6694
Szczegóły |
Tytuł |
6694 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6694 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6694 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6694 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eric-Emmanuel Schmitt
OSKAR
I PANI RӯA
przek�ad Barbara Grzegorzewska
WYDAWNICTWO ZNAK KRAK�W 2004
tytu� orygina�u
Oscar et la dame rose
(c) Editions Albin Michel, 2002. Tous droits reserves.
This book is published by arrangement with
Literary Agency "Agence de 1'Est".
Projekt ok�adki Olgierd Chmielewski
Fotografia na ok�adce Wojciech Karli�ski
Adiustacja i korekta Barbara Po�niakowa
Projekt typograficzny i �amanie Irena Jagocha
(c) Copyright for this edition by Wydawnictwo Znak
(c) Copyright for the translation by Barbara Grzegorzewska
ISBN 83-240-0398-3
Zam�wienia: Dzia� Handlowy, 30-105 Krak�w, ul. Ko�ciuszki 37
Bezp�atna infolinia: 0800-130-082
Zapraszamy do naszej ksi�garni internetowej: www.znak.com.pl
Dla Danielle Darrieux
Szanowny Panie Bo�e,
Na imi� mi Oskar, mam dziesi�� lat, podpali�em psa, kota, mieszkanie (zdaje si� nawet, �e upiek�em z�ote rybki) i to jest pierwszy list, kt�ry do Ciebie wysy�am, bo jak dot�d, z powodu nauki, nie mia�em czasu.
Uprzedzam Ci� od razu: nienawidz� pisa�. Musz� mie� naprawd� jaki� wa�ny pow�d. Bo pisanie to bzdura, odchy�ka, bezsens, jajo. To lipa. W sam raz dla doros�ych.
Mam to udowodni�? Prosz�, we� cho�by pocz�tek mojego listu: "Na imi� mi Oskar, mam dziesi�� lat, podpali�em psa, kota, mieszkanie (zdaje si� nawet, �e upiek�em z�ote rybki) i to jest pierwszy list, kt�ry do Ciebie wysy�am, bo jak dot�d, z powodu nauki, nie mia�em czasu". No wi�c r�wnie dobrze m�g�bym napisa�: "Nazywaj� mnie Jajog�owym, wygl�dam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy si� do Ciebie nie odzywa�em, bo nawet nie wierz�, �e istniejesz".
*� 7 *
Tylko �e je�li tak napisz�, to dupa blada, w og�le si� mn� nie zainteresujesz. A ja chc�, �eby� si� zainteresowa�.
A najlepiej by�oby, gdyby� znalaz� czas, �eby odda� mi dwie lub trzy przys�ugi. Wyt�umacz� Ci, o co chodzi. Szpital to cholernie sympatyczne miejsce: pe�no tu u�miechni�tych doros�ych, kt�rzy g�o�no m�wi�, jest te� mn�stwo zabawek i panie wolon-tariuszki, kt�re chc� si� bawi� z dzie�mi, i s� koledzy, na kt�rych zawsze mo�na liczy�, tacy jak Bekon, Einstein czy Pop Corn, jednym s�owem, szpital to sama rado��, je�eli jest si� mile widzianym pacjentem.
Ja przesta�em by� mile widziany. Od czasu przeszczepu szpiku czuj�, �e nie jestem mile widziany. Kiedy doktor Dusseldorf bada mnie rano, nie ma ju� do mnie serca, rozczarowuj� go. Patrzy na mnie bez s�owa, jakbym pope�ni� jaki� b��d. A przecie� tak si� stara�em w czasie operacji. By�em grzeczny, da�em si� u�pi�, nie krzycza�em, kiedy mnie bola�o, �yka�em wszystkie lekarstwa. Bywaj� dni, kiedy mam ochot� go objecha�, powiedzie� mu, �e mo�e to on, doktor Dusseldorf, ze swoimi czarnymi brwiami, po prostu schrzani� operacj�. Ale nic z tego. Ma tak� nieszcz�liw� min�, �e obelgi wi�zn� mi w gardle. I im d�u�ej doktor Dusseldorf milczy ze swoj�
* 8 -*
zmartwion� min�, tym bardziej ja czuj� si� winny. Zrozumia�em ju�, �e sta�em si� z�ym pacjentem, pacjentem, kt�ry podwa�a wiar� w nieograniczone mo�liwo�ci medycyny.
My�li lekarza, s� zara�liwe. Teraz ju� wszyscy na naszym pi�trze: piel�gniarki, praktykanci i sprz�taczki patrz� na mnie tak samo. Martwi� si�, kiedy jestem w dobrym humorze; zmuszaj� si� do �miechu, kiedy powiem jaki� dowcip. Nie chi-chramy si� ju� jak dawniej.
Tylko ciocia R�a si� nie zmieni�a. Moim zdaniem, za stara jest na to, �eby si� zmienia�. Poza tym jest za bardzo cioci� R�. Cioci R�y nie musz� Ci, Panie Bo�e, przedstawia�, to Twoja stara kumpelka, to ona kaza�a mi do Ciebie napisa�. Problem tylko w tym, �e jestem jedynym, kt�ry nazywa j� cioci� R�. Musisz wi�c postara� si� zrozumie�, o kim m�wi�: ze wszystkich pa� w r�owych fartuchach, kt�re przychodz� z zewn�trz, �eby sp�dza� czas z chorymi dzie�mi, ona jest najstarsza.
- Ile masz lat, ciociu R�o?
- Potrafisz zapami�ta� trzynastocyfrow� liczb�, Oskarku?
- Och! Chyba przesadzasz!
- Nie. Lepiej, �eby nie wiedziano tu, ile mam lat, bo wyrzuc� mnie i wi�cej si� nie zobaczymy.
- Dlaczego?
-#- 9 *
- Jestem tu nielegalnie. Jest pewna granica wieku, �eby by� wolontariuszk�. A ja j� dawno przekroczy�am.
- Jeste� przeterminowana?
- Tak.
- Jak jogurt?
- Ɯ�!
- Dobrze! Nikomu nie powiem.
By�a cholernie odwa�na, �e wyzna�a mi sw�j sekret. Ale dobrze trafi�a. Nie pisn� s�owa, chocia� dziwi� si�, �e przy tych wszystkich zmarszczkach, kt�re jak promienie s�o�ca okalaj� jej oczy, nikt si� jeszcze nie domy�li�.
Innym razem pozna�em jej kolejny sekret i teraz ju�, Panie Bo�e, na pewno skojarzysz, o kogo chodzi.
Spacerowali�my po szpitalnym parku i nagle wdepn�a w kup�.
- Cholera!
- Ciociu, brzydko si� wyra�asz!
- Odczep si�, szczeniaku, m�wi�, jak mi si� podoba.
- Och, ciociu R�o.
- I rusz ty�ek. To jest, kurde, spacer, a nie wy�cigi �limak�w.
Kiedy siedli�my na �awce, �eby zje�� cukierka, spyta�em:
- Dlaczego tak brzydko m�wisz?
* 10 *-
- Skrzywienie zawodowe, Oskarku. W moim zawodzie nie mia�am �adnych szans, je�li nie u�ywa�am mocnych s��w.
- A jaki by� tw�j zaw�d?
- Nie uwierzysz, je�li ci powiem...
- Przysi�gam ci, �e uwierz�.
- By�am zapa�niczk�. .- Bujasz!
- By�am zapa�niczk�! Nazywano mnie Dusi-cielk� z Langwedocji.
Od tej pory, kiedy dopada mnie chandra i kiedy jest pewne, �e nikt nas nie mo�e us�ysze�, ciocia R�a opowiada mi o swoich walkach: Du-sicielka z Langwedocji przeciw Rze�niczce z Li-mousin, o tym, jak przez dwadzie�cia lat zmaga�a si� z Diabolik� Sinclair, Holenderk�, kt�ra mia�a piersi jak pociski, a przede wszystkim o spotkaniu w turnieju o puchar �wiata z Ull� Ull�, zwan� Suk� z Hamburga, kt�rej nikomu nie uda�o si� pobi�, nawet Stalowym Udom, wielkiej mistrzyni cioci R�y z czas�w, kiedy by�a zapa�niczk�. Te wszystkie opowie�ci wprawiaj� mnie w rozmarzenie, wyobra�am sobie moj� znajom�, drobn�, troch� trz�s�c� si� staruszk� w r�owym fartuchu na ringu, jak rozk�ada na cztery �opatki olbrzymki w obcis�ych trykotach. Wydaje mi si�, �e to ja. Staj� si� najsilniejszy. Mszcz� si�.
* 11 -*-
No wi�c, Panie Bo�e, je�eli przy tych wskaz�wkach - ciocia R�a alias Dusicielka z Langwedo-cji - nie b�dziesz wiedzia�, kto to jest ciocia R�a, to lepiej przesta� by� Bogiem i id� na emerytur�. My�l�, �e wyrazi�em si� jasno.
Wracam do swoich spraw.
Jak m�wi�em, m�j przeszczep wszystkich rozczarowa�. Chemia te� wszystkich rozczarowa�a, ale wtedy liczono na przeszczep. Teraz odnosz� wra�enie, �e lekarze nie wiedz� ju�, co proponowa�, i nawet mi ich �al. Doktor Dusseldorf, kt�rego mama uwa�a, za bardzo przystojnego, chocia� wed�ug mnie ma troch� za bardzo krzaczaste brwi, wygl�da jak zafrasowany �wi�ty Miko�aj, kt�remu sko�czy�y si� prezenty.
Atmosfera coraz bardziej si� psuje. Rozmawia�em o tym z moim koleg� Bekonem. Tak naprawd� to on nie nazywa si� Bekon, tylko Yves, ale my nazwali�my go Bekonem, bo to bardziej do niego pasuje, dlatego �e jest poparzony.
- Bekon, mam wra�enie, �e lekarze przestali mnie lubi�, za�amuj� ich.
- Co� ty, Jajog�owy! Lekarze s� nie do zdarcia. Zawsze maj� pe�no pomys��w na operacje, kt�re mo�na ci zrobi�. Policzy�em, mnie obiecali co najmniej sze��.
- Mo�e ich inspirujesz.
- Najwyra�niej.
* 12 *
- Ale dlaczego nie powiedz� mi po prostu, �e umr�?
Wtedy Bekon zareagowa� jak wszyscy w szpitalu: og�uch�. Je�li w szpitalu powiecie co� o umieraniu, nikt nie us�yszy. Mo�ecie by� pewni, �e powstanie jaka� dziura powietrzna i zaczn� m�wi� o czym innym. Wypr�bowa�em to ze wszystkimi. Opr�cz cioci R�y.
Wi�c dzisiaj rano postanowi�em przekona� si�, czy ona te� straci s�uch, kiedy o tym wspomn�.
- Ciociu R�o, dlaczego nikt mi nie m�wi, �e umr�?
Spogl�da na mnie. Czy zachowa si� tak jak wszyscy? Prosz� ci�, Dusicielko z Langwedocji, wytrzymaj, nie zatykaj uszu!
- Czemu chcesz, �eby ci to m�wiono, skoro sam wiesz, Oskarze! Uff, us�ysza�a.
- Wydaje mi si�, ciociu, �e oni chcieliby widzie� ten szpital innym, ni� naprawd� jest. Jakby cz�owiek przychodzi� do szpitala tylko po to, �eby wyzdrowie�. A przecie� przychodzi si� tutaj tak�e po to, �eby umrze�.
- Masz racj�, Oskarze. My�l� zreszt�, �e pope�nia si� ten sam b��d w stosunku do �ycia w og�le. Zapominamy, �e �ycie jest kruche, delikatne, �e nie trwa wiecznie. Zachowujemy si� wszyscy, jakby�my byli nie�miertelni.
13*
- Moja operacja si� nie uda�a, ciociu R�o?
Ciocia R�a nie odpowiedzia�a. To by� jej spos�b na to, �eby powiedzie� tak. Kiedy ju� by�a pewna, �e zrozumia�em, podesz�a do mnie i szepn�a b�agalnym tonem:
- Oczywi�cie niczego ci nie m�wi�am. Przysi�gasz?
- Przysi�gam.
Przez chwil� nic nie m�wili�my, �eby przetrawi� te wszystkie nowe my�li.
- A mo�e napisa�by� list do Pana Boga, Oskarze?
- Och nie, ty te�, ciociu R�o?
- Co ja te�?
- My�la�em, �e nie jeste� k�amczuch�.
- Ale ja wcale nie k�ami�.
- To czemu m�wisz mi o Panu Bogu? Da�em si� ju� raz nabra� na �wi�tego Miko�aja. To mi wystarczy, dzi�kuj�!
- Oskarze, Pan B�g i �wi�ty Miko�aj nie maj� ze sob� nic wsp�lnego.
- Owszem. Na jedno wychodzi. Zwyk�a propaganda!
- My�lisz, �e ja, by�a zapa�niczka, sto sze��dziesi�t wygranych mecz�w na sto sze��dziesi�t pi�� odbytych, z czego czterdzie�ci trzy przez nokaut, Dusicielka z Langwedocji, mog�abym cho� sekund� wierzy� w �wi�tego Miko�aja?
* 14 *
-Nie.
- A w Boga wierz�. Wyobra� sobie. Jasne, �e to zmienia�o posta� rzeczy.
- A po co mia�bym pisa� do Pana Boga?
- Mo�e poczu�by� si� mniej samotny?
- Mniej samotny z kim�, kto nie istnieje?
- Spraw, �eby istnia�. Pochyli�a si� w moj� stron�.
- Za ka�dym razem, kiedy w niego uwierzysz, b�dzie troch� bardziej istnia�. Je�li si� uprzesz, zacznie istnie� na dobre. I wtedy ci pomo�e. - Co mog� mu napisa�? -.! - Podziel si� z nim swoimi my�lami. My�li, kt�rych si� nie zdradza., ci��� nam, zagnie�d�aj� si�, parali�uj� nas, nie dopuszczaj� nowych i w ko�cu zaczynaj� gni�. Staniesz si� sk�adem starych �mierdz�cych my�li, je�li ich nie wypowiesz.
- O.K.
- Poza tym mo�esz co dzie� poprosi� go o jedn� rzecz. Ale uwaga! Tylko o jedn�.
- To ten tw�j Pan B�g jest do niczego, ciociu R�o. Aladyn m�g� prosi� s�ug� lampy o spe�nienie a� trzech �ycze�.
- Jedno �yczenie dziennie, to chyba lepiej ni� trzy przez ca�e �ycie, nie uwa�asz?
- O.K. To mog� go o wszystko poprosi�? O zabawki, cukierki, samoch�d?...
*15*
- Nie, Oskarze. B�g to nie �wi�ty Miko�aj. Mo�esz go prosi� tylko o sprawy duchowe.
- Na przyk�ad?
- Na przyk�ad o odwag�, o cierpliwo��, o zrozumienie.
- O.K. Rozumiem.
- Mo�esz te�, Oskarze, prosi� go o r�ne rzeczy dla innych.
- Jedno �yczenie dziennie, ciociu R�o, no to bez przesady, najpierw pomy�l� o sobie!
No. A wi�c, Panie Bo�e, w tym pierwszym li�cie opisa�em Ci troch�, jak mi si� �yje w tym szpitalu, gdzie patrz� na mnie jak na przeszkod� dla medycyny, i chcia�bym Ci� prosi� o wyja�nienie: czy wyzdrowiej�? Odpowiedz mi tak lub nie. To nie jest skomplikowane. Tak lub nie. Niepotrzebne skre�li�.
No to do jutra, ca�usy, Oskar.
PS: Nie mam Twojego adresu. Co robi�?
#16*
Szanowny Panie Bo�e,
Brawo! Jeste� bardzo mocny. Nie zd��y�em jeszcze wys�a� listu, a Ty ju� dajesz mi odpowied�. Jak Ty to robisz?
Dzi� rano w �wietlicy gra�em w szachy z Einsteinem, kiedy Pop Corn przyszed� mnie uprzedzi�.
- Przyjechali twoi rodzice.
- Moi rodzice? Niemo�liwe. Przyje�d�aj� tylko w niedziele.
- Widzia�em samoch�d, czerwonego jeepa z bia-�� plandek�.
- Niemo�liwe.
Wzruszy�em ramionami i dalej gra�em z Einsteinem. Ale g�ow� mia�em zaj�t� i Einstein zabiera� mi wszystkie pionki, co mnie jeszcze bardziej rozdra�ni�o. A m�wimy na niego Einstein nie dlatego, �e jest bardziej inteligentny od innych, ale dlatego, �e ma dwa razy wi�ksz� g�ow�. Podobno
17 *
w �rodku jest woda. Szkoda, bo gdyby to by� m�zg, Einstein pewnie dokona�by wielkich rzeczy.
Przerwa�em gr�, kiedy zorientowa�em si�, �e przegram, i poszed�em za Pop cornem do sali wychodz�cej na parking. Mia� racj�: przyjechali moi rodzice.
Trzeba Ci wiedzie�, Panie Bo�e, �e mieszkamy daleko st�d. Kiedy sam tam mieszka�em, nie zdawa�em sobie z tego sprawy, ale teraz, kiedy ju� tam nie mieszkam, uwa�am, �e to naprawd� daleko. Dlatego te� rodzice odwiedzaj� mnie tylko raz w tygodniu, w niedziel�, poniewa� w niedziel� nie pracuj�, ja zreszt� te� nie.
- Widzisz, �e mia�em racj� - powiedzia� Pop Corn. - Co mi dasz za to, �e ci� uprzedzi�em?
- Mam czekolad� z orzechami.
- Nie masz ju� galaretek truskawkowych?
-Nie.
- No to niech b�dzie czekolada.
Oczywi�cie nie wolno nam dawa� jedzenia Pop Cornowi, poniewa� jest tutaj po to, �eby schudn��. Dziewi��dziesi�t osiem kilo wagi w wieku dziewi�ciu lat przy metrze dziesi�� wzrostu i metrze dziesi�� szeroko�ci! Jedyne ubranie, w kt�re si� mie�ci ca�y, to ameryka�ska koszulka do gry w polo. A i tak paski cierpi� na chorob� morsk�. A poniewa� ani ja, ani �aden z koleg�w nie wierzymy, �e kiedy� prze-
* 18 -*
stanie by� gruby i �al nam go, bo wci�� chce mu si� je��, dajemy mu r�ne resztki. Co to jest jedna czekoladka w por�wnaniu z tak� mas� sad�a! Je�eli �le robimy, to niech piel�gniarki te� przestan� wpycha� w niego czopki.
Wr�ci�em do pokoju i czeka�em na rodzic�w. Z pocz�tku nie zdawa�em sobie sprawy z up�ywu czasu, bo by�em strasznie zdyszany, potem u�wiadomi�em sobie, �e pi�tna�cie razy zd��yliby ju� do mnie przyj��.
Nagle domy�li�em si�, gdzie s�. Wymkn��em si� na korytarz. Kiedy nikt nie widzia�, zszed�em po schodach, a potem w p�mroku dotar�em do gabinetu doktora Dusseldorfa.
Bingo! Byli tam. Zza drzwi dobiega�y mnie g�osy. Poniewa� zm�czy�em si� schodzeniem, postanowi�em, zanim otworz� drzwi, odczeka� kilka sekund, a� serce przestanie mi wali�. I wtedy si� wszystko wyda�o. Us�ysza�em to, czego nie powinienem by� us�ysze�. Moja matka szlocha�a, doktor Dusseldorf powtarza�: "Zrobili�my, co w naszej mocy, prosz� mi wierzy�", a ojciec odpowiada� zd�awionym g�osem: "Nie w�tpi�, doktorze, nie w�tpi�".
Sta�em z uchem przytkni�tym do �elaznych drzwi. Nie wiem, co by�o zimniejsze, metal czyja..
Potem doktor Dusseldorf zapyta�:
- Chcecie pa�stwo go uca�owa�?
-#-19 -*
- Nie b�d� mia�a odwagi - powiedzia�a moja matka.
- Nie powinien widzie� nas w takim stanie -doda� ojciec.
I wtedy zrozumia�em, �e moi rodzice to tch�rze. Gorzej: tch�rze, kt�rzy bior� mnie za tch�rza! Z gabinetu dobieg� odg�os przesuwanych krzese�, wi�c domy�li�em si�, �e zaraz wyjd�, i otworzy�em najbli�sze drzwi.
W ten spos�b znalaz�em si� w szafie na szczotki, gdzie sp�dzi�em reszt� przedpo�udnia, bo nie wiem, czy Ci wiadomo, Panie Bo�e, �e szafy na szczotki mo�na otworzy� od zewn�trz, ale nie od wewn�trz, jakby bano si�, �e w nocy szczotki, kub�y i szmaty do pod�ogi stamt�d prysn�!
W ka�dym razie nie przeszkadza�o mi, �e siedz� zamkni�ty w ciemno�ciach, bo nie mia�em ochoty nikogo ogl�da�, a po tym, co us�ysza�em, r�ce i nogi odmawia�y mi pos�usze�stwa.
Ko�o po�udnia poczu�em, �e pi�tro wy�ej powsta�o niez�e poruszenie. S�ycha� by�o kroki, gonitwy. Potem zacz�to wykrzykiwa� moje imi�. - Oskar! Oskar!
Dobrze mi to robi�o, kiedy s�ysza�em, jak mnie wo�aj�, i nie odpowiada�em. Mia�em ochot� zrobi� na z�o�� ca�emu �wiatu.
P�niej chyba si� troch� zdrzemn��em, a potem rozpozna�em odg�os szuraj�cych drewniak�w
* 20
sprz�taczka, pani N'da. Otworzy�a drzwi i wtedy naprawd� si� siebie przestraszyli�my, oboje wrzasn�li�my strasznie g�o�no, ona, bo nie spodziewa�a si� mnie tutaj znale��, ja, bo nie pami�ta�em, �e jest taka czarna. Ani �e tak g�o�no krzyczy.
No i powsta�o niesamowite zamieszanie. Zbiegli si� wszyscy, doktor Dusseldorf, prze�o�ona piel�gniarek, dy�urne piel�gniarki, reszta sprz�taczek. My�la�em, �e na mnie nakrzycz�. Ale oni czuli si� nieswojo i zorientowa�em si�, �e trzeba szybko wykorzysta� sytuacj�.
- Chc�, �eby przysz�a, ciocia R�a.
- Gdzie� ty si� podziewa�, Oskarze? Jak si� czujesz?
- Chc�, �eby przysz�a ciocia R�a.
- Jak znalaz�e� si� w tej szafie? Poszed�e� za kim�? S�ysza�e� co�?
- Chc�, �eby przysz�a ciocia R�a.
- Napij si� wody.
- Nie. Chc�, �eby przysz�a ciocia R�a.
- Zjedz kawa�ek...
- Nie. Chc�, �eby przysz�a ciocia R�a.
Granit. Ska�a. Beton. �adnej dyskusji. Nie s�ucha�em nawet, co do mnie m�wiono. Chcia�em, �eby przysz�a ciocia R�a.
Doktorowi Dusseldorfowi najwyra�niej g�upio by�o wobec koleg�w, �e nie ma na mnie �adnego wp�ywu. W ko�cu si� z�ama�.
* 21 *
- Niech kto� p�jdzie po t� pani�!
Wtedy zgodzi�em si� odpocz�� i przespa�em si� troch� w swoim pokoju.
Kiedy si� obudzi�em, ciocia R�a ju� by�a. U�miecha�a si�.
- Brawo, Oskarze, dobra robota. Da�e� im niez�ego prztyczka. Ale skutek jest taki, �e teraz mi zazdroszcz�.
- Mamy to gdzie�.
- To dobrzy ludzie, Oskarze. Bardzo dobrzy.
- Mam to gdzie�.
- Co si� sta�o?
- Doktor Dusseldorf powiedzia� moim rodzicom, �e umr�, a oni uciekli. Nienawidz� ich.
Opowiedzia�em jej wszystko ze szczeg�ami, jak Tobie, Panie Bo�e.
- Hmm - powiedzia�a ciocia R�a - to przypomina mi turniej w Bethune, spotkanie z Sara Bum Bum, zapa�niczk� o ciele wysmarowanym oliw�, w�gorzyc� ringu, akrobatk�, kt�ra bi�a si� prawie naga i -wy�lizgiwa�a ci si� z r�k, kiedy pr�bowa�e� za�o�y� jej jaki� chwyt. Walczy�a tylko w Bethune i co roku zdobywa�a puchar Bethune. A ja te� mia�am ochot� na ten puchar!
- I co zrobi�a�, ciociu?
- Moi znajomi sypn�li na ni� m�k�, kiedy wchodzi�a na ring. Oliwa plus m�ka, powsta�a z tego pi�kna panierka. Raz dwa trzy powali�am
*22*
na ziemi� s�ynn� Sar� Bum Bum. Potem nie nazywano jej ju� w�gorzyc� ringu, ale panierowan� fl�dr�.
- Nie gniewaj si�, ciociu, ale nie widz� zwi�zku.
- Ja widz� go bardzo dobrze. Zawsze jest jakie� rozwi�zanie, Oskarze, zawsze jest gdzie� jaki� worek m�ki. Powiniene� napisa� do Pana Boga. On jest lepszy ode mnie.
- Nawet w zapasach?
- Tak. Nawet w zapasach Pan B�g jest najlepszy. Spr�buj, Oskarku. Co ci� najbardziej boli?
- Nienawidz� moich rodzic�w.
- To nienawid� ich z ca�ej si�y. : - Ty mi to m�wisz, ciociu R�o?
- Tak, nienawid� ich z ca�ej si�y. To b�dzie tak, jakby� mia� ko�� do ogryzania. Kiedy ju� sko�czysz j� ogryza�, zobaczysz, �e nie by�o warto. Opowiedz o tym wszystkim Panu Bogu w li�cie i popro� go, �eby ci� odwiedzi�.
- On si� przemieszcza?
- Na sw�j spos�b. Niecz�sto. Nawet bardzo rzadko.
- Dlaczego? On te� jest chory?
Westchn�a i zaraz zrozumia�em: nie chcia�a mi powiedzie�, �e Ty te�, Panie Bo�e, nie jeste� w najlepszej formie.
- Rodzice nigdy nie m�wili ci o Bogu, Oskarze?
*23*
- Daj spok�j. Moi rodzice s� g�upi.
- Oczywi�cie. Ale czy nigdy nie m�wili ci o Bogu?
- Owszem. Raz. �eby powiedzie�, �e w niego nie wierz�. Wierz� tylko w �wi�tego Miko�aja.
- S� a� tak g�upi, Oskarku?
- Nawet sobie nie wyobra�asz! Kiedy raz wr�ci�em ze szko�y i powiedzia�em, �eby przestali si� wyg�upia�, bo wiem, jak wszyscy koledzy, �e �wi�ty Miko�aj nie istnieje, wygl�dali, jakby spadli z ksi�yca. A poniewa� by�em w�ciek�y, bo w szkole wyszed�em na idiot�, zacz�li si� zaklina�, �e wcale nie chcieli mnie oszuka�, �e sami g��boko wierzyli w �wi�tego Miko�aja i s� okropnie zawiedzeni, naprawd� okropnie zawiedzeni, dowiaduj�c si�, �e to nieprawda! Kompletni debile, sama przyznasz!
- Wi�c nie wierz� w Boga?
-Nie.
- I to ci� nie zdziwi�o?
-Je�eli b�d� zajmowa� si� tym, co my�l� g�upcy, nie b�d� mia� czasu na to, o czym my�l� ludzie inteligentni.
- Masz racj�. Ale w�a�nie fakt, �e twoi rodzice, kt�rzy, wed�ug ciebie, s� g�upi...
- Tak. G�upi jak sto�owe nogi, ciociu R�o!
- Wi�c skoro twoi rodzice, kt�rym nie ufasz, w niego nie wierz�, czemu ty nie mia�by� uwierzy� i poprosi� go o odwiedziny?
#24*
- Zgoda. Ale sama m�wi�a�, �e jest ob�o�nie chory...
- Nie. Ma tylko bardzo specyficzny spos�b sk�adania wizyt. Odwiedza ci� w my�lach. W duchu.
To mi si� spodoba�o. To by�o naprawd� super. Ciocia R�a doda�a:
- Zobaczysz: jego odwiedziny bardzo pomagaj�-
- O.K. Wspomn� mu o tym. Ale jak na razie,
najbardziej pomagaj� mi twoje odwiedziny.
Ciocia R�a si� u�miechn�a i nie�mia�o schyli�a si�, �eby mnie poca�owa� w policzek. Ba�a si� to zrobi�. Wzrokiem pyta�a mnie o pozwolenie.
- No ju�! Poca�uj mnie. Nikomu nie powiem. Nie b�d� psu� twojej reputacji by�ej zapa�-niczki.
Dotkn�a wargami mojego policzka i zrobi�o mi si� bardzo przyjemnie: czu�em ciep�o, drobne igie�ki, zapach pudru i myd�a.
- Kiedy znowu przyjdziesz?
- Mog� przychodzi� tylko dwa razy w tygodniu.
- No co ty, ciociu! Mam czeka� a� trzy dni?
- Takie s� przepisy.
- Kto ustanawia przepisy?
- Doktor Dusseldorf.
* 25 *
- Doktor Dusseldorf teraz robi w majtki, jak mnie zobaczy. Id� i popro� go o pozwolenie, ciociu. M�wi� powa�nie.
Spojrza�a na mnie z wahaniem.
- M�wi� powa�nie. Je�li nie b�dziesz mnie codziennie odwiedza�, nie b�d� pisa� do Pana Boga.
- Spr�buj�.
Ciocia R�a wysz�a, a ja si� rozp�aka�em.
Wcze�niej nie zdawa�em sobie sprawy, jak bardzo potrzebuj� pomocy. Wcze�niej nie zdawa�em sobie sprawy, jak bardzo jestem chory. Zrozumia�em to dopiero, kiedy pomy�la�em, �e wi�cej nie zobacz� cioci R�y, i teraz to wszystko wyp�ywa�o ze mnie �zami, kt�re pali�y mi policzki.
Na szcz�cie mia�em troch� czasu, �eby wzi�� si� w gar��, zanim wr�ci.
Za�atwione. Mam pozwolenie. Przez dwana�cie dni b�d� mog�a codziennie ci� odwiedza�.
- Mnie i nikogo poza mn�?
- Ciebie i nikogo poza tob�, Oskarze. Dwana�cie.
Wtedy nie wiem, co mi si� sta�o, �zy znowu nap�yn�y i zacz�� wstrz�sa� mn� p�acz. A przecie� wiem, �e ch�opcy nie powinni si� maza�, ju� szczeg�lnie ja, z moj� g�ow� w kszta�cie jaja, kt�ra nie przypomina ani ch�opca, ani
dziewczynki, ale raczej Marsjanina. Nic z tego. nie mog�em przesta�.
* 26 *
- Dwana�cie dni? Jest a� tak �le, ciociu R�o?
Jej te� zbiera�o si� na p�acz. Waha�a si�. By�a zapa�niczka nie pozwala�a by�ej dziewczynce si� rozklei�. Fajnie to wygl�da�o i mia�em troch� rozrywki.
- Jaki dzi� dzie�, Oskarze?
- Co za pytanie! Nie widzisz mojego kalendarza? Dzisiaj jest dziewi�tnasty grudnia.
- W moim kraju, Oskarze, jest taka legenda, kt�ra m�wi, �e z ostatnich dwunastu dni roku mo�na odgadn�� pogod�, jaka b�dzie panowa�a przez dwana�cie miesi�cy nadchodz�cego roku. Dziewi�tnasty grudnia odpowiada styczniowi, dwudziesty grudnia to luty, i tak dalej, a� do trzydziestego pierwszego, kt�ry zapowiada grudzie� nast�pnego roku.
- I to jest prawda?
- To jest legenda. Legenda, o dwunastu proroczych dniach. Chcia�abym, �eby�my si� w co� takiego pobawili. A zw�aszcza ty. Od dzisiaj b�dziesz bacznie obserwowa� ka�dy dzie�, m�wi�c sobie, �e ten dzie� to jakby dziesi�� lat.
- Dziesi�� lat?
- Tak. Jeden dzie� to dziesi�� lat.
- Wi�c za dwana�cie dni b�d� mia� sto trzydzie�ci lat!
- Tak. Wyobra�asz sobie?
* 27 *
Ciocia R�a mnie poca�owa�a - czuj�, �e jej si� to spodoba�o - i posz�a sobie.
Wi�c widzisz, Panie Bo�e: dzi� rano si� urodzi�em i nawet si� nie zorientowa�em; dotar�o to do mnie dopiero gdzie� oko�o po�udnia, kiedy mia�em pi�� lat, zyska�em wi�ksz� �wiadomo��, lecz nie przynios�a mi ona dobrych nowin; dzi� wiecz�r ko�cz� dziesi�� lat, wiek rozumu. Korzystam z tego, �eby poprosi� Ci� o jedn� rzecz: je�li masz mi co� do przekazania, tak jak dzisiaj w po�udnie, na moje pi�te urodziny, nie b�d� taki brutalny. Dzi�kuj�.
Do jutra, ca�usy, Oskar.
PS: Chcia�bym Ci� o co� poprosi�. Wiem, �e mam prawo tylko do jednego �yczenia, ale to ostatnie to w�a�ciwie nie by�o �yczenie, bardziej rada.
Nie mia�bym nic przeciwko ma�ym odwiedzinom. Takiej wizycie duchowej. To mi si� wydaje super. Chcia�bym, �eby� mi tak� wizyt� z�o�y�. Jestem otwarty od �smej rano do dziewi�tej wiecz�r. Przez reszt� czasu �pi�. W ci�gu dnia zreszt� te� zdarza mi si� zdrzemn��, z powodu lekarstw. Gdyby� mnie zasta� �pi�cego, nie wahaj si� mnie obudzi�. By�oby g�upio, gdyby�my si� nie spotkali z powodu jednej minuty, nie uwa�asz?
* 28 *
Szanowny Panie Bo�e,
Dzisiaj prze�y�em wiek m�odzie�czy i nie obesz�o si� bez k�opot�w. Co za historia! Mia�em przej�cia z kumplami, z rodzicami, a wszystko z powodu dziewczyn. Dzi� wiecz�r ciesz� si�, �e mam dwadzie�cia lat, bo my�l� sobie, �e uff, najgorsze mam ju� za sob�. Dojrzewanie to jest naprawd� syf! Dobrze, �e przechodzi si� przez to tylko raz!
Na pocz�tku, Panie Bo�e, zawiadamiam Ci�, �e nie przyszed�e�. Spa�em dzi� bardzo ma�o przez te wszystkie problemy wieku dojrzewania, wi�c na pewno bym Ci� nie przegapi�. Poza tym jeszcze raz Ci powtarzam: je�eli kimam, potrz�-�nij mn�.
Kiedy si� obudzi�em, ciocia R�a ju� by�a. Podczas �niadania opowiedzia�a mi o swoich walkach z Kr�lewskim Cycem, belgijsk� zapa-�niczk�, kt�ra co dzie� poch�ania�a trzy kilo
29
surowego mi�sa, podlewaj�c je beczk� piwa; podobno tym, co mia�a najmocniejsze, by� jej oddech, z powodu mi�sno-piwnej fermentacji: ju� on sam zwala� przeciwniczki z n�g. �eby j� pobi�, ciocia R�a musia�a wprowadzi� now� taktyk�: za�o�y� kominiark�, nas�czy� j� lawend� i przybra� imi� Dr�czycielki z Carpentras. Bo w zapasach, jak zawsze powtarza, trzeba mie� tak�e dobrze umi�niony m�zg.
- Kogo naprawd� lubisz, Oskarze?
- Tutaj? W szpitalu?
-Tak.
- Bekona, Einsteina, Pop Corna.
- A z dziewcz�t?
Kompletnie mnie wci�o. Nie mia�em ochoty odpowiada�. Ale ciocia R�a czeka�a, a przed by�� zapa�niczk� mi�dzynarodowej klasy nie mo�na zbyt d�ugo robi� z siebie idioty.
- Peggy Blue.
Peggy Blue to niebieska dziewczynka. Mieszka w przedostatniej sali, na ko�cu korytarza. U�miecha si� mi�o, ale prawie si� nie odzywa. Wygl�da jak wr�ka, kt�ra wpad�a na chwil� do szpitala, �eby odpocz��. Ma skomplikowan� chorob�, niebiesk� chorob�, jaki� problem z krwi�, co powinna p�yn�� do p�uc, ale nie p�ynie i przez to sk�ra nabiera niebieskawej barwy. Czeka na operacj� maj�c� sprawi�, �e stanie si�
-:�:- 30 *
r�owa. Ja uwa�am, �e to szkoda, Peggy Blue bardzo mi si� podoba w b��kitach. Jest wok� niej wielka cisza i mn�stwo �wiat�a, cz�owiek ma wra�enie, �e wchodzi do kaplicy.
- Powiedzia�e� jej o tym?
- Przecie� nie stan� przed ni� i nie powiem: "Peggy Blue, bardzo ci� lubi�".
- Owszem. Czemu tego nie robisz?
- Nie wiem nawet, czy ona wie o moim istnieniu.
- Tym bardziej.
- Widzisz, jak wygl�dam? Musia�aby lubi� istoty pozaziemskie, a w to raczej w�tpi�.
- Mnie si� bardzo podobasz, Oskarze.
Troch� mnie tym ciocia R�a speszy�a. Mi�o jest s�ysze� takie rzeczy, cz�owiek dostaje g�siej sk�rki, tylko �e nie bardzo wiadomo, co odpowiedzie�.
- Nie chc� jej czarowa� wygl�dem, ciociu.
- Co do niej czujesz?
- Chcia�bym broni� jej przed duchami.
- Jak to? S� tutaj duchy?
- Tak. Co noc. Budz� nas, nie wiadomo dlaczego. Cierpimy, bo nas szczypi�. Boimy si�, bo ich nie wida�. Trudno nam z powrotem zasn��.
- A do ciebie cz�sto przychodz�?
- Nie. Ja mam g��boki sen. Ale nieraz s�ysz�, jak Peggy Blue krzyczy w nocy. Chcia�bym jej broni�.
#31 *
- Id� i jej to powiedz.
- I tak nie b�d� m�g� tego robi�, bo w nocy nie wolno nam wychodzi� z pokoj�w. Takie s� przepisy.
- A czy duchy znaj� te przepisy? Na pewno nie. Wi�c skoro us�ysz�, jak obiecujesz Peggy Blue, �e b�dziesz sta� na warcie, aby jej przed nimi broni�, nie o�miel� si� przyj�� dzisiaj wiecz�r.
- Uhu...
- Ile masz lat, Oskarze?
- Nie wiem. Kt�ra godzina?
- Dziesi�ta. Zbli�asz si� do pi�tnastu lat. Nie s�dzisz, �e czas ju� mie� odwag� wyrazi� swoje uczucia?
O wp� do jedenastej zdecydowa�em si� i poszed�em pod drzwi jej pokoju, kt�re by�y otwarte.
- Cze��, Peggy, to ja, Oskar.
Le�a�a na ��ku jak Kr�lewna �nie�ka czekaj�ca na swojego kr�lewicza, kiedy tym ba�wanom krasnoludkom wydaje si�, �e nie �yje, Kr�lewna �nie�ka jak na zdj�ciach, na kt�rych �nieg jest niebieski, a nie bia�y.
Odwr�ci�a si� do mnie, a ja zacz��em si� zastanawia�, czy we�mie mnie za kr�lewicza czy za jednego z krasnoludk�w. Postawi�bym krzy�yk raczej przy "krasnoludku" z powodu mojej jajowatej g�owy, ale ona nic nie powiedzia�a, i to
* 32 *
w�a�nie jest fajne z Peggy Blue, �e nigdy nic nie m�wi i wszystko jest tajemnicze. : - Przyszed�em ci powiedzie�, �e je�li chcesz, dzisiaj i przez nast�pne wieczory b�d� sta� na stra�y przed twoim pokojem, �eby broni� ci� przed duchami.
Spojrza�a na mnie, zatrzepota�a rz�sami i by�o tak, jakby film przesuwa� si� w zwolnionym tempie, powietrze stawa�o si� coraz g�stsze, cisza coraz bardziej cicha, jakbym szed� przez wod� i nagle wszystko si� odmieni�o, kiedy zbli�y�em si� do jej ��ka sk�panego w padaj�cym nie wiadomo sk�d �wietle.
- Chwileczk�, Jajog�owy: ja b�d� pilnowa� Peggy!
Pop Corn sta� w drzwiach, a raczej wype�nia� sob� drzwi. Zadr�a�em. Jasne, �e je�li on b�dzie pe�ni� stra�, �aden duch na pewno si� nie przeci�nie. i Pop Corn mrugn�� do Peggy.
- Prawda, Peggy? Jeste�my przecie� kumplami!
Peggy spojrza�a w sufit. Pop Corn uzna� to za potwierdzenie i wyci�gn�� mnie na korytarz.
-Jak chcesz mie� dziewczyn�, to we� sobie Sandrine. Peggy jest ju� zaj�ta. ,| - Jakim prawem?
- Takim, �e by�em pierwszy. Jak ci si� nie podoba, to mo�emy si� bi�.
-& 33
- Podoba mi si�, w porz�dku.
By�em troch� zm�czony, wi�c poszed�em usi��� sobie na chwil� w �wietlicy. W�a�nie by�a tam Sandrine. Sandrine ma bia�aczk�, tak samo jak ja, ale u niej leczenie przynosi efekty. Nazywamy j� Chink�, bo nosi peruk� z czarnych b�yszcz�cych sztywnych w�os�w z grzywk�, przez co wygl�da jak Chinka. Spojrza�a na mnie, zrobi�a balon z gumy do �ucia i strzeli�a z niego.
- Chcesz, to mo�esz mnie poca�owa�.
- Dlaczego? Nie wystarczy ci guma do �ucia.?
- Nawet by� nie potrafi�, g�upku. Jestem pewna, �e nigdy jeszcze tego nie robi�e�.
- Roz�mieszasz mnie. Mam pi�tna�cie lat i nieraz ju� to robi�em.
- Masz pi�tna�cie lat? - pyta, zdziwiona. Spogl�dam na zegarek.
- Tak. Sko�czone.
- Zawsze marzy�am o tym, �eby mnie poca�owa� taki du�y pi�tnastoletni ch�opak.
- Jasne, kto by nie chcia� - m�wi�.
Wtedy ona robi niesamowit� min�, wysuwa wargi do przodu, wygl�da jak przyklejona do szyby przyssawka; domy�lam si�, �e czeka na poca�unek.
Odwracam si� i widz� gapi�cych si� na mnie kumpli. Nie mog� stch�rzy�. Musz� zachowa� si� jak m�czyzna. Nadesz�a pora.
#34-
Podchodz� i obejmuj� j�. Oplata mnie ramionami, wpija si� w moje usta, nie mog� si� od niej odklei� i nagle, bez uprzedzenia, wpycha mi do buzi swoj� gum�. Zaskoczony, od razu j� po�kn��em. By�em w�ciek�y.
W tej samej chwili czyja� d�o� klepn�a mnie po plecach. Nieszcz�cia zawsze chodz� parami: moi rodzice. Zapomnia�em, �e jest niedziela!
- Przedstawisz nam swoj� przyjaci�k�, Oskarze?
- To nie jest moja przyjaci�ka.
- Mo�e jednak nam j� przedstawisz?
- Sandrine. Moi rodzice. Sandrine.
- Mi�o mi pa�stwa pozna� - m�wi Chinka z rozanielon� min�. Ch�tnie bym j� udusi�.
- Chcesz, �eby Sandrine posz�a z nami do twojego pokoju?
- Nie. Sandrine tu zostaje.
Kiedy znalaz�em si� w ��ku, poczu�em, �e jestem zm�czony, i troch� si� zdrzemn��em. W ka�dym razie nie mia�em ochoty z nimi rozmawia�.
Kiedy si� obudzi�em, okaza�o si� oczywi�cie, �e przywie�li mi prezenty. Odk�d jestem na sta�e w szpitalu, moim rodzicom jako� nie id� rozmowy; wi�c przywo�� mi prezenty i sp�dzamy beznadziejne popo�udnia na czytaniu regu� gry i instrukcji. Ojciec jest nieustraszony: nawet kiedy napisane s� po turecku albo po japo�sku, nie traci ducha, skupia si� na rysunkach. Jest mi-
* 35 *
strzem �wiata w zatruwaniu niedzielnego popo�udnia.
Dzisiaj przywi�z� mi odtwarzacz p�yt. Nie mog� si� przyczepi�, bo chcia�em go dosta�.
- Nie by�o was wczoraj?
- Wczoraj? Dlaczego? Mo�emy przyje�d�a� tylko w niedziele. Dlaczego o to pytasz?
- Kto� widzia� na parkingu wasz samoch�d.
- Czy to jeden czerwony jeep na �wiecie? Samochody si� powtarzaj�.
- Uhu. Tylko rodzic�w ma si� jednych. Szkoda.
Zatka�o ich. Wi�c wzi��em odtwarzacz i dwa razy przes�ucha�em p�yt�, Dziadka do orzech�w., ciurkiem, w ich obecno�ci. Dwie godziny, w czasie kt�rych nie mogli si� odezwa�. Dobrze im tak.
- Podoba ci si�?
- Tak. Chce mi si� spa�.
Zrozumieli, �e powinni ju� i��. Strasznie im by�o ci�ko. Nie mogli si� zdecydowa�. Czu�em, �e chc� mi co� powiedzie�, ale nie daj� rady. Przyjemnie by�o patrze�, jak oni z kolei si� m�cz�..
Potem matka przytuli�a si� do mnie, u�cisn�a mnie mocno, bardzo mocno, i powiedzia�a urywanym g�osem:
- Kocham ci�, Oskarku, tak bardzo ci� kocham.
Mia�em ochot� si� opiera�, ale w ostatniej chwili da�em spok�j, przypomnia�y mi si� daw-
*- 36 *
ne czasy, czasy prostych, nieskomplikowanych pieszczot, kiedy w jej g�osie nie by�o niepokoju, gdy m�wi�a mi, �e mnie kocha.
Potem chyba si� troch� zdrzemn��em.
Ciocia R�a to mistrzyni przebudze�. Zawsze dobiega do mety, kiedy otwieram oczy. I zawsze si� wtedy u�miecha.
-Jak tam rodzice?
-Jak zawsze, beznadziejni. Ale dali mi Dziadka do orzech�w.
- Dziadka do orzech�w? Ciekawe. Mia�am kole�ank�, kt�ra si� tak nazywa�a. Niesamowita zawodniczka. Gruchota�a ci ko�ci udami. A Peggy Blue, by�e� u niej?
- Nie m�wmy o tym. Jest zar�czona z Pop Cor-nem...
- Powiedzia�a ci to?
- Nie. On mi powiedzia�,
- Przechwala si�!
- Nie s�dz�. Jestem pewien, �e podoba jej si� bardziej ode mnie, jest silniejszy, bardziej opieku�czy.
- Przechwala si�, m�wi� ci! Ja, kt�ra na ringu wygl�da�am jak myszka, zwyci�a�am zapa�nicz-ki podobne do wieloryb�w albo hipopotam�w. Na przyk�ad tak� Plum Pudding, Irlandk�, sto pi��dziesi�t kilo na czczo w samych majteczkach przed wypiciem guinessa, przedramiona jak moje
#37*
uda, bicepsy jak szynki, nogi, kt�rych nie mog�am obj�� r�kami. Bez talii, bez mo�liwo�ci uchwycenia. Nie do pobicia!
- I co zrobi�a�?
- Kiedy nie ma chwytu, to znaczy, �e jest kr�-g�o��, kt�ra b�dzie si� turla�. Troch� j� przegoni�am, a potem przewr�ci�am. Trzeba by�o �ci�gn�� ko�owr�t, �eby j� podnie��. Ty, Oskar-ku, masz drobne ko�ci i niezbyt du�o mi�ni, to fakt, ale urok to nie tylko sylwetka i mi�nie, to tak�e zalety serca. A tych masz w sobie pe�no.
-Ja?
- Id� do Peggy Blue i powiedz jej, co ci le�y na sercu.
- Jestem troch� zm�czony.
- Zm�czony? Ile masz teraz lat? Osiemna�cie? Jak si� ma osiemna�cie lat, to nie wie si�, co to zm�czenie.
Ciocia R�a potrafi czasem co� tak powiedzie�, �e cz�owiek dostaje kopa.
Zapad� wiecz�r, w p�mroku wszystkie odg�osy rozbrzmiewa�y g�o�niej, a w linoleum korytarza odbija� si� blask ksi�yca.
Wszed�em do Peggy i wr�czy�em jej m�j odtwarzacz.
- Masz. Pos�uchaj "Walca �nie�ynek". Jest taki �adny, �e kiedy go s�ucham, my�l� o tobie.
*38*
Peggy wys�ucha�a "Walca �nie�ynek". U�miecha�a si�, jakby ta melodia by�a jej star� kole�ank� szepcz�c� jej do ucha �mieszne rzeczy.
Zwr�ci�a mi aparat i powiedzia�a:
- Pi�kny.
To by�o jej pierwsze s�owo. Fajne, nie uwa�asz?
- Peggy Blue, chcia�bym ci co� powiedzie�: nie chc�, �eby ci� operowano. Wygl�dasz bardzo �adnie. Do twarzy ci w niebieskim.
Widzia�em, �e sprawia jej to przyjemno��. Nie dlatego to powiedzia�em, ale jasne by�o, �e jest zadowolona.
- Chc�, �eby� to ty, Oskarze, broni� mnie przed .^duchami. - Mo�esz na mnie liczy�, Peggy.
By�em cholernie dumny. W ko�cu to ja wygra�em!
- Poca�uj mnie.
Poca�unki to jaka� obsesja u dziewczyn, naprawd� musz� tego potrzebowa�. Ale Peggy, w przeciwie�stwie do Chinki, nie jest zboczona, nadstawi�a policzek i musz� przyzna�, �e zrobi�o mi si� ciep�o, kiedy j� ca�owa�em.
- Dobranoc, Peggy.
- Dobranoc, Oskarze.
I tak, Panie Bo�e, wygl�da� m�j dzie�. Rozumiem teraz, �e dorastanie to tak zwany niewdzi�czny wiek. Bo naprawd� jest ci�ko. Ale
*39*
w ko�cu, kiedy si� dojdzie do dwudziestki, wszystko si� jako� uk�ada. Wi�c przedstawiam Ci moj� dzisiejsz� pro�b�: chcia�bym, �eby�my si� z Peggy pobrali. Nie jestem pewien, czy ma��e�stwo nale�y do spraw duchowych, czy to Twoja bran�a. Czy spe�niasz takie �yczenia, troch� jak agencja matrymonialna? Je�li nie masz tego w ofercie, powiedz mi szybko, �ebym m�g� zwr�ci� si� do w�a�ciwej osoby. Nie chcia�bym Ci� pospiesza�, ale przypominam, �e nie mam du�o czasu. A wi�c: ma��e�stwo Oskara z Peggy Blue. Tak albo nie. Zorientuj si�, co si� da zrobi�, bardzo by mnie to urz�dza�o.
Do jutra, ca�usy, Oskar.
PS: Jaki w�a�ciwie jest Tw�j adres?
#40*
Szanowny Panie Bo�e,
Za�atwione, jeste�my ma��e�stwem. Dzisiaj dwudziesty pierwszy grudnia, zbli�am si� do trzydziestki i w�a�nie si� o�eni�em. Je�li chodzi o dzieci, postanowili�my z Peggy Blue, �e pomy�limy o nich p�niej. Szczerze m�wi�c, s�dz�, �e nie jest jeszcze gotowa.
To si� sta�o dzi� w nocy.
Oko�o pierwszej us�ysza�em krzyki Peggy Blue. Od razu usiad�em na ��ku. Duchy! Duchy zn�caj� si� nad Peggy Blue, a przecie� obieca�em, �e b�d� jej pilnowa�. Zobaczy, �e jestem dupkiem, wi�cej si� do mnie nie odezwie i b�dzie mia�a racj�.
Wsta�em i poszed�em w stron� wrzask�w. Kiedy znalaz�em si� przed pokojem Peggy, zobaczy�em, �e siedzi na ��ku i patrzy na mnie zdziwiona. Ja te� pewnie mia�em zdziwion� min�, bo przede mn� siedzia�a Peggy Blue z zamkni�tymi ustami, a przecie� wci�� s�ysza�em krzyki.
* 41 *
Wtedy ruszy�em do nast�pnych drzwi i zrozumia�em, �e to Bekon wije si� z b�lu w ��ku z powodu swoich oparze�. Przez chwil� zrobi�o mi si� g�upio, pomy�la�em o dniu, w kt�rym podpali�em dom, kota, psa, kiedy nawet upiek�em z�ote rybki - to znaczy my�l�, �e raczej si�; ugotowa�y - pomy�la�em o tym, co prze�yli, i powiedzia�em sobie, �e w sumie chyba lepiej, �e nie �yj�, ni� gdyby mieli cierpie� tak jak Bekon mimo przeszczep�w i krem�w.
Bekon zwin�� si� w k��bek i przesta� j�cze�. Wr�ci�em do Peggy Blue.
- Wi�c to nie ty, Peggy. Zawsze my�la�em, �e to ty krzyczysz w nocy.
- A ja my�la�am, �e ty.
Byli�my strasznie przej�ci tym, co si� dzieje, i tym, co sobie m�wimy: okaza�o si�, �e od dawna o sobie my�leli�my.
Peggy Blue zrobi�a si� jeszcze bardziej niebieska, co oznacza�o u niej, �e jest skr�powana.
- Co teraz zrobisz, Oskar?
- A ty, Peggy?
Niesamowite, ile mamy wsp�lnych punkt�w - te same my�li, te same pytania.
- Chcesz ze mn� spa�?
Dziewczyny s� ob��dne. Ja zastanawia�bym si� godzinami, tygodniami, miesi�cami, zanim bym wypowiedzia� takie zdanie. Ona rzu-
* 42 *
ci�a je najnaturalniej w �wiecie, jak gdyby nigdy nic.
-O.K.
I wszed�em do jej ��ka. By�o nam troch� ciasno, ale sp�dzili�my cudown� noc. Peggy Blue pachnie orzechami laskowymi i ma sk�r� tak g�adk� jak ja pod pachami, z tym �e u niej tak jest wsz�dzie. Du�o spali�my, du�o marzyli�my, le�eli�my blisko siebie, przytuleni, opowiedzieli�my sobie swoje �ycie.
Oczywi�cie rano, kiedy pani Gommette, prze�o�ona piel�gniarek, znalaz�a nas razem, zrobi� si� niez�y cyrk. Zacz�a strasznie krzycze�, piel�gniarka z nocnego dy�uru tak�e zacz�a krzycze�, krzycza�y jedna na drug�, potem na Peggy, potem na mnie, trzaska�y drzwi, one bra�y innych na �wiadk�w, nazywa�y nas "nieszcz�snymi dzie�mi", chocia� byli�my bardzo szcz�liwi, i w ko�cu musia�a przyj�� ciocia R�a, �eby zako�czy� przedstawienie.
- Odczepicie si� wreszcie od tych dzieci? - zapyta�a. - O kogo si� macie troszczy�, o pacjent�w czy o przepisy? Ja mam w nosie przepisy, olewam je. A teraz cisza. Id�cie si� k��ci� gdzie indziej. To nie jest w�a�ciwe miejsce.
Na to nie by�o odpowiedzi, jak zawsze, kiedy ciocia R�a co� powie. Zaprowadzi�a mnie do pokoju i troch� si� zdrzemn��em.
Kiedy si� obudzi�em, mogli�my porozmawia�.
- Wi�c to powa�na sprawa, ty i Peggy?
- Jeszcze jak, ciociu. Jestem cholernie szcz�liwy. Pobrali�my si� dzisiaj w nocy.
- Pobrali�cie si�?
- Tak. Robili�my wszystko, co robi� m�czyzna, i kobieta, kiedy s� ma��e�stwem.
-Tak?
- A co ty sobie my�lisz? Kt�ra to teraz godzina? - sko�czy�em dwadzie�cia lat i mam swoje �ycie, no nie?
- Jasne.
- Poza tym, wyobra� sobie, wszystko, co dawniej, kiedy by�em m�ody, wydawa�o mi si� ohydne, na przyk�ad poca�unki, pieszczoty, teraz mi si� podoba. Niesamowite, jak cz�owiek si� zmienia, prawda?
- Bardzo si� ciesz�, Oskarze. Doro�lejesz.
- Jednego tylko nie zrobili�my, poca�unku z j�zyczkiem. Peggy Blue ba�a si�, �e od tego mo�e zaj�� w ci���. Jak s�dzisz?
- My�l�, �e ma racj�.
- Tak? Mo�na mie� dzieci, je�li poca�uje si� kogo� w usta? W takim razie b�d� mia� dzieci z Chink�.
- Nie martw si�, Oskarze, to ma�o prawdopodobne. Bardzo ma�o.
Ciocia R�a sprawia�a wra�enie, �e jest pewna tego, co m�wi, wi�c troch� si� uspokoi�em, bo
44
przyznam Ci si�, Panie Bo�e, ale tylko Tobie, �e z Peggy Blue raz, dwa, a mo�e i wi�cej, wsun�li�my jednak j�zyk.
Troch� pospa�em. Potem zjedli�my z cioci� R� obiad i poczu�em si� lepiej.
- Niesamowite, jak zm�czony by�em dzisiaj rano.
- To normalne, mi�dzy dwudziestym a dwudziestym pi�tym rokiem �ycia cz�sto wychodzi si� po nocach, baluje, prowadzi hulaszcze �ycie.
Za to wszystko trzeba potem p�aci�. To co, p�j-
dziemy odwiedzi� Pana Boga?
- Masz babo placek! A wiesz, gdzie mieszka?
- My�l�, �e jest w kaplicy.
Ciocia R�a ubra�a mnie, jakby�my si� wybie-
rali na biegun p�nocny, mocno mnie u�cisn�a i zaprowadzi�a do kaplicy, kt�ra stoi w g��bi szpitalnego parku za oszronionymi teraz trawnikami, zreszt� nie musz� Ci t�umaczy�, gdzie, skoro to jest Tw�j dom.
Kompletnie zbarania�em, kiedy zobaczy�em Tw�j pos�g, stan, w jakim si� znajdujesz, przykuty do krzy�a., prawie go�y, wychudzony, z ranami na ciele, twarz�, po kt�rej sp�ywa krew od cierni i g�ow� ledwie trzymaj�c� si� na szyi. Pomy�la�em o sobie. I zez�o�ci�em si�. Gdybym by� Bogiem, jak Ty, na pewno nie da�bym si� tak za�atwi�.
*45
- Ciociu R�o, porozmawiajmy powa�nie: ty, kt�ra jeste� zawodniczk�, kt�ra by�a� wielk� mistrzyni�, nie powiesz mi chyba, �e \w co� takiego wierzysz!
- Dlaczego, Oskarze? Czy �atwi ej by�oby ci uwierzy�, �e to Pan B�g, gdyby� zobaczy� kulturyst� w kokieteryjnych slipkach, z misternie wy-rze�bionym torsem, wydatnymi musku�ami, b�yszcz�c� od oliwy sk�r� i kr�tk-o obci�tymi w�osami?
- No...
- Zastan�w si�, Oskarze. Kt�ry z nich wydaje ci si� bli�szy? B�g, kt�ry nic nie czUJe, czy B�g, kt�ry cierpi?
- Ten, kt�ry cierpi, oczywi�cie. Ale gdybym by� nim, gdybym by� Bogiem, gdybym mia� takie mo�liwo�ci jak on, unikn��bym cierpienia.
- Nikt nie mo�e unikn�� cierpienia. Ani B�g, ani ty. Ani twoi rodzice, ani ja.
- No, dobrze. Ale dlaczego cierpimy?
- W�a�nie. Jest cierpienie i cierpienie. Popatrz uwa�nie na jego twarz. Przyjrzyj mu si�. Wida� po nim, �e cierpi?
- Nie. To ciekawe. W og�le po nim nie wida�.
- Bo s� dwa rodzaje b�lu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe- Cierpienie fizyczne si� znosi. Cierpienie duchowe si� wybiera.
#46*
rozumem.
i -Je�li wbijaj� ci gwo�dzie w nadgarstki i stopy, nie masz innego wyj�cia, musisz odczuwa� b�l. Znosisz go. Natomiast my�l o �mierci nie musi powodowa� b�lu. Nie wiesz, czym jest. Wszystko zale�y od ciebie.
- A znasz ludzi, kt�rzy ciesz� si� na my�l o tym, �e umr�?
- Owszem, znam. Na przyk�ad moja matka. Na �o�u �mierci �akomie si� u�miecha�a, niecierpliwi�a si�, spieszno jej by�o zobaczy�, co b�dzie potem.
Nie znajdowa�em wi�cej argument�w. A poniewa� chcia�em us�ysze�, co dalej, przez chwil� milcza�em, zastanawiaj�c si� nad tym, co mi powiedzia�a.
- Jednak wi�kszo�� ludzi nie ma w sobie tej ciekawo�ci. Czepiaj� si� tego, co maj�, jak wesz w uchu �ysego. We� na przyk�ad tak� Plum Pud-ding, moj� irlandzk� rywalk�, sto pi��dziesi�t kilo na czczo, w figach, przed wypiciem pierwszego guinessa. Zawsze mi powtarza�a: "Przykro mi, ja nie umr�, nie zgadzam si�, niczego nie podpisywa�am". Oszukiwa�a si�. Nikt jej nie obiecywa�, �e �ycie b�dzie trwa� wiecznie! Jednak z uporem w to wierzy�a, buntowa�a si�, nie dopuszcza�a do siebie my�li, �e umrze, w�cieka�a si�, wpad�a w depresj�, schud�a, odesz�a z zawodu, wa�y�a ju�
�:(:- 47 *
tylko trzydzie�ci pi�� kilo, wygl�da�a Jak patyczek i w ko�cu umar�a. Widzisz, umar�a jak wszyscy, ale my�l o tym, �e umrze, zatru�a jej �ycie.
- G�upia by�a ta Plum Pudding, ciociu.
- Jak but. Ale but�w jest niezliczona ilo��. S� bardzo rozpowszechnione.
Te� kiwn��em g�ow�, bo w sumie si� z ni� zgadza�em.
- Ludzie boj� si� umiera�, bo odczuwaj� l�k przed nieznanym. Ale w�a�nie, co to jest nieznane? Proponuj� ci, Oskarze, �eby� si� nie ba�, �eby� by� ufny. Sp�jrz na twarz Pana Boga na krzy�u: znosi cierpienie fizyczne, ale nie cierpi duchowo, bo ufa. I nawet gwo�dzie ju� mu tak nie doskwieraj�. Powtarza sobie: boli mnie, ale nie ma w tym nic z�ego. To s� korzy�ci, kt�re przynosi wiara. I to w�a�nie chcia�am ci pokaza�.
- O.K., ciociu R�o, jak b�d� mia� pietra, zmusz� si�, �eby wierzy�.
Poca�owa�a mnie. Ostatecznie dobrze czuli�my si� w tym pustym ko�ciele z Tob�, Bo�e, kt�ry wygl�da�e� tak spokojnie.
Po powrocie d�ugo spa�em. Coraz cz�ciej chce mi si� spa�. Kiedy si� obudzi�em, powiedzia�em do cioci R�y:
- W�a�ciwie nie boj� si� nieznanego. Tylko troch� szkoda mi traci� to, co znam.
48 *
- Tak samo jest ze mn�, Oskarze. Co by� powiedzia� na to, �eby�my zaprosili Peggy Blue na
herbat�?
Peggy Blue wypi�a z nami herbat�, polubi�y si� z cioci� R� i nie�le si� u�miali�my, kiedy ciocia opowiedzia�a nam o swojej walce z Siostrami Siu�kami, trojaczkami, kt�re udawa�y, �e s� jedn�. Po ka�dej rundzie Siu�ka, kt�ra zm�czy�a przeciwniczk�, skacz�c na ni� ze wszystkich stron, schodzi�a z ringu, �eby rzekomo zrobi� siusiu, i bieg�a do toalety, a wraca�a jej siostra, w pe�nej'formie, gotowa do dalszej walki. I tak dalej. Wszyscy my�leli, �e jest tylko jedna Siu�ka, i �e taka z niej niezmordowana zawodniczka. Ciocia R�a odkry�a, co jest grane, zamkn�a obie zast�pczynie w ubikacji, wyrzuci�a klucz przez okno i pokona�a t�, kt�ra zosta�a. Zapasy to nieg�upi sport. Potem ciocia R�a sobie posz�a. Piel�gniarki pilnuj� Peggy Blue i mnie, jakby�my byli pociskami mog�cymi w ka�dej chwili wybuchn��. A przecie� mam trzydzie�ci lat, do cholery! Peggy Blue przysi�g�a mi, �e dzi� wiecz�r to ona przyjdzie do mnie, jak tylko b�dzie mog�a, a ja przysi�g�em jej, �e tym razem nie b�d� jej wk�ada� j�zyka.
'BO fakt, �e to nie sztuka mie� dzieci, ale trzeba jeszcze mie� czas, �eby je wychowa�.
To tyle, Panie Bo�e. Nie wiem, o co Ci� prosi� dzi� wieczorem, bo to by� pi�kny dzie�. Chocia�
* 49 *
tak. Spraw, �eby jutrzejsza operacja Peggy Blue przebieg�a pomy�lnie. Nie tak jak moja, je�li rozumiesz, co chc� powiedzie�.
Do jutra, ca�usy, Oskar.
PS: Operacje to nie s� sprawy duchowe mo�e nie masz tego na sk�adzie. Wi�c spraw, �eby niezale�nie od tego, jaki b�dzie wynik operacji, Peggy Blue dobrze go przyj�a. Licz� na Ciebie.
#50*
Szanowny Panie Bo�e,
Peggy Blue by�a dzisiaj operowana. Prze�y�em dziesi�� strasznych lat. Ci�ko jest by� trzydziestolatkiem, to czas pe�en trosk i obowi�zk�w.
Ostatecznie Peggy Blue nie mog�a przyj�� do mnie dzisiaj w nocy, bo pani Ducru, dy�urna piel�gniarka, zosta�a z ni� w pokoju, �eby przygotowa� Peggy do narkozy. Zabrano j� ko�o �smej. Serce mi si� �cisn�o na widok Peggy, kiedy j� przewo�ono na w�zku; jest taka ma�a i szczuplutka, �e ledwie j� by�o wida� spod szmaragdowych
prze�cierade�.
Ciocia R�a trzyma�a mnie za r�k�, �ebym si�
nie denerwowa�.
- Czemu tw�j Pan B�g, ciociu, pozwala, �eby
; istnieli tacy ludzie jak Peggy i ja?
- Ca�e szcz�cie, �e powo�uje was do �ycia, Oskarku, bo bez was �wiat nie by�by taki pi�kny.
-* 51 *-
Nie. Nie rozumiesz. Dlaczego Pan B�g pozwala, �eby�my byli chorzy? Albo jest z�y, albo nie jest a� taki mocny.
- Od razu wida�, �e nie jeste� chora!
- Co mo�esz o tym wiedzie�?
Kompletnie mnie zatka�o. Nigdy nie pomy�la�em, �e ciocia R�a, kt�ra zawsze ma czas i jest taka troskliwa, mo�e te� mie� jakie� problemy.
- Nie musisz nic przede mn� ukrywa�, ciociu, mo�esz mi wszystko powiedzie�. Mam co najmniej trzydzie�ci dwa lata, raka, �on� na sali operacyjnej, wi�c znam troch� �ycie.
- Kocham ci�, Oskarze.
- Ja ciebie te�. Co mog� dla ciebie zrobi�, je�li masz jakie� k�opoty? Chcesz, �ebym ci� adoptowa�?
- Adoptowa�?
- Tak, adoptowa�em ju� Bernarda, kiedy zobaczy�em, �e ma chandr�.
- Bernarda?
- Mojego mi�ka. O tam! Le�y w szafie. Na p�ce. To m�j stary misiek, nie ma ju� oczu ani buzi, ani nosa, straci� po�ow� waty, kt�r� by� wypchany, i wsz�dzie ma pe�no blizn. Troch� do ciebie podobny. Adoptowa�em go tego wieczoru, kiedy ci idioci, moi rodzice, przynie�li mi nowe-
* 52 -*
go mi�ka. Jakbym m�g� zgodzi� si� na to, �e b�d� mia� nowego mi�ka! Szkoda, �e przy okazji mnie te� nie zamienili na ca�kiem nowego braciszka! Wtedy go adoptowa�em. I jemu, Bernardowi, zapisz� wszystko, co mam. Ciebie te� chcia�bym zaadoptowa�, je�eli to ci� uspokoi.
- Tak. Bardzo ch�tnie. My�l�, �e to by mnie uspokoi�o, Oskarze.
- To przybij pi�ch�, ciociu.
Potem poszli�my przygotowa� pok�j Peggy, po�o�y� czekoladki i postawi� kwiaty, �eby czeka�y na ni�, jak wr�ci.
Potem znowu spa�em. Niesamowite, ile ja teraz sypiam.
Przed wieczorem ciocia R�a obudzi�a mnie, m�wi�c, �e Peggy Blue jest ju� z powrotem i �e operacja si� uda�a.
Poszli�my razem j� odwiedzi�. Przy ��ku stali jej rodzice. Nie wiem, kto ich uprzedzi�, Peggy czy ciocia R�a, ale wygl�da�o na to, �e wiedz�, kim jestem, traktowali mnie z du�ym szacunkiem, postawili dla mnie krzes�o mi�dzy sob�, tak �e mog�em posiedzie� przy �onie razem z te�ciami.
Cieszy�em si�, bo Peggy wci�� by�a niebieskawa. Doktor Dusseldorf zajrza� na chwil�, potar� sobie brwi i powiedzia�, �e za par� godzin to si� zmieni. Spojrza�em na matk� Peggy, kt�ra nie jest
* 53 *
niebieska, a mimo to jest bardzo �adna i pomy�la�em, �e w�a�ciwie moja �ona Peggy mo�e mie� kolor, jaki zechce, a ja i tak b�d� j� kocha�.
Peggy otworzy�a oczy, u�miechn�a si� do nas, do mnie, do swoich rodzic�w, a potem znowu zasn�a.
Jej rodzice byli spokojni, ale musieli jecha�.
- Powierzamy ci nasz� c�rk� - powiedzieli mi. - Wiemy, �e mo�emy na ciebie liczy�.
Z cioci� R� poczekali�my, a� Peggy otworzy oczy po raz drugi, a potem poszed�em do siebie odpocz��.
Ko�cz�c ten list, zdaj� sobie spraw�, �e ostatecznie dzisiejszy dzie� przeszed� dobrze. Pod znakiem rodziny. Adoptowa�em cioci� R��, zaprzyja�ni�em si� z te�ciami i odzyska�em �on� w dobrym zdrowiu, chocia� oko�o jedenastej zrobi�a si� r�owa.
Do jutra, ca�usy, Oskar.
PS: Dzisiaj Ci� o nic nie prosz�. B�dziesz m�g� sobie odpocz��.
*54*
Szanowny Panie Bo�e,
Dzisiaj mia�em mi�dzy czterdzie�ci a pi��dziesi�t lat i narobi�em mn�stwo g�upstw.
Opowiem Ci o tym kr�tko, bo szkoda czasu. Peggy Blue czuje si� dobrze, ale ta Chinka nas�ana przez Pop Corna, kt�ra teraz nie mo�e mnie �cierpie�, przys