6492
Szczegóły |
Tytuł |
6492 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6492 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6492 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6492 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Walery Przyborowski
Zdobycie Sandomierza
ROZDZIA� I
w kt�rym Kubu� przekonuje Ferdzia von Lausitza, �e w ka�dej
legendzie mie�ci si� cz�stka prawdy
�liczny, s�oneczny dzie� zaja�nia� w Sandomierzu dn. 13 maja 1809 r.
By�a to niedziela, wi�c Kubu� Kr�likowski, zwany zwykle przez koleg�w
Kubkiem, Kr�lem albo Kr�likiem, ch�opiec licz�cy oko�o szesnastu
lat i ucze� ostatniej klasy szko�y miejscowej wybra� si� wczesnym
rankiem na przechadzk�. Bo jak�e nie skorzysta� z prze�licznej pory
majowej, nie p�j�� nad Wis�� albo na G�ry Pieprzowe, nie zachwyca� si�
�wie�ym powietrzem, s�o�cem, urocz� m�od� zielono�ci�, zw�aszcza gdy
si� gra�o w zielone z kuzynk� Jadzi�, do kt�rej rodzic�w by� Kubu�
zapraszany stale na obiady we wszystkie niedziele, i trzeba by�o mie�
niezwi�d�� ga��zk� bzu lub koniczyny, bo to by� warunek gry nieodzowny.
Wyszed� tedy Kubu� ko�o godziny �smej rano na rynek sandomierski
i rozgl�da� si� doko�a, rozmy�laj�c, gdzie urwa� bzu lub znale�� koniczyn�,
by id�c na obiad do kuzyn�w Bia�kowskich mie� zielone, �wie�e
i niezwi�d�e, bo kuzynka Jadzia by�a pod tym wzgl�dem nieub�aganie
wymagaj�ca. Sta� wi�c Kubu� wahaj�c si�, czy uda� si� nad Wis�� czy na
-G�ry Pieprzowe, gdy nagle z ty�u uderzy� go kto� w rami� i ozwa� si� g�os:
� Nu, Herr Kubek, nad czym tak rozmy�lasz?
Kubu� �wawo si� odwr�ci� i ujrza� przed sob� swego koleg� szkolnego
Ferdynanda von Lausitza, syna cesarsko-kr�lewskiego radcy dworu,
kt�ry w Sandomierzu sta� na stra�y ca�o�ci i nienaruszalno�ci w�adzy
Jego Apostolskiej Mo�ci, Cesarza Austriackiego Franciszka Pierwszego.
Kolega Ferdynand von Lausitz by� to ch�opak niski, na sw�j wiek mo�e
zanadto oty�y, ubrany z wyszukan� elegancj�, z oczami chytrymi
i biegaj�cymi niespokojnie. Urodzony i wychowany w Sandomierzu
m�wi� wprawdzie po polsku, ale lubi� wtr�ca� do rozmowy wyrazy
niemieckie, a nade wszystko dumny by� z dygnitarskiego stanowiska
swego ojca, kt�ry przecie� za pan brat �y� z komendantem miejscowej
za�ogi, genera�em-lejtnantem von Egermanem. Ferdynand pomiata�
Polakami, szydzi� z obyczaj�w i zwyczaj�w polskich, stara� si� wyr�nia�
w�r�d swoich koleg�w. Tote� nie lubili go oni wcale i unikali, o ile mogli,
wszelkich z nim stosunk�w, zw�aszcza �e by� z�o�liwy, nieuczynny
i o wszystkim, co si� dzia�o w szkole, gada� ojcu, z czego nieraz bardzo
przykre wynika�y historie. Potajemnie nazywano go szpiclem, co wed-
�ug cesarsko-kr�lewskiej i apostolskiej nomenklatury oznacza�o po
prostu szpiega.
Kubu� nie znosi� Ferdynanda von Lausitza i nieraz �ciska� pi�ci,
s�uchaj�c jak ten szwarcgelber[1] wy�miewa� si� z Polak�w i cesarza
Napoleona, jak zapowiada� g�o�no, �e tylko patrze�, gdy tego Korsykani-
na �o�nierze austriaccy przyprowadz� okutego w kajdany do Wiednia.
Zw�aszcza w ostatnich czasach szwarcgelberowski szpicel rozpu�ci�
strasznie sw�j j�zyk z powodu wojny, jak� Austria wyda�a Ksi�stwu
Warszawskiemu. G�osi� wi�c, �e arcyksi��� Ferdynand, dow�dca korpu-
su austriackiego, zni�s� za jednym zamachem to ksi�stwo, a ksi�cia
J�zefa jako buntownika wsadzi do fortecy. Ksi�cia J�zefa Poniatowskie-
go dlatego nazywa� buntownikiem, bo niegdy� s�u�y� on w wojsku
austriackim.
Wczoraj zw�aszcza w szkole szpicel rozpowiada�, �e przysz�y urz�do-
we wiadomo�ci, i� arcyksi��� Ferdynand rozbi�, zni�s� i zniszczy�
doszcz�tnie armi� polsk� pod Raszynem, zaj�� Warszaw�, i � dodawa�
Ferdzio � polski bunt (bo dla niego istnienie Ksi�stwa Warszawskiego
i wojska polskiego by�o buntem) raz na zawsze zostanie st�umiony.
Polscy koledzy szpicla nie mogli zaprzeczy� tym z�owrogim s�owom,
bo nie mieli �adnych wiadomo�ci o tym, co si� w�a�ciwie dzieje tam, ko�o
Warszawy, gdy� nad�ty i wyprostowany, jakby kij po�kn��, genera�-
-lejtnant von Egerman nie dopuszcza� do Sandomierza �adnych gazet
i �adnych nowin. Og�asza� tylko co par� dni przez plakaty przylepione na
rogach ulic i pisane w prawomy�lnym cesarsko-kr�lewskim j�zyku, �e
uzurpator Napoleon zosta� pobity na g�ow� i �cigany jest przez dzielne,
waleczne wojska Jego Cesarsko-Kr�lewskiej Apostolskiej Mo�ci, �e
arcyksi��� Ferdynand na miazg� zgni�t� buntownicze �bandy" polskie
pod �Raschin" i zaj�� Warszaw�.
S�uchano wi�c w milczeniu s��w szpicla, �ciskano z�by i pi�ci, ale
nikt nie m�g� mu powiedzie�; k�amiesz! � bo nikt naprawd� nie
wiedzia�, jak si� rzeczy w istocie maj�. Tote� i teraz Kubu�, ujrzawszy
przed sob� niezno�nego, czarno-��tego szpicla, skrzywi� si�, jakby mu
kto na odcisk nast�pi�, i na jego pytanie odrzek�, �e o niczym nie my�li,
s�dz�c, �e t� oboj�tn� i ch�odn� odpowiedzi� pozb�dzie si� niepo��dane-
go towarzystwa.
Ale ten ani my�la� go opuszcza�.
� Wiesz co? � rzek�. � Mam ochot� si� przej��. Taki �liczny dzie�.
A chcia�bym te� co� zobaczy�. Powiedzia�bym ci co�, �eby� mnie tylko
nie zdradzi�, bo to wielka urz�dowa tajemnica.
� Wiesz o tym dobrze, �e ja nikogo nie zdradzam, twoj� za�
urz�dow� tajemnic� zachowaj dla siebie, jam jej wcale nie ciekawy.
� Ale, bo ty nie wiesz...... a zreszt�, powiem, bo ci� to mo�e
przekona, jakie straszne rzeczy dzia�y si� dawniej w tym kraju pod
rz�dami polskimi.
� Znowu jaka� niegodna plotka!
� Wcale nie plotka. Je�eli p�jdziesz ze mn�, przekonasz si�
naocznie.
� C� to takiego? � zapyta� Kubu� istotnie zaciekawiony.
Ferdynand von Lausitz nad�� si� jak p�cherz, obejrza� si� doko�a,
a wzi�wszy Kubusia pod rami�, poci�gn�� go na bok i z min� tajemnicz�,
p�szeptem pocz�� m�wi�:
� Zapewne uwa�a�e� od paru dni, jakie t�umy waszego dzikiego
ch�opstwa kaza� sp�dzi� genera�-lejtnant Freiherr von Egerman?
� Uwa�a�em, ale to ch�opstwo nie wydaje mi si� zn�w tak dzikim.
� O! Co do tego nie ma najmniejszej w�tpliwo�ci, do�� spojrze� na
nich, na ich sko�tunione g�owy. Ale mniejsza o to. Ch�opstwo to dlatego
genera�-lejtnant Freiherr von Egerman sp�dzi� kaza�, �eby ponaprawia-
�o mury i pokopa�o fosy ko�o Sandomierza, bo przyszed� rozkaz z Wied-
nia, �eby z tego miasta zrobi� pierwszorz�dn� fortec�.
� Hm! � odrzek� na to Kubu�. � Tak wsz�dzie zwyci�acie,
Napoleona macie w kajdanach przywie�� do Wiednia, ksi�cia J�zefa do
twierdzy, a z Sandomierza chcecie robi� fortec�. Na co, przeciw komu?
�� Ju� ja tam nie wiem, dlaczego. Ojciec m�j powiada, �e b�dzie to
mocne wi�zienie dla polskich buntownik�w. Ale tu nie o to idzie.
Wczoraj, wyobra� sobie, na urwisku, od strony Wis�y, gdy Freiherr von
Egerman ogl�da� zrujnowany klasztor i ko�ci�, kt�re niegdy�, pono�,
zbudowali jezuici, i kaza� tam kopa� fundamenta pod mury forteczne,
natrafiono na straszne lochy, na ogromne podziemia, ci�gn�ce si� B�g
wie jak daleko.
� O! To nie nowina! � zawo�a� Kubu�. � Wszyscy w Sandomierzu
wiedz� o tych lochach, jak je nazywasz, a kt�re s� po prostu rozleg�ymi
piwnicami. Nawet gadaj� ludzie, �e jezuici zakopali tam znaczne skarby.
Aleja w to nie wierz�. U nas zawsze po starych murach i starych dziurach
maj� si� ukrywa� niebywa�e skarby.
� Ot�, mylisz si�, Kubku, nie s� to piwnice, ale ogromne, ci�gn�ce
si� daleko podziemia, zakr�ty, korytarze, g��bokie i ciasne karcery,
w kt�rych znaleziono ca�e g�ry ko�ci ludzkich, tu�owia i ko�ciotrupy
stoj�ce, nawet kobiece... wyobra� sobie... kobiece!
� Wi�c c� z tego? C� ty przypuszczasz?
� Ja nic nie przypuszczam, bom tego jeszcze nie ogl�da�. Ale ojciec
m�j twierdzi, �e te szkielety m�skie i kobiece to nieszcz�liwi wi�niowie
jezuit�w, �e s� to niecne �lady intryg jezuickich, �e w tych norach
podziemnych mo�e niejeden ojciec kilkorga dziatek o herezj� pos�dzo-
ny, niejedna �ona nie chc�ca wyda� m�a okrutn� �mier� g�odow�
znalaz�a lub skona�a w m�kach na torturach.
� Tr� la la la!�za�mia� si� Kubu�.�Czyta�em ja o takich historiach
w Hiszpanii pod panowaniem waszego habsburskiego domu, ale w
Polsce, mog� ci� zapewni�, nic podobnego nigdy si� nie dzia�o. Owe
ko�ciotrupy, kt�re tak przerazi�y twego ojca, to s� cia�a nieboszczyk�w
tam pochowanych, bo jak ci wiadomo zapewne, dawniej ludzi grzebano
pod ko�cio�ami.
� Gdyby tak by�o, jak ty m�wisz, toby przecie by�y trumny, a tam
ich nie ma.
� Bo zbutwia�y.
� Zawsze by�yby jakie� �lady, jakie� szcz�tki, a tam nic nie ma, tylko
same szkielety, ko�ciotrupy, trupie czaszki. Nie! To z pewno�ci� tak by�o,
jak m�j ojciec powiada, a z t� opini� zgadza si� genera�-lejtnant Freiherr
von Egerman.
� Co tam genera�-lejtnant wie o tym! Zna on to histori� polsk�!
I wiesz, co ja ci powiem?
� C� takiego?
� Je�eli to nie s� nieboszczyki pochowane zwyczajnie pod ko�cio-
�em, to w takim razie te lochy i te ko�ci s� o wiele starsze od przybycia
jezuit�w do Sandomierza, co nast�pi�o dopiero w XVII wieku.
� Nie rozumiem ci�.
� Wiedz�e o tym, nieuku jaki�, �e za panowania kr�la Leszka
Czarnego Tatarzy dwa razy tu go�cili, a nawet w 1260 roku wymordowali
pi��dziesi�ciu zakonnik�w w ko�ciele �w. Jakuba... Powiniene� wie-
dzie� o tym, bo przecie� niedawniej jak rok temu papie� tych m�czenni-
k�w w poczet b�ogos�awionych policzy�.
� A tak, prawda!
� Ot� sandomierzanie, nauczeni tym strasznym przyk�adem, za
panowania kr�la Leszka Czarnego wykopali trzy ogromne podziemia,
z kt�rych jedno w�a�nie zaczyna�o si� tam, gdzie dzi� ruiny ko�cio�a
pojezuickiego si� znajduj�, i kt�re mia�o i�� pod Wis�� na tamt� stron�
rzeki.
� Sk�d�e ty to wiesz?
� Czyta�em o tym w starych kronikach.
� Hm... mo�e by�, �e te podziemia wykopano tam kiedy� w obawie
przed Tatarami, ale sk�d�e ko�ciotrupy? Czy� nie jest to jasne, �e jezuici
skorzystali z tych loch�w, by w nich wi�zi� i torturowa� nieszcz�liwych
heretyk�w. Tak nazywali oni inaczej wierz�cych...
� Wszystko to, co m�wisz, jest k�amstwem. Wiadomo dobrze, sk�d
si� tam znajduj� ko�ci i szkielety. Kiedy w roku 1287 napadli Tatarzy na
Sandomierz i ten wyczerpany, pozbawiony �ywno�ci mia� ju� ulec,
niejaka Halina, kasztelanowa sandomierska, um�wi�a si� z Witkonem,
w�jtem sandomierskim, i w nocy uda�a si� do obozu tatarskiego,
stoj�cego na g�rze Salve Regina. Wiesz, gdzie...
� Wiem. C� dalej? � pyta� zaciekawiony Ferdzio von Lausitz.
� Tam Halina stan�a przed carzykiem[2] dowodz�cym ca�� t� hord�
naje�d�c�w. Przedstawi�a si� jako kobieta pragn�ca pom�ci� si� na
sandomierzanach, kt�rzy jej mieli wiele krzywd wyrz�dzi�, i wyjawi�a,
�e ludno�� miasta ze wszystkimi bogactwami i kobietami ukry�a si�
w lochu podziemnym, do kt�rego tylko ona jedna mo�e doprowadzi�.
� A wiesz, Kubek, �e to bardzo ciekawe! I c� dalej?
� Pewno, �e ciekawe. W�a�nie wtedy z rozkazu w�jta Witkona
pogaszono w mie�cie wszystkie ognie i tak si� uciszono, �e zdawa�o si�,
jakoby Sandomierz sta� si� martw� pustyni�. Ta cisza i sm�tek rozlany
na obliczu Haliny tak uwiod�y carzyka tatarskiego, �e uwierzy� jej
s�owom. Natychmiast zwo�a� swoich murz�w i wyda� rozkaz, aby
zapalono jarz�ce, smolne pochodnie. Ca�a horda pod przewodnictwem
kasztelanowej Haliny ruszy�a ku owym podziemiom i wesz�a w nie. Gdy
ju� ostatni Tatarzyn, wiedziony ch�ci� �upu i branek, znikn�� w podzie-
miach, Witkon ukryty z garstk� rycerstwa wypad�, ogromnymi g�azami
zawali� wej�cie od loch�w i tym sposobem pogrzeba� w nich hord�
najezdnicz�.
� A c� si� sta�o z kasztelanow� Halin�?
� Nie wiadomo. Oczywi�cie, zgin�a w lochach, zapewne od mie-
cz�w m�ciwych Tatar�w, ale tym sposobem w�asnym �yciem okupi�a
�ycie swych wsp�mieszka�c�w. Tak� szczytn� ofiarno�� mo�na tylko
znale�� w historii polskiej, o kt�rej nie znaj�cy rzeczy nieprzyjaciele nasi
tyle g�upich bajek plot�.
� Dziwne, dziwne! � powtarza� zamy�lony Ferdzio von Lausitz.
� Te trupy, szkielety, ko�ci, kt�re dzi� odkryto w podziemiach ko�o
klasztoru Jezuit�w, nie s� wi�c ofiarami fanatyzmu, jak twierdzi m�dry
genera�-lejtnant von Egerman, ale zapewne szcz�tkami Tatar�w, kt�-
rych tam przed sze�ciu blisko wiekami pogrzeba�a dzielna kasztelanowa
Halina.
� Tak, to mo�e by�, ale sk�d�e si� tam znajduj� szkielety kobiece?
� Najprz�d nie wiem, czy tam jest du�o szkielet�w kobiecych, mo�e
tylko jeden, a w takim razie s� to szcz�tki bohaterskiej Haliny.
� Je�eli jest jeden, a je�li ich jest wi�cej?
� I na to mo�na znale�� odpowied�. Wiadomo przecie�, �e Tatarzy po
drodze rabowali wszystko, m�czyzn zabijali, a kobiety brali w jasyr.
Je�eli tam jest wi�cej szkielet�w kobiecych, to s� to szcz�tki nieszcz�li-
wych branek poga�skich.
� Hm! Wszystko pi�knie wyt�umaczy�e�, Kubku... Ani s�owa, mog�o
tak by�, ale ja my�l�, �e ca�a ta historia jest bajk�, jest pi�kn� legend�
wymy�lon� przez starych kronikarzy. W waszej historii jest mn�stwo
takich bajek, na przyk�ad o smoku pod Krakowem, o Krakusie i Wan-
dzie, o myszach Popiel�, o ko�odzieju Pia�cie.
� W ka�dej legendzie, m�j Ferdziu, jest cz�stka prawdy. Ale historii
o kasztelanowej Halinie nie trzeba miesza� z podaniami o smoku
i Krakusie, o Popiciu i myszach. Te ostatnie wypadki mia�y si� dzia�
w czasach bardzo odleg�ych, w nieoznaczonej epoce, podczas gdy
historia Haliny sta�a si� w roku 1287, to jest w czasach, gdy ludzie
spisywali ju� kroniki. Tamte zdarzenia nosz� charakter nadzwyczajny,
nadprzyrodzony, bo� przecie wiemy, �e smok�w nie ma na �wiecie, �e
siarka w brzuchu potwora pali� si� nie mog�a, �e z cia� ludzkich nie mog�
wyl�ga� si� myszy, ani te� zagryza� ludzi. Tymczasem w historii
kasztelanowej Haliny nie ma nic nadzwyczajnego, nadprzyrodzonego,
jest tylko bohaterstwo i po�wi�cenie dla ojczyzny. Fakt wi�c ten nie
jest niemo�liwy, a zapisany przez wsp�czesnych niew�tpliwie jest
prawdziwy.
� Wiesz, gdym si� od ojca dowiedzia� o tych ko�ciotrupach, by�em
bardzo ciekawy je zobaczy�, cho� waha�em si� czy p�j��, bo tam musi by�
bardzo brudno, a ja w�o�y�em na siebie nowe ubranie. Ale teraz p�jd�...
zum Teufel, w nowym ubraniu! C�, p�jdziesz ze mn�? Przecie� to
bardzo ciekawe zobaczy� ko�ci ludzi, kt�rzy przed sze�ciuset laty
umarli, je�eli w rzeczy samej jest to prawd�, co� powiedzia�. A nu� to s�
szcz�tki ofiar wymordowanych przez jezuit�w, jak utrzymuje m�j
ojciec?
� To zobaczymy. Id� z tob�. Je�eli to s� szcz�tki ofiar jezuickich, to
powinny by� przy nich �a�cuchy, okowy i tym podobne narz�dzia
m�cze�skie, bo przecie� wiadomo, �e dawniej u nas nikogo nie wsadzano
do wi�zie� bez ok�w, jak to wy jeszcze dzi� robicie z waszymi wi�niami.
Chod�my, i pewien jestem, �e si� przekonasz, i� to co m�dry genera�-
-lejtnant von Egerman powiada, jest wierutn� bajk�.
Ruszyli wi�c co �ywo w kierunku ruin dawnego ko�cio�a i klasztoru
Jezuit�w. Wsz�dzie doko�a miasta t�umy sp�dzonych z okolicy wie�nia-
k�w pracowa�y pod nadzorem oficer�w austriackich nad naprawianiem
starych mur�w i okop�w, cho� to by�a niedziela. Ale rz�d Jego Apostol-
skiej Mo�ci nie zwraca� na to uwagi, a kij kapral�w i oficer�w nap�dza�
opornych do ci�kiej pracy.
Widok ten przykre uczucie wzbudzi� w Kubusiu, wrza�a w nim krew,
ale musia� milcze�, bo wiedzia�, �e nic na to poradzi� nie jest w stanie.
ROZDZIA� II
w kt�rym Kubu� jest podejrzany, �e otrzyma� z�y stopie� z geografii
Do podziemi, o kt�rych Ferdzio von Lausitz opowiada�, nikogo nie
wpuszczano, jemu za� jako synowi wysokiego dygnitarza dano wolny
wst�p. Kapral, kt�ry z kijem w r�ku pilnowa� nieszcz�liwych ch�op�w
polskich sp�dzonych do rob�t ko�o fortyfikacji miasta, ujrzawszy Fer-
dzia, k�ania� mu si� z wielkim uszanowaniem, z czego on by� bardzo
dumny i, spogl�daj�c z boku na Kubusia, zdawa� si� m�wi�:
� Widzisz, co ja znacz�!
Piwnice, do kt�rych obaj ch�opcy weszli, zrazu nic godnego uwagi nie
przedstawia�y. By�y to puste, sklepione mocno lochy, z kt�rych przeszli
do d�ugiego, w�skiego korytarza, a st�d dopiero do obszernego podzie-
mia, przedstawiaj�cego okropny widok. By�a to istna kostnica. Przy
s�abym blasku, przedostaj�cym si� przez dwa zakratowane okienka,
bardzo wysoko umieszczone, ujrzeli najprz�d oparty o mur ca�y szereg
szkielet�w. Sta�y one w najrozmaitszych pozycjach. Jedne z czaszkami
do g�ry podniesionymi zdawa�y si� czarnymi oczodo�ami szuka� powie-
trza i s�o�ca; inne z r�kami opuszczonymi, z g�ow� na piersi przedstawia-
�y smutny obraz, jeszcze inne mia�y r�ce rozprostarte wzd�u� �ciany,
jakby si� jej czepia�y w jakim� rozpaczliwym wysi�ku. By�y te� takie,
kt�re dziwnie podnosi�y nog�, jakby chcia�y wykona� skok przez jak��
przeszkod�. By�y takie, kt�re wyci�gn�wszy naprz�d szkieletowe d�onie
chcia�y co� lub kogo� chwyta� w swe obj�cia.
Zgroza przejmowa�a, gdy si� patrzy�o na ten okropny widok. Posadz-
ka podziemia zarzucona by�a ca�� g�r� czaszek, piszczeli ludzkich, r�k
odpad�ych od cia�a, ko�ci wszelkiego rodzaju oraz py�em powsta�ym
zapewne ze zgni�ych i przez wieki wysuszonych cia� ludzkich. Obaj
ch�opcy na ten widok, przypominaj�cy marno�� istnienia cz�owieczego,
skamienieli tajemn� trwog� przej�ci. Trwoga ta zmieni�a si� w paniczny
strach, gdy nagle ni st�d, ni zow�d jeden ze szkielet�w opartych o �cian�
poruszy� si�. Co� czarnego, ruchliwego wysun�o si� z jego czaszki
i z piskiem zanurzy�o si� w stosie ko�ci le��cych na ziemi, sam za�
szkielet z trzaskiem i g�uchym chrz�stem run�� na ziemi� i prawie w py�
si� rozsypa�. Podnios�a si� przy tym ca�a chmura dusz�cego kurzu, a�
Ferdzio przera�ony krzykn��:
� Ach, Herr Je! � i schowa� si� za Kubusia, czepiaj�c si� rozpaczli-
wie jego ramion, jakby szuka� zas�ony i pomocy.
Kubu� nie mniej by� przestraszony, ale nie cofn�� kroku. Oprzytom-
nia� w jednej chwili i rzek� spokojnym, cho� nieco dr��cym g�osem:
� Czego si� boisz? To pewno szczury.
W tej�e chwili stos ko�ci na posadzce pocz�� si� tak�e rusza�,
chrz�ci�, czaszki przewraca�y si� i jaki� piszczel z dziwnym �oskotem
potoczy� si� pod same nogi Kubusia, kt�ry cofn�� si� nieco z niemi�ym
uczuciem obrzydzenia. A �e powietrze duszne w tym zamkni�tym
podziemiu sta�o si� teraz wskutek upadku szkieletu prawie niemo�liwe
do oddychania, wi�c rzek�:
� Chod�my st�d, bo si� udusimy. S�abo mi si� robi.
Co �ywo wi�c zawr�cili, przebiegli prawie p�dem przez korytarz
i pierwsze piwnice. Bardzo byli radzi, gdy si� znale�li na �wie�ym
powietrzu, na jasnym dniu, pod z�ocistymi blaskami s�o�ca majowego.
Wci�gali w p�uca rze�kie powietrze, a Ferdzio blady jak �ciana tak si�
uczu� os�abiony, �e usiad� na jakim� z�omie muru i rzek�:
� Za nic w �wiecie drugi raz bym tam nie poszed�.
� Zapewne � odpar� Kubu� � nie ma tam po co chodzi�. Nic
ciekawego, a powietrze strasznie jest zepsute. Mo�na si� nabawi�
choroby. C�, lepiej ci?
� Lepiej, ale jeszcze musz� sobie troch� odpocz��. Licho nada�o,
�e�my tam poszli. Po nocach b�d� mi si� �ni� szkielety.
� Widz�, �e jeste� troch� tch�rzem podszyty.
� Nie, a zreszt� przyznaj, �e i ty si� przerazi�e�, gdy ten ko�ciotrup
run�� spod �ciany. Nie mam poj�cia, z jakiego powodu to si� sta�o.
� Z bardzo naturalnego. W tych podziemiach jest mn�stwo szczu-
r�w, jeden z nich nieuwa�nie tr�ci� szkielet i ten upad�. Przecie� nie
przypuszczasz chyba, �e ko�ciotrup chcia� nas stamt�d wygna�.
Ferdzio zamy�li� si� i po chwili rzek�:
� Zapewne, �e to tak by�o. A nawet widzia�em, jak z czaszki co�
czarnego i ruchliwego wyskoczy�o.
� W czaszce tej mie�ci si� niew�tpliwie gniazdo szczurze. Mo�e to
by� szkielet jakiego� znanego murzy tatarskiego. Na co mu to przysz�o,
teraz w jego g�owie szczury si� gnie�d��!
� Wi�c ty naprawd� przypuszczasz, �e to s� szcz�tki Tatar�w,
zwabionych do lochu przez ow� kasztalanow� Halin�?
� Oczywi�cie, �e tak. Sk�d�e wzi�aby si� taka ogromna masa
szkielet�w i ko�ci? Przecie� widzia�e� ich postawy rozpaczliwe; widocz-
nie umierali w strasznych m�czarniach g�odu. Tak, ja jestem pewien, �e
to s� szcz�tki Tatar�w pogrzebanych w tych podziemiach.
Ale Ferdzio nie zgadza� si� z tym. Jemu w g�owie �wiekiem utkwi�o
przypuszczenie genera�a-lejtnanta von Egermana i ojca, radcy stanu, �e
w tych podziemiach kryj� si� ofiary zbrodni i intryg jezuickich, a skoro
genera�-lejtnant i wysoki hofrat tak twierdz�, to niegodn� jest rzecz�
wiernego poddanego Jego Cesarsko-Kr�lewskiej Apostolskiej Mo�ci
inaczej utrzymywa�. �wiadczy�oby to bowiem o buntowniczym usposo-
bieniu.
Kubu� s�ucha� tego, ale nic si� nie odzywa�, bo na co by zda�o si�
przekonywa� kogo�, kto nie chce by� przekonany. Sta� wi�c w milczeniu
i przypatrywa� si� ci�kiej pracy nieszcz�liwych ch�op�w polskich,
sp�dzonych tutaj pod kijem kaprala. Zauwa�y� wi�c, �e mur otaczaj�cy
Sandomierz w tym miejscu by� prawie wsz�dzie zrujnowany, niski,
pe�en wy�om�w i zapewne generalicja austriacka uzna�a go za niemo�li-
wy do naprawienia, bo zostawi�a go w spokoju, a natomiast o kilkana�cie
krok�w dalej kaza�a sypa� wysoki szaniec, nad kt�rym w�a�nie praco-
wali sp�dzeni ch�opi.
Tymczasem Ferdzio przyszed� do siebie zupe�nie i obaj ch�opcy
ruszyli z powrotem do miasta. Przez drog� ten kryj�cy si� niedawno
w podziemiu za plecami Kubusia bohater szwarcgelberowski teraz,
w �wietle dnia, wobec kr�c�cych si� wsz�dzie �o�dak�w austriackich
nabra� szczeg�lnego animuszu i pocz�� niestworzone rzeczy prawi�
o jezuitach, o dawnym rz�dzie polskim, o polskim nie�adzie i chytro�ci.
A wreszcie o b�ogim porz�dku, jaki w tym kraju zaprowadzi�a dobro-
czynna w�adza Jego Cesarsko-Kr�lewskiej Apostolskiej Mo�ci.
� Zgniliby�cie w smrodzie i brudzie � ko�czy� � gdyby nie nasz
rz�d. On was cywilizuje, on was uczy, jak �y�, chocia� naprawd� �y� nie
mo�ecie, bo�cie stoczeni do szpiku ko�ci przez tr�d zepsucia i nie�adu.
Kubu�, s�ysz�c te zuchwa�e s�owa, zatrzyma� si� ca�y dygocz�cy od
gniewu i rzek�:
� Wiesz, szpiclu, �e� ty strasznie g�upi!
� Szpicel? Jak �miesz mnie nazywa� szpiclem?
� Bo jeste� nim!
� Tak? Czekaj�e! Ja ci tego nie daruj�, ja powiem ojcu. Zgnijesz tam
w podziemiach, ty polska �winio!
W tej�e chwili rozleg� si� g�o�ny policzek, Ferdzio zatoczy� si� jak
pijany, fura�erka mu spad�a z g�owy i obur�cz chwyci� si� za twarz
mocno zaczerwienion�. Kubu� za� z�y na siebie, �e da� si� unie��
gniewowi, zawr�ci� spokojnie i poszed� na ulic� Opatowsk�, przy kt�rej
mieszkali pa�stwo Bia�kowscy ze sw� c�rk� Jadzi�, bo by�o ju� blisko
po�udnia, a tam dawnym zwyczajem polskim punktualnie siadano do
sto�u.
Przez kr�tk� t� drog� zdo�a� Kubu� opanowa� wzburzenie i jak
zwykle spokojny, u�miechni�ty wszed� do saloniku kuzyn�w Bia�kow-
skich. Tu, b�d�c ju� we drzwiach, przypomnia� sobie, �e w�r�d przyg�d
tego dnia zapomnia� zupe�nie o tym, �e z pann� Jadzi� gra w zielone i �e
nie ma przy sobie ani �wie�ej ga��zki bzu, ani paru listk�w koniczyny,
i oczywi�cie stanowczo przegra� zak�ad. Jako� panna Jadzia, ubrana
w kr�tk� jasn� sukienk�, maj�c z�ociste w�osy zwi�zane w kos�, spada-
j�c� z ty�u a� do pasa, podbieg�a �wawo do Kubusia, wo�aj�c z daleka:
� Zielone! Zielone! Pr�dko! Pr�dko!
Kubu� nieco skonfundowany, ale u�miechni�ty, wydoby� zza mun-
durka gar�� zwi�dni�tych, zesch�ych, pokruszonych li�ci i pokaza�
pannie Jadzi z min� zabawn�. Ta oburzy�a si�.
� To ma by� zielone? To si� u kuzyna nazywa zielone, te �miecie?
� Ale one by�y zielone i jeszcze s� zielone. Prosz� patrze�.
� A ja prosz� si� nie wykr�ca�. Przegra�e�, kuzynku, i musisz teraz
zap�aci�, jake�my si� um�wili.
� Nie wiem naprawd�, jake�my si� um�wili, ale co do zap�aty... to
b�dzie ci�ko, bo u mnie kabza pusta jak Sahara.
� Tak�e por�wnanie! Widocznie kuzynek dosta�e� z�y stopie� z geo-
grafii, skoro ci Sahara tak utkwi�a w g�owie. Ale tu wcale nie idzie
o pieni�dze. Musi kuzynek zrobi� teraz to, co ja b�d� chcia�a.
� A c� kuzynka b�dzie chcia�a?
� To si� poka�e, tyle tylko powiem, �e trzeba �eby� kuzynek opu�ci�
Sandomierz.
Kubu� zrobi� powa�n� min�, westchn�� i rzek�:
� I bez rozkazu kuzynki b�d� musia� to zrobi�.
Twarz jego m�oda mia�a taki wyraz, �e panna Jadzia przestraszy�a si�
i zawo�a�a:
� Jak kuzynek to dziwnie powiedzia�! M�j Bo�e, c� si� sta�o?
� Sta�o si� co� takiego, �e je�eli dzi� jeszcze nie uciekn� z Sandomie-
rza, to mi� Austryjaki* okuj� w kajdany i zapakuj� do kozy.
W�a�nie w tej chwili wszed� do saloniku pan Bia�kowski i, us�yszaw-
szy ostatnie s�owa Kubusia, zawo�a�:
� Jak si� masz, ch�opcze? C� to takiego? Dlaczeg� to Austryjaki
maj� ci� wsadzi� do kozy?
Kubu� zrazu nie chcia� powiedzie�, zbywa� p�s��wkami, twierdzi�, �e
�artowa�, �e to nic wa�nego, ale przyci�ni�ty do muru przyzna� si� do
awantury, jak� mia� z Ferdziem von Lausitzem, zwanym pospolicie
szpiclem. Pan Bia�kowski, m�� powa�ny z du�ym, siwym w�sem,
ubrany w kontusz karmazynowy i ��te buty, usiad� w karle, doby�
tabakierki z zanadrza, uderzy� w ni� palcami, za�y� pot�ny niuch,
strzepn�� r�k� z kontusza rozsypany proszek, kichn�� g�o�no m�wi�c:
dzi�kuj� aspa�stwu, cho� oboje dzieci zaj�te swymi my�lami nie winszo-
wa�y mu wcale. Wytar� nos kraciast� czerwon� chustk� i rzek�:
� Hm! M�wi� aspanu, �e �le, bardzo �le. Po jakiego kaduka wdajesz
si� aspan z tak� kanali� jak ten Lausitz?
� Wdawa� to si� z nim, szczerze m�wi�c, nie wdaj�, ale dzi�
zaciekawi� mi� tymi ko�ciotrupami i poszed�em z nim.
* W dialogach zachowano �wczesn� form� wyraz�w: Austriacy, austriacki.
Formy innych wyraz�w uwsp�cze�niono,zgodnie z dzisiejsz� pisowni�.
� Bardzo lekkomy�lnie to aspan zrobi�e�. Ale mo�e on ojcu nie
powie, �e� go aspan szpetnie spostponowa� onym policzkiem?
� O! Co do tego nie ma �adnej w�tpliwo�ci, �e powie. Nieraz to ju�
zrobi� i kilku koleg�w naszych mocno z^ tego powodu ucierpia�o.
� Hm! Kanalia to widz� jest ostatnia. Hm! Nie ma co, musisz aspan
ucieka�. �le to jest, bo lepiej nauki ko�czy�, wiadomo czego si� cz�owiek
za m�odu nauczy, to na staro�� znalaz�. Gdyby� aspan mia� rodzic�w, to
by�oby najlepiej pod ich skrzyd�o si� schroni� do czasu, a�by si� rzecz
utar�a. C� tedy aspan my�lisz zrobi�? Chcesz ucieka� � to dobrze, ale
dok�d?
� Uciekn� do Ksi�stwa Warszawskiego i wst�pi� do wojska polskiego.
� Ba, �atwo to powiedzie�, wst�pi� do wojska. Przyjm� to aspana?
Smyk jeszcze jeste�. Ile masz lat?
� Szesna�cie sko�cz� na �wi�ty Jakub.
� Hm! Mo�e i przyjm�. Sam widzia�em takich m�okos�w w wojsku,
jakem by� dwa lata temu w Warszawie. Ale to przecie teraz wojna!
� O, tatu�ciu! � wtr�ci�a si� panna Jadzia. � Kuzynek Kubek (bo
i panna Jadzia Kubkiem go nazywa�a) jest m�ny i nie boi si� wojny.
� A asanna sk�d o tym wiesz? Patrzcie no j�! Kuzynek Kubek jest
m�ny. Co to znaczy � Kubek? Cicho b�d�, dzierlatko! Asanna si� nie
odzywaj, kiedy starsi m�wi�.
Panna Jadzia raczka spiek�a, cofn�a si� zawstydzona pod okno, a pan
Bia�kowski m�wi�:
� Nie potrzebujesz asan daleko szuka� tego wojska, co si� szcz�li-
wie sk�ada. W�a�nie by� tu u mnie dzisiaj rano pewien �yd zza Wis�y,
z Lubelskiego, i radosne, rzec mo�na, przywi�z� mi wiadomo�ci. Imagi-
nuj sobie aspan, �e nasz dzielny ksi��� J�zef pot�uk� Austryjak�w pod
G�r� na zrazy, wsz�dzie ich bije, jest ju� w Lublinie, oblega Zamo�� i ma
wyruszy� pod Sandomierz, �eby go zdoby�. B�dzie to srogi przelew krwi,
zniszczej� nasze fortuny, spal� nam domy, ale to mniejsza, dla ojczyzny
trzeba ponie�� takie ofiary.
Kubu�, s�uchaj�c tych wie�ci, ca�y promienia� ze szcz�cia. Wi�c nasi
bij� tych szwarcgelber�w? Wi�c wszystkie ich przechwa�ki, og�aszane
przez drukowane plakaty, jakoby zawojowali ju� ca�e Ksi�stwo Warsza-
wskie, s� niegodnym fa�szem? Jakie� to szcz�cie! O, jak�e pragn��
Kubu� jak najpr�dzej znale�� si� w szeregach walecznych wojownik�w
polskich, jak mu dusza dar�a si� do sztandar�w i or��w ojczystych! Wi�c
pod Sandomierz przyjd�, aby go zdoby�! O! On wie, kt�r�dy naj�atwiej
b�dzie do niego si� dosta�. Tam ko�o ruin jezuickich mur ma zaledwie
�okie� wysoko�ci i tak jest zrujnowany, �e do�� nog� kopn��, by si�
rozlecia�. Wprawdzie Austriacy r�kami ch�op�w polskich sypi� tam
wysoki szaniec, ale przecie nasi przyjd� pr�dzej, nim ten szaniec b�dzie
gptowy. O! Wielki Bo�e, na koniec wejrza�e� na nieszcz�liw� Polsk�
i dni szcz�cia i rado�ci jej dajesz.
Tak sobie Kubu� my�la�, a tymczasem pan Bia�kowski dalej m�wi�:
� Zostaniesz asan u mnie do nocy, szuka� ci� tu przecie nie b�d�,
a gdyby szukali, to ci� kobiety dobrze ukryj�.
W tej�e chwili panna Jadzia wysun�a si� spod okna i ca�a zarumie-
niona zawo�a�a:
� Tatu�ciu, ukryjemy kuzynka w garderobie!
I pocz�a klaska� w r�ce i ta�czy� po salce, wo�aj�c:
� W garderobie! W garderobie! Tam kuzynka nie znajd�! O! Niech
sobie szukaj�, fig� znajd�!
I z�o�ywszy paluszki, pokaza�a fig�, nie wiadomo komu, prawdopodo-
bnie Austriakom, kt�rzy oczywi�cie tego nie widzieli.
Pan Bia�kowski patrzy� na sw� c�rk� i milcza� przez chwil�, wreszcie
rzek�:
� A to koza! B�dziesz mi ty, dzierlatko, cicho? W garderobie
kuzynka ukryj�! Jaka mi m�dra! Cicho b�d�, aspanna, do paralusza!
Panna Jadzia przesta�a skaka� po sali, raczka znowu spiek�a i jak
przedtem ukry�a si� zawstydzona we wg��bieniu, a pan Bia�kowski
udaj�c gniew m�wi�:
� Skaranie boskie z t� dziewczyn�!
Wreszcie uspokoi�o si� wszystko, wi�c ci�gn�� dalej:
� Zostaniesz tedy aspan u mnie do nocy. Ja tymczasem po obiedzie
po�l� mego J�drzeja do rybaka nad Wis��, Kociubski si� zowie. Znam go
od dawna, jeszcze z czas�w insurekcji, kiedy�my to z panem Ko�ciuszk�,
naczelnikiem, wojowali. Kociubski jest cz�ek godny, patriota gor�cy, i co
ja mu powiem, to zrobi. On aspana noc� przewiezie przez Wis��
w Lubelskie, tam s� nasi wojacy, i ju� sobie aspan rad�, jak b�dziesz
umia�. Rozumiesz?
� Rozumiem i dzi�kuj� serdecznie wujaszkowi dobrodziejowi.
Nazywa� Kubu� pana Bia�kowskiego wujaszkiem, cho� prawd�
rzek�szy � ten nie by� nim. Pokrewie�stwo by�o dalekie, ale przez
grzeczno�� wypada�o tak nazywa� starego ko�ciuszkowskiego wojowni-
ka. Uca�owa� potem r�ce pana Bia�kowskiego, a on gada�:
� No, ju� dobrze, dobrze. Pewien jestem, �e nam wstydu nie zrobisz
i b�dziesz si� bi�, jak przystoi na Polaka. A masz�e pieni�dze?
Panna Jadzia zn�w wyskoczy�a na �rodek salki i zawo�a�a:
� Kabza kuzynka jest pusta jak Sahara!
Prawdopodobnie by�aby ostro zgromiona przez ojca za to niewczesne
odezwanie si�, gdyby nie wesz�a do pokoju pani Bia�kowska i nie
oznajmi�a, �e waza z roso�em i makaronem jest ju� na stole. Kubu�
przyskoczy� do r�k wujenki, a panna Jadzia nie wiadomo dlaczego
rzuci�a si� na szyj� matce i co� jej szepta� do ucha pocz�a; ale ju� pan
Bia�kowski podni�s� si� z krzes�a i podawszy r�k� �onie prowadzi� j�
uroczy�cie do pokoju sto�owego.
ROZDZIA� III
w kt�rym panna Jadzia o�wiadczy�a, �e �yczy sobie, aby Kubu�
wr�ci� genera�em
Kubu� mia� racj� twierdz�c, �e Ferdzio powie ojcu swemu o awantu-
rze i �e pan hofrat cesarsko-kr�lewski b�dzie chcia� pom�ci� si� za
zniewag�, jaka spotka�a jego jedynaczka. Ju�<nad wieczorem gospodyni,
u kt�rej na stancji sta� Kubek, wiedz�c, �e pa�stwo Bia�kowscy s� jego
krewnymi, przybieg�a przera�ona i stroskana mocno z wiadomo�ci�, �e
policja u niej by�a, chc�c zabra� ch�opca do wi�zienia, i �e go szukaj� po
ca�ym mie�cie. Przez ostro�no�� pan Bia�kowski odpowiedzia� jej, �e
Kubu� dzi� wcale nie by� w jego domu i nikt nie wie, gdzie si� znajduje.
Panna Jadzia okropnie si� t� wiadomo�ci� przestraszy�a, a� si� rozp�aka-
�a, ale na szcz�cie policja do domu na ulicy Opatowskiej nie zajrza�a,
boby Kubusia tu z pewno�ci� znalaz�a, gdy� proponowana przez pann�
Jadzi� skrytka w garderobie nie by�a �adn� skrytk�. Pani Bia�kowska
tylko dla wszelkiego bezpiecze�stwa po odwiedzinach gospodyni Kubu-
sia kaza�a mu si� przebra� w suknie kobiece, �eby uchodzi� za dziewczy-
n�. By�o to tym �atwiejsze, �e ch�opiec nie mia� jeszcze w�s�w, a owin�w-
szy g�ow� chustk�, wygl�da� na wcale �adn� pann�. Kubu� do��
niech�tnie wdzia� na siebie sp�dnic�; nie umia� w niej chodzi� i wstydzi�
si�, zw�aszcza, �e panna Jadzi na widok tak przebranego kuzynka
�mia�a si� do rozpuku, �artowa�a z niego i kaza�a mu chodzi�; uczy�a go,
jak ma stawia� drobne kroczki. Nauka ta jednak stanowczo si� nie
powiod�a i panna Jadzia wszystkim o�wiadczy�a z zad�san� mink�, �e
tak niezgrabnej panny, jak kuzynek Kubek, �wiat i korona polska
jeszcze nie widzia�y.
Na szcz�cie dla Kubusia p�nym wieczorem zjawi� si� rybak Ko-
ciubski i oznajmi�, �e wszystko gotowe do przeprawy panicza na drug�
stron� Wis�y. Kubu� zrzuci� z siebie nieszcz�sn� sp�dnic�, przebra� si� po
m�sku i, odziawszy si� w burk� ofiarowan� mu przez pana Bia�kowskie-
go, by� got�w do drogi. Troch� mu by�o przykro, bo rzuca� spokojny k�t
sandomierski i puszcza� si� w �wiat zgo�a sobie nie znany, na B�g wie
jakie przygody, gdzie ju� sam sobie radzi� i pomaga� musia�, ale
nadrabia� min�, przybiera� bohaterskie postawy, �mia� si� i okazywa�
rado��. Uwa�a� to za tym potrzebniejsze, �e panna Jadzia w ostatniej
chwili strasznie upad�a na duchu, posmutnia�a i w skryto�ci gor�cymi
zalewa�a si� �zami. Pan Bia�kowski wsun�� w r�k� ch�opca woreczek
z kilkudziesi�cioma guldenami, u�ciska�, b�ogos�awi� i m�wi�:
� Niech Ci� B�g prowadzi, m�j ch�opcze, bij si� m�nie, ale nie
nara�aj niepotrzebnie �ycia, bo m�stwo nie polega na tym, by si� rzuca�
z zamkni�tymi oczami na niebezpiecze�stwo. Trzeba tu spokojnej
wytrwa�o�ci, przytomnego znalezienia si� w razie potrzeby. Mam na-
dziej�, �e wstydu nam nie zrobisz. Masz tu karteczk� do pu�kownika
Sierawaskiego, mego dawnego i dobrego znajomego. Je�eli go spotkasz,
to ci si� ta rekomendacja przyda. No, niech ci� B�g prowadzi!...
Pani Bia�kowska u�ciska�a ch�opca po macierzy�sku, sp�aka�a si�
nad nim, sporz�dzi�a mu zawini�tko, do kt�rego w�o�y�a nieco bielizny,
a do koszyka nieco �ywno�ci. Wreszcie zawiesi�a mu na szyi medalionik
z Matk� Bosk� Cz�stochowsk� i krzy� na czole ch�opca zrobi�a. Panna
Jadzia poda�a mu r�czk� i spuszczaj�c zaczerwienione od p�aczu oczy
szepn�a:
� Prosz� si� bi� dobrze i wr�ci� do nas genera�em, a to, co daj�, wzi��
na pami�tk�.
To rzek�szy, wybuchn�a g�o�nym p�aczem i uciek�a. Gdy Kubu�
p�niej rozwin�� papierek, w kt�rym kry�a si� owa pami�tka od panny
Jadzi, zobaczy� tam pukiel jej z�ocistych w�os�w i karteczk� z napisem:
�nosi� to na sercu". Obok w�os�w by� w papierku dukat z�oty w�gierski
z Matk� Bosk�. Dukat schowa� przyrzekaj�c sobie, �e go wyda chyba
w ostatniej potrzebie, a pukiel w�os�w zgodnie z poleceniem kuzynki
umie�ci� starannie na piersiach, jak talizman serdeczny, kt�ry mu mia�
dopom�c w otrzymaniu szlif�w generalskich.
Tak obdarzony i b�ogos�awiony Kubu� wyruszy� z rybakiem Kociub-
skim nad Wis��, gdzie czeka�a ju� na nich ��dka, kt�r� mieli si�
przeprawi� na brzeg przeciwny. Kociubski, stary ju� i siwy, ale trzyma-
j�cy si� krzepko, z okrutnymi w�siskami spuszczonymi na d�, mrukli-
wy i zawsze jakby rozgniewany, gdy ju� znale�li si� sami, odezwa� si�
ostro do Kubusia:
� Na psa si� zda�y te babskie beki!
Splun�� i po chwili doda�:
� I�� za mn�, nic nie gada�, bo te przekl�te krowie nogi[3] wsz�dzie si�
w��cz� i w�sz�. Nie boj�c si� niczego i mnie s�ucha�.
Szli tedy zau�kami, przekradaj�c si� ostro�nie, zatrzymuj�c si�
nieraz. Kociubski ca�y czas nads�uchiwa� bacznie. Szcz�liwie dostali si�
nad Wis��, nie napotkawszy nigdzie krowich n�g. Niebawem znale�li si�
na w�t�ej ��dce, Kociubski chwyci� za wios�o, odepchn�� cz�no i,
energicznie pracuj�c, pu�ci� si� na czarne fale Wis�y. Noc by�a bardzo
ciemna, za co nale�y, jak m�wi� Kociubski, podzi�kowa� Panu Bogu, bo
pod jej zas�on� mo�na niepostrze�enie przedosta� si� na brzeg prawy.
Wicher jednak podnosi� na rzece wielkie fale i rzuca� ��dk� jak pi�rkiem.
Ale Kociubski by� do�wiadczonym przewo�nikiem i rybakiem, zna�
dobrze rzek� i jej kaprysy; wiedzia�, jak nale�y si� na niej zachowywa�.
� Szcz�liwie si� to z�o�y�o � gada�, gdy ju� odbijali od brzegu � �e
panicz teraz przeprawia si� na tamten brzeg, bo wiem ja, �e nasi ju� si�
tam kr�c�. Dzisiaj rano sam widzia�em u�an�w. Nie b�dzie panicz
potrzebowa� szuka� naszych wojak�w. Jeno patrze�, jak przyjd� oni pod
Sandomierz i zadadz� fernepiksu[4] kajzerlikom[5]...
� Czy naprawd� nasi chc� zdoby� Sandomierz? � spyta� Kubu�.
� A c� pan my�li, �e na �arty? Zdob�d�, zdob�d�, ja im sam
dopomog�, jak b�d� m�g�. Do�� ju� tych rz�d�w nad nami przekl�tych
krowich n�g. Wyp�dzimy to robactwo z naszego Sandomierza, da Pan
Jezus, �e wyp�dzimy. Niech no si� panicz do kaduka nie kr�ci, bo rzeka
t�go p�ynie, fala jest du�a i ��dka mo�e si� wywr�ci�... Siedzie� cicho
i mnie s�ucha�!
Siedzia� wi�c Kubu� spokojnie i cicho, patrzy� na czarne fale przele-
waj�ce si� z szumem, przypatrywa� si� ciekawie b�yskom, jakie si� na
nich ci�gle pojawia�y, i s�ucha� gadania starego Kociubskiego.
� Nasi �ci�gn�li na tamten brzeg wszystkie �odzie i promy, a na c�
by to robili, je�eli by nie mieli zamiaru przeprawia� si� tutaj? A po c� by
znowu przeprawiali si�, gdyby nie chcieli wytatarowa�[6] sk�ry kajzerlikom
i nie wzi�� Sandomierza?
� Pewno, �e tak � zauwa�y� Kubu� � ale Austryjaki wiedz�
� zapewne o zamiarach naszych, bo na gwa�t naprawiaj� mury, sypi�
sza�ce i nawet dzi�, cho� to by�a niedziela, kazali ch�opom pracowa�.
� Wiem ja o tym, ale im Pan Jezus w�a�nie dlatego nie poszcz�ci.
Panicz m�wi: naprawiaj� mury, sypi� sza�ce. To wszystko psu na bud�
si� nie zda. Dowiedz� si� nasi, gdzie te mury s� s�abe... ju� ja jestem
w tym, �eby si� dowiedzieli. A to �adne wichrzysko!
Kubu� zaprzeczy� temu, bo wichrzysko wcale nie by�o �adne.
Owszem, nazywa� je bardzo dokuczliwym i niezno�nym, bo pomimo
ciep�ej burki ch��d przenika� go do ko�ci. Ale uwaga ta oburzy�a
Kociubskiego, kt�ry rzek�:
� Panicz jest m�ody, to i z przeproszeniem g�upi. Nie ma w g�owie
nijakiej kalkulacji i penetracji. Kiej si� jest w nocy na rzece, to nie potrza
wygadywa� nic z�ego, bo woda to rozumie i jest m�dra. Siedzie� cicho
i nic nie gada�.
Stary rybak by� przes�dny, jak wszyscy rybacy nadwi�la�scy. Uwa-
�ali oni Wis�� za �yj�c� istot� i s�dzili, �e narzeka� lub wygadywa� na ni�
jest rzecz� niebezpieczn�, bo rzeka to rozumie i mo�e si� zem�ci�.
� Kiej si� jest na cudzej �asce � doda� Kociubski gniewnie � to nie
potrza wymy�la�.
Zgromiony Kubu� umilk�, a i Kociubski przesta� gada�, tylko coraz
zawzi�ciej wios�owa� i jak strza�a przeszywa� fale pi�trz�ce si� gro�nie.
W�r�d milczenia ch�opiec pogr��y� si� w my�li o tych wszystkich
wypadkach, kt�re tak nagle, tak niespodziewanie wyrzuci�y go ze
zwyk�ej spokojnej kolei �ycia i otworzy�y przed nim pole zupe�nie nowe,
pe�ne B�g wie jakich przyg�d. Ale nie �a�owa� on tego wcale, ani te� nie
ubolewa� nad tym, co si� sta�o. Ju� dawno, od miesi�ca, od pocz�tku tej
wojny, wypowiedzianej, a raczej wcale nie wypowiedzianej, tylko
zdradziecko rozpocz�tej przez Austri� przeciw Ksi�stwu Warszawskie-
mu, budzi�a si� w Kubusiu gor�ca ��dza wzi�cia w niej udzia�u. Nieraz
rozpacza�, �e musi gnu�nie siedzie� w Sandomierzu, patrze� na nienawi-
stnych Austriak�w, kiedy tam gdzie� pod Warszaw� bracia jego walcz�
z naje�d�c�. Przyczynia�y si� do tego jego my�lenia wyg�aszane bardzo
cz�sto przez kuzynk� Jadzi� uszczypliwe s��wka o m�odzie�y, kt�ra nie
ma w sobie rycerskiego ducha ojc�w i, kiedy jest wojna, woli siedzie� pod
piecem lub bruki zbija�. Z tych to powod�w rad by� bardzo, �e na koniec
rzeczy tak si� u�o�y�y (nawet nie wiedzia�, kiedy) i �e teraz w nocy przez
burzliw� Wis�� d��y do tych szereg�w ojczystych, do kt�rych od miesi�ca
wzdycha�; i na wspomnienie tr�jbarwistej chor�giewki u�a�skiej serce
mu w piersi tak bi�o, jakby chcia�o wyskoczy�. No, ju� teraz i on wdzieje
granatowy mundur z guzikami o srebrnych or�ach, z ��tymi wy�ogami,
i on b�dzie si� bi� za ojczyzn�. Oj, mocny Bo�e, jak�e b�dzie pra� tych
znienawidzonych kajzerlik�w, te szpetne krowie nogi, jak ich nazywa
stary Kociubski. Kuzynka Jadzia powiedzia�a mu na po�egnanie, �eby
wr�ci� genera�em. Ba! Ba! Dziewcz�ta s� g�upie i nic si� nie znaj� na
wojnie i wojskowo�ci. Niby to tak �atwo zosta� genera�em! Im si� zdaje,
�e to tak samo, jak zaple�� warkocz, zawi�za� kokardk� lub po�czoch�
zacerowa�. Tu trzeba walczy�, by� m�drym, przebieg�ym, dokona�
jakiego� wielkiego czynu wojennego.
Ale z drugiej strony dlaczeg� by on nie mia� dokona� takiego czynu
i zosta� genera�em? Przecie� nie �wi�ci garnki lepi�, a genera�owie nie
z innej gliny s� utworzeni. Dopiero� by to by�a uciecha i duma, i rado��,
gdyby w kapeluszu stosowanym[7], w mundurze z generalskimi szlifami,
ze szpad� u boku stan�� przed kuzynk� Jadzi� na Opatowskiej ulicy
i powiedzia�:
� Pukiel w�os�w nosz� na sercu i jestem genera�em.
A co? Co wtedy b�dzie? Co powie kuzynka Jadzia? Z pewno�ci�
spiecze raczka, kla�nie w r�ce i nie b�dzie ju� do niego m�wi�a: kuzynku
Kubku, ale: panie generale. A potem b�dzie �lub i wesele, pu�k jego, bo
przecie� jako genera� b�dzie mia� sw�j pu�k � ba! co tam pu�k, ca��
dywizj� co najmniej � zaprezentuje bro� i b�dzie wo�a�: niech �yje nasz
genera� Jakub Kr�likowski i jego �ona Jadwiga! Dopiero� to wszyscy
b�d� patrzyli i co to b�dzie za uciecha, mi�y Bo�e! Co za rado��! Co za
szcz�cie!
Kiedy tak Kubu� marzy� i zapomnia� przy tym zupe�nie, gdzie si�
znajduje, nagle gdzie� z ciemno�ci rozleg� si� dono�ny, surowy g�os:
� Hej, kto tam p�ynie, st�j, bo strzel�!
� Jak�e stan�, panie �o�nierzu � odezwa� si� na to Kociubski � kiej
mi� fala unosi.
� Kto� ty jest, gadaj!
� Przewo�nik od Sandomierza.
� Sam jeste�?
� Nie, wioz� �o�nierza, kt�ry chce wst�pi� do wojska naszego.
� Ilu was jest?
� A ilu� by by�o? Dw�ch jeno.
� Przybijaj!
Tedy Kociubski pchn�� silnie ��dk� naprz�d, a� si� zary�a w piasku
przybrze�nym, sam szybko wyskoczy� na l�d i zawo�a�:
� Wy�a� panicz!
Nie trzeba by�o Kubusiowi dwa razy tego powtarza�, w jednej chwili
znalaz� si� na l�dzie i, podczas gdy Kociubski przywi�zywa� ��d� do
jakiego� krzaku, sam pocz�� si� rozgl�da� doko�a i szuka� oczami owego
�o�nierza, kt�ry przed chwil� z rybakiem rozmawia�. Noc by�a ciemna,
brzeg g�sto zaros�y wiklin� i nic nie by�o wida� zrazu, ale po chwili z tej
wikliny wysun�a si� m�tna figura konia, lanca i da� si� s�ysze� �opot
miotanej przez wiatr chor�giewki.
U�an! � pomy�la� sobie Kubu� i serce mu zabi�o w piersi.
Tymczasem �w u�an, trzymaj�c w r�ku pistolet, zbli�y� si� do
Kubusia i Kociubskiego, pochyli� si� na koniu, �eby im si� lepiej
przypatrze�, i pyta�:
�� To wy z Sandomierza?
� Z Sandomierza, panie �o�nierzu � odrzek� Kubu�.
� I pu�ci�y was to Austryjaki?
� Nie pytali�my si� ich o to.
� Hm! To ty, smyku, chcesz wst�pi� do naszego wojska?
Nie podoba�o si� to mocno Kubusiowi, �e ten u�an nazwa� go
smykiem, jego, co przed chwil� my�la� o szlifach generalskich, ale
zamilk� i nic si� nie odezwa�.
� Czemu nie gadasz, kiedy ci si� pytaj�? � zawo�a� szorstko u�an.
� Daj no pan spok�j, panie �o�nierzu � wtr�ci� si� stary Kociubski
� prowad� nas lepiej do swego komendanta, bo my te� nowiny
przywozimy z Sandomierza. Ja ta nieczasowy, noc up�ywa, a przecie
za dnia nie b�d� m�g� wr�ci� na tamt� stron�. Prowad� nas do komendanta.
� I bez twego gadania, stary, poprowadzi�bym was do komendanta,
bo taki jest przyka�.
� Stary, m�j panie �o�nierzu, ale jary � odezwa� si� na to widocznie
obra�ony Kociubski � aspan jeszcze koszulin� w z�bach nosi�, kiedym ja
ju� wojowa� z Naczelnikiem Ko�ciuszk�. A kiedy masz przyka�, to nie
gadaj, jeno prowad�!
� No, no! Ruszajta przodem, a g�by stuli�. Obaczy to pan pu�kownik
Dziewanowski, jakie�ta nowiny przywie�li.
� Pewno, �e obaczy � odpowiedzia� Kociubski.
U�an ci�gle z pistoletem w r�ku post�powa� wolno za Kubusiom
i Kociubskim, wo�aj�c: Na prawo! na lewo! prosto! W mi�dzyczasie gada�:
� Kat was tam wie, co�cie wy za jedni. Mo�e szpiegi austryjackie, po
nocy przez Wis�� si� przeprawiacie, mo�e�ta my�leli, �e ja was nie
obacz�. Aleja stary wyjadacz, mam �lepie dobre i uszy te� nie od parady.
Ju� od dawna was s�ysz�, jake�ta p�yn�li. Ho! Ho! Nie ze mn� to sprawa.
Je�eli�ta szpiegi, to jeszcze s�o�ce nie wejdzie, a ju� b�dzieta dynda� na
ga��zi.
Snad�[8] obra�ony by� s�owami Kociubskiego o koszulinie w z�bach i
i rad by�, �e mo�e dokuczy� za to przybyszom. W Kubusiu krew si� ju�
burzy�a, ale stary Kociubski spokojnie i ch�odno odpowiada�:
� Obaczymy, obaczymy. Nie potrza na to s�o�ca, �eby widzie�,
komu Pan Jezus posk�pi� rozumu. R�nie bywa na �wiecie, m�j panie
�o�nierzu. Chc�c zebra� pszenic�, trzeba j� posia�, ale g�upcy to bez
siania si� rodz�. Tak ju� wszechmocny Pan B�g postanowi�, a mundur
u�a�ski nie zawsze na m�drym le�y.
U�an, cho� si� nazwa� starym wyjadaczem, widocznie nie bardzo
zrozumia� metafizycznej mowy Kociubskiego, bo mrucza� co� pod
nosem, wreszcie gro�nie zawo�a�:
� Stuli� jadaczk�, nie gada�. Przy ka� jest, �eby nie gada�, boty Icem
od lancy pomacam wam plec�w.
Ca�a ta rozmowa, to zachowanie si� u�ana, to podejrzenie o szpiegost-
wo zimn� wod� obla�y Kubusia. Od razu spad� z nieba s�odkich marze�
w ziemskie b�oto. Jemu si� zdawa�o, �e jak przyb�dzie do swoich, do
rodak�w, to go przyjm� z rado�ci�, serdecznie, z otwartymi r�kami,
u�cisn�, uca�uj�, a tu tymczasem przywitano go szorstko, obel�ywie,
a nawet pos�dzono o szpiegostwo. Zabola�o go to mocno, a nie wiedzia�
biedak, �e nie ostatnie to w �yciu z�udzenie rozbite na miazg� przez szar�
rzeczywisto��.
Wydobyto si� na koniec z g�stych zaro�li wikliny na szerok� piaszczy-
st� drog�, wysadzan� po obu stronach rosochatymi wierzbami, a w dali
b�yszcza�y liczne �wiate�ka. �wiate�ka te �wiadczy�y, �e wie� jest blisko.
Jako� niebawem znaleziono si� w niej. Przy p�otach sta�y rz�dem
przywi�zane konie, przy nich le�eli, siedzieli, spali �o�nierze poowijani
w p�aszcze; lance ustawione w piramid� stercza�y obok, a gdzie� za
p�otem w ciemno�ciach kto� piskliwym dyszkantem �piewa�:
�Nie masz pana nad u�ana
A nad ta�ce nie masz broni!
Kubu� wch�ania� w siebie ten �piew, zachwyca� si� tym widokiem
wojownik�w polskich i zapomnia� ju� o przykrym spotkaniu ze starym
wyjadaczem u�anem. A wyjadacz ten zaprowadzi� ich do pustej chaty
ch�opskiej, zaraportowa� panu wachmistrzowi o wszystkim, odda� Ku-
busia i Kociubskiego temu� panu wachmistrzowi i k�usem odjecha�,
wo�aj�c:
� Nim s�o�ce wejdzie, b�dzieta dynda�!
Tymczasem wachmistrz w u�ance na bakier zadzianej, z w�sami do
g�ry zakr�conymi, obejrza� starannie obu przybysz�w, o to i owo spyta�,
a dowiedziawszy si�, �e Kubu� chce wst�pi� do wojska, spyta� szorstko:
� A umiesz je�dzi� konno?
Nie m�wi� pan, tylko ty, co przykre by�o dla Kubusia, nie przyzwyczajo-
nego do takiego bezceremonialnego ze sob� post�powania, ale odrzek�:
� Niestety! Nie umiem.
� No! To p�jdziesz do piechoty, chocia� jeste� za m�ody, smarkatych
nam tu nie trzeba. No, chod�ta, zaprowadz� was do pana pu�kownika.
Hm! Z Sandomierza przyp�yn�li. Mo�na to tak z Sandomierza wychodzi�
jak z zajezdnego domu? Ha! Pu�kownik to spenetruje. Marsz za mn�!
ROZDZIA� IV
w kt�rym Kubu� roz�mieszy� pu�kownika Dziewanowskiego
i co z tego wynik�o
Ca�e to przyj�cie w obozie, to traktowanie Kubusia przez �ty"
ogromnie mu si� nie podoba�y i powoli przekonywa� si�, �e s�u�ba
wojskowa nie b�dzie dla niego us�ana r�ami. Ale sta�o si� i inaczej ju�
by� nie mo�e. Znosi� wi�c pytania, podejrzenia z pokpr�, nie gniewa� si�,
gdy m�wiono do� ty, chcia� tylko jak najpr�dzej stan�� przed pu�kowni-
kiem, bo zdawa�o mu si�, �e ten jako cz�owiek wykszta�cony i dobrze
wychowany pozna z kim ma do czynienia. Inaczej si� z nim obejdzie ni�
pro�ci �o�nierze. Ale pu�kownik spa�, bo by�o zaledwie po p�nocku,
i dopiero na usilne nalegania Kociubskiego adiutant poszed� obudzi�
swego zwierzchnika.
Up�yn�� jednak kawa� czasu, nim ich zawo�ano do izby, w kt�rej
pu�kownik Dziewanowski rezydowa�. Siedzia� on na �awie pod piecem,
na kt�rym pali�y si� smolne �uczywa, ubrany w kurtk� baranami
podbit�, ziewa� g�o�no i w og�le mia� gniewny wyraz twarzy, pochodz�cy
zapewne st�d, �e go zbudzono ze s�odkiego snu.
� Co mi powiecie? Co�cie wy za jedni? � pyta� tonem surowym
i gro�nym.
Kociubski wyst�pi� tedy naprz�d, pi�knie si� do kolan pok�oni� panu
pu�kownikowi i pocz�� opowiada�, �e jest z Sandomierza, �e si� szcz�li-
wie przeprawi� przez Wis��, by przynie�� naszym wojakom wiadomo��,
co si� tam dzieje. M�wi� dalej, �e Austriacy wiedz� o uderzeniu na
miasto, �e naprawiaj� mury, do czego sp�dzili mas� ch�opstwa ze wsi
okolicznych, �e usypali przed Bram� Opatowsk� wysoki szaniec, ale
je�eli nasi si� po�piesz�, to go nie b�d� mogli wyko�czy�, jak nale�y.
A i ch�opi niech�tnie pracuj�, nawet jak tylko si� da, uciekaj�.
S�ucha� tego pu�kownik Dziewanowski w milczeniu, nie spuszczaj�c
surowych oczu z Kociubskiego, wreszcie krzykn�� na adiutanta, by
spisa� to wszystko, co stary rybak opowiada. M�ody adiutant w akselban-
tach[9] i pi�knym mundurze u�an�w sz�stego pu�ku usiad� przy prostym
stole i na du�ym arkuszu siwego papieru spisa� wiadomo�� o sza�cach
oraz naprawie mur�w sandomierskich przez Austriak�w.
� Sko�czy�e�, wa�pan, ju�? � spyta� adiutanta pan Dziewanowski.
� Sko�czy�em, panie pu�kowniku � odpar� ten�e.
Wtedy pu�kownik zwr�ci� si� do Kociubskiego i spyta�:
� C� dalej? Nie wiesz, jakie maj� si�y Austryjaki w Sandomierzu?
� Co nie mam wiedzie�, ja�nie panie pu�kowniku, wiem.
� Ilu� ich tam jest?
� Cztery tysi�ce, jak obszy�.
� Sk�d�e to wiesz? Powiedzieli ci oni czy co?
� A powiedzieli. Bo trzeba ja�nie panu wiedzie�, �e ja te� jestem
stary �o�nierz i wojowa�em swego czasu z ksi�ciem J�zefem na Wo�yniu,
by�em pod Ziele�cami i te� pod Dubienk�, a potem s�u�y�em w insurekcji
pod Naczelnikiem Ko�ciuszk� i bi�em si� pod Rac�awicami, Szcz�kocina-
mi, na okopach warszawskich...
� To dobrze � przerwa� niecierpliwie pu�kownik � ale sk�d�e tak
dok�adnie wiesz, ilu jest Austry jak�w w Sandomierzu?
� A wiem, bo ja jestem stary �o�nierz i jeno okiem rzuc�, a zaraz
wiem, ilu �o�nierzy stoja�o w szeregu. A te� potrza wiedzie� ja�nie panu
pu�kownikowi, �e w tych wojskach w Sandomierzu jest przesz�o tysi�c
samych naszych Polak�w, a mi�dzy nimi to mam krewniaka spod
Stobnicy, Wawrzka Wi�ni�, bo na ten przyk�ad moja siostra Ka�ka
wysz�a za gospodarza z Nizin, Bart�omieja Wi�ni�, i ten Wawrzek to jej
syn, a m�j niby siostrzeniec, wiem, co robi� cy...
� Dobrze, ale gadaj sk�d wiesz o