15453

Szczegóły
Tytuł 15453
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15453 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15453 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15453 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Balogh Mary Tajemnicza kurtyzana 1 Malownicza wioska Trellick w Somersetshire by�a zazwyczaj cicha i spokojna. Lecz nie tego dnia. Po po�udniu niemal wszyscy okoliczni mieszka�cy �ci�gn�li na b�onia, by si� zabawi�. Po�rodku sta� s�up ozdobiony wst��kami, kt�re furkota�y na wietrze. Od razu wida� by�o, co to za okazja. Obchodzono �wi�to wiosny. Wieczorem m�odzie�cy b�d� ta�czyli wok� s�upa ze swymi wybrankami, jak to robili z wielkim zapa�em ka�dego roku. Tymczasem na b�oniach trwa�y wy�cigi i konkursy. Woko�o rozbito p��cienne kramy. Na widok smako�yk�w �linka sama ciek�a do ust. Kolorowe �wiecide�ka przyci�ga�y wzrok. W niekt�rych miejscach zapraszano do udzia�u w grach wymagaj�cych zr�czno�ci, si�y lub szcz�cia. Pogoda wyj�tkowo dopisa�a - niebo by�o bezchmurne, s�o�ce mocno przygrzewa�o. Kobiety i dziewcz�ta pozby�y si� szali i pelerynek, kt�re w�o�y�y rano. Kilku m�czyzn i wi�kszo�� ch�opc�w rozebra�o si� do samych koszul po jednej z bardziej forsownych konkurencji. Z ko�cio�a wyniesiono sto�y i krzes�a. Ustawiono je na trawiastym placyku, �eby przy herbacie i ciastkach obserwowa� zabaw�. Ci, kt�rzy przedk�adali piwo nad herbat�, te� mieli okazj� raczy� si� nim na �wie�ym powietrzu, przed gospod� Pod Nied�wiedziem. Cz�� podr�nych, przeje�d�aj�cych akurat przez wiosk�, zatrzymywa�a si� na d�u�ej b�d� kr�cej, �eby przygl�da� si� zabawom. Niekt�rzy nawet brali w nich udzia�, zanim udali si� w dalsz� drog�. W�a�nie jeden nieznajomy zbli�a� si� wolno od strony g��wnego traktu, kiedy Viola Thomhill unios�a wzrok, nalewaj�c herbat� pannom Meriwether. Nie dostrzeg�aby go nad g�owami t�umu, gdyby nie siedzia� na koniu Patrzy�a na niego kr�tka, chwil�. By� niew�tpliwie d�entelmenem, a do tego modnie ubranym. Ciemnoniebieski str�j dojazdy konnej le�a� na nim jak ula�. Spod surduta wystawa� bia�y wykrochmalony gors koszuli. Czarne sk�rzane spodnie przylega�y do d�ugich n�g niczym druga sk�ra. D�ugie buty z pewno�ci�, wykona� najlepszy szewc. Ale nie tyle str�j, ile sam m�czyzna zwr�ci� uwag� Vioii i wzbudzi� jej zachwyt By� m�ody, szczup�y i przystojny. Przesun�� cylinder na ty� g�owy, kiedy na niego patrzy�a, i u�miechn�� si�. - Nie powinna nam pani us�ugiwa�, panno Thomhill -odezwa�a si� Prudence Merrywether. W jej g�osie mo�na by�o dos�ysze� lekkie skr�powanie. - To my powinny�my zadba� o pani wygod�. Od rana jest pani na nogach. Viola u�miechn�a si� promiennie. - Ale� ja wspaniale si� bawi� - powiedzia�a. - Doprawdy niebiosa.: nam sprzyjaj�. Pogoda jest wprost wymarzona! Kiedy zn�w spojrza�a na trakt, nieznajomy znikn��. Nie pojecha� jednak swoj� drog�. Ch�opak z gospody odprowadza� jego konia do stajni. - Panienko Violu - rozleg� si� za ni� znajomy g�os. Odwr�ci�a si� i u�miechn�a do ma�ej pulchnej kobiety, kt�ra dotkn�a jej ramienia.-Mo�na rozpoczyna� wy�cigi w workach. Potrzebna jest pani, �eby da� sygna� do startu, a potem wr�czy� nagrody. Ja zast�pi� panienk� w nalewaniu herbaty. - Dzi�kuj�, Hanno. - Viola odda�a imbryk i pospieszy�a na b�onia, gdzie grupka dzieci wci�ga�a jut worki na nogi. Pomog�a tym, kt�rym sprawia�o to wi�ksze trudno�ci, a potem dopilnowa�a, �eby wszystkie stan�y mniej wi�cej r�wno na linii startu. Doro�li t�oczyli si� z czterech stron pola, by obserwowa� wy�cig i aplauzem wspomaga� uczestnik�w. Viola wysz�a z domu wczesnym rankiem. W mu�linowej sukni, szalu i s�omkowej budce wygl�da�a jak dama. W�osy mia�a starannie zaplecione i upi�te w koron�. Ale ju� wiele godzin temu zrezygnowa�a z szala, kapelusza i r�kawiczek. A w�osy, kt�re uparcie wysuwa�y si� ze spinek, w ko�cu sp�yn�y jej na plecy d�ugim warkoczem. By�a zarumieniona i szcz�liwa. Nie pami�ta�a, kiedy tak dobrze si� bawi�a, chocia� biega�a ca�y ranek tu i tam. - Gotowi � krzykn�a.-Start! Polowa uczestnik�w przewr�ci�a si� zaraz na samym pocz�tku bo nogi zapl�ta�y im si� w workach. Dzieci stara�y si� wsta�, ich wysi�kom towarzyszy�y salwy dobrodusznego �miechu i okrzyki zach�ty ze strony rodzic�w i s�siad�w. Po nied�ugim czasie jedno dziecko pokona�o b�onia, skacz�c jak konik polny. Dotar�o do linii mety. zanim jego niefortunni rywale zdo�ali si� podnie�� z ziemi. Roze�miana Viola nagle zorientowa�a si�, �e patrzy prosto w oczy ciemnow�osego przystojnego m�czyzny. Nieznajomy sta� na linii mety. Kiedy si� �mia�, by� jeszcze bardziej poci�gaj�cy. Nim si� odwr�ci�a! otwarcie zmierzy� j� wzrokiem od st�p do g��w, jednakowo� z pewnym zaskoczeniem stwierdzi�a, ze nie czuje si� dotkni�ta jego obcesowo�ci�. Zachowanie m�czyzny rozbawi�o j�, mo�e nawet wywo�a�o lekkie podniecenie. Pospieszy�a, by wr�czy� nagrod� zwyci�zcy. Zaraz potem uda�a si� do gospody, by wraz z wielebnym Prewittem i panem Thomasem Claypole'em oceni� wyroby, przygotowane na konkurs pieczenia ciast, - Jedzenie s�odko�ci wzmaga pragnienie - o�wiadczy� wikary, klepi�c si� po brzuchu, ponad p� godziny p�niej, kiedy spr�bowali wszystkich delicji i og�osili werdykt - A je�li si� nie myl�, przez ca�y dzie� ani na chwilk� pani nie spocz�a, panno Thornhill. Prosz� teraz p�j�� na placyk przed ko�cio�em i znale�� sobie stolik w cieniu. Moja ma��onka albo inna ochotniczka podadz� pani herbat�. Pan Claypole z przyjemno�ci� b�dzie pani towarzyszy�, nieprawda�? Viola �wietnie by si� oby�a bez towarzystwa pana Claypole'a. Proponowa� jej ma��e�stwo przynajmniej z tuzin razy w ci�gu ostatniego roku. Uwa�a� zatem, �e ma do niej prawo i wolno mu z ni� bez skr�powania rozmawia� na r�ne tematy. Pan Thomas Claypole by� wzorowym obywatelem, rozwa�nym zarz�dc� swojego maj�tku, kochaj�cym synem; og�lnie rzec mo�na, cz�owiekiem statecznym. Ale nudnym, �eby nie powiedzie� irytuj�cym. - Prosz� mi wybaczy�, panno Thornhill - zacz��, jak tylko usiedli przy stole w cieniu wielkiego d�bu i Hanna nala�a im herbaty. - Ufam, �e nie poczuje si� pani ura�ona tym, co powiem, bo b�d� to s�owa oddanego przyjaciela. Po prawdzie uwa�am si� za kogo� wi�cej ni� pani przyjaciela - A zatem, co si� panu nie podoba w tym idealnym dniu? - spyta�a, po�o�ywszy �okie� na stole i podpar�szy brod� na d�oni. - To �e z takim zapa�em przyst�pi�a pani do organizowania festynu i nie szcz�dzi�a pani trudu, by wszystko si� odby�o jak nale�y, rzeczywi�cie jest godne najwy�szego podziwu � zacz��. Wzrok i uwag� Viol i zn�w przyku� nieznajomy. Tym razem popija� piwo przed gospod�. - Swoj� postaw� zdoby�a sobie pani moje niek�amane uznanie -ci�gn�� pan Claypole. - Jednak jestem troch� zaniepokojony, widz�c, ze dzisiaj prawie sie pani nie r�ni wygl�dem od wiejskiej dziewki. - Och. czy�by? - roze�mia�a si� Viola, - C� za zachwycaj�ce s�owa. Ale to nie mia� by� komplement prawda? - Jest pani bez kapelusza i ma rozpuszczone w�osy� wytkn�� jej bez skrupu��w, - A do tego wpi�a pani w nie stokrotki. Na �mier� o nich zapomnia�a. Kt�re� z dzieci podarowa�o jej kwiaty, zerwane nad rzek� tego ranka. Wsun�a je we w�osy nad lewym uchem. Lekko dotkn�a kwiatk�w. Tak, wci�� tam tkwi�y. - Wydaje mi si�. �e to pani s�omkowa budka le�y na ostatniej �awce w ko�ciele - kontynuowa� pan Claypole. - Ach- A wi�c tam j� zostawi�am. - Powinna pani chroni� cer� przed szkodliwymi promieniami s�o�ca -powiedzia� z delikatn� przygan�. - W istocie -zgodzi�a si�. Dopi�a herbat� i wsta�a. - Prosz� mi wybaczy�, ale widz�, �e w ko�cu pojawi�a si� wr�ka. Musz� i�� i sprawdzi�. czy ma wszystko, czego potrzebuje. Pan Claypole nie zorientowa�by si� jednak, �e jego obecno�� nie jest mi�e widziana, nawet gdyby wyra�ono to w spos�b jak najbardziej dosadny. Dlatego te� wsta�, uk�oni� si� i poda� jej rami�. Viola tylko westchn�a w duchu i zrezygnowana uj�a go pod r�k�. Prawd� m�wi�c, wr�ka ju� sama sobie poradzi�a. Viola zauwa�y�a, �e przystojny je�dziec skierowa� si� do jarmarcznej budy, wczesnym popo�udniem obleganej przez m�odych m�czyzn, bo mo�na tam by�o rzuca� do celu. Kiedy Viola i pan Claypole podeszli bli�ej, nieznajomy akurat rozmawia� z Jakiem Tulliverem, miejscowym kowalem. - Ju� mia�em zamyka�, bo zabrak�o nam nagr�d. � Jake podni�s� g�os. �eby Viola go us�ysza�a. - Ale ten d�entelmen koniecznie chce spr�bowa� szcz�cia. - C� w takim razie mo�emy jedynie �ywi� nadziej�, �e nie wygra, prawda? - odpar�a weso�o. Nieznajomy odwr�ci� si�, by na ni�. spojrze�. By� wysoki, przewy�sza� j� prawi� o g�ow�. Niemal czarne oczy nadawa�y jego twarzy wygl�d troch� niebezpieczny. Violi mocniej zabi�o serce. - Och. na pewno wygram, prosz� pani - odpar� z niezm�conym spokojem i pewno�ci� siebie, granicz�c� z arogancj�, - C�, nie by�oby w tym nic nadzwyczajnego - powiedzia�a. - Wygrali prawie wszyscy bez wyj�tku. St�d ten �enuj�cy brak nagr�d. Obawiam sie, �e lichtarze ustawiono zbyt blisko. Musimy to zapami�ta� na przysz�o��, panie Tulliver. - Prosz� je odsun�� dwa razy dalej - poleci� nieznajomy. - I tak wygram. Unios�a brwi, s�ysz�c t� przechwa�k�, i spojrza�a na stare mosi�ne lichtarze, przyniesione z ko�cielnej zakrystii: - Taki pan pewny? - spyta�a. - W takim razie prosz� to udowodni�. Po pi�ciu rzutach cztery z pi�ciu lichtarzy musz� si� przewr�ci�. Je�li pan tego dokona, zwr�cimy pieni�dze. Tylko tyle mo�emy zrobi�. Rozumie pan, ca�y doch�d z dzisiejszej imprezy przeznaczony jest na cele dobroczynne, wi�c wola�abym nie proponowa� nagrody pieni�nej. - Zap�ac� dwa razy wi�cej, ni� wynosi zwyk�a stawka- powiedzia� nieznajomy z zuchwa�ym u�miechem, kt�ry doda� mu ch�opi�cego uroku.-I trafi� do wszystkich pi�ciu lichtarzy z dwa razy wi�kszej odleg�o�ci ni� teraz. Ale obstaj� przy nagrodzie, prosz� pani. - W takim razie mniemam, �e mo�emy zaproponowa� panu kurka z wie�y ko�cielnej, nie l�kaj�c si�, �e dom Bo�y zostanie ogo�ocony ze swej ozdoby�odpar�a. - To niewykonalne. - Myli si� pani, co got�w jestem udowodni� - zapewni�.�Je�li nagrod� b�d� stokrotki, kt�re ma pani we w�osach. Viola dotkn�a kwiatk�w i roze�mia�a si� g�o�no. - Rzeczywi�cie cenna nagroda - powiedzia�a. - Zgoda, drogi panie. Pan Clay pole chrz�kn��. - Pozwol� sobie zauwa�y�, �e takie zak�ady s� wysoce niestosowne podczas Imprezy, kt�ra jest kiermaszem parafialnym - o�wiadczy�. Nieznajomy spojrza� w oczy Violi i u�miechn�� si� lekko. - W takim razie postarajmy si�, �eby ko�ci� du�o zyska� na tym zak�adzie - powiedzia�. - Wp�ac� dwadzie�cia funt�w na fundusz ko�cielny bez wzgl�du na wynik. Je�li wygram, dostan� od pani stokrotki. Prosz� odsun�� lichtarze - poleci� Jake'owi Tulliverowi, k�ad�c na kontuarze kilka banknot�w. - Panno Thomhill- sykn�� Claypole prosto do ucha Viou. uj�wszy j� pod �okie�.- To nie przystoi. Zwraca pani na siebie uwag�. Rozejrza�a si�. Rzeczywi�cie, ludzie zacz�li odchodzi� od stolika wr�ki. To zaintrygowa�o innych i kolejni ciekawscy juz spieszyli przez b�onia w kierunku budy, gdzie rzucano do celu. Nieznajomy zdj�� surdut i podwija� r�kawy koszuli. Jake odsuwa� lichtarze. - Ten d�entelmen przekaza� dwadzie�cia funt�w na nasz� akcj� filantropijn� - weso�o wykrzykn�a Viola do g�stniej�cego t�umu gapi�w. Je�li przewr�ci wszystkie pi�� lichtarzy pi�cioma rzutami kul�, wygra... moje stokrotki. Pokaza�a je r�k�, a potem roze�mia�a si� razem z obecnymi. Ale nieznajomy nie przy��czy� si� do tego wybuchu weso�o�ci. Ze skupieniem obraca� kul� w d�oniach. Przymru�onymi oczami patrzy� na lichtarze. Teraz wydawa�y si� bardzo daleko. W �adnym wypadku nie m�g� wygra�. W�tpi�a, czy uda mu si� przewr�ci� chocia� jeden. Trafi� w pierwszy lichtarz, zanim oceni�a szanse. Obserwatorzy nagrodzili rzut gor�cymi brawami. Jake poda� nieznajomemu kul�, a on skoncentrowa� si� jak poprzednio. T�um zgromadzonych ucich�. Drugi lichtarz zachwia� si� i przez moment wszyscy przypuszczali, ze ustoi. ale potem przewr�ci� si� z brz�kiem. Viola ucieszy�a si� w duchu, �e nieznajomy przynajmniej nie okryje si� ha�b�, przegrywaj�c sromotnie. W samej koszuli wygl�da� jeszcze bardziej zachwycaj�co. By�... nadzwyczaj m�ski. Gor�co pragn�a, �eby wygra� zak�ad. Ale podj�� si� rzeczy niemal niemo�liwej. Zn�w chwila koncentracji. Trzeci lichtarz upad�. Czwarty nie. T�um j�kn��. Viola nie rozumia�a, dlaczego sprawi�o jej to taki g��boki zaw�d. - Zdaje sie, �e zatrzymam swoje kwiaty - powiedzia�a. - Prosz� nie cieszy� si� za wcze�nie - odpar� z u�miechem. Wyci�gn�� r�k� po kul�. - Za�o�yli�my si�, �e przewr�c� pi�� lichtarzy pi�cioma rzutami, prawda? Czy to oznacza, �e za ka�dym razem musz� trafi� w jeden lichtarz? - Nie. - Roze�mia�a si�, kiedy zrozumia�a, co mia� na my�li. � Ale zosta� panu tylko jeden rzut, a wci�� stoj� dwa lichtarze, - Czemu boja�liwi jeste�cie, ludzie ma�ej wiary? - mrukn��, puszczaj�c oko i Viola poczu�a mi�e �askotanie w okolicy serca. Potem zn�w si� skoncentrowa�, a t�um zamilk�, zdumiony, �e nieznany jeszcze nie uwa�a� si� za przegranego. Viola s�ysza�a bicie w�asnego serca. Oczy zrobi�y jej si� wielkie z niedowierzania, a obecni zacz�li wiwatowa� jak op�tani, kiedy kula trafi�a jeden lichtarz, upad�a, odbi�a si� i przewr�ci�a pi�ty lichtarz. D�entelmen uk�oni� si� zgromadzonym, potem u�miechn�� do Violi kt�ra bi�a brawo, rozradowana. Stwierdzi�a, �e by�a to najbardziej emocjonuj�ca chwila w ci�gu ca�ego dnia. - Obawiam si�, �e ten bukiecik podlega konfiskacie, prosz� pani.-M�czyzna wskaza� stokrotki. - Zabieram go sobie. Sta�a bez ruchu, kiedy delikatnie wysun�� kwiatki z jej w�os�w. Ani na chwil� nie odrywa� od niej ciemnych, roze�mianych oczu-teraz przekona�a si�, �e s� ciemnobr�zowe. Twarz mia� ogorza�� od s�o�ca. Bi�o od niego ciep�o i pi�mowy zapach wody kolo�skiej. Uni�s� stokrotki do ust, uk�oni� si� szarmancko i wsun�� �ody�ki kwiat�w w butonierk�. - Kwiaty od damy na moim sercu - mrukn��. - Czeg� wi�cej m�g�bym pragn��? Nie mia�a jednak okazji odpowiedzie� na takie jawne zaloty. Przeszkodzi� jej dono�ny g�os wielebnego Prewitta. - Brawo, sir! - Wikary wyst�pi� z t�umu i z wyci�gni�t� r�k� podszed� do zwyci�zcy.� Pa�ski czyn zas�uguje na najwi�ksz� pochwa��, je�li mog� sobie pozwoli� na wyra�enie swojego zdania. Zapraszam na placyk przed ko�cio�em. Moja ma��onka pocz�stuje pana fili�ank� herbaty. Ja opowiem, na co zamierzamy przeznaczy� uzyskane dzisiaj fundusze, kt�re dzi�ki pa�skiej hojno�ci powi�kszy�y si� o niebagateln� kwot�. Nieznajomy u�miechn�� si� do Violi i z lekkim oci�ganiem odszed� z wikarym. - Ogromnie mi ul�y�o, panno Thornhill -przem�wi� Claypole. Zn�w uj�� Viol� pod �okie�, kiedy t�um zacz�� si� rozchodzi�, �eby wzi�� udzia� w innych atrakcjach. - Wielebnemu Prewittowi uda�o si� zatuszowa� wulgarno�� tej sceny, z pani� w roli g��wnej. Ten zak�ad by� wielce niestosowny. A teraz mo�e... Nie pozwoli�a mu doko�czy�. - Zdaje si�, �e pa�ska matka od dziesi�ciu minut bezskutecznie stara si� pana przywo�a� do siebie - przerwa�a mu Viola. - Dlaczego dopiero teraz mi pani o tym m�wi? - Spojrza� w kierunku ko�cio�a i odszed� pospiesznie. Nawet si� nie obejrza� za siebie. Viola zerkn�a na Hann�, stoj�c� w pobli�u, unios�a brwi i roze�mia�a si� na g�os. - Ale� on przystojny - Hanna pokiwa�a g�ow�, - A� strach. I bardzo niebezpieczny, je�li kto� by chcia� zna� moje zdanie. Najwyra�niej nie m�wi�a o Claypole'u. - Hanno, to tylko nieznajomy, bawi�cy przejazdem-odpar�a Viola -Dwadzie�cia funt�w... to bardzo hojny datek, prawda? Powinni�my by� wdzi�czni, �e przerwa� swoj� podr� akurat w Trellick. A teraz chc�, chc� �eby mi powr�ono. Wszystkie wr�ki s� takie same. pomy�la�a, kiedy jaki� czas p�niej wsia�a od stolika z kryszta�ow� kul�. Dlaczego nie staraj� si� by� cho� troch� oryginalne? Ta by�a Cygank�, kt�ra pono� niezwykle trafnie przepowiada�a przysz�o��. - Strze� si� wysokiego przystojnego bruneta - powiedzia�a. - Mo�e ci� zniszczy�... je�li wcze�niej nie uda ci si� go usidli�. Rzeczywi�cie, wysoki, ciemnow�osy i przystojny! Viola u�miechn�a sie do dziecka, kt�re si� zatrzyma�o, �eby pokaza� now� zabawk�. C� za �a�osny frazes. A potem zn�w dostrzeg�a nieznajomego. Zmierza� przez placyk w kierunku stajni. Ach, a wi�c odje�d�a. Udaje si� w dalsz� drog�, p�ki jeszcze widno. Wysoki., ciemnow�osy, przystojny nieznajomy. U�miechn�a si� lekko. S�once sta�o ju� nisko na niebie. Od strony gospody dos�ysza�a grajk�w. stroj�cych instrumenty. Dw�ch m�czyzn sprawdza�o wst��ki wok� s�upa, czy nie s� spl�tane. Obserwowa�a ich ze smutkiem. Wieczorne ta�ce zawsze stanowi�y radosne, �ywio�owe apogeum obchod�w �wi�ta wiosny. Ale jej nie wolno by�o w nich bra� udzia�u. Osoby szlachetnie urodzone uwa�a�y, �e takie harce nie przystoj� ludziom z wy�szych sfer. Dama mo�e przygl�da� si� ta�com, ale nie wolno jej w nich uczestniczy�. Zreszt� niewa�ne. B�dzie obserwowa�a zabaw� i cieszy�a si� ni� tak, jak w zesz�ym roku, kiedy po raz pierwszy obchodzi�a �wi�to wiosny w Trellick. A na razie czekano na ni� na plebanii z obiadem. Kiedy Viola opu�ci�a plebani�, zapad� ju� zmierzch. Na b�oniach rozpalono ogniska, by m�odzi mogli ta�czy� przy ich blasku. Skrzypkowie grali a m�odzie� wirowa�a wok� umajonego s�upa w weso�ym szybkim ta�cu. Viola podzi�kowa�a wielebnemu Prewittowi za zaproszenie, by towarzyszy� jemu i jego ma��once podczas przechadzki po b�oniach. Zamiast tego uda�a si� na pusty Placyk przed ko�cio�em, by samotnie rozkoszowa� si� widokiem ta�cz�cych. By�o zdumiewaj�co ciep�o, jak na wiosenny wiecz�r. Zarzuci�a szal na ramiona, cho� mog�aby si� bez niego obej��. Jej budka prawdopodobnie nadal le�a�a na ostatniej �awce w ko�ciele. Hanna, pokoj�wka Violi a kiedy� piastunka, przed obiadem szczotkowa�a jej w�osy i zwi�za�a na karku wst��k�. Taka fryzura by�a wygodniejsza, Claypole niew�tpliwie nie omieszka�by wyrazi� swojego zgorszenia, gdyby j� zobaczy�. Ale na szcz�cie o zmierzchu wr�ci� z matk� i siostr� do domu. Skrzypce umilk�y. Tancerze rozproszyli si� na b�oniach, by odsapn�� i poszuka� nowych partner�w do ta�ca. Viola unios�a g�ow�. Ksi�yc by� prawie w pe�ni. Niebo b�yszcza�o tysi�cem gwiazd. G��boko zaczerpn�a w p�uca czyste wiejskie powietrze. Zamkn�a oczy i zm�wi�a w duchu modlitw� dzi�kczynn�. Kt� m�g�by przewidzie� zaledwie dwa lata temu, �e kiedykolwiek zamieszka w takim miejscu? Zosta�a zaakceptowana, cieszy�a si� powszechn� sympati�. Jej �ycie mog�oby teraz wygl�da� zupe�nie inaczej, gdyby... - Czemu� to ukrywa si� pani tutaj? - rozleg� si� czyj� g�os. - Powinna pani ta�czy�. Otworzy�a oczy. Ani nie widzia�a, ani nie s�ysza�a, jak si� pojawi�. Przypuszcza�a, ze ju� dawno temu podj�� przerwan� podr�. Przekonywa�a sam� siebie, �e nie jest rozczarowana. By� jedynie atrakcyjnym nieznajomym, kt�ry przelotnie pojawi� si� w jej �yciu i niewinnie z ni� flirtowa�. Ale oto sta� przed ni� i czeka� na odpowiedz. Nie widzia�a jego twarzy skrytej w cieniu. Dopiero po chwili dotar�o do niej, co powiedzia�. �Powinna pani ta�czy�". By�oby to wymarzone zako�czenie tego idealnego dnia. Zawirowa� wok� umajonego s�upa. Zata�czy� z przystojnym nieznajomym. Nawet nie chcia�a wiedzie�, kim by�. Wola�a, �eby pozosta�o to tajemnic�, by mog�a wspomina� ten dzie� z przyjemno�ci�. - Czeka�am na odpowiedniego partnera, sir- odpar�a. A potem zni�y�a g�os i doda�a: - Czeka�am na pana. - Naprawd�? - Wyci�gn�� r�k�. - A wi�c oto i jestem. Nie zastanawiaj�c si� nad tym, co robi, po�o�y�a drobn� d�o� na jego r�ce. Uj�� j� mocno i poprowadzi� przez b�onia. To, co nast�pi�o potem, przypomina�o bajk�. Migotliwe p�omienie ognisk o�wietla�y b�onia. Powietrze wype�nia� zapach dymu. M�odzie�cy ju� prowadzili swoje wybranki i ujmowali kolorowe powiewaj�ce wst��ki. Nieznajomy schwyci� dwie z nich i jedn� da� Violi. W ciemno�ci b�ysn�y jego bia�e z�by. Skrzypkowie zacz�li gra� skoczn� melodi�. M�odzi ruszyli w tany - wykonywali skomplikowane figury, obracali si� i wirowali, pochylali g�owy i kr��yli. Ani na chwile nie puszczali z r�k wst��ek, kt�re splata�y si�. a potem zn�w rozplata�y, jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki. Krew pulsowa�a w rytm muzyki. Gwiazdy wirowa�y nad g�owami, P�omienie strzela�y, w jednej chwili o�wietlaj�c sylwetki ta�cz�cych, a w nast�pnej spowijaj�c je tajemniczymi cieniami. Zebrani na b�oniach klaskali w rytm muzyki i ruch�w tancerzy. A w centrum korowodu on -przystojny, d�ugonogi nieznajomy, wci�� z bukiecikiem stokrotek w butonierce. Ta�czy� z lekko�ci� i gracj�. Ca�y wszech�wiat zdawa� si� kr�ci� wok� nich tak, jak oni wirowali wok� umajonego s�upa. Kiedy muzyka ucich�a, Viola by�a zdyszana i taka rozradowana, �e serce ma�o jej nie p�k�o ze szcz�cia. A zarazem ogarn�� j� smutek, �e ten cudowny dzie� nieuchronnie zbli�a si� ku ko�cowi. Hanna wkr�tce b�dzie chcia�a wr�ci� do domu. Do tej pory ani na chwil� nie spocz�a, podobnie jak Viola. - Mniemam, �e z ch�ci� napi�aby si� pani lemoniady. - Nieznajomy po�o�y� d�o� na ramieniu Violi i pochyli� si�, by u�miechn�� si� prosto w jej twarz. Na placyku przed ko�cio�em nie podawano ju� herbaty. Ale zostawiono dwa sto�y na dworze, z wielk� waz� lemoniady i szklaneczkami. Niewiele wypito. Wi�kszo�� starszych uda�a si� do dom�w, a m�odsi woleli piwo, serwowane w gospodzie. � To prawda - przyzna�a Viola. Nie rozmawiali, id�c przez b�onia w kierunku sto�u pod d�bem. Znalaz�a tam schronienie przed s�o�cem po s�dziowaniu w konkursie na najlepszy wypiek. Nala� jej pe�n� szklaneczk� lemoniady i przygl�da� si�, jak pi�a, rozkoszuj�c si� cierpkim, orze�wiaj�cym smakiem. Zn�w rozleg�y si� d�wi�ki muzyki, pomieszane z gwarem rozm�w i �miechem. Od strony b�o� os�ania� ich pot�ny pie� starego d�bu, przed nimi rzeka po�yskiwa�a w �wietle ksi�yca. Viola stara�a si� zapami�ta� ka�dy szczeg� tej sceny. Kiedy sko�czy�a pi�, wzi�� pust� szklaneczk� z jej d�oni i odstawi� na st�. Ju� Chcia�a zapyta�, czy sam nie jest spragniony, ale s�owa mog�yby zniszczy� cisz� pe�n� niezwyk�ego napi�cia. Nie ma�a prawdziwego dzieci�stwa - przynajmniej odk�d sko�czy�a dziewi�� lat. Nie wymyka�a si� wieczorami na niewinne, potajemne schadzki z ukochanym. Nie pozna�a smaku romansu ani nawet flirtu. W wieku dwudziestu pi�ciu lat nagle poczu�a si� jak dziewczyna, jak� mog�aby zosta�, gdyby ponad dziesi�� lat temu jej �ycie nie zmieni�o sie raz na zawsze. Przyjemnie by�o cho�by przez kr�tk� chwil� by� tak� dziewczyn�. Obj�� j� jedn� r�k� w pasie i przyci�gn�� do siebie. Drug� rek� zacisn�� na jej w�osach i poci�gn�� je na tyle mocno, by odchyli�a g�ow� do ty�u. Przez ga��zie drzewa pada�o na jego twarz �wiat�o ksi�yca. U�miecha� sie. Czy zawsze by� taki pogodny? Czy te� pozwala� sobie na to tylko dzi�. w�r�d obcych, kt�rych nigdy wi�cej nie spotka. Zamkn�a oczy, kiedy pochyli� si� i j� poca�owa�. Nie trwa�o to d�ugo. Pod �adnym wzgl�dem nie by� to nami�tny poca�unek. Jedn� r�k� nadal mocno ujmowa� j� w pasie, drug� trzyma� na wst��ce na jej karku. Ani przez sekund� nie da�a si� ponie�� emocjom, chocia� nie by�oby to trudne. Nie chcia�a jednak zmarnowa� ani jednej cennej sekundy. Wola�a w pe�ni �wiadomie, wszystkimi zmys�ami odbiera� wra�enia. Stara�a si� zapami�ta� ka�de doznanie. Czu�a jego szczup�e, umi�nione nogi w obcis�ych, sk�rzanych spodniach, pot�ny tors, twardy brzuch. Wilgotne usta i ciep�o oddechu na swym policzku. Wdycha�a wo� wody kolo�skiej, zmieszan� z zapachem sk�ry. Czu�a na jego ustach smak piwa i czego� nieokre�lonego, co stanowi�o sam� jego istpt�. S�ysza�a muzyk�, g�osy, �miech, plusk wody, pohukiwanie sowy -wszystko to dobiega�o z bardzo daleka. Zanurzy�a palce w jego g�stych, mi�kkich w�osach. Drug� d�oni� pog�aska�a barczyste rami�. Strze� si� wysokiego przystojnego bruneta. Kiedy m�czyzna si� wyprostowa� i zwolni� u�cisk, pogodzi�a si�, �e to ju� koniec tego dnia. - Dzi�kuj� za taniec. - Zn�w si� u�miechn��. - I za poca�unek. - Dobranoc - szepn�a. Spogl�da� na ni� jeszcze przez kilka chwil. - Dobranoc, moja sielska panno - rzek� i skierowa� si� w stron� b�o�. 2 Trollick by� malownicz� wiosk�. Przekona� si� o tym ju� wczoraj, gdy jecha� traktem wzd�u� doliny. Dzi� rano, popijaj�c kaw� w gospodzie Pod Nied�wiedziem, lord Ferdynand Dudley widzia� za oknem kryte strzech� chaty z pobielonymi �cianami i schludne kolorowe ogr�dki. Nad biegiem rzeki wznosi� si� kamienny ko�ci� z wysok� smuk�� iglic�. Po�rodku przestronnego placu r�s� pot�ny stary d�b. Szare kamienne mury plebanii, pobudowanej w g��bi, porasta� bluszcz. Stad, gdzie sta�, lord Dudley nie widzia� samej rzeki ani szeregu sklep�w, ci�gn�cych si� po obu stronach gospody, ale dostrzega� las na drugim brzegu - przyjemne, sielskie t�o dla ko�cio�a i wioski. Ciekaw by�, gdzie dok�adnie znajduje si� Pinewood Manor. Wiedzia�, �e musi by� do�� blisko, gdy� adwokat Bambera wspomnia�, �e Trel�ick to wioska po�o�ona najbli�ej posiad�o�ci. Ale jak blisko? I jak du�y jest sam maj�tek? Jak wygl�da rezydencja? Czy to wiejska chata, jak te naprzeciwko? Czy murowany dom, jak plebania? A mo�e jest bardziej okaza�a, jak sugerowa�a nazwa? Rozpadaj�ca si� rudera? Nikt tego nie wiedzia�, nawet Bamber, kt�remu by�o to ca�kowicie oboj�tne, Ferdynand spodziewa� si� jednak ujrze� zaniedban� ruder�. Naturalnie, wczoraj m�g� spyta�, jak tam trafi� - ostatecznie w tym celu przyjecha� do wioski. Ale nie zrobi� tego. By�o p�ne popo�udnie i wm�wi� sobie, �e lepiej od�o�y� pierwsz� wizyt� w Pinewood na nast�pny dzie�- Oczywi�cie cz�ciowo na jego decyzj� wp�yn�� radosny, wiejski festyn, a tak�e ho�a dziewoja z d�ugim warkoczem, kt�rej roze�miane oczy dostrzeg� przez b�onia, kiedy zako�czy� si� wy�cig w workach. Postanowi� zosta� i przyjemnie sp�dzi� czas �a tak�e troch� d�u�ej popatrze� na dorodn� pann�. Jeszcze dwa tygodnie temu nie s�ysza� o Pinewood. Niebawem mia� je ujrze� po raz pierwszy i ciekaw by�, co uka�e si� jego oczom. Strat� czasu, uzna� lord Heyward. jego szwagier, na wie�� o wyprawie na wie�. Ale z drugiej strony, Heyward nigdy nie nale�a� do optymist�w. Szczeg�lnie, je�li chodzi�o o eskapady dw�ch braci Angeliny. Byli przecie� Dudleyami. Nie mia� najlepszego zdania o rodzinie swojej �ony. Nie powinienem by� poca�owa� tej kobiety wczoraj wieczorem, pomy�la� Ferdynand, wyra�nie zmieszany. Nie mia� zwyczaju flirtowa� z niewinnymi wiejskimi dziewkami. A mo�e wcale nie by�a tak� zwyk�� wiejsk� dziewczyn�, A co, je�li si� oka�e, �e Pinewood le�y bardzo blisko i wcale nie jest ruin�? Je�li postanowi tu zosta� na jaki� czas? Mo�e si� wczoraj zabawia� z c�rk� pastora? Najwyra�niej zachowywa�a si� jak jedna z inicjatorek uroczysto�ci � i wieczorem wysz�a z plebanii. Nie -pyta�, kim ona jest Nawet nie zna� jej imienia. Do diaska, mia� nadziej�, �e to jednak nie c�rka pastora. 1 �e Pinewood nie le�y bardzo blisko, przez ten skradziony poca�unek mo�e si� jeszcze znale�� w k�opotliwej sytuacji. Chocia� trzeba przyzna� �e dziewczyna by�a tak �adna �e nawet �wiety by si� jej nie opar� - a Dudleyowie nigdy nie pretendowali do miana �wi�tych. Idealny owal twarzy, okolony ciemnorudymi w�osami - mia�a prawo uwa�a� si� za kobiet� wyj�tkowej urody. A je�li uwzgl�dni� reszt�... Ferdynand westchn�� g��boko i odwr�ci� si� od okna. Jedyne okre�lenie jakie przysz�o mu na my�l, to pon�tna. By�a wysoka i szczup�a, ale powabnie zaokr�glona wsz�dzie tam, gdzie trzeba. Nie tylko to widzia�, ale te� czul Na samo wspomnienie zrobi�o mu si� gor�co. Uda� si� na poszukiwanie w�a�ciciela gospody, by zapyta� o Pinewood. Potem wezwa� lokaja, kt�ry przyjecha� powozem z ca�ym baga�em wczoraj wieczorem, niezad�ugo po tym. jak stangret przyprowadzi� jego karykiel. Godzin� p�niej, �wie�o ogolony, w czystym stroju do konnej jazdy i l�ni�cych butach, Ferdynand jecha� przez kamienny most W�a�ciciel gospody zapewni�, �e Pinewood Manor jest bardzo blisko. Prawd� m�wi�c, rzeka stanowi�a granic� parku, nale��cego do maj�tku. Ferdynand nie wypytywa� o szczeg�y. Sam chcia� zobaczy� posiad�o��. Nagle dostrzeg� sosny w�r�d innych drzew po drugiej stronie rzeki. Ale� naturalnie, st�d i nazwa Pinewood. Miedzy drzewami a rzek� bieg�a �cie�ka. Ci�gn�a sie po jego prawej stronie i gin�a z oczu w miejscu, gdzie rzeka zatacza�a ostry �uk. Wszystko wygl�da�o bardzo obiecuj�co, ale Ferdynand wola� przedwcze�nie nie robi� sobie zbyt wielkich nadziei. Zreszt�, i tak nie ma to znaczenia, powiedzia� sobie. Nawet je�li przypuszczenia Heywarda si� sprawdz�, po�o�enie Ferdynanda nie b�dzie gorsze ni� dwa tygodnie temu. Jedyne, co go ominie, to kilka dni sezonu towarzyskiego w Londynie i przyjazd do stolicy jego brata Treshama z �on� i dzie�mi. Ferdynandowi dopisywa� coraz lepszy nastr�j. Jecha� kr�t� alej�, ocienion� szpalerem drzew. By�a wystarczaj�co szeroka, by mog�y ni� je�dzi� nawet najbardziej okaza�e powozy, a do tego utrzymana w idealnym stanie, co �wiadczy�o, �e w miar� cz�sto t�dy ucz�szczano. Zacz�� �piewa�, jak to czasami robi�, kiedy by� sam. S�owa piosenki nios�y si� daleko. - �Teraz jest maj i wszyscy si� wesel�. Tra-la-la-la-la, la-la-la-laaa. Tra-la- la-la-Ma-la. Bawi� si� ch�opcy, ka�dy ze swoj� dziewczyn�. Ale gwa�townie urwa� pie�� i przystan��, kiedy wyjecha� zza drzew i ujrza� przed sob� rozleg�y trawnik, sk�pany w s�o�cu. �rodkiem bieg� podjazd, kt�ry skr�ca� w lewo i ko�czy� si� przed domem. Dom. Ferdynand gwizdn�� przez z�by. Z ca�� pewno�ci� to co� wi�cej ni� dom. Bardziej przypomina� okaza�� wiejsk� rezydencj�. Chocia� mo�e to lekka przesada, jak sam przyzna�, kiedy wspomnia� ol�niewaj�cy przepych Acion Park, gdzie sp�dzi� dzieci�stwo. Pinewood Jednakowo� okaza� si� imponuj�cym dworem z szarego kamienia, otoczonym sporym parkiem. Nawet stajnie i powozownia by�y znacznych rozmiar�w. Nagle jaki� ruch z lewej strony przyku� jego wzrok. Ferdynand dostrzeg� dw�ch m�czyzn, zaj�tych koszeniem trawy. Dopiero wtedy uderzy�o go jak schludny i dobrze utrzymany jest trawnik. Jeden z m�czyzn odwr�ci� si�, przerwa� prac� i zacz�� z zaciekawieniem przygl�da� si� przybyszowi. - Czy to Pinewood Manor? - Ferdynand wskaza� szpicrut� imponuj�ca, budowl�. - Tak. prosz� pana - potwierdzi� m�czyzna tonem pe�nym uszanowania. Ferdynand ruszy� dalej, ogarni�ty eufori�. Zn�w zacz�� �piewa�, jak tylko uzna�, �e znajduje si� wystarczaj�co daleko, by nie us�yszeli go kosiarze. - �Ta�cz� na ��ce. Tra-la-la-la-laaa'". - Wyci�gaj�c ostatni� nut�, zauwa�y� �e trawnik nie ci�gnie si� do samych podwoj�w rezydencji, ale ko�czy si� niskim, starannie ostrzy�onym �ywop�otem, za kt�rym pyszni� si� park francuski. Je�li si� nie myli�, z czynn� fontann�. Czemu, u diaska. Bamber tak lekko traktowa� ca�kiem przyzwoit� posiad�o��? Czy�by zadbana fasada to tylko pozory �wietno�ci? Niechybnie mury s� zawilgocone, a dom jest nieziemsko zapuszczony, skoro stal niezamieszkany. Ale je�li tylko to, Ferdynand naprawd� m�g� si� uwa�a� za szcz�ciarza Postanowi� nie psu� sobie humoru przedwczesnymi troskami. Z emfaz� doko�czy� refren. - ..Tra-la-la-la-laaa" Kiedy doje�d�a� do stajni, zauwa�y�, �e przed frontowym wej�ciem do rezydencji rozpo�ciera si� kamienny taras. Trzy szerokie stopnie prowadzi�y z niego do parku. Dostrzeg� wysypane �wirem �cie�ki, �ywop�oty z bukszpanu i zadbane kwietne rabaty. Kiedy przed stajni� zeskoczy� z konia, zdziwi� si� na widok m�odego ch�opaka, kt�ry wyszed� mu na spotkanie z jednego z boks�w. Hrabia Bamber nigdy nie mieszka� w tej wiejskiej posiad�o�ci w odleg�ym Somersetshire. Nawet tu nie by�, je�li wierzy� jego s�owom. Zaprzeczy�, by cokolwiek by�o mu wiadomo o Pinewood Manor. Jednak najwidoczniej dawa� pieni�dze na jej utrzymanie. Bo jak inaczej wyt�umaczy� obecno�� dw�ch ogrodnik�w i ch�opca stajennego? - Czy w domu jest s�u�ba? - napyta� z zaciekawieniem. - Tak, prosz� pana - odpar� ch�opak, szykuj�c si� do odprowadzenia konia. - Pan Jarvey wpu�ci pana do �rodka, wystarczy zapuka�. Prosz� mi wybaczy� �mia�o��, ale da� pan wczoraj wspania�y popis rzucania kul�, sir. Mnie uda�o si� przewr�ci� tylko trzy lichtarze, chocia� sta�y znacznie bli�ej, kiedy celowa�em. Ferdynand u�miechn�� si�, s�ysz�c komplement - Pan Jarvey? - Kamerdyner, prosz� pana. Trzymano tutaj kamerdynera? Ciekawe. Ferdynand skin�� przyja�nie ch�opakowi, przeszed� przez taras i zastuka� ko�atk� w podw�jne drzwi frontowe. - Dzie� dobry. - Na progu stan�� s�u��cy, ubrany na czarno, a jak�eby inaczej. Utkwi� w go�ciu pytaj�ce spojrzenie. Ferdynand u�miechn�� si� weso�o. - Jarvey? - Owszem, prosz� pana. - Kamerdyner uk�oni� si� z uszanowaniem, szerzej otworzy� drzwi i lekko si� cofn��. Widocznie dostrzeg�, �e ma przed sob� d�entelmena. - Mi�o mi ci� pozna�. - Ferdynand wszed� do �rodka i rozejrza� si� z zainteresowaniem. Sta� w kwadratowym, wysokim holu z pod�og� wy�o�on� kafelkami. Na �cianach wisia�y pejza�e w poz�acanych ramach, we wn�ce naprzeciwko drzwi, na marmurowym postumencie widnia�o popiersie Rzymianina. Po prawej stronie by�y d�bowe schody z bogato rze�bion� balustrad�, a po lewej drzwi prowadz�ce do innych pomieszcze�. Wygl�d holu dobrze wr�y�. Nie tylko by� ze smakiem urz�dzony, ale r�wnie� czysty. Wszystko a� l�ni�o. Kamerdyner chrz�kn�� grzecznie, kiedy Ferdynand przeszed� na �rodek holu, stukaj�c butami o kamienn� posadzk�, wolno si� obr�ci� i lekko zadar� g�ow� - - Czym mog� s�u�y�, prosz� pana? - Przygotuj dla mnie g��wn� sypialni� na dzisiejsz� noc - poleci� Ferdynand, nie patrz�c na m�czyzn�. - I co� na obiad za godzin�. Czy to mo�liwe? Czy jest tu kucharz? Zadowol� si� zimnym mi�sem i pieczywem, je�li nie ma nic innego. Kamerdyner, przyjrza� mu si� z nieukrywanym zdumieniem. - G��wn� sypialni�, sir - spyta� sztywno.- Najmocniej przepraszam. ale nie uprzedzono mnie o pa�skim przyje�dzie. Ferdynand zachichota� z rozbawieniem spojrza� na s�u��cego - Rozumiem -rzek�. - Ale mnie te� nikt nie oznajmi�, �e zastan� tutaj kamerdynera- Przypuszczam, ze hrabia Bamber o niczym nie napisa� ani nie zleci� wystosowania listu w swoim imieniu? - Hrabia Bamber? - Kamerdyner zdumia� si� jeszcze bardziej. - Nigdy nie mia� nic wsp�lnego z Pinewood Manor, prosz� pana. On... Pu�ci� w niepami�� posiad�o��... to bardzo podobne do Bambera. I nawet nie uprzedzi� nikogo, �e lord Ferdynand Dudley jest w drodze do Pinewood Manor. Chocia� w�a�ciwie nie sprawia� wra�enia, �e wie, i� jest kogo uprzedza�. C� za roztargniony cz�owiek! Ferdynand uni�s� r�k�. - A zatem musisz by� naprawd� bardzo oddanym s�ug� - powiedzia� - Utrzymujesz dom i park w tak �wietnym stanie, chocia� hrabia nigdy si� tu nie pojawia. Zawsze bez sprzeciwu regulowa� rachunki? Przypuszczam, ze przyzwyczai�e� si� uwa�a� ten dom za w�asny. Je�li tak, wkr�tce b�dziesz mi �yczy�, �ebym si� wyni�s� do diab�a. Bo widzisz, wszystko to si� zmieni Pozw�l, �e si� przedstawi�. Lord Ferdynand Dudley, m�odszy brat ksi�cia Tresham. I nowy w�a�ciciel Pinewood. Nagle to sobie u�wiadomi�. Rezydencja Pinewood Manor nale�a�a do niego. I naprawd� istnia�a. Nie tylko na papierze. By� tu dom, park i przypuszczalnie te� pola. Zosta� posiadaczem maj�tku ziemskiego. Kamerdyner gapi� si� na przybysza. Wyra�nie niczego nie rozumia�. - Nowy w�a�ciciel, sir? - spyta�. - Ale... - Och, zapewniam ci�, �e zmiana w�asno�ci nast�pi�a zgodnie z prawem - przerwa� mu Ferdynand, przygl�daj�c si� �yrandolowi. - Jest tu kucharz? Je�li nie, to chyba lepiej, jak b�d� si� posila� w gospodzie Pod Nied�wiedziem, p�ki kogo� nie znajdziesz. A na razie wydaj polecenie przygotowania g��wnej sypialni, a ja si� troch� rozejrz�. Ile os�b liczy s�u�ba. Kamerdyner nie odpowiedzia�, bo w holu rozleg�o sie czyje� wo�anie kobiece. Niski chropowaty ton. - Ferdynandowi przesz�y ciarki po plecach. Zna� ten g�os. - Kto przyszed�, Jarvey? - spyta�a. Ferdynand szybko odwr�ci� g�ow�. Sta�a na najni�szym stopniu, lew� r�k� wspar�a si� na s�upku por�czy. Teraz wygl�da�a zupe�nie inaczej, ubrana w ciemnozielon� sukni� spacerow� z podwy�szonym stanem, opinaj�c� wspania�a figur�. W�osy mia�a zaczesane do ty�u i upi�te w koron�. Dzi� nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nie jest dziewczyn�, tylko kobiet�. I nie �adn� sielsk� pann�, ale dam�. Przez chwil� wydawa�o mu si� �e ju� gdzie� j� widzia�, pomijaj�c wczorajszy dzie�, ale nie mia� czasu sie nad tym zastanawia�. - Lord Ferdynand Dudley ja�nie pani. Kamerdyner wymieni� jego nazwisko tak, jakby nale�a� do bliskiego krewnego szatana. Na mi�y B�g! Bamber ani s��wkiem nie wspomnia�, �e kto� tu mieszka. Czy�by zapomnia�? Wszystko, co Ferdynand widzia� przez ostatnie p� godziny, dobitnie o tym �wiadczy�o, ale �e on, idiota, si� nie zorientowa�. Dom by� zamieszkany. A do tego przez kobiet�, kt�r� poca�owa� wczorajszego wieczoru. Prawdopodobnie jest tu r�wnie� jej ma�. Oczami duszy ujrza� pojedynek na pistolety bladym �witem. Zesz�a z ostatniego stopnia i pospiesznie przesz�a przez hol, z r�k� wyci�gni�t�, na powitanie. U�miecha�a si�. Niech to diabli, by�a przepi�kna. Na schodach nie rozleg� si� odg�os krok�w m�a. Obliza� spierzchni�te usta. - To pan�wykrzykn�a. Potem jakby dotar�y do mej s�owa kamerdynera i u�miech zamar� jej na ustach.�Lord Ferdynand Dudley? Uj�� w swoje r�ce jej wyci�gni�t� d�o� i uk�oni� si�, trzaskaj�c obcasami. - Pani - wymamrota�. Psiakrew, doda� w duchu. - S�dzi�am, �e dzi� rano uda� si� pan w dalsz� drog� - rzek�a.-Nie spodziewa�am si� nigdy wi�cej pana ujrze�. Daleko pan jedzie? Bardzo mi mi�o, �e najpierw mnie pan odwiedzi�. Kto� panu powiedzia�, gdzie mieszkam? Prosz� przej�� do salonu. Jarvey ka�e poda� co� do picia. W�a�nie wybiera�am si� na spacer. Dobrze, �e pojawi� si� pan. Zanim wysz�am. A wi�c ona tu mieszka. My�la�a, �e przyszed� z�o�y� jej wizyt� w zwi�zku z tym. co si� wydarzy�o wczoraj. Bo�e, c� za cholerny pech. Zmusi� si� do u�miechu, zn�w sie uk�oni� i poda� jej rami�. - Niezwykle mi mi�o powiedzia�, zamiast zwyczajnie wszystko od razu wyja�ni� i nie k�opota� si� tym wi�cej. B�d� mia� nauczk� na przysz�o��, by unika� wiejskich festyn�w i �licznych miejscowych dziewczyn, pomy�la�, kiedy uj�a go pod rami� i poprowadzi�a w stron� schod�w. Pr�bowa� odsun�� na bok wspomnienie, jak ta�czy�a z wdzi�kiem wok� umajonego s�upa na b�oniach z ozywion� twarz�, w�osami przewi�zanymi wst��k� na karku. I poca�unku, podczas kt�rego obejmowa� jej w�sk� kibi�. Do diaska! 3 Przyszed�! Wysoki. przystojny i elegancki w nieskazitelnie czystym stroju do konnej jazdy, nie tym; kt�ry mia� na sobie poprzedniego dnia. U�miechni�ty i sympatyczny lord Ferdynand Dudley. Pami�ta�a, co czu�a, kiedy wczoraj wieczorem tuli� j� mocno do siebie. Nie zapomnia�a dotyku jego ust. Przyszed�! C� za nonsens wyobra�a� sobie, �e przyby� do niej w konkury. By� tylko nieznajomym, bawi�cym przejazdem, kt�ry faz z ni� zata�czy� i poca�owa�. Kurtuazyjna wizyta, ot co! Nie, to z pewno�ci� co� wi�cej. Tak samo, jak ona, musia� poczu� romantyczn� iskr� w ta�cu wok� umajonego s�upa i w tym, co si� wydarzy�o potem. Zawita�, by zobaczy� j� raz jeszcze przed dalsz� drog�. Przyszed�! Viola zaprowadzi�a lorda Ferdynanda Dudleya do salonu i wskaza�a fotel przed marmurowym kominkiem. Zaj�a miejsce naprzeciwko i zn�w si� u�miechn�a do go�cia. - Jak pan tu trafi�?�spyta�a. Zrobi�o jej si� ciep�o na my�l, �e zada� sobie tyle trudu. Chrz�kn��. Wygl�da� na skr�powanego. Jakie to mi�e, �e potrafi wprawi� lorda w zak�opotanie. Oczy jej b�yszcza�y z rozbawienia. - Spyta�em w�a�ciciela gospody Pod Nied�wiedziem, jak dotrze� do Pinewood Manor - odpar�. Ach, wiec ju� wczoraj wiedzia�, kim ona jest? Viola wcze�niej nie zna�a jego nazwiska. Ale by�a niezmiernie rada, �e lord Ferdynand przyszed� i przedstawi� si� przed wyruszeniem w dalsz� drog�. Cieszy�a si�, �e ich wczorajsze spotkanie co� dla niego znaczy�o, tak jak dla niej. - Festyn bardzo si� uda�-powiedzia�a. Pragn�a rozmowy o wczorajszym dniu, o ta�cu wok� umajonego s�upa. - Hm- No... istotnie. - Zn�w chrz�kn�� i zaczerwieni� si�. Zanim zn�w podj�� temat, otworzy�y si� drzwi i pokoj�wka przynios�a pocz�stunek. Po chwili dygn�a i wysz�a. Viola wsta�a, �eby nala� kawy do dw�ch fili�anek. Jedn� postawi�a na stoliku obok lorda Ferdynanda. W milczeniu przygl�da� si� pi�knej kobiecie. - Niech mnie pani �askawie pos�ucha- wypali�, kiedy zn�w usiad�a. -Czy Bamber nie napisa� i do pani? - Hrabia Bamber? - Zamruga�a ze zdumieniem. - Prosz� mi wybaczy�, ale Pinewood ju� do niego nie nale�y-ci�gn��. -Od dw�ch tygodni ja jestem nowym w�a�cicielem. - Pan. C� za nonsens milordzie. Pinewood Manor nale�y do mnie. Prawie od dw�ch lat Z wewn�trznej kieszeni surduta do konnej jazdy wyj�� z�o�on� kartk� i wyci�gn�� w stron� Violi. - Oto akt w�asno�ci, wystawiony na moje nazwisko. Przykro mi, doprawdy... Patrzy�a na dokument oboj�tnie. Nawet po niego nie si�gn�a. Teraz mog�a my�le� jedynie o tym, ze si� myli�a. To nie kurtuazyjna wizyta. Przynajmniej nie z powodu tego, co si� wydarzy�o poprzedniego dnia. Zak�ad o stokrotki, taniec wok� umajonego s�upa, poca�unek pod starym d�bem nic a nic dla niego nie znaczy�y. Pojawi� si� dzi� tutaj z zamiarem usuni�cia jej z domu. - To bezwarto�ciowy �wistek papieru - wycedzi�a przez zaci�ni�te usta. - Hrabia Bamber uciek� gdzie� daleko z pa�skimi pieni�dzmi, lordzie Ferdynandzie, i teraz �mieje si� z pana w ku�ak. Proponuj�, z�by go pan odszuka� i wyja�ni� t� spraw�. - Nagle ogarn�� j� gniew... i strach. - Ale� co tu wyja�nia� - odpar� lord Ferdynand. - Nie ma cienia w�tpliwo�ci, �e akt w�asno�ci jest prawomocny. Potwierdzi� to zar�wno adwokat Bambera, jak i mojego brata, ksi�cia Tresham. Jestem przezorny i sprawdzam stan prawny moich wygranych. - Wygranych? -No tak, oczywi�cie. Zna�a ten typ ludzi, i to a� za dobrze. M�odszy brat ksi�cia Tresham z pewno�ci� mia� wszystkie kompleksy i wady syna niedziedzicz�cego po ojcu. Czyli by� znudzony; gnu�ny, ekscentryczny, niewra�liwy, arogancki. Prawdopodobnie popad� te� w tarapaty finansowe. Wczoraj da�a si� zwie�� urodziwej twarzy i silnym m�skim ramionom. Pochlebia�o jej jego zainteresowanie. Tymczasem zada�a si� z hazardzist� spod ciemnej gwiazdy, kt�ry grywa� nami�tnie i nie przejmowa� si�, �e jego sk�onno�� mo�e mie� zgubne nast�pstwa. Wygra� posiad�o��, kt�ra nawet nie nale�a�a do rywala. - Wygra�em Pinewood w karty- wyja�ni�.- Mam wielu �wiadk�w, �e gra by�a uczciwa. I poleci�em bardzo dok�adnie sprawdzi� stan prawny maj�tku. Naprawd�, bardzo mi przykro z powodu tej niedogodno�ci. Nie mia�em poj�cia, �e kto� tu mieszka. Niedogodno�ci! Viola zerwa�a si� na nogi, na policzki wyst�pi�y jej rumie�ce, oczy b�yszcza�y. Jak on �mie! - Mo�e pan sobie wzi�� ten sw�j dokument i wrzuci� do rzeki, kiedy b�dzie pan wyje�d�a� - oznajmi�a kategorycznym tonem. - Prawie dwa lata temu zapisano mi Pinewood Manor w testamencie. Hrabiemu Bamberowi mog�o si� to nie podoba�, ale niczego nie m�g� zmieni�. �egnam pana milordzie. Ale lord Ferdynand Dudley, chocia� te� wsta�, nie mia� najmniejszego zamiaru opu�ci� salonu i znikn�� z �ycia uroczej damy, jak post�pi�by ka�dy d�entelmen. Sta� przed kominkiem. Ju� si� nie. u�miecha�. Gdzie� znikn�a jego udawana dobroduszno��. -Wolnego, droga pani - powiedzia�. - To pani b�dzie musia�a opu�ci� posiad�o��. Oczywi�cie dam do�� czasu na spakowanie rzeczy i znalezienie nowego lokum, skoro Bamber nie uzna� za stosowne kogokolwiek powiadomi�. Jest pani jego krewn�, prawda? W takim razie radz� wyjecha� do Bamber Court, p�ki nie znajdzie sobie pani czego� bardziej stosownego. Bamber z pewno�ci� pani nie odm�wi, chocia� podejrzewam, ze nadal bawi w Londynie. Ale zdaje si�, �e jego matka mieszka tam na sta�e. Niew�tpliwie przyjmie pani� pod sw�j dach. S�owa Dudleya przepe�ni�y Viole przera�eniem. - Lordzie Ferdynandzie, pozwoli pan, �e postawi� spraw� jasno -rzek�a. -To moja rezydencja. Jest pan tu intruzem. Go�ciem niemile widzianym, mimo... mimo tego, co wydarzy�o si� wczoraj. Widz� teraz wyra�nie, �e hazardzista z pana. Ju� wczoraj da� pan dowody swojej s�abostki, ale nie zdawa�am sobie sprawy, �e to na��g. Nie w�tpi�, �e ma pan te� liczne inne przywary. Prosz� natychmiast opu�ci� pr�g tego domu. Ja nigdzie st�d si� nie rusz�. Jestem u siebie. �egnam pana. Patrzy� na ni� ciemnymi, nieprzeniknionymi oczami. - Zamieszkam tu, jak tylko si� pani spakuje i wyjedzie � o�wiadczy�. z - Radz� tym zbytnio nie zwleka�. Z ca�� pewno�ci� nie chcia�aby pani sp�dzi� nocy pod jednym dachem z d�entelmenem, kt�ry jest kawalerem i hazardzista, nie wspominaj�c o innych przywarach. A ona wczoraj wieczorem ta�czy�a wok� umajonego s�upa z tym samym, nieczu�ym, upartym m�czyzn� i uzna�a to za najwspanialsze wydarzenie w ca�ym swoim �yciu. My�la�a �e b�dzie do ko�ca �ycia ciep�o wspomina� poca�unek! - Nie dopuszcz� do tego- oznajmi�a dumnie.-Jak pan �mia� wczoraj wystawia� mnie na ciekawo�� t�umu zak�adaj�c si� o moje stokrotki! Mia� czelno�� zaci�gn�� mnie na b�onia, �eby zata�czy� wok� umajonego s�upa. Ob�apia� i ca�owa� jakbym by�a zwyk�� dziewk�. �ci�gn�� brwi. Viola stwierdzi�a z satysfakcj� �e w ko�cu dotkn�a go do �ywego. - Wczoraj? - warkn��. - Wczoraj? Oskar�a mnie pani o pospolita napa��, kiedy to pani flirtowa�a ze mn� od chwili, kiedy mnie dostrzeg�a? - I co za tupet. Przyj�c dzi� do mojego domu i zak��ca� mi spok�j Ty... ty fircyku z Bond Street! Bezwstydny rozpustniku! Bezduszny rozwi�z�y hazardzisto - Straci�a panowanie nad sob� i nad sytuacj�, ale by�o jej to oboj�tne. - Znam ludzi pa�skiego pokroju i nie pozwol� na takie lekcewa��ce traktowanie mojej osoby. Wyno� si� pan st�d! - Wskaza�a drzwi. - Wracaj pan do Londynu i ludzi sobie podobnych. Nie potrzebujemy tu takich, jak pan. Wynio�le uni�s� brwi i przesun�� r�k� po w�osach. Westchn�� g�o�no. - Mo�e powinni�my om�wi� t� spraw� tak, jak to przyj�te jest mi�dzy lud�mi cywilizowanymi, zamiast sprzecza� si� niczym niesforna dziatwa -zaproponowa�. - Pani obecno�� tutaj zaskoczy�a mnie. To niewybaczalne, �e Bamber nie poinformowa�, i� posiad�o�� ju� do niego nie nale�y. Pani pierwsza powinna si� o tym dowiedzie�. Ale, prosz� mi wybaczy�, czy on w og�le wie, �e pani tu mieszka? Chodzi mi o to, �e... c�, nie wspomnia� o pani ani s��wkiem. Spojrza�a na Ferdynanda ze wzgard�. Pr�no dyskutowa�, w spos�b cywilizowany czy nie. - Hrabia Bamber nic mnie nie obchodzi �fukn�a ze z�o�ci�. - Jednakowo� powinien poinformowa� zar�wno pani�, jak i mnie� odpar�.�Nie omieszkam mu tego wytkn�� przy okazji. To wielce kr�puj�ce, �e pojawi�em si� tutaj bez �adnego uprzedzenia. Niech pani �askawie przyjmie moje przeprosiny. Czy Bamber jest pani bliskim krewnym? Lubi go pani? - Bardzo niestosownie ulokowa�abym swoje uczucia, gdyby tak by�o- powiedzia�a Viola. - Cz�owiek honoru z ca�� pewno�ci� nie gra w karty o co�, co nie jest jego w�asno�ci�. Podszed� do niej jeden krok. - Twierdzi pani, �e otrzyma�a t� posiad�o�� w spadku? - spyta�. - Zaiste. Po �mierci hrabiego Bambera - przyzna�a. - Ojca obecnego hrabiego. - Czy by�a pani obecna podczas otwarcia testamentu? - dopytywa�. -Czy te� zosta� poinformowana o zapisie listownie? - Mia�am obietnic� hrabiego - powiedzia�a. - Starego hrabiego? - Zmarszczy� czo�o. - Da� s�owo, �e zapisze pani Pinewood? Ale nie ma pani dowodu, �e dotrzyma� obietnicy. Kopii testamentu? Listu od adwokata? - Wolno pokr�ci� g�ow�. - Obawiam si�. �e zosta�a pani oszukana. Jej d�onie sia�y si� zimne i wilgotne. S�ysza�a g�o�ne walenie w�asnego serca. - Nie by�am obecna podczas otwarcia testamentu - o�wiadczy�a. -Ale ufam s�owu, danemu przez zmar�ego hrabiego Bambera, milordzie. Obieca� mi kiedy przyby�am tu dwa lata temu, �e zmieni testament �y� potem jeszcze ponad miesi�c- Zapewne si� nie rozmy�li�. �aden z ludzi obecnego hrabiego nawet si� ze mn� nie skontaktowa�. Czy� to nie wystarczaj�cy dow�d, �e m�ody Bamber doskonale wie, i� posiad�o�� nale�y do mnie? - Dlaczego w takim razie nie posiada pani aktu w�asno�ci - spyta�.-Czemu adwokaci, zar�wno Bambera. jak i mojego brata, zapewniali, �e posiad�o�� w rzeczy samej nale�a�a do m�odego hrabiego, zanim za�o�y� si� i przegra� j� w karty do mnie? Viola poczu�a md�o�ci. Ale nie zamierza�a ulec przera�eniu. - Nigdy o tym nie pomy�la�am - odpar�a szorstko. - Akt w�asno�ci to tylko papier. Ufa�am s�owu zmar�ego hrabiego Bambera. I nadal ufam. Pinewood nale�y do mnie. W tej kwestii nie mam nic do dodania, lordzie Ferdynandzie. Musi pan opu�ci� rezydencj�. Wpatrywa� si� w Viole. d�ugimi palcami uderzaj�c w udo. Ani mu si� �ni�o opuszcza� Pinewood. Czy�by si� spodziewa�a, �e tak post�pi? Jak tylko go wczoraj ujrza�a, wiedzia�a, �e jest niebezpiecznym m�czyzn�. Domy�la�a si�. �e nie zwyk� post�powa� wbrew swojej woli. Ostatecznie by� bratem ksi�cia Tresham. Ksi��� s�yn�� z bezwzgl�dno�ci, nikt nie �mia� mu si� sprzeciwi�. - Istnieje prosty spos�b wyja�nienia sprawy - rzek� w ko�cu,-Mo�emy pos�a� po kopi� testamentu starego hrabiego. Ale na pani miejscu nie �ywi�bym zb�dnej nadziei. Je�li stary hrabia istotnie z�o�y� pan i obietnic�... - Je�li- Viol