Scott Walter - Rozbóynik morski tom 1-4

Szczegóły
Tytuł Scott Walter - Rozbóynik morski tom 1-4
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Scott Walter - Rozbóynik morski tom 1-4 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Scott Walter - Rozbóynik morski tom 1-4 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Scott Walter - Rozbóynik morski tom 1-4 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Scott Walter ROZBÓYNIK MORSKI Tom I PRZEDMOWA. Celem powieści następuiącey iest wyjaśnienie czytelnikowi ważnych wypadków, iakie zaszły na wyspach orkadzkich; niedokładne podania i powieści oderwane, zachowały tylko następuiące o nich szczegóły. — W Styczniu , okręt la Revanche o wielkich armatach i mnieyszego kalibru, pod dowództwem Johna Gow, czyli Goff, czy też Smith, przybił do wysp Orkadzkich. Po rabunkach i swawoli iakich się dopuszczała załoga, poznano zaraz, że to był rozbóynik morski. Mieszkańcy tych wysp oddalonych, nie maiąc ani broni, ani sposobności opnerania się ulegli na i czas przed ciemiężcami; a wódz tych łotrów tak był śmiuły, że nietylko wysiadł z okrętu, ale nadto dawał uczty we wsi Stromness. Potrafił nawet uiąć serce pewney młodey i dość bogatey dziewczyny, nim poznano czem był prawdziwie. — Pewien młodzieniec, imieniem Jakób Fea z Klestronu, umyślił schwytać tego złoczyńcę, i to mu sie udało za pomocą zręczności i odwagi. Posłużyło mu do tego rozbicie się okrętu. Gowa przy wybrzeżu Kaltsundu na wyspie Eda, w bliskości ówczesnego mieszkania P. Fea. Młodzieniec ten, z niebezpieczeństwem życia poymał zbóyców morskich, odważonych na wszystko i dobrze uzbroionych. Dopomógł urn skutecznie w tem przedsięwzięciu P Jakób Laing, dziad nieboszczyka Malkolma Laing koniuszego, który ze światłem i bezstronnością napisał historyą Szkocyi w XVII. wieku. Gow i inni iego wspólnicy, wyrokiem naywyższego sądu morskiego, odnieili kare, na którą ich zbrodnie od dawna zasłużyły. Gow okazał bezprzykładną śmiałość, kiedy go stawiono przed sądem; a z powieści naszego świadka widać, że się z nim obchodzono z nadzwyczayną srogością, aby go przymusić do wyznania. "Kiedy John Gow, mówi historyk, przyprowadzony do kratek, nie chciał odpowiadać, sędzia rozkazał dwom ludziom ściskać iego wielkie palce sznurkiem od bicza, dopóki się nie zerwał! potem złożyć ten bicz; we dwoie, znowu mu palce ściskać, aż dopóki i ten podwóyny sznurek także się nie zerwał; na koniec we troie, i to wszystkich sit dobywaiąc. Gow wytrzymał cała te męczarnię. Nazaiutrz rano, dnia Maia r. na widok przygotowań do iego śmierci czynionych, opuściła go odwaga; wyznał, że nie czyniłby takiego oporu, gdyby byt pewnym że nie będzie powieszony z łańcuchami. Osądzono go, skazano i stracono razem ze wspólnikami. " Mówią, że młoda osoba którey serce zaiąć potrafił, udała się do Londynu dla widzenia go przed śmiercią, i że za późno przybywszy, prosiła, aby iey pozwolono widzieć iego ciało; wzięła go za rękę, i tak odebrała dane mu wprzódy słowo. Gdyby nie dopełniła tego obrzędu, nie mogłaby podług zabobonnych wyobrażeń swego kraiu, uniknąć odwiedzin ducha swego dawnego kochanka, w przypadku ieśliby jakiemu żyiącemu poprzysięgła wiarę, którą umarłemu pierwey przyrzekła. Ta część legendy możę służyć za wyiaśnienie piękney powiastki, bedącey przedmiotem ballady, co się tak zaczyna: "Do drzwi Małgorzaty, Duch co noc przychodzi... " Podanie, mówi ieszcze oprócz tego, że P. Fea, człowiek pełen odwagi, za którego usiłowaniem Gow powściągnięty został w zawodzie zbrodni, nie tylko żadney od rządu nie otrzymał Strona 2 nagrody, ale nadto nie znalazł nigdzie obrony przeciw mnóstwu spraw niesłusznych, iakie z nim toczyli adwokaci z Newgate, w imieniu Gowa i kilku ludzi z iego osady okrętowey. Te prześladowania i wypływaiące z nich koszta, zniszczyły go zupełnie, i uczyniły go pamiętnym przykładem dla tych, cochcieli na potem osobista powagą powściągać rozbóyników morskich. Należy przypuścić, na chwalę panowania Jerzego I. ze ta ostatnia okoliczność, i inne z powyższey historyi szczegóły są niedokładne, gdyż się nie zgadzaią z następuiącą prawdziwą powieścią, ułożoną z wiarogodnych materyałów, która tylko znał sam Autor Wawerleia.. D. Listop. r. ROZBOYNIK MORSKI. ROZDZIAŁ I. "Burza ustała chmury nie huczą po niebie, I bałwany na morzach iuż nie wyią smutnie; Lecz iakiż to głos woła: Tulo! czyż dla ciebie, W twoim dzikim klimacie spaliłem mą lutnię?" Macniel. Ta wyspa długa, wązka i niekształtna, zwana MainLand, to iest lądem wysp Schetlandzkich: gdyż iest bez porównania naywiększą ze wszystkich składaiących ten archipelag, iak wiadomo żeglarzom nawykłym do pływania po burzliwych morzach, które otaczaią Thulę starożytnych; iest zakończona przylądkiem niezmierney wysokości, zwanym Sumbugh; który swem czołem i nagiemi boki opiera się rozhukanym wód bałwanom, i tworzy kończatość wyspy ze strony południowowschodniey. Ten wyniosły przylądek ciągle wytrzymuje prąd wściekłego morza, które z pomiędzy wysp Orkadzkich i Schetlandzkich uderza ze straszliwa siła. ustepuiącą tylko prądowi morza Pentlandzkiego, bierze imie wspomnionego przylądku, i zowie się Roost Sumburgh, gdyż wyraz Roost na tych wyspach oznacza podobny strumień. Od strony ziemi przylądek ten iest okryty niską trawą, i stromo spada na małe miedzy morze z obu stron ściśnięte przez ocean, który stopniowo coraz daley postepuiąc, zdaie się dążyć ku połączeniu obu swoich zalewów, i uczynić wyspę z tego przylądka; wtedy stanie się skalą samotną, oddzieloną zupełnie od MainLand, którego dziś iest zakończeniem. Uważano iednak w dawnych wiekach Strona 3 ten wypadek iako niepodobny do prawdy, albo też bardzo daleki; gdyż niegdyś pewien Xiąże Norwegski, czyli podług innych podań, i iak wyraz Jarlshof (*) zdaie się oznaczać, pewien starożytny Hrabia na Orkadach, wybrał ten kraniec ziemi do wystawienia na niey zamku. Zamek ten oddawna stoi pustkami, i zaledwie rozpoznać można iego ślady, gdyż ruchome. piaski miotane burzliwemi uraganami, w tym klimacie, siedlisku nawałnic, zakryły i prawie pogrzebały ostatki gmachu; lecz przy końcu XVII. wieku, cześć zamku hrabiego istniała ieszcze i była zamieszkaną. Był to gmach prostey architektury, zbudowany z nieokrzesanych głazów; widok iego niczem nie zdołał zaspokoić oka, ani podnieść wyobraźni. Wielki dom starożytney budowy nakryty stromym dachem z tafli szarego (*) Jarslhof, nadzieia Hrabiego. kamienia, mógłby czytelnikom dzisieyszego wieku, naydokładnieysze dać o nim wyobrażenie. Kilka małych okienek tu i owdzie wykuto w ścianach, wbrew wszelkim prawom porządku; do głównego gmachu dotykały niegdyś inne małe domki, służące zamieszkanie dla orszaku i domowników Hrabiego. Ale te iuż leżały w gruzach, a belki od nich brano na opał i inne potrzeby; mury popękały w wielu mieyscach, a na domiar zniszczenia, piasek wcisnął się iuż do izb, i uformował pokład, na dwie lub trzy stóp grubości. Mimo tego mieszkańcy Jarlshofu pracą i usiłowaniami utrzymywali w dobrym stanie kilka prętów ziemi ogrodzoney w około, a ze mury zamku ochraniały ią od straszliwych morskich wiatrów, można było widzieć na niey rośliny, iakie w tym klimacie utrzymać się zdołaią, czyli raczey iakim wiatry wzrastać pozwalały, gdyż, lubo na tych wyspach mnieysze iest zimno niż w Szkocyi; lecz bez zasłonienia murem, nie podobna iest prawie hodować naypospolitszych iarzyn, a co się tycze drzew a nawet krzewów, o tych ani myśleć, tak wielka iest niszcząca siła uraganów Oceanu. Nie daleko od zamku, i prawie nad brzegiem morza, przy zatoce w którey stawaią dwie lub trzy łódki rybackie, było kilka nędznych chatek, siedlisko mieszkańców Jarlshofu, trzymaiących od dziedzica w dzierżawie całą tę okolicę, pod zwyczaynemi warunkami, iak wiadomo dosyć uciążliwemi. Dziedzic mieszkał w innym dogodnieyszym okręgu tey wyspy, i rzadko odwiedzał Sumburgh. Był to dobry Szetlandczyk, prosty, uczciwy, nieco porywczy, co było skutkiem życia pomiędzy podwładnemi; nieco za nadto lubiący biesiadki, co zapewne wynikało z bezczynności: ale byt Strona 4 szczery, dobry, wspaniały dla swoich, i gościnny dla cudzoziemców. Pochodził z dawnego i szlachetnego rodu Norwegskiego, a to ieszcze go milszym czyniło u pospólstwa w którem wszyscy prawie z tegoż pochodzili szczepu, gdy tymczasem lordowie czyli właściciele są powszechnie z rodu Szkockiego, a w tey epoce uważano ich iako cudzoziemców i przywłaszczycieli. Magnus Troil który swóy ród wyprowadzał ieszcze od Hrabiego założyciela Jarlshofu, podobnież utrzymywał. Owcześni Jarlshofu mieszkańcy, w licznych zdarzeniach doznawali łask i dobroczynności właściciela tey ziemi. P. Merton, (takie było imię człowieka zaymuiącego wówczas stary zamek) za przybyciem swoim do wysp Szetlandzkich, na kilka lat przed epoką naszey powieści, doświadczył u P. Troila, tey szczerey i serdeczney gościnności, która tych stron odznaczaiące stanowi piętno. Nikt go nie pytał z kąd on był, dokąd się udawał, w iakim zamiarze przybył w tak oddalony zakąt państwa W. Brytanii, albo iak długo chce w nim zabawić. Nikt go nie znał, a przecież liczne odbierał' zaprosiny. Przyymowano go w każdym domu, mógł zabawie ile mu się tylko podobało, i żył w nim iak gdyby był członkiem rodziny, dopóki mu się nie podobało odeyść gdzie indziey. To powierzchowne niezważanie tych dobrych wyspiarzy, na stan, charakter i przymioty gościa, nie pochodziło z gnuśności, gdyż i oni mieli ciekawość wrodzoną człowiekowi, lecz sądzili; i uchybiliby prawom gościnności, gdyby zadawali mu pytania, na które byłoby mu albo trudno, albo nieprzyiemnie odpowiadać; nie usiłuiąc wiec, iak iest zwyczaiem w innych kraiach, wybadywać P. Mertona, przezorni Szetlandczykowie, w ciągu tylko roz. mowy, przestawali na samem pilnem zbierania niektórych o nim wiadomości. Lecz prędzey skala w pustyni Arabii dostarczyłaby wody, aniżeli P. Bazyli Merton wynurzył się nawet w nayoboiętnieyszych przedmiotach, a piękny świat wyspy Tule, w nayprzykrzeyszem zostawał położeniu, czuiąc, że przyzwoitość zakazuie mu zadawać zapytań względem tak taiemniczey osoby. Powziętą o niey wiadomość w kilku słowach zawrzeć można. P. Merton przybył do Lerwiku, które to miasto zaczęło mi. nabierać znaczenia, chociaż nie było leszcze uważane za stolicę wyspy, na okręcie hollenderskim, w towarzystwie tylko swego syna, pięknego czternastoletniego chłopca. On sam mógł mieć lat czterdzieści kilka. Kapitan okrętu polecił go swoim dobrym przyiaciołom, u których zamieniał ialowcówkę i pierniki za woły wysp Szetlandzkich; półgęski wędzono, i pończochy wełniane, a chociaż nie mógł nic więcey o nim powiedzieć, iak tylko to, że "Meinheer Merton zapłacił za przeprawę w okręcie, i dal dollara na gorzałkę całemu ekwipażowi: " polecenie to zjednało mu szanowne grono znaiomych, powiekszaiące się w miarę iak upatrywano w cudzoziemcu talenta i niepospolite wiadomości. Odkrycie to stało się prawie gwałtem, gdyż Merton również nie lubił mówić o rzeczach oboiętnych, iak o własnych interessach. Ale czasami bywał wciągnięty do rozmów, które prawie mimo iego woli, dały w nim poznać uczonego i światowego człowieka. Czasami znowu iakby na zawdzięczenie doznaney gościnności, przymuszał się do weyścia w Strona 5 rozmowę z temi co go otaczali, a zwłaszcza kiedy mówiono o przedmiotach powabnych, smętnych, albo satyrycznych, bardziey zgadzaiących sie z usposobieniem iego umysłu. Ze wszystkich tych okoliczności, Szotlandczykowie uznali powszechnie, że musiał wyborne otrzymać wychowanie, zaniedbane iednak pod pewnym bardzo ważnym względem, gdyż P. Merton przód od tyłu okrętu ledwie rozróżnić umiał, a nawet ciele miałoby lepsze wyobrażenie o sztuce kierowania łodzią. Nie mogli poiąć iak ta gruba nieumieiętność naypotrzebnieyszey do życia sztuki, (przynaymniey na wyspach Szettlandzkich) mogła się łączyć z tak ważnemi wiadomościami, iakie w innych okazywał względach. Przecie tak było w istocie. Prócz tych tylko zdarzeń, Merton nie zmieniał swego charakteru, był zawsze ponurym i skrytym. Swawolne uciechy wypędzały go natychmiast z towarzystwa, a umiarkowana wesołość przyiacioł, widocznie obudzają w nim większy iak zwyczaynie smutek. Kobiety lubią zawsze zgłębiać taie mnice i przynosić ulgę smutkowi, szczególniey kiedy idzie o przystojnego człowieka, którego wiek młodości ieszcze nie upłynął'. Mógłby więc ten zamyślony i tajemniczy, cudzoziemiec pomiędzy młodemi w Tulę o iasnych włosach i błękitnych oczach pięknościami, znaleźć taką, coby się podjęła pocieszać go, ieśliby okazał skłonność do przyimowania tey litościwey usługi, lecz daleki od tey żądzy, zdawał' się nawet unikać widoku tey płci, do którey we wszystkich zdarzeniach udaiemy się po litość i pocieszenie. Do tych osobliwości charakteru P. Merton, przyłączyła się inna, co się szczególniey nie podobała iego gospodarzowi P. Magnusowi Troil Ten magnat wysp Szetlandzkich, który iakeśmy powiedzieli, pochodził w linii oyczystej ze starożytnego rodu Norwegskiego, przez małżeństwo iednego ze swych przodków, z pewną damą duńską,. był głęboko prze świadczony; że szklanka iałowcówki, albo gorzałki, iedynem iest lekarstwem na wszystkie w świecie troski i cierpienia. P. Merton nigdy się do tego środka nie udawał, pił tylko wodę czystą, i żadne prośby nie mogły go nakłonić do pokosztowania innego napoju. Tego właśnie Magnus Troil znieść nie mógł; było to w iego oczach zniewaga praw godowych na północy, które tak ściśle zachowywał, ze chociaż twierdził. iakoby nigdy do łóżka nie poszedł piiany: co było prawdą iedynie w takiem znaczeniu tego słowa, iakiemu sam nadawał: nie podobna mu było dowieść, iż się kiedy trzeźwy spać położył. Można więc zapytać, w czemby Magnusowi Troił towarzystwo tego cudzoziemca nagrodzić mogło nieprzyjemność, iaką mu sprawiał iego nałóg trzeźwości. Miał on weyrżenie poważne, znamionuiące człowieka w pewnem znaczeniu; i chociaż wnioskowano że nie był bogatym, Strona 6 wydatki i ego dostatecznie dowodziły, że nie był ubogim. Umiał uprzyiemniać razmowę ilekroć zechciał, iakieśmy to iuż dali do poznania, a swoię mizantropią, wstręt od interessów i stosunków towarzyskich częstokroć wyiawiał dowcipnie, i to w miejscu gdzie tak trudno było o dowcip. Nadewszystko nikt nie zdołał dociec taiemnicy P. Merton, i obecność iego była tak zaymuiaca, iak zagadka, którą lubimy czytać i odczytywać dla tego właśnie, że trudno doyść iey znaczenia. Pomimo tych wszystkich zalet Mer tona, różnił się., od P. Magnusa Troil pod tak wielu względami, iż tenże przyiemnie byt zdziwiony, kiedy pewnego ram wieczorem, po dwu godzinnem milczeniu, podczas którego Magnus zapiial alkohol, a Merton czystą wodę, gość iego wyiawił życzenie, aby mu wolno było zamieszkać w iego pustym domu w Jarlshof, na ostatecznym krańcu ziemi zwaney Dunropness, u spodu przylądka Sumburgh.. — Pozbędę się więc go iak nayuczciwiey, pomyślał sobie Magnus: iego twarz, nieprzyiaciolka radości, nie będzie iuż zatrzymywać butelki w obiegu. Skoro iednak odjedzie zbankrutuię na cytrynach, gdyż samo iego weyrzenie, wystarczało do zakwaszenia oceanu ponczu. Wszelako dobry Szetlandczyk, równie wspaniale iak bezinteressowne czynił uwagi Panu Merton, względem samotności i niewygód, na iakie się dobrowolnie skazuie. — W tym starym domu, rzekł mu, ledwie znaydziesz naypotrzebnieysze sprzęty; niema sąsiedztwa o kilka mil wokoło, innego pokarmu oprócz Sillochów solonych, * i innego towa *. Gatunek ryb. rystwa, prócz łysek i ptaków morskich. — Móy dobry przyiacielu, odpowiedział Merton, dla tego właśnie to mieysce nad wszelkie inne przekładam; będę oddalonym od spółeczeństwa ludzi, i tam zbytek nie doydzie do mnie. Zadam iedynie ustronia, któreby głowę moię i mego syna, ochroniło od niewygód pór roku. Naznacz cenę Panie Troil, iaką ci powinienem zapłacić, i pozwól abym był twoim lokatorem w Jarlshof. — Cenę! zawołał Szetlandczyk na honor, ta nie może bydź wysoką za stare domisko, w którem nikt nie mieszkał od śmierci moiey matki. Świeć Panie iey duszy! Co się tyczę schronienia, stare mury są dosyć grube, i natarczywość wiatru wytrzymać ieszcze potrafią. Ale na miłość Boga Panie Merton, rozważ co chcesz uczynić. Kto kolwiekby ze zrodzonych pomiędzy nami ludzi chciał zamieszkać w Jarlshofie, Strona 7 mianoby go prawie za waryata; tym bardziey ty coś się w innym kraiu urodził, czy to w Anglii, czy Szkocyi, albo Irlandyi, chociaż tego nikt nie może wiedzieć. — A co komu do tego? odezwał się Merton nieco opryskliwie. — I ia tyle się troszczę o to, ile o skrzele od śledzi, odpowiedział laird: ieżeli tylko nie iesteś Szkotom, i tak się spodziewam, żeś nim nie iest, i dla tego bardziey cię kocham. Ci Szkotowie zbiegli się tu, zwalili iak stado dzikich ptaków, naprowadzili z sobą swoie dzieci, i zaczęli się wylęgac: niechże im kto teraz każe powrócić na ich dzikie góry albo na niskie płaszczyzny, kiedy iuż zakosztowali dobrey wołowiny i wybornych ryb na naszych wyspach! Nie! móy Panie. Tu Magnus nieco się zapalił, spełniając co chwila po kieliszku gorzałki, która obudzała gniew iego przeciw intruzom, i dodawała mu razem sil do zniesienia przykrych nasuwających się uwag. Nie panie, nie uyrzymy iuż dawnych czasów; pierwotne obyczaie wysp iuż zginęły. Gdzież się podzieli nasi dawni dziedzice, nasze Patersony, Feaowie, Schlagbrennery, i Ihiornbornsy? Ustąpili Giffordom, Skottom, Muatom, których same nazwiska dowodzą, że i oni i ich przodkowie obcemi są na ziemi w którey mieszkali Troilowie przed epoką TurfEinara, który pierwszy na tych wyspach nauczył torf palić, i za które dobrodzieystwo wdzięczna potomność dała mu w nagrodę imie przypominające ten wielki wynalazek, O, tym przedmiocie Pan Jarlshofu był niewyczerpany; Merton chętnie pozwolił mu rozprawiać, gdyż odpowiadać nie potrzebował, i tem samem mógł się pogrążać w swoich ponurych myślach, kiedy SzetlandoNorwegczyk wyrzekał na odmiany zaszłe w obyczaiach i pomiędzy mieszkańcami. Lecz w chwili gdy Magnus doszedł do niemiłego wniosku, że za sto lat nie bedzie ćmi iednego meik albo ure* ziemi w ręku mieszkańców rodu norwegskiego, prawdziwych Udallerów** wysp. Szetlandzkich, przypomniał sobie w iakich okolicznościach gość iego znayduie się, i nagle umilkł.. — Ja tego nie mówie, rzekł, abym ci dał do zrozumienia, że się lękam twego pobytu na moiey ziemi. Co do Jarlshofu, mieysce to dosyć iest dzikie: Nie wchodzę skędeś tu przybył, ręczę że powiesz iak inni podróżni, ze iesteś z klimatu lepszego niż nasz, bo tak mówicie wszyscy. A wszelako chcesz osiaśdź na mieyscu, od którego nawet * Merk, Ure, pewna miara ziemi. ** Udallerowie są to właściciele; allodyalni wysp Szetlandzkich, którzy posiadaią włości na mocy starożytnych praw Norwegskich, nie zaś praw feudalnych, które Szkotowie do nich zaprowadzili. unikaią tuteysi kraiowcy. Czy nie wypróżnisz twoiey szklanki? Mówiąc nawiasem, moie spełniam za zdrowie — Móy miły panie, odpowiedział Merton, wszystkie klimaty są dla mnie oboiętne, i bylebym tylko znalazł dość powietrza do napełnienia moich płuc, nie wchodzę w to czy iest z Arabii czy Laponii. — Oh! co się tycze powietrza, rzekł Magnus, nie bedzie ci go brakowało. Trochę prawda iest wilgotne, iak mó wią cudzoziemcy, lecz mamy środek przeciwko tey niedogodności. —Piię za Strona 8 twoie zdrowie, Panie Merton, i ty powinieneś toż samo czynić, oraz pa lic tytuń; a wtenczas, iak powiadasz, żadney nie znaydziesz różnicy między powietrzem arabskiem i szetlandzkiem. Ale czyś był kiedy w Jarlshofie? Cudzoziemiec odpowiedział mu z prze czeniem. — W takim razie, sam nie poymuiesz śmieszności twego przedsięwzięcia. Jeśli sądzisz, że znaydziesz tak wygodne iak tu wybrzeże, i dom stoiący nad morzeni, które mu samo śledzie do drzwi nasyła, bardzo mylisz się, na honor. Znaydziesz tylko w Jarlshofie bałwany morskie imtrącaiące się o skały, i prąd Roost Sumbugh; który piętnaście mil ubiega na godzinę. — Ale przynaymniey nie uyrzę tam prędu namiętności ludzkich. — Będziesz tylko słyszał krzyki łysek i huk wałów morskich od wschodu slłońca aż do zachodu. — Zgoda móy dobry przyiacielu, bylebym tylko nie słyszał szczebiotania iezyków niewieścich. — O! dla tego tak mówisz, żeś dopiero co słyszał iak moie córki Minna i Brenda śpiewały w ogrodzie, z twoim synem Mordauntem. Ale ia bardziey lubię słyszeć ich cienkie głosiki, niż skowronka, którego słyszałem raz w Caithness, albo słowika, którego znam tylko z książek. Cóż poczną moie biedne dziewczęta, ieśli nie będą miały Mordanuta aby się z niemi bawił? — Potrafią obeyść się bez niego. Czy będą młodsze czy starsze, zawsze znay dą towarzyszów albo fryców. Ale powiedz Mości Panie Troil; czy wynaymiesz mi ten stary dom w Jarlshofie? — Naychetniey, kiedyś się koniecznie uparł mieszkać w tem mieyscu zniszczenia. — A iakaż ma bydź zapłata? — Zaplata! hem! powinieneś mieć także kawał ziemi, który niegdyś nazywano ogrodem, prawo w Scathold, i merk gruntu aby dla ciebie poławiano ryby. Czy sądzisz, że ośm linspands masła, i ośm szylingów sterlingów na rok, byłoby za wiele? P. Merton przyiął tak rozsądne warunki, i od tego czasu mieszkał ciągle w samotnym domu, któryśmy opisali na początku tego rozdziału; poświęcił się nie tylko bez żalu, ale iak sie zdawało z ponurem ukontentowaniem, na niedostatek i niewygody, iakie w mieyscu tak dzikiem i oddalonem cierpieć muszą mieszkańcy. Strona 9 ROZDZIAŁ II. "W tych dzikich pustkach co się śniegiem kurzą, Na tych morzach odległych, ciągłą wrzących burzą, Dusza iego, Anzelmie, tak przebywać rada, Że ie nad powabnieysze klimaty przekłada." Dawna Komedya, Nie wielka ludność wioski Jarlshof nie bez trwogi z początku dowiedziała się, ze iakaś nowa osoba i wyższego rzędu niż nayznakomitsi mieszkańcy osady, obrała sobie mieszkanie w tey opustoszoney budowie, ktora ieszcze nazywano zamkiem, W łych czasach (gdyż wszystko się odmieniło na lepsze) przytomność zwierzchnika mieszkaiacego w zamku, była prawie zawsze nie oddzielna od wymagań i uciemieżeń, których wykonywanie usprawiedliwiał iakikol wiek pozór, oparty na feudalnych prawach. Skutkiem tych gwałtownych i dowolnych zwyczaiów, groźny i możny sąsiad, któremu dawano imię Tacksman, przywłaszczał sobie bezwstydnie cześć szczupłych korzyści, iakie słaby dzierżawca ciężkiemi nabywał pracami. Lecz wkrótce poddzierżawcy poznali, że tego rodzaiu uciemiężeń ze strony P. Bazylego Mertona obawiać się nie powinni; czy on był bogaty, czy ubogi, wydatki iego stosowały się do możności; a oszczędność nayrozsądnieysza, była niakomitszym skłonności iego odcieniem. Cały iego zbytek zasadzał się na na maley liczbie książek i narzędzi fizycznych, które sprowadzał z Londynu: co na tych wyspach nadzwyczayną było rzeczą; lecz z drugiey strony, iego stół i wydatki domowe, były takie iak szczupłego właściciela w tey okolicy. Czynszowników bardzo mało obchodziło znaczenie no vego Tacksmanna, skoro poznali ze obecność iego polepszyła raczey niż pogorszyła ich stan; a raz pozbywszy się bojaźni, porozumieli się miedzy sobą dla korzystania z iego oboiętności i zmówili się aby mu przedawae nadzwyczay drogo wszystko czego potrzebować bedzie. Cudzoziemiec obojętnie i przez szpary patrzał na te spiski, dopóki ieden wypadek nie powściągnął ich od podobnych nadużyć.. P. Merton pewnego razu oddalił się do samotney wieżyczki i był zaięty przeglądaniem paki książek, które po długiem oczekiwaniu przyszły mu z Londynu przez Holl, Lerwick, do Jarlshofu, kiedy się obiła o iego uszy kłótnia między starą klucznica gospodynią domu i iednym z pierwszych rybaków wysp Szetlandzkich nazwiskiem Sweyn Edicksin, który w sztuce robienia wiosłem i łowienia ryb na pełnem morzu, nie ustępował żadnemu Szetlandczyko Strona 10 wi. Hałas wzrosł do tego stopnia, że Panu Merton zabrakło cierpliwości. Przeięty żywszym gniewem niż, pospolicie słabego umysłu ludzie, kiedy ich drażni nieprzyiemny wypadek, przeciwny ich charakterowi: wszedł do kuchni, zapytał o przyczynę zwady i nalegał sposobem tuk surowym i rozkazuiącym, że obie strony na próżno usiłowały wykręcić się od odpowiedni na iego pytania i musiały odkryć powód kłótni. Właśnie szło o to, że zacna klucznica i niemniey zacny rybak, nie mogli się z sobą pogodzić o podział zysku sto za sto, iakiby mieli przedawszy Panu Marlon wyżey nad pospolitą cenę kilka pstrągów, które Sweyn przyniósł na potrzeby domu. Poznawszy rzecz cala, Pan Merton spoyrzał na winowajców, oczyma, w których się malowały razem wzgarda i gniew wkrótce maiący wybuchnąć: — Sluchay stara czarownico! rzekł do klucznicy, wynoś się natychmiast z mego domu, i wiedz, że cię wypędzam, nie za to żeś skłamala, źeś mnie kradła; nie za twoię podła niewdzięczność, lecz że śmiesz w moim domu tak krzyczeć i hałasować. Ty zaś, rzekł obracaiąc się potem do Sweyna: — Nędzny hultaiu, co sobie wystawiasz; że możesz tak łatwo okradać cudzoziemca iak obdzierać tłustość z wieloryba, wiedz, że znam prawa, których mi ustąpił twóy Pan, Magnus Troil. Zaczep mię tylko ieszcze raz, a uyrzysz z własna szkoda, że mi tak bedzie łatwo ukarać cię, iak tobie było przychodzić do mnie i mięszać moię spokoyność. Nie tayne mi iest znaczenie słów scat, watle, hawken, hagalef, i innych praw iakiemi wasi panowie zmuszaią was do należnych opłat; każdy z was przeklinać będzie ten dzień, kiedy nie przestaiąc na okradaniu mnie, chciał ieszcze truć moię spokoyność wrzaskliwemi glosami, które tylko porównać można do przeraźliwych i złośliwych krzyków chmury łysek, lecących od północnego bieguna. Sweyn osłupiały, za całą odpowiedź naypokorniey ofiarował mu gratis tę samę rybę, która była pobudką do zwady, prosząc go pokornie aby zapomniał o tem co się stało. Lecz Pan Merton tak się zapalił gniewem, że go iuż powściągnąć nie umiał. Chwyta natychmiast iedną ręką pieniądze i ciska mu ie w twarz, a drugą porywa biednego rybaka i iego towar, i z największą gwałtownością wytrąca go z kuchni. Sweyn zapomniał zabrać pieniędzy i ryby, tak przestraszył się wściekłością i okrucieństwem cudzoziemca, i uciekł czemprędzey do wioski; opowiedział ten wypadek swoim towarzyszom, i ostrzegł ich, że ieśli kiedy gniew iego pobudzą, uczuią w nim wkrótce Pana tak samowładnego, iak niegdyś był Pate Stuart * który ich gnębił i bez sądu i litości skazywał na szubienicę. Wypędzona klucznica udała się także po radę do krewnych i przyiaciół (gdyż z teyże wsi była rodem) iakimby sposobem tak nagle utracone mieysce odzyskać mogła. Stary Rauzellaar wioski, którego glos naywięcey znaczył na obradach mieszkańców, kazał sobie cały wypadek co do słowa opowiedzieć, i zawyrokował poważnie, że Sweyn Erickson przestąpił granice rozsądku tak drogo przedaiąc ryby, i że iakikolwiek pozór nadaie swemu gniewowi Pan Mer — ton, prawdziwą do niego pobudką było przekonanie, że mu przedawano za ieden sold pstrąga, który nie wart byt i połowy podług powszechney ceny. — W skutek tak stanowczego i mądrego Strona 11 * Zapewne iest mowa o Patrycyuszu Stuarcie, który za okrucieństwa nad mieszkańcami tych wysp był stracony na początku XVII. wieku. wyroku, napomniał całą gminę aby na potem zaniechała takich nadużyć i. przestała na dwudziestu pięciu od sta wyżey zwyczayney taxy. Cudzoziemiec na to żalić się nie może; a ponieważ nie chce wam szkodzić, trzeba się spodziewać, że cenę tę uzna za umiarkowaną i bez trudności będzie wam czynił dobrze. Dwadzieścia pięć od sta, iest to uczciwy zysk, a to umiarkowanie zjedna wam błogosławieństwo Boga i łaski świętego Ronana. Dobrzy mieszkańce Jarlshofu usłuchali rozsądnego zdania Rauzellana, a pamiętni iego napomnień, postanowili oszukiwać Pana Merton nie o więcey tylko o dwadzieścia pięć od sta, o cenę bardzo roządną i umiarkowaną, którey bez szemrania powinniby się poddadź nababy, rządzcy, liweranci, spekulanci na publicznych papierach, i inni, którzy z maiątkiem świeżym i nagle nabytym, chcą Świetne życie prowadzić. Tak się zdawało, i P. Merton tak mniemał, gdyż mało dbał o wydatki domowe. Starszyzna Jarlshofu urządziwszy tym sposobem swoie sprawy, wzięła na uwage sprawę Swerty, owey klucznicy tak nagle z zamku wypędzoney. Przez życzliwość dla tey związkowey, oświadczyli, iż szczerze pragną aby znowu objęła ważną posadę gospodyni zamku, ieśliby to bydź mogło; lecz w tym razie opuściła ich cala mądrość i przezorność. Swerta wrozpaczy błagała Mordaunta Merton, na którego względy zasłużyła przez niektóre dawne piosnki norwegskie i smutne powieści o Prowsach i Drowsach, karlach Skaldyyskich, któremi zabobonna starożytność zaludniła samotne iaskinie i ponure wąwozy w Dunrossness i innych okolicach wysp Szetlandzkich. Swerto, rzekł młodzieniec; ia bardzo mało dla ciebie uczynić mogę, ale ty sama sobie więcey pomódz potrafisz; gniew megc oyca podobny iest do szału tych starożytnych rycerzy, o których mówią twoie piosnki. — Ah! moie serce, odpowie mu staruszka patetycznym i płaczliwym głosem: Berserkarowie byli to rycerze żyiący za czasów błogosławionego Olawa, mieli zwyczay ślepo lecieć na szpady, dzidy, sztylety i muszkiety, wydzierać ie i trzaskać na sztuki z taką łatwością z iaką pies morski rozrywa sieci na śledzie; a kiedy ta wściekłość przeminęła, słabość i wątpliwość stawały się ich udziałem. — Właśnie toż samo podobieństwo zachodzi Swerto, odpowiedział Mordaunt. Móy oyciec nie pamięta o gniewie który przeminął, i pod tym wgzlędem wiele ma podobieństwa do Berserkara; choćby się dzisiay naygwałtowniey gniewał, iutro iuż o tem zapomina zupełnie. Jeszcze twoie w zamku mieysce Strona 12 nie iest zaięte; od czasu iakeś oddaliła się nie mamy żadney ciepłey potrawy, ani chleba w piecu; żyliśmy dotąd ostatkami zimnego mięsiwa. Daię ci więc słowo Swerto, że ieśli śmiało powrócisz do zamku i rozpoczniesz na nowo twoie dawne zatrudnienia, móy oyciec ani słowa ci nie powie. Swerta wahała się z początku czy ma usłuchać tak śmiałey rady. Pan Merton, rzekła, podobny był w swoim gniewie raczey do iędzy niż do jakiegokolwiek Berserkara; oczy miał zapalone i zaiskrzone, usta pieniące się od wściekłości; trzeba się polecić Bogu chcąc powtórnie wystawiać się na podobne spotkanie. Ale zniewolona uwagą i zachęceniami Mordaunta, postanowiła znowu się przed swoim panem pokazać. Przywdziawszy więc stróy powołaniu swemu właściwy, za. radą młodzieńca weszła cicho do zamku, i rozpoczęła na nowo różnorodne i liczne zatrudnienia, z taką pilnością i zaięciem się, iak gdyby ich nigdy nie przerywała. Pierwszego dnia po powrocie, Swerta nie pokazywała się na oczy swemu panuj lecz wystawiała sobie, że ieśli po trzech dniach zimnego iadła, postawi mu na stół gorącą potrawę iak naylepiey zgotowaną, okoliczność ta korzystnie mu ią przypomni. Kiedy iey Mordaunt powiedział, ze oyciec nie uważał na zmianę pokarmu, i skoro sama postrzegła że tu i owdzie przed nim przechodząc, nie ściągnęła uwagi swego dziwacznego pana, zaczęła bydź pewną że zapomniał o wszystkiem, lecz się inaczey przekonała pewnego razu, kiedy w sprzeczce z drugą służącą zaczęła krzyczeć, Merton przechodząc blisko mieysca kłótni, okiem na nią rzucił, te tylko słowa powiedział:" Pamiętay!" lecz z takim tonem, że Swerta na kilka tygodni powściągnęła swóy iezyk. Jeśli Pan Merton był dziwakiem w sposobie zarządzania domem, niemniey dziwacznie wychowywał swego syna. Mało bardzo mu okazywał dowodów miłości oycowskiey, iednak w chwilach spokoyności umysłu, nauka syna była głównym iego myśli przedmiotem. Miał książki, i posiadał tyle wiadomości, iż mógł pełnić przy nim obowiązki nauczyciela, i ćwiczyć go w pospolitych umieiętności gałęziach; z temi zdolnościami łącząc miłość porządku i spokoyności, wymagał ściśle, a nawet surowo, po swoim uczniu wszelkiey uwagi, potrzebney do iego postępu w naukach. Ale przy czytaniu dzieiów, które stanowiły ieden z głównieyszych przedmiotów ich zatrudnień, albo przy uczeniu się autorów klassycznych, często nastręczały się wypadki albo uwagi, sprawuiące w umyśle Pana Merton chwilowe wrażenie, i często sprowadzały to, co Swerta, Sweyn, a nawet Mordaunt zwykli byli nazywać iego ponurą godziną. Za pierwszym znakiem tego paroxyzmu, którego przyyście przewidywał, uciekał do nayodlegleyszego pokoiu, do którego synowi nawet wchodzić nie pozwalał, zamknięty przepędzał cale dni i tygodnie, wychodząc tylko czasem dla przyięcia pokarmu, który mu stawiano pod ręką, lecz którego zaledwie się dotykał. W innych czasach, mianowicie podczas przesilenia zimowego kiedy ludzie zwykle po Strona 13 domach zbieraią się na uczty lub zabawy, ten nieszczęśliwy samotnik obwiiał się ciemnym płaszczem, i błądził tu i owdzie, iuż to nad brzegami burzliwego morza, iuż to pomiędzy naydzikszemi zaroślami, pogrążony bez przerwy w smutnych i ponurych marzeniach, i wystawiony na ostrą porę surowości zimy, gdyż byt pewny, że go nikt ani spotka, ani uważać będzie. Mordaunt dorastaiąc, nauczył się po znawać te szczególne znaki, poprzedniki melancholii swego nieszczęśliwego oyca i unikał wszystkiego coby obudzało iego zapędy; przy tey ostrożności pamiętał żeby mu zawsze przygotowywać i stawiać na doręczu potrzebną żywność. Uważał także, że ieśli się pokazał oycu przed upłynieniem podobney chwili, dłuższym był paroxyzm iego smutku. A tak, przez uszanowanie dla iego osoby a razem dla ćwiczeń i zabaw, wiekowi swemu właściwych i lubych, Mor i daunt nawykł oddalać się z Jarlshofu, a nawet z okręgu, w przekonaniu, że oyciec wróciwszy do stanu natural ney spokoyności, mało się troszczy o to iak użył tego wolnego czasu i że dosyć mu było na tem że syn nie był świadkiem iego słabości: tak dalece wielkąmiał w tym względzie drażliwość. Młody Mordaunt nie mogąc ciągle zaymowac się naukami, korzystał z tych przerw aby używać zabaw kraiowych i puszczać wodze swemu charakterowi żywemu, śmiałemu i przedsiębierczemu. Już to był uczestnikiem niebezpiecznych igraszek wieyskiey młodzieży, z liczby których, straszna zabawka szukania i zbierania samphiru* nie zdawała się im niebezpiecznieyszą iak prosta przechadzka po równey i gladkiey płaszczyźnie; iuz to się łączył do tych nocnych wvcieczek, w których drapali się po urwistych skalach i wydzierali z gniazd iaia i pisklęta ptaków morskich; i w tych nierozmyślnych wyprawach okazywał wszelką zręczność, czynność i przytomność umysłu, które, iako ieszcze w tak młodym człowieku, a do tego cudzoziemcu, przeymowaly zadziwieniem naystarszych myśliwców. To znowu ze Sweynem i innemi rybakami puszczał się na pełne morze, ucząc się od nich stuki kierowania łodzią, w czem wy * Ziele rosnące w rozpadlinach skał, a które marynuią w occie iak korniszony. równywał poddanym Państwa Brytańskiego, a może ich przewyższał. To ćwiczenie miało powaby dla Mordaunta, który prócz tego namiętnie lubił rybołówstwo. W tych czasach stare piosnki, czyli sagi Norwegskie miały wziętość, i rybacy ieszcze ie śpiewali w ięzyku Norwegskim, którym mówili ich przodkowie. W tych starych Skandynawskich powieściach ukrywał się iakiś urok naybardziey pociągaiący zmysłowość młodzi; a dziwaczne legendy o Berserkarach, o królach morza, karłach, olbrzymach i czarownikach, iakie słyszał od kraiowców Szotlandzkich, były w mniemaniu Mordauuta ieżeli nie wyższe, to przynaymniey wyrównywaiące klassycznym starożytności zmyśleniom. — Często mu tuż przy nim wskazywano mieysca, w których te dzikie poezye, pół śpiewane a pół mówione, głosami tak chrapliwemi iak huk Strona 14 bałwanów, wymieniały tę samę zatokę po którey płynął, iako scenę krwawey bitwy morskiey. Tu pokazywano mu tę kupę ledwo widzialnych kamieni, która na kończatości ziemi zachodziła aż w morze, iako siedlisko niegdyś możnego hrabi, lub morskiego rozbóynika. Tam w pewney odległości w dzikiey ustroni, nad brzegiem samotnego trzęsawiska, był kamień szary, oznaczaiący mogiłę bohatera; nakoniec z inney strony, pokazywano mu iako mieszkanie sławney czarownicy, pustą pieczarę, o którą uderzały szerokie wód bałwany. Ocean ma także dziwy swoie, których wrażenie bardziey ieszcze iest uderzaiące w ciemnym zmroku. Jego bezdenne przepaści i taiemne kryiówki, ieżeli wierzyć można powieściom Sweyna i innych biegłych w nauce legend, zamykały cuda, które dzisieysi żeglarze odrzucaią z pogardą. Na spokoyney zatoce blaskiem xiężyca oświeconey, którey ledwie wzruszone fale zwolna się wylewały na piaszczyste muszlami zasiane brzegi, widziano ieszcze syrenę zlekka po wodach unoszącą się przy Świetle gwiazdy nocney, i łączącą swóy glos z tchnieniem wieczornego powiewu; często słychać było z tych cudownych pieczar iey śpiewy i przepowiadania przyszłości. Kraken to nayogronmieysze z istot żyiących zwierzę, pokazywał się ieszcze, przynaymniey takie było mniemanie, w naysamotnieyszych oceanu półocnego ustroniach i mięszał ich spokojność; i często kiedy zmrok zdala pokrywał morze, wprawne wioślarza oko postrzegało rogi potwornego lewiatana, kołyszącego się wpośród chmur mgły, a maytek przestraszony, robił co siły wiosłem i rozwiiał żagle, z boiaźni, aby nagły odpływ wody, sprawiony szybkiem poczwary zanurzeniem się w głębiach przepaści morskiey, nie puchło nął słabego statku i nie wydał go w moc straszydła; znany był także wąż morski; ten gad straszliwy, co wznosząc się z przepaści oceanu aż nad iego powierzchnię, wyciąga ku niebiosom swóy kark Ogromny, iako koń woienny, i pałaiącem okiem, podniesionem do wysokości wielkiego masztu, zdaie się czekać tylko pory uchwycenia swoich ofiar. Mnóstwo cudownych powieści o tych potworach morskich i wielu ieszcze innych mniey znaiomych; było upowszechnione pomiędzy mieszkańcami wysp Sze tlandzkich, i potomkowie wierzyć im nie zaprzestali. Takie bayki maią swóy obieg wszędzie pomiędzy pospólstwem; lecz nadewszystko w kraiach północnych panuią nad wyobraźnia, w pośród przepaści na kilka set stóp głębokich, wśrod niebezpiecznych przesmyków, prędów, wirów, nad któremi ocean pieni się i huczy, wśrod ponurych iaskiń, do których Strona 15 żaden statek nigdy dopłynąć nie śmiał, śród wysp samotnych i często bezludnych, wreście wśród zwalisk twierdz odwiecznych, czasem tylko widzianych przy słabym połysku zimy bieguna północnego, Mordaunt był nieco romansowym i te zabobony mile kołysały iego wyobraźnią; zawieszony pomiędzy wiarą i wątpliwością, z rozkoszą słuchał piosnek oglaszaiących dziwy będące wynalazkiem łatwowierności, i śpiewane w prostym lecz silnym ięzyku starożytnych Skaldów. Nie brakowało tam iednak przyiemnieyszych zabaw, właściwszych iak się zdaie wiekowi Mordaunta, niż te dziwaczne bayki, i te grube i niebezpieczne zapasy, o którycheśmy powiedzieli. Kiedy na wyspach Szetlandzkich zima sprowadziła długie wieczory, i nie podobna było pracować; czas upływał na uciechach, godach i zabawach halaśli wych. Co tylko rybak mógł zebrać przez lato, wszystko to rozrzutnie wydawał przy swoiem ognisku, w pośród wesoley zabawy i gościnności; właściciele ze swoiey strony, niemniey gościnni, przepędzali chwile na uciechach i ucztach; spraszali biesiadników, zapominaiąc ostrości zimy, wśrod wina, tańców, pieśni, radości, żartów, i różnego rodzaiu zabaw. Wśród tych rozrywek, pomimo surowości klimatu i pory roku, żaden z mlodzieży nie miał więcey zręczność ani zapału do tańców, głośnych uciech i radości, iak młody Mordaunt Mer ton. Kiedy stan umysłu oyca iego czynił go wolnym albo wymagał iego nieobecności, biegał od domu do domu, dobrze przyymowany wszędzie gdzie się pokazał; ieżeli śpiewano, łączył swóy glos z głosami śpiewaków, i niemniey miał ochoty do tańca. Jeżeli czas po zwalał, skakał na łódź albo na te małe koniki bląkaiące się wszędzie po nad błotami, i odwiedzał wszystkich tych gościnnych wyspiarzy. Nikt lepiey nad niego nie umiał wykonywać tańca ze szpadą pochodzącego od starożytnych Norwegów. Grał na dwóch instrumentach: na gue i skrzypcach, nucił tkliwe i melancholiczne pieśni tey okolicy właściwe. Posiadał sztukę urozmaicania z rozsądkiem i ogniem iednostayności tych piosnek innemi żywszemi i weselszemi Szkocyi północney. Kiedy wypadało w maskaradzie odwiedzić iakiego sąsiedzkiego dziedzica czyli bogatego Udallera: dobrą to była wróżbą ieżeli Mordaunt Merton chciał bydź na czele wyprawy i kierować muzyką; okazywał wtenczas szaloną wesołość i prowadził orszak od domu do domu, niosąc uciechę i radość gdzie tylko wchodził, i zostawuiąc żale zkąd się oddalał. Takim sposobem Mordaunt zyskał znaiomość i przywiązanie naypierwszych i starożnych rodzin Main Landu; ale nayczęściey i nayochotniey gościł w domu dziedzica Jarlshofu, Pana Magnusa Troil. Przyięcie szczere i serdeczne, iakiego doświadczał u tego szanownego starca, i myśl że w iego posiadłości znaleźli schronienie, były wyłączną pobudką iego częstych odwiedzin. Na iego przybycie, zacny Udaller podnosił się z Strona 16 ogromnego krzesła, które wewnątrz obite było skórą cielęcia morskiego, doskonale wyprawną, i którego dębowe drzewo było wyrobione grabem' dłutem iakiego cieśli z Hamburga; szczerze go ściskał, i życzliwość swoię oznaymiał tym samym tonera iaki niegdyś dawał się słyszeć z powrotem Joula, tak sławnego święta u starożytnychGotów. W domu Magnusa Troil znaydowal się milszy ieszcze powab. Były to dwa serca młode, które go przyymowały równie szczerze lubo nie tak głośno, iak wesoły Udaller. Lecz nie na końcu rozdziału o takim przedmiocie mówić należy. ROŹDZIAT III. "Uyrzałem wczoray Betty powabną, I moię zaięła duszę; Lecz dziś gdym Emmę zobaczył zgrabną, Wiecznie do niey wzdychać muszę. " Pieśń Szkocka. Jużeśmy namienili o imionach Minny i Brendy, córek Magnusa Troil. Matka ich nie żyła od lat kilku. Były to dwie miłe istoty, starsza miała lat ośmnaście, a młodsza około siedmnastu: Minna mogła bydź o dwa lata młodszą od Mordaunta, Stanowiły one całe szczęście i roskosz oyca, i widok ich ożywiał iuź ociężałe iego oko. Chociaż używały wolności, któraby ich i oyca szczęściu niebezpieczeństwem grozić mogła, miłość dziecinna odpowiadała czułości rodzica, którego tkliwe pobłażanie nie lękało się płochości, iaka częstokroć płci piękney iest udziałem. Obie siostry miały iakieś rodzinne podobieństwo; lecz pomiędzy ich powierzchownością i charakterami, uderzaiąca dawała się postrzegać różnica. Matka ich urodziła się w górach Sutherland w Szkocyi; była ona córka szlachcica, naczelnika pewnego stronnictwa, który podczas zaburzeń XVII. wieku., przymuszony opuścić oyczyznę, znalazł schronienie na tych spokoynych wyspach, wolnych na łonie ubóstwa i samotności, od zamieszek domowych. SaintClair, było to imie tego szlachcica szkockiego, od przybycia swego wzdychał zawsze do oyczyzny, żałował ziemi na którey się urodził, swego zamku feudalnego, lenników i utraty znaczenia; i po krótkiem wygnaniu zakończył życie w tey okolicy. Piękność iego córki, nie zaś szlachetność iey ro du, zaieła serce wspaniałego Magnusa. Troił; ofiarował swoię rękę młodey sierocie, i małżeństwo ich połączyło; lecz młoda małżonka pięć tylko lat żyła w tem związku, i zostawiła męża pogrążonego w boleści. Minna miała postawę swoiey matki, szlachetną i wspaniałą, iey czarne oczy i włosy, brwi koliste pięknie zarysowane, i rzecby można, iż pod tym względem nie należała do rodu mieszkańców Tuli. Jey lica były tak lekko, tak delikatnie zarumienione, że białość lilii zdawała się mieć na nich przewagę, lecz ieśli ten kwiat bledszy górował, cera Minny nie Strona 17 oznaczała słabowitości, natura dała iey zdrowie czerstwe, a iey rysom uderzaiące piętno" które oznaczało charakter wzniosły i rozważny. Jeżeli kiedy Minna słyszała o iakiey niesprawiedliwości, prześladowaniu lub nieszcześciu, krew natychmiast iey lica żywym krasiła rumieńcem, i okazywała iakim tchnie zapałem przy charakterze tak poważnym i zimnym. Jeżeli kiedy obcy goście wysławiali sobie, że iey oblicze zasępia iakaś smętność, do którey wiek, i położenie iey ledwie dać może przyczynę, skoro tylko ią lepiey poznali, przekonywali się, że przyczyna prawdziwa lego zamyślenia ukrywała się w iey cichem i łagodnem sercu i mocy charakteru, którego mało obchodziły pospolite społeczeństwa wypadki. Wiele osob które przekonały się, ze istotne zmartwienie nie było pobudką iey smutku, lecz że iego źródło pochodziło z duszy zaiętey ważniejszemi niż, otaczaiące ią przedmioty, życzyłyby wszystkiego coby iey szczęście powiększyć mogło, lecz nie pragnęły, aby iey ułożenie pełne wdzięków prostych i naturalnych, chociaż poważnych, przybrało kiedy barwę i postać weselszą. Słowem, chociaż usiłuiemy wstrzymać pędzel w malowaniu obrazu anioła, musimy wyznać, że w piękney powadze iey weyrzenia, w każdym umiarkowanym a iednak powabnym mchu, w dźwięku glosa i czystey pogodzie oka, było coś ukrytego, co się ostrzegać zdawało, że Minna Troil należy do sfery czystszey i wzniośleyszey, i że tylko iakby przypadkiem odwiedziła świat zaledwie iey godny. Brenda prawie tak piękna, lecz równie miła i niewinna, różniła się. od siostry urodą, wyrazem twarzy, skłonnościami i charakterem. Jey gęste włosy miały tę barwę, która przyymuie złoty połysk od zachodzącego promienia słońca, lecz za zniknięciem tego promienia, przybiera swóy pierwszy kolor. Jey oczy, usta, zachwycająca regularność pięknych zębów, które często iey niewinna żywość dozwalała widzieć, swieżość lica, którego delikatny rumieniec podwyższał ieszcze białość ciała podobną do śniegów igraiących z wiatrami, cała nakoniec powierzchowność, przypominała iey pochodze nie, wskazywała że iest krwią starożytnych Skandynawów. Jeżeli wzrostem była niższą od Minny, miała za to kibić czaruiącey wróżki, iey szczupleysza postawa była wzorem składności, a chód i kroki miały bez przysady dziecinną lekkość. Jey oczy widziały wszystko z upodobaniem, gdyż były pełne wesołości i pogody iey charakteru, w ogólności rozlewały w koło więcey zachwycenia niż wdzięki iey siostry, chociaż Minna mocnieysze i uroczystsze wzbudzała uwielbienie. Skłonności tych siostr powabnych niemniey się różniły. Różnica ta nie polegała iednak w słodkich uczuciach serca, gdyż obie pod tym względem były do siebie podobne, i nie można było twierdzić, aby iedna kochała oyca więcey niż druga: lecz wesołą Brandę zaymowały małe w domu drobnostki, codzienne zatrudnienia; siostra iey, poważnieysza zaymowała się w to Strona 18 warzystwie tem, co się w niem działo, i była z tego zadowoloną, oddawała się spokoynie popędowi zabaw, lecz tylko szła za niemi, nie mydląc ich ożywić osobistem usiłowaniem. Patrzała raczey na te zabawy, nie zaś pragnęła być ich uczestniczką, przenosząc nad nie rozkosze poważnieysze i samotnieysze. Wiadomości z książek nabyte, nie były iey udziałem. Kray ten wówczas nie wiele podawał zręczności do nabywania nauk, iakie umarli zapisali dla potomności; a Magnus Troil podług naszego opisania, nie był z tych ludzi, przy których można było podobnych nabyć wiadomości. Lecz książka natury stała otworem przed oczami Minny; książka ta szlachetnieysza iest nad inne, gdyż iey cudowne stronnice nieustannie wzbudzają podziwienie, choć nawet nie zdołamy ich zrozumieć. Minna Troil znała iak naybiegleysi myśliwi, ziała tey dzikiey krainy, muszle nad brzegiem morza rozsiane, i liczne rodzaie powietrznych mieszkańców odwiedzaiących te urwiste skały, i składające na nich nadzieie swego pokolenia. Obdarzona była zadziwiaiącym duchem badania, który rzadko przerywały obce wrażenia, W iey nadzwyczayney pamięci głęboko wyryte były wiadomości nabyte przez cierpliwość i uwagę ciągle natężoną; nauczyła się także wznosić duszę do wysokości scen smętnych, samotnych, ale wspaniałych, w pośród których umieścił ią przypadek. Ocean we wszystkich zmianach szczytności i zgrozy; skały, przepaści, których sam widok przeymuie strachem, brzmiące wiecznemi rykami bałwanów, i wrzaskiem ptaków morskich, wszystko to szczególny miało powab dla Minny, w iakieykolwiek porze roku. Z charakterem pełnym zapału, właściwym ludowi romantycznemu, od którego iey matka wiodła początek, łączyła namiętne upodobanie w historyi natu ralney swego kraiu, i ta namiętność nie tylko zaymowała, lecz nawet czasem draźniła iey wyobraźnię. Brenda tymże przytomna scenom, patrzała na nie z prostem zadziwieniem, pełnem nieiakieyś boiaźni i wruszenia, lecz te uczucia wkrótce się rozpierzchały; przeciwnie, wyobraźnia Minny długo niemi przejętą była, czy to w samotności; czy W milczeniu nocy, lub tez w gronie towarzystwa. Czasem siedząc w licznem kole, podobna była do pięknego posągu, myśli iey odlatywały od obecnych towarzystwa zabaw, a błądziły nad dzikiemi brzegami morza, i dzikszemi ieszcze górami rodzinney wyspy; a iednak skoro do rozmowy należeć zaczęła, natychmiast uczuli iey przyiaciele, że więcey Minnie niż komu innemu winni byli powiększenie przyiemności towarzyskiego pożycia; a chociaż iey ułożenie wzbudzało mimo młodego wieku, równe uszanowanie, iak przychylność, iednakowo kochano poważną i zamyślony Minnę, iak ponętną i miłą Brendę. Obie siostry były zarazom rozkoszą, swoich rodzin i chlubą wyspy, którey znacznieysi mieszkańcy, podług praw nayszczerszey wspólney gościnności, tworzyli pomiędzy sobą przyiacielski związek. Pewien błąkaiący się poeta, który szukaiąc szczęścia po świecie, wrócił do, oyczyzny zakończyć w niey biedne dni swoie iak będzie można, wysławił Strona 19 córki Magnusa Troil w poemacie Noc i Dzień: a w opisaniu Minny, możnaby sądzić, ze nie wykończonym ieszcze zarysem, zgadywał te piękne wiersze Lorda Byrona: I któż. w walce o piękność z nią zmierzyć się zdoła? Jest to noc, którey gwiazdy błyszczące do koła, I niebo od chmur wolne, dodaią uroku; I ona ma tęż ciemność i tenże blask w oku, To cudne dwóch przeciwieństw razem połączenie, Jakim się nie poszczyci iasne dnia spoyrzenie. Magnus Troil kochał swoie córki i taką czułością, ze trudno byłoby powiedzieć którey daie pierwszeństwo; wiecey iednak lubił przechadzać się z poważną Minną, a może równe miał upodobanie w wesołey Brendzie siedząc przy kominku. Słowem, wolał społeczeństwo pierwszey, kiedy był w humorze ponurym i smutnym, a drugiey kiedy był wesołym; albo, co na iedno wychodzi, wolał Minnę przed obiadem, a Brendę wieczorem po kilkokrotnym butelki obiegu. Lecz to na pozór było ieszcze dziwnieyszem, ze skłonność młodego Mertona z równą bezstronnością zdawała się wahać i dzielić pomiędzy obie siostry. W dzieciństwie, iakeśmy powiedzieli, był on z oycem razem gościnnie przy— ięty u szanownego Udallera w BurghWestra; i kiedy zamieszkał w Jarlshofie, mimo dwudziestu mil odległości, odwiedzał iego rodzinę, chociaż droga była przykrą, a nawet w ostrey porze roku niebezpieczną. Odległość zdawała się nieprzebytą, trzeba było piąć się po górach i przechodzie przez mokre warstwy śniegu, w których za każdym krokiem nie trudno było utonąć. Drogę często przecinały zalewy morza wchodzące wewnątrz, wyspy z każdey strony, strumienie wody slodkiey i ieziera; wszelako, skoro stan umysłu oyca zniewalał Mordaunta do oddalenia się z Jarlshofu, żadna przeszkoda, żadne niebezpieczeństwo wstrzymać go nie zdołało, przybywał drugiego dnia do BurghWestra, łożąc na tę podróż mniey czasu, niż nayźwawszy i naywprawnieyszy kraiowiec. Wyspiarze, naturalnie uważali go iak kochanka iedney z córek Magnusa Troil, i nie wątpili o tem wcale, gdyż szanowny starzec nie ukrywał radości z którą go w swoim domu przyymaował, ani przyiaźni iaką mu okazywał; można więc było po prostu sądzie, że wolno mu wzdychać do iedney z tych znakomitych piękności, i otrzymać bogaty posag na wyspach, W ziemi błotnistey nasadzoney skalami i rozległych prawach rybołóstwa po brzegach; jednem słowem posag iaki dać przystało ukochaney córce, i nadzieię, że kiedyś po śmierci szlachetnego Udallera, zostanie właścicielem połowy posiadłości starożytnego doma Magnusa Troil. W istocie, większe do lego było podobieństwo w stosunkach młodzieńca z tą rodziną; niż W tłumie innych wniosków przypuszczanych iako niezawodne prawdy. Lecz niestety! głowna okoliczność u— szła Strona 20 przenikliwości postrzegaczów, to iest nie wiedzieli którey z tych dwóch dziewic Mordaunt poświęcił swoie serce. W ogólności zdawał się mieć dla nich przywiązanie i miłość, iaką ma brat dla dwóch siostr swoich; tak, ze dość było iednego tchnienia, aby przechylić szalę. Albo iezeli kiedy, co się zdarzało na iedną z nich szczególną zwracał uwagę, pochodziło to z okoliczności, wyświecaiącey w tey właśnie chwili przymioty i talenta właściwe tey, którą zdawał się przekładać nad drugą., Obie celowały w prostey muzyce pół — nocney, i gdy ćwiczyły się w tey roskoszney sztuce, Mordaunt pomagał im radą, a czasem nawet dawał im lekcye Już to uczył Mi mię tych pieśni dzikich, uroczystych i prostych, w których niegdyś Skaldowie i Minstrele opiewali czyny bohaterów, to znowu zrówna pilnością wprawiał Brendę do muzyki żywszey i sztucznieyszey, z nót, iakie czuły oyciec sprowadzał z Londynu lub Edymburga dla zabawy swoich córek. Kiedy z niemi rozmawiał Mordaunt, łaczac naygorętszy entuzyazm i żywą wesołość młodości, nieraniey gotów był podzielać dzikie i poetyczne marzenia Minny iak słuchać wesoley i żywey Brendy. Słowem, tak dalece zdawał się nie mieć wyłącznego do iedney z nich przywiązania, że często mówił, iż Minna naypzyiernnieyszą była, kiedy icy siostra z czarowną lekkością prosiła, aby na chwilę od zwykłey odstąpiła powagi, Brenda zaś nigdy nie była tak powabną, iak wtenczas kiedy usiadłszy w milczeniu, i bacznie głosowi Minny użyczając ucha, pokonana, że tak rzekę, ulegała obecnym wrażeniom. Sąsiedzi więc nie wiedzieli co myśleć o tem, i długo wahaiąc się w niewiadomości, która z dwóch siostr Mordaunt ma zaślubić; musieli czekać,. dopóki młodzieniec nie doydzie doyrzalszych lat, albo chwili y kiedy szanowny Udaller rozkaże mu wynurzyć swoie w tym względzie zamiary. Zabawnie byłoby, mówili, gdyby len Merton, cudzoziemiec, który nie wiedzieć z czego się utrzymuie, i którego prawie nikt nie zna, śrniał wahać się, i udawać że ma prawo wybierania pomiędzy dwiema naysławnieyszemi wysp Szetlandzkich piękna sciami. Na mieyscu Magnusa, inaczeyby postąpili. Tak rozprawiano, lecz wszystkie te plotki cicho krążyły. Znano bowiem porywczy starego Udallera charakter, widziano w nim ogień znamionuiący dawnych Norwegów, i niebezpiecznie było, bez iego woli mieszać się do iego interessów domowych. Takie były stosunki młodego Mordaunta Mertona z rodziną Magnusa Troil w BurghWestra, kiedy zaszły wypadki, będące przedmiotem naszey powieści