8368
Szczegóły |
Tytuł |
8368 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8368 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8368 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8368 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Stefan Stawi�ski
Kana� i inne
opowiadania
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Godzina �W�
Dochodzi�a jedenasta. Czarny podszed� do okna. Z wdzi�kiem porusza� si� na lekko zgi�tych
nogach. Wygl�da� zgrabnie w bryczesach i l�ni�cych butach z cholewami. Spojrza� na
ulic�. Dzie� by� ciep�y i pochmurny. Z baru na rogu wytoczy�o si� dw�ch m�czyzn; przystan�li
przed budk� z papierosami i d�ugo gmerali w kieszeniach. Z przecznicy wychyn�a ha�a�liwa
grupa niemieckich tomik�w. Do drzwi sklepiku cisn�y si� kobiety po kartkowe przydzia�y.
�mign�� pot�ny �Horch�, b�ysn�y amarantowe generalskie klapy u p�aszcza. Przy
chodniku sun�a powoli ryksza wy�adowana paczkami.
� Nie � powiedzia� Czarny odwracaj�c si�. � Dzisiaj chyba nic z tego. Szkoda.
Teresa siedzia�a skurczona na tapczanie. Patrzy�a na niego uwa�nie szeroko otwartymi i
nieco przymglonymi oczyma. Czarny u�miechn�� si� do niej, spojrza� na zegarek i podszed�
do tapczana. Na ma�ym stoliku zielenia�a celuloidowym aba�urkiem szablonowa lampka nocna
na kwadratowej podstawce. Obok niej tkwi� na drewnianym postumenciku brzydki, poz�acany
pos��ek Buddy. Czarny wyj�� z szufladki kawa�ek plecionki, przewr�ci� lampk� na bok i
wyszuka� w drewnianym denku dwie niewidoczne na pierwszy rzut oka dziurki. W podobne
otworki pod skrzy�owanymi nogami Buddy wetkn�� drugi koniec plecionki i nacisn�� bia�y
guzik. Zab�ys�a �ar�wka. Czarny odczeka� chwil�, po czym pokr�ci� jedn� z gumowych n�ek
lampki. W brzuchu Buddy co� zabulgota�o i rozleg� si� cichy g�os:
� �Jednostki drugiego frontu bia�oruskiego dotar�y do przedmie�� Warszawy...�
� Przesada! � parskn�� Czarny. � W nocy nie by�o s�ycha� artylerii. S� podobno w Rado�ci.
� Co z nimi? � zapyta�a Teresa.
� Nic. Mamy si� meldowa� najbli�szemu dow�dcy z propozycj� wsp�dzia�ania. Na prawach
sprzymierze�c�w. Co z tego wyjdzie, nie wiadomo. Ty dr�ysz?
Teresa zwil�y�a j�zykiem suche wargi.
� Nie � odpar�a. � Zdaje ci si�. To przez t� bezczynno��. W domu pe�no roboty. Za d�ugo
trwa to pogotowie.
Budda zawarcza� nagle.
� Zag�uszaj� � westchn�� Czarny. Pochyli� si� nad lampk�; pasmo w�os�w Teresy musn�o
mu skro�. Pokr�ci� n�k� lampki i Budda zgrzytn�� jazzem. Czarny obj�� Teres� nag�ym ruchem
i poca�owa� w usta. Nie broni�a si�, ale oczy jej nie przeja�nia�y.
� Czego ode mnie chcesz? �zapyta�a cicho.
� Niczego � odpowiedzia� nie cofaj�c ramienia. � Po prostu ci�gnie mnie do ciebie.
Opu�ci�a oczy. By�a �adna z rumie�cami na policzkach. Poca�owa� j� w k�cik ust i przyci�gn��.
Wyczu� lekki op�r.
� Umiesz zawraca� w g�owie � szepn�a. � Nie czas teraz.
� Dlaczego? Nie ma z�ego czasu na... � urwa�. Spojrza�a na niego uwa�nie.
� Doko�cz � powiedzia�a.
Zad�wi�cza� ostro dzwonek. Teresa zerwa�a si�. Czarny szybkim, opanowanym ruchem
wyci�gn�� drut z lampki. Po chwili Teresa wr�ci�a do pokoju.
5
� M�wi�am, �e na mi�o�� nie ma teraz czasu � powiedzia�a podaj�c mu niewielk� kartk�.
� Powstanie o pi�tej.
Czarny spojrza� na papier. Zal�ni�y mu oczy.
� Doczekali�my si�, Teresa � powiedzia�. � Idziesz do Jastrz�bia, do Jacka i do Marka.
Wszystkie sekcje maj� by� na miejscu do szesnastej.
� Rozkaz � powiedzia�a zarzucaj�c palto. � My�lisz, �e uda si� zdoby� Fortec�?
� My�l� � odpar� twardo. � Nacieramy razem z Zabaw�. Pi��dziesi�ciu ludzi na setk� rozmam�anych
Niemc�w?...
Wyszli na schody. Teresa przekr�ci�a klucz w zamku.
� Dobrze, �e ju� � powiedzia�a. � Najgorsze jest to czekanie.
Czarny zbieg� szybko po schodach. W bramie przycisn�� j� do siebie.
� Jak ty masz na imi�? � zapyta�.
� Irena. A ty? � Wstyd si� przyzna� � westchn��. � Ziemowit. Musisz znale�� zdrobnienie.
Rozeszli si� w przeciwne strony.
Czarny zadzwoni� do suto rze�bionych drzwi. Otworzy�a mu dziewczynka chyba czternastoletnia,
w koronie z jasnego warkocza.
� Dzie� dobry panu � powiedzia�a przypatruj�c mu si� z szacunkiem. � Zaraz pana zaprowadz�.
Siedz� tam wszyscy. Ruszyli d�ugim, mrocznym korytarzem. Zza nie domkni�tych
drzwi dobiega�y g�osy.
� Nie negujemy konieczno�ci reform spo�ecznych � m�wi� kto� ostro � ale powinny wyj��
od nas samych. Jedno chyba jest pewne: Polska musi by� niepodleg�a i katolicka. Oczywi�cie
z Wilnem i Lwowem.
� Czy taka cofni�ta o pi��dziesi�t lat w stosunku do Zachodu? � zapyta� kto� inny z ironi�.
� O reformy niech si� troszczy rz�d � wtr�ci� trzeci. � My jeste�my �o�nierze.
� Zwolnieni od my�lenia rozkazem naczelnego wodza � doda� inny. � A co b�dzie, je�li historia
zdmuchnie nam przed nosa wszystkie o�tarze?
Czarny wkroczy� do pokoju. Odwr�cili si� wszyscy.
� Historia? � za�mia� si�. � Przem�drza�y jeste�, Ariosto. Historia jest sprawiedliwa. Panowie,
godzina odwetu wybi�a. Uwaga, powsta�!
Zerwali si� z miejsc.
� Sekcja podchor��ych!
Stukn�y r�wno obcasy. Trwali nieruchomo. Czarny wydoby� z kieszeni kartk�.
� �Mp.i dnia 1.8.1944 �czyta� � Godzina �W� � godzina siedemnasta dnia 1.8.1944.� Podpisano:
�Dow�dca �Zorzy� � Witold.� Spocznij!
Stukn�y podeszwy o parkiet.
� Teraz macie co� do powiedzenia, Ariosto? � zapyta� Czarny surowo. Tamten poderwa�
si�.
� Melduj�, �e nic, panie podchor��y! � wyrecytowa� jednym tchem. Czarny przyjrza� mu
si� uwa�nie.
� Cieszmy si�, �e do�yli�my tego dnia � powiedzia�. � Meldujcie si� o p� do czwartej u
podchor��ego Zabawy. Spotykamy si� w Fortecy. Czo�em.
Podawa� im kolejno r�k�. Stukn�y obcasy.
Czarny wchodzi� po marmurowych, wydeptanych schodach; na p�pi�trze obna�ona do pasa
gipsowa bogini o bujnej piersi wznosi�a r�k� z latarni�. Czarny wydoby� klucze z kieszeni,
otworzy� drzwi, rzuci� p�aszcz na krzes�o w obszernym przedpokoju i wszed� do jadalni. Nad
6
p�katym kredensem wisia�y jelenie rogi. Przy stole, nad drugim �niadaniem, siedzia�y dwie
osoby: �ysy, t�usty m�czyzna i postawna blondynka o nieco zniszczonej twarzy.
� Dobrze, �e jeste�cie � powiedzia� Czarny. � Przed trzeci� wychodz�. O pi�tej powstanie.
�ysy m�czyzna odstawi� szybko szklank�.
� Dzisiaj? � zawo�a�. � Jednak�e og�osili! No, co... idziesz? Musz� biec do firmy... znosi�...
Niech to diabli!...
� Nie na r�k� ojcu? � zapyta� Czarny z u�miechem. � Mo�e od�o�y�?
� Nie rozumiesz? � zawo�a� ojciec. � W tobie ulokowali�my wszystkie nasze nadzieje!... A
przecie� jutro te� dzie� i pojutrze... Prze�y�e� okupacj�, nara�a�e� si� co dzie� jak wariat... A
teraz koniec i najwi�ksze niebezpiecze�stwo...
� Ojciec si� boi?
� Ee tam! � machn�� r�k� �ysy pan. � Czekaj... co tu robi�? B�d� ci potrzebne pieni�dze...
Bierz...
I dr��c� r�k� wyci�gn�� z kieszeni p�katy portfel.
� Po co mi pieni�dze? � za�mia� si� Czarny pogardliwie.
Ojciec schowa� portfel szybkim ruchem.
� Pewno � zawo�a�. � Po co? Dam ci z�oto... dolary...
Nie ma rady! Wiem, �e p�jdziesz, chocia� moim zdaniem... Niech to diabli! Iza, dlaczego
nic nie m�wisz?! Blondynka siedzia�a bez ruchu, tylko oczy jej si� troch� rozszerzy�y.
� Porozumieli�my si� dawno, kiedy wst�powa� do konspiracji � powiedzia�a � teraz nie ma
o czym m�wi�.
Wsta�a i podesz�a do ma�ego sekretarzyka pod oknem. � A to ode mnie � powiedzia�a. �
Przyda ci si� bardziej ni� dolary.
Poda�a Czarnemu ma�y ryngraf. Na tle srebrnego or�a z�oci�a si� korona Matki Boskiej
Ostrobramskiej.
� Dzi�kuj�, mamo! � powiedzia�. � Ja...
� Gosposiu! � zawo�a�a.
Przez uchylone drzwi wsun�a si� siwa kobiecina.
� Dzisiaj prosz� obiad na drug�. Pan Ziemowit nie b�dzie na kolacji: przygotujemy mu kanapki,
�eby m�g� przetrwa� do jutrzejszego obiadu.
Teresa wbieg�a na obszerne podw�rze, obudowane niskimi szopami. Mie�ci�y si� tam
warsztaty, gara�e i sk�ady. Po�rodku warcza�a wielka, jaskrawozielona ci�ar�wka; z gazo
generatora bucha� spory p�omie�. Dw�ch ludzi umazanych smarami gmera�o w silniku. Teresa
zapuka�a mocno do drzwi w k�cie podw�rza, opatrzonych napisem �Tapicer�. W zakurzonej
szybie mign�a czyja� twarz, po czym drzwi otworzy�y si� z piskiem.
� W�a�! � powiedzia� kto� w mroku i zatrzasn�� drzwi. Teresa min�a du�� izb� zawalon�
spr�ynami, w�osiem i szkieletami samochodowych siedze� i przez ciemny korytarzyk wesz�a
do pokoju o�wietlonego siln� �ar�wk�. Siedzia�o tam doko�a sto�u kilku m�odych m�czyzn.
Grali w karty. Za nimi, pod �cian�, l�ni�o czarnym lakierem pianino. W k�cie ciemnia� dziwny
aparat, jakby kocio�, po��czony rurkami z wielk� butl�. Szumia�o w nim i bulgota�o. Obok
ustawiono d�ugim rz�dem p�litrowe butelki. Niski, rozczochrany ch�opak bra� jedn� po drugiej
i wprawnym ruchem nalepia� bia�e etykiety. Na widok Teresy siedz�cy twarz� do drzwi
m�ody cz�owiek w sk�rzanej wiatr�wce znieruchomia� z kartk� w r�ku.
� No? � zapyta�.
� Powstanie dzi� o pi�tej � powiedzia�a. � Macie by� przed czwart� z broni�. Cze��!
Wybieg�a. Popatrzyli na siebie. Jastrz�b rzuci� karty. By� szczup�y, o �niadej, muskularnej
twarzy.
7
� Dosy� tego gnicia, ch�opaki! � zawo�a� wstaj�c. Chwyci� thompsona, kt�ry wisia� na por�czy
jego krzes�a, opar� go o blat sto�u rozrzucaj�c karty. Patrzyli na� uwa�nie. By�o ich
dziewi�ciu. Ch�opak przy aparacie odstawi� butelk�.
� Od dzi� nowe �ycie! � zawo�a� Jastrz�b. � Koniec z siupami, z lewymi dowodami, koniec
z gestapo, s�yszycie? Wyp�dzamy Niemc�w z Warszawy! Rozumiecie, co to znaczy?
� Rozumie si� � odpar� kt�ry�. � Prosta rzecz.
� S�owik! � krzykn�� Jastrz�b do ch�opaka, kt�ry tkwi� ci�gle przy aparacie. � Zostaw
szk�o! Fajrant! Rozbi� ten ca�y ansztalt na drobny proszek!
� Jak to? � zdziwi� si� kt�ry�. Przecie� wr�cimy...
� Do tej nory? � �achn�� si� Jastrz�b. � Chowa� si� przed szkopami? Zwariowali�cie?!
P�jdziemy, bracie... do Berlina!
� Do Berlina? � westchn�� kto�. � O rany, do Berlina...
� Ale bimbrowni szkoda � powiedzia� ochryple S�owik stawiaj�c nast�pn� butelk� w r�wnym
rz�dzie. � Na drug� obieca�em wstawi� Kami�skiemu pi��dziesi�t litr�w. Da� zaliczk�.
Jastrz�b stukn�� kolb� thompsona o st�, a� zata�czy�y popielniczki z blachy.
� M�ynarkami mo�esz si� podetrze�! � krzykn��. � Woln� Warszaw� by� chcia� poi� okupacyjnym
bimbrem, szczeniaku?!
S�owik spojrza� �a�o�nie na rozbulgotany aparat.
� Nasz bimber najlepszy na rynku � powiedzia�. � Kto pozna, �e to nie bia�a kartka?
� Eee tam � wtr�ci� kto�. � Jak koniec, to koniec ze wszystkim!
� W�dka ludzka rzecz � zaprotestowa� inny � tym bardziej w wolnej Warszawie.
Oczy Jastrz�bia zw�zi�y si�.
� Baaaczno��!!! � rykn��.
Wszyscy zamarli w bezruchu.
� Starszy strzelec S�owik!
� Jestem � zacharcza� tamten.
� Strzelec Orze�!
� Jestem! � zapia� blady, przera�liwie chudy ch�opak.
� Rozmontowa� mi to �elastwo! Szk�o rozbi�! Blach� pognie��! S�owik, powt�rzy� rozkaz!
S�owik �ypn�� na� �a�o�nie.
� Mam rozwali� bimbrowni� � zachrypia�.
� Wykona�! � powiedzia� Jastrz�b i opar� si� o pianino. � Spocznij!
S�owik podszed� do aparatu, odkr�ci� kran; do g�siora pola� si� bimber. S�owik poci�gn��
za rurk� gwa�townie, a� p�k�a, kopn�� kocio�.
� Co si� gapisz, kr�lu?! � krzykn�� na Or�a. � Jazda niszczy� zaraz�!
Jastrz�b wyci�gn�� z kieszeni metalowego orze�ka, przy�o�y� go do czo�a.
� Tratatata... � zanuci� fa�szywie pierwsze takty marsza. � Macie p�torej godziny na uca�owanie
dziewczyn. To si� pewno przeci�gnie do rana. Mo�e z koszar dam par� przepustek...
tym, co zobacz� �wit. Teraz jest jedenasta czterdzie�ci pi��. O pierwszej melduj�c si� z powrotem.
�adujemy pianino.
Teresa sta�a na pomo�cie, wci�ni�ta w k�t przy silniku niej rozmawia�a p�g�osem m�oda
para, stykaj�c si� prawie nosami.
� No to b�dzie zabawa! � m�wi� ch�opak. � Pota�czymy, Zosia.
� Ten tramwaj tak si� wlecze � westchn�a dziewczyna � a ja musz� jeszcze skoczy� w
trzy miejsca i do Rembertowa.
� Du�� masz rodzin� � za�mia� si�. � Trudno wszystkich sprosi�.
Daleko od siebie mieszkaj� ledwo zd���.
� A na miejscu wszystko gotowe?
� Musz� jeszcze tylko przynie�� jajka.
8
� Ci z Rembertowa?
� Tak, tam s� ta�sze.
� Przepraszam powiedzia�a Teresa i doda�a: � Smacznego!
Spojrzeli na ni� ze zdumieniem. Wskoczy�a na chodnik. Po kilku minutach wbieg�a na
drugie pi�tro nowoczesnego bloku mieszkalnego. B�yszcza�y niklem por�cze schod�w; �ciana
z zielonych, grubych szybek dawa�a md�e �wiat�o.
Dzwonek zad�wi�cza� mi�kko.
� Do pana Andrzeja � powiedzia�a.
� �ysy szczup�y m�czyzna obrzuci� j� badawczym spojrzeniem.
� Prosz�. � Otworzy� drzwi. � Andrzej.
Do przedpokoju wbieg� chudy ch�opak w okularach.
�ysy pan wycofa� si� dyskretnie.
� Godzina �W� dzi� o pi�tej � szepn�a Teresa. � Trzeba by� przed czwart�.
Andrzej poprawi� okulary szybkim, nerwowym gestem.
� Dzi� o pi�tej? � powt�rzy� cicho. � �e te� telefony nie dzia�aj�!
� A co si� sta�o? � zapyta�a Teresa.
� Nie, nic, dobrze � b�kn�� nie patrz�c jej w oczy. � Niech pani zamelduje Czarnemu...
Urwa� i potar� czo�o.
� Panie, ja si� spiesz�! � zniecierpliwi�a si�.
� Tak, dobrze... b�d�. Dzi�kuj� pani. Do widzenia...
Teresa wysz�a wydymaj�c pogardliwie wargi. Andrzej podbieg� do wieszaka, chwyci�
przeciwdeszczowy p�aszcz, p�ata� si� z nim przez chwil�. Do przedpokoju wszed� �ysy pan.
� Wychodzisz, Andrzej?
� Tak... tatusiu. Dzisiaj o pi�tej powstanie.
Ojciec opu�ci� na mgnienie oczy.
� No c�, synu, musisz spe�ni� obowi�zek � powiedzia� k�ad�c mu r�k� na ramieniu. � Ja
te�... w twoim wieku... w obronie Lwowa... Ju� idziesz?
� Nie... jeszcze wr�c� � wyb�ka� Andrzej. Niech ojciec nie m�wi mamie... Im p�niej si�
dowie, tym lepiej.
� Dobrze to b�dzie nasza tajemnica. Pami�taj synu... chc� by� z ciebie dumny!
Andrzej u�miechn�� si� blado. Ojciec przyci�gn�� go i poca�owa� uroczy�cie w czo�o. Andrzej
uwolni� si� �agodnie i wybieg� na schody. Po chwili p�dzi� ulic� nie zwa�aj�c na przechodni�w.
Kropi� rzadki deszczyk. Niczym skrzyd�a powiewa�y po�y p�aszcza. Po paru minutach
puka� zdyszany do drzwi na pierwszym pi�trze. Otworzy� mu przystojny ulizany brunecik.
� W�a�, Andrzej � powiedzia� niech�tnie i otworzy� drzwi do pokoju. W klubowym fotelu
przy fortepianie, siedzia� postawny blondyn o p�askiej, grubo, ciosanej twarzy. Przerzuca�
p�yty.
� Cze�� Andrzej � powiedzia� leniwie. Czwartego tylko brakuje do bryd�a. O, Peter Kreuder!
Tej wi�zanki nie znam.
I poda� brunecikowi p�yt�, kt�r� ten uj�� wdzi�cznym ruchem.
� Dajcie spok�j! � krzykn�� Andrzej. � Dzisiaj powstanie!
� Oo?! � zdziwi� si� blondyn.
� O kt�rej? Zapyta� brunecik.
� Musimy by� na miejscu przed czwart� � powiedzia� Andrzej patrz�c na nich badawczo. �
Gdzie Janek i Wacek?
� Tak � westchn�� blondyn odk�adaj�c p�yty. � Widzisz, Andrzej... my z tob� nie p�jdziemy.
Ani my, ani Janek, ani Wacek.
� Jak to?... � wyb�ka� Andrzej. � Musicie i��! To dezercja!
9
� Wcale nie dezercja � wtr�ci� brunecik. � Po co lata� na drugi koniec Warszawy? B�dziemy
si� bi� tutaj.
� Aha! � zawo�a� Andrzej z desperacj�. � Spodziewa�em si� tego! Wracacie do NSZ�u!
� A chocia�by? � u�miechn�� si� blondyn.
Andrzej poprawi� okulary. Sczerwienia�y mu policzki.
� Panowie, nie mo�ecie mi tego zrobi�! � zawo�a�. � Jak ja si� poka�� Czarnemu na oczy?!
On liczy na ka�dego cz�owieka!
� Czarny? � parskn�� blondyn. � Co on tam znaczy! Rozmawiali�my przecie� z Witoldem.
Przeszli�my do was tylko dlatego, �e obieca� zorganizowa� dla nas klas� szko�y podchor��ych.
Nie dotrzyma� s�owa. Czujemy si� zwolnieni z umowy.
� Nie czas teraz na rozrachunki! � krzykn�� rozpaczliwie Andrzej. � Zrozumcie... Ja, jako
dow�dca sekcji, odpowiadam za was przed Czarnym! Sam p�jd�?
� Masz jeszcze S�awka � odpar� blondyn. � A dow�dc� zosta�e� tylko dlatego, �e skontaktowa�e�
nas z Witoldem. Czy ty naprawd� my�lisz, �e m�g�by� nami dowodzi�? Ty �nami?
� Mi�y jeste� ch�opak, ale troch� �ajza � doda� brunecik. Andrzej poprawi� raz jeszcze
okulary. Brunecik za�o�y� p�yt� Kreudera, patefon zagrzechota� modnym fokstrotem. Blondyn
spogl�da� w okno.
� Oddajcie bro� � powiedzia� Andrzej martwo. Blondyn popatrzy� na� ze zdziwieniem.
� Jak� bro� ? � zapyta�.
� Colta i granaty.
� Wystarali�my si� o nie � powiedzia� blondyn � p�jd� z nami.
� Ale za nasze pieni�dze! � krzykn�� Andrzej. � To �obuzerstwo! Po powstaniu Czarny si�
z wami porachuje!
� Nie wiadomo, kto b�dzie wa�niejszy � za�mia� si� blondyn. � Roman, daj mu ze dwa
granaty i niech idzie. Nam si� te� spieszy.
Zatrzyma� p�yt�. Brunecik schyli� si� do nocnej szafki, pogrzeba� w bieli�nie. Wyci�gn��
dwa obronne, karbowane granaty. Andrzej wzi�� je bez s�owa i wsun�� po jednym do kieszeni
p�aszcza.
� No, to cze��, Andrzej � powiedzia� blondyn. � Bez urazy... Chcieli�my ci to wcze�niej
powiedzie�, ale jako� si� nie sk�ada�o. Zdob�dziemy Warszaw�, to wszystko spokojnie wyja�nimy.
Andrzej potkn�� si� o pr�g. Schodzi� powoli, z r�kami w kieszeniach, zaciskaj�c palce na
granatach. Ulic� szed� nie patrz�c. Obok chodnika, w�r�d trawy, p�dzi�y z �oskotem tramwaje
ko�ysz�c si� na boki. Kapu�niaczek zacina� po twarzy. Jezdni� przemyka�y szare samochody
Wehrmachtu. Na murach d�ugiego bloku mieszkalnego czernia�y pod wapnem kotwice Polski
Walcz�cej. Andrzej skr�ci� w bram�, dotar� do klatki schodowej. Przystan�� na parterze, palcami
otar� okulary z deszczowej rosy, zapuka�. Drzwi uchyli�y si� natychmiast.
� Dzie� dobry pani � powiedzia�. � Czy jest S�awek?
� Nie ma � odpar�a sucho t�gawa kobieta, ca�a w loczkach. � Wyjecha�.
� Jak to wyjecha�? � zawo�a� Andrzej. � Przecie� um�wi�em si� z nim, �e b�dzie w domu...
� Wyjecha� na wie� � odpar�a niecierpliwie. � Warszawskie powietrze niezdrowe. Przepraszam
pana...
Zatrzasn�a drzwi. Andrzej spogl�da� przez chwil� na mosi�n� tabliczk� z nazwiskiem.
Odwr�ci� si� powoli i zacz�� zst�powa� po schodkach krok za krokiem.
10
Teresa przebieg�a jezdni� i zwolni�a kroku, bo zza rogu wyszed� silny patrol �andarmerii.
Twarz jej przybra�a zwyk�y w takich chwilach martwy wyraz. �andarmi szli szybko, nie rozgl�daj�c
si� na boki. B�yszcza�y wilgoci� lufy bergman�w. Min�li j� nie patrz�c, zaaferowani
i jacy� wystraszeni. Teresa u�miechn�a si� lekko i znowu przyspieszy�a kroku. Gdy po chwili
skr�ci�a w boczn� ulic�, mury zadudni�y seriami strza��w. Wbieg�a do bramy, przemierzy�a
na ukos podw�rze i po drewnianych, skrzypi�cych schodach wdrapa�a si� na trzecie pi�tro
oficyny. Sta� tu g�sty .zapach gotowanej kapusty. Drzwi otworzy�a zupe�nie siwa kobieta o
m�odej jeszcze twarzy.
� Oo, panna Teresa � powiedzia� cicho. � Co... nowego?
� Dzie� dobry pani Or�owskiej � u�miechn�a si� Teresa. � Strzelaj�.
Or�owska popatrzy�a na ni� z niepokojem. Teresa wesz�a do pokoiku, gdzie pod otwartym
oknem, przy ��ku wysoko zasianym po�ciel�, siedzia� dwudziestoletni mo�e ch�opak o poci�g�ej,
otwartej twarzy.
� Dzi� o pi�tej � powiedzia�a. � Musicie by� na miejscu przed czwart�. Gdzie twoi, Jacek?
Ch�opak od�o�y� powoli ksi��k�.
� Nareszcie � westchn��. � Cz�owiekowi dziwnie tak siedzie� ca�y dzie� bez roboty.
W drzwiach, za Teres�, stan�a Or�owska.
� Nie widzi mama, �e jestem zaj�ty? � burkn�� Jacek. �Niech mama idzie do kuchni... a
najlepiej do s�siadki.
Teresa u�miechn�a si� wsp�czuj�co. Or�owska wycofa�a si� bez s�owa. Jacek stan�� w
oknie i gwizdn�� trzykrotnie. W oficynie naprzeciwko, o pi�tro wy�ej, ukaza�a si� na mgnienie
zwichrzona g�owa; w oknie na parterze, obok uchylonych drzwi ubikacji, podniesiono na
chwil� firank�. Ch�opak od dozorcy, kt�ry podmiata� papiery przy �mietniku, zadar� g�ow�,
gwizdn�� cicho i odstawiwszy miot�� ruszy� szybko do schod�w.
� Podw�rkowa konspiracja � za�mia�a si� Teresa. � Wszyscy was widz�.
� Puszczali�my razem ��dki w rynsztoku � powiedzia� Jacek � i tak zosta�o. Wsypy nie ma
si� ju� czego ba�.
Gdzie Sowieci?
� Pod Warszaw� � odpar�a Teresa. � Dzi� rano czo�gi wpad�y na ciuchci� w Rado�ci.
� Czas � westchn�� Jacek. � Zostaniesz chwil�?
� Gdzie tam! � zawo�a�a. � Spiesz� si�! Cze��!
W miniaturowym przedpokoiku czyha�a na ni� Or�owska.
� Ju� dzisiaj, panno Tereso? � szepn�a.
� Dopiero dzisiaj � odpar�a Teresa. � Niech si� pani nie martwi. Musia�o przyj��.
� Trudno sobie wyt�umaczy�, jak si� ma jego jednego � westchn�a martwo Or�owska.
Szcz�kn�y drzwi. Na schodach min�li Teres� ch�opcy.
Wtargn�li ha�a�liwie do pokoju Jacka.
� Ten sobie ksi��k� czyta! � za�mia� si� wysoki, o zwichrzonej, ogromnej szopie w�os�w.
� �Potop� � powiedzia� Jacek. � Dzi� o pi�tej powstanie. Gdzie Sowa?
� Wyskoczy� na dworzec � odpar� ch�opak od dozorcy. � Dali cynk, �e mo�na co� kupi�.
� Jego prawo siedzie� dzisiaj w pudle � burkn�� Jacek. � O trzeciej idziemy pod Fortec�.
� Patrz, J�ziek kapuje z wie�y � szepn�� K�dzierzawy.
Z okna pi�tego pi�tra, a raczej poddasza, przygl�da� si� im blady, chudy ch�opak. Cho�
wszyscy na� spojrzeli, nie cofn�� g�owy.
� No to co? � zapyta� Jacek.
� Jak to co? � oburzy� si� K�dzierzawy. � On nie z naszej partii.
� Ile razy ci m�wi�em, �e nie nale�ymy do �adnej partii! � ze�li� si� Jacek. � Jeste�my w
wojsku!
� Jakie tam wojsko! � za�mia� si� K�dzierzawy. � W wojsku daj� zup�, mi�so na patyku i
mundur. A to � partia. Stary te� przed pierwsz� wojn�...
11
� G�upi�! � przerwa� mu Jacek. � Tw�j stary by� w PPS�ie. To co innego. My jeste�my
bezpartyjne, polskie wojsko!
Spojrzeli znowu w okno J�zka. Przypatrywa� im si� nadal blady i nieruchomy.
� Mo�e by go zabra�? � zaryzykowa� nie�mia�o ch�opak od dozorcy. � Przecie ma efenk�...
� Nie wolno � zdecydowa� Jacek. � Nale�y do komunist�w.
� Przecie z naszego podw�rka � broni� tamten. � I tak o nas wie. Ch�opak przyzwoity...
� Albo to go nie znamy? � �achn�� si� Jacek.
Na podw�rzu zaszurgota�y nogi. Spojrzeli wszyscy w d�.
� Cholera, to Sowa! � krzykn�� Jacek. � Ale si� zaprawi�, swo�ocz jeden! Biegnij po niego.
K�dzierzawy!
Sowa wl�k� si� pod �cian�, ledwo stawiaj�c nogi. Co chwila opiera� si� r�k� o mur, drug�
za� podtrzymywa� kurczowo jak�� wypuk�o�� pod letnim p�aszczykiem.
� Jeszcze targa litra pod kapot�! �za�mia� si� Kr�py. By� niski, z r�kami jak �opaty.
� Czekaj, wyplujesz ty ten bimber! � krzykn�� Jacek, w�ciek�y.
W kilku oknach ukaza�y si� twarze. Sowa podni�s� z wysi�kiem g�ow� i u�miechn�� si�
rozlewnie, po pijacku. Zaraz dopad� go K�dzierzawy, obj�� wp� i poci�gn��. Znikn� li z pola
widzenia. Z pi�tego pi�tra przygl�da� si� im uwa�nie J�zek. Jacek pokaza� mu ukradkiem
j�zyk.
� A jak to b�dzie po powstaniu? � zapyta� Kr�py.
� Nie m�wili na odprawie � powiedzia� niech�tnie Jacek. � Grunt zdoby� Fortec�.
� A mundury dadz�? � zapyta� ch�opiec od dozorcy.
� Sk�d? � wzruszy� ramionami Jacek. � B�dziesz nosi� po Niemcach? Mo�e od Sowiet�w...
Czarny m�wi� kiedy�, �e na Szucha urz�dzimy defilad�. Rozumiecie, przed gestapo,
gdzie tylu ch�opak�w...
� O rany, defilada � westchn�� Kr�py.
� Chcia�by�, �eby de Zo�ka zobaczy�a, co? � za�mia� si� ch�opak od dozorcy. �Ale b�dzie
�ycie, panowie!
� Do miot�y i tak wr�cisz � parskn�� Kr�py.
� Jeszcze czego! � �achn�� si� tamten. � Do miot�y p�jd� ci, co siedzieli pod ��kiem.
Drzwi rozwar�y si� z impetem. K�dzierzawy prowadzi� Sow� trzymaj�c go pod ramiona.
� W�a�nie dzisiaj musia�e� si� uchla�, ty?... � wrzasn�� Jacek i zaraz urwa�. Spod p�aszcza
Sowy wy�lizn�� si� bergman i r�bn�� o pod�og�. Po�y p�aszczyka rozchyli�y si�; na koszuli
czerwienia�a wielka krwawa plama.
W drzwiach stan�a Or�owska.
� Chryste! � j�kn�a. � Po��cie go, szybko...
Twarz Sowy skurczy�a si� z b�lu. Zanie�li go ostro�nie na ��ko. Or�owska rzuci�a si� do
kuchni.
� Zas�o�cie troch� okno, ch�opaki � powiedzia� Jacek, � Sowa, gdzie ci� tak oporz�dzili?
Twarz Sowy biela�a na tle �owickiej kapy. U�miechn�� si� z lekcewa�eniem.
� Niemiec pod dworcem spu�ci� t� fujark� za trzy tysi�ce... Darmo... Podpatrzy�a patrolka...
Przejecha�em jednego, ale trafili... Wia�em przez gruzy... Dwa magazynki pestek, panowie...
Darmo.
Or�owska przybieg�a z paruj�c� miednic�. Obna�yli ran�.
� Cholera, bracie � westchn�� K�dzierzawy � ale ci udziubali kawa� boku!
� Ee tam � szepn�� Sowa. � Tylko troch� mi�sa... P�jd� z wami, ch�opaki...
� Nia�ka ci� upu�ci�a? � zawo�a� Jacek. � Zostaniesz tutaj. Jutro zobaczymy. Matka go
przypilnuje.
Or�owska skin�a g�ow� w milczeniu. Owijali mu pier� banda�em.
12
� Nie, ch�opaki � zaprotestowa� Sowa � tutaj nie... We�cie mnie... Przecie� mam fujark�...
trzy tysi�ce... darmo! M�wili�cie, �e dla mnie nie starczy broni... Mia�em i�� z go�ymi r�kami
na t� Fortec�, do cholery?
Spojrzeli po sobie stropieni.
� A mo�e by go zabra�? � b�kn�� K�dzierzawy. � Niech chocia� popatrzy z okna.
� Jacek podni�s� z pod�ogi bergmana. Na dziurkowanej ch�odnicy matowia�y rdzawe plamy
krwi.
� Czeka�o si� tyle czasu... a teraz... ch�opaki! � b�aga� Sowa przebiegaj�c niespokojnym
wzrokiem ich twarze. Wszyscy spojrzeli na Jacka. Ten zdecydowa� si� nagle.
� Kr�py, le� do Koz�owskiego! � powiedzia�. � Podstawisz na trzeci� ryksz�.
� Poszaleli�cie? � zawo�a�a Or�owska. � Zabi� chcecie ch�opaka?
� Mama b�dzie cicho � odpar� niecierpliwie Jacek. � Mama si� na tym nie zna.
Deszcz usta�. Doro�ka toczy�a si� szybko ulic�. Czarny rozsiad� si� wygodnie, opar� g�ow�
na ramieniu Teresy. Odsun�a si� nieznacznie.
� Nie wstyd� si� � powiedzia�. � Dla cel�w konspiracji powinni�my wygl�da� jak para zakochanych...
� Jak para zakochanych paskarzy, dodaj � poprawi�a. � Kto je�dzi doro�k� bez pakunk�w?
Chodnikami p�yn�y potoki przechodni�w. Miga�y szarozielone i stalowe mundury. Sz�y
wolno patrole Feldgendarmerie z p�kolistymi blachami na piersiach. Przemyka�y grupki
m�odych ludzi. Niesiono paczki r�nych rozmiar�w.
� Wsz�dzie pachnie powstaniem � powiedzia� Czarny. � Teraz nie wolno si� martwi�, Irka.
Ten dzie� b�dzie narodowym �wi�tem.
� Chcia�abym, �eby ju� by�o jutro � westchn�a.
� Z tarcz� lub na tarczy � za�mia� si�. � Pewno. Albo przez godzin� wszystko zdob�dziemy,
albo do wieczora koniec.
� I co wtedy?
� Nie wiem. Ci, co prze�yj�, mo�e p�jd� do lasu.
� Boj� si� o ciebie � szepn�a.
� Jeste� w niez�ej sytuacji � powiedzia�. � Dot�d kobiety �egna�y �o�nierzy na progu domu
albo na stacji. My jedziemy si� razem bi� � doro�k�. Czasy, co?
U�miechn�a si� smutnie.
� Masz racj� � rzek�a. � To powinien by� dla mnie dzie� podw�jnej rado�ci, a nie skurczu
serca. Pami�tasz, wtedy... kiedy�my si� poznali?
� Dobrze pami�tam � u�miechn�� si�. � Nie by�em zbyt rozkoszny. Nie wita si� u�miechem
kogo�, kto przynosi wiadomo�� o wsypie. Pomy�l, nie b�dzie wi�cej wsyp ani samochod�w
zaje�d�aj�cych w nocy!
� Ale b�dzie walka � odpar�a. � Boj� si�, �eby ta dzisiejsza godzina nie musia�a mi starczy�
na lata. Po co� zaczyna�, Czarny?
� M�wisz g�upstwa � �achn�� si�. � Dopiero od dzisiaj b�dzie �ycie. A �e jest ryzyko? Inaczej
nie warto �y�.
Pochyli� si� i poca�owa� j� w usta. Z chodnika kto� spojrza� na nich z irytacj�. Doro�ka
skr�ci�a w boczn� ulic� i przystan�a przed naro�nym domem. By� to budynek nowoczesny, o
wielkich pasmach okien. Czarny wyci�gn�� z kieszeni p�aszcza gar�� pomi�tych banknot�w.
� Id� pan szybko co� sobie za to kupi� � powiedzia� wciskaj�c pieni�dze doro�karzowi.
Ten rozdziawi� usta nad �g�ralami�.
Teresa spojrza�a na dwupi�trowy szary budynek stoj�cy w g��bi, po przeciwnej stronie
uliczki. W bramie, przy betonowym bunkrze, tkwili wartownicy w he�mach, z broni� gotow�
do strza�u. Z otwartych okien dobiega�a muzyka. Miga�y postacie w szarozielonych mundu
13
rach. Czarny rozejrza� si� doko�a. Sk�dsi� wyprysn�� niski ch�opak o ma�piej twarzy, otar� si�
o Teres�, przystan�� obok Czarnego, gapi�c si� w rynsztok.
� Bez zmian � powiedzia�. � Wlaz�o siedemnastu wylaz�o dwudziestu pi�ciu i dwie dziwki.
�andarmi wywie�li motocyklem jednego pokrwawionego. Pan porucznik ma papierosa?
� Cicho � �achn�� si� Czarny. � Nie jestem �adnym porucznikiem.
� To b�dzie pan jutro � odpar� z przekonaniem ch�opak si�gaj�c po �machorkowego�. Po
chwili znik�. Wchodzili z wolna na drugie pi�tro. Teresa milcza�a; prowadzi� j� pod r�k�.
� Dacie rad� w dwa plutony? � zapyta�a.
� M�wi�em ci � odpar�. � Zabawa naciera od ty�u... Wiesz... granaty w okna, skok. Zanim
si� spostrzeg�...
� Ale rozpylacze wycelowali w ulic� � szepn�a Teresa. � Wy atakujecie od frontu. Nim
dobiegniecie...
� Ka�dy ma nadziej�, �e go nie trafi� � za�mia� si�. Przystan�li pod drzwiami. Czarny zadzwoni�.
Otworzy�a im szczup�a kobieta o nerwowych ruchach.
� Czy jest pan Jackowski? � zapyta� Czarny.
� Nie ma! � odpar�a szybko.
� Um�wili�my si� z nim � powiedzia� Czarny. � Jestem Czarniecki.
� Nic nie wiem! Prosz� przyj�� przed sz�st�.
� Przed sz�st�! � za�mia� si� Czarny. � Nie mo�emy. B�dziemy bardzo zaj�ci. Zaczekamy
na niego. Chod�, Teresa.
I wcisn�� si� w drzwi. Kobieta ust�pi�a niech�tnie. Poprzez matowe szyby przenika�o do
hallu �wiat�o z pokoj�w.
� O co pa�stwu chodzi? Ja nie rozumiem...
� Pani jest �on� pana Jackowskiego? � zapyta� Czarny.
� I nic pani nie m�wi�?
� A co mia� m�wi�? � zaniepokoi�a si�.
� Wypo�yczy� nam mieszkanie na par� godzin � odpar� Czarny.
� Jak to? � przerazi�a si�. � Po co?
� Teresa, zosta� tutaj i wpuszczaj � powiedzia� spokojnie Czarny. � Niech mnie pani prowadzi
do najwi�kszego pokoju.
Twarz Jackowskiej zadrga�a nerwowo. Czarny trzyma� obie r�ce w kieszeniach p�aszcza.
� A co tam, ciociu? � dobieg� sk�dsi� m�ski g�os. Jackowska otworzy�a drzwi. By� to du�y
pok�j, jasny dzi�ki oknu rozci�gni�temu wzd�u� ca�ej �ciany. Sta�y tam dwa tapczany, szablonowy
komplet sto�owy i pianino. Przy stole, nad talerzem zupy, siedzia� t�gawy, rumiany
m�odzieniec.
� Przepraszam, �e przeszkadzam w obiedzie � powiedzia� Czarny. � Postoj� sobie przy
oknie.
M�odzieniec spojrza� na niego ze zdumieniem. Wsta�. Czarny min�� go i podszed� do okna.
Po drugiej strome ulicy, o kilkadziesi�t metr�w w prawo, czernia�a Forteca.
� Ciociu, a ten pan co?... � wyb�ka� t�gawy m�odzieniec.
� Prosz� pana, co wy chcecie robi�?! � zawo�a�a Jackowska. � Kogo wpuszcza�?
Czarny wzni�s� uspokajaj�co r�k�, nie odrywaj�c wzroku od ulicy. Na dole co� zaterkota�o
ha�a�liwie i przed domem przystan�a zielona ci�ar�wka.
� Panie! � krzykn�� t�gawy m�odzieniec.
Z pud�a samochodu wyskoczyli Jastrz�b, Orze�, S�owik i kilku innych. Wyci�gn�li deski
ustawiaj�c pochy�y pomost.
� Zaraz tu wnios� pianino, prosz� pani � powiedzia� Czarny.
� Co takiego?! Pianino? � os�upia�a Jackowska. Panie, to pomy�ka! Przecie� my mamy
pianino!
� W �FF� na Nieca�ej by�y dwa fortepiany � u�miechn�� si� Czarny.
14
Zadzwoniono do drzwi. Przy akompaniamencie okrzyk�w czarne pud�o pianina zsuwa�o
si� powoli po deskach. Wartownicy gapili si� z zaciekawieniem. Do pokoju wszed� Jastrz�b.
� Cze�� � powiedzia�. � W porz�deczku. Jeszcze nikogo nie ma? � Co to znaczy: nikogo
nie ma? � krzykn�a rozpaczliwie Jackowska. � Kto ma jeszcze by�, na mi�o�� bosk�? W�adziu,
jeste� m�czyzn�! Porozmawiaj z nimi!
� W�a�nie! � zawo�a� t�gawy m�odzieniec � Co to za nachodzenie prywatnego domu? Je�eli
zaraz st�d nie wyjdziecie, p�jd� na policj�!
� O rany! � zachichota� Jastrz�b. � On chce i�� na policj�!
Z klatki schodowej dobiega�y pokrzykiwania i stuki.
� W�adziu! � j�kn�a Jackowska. � Ja zwariuj�... Gdzie ten Leon?!
� Panowie, je�eli w tej chwili... � zacz�� t�gawy m�odzieniec i nagle zamilk�. Jastrz�b wyci�gn��
r�k� z kieszeni. B�ysn�a stal waltera. M�odzieniec usiad� mi�kko na krze�le.
� Co to, napad?! � krzykn�a Jackowska. � Czego od nas chcecie?
� Niech si� pani uspokoi � powiedzia� ostro Czarny. � Przecie� wnosimy meble.
Teresa otworzy�a drzwi. Sze�ciu czerwonych z wysi�ku ludzi wtaszcza�o do pokoju pianino.
Ustawiono je pod �cian�. Jastrz�b odsun�� zawleczki; uchylili powoli doln�, przedni�
�ciank�. Zad�wi�cza�a stal. Wyjmowali ostro�nie karabiny i maszynowe pistolety.
� Bo�e! � krzykn�a piskliwie Jackowska.
� No, widzi pani � powiedzia� Czarny. � Teraz wykry�o si�: o pi�tej wybuchnie w Warszawie
powstanie.
T�gawy m�odzieniec zerwa� si� z krzes�a.
� Powstanie?! � wrzasn��. � Zwariowali�cie?!
� Bo�e... � Jackowska chwyci�a si� obiema r�kami za g�ow�. � Jakie powstanie? Szale�cy,
co chcecie robi�?!
� W�a�nie! � j�kn�� t�gawy m�odzieniec. � Przecie� to samob�jstwo!
� Zamknij si�, ciapciaku � warkn�� Jastrz�b. � I wyno� si�, bo ci� zamkniemy w instrumencie.
T�gawy m�odzieniec ucich�. Z pianina wyjmowano w milczeniu bro�. Czarny zarepetowa�
stena.
� Panie! � podbieg�a do� Jackowska. � Pan tu najstarszy... Pan nie rozumie? Przecie� obok
Niemcy... W pi�� minut wystrzelaj� nas wszystkich! W tym domu s� dzieci!... Jak mo�na co�
takiego?! Bo�e, gdzie ten Leon?!
� Niech pani idzie do drugiego pokoju � odpar� Czarny. � I zabierze tego t�u�ciocha.
Jastrz�b wydoby� z pianina bia�o-czerwony sztandar, zwini�ty na drzewcu.
Ch�opak od dozorcy otworzy� bram� i ryksza wjecha�a w podw�rze. L�ni�a now� czerwieni�.
Na siode�ku tkwi� Kr�py. K�dzierzawy i Jacek wyprowadzili Sow�; By� blady i ledwo
m�g� chodzi�. Siada� powoli, zaciskaj�c szcz�ki.
� Fujarka jest? � zapyta�.
� Jest � odpar� K�dzierzawy i usiad� obok. Pod paletkiem stercza� bergman. W oknach
biela�y uwa�ne twarze. Z pi�tego pi�tra patrzy� blady J�zek. Nawet dzieci pod �mietnikiem
przerwa�y zabawy.
� Naciskaj peda�y, Kr�py � powiedzia� Jacek. � My te� zaraz prujemy.
Ryksza podskoczy�a na progu bramy, zjecha�a na jezdni�. W podw�rzu pachnia�o zgnilizn�
i wychodkiem. By�o cicho. Z okna na trzecim pi�trze wychyli�a si� Or�owska; r�ce jej
automatycznie wyciera�y talerze. Nagle zatupota�y kroki; z drzwi klatki schodowej w k�cie
wybieg� J�zek. Ludzie wychylili si� z okien.
� Co kombinujecie? � zapyta� podchodz�c.
� Nic � odburkn�� Jacek. Ch�opak od dozorcy zachichota�.
15
� Nie bujaj � powiedzia� J�zek. � Widzia�em ��czniczk� i ca�y ten ba�agan. Sowa ranny?
Jacek przyjrza� mu si� z namys�em.
� Nic nie wiesz? � zapyta�.
� Co mam wiedzie�? � �achn�� si� J�zek.
� O pi�tej powstanie � odpar� Jacek. � Wy nie idziecie? Przecie� wasi podchodz� pod
Warszaw�! J�zek spojrza� na niego ze zdumieniem.
� Powstanie?! � zawo�a�. � O cholera! Rano... nic nie m�wili! Mam kontakt dopiero jutro...
� Jutro b�dzie po wszystkim � u�miechn�� si� z wy�szo�ci� Jacek. � Warszawa nasza. No,
nic, posiedzisz sobie w mieszkaniu. Bezpieczniej.
� Ty... � szepn�� J�zek przybli�aj�c si� � nie bujasz?!
� Pod chajrem! � uderzy� si� w piersi ch�opak od dozorcy. Jacek potwierdzi� powa�nym
ruchem g�owy.
� Prujemy, Felek � powiedzia�. Podni�s� oczy i napotka� czujny wzrok matki. Skin�� jej
g�ow�.
� No, to chod�my � powt�rzy�. J�zek tkwi� nieruchomo. Spojrzeli sobie w oczy. Jacek
uczyni� dwa kroki i zatrzyma� si� nagle.
� J�zek � powiedzia�. Tamten podszed� milcz�c.
�Masz efenk�? � zapyta� Jacek. J�zek dotkn�� lewej piersi; pod marynark� rysowa�a si�
niewielka wypuk�o��.
� Cholera wie, co robi�... Przecie� nie zostan� sam na podw�rku!
Jacek porozumia� si� wzrokiem z ch�opakiem od dozorcy.
� No, to chod� � powiedzia� do J�zka. Ruszyli w milczeniu. Ze str��wki wyjrza�a t�ga
dozorczyni.
� Felek, gdzie ci� znowu niesie? � zawo�a�a. � Biegnij do Koz�owskiej po r�bank�! Ch�opak
od dozorcy u�miechn�� si� pob�a�liwie.
Matka wysz�a do kuchni i Andrzej przemkn�� si� do drzwi, chwytaj�c w biegu p�aszcz z
wieszaka. W�o�y� go na schodach; ci��y�y kieszenie. Z ulicy spojrza� w okno; ojciec podni�s�
r�k� w ge�cie po�egnania. By�o pusto. Pod chmurnym niebem szarza�y masywy mieszkalnych
blok�w. Nie odwracaj�c si� wi�cej, ruszy� do rogu. Z przecznicy wysz�a zgrabna dziewczyna.
� Hanka! � zawo�a�. � By�em u ciebie dwa razy... Znowu nic z naszego spotkania.
� My�l�! � za�mia�a si�. � Nie id� tam. Otoczyli dom ZUS�u. Ca�y batalion �andarm�w.
Gdzie� niedaleko zaterkota� pistolet maszynowy. Andrzej spojrza� nerwowo na zegarek.
� Musz� biec do miasta � powiedzia�. � Kiedy si� zobaczymy, Haniu?
� Po powstaniu � za�mia�a si�. � Ale musicie zdoby� t� wasz� Fortec�. Inaczej mo�esz si�
nie zg�asza�. Gdzie twoje wojsko?
� Pojechali, ju�..., pojechali � powiedzia� cicho.
Skin�a g�ow� z roztargnieniem.
� Nie mog� si� dosta� na punkt � westchn�a. � Nie wiem, czy Zawisza ju� przyszed�...
Spr�buj� przez ogr�dki.
� Chod� ze mn�! � zawo�a� ze sztucznym u�miechem.
� Zwariowa�e�? Przecie� mam swoich. Cze��, Andrzej! Bijcie ich zdrowo!
Ruszy�a szybkim krokiem. Stuka�y drewniaki; sukienka ods�ania�a zgrabne nogi a� po kolana.
� Uwa�aj, Hanka! � zawo�a� jeszcze. Skin�a g�ow� z lekcewa��cym u�miechem. Za domami
strzelano. Andrzej odczeka� chwil�, po czym powl�k� si� w swoj� stron�. Poprawi�
okulary i wsun�� r�ce do kieszeni p�aszcza; wyczu� ci�kie, chropawe, owalne kszta�ty.
16
Tramwaj wl�k� si� powoli. Andrzej tkwi� �ci�ni�ty mi�dzy �awkami. R�ce trzyma� w kieszeniach,
chroni�c zawleczki granat�w. Okna by�y pozamykane; przez szyby, zamazane niebiesk�
farb�, przenika�o niewiele �wiat�a. Pachnia�o kwa�no �junakami�. Tramwaj co chwila
przystawa� na d�ugie minuty. Wreszcie utkn�� na dobre; ludzie wychodzili kln�c � kt�ry� z
wagon�w wyskoczy� z szyn. Na chodnikach t�oczy�a si� ruchliwa masa przechodni�w. Andrzej
ruszy� brzegiem jezdni; w miar� pokonywania odleg�o�ci krok jego stawa� si� wolniejszy,
a r�ce bardziej spocone. Spojrza� na zegarek: by�o po wp� do czwartej. Z warkotem i
chrz�stem dogania�y go czo�gi; by�o ich trzy. Na wie�yczkach tkwi�y sztywne, czarne sylwetki.
Andrzej obrzuci� je zdziwionym spojrzeniem, zawaha� si� i przypominaj�c drog�, skr�ci�
w przecznic�. By�a to cicha, g�sto zadrzewiona uliczka, obudowana niewysokimi domami.
Jeszcze zwolni� kroku; serce bi�o mu przyspieszonym rytmem. Szed� z opuszczon� g�ow� i
liczy� automatycznie p�yty chodnika. Z rzadka mijali go przechodnie; nie podnosi� oczu.
Sk�dsi� dobiega�a skoczna muzyka.
Nagle rozleg� si� suchy terkot strza��w. Andrzej odwr�ci� si� i zatrzyma�. W ulic� wskoczy�a
czerwona ryksza. Kr�py jej kierowca peda�owa� co si�, pochylony nad g�owami pasa�er�w.
Jeden z nich, o zwichrzonej szopie w�os�w, doby� spod p�aszcza bergmana; drugi, oparty
o niego bezw�adnie, zdawa� si� drzema�. Na jego p�aszczu pod pach� czerwienia�a widoczna
z daleka plama krwi. Ryksza przeby�a mo�e ze sto metr�w, zataczaj�c luki od chodnika do
chodnika, gdy zza rogu wyskoczy�o na jezdni� czterech Niemc�w. Pasa�er rykszy odwr�ci�
si� i podni�s� bergmana: strzela� jedn� r�k�, drug� podtrzymywa� towarzysza. Odpowiedzia�a
mu d�uga seria i pojedyncze strza�y. W tej chwili ryksza skr�ci�a gwa�townie, brz�kn�a o
kraw�d�, zawis�a jednym ko�em w powietrzu i wpad�a na chodnik. Rykszarz natychmiast wyr�wna�
i p�dzi� teraz wprost na Andrzeja. Nagle w uliczk� skr�ci� szary, otwarty �Mercedes�;
Niemcy skoczyli na stopnie i w�z zerwa� si� do posagu. Andrzej uskoczy� pod drzewo. Dojrza�
czerwon�, nieprzytomn� z wysi�ku twarz rykszarza, z trudem chwytaj�cego powietrze.
Przed samochodem os�ania� ich rz�d drzew, ale do najbli�szej przecznicy by�o ze sto pi��dziesi�t
metr�w. Pogo� zbli�a�a si� szybko. Andrzejowi zaszumia�o w g�owie; wykona� palcami
obu r�k nieznaczny ruch. Stukn�y cicho zawleczki.
� Uciekajcie! � krzykn��. � Ja ich zatrzymam!
Kr�py nacisn�� peda�y w rozpaczliwym wysi�ku. Ryksza pomkn�a chodnikiem. Z samochodu
posz�a seria; doko�a fruwa�y li�cie. Andrzej, na wp� ukryty za cienkim pniem, trwa�
przez moment nieruchomo, po czym wyszarpn�� oba granaty z kieszeni i rzuci� je lekko na
jezdni�, o kilkana�cie metr�w przed samochodem. W�z zahamowa� z przera�liwym piskiem
opon. Padaj�c dojrza� Andrzej przez mgnienie ziej�cy ogniem wylot lufy maszynowego pistoletu.
W tej samej chwili wstrz�sn�� powietrzem podw�jny wybuch. Kto� zawy� nieludzko,
z rozbitej maski �Mercedesa� buchn�y p�omienie. Tego ju� Andrzej nie widzia�; kula strzaska�a
mu okulary i dotar�a do m�zgu.
Otworzono drzwi i Czarny odwr�ci� si� od okna.
� Panie podchor��y, melduj� swoje przybycie � stukn�� obcasami Jacek. Za nim znieruchomieli
ch�opak od dozorcy i J�zek.
� A reszta?
� Powinni ju� by� � odpar� Jacek. � Sowa ranny przy zakupie broni. Przyni�s� fujark�.
Wioz� go ryksz�.
� A ten kolega sk�d? � zapyta� Czarny wskazuj�c g�ow� J�zka. Jacek zawaha� si� przez
mgnienie.
� Z naszego podw�rka � odpar�. � Znam go od szczeniaka.
� Dot�d nie nale�a�? � zdziwi� si� Czarny.
� Nie sk�ada�o mu si� � odpar� Jacek. � Ale ma efenk� i chce i�� na Fortec�.
17
Wargi J�zka zadr�a�y lekko. Zaczerwieni� si�.
� Dobrze � skwitowa� spraw� Czarny. � Lepiej p�no ni� wcale.
Zad�wi�cza� dzwonek. Teresa rzuci�a si� do drzwi: K�dzierzawy i Kr�py wnosili Sow�.
Byli zadyszani i brudni. P�aszcz Sowy czerwienia� krwi�.
� W takim stanie przynosicie ch�opaka? � oburzy� si� Czarny. � Po co on tu?
� Panie komendancie... ja chcia�em spojrze�... � wyb�ka� Sowa.
� Co�cie z nim zrobili? � zawo�a� Jacek.
� Nic � odpar� K�dzierzawy �api�c oddech. � Opatrunek mu si�, wida�, zsun��, bo krew
przesz�a na p�aszcz. Nie widzieli�my tej plamy i tak wie�li�my go po ulicy. A z chodnika zobaczyli
Niemcy. Z�by nie jaki� facet, co im rzuci� pod samoch�d granaty, le�eliby�my
grzecznie w rynsztoku.
� Co za facet? � zapyta� Czarny.
� A bo ja wiem? � wzruszy� ramionami Kr�py. � Sta� pod drzewkiem, jak gdyby na nas
umy�lnie czeka�.
Zosta� tam.
Zamilkli. Sow� z�o�ono ostro�nie na tapczanie. Z pomoc� Jacka Teresa zacz�a poprawia�
mu opatrunek.
� Wcze�nie obejmujesz obowi�zki sanitariuszki � powiedzia� Czarny. � Wprawka.
Teresa lekko poblad�a. R�ka jej by�a czerwona od krwi.
� Przynie�cie gor�cej wody � powiedzia�a.
� Id� ty, S�owik � rozkaza� Jastrz�b. � Umiesz gada� babami.
S�owik od�o�y� karabin i ruszy� leniwie. Inni przegl�dali czy�cili bro�. Siedzieli na tapczanach
i pod �cianami.
� Czwarta pi�tna�cie � powiedzia� Czarny.. � Brak sekcji Andrzeja.
� I ��cznika od Zabawy � doda� Jastrz�b.
Czarny podszed� do okna. Zza chmur wyjrza�o s�o�ce i szyby Fortecy zab�ys�y. Nagle dom
zadr�a� lekko. Czarny wytrzeszczy� oczy.
� O psiakrew! � krzykn��. Jastrz�b zerwa� si�.
� Nie podchodzi� do okna! � rozkaza� Czarny. � Zobacz� nas. Przed Fortec� przystan�y
trzy czo�gi.
Patrzy� chciwie. Z wie�yczek wyskakiwa�y czarne postaci i roz�azi�y si� po ulicy. Kt�ry�
wyci�gn�� z kieszeni termos i wychyla� jego zawarto��. Dw�ch niby to si� boksowa�o; skakali
jak koguty, spr�y�cie i lekko, �mieli si� i pokrzykiwali. Byli m�odzi, ogorzali, przystojni.
Wartownicy wyle�li zza bunkra, opu�cili lufy i wdali si� w rozmow� z pancernymi.
� Czwarta dwadzie�cia � powiedzia� Czarny. � �eby mo�na teraz... Mieliby�my ich
wszystkich i czo�gi. Trzy czo�gi, ch�opcy.
Odwr�ci� si� nagle.
� Kto umie poprowadzi� czo�g? � zapyta�.
Zapanowa�a zdumiona cisza. Sowa podni�s� si� na �okciu.
� Ale numer! � za�mia� si�. � My w czo�gach... Cholera!
� Czo�gu nigdy nie prowadzi�em, bo i sk�d � powiedzia�
z k�ta J�zek � ale trzy lata robi�em przy samochodach u Daimlera, Mo�e da rad�.
� Ja te� od Daimlera � doda� Jacek.
� Je�dzi�em na tym naszym zielonym pudle � przy��czy� si� Orze�. � Czo�g dla mnie niestraszny.
Do pokoju wkroczy� uroczy�cie S�owik, a za nim Jackowska z miednic� wody.
� O Bo�e! � zawo�a�a ujrzawszy Sow�. � Ranny! Panowie, jeszcze raz...
� Takie czasy, paniusiu � zachrypia� S�owik. � Czerwona si� leje jak bimber.
� A co b�dzie za godzink�, ho ho! � doda� Orze�.
Jackowska postawi�a miednic� i wycofa�a si� bez s�owa.
18
Teresa namoczy�a gaz�.
� Je�eli uda nam si� zdoby� te czo�gi � powiedzia� Czarny � to nastawiamy lufy, i z Fortecy
kupa gruz�w.
� Cholera! � westchn�� Jastrz�b. � �eby tylko nie pojechali przed pi�t�, swo�ocze.
� Nie lepiej spu�ci� na nich z okna buteleczki z benzyn�? � wtr�ci� K�dzierzawy.
� G�upi�! � skarci� go Jacek.
Zad�wi�cza� dzwonek. Teresa zerwa�a si�. Za ni� podszed� do drzwi Czarny, ale zaraz si�
cofn��.
� Uwaga, powsta�! � zawo�a� cicho. � Baczno��!
Zerwali si� wszyscy. Szcz�kn�a bro�. Sowa podni�s� si� na tapczanie. Do pokoju wszed�
Witold. By� wysoki. Spod p�aszcza wystawa�y mu pumpy.
� Obywatelu komendancie, melduj� pluton gotowy do natarcia � recytowa� Czarny, wypr�ony
i lekko podany do przodu. � Stan obecny: szesnastu ludzi. Jeden ranny przy zdobywaniu
broni.
� Dzi�kuj�, spocznij � powiedzia� Witold podaj�c mu r�k�. � Dlaczego was tak ma�o?
� Zgodnie z rozkazem sekcj� podchor��ych odda�em Zabawie � meldowa� Czarny. � Dot�d
brak sekcji Andrzeja.
� Szesnasta trzydzie�ci � powiedzia� Witold spogl�daj�c na zegarek. � Mo�e jeszcze
przyjd�.
� Co nowego?
Czarny poprowadzi� go do okna. Stan�li za firank�. Przy czo�gach kr�ci�o si� paru �o�nierzy.
� Je�eli przez te p� godziny nie odjad�, b�d� nasze � powiedzia�. Witold skin�� g�ow� w
zamy�leniu.
� A nie mo�na by wcze�niej? � zapyta� cicho Czarny. � Cho�by za pi�� minut?
� Nie mo�na � odpar� Witold; � Nacieramy wszyscy razem.
� Ale sytuacja tego wymaga � upiera� si� Czarny. � Mog� lada chwila zwia�. Pchn��bym
go�ca do Zabawy... Wyko�czymy ich bez b�lu.
� Na pluton Zabawy nie ma co Uczy� � powiedzia� Witold.
W pokoju zrobi�o si� cicho.
� Jak to? � wyb�ka� Czarny.
� Przeszli na Bastion � odpar� Witold. � W po�udnie podwoi�a si� tam esesma�ska za�oga.
Rozumiesz, Bastion najwa�niejszy. Nie wolno nam ryzykowa�. Musicie sami zwi�za� Fortec�...
ale dopiero o pi�tej. Chocia� na par� minut, �eby nie poszli na pomoc tamtym. Oczywi�cie,
je�eli
uda si� wam zdoby� te czo�gi...
Czarny spojrza� w okno. Doko�a czo�g�w uwijali si� �o�nierze. Z okien Fortecy gapili si�
w ulic� esesmani. Wartownicy przy bramie tkwili znowu bez ruchu, z broni� w pogotowiu.
� Rozumiem � powiedzia�. � Rozkaz, obywatelu komendancie.
Teresa patrzy�a na� rozszerzonymi oczyma. Wszyscy stali nieruchomo, bez s�owa. Witold
spojrza� znowu na zegarek.
� Za dwadzie�cia pi�ta � powiedzia�. � Id�. Z�am r�k� i nog�. My te� nie b�dziemy mieli
lekkiej roboty z Bastionem. � Odwr�ci� si�. � Powodzenia, ch�opcy! Zobaczymy si�... nied�ugo.
Czo�em!
� Czo�em, panie komendancie! � odpowiedzieli ch�rem.
Stukn�y drzwi. Sowa skrzywi� si� z b�lu. Przez chwil� panowa�o milczenie. Wreszcie
S�owik pochyli� si� nad chlebakiem.
� Te, Orze� � powiedzia� ochryple � a gdzie butelka?
� Nie kaza�em wam rozbi� wszystkich? � zapyta� z ty�u Jastrz�b.
S�owik spojrza� na� ponuro.
19
� Jeszcze�my nie w koszarach, �eby grzeba� cz�owiekowi w dobytku � warkn��.
Czarny odszed� od okna. U�miechn�� si� przelotnie do Teresy.
� Sekcja Jastrz�bia pokryje ogniem okna i bram� � powiedzia�. � My musimy dopa�� czo�g�w.
Do pierwszego p�jdzie ze mn� K�dzierzawy i ten nowy... � urwa� nagle; w ulicy zawarcza�
g�ucho silnik. Czarny doskoczy� do okna.
Za�ogi wskakiwa�y do czo�g�w. Z Fortecy wybiegi oficer w czerni, krzykn�� co� i wdrapa�
si� zr�cznie na wie�yczk�. Pierwszy czo�g ruszy�. Czarny odwr�ci� si� powoli. Patrzyli na
niego z napi�ciem.
� Wr��! � powiedzia�. � Nie daliby�my sobie rady z czo�gami. Nikt z nas nie umie obs�ugiwa�
dzia�a. Nacieramy na Fortec� wed�ug planu...
Chrz�ci�y g�sienice. Dom dr�a�. Czarny wyci�gn�� papiero�nic�, powoli wyj�� papierosa,
zapala� d�ugo i spokojnie.
� ...z tym, �e jak s�yszeli�cie, nie wzmocni nas pluton Zabawy. Ja nacieram na bram�, Jastrz�b
na lewe skrzyd�o, Jacek na prawe. Odwodu nie b�dzie.
Znowu zapad�o milczenie, Nie ruszali si�. Patrzyli na Czarnego uwa�nie; opu�ci� oczy, ale
je zaraz podni�s�.
� Prawda! � powiedzia� nagle Jacek. � Mam legitymacje. Wyda� je teraz?
� Je�eli zd��ysz � odpar� Czarny. � Za dziesi�� minut wychodzimy. Ka�dy wypisze pseudonim.
Rubryk� nazwiska zostawi� pust�.
� Kiedy zak�adamy opaski? � spyta� Jastrz�b.
� P�niej � powiedzia� Czarny. � Przyszykowa� si� ch�opcy.
Wstawali. Sucho trzaska�y zamki. Teresa pr�bowa�a pochwyci� wzrok Czarnego. Sowa
usiad� z wysi�kiem.
� Kto bierze moj� fujark�, panowie? � zapyta�.
� Ja � odpar� Kr�py.
� Oddasz mi j� do �apy, rozumiesz? I z procentem: pi��dziesi�t pestek.
� Na tym szmuglu strasznie� wycwania�, bracie � parskn�� Kr�py.
� Pestek b�dziecie mieli zaraz jak grochu � rzek� Sowa.
Czarny wprowadzi� pocisk do lufy stena. Podszed� do Teresy.
� Rzeczywi�cie z�y dzie� wybrali�my sobie, Irka � powiedzia�. � Za du�o wra�e�. Mo�e
jutro...
K�ciki jej ust lekko drgn�y.
� Przecie� jutro b�dzie defilada � odpar�a z u�miechem.
Czarny dotkn�� ukradkiem jej r�ki. �cisn�a mu palce z ca�ych si�.
Do pokoju wsun�� si� ch�opak o ma�piej twarzy.
� Czo�gi odjecha�y, wlaz�o pi�ciu, nie wy�azi nikt � meldowa�. � Znajdzie si� dla mnie jakie
��d�o, panie poruczniku?
� Widzisz, �e nie wszyscy maj� bro� � powiedzia� Czarny. � Bierz sztandar. Poczekasz w
bramie, a p�niej, kiedy zdob�dziemy Fortec�, zatkniesz go szybko na dachu...
Ch�opak skrzywi� si�, ale pos�usznie chwyci� drzewce, rozwin��. W pokoju zaja�nia�o. Patrzyli
w i milczeniu na bia�o-czerwony pas p��tna.
� A ten Andrzej nawali� � warkn�� nagle Jastrz�b. � Ze dwa razy go widzia�em, ale mi wygl�da�
na maminsynka. �winia w okularach.
� Dezerter � powiedzia� twardo Czarny.
� A mo�e im si� co� sta�o? � wtr�ci�a Teresa.
� Wszystkim? � za�mia� si� Czarny. � Znajdziemy go i porozmawiamy... jutro.
� Z takimi kr�tkie gadanie � wtr�ci� Jacek. � Nie chcia�bym siedzie� w jego sk�rze,
Czarny spojrza� na zegarek.
� Za trzy minuty pi�ta � zawo�a�. � Wychodzi�!
20
Ruszy� pierwszy do przedpokoju, otworzy� z �oskotem drzwi na klatk� schodow�. Wybiegali
kolejno. W drzwiach kuchni ukaza�a si� Jackowska.
� Panowie, dok�d? � zawo�a�a. � Przecie� to szale�stwo! Bo�e, co teraz b�dzie?
� Niech lec� na z�amanie karku! � warkn�� za jej plecami t�gawy m�odzieniec.
Ostatnia wybieg�a Ter