7875
Szczegóły |
Tytuł |
7875 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7875 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7875 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7875 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zbigniew Dworak �� � � Esperia
� � - Panie Prezydencie! Dwana�cie kosmolot�w nie pojawi�o si� do tej pory.
� � - S�dzi pan, Dyrektorze, �e uleg�y zag�adzie?
� � - Nie. Raczej zagin�y. W przypadku awarii lub katastrofy wiod�cy kosmolot otrzyma�by odpowiedni� informacj�.
� � - Co m�wi� astronomowie?
� � - Twierdz�, �e zej�cie z kursu jest wykluczone. Zreszt� zej�cie z kursu aparatura kontrolna tych dwunastu kosmolot�w potraktowa�aby jako awari� i odebraliby�my stosowny sygna�. Poza tym wywo�ujemy ka�dy z tych kosmolot�w ju� od tygodnia. Bez rezultatu.
� � - No c� - powiedzia� Prezydent. - Wszyscy s� omylni. B��dy w sterowaniu i nawigacji mog�y powoli narasta� i automaty kontrolne mog�y nie zarejestrowa� tego w por�. By� mo�e za wcze�nie rozpocz�to hamowanie, tak i� w obecnej chwili kosmoloty odleg�e s� od nas o ca�y rok podr�y.
� � -Ma�o prawdopodobne. Pan wie; panie Prezydencie, kto znajdowa� si� w tych kosmolotach.
� � - Tak. Wi�c uwa�a pan, �e byliby zdolni?...
� � - Nic nie uwa�am. Stwierdzam tylko fakt, �e dwana�cie kosmolot�w nie przyby�o w przewidzianym terminie - stwierdzi� oschle Dyrektor S�u�by ��czno�ci. - Chodzi tylko o to, co zakomunikujemy pozosta�ym.
� � - Prawd�.
� � -Ca�� prawd�?...
� � ... i tylko prawd�. A jak pan sobie wyobra�a�? �e zaczniemy od k�amstwa? Ca�y zamiar uda� si� tylko dlatego, �e powiedzieli�my we w�a�ciwym momencie ludziom ca�� prawd�! Pan zapomnia� o tym? Gdyby�my stracili wtedy zaufanie... Szkoda zreszt� teraz o tym m�wi�. Chyba zdaje sobie pan spraw�, �e Rz�d Federacji Ziemskiej nie prowadzi polityki minionych stuleci - polityki ok�amywania swoich narod�w?
� � - Tak jest! Ja rozumiem... ale... ta wyj�tkowa sytuacja... - Dobrze. Poda wi�c pan komunikat zgodny z prawd�. - Nawet je�liby to mia�o wywo�a� wrzenie i niepok�j?
� � - Nawet. Poza tym komunikuj� panu, �e zamierza�em dokooptowa� pana do ministerium informacji. Niestety, pa�skie pogl�dy zmuszaj� mnie do zrewidowania decyzji. W najwy�szych w�adzach nie powinno by� ludzi maj�cych sk�onno�ci do ukrywania prawdy. Rozumiem pana obawy... i nie traci pan mojego zaufania jako Dyrektor S�u�by ��czno�ci.
��� Esperia by�a planet� po�o�on� najbli�ej Tolimaka A. Obiega�a swoje s�o�ce po niemal ko�owej orbicie po�o�onej prawie dok�adnie w p�aszczy�nie orbity Tolimaka B i zachowywa�a stabilno�� swego ruchu przez milionolecia.
� � Mimo zasadniczych r�nic uk�adowych wykazywa�a Esperia sporo zach�caj�cych podobie�stw do Ziemi. Kr�tszy by� jej okres obiegu wok� Tolimaka A, ale i kr�tsza doba - nieco ponad 20 godzin. Tlenu w atmosferze by�o nieco mniej, lecz r�nic� t� kompensowa�o mniejsze przyci�ganie. I wreszcie najwa�niejsza i zarazem najprzyjemniejsza r�nica: o� ruchu wirowego planety by�a niemal prostopad�a do jej orbity, dzi�ki czemu na Esperii nie by�o p�r roku - panowa�a wieczna wiosna. Gwiazd� polarn� dla Esperii by� jasny, czerwony Arktur. S�o�ce, widziane z uk�adu Tolimaka, stanowi�o najja�niejsz� gwiazd� w Kasjopei.
� � Esperia nie mia�a w�asnego ksi�yca za to przez ka�de p� roku na jej nocnym niebie �wieci� Tolimak B. Jego jasno�� widoma wynosi�a minus dziewi�tna�cie wielko�ci gwiazdowych, czyli tyle, ile wynosi jasno�� widoma S�o�ca obserwowanego z Plutona. Przez drug� potow� roku obie gwiazdy uk�adu Tolimaka �wieci�y na dziennym niebie Esperii, a poniewa� p�aszczyzny orbit Tolimaka A i planety pokrywa�y si� - rokrocznie mo�na by�o obserwowa� za�mienie Tolimaka B przez Tolimaka A.
� � Noc�, niby odleg�a latarnia nieba, rozb�yskiwa�a porozumiewawczo s�siadka uk�adu Tolimaka - czerwona Proksima. Odkry�a Esperi� przed p�wieczem sonda "Interstellar VI". Przes�ane przez ni� obrazy planety wzbudzi�y sensacj�, obali�y bowiem powszechny pogl�d, �e prawdopodobie�stwo spotkania �ycia na planecie, nale��cej do uk�adu gwiazdy podw�jnej, jest znikome.
� � Jeszcze dziesi�� lat temu Esperia by�a rajsk�, dziewicza planet�, a, dzi� zamieszkiwa�o j� blisko trzy miliardy ludzi! By� to gigantyczny exodus, jakiego wcze�niej ludzko�� nie zna�a i tylko z trudem mog�a go sobie wyobrazi�.
� � Ka�dej nocy spogl�dano w kierunku Kasjopei, na tle kt�rej ja�nia�o S�o�ce. Pierwsze obserwatorium astronomiczne zbudowane na Esperii prowadzi�o niemal wy��cznie obserwacje S�o�ca. Ka�dego dnia od chwili uruchomienia ��czno�ci dzwoni�y w obserwatorium radiotelefony - dowiadywano si�, co nowego na S�o�cu? Wed�ug przewa�aj�cej opinii astrofizyk�w S�o�ce mia�o w najbli�szym czasie, ,podczas kolejnego maksimum aktywno�ci, kilkakrotnie ,rozb�ysn��, po. czym powinno powr�ci� do stanu "spokojnego S�o�ca" na nast�pne miliardy lat.
� � Zjawisko narastania aktywno�ci s�onecznej w maksimum zosta�o zauwa�one ju� w drugiej po�owie dwudziestego wieku. Przed trzydziestu z g�r� laty grupa heliofizyk�w europejskich dosz�a do wniosku, �e podczas kolejnego maksimum dwudziestodwuletniego cyklu, na kt�ry na�o�y si� maksimum wiekowego cyklu zmian aktywno�ci s�onecznej, nast�pi� rozb�yski pierwszy kr�tkotrwa�y, o amplitudzie jednej wielko�ci gwiazdowej oraz kilka nast�pnych, d�u�szych, lecz o zmniejszaj�cej si� amplitudzie.
� � Nie wszyscy uczeni podzielali ten pogl�d. Inna szko�a astrofizyczna twierdzi�a, �e chocia� rozb�yski nie s� wykluczone, to jednak amplituda ich b�dzie niewielka, a przeto Ziemi nie zagra�a �adne niebezpiecze�stwo.
� � Kres sporowi heliofizyk�w po�o�y�a wizyta... Kosmit�w, kt�ra na przek�r od dawna rozwijanemu na podobn� okazj� optymizmowi - przerodzi�a si� w konflikt i inwazj�.
� � Oczekiwany przez stulecia, szczeg�lnie przez pasjonat�w CETI, "pierwszy kontakt" przyni�s� mieszka�com Ziemi gorzkie rozczarowanie.
��� Kiedy Prezydent powr�ci� z kolejnej inspekcji wszystkich zamieszkanych l�d�w Esperii, czeka� na niego Dyrektor S�u�by ��czno�ci wraz z grup� wsp�pracownik�w.
� � - Panie Prezydencie - zameldowa� z przej�ciem Dyrektor - otrzymali�my wiadomo�� od zaginionych kosmolot�w!
� � - Nareszcie - powiedzia� Prezydent, ale z miny jego mo�na by�o wywnioskowa�, �e wola�by otrzyma� t� wiadomo�� dopiero po nale�ytym odpoczynku.
� � Zaprosi� wszystkich do gabinetu i wezwa� heliofizyk�w. Dyrektor S�u�by ��czno�ci nerwowo zwija� i rozwija� ta�m� wydruku z dekodera. Nadeszli heliofizycy.
� � - Prosz�, niech pan czyta - powiedzia� Prezydent znu�onym g�osem.
� � Dyrektor podni�s� wzrok.
� � - W�a�ciwie... niewiele tu jest do czytania. Sygna� by� s�aby i w wielu miejscach przekaz uleg� zatarciu, b�d� te� zniekszta�ceniu. Odczytali�my tyle: "... poniewa� rozb�ysk S�o�ca nast�pi... uwa�ali�my... (zawr�ci�) na ziemi� po pokonaniu... trasy... (nie) zgadzali�my si�... w palni (z)... opuszczenia ziemi i dlatego... kiedy rozb�yski (wygasn�?)... na ziemi�... je�eli rozb�yski nie b�d� zbyt intensywne... powinni opu�ci� (ziemi�)... nie znosz�... temperatur (i)... przebywa� na ch�odnych (?)... prosimy... je�eli... zawsze... (z) powrotem...". To wszystko.
� � Prezydent my�la� w zamy�leniu. Dyrektor chrz�kn�� delikatnie.
� � - Rzeczywi�cie niewiele - powiedzia� Prezydent unosz�c powieki. - W czym mog� by� wam pomocny? Zarz�dzi� ekspedycj� karn�? Kto wie, czy nie post�pili lepiej, rozs�dniej? M�j poprzednik by� pewien s�uszno�ci swego zdania, ja ju� taki pewien nie jestem. Co powiedz� heliofizycy?
� � Uczeni wymienili mi�dzy sob� spojrzenia.
� � - W jednym jeste�my zgodni w zupe�no�ci - zabra� g�os profesor Orwid. - Nasz wysi�ek nie poszed� na marne. Chocia� porzucenie Ziemi by�o rzecz� przykr�, tragiczn�, to jednak teraz ludzko�� b�dzie mog�a zamieszkiwa� dwa systemy gwiezdne, a nie musz� chyba wyja�nia�, jak donios�e ma to znaczenie.
� � Prezydent skin�� g�ow�.
� � - Wracaj�c do komunikatu - ci�gn�� dalej profesor nale�y s�dzi�, �e jedna z czuwaj�cych grup powzi�a decyzj� zawr�cenia, kiedy przebyli�my ju� po�ow� odleg�o�ci S�o�ce-Tolimak. Rozumowanie tych ludzi wydaje si� zreszt� s�uszne. Powr�t dwunastu kosmolot�w do Uk�adu S�onecznego nast�pi w kilka lat po rozb�ysku. Po Kosmitach nie powinno by� ju� �ladu, co wi�cej - nie zdecyduj� si� oni ponownie przyby� w okolice S�o�ca, uznaj� System S�oneczny za nieprzydatny do kolonizacji.
� � - Kiedy nast�pi rozb�ysk S�o�ca?
� � - Spodziewamy si� go zaobserwowa� ju� wkr�tce. Pe�nimy ci�gle dy�ur.
� � - ..le�eli S�o�ce nie rozb�y�nie?... - Prezydent zawiesi� g�os.
� � - Wtedy dwana�cie kosmolot�w zginie. Wtedy na Esperii zaczn� si� rozruchy i...
� � - Dwana�cie kosmolot�w... To prawie sto dwadzie�cia milion�w ludzi!
� � - Nie mogliby zawr�ci�? - wtr�ci� pytanie Dyrektor.
� � - Nie! Chyba pami�ta pan, ile mieli�my zapas�w energii?! Zapad�o milczenie.
� � - S�dz� - naruszy� cisz� profesor - �e pan Prezydent powinien zwo�a� konferencj� naukowc�w - g��wnie astronom�w, biolog�w, cybernetyk�w, psycholog�w, socjolog�w, technik�w rakietowych... Staniemy wkr�tce przed konieczno�ci� powzi�cia decyzji, niezwykle istotnych, od kt�rych, by� mo�e zale�e� b�d� dalsze losy ziemskiej cywilizacji. Trzeba przedtem rozwa�y� wiele problem�w, sformu�owa� alternatywy, ujednolici� oceny decyzji przesz�ych.
��� Jak mo�na si� by�o spodziewa�, konferencja nie potrafi�a zdecydowanie odpowiedzie� na pytanie, czy dwunastu kosmolotom zmierzaj�cym z powrotem ku Ziemi grozi realne niebezpiecze�stwo i w jaki spos�b udzieli� im pomocy. Nie rozstrzygn�a r�wnie� wielu innych problem�w; wykaza�a natomiast, �e r�nice w ocenie wielkiego exodusu nie zatar�y si� z biegiem lat, lecz przeciwnie - zaostrzy�y si� jeszcze. Ten w�a�nie temat skupi� na sobie ca�� prawie dyskusj� od chwili, gdy przedstawi�a swoje opracowanie komisja socjologiczno-psychologiczna.
� � W ci�gu lat, jakie up�yn�y od inwazji, socjologowie i psychologowie mieli do�� czasu na szczeg�owe zanalizowanie wszystkich posiadanych materia��w i pr�by odpowiedzi na dr�cz�ce pytanie: jak to by�o mo�liwe, �e pierwszy kontakt z wysoko rozwini�t� cywilizacj� Kosmit�w przerodzi� si� w wojn�?
� � Konferencja stworzy�a okazj� do przed�o�enia wynik�w tych analiz, do ostro�nego sformu�owania wniosk�w.
� � Jak by�o powszechnie wiadomo, wojna rozpocz�ta si� w momencie, gdy rz�d ziemskiej Federacji wystosowa� do przybyszy odmown� odpowied� na ich memorandum, kt�rego rzekom� podstaw� prawn� by�a jakoby obowi�zuj�ca w ca�ej Galaktyce, bli�ej nie wyja�niona "zasada wyr�wnywania warunk�w obiektywnych". Kosmici ��dali oddania im cz�ci powierzchni Ziemi, gdy� - jak stwierdzili - "... by�oby kosmiczn� niesprawiedliwo�ci�, gdyby Ziemianie - �yj�cy w niewiarygodnie niskim zag�szczeniu niewiele przekraczaj�cym 50 os�b na kilometr kwadratowy i marnuj�cy w ten spos�b bezcenn� powierzchni� �atwej do �ycia planety - nie podzieli� si� nadmiarem d�br obiektywnych z bardziej potrzebuj�cymi".
� � Rz�d uwa�nie studiowa� osobliwe o�wiadczenie go�ci z Galaktyki, kt�rych flota, nie zachowuj�c �rodk�w ostro�no�ci, kr��y�a wok� Ziemi na stacjonarnej orbicie, w �atwym do ra�enia szyku. Odpowied�, rzecz jasna, musia�a by� odmowna. Ale nie ona by�a bezpo�redni� przyczyn� konfliktu. Przypadek sprawi�, �e zbiegi si� z t� odpowiedzi� nie do ko�ca wyja�niony incydent: nieznany b��d w programie automatycznego alarmowo-obronnego systemu orbitalnego spowodowa� samoczynne odpalenie rakiety z g�owic� j�drow� w kierunku floty przybyszy - i nie mo�na ju� by�o niczego zatrzyma�. Z ca�� pewno�ci� Kosmici - brzmia�y ko�cowe wnioski komisji socjologiczno-psychologicznej - nie mieszcz� si� w pe�ni w teoretycznych modelach cywilizacji, ale te� nie obalili oni starej tezy, �e wysoko rozwini�te cywilizacje nie mog� by� agresywne. Przyczyn� inwazji by�o nieporozumienie. Pozwala to mie� nadziej�, �e dwunastu kosmolotom nie grozi powa�niejsze niebezpiecze�stwo.
� � - "Pozwala to s�dzi�"... - powt�rzy� Prezydent po ostatnim s�owie opracowania. - Spodziewali�my si� stwierdze� bardziej zdecydowanych.
� � - Niestety; panie Prezydencie - u�miechn�� si� referuj�cy przedstawiciel komisji - do stanowczych stwierdze� nie ma jeszcze podstaw.
� � Raport komisji technicznej w swych r�wnie ostro�nych wnioskach by� zbie�ny z pogl�dem socjolog�w. Technicy zwr�cili uwag� na fakt, �e p�niejsze dzia�ania wojenne wykaza�y wysokie umiej�tno�ci militarne Kosmit�w, a zatem niezachowanie przez nich �adnych �rodk�w ostro�no�ci a� do fatalnego incydentu wskazuje na to, �e nie liczyli si� oni wcze�niej z prawdopodobie�stwem konfliktu zbrojnego.
� � Teraz musia�o ju� z ca�� ostro�ci� stan�� na porz�dku obrad pytanie, czy exodus, kt�ry -jak si� w ko�cu okazuje - zadecydowano w oparciu li tylko o hipotez� heliofizyczn�, by� rzeczywi�cie konieczny? Mo�na by�o walczy� nadal, mo�na by�o wzm�c wysi�ki dla opracowania nowych broni, mo�na by�o wynegocjowa� jakie� mo�liwe do przyj�cia warunki. A tymczasem pierwsze powa�niejsze przewagi Kosmit�w uznano za przes�dzony wyrok i zacz�to pertraktacje od kapitulanckiej propozycji exodusu, na kt�r� Kosmici tak skwapliwie przystali. Czy by�o to konieczne? Czy by�y to decyzje odpowiedzialne? I czy nie le�a� poni�ej godno�ci ludzkiej ten przera�aj�cy spos�b podr�owania, kt�ry m�g� si� zrodzi� tylko w m�zgach pomys�owych, ale zarazem ob��kanych?
� � W tej fazie dyskusji zanik�a ju� zupe�nie �wiadomo�� pierwotnego celu konferencji. �ale i zadawnione antagonizmy znajdowa�y wyraz coraz bardziej ekspresyjny; pad�y mocne s�owa "ha�ba", "zdrada", "spisek kapitulant�w i tch�rzy". Dopiero powaga Prezydenta ostudzi�a nieco rozgor�czkowane umys�y naukowc�w.
� � - Nasza konferencja - zacz�� Prezydent - okaza�a si� niewypa�em; jej cel zosta� ju� zaprzepaszczony. Nie mam jednak pretensji ani �alu o te ostre s�owa, kt�re tam, na Ziemi, na spotkaniu uczonych by�yby nie do pomy�lenia. To gorycz ust�pstwa, niepewno�� prawdy i t�sknota za ojczyzn� tak mocno zabrz�cza�y na strunach emocji. Jeszcze raz dosz�a do g�osu dusza Ziemianina, kt�ra - nawet u naukowca - nie jest by�em nadmiernie racjonalnym, a ju� w �adnym wypadku -- ch�odnym..
� � - Uwa�am - kontynuowa� po kr�tkiej pauzie - �e powinienem wyja�ni� dwa przewijaj�ce si� tu nieporozumienia. Po pierwsze - decyzja Rz�du co do totalnej emigracji by�a podj�ta tylko i wy��cznie na podstawie przewidywa� heliofizyk�w, a nie na przekonaniu o nieuchronno�ci kl�ski wojennej, jak to niekt�rzy przypuszczaj�. Czy by�a to decyzja s�uszna - o tym dowiemy si� w niedalekiej przysz�o�ci obserwuj�c S�o�ce... Po drugie - spos�b podr�owania - jakkolwiek by go ocenia� z punktu godno�ci ludzkiej - by� jedynym mo�liwym do zrealizowania w kr�tkim czasie na tak� skal�. Przypominam genez� projektu: kto� zwr�ci� uwag�, �e ca�a ludzko�� zgromadzona w jednym , miejscu nie zajmie nawet obj�to�ci jednego kilometra sze�ciennego. Zaprojektowano w pe�ni bezpieczne pojemniki hibernacyjne, kt�rych w jednym kosmolocie mie�ci�o si� ponad dziesi�� milion�w. W ten spos�b sta�o si� mo�liwe przewiezienie ca�ej ludzko�ci do uk�adu Tolimaka. I innego sposobu nie by�o.
� � Milcza� chwil� wodz�c po audytorium zamy�lonym spojrzeniem, a potem doko�czy� zm�czonym g�osem:
� � - Nie chc� nikomu .sugerowa� moich przypuszcze� ani prywatnych ocen, ale powiem, �e o merytorycznej s�uszno�ci kontrowersyjnych decyzji Rz�du nie w�tpi� i wierz�, �e s�uszno�� ta znajdzie wkr�tce obiektywne potwierdzenie. Mam jednak... w�tpliwo�� innego rodzaju: czy aby nie by�o przypadkiem poni�szej godno�ci Ziemian pozostawienie Kosmit�w, kt�rzy w twardej walce nie splamili si� �adnym czynem odra�aj�cym, w tej s�onecznej pu�apce?
���W �rodku nocy Prezydenta zbudzi� sygna� radiotelefonu. Zg�asza�o si� Obserwatorium Heliofizyczne Esperii.
� � - Zapraszamy pana, Prezydencie, do obserwatorium us�ysza� spokojny g�os profesora Orwida.
� � - Czy to co� bardzo wa�nego? - Prezydent by� niezadowolony, te przerwano mu sen, kt�rego ostatnio bardzo potrzebowa�.
� � - Zaobserwowali�my rozb�ysk S�o�ca.
� � - Pan to m�wi tak spokojnie?!...
� � - Ja wiedzia�em, �e nast�pi.
� � - Zaraz b�d� u pana, profesorze!
� � Helikopter Prezydenta z trudem odnalaz� woln� przestrze� do l�dowania; w Obserwatorium by�o gwarno. Profesor czeka� w gabinecie.
� � - A wi�c sta�o si�! - powiedzia� Prezydent od drzwi. Kto pierwszy dostrzeg� rozb�ysk?
� � - Obserwatorium orbitalne prowadz�ce ci�g��, automatyczn� rejestracje blasku S�o�ca. Warunki obserwacji z powierzchni Esperii nie zawsze s� dobre, dlatego pracuje r�wnie� stacja orbitalna.
� � - Ach, tak. Rozumiem... czy ja mog� popatrze� na S�o�ce?
� � - Oczywi�cie. Poja�nienie wida� nawet nieuzbrojonym okiem i w tej chwili obserwuje je zapewne po�owa mieszka�c�w Esperii.
� � Wyszli na taras. Profesor zaprowadzi� Prezydenta do teleskopu.
� � - Wed�ug wst�pnych danych - referowa� - jasno�� S�o�ca wzros�a o oko�o 0,8 wielko�ci gwiazdowej, a wi�c nieco mniej ni� zak�adali�my. Za kilkadziesi�t godzin blask powinien wr�ci� do poprzedniego poziomu, po czym nast�pi� kolejne, ju� s�absze, lecz d�u�ej trwaj�ce rozb�yski wt�rne. Oddzielnie rejestrujemy te� widmo S�o�ca i nat�enia pola magnetycznego.
� � Prezydent podzi�kowa� za pokaz i obja�nienia. �egnaj�c si� mocno u�cisn�� d�o� profesora.
� � - Od�y�em, wie pan? - powiedzia�. - Pozby�em si� ostatnich w�tpliwo�ci co do s�uszno�ci decyzji mojego poprzednika. A co si� dzieje teraz na Ziemi?
� � - Teraz? - odpar� weso�o profesor. - Teraz bilans energetyczny Ziemi wr�ci� zapewne do normy.
� � - Przepraszam. Ci�gle zapominam, �e to ponad cztery lata �wietlne dziel� nas od S�o�ca. Co wtedy si� dzia�o?
� � Profesor spowa�nia�.
� � - Nast�pi� nag�y wzrost temperatury, przeci�tnie o 50 stopni. Wi�kszo�� lod�w zapewne stopnia�a, strefa tropikalna mog�a zamieni� si� w niekt�rych punktach w... patelni� z wrz�c� wod�. Jednak bardziej niebezpieczny od skoku temperatury by� wzrost promieniowania kr�tkofalowego i korpuskularnego.
� � - Uwa�a wi�c pan, �e rozb�ysk S�o�ca udaremni� Kosmitom kolonizacj� Ziemi?
� � - O tak. Mogli wygin��, o ile pospiesznie nie opu�cili Uk�adu S�onecznego.
� � - To by�o... - Prezydent nerwowo przygryza� wargi szukaj�c odpowiedniego s�owa - ... zbyteczne okrucie�stwo z naszej strony.
� � - Niech pan tego teraz nie prze�ywa - doradzi� profesor. - Mam nadziej�, �e wszelkie dalsze kontakty z jakimikolwiek innymi kosmitami zako�cz� si� ju� pomy�lnie. Ci za� w pewnym stopniu sami sobie s� winni.
��� Rozb�yski S�o�ca, coraz s�absze, obserwowano jeszcze ponad miesi�c, nast�pnie heliofizycy stwierdzili, �e zgodnie z hipotez� promieniowanie i stan S�o�ca wr�ci� do normalnego poziomu. Teoretyczny model promieniowania s�onecznego dawa� podstaw� do przypuszcze�, �e stan spokojnego S�o�ca trwa� b�dzie co najmniej miliard lat.
� � Kiedy Prezydent oznajmi� w przem�wieniu radiowym, �e ludno�ci Esperii pozostawia si� wolny wyb�r - wraca�, czy pozosta� - nasta�y chwile g��bokiej rozterki w wielu milionach serc i umys��w.
� � Esperia spe�ni�a pok�adane w niej nadzieje, zas�u�y�a na sw� nazw�. �agodny, ciep�y klimat, bujna, barwna ro�linno��, niemal zupe�ny brak dokuczliwych owad�w lub jakichkolwiek ich odpowiednik�w, zielone, czyste morza... - niejednemu wygna�cowi z Ziemi przypad�a do serca nowa ojczyzna, a wi�kszo�� u�wiadamia�a to sobie dopiero teraz, w chwili trudnego wyboru.
� � Wreszcie wszystkie decyzje zapad�y, biura administracyjne przekaza�y materia�y Rz�dowi.
� � Powr�t na Ziemi� wybra�a blisko jedna trzecia mieszka�c�w Esperii, w�r�d nich - Prezydent:
� � Ziemskie zami�owanie do uroczystych imprez da�o o serie zna� po raz pierwszy w nowej ojczy�nie: pozostaj�cy zapragn�li zorganizowa� wielkie, podnios�e po�egnanie powracaj�cym. Do tego potrzebny by�... nowy rz�d, jako �e wi�kszo�� cz�onk�w starego wybra�a - w �lad za Prezydentem - powr�t. Zarz�dzono wi�c wybory. Wytypowanie kompletu kandydat�w sprawi�o znaczne trudno�ci; najd�u�ej brakowa�o ch�tnego do zaj�cia fotela prezydenta, lecz w ko�cu - zgodzili si� kandydowa� profesor Orwid i... Dyrektor S�u�by ��czno�ci. . Profesor Orwid otrzyma� prawie sto procent g�os�w.
� � Po raz pierwszy od czas�w U�ug-Bega astronom sprawowa� w�adz�.
��� P�yn�y �zy, �ama�y si� ze wzruszenia g�osy, d�ugie by�y po�egnalne u�ciski.
� � Wypowiedziano miliardy szczerych �ycze� - dobrej, szcz�liwej przysz�o�ci.
� � W honorowej eskorcie Floty Kosmicznej Esperii ruszy�y kosmoloty w stron� spokojnego ju� S�o�ca.
��� powr�t