639
Szczegóły |
Tytuł |
639 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
639 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 639 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
639 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
George R. R. Martin
Manna z nieba
(Manna from Heaven)
prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik
Armada sun�a skrajem uk�adu s�onecznego, z dostojnym
wdzi�kiem poluj�cego tygrysa bezg�o�nie przemierzaj�c at�asow�
czer� kosmosu, i z ka�d� chwil� coraz bardziej zbli�a�a si� do
"Arki".
Haviland Tuf siedzia� przed g��wnym pulpitem sterowniczym,
obserwuj�c rozliczne wska�niki i monitory. Kiedy by�o trzeba,
wykonywa� oszcz�dne, prawie niezauwa�alne ruchy g�ow�. Mkn�ca
mu na spotkanie flotylla sprawia�a bardzo gro�ne wra�enie. Do
tej pory instrumenty zarejestrowa�y obecno�� czternastu du�ych
jednostek oraz ca�ego mrowia mniejszych. Skrajne pozycje w
szyku zajmowa�o dziewi�� p�katych, srebrno-bia�ych lewiatan�w
naje�onych nieznan� broni�, mi�dzy nimi ustawi�y si� cztery
d�ugie kr��owniki o czarnych kad�ubach dr��cych od
nagromadzonej w nich energii, a w samym �rodku formacji
znajdowa� si� gigantyczny, przypominaj�cy kszta�tem spodek
okr�t flagowy o �rednicy r�wno sze�ciu kilometr�w. By� to
najwi�kszy statek kosmiczny, jaki Haviland Tuf spotka� od
chwili, kiedy przed ponad dziesi�ciu laty po raz pierwszy
ujrza� opuszczon� "Ark�". Wok� wielkiego spodka, niczym r�j
rozw�cieczonych owad�w, uwija�y si� dziesi�tki niszczycieli.
Blada, poci�g�a twarz Tufa by�a pozbawiona jakiegokolwiek
wyrazu, ale spoczywaj�cy w jego obj�ciach Dax zamrucza�
niespokojnie.
Zamigota�a lampka, informuj�c o tym, �e kto� pr�buje
nawi�za� ��czno�� z "Ark�". Haviland Tuf mrugn�� dwa razy, a
nast�pnie powoli wyci�gn�� r�k� i w��czy� odbiornik.
Oczekiwa�, �e w chwil� potem na ekranie pojawi si� czyja�
twarz, ale spotka�o go rozczarowanie, gdy� ujrza� przed sob�
jedynie zwierciadlany he�m skafandra bojowego i opuszczony
wizjer z czarnej plastostali. He�m by� ozdobiony stylizowanym
emblematem przedstawiaj�cym planet� S'uthlam. Dwa
szerokopasmowe czujniki jarzy�y si� za wizjerem niczym
krwistoczerwone, rozpalone oczy. Ich widok przywi�d� Tufowi na
my�l pewnego niezbyt sympatycznego cz�owieka, z kt�rym mia�
kiedy� do czynienia.
- Doprawdy, przywdziewanie kompletnego stroju
ceremonialnego by�o ca�kowicie niepotrzebne - powiedzia�
spokojnie. - Nadto obecno�� tak licznej i �wietnej eskorty
przyjemnie �echce moj� pr�no��, ale nie ulega �adnej
w�tpliwo�ci, i� znacznie mniejsza i skromniejsza flotylla
powitalna by�aby ca�kowicie wystarczaj�ca. Ta, kt�r� widz�,
budzi swymi rozmiarami ogromny szacunek, do tego stopnia nawet,
�e kto� mniej ufny ode mnie m�g�by �atwo nabra� podejrze�, i�
jest to raczej demonstracja si�y, maj�ca na celu nie tyle
uhonorowanie, co raczej zastraszenie utrudzonego w�drowca.
- Jestem komandor Wald Ober, dow�dca Si�dmego Skrzyd�a
Flotylli Planetarnej S'uthlam - oznajmi�a zakuta w skafander
posta� g��bokim, lekko zniekszta�conym g�osem.
- Dow�dca Si�dmego Skrzyd�a... - powt�rzy� Tuf. - Zaiste.
O�wiadczenie to ka�e si� domy�la� istnienia jeszcze co najmniej
sze�ciu r�wnie gro�nych zespo��w. Wygl�da na to, �e od mojego
poprzedniego pobytu si�y zbrojne S'uthlam uleg�y znacznej
rozbudowie.
Wald Ober nie by� zainteresowany jego rozwa�aniami.
- Poddaj si� natychmiast albo tw�j statek zostanie
zniszczony!
Haviland Tuf zamruga� powoli.
- Obawiam si�, �e zasz�o powa�ne nieporozumienie...
- Cybernetyczna Republika S'uthlam znajduje si� obecnie w
stanie wojny z tak zwan� koalicj� Vandeen, Jazbo, Planety
Henry'ego, Skrymiru, Roggandoru i Lazurowej Triuny. Wtargn��e�
na zakazany teren. Poddaj si� albo zginiesz.
- Czuj� si� zmuszony wyprowadzi� pana z b��du - odpar�
Tuf. - Nie uczestnicz� w tym po�a�owania godnym konflikcie, o
kt�rym a� do tej pory nie mia�em najmniejszego poj�cia. Nie
nale�� do �adnej koalicji, zwi�zku ani przymierza,
reprezentuj�c tylko siebie, in�yniera ekologa, o najbardziej
pokojowym usposobieniu, jakie mo�na sobie wyobrazi�. Prosz� nie
przejmowa� si� rozmiarami mojego statku. A� nie chce mi si�
wierzy�, �eby przez zaledwie pi�� lat standardowych znakomici
paj�czarze i cybertechnicy Portu S'uthlam zapomnieli o
ostatniej wizycie, jak� z�o�y�em na waszej nadzwyczaj
interesuj�cej planecie. Jestem Haviland...
- Wiemy kim jeste�, Tuf - przerwa� mu Wald Ober. -
Poznali�my "Ark�", jak tylko w��czy�e� silniki hamuj�ce.
Koalicja nie ma trzydziestokilometrowych okr�t�w, i ca�e
szcz�cie. Rada Planety poleci�a mi przygotowa� si� na twoje
przybycie.
- Zaiste - odpar� Haviland Tuf.
- Jak my�lisz, dlaczego moje Skrzyd�o wyruszy�o ci na
spotkanie? - zapyta� Ober.
- Zapewne po to, aby zgotowa� mi radosne powitanie i
obsypa� darami, w�r�d kt�rych znajd� si� tak�e kosze
soczystych, �wie�ych, posypanych wonnymi przyprawami grzyb�w.
Teraz jednak zaczyna mi �wita� podejrzenie, i� moje nadzieje
by�y przedwczesne.
- Ostrzegam ci� po raz trzeci i ostatni! - wycedzi� Wald
Ober. - Za nieca�e cztery minuty standardowe znajdziesz si� w
zasi�gu celnego strza�u. Poddaj si� albo zginiesz!
- Szanowny panie - powiedzia� Tuf. - Zanim pope�nisz
brzemienny w skutki b��d, proponuj�, �eby� skontaktowa� si� z
prze�o�onymi. Jestem pewien, �e mamy do czynienia z po�a�owania
godnym nieporozumieniem.
- By�e� s�dzony in absentia i zosta�e� uznany za
przest�pc�, heretyka oraz wroga mieszka�c�w S'uthlam.
- Spotka�a mnie okrutna niesprawiedliwo��! - zaprotestowa�
Tuf.
- Dziesi�� lat temu wymkn��e� si� naszej flotylli, ale nie
my�l, �e tym razem te� ci si� uda. Uczynili�my znaczny krok
naprz�d. Nasza nowa bro� bez trudu poradzi sobie z tymi
przestarza�ymi polami si�owymi, w jaki jest wyposa�ony tw�j
statek. Najlepsi uczeni w najdrobniejszych szczeg�ach
rozpracowali ten stary, rozd�ty wrak, w kt�rym siedzisz, a ja
osobi�cie nadzorowa�em przeprowadzanie symulacji komputerowych.
Jeste�my w pe�ni przygotowani na twoje przybycie.
- Nie chcia�bym, by kto� pomy�la�, �e jestem niewdzi�czny,
ale wydaje mi si�, i� niepotrzebnie zadali�cie sobie a� tyle
trudu - odpar� Haviland Tuf, po czym obrzuci� spojrzeniem rz�dy
ekran�w ciagn�ce si� wzd�u� �cian d�ugiego, w�skiego
pomieszczenia. Na wszystkich wida� by�o zbli�aj�ce si� w
szybkim tempie okr�ty wojenne Flotylli Planetarnej S'uthlam. -
Je�eli przyczyn� tej niczym nie uzasadnionej wrogo�ci jest
d�ug, jaki zaci�gn��em wobec Portu S'uthlam, chcia�bym
niniejszym zapewni�, i� jestem got�w natychmiast sp�aci� go w
pe�nej wysoko�ci.
- Dwie minuty - warkn�� Ober.
- Co wi�cej, je�eli S'uthlam chcia�by ponownie skorzysta�
z dobrodziejstw in�ynierii ekologicznej, by�bym sk�onny
zaproponowa� swoje us�ugi po bardzo korzystnej, obni�onej
cenie.
- Mamy ju� dosy� twoich pomys��w. Minuta.
- C�, wygl�da na to, �e pozosta�o mi tylko jedno, mo�liwe
do zaakceptowania, rozwi�zanie.
- Poddajesz si�? - zapyta� podejrzliwie dow�dca Skrzyd�a.
- Obawiam si�, �e nie - odpar� Haviland Tuf. Wyci�gn��
r�k�, musn�� d�ugimi palcami rz�d holograficznych przycisk�w i
uruchomi� wiekowe systemy obronne "Arki".
Twarz Walda Obera by�a ukryta za wizjerem he�mu, ale ton
jego g�osu zdradzi�, �e oficer u�miechn�� si� pogardliwie.
- Imperialne pola si�owe czwartej generacji,
tr�jwarstwowe, cz�ciowo pokrywaj�ce si� cz�stotliwo�ci,
fazowanie koordynowane przez centralny komputer statku.
Opancerzenie kad�uba z duraluminium. M�wi�em ci ju�, �e
odrobili�my prac� domow�.
- Wasz p�d do wiedzy jest godny najwy�szego uznania -
stwierdzi� Tuf.
- Nast�pna sarkastyczna uwaga mo�e by� ostatni�, kupcze,
wi�c postaraj si� wykrzesa� z siebie co� naprawd� dobrego.
Dok�adnie wiemy, czym dysponujesz i jak wiele mo�e wytrzyma�
statek In�ynierskiego Korpusu Ekologicznego. Jeste�my w stanie
zaaplikowa� ci du�o, du�o wi�cej. - Gwa�townym ruchem odwr�ci�
g�ow�. - Przygotowa� si� do otwarcia ognia! - W chwil� potem
czarny wizjer z prze�wituj�cymi czerwonymi punktami sensor�w
ponownie skierowa� si� w stron� Tufa. - Mamy zamiar zdoby�
"Ark�", a ty nie mo�esz nam w tym przeszkodzi�. Trzydzie�ci
sekund.
- Pozwol� sobie mie� na ten temat odmienne zdanie -
powiedzia� spokojnie Haviland Tuf.
- Na moj� komend� wszystkie jednostki otworz� ogie� -
poinformowa� go Ober. - Skoro si� upierasz, odlicz� ci ostatnie
sekundy twojego �ycia. Dwadzie�cia. Dziewi�tna�cie.
Osiemna�cie...
- Niezmiernie rzadko zdarza si� s�ysze� tak energiczne i
pewne odliczanie - odpar� uprzejmie Tuf. - Ufam, i� niemi�a
wiadomo��, jak� mam do przekazania, nie przeszkodzi panu w
doprowadzeniu go do szcz�liwego ko�ca.
- Czterna�cie. Trzyna�cie. Dwana�cie...
Tuf spl�t� palce i po�o�y� r�ce na brzuchu.
- Jedena�cie. Dziesi��. Dziewi��...
Ober zerkn�� niepewnie w bok.
- Dziewi�� - powt�rzy� z zadum� gwiezdny kupiec. - Bardzo
�adna liczba. Zazwyczaj poprzedza j� osiem, a t� z kolei
siedem.
- Sze��. - Ober zawaha� si�. - Pi��...
Tuf czeka� w milczeniu.
- Cztery. Trzy... Co za niemi�a wiadomo��?! - rykn�� z
w�ciek�o�ci� dow�dca Si�dmego Skrzyd�a Flotylli Planetarnej.
- Je�eli b�dzie pan tak krzycza�, zmusi mnie pan do
zmniejszenia poziomu g�o�no�ci w odbiorniku - poinformowa� go
uprzejmie Haviland Tuf, po czym uni�s� palec. - Niemi�a
wiadomo�� sprowadza si� do tego, �e jakakolwiek pr�ba
sforsowania system�w obronnych "Arki" - a jestem pewien, �e
wasza flotylla da�aby sobie z nimi rad� bez �adnego problemu -
spowoduje eksplozj� niewielkiego �adunku termoj�drowego, kt�ry
pozwoli�em sobie umie�ci� wewn�trz g��wnego magazynu tkanek, co
z kolei doprowadzi do nieodwracalnego zniszczenia zapas�w
materia��w s�u��cych do klonowania, kt�re stanowi� o
wyj�tkowo�ci i nieoszacowanej warto�ci mojego statku.
Zapad�o d�ugie milczenie. �arz�ce si� sensory zdawa�y si�
poma�u wypala� dziury w czarnym wizjerze he�mu Obera.
- Blefujesz - stwierdzi� wreszcie komandor.
- Zaiste, przejrza� mnie pan - odpar� Tuf. - Jak�� g�upot�
z mojej strony by�o przypuszcza�, �e za pomoc� tak prostego,
wr�cz prymitywnego wybiegu zdo�am przechytrzy� cz�owieka o
pa�skiej przenikliwo�ci i intelekcie. Obawiam si�, i� teraz
ka�e pan otworzy� ogie�, by do ko�ca zdemaskowa� moje k�amstwo.
Prosz� jedynie o chwil� zw�oki, �ebym m�g� po�egna� si� z moimi
kotami.
Ponownie u�o�y� splecione d�onie na imponuj�cym brzuchu i
spokojnie czeka� na reakcj� oficera. Bojowe okr�ty Flotylli
Planetarnej zbli�a�y si� z ka�d� chwil�.
- Oczywi�cie, �e to zrobi�, ty przekl�ty wyskrobku! -
zawy� Wald Ober.
- Czekam, pogr��ony w ponurej rezygnacji.
- Masz dwadzie�cia sekund!
- Obawiam si�, �e wiadomo��, kt�r� przekaza�em, jednak
nieco pana poruszy�a. Odliczanie zatrzyma�o si� na liczbie trzy.
Niemniej pozwol� sobie bezwstydnie wykorzysta� pa�sk� pomy�k� i
rozkoszowa� si� dodatkowymi chwilami �ycia, jakie w ten spos�b
otrzyma�em.
Sekundy ciagn�y si� w niesko�czono��, a oni bez s�owa
mierzyli si� wzrokiem. W pewnej chwili Dax zacz�� cicho
mrucze�; Tuf pog�adzi� go po d�ugim, czarnym futrze, a w�wczas
kot zamrucza� jeszcze g�o�niej, wyprostowa� przednie �apy i
wbi� pazury w kolano swego pana.
- A id� do diab�a! - wybuchn�� wreszcie Wald Ober, po czym
wycelowa� w Tufa palec. - Tym razem ci si� upiek�o, ale
ostrzegam ci�: nawet nie pr�buj nam uciec! Je�eli mieliby�my
straci� zapasy tkanek zmagazynowane na "Arce", zrobiliby�my
wszystko, �eby� ty te� ju� nigdy z nich nie skorzysta�.
- Doskonale pana rozumiem, chocia�, rzecz jasna, nie
identyfikuj� si� z pa�skimi pogl�dami - odpar� Tuf. - Z ca��
pewno�ci� nie spr�buj� ucieczki, poniewa� mam do sp�acenia
pewien d�ug, w zwi�zku z czym b�dzie pan m�g� jeszcze d�ugo
podziwia� moje oblicze, ja za� pa�ski wspania�y he�m bojowy,
kiedy tak posiedzimy sobie, ka�dy w swoim fotelu,
poszukuj�c jakiego� wyj�cia z tej patowej sytuacji.
Walter Ober nie zd��y� odpowiedzie�, gdy� znikn�� nagle z
ekranu, jego miejsce natomiast zaj�a kobieca twarz o doskonale
znanych Tufowi rysach: szerokie, skrzywione usta, nos ze
�ladami po wielokrotnych z�amaniach, gruba sk�ra z
charakterystycznym, b��kitnym zabarwieniem, �wiadcz�cym o
d�ugoletnim dzia�aniu twardego promieniowania i za�ywaniu
pastylek antyrakowych, jasne, b�yszcz�ce oczy otoczone sieci�
zmarszczek, doko�a za� rozwiana grzywa g�stych siwych w�os�w.
- W porz�dku, koniec zgrywania twardzieli - powiedzia�a
kobieta. - Wygra�e�, Tuf. Ober, teraz jeste� dow�dc� honorowej
eskorty. Dostarcz go do Sieci, niech to szlag trafi!
- Bardzo rozs�dna decyzja - stwierdzi� z aprobat� Haviland
Tuf. - Ciesz� si� mog�c pani� poinformowa�, i� jestem ju� w
stanie uregulowa� do ko�ca rachunek za wyremontowanie i
wyposa�enie "Arki".
- Mam nadziej�, �e przywioz�e� te� troch� karmy dla kot�w
- mrukn�a ponuro Tolly Mune. - Ten "pi�cioletni zapas", kt�ry
zostawi�e� poprzednim razem, wystarczy� na niewiele ponad trzy
lata. - Z jej piersi wyrwa�o si� g��bokie westchnienie. -
Nie przypuszczam, �eby� postanowi� przej�� na emerytur� i
sprzeda� nam "Ark�"?
- Zaiste, nie.
- Tak my�la�am. Dobra, Tuf, otwieraj piwo, bo zjawi� si� u
ciebie, jak tylko zacumujesz w paj�czynie.
- Pozostaj�c z ca�ym nale�nym szacunkiem o�miel� si�
jednak wyzna�, i� obecnie nie znajduj� si� w nastroju, kt�ry
pozwoli�by mi w pe�ni doceni� wizyt� tak znakomitego go�cia jak
pani. Komandor Ober poinformowa� mnie przed chwil�, i� zosta�em
uznany za przest�pc� i heretyka, co samo w sobie stanowi do��
interesuj�c� koncepcj�, jako �e ani nie jestem obywatelem
planety S'uthlam, ani te� nigdy nie nale�a�em do wyznawc�w
obowi�zuj�cej na niej religii. W niczym jednak nie zmniejsza to
mego l�ku i niepokoju.
- A, to... - Machn�a r�k�. - Zwyk�a formalno��.
- Zaiste.
- Do diab�a, Tuf! Po to, �eby zabra� ci statek,
potrzebowali�my jakiej� wym�wki. Przecie� jeste�my legalnym
rz�dem. Mamy prawo bra� wszystko, co nam si� podoba, pod
warunkiem, �e uda nam si� nada� naszym dzia�aniom pozory
legalno�ci.
- Musz� przyzna�, i� podczas moich rozlicznych podr�y
nigdy jeszcze nie zdarzy�o mi si� spotka� r�wnie szczerego
polityka. Do�wiadczenie to nape�nia mnie nowym animuszem. Mimo
wszystko pozwol� sobie zapyta�, jakimi dysponuj� gwarancjami,
�e znalaz�szy si� na pok�adzie "Arki", nie b�dzie pani
kontynuowa�a wysi�k�w zmierzaj�cych do jej zagarni�cia?
- Kto, ja? - zapyta�a ze zdumieniem Tolly Mune. - A jak,
twoim zdaniem, mia�abym si� do tego zabra�? Nie b�j si�,
przylec� sama. - U�miechn�a si�. - To znaczy, prawie sama.
Chyba nie b�dziesz mia� nic przeciwko temu, je�eli wezm� ze
sob� kota?
- Sk�d�e znowu - odpar� Tuf. - Mi�o mi, �e zwierz�ta,
kt�re pozostawi�em pod pani opiek�, doskonale radzi�y sobie
podczas mojej nieobecno�ci. B�d� z niecierpliwo�ci� oczekiwa�
pani przybycia, kapitanie Mune.
- Przewodnicz�ca Rady Planety, je�eli chodzi o �cis�o�� -
burkn�a, po czym znikn�a z ekranu.
Z ca�� pewno�ci� nikt nigdy nie znalaz� najmniejszego
powodu, aby zarzuci� Tufowi nieostro�no��; "Arka", z wci��
dzia�aj�cymi obronnymi polami si�owymi, przycumowa�a do jednego
z dok�w po�o�onych najdalej od centrum Portu S'uthlam. Wkr�tce
potem do olbrzyma zbli�y� si� niewielki statek kosmiczny, kt�ry
Tolly Mune otrzyma�a od Tufa podczas jego poprzedniej wizyty na
planecie.
Haviland Tuf wy��czy� na chwil� pole si�owe, a nast�pnie
uruchomi� mechanizmy otwieraj�ce ogromn� kopu�� nad
l�dowiskiem. Czujniki "Arki" poinformowa�y go, �e w mniejszej
jednostce a� roi si� od �ywych organizm�w, z kt�rych tylko
jeden jest cz�owiekiem, reszta za� wykazuje typowo kocie cechy.
Tuf, przyodziany w ciemnozielony zamszowy kombinezon spi�ty
paskiem na poka�nym brzuchu, wyjecha� go�ciowi na spotkanie
tr�jko�owym w�zkiem na baloniastych oponach. Na g�owie mia�
nieco podniszczon� czapk� z du�ym daszkiem, nad kt�rym pyszni�
si� z�ocisty emblemat In�ynierskiego Korpusu Ekologicznego. Na
kolanach u�o�y� mu si� Dax, przypominaj�cy rozleniwion� stert�
czarnego futra.
Jak tylko otworzy�a si� �luza, Tuf skierowa� tr�jko�owiec
mi�dzy rz�dami nagromadzonych w ci�gu minionych lat, mniej lub
bardziej zdewastowanych statk�w kosmicznych, ku miejscu, gdzie
Tolly Mune, dawniej kapitan Portu S'uthlam, energicznym krokiem
schodzi�a po trapie ze swojego promu.
Obok niej kroczy� kot.
Dax natychmiast poderwa� si� na r�wne �apy, a jego ciemna
sier�� zje�y�a si� w okamgnieniu, jakby wsadzi� ogon do
gniazdka elektrycznego. Po charakterystycznej dla niego
oci�a�o�ci nie pozosta� najmniejszy �lad; kocur zeskoczy� z
kolan Tufa na prz�d w�zka i zasycza� przera�liwie.
- Czy tak powinno si� wita� kuzyna, Dax? - zapyta�a z
u�miechem Tolly Mune i nachyli�a si�, aby pog�aska�
towarzysz�ce jej zwierz�.
- Spodziewa�em si� ujrze� �al i Niewdzi�czno�� -
powiedzia� Tuf.
- Och, maj� si� znakomicie - odpar�a. - Podobnie jak ca�e
ich cholerne potomstwo. To ju� kilka pokole�. Powinnam by�a si�
tego spodziewa�, skoro da�e� mi park�. Jest ich... -
Zmarszczy�a brwi i szybko policzy�a na palcach, a potem jeszcze
raz. - Szesna�cie, je�li si� nie myl�. Tak, szesna�cie. Z tego
dwie kotki w ci��y. - Wskaza�a kciukiem sw�j prom. - Ta
przekl�ta skorupa zamieni�a si� w kosmiczn� hodowl� kot�w, z
kt�rych wi�kszo�� radzi sobie w niewa�ko�ci nie gorzej ode
mnie, bo tutaj urodzi�y si� i wychowa�y. Chyba jednak nigdy nie
zrozumiem, jak to mo�liwe, �eby by�y takie zgrabne i zwinne, a
zaraz potem tak niesamowicie oci�a�e.
- W kocim charakterze mo�na doszuka� si� wielu
sprzeczno�ci - zauwa�y� Tuf.
- A to jest Kufel. - Wzi�a kota na r�ce i wyprostowa�a
si� z wyra�nym trudem. - Do licha, ale� on ci�ki! W zerowej
grawitacji �atwo o tym zapomnie�.
Dax ponownie zasycza�, �ci�gaj�c na siebie wynios�e, a
zarazem doskonale oboj�tne spojrzenie ogromnego kocura,
przytulonego do starego, obcis�ego kombinezonu Tolly Mune.
Haviland Tuf mia� dwa i p� metra wzrostu oraz pot�ny,
wystaj�cy brzuch. W por�wnaniu z innymi kotami Dax by� r�wnie
du�y, jak jego w�a�ciciel w por�wnaniu z innymi lud�mi.
Kufel by� jeszcze wi�kszy.
Mia� sier�� o d�ugich, jedwabistych w�osach,
srebrnoszarych przy sk�rze, a nieco ciemniejszych na ko�cach,
oraz oczy tego samego koloru, przypominaj�ce dwa g��bokie
jeziora, spokojne, cho� zarazem gro�ne. Ponad wszelk�
w�tpliwo�� by� najpi�kniejszym zwierz�ciem, jakie kiedykolwiek
�y�o w tym, wci�� powi�kszaj�cym si�, wszech�wiecie, i
doskonale zdawa� sobie z tego spraw�, gdy� zachowywa� si� jak
ksi��� urodzony po to, aby pr�dzej czy p�niej przywdzia�
kr�lewskie szaty.
Tolly Mune klapn�a ci�ko na fotel pasa�era.
- On te� ma zdolno�ci telepatyczne - oznajmi�a z
zadowoleniem. - Tak samo jak tw�j.
- Zaiste - odpar� Tuf. Zirytowany Dax posykiwa� co chwila
na jego kolanach.
- Tylko dzi�ki niemu uda�o mi si� ocali� pozosta�e koty -
powiedzia�a Tolly z wym�wk� w g�osie. - Powiedzia�e� mi, �e
zostawiasz zapas karmy, kt�ry powinien wystarczy� co najmniej
na pi�� lat.
- Dla dw�ch kot�w, szanowna pani. Jest chyba oczywiste, �e
szesna�cie kot�w potrzebuje wi�cej �ywno�ci ni� same �al i
Niewdzi�czno��.
Dax nastroszy� si� i ods�oni� z�by.
- Kiedy sko�czy�y si� zapasy, musia�am nie�le g��wkowa�,
�eby wymy�li� jaki� pow�d uzasadniaj�cy marnowanie cennych
kalorii na jakie� szkodniki.
- Nale�a�o raczej podj�� kroki zmierzaj�ce do ograniczenia
ich zdolno�ci rozrodczych - powiedzia� Tuf. - W ten spos�b
szybko osi�gn�aby pani po��dane rezultaty, daj�c jednocze�nie
znakomity przyk�ad pozosta�ym S'uthlamczykom, jak �atwo mo�na
rozwi�za� gn�bi�ce ich problemy.
- M�wisz o sterylizacji? - zapyta�a Mune. - Przecie� w ten
spos�b naruszy�abym prawo do �ycia! Wpad�am na lepszy pomys�:
dok�adnie opisa�am Daxa kilku znajomym bio- i cybertechnikom, a
oni wyklonowali mi podobny egzemplarz z kilku kom�rek pobranych
Niewdzi�czno�ci.
- Wykaza�a si� pani nadzwyczajn� przebieg�o�ci�.
U�miechn�a si� szeroko.
- Kufel ma teraz prawie dwa lata. Okaza� si� tak
u�yteczny, �e dosta�am przydzia� kalorii tak�e dla pozosta�ych
kot�w. Bardzo pom�g� r�wnie� mojej karierze politycznej.
- Nie w�tpi� - odpar� Tuf. - Widz� tak�e, i� nie sprawia
mu k�opot�w przebywanie poza stanem niewa�ko�ci.
- Sk�d�e znowu. Ostatnio potrzebuj� mnie na dole cz�ciej,
ni� mog�abym sobie tego �yczy�, a on zawsze mi towarzyszy.
Wsz�dzie.
Dax ponownie sykn��, zamiaucza� gro�nie, po czym
wystartowa� w kierunku wi�kszego kota, ale zaraz zahamowa�,
cofn�� si� i tylko parskn�� z nienawi�ci�.
- Lepiej trzymaj go przy sobie, Tuf - powiedzia�a
Przewodnicz�ca Rady Planety.
- Koty ulegaj� niekiedy instynktowi nakazuj�cemu im
walczy� mi�dzy sob� w celu ustalenia hierarchii w grupie.
Szczeg�lnie dotyczy to samc�w. Dax, bez w�tpienia w znacznej
mierze dzi�ki swoim nadzwyczajnym zdolno�ciom, ju� dawno temu
zdominowa� wszystkie koty przebywaj�ce na pok�adzie "Arki".
Zapewne teraz doszed� do wniosku, �e jego pozycja jest
zagro�ona, ale nie nale�y si� tym zanadto przejmowa�,
Przewodnicz�ca Mune.
- Zale�y, z czyjego punktu widzenia - odpar�a Tolly.
Czarny kocur ponownie ruszy� w kierunku wi�kszego rywala,
ale ten tylko spojrza� na niego z mia�d��c� pogard�.
- Obawiam si�, �e nie rozumiem - powiedzia� Tuf.
- Kufel nie tylko dysponuje takimi samymi umiej�tno�ciami
telepatycznymi, co tw�j Dax, ale zosta� te�... hmm... ulepszony
na kilka innych sposob�w. Ma wszczepione pazury z
duraluminium, podsk�rn� sie� z plastostalowych w��kien, czas
reakcji dwukrotnie szybszy od zwyk�ego kota i niesamowit�
wytrzyma�o�� na b�l. Nie m�wi� tego wszystkiego po to, �eby si�
chwali�, tylko dlatego, �e gdyby dosz�o do jakiego�
nieporozumienia, to Kufel w ci�gu kilku sekund przerobi Daxa na
stert� k�ak�w do materaca.
Haviland Tuf zamruga�, po czym przekaza� dr��ek
sterowniczy swojej pasa�erce.
- Chyba b�dzie lepiej, je�li pani poprowadzi, kapitanie
Mune.
Zaraz potem chwyci� czarnego kocura za sk�r� na karku i
nie zwa�aj�c na wrzaski i wierzgania umie�ci� go na swoim
wypuk�ym brzuchu, unieruchamiaj�c tam silnym u�ciskiem.
- Prosz� jecha� w tamt� stron� - powiedzia�, wskazuj�c
kierunek d�ugim palcem.
- Wygl�da na to - zauwa�y� Haviland Tuf, obserwuj�c
go�cia z g��bin obszernego fotela - �e od mojej ostatniej
wizyty na S'uthlam okoliczno�ci uleg�y daleko id�cym zmianom.
Tolly Mune tak�e przygl�da�a mu si� uwa�nie. Brzuch by�
jeszcze wi�kszy ni� kiedy�, a na poci�g�ej twarzy w dalszym
ci�gu nie malowa�y si� �adne uczucia, ale bez Daxa w obj�ciach
Haviland Tuf wydawa� si� niemal nagi. Czarny kocur zosta�
zamkni�ty na jednym z ni�szych pok�ad�w, aby nie mia� okazji
zetrze� si� z Kuflem. Poniewa� wiekowy statek liczy� trzydzie�ci
kilometr�w d�ugo�ci, a na wspomnianym pok�adzie mieszka�o co
najmniej kilka spo�r�d licznych kot�w Tufa, Dax nie powinien
uskar�a� si� ani na brak miejsca, ani towarzystwa, cho� z
pewno�ci� �le znosi� roz��k�, jako �e od lat nie rozstawa� si�
z Tufem ani na chwil�, a jako ma�y kociak mieszka� w jednej z
obszernych kieszeni jego kombinezonu. Tolly Mune by�o troch�
�al zwierzaka.
Ale tylko troch�. Dax stanowi� przecie� atutow� kart�
Tufa, a teraz w�a�ciciel "Arki" zosta� jej pozbawiony.
U�miechn�a si� i przesun�a r�k� po g�stym, srebrzystoszarym
futrze Kufla, kt�ry odpowiedzia� g��bokim pomrukiem.
- Z tymi okoliczno�ciami jest tak, �e im bardziej si�
zmieniaj�, tym bardziej pozostaj� takie same.
- To jedno z tych pozornie g��bokich stwierdze�, kt�rym
wystarczy po�wi�ci� tylko odrobin� uwagi, aby przekona� si�, i�
s� wewn�trznie sprzeczne, a tym samym ca�kowicie pozbawione
logiki - odpar� Tuf. - Je�eli na S'uthlam okoliczno�ci istotnie
uleg�y zmianie, wobec tego nie mog� ju� by� takie same jak
przedtem. Komu�, kto tak jak ja przybywa po d�ugiej
niebytno�ci, zmiany natychmiast rzucaj� si� w oczy. We�my na
przyk�ad trwaj�c� wojn� oraz pani wyniesienie do godno�ci
Przewodnicz�cej Rady Planety, co ponad wszelk� w�tpliwo��
stanowi istotne, a zarazem niespodziewane wydarzenie.
- A jednocze�nie oznacza konieczno�� wykonywania cholernie
paskudnej roboty - doda�a Tolly Mune z niech�tnym grymasem. -
Gdybym tylko mog�a, bez wahania wr�ci�abym na sta�e do
Paj�cznika.
- Pani zadowolenie z obecnie wykonywanej pracy lub jego
brak nie ma tu nic do rzeczy. Nale�y tak�e zauwa�y�, i�
powitanie, jakie spotka�o mnie tym razem, by�o zdecydowanie
mniej serdeczne ni� podczas mojej poprzedniej wizyty i to
pomimo faktu, �e dwukrotnie ju� ocali�em S'uthlam przed kl�sk�
g�odu, kanibalizmem, wyniszczaj�cymi epidemiami, zburzeniem
systemu spo�ecznego oraz wieloma innymi, niemi�ymi i ma�o
po��danymi wydarzeniami. O�miel� si� r�wnie� stwierdzi�, �e
nawet najbardziej okrutne i prymitywne istoty cz�sto potrafi�
si� zdoby� na zachowanie cho�by pozor�w grzeczno�ci wzgl�dem
kogo�, kto przywozi im jedena�cie milion�w standard�w - jak
mo�e sobie pani przypomina, tak� w�a�nie kwot� jestem jeszcze
winien Portowi S'uthlam. Ergo, mia�em wszelkie podstawy
oczekiwa� zupe�nie innego przyj�cia ni� to, jakie mi zgotowano.
- Myli�e� si� - odpar�a lakonicznie Mune.
- Zaiste. Jednak teraz, kiedy dowiedzia�em si�, �e zajmuje
pani najwy�sze stanowisko w politycznej hierarchii planety
zamiast wie�� n�dzny �ywot w jednej z kolonii karnych, tym
bardziej nie rozumiem, dlaczego wasza Flotylla Planetarna
czeka�a na mnie w pe�nej gotowo�ci bojowej, jej dow�dcy za�
zasypali mnie aroganckimi pogr�kami oraz jednoznacznie wrogimi
deklaracjami.
Tolly Mune podrapa�a Kufla za uchem.
- Dlatego, �e wyda�am taki rozkaz.
Tuf spl�t� d�onie na brzuchu.
- Oczekuj� dalszych wyja�nie�.
- Sam rozumiesz: im bardziej zmieniaj� si� okoliczno�ci...
- Zetkn�wszy si� nie tak dawno z t� ma�o przekonuj�c�
sentencj�, jestem w stanie wyczu� ironi�, jakiej mia�o s�u�y�
jej powt�rzenie, wobec czego mo�e pani oszcz�dzi� sobie trudu
ko�czenia tego zdania, by przej�� bezpo�rednio do sedna sprawy.
Przewodnicz�ca Rady Planety westchn�a ci�ko.
- Znasz nasz� sytuacj�.
- Przynajmniej w og�lnych zarysach - potwierdzi� Tuf. -
S'uthlam cierpi na nadmiar ludno�ci przy jednoczesnym
niedoborze kalorii. Dwa razy ju� wspina�em si� na wy�yny moich
skromnych umiej�tno�ci in�yniera ekologa, by oddali�
zagra�aj�ce wam widmo powszechnego g�odu. Szczeg�y gn�bi�cego
was kryzysu z pewno�ci� zmnieniaj� si� z roku na rok, ale
wydaje mi si�, �e jego zasadnicze aspekty pozostaj� wci�� takie
same.
- Najnowsze prognozy s� jeszcze gorsze.
- Zaiste. Je�li sobie dobrze przypominam, S'uthlam
dzieli�o od ostatecznej katastrofy oko�o stu dziewi�ciu lat
standardowych, naturalnie pod warunkiem �cis�ego przestrzegania
moich zalece� i sugestii.
- Naprawd� si� starali�my, Tuf. Mi�sozwierze, krowie
str�ki, ororo, szal Neptuna - wszystko zosta�o wprowadzone.
Niestety, nie uda�o si� dokona� prze�omu. Zbyt wielu wp�ywowych
ludzi ani my�la�o rezygnowa� z luksusu urozmaiconego jedzenia,
w zwi�zku z czym znaczne obszary ziemi uprawnej nadal s�
wykorzystywane jako pastwiska, a na ogromnych terenach wci��
jeszcze sadzi si� neotraw� i omnizbo�e. Tymczasem krzywa
przyrostu naturalnego pnie si� ostro w g�r�, znacznie szybciej
ni� kiedykolwiek do tej pory, a ten cholerny Ko�ci� �ycia
Rozkwitaj�cego grzmi o �wi�to�ci �ycia i o arcywa�nej roli,
jak� niepohamowana reprodukcja ma odegra� w d��eniu ludzi ku
transcendencji i bosko�ci.
- Jakie s� naj�wie�sze szacunki? - zapyta� wprost Tuf.
- Dwana�cie lat.
Haviland Tuf uni�s� palec.
- Mo�e nakaza�aby pani Waldowi Oberowi, aby dla
osi�gni�cia wi�kszego dramatyzmu odlicza� up�ywaj�ce minuty
przed kamerami waszej og�lnoplanetarnej sieci wizyjnej? By�
mo�e taki spektakl sk�oni�by S'uthlamczyk�w do powa�nego
zastanowienia si� nad ich dotychczasowym post�powaniem.
Tolly Mune skrzywi�a si� z niesmakiem.
- Oszcz�d� mi niewczesnych �art�w, Tuf. Jestem teraz
Przewodnicz�c� Rady Planety i stoj� twarz� w twarz z paskudn�,
pryszczat� katastrof�. Wojna i problemy �ywno�ciowe stanowi�
tylko jej niewielki fragment. Nawet nie wyobra�asz sobie, co
jeszcze mnie czeka.
- Istotnie, szczeg�y s� trudno dostrzegalne, ale og�lny
zarys sytuacji a� nadto wyra�nie widoczny - odpar� Haviland
Tuf. - Nigdy nie ro�ci�em sobie pretensji do miana
wszechwiedz�cego, lecz ka�da, nawet przeci�tnie inteligentna
osoba, zdolna do obserwacji fakt�w, potrafi tak�e wysnuwa�
na ich podstawie wnioski. Bez pomocy Daxa trudno mi
stwierdzi�, czy s� one stuprocentowo s�uszne, ale odnosz�
wra�enie, i� chyba si� nie myl�.
- Co za cholerne fakty? Jakie wnioski?
- Po pierwsze: S'uthlam znajduje si� w stanie wojny z
Vandeen i jej sojusznikami. Nale�y wi�c przyj��, �e frakcja
technokrat�w, dominuj�ca niegdy� na scenie politycznej planety,
straci�a w�adz� na rzecz antagonistycznego obozu
ekspansjonist�w.
- Nie do ko�ca, ale co� w tym rodzaju - przyzna�a Mune. -
W ka�dych kolejnych wyborach ekspansjoni�ci zdobywali wi�cej
mandat�w, ale my wchodzili�my w przer�ne koalicje, dzi�ki
czemu udawa�o nam si� spycha� ich do opozycji. Ambasadorowie
sprzymierzonych planet ju� wiele lat temu dali jasno do
zrozumienia, �e dopuszczenie ekspansjonist�w do w�adzy oznacza
wojn�. Najgorsze w tym wszystkim jest to, �e nie mamy jeszcze
rz�d�w ekspansjonist�w, natomiast mamy ju� cholern� wojn�. -
Potrz�sn�a g�ow�. - W ci�gu minionych pi�ciu lat zmieni�o si�
dziewi�ciu Przewodnicz�cych Rady Planety. Obecnie ja
piastuj� to stanowisko, ale wcale nie jest pewne, czy d�ugo
si� utrzymam.
- Pesymizm najnowszych prognoz zdaje si� jednak �wiadczy�
o tym, �e dzia�ania wojenne nie dotkn�y jeszcze bezpo�rednio
ludno�ci planety?
- Dzi�ki �yciu, nie. Zd��yli�my przygotowa� si� na
przywitanie nieprzyjaciela: nowe okr�ty, nowe systemy obrony,
naturalnie wszystko budowane w g��bokiej tajemnicy. Kiedy
dow�dcy si� koalicyjnych zobaczyli, co na nich czeka, wycofali
si� nie oddaj�c ani jednego strza�u, ale pr�dzej czy p�niej
wr�c�. To tylko kwestia czasu. Wed�ug najnowszych doniesie�
wywiadu szykuj� si� do przeprowadzenia zmasowanego ataku.
- Z tego, co pani m�wi, a tak�e ze sposobu, w jaki
pani to m�wi, wnioskuj�, i� warunki �ycia na planecie ulegaj�
ci�g�emu, bardzo szybkiemu pogorszeniu.
- Sk�d o tym wiesz, do diab�a?
- Sprawa jest oczywista - odpar� Tuf. - Je�li nawet wasze
prognozy przewiduj� nadej�cie masowego g�odu za mniej wi�cej
dwana�cie lat standardowych, to przecie� trudno
przypuszcza�, �eby do tego czasu �y�o si� S'uthlamczykom
mi�o i spokojnie, aby potem nagle, na d�wi�k dzwonka, lec w
gruzach wraz z ca�ym swym �wiatem. Poniewa� znajdujecie si�
ju� tak blisko kraw�dzi, wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa
musicie do�wiadcza� wielu niewyg�d, jakie staj� si� udzia�em
ka�dej rozpadaj�cej si� spo�eczno�ci.
- Chodzi o to, �e... Do licha, od czego powinnam zacz��?
- By�oby chyba dobrze, gdyby spr�bowa�a pani od pocz�tku -
poradzi� Haviland Tuf.
- To s� moi ludzie, Tuf. To moja planeta obraca si� tam, w
dole. Dobrzy ludzie i dobra planeta, ale s�dz�c po tym, co
dzieje si� ostatnio, jestem sk�onna twierdzi�, �e opanowa�a j�
b�yskawicznie rozprzestrzeniaj�ca si� zaraza szale�stwa. Od
twojej poprzedniej wizyty przest�pczo�� wzros�a o dwie�cie
procent, ale liczba zab�jstw o pi��set, a samob�jstw o ponad
dwa tysi�ce procent. Na porz�dku dziennym s� awarie
sieci energetycznej, system�w komunikacyjnych, dzikie strajki i
akty wandalizmu. Wed�ug naszych informator�w w podziemnych
miastach szerzy si� kanibalizm - nie chodzi o odosobnione
przypadki, ale o ca�e gangi poluj�ce na ludzi. Powstaj�
najr�niejsze tajne stowarzyszenia. Nie tak dawno uzbrojona po
z�by banda zaj�a fabryk� �ywno�ci i przez dwa tygodnie
odpiera�a ataki policji i wojska. Jacy� wariaci zacz�li porywa�
ci�arne kobiety i... - Tolly Mune skrzywi�a si�, a Kufel
zasycza� g�o�no. - A� trudno mi o tym m�wi�. Brzemienna kobieta
zawsze stanowi�a dla S'uthlamczyk�w co� w rodzaju �wi�to�ci,
ale ci... Nawet nie mog� nazwa� ich lud�mi, Tuf. Te... te stwory
zasmakowa�y w...
Haviland Tuf podni�s� r�k�.
- Domy�lam si�, co chce pani powiedzie�. Prosz�
kontynuowa�.
- S� te� szale�cy dzia�aj�cy w pojedynk�. P�tora roku
temu kto� wpu�ci� wysokotoksyczne �cieki do zbiornik�w fabryki
przetwarzaj�cej odpady na produkty �ywno�ciowe. Ponad
tysi�c dwie�cie ofiar �miertelnych. Je�eli chodzi o kultur�
masow�... Spo�ecze�stwo S'uthlam zawsze by�o bardzo
tolerancyjne, ale ostatnio nasza tolerancja jest wystawiana na
coraz powa�niejsze pr�by, je�li wiesz, co mam na my�li. Ludzie
ulegaj� obsesjom dotycz�cym �mierci i przemocy, a my napotykamy
na silny op�r, pr�buj�c zmodyfikowa� ekosystem zgodnie z twoimi
zaleceniami. Mi�sozwierze s� wysadzane w powietrze, nieznani
sprawcy podpalaj� plantacje krowich str�k�w, a zorganizowane
gangi uganiaj� si� �migaczami za tymi cholernymi ororo. To
wszystko zupe�nie nie ma sensu. Nowe, najdziwniejsze sekty
wyrastaj� wsz�dzie jak grzyby po deszczu, a teraz jeszcze ta
wojna! Licho wie, ilu ludzi w niej zginie, ale prawie wszyscy
do niej d���. Ca�kiem mo�liwe, �e przemoc sta�a si� ju� bardziej
popularna ni� seks.
- Zaiste - odpar� Tuf. - Szczerze m�wi�c, wcale nie jestem
zdziwiony. Przypuszczam, �e podobnie jak poprzednio, informacje
o zbli�aj�cej si� katastrofie stanowi� pilnie strze�on�
tajemnic�, znan� jedynie cz�onkom Rady Planety?
- Niestety, nie - westchn�a Tolly Mune. - Jedna z jej
najmniej wa�nych cz�onki� uzna�a, �e zsika si� w majtki, je�li
nie podzieli si� z kim� t� wiadomo�ci�, wi�c zwo�a�a
konferencj� prasow� i poinformowa�a o wszystkim ca�� planet�.
Przypuszczam, �e chcia�a w ten spos�b zdoby� par� milion�w
nowych g�os�w w najbli�szych wyborach, co zreszt� jej si�
uda�o. Przy okazji wybuch� nie lada skandal, w wyniku czego
kolejny Przewodnicz�cy musia� ust�pi� ze stanowiska. Wiesz, kto
zaj�� jego miejsce? W�a�nie ta gadatliwa j�dza, Mama Paj�k we
w�asnej osobie.
- Odnosz� wra�enie, �e m�wi pani o sobie samej - zauwa�y�
Haviland Tuf.
- Ale wtedy nikt ju� mnie nie nienawidzi�. Mia�am opini�
sprawnego urz�dnika, wci�� jeszcze kr��y�y r�ne romantyczne
opowie�ci na m�j temat, a co najwa�niejsze, mog�a mnie
zaakceptowa� ka�da z najwa�niejszych frakcji w Radzie. By�o to
trzy miesi�ce temu i od tego czasu nie mia�am ani chwili
spokoju. - U�miechn�a si� ponuro. - Ci z Vandeen tak�e
ogl�daj� nasze programy informacyjne. W chwili, kiedy podano
wiadomo�� o obj�ciu przeze mnie stanowiska, uznali, �e S'uthlam
stanowi, cytuj�: zagro�enie dla pokoju i stabilno�ci w tej
cz�ci galaktyki, koniec cytatu, po czym zwo�ali wszystkich
swoich cholernych sojusznik�w, �eby ustali�, co z nami pocz��.
Ostatecznie wystosowali ultimatum: albo natychmiast wprowadzimy
obowi�zkow� kontrol� urodze�, albo oni zajm� S'uthlam i
wprowadz� j� si��.
- Bardzo sensowne rozwi�zanie, cho� z pewno�ci�
przedstawione w ma�o taktowny spos�b - stwierdzi� Tuf. - St�d
te� ta wojna. Wszystko to jednak w dalszym ci�gu nie wyja�nia
przyczyn tak wrogiego nastawienia do mojej osoby. Dwa razy ju�
uda�o mi si� oddali� od was widmo zag�ady, wi�c chyba nie
przypuszczali�cie, �e teraz odm�wi� wam pomocy?
- By�am pewna, �e zrobisz, co b�dziesz m�g�, tyle �e na swoich
warunkach. Do diab�a, Tuf! Pomaga�e� nam, owszem, ale zawsze to
ty o wszystkim decydowa�e�, a rozwi�zania, jakie nam
zaproponowa�e�, okaza�y si� cholernie kr�tkotrwa�e!
- Wielokrotnie ostrzega�em, �e mog� tylko odwlec
nieszcz�cie.
- Ostrze�eniami jeszcze nikt si� nie najad�. Przykro mi,
ale nie mamy wyboru. Tym razem nie mo�emy pozwoli�, �eby�
zalepi� nam ma�ym plasterkiem silnie krwawi�c� ran� i znikn��
na nast�pnych par� lat, bo kiedy zjawi�by� si� tu ponownie, �eby
zobaczy�, jak si� miewamy, nie by�oby ju� z nas nawet co
zbiera�. Potrzebujemy "Arki", Tuf, ale potrzebujemy jej na
sta�e. Potrafimy j� wykorzysta�. Dziesi�� lat
temu powiedzia�e�, �e nie znamy si� ani na biotechnologii, ani
na ekologii, i mia�e� ca�kowit� racj�. Wtedy. Ale czasy si�
zmieniaj�. Uda�o nam si� stworzy� jedn� z najbardziej
rozwini�tych cywilizacji w zamieszkanym przez ludzi kosmosie, a
przez minione dziesi�� lat skoncentrowali�my wysi�ki na
szkoleniu w�a�nie ekolog�w i bioin�ynier�w. Moi poprzednicy
sprowadzili z Avalonu i Newholme'u najlepszych specjalist�w w
tych dziedzinach, prawdziwych geniuszy. Ba, �ci�gn�li nawet
paru genetyk�w z Prometeusza. - Pog�aska�a kota i u�miechn�a
si� lekko. - To w�a�nie oni pomogli stworzyc Kufla.
- Zaiste - mrukn�� Tuf.
- Potrafimy w pe�ni wykorzysta� mo�liwo�ci "Arki". Cho�by�
by� nie wiadomo jak genialny, Tuf, to jeste� tylko jeden, a my
chcemy umie�ci� tw�j statek na orbicie i obsadzi� go
dwustuosobow� za�og� z�o�on� z najlepszych uczonych i
technik�w, kt�rzy b�d� bez przerwy, dzie� w dzie�, szukali
rozwi�zania naszych problem�w. Magazyn tkanek "Arki" oraz
informacje przechowywane w pami�ci jej komputer�w stanowi�
nasz� jedyn�, ostatni� nadziej� - z pewno�ci� zdajesz sobie z
tego spraw�. Wierz mi, Tuf, zanim wyda�am Oberowi rozkaz
zaj�cia twojego statku si��, przeanalizowa�am wszystkie mo�liwe
rozwi�zania, ale czy mia�am jaki� wyb�r wiedz�c, �e ani go nie
sprzedasz, ani nie oddasz z w�asnej woli? Nie chcemy ci�
oszuka�. Dostaniesz za niego uczciw� cen�. Obstawa�am przy tym
i nadal b�d� obstawa�.
- Zak�ada�a wi�c pani, �e po zbrojnym zaj�ciu "Arki"
pozostan� przy �yciu. Przyznam, i� pani optymizm budzi we mnie
nies�ychan� otuch�.
- Ale teraz przecie� �yjesz, a ja nadal chc� kupi� od
ciebie t� cholern� skorup�. Mo�esz zosta� na pok�adzie i
pracowa� z naszymi lud�mi. Jestem gotowa zapewni� ci do�ywotnie
zatrudnienie na warunkach, jakie sam ustalisz. Mog� nawet
darowa� ci ten jedenastomilionowy d�ug. Chcesz, �eby�my
przemianowali planet� na twoj� cze��? Prosz� bardzo, powiedz
tylko s�owo.
- Bez wzgl�du na to, jak� nosi�aby nazw�, nadal by�aby
przeludniona - odpar� Tuf. - Gdybym zgodzi� si� na proponowan�
transakcj�, zapewne staraliby�cie sie wykorzysta� "Ark�" dla
znalezienia sposob�w zwi�kszenia produkcji �ywno�ci w celu
nakarmienia g�oduj�cej populacji?
- Oczywi�cie.
Na bladej twarzy Tufa nie drgn�� ani jeden mi�sie�.
- Mi�o mi, �e ani pani, ani �adnemu z jej wsp�pracownik�w
z Rady Planety nie za�wita�a my�l, i� "Ark�" mo�na wykorzysta�
tak�e jako pot�ny arsena� broni biologicznej. Z przykro�ci�
musz� jednak stwierdzi�, �e ja dawno ju� utraci�em tak�,
podziwu godn�, niewinno��, w zwi�zku z czym oczami wyobra�ni
widz� "Ark�" siej�c� zniszczenie na Vandeen, Skrymirze, Jazbo
oraz pozosta�ych planetach wchodz�cych w sk�ad zagra�aj�cego
wam sojuszu. Dzia�ania te, po��czone z zakrojonym na
gigantyczn� skal� ludob�jstwem, pozwoli�yby przygotowa� tereny
pod masow� kolonizacj�, za kt�r�, jak mi wiadomo, gor�co
opowiada si� frakcja ekspansjonist�w.
- To cholerne, bezpodstawne oszczerstwo! - prychn�a Tolly
Mune. - Nie zapominaj, �e dla S'uthlamczyk�w �ycie jest
najwi�ksz� �wi�to�ci�.
- Zaiste. Co prawda, zdaj� sobie spraw�, i� daj� w tej
chwili dow�d nieuleczalnego cynizmu, ale nie mog� powstrzyma�
si� od zwr�cenia pani uwagi, �e pewnego dnia S'uthlamczycy mog�
doj�� do wniosku, �e nie ka�de �ycie jest warte tego, by
otacza� je czci� i uszanowaniem.
- Przecie� znasz mnie, Tuf. Doskonale wiesz, �e nie
pozwoli�abym na co� takiego.
- A gdyby, mimo pani obiekcji, taki plan zosta� jednak
uchwalony, bez w�tpienia natychmiast zrezygnowa�aby pani z
zajmowanego stanowiska. Wobec tego jestem ca�kowicie spokojny,
ale mam niejasne podejrzenie, i� przyw�dcy sprzymierzonych
planet mog� nie podziela� moich pogl�d�w.
Tolly Mune podrapa�a Kufla pod brod�, na co kocur
zareagowa� basowym pomrukiem. Oboje nie spuszczali wzroku z
Tufa.
- Pos�uchaj - powiedzia�a Przewodnicz�ca Rady Planety. -
Gra idzie o miliony istnie� ludzkich, mo�e nawet o miliardy.
Mog�abym pokaza� ci rzeczy, na kt�rych widok w�osy zje�y�yby ci
si� na g�owie - gdyby� je mia�, ma si� rozumie�.
- Poniewa� jednak ich nie mam, odbieram pani s�owa jako
barwn� przeno�ni�.
- Jesli zgodzisz si� polecie� ze mn� do Paj�cznika,
zjedziemy wind� na powierzchni� S'uthlam, �eby...
- Chyba nie skorzystam z tej propozycji. Wobec
wojowniczych nastroj�w, jakie panuj� obecnie na pani planecie,
post�pi�bym bardzo nieroztropnie zostawiaj�c "Ark�" pust� i
bezbronn�. W dodatku, cho� mo�e uzna pani to za przesad�, wraz
z up�ywem lat zdaj� si� coraz gorzej znosi� k�ebi�ce si� t�umy,
ha�as, natarczywe spojrzenia, dotkni�cia setek r�k, wodniste
piwo oraz mikroskopijne porcje pozbawionej smaku �ywno�ci, a
je�eli dobrze sobie przypominam, takie w�a�nie atrakcje
czekaj� mnie na powierzchni S'uthlam.
- Nie chc� ci grozi�, Tuf...
- ...ale, jak si� domy�lam, jest pani zmuszona to uczyni�.
- Nie pozwolimy ci opu�ci� naszego uk�adu. I nie pr�buj
wykiwa� mnie tak, jak zrobi�e� z Oberem; ta historia z bomb� to
cholerny blef i oboje doskonale o tym wiemy.
- Przejrza�a mnie pani na wylot - odpowiedzia� Haviland
Tuf z nieruchom� twarz�.
Kufel parskn�� na niego, a Tolly Mune spojrza�a ze
zdumieniem na ogromnego kota.
- Wi�c to jednak prawda? - wykrztusi�a. - A niech mnie
licho!
Tuf i Kufel wpatrywali si� sobie w oczy. �aden nawet nie
mrugn��.
- Zreszt�, to bez znaczenia - o�wiadczy�a Mune. -
Zostajesz tutaj, Tuf, wi�c b�dzie lepiej, je�li zaczniesz
przyzwyczaja� si� do tej my�li. Nasze nowe okr�ty naprawd� mog�
ci� zniszczy� i zrobi� to, je�li spr�bujesz ucieczki.
- Zaiste. Ja natomiast zniszcz� magazyn tkanek, je�li
spr�bujecie wedrze� si� si�� na pok�ad "Arki". Sytuacja wygl�da
wi�c na patow�, ale na szcz�cie wcale nie musi trwa� w
niesko�czono��. Podr�uj�c po usianym gwiazdami kosmosie cz�sto
my�la�em o S'uthlam, a kiedy tylko mia�em chwil� czasu,
prowadzi�em metodyczne badania maj�ce na celu znalezienie
satysfakcjonuj�cego, trwa�ego rozwi�zania waszych problem�w.
Kufel usiad� na kolanach Mune i zacz�� g�o�no mrucze�.
- I co, znalaz�e� je? - zapyta�a z pow�tpiewaniem
Przewodnicz�ca Rady Planety.
- Ju� dwukrotnie S'uthlamczycy oczekiwali ode mnie
cudownego rozwi�zania problem�w spowodowanych ich
reprodukcyjnym szale�stwem oraz nadzwyczajn� surowo�ci� zasad
religijnych. Ju� dwa razy wzywano mnie, abym rozmno�y� chleb i
ryby. Ostatnio jednak doszed�em do wniosku - sta�o si� to
podczas lektury ksi�gi zawieraj�cej staro�ytne legendy, w tym
tak�e t�, do kt�rej w�a�nie si� odwo�a�em - i� dokona�em nie
tego cudu, co trzeba. Zwyk�e mno�enie nic nie znaczy wobec
rozwoju nast�puj�cego w post�pie geometrycznym, a chleb i ryby,
cho�by nie wiadomo jak liczne i smakowite, w ostatecznym
rozrachunku musz� okaza� si� niewystarczaj�ce wobec waszych
potrzeb.
- O czym ty w�a�ciwie m�wisz, do diab�a? - zapyta�a Tolly
Mune.
- Tym razem chc� wam przedstawi� rozwi�zanie ostateczne.
- To znaczy?
- Mann�.
- Mann� - powt�rzy�a Tolly.
- Po�ywienie o naprawd� cudownych w�a�ciwo�ciach. Na razie
nie musicie zaprz�ta� sobie g�owy szczeg�ami; poznacie je we
w�a�ciwym czasie.
Przewodnicz�ca Rady Planety i jej kot popatrzyli
podejrzliwie na Tufa.
- We w�a�ciwym czasie? A kiedy to b�dzie, do jasnej
cholery?
- Jak tylko spe�nicie moje warunki - odpar� Haviland Tuf.
- Jakie warunki?
- Po pierwsze: poniewa� w najmniejszym stopniu nie
u�miecha mi si� perspektywa sp�dzenia reszty �ycia na orbicie
wok� S'uthlam, musi mi pani obieca�, �e po wykonaniu zadania
b�d� m�g� odlecie�, dok�d zechc�.
- Na to nie mog� si� zgodzi�. Zreszt�, nawet gdybym to
zrobi�a, ju� sekund� p�niej Rada Planety jednomy�lnie
usun�aby mnie ze stanowiska.
- Po drugie - ci�gn�� niewzruszenie Tuf - nale�y
niezw�ocznie doprowadzi� do zako�czenia wojny. Obawiam si�, i�
nie potrafi� nale�ycie skoncentrowa� si� na pracy, je�li
b�dzie towarzyszy�a mi �wiadomo��, �e lada chwila w pobli�u
"Arki" mo�e rozp�ta� si� krwawa bitwa kosmiczna. Eksploduj�ce
okr�ty, smugi laserowego ognia widoczne w ob�okach uciekaj�cego
z nich powietrza oraz transmitowane przez system ��czno�ci
krzyki umieraj�cych ludzi z pewno�ci� nie wp�yn�yby pozytywnie
na wydajno�� mojej pracy. Co wi�cej, nie widz� powodu, aby
po�wi�ca� tak wiele czasu i wysi�ku zadaniu doprowadzenia do
r�wnowagi rozchwianego ekosystemu S'uthlam, je�eli zaraz potem
bojowe okr�ty si� koalicyjnych mia�yby zasypa� powierzchni�
planety bombami plazmowymi, unicestwiaj�c w ten spos�b moje
skromne osi�gni�cia.
- Przerwa�abym t� wojn�, gdybym tylko mog�a, ale to nie
takie proste. Obawiam si�, �e nic z tego nie wyjdzie.
- Je�li nie ostateczny pok�j, to cho� kr�tkotrwa�e
zawieszenie broni. Mog�aby przecie� pani wys�a� emisariusza z
propozycj� rozejmu.
- To ju� bardziej prawdopodobne - zgodzi�a si� Tolly Mune.
- Ale po co? - Kufel miaukn�� z niepokojem. - Do licha, ty na
pewno co� knujesz!
- Owszem, wasze ocalenie. Prosz� mi wybaczy�, je�li
nie�wiadomie ingeruj� w dalekosi�ne plany zmierzaj�ce do
osi�gni�cia interesuj�cych zmian genetycznych drog� mutacji
popromiennej.
- Potrafimy si� obroni�. Poza tym nie chcieli�my tej
wojny!
- Ogromnie mnie to cieszy, gdy� wynika z tego, �e kr�tka
przerwa nie sprawi wam wi�kszego k�opotu.
- Nasi przeciwnicy nigdy si� na to nie zgodz�, zreszt�
podobnie jak Rada Planety.
- Wielka szkoda - powiedzia� spokojnie Tuf. - Mo�e wi�c
powinni�my da� S'uthlamczykom troch� czasu do namys�u?
Jestem pewien, �e za dwana�cie lat ci, kt�rzy ocalej�, oka��
si� sk�onniejsi do kompromis�w.
Tolly Mune w milczeniu wyci�gn�a r�k� i podrapa�a Kufla
za uchem. Kocur wpatrywa� si� w Tufa, a po chwili z jego gard�a
wydoby� si� dziwny, p�aczliwy odg�os. Kiedy Przewodnicz�ca Rady
Planety wsta�a raptownie z miejsca, kot zeskoczy� mi�kko na
pod�og�.
- Wygra�e�, Tuf - o�wiadczy�a. - Zaprowad� mnie do
centrali ��czno�ci, �ebym mog�a wszystko za�atwi�. Ty mo�esz
czeka� w niesko�czono��, ale ja nie. Ludzie umieraj� nawet
teraz, kiedy rozmawiamy. - M�wi�a ostro i twardo jak zwykle,
ale w g��bi duszy, opr�cz gn�bi�cego j� niepokoju, po raz
pierwszy od wielu miesi�cy poczu�a co� w rodzaju nadziei. Mo�e
naprawd� uda mu si� zako�czy� wojn� i rozwi�za� kryzys? Mo�e
naprawd� jest jaka� szansa? Nie pozwoli�a jednak, aby te
mieszane uczucia znalaz�y odbicie w jej g�osie. - Tylko nie
my�l sobie, �e uda ci si� sp�ata� nam jakiego� psikusa!
- Szczerze m�wi�c, poczucie humoru nigdy nie by�o moj�
najsilniejsz� stron� - odpar� Tuf.
- Pami�taj, �e mam Kufla. Dax tak si� przestraszy�, �e nie
b�dziesz mia� z niego �adnego po�ytku, a Kufel da mi zna�
natychmiast, jak tylko zaczn� chodzi� ci po g�owie my�li o
zdradzie!
- Moje najlepsze zamiary nieodmiennie spotykaj� si� z
krzywdz�cymi podejrzeniami.
- Kufel i ja b�dziemy twoimi cholernymi cieniami, Tuf.
Zostan� na tym statku dop�ty, dop�ki nie wywi��esz si� z
zadania, i mam zamiar uwa�nie przygl�da� si� wszystkiemu, co
robisz.
- Zaiste - powiedzia� Haviland Tuf.
- Chcia�abym, �eby� sobie zapami�ta� par� rzeczy -
ci�gn�a Mune. - Teraz ja jestem Przewodnicz�c� Rady Planety,
nie Josen Rael ani Cregor Blaxon. Ja. Kiedy jeszcze by�am
kapitanem Portu, nazywali mnie Stalow� Wdow�. Jak znajdziesz
chwil� czasu, mo�esz zastanowi� si� dlaczego.
- Nie omieszkam - odpar� Tuf, wstaj�c z fotela. -
Czy �yczy sobie pani, abym jeszcze co� przemy�la�?
- Tylko jedno: pewn� scen� z filmu "Tuf i Mune".
- Je�li mam by� szczery, robi�em co w mojej mocy, aby
zapomnie� o tym po�a�owania godnym wytworze przemys�u
rozrywkowego. Kt�r� konkretnie scen� ma pani na my�li?
- T�, w kt�rej jeden z kot�w rozszarpuje stra�nika na
strz�py - odpar�a Tolly Mune z niewinnym u�miechem.
Kufel otar� si� o jej kolano, zmierzy� Tufa przeci�g�ym
spojrzeniem i zamrucza� dono�nie.
Uzgodnienie warunk�w rozejmu zaj�o niemal dziesi�� dni,
potem za� trzeba by�o zaczeka� kolejne trzy na przybycie
wys�annik�w si� koalicyjnych. Tolly Mune sp�dzi�a ten czas
w��cz�c si� po "Arce" dwa kroki i jedn� my�l za Havilandem
Tufem, zasypuj�c go pytaniami, zagl�daj�c mu przez rami�,
towarzysz�c podczas inspekcji zbiornik�w, w kt�rych odbywa�o
si� rozmna�anie tkanek, pomagaj�c karmi� koty oraz staraj�c si�
nie dopu�ci� wrogo nastawionego Daxa w pobli�e Kufla. Jak na
razie nie stwierdzi�a, by Tuf robi� co� podejrzanego.
Codziennie mia�a do za�atwienia mn�stwo spraw. Urz�dzi�a
sobie biuro w centrali ��czno�ci, dzi�ki czemu nie musia�a
zbytnio oddala� si� od Tufa i tam rozstrzyga�a nie cierpi�ce
zw�oki problemy swej planety.
Codziennie setki ludzi pr�bowa�o skontaktowa� si� z
Havilandem Tufem, lecz on wyda� komputerowi polecenie, aby ten
nie ��czy� �adnych rozm�w.
Kiedy wreszcie nadszed� wyznaczony dzie�, z wn�trza
d�ugiego, luksusowego promu wyszli przedstawiciele si�
koalicji, rozgl�daj�c si� ze zdumieniem po zastawionym
zbieranin� najr�niejszych pojazd�w kosmicznych l�dowisku
"Arki". Oni tak�e prezentowali si� bardzo malowniczo. Kobieta z
Jazbo mia�a si�gaj�c� do pasa grzyw� granatowoczarnych w�os�w,
namaszczonych wonnymi olejkami oraz policzki pokryte bliznami
�wiadcz�cymi o jej stanowisku. Skrymir przys�a� kr�pego
m�czyzn� o kwadratowej, czerwonej twarzy i w�osach koloru
g�rskiego lodu. Mia� kryszta�owob��kitne oczy oraz kolczug�
niemal dok�adnie tej samej barwy. Wys�annik Lazurowej Triuny
porusza� si� omotany sieci� holograficznych projekcji,
stanowi�c jedynie niezbyt wyra�ny kszta�t przemawiaj�cy
szeptem, wzmocnionym licznymi, nak�adaj�cymi si� na siebie
echami. Cyborg z Roggandora by� niemal r�wnie barczysty co
wysoki, sk�ada� si� za� w r�wnych proporcjach z duraluminium,
ciemnej plastostali i cia�a o c�tkowanej, czerwono-czarnej
sk�rze. Niedu�a, delikatnie zbudowana kobieta w szacie z
p�przezroczystego, pastelowego jedwabiu reprezentowa�a Planet�
Henry'ego; mia�a cia�o dorastaj�cego ch�opca i szkar�atne oczy,
kt�re mog�y nale�e� do osoby w dowolnym wieku. Na czele grupy
ambasador�w sta� zwalisty, oty�y, ubrany z przepychem
przedstawiciel Vandeen; jego pomarszczona sk�ra by�a koloru
miedzi, a d�ugie w�o