2266

Szczegóły
Tytuł 2266
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2266 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2266 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2266 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jadwiga Courths_mahler Per�y Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1995 Przek�ad Eugenia Solska T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "�uk" Bia�ystok 1991 Pisa�a K. Kruk Korekty dokonali K. Markiewicz i St. Makowski Jedyny pasa�er, siedz�cy przy oknie w przedziale drugiej klasy, zerwa� si� szybko ze swego miejsca i spogl�da� jak urzeczony na wspania�y krajobraz. Przed oczyma jego mign�� wynurzaj�cy si� na ciemnym tle lasu prze�liczny pa�acyk barokowy, podobny do zakl�tego pa�acu z bajki. Natychmiast jednak znik� mu sprzed oczu. Poci�g potoczy� si� dalej w mroczn� ziele� boru. Podr�ny odetchn�� g��boko i opad� znowu na �awk�. - Kto wie, mo�e w�a�nie w tym uroczym zak�tku mieszka spok�j - pomy�la�, a jego ciemna, opalona na br�z, pos�pna twarz przybra�a na chwil� wyraz rozmarzenia. By�a to twarz o rysach ostrych, energicznych, zw�aszcza usta i podbr�dek zdradza�y stanowczo�� i siln� wol�. Dziwnie jasne oczy, osadzone g��boko pod pi�knie sklepionym czo�em, spogl�da�y pos�pnie i czyni�y t� twarz niezwykle interesuj�c�. Prosty nos o w�skim grzbiecie harmonizowa� z w�skimi, bole�nie zaci�ni�tymi wargami, kt�rych nie zas�ania� �aden zarost. Nieznajomy by� wysoki, szczup�y i mia� dumn�, imponuj�c� postaw�. Mia� na sobie elegancki, praktyczny ubi�r podr�ny i wygl�da� w nim niezmiernie wytwornie, cho� w niczym nie przypomina� "gogusia". Po chwili namys�u wsta� znowu i zacz�� studiowa� rozk�ad, wisz�cy w przedziale. Nikt mu nie przeszkadza�, gdy� inni podr�ni powysiadali na poprzednich stacjach. On sam zamierza� wysi��� na stacji ko�cowej, aczkolwiek nie mia� w�a�ciwie okre�lonego celu podr�y. Wsiad� w Monachium do pierwszego poci�gu, kt�ry odje�d�a� w g�ry. Pu�ci� si� w podr� w Nieznane... Pragn�� znowu odetchn�� woni� ojczystego lasu, napawa� si� orze�wiaj�cym g�rskim powietrzem... A przede wszystkim pragn�� odpoczynku i spokoju, ach tak - spokoju!!! Na nast�pnej stacji poci�g zatrzymywa� si� tylko minut�. By�a to male�ka, g�rska wioska. Zapewne w pobli�u niej wznosi� si� �w male�ki, zaczarowany pa�acyk na wzg�rzu. Nieznajomy pochwyci� szybko eleganck�, sk�rzan� walizk�, oblepion� licznymi, barwnymi etykietami, �wiadcz�cymi o tym, �e musia� podr�owa� bardzo wiele. Nie wiadomo czemu skusi� go nagle spok�j tego odludnego zak�tka w�r�d g�r. Zaledwie poci�g przystan��, podr�ny otworzy� drzwiczki i wyskoczy� na peron. Sta� teraz, jako jedyny pasa�er, przed male�kim budynkiem stacyjnym. "Pan zawiadowca" osobi�cie odebra� bilet z jego r�k. - Chcia�bym tu przerwa� podr� - rzek� Ralf Lersen, tak bowiem nazywa� si� nieznajomy. Zawiadowca zaznaczy� to na bilecie. - Ostemplowa�em ju� bilet, prosz� pana - powiedzia�. - Czy m�g�bym tu pozostawi� moj� walizk�? Pragn� si� troch� przej�� po lesie, przy czym walizka b�dzie mi zawadza�. - Mo�e pan zostawi� swoj� walizk�. - Z okien poci�gu widzia�em z daleka, po prawej stronie toru ma�y, bia�y pa�acyk z zielonymi �aluzjami. Jak� drog� mo�na si� tam dosta�? - Ach, pan ma na my�li "Solitude"? Trzeba i�� lasem, przej�� tor po prawej stronie, a p�niej p�j�� prosto. Ale droga do "Solitude" potrwa dobr� godzink�... - Nie szkodzi. Prosz� mi tylko pilnowa� mojej walizki. - Dobrze, panie, oto kwit. Ralf Lersen schowa� kartk�. Po chwili w�drowa� ju� spr�ystym krokiem w oznaczonym kierunku. Niekiedy przystawa� na �cie�ce, wij�cej si� w�r�d lasu, podziwiaj�c drzewa przystrojone w wiosenn� szat�. Raz nawet otworzy� szeroko ramiona: - Lesie! Ojczysty lesie! - zawo�a� ze wzruszeniem, jakby wita� dawno nie widzianego przyjaciela. Westchn�� g��boko i pomy�la�: - W twoim cieniu, w twojej ciszy powinna ozdrowie� moja chora, zbola�a dusza! W�drowa� przesz�o godzin�, rozkoszuj�c si� wspania�ym krajobrazem. W dali, na tle nieba, rysowa�y si� wysokie, o�nie�one szczyty g�r. Wreszcie wyszed� z lasu i przystan��. Na szerokiej polanie, pokrytej setkami wiosennych kwiat�w, wznosi� si� bia�y pa�acyk, kt�ry ujrza� poprzednio przez okno poci�gu. Barokowa budowla ja�nia�a na tle ciemnego boru, g�rowa� nad ni� wynios�y szczyt w �nie�nej koronie. U podn�a jego pi�trzy�y si� inne g�ry, wszystkie a� do po�owy poro�ni�te g�stym lasem. Westchn��, zapatrzony w przecudny widok, kt�ry si� roztacza� przed jego oczyma. Wynios�y g�rski szczyt wygl�da� jak stra�nik, kt�ry czuwa nad bia�ym pa�acem. By�o tu cicho i pusto. Rozbrzmiewa� jedynie cichy �piew ptasz�t. Samotny m�czyzna wpatrywa� si� p�on�cymi oczyma w ten obraz doskona�ej ciszy. Powoli zbli�y� si� do sztachet, przez kt�re wychyla�y si� ga��zie bz�w i ja�min�w. Ogr�d by� dziki, zapuszczony, wszystko tu kwit�o i zielenia�o, nietkni�te r�k� ogrodnika. Pa�acyk zdawa� si� by� nie zamieszkany. Spa� jakby, cichy i zamkni�ty, w�r�d wiosennego przepychu. Otacza� go ze wszystkich stron szeroki taras, do portalu wiod�y wysokie schody. Ralf Lersen spogl�da� w zachwycie na prze�liczny pa�acyk, kt�ry nosi� pewne �lady zniszczenia. To jednak nie razi�o Ralfa - przeciwnie, uwa�a�, �e to zaniedbanie harmonizuje z ca�ym otoczeniem. Zapewne barokowy pa�acyk musia� by� od wielu lat nie zamieszkany i �ni� samotnie sw�j sen w tym zdzicza�ym parku. Wreszcie, budz�c si� jakby z zadumy, odgarn�� z czo�a ciemne w�osy i ruszy� dalej, zmierzaj�c ku furtce. Furtka by�a nie domkni�ta, sprawia�o to wra�enie jakby kto� przechodzi� tamt�dy. Ralf spostrzeg� teraz na furtce prymitywn� tabliczk� z tektury, przywi�zan� nitk� do sztachet. Zaciekawiony przeczyta�: "Pa�acyk ten jest do sprzedania lub do wynaj�cia. Interesanci zechc� zg�asza� si� na folwark. Droga na folwark prowadzi w p�nocnym kierunku, u podn�a g�ry". Ralf Lersen zdj�� szybkim ruchem czapk� podr�n�, jakby mu si� nagle zrobi�o zbyt gor�co. Zbudzi�o si� w nim �yczenie, �eby kupi� ten pa�ac �pi�cej kr�lewny, �eby znale�� w nim nareszcie cisz� i spoczynek. Przez ca�e lata tu�a� si� po �wiecie, z kraju do kraju, z miejsca na miejsce. Teraz nagle zapragn�� spokoju i wytchnienia, zapragn�� w�asnego domu. My�l o tym zmieni�a si� wkr�tce w mocne postanowienie. C� mog�oby mu przeszkodzi� w kupnie tego pa�acyku. By� do�� bogaty, �eby sobie pozwoli� na zaspokajanie takich �ycze�. M�g� si� schroni� ze swym z�amanym �yciem w tej ciszy le�nej, pracowa� tu, po�wi�ci� si� swoim badaniom naukowym. Nie zastanawiaj�c si�, pod��y� drog� wskazan� w og�oszeniu. Po kilkunastu minutach spostrzeg� mi�y, ma�y domek z werand�. Dalej ci�gn�y si� zabudowania gospodarskie. Obok stajni spostrzeg� otwarte drzwi, prowadz�ce do ch�odni mleka. Przed ch�odni� sta�y drewniane koz�y, na nich za� ogromne dzie�e, nape�nione mlekiem. W drzwiach zjawi�a si� po chwili t�ga, rumiana, sympatyczna kobieta, mog�ca liczy� oko�o lat pi��dziesi�ciu. Mia�a na sobie kretonow� sp�dnic� w kwiaty, bia�y kaftan i szeroki, granatowy fartuch. Jej siwe, g�ste w�osy splecione by�y w grube warkocze i upi�te wko�o g�owy. Zdumiona, spostrzeg�a wysok� posta� m�czyzny. - Dzie� dobry! Panoczek chcia�by si� pewnie napi� mleka. - Ch�tnie, je�eli mo�na. Przede wszystkim jednak chcia�bym si� dowiedzie� o ten pa�acyk, kt�ry podobno jest do sprzedania. - O m�j ty Bo�e kochany! Panoczek chcia�by kupi� "Solitude"? - Mia�bym na to ochot�. Ma si� rozumie�, �e przede wszystkim musia�bym dok�adnie obejrze� wn�trze pa�acyku. Czy pani mog�aby mi udzieli� bli�szych wyja�nie�? - Po trosze. Ja�nie panienka posz�a w�a�nie do pa�acyku, �eby troch� przewietrzy� pokoje. Czy panoczek nie spotka� ja�nie panienki? - Nie spotka�em nikogo. Zdawa�o mi si�, �e w pa�acu nie ma �ywej duszy. Tylko furtka by�a otwarta... Kobieta ci�ko westchn�a. - Biedactwo! Pewnie siedzi znowu w jednym z ciemnych pokoi i p�acze. Nie ma si� nawet gdzie spokojnie wyp�aka�, nieboraczka - szepn�a bardziej do siebie ni� do nieznajomego. Ralfa Lersena dziwnie uderzy�y te s�owa. Ta kobieta m�wi�a o jakiej� ja�nie panience, kt�ra zwyk�a op�akiwa� swoje smutki w samotnym pa�acyku. - Czy pani m�wi o w�a�cicielce "Solitude"? - Ano tak, w�a�nie. Ona jest praw� w�a�cicielk� maj�tku, chocia� ja�nie pan udaje zawsze, �e wszystko nale�y do niego. Nazywa si� panna Fryda von D~orlach i jest starsz� c�rk� pana von D~orlach, kt�ry ze swymi dwiema c�rkami mieszka tam naprzeciwko, w dawnym domu administratora. Tak, dawniej do pa�acu nale�a�y jeszcze rozleg�e w�o�ci; w�wczas mieszka� tu administrator i s�u�ba. Teraz musi wystarczy� dla pa�stwa. Ale ja plot� i plot�! Niech pan nie wspomina o tym, �e panna Fryda p�acze. Nie chcia�am tego powiedzie�, tylko mi si� tak wyrwa�o... - Prosz� si� nie l�ka�, nie wspomn� o tym. - Od razu sobie pomy�la�am, �e pan nie jest gadu��. Aha! Je�eli pan chce si� dowiedzie� o pa�acyk, to zaprowadz� pana zaraz do ja�nie pana. To blisko... I kobieta wskaza�a r�k� ma�y, �adny domek, opleciony dzikim winem. Z jednej strony domu ci�gn�� si� spory ogr�d warzywny. - Jak to, wi�c tu mieszka w�a�ciciel pa�acyku? - spyta� ze zdziwieniem Ralf Lersen. Nie m�g� po prostu poj��, dlaczego w�a�ciciel nie mieszka w tym �licznym pa�acu. Kobieta z westchnieniem skin�a g�ow�. - Nasi pa�stwo zubo�eli. Ja�nie pan �y� weso�o, wyrzuca� po prostu pieni�dze za okno. Wszystko zmarnowa�, co w�a�nie nale�a�o do panny Frydy, bo ona odziedziczy�a to po swojej matce. Ale nasz pan wszy�ciute�ko sprzeda� i przehula�. Oj, dzia�o si� tu, dzia�o, gdy po �mierci pierwszej �ony o�eni� si� drugi raz. �yli sobie jak ksi���ta! W�a�ciwie to nasz pan nic nie odziedziczy�, mia� tylko dostawa� po�ow� dochod�w z maj�tku, a by�a to kiedy� wielka, pi�kna posiad�o��. C�, tak si� prowadzi�, jakby wszystko by�o jego. A nasza panieneczka, panna Fryda, by�a jeszcze male�ka, a nawet i p�niej s�owem si� nie sprzeciwi�a, bo tak kocha ojca. �eby cho� odwdzi�czy� si� jej za to! Ale gdzie tam! Dobrego s�owa jej nie powie! No, a druga �ona by�a nie lepsza, ona te� potrafi�a trwoni� pieni�dze. Poniewierali oboje panienk�, a druga �ona rz�dzi�a. Tylko �e matka panny Frydy by�a pracowit� i dobr�, i sprawiedliw� pani�, a ta druga niegodziw�, lekkomy�ln� kobiet�. Pieni�dze sypa�y si� jak ziarno, a wreszcie ja�nie pan zacz�� sprzedawa� w�asno�� panny Frydy. Najpierw bi�uteri� jej matki, potem las, potem ziemi�, a� wreszcie posz�o wszystko. Gdy cztery lata temu druga �ona umar�a - spad�a z konia na polowaniu i zabi�a si� na miejscu - wtedy okaza�o si�, �e z tej ca�ej wspania�o�ci nic nie zosta�o. Wszystko by�o sprzedane, zastawione, wszystko - opr�cz pa�acyku - tego jako� nikt nie chcia� kupi�. Tylko kosztowne stare meble sprzedano w Monachium. O Jezu, jak�e nasza panieneczka p�aka�a! Ale ukradkiem, �eby ojciec nie widzia�. Pozosta� tylko ten folwarczek i dom administratora. Pa�stwo musieli si� przeprowadzi� tutaj, bo nie mieli za co trzyma� s�u�by. Nasza panna Fryda pracuje od �witu do nocy jak prosta dziewczyna, �eby ojcu i siostrze nie zbywa�o na niczym. No, m�j stary i ja tak�e jej pomagamy. Zrobiliby�my wszystko dla naszej panieneczki. S�owa rwa�y si� wartkim potokiem z ust kobiety. Zdawa�o si�, i� przynosi jej ulg�, gdy mo�e zrzuci� ci�ar z serca. Ralf Lersen nie m�g� powstrzyma� tej rozp�tanej powodzi s��w. Gdy wreszcie jego towarzyszce zabrak�o tchu, zapyta�: - Wi�c pan von D~orlach ma dwie c�rki? - Ano tak! Z drugiego ma��e�stwa tak�e ma c�rk�, pann� Urszul�. To taki sam p�dziwiatr jak jej matka, zewn�trznie i wewn�trznie podobna do niej jak dwie krople wody. Pan mo�e bierze mi za z�e, �e tak m�wi� o pa�stwu, co? Ale gdyby to mia�o nawet kosztowa� szyj�, to powiem jedno: szanowa� mog� tylko nasz� pann� Fryd�, kt�r� ojciec pozbawi� dziedzictwa. Teraz biedaczka haruje dla niego i dla panny Urszuli, a oni zamiast by� wdzi�czni, susz� jej wci�� g�ow�, �e im tak �le. Nasza panienka ani pi�nie, robi swoje, �eby tym dwojgu tylko na niczym nie zbywa�o. M�j stary i ja dawno by�my st�d uciekli, gdyby nam nie by�o �al panieneczki. Pan nic nie robi, tylko narzeka, a panna Urszula jest dumna i leniwa, �e strach! C�, kiedy nie mo�emy zostawi� panny Frydy! Jak tak spojrzy na cz�owieka swymi oczkami, to serce taje. Jest anio�em jak nieboszczka matka, kt�ra tak m�odo umar�a. Serce jej p�k�o, bo mia�a takiego m�a. O�eni� si� z ni� tylko dlatego, bo mia�a maj�tek. Ale ja gadam jak naj�ta, a pan chcia� przecie� rozm�wi� si� z naszym panem. Tak, pan chce sprzeda� "Solitude", chocia� naszej panience serce si� kraje. Co go to obchodzi! Byleby mia� znowu grosze na wina i cygara, na perfumy i �akotki dla panny Urszuli. - Wi�c starsza panna von D~orlach nie chcia�aby sprzeda� pa�acyku? - spyta� Ralf z wahaniem. - Nie, nie! Ona zrobi wszystko, czego chce nasz pan. Kocha go, jakby by� najlepszym ojcem, kocha nawet siostr�, cho� tamta wszystko robi jej na przek�r. Nasz pan �wiata nie widzi poza pann� Urszul�, a dla panny Frydy nie ma ani odrobiny serca. Ci�gle wyrzekaj�, a grymasz�, dogodzi� im nie mo�na. Niby �e panna Fryda im wszystkiego �a�uje. A przecie� panienka dba tylko o to, �eby jako� utrzyma� te resztki. I nie my�li wcale o sobie, tylko o ojcu i siostrze. Dla nich pracuje, a siostra ani my�li jej pom�c. Ja�nie panienka chce sprzeda� pa�acyk, tylko dotychczas nie znalaz� si� kupiec. A �e si� przy tym martwi, biedactwo, to nie dziwota. Urodzi�a si� w tym pa�acyku, tam umar�a jej matka. No, ale teraz chod�my ju� do ja�nie pana. P�niej panna Fryda mo�e panu pokaza� pa�ac, na pewno spotka pan tam nieboraczk�. Tylko niech pan aby nie powie, �e m�wi�am co� z�ego o naszym panu i pannie Urszuli. Panna Fryda nie pozwala powiedzie� na nich z�ego s�owa... Na ustach Ralfa pojawi� si� lekki u�miech. Skin�� jednak g�ow� i uda� si� z gadatliw� gospodyni� do �adnego, czy�ciutkiego domu. Sk�ada� si� on z parteru i jednego tylko pi�tra oraz pokoiku na poddaszu. Przestronna, drewniana weranda znajdowa�a si� przed najwi�kszym, �rodkowym pokojem. Ca�y dom, opr�cz kom�rki na poddaszu, sk�ada� si� z pi�ciu du�ych pokoi oraz kuchni. Ralf pod��y� za kobiet� do wybielonej sieni. - Zaraz pana zamelduj�. Nasz pan to lubi wszystko elegancko i z fasonem! Skin�� g�ow� i usiad� w sieni na drewnianej �awie. Po chwili nadesz�a stara i wprowadzi�a go do �adnie urz�dzonego pokoju. Sta�y tu pi�kne, stare meble, zapewne sprowadzone z pa�acu; zna� by�o na nich �lady zniszczenia, obicie mia�y nieco przetarte i wyp�owia�e. Po�rodku pokoju sta� wysoki, starszy m�czyzna o g�stych bia�ych w�osach. G�rn� warg� ocienia� ma�y w�sik. Ubrany by� bez zarzutu, cho� mo�e zbyt m�odzie�czo. Ralf przedstawi� mu si�, a pan von D~orlach r�wnie� wymieni� swoje nazwisko. - Pani Wengerli powiedzia�a, �e pan ewentualnie kupi�by "Solitude"? Prosz�, niech pan spocznie... Ralf usiad�. Nawet gdyby pani Wengerli nie scharakteryzowa�a mu w tak dobitny spos�b swego pana, Lersen by�by pozna�, �e ma przed sob� hulak�, utracjusza i egoist�. By� bardzo spostrzegawczy, a przy tym zna� ludzi. Chocia� nie przyk�ada� wielkiej wagi do plotek starej gospodyni, to jednak nie m�g� si� oprze� uczuciu g��bokiej antypatii do pana von D~orlach. Starszy pan w patetycznych s�owach zacz�� m�wi� o konieczno�ci sprzedania pa�acyku. - Serce mnie boli, �e musz� si� rozsta� z pa�acykiem, lecz nie mog� go, niestety, utrzyma�. Tak, tak, wojna zrujnowa�a nas, wszyscy padli�my jej ofiar�. Zapewne i pan by� na froncie? Go�� przecz�co potrz�sn�� g�ow�. - Nie, panie von D~orlach. Gdy wojna wybuch�a, przebywa�em w kraju Grahama pod biegunem po�udniowym. Otrzyma�em wiadomo�� o wojnie na pok�adzie wielkiego statku wielorybniczego. Nie mia�em mo�no�ci powrotu do kraju. Teraz dopiero powr�ci�em... - Ho, ho, ale� pan zwiedzi� �adny kawa�ek �wiata. Czy bra� pan r�wnie� udzia� w polowaniu na wieloryby? - Tak, prosz� pana. - Z amatorstwa? - Niezupe�nie. Przy��czy�em si� do wyprawy naukowej, kt�ra wyruszy�a na badanie okolic podbiegunowych. Z nud�w wzi�li�my udzia� w polowaniu na wieloryby... - To bardzo ciekawe, nieprawda�? - Bez w�tpienia. - Ale tak�e ogromnie m�cz�ce? - Ogromnie. Nie chcia�bym panu jednak zabiera� cennego czasu i dlatego prosz� powiedzie� mi, na jakich warunkach m�g�bym naby� pa�acyk. Chcia�bym go od razu obejrze�, zobacz�, czy si� nadaje dla mnie - rzek� Lersen. - Naturalnie, mo�e pan zaraz obejrze� "Solitude". Moja c�rka posz�a tam w�a�nie, ona oprowadzi pana. Przykro mi bardzo rozstawa� si� z pa�acykiem, ale warunki, drogi panie, te dzisiejsze warunki... - Rozumiem pana dobrze. Pa�acyk jest zapewne spu�cizn� po przodkach, nale�y od wiek�w do pa�skiej rodziny... - W�a�ciwie nie do mojej rodziny. Nasza siedziba rodzinna wznosi si� w Niemczech p�nocnych. "Solitude" pozostawi�a mi w spadku moja pierwsza �ona. Trudno mi wyrzec si� pa�acyku... Pan rozumie! Budowla jest w dobrym stanie, cokolwiek tylko uszkodzona, lecz mo�na to �atwo naprawi�. Ja nie mam na to �rodk�w. Je�eli pan powa�nie reflektuje... - Zupe�nie powa�nie. Musz� tylko obejrze� wn�trze pa�acu. Czy jest on umeblowany? - Niestety, tylko cz�ciowo. Najkosztowniejsze meble musia�em sprzeda�. Dawne pokoje go�cinne, wielka sala i ma�y salonik s� ca�kowicie urz�dzone. Inne pokoje musia�by pan urz�dzi� na nowo. Przypuszczam, �e zamieszka pan w "Solitude" ze swoj� rodzin�? - Nie, to by�oby nieprzyjemne. Je�eli kupi� pa�acyk, musz� go ca�kowicie doprowadzi� do porz�dku. - Czy nie b�dzie si� pan czu� samotny w tym pa�acu? - Nie! Lubi� samotno�� i szukam jej. Dlatego nazwa pa�acu podoba mi si� bardzo. Pan von D~orlach spojrza� na niego z zaciekawieniem. - M�ody cz�owiek i lubi samotno��! To dziwne! Niech pan spojrzy na mnie, ja czuj� si� bardzo nieszcz�liwy, �e musz� wegetowa� na tym pustkowiu. - To rzecz gustu. Zechce mi pan wymieni� swoje warunki. Pan von D~orlach zamy�li� si�. Zastanawia� si�, jak� poda� cen�. Aby zyska� na czasie, powiedzia�: - Powinien pan wiedzie�, jaka obecnie jest dro�yzna. M�g�bym w�a�ciwie wynajmowa� pa�acyk letnikom i dobrze zarabia�, lecz przysz�oby mi to z wielk� trudno�ci�. Wol�, �eby sta� si� w�asno�ci� cz�owieka z naszej sfery... - Prosz�, zechce pan bez ogr�dek wymieni� cen� - rzek� Ralf Lersen troch� zniecierpliwiony. Stary pan pochyli� g�ow�, a w oczach jego zal�ni� przelotny b�ysk. Po chwili wymieni� sum�, kt�ra nawet i jemu samemu wydawa�a si� nieco wyg�rowan�. Ralf Lersen nie okaza� zdziwienia, spyta� tylko spokojnie: - Czy suma ta rozumie si� za pa�acyk wraz z pozosta�ym tam inwentarzem? - Rzecz oczywista - zapewni� po�piesznie pan von D~orlach. Ralf powiedzia� to tak oboj�tnym tonem, �e pan von D~orlach nazwa� si� w duchu os�em. �a�owa� teraz, �e nie wymieni� jeszcze wy�szej kwoty. W ka�dym jednak razie mia� otrzyma� za zaniedbany i zniszczony pa�ac cen�, o jakiej nie �mia� marzy�. Panowie om�wili jeszcze niekt�re warunki, po czym Ralf Lersen po�egna� si�, aby natychmiast uda� si� do "Solitude". - Spodziewam si�, �e zastan� tam jeszcze pa�sk� c�rk� - powiedzia�. - Z pewno�ci�, panie Lersen. A kiedy zawiadomi mnie pan o swoim postanowieniu? - Natychmiast po obejrzeniu pa�acu. - Dobrze, mam nadziej�, �e wkr�tce zobacz� pana. - Tylko w tym przypadku, je�eli zdecyduj� si� kupi� pa�ac. W przeciwnym razie pa�ska c�rka przyniesie panu odpowied�. Pan von D~orlach przestraszy� si�. Pomy�la�, i� wymieni� zbyt wyg�rowan� cen� i �e Lersen mo�e si� rozmy�li�. Tote� doda� pr�dko: - Pogodzimy si� ju� co do ceny. - Nie mam zamiaru targowa� si�, panie von D~orlach. Je�eli pa�acyk spodoba mi si�, kupi� go zaraz. Pozwoli pan, �e go po�egnam. I Ralf Lersen oddali� si�. Przechodz�c przez dziedziniec, min�� znowu ch�odni�, kt�rej drzwi sta�y otworem. Dobiega� z nich teraz gniewny, ostry g�os m�odej dziewczyny: - Ile razy mam powtarza�, pani Wengerli, �e �mietank� trzeba stawia� na lodzie. Gdy wracam ze spaceru, musz� mie� zimn� �mietank�. - Nie ma lodu, ja�nie panienko. �mietanka jest zimna, bo sta�a w ch�odni. Panna Fryda kaza�a specjalnie odla� szklank� dla ja�nie panienki. Sobie �a�uje, biedaczka, nawet szklanki mleka... - Bo jest sk�pa, a� strach. Tego tylko brakowa�o, �eby mi pani wymawia�a t� marn� szklank� �mietany. Czy to Fryda poleci�a pani podawa� mi ciep�� �mietan�? Pewno chcia�a mi zrobi� na z�o��... - O Bo�e, niech ja�nie panienka nie grzeszy. Nasza panienka to by chyba nie jad�a i nie pi�a, �eby pannie Urszuli nie zbywa�o na niczym. - Znam to, znam! Fryda jest �wi�ta, Fryda jest anio�em, odejmuje sobie ka�dy k�s od ust, �eby�my op�ywali w zbytkach... - Je�eli panienka wie, to ja nie b�d� powtarza�! Ale mog�aby si� panienka wstydzi�! Czemu to panna Urszula zawsze tak �le m�wi o siostrze? Nie pozwol� na to, nie pozwol�! Na progu ch�odni stan�a teraz m�oda dziewczyna w jasnej, eleganckiej sukience. Wykrzywiaj�c twarz, zatyka�a sobie uszy r�kami. - Dosy�, dosy�! Wiem wszystko! Dla pani Wengerli Fryda jest anio�em, a dla mnie nudn�, star� pann� i skner� jakich ma�o. Basta! - zawo�a�a. Wyszed�szy z ch�odni, spostrzeg�a teraz Ralfa Lersena. Jej pi�kn� twarz opromieni� natychmiast czaruj�cy u�miech. Spojrza�a na nieznajomego wielkimi, zdumionymi oczyma. Ralf uk�oni� si� z daleka, skin�� g�ow� gospodyni i odszed� szybko. Urszula �ledzi�a wzrokiem jego wynios��, eleganck� posta�. Dopiero, gdy znik� za drzewami, zapyta�a szybko: - Kto to by�? - Jaki� pan, kt�ry chce kupi� "Solitude" - burkn�a gniewnie pani Wengerli. - Rozmawia� ju� z naszym panem... Urszula p�dem pobieg�a przez dziedziniec i wpad�a do domu, wprost do pokoju ojca. - Tatusiu, czy to prawda? Ten interesuj�cy, wytworny nieznajomy zamierza kupi� "Solitude"? - spyta�a. - Tak, ma ten zamiar. Chodzi tylko o to, czy mu si� pa�acyk spodoba wewn�trz. - Czy jest �onaty? - spyta�a Urszula, jakby to by�o najwa�niejsze. - Nie, jest zupe�nie sam, tak mi powiedzia�. - A czy jest bogaty? - Wobec tego, �e chce kupi� pa�ac, s�dz�, �e ma du�o pieni�dzy. Powr�ci� w�a�nie z zagranicy, podr�owa� du�o, by� nawet na biegunie. Jeszcze przed wojn� wyjecha� z kraju. To mniej wi�cej wszystko, co o nim wiem. - Jest bardzo przystojny i elegancki, tatusiu, a to co opowiadasz o nim brzmi bardzo romantycznie. Ach, jakby to by�o cudownie, gdyby kupi� pa�acyk i zosta� naszym s�siadem! Pan von D~orlach za�mia� si� szyderczo. - Czy s�dzisz, �e je�eli go kupi, to zostaniemy tutaj, w tej n�dznej dziurze? Nie, moja s�odka Urszulko! Gdy tylko dostan� pieni�dze, wyniesiemy si� st�d natychmiast. Przenios� si� do Monachium albo do Berlina i zaczniemy znowu prowadzi� troch� zabawniejsze �ycie. M�dl si�, kochanie, �eby ten pan Lersen kupi� "Solitude". Wtedy i dla nas rozpoczn� si� inne czasy... Urszula wsun�a r�k� pod rami� ojca. Oczy jej zab�ys�y po��dliwie, na pi�knej, lecz niedobrej twarzy ukaza� si� wyraz ut�sknienia. - Ach, tatusiu! Gdyby to dosz�o do skutku! Nam obojgu przyda�oby si� troch� urozmaicenia. Tutaj mo�na skwa�nie� z nud�w! - B�g �wiadkiem, �e masz s�uszno��! Prowadzimy tu psie �ycie! I oboje zacz�li snu� plany na przysz�o��. Wyobra�ali sobie, jak b�d� u�ywali �ycia, gdy nareszcie dostanie im si� troch� upragnionej mamony. Ralf Lersen ruszy� pr�dko w stron� pa�acu "Solitude". Zbudzi�o si� w nim zainteresowanie dla Frydy von D~orlach, o kt�rej s�ysza� ju� od pani Wengerli; sta� si� tak�e mimowolnym �wiadkiem rozmowy mi�dzy gospodyni� a Urszul� von D~orlach, a teraz by� ciekaw, jaka mo�e by� Fryda. LUbi� to imi�, tak proste i d�wi�czne, pragn�� pozna� t� m�od� dziewczyn�. A mo�e wcale nie jest m�oda? Jest przecie� c�rk� z pierwszego ma��e�stwa pana von D~orlach, kto wie, mo�e to starsza osoba? Mniejsza o to! Chodzi�o mu przede wszystkim o pa�acyk, nie za� o jego w�a�cicielk�. Je�eli tu osi�dzie, to na pewno nie b�dzie utrzymywa� stosunk�w towarzyskich z dawnymi w�a�cicielami. Pan von D~orlach wydawa� mu si� niesympatyczny, a jego c�rka Urszula, pomimo swej wielkiej urody, nale�a�a do tej kategorii kobiet, jakiej zwyk� unika�. Wreszcie przystan�� znowu przed pa�acem. Zatrzyma� si� przed furtk�. Spostrzeg�, �e pootwierano teraz wszystkie okiennice, a w oknie ukaza�a si� g��wka m�odej dziewczyny. Ujrza� z daleka delikatny profil i suty w�ze� z�ocistobrunatnych w�os�w, upi�tych nisko nad karkiem. Przez chwil� przypatrywa� si� badawczo panience. Nie mog�a spostrzec go, gdy� posta� jego zas�ania�y g�ste zaro�la. Dziewczyna znu�onym ruchem opar�a si� o parapet. W postawie jej by�o co� bezbronnego, bezgraniczna rezygnacja i zm�czenie, kt�re dziwnie wzruszy�y Ralfa. Ta panna Fryda musi by� bardzo nieszcz�liw� istot� - my�la�, przypominaj�c sobie, co m�wi�a o niej gadatliwa i dobroduszna pani Wengerli. Wygl�da tak, jakby wiele cierpia�a. Ralf waha� si�, nie mia� odwagi wej�� teraz do pa�acu, �eby nie przerywa� dziewczynie tej chwili samotno�ci i wytchnienia. Wreszcie dziewczyna wyprostowa�a si� i przesun�a r�k� po czole. Oczy jej bieg�y w dal, �ledzi�a nimi b��kitne, o�nie�one g�ry. Potem umocowa�a okiennice i okna, i usun�a si� w g��b pokoju. Ralf po�pieszy� przez ogr�d, wszed� na szerokie schody i poci�gn�� sznur dzwonka, kt�ry zad�wi�cza� g�o�no w cichym pa�acu. Czeka� cierpliwie za drzwiami. Fryda von D~orlach zadr�a�a, us�yszawszy g�os dzwonka. Przez chwil� sta�a jak urzeczona. Kt� to m�g� dzwoni� do samotnego, nie zamieszkanego domu? Opanowa�a si� szybko, min�a szereg pokoi i zesz�a do westybulu. Bez wahania otworzy�a drzwi. Ralf Lersen i Fryda von D~orlach stali przez chwil� naprzeciw siebie, spogl�daj�c sobie w milczeniu w oczy. Pod wp�ywem spojrzenia m�odego cz�owieka, twarz dziewczyny okrasi� lekki rumieniec. Fryda von D~orlach nie by�a klasyczn� pi�kno�ci�, lecz z jej mi�ych, delikatnych rys�w tchn�� dziwny czar. Ogromna dobro� i cicha powaga dodawa�y tej twarzy wiele uroku. Jej wielkie, jasnobr�zowe oczy o uduchowionym wyrazie spocz�y teraz pytaj�co na nieznajomym. Ralf zauwa�y�, �e oczy te nosi�y jeszcze �lady �wie�o wylanych �ez. Przypomnia� sobie s�owa pani Wengerli: - Biedactwo! Pewno siedzi znowu w jednym z ciemnych pokoi i p�acze. Nie ma si� nawet gdzie spokojnie wyp�aka�, nieboraczka! Ogarn�o go wielkie, gor�ce wsp�czucie. - Czego pan sobie �yczy? - spyta�a wreszcie Fryda spokojnie, z godno�ci�. Pe�ny, mi�kki d�wi�k jej g�osu sprawi� mu dziwn� przyjemno��. Sk�oni� si� i odpowiedzia�: - Przepraszam, je�eli przeszkodzi�em pani. Przys�a� mnie tutaj ojciec pani. Przypuszczam, �e mam przyjemno�� z pann� Fryd� von D~orlach? - Tak jest. Wymieni� swoje nazwisko i wyja�ni�, �e przeczyta� og�oszenie i rozmawia� z jej ojcem w sprawie kupna pa�acyku. Teraz chcia�by go obejrze� i prosi, aby go oprowadzi�a po wszystkich pokojach. Fryda drgn�a i przycisn�a r�ce do serca. - Pan chcia�by kupi� "Solitude"? - spyta�a dr��cym g�osem. - Czy sprawi to pani przykro��? - Nie, nie... Tylko �e... Moja matka sp�dzi�a swoje dzieci�stwo i m�odo�� w tym pa�acyku, a tak�e i ja... I tutaj umar�a mi matka, tego si� nie zapomina. Mia�am wtedy wprawdzie pi�� lat, lecz straci�am jedynego cz�owieka, kt�ry mnie kocha�, wi�c nie przebola�am dot�d tej straty... S�owa te mimo woli wybieg�y z jej ust. Opanowa�a si� szybko i doda�a zmieszana: - Prosz� mi wybaczy�, nie chcia�am nudzi� pana tymi sprawami. Jestem sentymentalna, te s�owa wyrwa�y mi si� mimo woli... Niech pan nie zwa�a na to. Ralf patrzy� na ni� badawczo swymi pos�pnymi oczyma. Wargi jego drgn�y. Gdy wspomina�a o tym, �e straci�a jedynego kochaj�cego cz�owieka, poczu� si� wzruszony do g��bi. Poj��, �e Fryda jest z siebie niezadowolona za to mimowolne zwierzenie. Pragn�� jej dopom�c i rzek�: - Nie mam nic do wybaczenia. Uwa�am to za zaszczyt, i� pani m�wi�a ze mn� o swej zmar�ej matce. Rozumiem pani� doskonale. Wystarczy jedno s�owo z ust pani - a przestan� si� ubiega� o kupno pa�acu. - Ach, nie... Nie mia�am tego na my�li - odpar�a z rumie�cem. - Nie mog� sobie pozwoli� na taki zbytek, �eby liczy� si� z moimi uczuciami. Przeciwnie, rada b�d�, gdy znajdzie si� kupiec... B�d� wdzi�czna Panu Bogu, je�eli pa�acyk dostanie si� w dobre r�ce. Prosz�, niech pan pozwoli... Poka�� panu wszystkie pokoje... Ralf sk�oni� si� w milczeniu i pod��y� za swoj� przewodniczk�. Razem z ni� ogl�da� ca�y pa�ac. Zauwa�y�, i� panuje tu czysto�� i porz�dek. Wida� by�o, �e dbaj� o to pracowite kobiece r�ce. - Pa�ac wcale nie sprawia wra�enia, jakby by� od dawna nie zamieszkany - zauwa�y�. - Stara�am si� utrzyma� tu jaki taki �ad - odpar�a ze sm�tnym u�miechem - to tak przykro patrze� na zniszczenie ukochanego domu. Nie mog�am jedynie zapobiec sprzeda�y mebli. Je�eli kiedykolwiek pragn�am by� bogata, to tylko raz jeden, w tej w�a�nie chwili, gdy wynoszono st�d sprz�ty... Ach, ile� bym da�a za to, �eby je zn�w odkupi�... - Czy mo�na by je odkupi�? Czy pani wie, kto je naby�? Z westchnieniem skin�a g�ow� i wymieni�a nazwisko znanego antykwariusza monachijskiego. - Kto wie, mo�e zosta�y ju� sprzedane? - O nie! W tych dniach by�am w Monachium. Nie mog�am si� powstrzyma� i wst�pi�am do tego antykwariatu. Z wyj�tkiem kilku drobiazg�w, nie sprzedano dot�d mebli. By�o mi znowu bardzo ci�ko na sercu - zdawa�o mi si�, �e wraz z tymi sprz�tami zabrano dusz� z "Solitude". Brzmia�o to tak wzruszaj�co, �e Lersen odwr�ci� si� na chwil�. Chcia� co� powiedzie�, lecz powstrzyma� si�. Tylko w oczach jego zab�ys�o jakie� mocne postanowienie. Min�li teraz kilka pi�knych, wysokich sal o lustrach wmurowanych w �ciany. Wygl�da�y one jeszcze bardzo pi�knie i wspaniale. Zas�ony i kotary by�y wprawdzie troch� sp�owia�e, lecz pasowa�y do ca�ego otoczenia. Ralf obejrza� r�wnie� ca�kowicie urz�dzone pokoje go�cinne. Wreszcie Fryda z cichym westchnieniem otworzy�a jakie� drzwi. W pokoju tym by�o ciemno, wesz�a wi�c pierwsza, �eby rozsun�� �aluzje. Wznosi�a si� tu ma�a estrada, na kt�rej sta�o staro�wieckie ��ko ze zblak�ym baldachimem. Ralf zauwa�y�, �e na ��ku le�y ma�a chusteczka mokra od �ez. Gdy Fryda odesz�a od okna, wzi�a szybko chusteczk� i schowa�a j�. Po tym przystan�a obok ��ka blada, ze spuszczonymi oczyma i dr��cymi wargami. Wida� by�o, �e jest niezmiernie wzruszona. Ralf zatrzyma� si� na progu pokoju. - Nie wejd� tutaj, czuj�, �e ten pok�j jest dla pani �wi�ty - powiedzia� cicho. - W pokoju tym umar�a moja matka. Nie pozwoli�am sprzeda� ��ka, na kt�rym wyda�a ostatnie tchnienie - szepn�a bezd�wi�cznie. - Je�eli kupi� "Solitude", a mam ten zamiar, to przyrzekam pani, �e zamkn� ten pok�j. Nie pozwol� go profanowa� obcym - powiedzia�. - Dzi�kuj�, ach, dzi�kuj� panu! Wkr�tce Ralf obejrza� ca�y pa�ac. Pozosta�y jeszcze pomieszczenia gospodarskie, po�o�one w suterynie. - To nie takie wa�ne - rzek� Ralf. - Lepiej, �eby je pan obejrza�. Dla pa�skiej �ony mog� by� bardzo wa�ne - rzek�a Fryda. Ralf chcia� co� odpowiedzie�, lecz zacisn�� usta. Twarz jego spos�pnia�a. Po chwili dopiero odpar�: - Nie mam �ony, b�d� tu mieszka� zupe�nie sam. - Ach, to co innego. Mimo to pomieszczenia te s� godne widzenia. Moja babka by�a doskona�� gospodyni� i urz�dzi�a wszystko bardzo wygodnie i praktycznie. P�niej, po �mierci matki, ojciec przyj�� francuskiego kucharza, kt�ry wprowadzi� rozmaite ulepszenia. Zdegradowano w�wczas poczciw� pani� Wengerli, kt�ra gotowa�a ju� tylko dla s�u�by. P�niej wszystko si� zmieni�o, stracili�my maj�tek, a pani Wengerli powr�ci�a na dawne stanowisko. Bardzo si� ucieszy�am, gdy zacz�a znowu gotowa� moje ulubione potrawy. Przy tych s�owach twarz Frydy opromieni� u�miech, kt�ry wyda� si� Ralfowi niezmiernie mi�y. Te powa�ne usta i uduchowione oczy zdawa�y si� rzadko u�miecha�, dlatego te� u�miech sprawia� tak wielkie i wdzi�czne wra�enie. - Znam ju� pani� Wengerli - rzek� Ralf - powiedzia�a mi, �e pani jest anio�em... - Ach, poczciwina przecenia mnie ogromnie. Jest to kobieta wierna, zacna i bardzo oddana; ona i jej m�� pomagaj� mi, jak mog�. Dzi� trudno znale�� takich ludzi. Ale chod�my dalej, nie chc� panu zabiera� czasu... W�a�ciwie obejrza� pan wszystko. - Dzi�kuj� pani za oprowadzenie. Udam si� teraz do ojca pani i za�atwi� z nim akt kupna... - Wi�c pan naprawd� kupuje "Solitude"? - Tak. - A kiedy pan si� sprowadzi? - Postaram si� jak najwcze�niej. Zam�wi� zaraz robotnik�w, aby przyst�pili do remontu. Jednocze�nie ka�� tu sprowadzi� meble, dywany i inne rzeczy. S�dz�, �e za miesi�c b�d� ju� m�g� mieszka� tutaj. - Czy pan zamierza stale mieszka� w "Solitude"? - Tak. - Czy b�dzie pan m�g� w tak kr�tkim czasie zwin�� swoje mieszkanie? - Od przesz�o dziesi�ciu lat nie mam w�asnego domu. Podr�owa�em bez przerwy, zwiedzi�em niemal ca�y �wiat - rzek�, nie patrz�c na ni�. Spostrzeg�a wyraz smutku w jego oczach. W g�osie jego brzmia�o co�, co mimo woli wzbudzi�o w niej wsp�czucie. - Czy pan wytrzyma w tej samotno�ci? Co prawda mo�e pan tu sprasza� go�ci i prowadzi� weso�e �ycie, ale... U�miechn�� si� z gorycz�. - Ach, tego nie uczyni�. Szukam i pragn� samotno�ci. Szuka�em jej po ca�ym �wiecie, w�drowa�em wci��, nie mog�c zazna� spokoju. Przeje�d�aj�c t�dy, ujrza�em ten pa�acyk, kt�ry mnie dziwnie poci�gn��... Zazwyczaj nie ulegam pierwszemu wra�eniu, tym razem jednak sta�o si� inaczej. - Oby pan znalaz� tutaj to, czego pan szuka! �ycz� panu wiele szcz�cia! - Szcz�cia? Ono nie przest�pi ze mn� tego progu. Bywaj� ludzie, od kt�rych ucieka szcz�cie. Spodziewam si� jednak, �e znajd� tu spok�j. I Ralf Lersen po�egna� Fryd� uk�onem, po czym odszed� szybko. Fryda sta�a na ganku i �ledzi�a go wzrokiem. My�la�a o tym, jak dziwna by�a jej rozmowa z tym nieznajomym. Zazwyczaj nie by�a sk�onna do zwierze�, Lecz Ralf Lersen mia� w swoim zachowaniu co� takiego, co wzbudza�o w niej zaufanie. Wydawa�o si� jej, �e go zna dobrze i od dawna. Przypomnia�a sobie jego ostatnie s�owa i poczu�a dla niego niezrozumia�e wsp�czucie. - Nie jest szcz�liwy, ma takie smutne oczy. Oby znalaz� tutaj zapomnienie - my�la�a Fryda. Raz jeszcze obesz�a wszystkie pokoje, �eby po�egna� si� z nimi. Starannie pozamyka�a okiennice i pozapuszcza�a �aluzje. Przesiedzia�a d�ug� chwil� w pokoju zmar�ej matki. Pieszczotliwie g�adzi�a jej ��ko, przypominaj�c sobie, �e zawsze chroni�a si� tutaj w chwilach smutku. Po ca�ym domu rozbrzmiewa� �miech i gwar, ona za� kry�a si� w tym cichym k�tku. Tutaj tak�e p�aka�a rzewnie, gdy ojciec wkr�tce po �mierci matki sprowadzi� macoch�. Nie kocha�a jej, a i macocha nie okazywa�a jej ani odrobiny uczucia. Ojciec tak�e nie darzy� jej mi�o�ci�, tak jak nigdy nie kocha� jej matki. Fryda wiedzia�a o tym. Gdy urodzi�a si� p�niej male�ka siostrzyczka, Fryda przela�a na ni� ca�� sw� czu�o��. Urszula jednak pozwala�a si� tylko pie�ci� i kocha�, lecz nie odwzajemnia�a tego przywi�zania. Nie by�a w og�le zdolna do g��bszych uczu�, kocha�a tylko siebie. Wrodzi�a si� pod ka�dym wzgl�dem w swoj� p�och�, samolubn� matk�. ** ** ** Urszula von D~orlach z niecierpliwo�ci� wypatrywa�a powrotu Ralfa. Ojciec powiedzia� jej, �e pan Lersen powr�ci tylko w tym przypadku, o ile zdecyduje si� na kupno pa�acyku. Gdy ujrza�a go z daleka, zerwa�a si� z krzes�a i zawo�a�a: - Idzie, tatusiu, idzie! - Chwa�a Bogu, Urszulko! Obawia�em si� ju�, �e poda�em zbyt wyg�rowan� cen�. Urszula szybko podesz�a do lustra i zacz�a poprawia� swoje ciemne loki. Z u�miechem spojrza�a na ojca, kt�ry rzek�: - Widz�, �e masz wzgl�dem tego pana Lersena powa�ne zamiary. - Najpowa�niejsze! My, ubogie dziewcz�ta, musimy ju� zawczasu stara� si� o m�a. - No, masz jeszcze du�o czasu. Sko�czy�a� osiemna�cie lat, nie ma wi�c powodu do po�piechu. - Za kilka miesi�cy ko�cz� dziewi�tna�cie. Nie mam ochoty zosta� star� pann� jak Fryda. - Ale�, Urszulko, przecie� Fryda nie jest star� pann�. Ma nieca�e dwadzie�cia cztery lata, a przy tym nie sprawia wra�enia osoby starszej. - Jeszcze nie, ale to ju� wkr�tce nast�pi. Jest niebrzydka, ale okropnie nudna. - Nie jest takim diablikiem, jak ty, to prawda. Ale ten rodzaj kobiet tak�e mo�e spodoba� si� niekt�rym m�czyznom... - Ach, tatusiu, a gdzie� tu na folwarku bywaj� m�czy�ni. Ten Lersen jest od p�tora roku pierwszym eleganckim m�czyzn�, kt�ry pokaza� si� na tym odludziu. A ja na pewno nie przepuszcz� takiej okazji do zrobienia dobrej partii. Chwa�a Bogu, wygl�dam jeszcze dosy� zno�nie... Ojciec roze�mia� si� g�o�no, by� dzi� w dobrym humorze. - Zno�nie? Jeste� bardzo skromna, kochanie. Mo�esz konkurowa� z ka�d�, c�reczko. - I mnie si� tak zdaje - rzek�a z kokieteryjnym u�miechem. - Ale, ale, pos�uchaj no tatusiu. Prawda, �e nie zabierzemy Frydy do Monachium? Na twarzy ojca odbi� si� wyraz przykro�ci i zak�opotania. - Gdyby to zale�a�o ode mnie, ch�tnie spe�ni�bym twoje �yczenie. Fryda potrafi zatru� cz�owiekowi ka�d� rado��. Wiecznie ma zatroskan� min�, wiecznie m�wi o ci�kich czasach, o konieczno�ci oszcz�dzania, wiecznie krytykuje ka�dy m�j czyn. Je�eli jednak b�dzie chcia�a pojecha�, to zabior� j� ze sob�. Przecie� sama wiesz, jak to jest... Tutaj nie znajdzie m�a. - Ach, Fryda jest urodzon� star� pann�. Po co jej m��? Niech sobie zostanie tutaj na folwarku ze swoimi dzie�ami mleka i kurami. Przecie� to lubi... - Tak, ale co pocz�liby�my bez niej, Urszulko! Kto by pracowa�, gdyby nie ona? Jej wszystko przychodzi z �atwo�ci�... - Trzeba przyzna�, �e jest bardzo silna i zdrowa. Ja nie potrafi�abym tego. - Nie, Urszulko, ty jeste� zbyt delikatna, a poza tym musisz dba� o r�ce i cer�. Zreszt�, Fryda tak�e nie b�dzie teraz pracowa� tak ci�ko, nawet je�eli tu zostanie. Zaproponuj� jej, �eby wyjecha�a z nami, mam jednak nadziej�, �e si� nie zgodzi. Powie pewnie, �e jej obecno�� jest konieczna na folwarku. Wiesz, wyobra�am sobie, jak b�dziemy �yli we dw�jk�! Zamieszkamy w eleganckim pensjonacie, nacieszymy si� �yciem wielkomiejskim. Mo�esz tam pozna� kogo� i zrobisz dobr� parti�. A je�eli nie, to przyjedziemy tutaj na przysz�� wiosn� i zostaniemy kilka tygodni. Wtedy b�dziesz mog�a zdoby� serce pana Lersena. - Wspania�y plan, ojczulku! Nie zaszkodzi, je�eli na wszelki wypadek zaczn� ju� dzi� kokietowa� tego Lersena. Ciesz� si� strasznie, �e pojedziemy razem do Monachium. Tylko, o ile to mo�liwe, bez Frydy! Powiniene� po prostu powiedzie� jej, �eby tu zosta�a! - Nie mog�, kochanie. W testamencie jej matki jest taka przekl�ta klauzula. Wszystko nale�y do Frydy. Pa�acyk, folwark, urz�dzenie - to jej w�asno��. Za ka�dym razem, gdy trzeba by�o co� sprzeda�, musia�em prosi� j� o pozwolenie. Najgorzej by�o ze sprzeda�� mebli. A ile musia�em si� naprosi�, zanim zgodzi�a si� sprzeda� pa�ac... - Zgodzi�a si� jednak. Zrozumia�a sama, �e nie mo�emy �y� tutaj, w tym ch�opskim �rodowisku... - Tak, wyt�umaczy�em jej to. Ale czy pami�tasz, co by�o p�niej? Pieni�dze, kt�re otrzymali�my za meble, chcia�a wpakowa� w folwark. Chcia�a zaprowadzi� rozmaite ulepszenia, dokupi� kilka kr�w i �wi�. Szkoda by�oby traci� na to pieni�dze! A my�my sobie za to wyjechali. Czy pami�tasz t� pi�kn� podr�? - Ach, by�o cudownie, tatusiu! A Fryda wtedy tak�e nie pojecha�a z nami... - Tym razem czeka mnie to samo. Fryda zechce zaprowadzi� jakie� zmiany, powie, �e trzeba dobrze ulokowa� kapita� i temu podobne rzeczy. Nienawidz� tego. Powiem jej od razu, �e przenosimy si� do Monachium. Ale teraz cicho, pan Lersen nadchodzi. Po chwili do pokoju wszed� Ralf Lersen. Pan von D~orlach przedstawi� mu c�rk�. Ralf nie zwraca� na ni� uwagi, cho� rzuca�a mu p�omienne spojrzenia. Oznajmi� panu von D~orlach, �e zamierza kupi� "Solitude". Przy tej okazji dowiedzia� si�, �e w�a�cicielk� pa�acu jest Fryda i �e to ona musi podpisa� akt sprzeda�y. - Tylko dla formy - t�umaczy� pan von D~orlach. Ma si� rozumie�, �e decyzja zale�y wy��cznie ode mnie, lecz moja c�rka musi podpisa� akt. Zapewne nadejdzie lada chwila. Mo�e na razie wypijemy kieliszek wina, a mo�e pan przek�si co�kolwiek. Urszulko, zawo�aj pani� Wengerli... - Dzi�kuj�, niech pani si� nie trudzi - rzek� Ralf. - Nie jestem g�odny ani spragniony... - Och, w ka�dym razie napijemy si� wina. Urszulo, przynie� nam kieliszki. Frydy znowu nie ma. Wychodzi zawsze, gdy jest najbardziej potrzebna - m�wi� pan von D~orlach. Ralfa dotkn�� przykro ten niech�tny ton. Zbudzi�o si� w nim pragnienie, �eby stan�� w obronie Frydy. Tote� zauwa�y�: - Pa�ska c�rka oprowadza�a mnie po pa�acu, a teraz pewno zamyka okna. S�dz�, �e powr�ci niebawem. Tymczasem mo�emy spisa� umow�, zw�aszcza, �e pan ma pe�nomocnictwo, panie von D~orlach... - Naturalnie, naturalnie, jej podpis to zwyk�a formalno��. Urszula nape�ni�a kieliszki winem, sama za� usiad�a przy oknie. Lersen stwierdzi� w duchu, �e pocz�stowano go bardzo dobrym i kosztownym winem, na jakie w dzisiejszych czasach sta� by�o niewielu ludzi. Zauwa�y�, �e pan von D~orlach pije z min� znawcy i smakosza. Po jakim� czasie Urszula oznajmi�a, �e widzi z daleka siostr�. Fryda rzeczywi�cie powr�ci�a na folwark. Zanim jednak wesz�a do domu, wst�pi�a na chwil� do pani Wengerli. - Oto jestem - rzek�a z u�miechem. - Czy nie b�d� potrzebna? - Nie, panieneczko, poradz� sobie sama. Niepotrzebnie panienka si� �pieszy�a. Prosz� pr�dko wraca� do domu, bo s� go�cie. - Wiem, wiem, ten pan, kt�ry chce kupi� pa�acyk. - Wi�c tym razem b�dzie co� z tej sprzeda�y? - spyta�a gospodyni, patrz�c z trosk� na m�od� dziewczyn�. - Tak mi si� zdaje... - odpar�a Fryda z westchnieniem. - Tak od razu? Ten pan to jakby spad� z nieba! Pewno moj� panieneczk� serduszko boli, �e pa�acyk przejdzie w obce r�ce? - Co zrobi�! Nie mamy przecie� �rodk�w, �eby go utrzyma� w porz�dku. Niszczeje z dnia na dzie�. Ogr�d jest zapuszczony, fasada uszkodzona. A przy tym ojciec �yczy sobie, �eby sprzeda� "Solitude". - To by mu niewiele pomog�o, �eby panieneczka nie chcia�a... - Wiem o tym. Czemu jednak mia�abym si� upiera�, �eby go nie sprzedano! Potrzeba nam pieni�dzy. Ojciec wyrzeka si� wielu przyjemno�ci, a Urszula marnuje swoje m�ode lata... - Tak? - zawo�a�a wojowniczo pani Wengerli. - A czy kto pyta o m�ode lata panienki? A panienka nie marnuje swojej m�odo�ci? - Ach, to nie takie wa�ne - rzek�a Fryda z cich� rezygnacj�. - O, m�j ty Bo�e! Panienka niedaleko zajdzie z t� swoj� dobroci�! Pa�stwo znowu zaczn� hula� i za kilka miesi�cy roztrwoni� ca�e pieni�dze. Zostanie panienka na lodzie z pustymi r�kami i tyle! Wtedy dopiero dadz� panience spok�j. - Prosz�, prosz� nie wyra�a� si� tak o moim ojcu i siostrze! Oboje cierpi� tak bardzo w tych zmienionych warunkach. I niech pani Wengerli b�dzie spokojna! Tym razem nie pozwol� trwoni� pieni�dzy! Walczy�am d�ugo, lecz zdoby�am si� na niez�omne postanowienie. Czyni� to dla nich, nie dla siebie. Nie mam przecie� ju� innych �r�de� dochod�w, a folwark w tym stanie przynosi za ma�o. Sum�, jak� otrzymam za pa�ac, zu�yj� na rozmaite ulepszenia gospodarskie. Dokupi� kilka kr�w, powi�ksz� zabudowania. Musimy zarabia� znacznie wi�cej. Pieni�dzy nie dam, cho�bym si� mia�a powa�ni� z ojcem i siostr�. - Tylko niech panienka nie da si� przekabaci�! - Nie, tym razem nic mnie nie odwiedzie od moich zamiar�w! Przyjmiemy tak�e jeszcze jak�� dziewczyn�, �eby�cie wy dwoje tak nie pracowali. - Niech panienka ju� nie gada, bo mi wstyd. Ale je�eli nam przyb�dzie gadziny, to musimy kogo� mie� do pomocy. Miejsce w oborze jest, paszy mamy dosy�. A nasze produkty b�dziemy sprzedawali. Ci pa�stwo z "Solitude" kupi� na pewno. Mo�na przecie� dostarcza� do pa�acu mas�o, jaja, mleko, jarzyny i dr�b. Um�wi� si� zaraz z tym panem, to jaki� bardzo mi�y pan. - Dobrze, dobrze, pozostawiam to pani Wengerli. Poczekajmy przede wszystkim, czy ten pan naprawd� kupi pa�ac. - Ale niech panienka si� mocno trzyma, niech panienka nie ust�puje. Trzeba si� uprze� przy swoim. Fryda skin�a g�ow� i po�pieszy�a do domu. Zanim przest�pi�a pr�g, przycisn�a d�onie do serca. Poblad�a z ogromnego wzruszenia. Wiedzia�a, �e czeka j� ci�ka walka, do kt�rej potrzeba jej odwagi. Gdy wesz�a do pokoju, Lersen powita� j� uk�onem. Ojciec natomiast zapyta� gniewnie: - Po co gadasz tyle z t� gospodyni�? - Mia�am z ni� do om�wienia sprawy gospodarskie. - Czekamy na ciebie. Pan Lersen chce kupi� "Solitude". Potrzebny nam jest tw�j podpis na umowie. - Wiem, ojcze, nie mog�am jednak powr�ci� wcze�niej. Nie s�dzi�am, �e om�wi�e� ju� wszystkie warunki z panem Lersenem. - Wszystko gotowe. Oto umowa. Brak tylko twego podpisu. Za�atw to, prosz�. Lersen zauwa�y�, �e Fryda dr�y i mocno zaciska r�ce. - Czy mog� przeczyta� umow�? - spyta�a cicho. - Po co? Wszystko jest jasne. Podpisz! Lersen spostrzeg�, �e Fryda dr��cymi r�kami uj�a arkusz papieru. Mia� wra�enie, �e potrzeba jej opieki. Zna� kr�tko tych dwoje ludzi, lecz s�ysza� o nich wiele i poczyni� wiele obserwacji, tote� zdawa� sobie spraw� z po�o�enia Frydy. Oddawa�a w tej chwili ostatnie, co posiada�a. Wprawdzie suma, jak� pan von D~orlach mia� otrzyma�, by�a bardzo wysoka, lecz c� to znaczy�o dla hulaki i utracjusza. Zapewne roztrwoni j� pr�dko, a Fryda zostanie bez �rodk�w do �ycia. Nie m�g� tego powiedzie� dziewczynie, odezwa� si� tylko ostrzegawczo: - Niech pani przeczyta umow�. Teraz jeszcze mo�e pani si� wycofa�. Mo�e warunki nie odpowiadaj� pani? Nie wiedzia�em, �e to pani jest w�a�cicielk� pa�acyku. - Och, moja c�rka nie rozr�nia poj�cia "moje" i "twoje". Jej podpis - to tylko formalno��. No, pr�dzej, Frydo - m�wi� pan von D~orlach ze �le st�umionym podnieceniem. Fryda przeczyta�a uwa�nie umow�, po czym zwr�ci�a si� do ojca: - Mylisz si�, ojcze, to wi�cej ni� prosta formalno��. "Solitude" jest moj� w�asno�ci�, ja sprzedaj� pa�acyk. Sprzedam go, lecz pod jednym warunkiem: Oto w umowie nale�y zmieni� jeden ust�p, a mianowicie ten, �e pieni�dze b�d� wp�acone w banku nie na tw�j, lecz na m�j rachunek. - Po co? C� to za g�upstwa? Nie masz przecie� rachunku. - Ale otworz� go sobie, ojcze. Mam prawie dwadzie�cia cztery lata, jestem pe�noletnia, nic wi�c nie stoi temu na przeszkodzie. Panie Lersen, zechce pan wp�aci� pieni�dze na moje konto. - Co to ma znaczy�? Chcesz rz�dzi� swoim ojcem? - Nie, ale chc� sama zarz�dza� tymi pieni�dzmi. Nie gniewaj si� na mnie, to dla twego dobra, ojcze. Przesta�my ju� m�wi� o tej sprawie, po c� mamy wtajemnicza� pana Lersena w nasze stosunki rodzinne. W g�osie Frydy brzmia�a b�agalna pro�ba, oczy jej spogl�da�y z mi�o�ci� na ojca. Lersen zauwa�y� to spojrzenie, kt�re wzruszy�o go do g��bi. Urszula natomiast zerwa�a si� i stan�a obok ojca. Jej ciemne oczy iskrzy�y si� gniewnie, z nienawi�ci� spojrza�a na siostr�. - Wstyd� si�! - zawo�a�a. - Jak mo�esz sprawia� ojcu tak� przykro�� w obecno�ci pana Lersena? Robisz to ze sk�pstwa i chciwo�ci - sykn�a. Ca�a jej �agodno�� i s�odycz znikn�y w jednej chwili. Fryda oddycha�a z trudem i zacisn�a bole�nie usta. By�a �miertelnie blada, gdy zwr�ci�a si� do Lersena. Wida� by�o, �e toczy ze sob� zaci�t� walk� wewn�trzn�. Mimo to nie ust�pi�a tym razem. - Zechce pan zmieni� ust�p w naszej umowie - rzek�a do Ralfa - a podpisz� j� natychmiast. Ralf sk�oni� si� i po�piesznie spe�ni� jej �yczenie. Najpierw jednak przysun�� jej krzes�o, gdy� widzia�, �e jest u kresu si�. Nie wiedzia�, co si� w tej chwili dzieje w duszy Frydy, przeczuwa� jednak, jak wiele kosztowa�o j� to postanowienie. By� przekonany, �e do jej post�pku na pewno nie sk�oni�a j� chciwo��. Umowa zosta�a zmieniona i podpisana. Fryda omawia�a jeszcze niekt�re szczeg�y z Ralfem Lersenem. Ojciec ciska� w jej stron� gniewne spojrzenia, a Urszula ostentacyjnie odwr�ci�a si� plecami do siostry. Fryda nie zwa�a�a na to. Twarz jej wyra�a�a niez�omn� wol�. Ralf by�by ch�tnie pozosta�, �eby odwr�ci� burz� od Frydy. Wiedzia� jednak, �e nie ma prawa wyst�powa� w jej obronie. Po�egna� si� wi�c, zapewniaj�c, �e wkr�tce przeka�e pieni�dze do banku i zalegalizuje umow�. Wspomnia� r�wnie�, �e przy�le tu robotnik�w, kt�rzy przyst�pi� do remontu, pragnie bowiem za kilka tygodni sprowadzi� si� do "Solitude". Fryda wr�czy�a mu klucze. - Zabezpieczy�am starannie okna i drzwi, panie Lersen. Wiedzia�am przecie�, �e dzi� po raz ostatni by�am w "Solitude". Lersen z wahaniem wzi�� klucze z jej r�k. Z pocz�tku chcia� je pozostawi� u niej, p�niej jednak przyszed� mu inny pomys� do g�owy. Po�egna� si� po chwili z panem von D~orlach i Urszul�, u�cisn�� tak�e serdecznie r�k� Frydy. Gdy przechodzi� obok ch�odni, zacz�� si� rozgl�da� woko�o, szukaj�c wzrokiem pani Wengerli. Chcia� z ni� pom�wi� w pewnej sprawie. I oto zobaczy� j� z daleka, bieg�a w�a�nie z obory. - Wielmo�ny panie - zawo�a�a - czy pan kupi� "Solitude"? - Tak, kupi�em. - Za pozwoleniem, przepraszam bardzo, ale chc� spyta� o jedno. Czy nasza panienka nie ust�pi�a? Czy pan jej wyp�aci pieni�dze, czy tamtym? - Pani Wengerli mo�e by� spokojna, panienka nie ust�pi�a. Podpisa�a umow� pod warunkiem, �e pieni�dze zostan� jej