6185
Szczegóły |
Tytuł |
6185 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6185 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6185 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6185 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gustaw MORCINEK Wyr�bany chodnik
Cz�� Druga
WydawnictwoSLASK
Katowice
Tom II Wydanie III
Ok�adk� i obwolut� projektowa� Krzysztof Lenk
Redaktor: Czes�aw Sleza
Redaktor techniczny: Maria Dziubowa Korektor: Jadwiga Radwa�ska
Wszelkie prawa zastrze�one Wydawnictwo ��l�sk" Katowice 1973
Wyd. III. Nak�ad 10 281 egz. Ark. wyd. 17,5. Ark. druk. 23,75. Format 123X195 mm. Papier offs. kl. III, 70 g. Oddano do sk�adania 9.10.1972. Podpisano do druku 2. 5.1973. Druk uko�czono w maju 1973. Symbol 31405/1.
Cena t. I/II z� 65,� Bielskie Zak�ady Graficzne, zam. nr 1716/72 � M-01T
ROZDZIA� PIERWSZY
Poci�g wl�k� si� skro� ciemnej nocy. Kiedy Gustlik wychyli� g�ow� z odsuni�tych nieco drzwi i wpatrzy� si� w rozdeszczone mroki, wy�awia� spojrzeniem zarysy u�pionych wagon�w, podobnych do ogromnych, czarnych trumien. Gdzie� daleko na przedzie zrywa�y si� na pola rozwiane wiechcie iskier, p�yn�ce z ukosa wzd�u� toru. Czasem przewala� si� rudy, sp�tlony, gruby warkocz dymu, op�cznia�y �un� z rozwartego paleniska lokomotywy. Od ognia w dymach k�ad�y si� po o�liz�ych szkarpach i w�dolcach mr�ce blaski, przysiada�y w krzakach, czepia�y si� najwy�szych drzew i stopniowo ko�czy�y �ywot. W ich mizernym �wietle dostrzega� mijane s�upy kilometrowe, ciemne domostwa o czarniejszych ani�eli sama noc oknach, chojary bez-listne, rozwarte kontury ziemi i w�druj�ce powoli roztrz�sione p�ki drut�w telegraficznych. Kiedy �una w dymach zgas�a, zgas�y i tamte widma.
Nad ziemi�, tu� pod nogami, pod drewnian� pod�og� wagonu, k��bi� si� turkot k�. Wype�nia� noc kulistymi d�wi�kami o zszarpanej powierzchni, t�amsi� si� ci�b� w ciasnych w�dolcach lub te� zbiega� po stromych stokach szkarpy i b��dzi� po niewidocznych polach, a z przodu czo�ga� si� zduszony charkot maszy^ ny, czarny, r�wnie� zestrz�piony, rozdzierany czasem przeci�g�ym gwizdem.
I
I
Noc by�a czarna, bezgwiezdna, rozdeszczona, przynosz�ca pod oczy zwidy straszyde�, wywlekanych ze wspomnie� dzieci�cych lat. I jak wtedy l�k d�awi� drobne serce, tak i teraz to samo czyni� pragn��. Po opuszczonych drogach, w�r�d bajor i topielisk b��dz� nocznice paskudne i diab�y rogate, chlastaj�ce po roz-kis�ym b�ocie krowimi ogonami, z czerwonymi �u�lami � zamiast oczu � w kaprawych �bach, po wynios�ych wydmuchowiskach g�� si� poczwarne czarownice, na miot�ach z piskiem przelatuj�, smoki okropne k�api� ognistymi paszcz�kami, utopce rajcuj� po topieliskach, a zb�jnicy z d�ugimi no�ami przysiedli w przydro�nych rowach i czekaj� w milczeniu...
Gustlik otrz�sn�� si�.
� A poci�gnij�e tam, pieronie, te dwierze, bo tu dmucha � pos�ysza� za sob� czyje� gniewne mamrotanie.
Poci�gn�� drzwi z wysi�kiem. Ulga zesz�a do niego. Noc znikn�a jak zdmuchni�ty czarny p�omyk, jej majaki przepad�y jak kamie� w wodzie, a be�kot lokomotywy i wagon�w �ciszy� si� nieznacznie. Rozejrza� si�. Napotka� obmierz�y widok �pi�cych ludzi w mundurach. Spod rozrzuconych n�g, spod ob�oconych but�w wyziera ��ta s�oma, pomi�ta, rozmierzwiona, bieli�y si� twarze i d�onie, na gwo�dziach ko�ysa�y si� z chrobotem uwieszone karabiny i pasy z �adownicami, a pod ob�ym dachem koleba�a si� na drucie zapalona �wieca. Przezorny kapral i o niej pomy�la�.
Z widoku tego wychyn�a znienacka kol�ca my�l:
Na front jedziemy.
Przebieg�a jak mysz wystraszona szelestem, i przepad�a. Rad by� jej znikni�ciu. Nie warto o tym my�le�! I tak przecie� nie ka�dy po �mier� jedzie!...
Usiad� na s�omie, poprawi� tornister u wezg�owia i wyci�gn�� si�. Ramiona pod�o�y� pod g�ow�. W wa-
gonie ko�ysa�a si� cisza, przetykana od do�u rytmicznym stukotaniem k�. Kto� chrapa� w k�cie. P�omyczek �wiecy chwia� si� bez przerwy. Pomi�dzy �pi�cymi lud�mi skaka�y drobne cienie. Czasem kt�ry� z le��cych przewr�ci� si� na drugi bok, westchn�� ci�ko i znowu zasypia�.
Chwile mija�y.
Niczym nie p�oszone my�li wiod�y teraz za r�ce minione godziny. Gustlik patrza� w nie jak w ksi��k�
z obrazkami.
Szerok� ulic� Stefanii maszeruje trzeci batalion. Bruk t�tni rytmicznie pod setkami podk�w, wybija echo mi�dzy kamienicami, na chodnikach i w oknach mrowie krzycz�cych ludzi, wiewaj�ce chusteczki, a przed oczami d�ugie szeregi luf karabinowych z wetkni�tymi w otw�r kwiatami i papierowymi chor�giewkami.
Kapela na przedzie gra �Radetzkymarsch".
Z boku pr�y si� paradnie m�ody oficerek, sztywny, wyrzucaj�cy nogi jak hrabiowski ko�, rozanielony, udaj�cy bohatera,
� Na wojn� id�! � zdaje si� krzycze� jego nad�ta mina. � Na wojn� id�! Patrzcie si�, ludzie, na wojn�
id�!...
M�ode dziewczyny wo�aj� co� do niego, krzycz� piskliwie, kwiatami rzucaj�, a on dzi�kuje im u�miechem i b�yskotliw� szabl�.
� Hoch! Hoch! Nieder mit Russen! Hoch Oester-reich!* � wo�aj� brzuchaci mieszczanie, uniesieni radosnym patriotyzmem.
Tysi�ce spojrze� sp�ywa po �o�nierzach jakby ciek�-
.
*Hoch... Hoch (niem.) - Niech �yje! Niech �yje! �mier� Rosjanom! Niech �yje Austria!
we d�onie, obmacuj�ce w zdziwieniu nie widziany dotychczas kszta�t Radosnej zabawki, a �o�nierze i oficerowie, �wiadomi swego uroku, id� jak ch�opi pijani z odpustu. Ulica zgotowa�a im s�odycz zapomnienia �mierci, co ich k�dy� w rowie czeka. Troski o zap�akane dzieci i �ony, i matk� sczez�y w onej chwili, bo� je zdusi�y krzyki ulicy.
� Fur Kaiser und Vaterland*. Hoch, brave Solda-ten! ** Hoch! � k��bi si� krzyk mi�dzy kamienicami. � Heil und Sieg! *** � odpowiada pijane echo z drugiej strony. Papierowe chor�giewki furkoc� nad karabinami, muzyka r�nie �Radetzkymarsch", stukot tysi�ca but�w grzmi hardym rytmem w �cie�nionej ulicy...
� M�j Bo�e, jakie to szumne! � raduje si� Gustlik. Na dworcu d�ugi, d�ugi szereg czekaj�cych wagon�w. Ziej� na ludzi czarnymi prostok�tami rozwartych drzwi. Po rudych �cianach karykatury jakie�, napisy, ga��zki i chor�giewki.
� Jeder Tritt ~- ein Brit...**** �- Jeder Schuss � ein RussL.
� Jeder Stoss � ein Franzos!...
� Hoch Vaterland!...
� Hoch DeutschlandL.
� Gott strafe England!... Er strafe es!...
� Es lebe Kaiser und Oesterreich!... � wo�aj� napisy po wagonach.
Kapitan Walde na koniu cwa�uje wzd�u� wypr�o-
*Fiir Kaiser und Vaterland! (niem.) _ Za cesarza i ojczyzn�!
** Hoch, brave... (niem.) - Niech �yj� dzielni �o�nierze! *** Heil und Sieg! � Powodzenia i zwyci�stwa! **** Jeder Tritt... (niem.) - Co krok, to Brytyjczyk (zginie). Co strza�, to Rosjanin (zginie)! Co pchni�cie, to Francuz (zginie)! Niech �yje ojczyzna, niech �yj� Niemcy! Bo�e ukarz Angli�. Niech On j� ukarze! Niech �jrje cesarz i Austria!
3
nych szereg�w, okiem �ciga wszelk� nier�wno�� linii, szabl� macha, krzyczy:
� Habt acht!...*
Chrz�ci bro� na ramionach, chrz�szcz� rzemienie u ci�kich tornistr�w, prostuj� si� zgarbione plecy, podnosz� obwis�e g�owy.
� Meine Sepl!...** � przemawia z konia, a ko� ta�czy, nogami przebiera i g�ow� rzuca.
Wo�a co� w dziwacznym dialekcie tyrolskim. Trudno go dorozumie�. Rzuca s�owami, jak wielkimi, szklanymi, kolorowymi baniami, kt�re si� z krzykiem rozpryskuj� i drobinkami serca wpadaj�.
� Na wojn� jedziemy, pierona jasnego! Zabij� mnie!
Zabij�!
A za p�otem baby p�acz� i dziecka skoml�:
� Tatulku, tatulku! Nie jed�cie, nie jed�cie!
Jak�e tu, dziecko, nie jecha�, kiedy to �fiir Kaiser und Vaterland"... Za tego starego pierona i jak�� zdech�� Austri�. Ale ja wr�c�! Uwidzicie, dzieciaczki, �e wr�c�. Za miesi�c, za dwa! Wojna d�u�ej nie potrwa!...
� Maul halten!...*** Der�te hubu!...**** � wrzeszczy
sier�ant. �i Te� pan hejtman mluwi... Ruhig dort, verflucht
noch amal!...*****
Wagon przechyli� si� gwa�townie, ko�a j�y skaka� po nier�wnych zwrotnicach, my�li uciek�y sp�oszone...
Przebudzili si� ludzie, kilka g��w podnios�o si�.
� C� si� to robi? � zapyta� kto�, a nie otrzymaw-
* Habt acht! (niem.) � Baczno��! ** Meine Sepl! (niem. gw.) � Moi ch�opcy! *** Maul halten!... (niem.) � Milcze�! **** Der�te hubu! (czesk.) � Milcze�! ***** Ruhig dort!... (niem.) � Cicho tam, do licha!
szy odpowiedzi, uspokojony r�wnym ju� biegiem wagonu, przewr�ci� si� na drugi bok i pr�bowa� zasn��.
Gustlik zas�ucha� si� w turkot.
� Na Mo-ska-la... Na Mo-ska-la... � powtarza�y ko�a jednostajnie.
Uciek�y my�li, zmierzwi�y si� w bez�adn� kup�, bo poci�g gwizdn�� przeci�gle raz i drugi. Szarpn�y si� wagony, zadzwoni�y �a�cuchami, j�y zwalnia� biegu.
Gustlik zerwa� si� ze s�omy, pobieg� do drzwi, otworzy�. Deszcz jeszcze si�pi. Z boku jarz� si� przy�mione latarnie.
� Nicht aussteigen!... Nicht aussteigen!...* � nawo�uj� czyje� g�osy z mroku.
� Gdzie jeste�my? � pyta si� Gustlik przebiegaj�cego kolejarza.
� W Kalwarii... � rzuca mu tamten i znika w nocy.
Gustlik zatrzasn�� drzwi z powrotem. Po�o�y� si� znowu na s�omie. Od jak dawna ju� jad�?... Liczy w my�lach. Od godziny pi�tej po po�udniu. Poci�g wlecze si� jak smo�a. A niech si� wlecze. Przynajmniej cz�owiek wypocznie. Bo te� to by�a har�wka, by�a!... Od godziny pi�tej rano do p�nego zmroku, czy deszcz, czy pogoda, trzeba by�o ugania� si� na �Galgenbergu"** za Cieszynem. Musztra, biegi, podchody, znowu musztra i jeszcze raz musztra, gard�em i bokami wy�a��ca musztra, przer�ne �Parademarsch" ***, �Einzel-marsch"****, �Auf!", �Nieder!"...***** wyzwiska, przekle�stwa, utajona w�ciek�o��, pra�enie si� w sierpniowym s�o�cu, mundur ciasno opi�ty, przepocona bie-
* Nicht aussteigen! (niem.) � Nie wysiada�!... ** Galgenbeorg (mieni.) � G�ra szubienic (nazwa miejscowo�ci).
*** Parademarsch (niem.) � marsz defiladowy. **** Einzelinarsch (wiem.) � marsz w pojedynk�. ***** Auf., Nieder. (niem.) � Powsta�! padnij!
10
1
lizn�, brud, py�, a wieczorem zmi�ta s�oma z pch�ami na pod�odze. A�eby was, jasne pierony!...
Leutnant Popowicz �winia!... �eby kiedy t� besti� pchn�� pod �ebra! Och, �eby tak kiedy dosta� go na froncie!
Oberleutnant Dragon druga �winia!...
Z kwa�nym u�mieszkiem na w�skich wargach, wysokiej czapce na wielkiej, kwadratowej g�owie, z gi�tk� laseczk� w d�oni, patrza� spokojnie, jak cz�owiek ostatnim tchem przewala� si� w bruzdach zziajany, wyczerpany, na wp� przytomny z nieludzkiego wysi�ku.
� Noch amal!... � skrzecza� brz�kliwyrn, sp�aszczonym g�osem, smagaj�c si� laseczk� po butach �� noch amal!... verfluchter Hurenmist!... Idioten!... Schweinker-
le!...*
� A, �eby was, pierony!...
Ile to czasu trwa�o? Od pocz�tku sierpnia do ko�ca listopada. Blisko cztery miesi�ce. Sko�czy�o si� nareszcie. Niech to diabli wezm�!
Przez ca�y dzie� s�o�ce �wieci�o. Wieczorem niebo zaci�gn�o si� chmurami i rozpocz�o si�pi�. Akurat tak samo si�pi, jak wtedy... Kiedy to by�o? Z pocz�tkiem marca. Wtedy matka zerwa�a si� z ��ka przera�ona i budzi go.
� Jezus, Maryjko, Gustlik... wstawaj! �� C� jest? C� si� sta�o?
� Kto� do okna puka! Do okna! Id� si� podziwa�!... Skoczy� do okna, otworzy� � nikogo! Wybieg� w bie-
li�nie na dw�r, na deszcz wylecia�, rozgl�dn�� si� �
* Noch amal.,. (gwar. niem.) �cierwa, idioty, �wintuchy!...
� Jeszcze rae! przekl�te
11
nikogo! Cisza wsz�dzie, tylko na ko�cielnym zegarze powoli druga godzina dzwoni... Wr�ci� do izby.
� Tam nikogo nie by�o � m�wi z wyrzutem do matki.
� Ale musia� by�... musia� � m�wi przera�ona
matka.
� Kto?
� Nie wiem, synku! Ja nic nie wiem! Spa�am, a� tu naraz s�ysz�, �e kto� burzy w okno tak powoli, raz... dwa... trzy... a potem wo�a na mnie: �Ty, Marianna, ja ju� id�!"
� Wyskoczy�am z ��ka, patrz� si� do okna, nie ma nikogo. Strach na mnie pizn�� i ciebie zbudzi�am!... M�j Bo�e, c� te� to m�g� by� za znak!... Czyby kto umar�?
Na drugi dzie� przyni�s� listonosz telegram, �e wuj Wa�oszek zastrzeli� si�. Na pogrzeb trzeba by�o jecha�.
�liczny pogrzeb mia� Wa�oszek. Prawie ca�a �igota by�a i z okolic zesz�o si� moc ludzi. Ksi�dz proboszcz wyg�osi� kazanie. Za to kazanie wytoczono mu proces. O Niemcach m�wi�, co winni �mierci Wa�oszka i �andarma Kotha. Ludzie na cmentarzu poturbowali komisarza, bo nie chcia� pozwoli� proboszczowi doko�czy� kazania. Do grobu chcieli go wrzuci�. Proboszcz go obroni�. I za to by� karany, biedaczysko. Niby, �e ludzi podburzy� swoim kazaniem. Marek w g�os pieronowa�. Na cmentarzu!... A� go drudzy ucisza� musieli. A potem kl�kn�� nad grobem Wa�oszka i wo�a�:
� Przysi�gam ci, stary, �e twoj� �mier� pomszcz�! Przysi�gam ci!
Ludzie cofali si� i m�wili, �e Marek zwariowa�. A Helenka... Eh, raczej o Helence nie my�le�, bo si� serce kraje!
J�zefa nie by�o na pogrzebie, bo nikt nie wiedzia�,
12
gdzie si� znajduje. Telegram, wys�any do Wiirzburga, wr�ci� z dopiskiem �Unbekannt"...*
Emil nie p�aka�, tylko pi�ci gryz� i skomli�. A matka
jego...
Poci�g szarpn��, wagony zaszczeka�y, ruszy�y. Pod pod�og� zacz�y si� toczy� kr�g�e turkoty. � Na Mo-ska-la... Na Mo-ska-la... My�li rozbieg�y si� jak gromada wr�bli, kiedy w nich kamieniem cisn��. Zosta�a pustka.
Gustlik podszed� do drzwi, uchyli� nieznacznie i wyjrza�. Ta sama niezg��biona noc. Latarnie stacyjne znik�y. Przez jaki� las jad�. Po ciemnym niebie rysuj� si� ciemniejsze jeszcze kontury wynios�ych ga��zi. Jad� powoli jak duchy. Maszyna sapie i sapie. Rzuca gar�ciami iskier. Iskry ta�cz� w nocy, miotaj� si�, gasn� w roz-kis�ej wodzie, co mi�dzy skibami gnije.
Za plecami dogasa ogarek �wiecy. Na pod�odze bieli si� k�pka stopionej stearyny. Ko�o nozdrzy przewija si� cierpki zaduch id�cy od tamtych �pi�cych ludzi. Le�� bezw�adnie jak porzni�te trupy. Wychyli� si� teraz. Przed sob� i za sob� dostrzeg� kszta�ty wagon�w. Nasun�o mu si� poprzednie por�wnanie ich do trumien.
Trupy w trumnach na wojn� jad�! � przemkn�o mu dziwaczne zestawienie w my�lach. Wr�ci� na sw�j bar��g.
�Ju� musi by� p�no!" � pomy�la�. Si�gn�� po zegarek. Druga po p�nocy! U�o�y� si� wygodniej, �eby jednak reszt� godzin przespa�. Nie wiedzie�, jakie marsze ich z rana czekaj�. Maj� gdzie� p�j�� przerwany front �ata�. Wojsko cofa si� spod D�blina. Gdzie ten D�blin,
* Unbekannt (niem.) � nieznany.
13
i
nie zastanawia� si� wiele. Tyle tylko pos�ysza�. Teraz ju� spa� nale�y.
Kiedy wyobrazi� sobie, �e na front jedzie, na jakie� nieokre�lone miejsce, maj�ce w swym brzmieniu co� z zapachu sk�rzanego rzemienia u karabina, i �e w tamtym miejscu nieznanym cz�owiek cz�owieka morduje i nawet grzechu za to nie ma � nie m�g� temu uwierzy�. To� i jego mog� zamordowa�. Zastrzel� jak psa! � Eh, pieron by was wzi��! � mrukn�� z niech�ci�, nie wiedzie� pod czyim adresem.
Chwilk� grzeba� w my�lach i grzeba�. Jak dziecko w piasku.
A� przypomnia�a mu si� Bronka.
Zaduma� si�. Na niego czeka Bronka! Kiedy powr�ci� z Ligoty do Karwiny, dowiedzia� si�, �e za m�� nie wychodzi. Tamte wie�ci by�y zmy�lone. Obecnie znajduje si� w jakim� biurze w Opawie. Zakwili�o w nim serce.
Przesz�a go jej uroda, prowadz�ca go w �wiat przedziwnego wzruszenia, ujrza� jej ciemne oczy, radowa� si� jej rado�ci�, jej drobne usta ca�owa� jak kiedy�, kiedy� w tamtym zbo�u... Ujrza� powt�rnie jej twarz wy�aniaj�c� si� z rozko�ysanych mrok�w wagonu, twarz �maj�c� w sobie co� z muzyki i poezji, prze�o�onych na ludzkie rysy", o uroku, doprowadzaj�cym ludzkie oczy do ob��du...
Gdzie� on to czyta�, gdzie s�ysza� owo por�wnanie jej urody do muzyki i poezji? Gdzie�?... Ju� wie! U Sienkiewicza...
Przesun�a si� inna my�l jak mi�kki cie� ob�oku po rozkwit�ej ��ce. Ju� przesz�a.
Gustlik zacisn�� pi�ci, wt�oczy� w usta i gry�� zacz��...
� Na, ta?... C� to robisz? � opami�ta� go suchy, 14
prze�miewny g�os. Hy, g�upi!...
Gustlik rozwar� oczy z gniewem mie stoi Mozo�owski. Po�ci�ga� w ma�pi grymas i �mieje si� cicho kiego widowiska. Takie ch�opisko, stara baba! Hy! hy! hy! A� pi�ci
Gustlik odwr�ci� si� z�y, �e go Zrozumia�, �e sta� si� �mieszny.
Tak bardzo boisz si� wojny;
Pod �cian� na s�o-zmarszczki twarzy . Raduje si� z rzad-a boi si� wojny jak gryzie ze strachu!...
tamten podpatrzy�.
Uciszy�o si� w wagonie. �wieczka zgas�a, zaleg�a ciemno��. W mrokach szele�ci�y zdyszane oddechy ludzi, grube chrapanie kogo� z k�ta i rytmiczny turkot k�. Na �cianie chrobota�y kolby karabin�w. Godziny
mija�y.
Zerwa� si� z pod�ogi, otrze�wia� w okamgnieniu, kiedy drzwi rozwar�y si� z �oskotem, a do dusznego wn�trza wdar� si� �wie�y, zimny, wilgotny oddech przestrzeni.
� Auf!... AufL. Tagwach!... Aussteigen!...* � krzycza� kto� biegn�cy wzd�u� wagon�w.
Rozwiera�y si� drzwi z trzaskiem, zaludnia�y si� tory, gwar tr�jj�zyczny rozbiega� si� naoko�o. Poci�g stan�� w polu. Daleko majaczy�y jakie� rude mury czy dachy omotane szarymi dymami. Gdzieniegdzie wynosi�y si� pod niskie niebo strzeliste wie�e.
� To Krak�w? � zapyta� Gustlik s�siada, co z wysi�kiem przypina� tornister na plecach.
� Tak! � przytakn�� tamten.
Na pobliskiej drodze sta�y ju� gromadki oficer�w. Pa-pierzyska jakie� przegl�dali i m�drze nad nimi g�owami kiwali. Radowali si� bezwiednie tej czynno�ci, bo
Auf... Auf... (ulem.) - Wstawa�! Pobudka! Wysiada�!
15
wiedzieli, �e wszyscy �o�nierze patrz� na nich i zapewne w cicho�ci podziwiaj�.
Oberleutnant Dragon ko�ysa� wielk� g�ow�, skrzecza� co� ostrym, zardzewia�ym g�osem i wodzi� szeroko ramieniem w powietrzu. Jak Napoleon. -�� Zbi�rka!... �� zacz�y krzycze� gwizdki. Ustawi� si� na drodze rz�d ludzi, przelecia�y jeszcze ostatnie komendy, rozchlipa�o si� czarne b�oto w lepkich bryzgach. Deszcz zacina z boku. Czasem zabieli si� w nim p�atek �niegu. Zimno gryzie po ko�ciach. Tornister ugniata.
Z daleka zerwa�y si� wrony i teraz lec� nad rozmok�ymi polami, krzycz� na ludzi, ko�uj� i uciekaj� w siniej�ce mg�y. Sm�tek opuszczonych p�l cieknie pod powieki, przes�cza si� w serce, ostatni� drobin� rado�ci gasi. Chrz�szcz� tornistry, chwiej� si� ponad g�owami lufy karabin�w, b�oto mlaszcze, a id�ca �awa ludzka ko�ysze si� rytmicznie, ci�ko, bez �ycia.
-� Singen!* � zaskrzecza� znienacka leutnant Dragon o kwadratowej g�owie.
Sier�ant zahucza� � od �Kaiser � wojacy szablicz-ki pucuj�..." � lecz urwa� jakby zawstydzony.
� Scheiss-Dreck!** � mrukn�� i opu�ci� g�ow�.
� A kiedy nam �re� dadz�? � mruczy kto� przed Gustlikiem.
Przed oczyma jego chwieje si� tornister na schylonym grzbiecie. Cierpki zapach potu przenika nozdrza. Zwiesi� g�ow� i, zapatrzony teraz w umykaj�ce obcasy s�siada-towarzysza, idzie bezmy�lnie.
Przeszli Krak�w bokiem. Wypocz�li na jakiej� wyboistej ulicy, wypili kaw�, zak�sili chlebem, zarzucili tornistry i znowu ruszyli.
* Singen Oni�in.) � �piewa�! ** Scheiss-Dreck! (wulg. nlem.)-- �ajno, g...o, b�oto.
Wyszli na wzg�rza. Saperzy wycinali drzewa.
� Aha, to na to wycinaj�, �eby mogli dobrze z kanon�w mierzy�! � zauwa�y� kto�.
Ko�o po�udnia zeszli na g��wny trakt. Z daleka ju� widzieli, �e zawalony �o�nierzami, wozami, ko�mi i armatami. Wszystko t�oczy�o si� szerok� drog�, pomieszane, krzycz�ce, z�e.
� Widzisz ich, jak si�, pieroni, cofaj�? � mrukn�� s�siad Gustlika.
Na drodze przystan�li. Zeszli do rowu, oparli si� tornistrami o szkarpy. Wygodniej tak. Przed oczyma przewala�a si� ogromna, szara rzeka ludzka, naje�ona ko-piastymi wozami.
Wraca�a w kierunku Krakowa. �o�nierze szli bez�adn� kup�, obdarci, zb�oceni, patrz�cy spode �ba. �rodkiem terkota�y schlastane b�otem wozy, ci�kie, skrzypi�ce. Pobok szli �o�nierze i biczem, i krzykiem smagali zdro�one konie. Raz wraz czyni�a si� ogromna wyrwa, a w j�drze jej kula� zgrzytliwy �oskot wleczonych armat. �a�cuchy dzwoni�y o nadro�ne kamienie, ko�a me��y je na piasek, a rdzawe lufy zia�y w daleki �wiat. Korow�d koni zapiera� si� w b�oto, uprz�e, napi�te do ostatnich granic, co raz p�ka�y, a wtedy podnosi� si� krzyk i kl�twy, bo armata rozkraczy�a si� nieruchomo na drodze, a p�yn�ca rzeka ludzka musia�a si� przelewa� na pola, przez g��bokie rowy obchodzi�, w rozmok�ych skibach po kostki brodzi�.
Czasem znowu zary�o si� jej ko�o w grz�skim wyboju, a wtedy �wiszcza�y bicze, rozlatywa�o si� ostro klaskanie rzemieni o ko�skie grzbiety, a konie st�ka�y ludzkim g�osem, rwa�y si�, na kolana pada�y, podnosi�y, przera�one, o przekrwionych oczach, mnogie za� ramiona zwiera�y si� ze szprychami, podnosi�y przekl�ty ci�ar i pcha�y przed sob�.
A kiedy wyzwolona armata zaszczeka�a licznymi �a�-
2 � Wyr�bany chodnik, t. 2
17
cuchami i j�a si� toczy� za ko�mi jak sp�tany potw�r w niewol� id�cy, rzeka ludzka rusza�a swoim �o�yskiem. I znowu ludzie szli i szli, znaczeni przer�nymi barwami na wy�ogach, wyn�dzniali, zdro�eni, wlok�y si� wozy, wlok�y armaty, a ponad p�yn�cym zbiorowiskiem nios�y si� rozkrakane stada wron i ciemna rozpacz.
Pomiesza�y si� pu�ki w odwrocie, pogubi�y swoich dow�dc�w, gnane od kilku dni po zapad�ych drogach, �cigane przera�eniem, g�odne, rozbite.
Armia wraca�a w rozsypce.
� Jezusku drogi, ale te� to narodu wali! � dziwi� si� Gustlik.
�- Dostali w sk�r� pod D�blinem, t� teraz uciekaj� �- poucza� go s�siad.
�� A my idziemy ich odwr�t os�ania�! � doda� Mo-zo�owski, siedz�cy z drugiej strony.
Zagra�y tr�bki. Zbi�rka!...
Na drodze rosn� szeregi. R�wne, ciche, ponure. Deszcz ju� usta�, tylko zimno gryzie. Ci�kie chmurzyska przewalaj� si� nisko nad ziemi�. Do ziemi cz�owieka przygniataj�. Szarpn�a lud�mi komenda. Ruszyli.
Ko�ysze si� miarowo zwarta �ciana ludzka, wybija mlaszcz�ce t�tno, idzie naprzeciw tamtej drugiej przewalaj�cej si� rzeki ludzkiej. Kiedy� si�, u diab�a, sko�czy? Id� i id�, a ko�ca nie wida�.
Po drodze mar uderzy le�� w b�ocie j�cz�cy, opuszczeni. Na sanitariusz�w musz� czeka�. Jeden z nich siedzi skulony, trzyma si� obur�cz za brzuch i skomli.
� C� temu? � pyta si� Gustlik Mozo�owskiego.
� Diasek go tam wie! Najad� si� jakiego� plugastwa i mo�e cholery dosta�, t� go teraz w brzuchu �re.
Nad drog� wydzieraj� si� w bok tumany bia�ych oddech�w. Jakby si� droga dymi�a. Czarne drzewa trz�s� si� z zimna.
18
Mija�y godziny przegradzane kr�tkimi odpoczynkami.
� Na, kiedy� nam je�� dadz�? � oburza si� kto� w szeregu.
Mroki ju� z w�dolc�w wy�a��, polami si� rozwlekaj�, z op�cznia�ych chmur zsypuj� na ziemi�.
Zimno, ko�ci bol�, g��d doskwiera.
Nareszcie!...
Rozpromieni�a si� szeroka dolina ogniskami, dymi� kot�y zapachem ciep�ego jad�a. Rozwar�y si� ob�e brzegi kotliny na przyj�cie ludzi, od wiatru zas�oni�y, nadziej� odpoczynku przywita�y. Drobi si� batalion na lu�ne gromady, wyd�u�aj� si� na trawie szeregi zrzuconych tornistr�w, wyrastaj� k�pki piramid z ustawionych karabin�w.
Je��! Je��! A potem spa�!...
Ciemno�� ju� wszystko zakry�a. Wykwitaj� w niej ruchliwe p�omienie spod kot��w, odp�dzaj� daleko mroki, a pobok, z niewidocznej g��bi, leje si� nieprzerwany be�kot p�yn�cej rzeki ludzkiej. Po widnokr�gach zapalaj� si� szerokie wie�ce ognistych kuleczek. Mno�� si�, rozbiegaj�, g�stniej� coraz bardziej, migoc� jak gwiazdy. To obozowiska tamtych. Noc ci�gle be�koce ludzkim gwarem. Czasem rozedrze j� czyje� wo�anie, czasem wychynie z niej kwik ko�ski, potem rozleci si� d�ugi turkot woz�w i znowu wraca be�kot.
Gustlik wpe�zn�� pod namiot. Wcisn�� si� mi�dzy drugich, po�o�y� tornister u wezg�owia, nakry� kocem i usn��. U�pi� go tamten gwar s�cz�cy si� przez p��cienne �ciany. Jakby za namiotem ogromny kot siedzia� i mrucza�.
Na drugi dzie� to samo.
Spod S�omnik zawr�cili w jakie� bezdro�a, ko�owali, zapuszczali si� w g��bokie jary o kamienistych �cianach, przez rw�cy potok dwukrotnie brodzili, potem wznosili
2� 19
\
si� kr�t� �cie�yn� na wysokie pola i znowu ko�owali. Napotykali biedne cha�upy, wystraszonych ludzi na przedpro�u, dzieci o konopiastych w�osach, patrz�ce ciekawie na tyle wojska, zapadali w rozkis�e grz�zawiska, spoczywali, kl�li, a� w ko�cu pod wiecz�r dotarli do jakiego� lasu.
Znowu obiad i wieczerza i s�odki odpoczynek utrudzonych ko�ci.
Na trzeci dzie� ta sama b��dna w�dr�wka.
Na czwarty znowu to samo.
� Czy ko�ca nie b�dzie tej w��cz�dze!...
� Gdzie nas ten pieron smyko i smyko, jak noczni-ca?...
� Na dy�by ju� jednego diabli wzi�li!...
� Maul halten! � sro�y si� sier�ant.
Weszli do wsi na wp� spalonej. Napotkali pierwsze okopy. Siedzieli w nich skurczeni honwedzi *. Karabiny wymierzyli w domniemanym kierunku nieprzyjaciela.
I znowu obiad i wieczerza, a nast�pnie ci�ki bezw�adny sen na strychu w s�omie.
Nazajutrz pobudka o zmroku jeszcze. Pola rozwidni�y si� �niegiem. Lekki mr�z szczypie w policzki. Ciep�a kawa i k�s chleba. Potem marsz. Wzg�rza ja�owe, doliny, zagajniki, lasy, znowu pola, wydmuchowiska, spalone cha�upy, rowy, armaty maskowane choinkami, zniszczony tor, mosty wysadzone o spl�tanych prz�s�ach, okopy ponakrywane deskami, spod desek wyzieraj� lufy karabin�w, �o�nierze, �o�nierze...
I tak do wieczora.
Bezsenna noc na �niegu. Ko�o g�owy ko�skie kopyta stukoc�. Wystarczy�oby r�k� si�gn�� poza siebie, by dotkn�� ich p�cin.
* Honwedzi (w�g.) � �o�nierze w�gieriscy.
�G�ow� mi rozdepcz�!" � my�li ze zgroz� Gustlik, a nie ma woli, by si� usun��. Zm�czenie kamieniem go przywali�o. Jak to dobrze zdro�one nogi wyci�gn��! Jak to dobrze spoczywa� na mi�kkim, topniej�cym �niegu! Noc taka ciemna, �e cz�owiekowi wydaje si�, i� na oczy czarny puch si� zsypa�. Noc ciemna jak w tamtym ganku, w starych robotach, k�dy Pustecki chadza zamy�lony.
Sen nie przychodzi. Klei oczy, lecz wszystko w cz�owieku czuwa. Spoza dziesi�tej �ciany mrok�w id� zw�-�lone sznury g�os�w, przewlekaj� si� przez uszy, czasem smagn� dotkliwie, przewal� si� krzykiem ko�o g�owy i znowu ucichaj� w jednostajny, szepleni�cy szmer. Jakby si� woda przelewa�a z wysoka w ogromnej pustej beczce.
Zimno k�sa. Stajany �nieg przenika poza ko�nierz, zi�bi na karku.
To nic!...
Wystarczy, �e mo�e le�e� wyci�gni�ty na ziemi i odpoczywa�.
Kto� latarni� �wieci w oczy. Wwierca si� �wietlisty �wider mi�dzy zaci�ni�te powieki, roztr�ca rz�sy, w �renice dziobie.
� Welche Kompagnie?* � pyta si� obcy g�os znad �wiat�a.
� Trzecia! � mruczy Gustlik. �wiat�o rozp�ywa si� w nocy.
Sen siada na oczy jak p�ochliwy motyl. Podobny naprawd� do motyla o wielkich, czarnych, aksamitnych skrzyd�ach. Rozk�ada je cichu�ko i znowu sk�ada, wachluje bez przerwy, a coraz poderwie si� lekko, uniesie w g��bi� nocy i za chwilk� znowu sp�ywa na oczy. Jak wielki p�ochliwy motyl n�cony kwiatem.
Przez ca�� noc tak si� dzieje.
* Welche Kompagnie? (niem.) � Kt�ra kompania?
21
Nad ranem dopiero zasn��.
Mroki z lekka topnia�y, niskie niebo przeciera�o si�, kiedy rozkrzycza�a si� pobudka:
� Auf! Auf! Tagwach!*
D�ugo rozciera� skostnia�e nogi, zanim uczu� w nich �ycie. Umy� si� gar�ci� �niegu. Zzi�bni�te jelita rozgrza� gor�c� kaw�. Ciep�o rozp�yn�o si� po ciele. Chleba ju� nie by�o. Wczoraj wieczorem zjad� reszt�. A nowy?... Diasi wiedz�, gdzie tam w�z z chlebem. Ugrz�z� gdzie� w b�otach.
I znowu marsz. Przez ca�y dzie�. Coraz wi�ksze znu�enie p�ta�o nogi. W chwili odpoczynku k�adli si� ludzie na wznak, twarz� do nieba i drzemali. Opodal siedzia� kapitan Walde i martwi� si�. Niech si� martwi, od tego ma trzy gwiazdki na ko�nierzu!...
Potem znowu marsz. Zasta�a ich noc w polu. Ogromna p�aszczyzna, daleka, daleka, �e a� oczy bol�, kiedy lec� po niej, po �niegu, a nie mog� niczego znale��, na czym by odpocz��. Oficerowie rozsypuj� batalion w lini�. Teraz id� �aw� w jakim� nieznanym kierunku. Tam podobno czekaj� Moskale. Wie� trzeba b�dzie przej��, a za wsi� Moskale! Zadzwoni�y bagnety utwierdzone na koniuszkach luf. Owin�y si� rzemienie ko�o prawego przedramienia, d�o� ob�apia luf�, bagnet leci sko�nie w g�r�, a kolba orze �nieg.
Rozci�ga si� linia, odst�p rozszerza si� mi�dzy ka�dym �o�nierzem na przepisowych pi�� krok�w. Idzie jakby ogromna nagonka na ludzk� zwierzyn�.
Na widnokr�gu zamajaczy�y kontury domostw.
Za nimi ludzie czatuj�, trzymaj�cy �mier� na smyczy. Ka�dej chwili wypuszcz� j�, poszczuj� na ob�aw�.
* Auf!... (niem.) � Wstawa�! Wstawa�! Pobudka!
22
Z boku klaskaj� karabiny. Jak psy naszczekuj�ce si� po nocy. Raz zgarn� si� odg�osy strza��w w postrz�pion� chmar�, potem znowu si� rozlec� w pojedynk� i szczekaj�. Z prawej strony lec� po niebie kopulaste linie. S�czy z nich blady p�omie�. Noc st�ka od czasu do czasu zduszonym grzmotem armat. Lecz to tak daleko, �e echo ich przybiega do ludzi wyzute z wszelkiej grozy.
Znienacka strzeli�a pod niebo ogromna wiecha p�omieni. Teraz druga... trzecia... A tam czwarta! Wie� si� pali!
Przystan�li ludzie bez komendy, zapatrzyli si� w ogniste mietliska. P�omienie rzucaj� si� wysoko, li�� brzuchy obwis�ych chmurzysk, bij� w g�r� prostymi s�upami dym�w, wyrzucaj� ogromne gar�cie iskier, �e one teraz lec� skro� nocy, jak r�j p�on�cych pszcz�, po niebie, a na ziemi rozlewa si� krwawy potop, do uszu za� bie�y struchla�y szelest p�kaj�cych bierwion i lament ludzki.
Coraz wi�ksze p�omienie buchaj� pod czarne sklepienie, coraz wi�ksze p�achciska nios� si� z szumem ponad ziemi�, stargane, postrz�pione, w szalej�ce fa�dy zwijane. Daleki krzyk ro�nie, przera�one psy wyj�, a �niegi, jak daleko okiem powie��, naciekaj� p�yn�c� krwi�.
� Zuriick! Zuruck! � krzycz� oficerowie i szablami wskazuj� kierunek odwrotu. Po szablach sp�ywa szkar�at po�aru jakby je we krwi po r�koje�� umaczali.
� Laufschritt! Zuriick!* � mno�� si� wyl�knione okrzyki.
�awa ludzi zawraca, i schylona nisko do ziemi, p�dzi z powrotem. Na sk�onie ziemi czerni si� �ciana lasu. Ona udzieli schronienia! Ucieka�! Ucieka�!
Rozszczeka�y si� za plecami karabiny maszynowe,
* Laufschritt! wrotem!
Zuruck! (niem.) � Biegiem! Z po-
23
rozm��ci�y si� echa strza��w jak rz�siste cepy, nad g�owami nios� si� w p�askich �ukach kr�tkie, ostre wycia. �amie si� linia, mi�tosi, coraz zaczerni si� �nieg nieruchom� plam�, coraz bolesny krzyk rozpruje pomierz-wion� cisz�. Zbli�a si� las, leci ku ludziom, rozsiewaj� si� po �nie�nym polu czarne postacie, sykaj� nad g�owami ob��kane kule...
Ucieka�! Ucieka�!
Co si� to dzieje? Co si� to dzieje?
� Aha, to Moskale dopu�cili nas pod wie�, zapalili j� w kilku miejscach, a teraz sypi� do nas jak do zaj�cy! � przemyka w Gustlikowych my�lach.
�ciel� si� przed zdyszanymi lud�mi d�ugie, rozchy-botane cienie, uciekaj� razem z nimi, a co kt�ry legnie ci�ko na �niegu, cie� skurczy si� i pod konaj�ce cia�o wpe�za.
Gustlik obejrza� si�. Tchu troch� z�apie, a r�wnocze�nie zobaczy, co poza nim si� dzieje. Ujrza� szerok� �cian� ognia. Daleko ju�. Zwija si� w ogromne tumany, k��bi, straszna, przera�aj�ca... Na �niegu le�� ludzie. Jak czarne t�umoki porzucone w ucieczce. Jedni bez ruchu, drudzy przewracaj�cy si� w m�ce konania, inni czo�gaj�cy si� bezradnie.
� No, wyrywejmy! � pos�ysza� ko�o siebie czyje� wo�anie.
Spojrza� � obok niego stoi Mozo�owski. Pot b�yszczy si� na twarzy ognistymi plewami. W os�upia�ych, szeroko rozwartych oczach p�onie widok tamtej �ciany ognistej. W ka�dym oku jeden. Tak samo ba�wani si� i rzuca, i na p�achty strz�pi. Tylko �e to wszystko ogromnie male�kie.
Zawr�cili i pognali.
Grudy �niegu, wyrzucane obcasami, b�bni� im po tornistrach, wali serce m�otem, a za nimi leci krzyk karabin�w.
� Ty... spocznij... nie mog� ju�! � skomli Bozo�ow-ski.
Przystan�li.
Ko�o nich przebiegaj� ostatki �o�nierz^'. Na przedzie dobiegaj� ju� niekt�rzy lasu.
� Jezus! � zakwili� znienacka Mozo�owski, roz�o�y� ramiona i run�� w �nieg. Jak podci�te drzewo.
� To �mier�! to �mier�! � zakrzycza�o w Gustliku przera�enie.
Spojrza� jeszcze na kamrata. Nogami grzebie �nieg. Ko�o ust czerwieni si� plama.
� To �mier�! � zawy�o w nim przera�enie. Rzuci� si� w ucieczk�.
Gruchn�y salwy. Daleko, daleko, poza plecami. Jakby ogromne p��tno, si�gaj�ce pod niebo, w po�ow� si� rozdar�o. Zawy�o nad g�ow� chichotem.
� To �mier�! To �mier�! � skomli w nim przera�enie.
W tej samej chwili wyczu� uderzenie w przedrami�. Jakby go kto� �elaznym pr�tem spoza g�owy zdzieli�. A r�wnocze�nie rozlecia� si� spi�trzony gruchot drugiej salwy.
Gustlik zatoczy� si�, przykl�kn��.
� C� to?...
Patrzy na lewe przedrami�. Zwisa bezw�adnie, a krew leje si� ciurkiem. Chce podnie��. Nie mo�e!
� Trafili mnie! � leci przez my�l jasne zrozumienie. Wstaje i ucieka. R�ka si� ko�ysze. Wycie poza g�ow�
wzmaga si�. Zatacza si� w bruzdach zasypanych �niegiem, potyka si� coraz cz�ciej, g�owa ci�y coraz mocniej, kolana uginaj� si�.
� Jeszcze do tamtych chojar�wL. Jeszcze do nich!... � krztusi zgryzione s�owa. Znajdzie bezpieczny schron, odpocznie. Mierzy odleg�o�� spojrzeniem. Niedaleko!
Ostatkiem si� dobieg�. Pod chojarami kilku �o�nierzy.
Le�� i przez szpary patrz� w kierunku ognia. Przewali! si� na kim�, potoczy� i opad� mi�dzy nich.
� Ty� ranny? � s�yszy pytanie.
� Ranny!
� No, pieronie, to� ju� wojn� wygra�! �odpowiada tamten z nieukrywan� zazdro�ci�.
� Zawi��cie mi r�k�! � szepce Gustlik.
Czuje, �e mu rozcinaj� r�kaw p�aszcza, potem bluzy, nast�pnie koszuli. Szczypie!
� No, sakramencko ci rami� zharata�o! Je�eli ci go nie utn�, to dobrze, Ale grunt, synku, �e� ju� wojn� wygra�! P�jdziesz do cha�upy i szlus po wojnie! � m�wi tamten i obwija rami� banda�em.
� Ale nas, pieroni, dostali! � m�wi drugi.
� Dostali! � potwierdza kto� trzeci.
� No, z p� batalionu zosta�o! Podziwej si�, jak si� to czerni na �niegu. Le�y to, jak barany pozarzynane!
� Istotnie!
Gustlik my�li tylko o jednym.
� Ju�em wojn� wygra�!
A wi�c koniec udr�ce i marszom, i zimnu, i �mierci! Ju� go teraz nie zabij�! Ju� nie zabij�! Jutro z rana pojedzie na wozie do domu. Nie, do domu nie! Do szpitala. Wypocznie i wygrzeje po wszystkie czasy. I tych pche� si� pozb�dzie czy wszy, co go bez przerwy k�saj�. A potem, gdy wyzdrowieje... b�dzie ju� po wojnie.
� M�j Bo�e �wi�ty! � mrukn�� uszcz�liwiony.
� Co to mamrzesz? � nachyla si� nad nim czyja� twarz.
� Nic.
� No, teraz ju� p�jdziemy. Ogie� we wsi ga�nie, te nas te pierony nie uwidz�. B�dziesz m�g� i��?
Gustlik pr�buje wsta�. Sykn��, bo go uk�si�o w ranie. Rami� jest bez si�y. Co� ciep�ego rozlewa si� po brzuchu.
26
�Aha, to krew! � my�li. � Przez bluz� dosta�a si� na brzuch, i teraz si� lepi i grzeje".
Podnios�y go ramiona, uj�y mocno i poprowadzi�y. Dobrze mu si� idzie, tylko �e nogi jakie� ci�kie... A w lewym przedramieniu szczypie.
Id�, id�... a� rozwar�y si� przed nimi ga��zie czarnego lasu i zakry�y.
�Do szpitala pojad�... Ju�em wojn� wygra�!" � powtarza w my�lach.
U�miechn�� si� nie�mia�o.
ROZDZIA� DRUGI
Gustlik wr�ci� do domu. Kiedy go matka ujrza�a w progu, rzuci�a mu si� na szyj�, nie mog�c s�owa wykrztusi� z nadmiernej rado�ci, a �zy j�y si� toczy� po zwi�d�ej twarzy.
Ile� to nocy bezsennych sp�dzi�a, l�kaj�c si� o �ycie swego dziecka. Od tamtej chwili, kiedy za p�otem sta�a, a �andarmi odp�dzili j� wesp� z innymi matkami i po niemiecku co� gro�nie pokrzykiwali, i spode �ba srogo patrzyli, a synek jej w szeregu sta�, i jakby jej nie widzia� � a potem, kiedy ju� do wagonu wszed�, a ona ci�gle na palcach stawa�a i znu�onym spojrzeniem dosi�gn�� pragn�a, �eby raz ostatni pocieszy� serce widokiem swego dziecka � a nast�pnie, kiedy ju� poci�g ruszy� z krzykiem, kiedy ludzie czapkami machali i wo�ali, a wagony toczy�y si� wzd�u� jej oczu, ustrojone papierowymi kwiatami i choinkami, a z ka�dego wychyla�y si� przeliczne twarze �o�nierzy, a ona za� szuka�a i szuka�a twarzy swego synka, a� j� nareszcie dojrza�a. A wtedy w g�os si� rozp�aka�a, bo jej si� wydawa�o, �e go ju� nigdy nie zobaczy. Od tamtych chwil nasta�a dla niej jakby ogromna ciemno��, w kt�-
27
rej najdrobniejsza rado�� umiera i jedynie plugawe troski si� l�gn�. Mia�a w sobie jedyny obraz Gustlikowej d�oni, kt�ra �egna�a matk� d�ugim skinieniem. D�o� bieli�a si� wysoko nad wychylonymi g�owami �o�nierskimi, podobna do u�miechu cz�owieka, co za drobn� chwil� skona.
Wr�ci�a do domu, a od tej chwili jakby ogromny kamie� grobowy przywali� jej serce. Wszystko, co nawet tylko wspomnieniem s�o�ca by�o, zgas�o.
A� nareszcie doczeka�a si�, �e Gustlik wr�ci� do domu.
D�ugo wa��sa� si� po r�nych szpitalach. Najd�u�ej przebywa� gdzie� za Wiedniem, w Wiener-Neustadt. Z p� roku tam si� leczy�. Lekarz naczelny, Stern, �yd niemiecki, opiekowa� si� jego ramieniem. Co dnia dogl�da� i obmacywa�, i u�miecha� si� �askawie, i papierosa podsuwa�, i ci�giem dogadywa�, �e rami� b�dzie zdrowe. Ko�� �okciowa by�a strzaskana. Rana si� zaognia�a, ropia�a, wszystkie si�y z cz�owieka wysysa�a.
Zdawa�o si�, �e b�dzie musia� uciec si� do ostateczno�ci. Sam by� ciekawy, co si� stanie, czy mu si� uda eksperyment. Uda�!,.. Cieszy� si� jak ma�e dziecko zabawk�. Przywo�ywa� jakie� panie, co czekolad�, papierosy i obrazki �wi�te �o�nierzom w szpitalu przynosi�y, pokazywa� im goj�ce si� przedrami� Gustlikowe, g�aska� leciuchno palcami, pogadywa� co� i u�miecha� si�, rozradowany. Zawsze mia� dla niego �yczliwe s�owo i zawsze ten u�miech, co do u�miechu ma�ego dziecka podobny.
Potem, kiedy� z ko�cem maja, kiedy g�szcze w szpitalnym ogrodzie roz�piewa�y si� s�owikami w ciep�ych, pachn�cych nocach, alej� za� ko�o szpitala wodzi�y si� dziewczyny za r�ce lub ch�opcy na gitarach s�odkie pio-
senki wydzwaniali, lub te� sz�y zamy�lone dziewczyny uj�te wp� ramieniem ch�opca � musia� wyjecha� do kadry, do Mahrisch-Neustadt. �al mu by�o opuszcza� to ciche, stare niemieckie miasteczko.
Ludzie byli w nim dobrzy. Nie znalaz�by cz�owiek w ich sercach tej nienawi�ci, jak� mieli Niemcy do Polak�w na �l�sku. Zacni ludziska. A m�ode Niemki o jasnych w�osach i modrych oczach przychodzi�y z nar�czami kwiat�w do szpitala, rozchodzi�y si� po d�ugich korytarzach, wst�powa�y do sal i dzieli�y mi�dzy �o�nierzy kwiaty, cukierki, ksi��ki z obrazkami, papierosy i �yczliwe u�miechy. A stare Niemczyska, brzuchate i czerwone na g�bach, przemycali pod surdutem p�kate flachy wina i poili nim spragnionych �o�nierzy.
Tote� z ich przyj�ciem wchodzi�a do sal ogromna rado��. Jeden z �o�nierzy musia� sta� na stra�y, czy lekarz nie idzie, a reszta przechyla�a flachy w obszerne gard�a, �e a� bulgota�o i wszyscy g�o�no cmokali i po �o��dkach si� g�askali, a Niemczyska zach�cali �agodnie, sami nieraz popijali, pokrzykiwali swoje: Prosit! Prosit* a kiedy ju� wszystko wino znikn�o, wracali do domu. Przystawali jeszcze na alei, podnosili g�owy i s�uchali rozanieleni, jak z otwartych okien sali szpitalnej bucha radosny gwar i �piew we wszystkich j�zykach Monarchii i weso�e pokrzyki.
Kiedy ju� odje�d�a�, odprowadza�a go na dworzec ca�a rodzina Weitzl�w. Ojciec, matka, ciotka jaka�, syn 12-letni i c�rka Mariandl. Sp�aka�a si� dziewczyna na dworcu, d�o� jego u�ciska�a i o ma�o, a by�aby mu si� na szyj� rzuci�a z okrutnej �a�o�ci. Napchali mu w kieszenie przer�nych smako�yk�w, flach� wina, papieros�w, a Mariandl oczy pachn�c� chusteczk� wyciera�a i coraz �a�o�niej pop�akiwa�a.
r
* Prosit! (�ac.) � Pomy�lno�ci! Na zdrowie!
2�
� Auf Wiedersehen! Auf Wiedersehen! Und sehrei-ben Sie, Herr Gustl! Leben Sie wohl! Und griissen Sie Ihre alte Frau Mutti * � lecia�y �yczliwe pokrzyki za wagonem. A Gustlik sta� w oknie i �egna� ich d�oni� i my�la� o nich dobrze.
� Wida�, i mi�dzy Niemcami s� porz�dni ludzie! � szepta� z ulg�.
Po drodze patrza� na dalekie Alpy, bod�ce niebo poszczerbionymi graniami, ciemnofioletowe, gro�ne jakie�, patrza� na pola ko�ysz�ce si� m�odym zbo�em, s�ucha� rozm�w przysiadaj�cych si� ludzi, dziwi� si� ich s�owom spieszczonym, a kiedy to go znu�y�o, wydobywa� z serca wspominki.
�Mariandl mi�a dzioucha � my�la� � gdyby tak co, toby za mnie wysz�a".
Ale w tej samej chwili za�miewa� si� jej wizerunek, bo dostrzega� Bronk� i Helenk�. To� przecie� Bronka przys�a�a mu z Opawy srebrny medalik na srebrnym �a�cuszku, czekolady i papieros�w, kilka ksi��ek, a przede wszystkim dobry i serdeczny list. Ca�owa� go po nocach, kiedy nikt nie widzia�. Ka�de s��wko zna� ju� na pami��.
Kiedy list otworzy�, wion�� z niego zapach fio�k�w. I tak mu si� zdawa�o, �e to jej s�owa pachn�. Sk�d si� mog�a dowiedzie�, �e on w szpitalu? Kto jej powiedzia�? I dlaczego pisa�a? Wida�, jednak mu �yczliwa!...
Przesiedzia� jeszcze kilka miesi�cy w kadrze w Mah-risch-Neustadt, kilka razy stawa� przed komisj� wojskow� w O�omu�cu, no i nadesz�o jakie� grube pismo i Gustlik wraz z kilku innymi wraca� do Karwiny. Dowiedzia� si�, �e go zarz�d kopalni wyreklamowa�.
*Auf Wiedersehe n... (niem.) � Do widzenia, a prosz� pisa�, panie Gustliifau! [Powodzenia! A prosz� pozdrowi� swoj� star� matuchn�! k
30
Pola ju� pustosza�y, kiedy wraca� do domu. Ostatek zbo�a sprowadzano do stod�. Ko�o Ostrawy powia�y pierwsze dymy z kopalni. Z lubo�ci� wch�ania� je w nozdrza, bo ich zapach przynosi� mu rado��. Jakby si� z kim� ogromnie bliskim wita� po d�ugiej roz��ce.
Wszystko opowiedzia� matce. Do p�nej nocy siedzieli razem. Nawet o spoczynku zapomnieli.
� No, synku � rzek�a w ko�cu matka � id� ju� spa�, bo jutro rano musisz i�� na werk zameldowa� si�.
Nazajutrz poszed� Gustlik do pracy.
Rozsup�a�y si� teraz dni, jednakowe, bez odmiany, jak okr�g�e ziarnka grochu. Nie by�o w nich nic wi�cej, pr�cz tej szarej troski i uwi�d�ej drobnej rado�ci. Nad �wiatem ci��y�a cisza. Podobna by�a do jesiennego zmroku. Czasem odgarnia�y j� udawane rado�ci, kiedy na domach zawisa�y d�ugie chor�gwie. Gdzie� tam jakie� zwyci�stwo by�o. A niech sobie jest!... Poza tym mija�y dni jak p�ytka struga zamulonej wody.
Przychodzi�y wie�ci, �e ten zgin��, �e tamten zabity, �w za� w szpitalu umar�, co dnia mno�y�y si�, ludzie je powtarzali, z przyzwyczajenia westchn�li �a�o�nie i znowu w swoje troski wracali. St�pia�o ludzkie odczuwanie, wszystkie sprawy �ycia zszarza�y doszcz�tnie. Ka�dy wiedzia�, �e gdzie� daleko za widnokr�giem ludzie w m�ce konaj�, �e domy si� pal�, �e �mier� oszala�a i teraz potworne �niwo zbiera, lecz nikt si� nie �egna� krzy�em �wi�tym, nikt nie �ama� r�k z rozpaczy. Chyba ta matka, kiedy jej doniesiono, �e syna ju� nie ma, lub �ona z dzie�mi, �e ojciec ich ju� zabity.
Za�ogi g�rnicze zmilitaryzowano. Nie wolno strajkowa�, nie wolno si� oburza�, nie wolno poprawy zarobku ��da�!... Kto by si� sprzeciwi� � na front! Frontem straszono buntuj�c� si� wol� ludzk�.
31
I
Gustlik spostrzeg�, �e z jednego piek�a wst�pi� ~w drugie. I tam �le, i tu �le! Tam nag�a �mier� lub nieoczekiwana m�ka konania, tutaj powolne zmaganie si� z parszyw� dol�. Uj�a cz�owieka w karby i trzyma. Do ziemi przygina jak ten strop w chodnikach rozgniataj�cy pokurczone stemple.
Pewnego dnia nadesz�o go ol�nienie. Spad�o znienacka jak ptak. Zatrzepota�o w nirn serce z rado�ci.
� Aha! To jest ta wojna lud�w czy narod�w, o kt�r� modli� si� Mickiewicz!... Po kt�rej Polska b�dzie!...
Przypomnia�y mu si� wieczory u wuja w Ligocie. Ciche, skupione, pe�ne tajemnej nadziei, �e Polska b�dzie. A z ni� i wyzwolenie. M�wi� o niej Waloszek, m�wi� Marek i Kaorlik � Bo�e mu tam dej rado�� wiekuist�, amen! � wszyscy m�wili. Nadchodz�ce obrazy z minionych chwil wydawa�y mu si� jakby przypomnieniem jednego obrazu, jaki widywa� kiedy� w dzieci�cych latach. Nie pami�ta, gdzie to by�o.
W wieczerniku siedz� aposto�owie. Frasuj� si� ci�ko, gdy� Pana Jezusa nie ma. Jedni wsparli g�ow� na d�oniach, drudzy zapatrzyli si� przed siebie, inni znowu nachyleni do s�siada, szepc� jakie� s�owa t�skliwe. U powa�y pali si� lampa. Sieje �wiat�o po izbie. Cisza jest mi�dzy nimi, pe�na t�sknoty. Z ka�dego ruchu ich postaci, z ka�dej my�li, co im ze �renic patrzy, mo�na j� wyczuwa�. A cz�owiek patrz�cy, wie, �e Pan nadejdzie. I wyobra�a sobie, jaka ogromna rado�� wst�pi w ich progi, jak rozgorzej� ich oczy, ramiona rozci�gn�, serca weselem oszalej�.
Tak samo bywa�o u Wa�oszka. Takie same wieczory, podczas kt�rych wszyscy czekali pokornie, skoro Polska nadejdzie. I je�eli Mickiewicz prawd� m�wi�, doczekaj� si�!... Tylko Wa�oszek ju� nie! Ani Karlik Szerokiego! Ale Emil, Helenka, Marek, �ciska�a i wszyscy tamci, kt�rych nie zna� po nazwisku, wszyscy si� doczekaj�.
32
O ile jeszcze kogo� z nich na wojnie nie zabij� i o ile Mickiewicz nie k�ama�.
Ale chyba nie, gdy� i Helenka kiedy� przed laty m�wi�a, �e wed�ug sybilijnego proroctwa wtedy ma Polska zmartwychwsta�, kiedy na tronie niemieckim b�dzie cesarz, co ma r�k� uschni�t�. A to jest obecny Wilhelm II!... Albo z tamt� gruszk� czy lip� przy Cieszynie, co to ro�nie do g�ry korzeniami!... Czy� tak nie jest?
Przysz�o pragnienie odwiedzenia Ligoty i jej ludzi. Matka wprawdzie otrzymywa�a czasem listy od Helenki, lecz jak to listy � niewiele powiedz�, a cz�owiek chcia�by wszystko s�ysze�. A o sprawach, kt�re Gustlika najbardziej zajmowa�y, nic nie wspomina�y. Co tam s�ycha� z Niemcami, czy jeszcze tacy zawzi�ci, co ludzie my�l� o wojnie, czy wierz� w zwyci�stwo Niemiec, jak si� Emilowi powodzi w wojsku, co si� dzieje z Markiem, Sojk�, Langhorstem i Helm�, i wszystkimi, kt�rych pami�ta � o tym nie by�o wzmianki w listach.
Postanowi� wyjecha�.
Wypad�y dwa �wi�ta jedno za drugim, kopalnia musia�a �wi�towa� z powodu wymiany k� na wie�y szybowej, wi�c Gustlik pojecha�.
Czeka�y na� znajome widoki. Wita� stary ko�ci� ligocki, wynosi� si� z rado�ci� na strom� k�p�, patrzy� z niej w obie doliny, wodzi� spojrzeniem po ich kszta�tach. Ka�de drzewo, ka�da k�pa zabudowa�, dymy wynosz�ce si� pod niebo i nawet kamie� przydro�ny, wszystko by�o mu rado�ci�.
Tutaj siedzia� z Helenk�, tamt� miedz� szed� z ni� do ko�cio�a, a zaj�c wyskoczy� z bruzdy, Helenka za� si� przestraszy�a, a wtedy j� uca�owa�; gdzie indziej zn�w po stokro� przew�drowa� czarn� drog� do huty; tamte
3 � Wyr�bany chodnik, t. 2
33
dymy; �yka� i w ich ogniach pra�y�: si�, i s�ony pot ociera�... Kawa� �ycia zamkn�o si� w obr�bie dw�ch dolin. I jak jedn� dolina jasna a; druga ciemna, tak i to �ycie by�o jasne i ciemne. � . ,'?�..�
Posiedzia� chwilk� pod. topol�. :
Znienacka nadesz�o wspomnienie, �e wuja ju� nie ma. Jakby s�o�ce pociemnia�o.
Zszed� w ciemn� dolin�. Postanowi� p�j�� do �ciska�y. Tam dowie si�, gdzie teraz jego ciotka, gdzie Helenka i Marek. Poszuka� oczami dawnego domostwa wujowego. Nie by�o go. Na miejscu, gdzie sta� dom, stodo�a i ogr�dek z kapust� i kwiatami, wznosi si� teraz rude usypisko �u�li. Dymi� sinym dymem.
Sciska�owie uradowali si� jego przybyciem.
� Nale, synku, jak�e� ty ur�s�! Ch�op z ciebie jak ko� i w�sik ju� ci si� pod nosem porz�dny puszcza. Nale, ludeczkowie z�oci! �- dziwi�a si� Sciska�owa, wycieraj�c �aw� fartuchem i zapraszaj�c na ni� Gustlika.
Siad� za sto�em, opowiada� lub s�ucha�. Najpierw opowiada� o sobie. Obecna tam r�wnie� stara Bajtkula raz wraz a� w d�onie klasn�a z nadmiernego podziwu, wykrzykiwa�a imi� Boskie, wyciera�a nos fartuchem i znowu domaga�a si� dalszego opowiadania.
�ciska�a siedzia� po drugiej stronie i tylko g�ow� kiwa�. Tak, jakby tam by� i teraz tylko potwierdza w milczeniu, �e to �wi�ta prawda.
Gustlik, gdy sko�czy�, j�� si� doprasza� nowin.
Wszystkiego si� dowiedzia�. �ciska�a rozpocz�� od pogrzebu Wa�oszka. Przechodzi� potem zdarzenie po zdarzeniu. Teraz Bajtkula i Sciska�owa kiwa�y g�owami i coraz ci�ko wzdycha�y. Zw�aszcza, kiedy m�wi� jeszcze o Wa�oszku, a potem przeszed� do pierwszych chwil
wojny.
� A co z Helenk�? Nic mi jeszcze o niej nie m�wili�cie.
� Ale te� przyjdzie czas, �e si� dowiesz. Ale najlepiej b�dzie, jak sami p�jdziemy do Wa�oszkuli.
� To dobrze. A gdzie teraz mieszka?
� U Cmoka wynaj�a sobie izb�. Helenka przebywa u koprzywnickiej konteski, a Emil ju� jest w wojsku.
Gustlik wybra� si� ze �ciska�a i Bajtkula do ciotki.
� A nie wiecie? � pyta� si� po drodze Gustlik � b�dzie Helenka doma?
�� My�l�, �e b�dzie.
Gustlikowi serce wali�o niespokojnie, kiedy dochodzili ju� do zagrody Cmoka. Czy te� zastanie Helenk�? Co ona zrobi, gdy go zobaczy?
Weszli do izby.
Jest Helenka! Siedzi obok matki, podnosi oczy na wchodz�cych, teraz ujrza�a Gustlika! Wstaje i w�asnym oczom nie wierzy. �liczna, �e nie ma por�wnania. Znowu tamte jej jasne w�osy p�on� ko�o g�owy rozemglo-nym s�o�cem, bo naprzeciwko okna stan�a i teraz �wygl�da jak �wi�ta na obrazku.
� Gustlik! � krzykn�a wreszcie i podbieg�a do niego. A za ni� matka.
I znowu otoczy�y go s�owa id�ce ze szczerego serca, wierne, mi�uj�ce.
Usiedli wszyscy na �awie. Helenka naprzeciw Gusfli-ka, a matka zakrz�tn�a si� ko�o podwieczorku.
I znowu musia� od pocz�tku opowiada� Helence to wszystko, co ju� raz opowiedzia� Sciska�om. Dziewczyna s�ucha�a jakby urzeczona, a kiedy doszed� do opisu, jak uciekali przed niespodziewanym ogniem Moskali, jak ludzie padali na �niegu i jak w ko�cu jego rani�o � krzykn�a mimo woli i podnios�a d�onie do twarzy.
� Jezusku! A byliby ci� zabili! � doda�a po chwilce.
� A byliby!
3*
35
Potem musia� odwin�� r�kaw i pokaza� szerok� szram� na przedramieniu, a ona, dotykaj�c palcami jej brzeg�w, syka�a, jakby jego dawny b�l odczuwa�a.
� A bardzo ci� bola�o, bardzo? -� coraz si� dopytywa�a. ; ;.. ,
� Eh, nie! Troch� szczypa�o, ale nie bola�o!
W oczach jej by�o tyle wsp�czucia, �e a� si� zadziwi�.
�Jakby matka! Jakby to matka by�a moja!" � my�la� patrz�c w jej oczy. Bo zdawa�o mu si�, �e jedynie matka potrafi si� przejmowa� takimi rzeczami.
� A jak tam z tob�, Helenko? � zapyta�, kiedy ju� o sobie nie mia� co powiedzie�.
� Ze mn�? � u�miechn�a si� bole�nie, bo pytanie to przynios�o jej wspomnienie minionych prze�y�. � Ze mn�? Dobrze, Gustliczku! Jestem w zamku u kon-teski i dobrze mi tam. To jest dobra dzioucha. A nieszcz�liwa!...
� Czemu? Przeca ma do�� pieni�dzy.
� He, g�upi! � wtr�ci� si� �ciska�a � a czy pieni�dze to ju� wszystko?
� Bo jest chora i nigdy ju� nie wyzdrowieje. Na gru�lic� ko�ci cierpi! Ja jej grywam na fortepianie.
�:t- To ju� umiesz gra�? A pi�knie?
� Czy pi�knie, nie wiem. Ale biegle ju� si� nauczy�am gra�.
Wa�oszkula przynios�a teraz kaw� i chleb z mas�em.
� No biercie, ludeczkowie, a jedzcie! � zach�ca�a. I kiedy tamci pojadali powoli, jak zwyczaj ka�e, Wa�oszkula zacz�a teraz opowiada� o swoich troskach.
� Synka mi "wzi�li na wojn�, ju� temu b�dzie z p� roku. Pisze mi, �e jeszcze jest w kadrze. Ale �e za miesi�c, dwa pojad� w pole. Panie Bo�e, go te� opatruj przed jakim nieszcz�ciem!...
� Nale, dy� nie m�wcie tak, Wa�oszkulo, ni! � uwa-
36