4274
Szczegóły |
Tytuł |
4274 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4274 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4274 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4274 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tove Jansson
Wiosenna piosenka (ze zbioru: "Opowiadania z Doliny Mumink�w")
T�umaczenie: Irena Szuch - Wyszomirska
Zoceerowa�a: Ma�gorzata "Zuzanka" Krzy�aniak
-----------------------------------------------------------------
W pewien pogodny i bezchmurny wiecz�r w ko�cu kwietnia
W��czykij zaszed� tak daleko na p�noc, �e na stokach ska�, po
ich p�nocnej stronie, le�a�y jeszcze �aty �niegu.
W�drowa� ca�y dzie� przez niezbadane okolice, s�ysz�c nad
sob� nawo�ywanie ptak�w przelotnych.
R�wnie� i one wraca�y z po�udnia w rodzinne strony.
Sz�o mu si� �atwo, plecak by� niemal pusty, a trosk nie mia�
�adnych. Cieszy� si� lasem, pogod� i sob� samym. Teraz, kiedy
jasnoczerwone s�o�ce �wieci�o pomi�dzy brzozami, a powietrze by�o
rze�kie i �agodne, dzie� wczorajszy i jutrzejszy wydawa�y mu si�
r�wnie odleg�e.
"To jest wiecz�r na piosenk� - pomy�la� W��czykij. - Na now�
piosenk�, kt�ra sk�ada� si� b�dzie w jednej cz�ci z nadziei, w
dw�ch z wiosennej t�sknoty i kt�rej reszt� stanowi� b�dzie
niewypowiedziany zachwyt, �e mog� w�drowa�, �e mog� by� sam i �e
jest mi z sob� dobrze".
Melodi� t� nosi� pod kapeluszem od wielu dni, ale nie mia�
jeszcze odwagi jej wydoby�. Trzeba by�o poczeka�, a� wyro�nie, a�
stanie si� radosnym przekonaniem, �e gdy tylko dotknie wargami
swojej harmonijki, wszystkie d�wi�ki wskocz� na w�a�ciwie miejs�
ca.
Je�li wydoby�by j� za wcze�nie, mog�oby si� zdarzy�, i�
przekorne d�wi�ki u�o�y�yby si� w piosenk� tylko w po�owie dobr�
lub �e m�g�by je pogubi� i nigdy ju� nie potrafi�by uchwyci� ich
we w�a�ciwy spos�b. Melodie to sprawy powa�ne, szczeg�lnie je�li
maj� by� weso�e i zarazem rzewne.
Lecz tego wieczoru W��czykij czu� si� pewny swojej piosenki.
Istnia�a ju�, by�a niemal gotowa - lepsza od wszystkich, jakie
kiedykolwiek wymy�li�.
Kiedy dojdzie do Doliny Mumink�w, zagra j� siedz�c na
por�czy mostu, a Muminek powie zaraz, �e jest pi�kna. �e jest
niezwykle pi�kna.
W��czykij przystan��; zrobi�o mu si� troch� przykro. Tak,
Muminek, kt�ry czeka� na niego i okropnie t�skni�. Muminek, kt�ry
siedzia� w domu i czeka�, i podziwia� go, i zawsze mu m�wi�:
"Naturalnie, musisz by� wolny. Jasne, �e musisz wyruszy� w drog�.
Jasne, rozumiem - czasem musisz by� sam".
Lecz jednocze�nie oczy Muminka robi�y si� chmurne z
rozczarowania i bezradnej t�sknoty.
- Oj, oj - powiedzia� W��czykij podejmuj�c w�dr�wk�. - Ojo�
joj. Tyle jest uczu� w tym Muminku. Ale nie b�d� teraz o nim
my�la�. Dzi� wieczorem jestem sam z moj� melodi�, a dzisiejszy
wiecz�r to nie jutro.
I po chwili uda�o si� W��czykijowi zupe�nie zapomnie� o Mu�
minku. W�szy� za dobrym miejscem na rozbicie namiotu, a kiedy nie
opodal w lesie us�ysza� szmer strumyka, zaraz ruszy� w tamt�
stron�.
Ostatni czerwony promie� s�o�ca zgas� pomi�dzy pniami - nad�
chodzi� wiosenny zmierzch, powolny i b��kitny. Ca�y las by�
b��kitny, a brzozy, jak bia�e kolumny, w�drowa�y coraz g��biej i
g��biej w mrok.
To by� dobry strumyk.
Przejrzysty i br�zowy ta�czy� poprzez warstwy zesz�orocznych
li�ci i resztki tuneli lodowych, skr�ca� w mech, pikowa� w d�
ma�ym wodospadem i opada� na bia�e, piaszczyste dno. Czasem
�piewa� w tonacji dur jak komar, to zn�w stara� si� grzmie� niby
wielki i gro�ny potok, czasem za� bulgota� przep�ukuj�c sobie
gard�o wod� ze stopnia�ego �niegu i �mia� si� ze wszystkiego.
W��czykij sta� na mokrym mchu i nas�uchiwa�.
"W mojej piosence musi by� strumyk - pomy�la�. - Jako re�
fren".
W tej samej chwili od progu wodospadu oderwa� si� kamie� i
zmieni� melodi� wody o jedn� oktaw�.
"To nie by�o z�e - pomy�la� W��czykij z podziwem. - To jest
spos�b na u�o�enie melodii. Gwa�towne zwroty i przej�cia.. Zas�
tanawiam si�, czy moja piosenka nie powinna by� piosenk� strumy�
ka".
Wydoby� kocio�ek i nape�ni� go pod wodospadem. Potem ruszy�
pod �wierki, by poszuka� drzewa na ogie�. Las mokry by� od
taj�cego �niegu i wiosennych deszczy, wi�c W��czykij zmuszony by�
wpe�zn�� w g�szcz je�yn, aby znale�� suche patyki. Wyci�gn��
�apk� i w tym samym momencie kto� krzykn��, przemkn�� pod
�wierkami i jeszcze d�u�sz� chwil� s�ycha� by�o �w g�os,
zanikaj�cy w g��bi lasu.
"Tak, tak - mrukn�� W��czykij do siebie. - Zwierz�tka i dro�
biazg le�ny wszelkiego rodzaju pod ka�dym krzakiem. To si� wie.
Dziwne, �e toto zawsze takie nerwowe. Im mniejsze, tym bardziej
narwane".
Wyci�gn�� such� szczap� i nieco drobnych ga��zi i spokojnie
zbudowa� ognisko u zakr�tu strumyka. Ogie�, jako �e ognisko zbu�
dowane by�o umiej�tnie, chwyci� od razu; W��czykij bowiem
przyzwyczajony by� gotowa� sobie obiady sam. Nigdy, je�li nie by�
do tego zmuszony, nie gotowa� obiadu komu� innemu i obiady innych
niewiele go obchodzi�y. Wszyscy upierali si� zawsze, �eby rozma-
wia� przy jedzeniu.
Mieli te� s�abo�� do krzese� i sto��w, a w najci�szych
przypadkach u�ywali serwetek. S�ysza� nawet o pewnym Paszczaku,
kt�ry za ka�dym razem przebiera� si� do jedzenia, lecz by�a to
zapewne tylko z�o�liwa plotka.
W��czykij jad� swoj� cienk� zup� i w zamy�leniu popatrywa�
na ziemi� pod brzozami, ca�� okryt� mchem.
Melodia by�a teraz bardzo blisko, wystarczy�o j� z�apa� za
ogon. Ale W��czykij mia� czas - melodia by�a otoczona i nie mog�a
uciec. Wpierw nale�a�o zmy� naczynia, potem zapali� fajk� i
w�wczas - gdy ogie� b�dzie przygasa�, a nocne zwierz�ta zaczn�
si� nawo�ywa� w lesie - dopiero w�wczas przyjdzie pora piosenki.
W chwili gdy zabiera� si� do p�ukania kocio�ka w strumyku,
spostrzeg� to stworzonko. Siedzia�o pod korzeniem po drugiej
stronie wody i patrzy�o na niego spod zmierzwionej grzywki.
By�o najwyra�niej przestraszone, lecz jednocze�nie jego oczy
z ogromnym napi�ciem i zaciekawieniem �ledzi�y ka�dy ruch
W��czykija.
Para nie�mia�ych oczu pod strzech� w�os�w: tak w�a�nie
wygl�daj� ci, z kt�rymi nikt si� nie liczy.
W��czykij uda�, �e nie zauwa�y� stworzonka. Zgarn�� ognisko
i naci�� jedliny, aby mie� na czym usi���. Wydoby� fajk� i za�
paliwszy j� nie�piesznie, wydmuchiwa� w nocne niebo pi�kne
ob�oczki dymu i czeka� na swoj� wiosenn� piosenk�.
Ale piosenka nie przychodzi�a. Czu� natomiast oczy stworzon�
ka - �ledzi�y go, podziwia�y ka�dy jego ruch, wszystko, co robi�
- i W��czykij poczu�, jak wzbiera w nim niech��.
Klasn�� wi�c w �apki i zawo�a�:
- A sio!
Ale w�wczas stworzonko wype�z�o spod korzeni i rzek�o bardzo
nie�mia�o:
- Mam nadziej�, �e si� nie przestraszy�e�? Ja wiem, kto ty
jeste�. Jeste� W��czykij.
Po czym stworzonko zesz�o wprost do strumienia, by przej��
go w br�d. Lecz strumyk by� za du�y dla tak ma�ego stworzenia, a
woda by�a lodowato zimna. Traci�o grunt pod nogami i przewraca�o
si�, a jednak W��czykijowi, pe�nemu niech�ci, nie przysz�o do
g�owy, aby mu pom�c.
W ko�cu co� �a�osnego i cienkiego jak nitka wdrapa�o si� na
piaszczysty brzeg i dzwoni�c z�bami powiedzia�o:
- Hej! Taki jestem szcz�liwy, �e ci� spotka�em.
- Hej! - odpowiedzia� W��czykij ch�odno.
- Czy mog� ogrza� si� przy twoim ognisku? - m�wi�o dalej
stworzonko, a jego mokra twarz promienia�a. - Pomy�l, b�d� tym,
kt�ry siedzia� kiedy� przy ognisku W��czykija. Nie zapomn� tego
nigdy, nigdy, przez ca�e �ycie.
Stworzonko przysun�o si� nieco bli�ej, po�o�y�o �apk� na
plecaku i spyta�o uroczy�cie szeptem:
- To tutaj masz harmonijk�? Ona jest tu w �rodku?
- Tak - odpowiedzia� W��czykij do�� oschle. Jego samotna
melodia znik�a i ca�y nastr�j by� zepsuty. �cisn�� z�bami cybuch
fajki i wbi� spojrzenie mi�dzy brzozy, nie widz�c ich.
- Nie przeszkadzaj sobie - zawo�a�o stworzonko - je�li
chcesz gra�. Nie masz poj�cia, jak t�skni� za muzyk�. Nigdy nie
s�ysza�em muzyki. Ale o tobie s�ysza�em. Je�, myszka i moja mama
opowiadali mi o tobie... Myszka nawet ci� widzia�a! Nie masz
poj�cia... tu si� tak niewiele dzieje... A my tak du�o marzymy...
- No, a jak ty si� nazywasz? - spyta� W��czykij. Wiecz�r i
tak by� popsuty, uwa�a� wi�c, �e ju� lepiej b�dzie porozmawia�.
- Jestem taki ma�y, �e si� nie nazywam. Nie mam imienia -
odpowiedzia�o stworzonko z przej�ciem. - Zreszt� nikt mnie o to
nigdy przedtem nie zapyta�. I przychodzisz ty, o kt�rym tyle
s�ysza�em, kt�rego tak bardzo pragn��em zobaczy�, i pytasz, jak
si� nazywam. Czy s�dzisz - o, gdyby� tak m�g�, pomy�l - to jest,
chcia�em powiedzie�, czy sprawi�oby ci to wiele trudu, gdyby� mi
wymy�li� imi�, kt�re by�oby tylko moje i niczyje wi�cej? Teraz,
dzisiaj wieczorem?
W��czykij mrukn�� co� i naci�gn�� kapelusz na oczy. Kto� o
d�ugich, spiczastych skrzyd�ach przelecia� nad strumieniem,
wo�aj�c �a�o�nie i przeci�gle w g��bi lasu: Ju-juu, ju-juu, ti-
uu...
- Nigdy nie jest si� zupe�nie wolnym, je�li si� kogo� za
bardzo podziwia - powiedzia� nagle W��czykij. - To wiem.
- Wiem, �e ty wszystko wiesz - m�wi�o dalej stworzonko przy�
suwaj�c si� jeszcze bli�ej. - Wiem, �e wszystko widzia�e�. Wszys�
tko, co m�wisz, jest s�uszne, i zawsze b�d� si� stara� by� r�wnie
wolnym jak ty. I wiem, �e teraz p�jdziesz do domu, do Doliny Mu�
mink�w wypoczniesz i spotkasz znajomych... Je� m�wi�, �e kiedy
Muminek obudzi� si� ze snu zimowego, zaraz zacz�� t�skni� za
tob�... Czy to nie przyjemnie mie� kogo�, kto t�skni i chodzi, i
czeka, i czeka?
- Przyjd�, kiedy mi si� b�dzie podoba�o - przerwa� W��czykij
gwa�townie. - Mo�e wcale nie przyjd�. Mo�e p�jd� w zupe�nie inn�
stron�.
- Ach! To on si� bardzo zmartwi - powiedzia�o stworzonko.
Jego futerko zacz�o ju� schn�� w cieple i z przodu zrobi�o
si� jasnobr�zowe i mi�kkie. Stworzonko zn�w dotkn�o plecaka i
spyta�o ostro�nie:
- Mo�e by�... Tyle podr�owa�e�...
- Nie - odpowiedzia� W��czykij. - Nie teraz. - I pomy�la�
rozgoryczony: "Dlaczego nie pozwol� mi nigdy zachowa� moich
wspomnie� o w�dr�wkach tylko dla siebie? Czy nie mog� zrozumie�,
�e gadaniem niszcz� wszystko? Je�li im opowiadam, to potem nic
nie zostaje. Pami�tam tylko swoje w�asne opowiadanie, kiedy
staram si� przypomnie� sobie, jak by�o".
Przez d�ug� chwil� panowa�a cisza, a� ptak nocny zn�w zacz��
wo�a�.
Wtedy stworzonko wsta�o i powiedzia�o cicho:
- No, to chyba p�jd� do domu w takim razie. Hej!
- Hej! Hej! - odpowiedzia� W��czykij i poruszy� si�
niespokojnie. - S�uchaj. To imi�, o kt�rym m�wi�e�. M�g�by� nazy�
wa� si�: Ti-ti-uu. Ti-ti-uu, rozumiesz, z weso�ym pocz�tkiem i z
troch� smutnym "u" na ko�cu.
Stworzonko sta�o wlepiwszy w niego oczy, l�ni�ce ��to w
blasku ognia. Przemy�liwa�o swoje imi�, powtarza�o, a� w ko�cu
zwr�ci�o pyszczek ku niebu i pisn�o je cicho z takim smutkiem i
zachwytem, �e W��czykijowi dreszcz przeszed� po plecach.
Potem br�zowy ogonek �mign�� mi�dzy wrzosami i wszystko uci�
ch�o.
- Ech - mrukn�� W��czykij i kopn�� ognisko.
Wystuka� popi� z fajki. W ko�cu wsta� i zawo�a�:
- Hej! Wr�� no tu!
Ale las milcza�.
- No, tak - powiedzia� W��czykij do siebie. - Nie mo�na
przecie� wci�� by� uprzejmym i towarzyskim. Po prostu nie mo�na
nad��y�. Ale dosta�o przecie� imi�, wi�c wszystko w porz�dku.
Usiad� i s�ucha� strumyka i ciszy, czekaj�c na swoj� melo�
di�. Ale nie wraca�a. Wiedzia� od razu, i� odesz�a tak daleko, �e
jej nie uchwyci. Mo�e ju� nigdy. Jedyne, co mia� w g�owie, to
przej�ty i nie�mia�y g�os stworzonka, kt�re wci�� m�wi�o, m�wi�o
i m�wi�o.
- Tacy powinni siedzie� w domu ze swoj� mam� - powiedzia�
W��czykij ze z�o�ci� i wyci�gn�� si� na jedlinie. Po chwili znowu
usiad� i zacz�� wo�a� w g��b lasu.
D�ugo nas�uchiwa�, a potem nasun�� kapelusz na twarz, �eby
usn��.
.oOo.
Nazajutrz W��czykij ruszy� dalej. By� zm�czony i w z�ym hu�
morze. Szed� na p�noc nie patrz�c ani na prawo, ani na lewo, a
pod kapeluszem nie przemyka� mu nawet najmniejszy pocz�tek
jakiej� melodii.
Nie m�g� te� my�le� a niczym innym, jak tylko o spotkanym
wczoraj stworzonku. Pami�ta� ka�de jego s�owo i wszystko, co sam
powiedzia�, i przypomina� to sobie raz po raz. A� zrobi�o mu si�
niedobrze i poczu� si� tak wyczerpany, �e musia� usi���.
- Co si� ze mn� dzieje? - rozwa�a� z�y i zak�opotany. -
Nigdy jeszcze tak si� nie czu�em. Pewnie jestem chory.
Wsta� i wolno ruszy� naprz�d; i zn�w przypomnia� sobie ca��
t� histori� ze stworzonkiem.
W ko�cu ju� dalej tak by� nie mog�o. Po po�udniu W��czykij
zmieni� zamiar i zacz�� i�� z powrotem.
Po chwili poczu� si� lepiej. Szed� coraz pr�dzej i pr�dzej,
potem zacz�� biec. Ma�e piosenki lata�y mu wok� uszu, ale nie
mia� czasu ich chwyta�.
Pod wiecz�r by� znowu w brzozowym lesie i zacz�� wo�a�:
- Ti-ti-uu! Ti-ti-uu!
Nocne ptaki zbudzi�y si� i odpowiedzia�y: - Ti-uu, ti-uuu -
ale stworzonko si� nie odezwa�o. W��czykij chodzi� tam i z
powrotem, szuka� i wo�a�, a� wreszcie zapad� zmierzch. Z polanki
zobaczy� n�w; sta� i patrzy� na� zupe�nie zbity z tropu.
"Powinienem wypowiedzie� jakie� �yczenie - pomy�la�. - Prze�
cie� jest n�w".
I ju� mia� sobie �yczy� tego, co zwykle: nowej piosenki albo
nowych dr�g, lecz szybko zmieni� zamiar i powiedzia�:
- Chc� znale�� Ti-ti-uu.
Potem obr�ci� si� trzy razy, przebieg� przez polank�, wszed�
w g��b lasu i wspi�� si� na wzg�rze. W krzakach co� zaszele�ci�o,
co� jasnobr�zowego i puszystego.
- Ti-ti-uu! - zawo�a� W��czykij cicho. - Wr�ci�em, �eby z
tob� pom�wi�.
- O, hej - powiedzia� Ti-ti-uu, wy�aniaj�c si� z krzak�w. -
Bardzo dobrze, �e jeste�. B�d� ci m�g� pokaza�, co zrobi�em.
Tabliczk� z imieniem! Sp�jrz! Moje w�asne nowe imi�! B�dzie
wisia�a na drzwiach, kiedy b�d� mia� w�asne, nowe mieszkanie!
I stworzonko pokaza�o mu kawa�ek kory z wyci�tym imieniem, i
m�wi�o dalej z przej�ciem:
- �adna, prawda? Wszyscy j� podziwiali.
- Wspania�a! - odpowiedzia� W��czykij. - I b�dziesz mia�
w�asne mieszkanie?
- Jasne! - m�wi�o stworzonko rozpromienione. - Tymczasem
wyprowadzi�em si� ze starego mieszkania i zacz��em �y� na dobre!
To takie emocjonuj�ce! Kiedy nie mia�em imienia, rozumiesz, bie�
ga�em tylko i najwy�ej przeczuwa�em to czy owo na temat tego czy
owego, a wydarzenia trzepota�y wok� mnie; czasem by�y niebez�
pieczne, czasem nie, ale nic nie by�o p r a w d z i w e, rozu�
miesz?
W��czykij usi�owa� co� powiedzie� ale stworzonko m�wi�o
dalej:
- Teraz jestem osob�, kt�ra nale�y do siebie, i wszystko, co
si� dzieje, ma znaczenie. Nie dzieje si� bowiem "w og�le", ale
wydarza si� m n i e, Ti-ti-uu. A Ti-ti-uu patrzy na sprawy tak
albo inaczej - je�li rozumiesz, co mam na my�li.
- Jasne, �e ci� rozumiem - odpowiedzia� W��czykij. - Bardzo
dobrze.
Ti-ti-uu kiwn�� potakuj�co g�ow�, po czym zacz�� czego� szu�
ka� w krzakach.
- Wiesz co - powiedzia� W��czykij. - Ja w ka�dym razie p�jd�
odwiedzi� Muminka. Co� mi si� zdaje, �e troch� t�skni� za nim.
- Aha - powiedzia� Ti-ti-uu. - Muminek? Oczywi�cie, tak,
tak.
- Wi�c je�li masz ochot�, m�g�bym ci teraz troch� pogra� -
m�wi� W��czykij dalej. - Albo opowiedzie� jak�� historyjk�.
Stworzonko wytkn�o g�ow� z krzak�w.
- Historyjk�? - powiedzia�o. - Ach, tak, oczywi�cie. Mo�e
wieczorem. Wybacz mi, ale teraz nie mam zbyt du�o wolnego cza�
su...
Jasnobr�zowy ogonek znik� na chwil� w zaro�lach, po czym
nieco dalej ukaza�y si� uszy Ti-ti-uu, kt�ry weso�o zawo�a�:
- Hej! I pozdr�w Muminka! Musz� si� �pieszy� i �y� - tyle
czasu si� zmarnowa�o!
I w jednej chwili znik�.
W��czykij podrapa� si� w g�ow�.
- A wi�c to tak - powiedzia�. - Tak.
Wyci�gn�� si� na mchu i patrzy� w wiosenne niebo - b��kitne
prosto nad nim i zielone jak morze nad wierzcho�kami drzew. Czu�,
jak gdzie� pod kapeluszem zaczyna powstawa� jego melodia, ta,
kt�ra w jednej cz�ci ma sk�ada� si� z nadziei w dw�ch z wiosen�
nej t�sknoty i kt�rej reszt� stanowi� b�dzie niewypowiedziany
zachwyt nad samotno�ci�.