7837

Szczegóły
Tytuł 7837
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7837 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7837 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7837 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Czes�aw Bia�czy�ski Zakaz wjazdu Rozdzia� 1 POWR�T Ten dzie� dla strefy klimatu umiarkowanego zosta� zapowiedziany jako pogodny. Dopiero mi�dzy szesnast� a siedemnast� mia� przej�� rz�sisty deszcz z p�nocnego wschodu. Prognozy nie przewidywa�y w dniu dzisiejszym burzy. Mostem na zaporze Beringa sun�y jak zawsze od szarego �witu kontenerowe zaprz�gi elektrochod�w. Ranek wstawa� ch�odny, wzniecaj�c nad pi�ropuszami kamczackich gejzer�w seledynowo-pomara�czow� �un�. Niebo zdobi�y pojedyncze, k��biaste baranki. Wygl�da�y w �wietle s�o�ca stoj�cego na linii widnokr�gu jak ufarbowane, �ywe stado przemierzaj�ce w r�wnym rytmie gigantyczn� ��k� nieba. Ulice miasta nie nabra�y jeszcze �ywych barw ani nale�ytego tempa. Mieszka�cy spali zazwyczaj o tej godzinie regularnym, g��bokim snem w poczuciu bezpiecze�stwa, jakie dawa� im system ochrony przed niepo��danymi bod�cami. System ten, nazywany w skr�cie OPNB. gwarantowa� ka�demu organizmowi stosowny do pory rodzaj r�wnowagi duchowej. Wiktor Ulm mia� mimo to sen niespokojny i ci�gle zmienia� pozycj�. Inni mieszka�cy tego azjatyckiego kolosa spoczywali w mi�kkich kokonach p�l si�owych swoich pos�a�. Na ulicach trwa� ruch automat�w zaopatrzeniowych, kt�re porusza�y si� bezszelestnie mi�dzy dostawczymi furgonami a ladami sklep�w, przenosz�c dziesi�tki najrozmaitszych towar�w. Zgrabne pryzmy produkt�w b�yszcza�y w pierwszych promieniach ca�� gam� barw kolorowych opakowa�. Puszczano w ruch dzienne fontanny, kt�re budzi�y si� wraz ze wschodem s�o�ca i zamiera�y o zmierzchu Szcz�ka�y zamki bezludnych bar�w i jad�odajni, rusza�y pasy chodnik�w na wielkich arteriach, niczym nie zapowiadaj�cych jeszcze t�oku, jaki na nich zapanuje za dwie- trzy godziny. Na razie gas�y ostatnie reklamy. Miarowym, spokojnym tempem sun�y wzd�u� kraw�nik�w odkurzacze zbieraj�c w d�ugie, pr��kowane w�e �mieci i kurz. Co chwil� kt�ry� przystawa� u wylotu ulicznej spalarki opr�niaj�c swe wn�trze. Deszczowe chmury, kt�re mia�y po po�udniu zasnu� ca�y p�wysep. formowa�y si� dopiero na p�nocnym brzegu Jukonu, gdzie� u uj�cia Mackenzie w szeroki przestw�r Morza Beauforta. Tam dzie� zbudzi� si� wcze�niej. Ludzie w�a�nie ko�czyli �niadania, �egnali si� z rodzinami, m�czy�ni i kobiety coraz t�umniej pojawiali si� na ulicach miasta. Ci, kt�rzy kierowali si� w stron� czerwonych mur�w Instytutu Meteorologicznego Sterowania patrzyli na niebo inaczej ni� zwykli przechodnie. Purpurowe kopu�y instytutu wznosi�y si� nad Aklavi-kiem niczym jaka� tajemnicza warownia. Chodniki p�dzi�y z r�wnym. miarowym szumem rolek, rozwidla�y si�, p�tli�y, ��czy�y i zn�w rozdziela�y nios�c t�um jeszcze troch� senny, aczkolwiek ju� coraz bardziej rozgadany i weso�y. Dozymetry kropla po kropli usuwa�y z organizm�w resztki broluminalu, aplikuj�c coraz wi�ksze dawki adrenaliny i �agodnie pobudzaj�cych �rodk�w, Jeszcze dalej na wsch�d praca trwa�a od dobrych kilku godzin. Ludzie w ferworze swoich codziennych zaj�� odbierali holofony, przekazywali dane, �l�czeli nad projektami wymy�lonych przez siebie konstrukcji, kt�re dzisiaj nale�a�o uzupe�ni� i gdzie� tam wys�a�, rozwi�zywali problemy trudne i zawik�ane, spieszyli si�, otwierali okna biurowc�w, by odetchn�� na chwil� �wie�ym powietrzem. podziwiali pejza�e lub po prostu my�leli ju� o tym, co b�dzie po po�udniu, wieczorem czy w .nocy, wygrzewali si� nad saharyjskimi kana�ami, gapili si� w holowizj�, paplali ze znajomymi o milionie r�nych spraw, kt�re, cho� pozornie nie mia�y znaczenia, sk�ada�y si� na ca�e ich �ycie. W tym samym czasie, gdy Wiktor Ulm przeciera� zaspane oczy w swym spokojnym mieszkaniu w jednej z dzielnic Kamczacka, najdalej wysuni�ta radiolatarnia systemu s�onecznego, tak zwana Pierwsza Przednia, po�o�ona daleko poza orbit� Plutona, odebra�a dziwny sygna�. Od strony gwiazdozbioru Wolarza zbli�a� si� statek. Odebrany kod wywo�awczy natychmiast zosta� przes�any w g��b systemu s�onecznego, do Centralnej Bazy Lot�w, kt�r� zainstalowano na Trytonie. Komputer bazy skierowa� informacj� we w�a�ciwy kana� i w pokoiku dy�urnego astratora w��czy� si� dalekopis, wystukuj�c wszystkie dane dotycz�ce obiektu. Astrator Denis ko�czy� w�a�nie dy�ur i pocz�tkowo mia� zamiar pozostawi� wiadomo�� dla swojego zast�pcy, kt�ry powinien by� lada chwila nadej��. Wk�ada� w�a�nie gruby sweter i naci�gaj�c r�kawy, na wszelki wypadek rzuci� okiem na sun�c� rytmicznym stukotem dalekopisu ta�m�. Szybko przeczyta� pierwsze linijki, kt�re powtarza�y si� w ka�dym meldunku, i skierowa� wzrok na lewy g�rny r�g karty, gdzie powinien znajdowa� si� symbol obiektu. Nagle zamar�. Przybli�y� oczy do papieru, jakby staraj�c si� dok�adniej wpatrzy� w drukowane litery. Wyprostowa� si�. Stal tak chwil�, wa��c co� w my�lach, po czym ju� bez zastanowienia, zrywaj�c po drodze nie doko�czony jeszcze meldunek z wa�ka maszyny, jednym susem dopad� holofonu. Gor�czkowo wystuka� numer i czeka� wsparty d�oni� o biurko, wpatrzony w spoczywaj�cy przed nim raport. Wreszcie w��czy� si� kto� po drugiej stronie. Na ekranie zamigota�a g��wna hala kontroli lot�w, po chwili nast�pi�o zbli�enie pulpitu koordynatora, wreszcie ca�y ekran wype�ni�a twarz starszego koordynatora Palsa. � Czy co� si� sta�o? � zapyta� Pals. � Dosta�em meldunek, �e od Wolarza nadlatuje statek. Radiolatarnia PP 1 odebra�a kod. To sygna� wywo�awczy Pioniera 26... � Co? Czy pan zwariowa�?!! Pionier przyleci najwcze�niej za rok! Tak zosta�o ustalone! � Jednak komputer odebra� jego znaki wywo�awcze i okre�la przylot statku na szesnast� czasu Trytona, to jest za cztery godziny. � Niech pan to jeszcze raz sprawdzi. Je�eli dane zostan� potwierdzone, trzeba natychmiast zawiadomi� Ulma, Gastora i Pandyka. Za dziesi�� minut b�d� u pana. Ekran holofonu zgas�. Denis natychmiast wcisn�} numer kontroli komputera. Pionier nadlatywa� jednak. Pomy�ka nie mia�a miejsca. Do l�dowania pozosta�o niewiele ponad godzin� i kilka radiolatarni nades�a�o ju� dane o odebranym sygnale Pioniera. Mimo �e znajdowa� si� tak blisko, jego za�oga do tej pory nie pr�bowa�a nawi�za� bezpo�redniego kontaktu. By�o to dziwne, zwa�ywszy nawet na wyj�tkowe okoliczno�ci powrotu. Statek �eglowa� ku Trytonowi prowadzony automatycznym namiarem. Pandyk wraz z Palsem i Gastorem pozostawali w g��wnej hali kontroli lot�w. Ulm mia� przyby� lada chwila. Kiedy zadzwonili do niego, ju� nie spal. Spakowa� dopiero co rozpakowane rzeczy i pierwszym lotem strato uda� si� do portu prom�w. Na Lunie dosta� specjalny stateczek z pilotem i w�a�nie w tym momencie przecina� stref� planetoid. Pionier zbli�a� si�, towarzyszy�a temu normalna procedura. Z zewn�trz, widoczny ju� w du�ych powi�kszeniach, nie wykazywa� �adnych uszkodze�. By� to statek �redniej wielko�ci, s�u��cy do wypraw naukowo-badawczych, wyposa�ony .w pe�ny zestaw laboratori�w i komfortowe pomieszczenia dla sze�cioosobowej za�ogi. Pioniery lata�y w zasadzie jedynie na Irm�, nie mia�y wi�c uzbrojenia, poza broni� my�liwsk�, kt�rej u�ywano do polowa� na okazy irma�skiej fauny. Na pok�adzie powinno znajdowa� si� sze�� os�b, stanowi�cych normaln� obsad� ekspedycji. Z zapartym tchem obserwowano z hali lot�w smuk�y korpus mkn�cy ze stale spadaj�c� pr�dko�ci� ku Bazie. W r�wnych odst�pach czasu czer� kosmosu rozrywa�y tryskaj�ce z dziobowych dysz zielone b�yskawice hamownic. Pionier wytraca� pr�dko�� przed podej�ciem do l�dowania. Wkr�tce przej�ty przez automaty kosmoportu skierowa� si� na satelit� Neptuna i zataczaj�c p�tle z grzmotem, kt�ry zak��ca� odwieczn� niegdy� cisz� planetki, sun�� ku. bojom l�dowiska. Chwytacze zanurzy�y si� w ogie� dziobowych dysz i po chwili z rzedn�cej zawiesiny dymu i py��w wy�oni� si� b�yszcz�cy kad�ub okr�tu zastyg�y w bezruchu. Manewr zosta� zako�czony. Tarian i Pandyk poderwali si� od pulpit�w i szybkim krokiem ruszyli ku hali remontowej. Z czelu�ci, zakrytych dotychczas p�ytami, wychyn�y na powierzchni� l�dowiska d�wigi. Otoczy�y korpus rakiety rojem a�urowych konstrukcji. Uniesiono statek i bezg�o�nie wtoczono pode� transportery. Metr za metrem, powoli, z najwy�sz� precyzj� Pionier zanurza� si� w rozjarzonym wn�trzu hali. Zatrza�ni�to wrota. Statek spoczywa� ca�ym ci�arem swego cielska w korytarzu doku. � Trzeba zachowa� szczeg�lne �rodki ostro�no�ci � powiedzia� Gastor, przypatruj�c si� przez szyb� rybiej �usce statku i szczelinie wype�nionej ob�ym korpusem. � Zarz�dzam procedur� nadzwyczajn�! � rzuci� w mikrofon Pals. Z wn�trza pojazdu do tej pory nie wydoby� si� �aden d�wi�k, poza regularnie miaucz�cym sygna�em automatu pozycyjnego. Trzech technik�w w grubych kombinezonach otworzy�o drzwi luku. Pierwszy z nich ni�s� kamer�, kt�ra przekazywa�a obraz na monitor umieszczony w kopule obserwacyjnej, gdzie znajdowali si� Pals i Ulm. Gastor i Pandyk zdecydowali si� zosta� na dole. Czuwali bezpo�rednio nad przebiegiem akcji. Ostatni z technik�w zag��bi� si� w czelu�cie Pioniera. Nie doszli daleko. Znale�li Tripa na korytarzu, jakie� sto metr�w od wej�cia. Le�a� na pod�odze zwini�ty w k��bek. Strz�p cz�owieka. Szkielet odziany w kombinezon. By� jednak przytomny, tak si� przynajmniej zdawa�o, ale nie uda�o si� nawi�za� z nim kontaktu. Natychmiast przeniesiono go na sal� medyczn� i po wst�pnym zanalizowaniu danych na temat jego organizmu zaaplikowano mu pierwsz� dawk� preparatu od�ywczo-pobudzaj�cego. Technicy tymczasem szukali dalej. Przez kilka godzin przeczesywano pok�ady Pioniera 26. Centymetr po centymetrze, ka�dy zakamarek. Zbierano py� do analizy dezaktywacyjnej, szukano jakichkolwiek �lad�w pozosta�ych pi�ciu cz�onk�w za�ogi. Wytrz��ni�to z komputera blok operacyjnej pami�ci. Niestety nie zawiera� danych z okresu pobytu na Irmie. Tymi danymi dysponowa� tylko m�zg stacji badawczej, kt�ra by�a domem za�ogi w czasie jej pobytu na planecie. Technicy sprawdzali wszystkie uk�ady, sterowniczy, zasilaj�cy, energetyczny, wentylacyjny. Nie wykryli najmniejszych odchyle�. Okr�t by� pe�nosprawny. Tylko jego pasa�er przyby� wyczerpany do ostatecznych granic. Ju� wtedy Ulm zada� sobie pytanie, kt�re p�niej wylecia�o mu z pami�ci: Jak to si� sta�o, �e Trip doprowadzi� si� niemal do g�odowej �mierci, dysponuj�c wszystkimi zapasami okr�towej kuchni? � Co z nim? � Trudno powiedzie�. R�owe tr�jk�ciki rozja�nia�y ciemno�� pokoju liliow� po�wiat�. Twarz Ulma zapada�a w czer� w rytmie ich drga�. � Brak kontaktu? � I tak, i nie � psycholog pochyli� nisko g�ow�, jakby szuka� czego� na pod�odze. Nagle wyprostowa� si� i w kolejnym b�ysku ostro zarysowa�y si� zmarszczki wok� jego ust. Drugi .cz�owiek znajdowa� si� w ogrodzonej parawanem wn�ce. O jego obecno�ci �wiadczy� jedynie szelest folii i przelewanie si� wywo�ywaczy. Na p�ask� kuwet� regularnie spada�y krople. � Chcesz mi dok�adniej o tym opowiedzie�? Ulm zdawa� si� waha�. Obr�ci� si� z fotelem w kierunku niewidocznego rozm�wcy. Potar� skronie ko�cami palc�w. � Wiesz, �e czasem udawa�o si� nam wsp�lnie do czego� doj��. Ale teraz... � My�lisz, �e czas co� zmieni�? � Nie. Nie to. Widzisz � stara� si� dok�adniej dobiera� s�owa. � Problem Tripa nie nadaje si� do akademickich rozwa�a�, teoretyzo-wania. Nie ma czasu na sprawdzanie hipotez. Na mnie spoczywa ci�ar podj�cia decyzji. Trzeba tam wys�a� zwiadowc�. Kiedy? Kogo? Jak go uzbroi�? Mo�e pos�a� od razu ca�� ekspedycj�? A mo�e tutaj, u nas, w Bazie spr�bujemy rozstrzygn��, co si� wydarzy�o na Irmie? � Rozumiem. Ty masz ochot� na to ostatnie rozwi�zanie. � Tak. � Wi�c spr�bujmy. Je�li chcesz, zawiadomi� moich zwierzchnik�w i popracujemy razem kilka dni. � Ale twoja praca jest r�wnie wa�na! � Znajdzie si� w Bazie kilku innych specjalist�w, kt�rzy nie s� gorsi ode mnie. Folia zaszele�ci�a g�o�niej i kapanie usta�o. � W��cz �wiat�o! � us�ysza� Ulm. Bez s�owa nacisn�� kontakt. Zza parawanu wysun�a si� wysoka, szczup�a posta� w grubym fartuchu ochronnym. To by� Gastor. Dawny wsp�pracownik Ulma. Razem odkryli punkty stykowe Alfa Centauri. Gastor sprawnie rozsup�a� boczne szwy kr�puj�cego go stroju i zdj�� r�kawice. � Sko�czy�em w�a�nie pierwsz� parti� hologram�w wn�trza jego m�zgu � powiedzia�. � Jest co�? � Na pierwszy rzut oka nic, ale oddam je do analizatorni. W ka�dym razie po tej partii nie spodziewajmy si� rewelacji. Zdecydowa�e� si�? � Gastor zmieni� nagle temat. Na twarzy Ulma zago�ci� przelotny u�miech. Mo�e raczej grymas, kt�ry mia� symbolizowa� u�miech. � Zgoda! � spojrza� prosto w oczy Gastora. Szli teraz pustym korytarzem o niebieskich, �ukowato sklepionych sufitach. Gastor my�la� nad czym� intensywnie, wachluj�c si� trzymanym w r�ku plikiem dokument�w. � Jaki jest jego og�lny stan? � zapyta� nagle. � Organizm na skraju wyczerpania, teraz ju� oczywi�cie czuje si� lepiej, ale musz� ci powiedzie�, �e jest w tym jaka� zagadka. Lek', jakie zastosowali�my w celu przywr�cenia mu r�wnowagi, skutkuj� z dziwnymi oporami. � Jak mam to rozumie�? � No, nie mo�na powiedzie�, �eby nie dzia�a�y. Owszem. Stan jego zdrowia stale si� poprawia, jednak po tych dawkach lek�w, jakie zastosowano, nale�a�oby si� spodziewa� lepszych efekt�w. Dosta� przecie� ca�� seri� �rodk�w psychotropowych, a mimo to szok nie zosta� prze�amany. � Jak d�ugo trwa�a podr�? Czy my�lisz, �e nabawi� si� tego wszystkiego w czasie jej trwania? � Lecia� trzy dni, a wi�c normalnie. Wydaje mi si� niemo�liwe, �eby ju� w stanie szoku uda�o mu si� wprowadzi� statek w styk. Wiesz przecie�... � Tak. To nie jest takie �atwe. Wyj��, to co innego. Wyj�� statek mo�e samodzielnie. � No w�a�nie. To przecie� nasuwa sugesti�, �e tragedia rozegra�a si� ju� po starcie i osi�gni�ciu punktu stykowego w Wolarzu. Korytarz ko�czy� si� jednymi tylko, bia�ymi drzwiami. Gastor nacisn�� klamk�. Zala� ich rubinowy blask reflektor�w p�on�cych wewn�trz pomieszczenia. Przekroczyli pr�g i Gastor skierowa� si� w stron� owalnego pulpitu, nad kt�rym, ty�em do drzwi, siedzia� zakapturzony m�czyzna. Bez s�owa po�o�y� przed tamtym plik hologram�w. Zakapturzony uprzejmie skin�� g�ow�, nie odrywaj�c si� od pracy. Wyszli ponownie na korytarz. � Czy nie s�dzisz, �e Trip jest chory? � odezwa� si� po kilku krokach Gastor. � Mo�liwe � odpowiedzia� Ulm z wahaniem. � Z drugiej strony nie pierwszy rok latamy na Irm�. Nigdy dot�d nikt nie nabawi� si� �adnej choroby. � Tak. To by�oby dziwne. Przetrz�sn�li�my przecie� t� planet� dok�adnie. Co prawda ekspedycje nie przebywa�y zbyt d�ugo w poszczeg�lnych strefach, ale to nie ma znaczenia. Istnieje raczej ma�e prawdopodobie�stwo zagadkowej zarazy. Chocia�... � Chocia� co? � Ulm zatrzyma� si�. � Nie podoba mi si� to dziwne zachowanie jego organizmu. � Zrobili�my oczywi�cie wszystkie analizy. Hologramy to w�a�ciwie ju� cz�� �ledztwa, a nie programu medycznego. Faza medyczna zosta�a zako�czona. To mo�e by� jedynie choroba niewykrywalna naszymi metodami. A wiesz przecie�, �e posiadamy najlepszy sprz�t, jaki tylko istnieje. Je�li tym sprz�tem nie potrafili�my wykry� choroby, to tym bardziej jej nie wyleczymy. Zatrzymali si� przed wind�. Bia�e lampki z numerami kondygnacji . w�drowa�y rozb�yskuj�c� �cie�k� ku symbolowi ich pi�tra. � Gdzie on le�y? � Gastor wszed� do windy pierwszy, nim jeszcze drzwi rozsun�y si� do ko�ca. � Chcesz go zobaczy�? � Tak. � Teraz? � Mo�e by� teraz � Gastor u�miechn�� si�, wk�adaj�c r�ce do kieszeni spodni. Ulm nacisn�� odpowiedni guzik. � Zaraz tam b�dziemy � powiedzia�, wpatruj�c si� w lamp� przyklejon� do sufitu windy trzema nieregularnymi przyssawkami. Stali w izolatce Tripa. Pilot spoczywa� nieruchomo na ��ku. W�a�ciwie wydawa�o si�, �e zawis� poziomo, uwi�ziony kablami. Cia�o wspiera�o si� na niewidzialnej siatce p�l si�owych, oplata�y je zwoje przewod�w po��czone z aparatami kontroli. Miarowe tykanie centralnego kontrolera �wiadczy�o, �e wszystko jest w porz�dku. Organizm pilota nie wykazywa� niepokoj�cych odchyle� od przewidzianych programem leczenia norm. Gastor przygl�da� si� dok�adnie cia�u tego cz�owieka. Jego twarzy. Obaj z Ulmem znali kiedy� Tripa. Twarz, kt�r� mieli teraz przed oczyma, nie przypomina�a tamtej. Bia�a papierowa maska. Martwo utkwione w suficie oczy. Nieprzerwanie. Bez jednego mrugni�cia powiek. W przyciemnionej izolatce panowa� przykry nastr�j. Ilekro� Ulm tutaj wchodzi�, zawsze odczuwa� przygn�bienie. Nie potrafi� pom�c temu cz�owiekowi. Gdyby nie spokojny, regularny rytm kontrolera, mo�na by pomy�le�, �e na ��ku le�y trup. � Wyjd�my st�d � szepn�� do Gastora. Tamten tylko skin�� g�ow�. Wyszli na korytarz. Przed drzwiami siedzia� stra�nik, kt�ry na ich widok podni�s� si� z fotela. � Wszystko w porz�dku? � zapyta� Ulm raczej z obowi�zku. � Tak jest � odpar� stra�nik. � Przed chwil� otrzyma� now� dawk� lek�w. Oddalili si� od izolatki, nie mog�c otrz�sn�� si� z przygn�bienia. � Zajd�my do mojego gabinetu � zaproponowa� Ulm. � Co z reszt� za�ogi? � Gastor bawi� si� niebiesk� szklaneczk�, kt�r� dopiero co opr�ni�. � Na statku nie ma �adnych �lad�w, kt�re �wiadczy�yby o jej obecno�ci w drodze powrotnej. � Czyli �e zostali, a Trip wystartowa� bez ich wiedzy... � Lub za ich wiedz�, tylko �e w drodze zdarzy�o si� co�, co doprowadzi�o go do takiego stanu. � Po co go wi�c wys�ali? � Co� musia�o si� zdarzy�. Co� niedobrego. � I w jednym, i w drugim wypadku dochodzimy do tego samego wniosku. Trip by� jednym z odporniejszych pilot�w. Pami�tam wyniki jego test�w na pustk�, na ciemno�� i tak dalej. By� bardzo twardy. Byle co go nie zmog�o. - � Teoria o epidemii pasowa�aby, gdyby nie to, �e nie potwierdzaj� jej lekarze. � My�lisz, �e wszyscy zachorowali, a on jeden wydosta� si�, jako najodporniejszy? � To mo�liwe. � Nie rozwi��emy tutaj tego problemu. Konieczna b�dzie nast�pna ekspedycja. � Nie. Najpierw wy�lemy zwiadowc�. Ze snu wytr�ci� Ulma dzwonek holofonu. Na wp� �pi�c, nie wyrwany jeszcze z koszmaru, kt�ry toczy� si� w jego wyobra�ni na odleg�ej Irmie, w��czy� foni�. � M�wi Ulm. � Tu Gastor. Przyjd� natychmiast do izolatki. Trip zacz�� m�wi�! � Ju� id�! � krzykn�� niemal�e. Ta wiadomo�� rozbudzi�a go zupe�nie, Trip m�wi! Czy�by min�� szok? To zmieni�oby ca�kowicie przebieg wydarze�. Mo�e dowiedz� si� nareszcie czego� konkretnego. Odruchowo spojrza� na zegarek. Pierwsza w nocy. Szybkim krokiem przemierza� korytarze swego poziomu. Echo powiela�o jego st�pni�cia wibruj�cym stukotem. Przymglona, bladob��kitna po�wiata zlewa�a kontury przedmiot�w, wyg�adza�a chropowate struktury �cian i sufit�w. Przed izolatk� jak zwykle czuwa� ten sam stra�nik. Ulm wszed� do �rodka. Znikn�a szaro��, do jakiej si� przyzwyczai� w tym ponurym pokoiku. Trip siedzia� na ��ku. Pr�cz Gastora znajdowali si� tutaj r�wnie� Pals, Pandyk i Tarian � szef Astropolu na Trytonie. Na widok Ulma Gastor uni�s� si� z fotela. � Czekali�my tylko na ciebie. Rejestrujemy wszystko � wskaza� na zamontowan� w k�cie kamer� i mikrofony. � Dlaczego przylecia�e� wcze�niej? � pyta� Tarian. � Musia�em. Trip nie wr�ci� jeszcze ca�kiem do r�wnowagi. Kiedy Ulm Przypatrzy� mu si� uwa�niej, znacznie zmala� jego optymizm. Ruchy pilota w du�ym stopniu pozosta�y automatyczne. Wypr�ona postawa, regularny ruch palc�w lewej d�oni to kurcz�cych si�, to rozwieraj�cych, nie wr�y�y nic dobrego. Sam fakt skontaktowania si� Tripa ze �wiatem nie znaczy� jeszcze, �e dowiedz� si� czego� konkretnego, czego�, co pomo�e w rozwi�zaniu zagadki. � Jak to musia�e�? � pyta� Pandyk. � Czy co� si� sta�o? � Po prostu musia�em � wyrecytowa� pilot jak z ta�my. - Nic si� nie sta�o. � Przecie� wiesz � powiedzia� Gastor � �e powr�t by� planowany na inny termin. Poza tym zabra�e� im statek i narazi�e� na niebezpiecze�stwo. Gdyby teraz musieli z niego skorzysta�, to co? Zapanowa�a chwila ciszy. � Nic im nie b�dzie � odpar� pilot, lekcewa��co krzywi�c wargi. � Co si� z tob� ostatnio dzia�o? Co robi�e�? � zada� pytanie Ulm. � By�em w raju � odrzek� Trip bez zastanowienia i jego palce przyspieszy�y bezustanny ruch. � W jakim raju?!! � wykrzykn�� skonsternowany Pandyk, odgarniaj�c siwy kosmyk, kt�ry opad� mu na czo�o. � W zwyczajnym. Takim z rajskimi jab�oniami � powiedzia� spokojnie pilot, wpatruj�c si� w oczy Pandykowi. � I co tam jeszcze by�o? � spyta� Ulm. � Trawa. Kwiaty. Wielki w�� na drzewie i kobieta. Du�o motyli. � I jak by�o? � zaciekawi�. si� Gastor. � Przyjemnie. Bardzo przyjemnie. Ulm poczu�, �e kto� szturcha go w bok. By� to Pals. � Tak nie mo�na � szepn�� do Ulma. � Trzeba go oderwa� od tego tematu, bo ju� nic z niego nie wydob�dziemy. � A co robi� Makong? � rzuci� pytanie Ulm. Pilot wzdrygn�� si�. Popatrzy� na Ulm�, szeroko otwartymi oczami. Po jego twarzy przebieg� dziwny skurcz, a k�ciki ust wyd�u�y�y si�. Nagle palce Tripa zatrzyma�y si�. Przesta� nimi porusza� tak niespodziewanie, �e wszyscy to zauwa�yli. � Pos�uchaj, Ulm � odezwa� si� pilot. Po raz pierwszy zwr�ci� si� bezpo�rednio do kt�rego� z obec- nych w izolatce naukowc�w, najwyra�niej rozpoznaj�c jego osob�. � Pos�uchaj, Ulm � powt�rzy�. � Znali�my si� kiedy�, tak? � Tak � potwierdzi� Ulm, spogl�daj�c k�tem oka na Gastora. � Gdzie tam patrzysz?!! � wrzasn�� naraz Trip. � S�uchaj uwa�nie!!! Zapanowa�a konsternacja. Tarian poszuka! oczami alarmowego przycisku. Nie dla niego jednego sta�o si� oczywiste, �e Trip wpada sza�. � S�uchasz mnie? � zapyta� pilot z gro�b� w glosie. � S�ucham � odpowiedzia� Ulm. � Wi�c pos�uchaj! Nie pytaj mnie! Rozumiesz? Nigdy nie pytaj mnie o Makonga! Makong dla mnie nie istnieje! I nie powinien istnie� dla nikogo ani on, ani cala ta banda. Jestem bomb�! I tylko to jest wa�ne! Chory gwa�townie podni�s� si� z ��ka zrywaj�c p�k przewod�w ��cz�cych go z diagnostykiem. Kontroler uruchomi� sw� piskliw� syren�. Tarian przyciskaj�c guzik alarmu pomno�y� jeszcze ha�as. Tymczasem Trip dopad� Ulma i wczepiwszy si� w jego kombinezon r�kami, z kt�rych s�czy�y si� w�skie stru�ki krwi, charcza�: � Ty mnie musisz wys�ucha�! To ja jestem tu najwa�niejszy, rozumiesz? Pals i Pandyk z ca�ych si� odci�gali pilota od przera�onego Ulma. Wreszcie wpad�y piel�gniarki ze strzykawkami. Kiedy Trip je zobaczy�, z dzikim krzykiem rzuci� si� w ich stron�, lecz zd��y� przebiec najwy�ej dwa kroki. Dosi�g�y go wtedy wystrzelone ze strzykawek bolce i upad� na kolana, staraj�c si� wyrwa� z przegub�w ig�y dozymili. Pad� na twarz i usi�owa� jeszcze podnie�� r�k�, lecz nie m�g� si� ruszy�. � Bardzo wa�ne � wydoby� si� jeszcze z jego ust szept. � Raaaj... G�owa opad�a mu bezw�adnie na posadzk�. Pierwszy otrz�sn��si� Ulm. Mia� zakrwawion� bluz� i porz�dny ko�owr�t w g�owie. � Natychmiast na sal� operacyjn� - rzuci� matowym g�osem. � Na statku nie znaleziono �adnych wskaz�wek, kt�re �wiadczy�yby o tym, �e mia�y tym miejsce jakie� zdarzenia nietypowe. Nie wykryto �lad�w walki ani obecno�ci kt�regokolwiek z cz�onk�w za�ogi. Jedynymi pozostawionymi przez Tripa �ladami s� odciski but�w w sterowni. Dziwi� musi fakt, �e pilot nie pr�bowa� skorzysta� z zapas�w �ywno�ci, jakimi dysponowa� statek. Jego stan dowodzi, i� od d�u�szego czasu g�odowa�. Tarian sko�czy� swoj� cz�� raportu. Przemawia! jako ostatni. Sala obrad przypomina�a wielki kocio� pe�en opar�w. �- Dzi�kuj� � powiedzia� jeszcze Tarian i usiad�. Koordynator Pals nie mia� w�a�ciwie wiele do powiedzenia. � W �wietle znanych nam fakt�w stwierdzam, �e nie mo�na wykluczy� �adnej z przedstawionych tutaj teorii przebiegu zdarze�. Nie wiemy, czy cz�onkowie za�ogi Pioniera 26 �yj�. Trudno okre�li�, jakie przyczyny spowodowa�y przyspieszony powr�t pilota Tripa. W zwi�zku z tym, �e spoczywa na nas obowi�zek wyja�nienia tej sprawy do ko�ca, proponuj� wys�anie dw�ch statk�w, z tygodniowym op�nieniem, jeden po drugim. Pierwszym polecia�by cz�owiek z Astropolu. Je�eli znajdzie co� bardzo niebezpiecznego, pozostawi w przestrzeni dyspozycje dla drugiego statku. Za�og� nast�pnego. Pioniera, kt�ry po tygodniu poleci na Irm�, b�d� naukowcy o okre�lonych specjalno�ciach i oni by� mo�e pomog� w rozwi�zaniu problemu. To wszystko. Pozostaje tylko ustali� nazwiska. � Z Astropolu poleci Paf. Jest najlepszym zwiadowc� � powiedzia� Tarlan. Rozdzia� 2 MISJA SPECJALNA Wsta�em z t�gim b�lem g�owy. Wczorajsza zabawa u Mentyka zako�czy�a si� nad ranem cocktailem, zrobionym ze wszystkich pozosta�ych jeszcze trunk�w. Istny fajerwerk. Mera ju� wcze�niej mia�a dosy� i razem z jakimi� dwoma facetami z jej instytutu siedzia�a na tarasie w�r�d krzak�w rododendron�w. Co do mnie, to nigdy nie lubi�em rododendron�w i dlatego wola�em pozosta� w salach. Co prawda i tutaj pachnia�o jak w sklepie perfumeryjnym, a� do zadyszki, ale jednak nie rododendronami, wi�c z dwojga z�ego wola�em to. W moim odczuciu towarzystwo by�o koszmarne. Skupisko niewiarygodnych, naburmuszonych prostak�w, maj�cych wysokie mniemanie o sobie. W rezultacie wiecz�r sk�ada� si� z dowcip�w, budowanych piramidalnie a� do absurdu, w kt�rych autentyczny dowcip doskonale si� zatraca�, z tajemniczego milczenia i pseudonaukowych wywod�w laik�w na tematy �ci�le naukowe ze wszelkimi najgorszymi konsekwencjami takich spor�w, to znaczy myleniem dat, poj�� i wszystkiego, co si� tylko da�o. Nie twierdz�, �e jestem taki superinteligentny, wr�cz odwrotnie, nie zabieram wi�c g�osu wtedy, gdy to, co wiem na jaki� temat, z trudem da si� z�o�y� w jedno zdanie. Abstrahuj�c od tego wszystkiego, ja, jako p�zwierz�, obiekt wysoce niebezpieczny, o czym wed�ug s��w Mery nikt nie wiedzia�, a wed�ug mnie wiedzieli wszyscy, by�em traktowany z boja�liwym zaciekawieniem i znajdowa�em si� w centrum nieoficjalnego zaintere- sowania. Co mam na my�li m�wi�c o nieoficjalnym zainteresowaniu? To taka specyficzna sytuacja, kt�ra polega na tym, �e zaproszeni go�cie przychodz� tylko w celu popatrzenia na jaki� atrakcyjny przedmiot. Oficjalnie jednak twierdz�, �e �w przedmiot nie jest obiektem godnym ogl�dania. Ja w�a�nie by�em takim obiektem, cz�owiekiem budz�cym strach, lecz nie szanowanym, odwa�nym, a wi�c innym. Nikt ze zgromadzonych nie pami�ta� ju� nawet, co to znaczy odwaga. By�em silny, a si�� jako przeciwie�stwo czystego intelektu nie stanowi�a, rzecz jasna, atrybutu cz�owiecze�stwa. Poza tym by�em kr�tkow�osy, a takich spotyka�o si� tylko w Astropolu. Gdy tak siedzia�em samotnie w rogu puchowej kanapy, kt�rej biel uwydatnia�a jeszcze m� niebezpiecznie dziwn� opalenizn�, tworzy�em wystarczaj�cy konglomerat przedziwnych cech, by sta� si� centralnym punktem przyj�cia. W�a�ciwie by�em z�y na Mer�, �e ci�gnie mnie do Mentyka, ale upar�a si�. Jej paplanina na temat moich dziwactw i sk�onno�ci do odosobnienia przera�a�a mnie bardziej ni� ca�y ten beznadziejny, zmarnowany wiecz�r w towarzystwie roztrajkotanych go�ci. Za�o�� si�, �e Mera nieraz chwali�a si� na roku znajomo�ci� z takim przedziwnym facetem, p�zwierz�ciem, p�automatem z Astropolu. Jednym z tych, o kt�rych pisali w gazetach, �e trzymaj� ich na Trytonie w jakim� specjalnym budynku. Znaj�c jej inklinacje do zwracania na siebie powszechnej uwagi, mog�em by� pewien, �e wszyscy na sali wiedz� o mnie wi�cej ni� ja sam, a nawet kontromed Astropolu w Bazie. Efekt tej szeptanej propagandy by� taki, �e na m�j widok cich�y rozmowy i wi�d�y na ustach u�miechy, zamieniaj�c si� w grymas wyra�aj�cy co� po�redniego mi�dzy zawi�ci� i l�kiem. Nie narzuca�em si� wi�c i nikt mnie nie narzuca� swojego towarzystwa. Wyj�tek stanowi�a czarnow�osa dziewczyna. Nie jestem pewien, czy wiedzia�a co� o mnie, mo�e by�a jedyn� osob�, kt�ra o niczym nie mia�a poj�cia i dlatego rozmawia�a ze mn� normalnie. Dziewczyna ta, niczego sobie, podesz�a do mnie w chwili, gdy usi�owa�em skry� si� za palm� z now� porcj� cocktaili. Nios�em dwa na tacce. � Ten jest dla mnie? � zapyta�a weso�o, chwytaj�c kufel mlecznobia�ego kfassu. � Mo�e by� � powiedzia�em, bo i co innego mog�em powiedzie� w takiej sytuacji. � Widz�, �e zamierza�e� si� ukry�? � dziewczyna nie dawa�a mi spokoju. Przyjrza�em si� jej uwa�niej. Czarne w�osy � prawda, �e dziwaczny kolor? Du�e oczy z kontaktowym po�yskiem, z t�cz�wkami barwy barszczu, �adne usta upaprane trupi� kredk�, mila sylwetka w bia�ym swetrze do ziemi. S�owem � �adna, dziwna dziewczyna. � Przed kim? � odpowiedzia�em pytaniem i ruszy�em w stron� mojej bia�ej kanapy, kt�ra by�a jeszcze pusta. Nie chcia�em straci� tego miejsca. � Przed samym sob� � u�miechn�a si�. � Stereotyp, czy mo�e zda�a� na psychologi�? � zapyla�em niewinnie, my�l�c �e pozb�d� si� jej w len spos�b. A ona na to: � Jestem z Goburu, wiesz, gdzie to jest? � Nie wiem � powiedzia�em posuwaj�c si� ku kanapie. � To miasto na Oceanie Indyjskim, powiniene� wiedzie�!� rzek�a z nut� pretensji. � Trzy dni temu na pierwszych stronach wszystkich gazet pisali o sympozjum oceanolog�w w Goburze. � Jestem tu od niedawna � odpar�em, siadaj�c wreszcie na upatrzonym miejscu. � Jak to? �jej trupioblade usta zaokr�gli�y si�, otworzy�a szeroko oczy, kt�rych t�cz�wki przybra�y kolor bordowowodnisty. � Zwyczajnie � stwierdzi�em wpatruj�c si� w ni�. � Trzy dni temu bytem jeszcze na Trytonie. Przylecia�em przedwczoraj. � Ach! K�tem oka zauwa�y�em, �e wszyscy na nas patrz�. Kto� nawet stan�� na palcach, �eby zobaczy� dziewczyn� rozmawiaj�c� z gory-Iem, ale gdy spojrza�em na niego, natychmiast zaj�� si� czym� innym. � To dlatego jeste� taki opalony. A ja my�la�am, �e mieszkasz gdzie� niedaleko Goburu. � Dlaczego akurat tam? Strefa ciep�a jest d�uga i szeroka. � Nie wiem. A co ty tam robisz? Pomy�la�em, �e wreszcie pad�o pytanie, kt�re uwolni mnie od tej smarkatej. � Jestem zwiadowc� w Astropolu. Nie pomyli�em si�. Moje s�owa skonsternowa�y j� do granic mo�liwo�ci. Nie bardzo wiedzia�a, jak ma teraz zostawi� mnie samego. W ko�cu wr�czy�a mi kufel i z min� desperatki odmaszero-wa�a sztywnym krokiem, a z napi�cia ca�ej sylwetki wida� by�o, �e obawia si�, i� skocz� jej na plecy z dzikim wyciem i zaczn� j� dusi�. Tak wi�c sko�czy�a si� jedyna moja rozmowa na tym przyj�ciu i ratunkiem okaza� si� tylko kfass. Nie pozwala� mi ton�� w nudzie, a obrazy, jakie wyzwala� pod zamkni�tymi powiekami, od czasu do czasu mnie roz�miesza�y. Mera zala�a si� tak szybko, �e po powitaniu nie szuka�a ju� mojego towarzystwa. Wychodz�c zauwa�y�em j� le��c� w poprzek na tych dw�ch znajomych. Wszyscy razem kiwali si� wraz z �awk�-hu�tawk� przyozdobion� strusimi pi�rami, chocia� nie mog� r�czy�, czy widzia�em dobrze, bo sam wypi�em troch� za du�o i momentami nie rejestrowa�em obraz�w. Przedmioty nabiera�y nowych form, mo�e nie by�o tych pi�r przy hu�tawce ani tych dw�ch facet�w, nie wiem. Zreszt� to niewa�ne. Faktem jest, �e obudzi�em si� z okropnym b�lem g�owy i natychmiast pobieg�em do �azienki. Rozgl�da�em si� za antykfassolem i prysznicem lub cho�by airrevivalem. Znalaz�em go, okaza�o si�, �e to nowy typ biczuj�cy strumieniami przenikliwych igie�ek powietrza pachn�cego fio�kami. Trudno, niech b�d� fio�ki. Od�wie�ony, "� ust�puj�cym z minuty na minut� b�lem g�owy, dotar�em do pojemnika z kanapkami, kt�re zazwyczaj zostawia�a tu Mera, ale pojemnik by� pusty. Musia�em wyj�� do samobaru, nie chcia�o mi si� bowiem czeka� na dostaw� do domu. Wcze�niej postanowi�em jednak dowiedzie� si�, gdzie jest Mera. S�dzi�em, �e powinna by� w instytucie na jakich� zaj�ciach czy czym� takim. Poszuka�em holofonu. Znalaz�em go z trudem pod stert� gazet. Zapomnia�em jak zwykle numeru i musia�em po��czy� si� przez central�. Na szcz�cie wystarczy�o wcisn�� klawisz, �eby wywo�a� jej sygna�. W innym wypadku czeka�aby mnie droga do instytutu. Zasta�em tam Mer�, ale powitanie nie by�o zbyt przyjazne. � Czy musisz zawraca� mi g�ow�? � zapyta�a. � Gdybym nie musia�... � Toby� nie dzwoni�! � przerwa�a mi. � Czego chcesz? � Boli ci� g�owa? � usi�owa�em sprowokowa� j� do narzeka�. Kobieta jak ponarzeka, to zaraz robi si� weselsza, ale nie ona. � Jak ci� boli � o�wiadczy�a dobitnie � to zjedz antykfassol. Jest w �azience. By�a wyra�nie zniecierpliwiona. Nie widzia�em jej, bo chyba co� tam zepsu�o si� u nich w instytucie. � Nie widz� ci� � powiedzia�em nie zra�ony. � Ja ciebie te�! Mo�e to lepiej! � Tak okropnie wygl�dasz? Us�ysza�em w s�uchawce jej parskni�cie. Nareszcie. �Jako� si� roz�adowa�a� � ucieszy�em si�. � Tak, ale czuj� si� fatalnie � poskar�y�a si�. � By�a� nie�le zaprawiona � powiedzia�em, szukaj�c wzrokiem skarpetek. � To powinno by� zabronione. � Owszem. Mentyk zu�y� na to przyj�cie chyba ca�y roczny przydzia� kfassu. � W og�le wszystkiego � doda�em. � Czego? � nie zrozumia�a. � Kfassu i wszystkiego innego. W ko�cu um�wi�em si� z ni� za dwie godziny przed pomnikiem D�wi�ku Tr�b. Wspania�y pomruk. Przez sw� ha�a�liwo�� odstrasza� wi�kszo�� ludzi. Zawsze by�o pod nim miejsce. Mnie tr�by specjalnie nie przeszkadza�y, Merze r�wnie�, wi�c przewa�nie umawiali�-my si� w�a�nie tam. Po zmroku ko�o pomnika nie by�o ju� �ywej duszy, cale �ycie przenosi�o si� do prywatnych mieszka� i dzielnicy zabaw. Szybko wdzia�em skarpetki i obcis�e elastyczne spodnie. Moda, kt�ra teraz panowa�a, dobija�a mnie zupe�nie. Nie chcia�em jej ulega�, dostatecznie wyr�nia�em si� wzrostem i budow�. Stroje opinaj�ce cia�o niczym trykoty dawnych, balelmistrz�w sta�y si� istnym sza�em, natomiast balelmistrze tak byli obwieszeni szmatami, �e przypominali kopy siana, jakie mo�na jeszcze zobaczy� w skansenie ko�o Oslo. Wychodz�c rzuci�em jeszcze okiem na zegarek. Ju� dwunasta. Spa�em dosy� d�ugo. S�o�ce sta�o w zenicie, przygrzewaj�c w sam czubek g�owy, ale nie czu�em duszno�ci. W tej strefie i w tym gor�cym mie�cie cz�sto bywa�o duszno. Nagrzane s�o�cem powietrze zatyka�o nieraz jak korkiem kotlin�, w kt�rej le�a�o Pantungu. Nic mo�na by�o z�apa� tchu. Pantungu to strasznie niezdrowe miasto. Jeden z licznych, nieudanych wytwor�w naszej architektury. Normalne warunki klimatyczne osi�gano z trudem w murach dom�w i ewentualnie w przydomowych ogrodach, gdzie pracowa�y wietrzniki i skraplacze. Centrum zdobi�y tylko marne ogr�deczki w kamiennych misach, wi�c trudno tam by�o wytrzyma�. Dzisiaj wia� jednak naturalny wiatr, mo�e zreszt� nienaturalny, najwa�niejsze, �e wia�. Wia� ze wschodu, nios�c bryz� odleg�ego oceanu i jego mokry ch��d. P�yn�� szerokim strumieniem gdzie� w stron� Addis Abeby, przez ca�� P�nocnoprzy-r�wnikow� Prowincj�. Skr�ci�em w centralna ulic� mysl�c o Merze. Nie bardzo wiedzia�em, czy j� kocham. Ta sprawa m�czy�a mnie. Czy w og�le taki cz�owiek jak ja, zaprogramowany inaczej ni� wszyscy, odmieniec, mo�e si� zakocha�? Czy izolant mo�e darzy� �zwyk��" kobiet� autentycznym uczuciem? Mery i mnie nie dzieli�a nigdy bariera, jaka przewa�nie wyst�puje mi�dzy �zwyk�ymi" lud�mi a izolantami. R�nili�my si� genetycznie. Ja i ona nie byli�my lud�mi w tym samym sensie. Kiedy zbyt d�ugo my�la�em na ten temat, gdzie� w m�zgu zapala�o si� czerwone, �wiate�ko kontromedu ostrzegaj�cego mnie przed dalszymi skutkami roztrz�sania owej kwestii. Wtedy przyciska�em t�pe zako�czenie rurki umieszczonej na mej piersi i zawsze wyskakiwa� stamt�d jaki� uspokajaj�cy specyfik. Poczciwy by� ten kontromed. Tak jakby moje problemy mog�a rozwik�a� pastylka. Nie m�wi�em o tym nikomu � m�j problem, moja sprawa � ta zasada obowi�zywa�a wszystkich w naszej s�u�bie. Do tej pory w czasie bada�, a przecie� przechodzi�em ich sporo, m�j problem nie przekracza� dopuszczalnych granic stresu. Ka�dego z nas co� gn�bi�o. Musia�o gn�bi�. Nazywali�my si� izolantami, poniewa� by�a nas garstka. Agresywne pierwiastki naszych osobowo�ci r�wna�y nas pod tym wzgl�dem z lud�mi wiek�w �rednich. Byli�my ewenementem w naszych czasach, gdy poziom agresywno�ci zmala� do jednej dwudziestej �wczesnego. Niejako automatycznie stawia�o to nas poza nawiasem. My ze swojej strony r�wnie� starali�my si� odizolowa� od zwyk�ych ludzi. To w ko�cu nie by�o przyjemne, gdy kto� dowiedziawszy si� kim jeste�, dostawa� nagle drgawek lub blad� jak �ciana. Astropol zrobi� wszystko, �eby�my nie wyr�niali si� z t�umu, ale nasz wzrost i budow� trudno by�o ukry�. W g��bi duszy podejrzewa�em, �e ci, kt�rzy zajmowali si� nami w Bazie, wcale nie mieli pewno�ci, czy nie rzucimy si� na kt�rego� z nich, gdy po raz kolejny widuje si� w nasze cia�o swoimi czujnikami. Ta sprawa te� mnie niepokoi�a. Czy m�g�bym zabi� cz�owieka? Nigdy tego nie zrobi�em. Moim zadaniem by�o przede wszystkim chroni� ludzi, a nie zabija�. Nie mog�em uwierzy�, �e �zwyk�ych" parali�ujemy obezw�adniaj�cym strachem. Przecie� �aden z nas nigdy nie zabi�. Niesprawiedliwy s�d o nas zawdzi�czali�my w pewnym stopniu holowizji, gdzie cz�sto kreowano zwiadowc� Astropo-lu na bohatera bezwzgl�dnie rozprawiaj�cego si� z dzikimi bestiami innych planet. Nie pokazywano, rzecz jasna, samego aktu zabijania, na to spo�ecze�stwo by�o zbyt wra�liwe, ale odbiorcy program�w mogli go sobie wyobrazi�. Mnie nie przera�a�a �mier�, mog�em na ni� patrze�, sam jednak nigdy nie potrafi�bym nawet uderzy� cz�owieka. Mo�e mia�em wmontowane jakie� sprz�enie, czujnik. W�a�ciwie nie lubi�em ludzi. Czu�em swoj� odmienno�� i unika�em kontakt�w. Zastanawiaj�c si� nad sob� dotar�em do samobaru. W jego ch�odnych tunelach, kt�rych �ciany zape�niono skrytkami z r�nymi smako�ykami, panowa� niewielki ruch. Pora obiadowa jeszcze nie nadesz�a. Za dwie godziny b�dzie tu pe�no. Teraz mo�na spokojnie przej�� i wyszuka� pojemnik z czym� ciekawym. Nie mia�em poj�cia, co wzi��. W Bazie menu ustalano z g�ry. Czerwone lampiony dawa�y mocne, rubinowe �wiat�o. Postanowi�em wybra� na chybi� trafi�. Numer 1692. Okaza�o si�, �e pojemnik z tym numerem znajdowa� si� w innym tunelu. Ka�dy tunel zawiera� potrawy innej strefy klimatycznej i by�o ich sze��. Ostatni, sz�sty, mia� niewiele pojemnik�w w �cianach i jasnoniebieskie o�wietlenie. Strefa arktyczna. Wybrany przeze mnie zestaw by� �niadaniem strefy umiarkowanej, z okolic Europy �rodkowej, i sk�ada� si� z miodowych bu�ek, mleka, ciek�ego mas�a, pasty rybnej i szczypiorkowo-pomidorowej. Wrzuci�em �eton i obserwowa�em, jak mas�o �cieka lejkiem do przezroczystego dzbanuszka. Pojemnik otworzy� si� ze szcz�kiem, wysuwaj�c na tacy posi�ek. Zabra�em to wszystko i pomaszerowa�em ku d�ugiej ladzie, ci�gn�cej si� �limakowato a� do wyj�cia. Wzd�u� niej, na a�urowych podporach, umieszczono g��bokie fotele. Dla mnie ich wysoko�� by�a odpowiednia, ale inni musieli wspina� si� na nie po ma�ym szczebelku. Nie bardzo wiedzia�em, czy to ma by� dodatkow� atrakcj�, czy te� zn�w kto� nie pomy�la� o wygodzie, sugeruj�c si� tylko estetycznym efektem. Ca�kiem niez�e to jedzenie Europejczyk�w. Podobno mia�em jak�� domieszk� europejskiej krwi, tak m�wi� m�j przybrany ojciec, zanim jeszcze oddano mnie do Szko�y My�lenia. Najlepiej wspominam te trzy pierwsze lata mojego �ycia. Cz�sto potem przyje�d�a�em do moich �rodzic�w", kiedy jeszcze �yli. Hawana to pi�kne miasto. Kojarzy mi si� w�a�nie z nimi i z tymi mglistymi latami wczesnego dzieci�stwa. W mojej �wiadomo�ci pa�stwo Velasquez na zawsze pozostali prawdziwymi rodzicami, cho� niewiele ich gen�w tkwi�o we mnie. Ona po prostu mnie urodzi�a, a on zosta� wybrany przez komputer na idealnego opiekuna w trzech pierwszych latach �ycia zwiadowcy Astropolu. Mera czeka�a ju� na mnie. Z daleka s�ysza�em rytmiczne dudnienie tuby. Lubi�em wyszukiwa� poszczeg�lne odg�osy w og�lnym tumulcie instrument�w. Zaznaczaj�c� rytm tub� s�ysza�o si� z rogu placu. Plac Gwiazdy to jeden z nielicznych plac�w Pantangu, kt�ry wbrew szumnej nazwie jest w�a�ciwie niewielkim, wy�o�onym marmurem skrawkiem przestrzeni pomi�dzy otaczaj�cymi go tr�jk�tem domami. � Czy kochasz mnie? � na m�j widok zapyta�a Mera. Problem, kt�ry sobie niedawno stawia�em, powr�ci� zn�w z ca�� ostro�ci�. Nie mog�em zapomnie� o tym dylemacie, cho�bym chcia�. � My�l�, �e tak � odpar�em patrz�c w jej niebieskie oczy. � Od kiedy jeste� niebieska? � Przed po�udniem postanowi�am si� zmieni�. Wystarczaj�co d�ugo by�am ruda. Przyjrza�em si� jej dok�adnie. Ilekro� zmienia�a kolor, mia�em wra�enie, �e patrz� na zupe�nie nie znan� mi kobiet�. Tym razem przynajmniej uczesanie zosta�o to samo. Niebieskie paznokcie, usta. brwi i rz�sy, bia�oniebieskie w�osy, niebieskogranatowy kostium, jak zwykle opi�ty. Dobrze, �e Mera nie zmienia�a tuszy ani wzrostu, bo by�y te� i takie kobiety na tym dziwnym �wiecie, aleja na szcz�cie nie musia�em tego znosi�. W miar�, jak moje oczy przemierza�y od st�p do g��w jej smuk�� sylwetk�, u�miecha�a si� coraz szerzej, pokazuj�c r�wniutkie, mlecznoniebieskawe z�by. � I co? � nie wytrzyma�a w ko�cu. � Czekasz na pochwa�y? � zapyta�em zaczepnie. Naburmuszy�a si� jak dziecko. Wyd�a policzki, udaj�c obra�on�, � Bardzo mi si� podobasz. Mera. Naprawd�, a� za bardzo � roze�mia�em si�. � Dok�d idziemy? � My�l�, �e mogliby�my zobaczy� co� w realu, co? � Znowu jaka� bzdura o bohaterach kosmosu. � Masz racj�. To idiotyczne. Real odpada. Chod�my do Ogrodu - zaproponowa�a. Zgodzi�em si� i w tym momencie, kiedy zamierzali�my rozpocz�� nasz� w�dr�wk�, podszed� do mnie bardzo smutny pan. Nie wiem, dlaczego oni zawsze maj� takie smutne miny. � Pan Paf? � stwierdzi� raczej ni� zapyta�. Nie musia�em mu si� przygl�da�, by wiedzie�, z kim m�wi�. Na dobr� spraw� m�g�by si� nawet nie odzywa�. Granatowa peleryna i ��te buty z cholewami m�wi�y same za siebie. Wiedzia�em przecie�, co to oznacza i zrobi�o mi si� cholernie �al. Sam nie wiem, dlaczego. Czy Mery, �e zostanie teraz sama, ju� za kilka minut, czy tego, �e nie zd��� ju� i�� do Ogrodu, czy straconego urlopu, czy licho wie czego jeszcze. Mo�e dlatego, �e zawsze w takich chwilach traci�em co� ostatecznie i nieodwo�alnie. Po powrocie startowa�em z innego punktu. Mia�em dwa rodzaje �wiat�w i nie jestem pewien, kt�ry lubi�em bardziej. Obydwa poci�ga�y ranie jednakowo. Gdy przebywa�em w jednym, nie chcia�em go opuszcza�, lecz gdy to zrobi�em, nie chcia�o mi si� do niego wraca�. Tak by�o i teraz. Z wewn�trznym oporem szed�em za smutnym cz�owiekiem do �wiata Walki, nie chcia�em zostawia� ciep�ego �wiata Mi�o�ci. Mi�o�� z tego �wiata, kt�ra rozpala�a si� we mnie coraz mocniej, spowodowaia, �e w ci�gu minionych dni prawie zapomnia�em o tamtym drugim �wiecie. � Nie macie kogo innego? � zapyta�em bez wiary. � Prosz� za mn� � powiedzia� beznami�tnie smutny cz�owiek. � Mo�e nas pan na moment zostawi� samych? � Prosz�. Przytuli�em Mer� bardzo mocno i g�aska�em po g�owie nie jak kobiet�, lecz jak dziecko, kt�re-skrzywdzi�em. Nigdy nic �egnali�my si� zbyt d�ugo. Tym razem te�. Wymiana poca�unk�w. U�cisk d�oni. Ona wiedzia�a, �e to nieodwo�alne. � Uwa�aj na siebie � dolecia� mnie jeszcze jej pe�en obawy g�os. Machn��em r�k� na po�egnanie i wsiad�em do elektrochodu. Pojazd ruszy� gwa�townie. Obejrza�em si� jeszcze przez tyln� szyb�. Sta�a tam. Tam, gdzie nas zaskoczy�a ta wiadomo��. �Uwa�aj na siebie" � tylko te s�owa ko�ata�y mi si� przez chwil� po g�owie. Lecz za zakr�tem, gdy znikn�� tr�jk�tny plac, gdy ucich� d�wi�k tr�b s�cz�cy si� mimo woli w uszy, ca�y ten �wiat znikn��. Sta� si� snem, pi�knym snem, kt�ry b�d� wspomina! do nast�pnego razu. - Co si� sta�o? - zapyta�em cz�owieka, kt�rego po mnie przys�ali. Nie patrzy�em na niego. Nigdy nie patrzy�em na tych ��cznik�w, nikt z nas na nich nie patrzy�. Wiadomo, kim byli. Nieudane egzemplarze wielkiego genetycznego eksperymentu Astropolu. �artobliwie nazwano ich �zwiastunami". Mieli w sobie rzeczywi�cie co� z anio��w wojny, ale raczej z drewnianymi mieczami. - Misja specjalna � oznajmi� kr�tko, koncentruj�c si� na prowadzeniu pojazdu. W Bazie wyl�dowa�em po pi�ciu godzinach. Od razu wpad�em na Selgiego. � Ju� po urlopie? � w�a�ciwie nie by� zaskoczony. � Co tu si� dzieje? � To, co zwykle � powiedzia�, wsadzaj�c r�ce do kieszeni kombinezonu. � Dorwali jakiego� faceta. Wtem kto� klepn�� mnie od ty�u w rami�. Zaskoczony, odwr�ci�em si� gwa�townie. To by� Tarian. Jego szeroka, u�miechni�ta twarz wyra�a�a zadowolenie. � Dobrze, �e jeste� � stwierdzi�. � Rozpakuj si� i za p� godziny wpadnij do mnie. Wszystko ci wyja�ni�. � Tak jest � wypr�y�em si� sztywno, nie dlatego, �e by�em takim s�u�bist�, lecz dla podtrzymania si� na duchu. Zawsze okropnie si� denerwowa�em przed tym wszystkim. Kiedy Tarian odszed�, skierowa�em si� prostym korytarzem o usypiaj�cym kolorze �cian wprost do boksu wind. W stacji panowa� zwyk�y ruch. Pozornie wydawa�o si�, �e nic si� nie dzieje. Ludzi widzia�em niewielu, przewa�nie podpierali �ciany, czasem przedefilowa� jaki� technik d�wigaj�c fragment bli�ej nie okre�lonej maszynerii, zwoje drutu czy worek cewek. Zjecha�em na ni�szy poziom, gdzie mie�ci�y si� pokoje zwiadowc�w i ich oddzielna mesa. Tutaj panowa�a zupe�na cisza i bezruch. Przebywaj�c na tym poziomie mia�o si� wra�enie, �e �ycie stacji zamar�o, �e przeszed� kataklizm, kt�ry zabra� ze sob� ludzi. Otworzy�em drzwi. Pok�j przygotowano starannie. Zgodnie ze s�owami mojego wyk�adowcy z Kursu Przystosowawczego, akcja zaczyna�a si� ju� od momentu otrzymania zawiadomienia. Wszystko musia�o by� dopi�te na ostatni guzik i nic nie mia�o prawa zak��ci� przebiegu akcji. Nie pozostawa�o mi nic innego, jak wej�� w ten rytm. Przyj�� regu�y gry. Wyci�gn��em si� wi�c na niezbyt wygodnej pryczy i utkwi�em oczy w suficie. � Siadaj. Tarian zniecierpliwionym gestem wskaza� fotel stoj�cy na samym �rodku jego gabinetu. Usiad�em. � Za chwil� � zacz��, skrobi�c si� w czubek g�owy pisakiem --przejdziesz wszystkie konieczne testy. . Przerwa� i patrzy� na mnie, jakby czeka� na jak�� reakcj� z mojej strony. Nie odezwa�em si�, wi�c ci�gn�� dalej. � Start jutro rano. O sz�stej. Polecisz na Irm�. Tutaj jest pe�na dokumentacja, jak� uda�o nam si� do tej pory zebra�. Je�eli b�dzie co� nowego, to dostarczymy ci na bie��co. Wyci�gn��em r�k� po czarn� teczk�. By�a cienka. � Niedobrze � pomy�la�em. � Zbyt cienka. � Wiesz co� o Irmie? --- zapyta� m�j zwierzchnik, widz�c niedwuznaczny gest, jaki wykona�em g�ow� na widok teczki. � Mianowicie co? � otrz�sn��em si� z nieweso�ego zamy�lenia. � O za�odze, badaniach, typie planety? � No, tak. Wiem, �e jest tam sze�cioosobowa za�oga, kt�ra ma wr�ci� za rok. O typie wiem co nieco, o klimacie te�, mo�e najmniej o historii bada�. Pami�tam takie tytu�y z �Biuletynu : Dlaczego Irma nie wytworzy�a my�l�cego �ycia, Irma � zatrzymana w rozwoju planeta i tak dalej. Oczywi�cie musz� dok�adniej pozna� te zagadnienia. � Wi�c powiem kr�tko � rzek� Tarian, stukaj�c otwart� d�oni� w g�adki blat biurka. � Wczoraj wr�ci� Pionier 26. Mia� wr�ci� za rok. Na jego pok�adzie znajdowa� si� tylko pilot. Trip. Zna�e� Tripa? � Tak. � Wi�c on, jak by to powiedzie�, nie wnosi... � zastanawia� si� przez chwil�, szukaj�c odpowiednich s��w � ...nie wnosi nic nowego do tej- historii, poniewa� nie jest pe�nosprawny. W zasadzie nie uda�o si� nawet wyprowadzi� go z szoku. Jego zeznania s� chwilami sensowne, chwilami jednak m�wi zupe�nie niezrozumiale lub wr�cz w og�le traci kontakt z rzeczywisto�ci�. Poza tym znale�li�my go w stanie zupe�nego wycie�czenia, skrajnie wyczerpanego fizycznie. Nie wiemy wiele wi�cej ni� to, co teraz ode mnie us�ysza�e�. � Tak te� my�la�em. Tarian wsta�, daj�c mi do zrozumienia, �e rozmowa sko�czona. Podnios�em si� r�wnie�. � Czy mog� go zobaczy�? � zapyta�em ju� w drzwiach. � Cho�by zaraz � powiedzia� m�j szef i na jego twarz zn�w powr�ci� szeroki u�miech. Wiadomo. Mia� si� z czego cieszy�. Najtrudniejszy moment dzisiejszego dnia pozostawi� za sob�. Poszed�em obejrze� Tripa ju� po testach. Wypad�y nie�le. Tylko stary, jajog�owy psycholog pogrozi� mi palcem. � To by� bal, co? � powiedzia� mru��c oko. � Od jutra koniec z kfassem. Co godzin� trzy vitrale i wieczorem masa� pobudzaj�cy. No tak. Mog�em si� tego spodziewa�. On nikomu nie przepu�ci�. Na my�l o pobudzaj�cym masa�u flaki si� we mnie przewraca�y. S�odkor�owe kotary, cukierkowe twarze piel�gniarek w gustownych czepkach, cicha muzyka i masa� tak pobudzaj�cy, �e nie mogli potem cz�owieka dobudzi�. Przed drzwiami czeka� Tarian. � Wysy�amy tam te� now� za�og�. Nawet je�li tamtym nic si� nie sta�o, to trzeba ich zmieni�. Nie podj��em tematu. Energicznie pchn��em drzwi. To, co zobaczy�em, o ma�o nie �ci�o mnie z H�J. Trip siedzia� w bia�ej po�cieli. Jego r�ce u�o�one by�y r�wno. Oczy, wpadni�te g��boko w czaszk� o zesch�ej jak wi�r sk�rze, wpatrywa�y si� nieruchomo w jaki� punkt nad moj� g�ow�. Na twarzy i czaszce zauwa�y�em czerwone p�kni�cia naczy� krwiono�nych. Cia�o Tripa by�o wychudzone do granic mo�liwo�ci. Z ramienia zwisa� przew�d kontromedu. Karmili go jakim� sztucznym roztworem i przetaczali krew. Z jego ust nie schodzi� delikatny u�mieszek. Troch� kpi�cy, troch� ironiczny, ale najbardziej niesamowite by�o to, �e weso�y. Widzia�em w tym u�miechu spok�j i rado��, b�ogostan cz�owieka chorego umys�owo. Zrobi�em dwa kroki do przodu. Nie mog�em si� dopatrzy� w p�trupie spoczywaj�cym na poduszkach cz�owieka, kt�rego kiedy� dobrze zna�em. U�miechn��em si� do niego, cho� by�em pewien, �e to na nic. � Trip � szepn��em. Musia�em odchrz�kn��. � Trip � powiedzia�em g�o�niej. � To ty, Paf � odpowiedzia� zupe�nie przytomnie, nie zmieniaj�c pozycji ani wyrazu twarzy. � Tak, to ja � odpar�em zaskoczony. � To mi�e, to bardzo mi�e, baardzo mi�e � m�wi� beznami�tnie, chocia� w�a�ciwie co� brzmia�o w jego tonie. � Co jest mi�e? � zapyta�em. � To przyjemne, fantastyczne � odpowiedzia� zn�w Trip. � Nie przypominasz tego Tripa, kt�rego zna�em � stwierdzi�em. � To mi�e, bardzo przyjemne. Zrozumia�em, �e on nie m�wi do mnie. Rozmawia� ze sob�. W jego g�osie by�a teraz rozkosz. Wymawia� poszczeg�lne zg�oski z czym� w rodzaju zmys�owej przyjemno�ci. Rozmowa by�a bezsensowna. Nie chcia�em ju� s�ucha� jego g�osu. Odwr�ci�em si� i czym pr�dzej wyszed�em. Wpad�em prosto na Tariana. � Powiedzia� co�? � Tarian przypatrzy� mi si� uwa�nie. � No, tak � wyszepta� po chwili �rozumiem... � Ta za�oga � powiedzia�em,