6270

Szczegóły
Tytuł 6270
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6270 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6270 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6270 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6270 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jerzy Janicki Czkawka Unser Kaiser im Gebet. Vater im Himmel, Lenker der Sonnen, Zeuge f�r mich, der in Demut dir nacht! Ich nicht habe den Kampf begonnen, Ich nicht streute die blutige Saat! Doch von Feinden und Neidern umgeben Rief ich mein Volk zu seiner Wehr, Lass Deinen Geist uns're Waffen umschweben, Uns sei der Sieg - und Dir sei die Ehr. Harry Sheff WST�P, CZYLI SK�D SI� BIERZE CZKAWKA Nigdy w �yciu nie prowadzi�em pami�tnika. Nigdy mi ani przez my�l nie przesz�o utrwali� i przechowa� dla pami�ci przep�ywaj�cy czas, zdarzenia mijaj�cego dnia. Tak by�em zadufany we w�asn� pami��, �e nawet przez lata reporterki nigdy nie zapisywa�em imion i nazwisk ludzi, liczb, dat i opowiadanych przez nich zdarze�. Nawet numery telefon�w zawierza�em w�asnej g�owie, a nie notesowi. Mo�na mnie by�o przebudzi� o p�nocy, a bez specjalnej mitr�gi recytowa�em sk�ad �Pogoni" od bramkarza do lewoskrzyd�owego. I nagle kt�rego� dnia... Teraz, kiedy ma si� na grzbiecie tyle lat i kiedy nie spos�b sobie przypomnie�, co jad�o si� wczoraj na obiad, ogarnia dawnego pysza�ka pora�aj�cy l�k, �e z ka�dym dniem i z ka�d� minut� kartki tego notesu-pami�ci p�owiej�, krusz� si� i z wolna, z wolna staj� si� ledwie strz�pkami, a potem py�kiem rozsianym z dala jeden od drugiego i kr���cym jak atomy po galaktyce czasu. To sroga niewdzi�czno�� wobec nich. Bo przecie� dzi�ki nim, kiedy jeszcze pouk�adane by�y jako tako na rega�ach pami�ci, mog�em je dowolnie stamt�d wybiera� i pos�ugiwa� si� nimi jak klockami, z kt�rych przez ponad p� wieku uk�ada�em fabu�ki scenariuszy, s�uchowisk, opowiada�. Ale wyimaginowani bohaterowie zawsze b�d� tylko zewn�trznym kszta�tem przypominali �ywych ludzi. S� jak manekiny wystawiane w sklepowej witrynie i dopiero tchnienie w nie wspomnienia dawno zapami�tanych postaci zdolne jest o�ywi� je naprawd�. Bo kiedy ju� o tym mowa, to przecie� to nieprawda, �e te wszystkie postacie i zdarzenia z Matysiak�w, z Domu czy z Polskich dr�g, ze s�uchowisk i opowiada�, wzi�te zosta�y z powietrza, z fantazji, z umiej�tnie wygimnastykowanej wyobra�ni. W ka�dej z nich JERZY JANICKI � CZKAWKA gdzie� tam tkwi jak nie atom, to neutron, spin, kwant, kt�ry by� cz�stk� prawdziwego cz�owieka. To w�a�nie ich g�osy, powiedzonka, gesty, strz�py �yciorys�w, a tak�e moje w�asne doznania i odkrycia na kolejnych etapach poznawania �wiata, pozwala�y mi latami uprawia� zaw�d opowiadacza polskich los�w. Takie wi�c zatem na staro�� poczu�em wyrzuty sumienia wobec tych wiruj�cych w kosmosie czasu wspomnie� i tak� odbija� mi si� zacz�y czkawk�, �e powzi��em my�l sprowadzenia ich na powr�t na ziemi�. A do tego i ta nostalgia do Ziemi, kt�ra mnie na �wiat wyda�a, do Miasta, kt�re wci�� jest, a kt�rego tak naprawd� dla wielu ju� nie ma, i kt�re te� jak czkawk� odbija mi si� bez przerwy ka�dego dnia i o ka�dej godzinie. Nie jest wi�c ta ksi��ka, bro� Bo�e, pami�tnikiem. Przeciwnie - jest ba�aganiarsk� wi�zank� mgnie� pami�ci, skojarze�, refleksji, rodzinnych obrazk�w; trzydzie�ci pi�� czasem b�ahych, czasem znacz�cych wspomnie�, a jednocze�nie po�egnanie raz na zawsze z pomys�em napisania serialu o Lwowie i o ludziach kres�w, czegom na w�asn� zgub� nie zrealizowa� i zrealizowa� ju� nie zd���, a te trzydzie�ci i pi�� zanotowanych tu migawek pami�ci mia�y by� brulionem scenariusza. Jest wi�c ta ksi��ka tylko substytutem, namiastk�, nie do ko�ca sp�aconym wekslem zaci�gni�tym od Ziemi tam pozostawionej. Jest nieistniej�cym notesem, kt�rego z lenistwa czy zadufania nie chcia�o mi si� prowadzi�. I teraz odbija mi si� to czkawk�. Czkawka. Naukowo - singulis. I wcale nie zamierzam szuka� na t� dolegliwo�� lekarstwa... WARSZAWA, CZERWIEC 2000 O WY�SZO�CI CZASU MOSKIEWSKIEGO NAD �RODKOWOEUROPEJSKIM Zaj�cia szkolne roku trzydziestego dziewi�tego zacz�y si� we Lwowie dopiero w po�owie pa�dziernika. Tradycji pierwszego wrze�nia o tyle sta�o si� zado��, �e udzielona zosta�a wprawdzie lekcja historii, lecz na ko�cowy dzwonek przysz�o czeka�, jak wiadomo, ca�e pi�� lat. Tak wi�c dopiero w pa�dzierniku szko�y otworzy�y swoje podwoje. Zgoniono nas do sali gimnastycznej. By�o czerwono od �o-zung�w rozpi�tych pomi�dzy drabinkami do �wicze�. Nowy dyrektor szko�y, przywieziony - jak si� wkr�tce okaza�o - a� z Odessy, wyg�osi� przem�wienie powitalne. W jego ukrai�sko-- rosyjsko -polskim wydaniu przem�wienie to brzmia�o mniej wi�cej tak: W�adza radziecka kocha dzieci. W�adza radziecka dba i troszczy si� o m�odzie�. Najlepszym tego dowodem, �e od jutra lekcje zaczyna� b�dziecie, drodzy uczniowie, nie jak za pa�skiej Polski ju� o godzinie �smej, ale dopiero o dziewi�tej. I tak by�o istotnie. Jako� wida� chyba przez nieuwag� zapomnia� tylko doda�, �e w�wczas we Lwowie ju� od dw�ch tygodni obowi�zywa� czas moskiewski i ta dziewi�ta by�a praktycznie si�dm� rano. Je�li rzecz uj�� dialektycznie - dyrektor wcale nie �ga�: szko�a zaczyna�a si� o dziewi�tej. I jak ka�da lekcja, r�wnie� i ta mia�a cechy wielce dydaktyczne i pouczaj�ce, bo p�yn�ce z niej nauki obowi�zywa�y jeszcze przez dalsze lat pi��dziesi�t... ^_���< �jL C_ " "" �-*�" ��� T.- -1 �a?3^�y^gi|hQ) yay>rx5' PSIE SERCE Ju�, ju� trzyma�em palec na przycisku pilota, �eby zmieni� program, kiedy redaktorowi �Panoramy" zachcia�o si� mnie wzruszy� i wyemitowa� migawk� przegran� z w�oskiej telewizji. Oto na przystanku autobusowym jakiej� sycylijskiej mie�ciny drzema� pies. Na widok nadje�d�aj�cego autobusu wychudzone z g�odu i staro�ci psisko poderwa�o si� nagle energicznie i z zadartym pyskiem wpatrywa�o si� w wysiadaj�cych pasa�er�w. Wida� by�o w zbli�eniu kamery, jak w oczach zn�kanego wyczekiwaniem zwierzaka fala rozpaczy zalewa�a tl�ce si� iskierki nadziei. Po czym wehiku� odje�d�a�, a pies ponownie zapada� w drzemk�, z kt�rej wyrwa� go mia� kolejny nadje�d�aj�cy pod�ug rozk�adu jazdy autobus. Narrator, najwyra�niej wzruszony ca�� t� scenk�, obja�nia�, �e pies ten, straciwszy przed szesnastu laty swego pana, odt�d tak ju� dzie� w dzie� daremnie wyczekuje jego powrotu. Pami�tam, �e pierwsz� moj� bezwstydn� reakcj� zawodowca by�a my�l o zmarnowanym przez w�oskiego filmowca temacie. Taka sobie reporterska, wyciskaj�ca �zy migawka? I tylko tyle? A przecie� w�a�ciciel tego psa nie rozsta� si� z nim przed szesnastu laty tak po prostu bez powodu. Mo�e by� cz�onkiem mafii (wszak to Sycylia!) i wywlekli go z domu karabinierzy? Mo�e wybra� si� na p�noc w poszukiwaniu pracy? A mo�e opu�ci�a go z kochankiem niewierna �ona i wyruszy�, g�odny pomsty, w �lad za zdradliw� par�? Czy to zreszt� wa�ne, kim by� ten cz�owiek, z�y czy dobry, szlachetny biedak czy n�dzny szubrawiec? Wierne psie serce nie ocenia swego pana ani kodeksem, ani poziomem socjalnej hierarchii. Po prostu zwierzak nie jest w stanie poj��, co si� w�a�ciwie sta�o, �e nagle zosta� sam. Przez ca�e szesna�cie lat nie do- 11 j JERZY JANICKI � CZKAWKA puszcza� nawet do swojej biednej psiej g�owy my�li, �e pan, jego pan, mo�e do niego nie wr�ci�. Czy tu zreszt� chodzi o to, co sobie ten pies wyobra�a, je�eli w og�le psy, cokolwiek by o ich m�dro�ci m�wi�, mog� pos�ugiwa� si� czym� tak eterycznym i nienamacalnym jak wyobra�nia? Ten pies to tylko impuls, to jak zapa�ka, kt�r� je�li przy�o�y� pod umiej�tnie pouk�adany stos chrustu wyobra�ni, roznieci ogie� dowolnie p�on�cych los�w tego cz�owieka, kt�ry psa opu�ci�. Mo�e chcia� dobrze i jecha� w�a�nie do weterynarza, ale zagubiony w wielkim mie�cie wpad� pod tramwaj, kt�ry mu obci�� obie nogi? A mo�e w�a�nie przeciwnie - by� z�ym cz�owiekiem i w traktierni przegra� tego wieczoru swego psa w karty? A mo�e po drodze przy��czy� si� do strajkuj�cych bezrobotnych, rozbi� kamieniem wystaw� i siedzi teraz za kratkami? Co ja si� zreszt� b�d� wysila� i wymy�la� fabu�� za jakiego� W�ocha, kt�ry zmarnowa� taki temat, poprzestaj�c na dwuminutowej migawce, �eby zarobi� par� lir�w... Tak to sobie wtedy i zanotowa�em: sam obrazek. Mo�e jeszcze kiedy� si� przyda... A� tu nagle po jakim� czasie nowa niespodzianka. I zn�w wype�z�a z telewizora. Ma�o tego - zn�w z psem w g��wnej roli. Ale ju� z kundlem naszym, polskim, poczciwym, zapchlo-nym warszawskim k�apouchem. I to w scenerii wypisz, wymaluj jak ta z sycylijskiego miasteczka, bo te� z przystankiem autobusowym w tle. R�g Sobieskiego i Truskawieckiej na Sadybie. Ten nasz pies w odr�nieniu od swego w�oskiego alter ego nie odznacza� si� sentymentalnym wyczekiwaniem i �lep� wiar� w fatalizm. Przeciwnie - nerwowo krz�ta� si� mi�dzy nogami oczekuj�cych na autobus pasa�er�w, a kiedy nadjecha� numer sto szesna�cie, pierwszy wskoczy� do �rodka. Podobno, je�li wierzy� wyznaniom kierowcy, obw�chuj�c wszystkich pasa�er�w, dojecha� a� do ostatniego przystanku na �oliborzu, po czym odby� drog� powrotn�, wysiad� na Sadybie, przebieg� -cwaniak - na zielonym �wietle na przeciwleg�� stron� Sobieskiego i doczekawszy autobusu tym razem numer trzysta dziewi�tna�cie, zn�w zabra� si� w kolejn� podr�. Po godzinie widziano go ponownie na tym samym przystanku. Pono� w�drowa� tak a� do zmierzchu. Ta opowiastka o psiej wierno�ci i rozpaczy za utraconym panem by�a idealn� kopi� w�oskiej. Niemal plagiatem, gdyby nie PSIE SERCE zaledwie o dwuminutow� migawk� tu sz�o, a wi�c o zdarzenie prawdziwe, nie podlegaj�ce ochronie autorskiego prawa. C� dalej ? Wiadomo, �e kiedy� i t� histori� trzeba mi b�dzie rozpisa�. No bo dlaczego ten facet, kt�ry pewnego dnia wsiad� do stu szesnastu na rogu Sobieskiego i Truskawieckiej, nie zabra� ze sob� psa? Niewykluczone, �e by� pijany. A mo�e wcale nie, mo�e wcale nie spostrzeg�, �e pies nie zd��y� za nim wskoczy�, i kiedy wysiad� na najbli�szym przystanku i zawr�ci� na r�g Bonifacego, psiaka ju� tam nie by�o? Mo�e ucieka� przed ruskimi reketierami, kt�rym nie zap�aci� haraczu, i dopad� pierwszego z brzegu autobusu, wy�ej sobie ceni�c �ycie ni� psa? Mo�e teraz, rw�c w�osy z g�owy, obje�d�a wszystkie schroniska i rozlepia na przystankach karteczki, obiecuj�c wysokie znale�ne? Czy psa przygarn�a jaka� lito�ciwa dama, czy mo�e zapija-czony badylarz dawno go ju� uwi�za� �a�cuchem do budy? Ca�� Polsk�, je�li si� uprze�, mo�na przy tej okazji pokaza�, bowiem ten skowycz�cy z rozpaczy psiak na autobusowym przystanku to ledwie ekspozycja kilku naraz, kompletnie od siebie r�nych opowiada�... Czy to ju� cynizm, �eby tak sobie mie� za nic psi� bied� i rozpacz cz�owieka, kt�ry utraci� przyjaciela? Cynizm czy mo�e tylko zawodowe skrzywienie? Jak tego chirurga, kt�ry, ogl�daj�c rentgenowsk� klisz�, wykrzykiwa� z zachwytem: �Ach, c� za przepi�kne z�amanie podudzia!" I nagle... poczu�em wyrzuty sumienia. Wcale nie z powodu tych ch�odnych, mo�e i naprawd� cynicznych rozwa�a�. Moje wyrzuty sumienia mia�y metryk� bardzo s�dziw�, po-nadsze��dziesi�cioletni�. Jak mog�em nie pami�ta�, �e to ja sam by�em tym Sycylijczykiem i jednocze�nie tym facetem z Sadyby, kt�ry zostawi� swego psa na pastw� losu? Ledwie tylko szczeg�y scenerii r�ni� si� mi�dzy sob�: wystarczy przystanek autobusu zast�pi� peronem kolejowego dworca... A mo�e i nie wystarczy. Bo jeszcze i czas akcji sprawia, �e ten sam dramat psiego serca inny jednak ma wymiar i trzykrotnie bole�niejsz� czyni rozpacz mojego psa od rozpaczy tych z telewizyjnych sm�tnych opowiastek. Wabi� si� Krzyk. Jak ka�dy rasowy wy�e� odznacza� si� pi�kn�, smuk�� sylwetk�, jednolit� kasztanow� ma�ci� przekre�lona fvlk"<~� f-1 *"�": """� ll JERZY [ANICKI � CZKAWKA my�liwskich zalet umia� wita� si� podawaniem �apy, samodzielnie przynosi� w pysku gazety z kiosku, uwielbia� taska� za ojcem bambusow� lask�, a w chwilach dobrego humoru zaszczyca� i mnie targaniem w mordzie tornistra w drodze do szko�y. A� nasta� taki wrzesie�, z tego powodu niepoj�ty dla Krzyka, �e ani starszy pan nie wyruszy� do biura, ani m�odszy do szko�y. Ju� wtedy musia�o to by� dla� dziwne, �e starszy pan, dot�d wychodz�cy z domu w pumpach i w kapeluszu, nagle wyjecha� w jakim� zielonym mundurze i w butach z cholewami. I wcale nie wr�ci� jak zwykle o pi�tnastej. Ani tego dnia, ani nast�pnego. Tkwi� wi�c biedny Krzyk przy furtce i po raz pierwszy wy� z rozpaczy, nie pojmuj�c, dlaczego go pan opu�ci�. Potem przysz�a zima. Pierwsza wojenna zima, wsz�dzie bezlito�nie surowa, ale gdzie tam innym mrozom r�wna� si� z t� zim� podolsk�, trzaskaj�c� i such�, wyj�c� wiatrami w wykrotach dniestrowych jar�w. Tej zimy umar�a moja matka. Pies znikn�� nagle z domu. Jedni m�wili, �e zastrzeli� go pijany so-wiet. Kto� inny widzia� go na cmentarzu. Ca�e godziny wy� wierny Krzyk nad zasypanym �niegiem kopczykiem, zn�w poj�� nie mog�c, dlaczego w �lad za panem opu�ci�a go i pani. Zjecha� dobry wuj aszek, aby sieroty - mnie i siostr� - zabra� do innego miasta. Siedzieli�my ju� w saniach okutani w baranie sk�ry. Ale jak tu jecha� bez Krzyka? Musieli�my drog� obra� przez cmentarz, aby go stamt�d si�� prawie odci�gn��. Wuj by� w miasteczku dyrektorem szko�y muzycznej. Krzyk poma�u przywyka� do nowych warunk�w i tylko przy lekcji skrzypiec, z mord� zadart� ku niebu, zawodzi� za �cian� smutno i �a�o�nie, bo tak w�a�nie z nieznanych przyczyn wszystkie psy reaguj� na d�wi�ki skrzypiec, a ju� wy��y w szczeg�lno�ci. W szkole wuja kwaterowali sowieci. Z tej racji czas jaki� nie grozi�a nam wyw�zka, bo ruski cz�owiek kocha muzyk�. Jeden m�odszy lejtnant da� tego niezbity dow�d. Kt�rego� wieczoru odwo�a� wuja na stron�: na w�asne oczy widzia� nas na li�cie wyznaczonych do marcowej wyw�zki. Nazajutrz, �witem, czekali�my ju� z siostr� na peronie czortkowskiego dworca na poci�g, kt�ry mia� nas zawie�� tym razem do dziadka. Poci�g jako� d�ugo si� sp�nia�. Kiedy wreszcie nadjecha�, kipi�cy t�um w mgnieniu oka tak doszcz�tnie go oblepi�, �e ledwie znale�li�my miejsca na pomo�cie ostatniego wagonu. PSIE SERCE Dzi� dopiero wiem, �e gdyby nie ten ostatni wagon, to opowiadanie pozbawione by�oby puenty. Bo kiedy wraz z gwizdem lokomotywy poci�g wolno zacz�� si� toczy�, z rozwartych gwa�townie drzwi dworcowej poczekalni wypad� na peron zziajany pies. Do dzi� poj�� nie jestem w stanie, sk�d wiedzia�, wyrwawszy si� z domu, w jakim kierunku nale�y biec. I niech mi nikt nie stara si� t�umaczy�, �e pies kieruje si� w�chem. Krzyk, z wywalonym na bok j�zorem, z kipi�c� pian� �liny na pysku, zdawa� si� p�yn�� w powietrzu, jakby wcale nie dotykaj�c osmolonych kolejowych podk�ad�w. Im bli�ej by� ostatniego buforu, tym szczelniej zaciska�o si� moje gard�o. Wynik tego po�cigu z g�ry by� przes�dzony. Tylko ja o tym wiedzia�em, bo on -ufny w swe geny psa tropiciela - wierzy� pewnie do ko�ca, �e wyjdzie z tego zmagania zwyci�sko. Lecz poci�g nabiera� coraz wi�kszej szybko�ci i wierna, rozwarta rozpacz� psia morda oddala�a si� bardziej i bardziej, a� w ko�cu br�zowy punkcik ca�kiem roztopi� si� w bieli �niegu, poprzez kt�ry po�yskiwa�y ju� tylko wyszlifowane mrozem szyny. Dzi� jeszcze widz� te br�zowe �lepia, hipnotycznie wlepione w brudn� szyb� pomostu. Nikt z nas nigdy ju� Krzyka nie widzia�. I nigdy ju� si� nie dowiem, w kt�rym miejscu pi�knej podolskiej krainy po raz ostatni zabi�o wy�le serce. Tylko tego jestem pewien, �e nie zboczy� z kolejowego nasypu, z tej - jak u nas powiadaj� - sztre-ki, kt�ra unios�a w nieznane ostatniego jego pana, co go zn�w bez s�owa po�egnania opu�ci�... PS Kiedy zdarzy�o si� niedawno, �e opu�ci�y nas obie ukochane jamniczki - Zuzia i Mafia - i obiecali�my sobie solennie z Krysi�, �e ju� wi�cej ps�w mie� nie b�dziemy - nasze dzieci, pomne wida� na t� powtarzan� bez ko�ca opowie�� o wiernym wy�lim sercu Krzyka, zafundowa�y nam na otarcie �ez wy�lic� w�a�nie. Wabi si� Giga. Taki sam k�apouch jak jej praprapra-dziadek, te same smutne br�zowe �lepia, w kt�rych jest tyle mi�o�ci, co i wiary, �e nigdy, ale to nigdy ich pa�stwo jej nie opuszcz�... DWIE SZKO�Y, CZYLI PRZYPOWIE�� O KISZONYCH OG�RKACH Jecha� czy nie jecha�? Tyle ju� lat min�o, a wci�� jeszcze obowi�zuj� w tej kwestii dwie szko�y, dwie teorie. Jedna zaleca masochizm, druga -amnezj�. Zwolennicy tej pierwszej dobrowolnie skazuj� siebie na rol� m�a, kt�ry wie, �e w ��ku jego �ony baraszkuje ju� kto� inny, i wszyscy mu to w k�ko powtarzaj�, �e to niestety prawda i �e po diab�a chce si� o tym osobi�cie przekona�, i �e ona ju� nie taka jak kiedy�, i �e zbrzyd�a, i �e po co mu to... Ale on nie, on dobrych rad nie s�ucha, on, niewierny Tomasz, sam musi dotkn�� krwawi�cej rany, jego mi�o�� jest wci�� tak wielka, �e a� graniczy ze zboczeniem, i dopiero ��dza doznania upokorzenia i b�lu sprawi mu ulg�. Tak rzecze masochista. A zwolennik amnezji? Jest nawet rad z tej przypad�o�ci, bo i po co niby pami�ta�? Wczoraj to orygina�, dzi� - to ju� ledwie falsyfikat tego samego obrazu. Wi�c woli zachowa� pod powiekami t� utrwalon� raz na zawsze klisz�, ni� por�wnywa� j� po retuszu czasu. Ci pierwsi zatem rw� si� i jad�, tych drugich wo�ami nikt nie zaci�gnie. Od zawsze przynale�ny by�em do tej pierwszej kategorii masochist�w i tylko dyba�em na pierwsz� okazj�. Trafi�a mi si� po trzynastu latach niecierpliwego oczekiwania. By� rok 1956. W Kijowie szykowano si� do imprezy zwanej dekad� kultury polskiej na Ukrainie. Mam jecha� jako sprawozdawca Polskiego Radia, co traktuj� jako dar niebios ofiaruj�cych mi w prezencie zobaczenie nareszcie Lwowa. Ale okazuje si�, �e ta kultura polska ma by� obchodzona wy��cznie w Kijowie, Charkowie i Odessie. To ca�kiem tak, jakby obchodzi� kultur� angielsk� w Delhi, Johannesburgu i Ottawie z pomini�ciem Londynu. 17 ?f ;�;.. Vi IERZY JANICKI � CZKAWKA Szefem polskiej delegacji jest Lucjan Motyka. Bardzo r�wny go�� i chocia� krakus, rozumie moje rozczarowanie. Wi�c zaraz przy lampce, jak to si� eufemistycznie zwyk�o nazywa� ochlaj na powitalnym bankiecie, zwraca si� do prezesa Radia i Telewizji towarzysza Szczerbickiego, �e ma tu ze sob� reportera rodem ze Lwowa, kt�ry chcia�by zobaczy� stare k�ty. Ten ca�y Szczer-bicki, figura do�� obrzydliwa (zosta� w czas jaki� potem pierwszym sekretarzem Ukrainy i zas�yn�� jako najbardziej zatwardzia�y beton w biurze politycznym Bre�niewa), chcia� si� wida� pokaza�, �e jest dobrym i hojnym paniskiem, bo ju� nazajutrz wyda� polecenie, �eby lwowskie radio podj�o mnie jak nale�y, kiedy tam przylec�. W dwa dni potem l�duj� na Skni�owie. Schodz� po trapie i od razu widz� zmierzaj�cego w moim kierunku faceta w jesionce do kostek, z bukietem kwiat�w owini�tych w �Izwie-sti�". Z miejsca funduje mi nied�wiedzia, priwietswujem s pri-jezdom, on sam Wo�odia M�j siej ewicz, a mnie kak budiet po otczestwie? Jerzy Zdzis�awowicz? Mi�osti prosim, maszyna �diot, jediem w gorod. Maszyna to moskwicz, dawny opel kadet, kt�ry nam si� nale�a�, nie im, bo kadety montowane by�y w Landsbergu, czyli w dzisiejszym Gorzowie, ale co tam takie drobiazgi, jedziemy. Jedziemy Wo�odia przy kierowcy, ja z ty�u ca�y zagapiony w mijane ulice. Wzd�u� Kulparkowskiej jeszcze jest wszystko w porz�dku, ale kiedy skr�camy w Zadw�rza�sk�, wed�ug Wo�odii to Wo�gograd�ka. Wci�� czuj�c si� cicerone, nie szcz�dzi mi obja�nie�. Jeszcze pyta troskliwie, czy wszystko rozumiem po rosyjsku. I tak sobie w�drujemy, on wu�yci� Mira, a ja Sapiehy on Kijowsk�, a ja Na Bajkach, on sunie Kotlarew�koho, a ja Na-bielaka, on Dzier�y�skoho, a ja Pe�czy�sk�. A� dziw, �e wsp�lnie dojechali�my w to samo miejsce, to jest pod �George'a", kt�ry jest �Inturistem". Tu wr�czaj� mi klucz do pokoju z numerem o wr�cz mickiewiczowsko-fatalistycznej liczbie 44. M�wi�c nawiasem, okaza�o si� potem, �e numer ten przydzielano wszystkim przybywaj�cym tu Polakom, bo by� to w�wczas jedyny apartament z zainstalowanym pods�uchem. Ale wida�, �e i Wo�odia nie by� tego �wiadom, bo kiedy wkroczyli�my do pokoju, rozejrza� si� po wn�trzu i najczystsz� polszczyzn� zapyta�: - No i jak si� panu pok�j podoba? DWIE SZKO�Y, CZYLI PRZYPOWIE�� O KISZONYCH OG�RKACH Odpowiedzia�em, �e znakomity i �e kiedy tylko umyj� r�ce po podr�y zapraszam go na d� na kolacj�. Pocz�� si� Wo�odia v\ykr�ca�; wi� jak w��, �e czeka go nagranie, �e studio, �e nocny dy�ur, �e pilne telefony, �e innym razem. Zaczyna�em poma�u mie� do�� tej hipokryzji i postawi�em spraw� jasno: rozumiem, �e przy kierowcy kr�powa� si� m�wi� po polsku, mo�emy wi�c przy stoliku pos�ugiwa� si� j�zykiem Puszkina lub nawet zgo�a Szewczenki. - Jerzy Zdzis�awowiczu! - zaprotestowa� z zapa�em. - Wcale nie o to chodzi. Dy�ur, dy�ur mnie czeka w studiu. Jednak dok�adnie o to w�a�nie chodzi�o, bo przez nast�pne dni nigdy, ale to nigdy w obecno�ci swojego szefa, koleg�w, znajomych nie o�mieli� si� odezwa� do mnie po polsku, co by�o ju� hipokryzj� wr�cz pi�trow�, bo wszak dlatego w�a�nie delegowano go na lotnisko, �e pos�ugiwa� si� polskim bez wysi�ku, trudno zreszt�, �eby by�o inaczej, skoro si� tu urodzi� i tata, Moj�esz G., p�ki go nie spalono w Be��cu, mia� na S�onecznej sk�ad materia��w �elaznych. Szybko wi�c samotnie zbiegam na d� i teraz byle tylko cokolwiek przek�si� i w miasto! Na �yczakowsk�, pod dom... W sali restauracyjnej zaj�tych kilka stolik�w. Orkiestra z�o�ona z pianisty, saksofonisty i perkusji gra jaki� jazzowy kawa�ek, ju� wida� dozwolony. Na parkiecie ta�cz� obj�te wp� dwie baby. Prowadzi baba w sweterku i zielonej sp�dnicy druga w marszczonych kierzowych butach z cholewami. Gdzie ja jestem?! Czy to jest na pewno �George"?! I nagle zn�w, jak to mi si� ju� niejednokrotnie w podobnych sytuacjach przytrafia�o, trac� pod stopami grunt realnego czasu i na jedno mgnienie przenosz� si� w inny tego czasu wymiar. Jak w porozbijanej na kawa�ki fotograficznej szklanej kliszy odbijaj� si� u�amki zas�yszanych obraz�w-wspomnie�. A to po�yskuj� na parkiecie lakierki ojca, kt�ry prowadzi w tangu mam�, a mama w toalecie nabytej naprzeciwko u Gabrieli Stark, a to nagle sunie w�r�d szmeru podziwu pomi�dzy stolikami Zofia Batycka - miss Polonia, dla kt�rej sam Kiepura oszala� i wykupi� dla niej ca�� kwiaciarni� �George'a" do ostatniego we flakonie storczyka. A to zn�w spoza emulsji innej kliszy wygl�da twarz wojewodzi-ca Leszka Bi�yka, co jeszcze ca�kiem niedawno opowiada� mi, Jakie tu odprawia� sylwestry. A coroczn� tradycj� bywa�o, �e bal JERZY JANICKI � CZKAWKA sylwestrowy u �George'a" otwiera� ca�y w szamerunkach dow�dca czternastego pu�ku, wiod�c po parkiecie bia�� klacz u�a�sk�, z we�nianymi skarpetami na kopytach, a przy kulbace dwa kot�y, w jednym czerwone, a w drugim bia�e go�dziki, wr�czane po kolei damom. - Budietie u�ynat'? Pit'? Wot wam karta meniu, rozsmatri-ties. To przywo�uje mnie z moich za�wiat�w kelner, wr�czaj�c kart� da�. Jest w tym kelnerze co� nieuchwytnie niedzisiejszego, staranny przedzia�ek, mucha, ca�y szarmancko pochylony, jakie� nieoczekiwane skrzy�owanie fagasa z bawidamkiem, ma w swym wygl�dzie co� z Teo Lingena - komika z film�w �Ufy", kt�rych nie wolno by�o ogl�da�, bo �tylko �winie siedz� w kinie", a raz zdarzy�o mi si� jednak by� t� �wini� w kinie �Roxy" na K�trzy�skiego, czego do dzi� sromotnie si� wstydz�. Zag��biam si� w lekturze karty da�, jako� irracjonalnie pewny niemal, �e tu, we Lwowie, zjem nareszcie co� swojskiego, bo dot�d w Charkowie, Odessie i Kijowie nieodmiennie by� tylko wyb�r pomi�dzy bifszteksem rublenym, rumszteksem te� rublenym albo �angietom z wietczyny. Czytam, czytam, a tu szef kuchni poleca: bifszteks rublenyj, rumszteks rublenyj, �angiet z wietczyny. Kurwa jego ma� i jak nie grzmotn� t� kart� o blat stolika! Ju� sam teraz nie wiem, czy powiedzia�em to g�o�no, czy tylko w duchu do siebie, ale chyba jednak g�o�no, bo Teo Lingen, wcale nie-zgorszony, nachyla si� szarmancko i m�wi czyst� lwowsk� polszczyzn�, gdzie� tak na oko z okolic Rappaporta i �r�dlanej: - Ta po co si pan denerwuj i? Ma by� sznycelek po wiede�-sku? On b�dzi. Ma by� z jajeczkiem na wierzchu? B�dzie jajecz-ko. Wielkie mecyje, �e tego nie ma w karcie. Ja ju� lec� stalowa�. I rzeczywi�cie po kwadransie l�duje na stoliku winersznycel z sadzonym jajkiem po�rodku, nawet plaster cytryny jest. I ka-rafeczka piercowki. - Przecie� nie zamawia�em. - Co znaczy nie zamawia�em? Ze mn� si pan co� nie na napije? Wi�c wychylamy po secie, lecz kiedy prosz� o rachunek, i to szybko, bo mi si� spieszy, m�j Teo Lingen okazuje si� nie tylko wzorowym kelnerem, ale i psychologiem nie lada. DWIE SZKO�Y, CZYLI PRZYPOWIE�� O KISZONYCH OG�RKACH - Pan tylko co przyjecha� do Lwowa? - pyta domy�lnie. -I pierwszy raz od wyjazdu? No to ja ju� wiem na sicher, dok�d si panu tak spieszy. Pan s�ucha, co ja panu powiem. Pan obecni da sobi do nosa jeszcze sto gram i zakimpirw pan sfryga zak�sk�, ja zdam naczalnikowi kas� i ju� id� tam z panem. To jest ca�kiem niebeser, �eby pan szed� sam pod w�asn� cha�up�. Ju� ja wiem, co ja m�wi�. Daleko to? - G�rny �yczak�w. - Te� dobrze... Nie ma takiego napiwku wdzi�czno�ci, na jaki zas�u�y� sobie ten kelner, �e tak w�a�nie wyre�yserowa� ten m�j debiut w scenie powrotu. Rzecz jasna, �e nie ma i takiego kelnera, kt�ry robi�by cokolwiek bez wyrachowania. Ten ju� od dawna nosi� si� z zamiarem repatriacji do Polski, ale im wi�cej by�o ochoty, tym wi�cej rodzi�o si� w�tpliwo�ci. Ja mia�em mu te w�tpliwo�ci rozwia�. Po pierwsze, czy w Polsce kelnerzy pracuj� za go�� pensj� czy na procent od rachunku. Po drugie, czy klienci p�ac� napiwki, bo tutaj jest to �le widziane, poniewa� dawanie napiwku poni�a godno�� cz�owieka pracy. Po trzecie, jaka jest szansa za�o�enia w�asnego lokalu. Ale najgorszy zgryz jak st�d do Winnik jest w tym, �e ma pan J�zef �on� Rosjank� i czy jej te� wolno b�dzie wyjecha�. A sk�d niby ja to wszystko mog�em wiedzie�? Wi�c wyszli�my na ten plac Mariacki, ka�dy poch�oni�ty tym, co go czeka. To by� ju� p�ny wiecz�r, na ulicach ani �ywej duszy. Tylko u wylotu Batorego przechadza� si� milicjant z owczarkiem na smyczy. Przechodzimy na drug� stron� placu, ale to tylko on przechodzi, bo ja zn�w przekraczam granic� dw�ch czas�w i zbli�am si� do naro�nika, gdzie w okupacyjnym Creditanstalt Bank-Verein pracowa�em jako goniec, czyli Laufbursche, aby mie� ausweis chroni�cy przy �apankach. Ju� mijam s�siedni� aptek� Poraty�skiego, kiedy dogania mnie pytanie, czy rachunki w Polsce inkasuje sam kelner, czy jest od tego p�atniczy, czyli ober. Potem ja zdejmuj� czapk�, by si� pok�oni� Bernardynom, a pan J�zef wlaz� w�a�nie na zaplecze kuchni, bo s�ysza�, ze podobno w Warszawie s� ju� nawet kuchnie klimatyzowane. A� jednak, mimo �e wci�� unoszeni dwoma strumieniami dw�ch czas�w, uda�o nam si� pospo�u dop�yn�� na plac G�owy, czyli Bandurskiego. Przystan�li�my na papierosa. JERZY IANICKI � CZKAWKA - No i masz pan swoj� Lenina. To ju� nawet nie o to chodzi, �e to by�a �yczakowska. Bo to wcale nie by�a moja �yczakowska. Ta moja mia�a rozmach i przestrze� jakiej� Pi�tej Avenue, niesko�czenie d�ugiej i naje�onej gmachami. A tu, okazuje si�, prawie ocieraj� si� o siebie dwa mijaj�ce si� tramwaje, a tu nawet budynek pod si�dmym, gdzie kino �Metro", nie ma wi�cej ni� trzy pi�tra. Wst�ga okazuje si� sznurkiem, w�� zaledwie robakiem. Ju� sam nawet nie wiem, co jest bardziej okrutne: zderzenie dw�ch czas�w czy brutalna prawda, �e dziecko przygl�da si� �wiatu z poziomu parteru, a wtedy nawet komin na budynku Sprechera ma wysoko�� wie�y Eiffla. Pami�� dziecka jest fotograficzn� migawk�, kt�ra potem wywo�ywana w ciemni czasu utrwala na kliszy zupe�nie inny obraz. Idziemy. Po prawej �uli�skiego, po lewej Grottgera, potem Zak�ad G�uchoniemych, a zaraz za nim sz�sta buda, gdzie To-lo Szolginia, gdzie Dzidziu Hiolski. To ju� z tego miejsca wyrusza� Dzidek po szkole w drog� do domu, a ca�a batiarnia za nim, bo chocia� do W�jtowskiej nie tak zn�w daleko, on wst�powa� do ka�dej niemal bramy i tam pr�bowa�, kt�ra rezonuje najlepiej, wi�c nios�o si� to �naprz�d wiara, i�� przytomnie" starego wiarusa od bramy do bramy, batiarska wiara sz�a karnie krok w krok za swoim �Hiolinim" i nikt jeszcze nie wiedzia�, �e w sze��dziesi�t lat potem tylko mnie jednego z ca�ej tej ba-tiarni los wyznaczy, by zap�aka� nad jego trumn�, ju� na warszawskich Pow�zkach, mimo �e nakazywa� w�wczas po bramach, �e �tylko wara p�aka� po mnie". Jaka� jednak tasiemcowo d�uga ta �yczakowska. Ko�ci�ek �wi�tego Antoniego, a naprzeciw niemal szpitalik �wi�tej Zofii, gdzie doktor Zalewski wycina� wprawdzie migda�ki, ale zaraz potem dozwolone za to by�o jedzenie lod�w u Engelkreisa na rogu Hoffmana. Nawet pan J�zef ju� nie jest ciekaw gastronomicznych polskich obyczaj�w, jakby przeczuwaj�c, �e tylko par� krok�w dzieli go od jego pos�annictwa, kt�rego sam si� podj��. Jeszcze tylko zapasowe koszary czternastego pu�ku, jeszcze naro�nik przy Piotra i Paw�a, gdzie czas poch�on�� zielon� budk�, z kt�rej wychodzi� garbus zbrojny w wielgachn� wajch�, kt�r� przestawia� tory tramwajowe, aby jedynka mog�a pomkn�� prosto w g�r� ku Bartoszowi G�owackiemu, strzeg�- DWIE SZKO�Y, CZYLI PRZYPOWIE�� O KISZONYCH OG�RKACH cemu �yczakowskiego parku, i tam dopiero zako�czy� na p�tli swoj� w�dr�wk� rozpocz�t� jeszcze na Dworcu G��wnym. Na samym rogu sklep papierzany Blausteina. Numer - 84. I tylko do tej liczby �A" doda� i jeste�my na miejscu. Ani �ladu po schodkach wiod�cych do sklepiku pani Paw�owskiej, za to po drugiej stronie bramy wci�� te same drewniane stopnie prowadz�ce do zak�adu fryzjerskiego Samuela Sommera. Jasne, �e to ju� �Parikmacherskaja", bo naszego Sommera prochy ju� dawno wiatr rozwia� nad Be��cem i tyle z tego dymu zdo�a�o si� osta�, com go utrwali� w Polskich drogach w postaci starego �yda o tym samym nazwisku, kt�ry w osobie aktora Boru�skiego przywi�d� sw� wnuczk� i odda� Kaczorowi-Kurasiowi na w�asno��. Jako� d�ugo nie mam odwagi unie�� wzroku ponad ten parter. Tam ju� nasze okna. Z nich uczy�em si� �wiata. Na wprost garbata uliczka Krupiarska, gdzie pod sz�stym pomieszkiwa� To�ko, t�dy bieg�o si� na hinter a� na Kajzerwald. Nieco w lewo kapliczka Matki Boskiej. Dzi� jeszcze pami�tam zawi�� biografi� tej kapliczki. Postawi� j� jaki� szlachcic-pieniacz, uniesiony ekspiacj� za awantury i burdy, kt�rych bywa� autorem. Ale powiadali te�, �e wystawi� j� s�ynny z dziwactw starosta kaniowski Miko�aj Potocki. Potem wysokiej rangi hofrat austriacki, przeje�d�aj�c noc�, zawadzi� by� kolask� o biedn� kapliczk� i z�ama� o�. Rozsierdzony przykaza� kapliczk� rozebra� i wkr�tce ociemnia�. Postawiono wi�c now�, nie tak okaza��, ale i t�, cho� nikomu ju� nie z�ama�a osi, rozebrali bolszewicy. Pan J�zef, jakby czyta� w moich my�lach, obja�nia, �e jest w tym miejscu za to kinoteatr imienia Jaros�awa Ga�ana. A w chwil� potem czuj�, jak jego palce zaciskaj� si� wok� przegubu mojej d�oni. Czy�by, do cholery, dostrzeg� czy wyczu�, �e gdzie� od tchawicy pe�zn�� nagle zacz�� ku mojej krtani jaki� j�zor - nie j�zor, jaki� korek - nie korek, kt�ry tak �cisn�� mi gard�o, �e �adne s�owo nie by�oby w stanie prze�lizn�� si� przez t� nieoczekiwan� przeszkod�? C� zreszt� by�bym w stanie powiedzie�? Nic przecie� pr�cz tego jednego jedynego elementu nie dostrzegam w naszych oknach na pi�trze. Zielona gufrowana bibu�ka zamiast firanki i p�katy s��j kisz�cych si� w tym s�oju og�rk�w. Ju� sam nie wiem, kt�re okno jest od sypialni, a za kt�rym pok�j dzieci�cy, kt�re nale�y do salonu, a kt�re do jadalnego. JERZY JANICKI � CZKAWKA Tylko ta zielona marszczona bibu�ka i ten r�wnie zielony s��j og�rk�w kisz�cych si� w koprze. Przez ca�e, mo�e i kr�tkie, ale jednak przez ca�e w�asne �ycie patrzy�em na �wiat z tamtej strony wsparty o parapet wy�lizgany �okciami dziadka, taty, moimi. I nagle ca�y ten �wiat zredukowany do rozmiar�w s�oja z og�rkami, kt�ry tam tkwi zamiast mnie. - No i czy ja nie mia�em s�usznej racji, �eby si pan na to nie szpanowa� sam jeden? Ju� ja dobrze wiem, co to znaczy patrze� si� na co�, czego faktycznie nie ma. Pan J�zef ujmuje mnie delikatnie, ale stanowczo pod �okie�. I jak wytrawny psychiatra, kt�ry wie, jak� zastosowa� terapi�, �eby uspokoi� niezr�wnowa�onego pacjenta, dodaje, �e najlepiej b�dzie, je�eli nie sp�dz� tej nocy samotnie. - Zasn�� pan i tak nie za�nie - m�wi - a nie spa� na trze�wo ka�dy g�upi potrafi. Jakie jest pana zdanie o stolicznej ? Ona wcale nie ust�puje waszej wyborowej. Po co ja si� zreszt� pana pytam. Idziemy do mnie na Gr�deck�. Ka�dy, kto jako tako orientuje si�, jaka odleg�o�� dzieli �yczak�w od g�rnej Gr�deckiej, wie, �e nie by�a to kr�tka w�dr�wka. Dawno min�a p�noc, kiedy pan J�zef otwiera� drzwi swego mieszkania, po�o�onego w oficynie, z obowi�zkowym jak tu wsz�dzie wej�ciem wprost z wewn�trznego balkonu. Ju� od progu wita nas wrzask rozsierdzonej, bo rozbudzonej z nag�a pani J�zefowej, w nocnej koszuli, z �bem nastroszonym tuzinem papilot�w. - Ty gdzie, swo�ocz, do sich por sidie�?! Kowo ty priwio�? I naraz ten wytworny kelner d�entelmen, ten subtelny m�j opiekun psycholog w jednej chwili postanawia udowodni� i ruskiej babie, i mnie, kto tu naprawd� rz�dzi. - Jeszczo odno s�owo, a ubiju kak sobaku! Znajesz, kto eto? Eto m�j samyj bliskij drug i� goroda Warszawa. �o�ys spat'! Pierwsza po p�nocy - pijemy stoliczn�. Druga - pijemy mo-skowsk�. O trzeciej przyszed� czas na koniak, ale dobry, bo nie gruzi�ski, ale jak B�g przykaza� ormia�ski, pi�� gwiazdek, KWWK, co jest odpowiednikiem VSOP. I w �aden spos�b nie jestem w stanie si� upi�. I wci�� tylko zielenieje mi przed oczami ten s��j kiszonych og�rk�w zza pomarszczonej bibu�ki udaj�cej firank�. - Wiesz, J�ziu, kogo mi przypominasz? Teo Lingena. DWIE SZKO�Y, CZYLI PRZYPOWIE�� O KISZONYCH OG�RKACH - Co za jeden? - Pierwszorz�dny komik niemiecki. Ten Teo Lingen razem z Hansem Moserem w Sieben Jahre Pech i w Sieben Jahre Gluck to po prostu boki mo�na by�o zrywa�. Wiesz, gdzie by�o kino �Roxy"? - Dlaczego co� mam nagle nie wiedzie�? Na K�trzy�skiego, zaraz za kolejowymi blokami. - Zgadza, si�. Nachyl si� i daj mi s�owo, �e absolutnie nikomu tego nie powt�rzysz. Absolutnie nikomu. Daj� ci s�owo, �e zdarzy�o si� tylko jeden raz. Ale jednak. A przecie� tylko �winie siedz� w kinie. Pijesz ze �wini�, J�ziu, i taka jest prawda... W tym miejscu ju� go�ym okiem wida�, �e tak za bardzo trze�wy to jednak nie by�em. �eby kompletnie obcemu cz�owiekowi powierza� takie tajemnice? Ale to w�a�nie temu cz�owiekowi zawdzi�czam, �e nie poczu�em si� samotny w jednej z najgorszych chwil �ycia, kiedy przysz�o mi zrozumie�, �e nie nale�y wyznacza� sobie randki z czasem przesz�ym. To ju� nawet nie czas perfectum, to plus�uamperfectum, czas zaprzesz�y. I ka�dego pr�dzej czy p�niej czeka ju� tylko dwulitrowy s��j kiszonych og�rk�w. Na trze�wo nie do zniesienia... ' fembcrgcr � o , n �yczak�w nach Kisielka. 4> c P a u S (j e g c b e n 21, 18 a t* v 9. SS� iKeinertrog eon 400 (g.rcm^iarcir ift ten �urd) ttc6c�-fd)ii3�mmu�8 BctungltWtcn SBcac^nctn BOK �an� uni (oljne Cft SBciUti;atigfeit 5S^)ranSc SO fPt <?� 59?* S c m t� c t g. E mit 3di!iar;^ctf�;R i t S -� 5, SZWAB Ostatni raz widzia�em go jeszcze w czasie okupacji, jakie� dziesi�� lat po wojnie zobaczy�em go ponownie we Wroc�awiu. Uradowa�o nas obu to spotkanie, cho� szczerze m�wi�c, dzi� ju� nie dostrzegam szczeg�lnych powod�w, �eby a� pada� sobie w ramiona. Ani by� ci on moim przyjacielem, ani koleg�, ledwie znajomym z tej samej ulicy. Nawet do szk� chodzili�my innych, bo mojej patronem by� Zimorowicz, jego �wi�ty Antoni, tyle �e obie budy mie�ci�y si� przy �yczakowskiej. Czasem tylko mijali�my si� na przystanku jedynki albo w papierzanym (koniecznie papierzanym w�a�nie, nie w papierniczym) sklepie Blausteina na rogu Piotra i Paw�a, gdzie nabywa�o si� r a d y r k � lub pi�ro do obsadki zwane rond�wk�. I tyle by�o tej naszej znajomo�ci. Ale wtedy, ledwie dziesi�� lat po wojnie, najwa�niejszym kryterium by�o stwierdzenie, �e w og�le si� �yje. Wtedy ca�a nabyta wiedza o geografii okaza�a si� zupe�nie do luftu, dotychczasowych s�siad�w dzieli�y ju� nawet nie pa�stwowe granice, ale ca�e nieraz kontynenty. Ten zna-jomek m�g� by� r�wnie dobrze jeszcze w Azji, co i w Afryce, w zale�no�ci od losu, kt�ry mu kaza� albo pasa� barany w uzbeckim ko�chozie, albo czo�ga� si� w piachu pod Tobmkiem. A tymczasem on �y�, ca�y, zdrowy, i w�a�nie jecha� na pomo�cie wroc�awskiego tramwaju, kiedy mnie dojrza� krocz�cego ulic� Grabiszy�sk�. - Bodaj ci nag�a krew zala�a! To ty �yjisz?! Tylko w ustach Iwowiaka �yczenie zalania nag�� krwi� jest Paradoksalnie wyrazem nie pomsty, a przeciwnie - oznak� najwy�szej czu�o�ci, uznania lub podziwu. Wi�c to wtedy w�a�nie Padli�my sobie w ramiona, �ciskaj�c si� jak bracia, kt�rzy daw-no ju� pogrzebali nadziej� na wsp�lne spotkanie. 27 JERZY JANICKI � CZKAWKA I szli�my ju� razem, we dw�ch, t� d�ugachn�, wyszczerbion� ruinami ulic�, kt�rej si� tylko zdawa�o, �e jest Grabiszy�sk�, a by�a tymczasem �yczakowsk�, przywo�an� jak na seansie spirytystycznym z za�wiat�w naszej pami�ci. Ko�ci� Klarysek, naprzeciw apteka �Pod Rzymskim Cesarzem" Ehr-bara, kino ��wit", Zak�ad G�uchoniemych, sz�sta buda (�a pami�tasz Dzidzia. Hiolskiego?"), knajpa Dreifingera, dzieci�cy szpitalik �wi�tej Zofii (�ta Gruca �yji, ta ma si ro-zumi�, �e �yji, podobnu w Bytomiu"), gmach �Soko�a", koszary czternastego pu�ku, cerkiewka Piotra i Paw�a, a-przed ni� garbus, co wajch� zmienia� tory, �eby �semka mog�a skr�ci� w stron� cmentarza, Krupiarska, a za ni� kapliczka z Matk� Bosk� (�rozebrali j� bolszewiki, �eby im tak w p�ucach gra�o!")... No, dalej ju� i�� nie warto, bo w�a�nie doszli�my do naszych dom�w... I wtedy �yczakowska zn�w sta�a si� Grabiszy�sk�. - A co u ciebi? �on� masz? Dzieci masz? - Ta niby syna mam. - Jak si nazywa? - Ta jak? Ta ma si rozumie�, �e Tolu. Od razu przy�apa�em si� na tym, �e bardzo nieroztropne, mo�e nawet i nietaktowne by�o to moje pytanie. By� przecie� dzieckiem �yczakowa, a do �wi�tej tradycji �yk�w tej dzielnicy nale�a� obowi�zek nadawania synom przy chrzcie imienia Antoniego dla podkre�lenia wierno�ci parafii pod wezwaniem �wi�tego Antoniego, kt�ry w og�le patronowa� ca�ej dzielnicy, bo opr�cz �wi�tyni by�a tu i szko�a �wi�tego Antoniego, i ulica, i plac, i bazar wreszcie. Pami�tam, �e od razu wyda� mi si� podejrzany ten jaki� brak entuzjazmu, nawet ciep�a, w kt�re zwykle ka�dy ojciec opako-wuje swoj� odpowied�, kiedy go zagadn�� o syna. Co� wida� z tym jego Tolem nie wszystko by�o jak nale�y. Nie �mia�em pyta�, a w�wczas on sam, jakby odgaduj�c moje w�tpliwo�ci, uzna� za stosowne wyja�ni�: - Szwabam sobi wyhodowa� na stare lata. - Jak to szwaba?! No wi�c w najwi�kszym skr�cie wygl�da�o to mniej wi�cej tak, �e kiedy ich repatriacyjny poci�g dobi� wreszcie do Wroc�awia i kiedy tak patrzyli z �on� na to morze ruin, kt�re mia�o by� 28 l odt�d erzacem Lwowa, dostrzegli w t�umie podobnych rozbitk�w skulonego i zasmarkanego z p�aczu dwuletniego dzieciaka. - I popatrz ty�ku, co si okazuji. Jaki� niemiecki b�kart. Tekturow� tabliczk� mu zawiesili na szyi i pisze na niej, �e nicht Fater, nicht Mutter, �e alle beide rodzice kaput pod bombami czy co� w tym rodzaju. Ja si patrz� na �on�, �ona na mnie, a ten furt ino p�acze i p�acze. Morda taka niemiecka, �e przestraszy� si mo�na. �eb rudy, pieg�w tyli,, jakby kot w wentylator nasra�, szcz�ka wystaj�ca. Jednym s�owem Himmler albo inna cholera. No, ale sierota to jest sierota, nasermater, machn�li my z �on� r�k� na O�wi�cim, na te zrujnowan� Warszaw�, na to wszyst-ku, co nas spotka�o, i adoptowali my jego. Szwab Szwabem, ale sirota to jest zawsze sirota... Tak rozmawiaj�c doszli�my a� do osiedla jednorodzinnych domk�w, z kt�rych jeden by� ju� jego w�asno�ci�. Za drucian� siatk� ogrodzenia dawnego tenisowego kortu, zaros�ego teraz k�pkami trawy, grupka kilkunastolatk�w ugania�a si� za pi�k�. - Tolu! - zawo�a� m�j �yczakowski s�siad. - Wujku ze Lwowa przyhula�. Przywitaj si elegancka. Tolu pos�usznie natychmiast opu�ci� koleg�w. Kiedy ju� zbli�y� si� do siatki, zobaczy�em wyrostka, kt�rego typ urody istotnie dalece odbiega� od s�owia�skiego wzoru. Nie spos�b by�o odm�wi� mojemu koledze trafno�ci opisu. Archipelag pieg�w, ry�e brwi, p�omiennej barwy na je�yka przystrzy�ona czupryna, do tego ta teuto�ska stercz�ca ku przodowi �uchwa. Tolu strzeli� obcasami jak na apelu. Co� wypada�o i mnie teraz powiedzie�. - Tolu - spyta�em - a ty by do Lwowa pojecha�? Ma�y szwab wywali� na mnie ga�y jak na cz�owieka niespe�na rozumu, a jego odpowied� pop�yn�a melodi� takiego �yczakowskiego za�piewu, jaki ju� dzisiaj tylko w Bytomiu mo�na us�ysze�. - Pani! - zawo�a�. - Ta na kulanach! Ta w jednyj chwili! Zd�bia�em. I tylko jedno przysz�o mi do g�owy: Zauberlehring! Jak Boga kocham - Zauberlehring! Gdyby biedny Tolu zna� j�zyk swoich prawdziwych przodk�w, wiedzia�by, �e Zauberlehring znaczy po polsku �ucze� czarnoksi�nika" i �e taki w�a�nie tytu� nosi�a przed dwoma niemal wiekami ballada Goethego. ^,x Kro. 52267, f. F, SBotnit bie netwerfaflte imb dn llnterridjt JHC � lung &er 5j)ierjen$e unb cine� jTOeirmafJttjeti biatetifc&en 35er= fa^ren� mtt bem 2>tef>e funb gemadjt f at in S>f&= |ic|t anf We �Sfr&elTening imb ouf einc gefitnbe ^r^alfung be� ?Ru^ �ic&es mit Secrrt i?om 13. SRooem* kr 1834 3af)ty72.',o fcie 6ei<jef4[of� fcnc ncue 3�e[d)riuii) fuc �cmi* nicn nnb 2Sunt>arjte, wie auc| ci= iien 6cfonberu Unterri^t fur ben ?onbmanu itnb 35ief)&ef!(jer uf>er bi� 9>cf)ant)!uiK; bcr 'Jlierfett^en ciiic� pecfsnapigen i>iatctif4cn s mit tent Sic^c pu- all= gemciitcn ^HHbtwa^ung tmb S5c= |era�stigc6en befunfcctt. bicfcr 5ScSc!)r�ui(5 rocrtft! fammtfictjc O--ktijfetten, �onit�f�feeaiiifen, 3?ie^= fcefiljet nnb llritert|aticit ju einer ge�auen 95ea$n�t.(5 berfcIBen onge--wiefen, �oki in J^o^e diic� fpa--tcrn ^oM ^offanj[fibm-etl tiorn ;*,o. Sfpri! 1835 ausbnjcf(i(6 fcffge-fcljt irarb, bop bi� ff, 35 6is 4-? uiib 102 k� cffcn mit bcm j\rci�f�rci-fwti u�o�ona instrukcyia i nauka o leczeniu zaraz zwier/�eyeh i o stos�w-nem dyctetyc/nem- post�-powaiiki z byd�em, og�oszona zostaie. t ysoka nadworna kanee-laryia w zamiarze ulepszenia i utrzymania przy zdrowiu byd�a pozytk o \vetro, uzna�a P'ekretem z dnia 13. Listopada 1834 pod liczb� 27230, za��czona tu nowa insfrok-cyia dla Domini�w i c�iyrur-g�w, niemni�y osobn� nauk� dla w�o�cianina i posiadacza byd�a o leczeniu ynra/ z-wie-rz�cycin i sfosownem dyetc tycziiera post�powaniu z by d�cm dla powszechnego obwieszczenia i zachowania wyda�. Przy og�osze� i u tey nowe Instriilicyi zaleca si� wszysf kim Zwiorzchno�ci�m , l rzednik�m zdrowia, w�a�ci ci�o ni byd�a i poddanym �cis�e ojiey�e zachowywani przyc/em w skutek p�niej s/ego Dekretu w ysokiey Kai celaryi nadworriey z dnia 3 Kwietnia 1835 wyra�nie st nowi si�, i� ��. 8.j do 42 i K .s,�,.�;<>,,7,..^/v,,'' l�lf�..�i-��,; ( SZWAB Wi�c jaki tam z niego Tolu? Najzwyklejszy Zauberlehring -ucze� czarnoksi�nika, nie z Weimaru wprawdzie, a z �yczako-wa, co jednak potrafi� moc� magii mi�o�ci do rodzinnego miasta nie tylko z Niemca wyczarowa� Polaka, ale go jeszcze i po �wowsku nauczy� ba�aka�. PS W wiele ju� lat po tym wydarzeniu, przedzieraj�c si� jak w buszu przez omsza�e starociami rega�y wiede�skiego antykwariatu, upolowa�em naraz ju� nie bia�ego, a siwego wr�cz kruka. Oczom w�asnym nie chcia�em wierzy�. Tytu� czterostronico-wej ksi��eczki brzmia� ni mniej, ni wi�cej tylko: Spaziergange eines Lembeiger Poeten von �yczak�w nach Kisielka. Wszystko w�asnym sumptem (Herausgegeben) w roku 1845 wyda� w czterystu egzemplarzach pan A. Barry we Lwowie (Lemberg 1845, der Preis eines Exemplars - 20 Kronen). Pan Barry, najpewniej jaki� Beamter, wys�any przez Najja�niejszego Pana nad Pe�tew, aby tam zaustriaczy� Polak�w, tak si� tym Lembergiem zachwyci�, �e napisa� dwana�cie strzelistych poemat�w, przybranych w form� spacer�w, a ka�dy po innej dzielnicy. Pierwszy za� spacer o tytule Am �yczakower Schranken (Na �yczakowskiej rogatce] zaczyna� si� tak: �Wen mir gegruest mein Lemberg, ich schwenke meinem Hut...", co znaczy mniej wi�cej, �e pozdrawiaj�c Lw�w uchyla� kapelusza... I jak tu ufa� twierdzeniom, �e idiomy s� nieprzet�umaczalne. Uchyla� przed Lwowem kapelusza, a i�� do Lwowa �na ku-lanach" to doprawdy tylko r�nica w interpretacji przeno�ni, bo si�a ekspresji uczucia ta sama. Tyle tylko, �e mo�e by i pan Barry zamiast uchyla� kapelusza, te� szed� jak Tolu na �kulanach", gdyby wcze�niej los go zetkn�� z moim koleg� z �yczakowa... (f Kil Kinoteatr d�wi�kowy �UCIECHA" kier. H. �UKASIEWICZ ul. Nossa � w �yd. Domu ludowym filmy d�wi�kowe na aparaturze �Elektrofon* 250 miejsc. Kinn czynne codziennie: w dnie powsz. od godz. 7 wiecz., w soboty, niedziele l i �wi�ta od 4 po poi. DZISIAJ JU� TAKICH NIE ROBI�.., TU� trzeci tydzie� wczytujemy si� w drobne og�oszenia. Bez skutku. Studiowanie gazet wci�� dowodzi �aci�skiej s�uszno�ci o contradictio in adiecto. Sprzeczno�� w zestawieniu termin�w, b��d logiczny. Statystyki sobie, a �ycie sobie. Na pierws2ych stronach ro�nie bezrobocie, a rubryki drobnych og�osze� dowodz�, �e pracowa� nikt nie ma zamiaru. Tak wi�c wci�� nie mamy gosposi. Nawet oferowane wysokie pensje nie s� w�a�ciw� przyn�t�. Jedne ��daj� w�asnego telewizora, drugie, �eby je kierowca wozi� po zakupy na bazar, innym nie odpowiada przechodni pok�j, by�a za� i taka, kt�r� odstraszy� brak kom�rkowego telefonu do wy��cznej jej dyspozycji. ...A u dziadk�w by�a Marynia. A sk�d ty, Maryniu? Ta z se�a. A z jakiego? Ta z da�eeeka. Ale to tylko z obcymi, z dziadkami normalnie rozmawia�a po polsku. Jedynie od czasu do czasu inkrustowa�a zdanie jakim� ukrai�skim s��wkiem. Podobno po urodzeniu dar�em si� wniebog�osy i nikt nie by� w stanie mnie uciszy�. �Ta jemu trza ka�atawk� kupi�" - radzi�a Marynia maj�c na my�li grzechotk�. Znak krzy�a kre�li�a trzykrotnie, przepisowo od prawego ramienia. Ale tylko w cerkwi; w ko�ciele �egna�a si� raz tylko, jak my wszyscy, i tylko na pozdrowienie odpowiada�a, �e na wiki wikiw. Z postury Horpyna, z g�adko�ci Helena, co dzie� z rana chyba z kwadrans splata�a w warkocz czarne jak smo�a w�osy, kt�re niesczesane sp�ywa�y jej niemal do kolan. �Diwka jak z obrazka" - mawiali z uznaniem znajomi m�czy�ni dziadk�w. �A przy tym - dodawa�a babusia Mila -Prawdziwy w� roboczy". Oba epitety niewiele odbiega�y od prawdy. Marynia swoje obowi�zki spe�nia�a nie tylko w domu dziadk�w. Mia�em trzech Wuj�w, z kt�rych zaledwie jeden zachowa� normalne imi� - Sta- 33 JERZY JANICKI � CZKAWKA nis�aw. Z pozosta�ych �redni Hipolit bywa� na co dzie� Nu-chem, na najm�odszego za� Adama powszechnie wo�ano Dada. Wed�ug mojej w�asnej ich oceny jedynie ten najstarszy Stanis�aw, by� nie wujem, ale wujaszkiem. Prowadzi� szko�� muzyczn�, sam pi�knie gra� na skrzypcach, komponowa� sm�tne tanga, a nuty jego Ba�ni t�czowej, Zewu mi�o�ci i W ta�cu zapomn� zachowa�em do dzisiaj w ocala�ych rodzinnych szparga�ach. Nu-cho by� bucha� terem - czyli pod�ug dzisiejszej nomenklatury g��wnym ksi�gowym w urz�dzie miasta, Dada za� reperowa� bezustannie swoje auto marki Praga z zaci�ganym brezentowym dachem, zapalane na korb�, z klaksonem w kszta�cie gumowej tr�bki przytwierdzonej do zewn�trznej strony drzwi kierowcy, z drewnianymi rafkami na felgach i sk�rzanymi obiciami siedze�, kt�re mie�ci�y o�miu pasa�er�w, ale tylko zdaniem fabrycznej instrukcji, bo praktycznie mie�ci�a si� tam podczas wyjazdowych mecz�w ca�a dru�yna KOP-u, w kt�rej Dada gra� na prawej pomocy. Powszedni dzie� Maryni, zanim zabiera�a si� za dom dziadk�w, zbiega� na obs�ugiwaniu wszystkich trzech wujowych gospodarstw. Przy tej okazji bywa�a babusi emisariuszem do specjalnych porucze�. Zbiera�a bowiem Marynia nie tylko kurze, ale i wszystkie zas�yszane rozmowy. Dzi�ki temu babusia by�a zorientowana w bie��cych problemach ca�ej tr�jki i zawsze wiedzia�a, jak si� kt�ry syn prowadzi. Najmniej interesowa� j� Nu-cho, bo babusia nie cierpia�a synowej, kt�ra uczy�a w gimnazjum, w rozmowach lubi�a wtr�ca� francuskie powiedzonka w rodzaju fi donc! albo c'est la vie, wakacje sp�dza�a nie jak B�g przykaza� w Worochcie albo Zaleszczykach, ale w Karlsbadzie, a ju� co najmniej w Czerniowcach. �Takie �-� - pard�" - mawia�a z przek�sem babusia. �Ta pewni - basowa�a jej us�u�nie Marynia - zabuw w�, jak tielatom buw". Nieustaj�cym natomiast strapieniem babusi by� wujaszek Sta�, jego starokawaler-stwo sp�dza�o jej sen z powiek. �A ta Mela od aptekarza nie przychodzi ju� na fortepian?" Marynia nie mia�a dobrych wie�ci: nie, same ch�opy. �Ta ja, prosz� starszej pani, i w �azience sprawdza�a, mo�e si� jaka� harnadla abo kolczyk zaszporta�. I ��ko jakem prze�ciela�a, to przecie� nosem bym s�ysza�a czy t� perfum� abo puder. Kruty-werty, kawalirom tr� wmerty". Za to Dada znowu� autem obwozi� jak�� rud�, ale nie t�, co w ze- 34 DZISIAJ IU� TAKICH NIE ROBI�... z�y czwartek, bo tamta by�a czarna, �ale jedna i druga to ry-mundy takie i makol�gwy, �e ca�kiem do naszego panicza nie nasuj�"- A z t� rud� to na sicher by� Dada w �Bagateli", bo jak Marynia w nakastliku sprz�ta�a, to znalaz�a rachunek. Wi�cej ju� czasu na relacje nie stawa�o, bo pr�cz sklepu by� jeszcze dziadziu� w�a�cicielem kina �Uciecha", bieg�a wi�c Marynia, aby zd��y� tam przed pierwszym seansem posprz�ta�. W tym kinie �Uciecha" po raz pierwszy widzia�em Harolda Lloyda, a potem Franciszk� Gali i Pata i Patachona, kt�rych ju� mi nigdy �aden Woody Allen ani Se�lers nie m�g� zast�pi�. No, mo�e wy��czywszy Dymsz�. Marynia nie zna�a poj�cia czasu. I wcale nie dlatego, �e kiedy j� o godzin� pytano, to powiada�a, �e ma�a wskaz�wka jest na pi��, a du�a na dziewi��, co oznacza�o, �e jest trzy na pi�t�. Bo tak si� u nas prawid�owo mawia�o: nie �adne tam za kwadrans pi�ta, a w�a�nie trzy na pi�t�, bez tego dodatkowego kwadransa. Drei yiertel fiinf mawiano jaki� czas za Najja�niejszego Pana i tak ju� si� przyj�o. Do dzi� jestem niemal pewien, �e doba Maryni liczy�a znacznie wi�cej godzin ponad ustawowe dwadzie�cia cztery. By�a Marynia tak naturalnym dodatkiem do domu, �e nikomu nawet do g�owy nie przychodzi�o pyta� j� o w�asn� rodzin�. W Maryni poj�ciu w og�le nie istnia� dzier�awczy zaimek -m�j. M�wi�a o kinie dziadka nasze kino, by� nasz pies, nasz w�giel, nasz fortepian i nasze zmartwienie. Gdzie� tam pewnie by� i jaki� bafko Wasyl i maty O�ena, ale sprawia�a Marynia wra�enie, jakby jej �yciorys liczy� si� dopiero od dnia, kiedy Przysta�a u dziadk�w na s�u�b�. Prawdziwy jednak egzamin, ju� nie z pracowit

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!