13971
Szczegóły |
Tytuł |
13971 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13971 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13971 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13971 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Józef Ignacy Kraszewski
WIŚCIARZE
Ongi za czasów Zygmunta III, który lubił grawać w karty, w prymirę i flusa1 tak
się ta
zabawka i marnotrawstwo czasu wydawało wszystkim zdrożnym, że sławny kaznodzieja
ks.
Piotr Skarga, dowiedziawszy się o kartach u króla od jego komorników i dworzan,
ważył się z
ambony przymawiać Zygmuntowi o karty. Dziś gdy stopniami ta nieszlachetna zabawa
próżniaków zeszła aż do klas niższych, wszyscy się już tak z nią oswoili, że
nikomu się nawet
dziwnym nie wydaje: to ciągłe siedzenie nad malowanymi kartami papieru dzień i
noc;
przyjmujem to jakby konieczność stanu naszego, jakby warunek życia sine qua
non2.
Zaiste smutny to symptomat, kiedy nikogo nawet nie zadziwia tak dziwaczne, tak
śmieszne
zatrudnienie zajmując, nie już chwil kilka, lecz wielu ludzi — cała życie. Bez
przesady
bowiem można powiedzieć, że same gry dozwolone, towarzyskie, tak zwane
komercyjne3,
niektórych ludzi stały się celem żywota i jedynym, wyłącznym zatrudnieniem. To
okazuje
wymownie stan moralny towarzystwa, w którym są ludzie całkiem nie zajęci i z tak
próżnymi
głowy, że do niczego są niezdatni, prócz partnerstwa w wiście, a to jeszcze w
takiej liczbie!
Widzisz tego starego, siwiejącego jegomościa, idącego o kiju przez Krakowskie ku
Nowemu Światu? Zgadnij, dokąd ciągnie? — na partię wista. Rzuca oczyma, wącha,
patrzy,
szpieguje, czyliby nie mógł gdzie partii złożyć, wchodzi do domów, próbuje; a
jeśli mu się
nie uda złożyć wista, ucieka dalej, gdyż on bez wista jest to zegar bez wahadła,
nie żyje. Jego
życie jest za stołem zielonym, z kartami w ręku. Widzisz go, jak, póki zielonego
stolika nie
rozłożą, waha się, nie wie, co ma z sobą począć, nie wie, co mówić, nie śmie
chodzić, siada,
wstaje, konwulsyjnie na zegar spogląda, ręce zaciera, rękawy zatacza, skrobie
się w głowę,
chrząka, idzie do stolika, próbuje szczoteczek i kredki, brząka markami w
kieszeni, rzekłbyś,
że go coś w środku gryzie i dolega, że ma na głowie jakąś sprawę ważną i
niebezpieczną. Ten
sam człowiek niechże siądzie tylko do wista! Inszy całkiem; usiadł na krześle z
tą pewnością
siebie, z tym wewnętrznym zaspokojeniem, z jakim rzemieślnik do swojej zwykłej
siada
roboty; oto rozkłada karty, ślini palec wielki, wyjmuje marki, uśmiecha się,
poprawia, składa
karty, rozpuszcza, tasuje, ożywia się, i — o cudo! wszakże nawet’ gadać zaczyna
ta machina!
Ale jego gawęda jest to automatu granie, zawsze jedno, zawsze w kółko, też same
dowcipne
wistowe pogadanki, też same dziecinne żarciki, zawsze jedno, zawsze w kółko,
albo spór o
zadaną, albo wyszydzanie nieuków, albo ciekawe historie o wziętych przed rokiem
lewach, o
wielkim jakim szlemie, sławnym jak bitwa pod Waterloo. Naówczas w tej głowie
rozwija się
z dziwną jasnością cały ciąg, przejście gry, wszystkie zadane, zrzucone, wyszłe,
rzekłbyś, że
to jest człowiek, gdyby — kiedy wstanie od stolika — nie pokazał ci znowu, że
jest tylko
machiną do grania w karty, piątą nogą wistowego stolika, jednym słowem wiściarz.
Wiściarz bowiem jest całkiem odrębnym jakimś stworzeniem, które karmi się tylko
wistem
i żyje dla wista, które nie zna innego lepszego świata, nad ów, który mu się na
pięćdziesięciu
dwóch kartach rozwija czarno i czerwono, które nad grę nie widzi na świecie
szlachetniejszego zatrudnienia. Wiściarz nie żyje, kiedy nie gra, i usypia
naówczas jak bobak4
na zimę.
Lecz niczym jest jeszcze wiściarz przy wiściarce. Wiściarka, pospolicie stara,
podtuptała5
dama, jeszcze nie ze wszystkim uwiędła, a już nie całkiem świeża, której braknie
celu i
zajęcia w życiu, jest jeszcze namiętniejszą od wiściarza. Jeśli wiściarz żyje
tylko wistem, to
wiściarka znowu tak gwałtownie tego życia pragnie, że bez wstydu, bez
zastanowienia,
gotowa łapać po ulicach partnerów, byleby grać od rana do nocy. Znajdziesz ją
ziewającą na
kanapie od rana, póki się nie zejdą zwyczajni półzłotkowi współczujący z nią
gracze, strój jej
zaniedbany, głowa spuszczona, oczy zagasłe od bezsenności, tchnienie gorączkowe,
ciało
skurczone, nogi skrzyżowane po turecku. Lecz wspomnij tylko wista, oto się
wyciąga,
wypręża, dzwoni na sługę, sama sunie stolik, dobywa karty, uśmiecha się, i bądź
zdrów — już
utonęła w wiście. Nie mów jej o dziecięciu, które swywoli w drugim pokoju z
lokajami, cóż
dziecię w porównaniu z wistem! nie mów jej o domu, mężu, o kluczykach, o nikim,
o niczym,
wszakże widzisz, że gra w wista! Na próżno, co trzy robry, spoglądają na zegar
towarzysze
znudzeni i wyciągają z kieszeni sakiewki. Jeszcze trzy robry6, jeszcze jeden
tour7, jeszcze
partie maître8… woła gospodyni, i tak końca nie ma tej zabawie, do północy,
czasem do dnia.
Cóż to jest za namiętność osobliwsza? Jest–li to chęć zysku? nie! bo grają
czasem
popółzłotku, czasem taniej nawet. Cóż to jest? zatrudnienie próżniaków, którzy
do lepszego
jak do przewracania kart niezdatni, całe życie spędziwszy bez myśli, nie
zaspokoiwszy się na
starość, nie umiejąc myśleć, pracować, czytać, zająć się czymś użytecznym, muszą
potem
wpaść w nałóg gry, w chroniczną chorobę wista, żeby się wyrwać nudom otaczającym
dokoła. Wist, jak niedawno cholera, jest u nas w powietrzu. Idź, dokąd chcesz, w
małym
domku czy w pałacu, pierwsza rzecz, z którą cię gospodarz spotka, to te pięć
kart, które ci tka
pod nos z zapytaniem: — wszakże będziesz grał?…
Jeśli nie grasz, pocóżeś przyszedł? Jeśli nie grasz, jesteś nieużyteczną figurą
i gotowi cię
posadzić za dziadka lub użyć twej czupryny za szczoteczkę, bylebyś się na co
przydał do
wista. Spojrzawszy na to zapamiętałe wistowanie młodych i starych, strach
przejmuje. Co ci
ludzie sobie myślą, że ich Bóg stworzył do mizerów i szlemów? straszna rzecz! I
toż to jest
życie, grać od rana do wieczora i śnić nawet o renonsach9?
Nic, że już w mieście, gdzie zawsze stek próżniaków, i gdzie bym już z większym
pobłażaniem widział wiściarzy, ale ta choroba panuje na wsi jeszcze zaraźłiwiej
i okropniej.
Są całe domy, gdzie familia nic nie robi, tylko gra w wista od rana do wieczora:
ojciec,
synowie, matka, córki dla wprawy z sobą grają w wista. Znajdziesz tam zawsze
gotową
partię; choćby tatulo miał najmłodszego syna oderwać od książki, uczyni to dla
wista, bo
czegóż nie uczyni dla tak ważnej przyczyny!
Powiadają: — Ale czymże bawić kompanię? Przyjadą do mnie ludzie, z którymi nie
ma co
mówić, trzeba by ziewać, cedzą po słówku gawędę o pogodzie. A tak sadzę ich do
wista i
wszystko skończone.
Zapewne jest to ratunek z tymi, z którymi nie ma o czym mówić, ale za cóż
wszystkich
kuć w te kajdany? Spróbujcież wprzód gości, a zamiast kupować karty, kupcie i
połóżcie na
stole książki, rysunki, może się też z nich rozmowa zawiąże, może też
wywiedziesz z twych
gości znak czucia i myśli.
I pomyślcie, moi państwo, nad tym, co wy robicie.
Gdyby kto z wysoka spojrzał we wnętrza waszych domów, co by pomyślał widząc was
cały dzień z wytężoną uwagą przewracających malowane kartki? Co by pomyślał? —
że się
chyba modlicie tym sposobem.
Ma się za rozumnego, kto gra w wista dobrze, kombinacje tej gry uchodzą za
wprawujące
w myślenie. Bajka to, one tylko ogłupiają i do wszystkiego innego zatrudnienia
niezdatnymi
nałogowych wiściarzy czynią. Cóż to był za głupiec, który całe życie
przewracając
pięćdziesiąt i dwie kartki papieru, nie nauczyłby się z nimi obchodzić i ich
kombinacji
pamiętać? Nic więc osobliwego nauka gry w wista, a że do niczego nie posługuje,
że
rachunku nie uczy, a tym mniej myślenia, dowodem wszyscy zapamiętali wiściarze,
którzy do
niczego są niezdatni prócz do wista. Zważmy naprzód stratę czasu, stratę życia,
pomyślmy,
jest—li to człowiek, który od młodości siadłszy za stolik, zza stolika do
stolika wędruje i gra
do śmierci? Cóż to? Machina do wista chyba! Potem przywiązuje się do graczów
chęć zysku,
konieczna, nieszlachetna, czasem aż do nieuczciwości posunięta. Iluż to znamy
ludzi, którzy
pozwalają sobie w wiście troszeczkę nadużywać i podszachrowywać? Z tym idzie, że
oswoiwszy się z nieuczciwością na małą skalę, gotowi ją popełniać na większą:
spójrz na tego
jegomościa łakomie liczącego i przyliczającego punkta albo wymykającego się
zręcznie, gdy
przyjdzie płacić przegraną. Kto go oswoił z tą nieszlachetnością? Kto mu tak
wytarł czoło ze
wstydu — czy nie gra to? A patrząc na to spodlenie nie należyż ubolewać nad
upowszechnieniem zabawki, która ludzi psuje, oprócz tego, że wprawia do
próżnowania i
czas tak marnie zjada?
Gry hazardowne mniej osobom przynajmniej są właściwe, gdy tymczasem wist jest w
tak
powszechnym używaniu, tak konieczną stał się potrzebą życia towarzyskiego, że
gdzie nie ma
stolika do gry i talii kart nowej, tam nie ma zabawy dla większej części osób.
Znalazłyby się
przecie pożyteczniejsze, szlachetniejsze zatrudnienia. Lecz tu o to podobno
chodzi, że do
innych zatrudnień potrzeba pewnego usposobienia i przygotowania, a wista każdy
szewc
łatwo się wyuczy w parę tygodni. Kilka dni przyłożywszy się masz wstęp do
zielonego
stolika; a do myślącego towarzystwa, do ludzi, co się zająć umieją światem i
sobą, aby
przystąpić bez wstydu, nie dość się kilka dni sposobić. Wist panujący dzisiaj
jest oznaką, że
większa część osób nałogowo potrzebuje jakiegoś zatrudnienia, a do lepszego
przyłożyć się i
usposobić nie chce; smutno to pomyśleć, że w powietrzu jest jakaś zaraza
próżnowania i
gnuśności. Jeśli chodzi o zabawienie gości, czyżby już nie lepiej kazać im
siatkę robić lub
solitera wybijać? w nich też są pewnie równie mądre jak w wiście kombinacje.
Ale — nie próżnaż to tylko gawęda? — Bo któż dla przeczytania jej porzuci owych
pięćdziesiąt dwie kart tajemniczych? — Pewnie mnie by się prędzej sprzykrzyło
pisać, niżby
oni zaczęli mnie słuchać.
Niechże będzie dosyć temu!
Omelno, 15 sierpnia 1839 r.
1 Prymira, flus, wist — dawne gry w karty.
2 (Condicio) sine qua non (łac.) — (warunek) nieodzowny, bez którego nic nie
można osiągnąć.
3 Komersyjny, komersowy (z fr.) — niehazardowy, towarzyski.
4 Bobak — gryzoń z rodziny wiewiórkowatych, znany z twardego snu zimowego
5 Podtuptały, podtuptany (st. poi.) — strudzony chodzeniem, schodzony; tu:
podtatusiały, leciwy.
6 Rober (z ang) — zamknięta faza gry w karty (wista lub brydża), której wynik
zostaje ustalony ilością
zdobytych lub straconych punktów.
7 Tour (fr.) — kolejka w grze
8 Partie maître (fr.) — partia mistrzowska.
9 Renons (fr.) — karty odkładane przez rozdającego do licytacji lub odkładane
przez gracza, jako nie
wchodzące do rozgrywki.