8404
Szczegóły |
Tytuł |
8404 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8404 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8404 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8404 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
1
TADEUSZ �ELE�SKI (BOY)
ZNASZLI TEN KRAJ?...
I INNE WSPOMNIENIA
Copyright by Tower Press
Wydawnictwo �Tower Press �
Gda�sk 2001
2
ZNASZLI TEN KRAJ?...
CYGANERIA KRAKOWSKA
3
PRAWY BRZEG WIS�Y
Kiedy z okazji przedmowy do nowego wydania S��wek i �wier�wiecza �Zielonego Balonika�
zamy�li�em si� nad dawnym Krakowem, uczu�em, �e temu miastu nale�a�aby si� osobna
monografia. Bo Krak�w, taki jakim go splot warunk�w uczyni�, to by�o najoryginalniejsze miasto
pod s�o�cem, z pewno�ci� unikat na kuli ziemskiej wszechczas�w. Ju� pod wzgl�dem
geograficznym po�o�enie jego by�o osobliwe. Wci�ni�ty w sam k�t Galicji, odci�ty granic� od
ca�ego niemal Krakowskiego, kt�re mie�ci�o si� w zaborze rosyjskim, odci�ty drug� granic� od
przemys�owego zag��bia na �l�sku, wydziedziczony ze swej sto�eczno�ci � bodaj galicyjskiej �
przez Lw�w, wgnieciony w plan twierdzy austriackiej z zatamowaniem ruchu budowlanego
przedmie��, Krak�w podci�te mia� wszystkie mo�liwo�ci materialnego rozwoju. By� co si� zowie
ma�ym miastem. W epoce gdy chodzi�em do szko�y, uczy�em si� w s t a t y s t y c e Austrii, �e
Krak�w ma 56 tysi�cy mieszka�c�w. Z pocz�tkiem wieku XIX mia� ich podobno o�m... Oto losy
dawnej stolicy Jagiellon�w. Mimo to nigdy Krak�w nie abdykowa� ze swej sto�ecznej roli;
przeciwnie, wytworzone przez niewol� warunki bytu oblek�y go w insygnia nowej kr�lewsko�ci;
dane mu by�o a� do lepszych czas�w przechowywa� pewne warto�ci duchowe, zd�awione w
innych dzielnicach.
Wszystko to razem robi�o z Krakowa osobliwy stw�r. Mo�na by zaryzykowa� jedno
por�wnanie. Jak wiadomo, Pary� rozk�ada si� na dw�ch brzegach Sekwany, przy czym terminy
rive gauche, rive droite budz� pewne poj�ciowe i wzrokowe kompleksy. Ot� Krak�w, tak
geograficznie, jak metaforycznie, by� ca�y � lewym brzegiem. By�y tam � niby w Faubourg Saint-
Germain � stare arystokratyczne pa�ace. Snu�y si� po nim � jak w okolicach Saint-Sulpice �
kwefy, sutanny i czarne kapelusze. By�y powa�ne mury Akademii, birety i togi; roje m�odzie�y
wysypywa�y si� z uniwersyteckich gmach�w. By�a i dzielnica artyst�w, gdzie kwit�y sztuki
pi�kne i gdzie, w zaciszach pracowni, uzbrojone w w�giel m�ode d�onie kopiowa�y, cz�ciej co
prawda gipsowe ni� �ywe modelki. By�y i w�skie uliczki, ciche, cichutkie; i malownicze zak�tki,
i stare ko�cio�y � to by� lewy brzeg, wcale imponuj�cy: nie powstydzi�aby si� go �adna stolica.
Ale na tym by� koniec: gdy na prawym brzegu Sekwany huczy ca�y nowoczesny, bogaty, ludny,
rojny, modny Pary�, na prawym brzegu Wis�y by�y tylko � D�bniki.
Ale co tu wspomina� Pary�. Ot, taki Lw�w to by� szcz�ciarz! Austria zrobi�a go, licho wie za
jakie zas�ugi, stolic�: by� siedzib� Sejmu, Wydzia�u Krajowego, Namiestnictwa, co za tym idzie,
skupia� tysi�ce interes�w. Po�o�ony w ogromnej po�aci kraju, kt�ra stanowi�a jego dop�yw
naturalny, w �yznej ziemi podolskiej, mia� w dodatku w pobli�u na okras� � naft�! Tote� Lw�w
(w por�wnaniu z Krakowem i na miar� zabiedzonej przez Austri� Galicji) kipia� �yciem; banki i
banczki wyrasta�y i p�ka�y jak ba�ki mydlane, handel ze Wschodem, interesy, interesiki, humor,
rozmach, weso�o��. Lw�w odznacza� si� przy tym szcz�liwym po��czeniem krwi: polskiej,
r u s i � s k i e j (jak w�wczas si� m�wi�o), ormia�skiej; �liczne i ch�tne �yciu kobiety, �piewno��,
muzykalno��, ogie� w �y�ach. (Trzy czwarte �piewak�w i �piewaczek dawa� Polsce Lw�w.)
Tote� Lw�w patrzy� z politowaniem na cichy i ubo�uchny Krak�w, gdy Krak�w, z wy�yn swych
kulturalnych �wietno�ci, patrzy� na Lw�w niby podupad�y wielki pan na dorobkiewicza. Ale
4
faktem jest, �e we Lwowie by� inny klimat.
Klimat... Pisz�c o Krakowie w Synach ziemi, Przybyszewski maluje Wis��, jak p�ynie leniwo,
powoli, i zieje zaraz� malarii na miasto. Czy ta przeno�nia mia�a jaki� realny podk�ad lekarski?
To pewne, �e w Krakowie by� jaki� organiczny smutek, jaka�, mo�na by rzec, i n f e k c j a
smutku. Czy tu dzia�a�y czynniki psychiczne, czy warunki materialne, czy w istocie jest co� w
klimacie?
To przyt�umione �ycie, bez niespodzianek, bez ryzyka i bez mo�liwo�ci, wycisn�o na
Krakowie swoje pi�tno. To nie by�o miasto mi�osne, jak Lw�w. Gdy we Lwowie nawet stracenie
mordercy opiewano skoczn� piosenk� �Widzisz, Lewicki, co mi�o�� mo�e � w zimnej mogile
kochanki trup� (na nut�: Ach, ta tr�jka), Krak�w by� niemy, nie �piewa�; co najwy�ej pijany
murarz, wracaj�c z szynku, dar� si� fa�szywie:
Idzie murarz, idzie,
walca wygwizduje,
a wesz po ko�nirzu,
a wesz po ko�nirzu � marsia �paciruje...
Pisz� to, aby podkre�li� dziwaczno�� narodzin piosenki w �Zielonym Baloniku�. Ten wybuch
weso�o�ci, kt�ry poszed� na ca�� Polsk� w�a�nie z tego Krakowa, by� niew�tpliwie paradoksem;
ot� �ycie Krakowa sk�ada�o si� z samych takich paradoks�w.
By�o smutne. Ta sfera, kt�ra w�wczas nadawa�a mu ton � arystokracja, w ubo�uchnym
Krakowie b�d�ca zarazem jedyn� p l u t o k r a c j � � �y�a do�� eksterytorialnie, w swoich
pa�acach, w klubie, za granic� wreszcie. Mieszcza�stwo trzyma�o si� w stylu biedermaier, do��
�wi�toszkowatym. Je�eli by�a tak zwana �rozpusta�, to nie szumna, robi�ca ruch, daj�ca �y�
setkom ludzi, ale wstydliwa, pok�tna, brzydka. I tutaj niszcz�co dzia�a�a na Krak�w blisko��
Wiednia. Flaszki wina nie wypi� taki �yk loco, ale jecha� na ni� pod jakim� szanownym pozorem
do �Widnia�. Oczywi�cie, ta abstynencja fatalnie dzia�a�a na �ycie miejscowe. Nie da si� opisa�,
na jak niskim poziomie sta� krakowski �p�wiatek�. I dziewcz�ta wysypuj�ce si� z
�cygarfabryki� niewiele doprawdy mia�y z Carmeny, �ar�a je bieda i blednica, brak zalotno�ci by�
uderzaj�cy. Mo�e zn�w ten brak zalotno�ci dziewcz�t by� jedn� z przyczyn biedy Krakowa: nie
dawa�y owej podniety, kt�ra ka�e m�czy�nie zdoby� pieni�dz czy wyd�wign�� si� ponad sw�j
stan za wszelk� cen�. Je�eli tak by�o, �le spe�nia�y swoje przeznaczenie kobiece, kt�rym jest
wywo�ywa� ruch wst�puj�cy klas oraz o�ywia� obr�t pieni�dza. To� samo �adne, a bezposa�ne
dziewcz�ta ze sfer mieszcza�skich z rezygnacj� poddawa�y si� staropanie�stwu, kt�rego panna z
�dobrego domu� nie mog�a wype�ni� nawet prac� zarobkow�. Ach, te tragiczne pary � matka z
c�rk� � obchodz�ce przez ca�e lata plantacje, coraz starsze, coraz kwa�niejsze!
W dzie� jeszcze Krak�w mia� jakie� pozory �ycia, nie bardzo zharmonizowanego zreszt� z
jego murami; za to w nocy mury bra�y w�adztwo nad cz�owiekiem. Z uderzeniem dziesi�tej
krakowianin, oszcz�dny z musu, chroni� si� do domu przed godzin� tradycyjnej s z p e r y,
oszcz�dzaj�c na str�u niemniej tradycyjn� s z � s t k �. Zd��y, nie zd��y... Zd��y�: zdyszany
dopad� bramy, zanim niech�tnie spogl�daj�cy na ten wy�cig str� zdo�a� j� zamkn��, i za chwil�
ju� wydzwania�y ow� dziesi�t� cztery wie�owe zegary, otr�bywa� j� hejna� mariacki na cztery
strony male�kiego �wiata. Na opustosza�ej ulicy zostawa� jedynie policjant i ta samotna
�kokotka�, kt�rej � jak opiewa�a jedna z piosenek Szopki krakowskiej � nie pozostawa�o nic, jak
rozkocha� si� w romantycznym pi�knie tego miasta umar�ych. Ale niebawem wsi�ka�a w mury i
ona, wy�ania� si� str� nocny z halabard�, mo�na by�o mniema�, �e si� jest, het, w wiekach
�rednich.
5
Bo zwa�my, �e stosunek Krakowa do swoich mur�w by� zgo�a odmienny ni� w innym
nowoczesnym mie�cie. Wsz�dzie odbywa si� w ci�gu lat walka mi�dzy kamieniem a
cz�owiekiem, �yciem a przesz�o�ci�. Miasto wykipia niejako z garnka swoich mur�w, rozlewa si�
szeroko, tworzy sobie nowe dzielnice, zostawia zabytki na boku. Krak�w do bardzo p�na ca�y
niemal zamkni�ty by� w przestrzeni dawnych mur�w, kt�rych pami�tk� zosta�a brama Floria�ska
wraz z Rondlem, wskaz�wk� topograficzn� plantacje, a kt�re wype�nia�a siatka staro�ytnych ulic
z w�z�ami ko�cio��w. W Krakowie cz�owiek � w znaczeniu �ycia materialnego � by� za s�aby,
�ycie za w�t�e, mury raz po raz zwyci�a�y.
Nie bez walki: och, nie. Ta stolica dziwnego nabo�e�stwa mia�a w sobie szczeg�ln�
�ywotno��. Nigdy, nawet w najci�szych opresjach, nie zgodzi�a si� zosta� po prostu ma�ym
miastem, tak jak dzi� za nic nie godzi si� zosta� prowincj�, wasalk� Warszawy. Raz po raz
stwarza�a sobie formy, czasem dziwaczne, w kt�rych manifestowa�a swoj� odr�bno��,
udzielno��. Ale walka z murami by�a trudna.
Nic w tym mie�cie nie by�o takie jak gdzie indziej. Pory roku znaczy�y si� tam obrz�dami.
Groby, nabo�e�stwa majowe, Bo�e Cia�o, lajkonik, wianki, pasterka, w og�le wszelkie
uroczysto�ci odgrywa�y w �yciu Krakowa nieproporcjonalnie du�� rol�. Rozwija� si� zmys�
dekoracyjny. Po rezurekcji, we wszystkich salonach rozmawia�o si� o tym, jak prze�licznie
wygl�da� biskup Dunajewski z infu�� na srebrnych w�osach. M�wi�o si� o nim, jak gdzie indziej
o aktorce. Osobliwym zbiegiem spot�gowa�a jeszcze t� naturaln� sk�onno�� sytuacja polityczna
Krakowa, czyni�c ze� uprzywilejowane miasto narodowych obchod�w, przedsionkiem do Ska�ki
i Wawelu.
Przebierano si� te� przy lada sposobno�ci. Jeszcze w dzieci�stwie pami�tam paru ludzi, kt�rzy
chodzili stale w kontuszu, przy szabli; inni w czamarach. Mieszczanie k�adli insygnia cech�w lub
kr�la kurkowego, profesorowie togi, sokoli swoje dolmany i pentelki, ludowcy sukmany; wci��
co� �wi�cili, grzebali, witali... To doktorat sub auspiciis Imperatoris, to Trzeci Maj, to pogrzeb
Mickiewicza, to przyjazd arcyksi�cia. Tarnowskiemu przez trzy lata przed�u�ano rektorat, bo
by�y w programie jakie� obchody, a nikt tak twarzowo nie wygl�da� w todze. Kiedy Szko�� Sztuk
Pi�knych przemieniano w Akademi�, pierwsza rzecz, kt�ra si� nasun�a, to by�y togi i gronostaje.
Zapewne, wsz�dzie s� jakie� obchody, ale rozpuszczaj� si� w strumieniu �ywego �ycia, tutaj
miasto �y�o nimi jak narkotykiem. W og�le nigdzie tyle co w Krakowie nie �y�o si� wyobra�ni�,
a tak ma�o realnie. �ycie by�o marzeniem, gapieniem si�, je�d�eniem przez imaginacj� na
wszystkie koronacje.
I stosunek do przyrody by� odr�bny. S�o�ce czu�o si� tam nieswojo, budzi�o smutek.
O�wietla�o niedyskretnie n�dz� �ycia, twarze kobiet zabiedzone i wyblak�e, niemodn�, nicowan�
i cerowan� odzie�. Za to ksi�yc by� jak u siebie w domu, cudownie harmonizowa� z pejza�em
w�skich ulic i zau�k�w, mia� jakie� powinowactwo z lud�mi. Krak�w to by�o lunatyczne miasto.
Nigdy poza Krakowem nie pami�tam, abym si� interesowa� ksi�ycem; w Krakowie pe�nia nie
dawa�a mi spokoju, wyp�dza�a mnie z domu. Nigdy nie s�ysza�em o lunatykach, w Krakowie
opowiadano o nich raz po raz.
Noc w Krakowie mia�a swoje widmo. By� nim malarz religijny, Franciszek Krudowski,
tajemniczy cz�owiek, odludek niewidzialny w dzie�. Za to w nocy, jak�kolwiek ulic�, o
kt�rejkolwiek godzinie si� przechodzi�o, wyrasta�a nagle z mroku wysoka posta� Krudowskiego.
Doprawdy, mo�na by�o podejrzewa�, czy on nie ma daru rozszczepiania si� (czemu nie?) i czy
nie pojawia si� na raz w kilku miejscach.
To by� ten dawny Krak�w mego dzieci�stwa. Krak�w mojej m�odo�ci ju� by� inny. Z mur�w
tych, jak czarami, zacz�y puszcza� nowe p�dy. Z salon�w i zakrystii �ycie wymkn�o si� na
ulic�, zacz�o szumie� po kawiarniach. M�odzie�, kt�rej przedtem w Krakowie si� nie czu�o,
6
wyroi�a si� pelerynami. Na lewym brzegu Wis�y wykwit�o nowe dla Krakowa zjawisko �
cyganeria. I gdyby� jedna! Niemal r�wnocze�nie ogl�da� Krak�w cyganeri� malarsk�, cyganeri�
Pawlikowskiego, cyganeri� Zapolskiej, cyganeri� Przybyszewskiego, cyganeri� bronowick�, ba,
mo�na by powiedzie�, cyganeri� Lutos�awskiego i Daszy�skiego, nie licz�c cyganerii
studenckiej, wzmo�onej m�odzie�� chroni�c� si� raz po raz zza kordonu i falang� m�odych
dziewcz�t, pierwszy raz dopuszczonych do studi�w uniwersyteckich. To by�a jedna z
najenergiczniejszych, odm�adzaj�cych �kuracji Steinacha�, jakie kiedy widziano.
Wszystko to si� przewali�o. �Zielony Balonik� by� �kropk� nad i� tej przemiany starego
Krakowa. Radosnym u�wiadomieniem. Pod�o�eniem wszystkich tych zdarze� pod muzyk�
piosenki. Szturmem do ksi�yca. �ycie brane w pigu�kach. Co par� tygodni jedna noc. Kilka
godzin cudownej z�udy, �e ta igraszka zbratanych z sob� Sztuk jest piank� p�yn�c� po szerokiej
rzece, �e ten szampan, kt�ry si� perli w kubkach, jest normalnym napojem przyzwoitego
cz�owieka, �e tam za �cian� �pi wielkie miasto, kt�re zbudzi si� rano pe�ni� �ycia... I w istocie,
kiedy si� cz�owiek rozejrza� po sali, mo�na by�o mie� z�udzenie. Co za interesuj�ce pyski!
Talentu, inteligencji tyle, �e mo�na by nimi obdzieli� ca�� Polsk�. Dajcie im tylko �w �punkt
oparcia�, kt�rego si� daremnie doprasza� Archimedes.
Pami�tam jedn� tak� noc, po kt�rej rano ca�a gromadka michalikowa wysypa�a si� na ulic�.
Ranek by� brudnoszary. Wie�a Floria�ska, zawiana troch�, chwia�a si� na nogach, jak to
uwieczni� Szczygie� w swoim fresku. Wie�a Mariacka te� mia�a koron� na bakier. Baby w
krasnych chustkach ci�gn�y z dworca kolei z koszykami na targ. Olbrzymiego Witolda
Noskowskiego, w matowym p�cylinderku i w pot�nej szubie z peleryn�, ca�owa�y,
przechodz�c, w r�k�, bra�y go co najmniej za kanonika. Poza tym by�o pusto. Kokotka � miejmy
nadziej� � spa�a ju� dawno. Szli�my ulic� Floria�sk�, Rynkiem, Grodzk�, mijaj�c ko�ci� Panny
Marii, ko�ci� �wi�tej Barbary, ko�ci� �wi�tego Wojciecha, ko�ci� Dominikan�w, ko�ci� �w.
Piotra i Paw�a, ko�ci� �w. Idziego, ko�ci� �w. Andrzeja, katedr�, a� nad sam� Wis��. P�yn�a
szara, ma�a, zbidzona, troch� �mieszna. Za ni�, w oddali, majaczy�o kilka domk�w. Prawy brzeg
Wis�y, D�bniki.
Ten prawy brzeg Wis�y i to, czego tam nie by�o, to by� dramat krakowskiego �ycia.
7
MURY I LUDZIE
W poprzednim szkicu o starym Krakowie wspomnia�em o walce mur�w z �ywymi lud�mi. Ta
walka to nie jest tak prosta rzecz: i mury, i ludzie to s� rzeczy szanowne; po czyjej tu by� stronie!
Istnieje dzi�, w postaci specjalnych urz�d�w, ochrona mur�w przed lud�mi, ale gdzie ochrona
ludzi przed murami?... Od niedawna dzia�aj� urz�dy konserwator�w, i to jest dobrze. Ale mimo
woli nasuwa si� my�l, gdyby takie urz�dy konserwator�w istnia�y od wiek�w, ile by pi�knych
rzeczy nie powsta�o. Duma Krakowa, jeden z jego urok�w i oryginalno�ci � plantacje, zrodzi�y
si� z nieprawdopodobnego wandalizmu: powsta�y na miejscu zburzonych mur�w miasta.
Podziwia si� wie�� Floria�sk�: dawniej by�a taka na wylocie ka�dej prawie ulicy �r�dmie�cia.
Zburzono je. I samej wie�y Floria�skiej omal nie zburzono, a warto zanotowa�, czemu
zawdzi�cza, wedle tradycji, swoje ocalenie. Mianowicie, w czasie debaty w radzie miejskiej, gdy
zag�ada jej by�a postanowiona (zburzono wszak ratusz na rynku!), jeden z radnych zaoponowa�
motywuj�c sw�j protest tym, �e pod ko�cio�em Mariackim s� i tak straszliwe wiatry; ot� je�li si�
zburzy wie�� Floria�sk�, przeci�g b�dzie nie do wytrzymania. Widz�, �e si� u�miechacie: co za
g�upstwo! Ale to nie by�o takie g�upstwo i mia�o swoje racje. Czy wiecie, co to by� wicher pod
ko�cio�em Mariackim, a s� tam w istocie wichry straszliwe. To by�o zgorszenie wiernych
d���cych do �wi�tyni, to by�a tragedia statecznych niewiast, sprawa ich powagi i czci.
Ja to jeszcze rozumiem, ale na og� jedno pokolenie nie rozumie drugiego. Nie trzeba patrze�
na dawno�� dzisiejszymi oczami. Dzi� kobieta, w swoim grzybku na g�owie, w swoim burberry,
ur�ga kaprysom aury, zawsze mo�e by� wdzi�cznie i schludnie ubrana, �adnie obutymi n�kami
przebieraj�c po g�adkim asfalcie. Dzi� moda jest demokratyczna, na miar� ludzi pieszych i
tramwaj�w. Ale jeszcze za moich czas�w mody by�y tworzone dla dam je�d��cych karet�, a
przejmowa� je potulnie gmin chodz�cy na nogach. Wyobra�cie sobie ci�k� sukni� do ziemi,
olbrzymi kapelusz z rozmaitymi kukuryku, strusiami, kolibrami, winogronami, ca�e wisz�ce
ogrody na g�owie, nogi w kaloszach, z kt�rych si� przez kilka miesi�cy nie wy�azi�o dla
straszliwego b�ota, wyobra�cie sobie to wszystko w s�ot� i wiatr taki, jaki bywa� pod ko�cio�em
Mariackim, gdzie konfiguracja ulic stwarza�a piekieln� i�cie r�� wiatr�w! Wyobra�cie sobie
kobiet� unosz�c� sukni�, w kt�r� wicher dmie niby w �agiel, zdzieraj�c r�wnocze�nie z g�owy
kapelusz, ods�aniaj�c barchanowe majtki, nicuj�c parasol i czyni�c ich w�a�cicielk� rado�ci�
t�um�w �piesz�cych do domu bo�ego. A c� dopiero dama w �rotundzie�, jak� z pocz�tkiem
naszego stulecia jeszcze nosi�y damy, w ci�kiej rotundzie bez r�kaw�w!
Tak wi�c roztropny g�os owego rajcy ocali� bram� Floria�sk�. I drugi raz by�a zagro�ona.
By�o to mianowicie wtedy, kiedy przerabiano tramwaj konny na elektryczny. Pami�tam �w
donios�y ewenement i dyskusj�, jaka si� na ten temat toczy�a w domu Przybyszewskich. Stach
oburza� si�: jego cudny �redniowieczny Krak�w odratowany! zdawa�oby si�, �e ju� tramwaj
konny sta� si� nietykaln� tradycj�, tak dalece wszystko w Krakowie przybiera�o charakter
zabytku. A Wyspia�ski ze swoim drwi�cym u�mieszkiem radzi� nast�puj�ce rozwi�zanie:
wprowadzi� elektryczno�� dla post�pu, ale zachowa� biegn�cego przed tramwajem
�honorowego� konika dla tradycji.
8
Ot� brama Floria�ska by�a zagro�ona o tyle, �e sam tramwaj ledwo si� w ni� mie�ci�, na
wierzchnie druty nie by�o ju� miejsca. In�ynierowie podali projekt, aby �uk bramy podci��.
�atwo poj��, jaki krzyk podnie�li konserwatorowie: niszczy� te wymiary, te cudowne proporcje,
narusza� odwieczne mury! W ko�cu znaleziono inne wyj�cie: pog��biono bram� od do�u,
obni�aj�c na przestrzeni kilkudziesi�ciu metr�w poziom ulicy. I na to mruczeli starzy, ale ju� ich
nie s�uchano. Dzi� nikt tego nie pami�ta, i dalej podziwia si� niezr�wnane proporcje...
Niech mnie tylko nikt nie pos�dzi o brak sentymentu dla mur�w Krakowa. Wr�cz przeciwnie,
jestem w nich zakochany. Ca�y �Zielony Balonik� zreszt� by� niemal ekspozytur� duchow�
urz�du konserwatorskiego; stacza� niejednokrotnie boje o ca�o�� skarb�w dawnego Krakowa.
Jak�eby mog�o by� inaczej! Ale prawo do u�miechu jest starsze ni� wszystkie mury na �wiecie.
Ta �wojna mur�w� miewa�a swoje dramatyczne epizody. Aby wystawi� teatr, zburzono
szpital �w. Ducha; by�a tam stara kaplica, kt�r� sobie upodoba� Matejko. Chcia� ocali� t� kaplic�,
ofiarowa� si� wyrestaurowa� j� w�asnym kosztem i obr�ci� na muzeum. Nic nie pomog�o:
zburzyli. Matejko by� honorowym obywatelem Krakowa; rozgniewany, odes�a� dyplom. Miasto
wys�a�o do� deputacj� z pro�b�, aby cofn�� ten krok. Przyj�� j� bardzo szorstko. �Panie artysto �
rzek� jeden z dygnitarzy miejskich, ura�ony � przecie� i my ka�dy kamie� w Krakowie znamy i
kochamy.� � �Tak, ka�dy kamie�, kt�ry prowadzi od Hawe�ki do Wencla� (dwa znane handelki),
odpar� Matejko i pozosta� nieub�agany.
�Burzymurki� � tak nazywali miejskich wandal�w obro�cy starego Krakowa. C� za
nami�tne walki toczy�y si� o domki przy ko�ciele �w. Idziego, bez warto�ci same w sobie, ale
maj�ce zaszczyt s�u�y� za obramienie dla Wawelu. Mo�e niegdy�, kiedy wyros�y z ziemi,
oburzano si� na nie jako na oszpecenie, ale oko tak ju� przywyk�o do nich: tradycja!
Czasem tradycja ta spada�a komu� na �eb jak dach�wka. Oto epizod, dzi� ju� zupe�nie
zapomniany: awantura z tzw. Baszt� Ko�ciuszki. By� przy ulicy Podwale zapuszczony ogr�d, w
kt�rym sta�a jaka� rudera. Kupi� to wszystko, jako plac budowlany, pewien radny miejski i
kupiec win w intencji postawienia wielkiego nowoczesnego hotelu. Kiedy ju� gotowa� plany,
naraz spada na niego protest urz�du konserwator�w: w baszcie tej, a w�a�ciwie domku, sp�dzi�,
jak si� okaza�o, jedn� noc Tadeusz Ko�ciuszko w dobie powstania. Nie wolno burzy�: zabytek,
pami�tka. Kupiec zawrza� gniewem. Jak to, kupi� plac budowlany, zap�aci� porz�dn� cen�, a teraz
ma go sobie chowa� na pami�tk�? Trzeba� cz�owieka ostrzec! to� sta�a ta rudera tyle lat, nikt o
ni� nie dba�, a dopiero teraz, kiedy on chce wystawi� miastu porz�dny hotel, wyje�d�aj� mu z
Ko�ciuszk�!
Ale po co m�wi� proz�, kiedy opiewa�em to wierszem w �Zielonym Baloniku�:
Dziej� si� cuda!
Ot! sta�a buda,
Pies nie zatroszczy� si� o to;
A� w jednej chwili,
Co� w niej odkryli:
To �wi�to��! relikwia! z�oto!
�Tu, pod t� gruszk�,
Drzema� Ko�ciuszko!�
Dopiero� robi si� skweres!
�A pod t� drug�,
Ko���taj Hugo
Za�atwia� ma�y interes!�
9
Chc� k�a�� fundament,
Ci dalej w lament:
�Na Boga, nie tykaj gruszki!�
I p�a� ty, cz�eku,
Po ca�ym wieku,
Koszta rebelii Ko�ciuszki!...
Tak lamentowa� kupiec win i radny miejski. Ale ten radny by� pot�g� polityczn�: specjalist�
od fa�szowania wybor�w, tw�rc� jakiego� systemu urn wyborczych, stanowi�cego epok� w �yciu
politycznym Galicji. �wiadom swej warto�ci, nie da� sobie w kasz� dmucha� pp. konserwatorom,
zw�aszcza �e w owym czasie kurs konserwatywny spad� nisko. Podczas gdy pisma wrza�y
polemik� o Baszt� Ko�ciuszki, on wezwa� cichcem murarzy i w ci�gu jednej nocy upora� si� z
niedu�� budowl�; rankiem na drugi dzie� nie by�o ani �ladu. Rozumia�, jako polityk, wymow�
fakt�w dokonanych. W istocie, dyskusje sko�czy�y si�, jak no�em uci��; od tego czasu s�uch o
Baszcie Ko�ciuszki zagin��. Tyle tylko, �e radca, zniech�cony, nie postawi� ju� hotelu, ale
prywatny dom dla siebie.
Jeszcze jeden przyk�ad ucisku mur�w na cz�owieka. Notowa�em raz, przy innej sposobno�ci,
jeden z fakt�w psychologicznych. Mianowicie, w owej epoce, cho�by m�czyzna i kobieta
najbardziej mieli ochot� si� spotka� i sp�dzi� czas z sob�, zawsze, nim dosz�o mi�dzy nimi do
ostatecznego porozumienia, potrzebowali jakiego� godziwego pretekstu. Co� trzeba by�o
pokaza�. St�d ka�dy �wiatowy posiadacz garsoniery co� kolekcjonowa�, porcelan� czy co�
podobnego, a ka�da dama interesowa�a si� kolekcjami. Ale gdzie tam w Krakowie garsoniera i
porcelana! Tote� wst�pne schadzki by�y bardzo utrudnione. By�o jedno uprzywilejowane
miejsce: ko�ci� �w. Katarzyny, po�o�ony w odludnej dzielnicy, zawsze prawie zamkni�ty i
pusty, gdzie jaki� stary obraz, do�� nieprzyzwoity, przedstawia� m�ki piekielne grzesznik�w.
Pokazywanie tego �redniowiecznego zabytku to by�a �porcelana� cyga�skiego Krakowa; tam
mo�na by�o zaprowadzi� dam�, nie brutalizuj�c zbytnio sytuacji, a trzeba wiedzie�, �e damy z
epoki rembrandtowskich kapeluszy to by�y w�ciek�e mimozy. Od�wierny wpuszcza� do
zamkni�tego ko�cio�a za drobn� op�at�, pokazywa� obraz, po czym zostawia� par� w mrocznych
stallach. To dawa�o najzwyklejszej randce posmak perwersyjny, do czego m�odzi dekadenci
doci�gali reszt�, deklamuj�c Litani� do szatana Baudelaira i nara�aj�c silnie zbawienie duszy.
Dzi� taka para posz�aby po prostu do kina.
Zgorszy mo�e kogo to zestawienie? C� pocz��, jest bardzo istotne; to w�a�nie by� Krak�w.
Ko�ci� bywa� tam, jak w �redniowieczu, p�aszczem okrywaj�cym �ycie Erosa. Niedzielna msza
u o.o. kapucyn�w, p�mrok nabo�e�stw majowych, ile� wch�on�y fluidu marze� mi�osnych!
Dobrzy ojcowie jezuici w ko�ciele �w. Barbary a� uwa�ali za stosowne rozdzieli� na
wieczornych nabo�e�stwach p�cie, ustawiaj�c m�czyzn po jednej stronie, niewiasty po drugiej.
...Wci�� widz� paniusi� mocuj�c� si� z wichrem pod ko�cio�em Mariackim. �mieszne. Ale co
na tym tle nie by�o �mieszne? Kiedy Krak�w postanowi� uczci� pomnikiem Adama Mickiewicza,
g�owiono si� nad miejscem: oczywi�cie Rynek, c� mo�e by� godniejsze wieszcza! Kilka lat
trwa�y konkursy, potem zmieniano, poprawiano, par� lat trwa�o ustawianie, przeczuwano wida�
niebezpiecze�stwo. I wreszcie, kiedy go ods�oniono, och jaki� okaza� si� mizerny i �mieszny ten
pomniczek pomi�dzy wie�ami Mariackimi a zwa�em Sukiennic, na tle architektury Rynku. W
og�le nic nie by�o na swoim miejscu na tym Rynku: jedna procesja Bo�ego Cia�a �trzyma�a
fason�. I inne miasta maj� takie uroczyska, ale przez instynkt �ycia zostawiaj� je na boku; w
Krakowie ka�dy mieszkaniec by� dziennie z pi�� razy na Rynku; do banku czy do kawiarni,
gdziekolwiek szed�, musia� przechodzi� tamt�dy. Przesuwa� si�, smutny anachronizm, pod okiem
10
tych wie�, porusza� si� sennie w sferze pot�nego, a wrogiego mu magnetyzmu. Gdziekolwiek
by�, co godzina cztery zegary wie�owe zmieszane z tr�bk� hejna�u dosi�g�y go swym memento
mori. Zatruwa� si� ma�ymi dawkami co dzie�, nie wiedz�c o tym, jak robotnik w kopalniach
rt�ci.
Przegl�da�em �wie�o Syn�w ziemi Przybyszewskiego i ich karty po�wi�cone Krakowowi. I
zrozumia�em po latach, �e pomys� osiedlenia si� w Krakowie by� dla niego samob�jstwem.
W�a�nie dla Przybyszewskiego tak przewra�liwego na mow� kamieni. Krak�w zwali� si� na
niego, niby w owym dramacie trumna �wi�tego Stanis�awa na �mia�ego rycerza. Odt�d charla� z
p�kni�tym krzy�em pacierzowym.
Wyspia�ski... Tak. Ten by� niby ro�lina wyros�a z tych mur�w w mroku podziemi. Blady, bez
kropli krwi, ten genius loci mur�w Krakowa umia� �y� z nimi. Ale bez ma�a on jeden.
A inni? Co pocz��, jak �y� w tym mie�cie, w kt�rym mury spikn�y si� na zgub� cz�owieka,
czyha�y tylko, aby go zasmuci�, o�mieszy� i zabi�? Zgin�� lub broni� si�. I z perspektywy
�wier�wiecza �Balonilk� wydaje mi si� takim aktem samoobrony. Do�� znamienne jest, �e
rozpocz�� si� od przyjacielskiego skarykaturowania Wawelu. Spojrze� na �ciany w tej �Jamie�:
tu karykatura Wis�y, tam pijana brama Floria�ska, �wdzie plotkuj�ce wie�e Mariackie.
Karykaturowa�o si� mury pilniej ni� ludzi. Samoobrona, odwet. Przed �mieszno�ci� broni� si�
�miechem. �Gwa�t niech si� gwa�tem odciska.� Zawrze� jaki� honorowy pok�j, u�o�y� jaki�
modus vivendi!
Ale walka by�a nier�wna. I gdyby nie zasz�y wypadki, kt�re zmieni�y �ycie Polski, by�yby nas
tam wszystkich zjad�y te mury.
11
PA�SKI KRAK�W
Monografia, kt�rej napisania wart by�by dawny Krak�w, nie by�aby pe�na, gdyby nie stara�a
si� wnikn�� w warunki, kt�re sprawia�y, �e miasto to, p�no w wiek XIX, stanowi�o jedyne w
swoim rodzaju w Europie osiedle arystokratyczne. Wiele przyczyn z�o�y�o si� na to: i feudalne
tendencje Austrii, i ziemia�ski charakter kraju, i brak naturalnej przeciwwagi w ma�ym
miasteczku pozbawionym handlu i przemys�u, i wreszcie, w nienajmniejszej mierze, wp�yw paru
indywidualno�ci. Wszystko to da�o w Krakowie, na kilka dziesi�tk�w lat, jednej ka�cie w�adz�
tak pe�n�, jaka mo�e nigdy i nigdzie nie by�a jej udzia�em.
�e w jej r�ku by�a w�adza polityczna, to wynika�o z ustroju, z ordynacji wyborczej, z sojuszu
z rz�dem, z klerem, z przewagi ekonomicznej, z ciemnoty i n�dzy mas. Spokrewniona i
spowinowacona mi�dzy sob� na wszystkie sposoby, zespolona mn�stwem rozmaitych w�z��w,
klasa ta tworzy�a przy tym rodzaj naturalnej masonerii. Mia�a r�k� wsz�dzie, umia�a wyzyska�
wszystkie interesy, wszystkie s�abostki, bodaj za pomoc� bardzo zamkni�tego klubu, gdzie
jednak, jako partnerzy przy wincie, dobrze widziani byli i g��wnodowodz�cy genera�, i prezes
s�du, i naczelnicy wszelkich instytucji. Wszystko ta klasa mog�a zrobi� dla �swoich ludzi�,
wsz�dzie mog�a dosi�gn�� niemi�ych sobie. Mog�a, parafrazuj�c Ludwika XIV, powiedzie�:
�Kraj, to ja.�
Jaki by� bilans socjalny tej hegemonii? Nie chc� si� w to zapuszcza�. Boj� si� zaciemni�
koloryt tej gaw�dy. Zw�aszcza niebezpiecznie jest spojrze� na to oczyma z zewn�trz. Ot, czyta�
takie Wspomnienia krakowskiego studenta Wac�awa Na�kowskiego. Brrr! Wi�c taki by� ten
Krak�w mego dzieci�stwa? Albo urywek z listu Stefana �eromskiego do narzeczonej:
�Gdyby� tu by�a i gdyby� widzia�a t� nag� g�upot�, t� bezczeln� pod�o��, to nadu�ycie s�owa,
t� pomp� idiot�w � �mia�aby� si� do rozpuku jak ja. Galicja � Krak�w to niewyczerpane �r�d�o
humoru, to po prostu sam humor potrzebuj�cy opisu. Doko�a n�dza, g��d, ciemnota � i ci... w
swoich kontuszach i... kitach.�
To s� wra�enia �eromskiego z... pogrzebu Paw�a Popiela.
Ale nie b�dziemy tu wznawiali przebrzmia�ych, na szcz�cie, proces�w. Przypomina mi si�
taka historia. W czasie wojny, na gruncie N.K.N., spotkali si� w Wiedniu W�adys�aw
Micha�owski, os�awiony niegdy� starosta galicyjski, osobi�cie jeden z najdowcipniejszych i
najmilszych ludzi, jeden z owych uroczych a r t y s t � w b e z t e k i, i � Ignacy Daszy�ski. Byli
to z czas�w urz�dowania Micha�owskiego zaci�ci wrogowie polityczni, ale nie zetkn�li si�
osobi�cie. Ot� ci dwaj ludzie przypadli sobie do serca. Kiedy raz (scena godna Flersa!)
wspominali przy kieliszku wina dawne boje, eks-satrapa rz�dowy, gro��c �artobliwie paluszkiem
trybunowi ludu, powiada�: �Ale pan, panie po�le, u�ywa� sobie na mnie: nazywa� mnie pan
idiot�, �otrem, z�odziejem grosza publicznego, morderc�...� � �Nic to panu hrabiemu nie
zaszkodzi�o�, �mia� si� dobrodusznie Daszy�ski �ciskaj�c go wp�. I tak ju� jest: idee s�
nieprzejednane, ale ludzie zawsze si� mog� porozumie�, bodaj p�no, jak Gerwazy z Protazym...
12
Niech�e mi wolno b�dzie spojrze� na ten dawny Krak�w tylko okiem artysty.
Arystokracja krakowska � trzeba to jej przyzna� � mia�a niepospolity zmys� �ycia. Poza
swymi przewagami rzeczowymi uczyni�a to, czego � jak mu zarzuca Balzak w jednej ze swych
powie�ci � nie umia�o uczyni� paryskie Faubourg Saint-Germain za Restauracji: wzi�a w pacht
wszystkie centra kulturalne. By�o to dzie�em zw�aszcza dw�ch ludzi: Stanis�awa Tarnowskiego i
Stanis�awa Ko�miana.
Czynno��, jak� rozwija� Tarnowski, by�a czym� zadziwiaj�cym. By� profesorem literatury
polskiej, wielokrotnym rektorem, prezesem Akademii, pisa� mn�stwo ksi��ek, wydawa� w�asnym
kosztem miesi�cznik, kt�ry w znacznej cz�ci zape�nia�, by� radc� miejskim i pos�em na sejm,
sypa� artyku�y polityczne, przemawia�, celebrowa� wsz�dzie, gdzie by�o potrzeba jego udzia�u...
Kiedy na jego w�asnym jubileuszu s�awiono na wszystkie tony te zas�ugi kadz�c mu ponad
wszelk� miar�, sam czu� potrzeb� usprawiedliwienia si�, �e m�g� a� tyle zrobi�: zas�ania� si�
darami, kt�rymi go wyposa�y�a Opatrzno��, daj�c mu, mi�dzy innymi: �...pami�� wy�mienit� �
zdrowie rzadko dobre � maj�tek znaczny, nie nadto wielki, aby si� sta� ci�arem...� Tak sw�
fortunk� okre�li� Tarnowski, �onaty z Branick�, jeden z bogatszych ludzi w Polsce.
Da�a mu Opatrzno�� jeszcze inne r�ne rzeczy, predestynuj�ce go do roli krakowskiej C�cile
Sorel: pyszn� g�ow� na zbyt ma�ym ciele, kt�re podwy�sza� aktorskim gestem; g�os gi�tki i
�wietnie modulowany, mimo �e wci�� na kraw�dzi maniery prosz�cej si� o parodi� i
wielokrotnie te� parodiowanej. Ca�o�� mo�na by okre�li�: mizdrz�cy si� hetman.
Tarnowski by� ekscelencj�, tajnym radc�; z okazji jego jubileuszu �wczesny namiestnik
Galicji, Andrzej Potocki, zabiega� dla niego o z�ote runo, najwy�sze odznaczenie, kt�re
posiadacza czyni�o �kuzynem cesarza�. Ale mimo wszystko hetman-profesor nie otrzyma� tego
odznaczenia: Franciszek J�zef, kt�ry by� przys�owiowym analfabet�, nie m�g� si� pogodzi� z
tym, aby ten rodzinny jego order mia� zawisn�� na piersi b�d� co b�d� profesorskiej... Chc�c
os�odzi� odmow� przes�a� jedynie w dniu jubileuszu pismo odr�czne, zredagowane w nader
pochlebnych s�owach. Tarnowski odczu� rekuz� i okaza� to na sw�j pa�ski spos�b. Dzi�kuj�c
wszystkim, kt�rzy przyczynili si� do u�wietnienia jego jubileuszu, wspomnia� z dworn�
wdzi�czno�ci� o tym pi�mie, dodaj�c: �Nie b�dzie to pierwsze pismo cesarskie w archiwach
mojej rodziny; znajdzie si� tam obok pisma Karola Pi�tego...�
Nie wiem, czy Franciszek J�zef uczu� t� szpileczk�... Innego typu, ale niemniejszej
�ywotno�ci, by� Stanis�aw Ko�mian, ten zn�w w stylu francusko-o�mnastowiecznym: gorsz�cy
amant, a potem morganatyczny ma��onek znakomitej aktorki. Jak ten potrafi� by� r�wnocze�nie
niepospolitym dyrektorem teatru, redaktorem �Czasu�, pos�em, dusz� polityki galicyjskowiede�skiej,
pisarzem, publicyst� i karciarzem w dodatku?
Kiedy go pozna�em, mia� lat przesz�o o�mdziesi�t, by� siwy jak go��bek. Miesza�o mu si� ju�
w g�owie po trosze, czasy i ludzie, �ywi i umarli, ale lubi� mnie zagadywa� p�g�osem o teatr, w
kt�rym od wielu lat noga jego nie posta�a, podobno wskutek zakazu spowiednika, gdy po �mierci
Hoffmanowej odprawi� pokut� i wyrzek� si� dawnych b��d�w. Spowiednik nakaza� mu pr�cz
tego prze�o�y� z hiszpa�skiego wielotomowy �ywot jakiego� �wi�tego. Ko�mian wtedy mieszka�
w Wiedniu u swego naturalnego syna, �onatego z c�rk� wiede�skiego Volkss�ngera; to wsp�lne
gospodarstwo dwu te�ci�w i pokuta Ko�miana na tym tle to mia�o by� co� nies�ychanie
zabawnego.
W og�le o �ywotno�ci tej kasty i jej tradycjonalizmie �wiadczy, �e miewali oni bastard�w, w
kt�rych liczbie fama wymienia�a szereg niepospolitych nazwisk, jak Modrzejewska, Klaczko �i
tym podobni�.
Rozmawia�em raz o teatrze ze starym krakowskim clubmanem Szymberskim, nie
pogodzonym z nowoczesno�ci� chwalc� dawnych czas�w. By�a mowa o Trzci�skim. �Et, co to
13
za dyrektor! � �achn�� si� Szymberski. � �adnego pos�uchu, porz�dku. Ko�mian to by� dyrektor.
Pami�tam, raz nieboszczyk Artur Potocki m�wi do mnie: �Szymbersiu, idziemy za kulisy.�
Poszli�my. A Sobies�aw, m�ody smyk w�wczas, kt�ry bardzo nie lubi�, kiedy�my tam zachodzili,
krzyczy na ca�y g�os: ���ek dawajcie! Panowie id�!� Ja na skarg� do Ko�miana. Ko�mian ka�e
wo�a� Sobies�awa. I dopiero� go zruga�: �Ty durniu jeden (powiada) powiniene� sobie za
zaszczyt uwa�a�, �e przyjaciele moi tu przychodz�. Przepro� zaraz. A teraz ruszaj precz.� To by�,
panie, dyrektor!�, zako�czy� z entuzjazmem Szymberski.
Ci dwaj ludzie tedy � Tarnowski i Ko�mian � dzier�yli w r�ku polityk� i o�wiat�. �Kultura i
sztuka� pozosta�a w tej samej sferze. Macherem od sztuki by� o�mieszony hrabia Zyzio
(Cieszkowski); wieloletnim prezesem Tow. Przyjaci� Sztuk Pi�knych � szczery mi�o�nik
malarstwa hr. Edward Raczy�ski, jedna z najbardziej zajmuj�cych figur dawnego Krakowa. Ca�y
ten arystokratyczny �wiat przesuwa� si� przez pracowni� Matejki, u�yczaj�c mu swoich
najrasowszych g��w za modele do obraz�w. Oaz� muzyczn� � jedyn� prawie, zanim ojciec m�j
przeni�s� si� do Krakowa � stanowi� salon ksi�nej Marceliny Czartoryskiej, uczennicy Chopina.
Gaw�da intelektualna kwit�a na niedzielach Ludwika Micha�owskiego. Najwybitniejsi,
najkulturalniejsi ludzie, Morawski, Pawlicki, Potka�ski, Soko�owski, Konstanty G�rski etc., byli
towarzysko i duchowo wro�ni�ci w t� sfer�. Nawet bez ci�nienia snobizmu wszystko sk�ada�o si�
na to, aby ca�e �ycie �wczesnego Krakowa w niej si� obraca�o.
Nie m�wi�c o innych, konkretniejszych pobudkach. Kto mia� r�k� na uniwersytecie, na
Radzie Szkolnej, na Akademii (stypendia, podr�e, nagrody, wszystko dla grzecznych dzieci, nic
dla krn�brnych), ten mia� w gar�ci wszystko. Nawet malarstwo, poza Tow. Przyjaci� (zakupy),
by�o pod patronatem Akademii i jej premii. Ach, te doroczne niewys�owione sprawozdania
nagrody Barczewskiego pi�ra Jerzego hr. Mycielskiego, jednej z najkomiczniejszych � jak�e
ciep�ym rodzajem komizmu � figur �wczesnego Krakowa! Ale tu ju� odk�adam pi�ro; Jerzy
Mycielski ��da�by osobnej monografii, to by�a jedna z postaci, kt�re s� jakby skomponowane
przez wielkiego humoryst�.
Jedn� tylko historyjk� o Mycielskim. Dobry ten cz�owiek mia� wszystkie snobizmy, �asy by�
na tytu�y, godno�ci, odznaczenia. Stara� si� o szambelani�; cesarz d�ugo mu jej odmawia� z tych
samych przyczyn co Tarnowskiemu z�otego runa: Mycielski by� profesorem uniwersytetu!
Wreszcie dosta� upragnion� szambelani�, a tu� przed wojn� zosta� � o upojenie! � cz�onkiem Izby
Pan�w. By� �osobistym� przyjacielem nast�pcy tronu, arcyksi�cia Ferdynanda, oraz arcyksi�cia
Karola Stefana. Po wybuchu wojny, okr�n� drog� �g��wnej kwatery�, doszed� do... idei
legion�w i odda� si� jej ca�� dusz�. Przez ca�� wojn� �y� troch� arcyksi���tami, ale g��wnie, z
niezmiernym oddaniem, legionami. Po rozpadni�ciu si� Austrii, przeni�s� sw�j kult na
Pi�sudskiego. Ale jednego dnia rozebra�o go. �Ej, W�adziu � j�kn�� do W�. Micha�owskiego,
kt�ry p�niej cudownie odgrywa� t� scen� � wolno przecie� pomarzy� troch�. Wyobra� sobie, �e,
tak jak tu siedzimy, nagle telefon: Hallo! hier Konopisch (rezydencja arcyksi�cia Ferdynanda)...
Sama arcyksi�na m�wi. (Tu Mycielski zgi�� si� w pok�onie.) Kommen sie doch nach Konopisch,
Herr Graf? � Jawohl, Kaiserliche Hoheit, wenn ich dieser Gnade w�rdig bin... (Nowy
rozanielony uk�on do fikcyjnego telefonu.) A dzi� co? (wal�c z komiczn� w�ciek�o�ci� pi�ci� w
st�) Belweder, Belweder, Belweder.�
Mycielskim bawili si� po trosze wszyscy; w �Zielonym Baloniku� by� ci�g�ym przedmiotem
koncept�w. On sam objawia� w tych rzeczach i kulturalne poczucie �artu, i dziecinn� pr�no��.
Kiedy zaproszeni do Lwowa wybrali�my si� tam z Szopk� krakowsk�, pomin�li�my te sceny i te
laleczki, kt�re zdawa�y si� nam dla Lwowa mniej zrozumia�e. Nie wzi�li�my lalki Mycielskiego,
kt�rej tekst by� zreszt� mocno o�mieszaj�cy. Przypadkowo Mycielski by� na lwowskiej premierze
Szopki; przyszed� do nas za kulisy z wym�wkami: �Ale� mnie tu znaj�, doskonale mnie znaj�, to
14
by ich bardzo bawi�o, czemu�cie mnie nie wzi�li?� Widz�c jego szczer� przykro��, nada�em w
nocy piln� depesz� do Z e n o n a (Pruszy�skiego): �Wys�a� Mycielskiego blitzem, odbior� od
konduktora.� Nazajutrz wiecz�r jeden z naszych pojecha� na kolej i w istocie ujrza� konduktora
trzymaj�cego w r�ku wspania�� lal�, arcydzie�o Pugeta. Mycielski by� uszcz�liwiony: wydoby�
p�niej ten dokument od Zenona, uca�owa� telegram z rozczulenia i schowa� go na pami�tk�.
Powtarza� niemal ze �zami w oczach: �Wys�a� Mycielskiego blitzem, wys�a� Mycielskiego
blitzem...� Du�e dziecko!
�w zmys� �yciowy, instynkt w�adzy, sprawia�, �e �e�ska po�owa arystokratycznego klanu
usidla�a zn�w miasto w inn� sie�: filantropi�. To by� teren, na kt�rym hrabina styka�a si� z �pani�
z miasta�, hipnotyzowa�a j�. Stara hrabina, mniej lub wi�cej dobroczynna, by�a w Krakowie
pot�g�. W czarnej mantylce, w przydeptanych trzewikach (i tak wszyscy wiedz�, kto ona jest)
albo trz�s�ca si� w starej herbowej landarze, w �cis�ym kontakcie z kt�rym� z o.o. jezuit�w, by�a
ona uosobieniem protekcji, owej protekcji, kt�ra z konieczno�ci tak� rol� gra�a w ustroju
�wczesnego Krakowa. Tote� krakowska hrabina zna�a swoj� si��, i kiedy przysz�a nowa epoka,
nie�atwo abdykowa�a ze swej kr�lewsko�ci. �Halo! tu hrabina X � taki raz ostry dzwonek
zabrzmia� do redakcji �Czasu� � chcia�am si� zapyta�, czy �Czas� jest jeszcze katolickim
pismem?� � �Nie wiem, pani hrabino, naczelny redaktor wyszed� i nie zostawi� mi �adnych
informacji w tej mierze�, odpowiedzia� z ca�� powag� zapytany.
To by� �bunt m�odzie�y�, w osobie wiceredaktora �Czasu�, nieboszczyka Stasia
Kopernickiego. Interpelantk� by�a pot�na hrabina X, zwana przez m�odzie� swojej sfery �das
verr�ckte Kanguru�, a chodzi�o jej, zdaje si�, o to, �e �Czas�, znudzony odwiecznym
wyliczaniem rozk�adu jazdy wszystkich hrabin i podhrabin kwestuj�cych przed Wielkanoc� w
kilkudziesi�ciu ko�cio�ach, uczyni� zamach na t� martw� ju�, a niegdy� nader �ywotn� rubryk�.
Ale o �Czasie� trzeba by opowiedzie� osobno, to temat zbyt bogaty. Interesuj�cy jest ten rys,
te� znamienny dla �wczesnego Krakowa. Kiedy naprzeciw tego przez wiele lat jedynego w
Krakowie dziennika powsta�a opozycyjno-demokratyczna �Reforma�, istnia�a ona d�ugo jedynie
dzi�ki hojno�ci Mieczys�awa Pawlikowskiego, a dom Pawlikowskich, spokrewniony z ca��
prawie arystokracj� przez sw� wielokrotn� �dzieduszycko��, mia� zn�w cechy bardzo
zamkni�tego arystokratycznego pa�acu. Tak wi�c wszystko w �wczesnym Krakowie nosi�o
pi�tno arystokratyczne, a� do... demokracji w��cznie.
Oczywi�cie, tak zwane krakowskie �towarzystwo� nie mog�o unikn�� w wielu rzeczach
znamion za�ciankowo�ci. Nie by�o ono zreszt� jednolite, obejmowa�o ca�� gam� odcieni, od
autentycznych polsko-europejskich Guermant�w, otartych o Orlean�w czy Burbon�w, a� do
Iksi�skich z Psiej W�lki. Ci oczywi�cie byli �najb��kitniejsi�. Jeszcze za mojej pami�ci ws�awi�a
si� jaka� panna Horodyska (je�eli si� nie myl�) tym, �e na widok portretu Napoleona
(pierwszego) odwr�ci�a si� z niech�ci� i wycedzi�a przez skrzywione usteczka: �Uzurpator!�
Czuli sami doskonale swoje stanowisko w tym Krakowie, do kt�rego, zdawa�oby si�, nie
dosz�y echa rewolucji francuskiej. �Co zasz�o wa�nego w Austrii w roku 18..?�, pyta� na
egzaminie prawniczym srogi profesor Ulanowski kt�rego� z m�odych Zamoyskich. �Babka moja
umar�a�, odpowiedzia� z flegm�. A stara pani Branicka, kiedy lektorka nie orientowa�a si� w jej
zagmatwanych koligacjach, wzdycha�a: �Szczeg�lne, jak dzi� m�odzie� nie zna historii polskiej.�
Ten maria� ma�ego zabawnego miasteczka z przerastaj�c� jego stan �ywotno�ci� kulturaln�
by� najbardziej swoist� cech� Krakowa. To fakt, �e nic si� tam nie dzia�o tak jak gdzie indziej.
S�dz�, �e w nowoczesnej Europie by�o to jedyne miejsce, gdzie �ycie nie regulowa�o si�
prawami handlowej kalkulacji. Raczej pa�skim gestem. Matejko malowa� swoje olbrzymie
p��tna nie troszcz�c si�, kto mu bodaj za farby zap�aci. Kiedy jaki� �yk chcia� zam�wi� u
Wyspia�skiego sw�j portret, artysta mierzy� go zimnym i bacznym wzrokiem, aby wreszcie
15
odpowiedzie�: �Nie widz� powodu.� Kiedy Ko�mian wystawi� �wiecznik Musseta, na kt�rym si�
�wczesna publiczno�� nie pozna�a, kaza� go gra� kilka razy, ot, dla siebie, siedzia� w lo�y w
pustej sali i co chwila bi� brawo. Ta sama �pa�sko�� powt�rzy si� w teatrze Pawlikowskiego. W
�Czasie� pisywali wszyscy darmo albo p� darmo. Wychowanie to udzieli�o si� i nam,
chudeuszom. Kiedy mia�em ochot� ogl�da� na scenie Molierowsk� Celimen�, przet�umaczy�em
Mizantropa, za co dosta�em, zdaje mi si�, sto koron; i Solski, dla trzech pustawych przedstawie�,
wystawi� t� arcytrudn� sztuk� w pi�ciu aktach wierszem. W og�le widoki sfinansowania
czegokolwiek by�y tak n�dzne, �e nie warto by�o paskudzi� si� my�l� o tym. Tym t�umaczy si�,
�e �Zielony Balonik� m�g� przez kilka lat bawi� Krak�w gratis, nie okazuj�c tendencji do
skomercjalizowania. Kiedy Szyfman chcia� uprzemys�owi� t� �y�� humoru, nie m�g� nikogo
wyci�gn�� z �Jamy� do swoich �Figlik�w�. Trzci�skiemu nigdy duma hidalga z ry�� br�dk� nie
pozwoli�a ci�gn�� godziwych zysk�w ze swego fenomenalnego talentu.
Gdyby przysz�o robi� bilans arystokratycznego Krakowa, by�bym doprawdy w k�opocie. To
pewne, �e przerost tej supremacji by� do�� potworny, ale czy �wczesne ma�e, zabiedzone miasto
by�o zdolne do pe�niejszego �ycia? To ju� wchodzi w sfer� historiozofii pod god�em: �Gdyby
ciocia mia�a w�sy...�
Przyszed� czas zreszt�, �e ten dawny Krak�w zacz�� si� rozk�ada�. Starsi hrabiowie zramoleli
lub wymarli, m�odsi hrabiowie nie czuli si� na tyle pomaza�cami, aby obj�� ich rol�. I miasto
dojrza�o do tego, aby si� bez nich obchodzi�.
Ciekawe jest, �e emancypacja Krakowa odby�a si� w sferze sztuki. Bo te� sztuka w Krakowie
to by�a jedyna si�a, kt�ra si� mog�a przeciwstawi� pa�acom. Zadziwiaj�ca odnowa, jaka na
prze�omie wieku dokona�a si� tam w teatrze, literaturze, malarstwie � a dokona�a si� poza
obr�bem �dworskiego� Krakowa i zostawiaj�c go na boku � by�a r�wnocze�nie wyzwoleniem
miasta. �Kultura� przenios�a si� z salonu do knajpy. �Szopen, gdyby �y�, to by pi�, he, he�, by�by
szepn�� Przybyszewski w uszko Marcelinie Czartoryskiej, gdyby do�y�a tego renesansu.
Wyspia�ski by� wychowankiem Matejki i najautentyczniejszym jego kontynuatorem; ale c� za
przeobra�enie od model�w Matejki do model�w Wyspia�skiego: od przekrwionych pych� i
bogactwem twarzy magnat�w do tych zjedzonych anemi� dziewczynek z suteren! A mimo to
Wyspia�ski sam, jako zjawisko, i on, i jego sztuka, jak�e pozosta� arystokratyczny, pa�ski! Co�
jest w tych murach, co� jest w tym dziwnym mie�cie...
16
ZAKRYSTIA
Prastary dziennik �Czas�, organ arystokratyczny, konserwatywny i klerykalny, zajmowa� tyle
miejsca w �yciu dawnego Krakowa i na tyle sposob�w spl�t� si� z moim �yciem, �e trzeba
po�wi�ci� mu nieco wspomnie�. ��Czas� pisze, �Czas� m�wi�, to by�y s�owa, kt�re brz�cza�y
mi w uszach od najwcze�niejszego dzieci�stwa. Kiedy raz szed�em z matk� na spacer, min�� nas
starszy pan, z dziwnymi, widocznie farbowanymi w�osami, z twarz� mumii, z wypomadowanymi
w�sami w szpic, w nie�wie�ym cylindrze, w tu�urku, posuwaj�cy si� tabetycznym krokiem.
Spyta�em matki, kto to taki. �To pan K�obukowski, redaktor �Czasu�.� Obraz tej mumii skojarzy�
si� w mojej wyobra�ni z gazet�, kt�ra dla dziecka uzmys�awia�a chwil�, gdy trzeba by� cicho i
nie przeszkadza� komu� z doros�ych, kt�ry zatopi� si� w tej p�achcie papieru, olbrzymiej dla oczu
dziecka i ca�ej zadrukowanej; st�d nic dziwnego, �e nuda zia�a dla mnie z tych czterech liter:
CZAS. Zreszt� s�ysza�o si� ci�gle powtarzane na wszystkie tony: �Ach, ten �Czas� robi si� taki
nudny.� Nale�a�o do zwyczaju wymy�la� na �Czas�; ale nikomu nie powsta�oby w g�owie, aby
si� m�g� obej�� bez niego.
D�ugo zapewne s�owo �Czas� zosta�oby dla mnie martwym poj�ciem, gdyby nie zaszed� fakt,
kt�ry by� poniek�d rewolucj� w dziennikarstwie. �Czas� � jak w Warszawie �S�owo� � sta� si�
naraz ulubionym pismem dzieci dzi�ki drukowi Trylogii Sienkiewicza. Nie chc� tym oczywi�cie
uchybi� Trylogii, wr�cz przeciwnie; ale to fakt, �e jak Polska d�uga i szeroka, t�umy ma�oletnich
entuzjast�w przypi�y si� do gazety. Ten i �w przy niej zosta�, i oto jak si� rozszerzaj� kr�gi
cywilizacji. To by�a s�odka m�ka dostawa� tak pasjonuj�c� lektur� male�kimi dawkami, po
�y�eczce. Bili�my si� z bratem o to, kto pierwszy chwyci numer gazety; nie przysz�o nam do
g�owy, �e mogliby�my zgodnie przeczyta� go razem. Oto trudno�ci praktycznego pacyfizmu.
W zasadzie, ka�dy odcinek mia� przechodzi� cenzur� domow�. W razie ujemnego wyniku
cenzury, numer �Czasu� znika�, z czego zgadywali�my, �e co� tam musia�o by� �t�ustego� (jak
w�wczas si� m�wi�o) i �e koniecznie trzeba go odszuka�. Dzi�ki temu wszystkie niewinne
spro�no�ci Sienkiewicza tym lepiej utrwali�y si� dzieciakom w pami�ci, jak np. toast weselny
pana Zag�oby:
Ka�da dziewka hubka,
Ka�dy ch�op krzesiwo,
B�dzie iskier kupka,
Tylko krzeszcie �ywo.
I kiedy to czyta�em jako ma�y brzd�c, nie przeczuwa�em, �e w par�dziesi�t lat potem b�d�
musia� wytoczy� redaktorowi �Czasu� proces karny, a� do Najwy�szego Trybuna�u, o
samowolne usuni�cie z mojego felietonu s�owa �dziwka�...
Prawda, �e tamto by�o d z i e w k a, a u mnie d z i w k a. Littera nocet. (Przypomina mi to, jak
na cze�� Gabrieli Zapolskiej, za pomoc� tej male�kiej zmiany literalnej, zaadaptowa�em do niej
ten portret Gra�yny: �Oboje, d z i w k i i matrony wdzi�ki � na jednym licu zespoli�a cudnie...�
Tak wi�c dzi�ki Sienkiewiczowi zrozumia�em, �e gazety mog� si� na co� przyda� i �e
17
czytanie ich nie jest mo�e tylko czczym obrz�dem. Zna�em zreszt� ju� w zaraniu �ycia osobi�cie
wielu kolejnych redaktor�w �Czasu�. Tomkowicz by� serdecznym przyjacielem mego ojca;
bardzo lubi�em, kiedy by� u nas na obiedzie: opowiada� mn�stwo zabawnych anegdot,
przewa�nie z zakresu krakowskiego snobizmu. Sam zadomowiony �Pod Baranami� etc., a
znaj�cy ca�e miasto, mia� sposobno�� do obserwacji. Opowiada� np., jak kto�, chc�c go uczci�,
zaadresowa� do niego list: �Ja�nie Wielmo�ny pan Stanis�aw z W�yk�w Tomkowicz�. (Matka
jego by�a z domu W�yk�wna.)
D�ugoletnim redaktorem �Czasu� by� p. Micha� Chyli�ski, szwagier ca�ego klanu dowcipnych
Rosner�w, kt�rzy przezwali go �Chicha� Myli�ski�, co te� do niego przylgn�o.
�Czasownikami nieforemnymi� nazywano dw�ch kr�tkich, t�ustych bli�niak�w, braci
Bochenk�w, kt�rzy pisywali do �Czasu�. Nosili jednakie br�dki a la Napoleon III i szare
cylindry. Byli bra�mi owej �panny zacnej�, kulawej starej panny Leontyny, kt�ra przegrywa�a
Wyspia�skiemu Warszawiank�. Jeden z nich, profesor uniwersytetu, by� ojcem biednego Luca
Bochenka, owego rotmistrza u�an�w, kt�ry zgin�� tragicznie na ulicy Krakowa, towarzysza
moich lat dziecinnych. M�j Bo�e, ten Krak�w... ile� wspomnie� na ka�dym kroku.
Istotna moja za�y�o�� z �Czasem�, na wiele, wiele lat przed moim w nim
wsp�pracownictwem, zadzierzgn�a si� przez Rudolfa Starzewskiego. Zbli�y� nas wsp�lny
przyjaciel, nieod�a�owany Ludwik Janikowski. Starzewski by� m�odym studentem prawa,
przygotowywa� si� do ostatniego egzaminu, kiedy go zagarn�o dziennikarstwo; ju� w nim
pozosta�. By� to wychowanek o.o. jezuit�w z Chyrowa, tym samym wielki sceptyk, g�adki
towarzysko, ale zadzierzysty w potrzebie, umiej�cy broni� w�asnego zdania i niezale�no�ci.
Niezwykle inteligentny, �ywotny, niepodleg�y duchowo, musia� rozszerzy� sobie ten domek
�Czasu�, aby w nim m�c istnie�. Polityk� � �wczesn� polityk� sta�czykowsko-galicyjsk�! �
przyjmowa� ten prototyp Dziennikarza z Wesela jako z�o konieczne, �m�ci� t� narodow� kad��,
jak m�g� najmniej szkodliwie, do�� krytycznie zreszt� oceniaj�c swoje stronnictwo. Z upodoba�
by�by najch�tniej redaktorem jakiego� literackiego miesi�cznika. Wychowa� si� na literaturze
francuskiej z epoki Taine�a i Renana, czytywa� od deski do deski �Revue des Deux-Mondes�,
�La Vie Parisienne�. I S�owackiego nami�tnie. Czyta� zreszt� wszystko. Bardzo towarzyski, ale
tylko o tyle, o ile czu� w kim� powinowactwo my�li i smaku; �y� w przyja�ni ze �wiatem
artystycznym, z teatrem, z malarzami; przeby� szczepienie przybyszewszczyzny; z naj�ywsz�
grup� uniwersyteck� mia� kontakt przez s�ynne zebrania �Zeitgenossen�. Pisa� dobrze, ale z
trudem; za wiele wk�ada� w to �wiadomej refleksji, podczas gdy my�l, zdanie, musi si�
wytwarza� pod�wiadomie, wyskakiwa� gotowe, zw�aszcza w wymagaj�cym po�piechu
dziennikarstwie. Tote� pisanie m�czy�o go tak, �e gdy obj�� naczeln� redakcj�, przesta� pisa�
zupe�nie; niepor�wnany by� za to jako inspirator, doradca, jako partner w inteligentnej dyskusji.
S�owem, idea� redaktora.
Zrazu Starzewskiemu powierzono �Czas� poranny; urz�dowa� tedy w nocy. Ten �nocny
lokal�, wabi�cy z plantacji s