6765

Szczegóły
Tytuł 6765
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6765 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6765 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6765 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARIANNA BOCIAN PROSTE NIESKO�CZONE Pragnienie syntezy Kiedy si� boisz duch�w, wida� �e� jest dzielny, Duch, kt�ry w ciele czuje strach � jest nie�miertelny; Lecz gdy� jest tch�rz cielesny, wida�, �e masz ma�� Dusz�, kt�ra si� boi, �miertelna, o cia�o. Juliusz S�owacki z prawa natury Z prawa natury wyp�ywa postulat � zdj�� maski wy��czy� sztuczne �wiat�a zostawi� zamglone przez krew historie jedyn� lamp� o�wietlaj�c� lub o�lepiaj�c� glob jest rozum b�yskaj�cy l�kliwie przez szk�o sumienia � rozbiera� si� do go�ej sk�ry g��boko oddycha� � powtarza�: co ma pocz�tek b�dzie mia�o koniec obmy� si� ziemi� � najwy�sz� wod� �wiata b�yskawicznie zamordowany B�g ju� si� nie narodzi � rozebra� si� po nago�� do p�aczu tr�d s��w musi ust�pi� w �wietle natury zapali� materi� w czasie sw� krwi� nie cudz� widna jest nasza gar�� b�ota na krzy�u ko�ci � otworzy� bastyli� m�zgu kluczem dialektyki nie przysy�a� zbawicieli z porcj� my�li objawionych � przy�o�y� ucho do ziemi � ws�ucha� si� w praktyk� b�dziemy si� rodzi� na w�asnych oczach krzycz�c opuszczaj�c �o�ysko dwojakiego cia�a * znamienn� cech� stanu natury jest wolno�� jak� cech� stanu reprezentuje twarz cz�owieka? rozebrany do istoty pobratymca Boga zamordowanego po pustk� musia� sob� zape�ni� natur� � powoli trawa okrywa jego cia�o kto� z boku uderza jeszcze w twarz kl�tw� widocznie ma do tego jakie� niejasne dla nas prawo taki cz�owiek zostawia za sob� wolno�� jak zepsut� zabawk� 3 kt�ra w tej podr�y nie ma ju� sensu liczby Jego otwarte oko staje si� studni� na dnie kt�rej dosycha �za Gatunku oskar�aj�ca zbrodnie w spos�b absolutnie obiektywny natura ma inne o tym jednak zdanie skoro rodzaj jest prost� niesko�czon� widocznie ona znosi rozumnie ka�dy ludzki b��d operacja o kt�rej nie mo�emy mie� �adnego poj�cia w �wietle zawa�u serca W sieci nerw�w w wi�zieniu cia�a �yje stra�nik zagl�daj�cy wiecznie przez okno Judasza. � Grecy nazwali go imieniem Eris � chrze�cijanie sumieniem � my poganie nie mieli�my na to czasu. Nie umieli�my go ani przywo�a� ani przekl�� imieniem jego. Nie nazwane wzrasta�o w nas czasem drzew kwitn�cych. Dlatego wci�� trwa pop�och uciekaj�cych my�li opuszczaj�cych �ajb� m�zgu gdy stra�nik zbli�a si� �wiec�c. Uciekasz dzi� z pi�tra na pi�tro w��kien mi�ni, z komory do komory z gazem krwi. P�d za tlenem a� oddech rozpiera �ebra p�uca ocieraj� si� o drut kolczastej klatki. Anarchia cia�a � z u�miechem szepce stra�nik otwieraj�c komor�.. Uwalnia si� krew krtani�! � Wolno�� � my�lisz przera�ony. Demokratyczna anatomia �y� staje si� nagle wyrafinowan� konserwatystk� � skrzepy zgrzyty w pulsie zamyka W tobie Co� bole�nie nag�e. � To jest pa�stwo jednego cia�a w pa�stwie ideologii, donosi stra�nik. Ideologia nie rozmija si� tym razem z baz� wiekuisto�ci. Z boskiej bazy faktycznie wyruszaj� znane czo�gi (na odsiecz!) powleczone chityn�. Chcesz uciec w �rodek wi�zienia. Niestety. Stra�nik jest nieust�pliwy, a twoja krew wyj�tkowo dobrze znosi bastyli� krwiobiegu. Dobiera si� do ciebie zwyk�a mucha przestrzennej ulicy przywabiona wolno �ciekaj�c� posok� o zapachu wolno�ci. Taki obraz jest niezwykle rewolucyjny w kosmosie i dlatego my we w�asnym pa�stwie prywatnego cia�a 4 jeste�my do ostatniego oddechu kontrrewolucyjni. Niestety! � M�wi wszechobecny stra�nik. Prze�yje kto si� urodzi� autentyczny cud rewolucji. Stra�nik podobny do zegara nigdy si� nie myli! � Po�ar m�zgu rozsadza bastyli� materii od fundament�w uwi�ziona na RAZ Jeden ziemia wraca do Macierzy. Kto� j� zamkn�� kluczem twego krwiobiegu w twierdz� cia�a. wychodzisz na po�oniny Wszech�wiata wolny od siebie. W sieci nerw�w w wi�zieniu cia�a � wolno�� jest metafor� skazania skazanie przeno�ni� lub biletem w wysokie partie istnienia w kt�rych nie ocalisz swego przeznaczenia wierszem, kt�rego byt dra�ni stra�nika � rozstrzyga sam siebie w babel cia�a twego s�yszysz � nie umrze Ca�y � Grecy nazwali go imieniem Eris � chrze�cijanie sumieniem � Ja, poganin, mam dwie p�kule m�zgu przyfastrygowane do muru. � Okno judasza mamy na zewn�trz. � Ale kto jest Tym obecnym mi�dzy pulsem a pulsem kto blokuje przej�cia z komory do komory i otwiera powieki na szeroko�� amen! mi�dzy mi�dzy zwierz�cym g�odem lepk� �lin� z warg a g�odem odleg�ych gwiazd mi�dzy spokojem snu a dygotaniem oszala�ej sieci nerw�w przybli�am �renice we wszystkim jest ziarno NIEMO�LIWO�CI nie by�oby w tym nic dziwnego gdyby mi�dzy zwierz�cy g��d i �aknienie gwiazd nie wkroczy� cz�owiek przyspieszaj�cy wyko�czenie tego co bardziej ni� kr�tkie mi�dzy spokojem snu a dygotaniem lawiny traw wiatr szybszy od ruchu �renic wypuszczony ogie� z wn�trza precyzji �elaza w imi� maczugi �wi�� si� jej jasny trzonek z zimnego rozumu 5 �wi�� m�j czas �cz�owieku� co� taki sam jak ja ale inny. O jaki� ty inny mi�dzy zwierz�cym g�odem lepk� �lin� z warg lufy i spusty b�ogos�awi�ce jasno 1969 * * * coraz chciwiej �lepn� �renice nie pomog� �adne okulary ani powlekanie ostrym kolorem przedmiot�w maj� teraz jedn� barw� � ziemi jedyny ostry kolor �wiata zbli�am si� teraz z ufno�ci� do wszystkiego nie ma zag�ady w �wiecie rzeczy martwych nie ma ocalenia w t�umie nie ma ch�odu w przelewaniu mg�awic ziemi bior�cej nas w ramiona ro�nie s�yszalno�� Krwi � n a s � u c h i w a n i e jednakie w ca�ej wieczno�ci krew chciwie �owi g�osy zza grobu �renice id� w g��b a� za powierzchni� rzeczy ci�ar pomylonych kolor�w zostaje odj�ty s�owo sp�ywa w inny kana� zobacz przyjd� pom� przej�� przez rzek� noc wysoka oko wykolone * * * za du�o tego szcz�cia jak na jedne ramiona za kr�tka droga jak na wytrzyma�o�� st�p 6 coraz mniej boli zaciskaj�ca si� p�tla �wiat�a coraz wi�cej w �renicach piachu a wargi kl�tw� za ostre spojrzenie nasze za ostre no�e s��w za wysokie pi�tra z kt�rych jeden drugiego zrzuca na bruk po tym st�pam dzisiaj mniej ju� pewnie wytchnienie daje krzepn�ca czelu�� grobu reszta co za nim � jak m�wi�a� matko � cierpieniem g�osem z dalekich wysp �wiata a� ziemia wyzwala si� z nas na po�y szcz�liwie zapatrzenie coraz bardziej okr��aj� ci� matko czarne zegary bujno�� trawy ju� szykuje si� do skoku na twe bose stopy a ty taka krucha samotna matko moja nie chod� boso po ziemi po co taka ufaj�ca pieni�cym si� w s�o�cu drzewom jakby one by�y zn�w ramionami Twego m�czyzny wtopionego w ogromniej�ce pola wszech�wiata do kt�rych powoli i ty si� szykujesz by dom nasz opu�ci� a drugi nowy gdzie� gdzie nie nazwane postawi� i c z e k a � tam na nas w bia�ych drzwiach � sama m�wi�a� przecie� �e gwiazdy s� oknami a ksi�yc drugim dla umar�ych s�o�cem �wieci nocami nie dla nas lecz dla NICH wiem � umarli pracuj� wieczno�ci� nasza p�noc jest ich po�udniem przyroda nie zna pr�ni � matko tobie ju� tylko mo�na mi�o�� rzuci� bez s�owa pod stopy by� mog�a i�� mniej bole�nie nad przepa�ci� kt�ra ro�nie etn� wybuchnie pod tob� � ziemia pod ka�dym m�wi� m�drzec staje si� wulkanem tak wiotka� �e mo�na ci� �z� opasa� ale to daremne pragnienie dziecka Przemo�ny obraz Matko tworzysz nie do s�owa bo n�dzne otwierasz si� na ca�� przestrze� jak pogodnie si� u�miechasz jak czule w precyzji m�wisz i tak jasna Ty wieczorna kt�ra� przesz�a a krok dos�owno�ci ziemsk� golgot� niewiarygodny obraz tworzysz � piek�o staje si� pustym ju� s�owem S�owo Twoje ciep�e jak wyj�ty z pieca bochenek chleba � pop�kane szorstkie b�dzie go brak bo nikt tak nie dawa� jak Ty go dawa�a� 7 na drog� Sta�a� si� ratunkiem nad t� sam� przepa�ci� gdzie psy wyj� lecz daremnie by�a� dyktatorem �ycia a s�owo z Ciebie by�o nie do odwo�ania bi�a� surowo gdy chleb wypad� z r�k leniwych uderza�a� za te nasze drobne grzeszne sprawy teraz tylko nie stawiaj bosej stopy na trawie tyloma dzie�mi zosta�a� ukarana i nie masz dzi� nikogo czemu� jeszcze dr�ysz o ich szcz�cie bardziej ni� o los sw�j wierzysz �e �adne z nas nie zapomni ciebie w godzinie �mierci swojej gdy p�kn� kolejne zegary naszej krwi � Ty niezmiennie pewna wyjdziesz nam z tamtej strony drzwi otworzy� � powita� ma�a jest mi�o�� moja i n�dzne s� s�owa chocia� matko nie �ebracze Nic si� nie cofnie � nic s�owem nie odwo�am nie ochroni� truchlej�c od pragnienia Przera�liwe s� oczy matek na progu Starego i Nowego domu wiedz�c czuj�c widz�c � odchodz� brzemiennie w �mier� nasz� z ojcem Nie ma r�nicy mi�dzy mn� a Tob� �odygo �wiata z kt�rej ziarna wzesz�o moje cia�o i mn� ko�czy si� pomna�anie �ycia i �mierci naszej Moje �ycie i �mier� by�y ca�e w tobie sny i marzenia z matki mojej wzi�te nie ma r�nicy mi�dzy pniem i li�ciem z niego Ojcze � butwiej� ojcze * * * we krwi jak znicz rozb�ysn�� j�zyk sn�w furkoc� proporce przejasnych zda� jakby kto� wali� pi�ciami w mury Jerycha a Miasto ca�e zachodzi�o w ognisty deszcz Dzi� nie nazywa� po imieniu krwi historii 8 to znaczy sta� z uniesionymi r�kami a� pragnienia skamieniej� w rzecz nie m�wi� �le o deszczu nad Miastem od wisielc�w i morderc�w rosn�cego gard�a o wschodzie s�o�ca? � � to tak jakby� bogactwem zakwita� a owoc z ciebie kto� �cina� salwami w groby czekaj�ce i zawsze otwarte przyja�ni� s t o i s z liczysz ju� tylko na konieczn� odsiecz ziemi i sprawiedliw� lini� grob�w kt�ra ani milimetra nie poni�a Upokorzonych ani nie czyni wywy�szenia wyniesionych czy ju� daremne sta�y si� nadzieje na rozliczenia z ocalenia? Pierworodne kodeksy dopiero przyjdzie otworzy� liter� krwi gdy raptem zamknie si� prywatna ksi�ga cia�a d l a t e g o nie nale�y wierzy� rzeczom bo zdradzi� mog� nasz� krew lecz pospolitym tropem i�� by odkry� nasz� w �wietle rzeczy inn� jeszcze blag� czy nie wiedzia�e� �e za drug� przecznic� w Mie�cie kto� �ywy kamienia� w bia�y wiersz o doskona�ej sk�adni czyta go beton za ciebie � poznaje bezb��dnie gdy krzyk z niego gorej�cy pe�z� przed tob� krzakiem w�r�d ulewy kamiennego deszczu i mrozu � � kwitnie �ci�ty pie� ludzkiego cia�a czy taki obraz ma przemin�� w ukryciu skoro nikt nie umiera bez l�ku i dr�enia m i l c z y s z drzewo sypie si� li��mi jeszcze krwawi�cymi wo�aniem jesieni� przez kt�re dzie� za dniem jak piasku prawy przesyp w krew � � � nie �cinaj cia�a mowy w kt�r� tkni�ty �ywio� przela� si� mo�e zbrodni� poza j�zykiem w �ywym cz�owieku kwitnie! przyp�yw-odp�yw zap�acz� w przestrze� � wo�anie nie otworzy przestrzeni krzycz�c i tak nie dokrzycz� prawdy milczenia 9 przep�ynie przez palce �za � b�l nie dop�ynie w rdze� nico�ci ma sens cierpienie skoro pocz�tkiem s��w i uwolnieniem zawo�asz w przestrzeni � echo odpowie na g�os brakiem bez twoich ramion otwieraj�cych si� czyst� przyczyn� pragnie� czym staj� si� nast�pstwa w ubywaniu bezdomnych � snem sn�w wci�� rodz� si� przez siebie od wczoraj na dzi� do granic samotno�ci pusto jest w�r�d urodzaju zimnych �renic � Ojcze! � tak musz� wygl�da� lody polarne tak musz� � Matko! � wygl�da� upa�y sahary oboj�tno�ci jerozolimy san domingo rozpaczy majdanek mod��w � jakie matryce jaka logika obna�a j�zyk prawd? przez kt�re prawdy zd��amy do oboz�w ciszy? przez jakie zwyrodnienia do s�onecznych klinik? � upa� j�zyka wo�aj�cego i zmy�lone spotkania nasze w zmy�lonych oazach przyja�ni wody zmy�lone w zmy�lonych ka�niach kategorii �S" prawdy w zmy�lonych wersetach w zmy�lonym cz�owieku zmy�lone mi�o�ci dnia i rany nocy zmy�lone � a �za czym? � Szcz�ciarz kto p�acze! przep�ywanie g�osu wo�aj�cego -odp�ywanie b�lu wracaj�cego i wci�� nie starcza na pocz�tek zapisu a mo�e i koniec ziemia kre�li g��boko�� krwi i or�duje sensem cia�a przeciwko mnie staje noc� moje w�asne cia�o przeciwko mnie staje wolno�� nie j�zyczna dlaczego przez krew swoj� musz� tworzy� dow�d istnienia kre�l�c nieobliczaln� wytrzyma�o�� cz�owieka dlaczego zamknij mnie z krzykiem w najsolidniejszym wi�zieniu �wiata jakim powietrze s�o�ce drzewa i postaw twoje pragnienie str�uj�ce Poca�unkiem zatrzymaj i twoje cia�o przys�oni przera�liwie jasny obraz �wiata � ujmij prawdy pod kt�r� upadam a wszystko przejd� do ko�ca �miech cofnij � kto tak bije cierpi�cego 10 zagro�enie nie wiem czy nico�� jest praw� r�k� Boga nie wiem czy nico�� jest lew� r�k� Szatana ka�dy i wszystko z niego czy� nie jest legend� Legendy �ycia �mierci� � umierania �yciem wci�� nie znanym nikomu jestem ze zbioru owoc�w upad�ych na ziemi� przez czu�o�� wi�c podnoszonym przez bia�e r�ce w wieczno�� urodzajn� jestem ze zbioru owoc�w najpi�kniejszych pni rodnych dlatego tak spadam ni�ej ziemi dygoc�c jestem ze zbioru owoc�w mo�nego drzewa przez �mier� wywy�szeni w niebiosa przez �ycie poni�eni w ziemi� wie o tym mowa krwi a usta k�ami� pot�g� opis�w my�limy k�amstwem przez ciemno�� tu jasn� �wiat�em dochodzimy nag�ej tajemnicy w milczeniu kto czyni przeszczepy i dlaczego �ycie tak zmienia swoje antypody czy�by to by� b��d pierwszego Krojczego w dniu Stworzenia co dniem Butwienia by� ju� TAM � i tak pytamy w niesko�czono�� nie b�d� �ebraczym zerem w niewyra�alnej liczbie Kardynalnej skoro tak mocno boli cia�o zawsze pierwsze po Bogu na ka�dym Krzy�u cz�owieczym rozpi�te b�d� absolutnym ko�cem krwi nie wys�uchanej w podr�y do Prawdy na dworcu otwartego czasu opadnie ze mnie mo�no�� tajemnej tkaniny i kto wie czy ubogo�� j�zyka nie okre�la mo�no�ci krzy�a tajemnego jak tajemnica doznania prawd� lecz Milczenie tnie j�zyk usta k�ami� butwiej�c pot�g� rozumu � krew WIEDZ�C nie wyda �WIAT�A rozst�pi� si� w szeroko�� przestrzeni lotnych dr�g b�d� NIEliczb� i b�d� NIEzerem b�d� si� stawa� � grozi mi wieczno�� p�du grozi mi wolno�� bez ko�ca i poza pocz�tkiem nie wiem �e by�am wiem �e jestem znam �e nie b�d� B�d� � zmi�uj si� nad cia�em 11 pierwsi cia�em po Bogu w matkach Pierwszych po ewie ostatni w rodzaju samotni jak jego Koniec wi�zimy w ciele TO � grozi nam wieczno�� i wolno�� nico�� to brak na ziemi rozeznania a tam jest TO o czym mamy nie wiedzie� na rzecz porz�dku z i e m s k i e g o do Amen. * * * Kiedy pisz� ��mier� czarne litery wzywaj� umar�ych do zej�cia z ucywilizowanych drzew na ziemi� ruchom� ona pod stopami jest bieg�ym ekspertem roz�wietla rdze� piszczeli. Gr�b jest rentgenem chorych umys��w. Brz�cz� szklanki � alkohole g�ruj� a awangarda sp�ni�a si� na lekcj� geografii fizyki i j�zyka polskiego. Pot�nie brzmi� tu nocne pie�ni osesk�w opiewaj�c �al g�rala schodz�cego z g�r w ciemne sieci dolin � zielone wody tych co cudzo�a�� po cudzych domach i homerach. Umarli staj� tu � aposto�owie w przestrzeni jasno od bia�ej ryby � sta�a si� z Norwida � �wieci rzucona na ciemny brzeg komunalny g�os p�onie � a jednak nikt tym �wiat�em nie da� si� porazi�. � Umar�ych �mierci� podw�jn� trzeba wstrz�sn�� mow� codzienn� a� od czarnolasu. Mo�e si� jeszcze obudz� do kresu kt�rym jest mowa dnia i nocy w teraz � cisi nie posi�d� jutra. Kiedy ju� jest nag�y koniec wtedy w s�owie ��ycie" literom p�kaj� wezbrane serca i cieknie tre�� czarny wiersz bieleje w s�o�cu niesko�czono�ci czyst� lnian� kartk� pod nowy zapis � Krwi� i Cia�em To jest Ars dnia i higien� rodzaju � wszak m�wiono� mi�o�� czyni�ca z czarnej sko�czono�ci biel wiekuist� kiedy pisz� �mier� czarne serca liter pe�ne s� bia�ej tre�ci �ycia 12 mleka bia�a rzeka to jest bia�a rzeka okre�lona czerwon� barier� sk�ry bez ryb i bez wody za to z rakiem w mule cia�a : nie wywiod�am bia�ej rzeki ze �renic nie sk�ada�am z pustki po mej r�ce martwej to jest bia�a rzeka nios�ca fale ciemno�ci m�wi�cej JEST w dochodzeniu przez zbite cia�o �cian bez okna po kt�rych sprawdzam obecno�� w�asnej sk�ry bez j�zyka z�bami wspinam si� po �cianach w b��kit nad przepa�ci� : to jest fala konkretnie realna na zewn�trznych rysach dnia nie odkryta bo wn�trze zawiod�o nas od pocz�tku nie maj�c realnej historii to jest rzeka bezsensownej rzeki �ciek�w oczywistych wylew potu do m�zgu gdy krew sypie si� z kom�r serca : uwierz tej �wi�tej wodzie kre�l�c brak bia�ego ziarna sensownej potencji : warg nie mo�na ju� ocali� w lasach rozj�zycznionych bez formy W lasach w li�ciach w�os�w ojca przes�onecznionych w jego czterdziestej pi�tej wio�nie pogodnego z�apania w domu zamkni�ty w oku dziecka swego �pi poza domem : bia�a rzeka wywiod�a mnie z rzeki pe�nej lodu koni i ludzi � tam pozosta�y ko�ci �wietlistej ryby wierz� w inwazj� drzew na my�lenie nad przepa�ci� ziemi wierz� w mosty bezpowietrzne w galop kopyt z p�omieni odleg�e brzegi z odwrotnymi prawami cia�a zepnie cia�o ryb. p�etwami krwi p�yn� bia�e pstr�gi w ciemnej rzece uwierz w bia�� ryb� powietrzn� w �ywy kamie� to jest bia�a rzeka bezsensownej rzeki � p�kanie lodu gdziem pami�ci� po rybach � miejscem na lot kruka : w bia�ej rzece wargi krwawi�y �wi�t� ikr� pami�ci welony bezmaterialne wi�y si� jak dymy po domach g�stnia� krzyk na hosti� los taki stawia� stop� na piaszczysty brzeg bez szumu wierzb rozpaczaj�cych za gwiazdami rzek� mieli�my we krwi zamkni�t� na otwarcie los a za nami oni i las nie rozstrzygni�ty jakby wypalony ogniste ryby w bia�ej rzece pancerny rak na niebosk�onie 13 proste niesko�czone Wyj�� od krwi � tak czyni m�dry �wietlisty kie� wyrastaj�cy z ziarna! wynie�� z cia�a ostatnie tchnienie � przerzuci� sensownie w j�zyk! B�d� mi obok! � Z tym rozkazem przenie�� kropl� posoki w naczynie lawy krzepn�cej czasem cia�a. Ksi�gi rodzaju nikt nie spisa� bo ci�gle jest j�zyk tajemny. I jest �wiat i nie ma gdy n a g l e wstajesz NIM! Wychodz�c z niego kt�ry JESTiGOnieMA przez �uk triumfalny czasu! Raz za razem rozlegaj� si� salwy rzucane o wieko grudy ziemi Bogu czy B�g Boga w Bogu si� nie boi? i �aden Fakt jeszcze nie jest jasno rozeznany cho� pewno�� jest jedna dla ka�dego � oczywista. Ziemi� jest my�l ale Ziarno jest potencj� cia�a naszego powszedniego. Dziki rozum tn�c dzieli nierozumnie i babel z tego masz codzienn�. Noc� jedynie kobieta i m�czyzna ��cz� sprzeczno�ci rodzaju. Inna wiedza pomna�a gatunek i on jest wci�� z krwi=S�owa �od� i ,,w� nas i poza nami � niewiedza zn�w wiedz� rozkoszy i dlatego gatunek tylko prost� niesko�czon� ja jej odcinkiem znanych ogranicze� * * * Nie wiem czy my nie jeste�my tylko samotnymi w�drowcami Jednego w milionach czy g�osem �wiata m�wi�cego krwi� kt�rej tre�ci p�yn� cieniem w j�zyku. I oto niesko�czone karawany w�dr�wek naszych warg i niecierpliwych d�oni przez tajemne litery krwi rodzimy si� przez siebie od n o w a w sk�adni zgody na bunt rz�du twego i mej przynale�no�ci do twych bioder 14 nasze cia�a s� jak piece gliniane i b�l nie jest ju� tym samym cieniem s�owa s� m�ode jak ogie� zajmuj�cy cia�o dlatego starsze od ziemi z nas co prawda goni nas ciemna woda ale teraz istnieje cud ucieczki ocalenie o kt�rym m�wimy przybiera cechy przedwczesnej zdrady s�owa odrzucamy w Przymierzu jak nieprzyzwoit� bielizn� nocn� wolni od wewn�trznej natury nie zawsze jasnej krwi ponad j�zykiem a w samej pie�ni niezmy�lonej rdzeniem przez zniewolenie a ponad ciemn� wod� wsp�my�l�cy milcz� w sylabach ognia kt�rego nie�miertelno�� zawstydza noc bia�a w p�omieniu ocieramy pot z cia�a dzi�kczyni�c i ka�dy teraz poca�unek wypowiedziane s�owo nie znajduje r�wnego sobie ta mi�o�� nie nale�y ju� do was m�wi� szpicluj�ce zegary nam wystarczy �e idzie za nami jak cie� za lamp� lub �uraw za �urawiem klucz�c w odlocie na Bia�e po�udnie zimno opis Cz�sto tajemnicza d�o� chwyta nas wiosn� za gard�o chc�c nie mo�emy zap�aka� wobec bieli ol�niewaj�cej. Sad jarzy si� noc� kto� chodzi kto� kaszle � upada we �nie matka podnosi konkretny krzy� Ojca i wraca sen w dom niespokojny. Jab�o� w sadzie � wylewa si� �wiat�o bujnego kwiecenia w ziele� owocu z tak wysokiego pi�kna schodzi najni�ej w nieforemn� roz�o�ysto�� jest wyj�tkowo pokraczna przy wysmuk�ych pniach grusz pn�cych si� w pysze pni leniwej �liwiny zrzucaj�cej czerwie dopiero na jesie� jab�o� mieni si� bogactwem utraconym wiosn� jab�o� to drzewo do�wiadczaj�ce zbyt wiele ci�aru cz�sto owoce �ami� kruch� struktur� �ylastych ga��zi w tym drzewie jest co� z tajemniczego anio�a i stygmatu naszych matek wystarczy spojrze� na kor� nogi i brzuch ci�kie surowe pi�kno matek pod jesie� na widok kt�rego rodzi si� pokora i zawstydzenie 15 czu�o�� poca�unk�w sk�adanych na s�katych r�kach nie maj�cych nic z at�as�w lecz chropawo�ci kory ciep�ej gdyby tylko m�c cofn�� szron �wiat�a id�cy od p�l �zy w ukryciu p�yn� w sadzie wpad�a mi w oko Ciemno�� obok matki powoli zbieraj�cej jab�ka dorodna ci�ka uroda matek jesieni� podobna jest do okaleczonego Anio�a z w i a s t u j � c e g o nam powr�t w biel pierwotn� kwiatu Matka boska Reneta z pnia Wygnanka Ewy moja czekaj�ca w sadzie pe�nym owoc�w ziemi � przebijam si� w��czni� �alu daremnego wysypuj� si� jab�ka z mego kosza trzaskaj� hukiem bomb i kul Mamo! � matka podnosz�c kosz m�wi z u�miechem: ech! rozsypali�cie si� mi jako jab�ka. Szroni�ce w�osy zacz�y p�on�� nabieraj�c koloru niebieskiej korony cierniowej. Nad sadem przelatywa�y wrony i zerwa� si� z ich skrzyde� mro�ny wiatr! Wy�am milczeniem. � Matka poza tym opisem spokojnie podnios�a kosz i milcz�c zbiera�a. Powiedzia�a czule: co b�dzie dziecko kiedy mnie tu kiedy� zabraknie? Czu�am jak ziemia poruszy�a si� pod moimi stopami. matka hamleta od lat tragicznie rozsypuj�c� si� koron� danii tzw. kwiatostan wpisujemy w rachityczny �miech srebrnych cyrk�w jeste�my urodzonymi pi�knymi linoskoczkami dwudziesto-letniej krwi na oczach kt�rych przed kt�rymi pad� z bryzgaj�c� po �cianach osun�� si� na twarz wiecznego milczenia � sam hamlet! pili�my do bia�ego rana! � r�s� w nas radosny �miech epoki trapez�w. Tak musia� sko�czy�! � M�wi matka Hamleta pior�ca jego krew rzece. Na tym kawa�ku lnianej p�achty wykrwawi� si� bardzo szybko. M�j syn ba� si� pustych krzese� w teatrze ojczyzny. Jego s�owa nie wywo�ywa�y ani zadumy ani przera�enia. Znu�eni ruj� uciekali przed nim bardziej ni� przed d�um�. M�j syn wierzy�, �e s�owo nie zmieni si� w gest. Tragedia w popi� Teatru. Wierzy�, �e jego ojciec postawi po raz kt�ry� stop� na szczycie Kaukazu... ponad �nie�yst� �mier� naniesie �lad. � To ja jestem winna �mierci Hamleta, kt�rego nauczy-�am my�le�. � Hamlet od rana do nocy poszukiwa� nadziei w syntezie mowy i bez ustanku jad� tabletki luminalu. Wok� r�s� �miech na festynie rado�ci, kt�rego nierozwa�nie nazwa� na klatce schodowej w naszym bloku � kon- duktem samozag�ady. � Nie przysz�am tu opowiada� tragedii, pi�kni dwudziestoletni. Pragn� aby mego syna 16 wpisano w poczet najwy�szych przest�pc�w Danii. ��dam od was uzbrojonych w cyniczny u�miech, aby go pochowano poza bramami tego miasta, by mu tam nie ur�ga� wasz �miech. Nie b�d�cie tak dzi� pewni swego �miechu. * po latach jeszcze bardziej �mieli�my si� z historii samob�jstwa hamleta i jego ob��kanej matki, kt�ra nie dowie-dzia�a si�, �e jej syna otruli�my w knajpie na rogu. By� nudnym demagogiem syntezy mowy. By� katastrofist� i psu� zabaw� w optymizm. By� s�abym spermodawc� � jak zauwa�y�a towarzyszka jego spektakli, nagrywaj�ca jego mow� dla potomnych. Wierzy�, �e dramat odmieni los mi�snego Teatru. Wybrali�my najs�uszniejsz� drog� � umieraj�c nie wierzy� �e umiera. Coraz spokojniej. Przestali�my od lat wst�powa� w gaz i wst�pujemy w g��boki �miech. � Wczoraj matka hamleta szcz�liwie wst�pi�a w �miech, tak samo nag�y jak jej syn. Pili�my do bia�ego rana. R�s� w nas radosny �miech epoki trapez�w. d�uma Zad�umione miasto przykl�k�o na moment fundamentami w bagnach. Szczur przyczajony mi�dzy mostem a kub�ami �mieci by� dalej trze�wy i nie wychodzi� zdycha� na ulic�. Zabrak�o sygna�u. Wie�e ko�cio��w si�ga�y wy�ej ni� r�ka przechodnia. S�o�ce �wieci�o. W po�udnie matki sz�y na spacer z dzie�mi. Przecina� si� dzie� w cyfrach wieczno�ci. By�o cicho i spokojnie. W ogrodach kwit�y czeremchy. M�czy�ni czy�cili maski woz�w w spokojnych maskach. Odbywa�y si� festyny konkursy poetyckie, mecz bokserski, wyst�pienia ch�ru uniwersyteckiego, rekolekcje, pogrzeby, pogadanki o dojrza�o�ci seksualnej, spotkania z (wybitnie)wybijaj�cymi si� jednostkami, kiermasze ksi��ki i pojedycznych mebli. Ludzie wsiadali, wysiadali z po�piesznych autobus�w. Tramwaje rozmija�y si� na zwrotnicach. S�o�ce zwija�o si� w blasku. Ruszy�a si� w gor�czce smo�a. Ospa�o�� na twarzach przechodni�w. Nuda, g�sta senno�� po�udnia. Prowincjonalny tropik. Miasto zad�umione i dlatego w nocy bredzi�o gor�czk� �ciek�w nienawi�ci, w�r�d kt�rych szczur odmawia� litani� gatunku, spowiada� si� z przest�pstw bezsilno�ci odw�oku i zdycha� machaj�c ciemno�ci na po�egnanie. Serdeczny poemat instynktu. � Jedyny, godny, niemy krzyk miasta po kt�rym spacerowali dozorcy i lekarze, wierz�c, �e nic innego si� nie stanie w klinikach, chocia� ju� przed �witem coraz cz�ciej zgarniano odw�oki szczur�w do �ciek�w i wy�y karetki pogotowia przygotowane w pogotowiu, gotowe do opanowania nowego ogniska choroby. Miasto mia�o by� senne, wyludnione b�d�c zad�umionym, a� raptem rozleg�o si� prawo ob��kania � seria! � Sztywnia�o le��c na obie �opatki, odprawia�o zaledwie ju� konwulsje trwania. Kto� szed� dalej, a� potkn�� si� o szydercze �opaty szczura, macki i wtedy roz�o�ono nosze, po�o�ono rozwi�zan� umow� z �yciem. Klatka by�a wolna, jaka� kobieta przykucn�a zajmuj�c miejsce i rozstawiaj�c drewniane klocki. By�a nawet szcz�liwa, kopn�a le��cy zew�ok, by nie burzy� estetyki. Od tego kopniaka zacz�a si� pleni� d�umica. � Spok�j. Chorzy opuszczali kliniki. Nikt nie umar�. B�l my�li ust�pi� nieoczekiwanie i �agodnie. Przepowiadane pogrzeby uniewa�niono. Wypogodnia�o miasto. Jedynie szczury bieg�y oszala�e w gor�czce przed ogniem id�cym od wn�trza. Nienawi�� �ycia omija�y dyskretnie, by nie by�o ofiary. Szczury! � Jedyne sejsmografy, nosiciele inteligencji gatunku, kt�ry pono� jest godniejszy od nas miana: rozumnie mi�uj�cego czas. 17 Dlatego uczyniono niebo z tego miasta. D�umica. * * * teraz mog� ju� �ciany ur�ga�, s� silne znaj� m�j g�os, gniew, mi�o��, k�amstwo ���� S� m�dre w zimnym akcie oskar�enia : odebra�e� ostatni� wiar� na pustyni pe�nej zakaz�w. Ostatni k�amca odszed�. Wyjmuj� z plec�w wbity n� obmowy. Dosta�em do r�k obosieczny miecz. By�, ojcze, cz�owiekiem! � to dzi� tyle, co �y� w�r�d zaci�tych przyjaci�. Stary b�r cieni podchodzi cia�o. Podnosz� b�yszcz�cy n� ewangeli� realizmu � zosta� mi dany do r�k przez K�amc�. Nie narzekam, wr�cz odwrotnie, wo�am, �e jest mi dobrze w�r�d przyjaznych �cian (!) uwierzcie w to s�awetne �dobrze�! Uwierzcie, �e ogr�jce s� rajami lub arkadi� szcz�liwc�w. Jeszcze tu b�d�, jeszcze tu zostan�. Musz� pozosta�. �mieje si� charkotem zm�czonego gard�a. Sypka doba. Czekam na pierwsze otwarcie drzwi. Czekam, kto pierwszy wejdzie do klatki po maszynopisy, w kim och�odz� n� dowodu, po kt�rym schnie narodzenie, krew i �za, noc i dzie�. Teraz nie mog� mi �ciany ur�ga�, �e jestem bez poezji. Wiedz�, �e ten kto wejdzie, nie zd��y si� za�mia�. Czekam na otwarcie drzwi, kt�re kto� m u s i otworzy� mi�dzy mn� i ostateczno�ci� maszynopisu nie b�dzie r�nicy. 1967 zaduszki Wynurzaj� si� ramiona z ciemno�ci bardziej ciep�e noc� kiedy szron opada na �by bruk�w i kto� mnie opu�ci� tak jakby ze mnie zmartwychwsta� 18 kto� stoi niezmiennie ten sam. u wlotu ulicy kaszle zaci�cie Jaki� to g�sty od �ez tunel zaludniony jak �my si� zbiegli ku p�omieniom noc� wyludnieni z lat wysiedleni w po�wiat� niebios zewsz�d r�ce zewsz�d u�miechy strugi krwi i potu bia�e ramiona a na ich jarz�ca si� �wietlista go��bia szad� a matka po kolana bia�opowietrzne w lodzie z rozwianymi w�osami po gwiazdach galaktykach ponad wszystkimi p�ynie i trzyma wysoko p�kni�te serce Cia�o matki ka�dej ostra w��cznia w gardle dziecka �zy j� wyjmuj� matka szumi w li�ciach: dziecko moje a tu t�tent koni tabun od g�odu wojny i z�ego wybaw nas Pani Zbawicielko a tu cichn�cy krzyk zabijanych po uszach a� dudni pisk � mamusiu w trawach wysokich gdzie jeste� w �ytach szeleszcz� ko�ci a tu ju� ogniki dogasaj� po p�nocy rozej�� si� rozej�� si� rzecz wo�a powierzchni� m�wi� � przecie� trzeba �egna� czule i inaczej bezmogilnych cienie moje : wieczne odpoczywanie � dmucham s�owem i przez nie kropid�em rz�s �l� na wiekuisto�� snu dzi�kczynienie matce nikn� nikn� w drzewach na cmentarzach a dalej ju� dzwoni� tramwaje i cie� kt�ry si� nak�ada warstwicami czasu zn�w obna�a ramiona, kocham ci� wo�am jestem ci wierna lecz odejd� w �wiat�o kocham ci� od tamtego dnia �mierci od nocy kocham i dnia ostatniego od nocy ci� kocham co si� nawet pierwsz� nie sta�a a ostatni� by�a kocham ci� kocham biegn� przez krzewy ognik�w i ziemi� cmentarn� wszystko si� stanie � wiem � pr�cz jednego JESTE� �e tu jeste� ognie p�on�ce znicze w ciemno�ci co za noc �e dzie� w niej cie� kt�ry si� nak�ada warstwicami tysi�cleci trwa hekatomba 19 * * * cisza to jednoznacznie naturalna przestrze� otwarta nawiasem wargi � zamkni�ta nawiasem ziemi przez ni� mknie �cigany Krzyk obraz za obrazem krwawi krew tylko za bramami sk�r staje si� spi�em na niej muchy jak na ostrzu brzytwy psalm krzepnie czas i nie nale�y si� dziwi� �e ci�ty wed�ug natury mi�sa rzuca si� w wieloj�zycznym skoku � wie�y babel na beton rozbija nawiasy w gwiezdny py� przestrze� staje si� jedyn� wolno�ci� niezagospodarowan� * * * przez ca�y dzie� i ca�� noc czyta�am list od matki ciesz�cej si� �e powoli przychodzi koniec jej m�ki taki list je�li nie jest ostatecznym wyrokiem to na pewno zas�u�onym przekle�stwem chc� unie�� �renice na wysoko�� �renic drugiego wi�cej pokory � szepce matka w sieci czasu p�ynie � ziemia nie przyci�ga ju� st�p cz�owieka kl�cz� czwarty dzie� i noc i s�o�ce nie wschodzi � stopy ludzkie zapadaj�c w do�y krwawi� unosz� z trudem �renice i patrz� na mnie z wierzby samob�jcy mi�owanie swej �mierci za �ycia jest przejawem zbrodni kocha� si� winno � m�wi matka � oddech w ciele ka�dego stworzenia dlaczego przesta�y nasze wargi ��da� sprawiedliwo�ci nadawa� jej nowy kszta�t s�o�ca i rodnego popio�u dlaczego zamilk�y nie odkrywaj�c codziennej litery dobra w�r�d teraz w kt�rym zawsze jest wdowi grosz s�owo kt�re nie staje si� chocia� raz w ziemskiej wieczno�ci ratunkiem dla ton�cego � z w y r o d n i a � o sz�stego dnia unosz�c �renice zobaczy�am na g�owie starej kobiety resztki rozsypuj�cej si� korony cierniowej o�lepiaj�cej po b�l �renice 20 traci�am prawo do wypowiedzenia s�owa � trup kobiety szed� w milczeniu krwotok � nie mog�am ju� uratowa� siebie od prawdy �ycia wypowiem �wiat w s�owie? � �wiat poza s�owem si� staje uwolni� go? � s�owo zerwane zacznie krwawi� stworzeniem narodzenie i �mier� s� poza nami wi�c tylko pozostaje droga na kt�rej niepotrzebne jest nikomu wyprzedzanie �wiata si�dmego dnia unios�am �renice ku Syberiom niebios stoj�c na saharze niebo by�o g�uche � granatow� pow�ok� chmur rozpru� j�zyk b�yskawicy spad� rdzawy deszcz � tak przem�wi� do mnie histori� ojciec kt�ry dalej nie wie co pocz�� z �yciem przelanym w dziecko dlaczego w nas jeszcze nie narodzi� si� cz�owiek skoro groby stoj� widne u kresu wytrzyma�o�ci reszta jest ciemno�ci� kt�r� roz�wietli �wiat�o gromnicy czym jest �mier�? � umarli wiedz� ale nie zdradz� nawet nasi ojcowie nie ma ratunku � jest tylko �ycie nieustaj�ce i bezimienno�� dr�g �wiat staje si� od nowa by zn�w kona� w tajemnicy nie ma ratunku przed drog� do �mierci dlaczego znale�li�my ratunek przed �yciem nim si� narodzi� cz�owiek ziemia kie�kowa�a anio�em mi�dzy tob� a mn� wobec ciebie wobec mnie rodzi si� w nas cz�owiek nie z nawyku bo nie nawykiem jest narodzenie ani �mier� lecz z JEST Smutne s� matki s�owa zaciskaj�ce si� bez ratunku mi�dzy s�owem a cia�em w �wiecie nie powinno by� pr�ni mi�dzy tob� a mn� jest jeszcze przestrze� do wzi�cia 21 Zapatrzenie * * * cia�o otwierane ostrym lancetem pozornie milczy w morfinie zszywane przez r�ce cierpliwego chirurga buntuje si� s�owem cia�o rozsypuj�ce si� w �an na drugim polu �wiata powinno u�y�ni� my�l� ja�owe p�kule m�zgu cia�o �w wielki czyn Boga rze�ba jego Snu i S�o�ca Pierwsze zwyci�skie d�utowanie gliny a� po puls krwi wywo�any poruszeniem si� ziemi w mleczn� ciek�o�� nadaj�cy jej obr�t tak nag�y �e nic ju� nie zdo�a zatamowa� krwotoku ta�cz�cych cia� wed�ug tego samego rytua�u cia�o obanda�owane czasem �ni wielki g��d pie�ni cia�o ci�te po wycie szczeni�cej si� suki przebudza m�zg nagle w i d z � c y sob� to czego �renica wypatrze� sama nie zdo�a�a cia�o rozskrzydlaj�ce si� na u�miech dwuramienny dosi�gaj�cy rozgrzanego cia�a w przestrzeni rozgarniaj�cy przera�enie w zaci�tych �renicach drugiego n i c o � � czy w i e c z n o � � cz�owieka dostrzega tajemniczy u�miech dziel�cy si� na krzyk uwielbienia grz�zn�cego w gardle na szept wzgardy je�li pod�o�� wype�z�a mi�dzy nagie biodra cia�o krwawi�ce jest kolebk� z kt�rej wstaje nagi sens pie�ni idzie dalej niepomny ostrze�enia m�zgu �lepy ob�y jak prastary w tym kraju los w ogr�jcu cia�o tylko nie mo�e go dobiec obj�� w b�lu serdecznym gdy stacza si� na dno szklanych wystaw ksi�garni od kt�rych wraca j�k nader � cz�owieku � cielesny z ka�dym s�owem z wersetu nale�y si� obchodzi� je�li nie czule to raczej ostro�nie mo�e zap�odni� lub si� pod tob� otworzy� �renice widz�ce 22 da�e� mi ziemi� w ogl�daniu okiem g��bokiej krwi sta�am si� starym pniem jab�oni w sadzie z najdro�szym sokiem �wiata � krwi� przechodzi�am z nim wsp�czesne elektryczne �any miast wysokie �odygi k�os�w z niklu betonu szk�a � zimno bogato ale zimno by�o matko moja w ka�dym czerwcu nurza�am si� z trudem w zieleni zaprzesz�ych ��k bogatych jeszcze w zapach bosego dzieci�stwa ogl�da�am mg�awice ptasich skrzyde� klucz�ce smugi sznury �urawi tabuny odlatuj�cych bocian�w przecinaj�cych g�osem po�egnania okr�g niebios przebogato kwit�y jab�onie sadzone w dzieci�stwie razem z ojcem coraz bardziej opadaj�cym z si� pod nag�ym g�odem �elaza i obraz przemilcz� � to jest bogactwo �wiata nie do ud�wigni�cia jak czyje� noc� obna�one ramiona jak mowa tysi�cletnia � szept �mierci og�uszy� ucho i teraz milczy j�zyk krwi �renice sta�y si� ubogo kamienne jak nikiel beton szk�o martwe obrazy poruszaj� si� skrzyd�ami ptak�w kt�re nie �piewaj� wargi opuchni�te cho� nad morzem stoj� nie ma �ywej kropli wody karawana przyspiesza kroki � nied�ugo zenit druga ziemia zakradaj�ca si� wn�trzem cia�a nie owocuj�cego � ja�owe lata wyobra�ni �e �ycie mo�na od�o�y� na pojutrze krew tylko jest innego zdania dawanie z siebie owocu wn�trzem krwi hemoglobina jak oszala�y ko� wali kopytami chc�c dobiec tam gdzie ko�czy si� cztero�cienna stajnia ��ka a zaczyna wolna przestrzenna wieczysta o t w a r t a pod kopyta p o � o n i n a zalana s�o�cem p�nocy da�e� mi wszystko obfito�ci� i bogactwem Panie i NIC tylko jest tu moje * * * to sekundy brane z t�tnic Pana i nic nie wiem i nie pragn� s�owa zbyt przestrzenna noc by by� poza ni� � sp�jrz na 23 niebosk�on �niegu pe�ny niejasnej zorzy � czas szykuje tylko wy�sz� �mier� w roz��ce przebywamy siebie przez cia�o drugiego w nim jeste�my przemienni � j�zyki rosn� z cia� w embrion noc bia�a od g�osu ciemno�ci wo�aj�cego � sta� si� ca�y noc przemijaj�ca a czas nim dogonimy sny uderzy pozosta�?� krzykniesz jak w rozkoszy mokry ponad cia�em p�jdziesz w gwiezdny busz niech ta noc pozostanie niepodleg�a w �mierci � sko�czona �yciem zdaje si� noc w kt�rej b�l na rozkosz si� odmienia z g�odu zdaje si� noc kt�rej p�acz si� na ciemne brzemi� odradza niewolnictwem zdaje si� noc umar�a w chwili pomy�lenia �e mog�a by� ekstaz� tworzenia vox angelica vox caelestis vox humana � symfonia wo�aj�cego mi�sa w gwiazdach migotliwych �wiate� i szumnej inwazji zieleni przecie� wy�ni�am ciebie ze �mierci cia�a r�wnaniem z pi�knem Boga tak! � chc� aby� pi�kno stw�rcy uczyni� w sobie m�czyzno! � tak pi�knem nie�miertelnym = vox Dei i � tak mi umiera� w zapatrzeniu porasta� g�st� sieci� zmarszczek czas wydziedzicza warstw� �ycia � cia�o pozostaje s kaza�cem prawa o kt�rym wszelka wiedza zosta�a cofni�ta przed Alf� poezja jak mi�o�� nie mo�e si� pocz�� precyzj� sensownych zda� kiedy oko widzi jasno kra�ce i G�os co tam �piewa wyra�nie s�yszalny ubogo�� j�zyka cofa jakby co� by�o jasne �e jeste�my tylko profanami nagle bryzga hostia s�o�ca jedynie ptaki zbli�aj� si� do powitalnego hymnu dedukowanie Czekasz jak ziemia skuta upa�em na deszcz. 24 �nisz ciep�� podr� jego r�k po swoim ciele �w t�tent przechodz�cy wp�aw ziemsk� �mier�. We wszystkich stworzonych formach pi�kna widzisz i wedle nich nazywasz krwi� na krew jego wo�aj�c. Oto teraz dotykaj� ci� natarczywie jego wargi m�wi�ce milczeniem. Jest jak archaiczny ptak obejmuj�cy tw� krew od wszystkich stron cia�a. Wy�uskuje ci� jego szept do nago�ci przera�liwie obcej przez ogie� a� po nago�� otwarcia si� pod nim bezwiednie. Bo�y ob��d. Co za niecierpliwy oracz my�lisz! Co za uparty ptak wg��biaj�cy si� coraz cieplej coraz szybciej i coraz szaleniej! Jeste�cie tak wysoko �e s�ycha� przelot anio��w. Usi�ujesz doj�� do siebie ale ju� nie dane cofni�cie wszystkiego. Co za sen si� wam przydarzy� �e korze� si� w tobie przyj��. Powoli si� ju� rozrasta we wszystkich w��knach i krwi piennej. Zaczynaj� si� dla ciebie miesi�ce ksi�ycowe. Jeste� nasienn�! Jeste� najprzedniejsz� gleb� �wiata! Ziemi� w stanie b�ogos�awionym. Jeste� najstarsz� gleb� rajsk� i przez ciebie odmienia si� B�g stworzyciel i cz�owiek. Teraz dojrzewasz przez podzia�! Bia�y �niwiarz przez cesarskie ci�cia �cina �odyg� �wiata! Sztywniejesz przera�ona patrz�c na owoc na kt�rym widny stygmat �mierci. Jeste� pniem kt�ry teraz bole�nie krwawi ubywaniem �ycia! Jeste� skuta b�lem do nieprzytomno�ci. * * * Zasypiasz! � My�l�, �e to TEN SAM SEN jaki prze�y� raz jeden B�g rodz�cy Adama, kt�rego nosi� w swym ciele i m�zgu. A mo�e B�g by� pierwsz� Kobiet� i niepotrzebnie mu t� wielko�� odebrano? 25 * * * najpi�kniejsza jest �mier� kt�r� w czu�o�ci poca�unk�w pomylisz z �yciem gdy od czasu do czasu s�yszymy jak idzie przez labirynty �y� natychmiast otwieramy dla siebie ramiona cofa si� jakby przera�ona nasz� bezwzgl�dn� ��dz� pozostawia coraz wyra�niejszy �lad dlatego tak bardzo czekamy na siebie ciszej lecz cieplej brzmi s�owo a mo�e �mier� jest potencj� naszych dni i nocy a mo�e s�uchanie jej obecno�ci jest przest�pstwem czujn� kar� i w o l n o � c i � zarazem a mo�e my�l o niej staje si� otwart� przestrzeni� a mo�e jest bia�ym pstr�giem p�yn�cym pod pr�d a mo�e suflerem ciszy naszego teatru jedyn� kurtyn� kt�ra podnosi si� i opada w czasie a mo�e jest niesko�czenie zdziwiona b�lem i rado�ci� �e to ju� koniec widzenia z nami w Wi�zieniu serdecznie zamkni�tym i nagle musi opu�ci� cele naszego cia�a bo wieczno�� otwiera a mo�e jest koncertem na �ycie jakie nasze jest i NIE ma najniebezpieczniejsza jest �mier� o kt�rej nic jeszcze nie wiesz i nikt z nas nie jest pewny � czy to co czyni i co my�li nie jest pie�ni� wyg�uszaj�c� a zarazem wo�aj�c� jej G�osem pochylasz si� nad moim czasem by sta� si� przez moje ramiona wolnym od niej wszystko tak potrafimy przez m�dro�� poca�unk�w zak�ama� �e p�acz�c �miejemy si� czule i chocia� ona te� jest wsp�winnym �wiadkiem to i tak wiemy �e butwienie nasze godne by�o narodzin prawda zabija i mi�o�� pora�a jak bia�y tr�d we krwi * * * ju� jeste� za bram� najstarszej winnicy �wiata kto� bez nas w jej wn�trzu nasz� krwi� szafarzy 26 p�ynna ziemia zastyga zdumieniem zostaje cofni�ty ruch piachu taka jest wieczno�� do kt�rej idziemy p o r o z u m i e n i e dokonane p�d urywanych oddech�w i pot na twej sk�rze jakby� w morzu zosta� pierwszy raz wyk�pany i oto szafarka bierze ca�ooddanie niesie w g��b jak zwykle nieznan� krew ust�puje jak morze o zmierzchu brama si� zamyka na klucz wyrzucony w morze ziemi ocierasz �zy szukaj�c serdecznego szeptu jesieni� nie trzeba tak mocno pragn�� w sp�nieniu usi�ujemy k�amstwom przesz�o�ci nada� sens zatrzymali�my ziemi� a poruszyli�my noc� s�o�ce we krwi sp�nili�my si� w drodze do siebie ale �ycie si� nie sp�nia czu�o�ci� �agodzimy narastaj�cy b�l przeznaczenia marzenia �ci�tych we �nie g��w � poruszaj� ziemi� * * * w s�onecznej ku�ni lata kradli�my trzy dni wargi w p�aczu wygas� w nas ogie� � �al spopieli� j�zyk zosta�y ob�e cienie sennych g�r w s�o�cu i pami�� jak niemy lot nietoperza w s�onecznej ku�ni lata trzy dni p�yn�y law� przez drobny kwiat centurii w�r�d za�mienia barw ostrych kontur�w realnego �wiata po kt�rym chodz�c noga krwawi � oko �lepnie czasem a my�l gard�o zaciska po niemy krzyk zapatrzenia w niebo nie dla mnie jednak s�oneczny oddech nad przepa�ci� marze� po��czenie w j�zyku wolnej przestrzeni drzew pe�nej kiedy dano porcj� ulotnej w strzelisto�� sekundy wtedy �al odebra� mo�liwo�� cichego rozstania �kiedy jeste� blisko � wtedy jestem tob�� prawem ruchu s�o�ca sta�o si� inaczej kiedy tak daleko jak dwie antypody � wtedy tylko razem bywamy z��czeni � w bunkrach �mierci naszej 27 Kto tak kradnie wieczno�� ten pe�ni� w niej bywa ziemia g�ry sier�� s�o�ca � pami�� ur�gliwa tego nie strawi� nie wydam nie wyrzuc� z my�li to pocz�tek po�aru na drogach gdzie NIC tylko gotuje si� dla mnie i zaczynaj� krwawi� sekundy skradzione jak gard�a ptak�w samotnym triumfem trzy dni wieczno�� � pustynia po kt�rej brodz� bez ko�ca dnia i poza pocz�tkiem nocy � i � tak b�d� tu bywa� powraca� przez pami�� bo nie rozezna�em w prochu per�y cia�a bo� mnie wzi�� w ramiona i BY�O inaczej kto ukrad� godzin� wieczno�ci teraz si� potyka o bezsilne samotno�ci� chwile wo�a � za p�no by zosta� tutaj wys�uchany chce milcze� ale krew t�ucze w s�onecznej ku�ni lata i sp�ywa na drogi gdzie NIC ju� nie ma bo by� nie mo�e pr�ba spowiedzi tak patrz� a� boli mnie twoja posta� tak �owi� twoje s�owa jak ryba rzucona na wydm� tak si� zbli�am �e nic nie wiesz o tym id�c obok tak m�wi� �eby� ty do mnie ci�gle m�wi� tak czyni� �eby� ty nie wiedzia� co czyni� tak si� z tob� k��c� �e u�miechasz si� do mnie bez s�owa tak ro�nie we mnie p�acz �e ci�gle si� u�miecham zagryzaj�c wargi tak chc� pozosta� w twym �yciu �e uciekn� szybciej od ciebie ni� twoje wargi mi o tym powiedz� nie potrafi� ju� patrze� �agodnie nie potrafi� m�wi� do ciebie j�zykiem czu�o�ci nie potrafi� m�wi� tak by wo�aniem mowa si� sta�a nie potrafi� ju� walczy� o nasz� mi�o�� i dom nie potrafi� piel�gnowa� twoich s��w i u�miech�w ani siebie zdradza� w pobli�u rosn�cej upa�em krwi wszystko zaczyna we mnie by� podobne do rozbitego kryszta�u m�j dzie� jest tylko prac� na kolejny dzie� noc jest roz�o�ona na elementy proste �mierci w kt�rych jedynie mo�na op�akiwa� w ukryciu 28 prze�ywanie �wiata bez prawa do niego ucz� si� powoli kartografii oddechu wiary w pot�g� inwazji zieleni NOC � okulary st�uczone sekunda jest ziemsk� wieczno�ci� nigdzie mnie ju� nie ma w ciszy nawet �ladu brak wi�c nie mog� ci� skaza� na siebie cho� coraz bardziej czekam patrz� a� boli mnie twoja jasna posta� �owi� sieci� krwi twoje s�owa u�miech spojrzenie b�d�c ryb� rzucon� na wydm� p r a g n � by� mnie serdecznie przeni�s� do wody albo zasypa� piaskiem z lito�ci do niedobitych zwierz�t 1971 twarze W ciemnym lustrze widz� twarz Nieznajomej kt�r� pytam � dlaczego mnie nienawidzisz w spojrzeniu? Wargi Nieznajomej z lustra odpowiadaj� pytaj�c � dlaczego mnie nie kochasz i nie piel�gnujesz? Odrywamy od siebie zm�czone �renice. Wiemy zbyt wiele o sobie by si� oskar�a� o drobne nieistotne sprawy. Swoj� syjamsko�� znamy od urodzenia. Usi�ujemy odej��. Oderwa� si� w lustrze. Nienawidzimy si� od pierwszej �mierci. Wy-starczy spojrze� na fotografie. W zasadzie obie Twarze zmieniaj� si� wewn�trz kom�r serca. Odgrywaj� tam role kata i ofiary. Ofiara nie jest zupe�nie tragiczna. Kat nie jest zupe�nie pewny rado�ci ciosu skoro sam namawia na Noc. Jest p�acz przechodz�cy w rado��. Jest rado�� staj�ca si� matni�. Twarze od pewnego czasu zacz�y paktowa� bez mojej zgody i poza surowym okiem rozumu. Ju� nie wystarczy� im Hegel. Ju� nie wystarczy� im nawet Kant .Zbyt d�ugo przygl�da�am si� twarzom w lustrze. Za mn� pojawi�a si� na zewn�trz twarz Trzecia z szerokimi �renicami. Nagie obna�one ramiona wype�ni�y lustro jak drzewo wype�nia krajobraz monotonnej r�wniny. Sta�a si� noc w kt�rej kto� p�aka� nie p�acz�c kto� krzycza� nie krzycz�c b�lem co krwawi� by� dzie� upalny w �rodku nocy s�o�ce sypa�o si� z warg przed �witem odebrano nam d�ugo hodowan� samotno�� ...dlaczego mnie nie kochasz od pierwszej nocy... ...dlaczego mnie zdradzi�e� od pierwszego s�owa oddania... twarz trzecia w innym mie�cie �pi Teraz chodzi ju� tylko o koniec wiary � dlaczego odegra�e� komedi� wsp�lnoty dnia naszego? 29 W lustrze widz� wykrzywion� twarz absolutnie Znajomej � o�lep�a na mi�o�� stan�a ponad rozumem! Stoj� z sob� niepogodzone daremnie wo�aj�c winnego z niewinno�ci Teraz � my�l� w konspiracji � Twarze nale�y starannie piel�gnowa� do �mierci gwa�townie �agodzi� sk��cenie i oswaja� je z ramionami Ziemi obna�one pora�aj� bia�ym pr�dem 1972 pejza� z kobiet� przez ca�y okr�g�y rok jeste� kwitn�c� jab�oni� w tej glebie czas bezustannie pomna�a kotlin� kt�r� inkrustuje gor�cy korze� od korony warg po fundament rodzaju ro�nie drzewo nasze nieznany wci�� urodzaj pn�cze rozpiera si� ca�ym sob� w rdzeniu przez wszystek kwiat pnia twego przez li�cie twej krwi przez ga��zie ko�ci przerasta ca�� ciebie we wszystkim o t w i e r a s z si� pe�ni� lata dos�owno�ci� arki z potu tajemnic pe�znie tob� pierwszy krzyk kora na tobie p�kaj�c pokrywa si� sol� ubywasz najprzedniejsz� krwi� pienn� jak�e sumiennie takiej cierpliwo�ci nie spodziewa� si� B�g po tobie jeszcze obok swego owocu kwitniesz do pewnego lata ubo�ej�c ale owoc otworzy� w tobie bia�� lini� truchlenia biegnie przez ciebie lecz jest poza tob� cz�� czuj�c coraz bardziej widzisz �e� tym samym pniem lecz pierwej odchodz�cym w niesko�czono�� ronisz w ukryciu �z� rozumn� wiesz �e to twoje dziecko wyrwa�o z ciebie rdze� staj�cy si� znanym pocz�tkiem jab�oni szczepionej na rado�� na b�l opasuj�cy pie� 30 * * * przyjm czerwie� ognist� cia�a przyjm biel sk�ry przez kt�r� ciemno�� przejdzie szepta�a kobieta p�omieniem pierwszego j�zyka nak�adaj�cych si� barw nie ziemi lecz czego� co jest t a k wci�� �e b�d�c tego rdzeniem nie znamy �adnej o tym prawdy lecz s�l potu s�ysz�c j�k tajemny w g��bi oddechu kt�ry nie Jest cia�em j e s t e � m y sobie zupe�nie obcy i jakby nies�yszalni istniejemy od nawiasu pragnienia otworzonego �renicami dotykiem sennego szeptu a� po ostry krzyk dziecka co zamyka nasz czas bezwzgl�dn� form� z naszych tre�ci a� bia�y b�l tchni�tego oddechu w dziecko obcy stawa� si� zacznie porazi nasze cia�a �miertelnie za nami stoi czarna kobieta z ga��zk� ciszy i odpoczynku wiekuistego cia�o � krzak gorej�cy z kt�rego pozostaje diament krzycz�cego noworodka popio�y m�czyzny i kobiety * * * je�li sady zaj�te s� pie�ni� bieli i widna jest w nich p�na jesie� matki gasn�cej jak lampa w dzieci�stwie bez l�ku stoj� w g�stej d�ungli ciemno�ci � jutra swego nie czekam chocia� mo�e by� w nim uczta szcz�liwa jak obfito�� dzban�w w Kanie Galilejskiej pora uroczystego milczenia gdy r�ce podadz� Puchary pe�ne serdecznych s��w wina s�o�ca wody id�my powolniej patrzmy dok�adniej �yjmy pe�ni� chwili nie p�d� aniele ob��du � stopo nie wyprzedzaj zieleni wersecie nie wyprzedzaj czasu � b�d� kotwic� czasu TERAZ my�li prawdo id� razem z op�ywem krwi je�li prawd� a czasem cz�owiek umieraj�cy nieznan� przestrzeni� niech przestrze� dnia ka�demu wype�ni si� pie�ni� kwitn�cego sadu 31 nim zimny ogie� upalnej wieczno�ci matki nie spopieli niech owoc dojrzewa powoli z obrotami s�o�ca na stosie ostatecznego �o�a Pie� p�onie c� diamenty z jej krwi i ko�ci? � powiem : �wiec� ale cia�o zamro�one czasem Matki czym? � Czym cia�o? � jutra teraz nie oczekuj� podw�jn� si�� i wo�aniem nie ma mo�liwo�ci zrozumienia krwi j�zykiem gramatycznym mi�dzy ziemi� dnia a niebem nocy Przymierze krwi czu�e cho� mo�liwy jest cud jutra jakim dziecko jest ale nie nami ubywajmy pe�ni� w oszcz�dno�ci czasu naszych cia� trwa otwarcie obna�onych ramion na ten sam ogie� i tre�� wielbienia pozas�ownego � b�d�my dla siebie lecz b�d�my powolniej je�li jeszcze krew przez j�zyk wo�aj�cy znaczy sens godziny � niech glob zwolni bieg st�p oszala�ych � cofnie przyspieszenie �ycie si� nie sp�nia bo gr�b si� nie sp�ni� wi�c po co przyspieszasz j u t r o o nas b�dzie ju� ubo�sze jutro najbogatsze b�dzie nami ubogie o godziny . t e r a z najubo�sze jest bogactwem utracanym jutro nie procentuje �yciem w ksi�dze cz�owieczej i op�ywach krwi rodzaj ma Jutro � cz�owiek tylko kr�lewskie TERAZ id�my powolniej g��boko�ci� sekund i �wiat b�dzie bli�szy j�zyk szczyt �wiat�a si�ga w umi�owaniu cz�owieczego teraz w okr�gu ciemno�ci jutro opr� stopy nast�pcy i p�jd� t� sam� drog� lecz p�jd� inaczej tak b�dzie jak by�o lecz b�dzie inno�� odmiennie podj�ta rodzaj ma ci�g�o�� � ja mam sw� sko�czono�� * * * cho� powie m�czyzna �e �adna kobieta nie by�a kolumbem � myli si� zbyt jasno widz� cho� na �lepo topi� l�dy �ywej nadziei a� we krwi zleg�ej odkry� jakby w tera�niejszo�ci stworzy� z siebie pocz�� cia�o kolumba czas pozbawia warto�ci starych ameryk bog�w i odkrywc�w sens ich bowiem spe�ni� si� i sta� si� dzi� jedynie kostiumem 32 nasz wiek odkrywa jeszcze tylko mord zbyt znany totalny gwa�t jeszcze nieokre�lony tajemnic� jest ten co nadci�ga z niezmierzonej dali odci�ty jak li�� z drzewa cielesnego nadci�ga ziemi� obiecan� kobieta wykrywa ci�g�o�� pokornych wykrwawie� tnie z siebie p�aty ziemi ognistej i wi�cej ni� �ycie da� ju� nie mo�e * * * nie chc� by� mierzona w nocy oddaniem cia�a nie chc�