.
Maddy zmniejszy�a szybko�� i wcisn�a guzik wy�wietlacza
wirtualnego. Tr�jwymiarowe obrazy struktury napr�e� w skale
ukaza�y si� wok� niej w postaci �wiec�cych linii,
fraktalnych neonowych kresek, rozsypuj�cych si� w coraz to
mniejsze sploty �y� mineralnych. Przez chwil� stroi�a
urz�dzenie, a� na wy�wietlaczu pozosta�y tylko �wiec�ce
sploty rozrzucone na tle g��bokiej, aksamitnej czerni. Sam
uskok by� powykr�can� przestrzeni� zimnego ognia.
Unosi�a si� w ciemno�ci, otoczona �wiat�em. To w�a�nie
znam, pomy�la�a. To wygl�da znajomo. W tej chwili mog�a
r�wnie dobrze ogl�da� geosymulacj� skorupy ziemskiej.
Wyniki elastoplastycznej deformacji s� niezmienne bez
wzgl�du na czyny Boga i cz�owieka. Stochastyczne, fraktalne,
osobliwie z�o�one struktury mo�na by�o mimo wszystko
zrozumie�, przewidzie� z pewn� doz� dok�adno�ci i
przedstawi� dla wi�kszej przejrzysto�ci w przestrzeni
fazowej jakiego� mniejszego uk�adu dynamicznego.
Wszystko to by�o muzyk� dla ucha naukowca. Gorzej
brzmia�o w roli metafory osobistych uczu� Maddy, kt�ra w
rodzinnych stronach zna�a wielu ludzi prowadz�cych
niepokoj�co proste �ycie - praca, rodzina, owczy p�d za
przyjemno�ciami mia�y w nim wyznaczone miejsca, oddzia�uj�c
na siebie w obr�bie bezdusznego uk�adu, kt�rego granice
wcale nie by�y fraktalne. Nie znalaz�a wsp�lnego j�zyka z
tymi lud�mi; nie potrafi�a zrozumie� ich motyw�w.
Trajektori� jej �ycia wyznacza�a bardziej chaotyczna
topologia.
Ma�� cz�stk� swego jestestwa Maddy czu�a swoje cia�o w
czasie rzeczywistym, z kaskiem na g�owie, wtulone w mi�kko
obity fotel w ciemnej, nijakiej kabinie.
A w laboratorium - pogr��ony w biostazie embrion,
promienny punkt �wietlny w jej my�lach. Mog�a wyobrazi�
sobie niewiarygodnie powolne bicie serca, dok�adnie takie,
jakie wystarcza�o do utrzymania go w bezpiecznej odleg�o�ci
od progu �mierci. W chwilach wewn�trznego spokoju wyobra�a�a
sobie, �e to serce bije w niej i czu�a, jak jej �wiadomo��
kurczy si�, by przybra� form� male�kiej bry�ki z cia�a i
krwi, cudu kodowanych bia�ek. Jedna cz�� Jaxa, jedna cz��
Maddy. Co� innego ni� zwyk�a suma dw�ch sk�adnik�w.
Zwykle potrafi�a to znie��, ta �wiadomo�� istnienia tego
czego�, t�py, ci�g�y ucisk na skraju umys�u. Ale czasami
czu�a b�l w najg��bszych zakamarkach swego jestestwa, jak
gdyby to co� zosta�o z niej wyrwane i zostawi�o po sobie
krwawi�c�, zaka�on� jam�. Jak mog�o �y� bez niej? A ona bez
niego? Wkr�tce zamierza�a powiedzie� Jaxowi.
III Wy��czy� g�o�nik skafandra. �wiszcz�cy szmer jego
oddechu i oceaniczna fala muzyki krwi natychmiast wype�ni�y
mu uszy. Dzienne niebo Tytana sklepia�o si� nad nim jak
gigantyczna odwr�cona misa ciemnozielononiebieskiej barwy,
przechodz�cej na horyzoncie w siny fiolet. Fotochemiczny
smog rozrzedzi� si� w delikatn� mgie�k� rozmazuj�c� ostro��
widzenia, tak �e wznosz�cy si� w g�rze Sol wygl�da� jak
b�yszcz�cy diament za zaparowan� szyb�. Jax czu� niemal�e
fizycznie przyt�aczaj�cy ci�ar niewidocznego Saturna,
zawieszonego w przestrzeni, zas�oni�tego bry�� Tytana.
Przeszed� ju� wybrze�em oko�o jednego klika. Stacja
znikn�a z pola widzenia i poczu�, �e samotno�� poprawi�a mu
humor. Jego �ladem post�powa�o stado oko�o dwudziestu
cylindrowc�w, przemieszczaj�ce si� p�ynnym ruchem prawie jak
pojedynczy organizm. Nie by� pewien, czy to one pierwsze
zacz�y posuwa� si� za nim, czy te� on poszed� za nimi, ale
nie mia� w�tpliwo�ci, �e teraz zdawa�y sobie spraw� z jego
obecno�ci. Kiedy przystan��, one te� si� zatrzyma�y.
Przeszed� jeszcze kawa�ek skalistym brzegiem, a stado
pod��y�o za nim niczym ameba, wysuwaj�c d�ug�, cienk�
nibyn�k�, kt�r� zaraz wch�on�o z powrotem. To by� pierwszy
raz, kiedy okaza�y co� w rodzaju reakcji na zewn�trzny
bodziec. Co� w rodzaju �wiadomego dzia�ania.
Czym jeste�cie? Stado rozci�gn�o si� przed nim w d�ugi,
falisty �uk, wygi�ty jak koryto starej rzeki.
Zamkn�� oczy i skoncentrowa� si� tak mocno, jak tylko
potrafi�. Powiedzcie mi, kim jeste�cie.
W my�lach ujrza�, jak wz�r - kr�ta linia �wietlistych
punkt�w - lekko faluje. Otworzy� oczy.
Powiedzcie mi.
Kolejna fala przebieg�a przez stado.
W��czy� radio.
- Maddy, mo�esz w�o�y� skafander i przyj�� tutaj? Chc�...
- Co� ty, kurwa, robi�? Pr�buj� si� z tob� po��czy� od
godziny - m�wi�a cienkim g�osem, w kt�rym s�ycha� by�o
napi�cie.
- Wy��czy�em g�o�nik i...
- Mo�esz tu przyj��? - d�uga pauza. - Prosz� ci�.
Holowizor by� w��czony, ale Maddy wpatrywa�a si�
apatycznie w przestrze� obok. W przezroczystym, szklanym
sze�cianie Jax widzia� upiorny, migotliwy obraz pe�en ognia
i dymu.
- ...w odwecie zdetonowa�y 50-kilotonow� bomb� nad
Manil�. Aktualnie liczb� ofiar ocenia si� na...
Spojrza�a na niego. Mia�a podpuchni�te oczy.
- Pary�.
S�owo wstrz�sn�o nim prawie tak, jakby kto� go uderzy�.
- Cholera. Co jeszcze?
Pokr�ci�a g�ow�.
- Wszystko p�ka w szwach. Koalicja Wolnego Handlu i Rosja
stara�y si� dot�d nie wtr�ca�, ale to tylko sprawa czasu.
- ...specjalne posiedzenie, ale nie odezwa�a si� jeszcze
Rada Dyrektor�w Naczelnych...
- Sun si� zg�osi�o?
Zn�w pokr�ci�a g�ow�. Wygl�da�a jak ofiara wypadku:
szklany wzrok, powolne ruchy.
- ...si�y l�dowe zmia�d�y�y wojska Mitsubishi niedaleko
Sydney. Bro� konwencjonalna...
Jax gwa�townie machn�� r�k� przed p�ytk� w �cianie.
G�o�no�� laserow�z�a zmala�a do szmeru. Holowizor wci��
migota� jaskrawymi obrazami p�on�cych miast. Jax podszed� do
Maddy i uj�� j� za rami�. Siedzia�a sztywno, jakby nie
zdawa�a sobie sprawy z jego obecno�ci; rami� mia�a twarde,
jak z drewna. Obiema r�kami zacz�� masowa� jej napi�te
mi�nie, ale odtr�ci�a go.
Sta� za ni� przez d�u�sz� chwil�, nie wiedz�c, co robi�.
Od czasu do czasu Maddy wydawa�a d�ugie, dr��ce
westchnienie.
Wreszcie spojrza�a na niego.
- Co my teraz zrobimy?
Wzruszy� ramionami.
- A co mo�emy zrobi�? Tutaj da si� �y� tak d�ugo, jak
tylko zechcemy; ekologia stacji jest stabilna. Prowad�my
dalej badania i poczekajmy, a� Sun nas st�d zabierze.
Ledwie to powiedzia�, poczu� przyp�yw paniki na sam� my�l
o opuszczeniu Tytana. Zamkn�� oczy i na tle aksamitnej
czerni ukaza�a si� ruchoma matryca bia�ych, pulsuj�cych
punkt�w. Koncentryczne romby, rozchodz�ce si� powoli.
Otworzy� oczy. Maddy wpatrywa�a si� w niego.
- Prowadzi� badania? A po co? Nawet nie wiemy, czy w
og�le jest jeszcze jaka� Grupa Sun. Musimy dowiedzie� si�,
co tam zosta�o, wr�ci�, je�li to mo�liwe. Mo�emy pom�c.
Jax milcza� przez d�u�sz� chwil�.
- Przede wszystkim musimy prze�y�, Maddy - rzek� wolno. -
Utrzyma� sprawno�� system�w, ci�gn�� badania. Spr�buj�
wywo�a� Maurice'a i dowiedzie� si�, jak wygl�da ich
sytuacja, ale nie mam poj�cia, kiedy b�d� mogli po nas
przylecie�. My�l�, �e jeste�my zdani tylko na siebie.
- Je�li maj� wolny statek, chc� wraca� do domu -
powiedzia�a Maddy. - Luna, jaki� O'Neill, wszystko jedno.
Teraz nasze miejsce jest tam.
Jax zmusi� si� do u�miechu dodaj�cego otuchy.
- Dobrze, Maddy, zobaczymy, co mog� zrobi�. Dostaniemy
odpowied� nie wcze�niej ni� za trzy godziny...
- Sto siedemdziesi�t cztery minuty.
- ...oczywi�cie pod warunkiem, �e w og�le uda nam si� z
nimi po��czy�. Te rzeczy - wykona� ruch r�k� w stron�
holowizora - przypuszczalnie s� do nas retransmitowane z
kt�rego� O'Neilla...
- W�a�ciwie z laserow�z�a nie mo�na si� dowiedzie�, co
rzeczywi�cie tam si� dzieje; entropia informacji jest za
wysoka. Nie b�dziemy zna� ca�ej prawdy, dop�ki nie zapytamy
kogo�, kto wie. Wi�c zr�bmy to.
Razem przeszli korytarzem do sali ��czno�ci. Jax
zalogowa� si�, ustali� protok� i przetransmitowa� z pami�ci
adres Maurice'a.
Ekran przed nim zia� pustk�. Cz�� pustej p�aszczyzny
uelastyczni�a si� niewidocznie, gotowa przekszta�ci� g�os
Jaxa w bity i przerzuci� je do satelity retransmisyjnego
oczekuj�cego na sygna�y w jednym z Punkt�w Troja�skich
Tytana. Oczywi�cie wizualne potwierdzenie odbioru nie
pojawi�o si� - dialog by� niemo�liwy.
Przekazywanie wiadomo�ci przez przestw�r lat �wietlnych
dziel�cy stacj� od Ziemi zawsze wzbudza�o w Jaxie uczucie,
�e jego s�owa znikaj� w studni. Z ty�u wyczuwa� obecno��
Maddy jak burzow� chmur�.
- Maurice. Tu Jax i Maddy ze stacji na Tytanie. - Jasne.
A niby sk�d mieliby nadawa�? - Prosz�, okre�l nasz�
sytuacj�. Jeste�my...
- Zabierz nas st�d, Moe - wtr�ci�a Maddy. - Prosz� ci�.
Chcemy lecie� do domu.
Jax rzuci� jej spojrzenie pe�ne irytacji i zwr�ci� si� z
powrotem do ekranu. - Prosz�, okre�l nasz� sytuacj� -
powt�rzy�. - Bez odbioru.
Ignoruj�c Maddy, spr�bowa� zalogowa� si� do w�z�a
Maurice'a w Sieci, lecz nie m�g� znale�� na drugim ko�cu
stabilnej fali no�nej. Spr�bowa� po��czy� si� przez Lun�,
przez Olympus Mons, przez O'Neille.
- Ci�ka sprawa - powiedzia� kr�c�c g�ow� i odwr�ci�
wzrok od ekranu. Maddy nie by�o.
Zajrza� do salonu. Pusto. W holowizorze para
p�przezroczystych postaci �ywo gestykulowa�a w gor�czce
dyskusji, ale Jax nie m�g� rozr�ni� s��w. Kuchnia,
laboratoria, cz�� sypialna - wsz�dzie pusto. Sprawdziwszy
wszystkie pomieszczenia, dotar� do ko�ca korytarza i
wci�gn�� si� do str�ka. Maddy le�a�a zwini�ta na piankowym
materacu, oddychaj�c g��boko.
Przeszed� obok niej, zbli�y� si� do �ciany kopu�y i
wpatrzy� si� w mg��. Widzia� je, rozci�gni�te w wolno
faluj�c� lini� nieopodal amoniakalnego morza. Falowanie
nasila�o si�, a� linia rozpad�a si� na kilka cz�ci, kt�re
utworzy�y szereg pier�cieni. Wolno, jeden po drugim,
pier�cienie zacz�y si� ��czy� i w ko�cu wz�r p�ynnie
przeszed� w zesp� koncentrycznych romb�w, rozchodz�cych si�
powoli. By� w tym sens i co� to znaczy�o, Jax mia� co do
tego pewno��, ale zrozumienie unosi�o si� gdzie� poza
zasi�giem jego umys�u. Czym jeste�cie?
Delikatny odg�os dzwonka z sali ��czno�ci wytr�ci� Jaxa z
zamy�lenia. Trzy godziny? Sta�em tu trzy godziny? Omi�t�
wzrokiem wn�trze kopu�y, zatrzymuj�c spojrzenie na Maddy,
kt�ra le�a�a w pozycji p�odowej, wznosz�c i opuszczaj�c
ramiona w miarowym rytmie. Przekroczy� j� i opu�ci� si�
przez w�az na zewn�trz str�ka.
Nie by�o obrazu, ale Jax rozpozna� matowe brzmienie
syntezatora g�osu Maurice'a.
- Przepraszam za brak obrazu; obowi�zuj� nas �cis�e
ograniczenia szeroko�ci pasma. I zu�ycia mocy, wi�c b�d�
musia� m�wi� kr�tko. Walki prawie usta�y, z wyj�tkiem paru
miejsc. Ziemia jest w do�� fatalnym stanie: Europa, Japonia,
Indonezja... ostatnio m�wi si� o miliardzie ofiar. Koalicja
Wolnego Handlu w�a�ciwie wysz�a z tego obronn� r�k�. Rosja
te�, ale dostanie jej si� du�a porcja opad�w radioaktywnych
z Dalekiego Wschodu. Grupa Sun montuje zesp� na O'Neillu
II, co� w rodzaju ekipy odbudowy. Przyda nam si� tutaj ka�da
pomoc, ale musimy te� ci�gn�� d�ugofalowe badania. Sami si�
zg�osili�cie, ale szczerze m�wi�c, mogliby�cie si� nam
przyda�. Wysy�amy statek do wszystkich stacji badawczych,
�eby pozbiera� tych, co chc� wr�ci�. Stary rudowiec ze
Strefy, ulepszony, bo z nap�dem jonowym. To wszystko, co
mo�emy teraz zrobi�. Zawiadomcie mnie, na co si�
decydujecie. Nie chcemy grza� do was delt� V, je�li to nie
jest konieczne.
Jax us�ysza�, jak na szmer fali no�nej nak�ada si�
upiorny syk mi�dzyplanetarnego bia�ego szumu. Przes�ucha�
relacj� ponownie. S�owa zacz�y si� zlewa�, granice
poszczeg�lnych znacze� rozp�ywa�y si� jak podgrzany wosk.
Przes�ucha� relacj� jeszcze raz.
IV Balansowa�a na kraw�dzi jawy i snu. W przestrzeni jej
�wiadomo�ci �ciga�y si� obrazy dymu i ognia, eksploduj�cych
s�o�c. By�a na barce-poduszkowcu na Sekwanie, siedzia�a za
sterami. Ostry zapach mchu i mokrych kamieni, kiedy
przelatywa�a pod mostem. Na pok�adzie przed ni� jej rodzice
i siostry, usadowieni pod niebiesko-bia�ym parasolem.
Wszyscy z drinkami, roze�miani. Niskie, szare chmury
nabrzmia�e gro�b� deszczu.
Wtem niewiarygodnie jaskrawe �wiat�o rozla�o si� na
niebie na wschodzie - drugie s�o�ce przedar�o si� przez
chmury. Parasol stan�� w p�omieniach, rodzina w jednej
chwili zmieni�a si� w s�upy pochodni. Sekwana wrza�a,
przelewaj�c si� przez burty barki...
Otworzy�a oczy. W p�mroku wisia�a nad ni� twarz Jaxa.
Po�o�y� d�o� na jej ramieniu.
- Sny?
Skin�a g�ow�, wci�� pod wra�eniem sennej mary.
- Tak.
Jax pog�adzi� j� po r�ce.
- Odebra�em odpowied� od Maurice'a - powiedzia� po
chwili. - Jeste�my zdani na siebie, Maddy. On nie ma
poj�cia, kiedy b�d� mogli do nas przylecie�.
Odczu�a to tak, jakby kto� j� uderzy�. Tropizm pchaj�cy
j� ku rodzinnym stronom promieniowa� z samego �rodka jej
jestestwa, z jej pierwszej czakry. Odmowa przeszy�a j� fal�
paniki.
Zamkn�a oczy. Oddycha�, oddycha�. Wdech, uspokajam swoje
cia�o. Wydech, szmer w�druj�cego powietrza przywraca mi moje
prawdziwe ja. Wdech, oddycham spokojnie, bia�e s�o�ce ro�nie
na wschodzie. Wydech, ws�uchuj� si�, ws�uchuj�, Sekwana
przelewa si� przez burty barki. Wdech, prastary kamienny
most osiada, rozmi�kczony gor�cem. Wydech, s�upy ognia
ta�cz� na pok�adzie barki, t�amszone ciosami wiatru.
- Maddy. - Zatrzepota�a powiekami i zn�w otwar�a oczy. -
Z tob� wszystko w porz�dku?
Spojrza�a na niego badawczo. Jego poci�g�a, szczup�a
twarz, tak znajoma, odziana w mask� troski.
Powoli pokr�ci�a g�ow�.
- Nie - powiedzia�a. - Nic nie jest w porz�dku.
Maddy nie mia�a na sobie swojego skafandra od tygodni,
dlatego teraz obciera� j� pod pachami i w kroku. Obejrza�a
si� na stacj�, tak bardzo nie na miejscu w tej obcej
okolicy, przyczepion� jak jaka� naro�l do ciemnej ska�y
spowitej strz�piast� mg��. Str�k b�yszcza� w przy�mionym
�wietle. Wyobrazi�a sobie Jaxa, rozci�gni�tego nago na
piankowym materacu wewn�trz kopu�y.
Wci�� jeszcze czu�a lekki b�l po stosunku. Jax zrobi� to
szybko i bez czu�o�ci, prawie brutalnie. By�o jej wszystko
jedno, le�a�a bezw�adnie, poddaj�c mu si� biernie. Mia�a
orgazm bez krzty rado�ci, kt�ry przebieg� przez ni� jak
fala, nie zostawiaj�c po sobie �ladu.
Gdy dosz�a do brzegu amoniakalnego morza, zatrzyma�a si�.
Na kamienistej pla�y rozbija�y si� z pluskiem drobne fale.
Spojrza�a na pojemnik, kt�ry mia�a ze sob�. Zwyk�y przedmiot
z polerowanego metalu, taka niewinna rzecz.
Nie zastanawiaj�c si� d�u�ej, wcisn�a przycisk
umieszczony we wg��bieniu w boku puszki. G�rny brzeg
otoczy�a cienka p�tla i z pojemnika wylecia� ob�ok pary,
kt�ry natychmiast zamarz�, zmieniaj�c si� w chmur�
roziskrzonych kryszta�k�w. Odkr�ci�a pokryw� i wytrz�sn�a
zawarto�� puszki do morza. Skorupy metaloszklanego oplotu,
paj�cze skr�ty w�a z plastyku, kawa�ki kruchej,
zamarzni�tej pianki. Nawet nie dojrza�a skrawka cia�a, kt�re
kry�y. Kilka metr�w dalej skupi�o si� przy brzegu ma�e stado
cylindrowc�w, roz�o�one oboj�tnie w uk�adzie pocz�tkowym.