6717
Szczegóły |
Tytuł |
6717 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6717 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6717 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6717 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Brian W. Aldiss
T�umacz
Tytu� oryginalny: The interpreter
Przek�ad: Anna Mikli�ska
Wydanie oryginalne: 1960
Wydanie polskie: 1990
My�li. My�li: si�a, kt�ra jeszcze nie zosta�a do ko�ca zbadana.
My�li: tak nieod��cznie zwi�zane z istotami wy�szymi, jak si�a przyci�gania z planetami. Owijaj� si� doko�a mnie, podczas gdy moje zmys�y nieustannie przetwarzaj� �wiat zewn�trzny na symbole. Wszystko, co poznaj�, zostaje dotkni�te � mo�e w jaki� nieodgadniony spos�b zmienione � przez moje my�li.
Niegodziwo��, jakiej moja w�asna rasa, nule, dopuszcza�a si� na Ziemi, by�a rzeczywisto�ci� czy tylko myln� interpretacj� fakt�w w moim umy�le?
Jednak, tutaj i teraz, bez pieni�dzy i daleko od domu, musz� skupi� si� na bardziej praktycznych problemach. Musz� wci�� wypatrywa� szansy. Kogo� trzeba oskuba�, �ebym ja m�g� wr�ci� do domu. My�lenie jest jak gra. W niekt�re dni przychodz� do g�owy ciekawe my�li, w inne nudne. Mo�e dlatego zosta�em graczem: mam nadziej�, �e uda mi si� odkry� co� wi�cej ni� kolejne szanse.
Teraz z pewno�ci� my�l� o ciekawych sprawach. Le�� sobie na szerokim murze przy starym porcie, spogl�dam w g�r�, na wszech�wiat. Jest noc i widz� gwiazdy imperium znajduj�ce si� w r�kach rasy, do kt�rej ja nale��.
Nazywam si� Wattol Forlie, jestem nulem. Bez grosza, ale nie bezradny, le�� sobie na niskim murze na ciemnej stronie planety, kt�r� jej nie�lubni, ko�lawi synowie nazywaj� Stomin. Czy to nie ciekawa my�l?
Nie bardzo. Moje uczucia, moje cenne uczucia, s� du�o wa�niejsze. Zastan�wcie si�: nie mam powod�w do optymizmu, ale jestem go pe�en. Jestem licho wie ile lat �wietlnych od Partussy a nie t�skni� za domem. Wydaje si�, �e jestem zamroczony alkoholem, ale moje zmys�y s� tak sprawne i skuteczne jak vinn, kt�ry wydudli�em u Farribidouchiego.
Jest jeszcze jedna p�aszczyzna moich my�li, p�aszczyzna rejestruj�ca niebezpiecze�stwo. Jedno oko mam zwr�cone w stron� galaktyki, drugie do swego wewn�trznego ja. Jednak r�wnocze�nie widz� tego opryszka, kt�ry skrada si� ku mnie z bocznej uliczki. Wy�ania si� zza zniszczonego, drewnianego kabestanu, mija stos odpadk�w i muszli w miejscu, gdzie w ci�gu dnia stoi kiosk z morskimi przysmakami. Idzie jak �otr.
Pozna�em, �e to nul. A wi�c bezczelny, bez w�tpienia, tak jak i ja. Ma n�, kt�rym b�dzie chcia� mnie nastraszy�, g�upek. Sk�d mo�e wiedzie�, �e to Wattol Forlie wyleguje si� tutaj?
Czy potrafi wyobrazi� sobie my�li rozb�yskuj�ce w mojej g�owie, jak gwiazdy tam, na niebie? My�li, kt�re rozproszy, kiedy wreszcie zdob�dzie si� na odwag� i wyj�ka te swoje �r�ce do g�ry� albo jak�� inn� melodramatyczn� bzdur�.
Wattol Forlie pozwoli� my�lom przep�ywa� przez g�ow�, rozkoszuj�c si� w�asnym spokojem w obliczu niebezpiecze�stwa. Jak na nula, mia� rzeczywi�cie do�� skomplikowan� natur�. Ale nawet jemu, kiedy tak le�a� pijany na murze portu na Stomin, nie �ni�o si� o wydarzeniach, od kt�rych zale�a� los jednej z planet, a mo�e nawet ca�ej galaktyki.
Nawet gdyby wiedzia� co� o tym, to by� w takim nastroju, �e pewnie tylko machn��by lekcewa��co r�k�.
Nie, �eby by� fatalist�. Wierzy� w wa�no�� dzia�ania. Wierzy� tez, �e w galaktyce o czterech milionach cywilizowanych planet te dzia�ania w ko�cu anuluj� si�.
Kiedy tak z przyjemno�ci� rozpami�tywa� zawik�ania swego charakteru, g�os odleg�y o kilka metr�w powiedzia� zimno:
� Podnie� r�ce i usi�d�. Tylko cicho!
Wattol nie znosi� takiego traktowania, szczeg�lnie na obcej planecie. Wiedzia�, �e ko�lawi mieszka�cy Stominu stopiliby z najwi�ksz� przyjemno�ci� jego albo jakiegokolwiek innego nula, �eby zdoby� tran. Jeszcze nie poruszy� si�, tylko obr�ci� s�upek oka, by przyjrze� si� przeciwnikowi.
W mroku zobaczy� tr�jno�n� posta�, z wygl�du przypominaj�c� jego samego.
� Czy to, �e jeste� nulem, upowa�nia ci� do takiego zachowania? � zapyta� leniwie.
� Siadaj, bracie. Ja b�d� zadawa� pytania.
Wattol splun��.
� Nie jeste� zwyk�ym rzezimieszkiem, bo nie masz do�� zdrowego rozs�dku, �eby mnie uciszy� bez zb�dnych, teatralnych gest�w. Chod� i powiedz, czego chcesz, jak cywilizowane stworzenie.
Osobnik zbli�y� si�, ju� rozz�oszczony.
� Powiedzia�em �eby� usiad�...
Wattol zrobi� to wreszcie, skoczywszy jednocze�nie na drugiego nula i uderzy� go tu� pod przepon�. Zwalili si� na ziemi�. D�ugi, zakrzywiony n� wystrzeli� w powietrze. �wiat�o odleg�ej lampy pad�o na nich z ukosa, kiedy mocowali si� ze sob�..
� Czekaj! � krzykn�� napastnik. � Jeste� graczem, prawda? Czy nie by�e� przedtem u Farribidouchiego, przy g��wnym stole?
� Czy teraz jest pora na rozmow�, g�upi cudaku?
� Jeste� graczem, prawda? Najmocniej przepraszam pana! Wzi��em pana za zwyk�ego pr�niaka.
Podnie�li si� z ziemi, napastnik pe�en skruchy i sypi�cy pochlebstwami. Nazywa� si�, jak wyzna�, Jiksa. By przeprosi� Wattola za sw�j karygodny post�pek, nie�mia�o zaproponowa� mu p�j�cie na kielicha. Zaklina� si�, �e to ciemno�ci wprowadzi�y go w b��d.
� Nie podoba mi si� to tak samo, jak twoje wcze�niejsze zachowanie � powiedzia� Wattol. � Prawd� m�wi�c, w og�le nie mam ochoty zadawa� si� z tob�. Sp�ywaj i daj mi spokojnie pomedytowa�, ty pysza�ku.
� Mam dla pana pewn� propozycj�. Dobr� propozycj�. Prosz� pos�ucha�, my, nule, musimy trzyma� si� razem. Mam racj�, prawda? Stomin to okropne miejsce. Przecina si� tu tyle szlak�w przestrzennych, �e a� roi si� od rozmaitych m�t�w.
� Takich jak ty!
� Prosz� pana, ja tylko chwilowo mam pecha, tak samo zreszt� jak i pan. Razem mogliby�my znowu zdoby� fortun�. Tak si� sk�ada, rozumie pan, �e ja tez jestem graczem.
� Trzeba by�o od razu tak m�wi� i nie traci� na darmo energii � stwierdzi� Wattol, strzepuj�c kurz i rybie �uski z ubrania. � Chod�my na tego kielicha. Mo�esz mi postawi� i przedstawi� swoj� propozycj�.
Znale�li miejsce o nazwie Parkeet. �mierdzia�o tam troch�, ale by�o wygodnie. �adna inna obecna tam forma �ycia nie by�a zbyt odra�aj�ca. Usadowiwszy si� w rogu ze swoimi kieliszkami, dwaj nule pogr��yli si� w dyskusji na temat gier hazardowych
� U Farribidouchiego zgra�em si� do suchej nitki.
� Wi�c sk�d wzi�� si� ten tw�j zachwyt nad moj� gr�? � zapyta� Wattol.
Jiksa u�miechn�� si�.
� Oczywi�cie oszukiwali w grze. Widzia�em to, ale nic nie powiedzia�em, bo poder�n�liby mi gard�o. Niezwyk�e, �e wytrwa� pan tak d�ugo. Przygl�daj�c si� pa�skiej grze doszed�em do wniosku, �e byliby�my dobrymi partnerami.
� Nie da si� ukry�, �e potrzebuj� pieni�dzy. Mam kawa� drogi do domu, nie mniej ni� p� galaktyki.
� Dok�d pan zmierza?
� Do samej Partussy. Jestem obywatelem Partussy, je�li to jeszcze jest jakim� zaszczytem. Potraktowali mnie tak podle, jakbym by� cz�onkiem jakiej� m�odej rasy.
� Ja tez nie mam powod�w, by kocha� w�adze � przyzna� Jiksa. � To co panu si� przydarzy�o, to d�uga historia?
� Jeszcze kilka miesi�cy temu by�em Trzecim Sekretarzem Komisji na planecie pe�nej dwunog�w. Mi�a, spokojna praca, ale nie mog�em znie�� sposobu, w jaki Gubernator, facet o nazwisku Par-Chavorlem, traktowa� tubylc�w. Pod�e bydl�. Wi�c z�o�y�em protest. Wyrzuci� mnie na zbity pysk. Nawet nie da� mi na bilet do domu � swoj� drog�, Wydzia� Zagraniczny zawsze tak robi.
C�, mia�em do�� oszcz�dno�ci, �eby kupi� miejsce na statku do Hoppaz II, a stamt�d do Castacorze, naczelnej planety sektora. Castacorze to �mierdz�ca dziura, m�wi� ci! Jak wi�kszo�� naczelnych planet przegni�a od �apownictwa, a przeci�tny mieszkaniec nie mo�e nawet swobodnie kiwn�� palcem. Tkwi�em tam przez rok, zanim zarobi�em na bilet tutaj. Chwyta�em si� nawet fizycznej pracy.
Jiksa mrukn�� ze wsp�czuciem.
� Ale przynajmniej zrobi�em dwie po�yteczne rzeczy na Castacorze. Doszed�em do wniosku, �e po tym, jak mnie potraktowano, �wiat winien mi jest utrzymanie, od tego czasu polegam na w�asnym szcz�ciu i sprycie i my�l�, �e zaprowadz� mnie do Partussy
� W takim tempie, w jakim posuwasz, zajmie ci to dwadzie�cia lat. Zosta� ze mn�, b�dziemy razem oskubywa� turyst�w.
Wattol doszed� do wniosku, �e Jiksa mu si� nie podoba. Wydawa�o si�, �e nie potrafi odr�ni� zwyk�ego oszusta od osoby z niezwyk�ymi ambicjami. Mimo to m�g� si� przyda� w d�ugiej grze �abich skok�w, kt�rymi Wattol pod��a� od planety do planety w stron� domu.
Jiksa wychyli� kieliszek i zam�wi� nast�pn� kolejk�.
� A ta druga po�yteczna rzecz, kt�r� zrobi�e� na Castacorze � co to by�o? � zapyta�.
Wattol u�miechn�� si� kwa�no.
� Pewnie nigdy nie s�ysza�e� o Synvorecie? To gruba ryba w Radzie Najwy�szej Partussy. W Departamencie Zagranicznym ma opini� jednego z niewielu niesprzedajnych nuli, jacy si� jeszcze ostali! Wi�c zebra�em do kupy dowody przeciwko Gubernatorowi Par-Chavorlemowi i wys�a�em je z Castacorze Synvoretowi.
� A co ci z tego przyjdzie? � zapyta� Jiksa.
� Nie ka�d� przyjemno�� mo�na kupi�, bracie. Nic nie ucieszy�oby mnie bardziej, ni� gdyby ta wesz Par-Chavorlem zosta� wywalony i rachunki z planet�, na kt�rej si� panoszy, zosta�y wyr�wnane. Synvoret jest w�a�ciwym nulem do tego zadania.
Jiksa poci�gn�� nosem. Nie pierwszy raz spotka� si� ze zwariowanymi pretensjami urz�dnika, kt�rego zwolniono ze stanowiska
� Jak nazywa�a si� ta planeta, gdzie pracowa�e� u Par-, jak mu tam? � zapyta� znudzony.
� Ach, zabita deskami dziura zwana Ziemi�. Nie s�dz�, �eby� kiedy� o niej s�ysza�?
S�cz�c sw�j trunek, Jiksa przyzna�, �e nigdy o czym� takim nie s�ysza�.
I
Krzes�o kontrastowa�o ostro z rzuconym na nie p�aszczem. Jak pok�j, w kt�rym sta�o, krzes�o by�o ogromne, przesadnie ozdobne i przera�aj�co nowe. P�aszcz mia� prosty kr�j, by� znoszony i niemodny. Uszyty przez dobrego, partusja�skiego krawca, mia� zwyczajne trzy nietoperzowate r�kawy z otworami pod pachami i wysoki ko�nierz, si�gaj�cy niemal s�upk�w ocznych � taki, jakie nosili ju� tylko wychowankowie dawnej szko�y dyplomat�w. Brzeg ko�nierza by� wystrz�piony, tak jak brzegi trzech szerokich mankiet�w.
P�aszcz nale�a� do Sygnatariusza Arcy-Hrabiego Armajo Synvoreta. Dziesi�� sekund po tym, jak rzuci� go na sw�j ozdobny fotel, szafa wysun�a hak i wci�gn�a zniszczone okrycie w swoje obj�cia. Schludno�� jest cnot� istot ni�szych i maszyn.
Nie zwr�ciwszy na to uwagi, Synvoret kontynuowa� w�dr�wk� po swoim nowym pokoju. Prowadzi� surowy tryb �ycia, po�wi�caj�c si� wprowadzaniu partusja�skiej sprawiedliwo�ci w innych �wiatach. Ta komnata, jednocze�nie frywolna i pretensjonalna, zdawa�a si� symbolizowa� wszystkie zasady, z kt�rymi cz�sto walczy�. W duchu buntowa� si� przeciwko przeniesieniu go tu ze starego gabinetu, pomimo wszystkich zaszczytnych korzy�ci.
Synvoret wzi�� do r�ki pierwszy dokument z biurka. Wewn�trz foliowej koperty znajdowa�a si� nast�pna koperta. Kilkana�cie barwnych znaczk�w �wiadczy�o o wieloetapowej podr�y z jednego portu do nast�pnego, przez galaktyk� do miejsca przeznaczenia. Na najwcze�niejszym znaczku, ze stemplem CASTACORZE, SEKTOR VERMILION, widnia�a data sprzed prawie dw�ch lat. Z rosn�cym zainteresowaniem Synvoret przeci�� kopert�.
Koperta zawiera�a kilka dokument�w i list wyja�niaj�cy, od kt�rego Synvoret zacz�� czytanie:
�Do Sygnatariusza Rady Najwy�szej Arcy-Hrabiego Armajo Synvoreta, G.L.L, I.L U.S., L.C.U.S.S., P.F., R.O.R. (Orni), Fr. G.R.T.(P), Rada Planet Skolonizowanych, Partussy.
Szanowny Panie Sygnatariuszu: Poniewa� moje nazwisko nie mog�o przedtem dotrze� do pana poprzez poszczeg�lne szczeble hierarchii i lata �wietlne, kt�re nas dziel�, pozwol� sobie przedstawi� si�. Jestem Wattol Forlie, niegdy� Trzeci Sekretarz Jego Wysoko�ci Hrabiego Chaverlema Par-Chavorlema, Gubernatora Galaktyki na planecie Ziemia. By oszcz�dzi� Waszej Wysoko�ci k�opotu z odwo�ywaniem si� do akt, pozwol� sobie doda�, �e Ziemia jest Planet� Klasy 5c w Systemie 5417 w Administracyjnym Sektorze Vermilion.
Ot� ja, Szanowny Panie, w�a�nie zosta�em wyrzucony.
Zarz�dzanie t� nieszcz�sn� planet� Ziemi� przez naszych przedstawicieli nie podoba�o mi si� pod �adnym wzgl�dem. Kiedy o�mieli�em si� przedstawi� Gubernatorowi Par-Chavorlemowi raport w tej sprawie, zosta�em do niego wezwany i najniesprawiedliwiej wyrzucony z pracy.
Pan, jako osoba znaj�ca doskonale �ycie ministerialne, prawdopodobnie wie, jakie s� warunki zwyk�ego galaktyczno-kolonialnego kontraktu dla Urz�dnik�w Czwartego Stopnia w S�u�bie Kolonialnej, takich jak ja; �naruszywszy� zasady musz� wraca� do domu na w�asn� r�k� Bior�c pod uwag�, �e jestem dziesi�� tysi�cy lat �wietlnych od Partussy, w�tpi�, czy ujrz� strony rodzinne, zanim dojd� do s�dziwego wieku. Skuteczny spos�b na unieszkodliwienie przeciwnika, ha!
Jednak�e, Szanowny Panie, moj� g��wn� trosk� nie jest m�j los, ale los podleg�ej rasy z Ziemi, nazwanej Ziemianie. Przy bli�szym poznaniu, Ziemianie okazuj� si� zupe�nie porz�dnymi stworzeniami, o wielu pozytywnych cechach zbli�onych do naszych. Fakt, �e s� dwuno�ni, w historii przemawia� na ich niekorzy�� � tak jak w przypadku wi�kszo�ci ras dwuno�nych na ca�ym �wiecie.
Sprawa przedstawia si� tak, �e moim zdaniem te dwunogi s� systematycznie wykorzystywane i niszczone przez naszego Ziemskiego Gubernatora. Par-Chavorlem przekracza swoje uprawnienia. Mam nadziej�, �e za��czone dokumenty przekonaj� Pana o tym. Je�li jego rz�dy potrwaj� d�u�ej, ca�a ziemska kultura zostanie zniweczona, zanim przeminie nast�pna generacja.
Powinno si� powstrzyma� Par-Chavorlema. Zaj�� jego miejsce powinien sprawiedliwy nul, o ile jeszcze tacy nule istniej�. Nasze pot�ne, �wietne Imperium cuchnie na odleg�o��! Jest zgni�e na wylot. Je�li nawet te akta dotr� do Ciebie, Panie, to i tak pewnie nawet nie kiwniesz palcem.
Dlaczego w�a�nie do Pana pisz�, Szanowny Panie? Oczywi�cie musia�em skierowa� m�j list do kt�rego� z Sygnatariuszy Rady Kolonii, tych, kt�rzy mog� co� zdzia�a�. Wybra�em Pana, poniewa� s�ysza�em, �e za czas�w m�odo�ci zajmowa� Pan, mi�dzy innymi, stanowisko Wicegubernatora Starjj, planety w sektorze Vermilion, a Pana rz�dy by�y przyk�adem �wiat�ej sprawiedliwo�ci. O ile wiem, nadal cieszy si� pan opini� osoby uczciwej i szczerej.
Je�li tak jest, prosz� o zrobienie czego� dla Ziemian i skierowanie Par-Chavorlema gdzie�, gdzie ju� nie b�dzie m�g� wyrz�dzi� wi�kszych szk�d. A mo�e jest Pan zbyt zapracowany, by zaj�� si� t� spraw�? To przecie� wiek Zapracowanego Nula!
Pa�ski eks-s�uga w rozpaczy, oto kim jestem, Panie Wielce Szanowny Sygnatariuszu, ja Wattol �Wielka G�owa� Forlie�.
Grzebie� na pomarszczonej ze staro�ci g�owie Sygnatariusza Synvoreta falowa� z gniewu, gniewu bynajmniej nie skierowanego wy��cznie przeciwko Wattolowi Forlie�emu. Jego zdaniem szereg nast�puj�cych po sobie nieudolnych ministr�w przyczyni�o si� do tego, �e Ministerstwo Spraw Kolonii stawa�o si� coraz mniej kompetentne w zajmowaniu si� podleg�ymi mu sprawami. W miar� jak przybywa�o mu lat, Synvoret coraz bardziej upewnia� si�, �e nigdzie sytuacja nie by�a taka, jak za czas�w jego m�odo�ci. List Forlie�ego potwierdza� to.
Podszed� do ozdobnego krzes�a, usiad� na nim i roz�o�y� akta Forlie�ego na biurku. Dokumenty by�y takie, jak przewidywa�.
Kopie podpisanych przez Par-Chavorlema polece� do wewn�trznego rozprowadzenia, narzucaj�cych ograniczenia rasowe.
Kopie rozkazu dla armii, upowa�niaj�ce do zastrzelenia ka�dego Ziemianina, kt�ry znajdzie si� w promieniu p� kilometra od g��wnej drogi.
Kopie instrukcji dla w�adz ziemskich, by przekazywa� dzie�a sztuki w�adzom Partussy �w wieczyst� ochron� w zamian za bezwarto�ciowe gwarancje.
Raporty z plac�wek Pod-Komisji na Ziemi, zawieraj�ce szczeg�y dotycz�ce przymusowych oboz�w pracy.
I kopie kilku um�w z cywilnymi kontrahentami, przedsi�biorstwami g�rniczymi, kierownikami linii mi�dzyplanetarnych i zarz�dcami wojskowymi � �jeden z ostatnich, to Genera� Gwiazdy na Castacorze� � wszystkie zawiera�y pozycje i wydatki znacznie przekraczaj�ce limity ustalone dla Komisji 5c.
Na pierwszy rzut oka wygl�da�o to na przest�pstwa finansowe. Dokumenty, z kt�rych wi�kszo�� by�a fotostatami, rysowa�y obraz systematycznego zniewalania i okradania miejscowej ludno�ci. Sygnatariusz ju� kiedy� mia� do czynienia z takimi dokumentami. W rozleg�ym Imperium Partussy by�o dosy� mo�liwo�ci do nadu�y�. Rozk�ad moralny pieni� si� mimo usilnego zwalczania.
Jednocze�nie, i chyba r�wnie cz�sto, niezadowoleni pracownicy usi�owali zniszczy� swoich szef�w, kt�rych winili za swoje niepowodzenia.
Synvoret zachowa� trze�wo�� my�lenia. Umys� mia� ch�odny jak ryba. Wsta�, podszed� do okna i ods�oni� je. Wyjrza� na las wie�yczek, tworz�cych dzielnic� najwi�kszego miasta galaktyki. Przekr�ciwszy s�upki oczne, spojrza� w niebo. Tam, w g�rze, rozci�ga�a si� posiad�o�� Partussy, cztery miliony �wiat�w. Otrze�wi�a go my�l, �e �aden nul, �adna komisja, �aden komputer nie mo�e zna� nawet miliardowej cz�stki tego, co tam si� dzieje.
Nie zadaj�c sobie trudu, �eby si� odwr�ci�, nacisn�� dzwonek na r�ku. M�ody sekretarz pojawi� si� natychmiast, u�miechaj�c si� i rozp�aszczaj�c sw�j grzebie�. Mo�e Forlie by� tylko jeszcze jednym takim karierowiczem?
� Jaki mamy dzisiaj pierwszy punkt programu? � zapyta� Synvoret.
Sekretarz poinformowa� go.
� Prosz� to wykre�li�. Chc� natomiast, �eby pan sprawdzi� Centraln� Kartotek� i dostarczy� mi wszystkich dost�pnych danych dotycz�cych planety Ziemi z Systemu 5417 GAS Vermilion i Arcy � Hrabiego Chavorlema, Gubernatora planety. I prosz� um�wi� mnie na jutro z Najwy�szym Radc�.
Zwyk�a Sala Audiencji Najwy�szego Radcy mie�ci�a si� w samym �rodku ogromnego nowego bloku, w kt�rym znajdowa�o si� r�wnie� biuro Synvoreta. Kiedy Synvoret stawi� si� tam, odetchn�� z ulg� na widok Radcy, s�dziwego nula o nazwisku Graylix. Opr�cz niego w sali by� jedynie robot-magnetofon.
� Wejd�, Armajo Synvoret � powita� go Radca, wstaj�c na swoje trzy nogi. � Dawno ju� nie spotykali�my si� prywatnie.
� Uprzedzam, �e mam zamiar przedstawi� ci oficjaln� pro�b�, Supremo � powiedzia� Synvoret, stykaj�c si� na chwil� s�upkiem ocznym ze swoim zwierzchnikiem. � M�j sekretarz umawiaj�c to spotkanie przes�a� r�wnie� kopie pewnych dokument�w.
Graylix wskaza� na plik niebieskich kartek na stole.
� Masz na my�li akta Forlie�ego? Mam je tutaj. Usi�d� i pom�wimy o tym, je�li chcesz. Wydaje si�, �e to sprawa raczej dla Wydzia�u d/s Wykrocze� i Porz�dku Psychicznego ni� dla nas, nie uwa�asz?
� Nie, Supremo, nie uwa�am. Przyszed�em, �eby ci� poprosi� o pozwolenie na wyjazd na Ziemi�.
Supremo wsta� gwa�townie.
� Chcesz jecha� na Ziemi�? Dlaczego? �eby zbada� sytuacj� opisan� przez tego zdymisjonowanego Trzeciego Sekretarza? Wiesz r�wnie dobrze jak ja, �e te dowody s� prawdopodobnie fa�szywe. Ile to ju� razy s�yszeli�my o �takich wyssanych z palca zarzutach ze strony podw�adnych zwolnionych za powa�ne niedoci�gni�cia?
Synvoret kiwn�� g�ow�, niewzruszony.
� Prawda. Forlie przys�a� nam tylko dowody w formie dokument�w, a przy obecnych metodach fa�szerstwa ju� nie mo�emy wierzy� takim dowodom. Co gorsza, to maj� rzekomo by� kopie fotostatyczne. Mimo to czuj� si� sprowokowany do dzia�ania i musz� prosi� o pozwolenie na podr� na Ziemi� w celu zbadania sytuacji.
� To, oczywi�cie, da si� zrobi�. W�a�ciwie prosta sprawa. Wy�lemy ci� oficjalnie na inspekcj�.
� A wi�c u�atwisz mi to?
Supremo wymijaj�co poruszy� grzebieniem.
� Oficjalnie, jak s�dz�, nie mog� ci odm�wi�. Raporty dotycz�ce nadu�y� musz� by� potwierdzone albo odrzucone. Jednak prywatnie, chcia�bym ci przypomnie� o pewnych sprawach. Jeste� jednym z naszych najbardziej cenionych Sygnatariuszy. W m�odo�ci pe�ni�e� aktywnie s�u�b� w nieprzyjemnych kresowych sektorach jak Vermilion. Masz do�wiadczenie z kilkunastu Komisji. Jeste� starym, twardym nulem, Armajo Synvoret.
Sygnatariusz Synvoret przerwa� mu, �miej�c si� z zak�opotaniem, ale jego zwierzchnik m�wi� dalej.
� Ale jeste� stary tak jak ja i musisz zda� sobie z tego spraw�. Teraz chcesz pojecha� na jak�� zakichan� planetk�, odleg�� o dwa lata drogi. Stracisz cztery lata, co najmniej cztery lata, by zaspokoi� chwilowy kaprys. Je�li potrzebne ci s� wakacje, jed� lepiej na porz�dny urlop.
� Chc� pojecha� na Ziemi� � powiedzia� Sygnatariusz Synvoret, poruszaj�c grzebieniem.
Obszed� d�ugi pok�j woko�o, szarpi�c fa�dy r�kaw�w.
� Mo�e si� i starzejemy Supremo, ale przynajmniej jeste�my uczciwymi nulami. Honor Imperium spoczywa w naszych r�kach. Wiesz, �e dosy� cz�sto przychodz� takie raporty o nadu�yciach. Najwy�szy czas, �eby kto� odpowiedzialny zaj�� si� nimi osobi�cie, zamiast wysy�a� jak�� Misj� Kontroler�w Dobrej Nadziei, kt�rzy zostaj� przekupieni i po powrocie stwierdzaj�, �e wszystko jest w porz�dku. Mnie nie mo�na przekupi�. Jestem zbyt uparty � i zbyt bogaty. Pozw�l mi pojecha�! Je�li jest to, jak m�wisz, chwilowy kaprys, potraktuj go pob�a�liwie.
Przerwa�, zdaj�c sobie spraw�, �e m�wi bardziej gwa�townie, ni� zamierza�. Uwaga dotycz�ca s�dziwego wieku dotkn�a go. Supremo u�miecha� si� �agodnie. To tak�e zirytowa�o Synvoreta. Nie znosi�, gdy kto� go mitygowa�.
� O czym my�lisz? � zapyta�.
Supremo nie odpowiedzia� na to pytanie bezpo�rednio.
� Kiedy dosta�em akta Forlie�ego, oczywi�cie sprawdzi�em w Centrali jego dane. Jest bardzo m�ody: pi��dziesi�t sze��. Wyjecha� z Partussy na Ziemi� zostawiaj�c cztery tysi�ce byaksis d�ug�w karcianych.
� Ja tez sprawdzi�em w Centrali. D�ugi karciane nie czyni� z nula k�amcy, Supremo.
Supremo kiwn�� g�ow�.
� Jednak akta Par-Chavorlema s� czyste
� Jest na tyle daleko st�d, aby brud przesta� by� widoczny � stwierdzi� sucho Synvoret.
� Tak. Jeste� zdecydowany pojecha�, Armajo. C�, podziwiam ci�, chocia� ci nie zazdroszcz�. Ta otoczona tlenem kula Ziemia wydaje si� by� ma�o atrakcyjna. Przy�lij jutro sekretarza na Posiedzenie, a podam ci wst�pn� list� kandydat�w na inspekcj�.
� Ogranicz� ich liczb� do minimum � obieca� Synvoret wstaj�c. Przed opuszczeniem Partussy czeka�o go wiele zaj��.
� I pami�taj, Armajo Synvoret, �e Gubernator Par-Chavorlem musi by� oficjalnie powiadomiony o zamierzonej przez ciebie inspekcji.
� Wola�bym wpa�� tam nieoczekiwanie!
� To zrozumia�e, ale protok� wymaga uprzedniego powiadomienia.
� Tym gorzej dla protoko�u, Supremo.
Synvoret by� ju� przy drzwiach, kiedy Graylix zatrzyma� go.
� Powiedz mi, co tak naprawd� sk�oni�o ci� nagle do tej donkiszotowskiej wyprawy na drugi koniec galaktyki? W ko�cu, c� mo�e dla ciebie znaczy� przysz�o�� jednej z czterech milion�w ma�ych planet?
Synvoret uni�s� trzy ramiona w nulowskim krzywym u�miechu.
� Jak nie omieszka�e� zauwa�y�, Supremo, starzej� si�. Mo�e sprawiedliwo�� sta�a si� moim nowym hobby?
Wyszed�. Znalaz�szy si� z powrotem w swoim gabinecie, natychmiast zredagowa� pismo:
�Do Gubernatora Kolonii Jego Wysoko�ci Hrabiego Chaverlema Par-Chavorlema, I.L.U.S., L.G.V.S., M.G.C.C, R.O.R. (Smi), Ziemia, System 5417, GAS Vermilion.
Zawiadamiam o oficjalnej terenowej inspekcji planety Ziemi, kt�ra znajduje si� pod pa�skim zarz�dem. Nie oczekuj� specjalnych przygotowa� do mojej wizyty. Nie bior� udzia�u w konferencjach prasowych ani przyj�ciach, z wyj�tkiem koniecznego minimum. Moja osoba nie musi by� uhonorowana �adnymi specjalnymi wyst�pieniami. Prosz� jedynie o umo�liwienie mi odbycia samodzielnych podr�y i o t�umacza m�wi�cego ziemskim j�zykiem. Dok�adna data przyjazdu zostanie podana. Synvoret�.
II
Partusja�skie rz�dy w tym pot�nym Imperium by�y surowe, ale bezstronne. Nulowie na podleg�ych planetach kierowali si� raczej prawami matematyki ni� emocjami. Ziemia dla nich � przynajmniej dla tych daleko na Kr�lewskiej Planecie Partussy � by�a po prostu planet� 5c. Zgodnie z t� ekonomiczn� klasyfikacj� �5� oznacza�o zasoby naturalne, �c� � �wiat tlenowo-azotowy.
Zasob�w naturalnych by�o wiele, ale Ziemia eksportowa�a g��wnie drewno, z las�w piel�gnowanych i wyr�bywanych przez Ziemian.
W dwutysi�cznym roku partusja�skiej w�adzy Ziemia by�a pokryta puszczami i lasami, w wi�kszo�ci zorganizowanymi r�wnie starannie jak fabryki. W niekt�rych regionach metody zalesiania na szerok� skal� nie op�aca�y si�, cz�� przeznaczano na hodowl� byd�a rasy afrizzian. Gdzieniegdzie le�a�y stare, niepodleg�e ziemskie miasta i wsie, niekt�re jeszcze zamieszka�e, inne rozpadaj�ce si� w ruiny na le�nych polanach.
Dobre partusja�skie drogi z pr�niowego velcanu bieg�y we wszystkich kierunkach pod os�on� p�l si�owych. Partusja�czycy zajmowali si� przede wszystkim transportem. Drogi by�y ich symbolem. Oni pierwsi ustalili regularne trasy w przestrzeni i do nich nale�a�o najwi�ksze imperium mi�dzyplanetarne.
Jedna z takich wielkich dr�g przebiega�a przez Dzielnic� Eurore, Urodzajn� Dolin� Kana�u i Region Greatbrit, gdzie wpada�a mi�dzy os�ony stolicy dominium.
Tutaj, ukryty w prywatnych apartamentach pa�acu, Gubernator, Jego Wysoko�� Hrabia Par-Chavorlem czyta� telegram, kt�ry mu w�a�nie dor�czono. Przeczyta� go dwukrotnie, zanim poda� go swemu towarzyszowi Marsza�kowi Broni Terekomyemu.
� Wygl�da na to, �e Synvoret to kawa� skurczybyka � zauwa�y�.
� Radzili�my sobie ju� nieraz ze skurczybykami � powiedzia� Terekomy.
� Tak, i poradzimy sobie z Synvoretem i jego grup�. Nad�ty wa�niak zawsze zmienia si� w drobn� rybk�, kiedy trafia na kresy. W ka�dym razie to wspaniale, �e regulamin S�u�by Kolonialnej wymaga wcze�niejszego zapowiedzenia wizyty. To daje czas na przygotowania...
Rzuci� okiem na dat� na telegramie.
� Szybkie statki dowioz� tu Synvoreta niewiele wcze�niej ni� za dwa lata obiektywnego czasu. Tyle mamy na zadbanie o to, �eby zobaczy� tylko to, co powinien.
� �wietnie. Poka�emy mu Ziemi� jako najlepiej zarz�dzan� planet� w sektorze � stwierdzi� Terekomy sarkastycznie. � Martwi mnie tylko, po co on tu w og�le przyje�d�a.
� Mo�e s�ysza� jakie� plotki.
� Jakie na przyk�ad?
� Takie, �e si�y zbrojne, kt�rymi dowodzisz, przekraczaj� przewidzian� liczb� o czynnik trzy.
Albo �e pan wk�ada do w�asnej kieszeni dwa byaksis z ka�dego pnia, kt�ry eksportujemy.
Albo �e...
� Dobra, Terekomy, wiemy, jak jest. Chodzi o to, �e Partussy ju� nie pilnuje swoich interes�w. Musimy dzia�a� ostro�nie, �eby wykluczy� jej ingerencj�. Synvoret mo�e zobaczy� tylko tyle, ile chcemy, �eby zobaczy� i nic wi�cej. Zadzwo� po statek inspekcyjny. My�l�, �e zabierzemy si� do roboty od razu. Zaczniemy od rozejrzenia si� po terenie. Min�y ju� chyba ze trzy tutejsze lata od chwili, gdy ostatni raz opu�ci�em Miasto Guberni.
Statek przyby�, zanim dotarli na dach budynku. Przeni�s� obydwu Partusja�czyk�w przez pola si�owe nad Guberni�, w truj�c� dla nuli atmosfer� Ziemi.
Gubernia Partussy obejmowa�a dziewi�� mil kwadratowych. Odchodzi�y od niej promieni�cie szerokie drogi okryte polami si�owymi. Poniewa� przeci�tny nul wa�y oko�o tony, transport naziemny cieszy� si� tam wi�kszym powodzeniem ni� powietrzny.
Jakie� dwa tysi�ce lat wcze�niej, kiedy pierwszy statek zwiadowczy pot�nego i nieustannie powi�kszaj�cego si� imperium galaktycznego Partussy dotar� na Ziemi�, mieszka�cy tej niewa�nej planety byli zachwyceni w��czeniem do Imperium. Podpisano Kart� Patronatu.
Korzy�ci p�yn�ce z niezmiernej, materialnej i technologicznej wy�szo�ci Patrussy da�y si� odczu� od razu. Fantastyczne programy pomocy pojawia�y si� jak grzyby po deszczu na ca�ej planecie. Nap�ywa�y kolosalne po�yczki. Codziennie rozpoczynano realizacj� nowych plan�w rozwoju. Tysi�ce dalekowzrocznych, tr�jno�nych stworze� nap�ywa�y na Ziemi� przez po�piesznie budowane porty, przywo��c ze sob� pomys�y, pieni�dze i rodziny.
Ziemia t�tni�a �yciem.
� Nowy renesans! � wykrzykn�li optymi�ci, powtarzaj�c propagand� partusja�sk�.
Wkr�tce zbudowano wspania�e nowe drogi, przecinaj�ce ziemskie szosy. Otoczone polami si�owymi, wodoszczelne i zabezpieczone, wzbudza�y podziw ca�ej Ziemi, nawet kiedy dowiedziano si�, �e przeznaczone s� wy��cznie dla Partusja�czyk�w.
W miar� jak, zgodnie z planem, zadziwiaj�ce nowe projekty zacz�y przynosi� rezultaty, Ziemianie coraz wyra�niej dostrzegali, �e Partusja�sko-Ziemski dobrobyt by� parodi�, a wszelkie korzy�ci jednostronne. Ludziom nie pozwalano nawet na opuszczenie swojego uk�adu, z wyj�tkiem wyjazd�w na kilka okre�lonych planet do p�niewolniczej pracy.
Kiedy zdali sobie z tego spraw�, by�o ju� za p�no na jakiekolwiek skuteczne przeciwdzia�anie. Mo�e od pocz�tku by�o za p�no? Partussy mia�a za sob� ponad dwa miliony lat historii i cztery miliony planet pod sob�. W sk�ad jej korpusu dyplomatycznego wychodzili osobnicy przebiegli, nieust�pliwi wobec coraz g�o�niejszego protestu Ziemian. Zachowywali si� z tak okrutnie niewzruszon� cierpliwo�ci�, jak� spotyka si� u opiekun�w upo�ledzonych umys�owo dzieci. Ich nieuczciwo�� by�a zgodna z prawem. Gubernator po gubernatorze obchodzi� si� �agodnie z niesfornymi dwunogami, usi�uj�c zachowa� dobr� wol�, chocia� niewiele by�o ku temu powod�w.
Par-Chavorlem zmieni� wszystko. Zaj�wszy stanowisko Gubernatora Ziemi przed dwudziestu trzema laty, wprowadzi� system �apownictwa, kt�ry uczyni� go jednym z najmocniejszych, najbardziej znienawidzonych nuli w GAS Vermilion, regionie obejmuj�cym sze�� tysi�cy gwiazd.
Lec�c teraz ze swoim Marsza�kiem Broni, wysoko ponad r�wninami Ziemi, spogl�da� na spalone pola uprawne i przetrzebione lasy, szpec�ce uporz�dkowany krajobraz. By�y to skutki walki partyzanckiej, kt�ra wybuch�a jako protest przeciwko jego zdzierstwu. Na ca�ej planecie Ziemianie si�gn�li po bro�, niszcz�c wszystko, co w przeciwnym razie mog�oby wpa�� w r�ce obcych.
� Partyzanci nie dzia�aj� zbyt skutecznie � zauwa�y� Par-Chavorlem zerkaj�c w d�. � Przed przyjazdem tego w�cibskiego Sygnatariusza musimy zniszczy� nasze w�asne plantacje i spali� pola wok� miasta. Powinien odnie�� wra�enie, �e dwuno�ne bandy powa�nie si� buntuj�. Musimy przedstawi� siebie jako gn�bionych i obl�onych.
Marsza�ek Terekomy przytakn�� entuzjastycznie.
� To wyt�umaczy�oby liczebno�� naszej armii � powiedzia�.
Jego ogromne, zimne, trzykomorowe serce wype�ni� szacunek dla niezwyk�ej wyobra�ni Gubernatora. Pobudzi�o to jego w�asn�.
� Wie pan, mo�emy nawet zaaran�owa� niewielk� bitewk� dla naszego go�cia � zaproponowa�.
� Pomy�l� o tym.
Pod nimi przesuwa� si� centralny okr�g le�ny. Szereg ci�kich transportowc�w d��y� do najbli�szego portu kosmicznego. Metody wyzysku Par-Chavorlema by�y cudownie proste. Pod pretekstem, �e t�um ludzi m�g�by zmieni� si� w zbuntowany mot�och, przed dwudziestu laty wydano dekret ograniczaj�cy liczb� ludzi, kt�rzy mogli by� zatrudniani przez ziemskich zarz�dc�w. Dzi�ki temu nulowie zyskali tani� si�� robocz�. Zaoszcz�dzone w ten spos�b pieni�dze, przechwytywane przez Podatek od Zatrudnienia, trafia�y do kieszeni Gubernatora.
� Wracamy � warkn�� Par-Chavorlem. Jego nastr�j zmienia� si� czasem gwa�townie, zwyczajowa og�ada przechodzi�a we w�ciek�o��. Nie by� zadowolony z tego, �e zak��cono mu dotychczasowy tryb �ycia. Samolot zakr�ci� w stron� Miasta. Terekomy przez chwil� milcza� taktownie.
� W ci�gu ostatnich lat rozszerzyli�my nasz teren, Chavorlem � powiedzia�. � �yli�my wygodnie, mimo �e jest to pod�a planeta. Nawet Miasto jest dwa razy wi�ksze, ni� przewiduje statut dla planety 5c. Tego nigdy nie usprawiedliwimy.
� Tak. Masz racj�. Ci z Partussy chc�, �eby�my �yli jak n�dzarze. Nasze miasto musi zosta� ca�kowicie opuszczone i ukryte przed badawczym wzrokiem Sygnatariusza. Musimy zbudowa� i zasiedli� tymczasowe Miasto o przepisowych rozmiarach na nowym miejscu. Kiedy nasz w�cibski Tomasz wyjedzie, wszystko wr�ci do normy.
Terekomy wci�� patrzy� w zamy�leniu na znienawidzony krajobraz, kt�ry przesuwa� si� pod nimi. W g��bi ducha zn�w rozpiera� go podziw dla Gubernatora Par-Chavorlema. Dzi�kowa� Tr�jcy, �e los rzuci� go tu, gdzie m�g� s�u�y� temu urodzonemu przyw�dcy, a nie kaza� mu siedzie� w chyl�cym si� ku upadkowi sercu Imperium.
� Kiedy wr�cimy � powiedzia� oboj�tnym tonem � po�lemy po jednego z naszych ziemskich przedstawicieli � pa�ski t�umacz Towler b�dzie do tego dobry � �eby nam przedstawi� propozycj� w�a�ciwego terenu pod nowe Miasto.
G��wny T�umacz Gary Towler robi� zakupy. Popo�udniami kiedy nie kazano mu pracowa� albo czeka� w pa�acu Par-Chavorlema, lubi� robi� zakupy, mimo �e nie by�o to zbyt przyjemne zaj�cie.
Dzielnica tubylc�w w Mie�cie by�a, tak jak ca�e Miasto, zamkni�ta wielk� kopu�� si�ow� i jej ulice wype�nia�a taka sama truj�ca mieszanka siarkowodoru i innych gaz�w jak reszt� partusja�skiego osiedla. W mieszkaniach i sklepach dzielnicy tubylc�w by�a atmosfera tlenowowodorowa, a wchodzi�o si� do nich przez �luzy powietrzne. Wyprawa po zakupy ��czy�a si� z za�o�eniem skafandra.
� Chcia�bym trzy czwarte kilo tej dobrej �opatki � powiedzia� Towler, wskazuj�c kawa�ek afrizzian le��cy na ladzie u rze�nika. Afrizziany by�y szybko rozmna�aj�cymi si� ssakami, przywiezionymi z innej planety sektora. W�a�nie rozprowadzano wielkie ich stada na Ziemi.
Rze�nik chrz�kn��, obs�uguj�c Towlera bez s�owa. Ziemianami, przebywaj�cymi w sta�ym kontakcie z Partusjanami, gardzili nawet ci, kt�rzy innymi sposobami zarabiali na �ycie w tym samym Mie�cie. Tymi za�, gardzi�y p�ochotnicze grupy pracy, wywo�one z Miasta co noc, pogardzane z kolei przez wi�kszo�� Ziemian, kt�rzy woleli czasem przymiera� g�odem, ni� mie� do czynienia z obcymi. Ca�e spo�ecze�stwo podzielone by�o wed�ug swego rodzaju hierarchii nieufno�ci.
Zabrawszy sk�po zawini�te mi�so Towler zas�oni� twarz klap� skafandra i wyszed� ze sklepu. Ulice dzielnicy tubylc�w by�y prawie ca�kowicie opustosza�e. Nie by�y ani pi�kne, ani interesuj�co brzydkie. Zaprojektowa� je architekt nul z Castacorze, Sektor HQ, kt�ry widzia� istoty dwuno�ne tylko na ekranach sensorowych. Jego wizja zmaterializowa�a si� w postaci rz�d�w psich bud. Jednak Towler szed� rado�nie.
W jego mieszkaniu powinna czeka� Elizabeth.
Towler mieszka� w ma�ym, zaledwie trzypoziomowym bloku, do kt�rego wchodzi�o si� przez �luzy powietrzne.
Kiedy ju� mia� za sob� podw�jne drzwi, ods�oni� twarz i ruszy� po�piesznie korytarzem, �a�uj�c, �e nie mo�e uczesa� w�os�w ukrytych pod he�mem. Otworzy� drzwi swego trzypokojowego mieszkania. By�a tam.
Ze �rodka sufitu zwisa�a kula kontroln�. Elizabeth sta�a dok�adnie pod ni�. By�o to jedyne miejsce, w kt�rym nie mo�na by�o dostrzec wyrazu jej twarzy. Oczy zab�ys�y Towlerowi na jej widok, chocia� wiedzia�, �e kiedy otwiera� drzwi, daleko st�d rozleg� si� sygna� ostrzegawczy i teraz nul � a mo�e nawet cz�owiek � pochyla� si� nad ekranem, obserwowa�, jak wchodzi, widzia�, co przyni�s�, s�ysza�, co m�wi.
� Ciesz� si�, �e ci� widz�, Elizabeth � powiedzia�, pr�buj�c zapomnie�, odepchn�� �wiadomo�� tego, �e go szpieguj� ci na g�rze.
� Nie powinnam by� tutaj � powiedzia�a. Nie by� to obiecuj�cy pocz�tek. Mia�a dwadzie�cia cztery lata, by�a szczup�a, o wiele za szczup�a, o pod�u�nej, jasnej twarzy i �ywych niebieskich oczach. Nie by�a pi�kno�ci�, ale co� w jej rysach sprawia�o, �e by�a bardziej ol�niewaj�ca ni� pi�kno��.
� Porozmawiajmy � powiedzia� �agodnie. Mieszka� sam, odseparowany od innych ludzi i prawie zapomnia�, co to jest �agodno��. Wzi�� j� za r�k� i zaprowadzi� do stolika.
Ka�dy jej ruch ujawnia� niepewno��. Zaledwie przed dziesi�cioma dniami by�a wolna, mieszka�a z dala od Miasta, z rzadka widuj�c nul�w. Jej ojciec mia� fabryczk� konserw z afrizzian. Wykryto jego oszustwa podatkowe. Przez pi�� lat p�aci� Partussy mniej ni� � pod rz�dami Par-Chavorlema � nale�a�o. Zaj�to jego fabryczk�, jedyn� c�rk� Elizabeth zabrano do pracy w biurach Miasta. Tutaj, przera�ona i st�skniona za domem, zosta�a podw�adn� Towlera. Lito��, a mo�e co� wi�cej, sk�oni�o go do zaproponowania jej pomocy.
� Czy oni b�d� s�yszeli o czym m�wimy? � zapyta�a.
� Ka�de wypowiedziane s�owo trafia do Kontrolnej Centrali Komisariatu Policji � powiedzia� � gdzie zostaje nadane. Ale oczywi�cie nie spodziewaj� si�, �e ich kochamy. Poniewa� ju� maj� w�adz� nad naszym �yciem i �mierci�, kilka s��w na ta�mie niewiele zmienia. To tylko �rodki ostro�no�ci.
Wzdrygn�a si�, s�ysz�c rezygnacj� w jego g�osie. On tez nale�a� do obcego jej �wiata. Mogli si� dotyka�, ale do tej pory nie by�o mi�dzy nimi prawdziwego porozumienia.
� W takim razie � powiedzia�a � jak d�ugo b�d� mnie tu trzyma�?.
Teraz on drgn��. Pracowa� tu od dziesi�ciu lat. Kiedy sko�czy� dwadzie�cia, uwi�ziono go za przewinienie nawet mniej wa�ne ni� to, kt�re przywiod�o tu Elizabeth Fallodon. Przez ca�y ten czas ani razu nie opu�ci� Miasta. Nulowie fundowali swoim dwuno�nym pomocnikom bilety tylko w jedn� stron�.
� Przekonasz si�, �e nie jest tu tak �le � powiedzia� zamiast udzieli� jej bezpo�redniej odpowiedzi. � Wiele mi�ych kobiet i m�czyzn pracuje dla Partusja�czyk�w. A wi�kszo�� Partusja�czyk�w, kiedy ju� przyzwyczaisz si� do ich przera�aj�cego wygl�du, okazuje si� by� zupe�nie nieszkodliwa. Mia�a� szcz�cie, �e skierowano ci� do Biura T�umaczy. Tworzymy jakby odr�bn� spo�eczno��.
� Lubi� Petera Lardeninga � powiedzia�a.
� To obiecuj�cy, m�ody cz�owiek, ten Lardening.
M�wi�c to zda� sobie spraw� ze swojego protekcjonalnego tonu i poczu�, jak krew nap�ywa mu do policzk�w. Lardening by� rzeczywi�cie najlepszym z m�odych t�umaczy. By� mniej wi�cej w wieku Elizabeth. Zbyt wcze�nie na zazdro��, pomy�la� sobie Towler. Nie znali si� z Elizabeth zbyt dobrze. Z wielu powod�w powinno tak zosta�.
� Wydaje mi si�, �e on jest bardzo mi�y � powiedzia�a Elizabeth.
� Jest bardzo mi�y.
� I pe�en zrozumienia.
� Tak, rozumie innych.
Nagle straci� w�tek. Mia� ochot� powiedzie� jej, �e to on jest G��wnym T�umaczem i �e to on mo�e najwi�cej dla niej zrobi�.
Niemal z ulg� przyj�� piszczenie komunikatora, chocia� w innych okoliczno�ciach mog�oby go przestraszy�. U�miechn�� si� smutno i odwr�ci� od niej.
� Halo � powiedzia�, podchodz�c do komunikatora.
Kiedy jego osobista tarcza znalaz�a si� w zasi�gu wi�zki, ekran poja�nia�. Pozna� jednego z podrz�dnych urz�dnik�w z pa�acu, cz�owieka o pod�u�nej twarzy znanej Towlerowi, chocia� nie rozmawiali ze sob� poza wymienianiem zdawkowego �dzie� dobry�.
� Gary Towler, prosz� szybko przyj�� do pa�acu. Pilne wezwanie.
� Mam jedno wolne popo�udnie w miesi�cu � powiedzia� Towler. � W�a�nie dzisiaj. Czy to pilne wezwanie nie mo�e zaczeka� do jutra?
� Sam Gubernator chce pana widzie�. Lepiej niech si� pan po�pieszy.
� Dobra. Ju� id�. Niech pan si� nie denerwuje!
III
Szesna�cie i p� minuty p�niej G��wny T�umacz Gary Towler sk�ada� uk�on przed Gubernatorem, Jego Wysoko�ci� Hrabi� Par-Chavorlemem. Po tylu latach pracy w Mie�cie Towler wci�� dr�a� ze strachu na widok Partusja�ezyka. Par-Chavorlem mia� trzy metry wysoko�ci. By� niezwykle mocno zbudowany. Jego ogromne cielsko wygl�da�oby jak walec, gdyby nie r�ce i nogi. Nul przypomina� ba�k� z przyczepionymi dwiema tr�jramiennymi rozgwiazdami, jedn� u podstawy � tworz�c� nogi, jedn� w po�owie � r�ce.
Jak u pozosta�ych przedstawicieli tego gatunku, u Par-Chavorlema ledwie mo�na by�o rozr�ni� rysy twarzy. Ka�de d�ugie rami� ko�czy�o si� dwoma gi�tkimi, przeciwstawnymi palcami z wysuwanymi szponami, kt�re zwykle by�y schowane. U g�ry walcowatego cia�a mia� trzy, symetrycznie rozstawione s�upki oczne, a na czubku �g�owy� mi�sisty grzebie�. Pozosta�e cz�ci twarzy: usta, narz�dy w�chu, jamy uszne, a tak�e narz�dy p�ciowe ukryte by�y pod szerokimi p�achtami ramion. Nule to tajemnicze istoty, kt�rych posta� zewn�trzna nie ukazuje wiele. Jedynie grzebie� cz�sto wyra�a� to, co dzieje si� w ich wn�trzu, nadaj�c im brutalny wygl�d.
� T�umaczu Towler � powiedzia� Par-Chavorlem bez wst�pu, w swoim j�zyku. � Od dzisiaj nasz spos�b �ycia zmieni si�. Szykuj� si� k�opoty, m�j ma�y, dwuno�ny przyjacielu. Oto na czym polega� b�dzie twoje zadanie...
Kilka kilometr�w stamt�d Marsza�ek Broni Terekomy patrzy� na odleg�� wie��, kt�ra wydawa�a mu si� r�wnie ponura i odpychaj�ca, jak Gubernatorowi Towlerowi.
� I powiadasz, �e przyw�dca ziemskich rebeliant�w jest w tej wie�y? � zapyta� Terekomy.
� Tam s� jego patrole, panie a on pewnie siedzi na dole. Dlatego nada�em wiadomo��, prosz�c, �eby� przyby� jak najszybciej.
Rozm�wc� Terekomy�ego by� G��wny Artylerzysta Ibowitter, niedawno przyby�y na Ziemi� nul, dowodz�cy dru�yn�, kt�ra obs�ugiwa�a najnowsz�, eksperymentaln� bro� � stereosonus.
Terekomy by� dziwnie spokojny.
� Widz�, �e dzia�asz niezwykle sprawnie Artylerzysto � powiedzia�
� Przekona si� pan, �e staram si�, jak mog�. Przys�ano mnie tu ze Starjj, innej planety dwuno�nych, a tam znano mnie ze skutecznego dzia�ania.
� Czyta�em twoj� kart� � powiedzia� Terekomy, wci�� spokojnie.
Nieco speszony faktem, i� zwierzchnik nie okazuje entuzjazmu, Ibowitter m�wi� dalej
� A wi�c nada�em wiadomo��, s�dz�c, �e chcia�by pan by� przy egzekucji. Ten ziemski przyw�dca Rivars ju� od d�u�szego czasu przysparza� nam k�opot�w... My�la�em �e pan...
Umilk�, widz�c kolor grzebienia Terekomy�ego.
� Je�li powiedzia�em co�, panie...
� Wed�ug karty � powiedzia� Terekomy tonem towarzyskiej pogaw�dki � zosta�e� przys�any tutaj ze Starjj, bo wymordowa�e� prawie dwa tysi�ce dwuno�nych w czasie do�wiadcze� z t� twoj� now� broni�. Na Starjj, jak s�ysza�em, dwuno�nych traktuje si� o wiele �agodniej ni� tu. Tam rz�d ma swobodne pogl�dy. Tu, dzi�ki Tr�jcy, jest inaczej! Niemniej, je�li zaczniesz wyka�cza� Ziemian t� piekieln� broni� stereosoniczn�, przysi�gam, �e nie poprzestaniemy na deportowaniu ciebie. Rozedr� ci� na strz�py
� Ale, Marsza�ku Broni, panie, ten Rivars H...
� Rivars stawia niewielki op�r. Bez niego nie mamy pretekstu do wprowadzenia restrykcji. Co roku wiele nas kosztuje wi�c jeste�my zmuszeni nieco ukr�ci� jego dzia�alno��. Jest sprytny, r�cz� za to, i je�li mia�by bro� tak�, jak twoja, sytuacja przedstawia�aby si� zupe�nie inaczej. Ale jest, jak jest. Zniszczenie jego si� to fraszka, szczeg�lnie teraz.
Zerkaj�c przez szyb� he�mu, Terekomy przyjrza� si� falistemu terenowi, wie�y z szarego kamienia zbudowanej na d�ugo przed odkryciem Ziemi przez Imperium, i dalej bez�adnym, bezkresnym po�aciom zielonych zaro�li, kt�re ros�y obficie w tym tlenowym �wiecie. Czasem odczuwa� ch�odn� sympati� dla tej planety. To tutaj m�g� si� przyda� Par-Chavorlemowi. Nie by� z�y na Ibowittera, by� zadowolony, �e zapobiega� przykremu w skutkach wydarzeniu.
Ibowitter przeprasza�.
� Szkoda, �e nie mo�emy zlikwidowa� dwuno�nych ca�kowicie.
� Takie my�li zatrzymaj dla siebie. Wiesz �e warci s� du�o pieni�dzy. Miliony byaksis inwestuje si� w ma�e planety, takie jak ta. Jak rafinerie, fabryki, m�yny, gospodarstwa rolne i ca�a reszta pracowa�yby bez dwuno�nych robotnik�w? Zastosowanie robot�w kosztowa�oby pi�� razy wi�cej.
� Obja�niono mi sytuacj� gospodarcz�.
� Wi�c pami�taj o tym.
Pora wr�ci� do Miasta i Par-Chavorlema � pomy�la� Terekomy. Tutaj nie czu� si� swobodnie. Z kryj�wki Ibowittera mo�na by�o zobaczy� niewiele wi�cej ponad t� star� wie�� i cich� ziele�, nieustannie wydychaj�c� truj�cy dwutlenek w�gla. W tej zieleni kry�y si� dwuno�ne istoty, Ziemianie. Teoretycznie mo�na by�o pozabija� ich bez trudu. Ale zawsze istnia� jaki� pow�d � polityczny, ekonomiczny, osobisty, taktyczny � �eby ich nie zabija�. Mo�e przetrwaj� na tyle d�ugo, by wyj�� kiedy� z zielonego g�szczu i zn�w obj�� panowanie nad planet�, kt�r� nule opuszcz�. Niewykluczone, �e istoty dwuno�ne nie uznaj� kompromisu, podczas gdy Imperium opiera si� na nim.
Takie my�li wprawia�y Terekomy�ego w ponury nastr�j.
� Nie chcia�em zbi� si� z tropu, Ibowitter � powiedzia�. � Wiem, �e robi�e� to, co uzna�e� za sw�j obowi�zek. Ale mia�e� rozkaz jedynie zatrzyma� Rivarsa. Prawda jest taka, �e nie mo�emy sobie pozwoli� na stracenie wszystkich walcz�cych z nami dwuno�nych. Za dwa lata b�d� nam potrzebni, �eby pokaza� pewnemu go�ciowi, jacy s� niebezpieczni.
� Tak, panie?
� Niewa�ne. M�wi�em sam do siebie.
� Chwileczk�, Marsza�ku Broni. Czy to znaczy, �e nadejdzie czas, kiedy b�dzie trzeba zaaran�owa� jak�� bitw� czy co� w tym rodzaju z wi�ksz� liczb� dwuno�nych?
Terekomy szed� ju� w stron� swego pojazdu, skierowanego ku miastu. Zwolni� kroku, tylko w ten spos�b okazuj�c swoje zainteresowanie.
� A je�li tak, to co? � zapyta�.
Widz�c, �e zrobi� wra�enie na rozm�wcy, Ibowitter zacz�� m�wi� poufnym tonem.
� Prosz� mi tylko da� pozwolenie na statek. Zawsze mo�emy importowa� kilka tysi�cy dwuno�nych.
� Wiesz, �e przesiedlenie podleg�ych lub kolonialnych ras z jednej planety na inn� jest niezgodne z prawem � powiedzia� Terekomy oboj�tnym tonem, �eby nie przestraszy� artylerzysty.
� Wiele rzeczy robi si� niezgodnie z prawem � stwierdzi� Ibowitter. � Nielegalno�� mo�na udowodni� tylko wtedy, kiedy przest�pstwo zostanie wykryte. Wi�c, panie, mam korzystne kontakty ze Starjj...
Przerwa� i spojrza� chytrze na Terekomy�ego.
� Masz zalety, dzi�ki kt�rym zas�ugujesz na awans � powiedzia� Terekomy. � Je�li umiej�tno�� milczenia jest jedn� z nich, za kilka tygodni mo�e b�dziesz mia� co� ciekawszego do roboty. Zastanowi� si� nad t� propozycj�, ale ty zapomnij o niej. Swoj� drog�, czy ci dwuno�ni ze Starjj przypominaj� z wygl�du ziemskich dwuno�nych?
� Bardzo, panie. We wszystkim, z wyj�tkiem kilku szczeg��w.
� Hm. Dobrze. Dopilnuj �eby Rivars spa� dzisiaj spokojnie. To wszystko.
Automotor pomrukuj�c uni�s� go w stron� pa�acu. Terekomy u�miechn�� si� pod ramionami. Wydawa�o mu si�, �e znalaz� spos�b, jak pom�c Par-Chavorlemowi. Ale zdecydowa�, �e autorstwo planu musi nale�e� tylko do niego.
Droga, nad kt�r� mkn��, by�a jak nitka na kuli, ponad kt�r� przesuwali si� Par-Chavorlem, cz�� jego urz�dnik�w i Towler. Wybierali miejsce na tymczasowe Miasto o rozmiarach zgodnych z przepisami. Kilku urz�dnik�w proponowa�o nowy teren, wskazuj�c r�ne cz�ci globu.
� Nie � powiedzia� po d�u�szej chwili Par-Chavorlem. � Nie widz� powodu, dla kt�rego mieliby�my nara�a� si� na zb�dne niewygody przeprowadzaj�c si� gdzie� daleko st�d, nawet dla dociekliwego Sygnatariusza. Nie chcemy te� straci� kontaktu z armi� Rivarsa.
Wyci�gn�� r�k� w kierunku skarpy nad Dolin� Kana�u.
� Mo�e tam? Kiedy� na po�udnie od tego miejsca znajdowa�o si� w�skie i niewa�ne morze. Jeden z moich poprzednik�w, obdarzony fantazj�, osuszy� je. Miasto z takim widokiem mog�oby by� przyjemne. Ponadto przecinaj� si� tu dwie drogi. Niedaleko s� ruiny miasta, kt�re nie b�d� nam przeszkadza�y. Tubylcy nazywali je Eastbon. Czy wiesz co� o Eastbon, T�umaczu?
� Istnia�o na d�ugo przed nastaniem Imperium � powiedzia� Towler.
� Dobrze. Zapisz, przet�umacz na ziemski, przekaz jak najszybciej do Transmisji i dopilnuj, �eby dotar�o do wszystkich. Ma to by� tak: Najemnik�w i robotnik�w informuje si�, �e wkr�tce b�dzie praca dla czterech tysi�cy os�b w rejonie Eastbon, przy zbiegu dr�g 2A i 43B Proponuje si� zaj�cie na okres do jednego roku. Standardowy kontrakt dla wszystkich stopni. Wydzia� Zatrudnienia Tubylc�w.
Odwr�ci� si� do swych urz�dnik�w. Towler uk�oni� si� i ruszy� do Sali Transmisyjnej. A wi�c Gubernator nie tylko opu�ci� pa�ac, ale uda� si� w powietrzn� podr�. To chyba pierwszy taki przypadek! Chocia� niekt�re szczeg�y by�y jeszcze niejasne, sta�o si� oczywiste, �e szykuje si� co� wa�nego.
Id�c przez pa�ac, Towler spotka� m�odego t�umacza, Petera Lardeninga, kt�ry wyci�gn�� r�k�, jakby chcia� zatrzyma� Towlera.
� T�umaczu Towler, prosz� mi wybaczy�, ale chc� pom�wi� o Elizabeth Fallodon. Czy my�li pan...
� Przepraszam. Spiesz� si�. � powiedzia� Towler.
Nawet Elizabeth i jej sprawy musz� zaczeka�.
Towler szybkim krokiem poszed� do pokoju t�umaczy po butl� tlenow�. Lardening pod��y� za nim. W pokoju, pal�c papierosy i rozmawiaj�c, siedzia�o kilku innych t�umaczy: Reonachi, Meller, Johns i Wedman. Powitali G��wnego T�umacza serdecznie.
� Zabierajcie si� do stukania, ch�opcy � powiedzia�, kiwn�wszy g�ow� na powitanie.
U�miechn�li si� i zacz�li uderza� w �ciany pokoju pi�ciami albo otwartymi d�o�mi. Bior�c pod uwag� system szpiegowski, jaki istnia� w mie�cie, nie mieli w�tpliwo�ci, �e i ten pok�j by� na pods�uchu. Tak wi�c, kiedy mieli co� wa�nego do om�wienia, b�bnili w �ciany, wywo�uj�c wibracje, kt�re unieszkodliwia�y ukryte mikrofony. By� to jeden ze sposob�w oszukiwania naje�d�c�w.
� B�dziemy wyprowadza� si� z Miasta, przynajmniej na jaki� czas � w ha�asie zabrzmia� g�os Towlera. � Najwidoczniej kto� da� zna� w Partussy o tym, co si� tutaj dzieje i ma by� kontrola. Chav jest wyra�nie zaniepokojony. Wszyscy miejcie oczy i uszy otwarte i przekazujcie wszystkie informacje.
Wydali okrzyk rado�ci g�o�niejszy ni� dudnienie i zasypali Towlera pytaniami.
Towler ruszy� do swojego mieszkania zaraz po sko�czonej pracy. Nie traci� czasu na zdj�cie skafandra. Przez kilka minut robi� co� w kuchni, nie zwracaj�c uwagi na wiecznie czujne oko kuli. Potem zani�s� kupione wcze�niej mi�so z powrotem do rze�nika. Rze�nik, kt�ry ju� mia� zamyka� sklep, spojrza� na niego podejrzliwie.
� Nie lubi� narzeka�, ale ten kawa�ek nie jest naj�wie�szy � powiedzia� Towler. � Chcia�bym go zwr�ci�.
Rze�nik targowa� si� przez chwil�, wreszcie zabra� mi�so, wrzuci� pod lad� i da� T�umaczowi inny kawa�ek. Po zamkni�ciu sklepu podszed� do lady i wyci�gn�� zwr�cone mi�so. Jego palce szybko znalaz�y plastykow� kapsu�k�, kt�r� schowa� Towler. Nast�pnego dnia wcze�nie rano kapsu�ka trafi do �mieciarza, kt�rego praca wymaga�a codziennego opuszczania Miasta. Przesy�ka wkr�tce dotrze do wartowni patriot�w na wzg�rzach, prosto do r�k Rivars