5072

Szczegóły
Tytuł 5072
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5072 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5072 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5072 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rados�aw Kleczy�ski �wiat bez Alicji - Plos� pana, moze pan m�wi� do mnie klusynko. Z�o�y�em gazet�. Dziewczynka pu�ci�a nogawk� moich spodni i sta�a z zadart� g��wk�. Mia�a mo�e trzy latka i by�a �liczna. Jej niewiarygodnie wielkie, �ywe jak iskry i zadziwiaj�co inteligentne oczy sprawi�y, �e ledwie dostrzeg�em, i� by�a ubrana w bia�y sweterek i tak�� sp�dniczk�. Natychmiast obdarzy�a mnie u�miechem. Moje serce stopnia�o jak wosk, a ponad trzydzie�ci os�b na przystanku spojrza�o w nasz� stron� z niemym zachwytem. Takim u�miechem potrafi� obdarzy� jedynie dzieci. By� niewinny, prawdziwie szczery i cudownie czysty - stanowi� esencj� duszy nie zatrutej troskami doros�ego �ycia. Ten u�miech pochodzi� ze s�onecznego �wiata i by�o w nim wszystko, do czego t�skni� zn�kane serca: rado�� i mi�o��, bezgraniczna wiara w dobro i niewyczerpan� cudowno�� �wiata, muzyka, �miech, barwa i �wiat�o, ciep�o i pogoda, i kwiaty, kwiaty, kwiaty... Je�li w jakiej� roz�piewanej krainie �yj� elfy, zosta�y stworzone, by j� odnale�� i uczyni� swoj� bogink�; by ta�czy� wok� niej w blasku Wiecznego Dnia. - Hej - powiedzia�em kl�kaj�c. - Bardzo mi�o ci� pozna�. Mam na imi� Mark. Czy czego� potrzebujesz? A mo�e chcia�a� o co� zapyta�? Powiedz, skarbie... - urwa�em i rozejrza�em si� zaniepokojony. - Nie ma tu twojej mamy, prawda? Jeste� sama? Mo�e si� zgubi�a�? - Skalbie tez moze pan m�wi� - jej u�miech wr�cz ogrzewa�. - Lubi� pana. Niech si� pan nie maltwi, mamusia zalaz psyjdzie. - W takim razie zaczekamy na ni� razem, zgoda? - poda�em dziewczynce d�o�. - Tak, plos� pana. Przypomnia�em sobie co�. - Zaraz, poczekaj. - Wsun��em lew� r�k� do kieszeni marynarki. - Wczoraj pewna bardzo mi�a pani w moim biurze da�a mi to - wyci�gn��em dwa kolorowe cukierki. - Prosz�, we� dla siebie. We� oba. Ma�a panienka rezolutnie pokr�ci�a g��wk�. - Dzi�kuj�, plos� pana. Ja nie jem cukielk�w. - Nie jesz cukierk�w? - unios�em brwi. - Chcesz powiedzie�, �e nie lubisz s�odyczy? Nie smakuj� ci? - Nie wiem, plos� pana. Nigdy ich nie jad�am. Nigdy ich nie... Do licha! Przyznaj�, �e mnie zatka�o. Z pewno�ci� by�a nieprzeci�tnym dzieckiem, lecz mimo wszystko dzieckiem i nie mia�a powodu, by m�wi� nieprawd�. W ka�dym razie nie w takiej sprawie. Ale poka�cie mi dziecko, kt�re nie przepada za s�odyczami... Jakby tego by�o ma�o, wyja�ni�a: - Ja nie jem nic, plos� pana. - Nie jesz nic? Co przez to rozumiesz? - Nie jem tego, co jedz� wszyscy. Nie smakuje mi. Nie mog� tego je��. Co� za�wita�o mi w g�owie. - Chyba ci� rozumiem, kruszynko - powiedzia�em powoli. - S� takie choroby, kiedy dzieci i doro�li nie mog� otrzymywa� zwyk�ego po�ywienia. Jest dla nich szkodliwe. Musz� kupowa� jedzenie w specjalnych sklepach, przeznaczone tylko dla nich. Takie, kt�re im nie zaszkodzi. Zapewne twoja mamusia kupuje ci jedzenie w takim w�a�nie sklepie, prawda? - Nie, plos� pana - odpar�a dziewczynka. - Mamusia nie kupuje mi jedzenia. Ja nie jem jedzenia. Umilk�em. M�wi�c u�miecha�a si� promiennie; najwyra�niej dla niej nie istnia� �aden problem. Przemi�e dzieci czasami trudno zrozumie� i nie pozosta�o mi nic innego jak machn�� beztrosko r�k�. - Och, po prostu nie m�wmy o tym wi�cej, dobrze? - Tak, plos� pana. - M�w mi Mark. - Tak, Malk. - A ty jak masz na imi�? - Alicja. - Masz pi�kne imi�, Alicjo. Wiesz, w pewnej ksi��ce... - Malk... Spojrza�em na ni� z ca�� powag�. - S�ucham ci�, kruszynko? Obj�a r�czkami moj� szyj� i przysun�a bli�ej twarzyczk�. - Cy baldzo mnie lubis, Malk? Omal nie uton��em w jej niebieskich oczach. - Lubi� ci�. Lubi� ci� bardzo. - Cy mozes powiedzie� wsystkim, zeby mnie baldzo lubili? Tak jak ty? Spojrza�em ponad jej jasn� grzywk� na grup� oczekuj�cych. Nie dostrzeg�em twarzy - same u�miechy. Bi�o od nich ciep�o. - My�l� Alicjo, �e wcale nie musz� im tego m�wi� - odpar�em. - Lubi� ci� wszyscy. Sp�jrz. Wszyscy. - I ja ich lubi� - zadzwoni�o przy moim uchu. - Wiem. Po pi�ciu minutach uwielbiali j� pasa�erowie autobusu razem z grubym kierowc�, zaintrygowani t�umem na przystanku. W �rodku t�umu dziewczynka b�yszcza�a jak male�ka gwiazdka wodzi�a dooko�a roze�mianym wzrokiem. Odpowiada�y jej takie same spojrzenia. Gwar miasta ucich�, czas si� zatrzyma�. - Alicjo, chod� do mnie natychmiast! U�miech dziewczynki znikn��; mia�em wra�enie, �e ziemia usuwa mi si� spod n�g. Zrozumieli�my, �e kto� pope�ni� zbrodni�. W t�umie otworzy� si� korytarz. Na jego ko�cu sta�a trzydziestoletnia, bardzo przystojna kobieta, marszcz�c brwi. Lew� r�k� przyciska�a do piersi papierow� torb� z zakupami, praw� uj�a si� pod bok. Dziewczynka podbieg�a do niej truchcikiem, opu�ciwszy g��wk� na piersi. T�um zaszemra�, �ciany korytarza zsun�y si� gro�nie. Zacisn��em pi�ci i post�pi�em p� kroku do przodu. Wtedy do kobiety dotar�o poruszenie t�umu. Wyprostowa�a si� nie okazuj�c zaniepokojenia. Na jej twarzy nie by�o ju� surowo�ci. Moje wzburzenie nagle os�ab�o, u�wiadomi�em sobie obecno�� w jej rysach cech zniewalaj�cej urody Alicji. - Prosz� pa�stwa - jej g�os by� g��boki, zr�wnowa�ony. - Jestem matk� Alicji. By�y�my w sklepie i nie wiem, kiedy si� oddali�a, inaczej nigdy bym nie pozwoli�a, �eby to si� sta�o. Nie wiem, jak to powiedzie�... Ona bardzo lubi by�... lubiana - niespodziewanie w oczach kobiety b�ysn�a bezradno��. - Wiem, �e to brzmi dziwnie i rozumiem, jak pa�stwo czujecie si� teraz, ale... - papierowa torba szele�ci�a coraz g�o�niej w niespokojnej r�ce. - Och, sama nie wiem, to takie skomplikowane! S�uchali�my nieporuszeni. - Chcia�am powiedzie�... Nie chcieliby�cie przecie�, �eby si� przejada�a, prawda? To znaczy... - zagryz�a wargi. - Nie, nie potrafi� tego wyja�ni�, nie mog�. Prosz�! Szybko odwr�ci�a si� i odesz�y obie. Zostali�my sami. W �wiecie bez Alicji.