2266
Szczegóły |
Tytuł |
2266 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2266 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2266 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2266 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jadwiga Courths_mahler
Per�y
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1995
Przek�ad Eugenia Solska
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa "�uk"
Bia�ystok 1991
Pisa�a K. Kruk
Korekty dokonali
K. Markiewicz
i St. Makowski
Jedyny pasa�er, siedz�cy przy
oknie w przedziale drugiej
klasy, zerwa� si� szybko ze
swego miejsca i spogl�da� jak
urzeczony na wspania�y
krajobraz. Przed oczyma jego
mign�� wynurzaj�cy si� na
ciemnym tle lasu prze�liczny
pa�acyk barokowy, podobny do
zakl�tego pa�acu z bajki.
Natychmiast jednak znik� mu
sprzed oczu. Poci�g potoczy� si�
dalej w mroczn� ziele� boru.
Podr�ny odetchn�� g��boko i
opad� znowu na �awk�.
- Kto wie, mo�e w�a�nie w tym
uroczym zak�tku mieszka spok�j -
pomy�la�, a jego ciemna, opalona
na br�z, pos�pna twarz przybra�a
na chwil� wyraz rozmarzenia.
By�a to twarz o rysach
ostrych, energicznych, zw�aszcza
usta i podbr�dek zdradza�y
stanowczo�� i siln� wol�.
Dziwnie jasne oczy, osadzone
g��boko pod pi�knie sklepionym
czo�em, spogl�da�y pos�pnie i
czyni�y t� twarz niezwykle
interesuj�c�. Prosty nos o
w�skim grzbiecie harmonizowa� z
w�skimi, bole�nie zaci�ni�tymi
wargami, kt�rych nie zas�ania�
�aden zarost.
Nieznajomy by� wysoki,
szczup�y i mia� dumn�,
imponuj�c� postaw�. Mia� na
sobie elegancki, praktyczny
ubi�r podr�ny i wygl�da� w nim
niezmiernie wytwornie, cho� w
niczym nie przypomina�
"gogusia".
Po chwili namys�u wsta� znowu
i zacz�� studiowa� rozk�ad,
wisz�cy w przedziale. Nikt mu
nie przeszkadza�, gdy� inni
podr�ni powysiadali na
poprzednich stacjach. On sam
zamierza� wysi��� na stacji
ko�cowej, aczkolwiek nie mia�
w�a�ciwie okre�lonego celu
podr�y. Wsiad� w Monachium do
pierwszego poci�gu, kt�ry
odje�d�a� w g�ry. Pu�ci� si� w
podr� w Nieznane... Pragn��
znowu odetchn�� woni� ojczystego
lasu, napawa� si� orze�wiaj�cym
g�rskim powietrzem... A przede
wszystkim pragn�� odpoczynku i
spokoju, ach tak - spokoju!!!
Na nast�pnej stacji poci�g
zatrzymywa� si� tylko minut�.
By�a to male�ka, g�rska wioska.
Zapewne w pobli�u niej wznosi�
si� �w male�ki, zaczarowany
pa�acyk na wzg�rzu.
Nieznajomy pochwyci� szybko
eleganck�, sk�rzan� walizk�,
oblepion� licznymi, barwnymi
etykietami, �wiadcz�cymi o tym,
�e musia� podr�owa� bardzo
wiele. Nie wiadomo czemu skusi�
go nagle spok�j tego odludnego
zak�tka w�r�d g�r. Zaledwie
poci�g przystan��, podr�ny
otworzy� drzwiczki i wyskoczy�
na peron.
Sta� teraz, jako jedyny
pasa�er, przed male�kim
budynkiem stacyjnym.
"Pan zawiadowca" osobi�cie
odebra� bilet z jego r�k.
- Chcia�bym tu przerwa� podr�
- rzek� Ralf Lersen, tak bowiem
nazywa� si� nieznajomy.
Zawiadowca zaznaczy� to na
bilecie.
- Ostemplowa�em ju� bilet,
prosz� pana - powiedzia�.
- Czy m�g�bym tu pozostawi�
moj� walizk�? Pragn� si� troch�
przej�� po lesie, przy czym
walizka b�dzie mi zawadza�.
- Mo�e pan zostawi� swoj�
walizk�.
- Z okien poci�gu widzia�em z
daleka, po prawej stronie toru
ma�y, bia�y pa�acyk z zielonymi
�aluzjami. Jak� drog� mo�na si�
tam dosta�?
- Ach, pan ma na my�li
"Solitude"? Trzeba i�� lasem,
przej�� tor po prawej stronie, a
p�niej p�j�� prosto. Ale droga
do "Solitude" potrwa dobr�
godzink�...
- Nie szkodzi. Prosz� mi tylko
pilnowa� mojej walizki.
- Dobrze, panie, oto kwit.
Ralf Lersen schowa� kartk�. Po
chwili w�drowa� ju� spr�ystym
krokiem w oznaczonym kierunku.
Niekiedy przystawa� na �cie�ce,
wij�cej si� w�r�d lasu,
podziwiaj�c drzewa przystrojone
w wiosenn� szat�. Raz nawet
otworzy� szeroko ramiona:
- Lesie! Ojczysty lesie! -
zawo�a� ze wzruszeniem, jakby
wita� dawno nie widzianego
przyjaciela.
Westchn�� g��boko i pomy�la�:
- W twoim cieniu, w twojej
ciszy powinna ozdrowie� moja
chora, zbola�a dusza!
W�drowa� przesz�o godzin�,
rozkoszuj�c si� wspania�ym
krajobrazem. W dali, na tle
nieba, rysowa�y si� wysokie,
o�nie�one szczyty g�r. Wreszcie
wyszed� z lasu i przystan��. Na
szerokiej polanie, pokrytej
setkami wiosennych kwiat�w,
wznosi� si� bia�y pa�acyk, kt�ry
ujrza� poprzednio przez okno
poci�gu. Barokowa budowla
ja�nia�a na tle ciemnego boru,
g�rowa� nad ni� wynios�y szczyt
w �nie�nej koronie. U podn�a
jego pi�trzy�y si� inne g�ry,
wszystkie a� do po�owy
poro�ni�te g�stym lasem.
Westchn��, zapatrzony w
przecudny widok, kt�ry si�
roztacza� przed jego oczyma.
Wynios�y g�rski szczyt wygl�da�
jak stra�nik, kt�ry czuwa nad
bia�ym pa�acem.
By�o tu cicho i pusto.
Rozbrzmiewa� jedynie cichy �piew
ptasz�t. Samotny m�czyzna
wpatrywa� si� p�on�cymi oczyma w
ten obraz doskona�ej ciszy.
Powoli zbli�y� si� do
sztachet, przez kt�re wychyla�y
si� ga��zie bz�w i ja�min�w.
Ogr�d by� dziki, zapuszczony,
wszystko tu kwit�o i zielenia�o,
nietkni�te r�k� ogrodnika.
Pa�acyk zdawa� si� by� nie
zamieszkany. Spa� jakby, cichy i
zamkni�ty, w�r�d wiosennego
przepychu. Otacza� go ze
wszystkich stron szeroki taras,
do portalu wiod�y wysokie
schody.
Ralf Lersen spogl�da� w
zachwycie na prze�liczny
pa�acyk, kt�ry nosi� pewne �lady
zniszczenia. To jednak nie
razi�o Ralfa - przeciwnie,
uwa�a�, �e to zaniedbanie
harmonizuje z ca�ym otoczeniem.
Zapewne barokowy pa�acyk musia�
by� od wielu lat nie zamieszkany
i �ni� samotnie sw�j sen w tym
zdzicza�ym parku.
Wreszcie, budz�c si� jakby z
zadumy, odgarn�� z czo�a ciemne
w�osy i ruszy� dalej, zmierzaj�c
ku furtce. Furtka by�a nie
domkni�ta, sprawia�o to wra�enie
jakby kto� przechodzi� tamt�dy.
Ralf spostrzeg� teraz na furtce
prymitywn� tabliczk� z tektury,
przywi�zan� nitk� do sztachet.
Zaciekawiony przeczyta�:
"Pa�acyk ten jest do
sprzedania lub do wynaj�cia.
Interesanci zechc� zg�asza� si�
na folwark. Droga na folwark
prowadzi w p�nocnym kierunku, u
podn�a g�ry".
Ralf Lersen zdj�� szybkim
ruchem czapk� podr�n�, jakby mu
si� nagle zrobi�o zbyt gor�co.
Zbudzi�o si� w nim �yczenie,
�eby kupi� ten pa�ac �pi�cej
kr�lewny, �eby znale�� w nim
nareszcie cisz� i spoczynek.
Przez ca�e lata tu�a� si� po
�wiecie, z kraju do kraju, z
miejsca na miejsce. Teraz nagle
zapragn�� spokoju i wytchnienia,
zapragn�� w�asnego domu. My�l o
tym zmieni�a si� wkr�tce w mocne
postanowienie. C� mog�oby mu
przeszkodzi� w kupnie tego
pa�acyku. By� do�� bogaty, �eby
sobie pozwoli� na zaspokajanie
takich �ycze�. M�g� si� schroni�
ze swym z�amanym �yciem w tej
ciszy le�nej, pracowa� tu,
po�wi�ci� si� swoim badaniom
naukowym.
Nie zastanawiaj�c si�, pod��y�
drog� wskazan� w og�oszeniu. Po
kilkunastu minutach spostrzeg�
mi�y, ma�y domek z werand�.
Dalej ci�gn�y si� zabudowania
gospodarskie. Obok stajni
spostrzeg� otwarte drzwi,
prowadz�ce do ch�odni mleka.
Przed ch�odni� sta�y drewniane
koz�y, na nich za� ogromne
dzie�e, nape�nione mlekiem. W
drzwiach zjawi�a si� po chwili
t�ga, rumiana, sympatyczna
kobieta, mog�ca liczy� oko�o lat
pi��dziesi�ciu. Mia�a na sobie
kretonow� sp�dnic� w kwiaty,
bia�y kaftan i szeroki,
granatowy fartuch. Jej siwe,
g�ste w�osy splecione by�y w
grube warkocze i upi�te wko�o
g�owy.
Zdumiona, spostrzeg�a wysok�
posta� m�czyzny.
- Dzie� dobry! Panoczek
chcia�by si� pewnie napi� mleka.
- Ch�tnie, je�eli mo�na.
Przede wszystkim jednak
chcia�bym si� dowiedzie� o ten
pa�acyk, kt�ry podobno jest do
sprzedania.
- O m�j ty Bo�e kochany!
Panoczek chcia�by kupi�
"Solitude"?
- Mia�bym na to ochot�. Ma si�
rozumie�, �e przede wszystkim
musia�bym dok�adnie obejrze�
wn�trze pa�acyku. Czy pani
mog�aby mi udzieli� bli�szych
wyja�nie�?
- Po trosze. Ja�nie panienka
posz�a w�a�nie do pa�acyku, �eby
troch� przewietrzy� pokoje. Czy
panoczek nie spotka� ja�nie
panienki?
- Nie spotka�em nikogo.
Zdawa�o mi si�, �e w pa�acu nie
ma �ywej duszy. Tylko furtka
by�a otwarta...
Kobieta ci�ko westchn�a.
- Biedactwo! Pewnie siedzi
znowu w jednym z ciemnych pokoi
i p�acze. Nie ma si� nawet gdzie
spokojnie wyp�aka�, nieboraczka
- szepn�a bardziej do siebie
ni� do nieznajomego.
Ralfa Lersena dziwnie uderzy�y
te s�owa. Ta kobieta m�wi�a o
jakiej� ja�nie panience, kt�ra
zwyk�a op�akiwa� swoje smutki w
samotnym pa�acyku.
- Czy pani m�wi o w�a�cicielce
"Solitude"?
- Ano tak, w�a�nie. Ona jest
praw� w�a�cicielk� maj�tku,
chocia� ja�nie pan udaje zawsze,
�e wszystko nale�y do niego.
Nazywa si� panna Fryda von
D~orlach i jest starsz� c�rk�
pana von D~orlach, kt�ry ze
swymi dwiema c�rkami mieszka tam
naprzeciwko, w dawnym domu
administratora. Tak, dawniej do
pa�acu nale�a�y jeszcze rozleg�e
w�o�ci; w�wczas mieszka� tu
administrator i s�u�ba. Teraz
musi wystarczy� dla pa�stwa. Ale
ja plot� i plot�! Niech pan nie
wspomina o tym, �e panna Fryda
p�acze. Nie chcia�am tego
powiedzie�, tylko mi si� tak
wyrwa�o...
- Prosz� si� nie l�ka�, nie
wspomn� o tym.
- Od razu sobie pomy�la�am, �e
pan nie jest gadu��. Aha! Je�eli
pan chce si� dowiedzie� o
pa�acyk, to zaprowadz� pana
zaraz do ja�nie pana. To
blisko...
I kobieta wskaza�a r�k� ma�y,
�adny domek, opleciony dzikim
winem. Z jednej strony domu
ci�gn�� si� spory ogr�d
warzywny.
- Jak to, wi�c tu mieszka
w�a�ciciel pa�acyku? - spyta� ze
zdziwieniem Ralf Lersen. Nie
m�g� po prostu poj��, dlaczego
w�a�ciciel nie mieszka w tym
�licznym pa�acu. Kobieta z
westchnieniem skin�a g�ow�.
- Nasi pa�stwo zubo�eli.
Ja�nie pan �y� weso�o, wyrzuca�
po prostu pieni�dze za okno.
Wszystko zmarnowa�, co w�a�nie
nale�a�o do panny Frydy, bo ona
odziedziczy�a to po swojej
matce. Ale nasz pan
wszy�ciute�ko sprzeda� i
przehula�. Oj, dzia�o si� tu,
dzia�o, gdy po �mierci pierwszej
�ony o�eni� si� drugi raz. �yli
sobie jak ksi���ta! W�a�ciwie to
nasz pan nic nie odziedziczy�,
mia� tylko dostawa� po�ow�
dochod�w z maj�tku, a by�a to
kiedy� wielka, pi�kna
posiad�o��. C�, tak si�
prowadzi�, jakby wszystko by�o
jego. A nasza panieneczka, panna
Fryda, by�a jeszcze male�ka, a
nawet i p�niej s�owem si� nie
sprzeciwi�a, bo tak kocha ojca.
�eby cho� odwdzi�czy� si� jej za
to! Ale gdzie tam! Dobrego s�owa
jej nie powie! No, a druga �ona
by�a nie lepsza, ona te�
potrafi�a trwoni� pieni�dze.
Poniewierali oboje panienk�, a
druga �ona rz�dzi�a. Tylko �e
matka panny Frydy by�a pracowit�
i dobr�, i sprawiedliw� pani�, a
ta druga niegodziw�, lekkomy�ln�
kobiet�. Pieni�dze sypa�y si�
jak ziarno, a wreszcie ja�nie
pan zacz�� sprzedawa� w�asno��
panny Frydy. Najpierw bi�uteri�
jej matki, potem las, potem
ziemi�, a� wreszcie posz�o
wszystko. Gdy cztery lata temu
druga �ona umar�a - spad�a z
konia na polowaniu i zabi�a si�
na miejscu - wtedy okaza�o si�,
�e z tej ca�ej wspania�o�ci nic
nie zosta�o. Wszystko by�o
sprzedane, zastawione, wszystko
- opr�cz pa�acyku - tego jako�
nikt nie chcia� kupi�. Tylko
kosztowne stare meble sprzedano
w Monachium. O Jezu, jak�e nasza
panieneczka p�aka�a! Ale
ukradkiem, �eby ojciec nie
widzia�. Pozosta� tylko ten
folwarczek i dom administratora.
Pa�stwo musieli si�
przeprowadzi� tutaj, bo nie
mieli za co trzyma� s�u�by.
Nasza panna Fryda pracuje od
�witu do nocy jak prosta
dziewczyna, �eby ojcu i siostrze
nie zbywa�o na niczym. No, m�j
stary i ja tak�e jej pomagamy.
Zrobiliby�my wszystko dla naszej
panieneczki.
S�owa rwa�y si� wartkim
potokiem z ust kobiety. Zdawa�o
si�, i� przynosi jej ulg�, gdy
mo�e zrzuci� ci�ar z serca.
Ralf Lersen nie m�g� powstrzyma�
tej rozp�tanej powodzi s��w. Gdy
wreszcie jego towarzyszce
zabrak�o tchu, zapyta�:
- Wi�c pan von D~orlach ma
dwie c�rki?
- Ano tak! Z drugiego
ma��e�stwa tak�e ma c�rk�, pann�
Urszul�. To taki sam p�dziwiatr
jak jej matka, zewn�trznie i
wewn�trznie podobna do niej jak
dwie krople wody. Pan mo�e
bierze mi za z�e, �e tak m�wi� o
pa�stwu, co? Ale gdyby to mia�o
nawet kosztowa� szyj�, to powiem
jedno: szanowa� mog� tylko nasz�
pann� Fryd�, kt�r� ojciec
pozbawi� dziedzictwa. Teraz
biedaczka haruje dla niego i dla
panny Urszuli, a oni zamiast by�
wdzi�czni, susz� jej wci��
g�ow�, �e im tak �le. Nasza
panienka ani pi�nie, robi swoje,
�eby tym dwojgu tylko na niczym
nie zbywa�o. M�j stary i ja
dawno by�my st�d uciekli, gdyby
nam nie by�o �al panieneczki.
Pan nic nie robi, tylko narzeka,
a panna Urszula jest dumna i
leniwa, �e strach! C�, kiedy
nie mo�emy zostawi� panny Frydy!
Jak tak spojrzy na cz�owieka
swymi oczkami, to serce taje.
Jest anio�em jak nieboszczka
matka, kt�ra tak m�odo umar�a.
Serce jej p�k�o, bo mia�a
takiego m�a. O�eni� si� z ni�
tylko dlatego, bo mia�a maj�tek.
Ale ja gadam jak naj�ta, a pan
chcia� przecie� rozm�wi� si� z
naszym panem. Tak, pan chce
sprzeda� "Solitude", chocia�
naszej panience serce si� kraje.
Co go to obchodzi! Byleby mia�
znowu grosze na wina i cygara,
na perfumy i �akotki dla panny
Urszuli.
- Wi�c starsza panna von
D~orlach nie chcia�aby sprzeda�
pa�acyku? - spyta� Ralf z
wahaniem.
- Nie, nie! Ona zrobi
wszystko, czego chce nasz pan.
Kocha go, jakby by� najlepszym
ojcem, kocha nawet siostr�, cho�
tamta wszystko robi jej na
przek�r. Nasz pan �wiata nie
widzi poza pann� Urszul�, a dla
panny Frydy nie ma ani odrobiny
serca. Ci�gle wyrzekaj�, a
grymasz�, dogodzi� im nie mo�na.
Niby �e panna Fryda im
wszystkiego �a�uje. A przecie�
panienka dba tylko o to, �eby
jako� utrzyma� te resztki. I nie
my�li wcale o sobie, tylko o
ojcu i siostrze. Dla nich
pracuje, a siostra ani my�li jej
pom�c. Ja�nie panienka chce
sprzeda� pa�acyk, tylko
dotychczas nie znalaz� si�
kupiec. A �e si� przy tym
martwi, biedactwo, to nie
dziwota. Urodzi�a si� w tym
pa�acyku, tam umar�a jej matka.
No, ale teraz chod�my ju� do
ja�nie pana. P�niej panna Fryda
mo�e panu pokaza� pa�ac, na
pewno spotka pan tam
nieboraczk�. Tylko niech pan aby
nie powie, �e m�wi�am co� z�ego
o naszym panu i pannie Urszuli.
Panna Fryda nie pozwala
powiedzie� na nich z�ego
s�owa...
Na ustach Ralfa pojawi� si�
lekki u�miech. Skin�� jednak
g�ow� i uda� si� z gadatliw�
gospodyni� do �adnego,
czy�ciutkiego domu. Sk�ada� si�
on z parteru i jednego tylko
pi�tra oraz pokoiku na poddaszu.
Przestronna, drewniana weranda
znajdowa�a si� przed
najwi�kszym, �rodkowym pokojem.
Ca�y dom, opr�cz kom�rki na
poddaszu, sk�ada� si� z pi�ciu
du�ych pokoi oraz kuchni.
Ralf pod��y� za kobiet� do
wybielonej sieni.
- Zaraz pana zamelduj�. Nasz
pan to lubi wszystko elegancko i
z fasonem!
Skin�� g�ow� i usiad� w sieni
na drewnianej �awie. Po chwili
nadesz�a stara i wprowadzi�a go
do �adnie urz�dzonego pokoju.
Sta�y tu pi�kne, stare meble,
zapewne sprowadzone z pa�acu;
zna� by�o na nich �lady
zniszczenia, obicie mia�y nieco
przetarte i wyp�owia�e.
Po�rodku pokoju sta� wysoki,
starszy m�czyzna o g�stych
bia�ych w�osach. G�rn� warg�
ocienia� ma�y w�sik. Ubrany by�
bez zarzutu, cho� mo�e zbyt
m�odzie�czo. Ralf przedstawi� mu
si�, a pan von D~orlach r�wnie�
wymieni� swoje nazwisko.
- Pani Wengerli powiedzia�a,
�e pan ewentualnie kupi�by
"Solitude"? Prosz�, niech pan
spocznie...
Ralf usiad�. Nawet gdyby pani
Wengerli nie scharakteryzowa�a
mu w tak dobitny spos�b swego
pana, Lersen by�by pozna�, �e ma
przed sob� hulak�, utracjusza i
egoist�. By� bardzo
spostrzegawczy, a przy tym zna�
ludzi. Chocia� nie przyk�ada�
wielkiej wagi do plotek starej
gospodyni, to jednak nie m�g�
si� oprze� uczuciu g��bokiej
antypatii do pana von D~orlach.
Starszy pan w patetycznych
s�owach zacz�� m�wi� o
konieczno�ci sprzedania
pa�acyku.
- Serce mnie boli, �e musz�
si� rozsta� z pa�acykiem, lecz
nie mog� go, niestety, utrzyma�.
Tak, tak, wojna zrujnowa�a nas,
wszyscy padli�my jej ofiar�.
Zapewne i pan by� na froncie?
Go�� przecz�co potrz�sn��
g�ow�.
- Nie, panie von D~orlach. Gdy
wojna wybuch�a, przebywa�em w
kraju Grahama pod biegunem
po�udniowym. Otrzyma�em
wiadomo�� o wojnie na pok�adzie
wielkiego statku
wielorybniczego. Nie mia�em
mo�no�ci powrotu do kraju. Teraz
dopiero powr�ci�em...
- Ho, ho, ale� pan zwiedzi�
�adny kawa�ek �wiata. Czy bra�
pan r�wnie� udzia� w polowaniu
na wieloryby?
- Tak, prosz� pana.
- Z amatorstwa?
- Niezupe�nie. Przy��czy�em
si� do wyprawy naukowej, kt�ra
wyruszy�a na badanie okolic
podbiegunowych. Z nud�w
wzi�li�my udzia� w polowaniu na
wieloryby...
- To bardzo ciekawe,
nieprawda�?
- Bez w�tpienia.
- Ale tak�e ogromnie m�cz�ce?
- Ogromnie. Nie chcia�bym panu
jednak zabiera� cennego czasu i
dlatego prosz� powiedzie� mi, na
jakich warunkach m�g�bym naby�
pa�acyk. Chcia�bym go od razu
obejrze�, zobacz�, czy si�
nadaje dla mnie - rzek� Lersen.
- Naturalnie, mo�e pan zaraz
obejrze� "Solitude". Moja c�rka
posz�a tam w�a�nie, ona
oprowadzi pana. Przykro mi
bardzo rozstawa� si� z
pa�acykiem, ale warunki, drogi
panie, te dzisiejsze warunki...
- Rozumiem pana dobrze.
Pa�acyk jest zapewne spu�cizn�
po przodkach, nale�y od wiek�w
do pa�skiej rodziny...
- W�a�ciwie nie do mojej
rodziny. Nasza siedziba rodzinna
wznosi si� w Niemczech
p�nocnych. "Solitude"
pozostawi�a mi w spadku moja
pierwsza �ona. Trudno mi wyrzec
si� pa�acyku... Pan rozumie!
Budowla jest w dobrym stanie,
cokolwiek tylko uszkodzona, lecz
mo�na to �atwo naprawi�. Ja nie
mam na to �rodk�w. Je�eli pan
powa�nie reflektuje...
- Zupe�nie powa�nie. Musz�
tylko obejrze� wn�trze pa�acu.
Czy jest on umeblowany?
- Niestety, tylko cz�ciowo.
Najkosztowniejsze meble musia�em
sprzeda�. Dawne pokoje go�cinne,
wielka sala i ma�y salonik s�
ca�kowicie urz�dzone. Inne
pokoje musia�by pan urz�dzi� na
nowo. Przypuszczam, �e zamieszka
pan w "Solitude" ze swoj�
rodzin�?
- Nie, to by�oby nieprzyjemne.
Je�eli kupi� pa�acyk, musz� go
ca�kowicie doprowadzi� do
porz�dku.
- Czy nie b�dzie si� pan czu�
samotny w tym pa�acu?
- Nie! Lubi� samotno�� i
szukam jej. Dlatego nazwa pa�acu
podoba mi si� bardzo.
Pan von D~orlach spojrza� na
niego z zaciekawieniem.
- M�ody cz�owiek i lubi
samotno��! To dziwne! Niech pan
spojrzy na mnie, ja czuj� si�
bardzo nieszcz�liwy, �e musz�
wegetowa� na tym pustkowiu.
- To rzecz gustu. Zechce mi
pan wymieni� swoje warunki.
Pan von D~orlach zamy�li� si�.
Zastanawia� si�, jak� poda�
cen�. Aby zyska� na czasie,
powiedzia�:
- Powinien pan wiedzie�, jaka
obecnie jest dro�yzna. M�g�bym
w�a�ciwie wynajmowa� pa�acyk
letnikom i dobrze zarabia�, lecz
przysz�oby mi to z wielk�
trudno�ci�. Wol�, �eby sta� si�
w�asno�ci� cz�owieka z naszej
sfery...
- Prosz�, zechce pan bez
ogr�dek wymieni� cen� - rzek�
Ralf Lersen troch�
zniecierpliwiony.
Stary pan pochyli� g�ow�, a w
oczach jego zal�ni� przelotny
b�ysk. Po chwili wymieni� sum�,
kt�ra nawet i jemu samemu
wydawa�a si� nieco wyg�rowan�.
Ralf Lersen nie okaza�
zdziwienia, spyta� tylko
spokojnie:
- Czy suma ta rozumie si� za
pa�acyk wraz z pozosta�ym tam
inwentarzem?
- Rzecz oczywista - zapewni�
po�piesznie pan von D~orlach.
Ralf powiedzia� to tak
oboj�tnym tonem, �e pan von
D~orlach nazwa� si� w duchu
os�em. �a�owa� teraz, �e nie
wymieni� jeszcze wy�szej kwoty.
W ka�dym jednak razie mia�
otrzyma� za zaniedbany i
zniszczony pa�ac cen�, o jakiej
nie �mia� marzy�.
Panowie om�wili jeszcze
niekt�re warunki, po czym Ralf
Lersen po�egna� si�, aby
natychmiast uda� si� do
"Solitude".
- Spodziewam si�, �e zastan�
tam jeszcze pa�sk� c�rk� -
powiedzia�.
- Z pewno�ci�, panie Lersen. A
kiedy zawiadomi mnie pan o swoim
postanowieniu?
- Natychmiast po obejrzeniu
pa�acu.
- Dobrze, mam nadziej�, �e
wkr�tce zobacz� pana.
- Tylko w tym przypadku,
je�eli zdecyduj� si� kupi�
pa�ac. W przeciwnym razie pa�ska
c�rka przyniesie panu odpowied�.
Pan von D~orlach przestraszy�
si�. Pomy�la�, i� wymieni� zbyt
wyg�rowan� cen� i �e Lersen mo�e
si� rozmy�li�. Tote� doda�
pr�dko:
- Pogodzimy si� ju� co do
ceny.
- Nie mam zamiaru targowa�
si�, panie von D~orlach. Je�eli
pa�acyk spodoba mi si�, kupi� go
zaraz. Pozwoli pan, �e go
po�egnam.
I Ralf Lersen oddali� si�.
Przechodz�c przez dziedziniec,
min�� znowu ch�odni�, kt�rej
drzwi sta�y otworem. Dobiega� z
nich teraz gniewny, ostry g�os
m�odej dziewczyny:
- Ile razy mam powtarza�, pani
Wengerli, �e �mietank� trzeba
stawia� na lodzie. Gdy wracam ze
spaceru, musz� mie� zimn�
�mietank�.
- Nie ma lodu, ja�nie
panienko. �mietanka jest zimna,
bo sta�a w ch�odni. Panna Fryda
kaza�a specjalnie odla� szklank�
dla ja�nie panienki. Sobie
�a�uje, biedaczka, nawet
szklanki mleka...
- Bo jest sk�pa, a� strach.
Tego tylko brakowa�o, �eby mi
pani wymawia�a t� marn� szklank�
�mietany. Czy to Fryda poleci�a
pani podawa� mi ciep�� �mietan�?
Pewno chcia�a mi zrobi� na
z�o��...
- O Bo�e, niech ja�nie
panienka nie grzeszy. Nasza
panienka to by chyba nie jad�a i
nie pi�a, �eby pannie Urszuli
nie zbywa�o na niczym.
- Znam to, znam! Fryda jest
�wi�ta, Fryda jest anio�em,
odejmuje sobie ka�dy k�s od ust,
�eby�my op�ywali w zbytkach...
- Je�eli panienka wie, to ja
nie b�d� powtarza�! Ale mog�aby
si� panienka wstydzi�! Czemu to
panna Urszula zawsze tak �le
m�wi o siostrze? Nie pozwol� na
to, nie pozwol�!
Na progu ch�odni stan�a teraz
m�oda dziewczyna w jasnej,
eleganckiej sukience.
Wykrzywiaj�c twarz, zatyka�a
sobie uszy r�kami.
- Dosy�, dosy�! Wiem wszystko!
Dla pani Wengerli Fryda jest
anio�em, a dla mnie nudn�, star�
pann� i skner� jakich ma�o.
Basta! - zawo�a�a.
Wyszed�szy z ch�odni,
spostrzeg�a teraz Ralfa Lersena.
Jej pi�kn� twarz opromieni�
natychmiast czaruj�cy u�miech.
Spojrza�a na nieznajomego
wielkimi, zdumionymi oczyma.
Ralf uk�oni� si� z daleka,
skin�� g�ow� gospodyni i odszed�
szybko. Urszula �ledzi�a
wzrokiem jego wynios��,
eleganck� posta�. Dopiero, gdy
znik� za drzewami, zapyta�a
szybko:
- Kto to by�?
- Jaki� pan, kt�ry chce kupi�
"Solitude" - burkn�a gniewnie
pani Wengerli. - Rozmawia� ju� z
naszym panem...
Urszula p�dem pobieg�a przez
dziedziniec i wpad�a do domu,
wprost do pokoju ojca.
- Tatusiu, czy to prawda? Ten
interesuj�cy, wytworny
nieznajomy zamierza kupi�
"Solitude"? - spyta�a.
- Tak, ma ten zamiar. Chodzi
tylko o to, czy mu si� pa�acyk
spodoba wewn�trz.
- Czy jest �onaty? - spyta�a
Urszula, jakby to by�o
najwa�niejsze.
- Nie, jest zupe�nie sam, tak
mi powiedzia�.
- A czy jest bogaty?
- Wobec tego, �e chce kupi�
pa�ac, s�dz�, �e ma du�o
pieni�dzy. Powr�ci� w�a�nie z
zagranicy, podr�owa� du�o, by�
nawet na biegunie. Jeszcze przed
wojn� wyjecha� z kraju. To mniej
wi�cej wszystko, co o nim wiem.
- Jest bardzo przystojny i
elegancki, tatusiu, a to co
opowiadasz o nim brzmi bardzo
romantycznie. Ach, jakby to by�o
cudownie, gdyby kupi� pa�acyk i
zosta� naszym s�siadem!
Pan von D~orlach za�mia� si�
szyderczo.
- Czy s�dzisz, �e je�eli go
kupi, to zostaniemy tutaj, w tej
n�dznej dziurze? Nie, moja
s�odka Urszulko! Gdy tylko
dostan� pieni�dze, wyniesiemy
si� st�d natychmiast. Przenios�
si� do Monachium albo do Berlina
i zaczniemy znowu prowadzi�
troch� zabawniejsze �ycie. M�dl
si�, kochanie, �eby ten pan
Lersen kupi� "Solitude". Wtedy i
dla nas rozpoczn� si� inne
czasy...
Urszula wsun�a r�k� pod rami�
ojca. Oczy jej zab�ys�y
po��dliwie, na pi�knej, lecz
niedobrej twarzy ukaza� si�
wyraz ut�sknienia.
- Ach, tatusiu! Gdyby to
dosz�o do skutku! Nam obojgu
przyda�oby si� troch�
urozmaicenia. Tutaj mo�na
skwa�nie� z nud�w!
- B�g �wiadkiem, �e masz
s�uszno��! Prowadzimy tu psie
�ycie!
I oboje zacz�li snu� plany na
przysz�o��. Wyobra�ali sobie,
jak b�d� u�ywali �ycia, gdy
nareszcie dostanie im si� troch�
upragnionej mamony.
Ralf Lersen ruszy� pr�dko w
stron� pa�acu "Solitude".
Zbudzi�o si� w nim
zainteresowanie dla Frydy von
D~orlach, o kt�rej s�ysza� ju�
od pani Wengerli; sta� si� tak�e
mimowolnym �wiadkiem rozmowy
mi�dzy gospodyni� a Urszul� von
D~orlach, a teraz by� ciekaw,
jaka mo�e by� Fryda. LUbi� to
imi�, tak proste i d�wi�czne,
pragn�� pozna� t� m�od�
dziewczyn�. A mo�e wcale nie
jest m�oda? Jest przecie� c�rk�
z pierwszego ma��e�stwa pana von
D~orlach, kto wie, mo�e to
starsza osoba? Mniejsza o to!
Chodzi�o mu przede wszystkim o
pa�acyk, nie za� o jego
w�a�cicielk�. Je�eli tu
osi�dzie, to na pewno nie b�dzie
utrzymywa� stosunk�w
towarzyskich z dawnymi
w�a�cicielami. Pan von D~orlach
wydawa� mu si� niesympatyczny, a
jego c�rka Urszula, pomimo swej
wielkiej urody, nale�a�a do tej
kategorii kobiet, jakiej zwyk�
unika�.
Wreszcie przystan�� znowu
przed pa�acem. Zatrzyma� si�
przed furtk�. Spostrzeg�, �e
pootwierano teraz wszystkie
okiennice, a w oknie ukaza�a si�
g��wka m�odej dziewczyny. Ujrza�
z daleka delikatny profil i suty
w�ze� z�ocistobrunatnych w�os�w,
upi�tych nisko nad karkiem.
Przez chwil� przypatrywa� si�
badawczo panience. Nie mog�a
spostrzec go, gdy� posta� jego
zas�ania�y g�ste zaro�la.
Dziewczyna znu�onym ruchem
opar�a si� o parapet. W postawie
jej by�o co� bezbronnego,
bezgraniczna rezygnacja i
zm�czenie, kt�re dziwnie
wzruszy�y Ralfa. Ta panna Fryda
musi by� bardzo nieszcz�liw�
istot� - my�la�, przypominaj�c
sobie, co m�wi�a o niej
gadatliwa i dobroduszna pani
Wengerli. Wygl�da tak, jakby
wiele cierpia�a. Ralf waha� si�,
nie mia� odwagi wej�� teraz do
pa�acu, �eby nie przerywa�
dziewczynie tej chwili
samotno�ci i wytchnienia.
Wreszcie dziewczyna
wyprostowa�a si� i przesun�a
r�k� po czole. Oczy jej bieg�y w
dal, �ledzi�a nimi b��kitne,
o�nie�one g�ry. Potem umocowa�a
okiennice i okna, i usun�a si�
w g��b pokoju.
Ralf po�pieszy� przez ogr�d,
wszed� na szerokie schody i
poci�gn�� sznur dzwonka, kt�ry
zad�wi�cza� g�o�no w cichym
pa�acu. Czeka� cierpliwie za
drzwiami.
Fryda von D~orlach zadr�a�a,
us�yszawszy g�os dzwonka. Przez
chwil� sta�a jak urzeczona. Kt�
to m�g� dzwoni� do samotnego,
nie zamieszkanego domu?
Opanowa�a si� szybko, min�a
szereg pokoi i zesz�a do
westybulu. Bez wahania otworzy�a
drzwi. Ralf Lersen i Fryda von
D~orlach stali przez chwil�
naprzeciw siebie, spogl�daj�c
sobie w milczeniu w oczy. Pod
wp�ywem spojrzenia m�odego
cz�owieka, twarz dziewczyny
okrasi� lekki rumieniec.
Fryda von D~orlach nie by�a
klasyczn� pi�kno�ci�, lecz z jej
mi�ych, delikatnych rys�w tchn��
dziwny czar. Ogromna dobro� i
cicha powaga dodawa�y tej twarzy
wiele uroku. Jej wielkie,
jasnobr�zowe oczy o uduchowionym
wyrazie spocz�y teraz pytaj�co
na nieznajomym.
Ralf zauwa�y�, �e oczy te
nosi�y jeszcze �lady �wie�o
wylanych �ez. Przypomnia� sobie
s�owa pani Wengerli:
- Biedactwo! Pewno siedzi
znowu w jednym z ciemnych pokoi
i p�acze. Nie ma si� nawet gdzie
spokojnie wyp�aka�, nieboraczka!
Ogarn�o go wielkie, gor�ce
wsp�czucie.
- Czego pan sobie �yczy? -
spyta�a wreszcie Fryda
spokojnie, z godno�ci�.
Pe�ny, mi�kki d�wi�k jej g�osu
sprawi� mu dziwn� przyjemno��.
Sk�oni� si� i odpowiedzia�:
- Przepraszam, je�eli
przeszkodzi�em pani. Przys�a�
mnie tutaj ojciec pani.
Przypuszczam, �e mam przyjemno��
z pann� Fryd� von D~orlach?
- Tak jest.
Wymieni� swoje nazwisko i
wyja�ni�, �e przeczyta�
og�oszenie i rozmawia� z jej
ojcem w sprawie kupna pa�acyku.
Teraz chcia�by go obejrze� i
prosi, aby go oprowadzi�a po
wszystkich pokojach.
Fryda drgn�a i przycisn�a
r�ce do serca.
- Pan chcia�by kupi�
"Solitude"? - spyta�a dr��cym
g�osem.
- Czy sprawi to pani
przykro��?
- Nie, nie... Tylko �e... Moja
matka sp�dzi�a swoje dzieci�stwo
i m�odo�� w tym pa�acyku, a
tak�e i ja... I tutaj umar�a mi
matka, tego si� nie zapomina.
Mia�am wtedy wprawdzie pi�� lat,
lecz straci�am jedynego
cz�owieka, kt�ry mnie kocha�,
wi�c nie przebola�am dot�d tej
straty...
S�owa te mimo woli wybieg�y z
jej ust. Opanowa�a si� szybko i
doda�a zmieszana:
- Prosz� mi wybaczy�, nie
chcia�am nudzi� pana tymi
sprawami. Jestem sentymentalna,
te s�owa wyrwa�y mi si� mimo
woli... Niech pan nie zwa�a na
to.
Ralf patrzy� na ni� badawczo
swymi pos�pnymi oczyma. Wargi
jego drgn�y. Gdy wspomina�a o
tym, �e straci�a jedynego
kochaj�cego cz�owieka, poczu�
si� wzruszony do g��bi. Poj��,
�e Fryda jest z siebie
niezadowolona za to mimowolne
zwierzenie. Pragn�� jej dopom�c
i rzek�:
- Nie mam nic do wybaczenia.
Uwa�am to za zaszczyt, i� pani
m�wi�a ze mn� o swej zmar�ej
matce. Rozumiem pani� doskonale.
Wystarczy jedno s�owo z ust pani
- a przestan� si� ubiega� o
kupno pa�acu.
- Ach, nie... Nie mia�am tego
na my�li - odpar�a z rumie�cem.
- Nie mog� sobie pozwoli� na
taki zbytek, �eby liczy� si� z
moimi uczuciami. Przeciwnie,
rada b�d�, gdy znajdzie si�
kupiec... B�d� wdzi�czna Panu
Bogu, je�eli pa�acyk dostanie
si� w dobre r�ce. Prosz�, niech
pan pozwoli... Poka�� panu
wszystkie pokoje...
Ralf sk�oni� si� w milczeniu i
pod��y� za swoj� przewodniczk�.
Razem z ni� ogl�da� ca�y pa�ac.
Zauwa�y�, i� panuje tu czysto��
i porz�dek. Wida� by�o, �e dbaj�
o to pracowite kobiece r�ce.
- Pa�ac wcale nie sprawia
wra�enia, jakby by� od dawna nie
zamieszkany - zauwa�y�.
- Stara�am si� utrzyma� tu
jaki taki �ad - odpar�a ze
sm�tnym u�miechem - to tak
przykro patrze� na zniszczenie
ukochanego domu. Nie mog�am
jedynie zapobiec sprzeda�y
mebli. Je�eli kiedykolwiek
pragn�am by� bogata, to tylko
raz jeden, w tej w�a�nie chwili,
gdy wynoszono st�d sprz�ty...
Ach, ile� bym da�a za to, �eby
je zn�w odkupi�...
- Czy mo�na by je odkupi�? Czy
pani wie, kto je naby�?
Z westchnieniem skin�a g�ow�
i wymieni�a nazwisko znanego
antykwariusza monachijskiego.
- Kto wie, mo�e zosta�y ju�
sprzedane?
- O nie! W tych dniach by�am w
Monachium. Nie mog�am si�
powstrzyma� i wst�pi�am do tego
antykwariatu. Z wyj�tkiem kilku
drobiazg�w, nie sprzedano dot�d
mebli. By�o mi znowu bardzo
ci�ko na sercu - zdawa�o mi
si�, �e wraz z tymi sprz�tami
zabrano dusz� z "Solitude".
Brzmia�o to tak wzruszaj�co,
�e Lersen odwr�ci� si� na
chwil�. Chcia� co� powiedzie�,
lecz powstrzyma� si�. Tylko w
oczach jego zab�ys�o jakie�
mocne postanowienie.
Min�li teraz kilka pi�knych,
wysokich sal o lustrach
wmurowanych w �ciany. Wygl�da�y
one jeszcze bardzo pi�knie i
wspaniale. Zas�ony i kotary by�y
wprawdzie troch� sp�owia�e, lecz
pasowa�y do ca�ego otoczenia.
Ralf obejrza� r�wnie� ca�kowicie
urz�dzone pokoje go�cinne.
Wreszcie Fryda z cichym
westchnieniem otworzy�a jakie�
drzwi. W pokoju tym by�o ciemno,
wesz�a wi�c pierwsza, �eby
rozsun�� �aluzje. Wznosi�a si�
tu ma�a estrada, na kt�rej sta�o
staro�wieckie ��ko ze zblak�ym
baldachimem.
Ralf zauwa�y�, �e na ��ku
le�y ma�a chusteczka mokra od
�ez. Gdy Fryda odesz�a od okna,
wzi�a szybko chusteczk� i
schowa�a j�. Po tym przystan�a
obok ��ka blada, ze
spuszczonymi oczyma i dr��cymi
wargami. Wida� by�o, �e jest
niezmiernie wzruszona.
Ralf zatrzyma� si� na progu
pokoju.
- Nie wejd� tutaj, czuj�, �e
ten pok�j jest dla pani �wi�ty -
powiedzia� cicho.
- W pokoju tym umar�a moja
matka. Nie pozwoli�am sprzeda�
��ka, na kt�rym wyda�a ostatnie
tchnienie - szepn�a
bezd�wi�cznie.
- Je�eli kupi� "Solitude", a
mam ten zamiar, to przyrzekam
pani, �e zamkn� ten pok�j. Nie
pozwol� go profanowa� obcym -
powiedzia�.
- Dzi�kuj�, ach, dzi�kuj�
panu!
Wkr�tce Ralf obejrza� ca�y
pa�ac. Pozosta�y jeszcze
pomieszczenia gospodarskie,
po�o�one w suterynie.
- To nie takie wa�ne - rzek�
Ralf.
- Lepiej, �eby je pan
obejrza�. Dla pa�skiej �ony mog�
by� bardzo wa�ne - rzek�a Fryda.
Ralf chcia� co� odpowiedzie�,
lecz zacisn�� usta. Twarz jego
spos�pnia�a. Po chwili dopiero
odpar�:
- Nie mam �ony, b�d� tu
mieszka� zupe�nie sam.
- Ach, to co innego. Mimo to
pomieszczenia te s� godne
widzenia. Moja babka by�a
doskona�� gospodyni� i urz�dzi�a
wszystko bardzo wygodnie i
praktycznie. P�niej, po �mierci
matki, ojciec przyj��
francuskiego kucharza, kt�ry
wprowadzi� rozmaite ulepszenia.
Zdegradowano w�wczas poczciw�
pani� Wengerli, kt�ra gotowa�a
ju� tylko dla s�u�by. P�niej
wszystko si� zmieni�o,
stracili�my maj�tek, a pani
Wengerli powr�ci�a na dawne
stanowisko. Bardzo si�
ucieszy�am, gdy zacz�a znowu
gotowa� moje ulubione potrawy.
Przy tych s�owach twarz Frydy
opromieni� u�miech, kt�ry wyda�
si� Ralfowi niezmiernie mi�y. Te
powa�ne usta i uduchowione oczy
zdawa�y si� rzadko u�miecha�,
dlatego te� u�miech sprawia� tak
wielkie i wdzi�czne wra�enie.
- Znam ju� pani� Wengerli -
rzek� Ralf - powiedzia�a mi, �e
pani jest anio�em...
- Ach, poczciwina przecenia
mnie ogromnie. Jest to kobieta
wierna, zacna i bardzo oddana;
ona i jej m�� pomagaj� mi, jak
mog�. Dzi� trudno znale�� takich
ludzi. Ale chod�my dalej, nie
chc� panu zabiera� czasu...
W�a�ciwie obejrza� pan wszystko.
- Dzi�kuj� pani za
oprowadzenie. Udam si� teraz do
ojca pani i za�atwi� z nim akt
kupna...
- Wi�c pan naprawd� kupuje
"Solitude"?
- Tak.
- A kiedy pan si� sprowadzi?
- Postaram si� jak
najwcze�niej. Zam�wi� zaraz
robotnik�w, aby przyst�pili do
remontu. Jednocze�nie ka�� tu
sprowadzi� meble, dywany i inne
rzeczy. S�dz�, �e za miesi�c
b�d� ju� m�g� mieszka� tutaj.
- Czy pan zamierza stale
mieszka� w "Solitude"?
- Tak.
- Czy b�dzie pan m�g� w tak
kr�tkim czasie zwin�� swoje
mieszkanie?
- Od przesz�o dziesi�ciu lat
nie mam w�asnego domu.
Podr�owa�em bez przerwy,
zwiedzi�em niemal ca�y �wiat -
rzek�, nie patrz�c na ni�.
Spostrzeg�a wyraz smutku w
jego oczach. W g�osie jego
brzmia�o co�, co mimo woli
wzbudzi�o w niej wsp�czucie.
- Czy pan wytrzyma w tej
samotno�ci? Co prawda mo�e pan
tu sprasza� go�ci i prowadzi�
weso�e �ycie, ale...
U�miechn�� si� z gorycz�.
- Ach, tego nie uczyni�.
Szukam i pragn� samotno�ci.
Szuka�em jej po ca�ym �wiecie,
w�drowa�em wci��, nie mog�c
zazna� spokoju. Przeje�d�aj�c
t�dy, ujrza�em ten pa�acyk,
kt�ry mnie dziwnie poci�gn��...
Zazwyczaj nie ulegam pierwszemu
wra�eniu, tym razem jednak sta�o
si� inaczej.
- Oby pan znalaz� tutaj to,
czego pan szuka! �ycz� panu
wiele szcz�cia!
- Szcz�cia? Ono nie przest�pi
ze mn� tego progu. Bywaj�
ludzie, od kt�rych ucieka
szcz�cie. Spodziewam si�
jednak, �e znajd� tu spok�j.
I Ralf Lersen po�egna� Fryd�
uk�onem, po czym odszed� szybko.
Fryda sta�a na ganku i
�ledzi�a go wzrokiem. My�la�a o
tym, jak dziwna by�a jej rozmowa
z tym nieznajomym. Zazwyczaj nie
by�a sk�onna do zwierze�, Lecz
Ralf Lersen mia� w swoim
zachowaniu co� takiego, co
wzbudza�o w niej zaufanie.
Wydawa�o si� jej, �e go zna
dobrze i od dawna.
Przypomnia�a sobie jego
ostatnie s�owa i poczu�a dla
niego niezrozumia�e wsp�czucie.
- Nie jest szcz�liwy, ma
takie smutne oczy. Oby znalaz�
tutaj zapomnienie - my�la�a
Fryda. Raz jeszcze obesz�a
wszystkie pokoje, �eby po�egna�
si� z nimi. Starannie pozamyka�a
okiennice i pozapuszcza�a
�aluzje.
Przesiedzia�a d�ug� chwil� w
pokoju zmar�ej matki.
Pieszczotliwie g�adzi�a jej
��ko, przypominaj�c sobie, �e
zawsze chroni�a si� tutaj w
chwilach smutku. Po ca�ym domu
rozbrzmiewa� �miech i gwar, ona
za� kry�a si� w tym cichym
k�tku. Tutaj tak�e p�aka�a
rzewnie, gdy ojciec wkr�tce po
�mierci matki sprowadzi�
macoch�. Nie kocha�a jej, a i
macocha nie okazywa�a jej ani
odrobiny uczucia. Ojciec tak�e
nie darzy� jej mi�o�ci�, tak jak
nigdy nie kocha� jej matki.
Fryda wiedzia�a o tym.
Gdy urodzi�a si� p�niej
male�ka siostrzyczka, Fryda
przela�a na ni� ca�� sw�
czu�o��. Urszula jednak
pozwala�a si� tylko pie�ci� i
kocha�, lecz nie odwzajemnia�a
tego przywi�zania. Nie by�a w
og�le zdolna do g��bszych uczu�,
kocha�a tylko siebie. Wrodzi�a
si� pod ka�dym wzgl�dem w swoj�
p�och�, samolubn� matk�.
** ** **
Urszula von D~orlach z
niecierpliwo�ci� wypatrywa�a
powrotu Ralfa. Ojciec powiedzia�
jej, �e pan Lersen powr�ci tylko
w tym przypadku, o ile zdecyduje
si� na kupno pa�acyku. Gdy
ujrza�a go z daleka, zerwa�a si�
z krzes�a i zawo�a�a:
- Idzie, tatusiu, idzie!
- Chwa�a Bogu, Urszulko!
Obawia�em si� ju�, �e poda�em
zbyt wyg�rowan� cen�.
Urszula szybko podesz�a do
lustra i zacz�a poprawia� swoje
ciemne loki. Z u�miechem
spojrza�a na ojca, kt�ry rzek�:
- Widz�, �e masz wzgl�dem tego
pana Lersena powa�ne zamiary.
- Najpowa�niejsze! My, ubogie
dziewcz�ta, musimy ju� zawczasu
stara� si� o m�a.
- No, masz jeszcze du�o czasu.
Sko�czy�a� osiemna�cie lat, nie
ma wi�c powodu do po�piechu.
- Za kilka miesi�cy ko�cz�
dziewi�tna�cie. Nie mam ochoty
zosta� star� pann� jak Fryda.
- Ale�, Urszulko, przecie�
Fryda nie jest star� pann�. Ma
nieca�e dwadzie�cia cztery lata,
a przy tym nie sprawia wra�enia
osoby starszej.
- Jeszcze nie, ale to ju�
wkr�tce nast�pi. Jest
niebrzydka, ale okropnie nudna.
- Nie jest takim diablikiem,
jak ty, to prawda. Ale ten
rodzaj kobiet tak�e mo�e
spodoba� si� niekt�rym
m�czyznom...
- Ach, tatusiu, a gdzie� tu na
folwarku bywaj� m�czy�ni. Ten
Lersen jest od p�tora roku
pierwszym eleganckim m�czyzn�,
kt�ry pokaza� si� na tym
odludziu. A ja na pewno nie
przepuszcz� takiej okazji do
zrobienia dobrej partii. Chwa�a
Bogu, wygl�dam jeszcze dosy�
zno�nie...
Ojciec roze�mia� si� g�o�no,
by� dzi� w dobrym humorze.
- Zno�nie? Jeste� bardzo
skromna, kochanie. Mo�esz
konkurowa� z ka�d�, c�reczko.
- I mnie si� tak zdaje -
rzek�a z kokieteryjnym
u�miechem. - Ale, ale, pos�uchaj
no tatusiu. Prawda, �e nie
zabierzemy Frydy do Monachium?
Na twarzy ojca odbi� si� wyraz
przykro�ci i zak�opotania.
- Gdyby to zale�a�o ode mnie,
ch�tnie spe�ni�bym twoje
�yczenie. Fryda potrafi zatru�
cz�owiekowi ka�d� rado��.
Wiecznie ma zatroskan� min�,
wiecznie m�wi o ci�kich
czasach, o konieczno�ci
oszcz�dzania, wiecznie krytykuje
ka�dy m�j czyn. Je�eli jednak
b�dzie chcia�a pojecha�, to
zabior� j� ze sob�. Przecie�
sama wiesz, jak to jest... Tutaj
nie znajdzie m�a.
- Ach, Fryda jest urodzon�
star� pann�. Po co jej m��?
Niech sobie zostanie tutaj na
folwarku ze swoimi dzie�ami
mleka i kurami. Przecie� to
lubi...
- Tak, ale co pocz�liby�my bez
niej, Urszulko! Kto by pracowa�,
gdyby nie ona? Jej wszystko
przychodzi z �atwo�ci�...
- Trzeba przyzna�, �e jest
bardzo silna i zdrowa. Ja nie
potrafi�abym tego.
- Nie, Urszulko, ty jeste�
zbyt delikatna, a poza tym
musisz dba� o r�ce i cer�.
Zreszt�, Fryda tak�e nie b�dzie
teraz pracowa� tak ci�ko, nawet
je�eli tu zostanie. Zaproponuj�
jej, �eby wyjecha�a z nami, mam
jednak nadziej�, �e si� nie
zgodzi. Powie pewnie, �e jej
obecno�� jest konieczna na
folwarku. Wiesz, wyobra�am
sobie, jak b�dziemy �yli we
dw�jk�! Zamieszkamy w eleganckim
pensjonacie, nacieszymy si�
�yciem wielkomiejskim. Mo�esz
tam pozna� kogo� i zrobisz dobr�
parti�. A je�eli nie, to
przyjedziemy tutaj na przysz��
wiosn� i zostaniemy kilka
tygodni. Wtedy b�dziesz mog�a
zdoby� serce pana Lersena.
- Wspania�y plan, ojczulku!
Nie zaszkodzi, je�eli na wszelki
wypadek zaczn� ju� dzi�
kokietowa� tego Lersena. Ciesz�
si� strasznie, �e pojedziemy
razem do Monachium. Tylko, o ile
to mo�liwe, bez Frydy!
Powiniene� po prostu powiedzie�
jej, �eby tu zosta�a!
- Nie mog�, kochanie. W
testamencie jej matki jest taka
przekl�ta klauzula. Wszystko
nale�y do Frydy. Pa�acyk,
folwark, urz�dzenie - to jej
w�asno��. Za ka�dym razem, gdy
trzeba by�o co� sprzeda�,
musia�em prosi� j� o pozwolenie.
Najgorzej by�o ze sprzeda��
mebli. A ile musia�em si�
naprosi�, zanim zgodzi�a si�
sprzeda� pa�ac...
- Zgodzi�a si� jednak.
Zrozumia�a sama, �e nie mo�emy
�y� tutaj, w tym ch�opskim
�rodowisku...
- Tak, wyt�umaczy�em jej to.
Ale czy pami�tasz, co by�o
p�niej? Pieni�dze, kt�re
otrzymali�my za meble, chcia�a
wpakowa� w folwark. Chcia�a
zaprowadzi� rozmaite ulepszenia,
dokupi� kilka kr�w i �wi�.
Szkoda by�oby traci� na to
pieni�dze! A my�my sobie za to
wyjechali. Czy pami�tasz t�
pi�kn� podr�?
- Ach, by�o cudownie, tatusiu!
A Fryda wtedy tak�e nie
pojecha�a z nami...
- Tym razem czeka mnie to
samo. Fryda zechce zaprowadzi�
jakie� zmiany, powie, �e trzeba
dobrze ulokowa� kapita� i temu
podobne rzeczy. Nienawidz� tego.
Powiem jej od razu, �e
przenosimy si� do Monachium. Ale
teraz cicho, pan Lersen
nadchodzi.
Po chwili do pokoju wszed�
Ralf Lersen. Pan von D~orlach
przedstawi� mu c�rk�. Ralf nie
zwraca� na ni� uwagi, cho�
rzuca�a mu p�omienne spojrzenia.
Oznajmi� panu von D~orlach, �e
zamierza kupi� "Solitude". Przy
tej okazji dowiedzia� si�, �e
w�a�cicielk� pa�acu jest Fryda i
�e to ona musi podpisa� akt
sprzeda�y.
- Tylko dla formy - t�umaczy�
pan von D~orlach. Ma si�
rozumie�, �e decyzja zale�y
wy��cznie ode mnie, lecz moja
c�rka musi podpisa� akt. Zapewne
nadejdzie lada chwila. Mo�e na
razie wypijemy kieliszek wina, a
mo�e pan przek�si co�kolwiek.
Urszulko, zawo�aj pani�
Wengerli...
- Dzi�kuj�, niech pani si� nie
trudzi - rzek� Ralf. - Nie
jestem g�odny ani spragniony...
- Och, w ka�dym razie napijemy
si� wina. Urszulo, przynie� nam
kieliszki. Frydy znowu nie ma.
Wychodzi zawsze, gdy jest
najbardziej potrzebna - m�wi�
pan von D~orlach.
Ralfa dotkn�� przykro ten
niech�tny ton. Zbudzi�o si� w
nim pragnienie, �eby stan�� w
obronie Frydy. Tote� zauwa�y�:
- Pa�ska c�rka oprowadza�a
mnie po pa�acu, a teraz pewno
zamyka okna. S�dz�, �e powr�ci
niebawem. Tymczasem mo�emy
spisa� umow�, zw�aszcza, �e pan
ma pe�nomocnictwo, panie von
D~orlach...
- Naturalnie, naturalnie, jej
podpis to zwyk�a formalno��.
Urszula nape�ni�a kieliszki
winem, sama za� usiad�a przy
oknie. Lersen stwierdzi� w
duchu, �e pocz�stowano go bardzo
dobrym i kosztownym winem, na
jakie w dzisiejszych czasach
sta� by�o niewielu ludzi.
Zauwa�y�, �e pan von D~orlach
pije z min� znawcy i smakosza.
Po jakim� czasie Urszula
oznajmi�a, �e widzi z daleka
siostr�.
Fryda rzeczywi�cie powr�ci�a
na folwark. Zanim jednak wesz�a
do domu, wst�pi�a na chwil� do
pani Wengerli.
- Oto jestem - rzek�a z
u�miechem. - Czy nie b�d�
potrzebna?
- Nie, panieneczko, poradz�
sobie sama. Niepotrzebnie
panienka si� �pieszy�a. Prosz�
pr�dko wraca� do domu, bo s�
go�cie.
- Wiem, wiem, ten pan, kt�ry
chce kupi� pa�acyk.
- Wi�c tym razem b�dzie co� z
tej sprzeda�y? - spyta�a
gospodyni, patrz�c z trosk� na
m�od� dziewczyn�.
- Tak mi si� zdaje... -
odpar�a Fryda z westchnieniem.
- Tak od razu? Ten pan to
jakby spad� z nieba! Pewno moj�
panieneczk� serduszko boli, �e
pa�acyk przejdzie w obce r�ce?
- Co zrobi�! Nie mamy przecie�
�rodk�w, �eby go utrzyma� w
porz�dku. Niszczeje z dnia na
dzie�. Ogr�d jest zapuszczony,
fasada uszkodzona. A przy tym
ojciec �yczy sobie, �eby
sprzeda� "Solitude".
- To by mu niewiele pomog�o,
�eby panieneczka nie chcia�a...
- Wiem o tym. Czemu jednak
mia�abym si� upiera�, �eby go
nie sprzedano! Potrzeba nam
pieni�dzy. Ojciec wyrzeka si�
wielu przyjemno�ci, a Urszula
marnuje swoje m�ode lata...
- Tak? - zawo�a�a wojowniczo
pani Wengerli. - A czy kto pyta
o m�ode lata panienki? A
panienka nie marnuje swojej
m�odo�ci?
- Ach, to nie takie wa�ne -
rzek�a Fryda z cich� rezygnacj�.
- O, m�j ty Bo�e! Panienka
niedaleko zajdzie z t� swoj�
dobroci�! Pa�stwo znowu zaczn�
hula� i za kilka miesi�cy
roztrwoni� ca�e pieni�dze.
Zostanie panienka na lodzie z
pustymi r�kami i tyle! Wtedy
dopiero dadz� panience spok�j.
- Prosz�, prosz� nie wyra�a�
si� tak o moim ojcu i siostrze!
Oboje cierpi� tak bardzo w tych
zmienionych warunkach. I niech
pani Wengerli b�dzie spokojna!
Tym razem nie pozwol� trwoni�
pieni�dzy! Walczy�am d�ugo, lecz
zdoby�am si� na niez�omne
postanowienie. Czyni� to dla
nich, nie dla siebie. Nie mam
przecie� ju� innych �r�de�
dochod�w, a folwark w tym stanie
przynosi za ma�o. Sum�, jak�
otrzymam za pa�ac, zu�yj� na
rozmaite ulepszenia
gospodarskie. Dokupi� kilka
kr�w, powi�ksz� zabudowania.
Musimy zarabia� znacznie wi�cej.
Pieni�dzy nie dam, cho�bym si�
mia�a powa�ni� z ojcem i
siostr�.
- Tylko niech panienka nie da
si� przekabaci�!
- Nie, tym razem nic mnie nie
odwiedzie od moich zamiar�w!
Przyjmiemy tak�e jeszcze jak��
dziewczyn�, �eby�cie wy dwoje
tak nie pracowali.
- Niech panienka ju� nie gada,
bo mi wstyd. Ale je�eli nam
przyb�dzie gadziny, to musimy
kogo� mie� do pomocy. Miejsce w
oborze jest, paszy mamy dosy�. A
nasze produkty b�dziemy
sprzedawali. Ci pa�stwo z
"Solitude" kupi� na pewno. Mo�na
przecie� dostarcza� do pa�acu
mas�o, jaja, mleko, jarzyny i
dr�b. Um�wi� si� zaraz z tym
panem, to jaki� bardzo mi�y pan.
- Dobrze, dobrze, pozostawiam
to pani Wengerli. Poczekajmy
przede wszystkim, czy ten pan
naprawd� kupi pa�ac.
- Ale niech panienka si� mocno
trzyma, niech panienka nie
ust�puje. Trzeba si� uprze� przy
swoim.
Fryda skin�a g�ow� i
po�pieszy�a do domu. Zanim
przest�pi�a pr�g, przycisn�a
d�onie do serca. Poblad�a z
ogromnego wzruszenia. Wiedzia�a,
�e czeka j� ci�ka walka, do
kt�rej potrzeba jej odwagi.
Gdy wesz�a do pokoju, Lersen
powita� j� uk�onem.
Ojciec natomiast zapyta�
gniewnie:
- Po co gadasz tyle z t�
gospodyni�?
- Mia�am z ni� do om�wienia
sprawy gospodarskie.
- Czekamy na ciebie. Pan
Lersen chce kupi� "Solitude".
Potrzebny nam jest tw�j podpis
na umowie.
- Wiem, ojcze, nie mog�am
jednak powr�ci� wcze�niej. Nie
s�dzi�am, �e om�wi�e� ju�
wszystkie warunki z panem
Lersenem.
- Wszystko gotowe. Oto umowa.
Brak tylko twego podpisu. Za�atw
to, prosz�.
Lersen zauwa�y�, �e Fryda dr�y
i mocno zaciska r�ce.
- Czy mog� przeczyta� umow�? -
spyta�a cicho.
- Po co? Wszystko jest jasne.
Podpisz!
Lersen spostrzeg�, �e Fryda
dr��cymi r�kami uj�a arkusz
papieru. Mia� wra�enie, �e
potrzeba jej opieki. Zna� kr�tko
tych dwoje ludzi, lecz s�ysza� o
nich wiele i poczyni� wiele
obserwacji, tote� zdawa� sobie
spraw� z po�o�enia Frydy.
Oddawa�a w tej chwili ostatnie,
co posiada�a. Wprawdzie suma,
jak� pan von D~orlach mia�
otrzyma�, by�a bardzo wysoka,
lecz c� to znaczy�o dla hulaki
i utracjusza. Zapewne roztrwoni
j� pr�dko, a Fryda zostanie bez
�rodk�w do �ycia. Nie m�g� tego
powiedzie� dziewczynie, odezwa�
si� tylko ostrzegawczo:
- Niech pani przeczyta umow�.
Teraz jeszcze mo�e pani si�
wycofa�. Mo�e warunki nie
odpowiadaj� pani? Nie
wiedzia�em, �e to pani jest
w�a�cicielk� pa�acyku.
- Och, moja c�rka nie
rozr�nia poj�cia "moje" i
"twoje". Jej podpis - to tylko
formalno��. No, pr�dzej, Frydo -
m�wi� pan von D~orlach ze �le
st�umionym podnieceniem.
Fryda przeczyta�a uwa�nie
umow�, po czym zwr�ci�a si� do
ojca:
- Mylisz si�, ojcze, to wi�cej
ni� prosta formalno��.
"Solitude" jest moj� w�asno�ci�,
ja sprzedaj� pa�acyk. Sprzedam
go, lecz pod jednym warunkiem:
Oto w umowie nale�y zmieni�
jeden ust�p, a mianowicie ten,
�e pieni�dze b�d� wp�acone w
banku nie na tw�j, lecz na m�j
rachunek.
- Po co? C� to za g�upstwa?
Nie masz przecie� rachunku.
- Ale otworz� go sobie, ojcze.
Mam prawie dwadzie�cia cztery
lata, jestem pe�noletnia, nic
wi�c nie stoi temu na
przeszkodzie. Panie Lersen,
zechce pan wp�aci� pieni�dze na
moje konto.
- Co to ma znaczy�? Chcesz
rz�dzi� swoim ojcem?
- Nie, ale chc� sama zarz�dza�
tymi pieni�dzmi. Nie gniewaj si�
na mnie, to dla twego dobra,
ojcze. Przesta�my ju� m�wi� o
tej sprawie, po c� mamy
wtajemnicza� pana Lersena w
nasze stosunki rodzinne.
W g�osie Frydy brzmia�a
b�agalna pro�ba, oczy jej
spogl�da�y z mi�o�ci� na ojca.
Lersen zauwa�y� to spojrzenie,
kt�re wzruszy�o go do g��bi.
Urszula natomiast zerwa�a si� i
stan�a obok ojca. Jej ciemne
oczy iskrzy�y si� gniewnie, z
nienawi�ci� spojrza�a na
siostr�.
- Wstyd� si�! - zawo�a�a. -
Jak mo�esz sprawia� ojcu tak�
przykro�� w obecno�ci pana
Lersena? Robisz to ze sk�pstwa i
chciwo�ci - sykn�a. Ca�a jej
�agodno�� i s�odycz znikn�y w
jednej chwili.
Fryda oddycha�a z trudem i
zacisn�a bole�nie usta. By�a
�miertelnie blada, gdy zwr�ci�a
si� do Lersena. Wida� by�o, �e
toczy ze sob� zaci�t� walk�
wewn�trzn�. Mimo to nie ust�pi�a
tym razem.
- Zechce pan zmieni� ust�p w
naszej umowie - rzek�a do Ralfa
- a podpisz� j� natychmiast.
Ralf sk�oni� si� i po�piesznie
spe�ni� jej �yczenie. Najpierw
jednak przysun�� jej krzes�o,
gdy� widzia�, �e jest u kresu
si�. Nie wiedzia�, co si� w tej
chwili dzieje w duszy Frydy,
przeczuwa� jednak, jak wiele
kosztowa�o j� to postanowienie.
By� przekonany, �e do jej
post�pku na pewno nie sk�oni�a
j� chciwo��.
Umowa zosta�a zmieniona i
podpisana. Fryda omawia�a
jeszcze niekt�re szczeg�y z
Ralfem Lersenem. Ojciec ciska� w
jej stron� gniewne spojrzenia, a
Urszula ostentacyjnie odwr�ci�a
si� plecami do siostry. Fryda
nie zwa�a�a na to. Twarz jej
wyra�a�a niez�omn� wol�.
Ralf by�by ch�tnie pozosta�,
�eby odwr�ci� burz� od Frydy.
Wiedzia� jednak, �e nie ma prawa
wyst�powa� w jej obronie.
Po�egna� si� wi�c, zapewniaj�c,
�e wkr�tce przeka�e pieni�dze do
banku i zalegalizuje umow�.
Wspomnia� r�wnie�, �e przy�le tu
robotnik�w, kt�rzy przyst�pi� do
remontu, pragnie bowiem za kilka
tygodni sprowadzi� si� do
"Solitude".
Fryda wr�czy�a mu klucze.
- Zabezpieczy�am starannie
okna i drzwi, panie Lersen.
Wiedzia�am przecie�, �e dzi� po
raz ostatni by�am w "Solitude".
Lersen z wahaniem wzi�� klucze
z jej r�k. Z pocz�tku chcia� je
pozostawi� u niej, p�niej
jednak przyszed� mu inny pomys�
do g�owy. Po�egna� si� po chwili
z panem von D~orlach i Urszul�,
u�cisn�� tak�e serdecznie r�k�
Frydy.
Gdy przechodzi� obok ch�odni,
zacz�� si� rozgl�da� woko�o,
szukaj�c wzrokiem pani Wengerli.
Chcia� z ni� pom�wi� w pewnej
sprawie. I oto zobaczy� j� z
daleka, bieg�a w�a�nie z obory.
- Wielmo�ny panie - zawo�a�a -
czy pan kupi� "Solitude"?
- Tak, kupi�em.
- Za pozwoleniem, przepraszam
bardzo, ale chc� spyta� o jedno.
Czy nasza panienka nie ust�pi�a?
Czy pan jej wyp�aci pieni�dze,
czy tamtym?
- Pani Wengerli mo�e by�
spokojna, panienka nie ust�pi�a.
Podpisa�a umow� pod warunkiem,
�e pieni�dze zostan� jej