6620
Szczegóły |
Tytuł |
6620 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6620 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6620 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6620 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Alejo Carpentier
Koncert Barokowy
Prze�o�y�a Kalina Wojciechowska
W dziejach muzyki zawsze zdumiewa� mnie fakt,
�e niekt�rzy kompozytorzy umieraj� dla pu-
bliczno�ci na przeci�g dw�ch, trzech wiek�w,
aby potem nagle zmartwychwsta� - w wielkiej
chwale - dla ca�ego �wiata. Tak by�o z Monte-
verdim, zupe�nie zapomnianym przez lat trzysta,
i z Mahlerem we Francji... Antonio Vivaldi
by� pogrzebany przez z g�r� trzy stulecia,
a muzykolodzy odmawiali mu wszelkich walo-
r�w... Moje spotkanie z "Montezum�" Vival-
diego by�o moim spotkaniem z pierwsz� wielk�
oper� o tematyce ameryka�skiej. "Montezuma",
co wielokrotnie podkre�la librecista Alvise Giu-
sti, opiera si� na kronice Antonia de Solisa.
Przed paru laty ogl�da�em t� oper�; sk�o-
ni�o mnie to do napisania "Koncertu baroko-
wego". Pierwszy rozdzia� rozgrywa si� w Me-
ksyku, drugi w Hawanie, trzeci w Madrycie,
czwarty w Wenecji podczas pr�by generalnej
"Montezumy". Akcja zaczyna si� w roku 1709,
ko�czy w roku 1955 w weneckim teatrze Sant'
Angelo.
z wywiadu udzielonego
przez Alejo Carpentiera
Meksyka�skiemu pisarzowi "Diorama"
rozdzia� I
Tr�bcie na nowiu w tr�b�...
Psalm 50
Ze srebra cienkie no�e, delikatne widelce;
ze srebra talerze, gdzie srebrne drzewo
t wyrze�bione na wkl�s�ym dnie zbiera�o
soki pieczeni; ze srebra patery na owoce
z trzech okr�g�ych tacek uwie�czonych srebr-
nym 'granatem; ze srebra dzbany na wino,
wykute przez srebrnik�w; ze srebra p�miski
na ryby z nad�tym srebrnym pargusem na
warstwie alg; ze srebra solniczki, dziadki do
orzech�w, ze srebra puchary, �y�eczki zdobne
inicja�ami... Wszystko to przynoszono i uk�a-
dano systematycznie, powoli, bacz�c, by srebro
nie styka�o si� ze srebrem w g�uchych p�-
mrokach drewnianych skrzy�, sepet�w, kuf-
r�w z mocnymi zamkami, czekaj�cych w pogo-
towiu pod czujnym okiem Pana Domu, kt�ry,
jeszcze w szlafroku, tylko od czasu do czasu
pozwala� srebru zad�wi�cze�, kiedy siusia�
mistrzowsko, celnym, obfitym i grzmi�cym
strumieniem, do srebrnego nocnika z wyry-
tym na dnie z�o�liwie przymru�onym srebrnym
okiem, po chwili o�lepionym pian�, kt�ra od
tylu refleks�w srebra sama w ko�cu zdawa�a
si� posrebrzana."Tutaj to, co zostaje - m�wi�
Pan - a tam to, co jedzie z nami". Po�r�d
rzeczy zabieranych w podr� tak�e troch� sre-
bra - jakie drobne naczynia, komplet kielisz-
k�w i oczywi�cie nocnik ze srebrnym okiem -
ale g��wnie jedwabne koszule i kalesony,
jedwabne po�czochy, jedwabie chi�skie, por-
celany japo�skie (fili�anki do �niadania, kt�-
re - kto wie? - zje si� mo�e w jakiej� mi�ej
kompan��) oraz szale z Manilli, przewiezione
przez rozleg�e morza Wschodu. Francisquillo
z twarz� przewi�zan� niczym tobo�ek bielizny
niebiesk� chustk�, kt�ra przy lewym, spuch-
ni�tym policzku przytrzymywa�a li�� o w�a�-
ciwo�ciach leczniczych przeciw b�lowi z�b�w,
na�laduj�c Pana i siusiaj�c r�wnocze�nie z nim,
w takt, tylko nie do srebrnego nocnika, lecz
do glinianego dzbanka, tak�e kr��y� mi�dzy
dziedzi�cem a galeri�, mi�dzy przedsionkiem
i salonami, powtarzaj�c za nim jak ch�r
w ko�ciele: "Tutaj to, co zostaje; tam to, co
jedzie z nami". I tak sprawnie rozmieszczone
zosta�y o zachodzie s�o�ca srebra i porcelany,
chi�szczyzna i japo�szczyzna, szale i jedwabie,
spakowane tam, gdzie najlepiej mog�y drze-
ma� po�r�d trocin albo ruszy� w dalek�
podr�, �e Pan - jeszcze w szlafroku i szlaf-
mycy, cho� wypada�o mu przywdzia� okazal-
sze szaty, aczkolwiek dzi� nie oczekiwano
ju� oficjalnych wizyt po�egnalnych - widz�c
zankni�te wszystkie kufry, skrzynie, sepety
i t�umoki zaprosi� swego s�ug� na lampk� wina.
Potem, spaceruj�c powoli, odda� si� kontem-
placji spakowanych rzeczy, mebli przyoble-
czonych w pokrowce, obraz�w pozostawionych
na �cianach frontem do pokoju. Tu portret
siostrzenicy, mniszki w bia�ym habicie i z d�u-
gim r�a�cem - cho� o zbyt mo�e p�omien-
nym spojrzeniu - obsypane) kwiatami i przy-
brane) w klejnoty w dzie� jej za�lubin z Bo-
giem. Naprzeciwko, w czarnej czworok�tnej
ramie, portret w�a�ciciela domu, o tak mistrzow-
sko kaligraficznym rysunku, jak gdyby arty-
sta wykona� go jednym poci�gni�ciem-
zapl�tanym w sobie samym, zamkni�tym
w wolutach, rozwijaj�cym si� nast�pnie, by
z powrotem si� zwin�� - nie odrywaj�c sze-
rokiego pi�ra od p��tna. Ale najznakomitszy
obraz by� tam, w sali bal�w i przyj��, jak
r�wnie� ceremonialnych podwieczork�w z cze-
kolad� i atole; obraz ten za po�rednictwem
pewnego malarza europejskiego, kt�ry przy-
padkiem znalaz� si� w Coyoacau, opowiada�
histori� najwi�kszego wydarzenia w dziejach
kraju. Montezuma p� rzymski, p� aztecki,
co� jakby Cezar przybrany w pi�ra quetzala,
ukazywa� si� tam na tronie w stylu mieszanym,
pontyfikalno-india�skim, pod baldachimem
podtrzymywanym przez dwie halabardy,
a obok sta� niezdecydowany Cuauht�moc,
z twarz� m�odego Telemaka i troch� po
azjatycku sko�nymi oczyma. Przed nim Hernan
Cort�s w aksamitnej czapeczce; z mieczem
u pasa, stawia� arogancki but na pierwszym
stopniu schodk�w wiod�cych do tronu w�adcy,
uwieczniony w dramatycznej postawie kon-
kwistadora. Za nim Brat Bartolom� de Olmedo
w niezbyt przyjaznej postawie, w habicie
mercedariusza, trzyma� w g�rze krucyfiks,
podczas gdy do�a Marina w sanda�ach i yuca-
ta�skich hurpil, z rozpostartymi w pojednaw-
czym ge�cie ramionami, zdawa�a si� t�umaczy�
w�adcy Tenochticlanu to; co m�wi� Hiszpan.
Wszystko w oleju, straszliwie zag�szczonym
wed�ug gustu w�oskiego sprzed wielu lat
(teraz, kiedy sklepienie kopu�y ze swymi upad-
kami Tytan�w otwiera�o si� tam na jasno��
prawdziwego nieba i arty�ci u�ywali palet
nasyconych s�o�cem), a w g��bi wida� by�o
drzwi z kurtyn�, zza kt�rej wygl�da�y g�owy
ciekawych Indian, spragnionych wcisn�� si�
do wielkiego teatru zdarze�, jak gdyby wzi�-
tych z jakiej� relacji podr�niczej do kraju
Tatar�w... Dalej, w ma�ym salonie prowadz�-
cym do buduaru, ukazywa�y si� trzy postacie
p�dzla s�awnej malarki weneckiej - Rosalba
pIttora - kt�rej dzie�a, w rozproszonych bar-
wach szarych, r�owych, bladego b��kitu,
zieleni morskiej, g�osi�y pi�kno�� kobiet, tym
pi�kniejszych, im bardziej by�y oddalone.
"Trzy pi�kne wenecjanki" zwa� si� pastel
Rosalby i Pan my�la�, �e owe wenecjanki nie
s� ju� tak dalekie, zwa�ywszy, �e wkr�tce
mia� pozna� kurtyzany (pieni�dzy mu na to
nie brakowa�o) wys�awiane w pismach pew-
nych znakomitych podr�nik�w i �e wkr�tce
on tak�e spr�buje tej frywolnej zabawy
w astrolabium, kt�r�, jak mu opowiadano,
wielu tam uprawia�o. Zabawa polega�a na
kr��eniu w barce po w�skich kana�ach, z za-
s�on� dyskretnie uchylon� tak, by zaskoczy�
w chwili nieuwagi pi�kne dziewcz�ta, kt�re
wiedzia�y, �e s� obserwowane, cho� uda-
wa�y, �e nie wiedz� i, poprawiaj�c dekolt,
ukazywa�y czasem przelotnie, lecz nie tak
przelotnie, by nie mo�na go by�o do woli
podziwia�; r�any p�czek piersi.:. Pan wr�ci�
do wielkiego salonu, rzuciwszy okiem, pod-
czas gdy po�piesznie wychyla� jeszcze jedn�
lampk� wina, na dystych Horacego, kt�ry
kaza� wyry� u g�ry drzwi, ze z�o�liw� intencj�
pod adresem starych zaprzyja�nionych kup-
' c�w - nie zapominaj�c o notariuszu, inspek-
torze wag i miar oraz proboszczu, t�umaczu
Laktancjusza, kt�rych, w braku ludzi wy�-
szej kondycji i zas�ug, przyjmowa�, by grywa�
z nimi w karty i odkorkowywa� butelki
�wie�o przyby�e z Europy.
Powiadaj� o starym Katonie,
�e winem krzepi� ducha hart...
W korytarzu drzemi�cych ptak�w da�y si�
s�ysze� przyciszone kroki wieczornego go�cia.
Przybywa�a spowita w szale; zbola�a, zap�akana,
odgrywaj�c komedi� w nadziei na dar po�eg-
nalny: bogaty naszyjnik ze z�ota i srebra,
z kamieniami, kt�re wydawa�y si� niez�e na
oko, cho�, rzecz jasna; nale�a�o je nazajutrz
zanie�� do jubilera, �eby wiedzie�, ile napraw-
d� s� warte, dopominaj�c si� w�r�d �ka�
i poca�unk�w o jakie� lepsze wino, bo to
z tej karafki, z kt�rej teraz pij�, cho�by nawet
i by�o hiszpa�skie, mia�o osad i lepiej by�o nie
wstrz�sa� karafk�, zna�a si� na tym, dobre do
przep�ukania �o��dka, zdatne tylko do umycia
sobie "tego", �eby ju� wszystko powiedzie�
s�owami, kt�re ubarwia�y jej ucieszny s�ow-
nik - i tylko dlatego, �e za g�upi s� by si�
na tym pozna�, popijali je pan i s�uga, sk�d-
in�d pretenduj�cy do wybredno�ci smaku-
zupe�nie jakby ci� urodzono w pa�acu z majo-
liki, ciebie, kt�r� przer�n��em tamtej nocy,
kiedy jeszcze szorowa�a� podw�rza i �uska-
�a� kukurydz�, tej nocy, gdy umar�a moja
czysta i dobra ma��onka, po przyj�ciu olej�w
�wi�tych i papieskiego b�ogos�awie�stwa.
A gdy Francisco, wydoiwszy najg��biej ukryt�
w piwnicy bary�k�, da� j�j, co by�o trzeba dla
uciszenia gadaniny i rozgrzania ducha, nocna
zjawa obna�y�a biust i najbezczelniej w �wiecie
skrzy�owa�a nogi, podczas gdy r�ka Pana
b��dzi�a w�r�d koronek w poszukiwaniu opie-
wanego w Boskiej Komedii ciep�a segrete cose.
Famulus, aby dostosowa� si� do nastroju,
wzi�� sw� lutni� z Paracho i zacz�� �piewa�
jutrzni� kr�la Dawida, po czym przeszed� do
innych pie�ni, gdzie by�a mowa o pi�knych
niewdzi�cznicach, skargach porzuconego na
zdrad� tej, kt�r� tak kocha�em, a kt�ra ode-
sz�a, by wi�cej nie wr�ci�, a ja konam z b�lu,
umieram z mi�o�ci, a� wreszcie Pan, znudzony
tymi starociami, usadziwszy nocn� zjaw� na
kolanach, za��da� czego� bardziej nowoczes-
nego, z tych rzeczy, jakich teraz uczono w
szkole, gdzie niema�o go kosztowa�o op�acanie
lekcji. I w rozleg�o�ciach domu z tezontle,
pod sklepieniami zdobnymi w r�owe anio�ki,
po�r�d skrzy� - tych, co mia�y zosta�, i tych
przeznaczonych do podr�y - wype�nionych
naczyniami ze srebra, guzami i sprz�czkami
, ze srebra, ostrogami, relikwiarzami ze srebra,
' da� si� s�ysze� g�os s�ugi, z osobliwym akcen-
tem mieszka�c�w nizin, we w�oskiej piosence,
bardzo dostosowanej do okoliczno�ci i wyu-
czonej w przeddzie� pod kierunkiem mistrza:
' Ah, dolente partita,
Ah, dolente partita!...
Ale w tym momencie zad�wi�cza�a ko�atka
, g��wnych drzwi. G�os �piewaka zawis� w po-
wietrzu kiedy Pan z r�k� na t�umiku uciszy�
lutni�. "Id�, zobacz... Tylko nie wpuszczaj
nikogo, bo do�� mam ju� tych po�egna� od
trzech dni". Zaskrzypia�y dalekie zawiasy,
kto� przeprasza� w imieniu wszystkich, kt�rzy
mu towarzyszyli. S�ycha� by�o czyje� przyci-
szone "dzi�kuj� bardzo", "nie bud� go"
i ch�r "dobrych nocy". Powr�ci� s�uga ze
zwini�tym w rolk� arkuszem papieru holen-
derskiego wyrobu, gdzie pi�kn� kaligrafi�
wypisane by�y polecenia i pro�by z ostatniej
chwili, kt�re przypominaj� si�, dopiero gdy
odje�d�aj�cy jest ju� jedn� nog� w strzemieniu,
a kt�re zg�aszali do podr�nika jego wsp�bie-
siadnicy i przyjaciele. O esencje bergamotowe,
mandolin� inkrustowan� per�ow� mas�, na
mod�� tych, jakie wyrabia si� w Cremonie-
dla swojej c�rki - tudzie� o beczu�eczk� na-
lewki wi�niowej z Zara prosi� inspektor miar
i wag. Dwie latarnie w stylu bolo�skim do
ozdoby zaprz�gu chcia�by mie� I�igo, srebr-
nik - zapewne jako modele, kt�re mog�y si�
spodoba� tutejszej klienteli. Egzemplarz "Bi-
bhotheca Orientalis" Chaldejczyka Assemani
(kt�ry by� kustoszem Biblioteki Watyka�skiej)
pragn�� otrzyma� w upominku proboszcz,
opr�cz kilku monet rzymskich (oczywi�cie,
je�eli nie oka�� si� zbyt kosztowne) do swojej
kolekcji numizmatycznej i, je�li to tylko mo�-
liwe, lask� z polskiego bursztynu ze z�ocist�
ga�k� (nie musi by� ze szczerego z�ota) z tych,
kt�re wysy�ano w du�ych pokrowcach obi-
tych karmazynowym aksamitem. Notariusza
interesowa�a ciekawostka: talia kart w stylu
tutaj nie znanym, zwanym minchiate i wymy�lo-
nym przez Micha�a Anio�a, jak m�wiono, aby
uczy� dzieci arytmetyki; w kartach tych,
zamiast klasycznych kar, pik�w, kier�w i trefli,
figurowa�y S�o�ce i Ksi�yc, Papie� i Demon,
Wisielec i Trefni� - kt�ry by� kart� wymien-
n� - oraz Tr�by S�du Ostatecznego, kt�re
mog�y oznacza� Triumf w grze. "Sprawy
wr�b i zamawiania chor�b" - orzek�a nocna
zjawa, zdj�wszy ju� z r�k bransoletki i �ci�-
gaj�c po�czochy w czasie lektury. Ale najza-
bawniejsze ze wszystkiego by�o ��danie eme-
rytowanego s�dziego, kt�ry w swoim gabinecie
osobliwo�ci chcia�by widzie� ni mniej, ni
wi�cej tylko kolekcj� pr�bek marmur�w w�o-
skich; podkre�laj�c, je�li to mo�liwe, by
znajdowa� si� tam cipollino, bardiglio i breccia,
podobny do mozaiki, tudzie� ��ty siene�ski,
nie zapominaj�c o nakrapianym pentelico,
czerwonym z Numid��, bardzo cenionym
w Koryncie, i mo�e te� o odrobinie lumachella
z rysunkiem muszli na �y�kach i - je�li nie
b�dzie to nadu�yciem uprzejmo�ci - troch�
fior di pesco... mo�e by� zielony, zielonawy,
pstry, jak te, kt�re widuje si� na pewnych
grobowcach renesansowych. "Tego nie pod-
j��by si� nawet egipski tragarz, z tych, kt�rych
wys�awia Arystofanes! - wykrzykn�� Pan :
Nie nosz� globu ziemskiego na plecach.
Niech si� ka�� wypcha�, ani mi si� �ni marno-
wa� czas na szukanie bia�ych kruk�w biblio-
tecznych, cudownych kamieni czy balsam�w
Fierabrasa. Jedynym, kt�rego postaram si�
si� zadowoli�, b�dzie tw�j nauczyciel muzyki,
Francisquillo, bo ten prosi o rzeczy skromne:
sonaty, koncerty, symfonie, oratoria. Ma�o
miejsca, a du�o harmon��. A teraz wr�� do
twoich �piew�w, ch�opcze.. "
Ah, dolente partita,
Ah, dolente parcita!..
A potem co�, co niezbyt dobrze pa�iꡄ
A un giro so� di bell' occh� lucenti... Ale gdy
s�uga zako�czy� �adryga�, odrywaj�c wzrok od
lutni zobaczy�, �e jest sam: Pan i jego nocny
go�� odeszli ju� do pokoju �wi�tych w srebr-
nych ramach, by ����ci� uroczysto�ci po�eg-
nalne w ��ku ze srebrnymi �nkrustacjami,
w �wietle �wiec oprawnych w wysokie lich-
tarze ze srebra.
��zdzia� II
Podr�ny przechadza� si� po�r�d skrzy�
spi�trzonych w szopie - przysiadaj�c na
jednej, przesuwaj�c drug�, zatrzymuj�c
si� przy jeszcze innej - prze�uwaj�c swoje
rozczarowanie w skomplikowanych monolo-
gach, gdzie gniew miesza� si� ze zniech�ce-
niem. S�usznie m�wili staro�ytni, �e bogactwo
nie daje szcz�cia, a posiadanie z�ota - to
jest srebra w tym wypadku - niewiele znaczy
wobec przeciwno�ci losu, stawianych przez
' si�y wy�sze na ciernistej drodze ludzkiego
�ywota. Odk�d wyp�yn�li z Veracruz, uwzi�y
si� na ich statek wszystkie mo�liwe wiatry,
kt�re na alegorycznych mapach wydymaj�
policzki z�o�liwych geniuszy, wrog�w �egla-
rzy. Z podartymi �aglami i uszkodzonym ka-
d�ubem, ze zmaltretowanym wn�trzem za-,
win�li wreszcie do portu, by zasta� Hawan�
pogr��on� w �a�obie na skutek gro�nej epi-
dem�� z�o�liwej febry. "Wszystko tam - jakby
powiedzia� Lukrecjusz - by�o zam�tem i po-
mieszaniem, a dotkni�ci smutkiem grzebali
swych towarzyszy jak popad�o (De rerum natu-
ra, ksi�ga VI, dodawa� podr�nik, erudyta,
cytuj�c te s�owa z pami�ci). Tote� troch� dla-
tego, �e trzeba by�o naprawi� uszkodzony
statek i na nowo rozmie�ci� baga�, �le u�o�ony
od pocz�tku przez �adowaczy z Veracruz-
a g��wnie dlatego, �e rozs�dniej by�o trzyma�
si� z dala od smaganej plag� ludno�ci - stali
w tej Villa Regla, gdzie uboga rzeczywisto��
wioski otoczonej mangrosami dodawa�a jesz-
cze we wspomnieniach presti�u wielkiemu
miastu, kt�re pozostawili za sob�, a kt�re
wznosi�o si� po drugiej stronie wody w blasku
swych kopu�, ze sw� uroczyst� architektur�
ko�cio��w, ogromem pa�ac�w i urokiem kwie-
cistych fasad swych dom�w, winnych li�ci
swych o�tarzy, klejnot�w swych skarbc�w
i polichrom�� kandelabr�w, niczym bajeczna
Jeruzalem z g��wnego tryptyku. Tutaj. na-
tomiast uliczki by�y w�skie, domy niskie,
z oknami, kt�re zamiast �elaznych solidnych
krat mia�y okiennice niedbale pomalowane na
bia�o, pod dachami, jakie w Coyoacran mog�y
chroni� najwy�ej kurniki lub chlewy. Wszy-
stko wydawa�o si� znieruchomia�e w upale
dusznym jak w piekarni, pachnia�o bagnem
i chlewem, gnojem z ob�r, kt�rych codzienny
zaduch gloryfikowa� w t�sknych wizjach przej-
rzysto�� porank�w w Meksyku, z wulkanami,
tak bliskimi w z�udzeniu wzroku, �e szczyty
zdawa�y si� po�o�one o p� godziny marszu
dla tego, kto podziwia� blask �nieg�w poprzez
b��kity olbrzymich witra�y. I tutaj oto zatrzy-
mali si�, ze skrzyniami, tobo�ami i ca�ym ba-
ga�em, pasa�erowie pokaleczonego statku,
w oczekiwaniu na wyleczenie go z ran, podczas
gdy w mie�cie na przeciwleg�ym brzegu
zatoki, po�o�onym wysoko nad wod�, panowa�o
ponure milczenie rezydencji zamkni�tych
wskutek epidem��. Zamkni�te by�y sale balowe,
domy gry i rozrywek, z Mulatkami o pon�tnym
ciele pod koronkami krochmalonych halek.
Zamkni�te domy na ulicach Mercaderes,
Obrapia, Oficios, gdzie cz�sto mo�na by�o
s�ucha� - cho� nie by�o to godn� uwagi
nowo�ci� - mechanicznej "kociej muzyki"
koncertu d�wi�cznych dzban�w, ogl�da�
indyki ta�cz�ce forlan�, s�ynne Bli�niaki z Mal-
ty, wy�wiczone szpaki ameryka�skie, kt�re
poza gwizdaniem modnych melod�� podawa�y
w dziobach kartki z wypisan� dla ka�dego
wr�b�. I jak gdyby Pan Niebios od czasu do
czasu chcia� ukara� liczne grzechy tego roz-
gadanego, che�pliwego i beztroskiego miasta,
spada�y na nie raptem, kiedy najmniej si� ich
spodziewano, przekl�te opary febry przyby-
waj�ce - wed�ug opin�� bieg�ych w tej mate-
r�� - ze zgnilizn zara�aj�cych pobliskie mo-
czary. Znowu rozbrzmia� obowi�zkowy "Dies
Irae" i ludzie przyjmowali go jak jeszcze jedn�
nieuniknion� i nale��c� do rutyny figur�
Ta�ca �mierci; najgorsze jednak by�o to, �e
Francisquillo po trzech dniach dygotania
i dzwonienia z�bami wyzion�� ducha po�r�d
krwawych wymiot�w. Z twarz� po��k�� ni-
czym siarka apteczna wepchni�to go mi�dzy
deski, by zanie�� na cmentarz, gdzie trumny
trzeba by�o stawia� jedne na drugich i uk�ada�
w sterty jak drewno w tartaku, bo na ziemi
nie zosta�o ju� miejsca dla tych, kt�rych zno-
szono zewsz�d... I oto Pan zosta� bez s�ugi-
jak gdyby Pan bez s�ugi m�g� by� prawdziwym
panem - i skazane na fiasko wielkie entr�e,
wej�cie, o jakim marzy�, na sceny, gdzie mia�
wyst�pi�, bogaty, ogromnie bogaty, sypi�cy
srebrem wnuk tych, co "z jedn� r�k� wyci�g-
ni�t�, a drug� schowan� za siebie", jak si� to
m�wi, poszli szuka� fortuny na ziemiach
Ameryki.
Ale oto w ober�y, sk�d wyruszaj� co rano
trzody byd�a odbywaj�ce drog� do Jaruco,
zwr�ci� jego uwag� wyzwolony Murzyn, ch�o-
pak zr�czny w sztukach masztalerskich, kt�ry
w dniach wolnych od zaj�� w stajni i oborze
brz�ka na gitarze lub gdy mu przyjdzie ch�tka,
�piewa frywolne strofki o rozpustnych mni-
chach i spro�ne piosneczki ludowe, pomaga-
j�c sobie czasami b�bnem lub wybijaj�c rytm
refrenu par� marynarskich pr�t�w od dulek do
wiose� galery, kt�rych d�wi�k przy uderzeniu
przypomina odg�osy m�ota wykuwaj�cego me-
tal w warsztatach meksyka�skich srebrnik�w.
Aby uspokoi� niecierpliwe oczekiwanie przed
wyruszeniem w dalsz� drog�, Podr�ny. przy-
chodzi go s�ucha� ka�dego popo�udnia i siada
obok niego na podw�rku dla mu��w. I my�li,
�e teraz, kiedy w modzie jest, aby bogaci
panowie trzymali czarnych pazi�w (podobno
nawet widuje si� ju� tych pogan w stolicach
Francji, Ital��, Czech, a nawet dalekiej Dan��,
gdzie kr�lowe, jak wiadomo, ka�� zabija�
swych ma��onk�w truciznami, kt�re niby
maszyna o piekielnej mocy, wchodz� przez
uszy), nie�le by�oby zabra� ze sob� stajennego,
wyuczywszy go, rzecz jasna, dobrych manier,
kt�rych zdaje si� nie zna�. Pyta ober�yst�,
czy ch�opak jest-uczciwy, rozgarni�ty i przy-
k�adny, i odpowiadaj� mu, �e lepszego nie
ma w ca�ym mie�cie, �e w dodatku umie
czyta� i pisa� nieskomplikowane listy, a nawet
zna troch� nuty pisane. Nawi�zuje wi�c roz-
mow� z Filomenem - bo tak si� nazywa sta-
jenny - i dowiaduje si�, �e jest prawnukiem
Murzyna imieniem Salvador, kt�ry w zesz�ym
stuleciu by� bohaterem tak s�awionym w pie�-
niach za swe wielkie czyny, i� poeta tutejszy,
zwany Silvestre de Balboa, skomponowa� na
jego cze�� pi�knie rymowan� od� pt. "Zwier-
ciad�o Cierpliwo�ci"... Pewnego dnia - jak
opowiada� ch�opak - na wody Manzanillo,
tam gdzie d�uga bez ko�ca kurtyna drzew nad
brzegiem zwykle zakrywa niebezpiecze�stwa
gro��ce od strony morza, wp�yn�a brygantyna
pod komend�. niejakiego Gilberta Gir�n, here-
tyka francuskiego z tych, co nie wierz� w Mat-
k� Bosk� ani �wi�tych, kapitana zgrai lutera-
n�w, awanturnik�w najr�niejszej ma�ci, kt�rzy
zawsze gotowi przyst�pi� do ka�dej imprezy
z grabie�� i kontraband�, w��czyli si� i �ajda-
czyli po r�nych okolicach Karaib�w i Florydy.
Dowiedzia� si� �w bezbo�ny Gir�n, �e na
hacjendach w Yara, o kilka mil od wybrze�y,
przebywa �wi�tobliwy brat Juan de las Cabezas
Altamirano, biskup tej wyspy, dawniej zwa-
nej Fernandin�, "bo gdy pierwszy raz ujrza�
j� Wielki Admira�, Don Cristobal, panowa�
w Hiszpan�� kr�l Ferdynand, co dosiada�
kr�lowej, jak m�wili ludzie w dawnych cza-
sach, mo�e dlatego, �e obowi�zkiem kr�la
jest dosiada� kr�lowej, a co si� tyczy sekret�w
alkowy, nikt na dobr� spraw� nie wie, kto na
kim je�dzi, bo czy na dole, czy na wierzchu,
to w ko�cu sprawa, kt�ra..." "Do rzeczy,
ch�opcze - przerwa� mu Podr�ny. - Ci�g-
nij twoj� histori� w lin�� prostej, bez zatacza-
nia k�ek i bieg�w na prze�aj, bo na to, �eby
wy�wietli� prawd�, trzeba wielu pr�b i dowo-
d�w". "Tak zrobi�" - powiada ch�opak. Uno-
sz�c ramiona i manewruj�c d�o�mi niby ku-
kie�kami, z palcem wskazuj�cym i ma�ym
poruszaj�cym si� jak ich ramionka, opowiada, co
si� dzia�o dalej, tyle w to wk�adaj�c �ycia, �e
m�g�by wsp�zawodniczy� z ka�dym bululu*,
wprawnym w wywo�ywaniu os�b dramatu zza
Bululu - komik, kt�ry zmieniaj�c g�os
przedstawia� w dawnym teatrze hiszpa�skim
wszystkie postacie komed�� (przyp. t�um.).
plec�w i ustawianiu ich na scenie w�asnych
ramion. "Tak opowiadaj� �piewacy na jar-
marku w Meksyku - my�la� Podr�ny ,
wielk� histori� Montezumy i Hernana Cortesa.
Dowiedzia� si� wi�c hugonota, �e �wi�ty
Pasterz z Fernandiny nocuje w Yara, i poszed�
go szuka� wraz ze swoj� band� w niecnym
zamiarze, by go uwi�zi� i za��da� solidnego
okupu Przybywa do grodu rankiem, zastaje
mieszka�c�w �pi�cych, bierze na postronek
�wi�tobliwego pra�ata, bez najmniejszego usza-
nowania, ��daj�c za jego uwolnienie ceny
olbrzymiej dla tych biedak�w: : dwie�cie du-
kat�w w pieni�dzach, sto arrobas mi�sa i s�o-
niny i.tysi�c sk�r ko�l�cych, nie licz�c innych
drobniejszych rzeczy, za��danych dla folgowa-
nia na�ogom i bestialskim obyczajom tych
obwiesi�w. Gromadz� wi�c w ko�cu �upiesz-
cy grodu ustalony okup i Biskup wraca
do swych parafii, gdzie powitany jest po�r�d
wielkiej owacji i festyn�w - o kt�rych mowa
b�dzie obszerniej w dalszym ci�gu opowia-
dania - uprzedza ch�opak, zanim podniesie
g�os i zmarszczy czo�o rozpoczynaj�c drug�
cz�� narracji, o wiele bardziej dramatycznie).
W�ciek�y na wie�� o tym, co si� sta�o, niejaki
Gregorio Ramos, kapitan o nieul�k�ym duchu
paladyna Rolanda, postanawia, �e Francuz nie
postawi na swoim i nie b�dzie si� cieszy�
�upem tak �atwo zagrabionym. Po�piesznie
zbiera parti� zabijak�w gotowych na wszystko
i na jej czele rusza do Manwillo w zamiarze
stoczenia bitwy z piratem. W jego oddziale
ludzie s� zahartowani i zaprawieni w trudach,
wytrwali w boju; lecz uzbrojeni w to tylko, co
znale�li pod r�k�, bo wojaczka nie by�a ich
rzemios�em: ten szed� zbrojny w grabie �w
w zardzewia�� pik� czy �elazny dr�g, jeszcze inny
w wyostrzon� siekier�, nios�c do ochr-
ony
przed ciosami sk�r� foki w braku tarczy. By�o
te� wielu Indian Nabori, wy�wiczonych w wal-
ce zgodnej z przebieg�o�ci� i obyczajami swego
narodu. Ale szed� przede wszystkim w tym
hufcu o�ywionym bohaterskim zapa�em ten
(tu zdj�� narrator sw�j s�omiany kapelusz
z podwini�tym rondem); ten, kt�rego poeta
Silvestre Balboa mia� wys�awia� w specjalnej
strofie :
By� po�r�d naszych nieustraszony
Etiop, najwy�szej godzien pochwa�y,
Zwa� si� Salvador, w walce szalony
Wsi swej przysporzy� blask�w niema�ych.
Syn Solomona, lisa starego,
Triumfu Francuza �cierpie� niezdolny,
jak lew raniony skoczy� na niego
We w��czni� tylko i maczet� zbrojny.
Bitwa by�a d�uga i krwawa. Murzyn w ko�cu
zosta� nago, bo spad�y ze� szaty poszarpane
no�em heretyka, kt�rego dobrze broni�a kol-
czuga normandzkiego wyrobu. Mimo to, zel-
�ywszy przeciwnika, zm�czywszy go i poz-
bawiwszy tchu przy u�yciu chwyt�w, jakie
stosuje si� dla poskromienia opornego byd�a;
Salvador:
Celnym ciosem w��czni przeszy� pier� Girona,
A� pop�yn�a ze� struga czerwona...
O Salvadorze, m�stwo twych czyn�w
Ca�emu �wiatu za wz�r niech pos�u�y,
A wys�awianiem bohatera z gminu
Niechaj si� nigdy poeta nie znu�y!
Uci�to g�ow� piratowi i zatkni�t� na w��czni
obnoszono po drogach by wszyscy przechodz�cy
mogli pozna� jego �a�osny koniec, po czym
nadzian� na ostrze miecza a� po r�koje��
zani�siono w triumfie do s�awnego miasta
Bayamo. Mieszka�cy z g�o�nym krzykiem ��-
daj�, by Murzyna Salvadora w nagrod� za
m�stwo podniesiono do kondycji cz�owieka
wolnego, gdy� dobrze na to zas�u�y�. Dygni-
tarze udzielaj� mu swej �aski i ca�e miasto
hucznie i uroczy�cie �wi�ci powr�t zacnego
Biskupa. Tak wielkie jest ukontentowanie
starc�w, rado�� niewiast i wrzawa dzieci, �e
podziwia je ze swego ukrycia w g�szczu
guajaw i zaro�lach trzciny cukrowej smutna,
�e jej nie zaproszono na festyn, publiczno��
(m�wi Filomeno, ilustruj�c wyliczanie gestami
opisuj�cymi str�j, rogi i inne atrybuty) saty-
r�w, faun�w, bog�w le�nych, centaur�w, najad,
a nawet hemodriad. (Te centaury i hemodriady
, wyzieraj�ce z gaj�w kuba�skich wyda�y si�
podr�nemu nadmiarem wyobra�ni ze strony
poety, najbardziej jednak zdumiewa go, �e
Murzynek z Regla potrafi wymieni� tyle nazw
z dalekich wierze� poga�skich. Lecz stajenny,
ufny w swe pochodzenie, dumny, i� jego pra-
dziad by� przedmiotem tak niezwyk�ych hono-
r�w, nie w�tpi�, �e na tych wyspach ogl�dano
istoty nadprzyrodzone, wytwory mitolog�� kla-
sycznych, podobne do mn�stwa innych, o
ciemniejszej sk�rze, kt�re nadal zamieszkiwa�y
tutejsze lasy, �r�d�a i jaskinie - tak jak je
' zaludnia�y w nieokre�lonych dalekich kr�le-
stwach, sk�d przybyli rodzice znakomitego
Salvadora, kt�ry by� swego rodzaju Achille-
sem, bo gdzie nie ma Troi, jest si�, zachowu-
j�c w�a�ciwe proporcje, Achillesem z Bayamo
czy Achillesem z Coyoaclan, w zale�no�ci od
wagi zdarze�). Ale teraz, po�piesznie wyrzu-
caj�c z siebie onomatopeje, na�laduj�c g�osy,
pod�piewuj�c cicho i g�o�no, klaszcz�c w d�o-
nie, potrz�saj�c ramionami i uderzaj�c w skrzy-
nie, st�gwie, ��oby w stajni, przebiegaj�c
pa�eczkami po k�kach podpieraj�cych drzewa
na podw�rku, po�r�d okrzyk�w i stukania
obcasami, pr�buje Filomeno odtworzy� zgie�k
muzyki s�yszanej podczas pami�tnego festynu,
kt�ry trwa� zapewne dwa dni i dwie noce.
Poeta Balboa wylicza instrumenty tej orkie-
stry: flety, fujarki, "sto pasterskich lutni" (to
chyba ju� tylko do rymu - my�li Podr�ny-
bo nikt nigdy nie s�ysza� o symfoniach na sto
lutni, nawet na dworze Filipa, tak podobno
rozmi�owanego w muzyce, �e wyje�d�aj�c
dok�dkolwiek, zabiera� z sob� ma�e organos
na kt�rych w wolnych chwilach
wygrywa� �lepy Antonio de Cabez�n), wszel-
kiego rodzaju tr�bki, b�bny i b�benki, a na-
wet kilka tipinaguas z takich, jakie wyrabiaj�
Indianie z tykw, gdy� w tym uniwersalnym
koncercie mieszali si� muzycy z Kastyl��
i Wysp Kanaryjskich, Kreole i Metysi, India-
nie i Murzyni. "Biali i br�zowi pomieszani
w takiej ha�astrze i - pyta sam siebie Pod-
r�ny. - Nie mo�e by� mowy o jakiejkol-
wiek harmon��! C� za bzdura, bo jakie�
stad�o mog� tworzy� stare i szlachetne roman-
ce, subtelne kompozycje starych mistrz�w,
z barbarzy�skim ha�asem, jaki robi� Murzyni,
kiedy si� dorw� do grzechotek, talerzy i b�b-
n�w. Piekielny harmider wyszed�by z tego i
wielkim oszustem musia� by� ten Balboa!"
Zaraz jednak my�li - i bardziej ni� przedtem
jest tego pewien - �e ten prawnuk Golomona
b�dzie mo�liwie najlepszym zast�pc� i spad-
kobierc� laur�w zmar�ego Francisquillo, wi�c
pewnego ranka, zaproponowawszy Filomeno-
wi, by wst�pi� do niego na s�u�b�, ka�e mu
przymierzy� czerwony, d�ugi kabat, kt�ry
le�y na nim jak ula�. Potem wk�ada mu na
g�ow� bia�� peruk�, w kt�rej ch�opak wydaje
si� jeszcze czarniejszy, ni� jest. Z pludrami
i bia�ymi po�czochami radzi sobie do�� dobrze.
Je�li chodzi o pantofle ze sprz�czkami, to
wystaj�ce ko�ci przy du�ych palcach stawiaj�
pewien op�r, ale przyzwyczaj� si� jako�...
I obgadawszy wszystko, co trzeba by�o obga-
da�, za�atwiwszy, co by�o do za�atwienia, wyru-
sza Podr�ny, w meksyka�skim kapeluszu
z wielkim rondem, na przysta� w Regla w �w
wrze�niowy �wit, a za nim Murzyn, chroni�c
jego g�ow� parasolk� z niebieskiego p��tna
z posrebrzan� fr�dzl�. Serwis �niadaniowy
z du�ymi i ma�ymi fili�ankami ze srebra,
miednica i nocnik, i strzykawki do lewatywy-
tak�e ze srebra - przybory do pisania i gole-
nia, relikwiarz z wizerunkiem Naj�wi�tszej
Panny i �wi�tego Krzysztofa, opiekuna w�dro-
wc�w i �eglarzy, podr�u� w skrzymach,
a w osobnej skrzyni b�bny i gitara Filomena
na barkach niewolnik�w, kt�rych pogania
s�uga z czo�em zmarszczonym pod tr�jk�tnym
lakierowanym kapeluszem, wykrzykuj�c
brzydkie s�owa w miejscowym dialekcie.
Rozdzia� III
Wnuk ludzi urodzonych gdzie� mi�dzy
Colmenar de Oreja i Villamanriquer,ad
Tagiem, kt�rzy z natury rzeczy opowia-
dali cuda o miejscach zostawionych za sob�,
Pan wyobra�a� sobie Madryt zupe�nie inaczej.
Smutne, obdarte i n�dzne wyda�o si� to miasto
temu, kto wyr�s� po�r�d sreber i tezontles
Meksyku. Opr�cz Plaza Mayor wszystko tu
by�o ciasne, brudne i zniszczone, gdy wspomi-
na�o si� rozleg�e i ozdobne ulice tamtejsze,
domy z portalami z majoliki i balkonami unie-
sionymi na skrzyd�ach cherubin�w, po�r�d
rog�w obfito�ci, kamiennych owoc�w i liter
oplecionych bluszczem i winoro�l�, kt�re
w pr�bkach przedniego malarstwa wychwala�y
zas�ugi warsztat�w z�otniczych Tutaj domy
by�y n�dzne, wo� zje�cza�ej oliwy przesyca�a
wn�trza i w wielu zajazdach nie mo�na si�
by�o wyspa� z powodu ha�asu, jaki robili ko-
medianci na dziedzi�cach, wykrzykuj�c wier-
sze jakiej� ody czy tyrady rzymskich cesarzy,
podczas gdy togi z prze�cierade� i firanek
wyst�powa�y obok kostium�w b�azn�w i Bi-
skajczyk�w, a muzyczny akompaniament inter-
medi�w, o ile podoba� si� zafascynowanemu
nowo�ci� Murzynowi, o tyle brakiem harmo-
n�� budzi� niesmak Pana. O kuchni lepiej ju�
nie m�wi�. Nad talerzem z siekanymi kotle-
tami, w obliczu monoton�� sma�onej ryby,
t�sknie wspomina� Meksykanin subtelny smak
guachinango i wspania�o�ci indyka w przybra-
niu ciemnych sos�w, z zapachem czekolady
i upa�ami tysi�ca str�czk�w papryki; patrz�c
na codzienn� kapust�, niesmaczn� fasol� i
groch, �piewa� Murzyn. pochwa�y avocado,
mi�kkich bulw malangi, podlanych oliw�,
przyprawionych pietruszk� i czosnkiem, po-
dawanych w jego kraju z krabami, kt�rych
lwie paszcz�ki bardziej wydawa�y si� mi�-
siste ni� pol�dwice wo�owe tej ziemi. W dzie�
w��czyli si� po tawernach z dobrym winem
i po ksi�garniach, gdzie Pan nabywa� stare
tomy w pi�knych ok�adkach, traktaty teolo-,
giczne, niezb�dne do ozdoby biblioteki, nie
znajduj�c jednak�e w tym rozrywki. Kt�rego�
wieczora poszli na kurwy do domu, gdzie
ich przyj�a oty�a dama, zezowata, kro�ciata,
ze �ladami po ospie, z szyj� rozd�t� wolem
i z szerokim zadem, kt�ry porusza� si� o p�tora
cala od pod�ogi i wygl�da� troch� tak, jakby
nale�a� do karlicy z rodziny gigant�w. Orkie-
stra �lepc�w zacz�a wygrywa� menueta na
mod�� z Toledo i przywo�ane po imionach
uka�a�y si� Filis, Chloris i Lucinda w strojach
pasterek, a za nimi Isidra i Katalonka, prze�-
kn�wszy po�piesznie kolacj� z�o�on� z chleba
z oliw� i cebul�, podaj�c jedna drugiej dzban
wina z Valdepe�as, �eby prze�kn�� ostatni
k�s. Tej nocy pi�o si� nielicho i Pan opowiada�
o swoich perypetiach g�rnika w ziemiach
Taxeo, a Filomeno demonstrowa� ta�ce swego
kraju w takt �piewanej tonady, w kt�rej
refrenie by�a mowa o �m�� z oczami jak �wiece
i z�bami jak szpilki. Zamkni�to dom na klucz
dla wygody go�ci, i by�o ju� po�udnie, kiedy
obaj wr�cili do hotelu po weso�ym �niadaniu
z kurwami. Ale je�li Filomeno oblizywa� si�
�akomie, wspominaj�c sw� pierwsz� uczt�
bia�ego mi�sa, pan, obl�ony przez t�um �e-
brak�w ledwie ukaza� si� na ulicy, gdzie znany
by� ju� jego kapelusz ze srebrnymi haftami,
nie przestawa� narzeka� na n�dz� tego zbyt
wychwalanego miasta, gdzie zaiste nie by�o
na co patrze� w por�wnaniu z tym, co si�
zostawi�o po drugiej stronie oceanu, i gdzie
wykwintny cz�owiek jego rangi i zas�ug musia�
szuka� ulgi u kurw, nie znajduj�c damy
z wy�szych sfer, kt�ra rozsun�aby przed nim
firanki alkowy. Tutejszemu targowisku bra-
kowa�o barw i �ycia znanych z Coyoacan,
sklepy by�y ubogie w przedmioty i wyroby
rzemie�lnicze, a meble wystawione tu i �wdzie
na sprzeda� mia�y styl uroczysty i smutny,
by nie rzec staro�wiecki, pomimo dobrego
gatunku drzewa i wyt�aczanych sk�r; gonitwy
do pier�cienia wypada�y �le, bo je�d�com bra-
kowa�o odwagi i defiluj�c podczas otwarcia
turnieju nie trzymali si� na koniach jak na-
le�y ani nie umieli rzuci� si� w pe�nym galo-
pie pod trybuny, osadzaj�c konia w miejscu,
kiedy zdawa�o si� ju�, �e nieszcz�liwe zde-
rzenie jest nieuniknione. Je�li chodzi o autos
sacramentales przedstawiane na ulicy, to zda-
wa�y si� w pe�ni dekadencji ze swymi diab�ami
o pochylonych ku ziemi rogach, Pi�atami bez
g�osu, �wi�tymi w aureolach pogryzionych
przez myszy. Mija�y dni i Pan, mimo tylu
pieni�dzy, jakie przywi�z� ze sob�, zaczyna�
si� straszliwie nudzi�. I tak uczu� si� zniech�-
cony pewnego ranka, �e postanowi� skr�ci�
pobyt w Madrycie, by jak najpr�dzej znale��
si� w Ital��, gdzie zabawy karnawa�owe, roz-
poczynaj�ce si� na Bo�e Narodzenie, �ci�ga�y
ludzi z ca�ej Europy. Poniewa� Murzyna
oczarowa�a bujno�� kszta�t�w Filis i Lucindy,
kt�re w domu karlicy-olbrzymki uprawia�y
z nim fantazyjne igraszki na olbrzymim �o�u
otoczonym lustrami, niech�tnie przyj�� projekt
odjazdu. Ale tyle mu naopowiada� Pan o W�o-
szkach, twierdz�c, �e tutejsze dziewcz�ta to
n�dza i odpadki w por�wnaniu z tymi, jakie
spotka w okolicach Wiecznego Miasta, �e
Filomeno, w ko�cu przekonany, zamkn��
skrzynie i owin�� si� w peleryn� stangreta,
kt�r� w�a�nie kupi�. Podr�uj�c w kierunku
morza, podczas kr�tkich dni, gdy zatrzymy-
wali si� na noc w bia�ych gospodach - coraz
bielszych - Taranc�n lub Minglanilla, Mek-
sykanin stara� si� zabawi� swego s�ug� opo-
wiadaniem o szlachcicu, kt�ry b��dzi� po tych
okolicach, uwierzy� bowiem, �e wiatraki te
("jak ten, kt�ry tam widzisz...") s� olbrzy-
mami. Filomeno stwierdzi�, �e te wiatraki
w niczym nie przypominaj� olbrzym�w, a je�li
chodzi o prawdziwych olbrzym�w, ci s�
w Afryce, a tak s� ogromni i pot�ni, �e igraj�,
gdy im przyjdzie ch�tka, z piorunami i trz�sie-
niem ziemi... Kiedy przybyli do Cuenca,
Pan zauwa�y�, �e to miasto ze sw� g��wn�
ulic�, wspinaj�c� si� po zboczu g�ry, niczym
jest przy mie�cie Guanajuato, kt�re tak�e
mia�o podobn� ulic� z ko�cio�em u wylotu
Walencja podoba�a im si�, bo tu odnale�li
rytm �ycia nie trzymaj�cy si� zegarka, co im
przypomina�o rodzime has�o : "Nie r�b jutro
tego, co mo�esz zrobi� pojutrze". I tak,
podr�uj�c drogami, sk�d zawsze wida� by�o
morze, dotarli do Barcelony, gdzie ucho rado-
wa�o si� d�wi�kiem piszcza�ek i b�benk�w,
ha�asem ko�atek, krzykami "na bok! na bok!"
poganiaczy byd�a, wychodz�cych z miasta.
Zobaczyli okr�ty na brzegu, pla�e pe�ne cho-
r�giewek dr��cych na wietrze i muskaj�cych
wod�. Weso�e morze, radosna ziemia, jasne
powietrze, rzek�by�, zaszczepia�y wszystkim
rado�� �ycia. "Wygl�daj� jak mr�wki - m�wi�
Pan patrz�c na przystanie z pok�adu okr�tu,
kt�ry, nazajutrz mia� odp�yn�� do Ital��.-
je�li im pozwoli�, wybuduj� gmachy tak wiel-
kie, �e drapa� b�d� chmury". Obok niego
Filomeno cichym g�osem odmawia� modlitw�
do Naj�wi�tszej Panny, patronki �eglarzy
i rybak�w, prosz�c o dobr� podr� i szcz�-
�liwe przybycie do Rzymu, kt�ry w jego po-
j�ciu, jako znamienite miasto, powinien znaj-
dowa� si� na wybrze�u oceanu, z wielkim pa-
sem raf, by go chroni�y przed cyklonami-
cyklonami, kt�re z pewno�ci� zrywa�y dzwony
bazyliki �w. Piotra mniej wi�cej co dziesi��
lat, tak jak si� to dzia�o w Hawanie z ko�cio-
�ami San Francisco i Espirito Santo.
Rozdzia� IV
Szara woda i zamglone niebo mimo �agod-
no�ci tej zimy. Pod szarzyzn� chmur
zabarwionych sepi�, widocznych nisko,
w szerokich, mi�kko zaokr�glonych sfalowa-
niach, kt�re leniwi� ko�ysz�c si� bez piany,
otwiera�y si� lub zachodzi�y jedno na drugie,
kiedy jeden brzeg zwraca� je drugiemu; po-
�r�d niewyra�nych cieni bardzo jasnej akwa-
reli, zamazuj�cych kontury ko�cio��w i pa�a-
c�w, w oparach wilgoci, kt�ra wyst�powa�a
w tonach algi na schodach i pomostach,
w deszczowych odb�yskach na kamiennych
p�ytach plac�w, w mglistych plamach wzd�u�
�cian lizanych przez male�kie, ciche fale;
po�r�d l�ni�cych mgie�ek, �wiate� barwy ochry
i smutk�w ple�ni w cieniu most�w otwartych
nad nieruchomo�ci� kana��w, u st�p cyprys�w
o ledwie zarysowanych konturach; po�r�d
barw opalu i popio�u, odcieni zmierzchu,
st�umionej purpury, dym�w pastelowego b��-
kitu wybuch� karnawa�, wielki karnawa� �wi�-
ta Trzech Kr�li, w kolorze ��topomara�czo-
wym i ��tokanarkowym, w zieleni �abiej,
w czerwieni granatu, czerwieni gila, czerwieni
chi�skiej laki;szaty barwione szafranem i indy-
giem, kuk�y, kokardy, pa�eczki z karmelu, go-
d�a balwierskie, stosowane kapelusze i pi�ro-
pusze, s�onecznik z jedwabiu w t�umie at�a-
s�w i wst�g, fezy tureckie i pajace po�r�d ta-
kiego zgie�ku cymba��w i grzechotek, b�bn�w
i tr�bek, �e wszystkie go��bie miasta w jednym
wzlocie, kt�ry na kilka sekund powl�k� firma-
ment czerni�, uciek�y ku dalekim wybrze�om.
Nagle, w��czaj�c si� do symfon�� �ag i gode�,
zapali�y si� latarnie okr�t�w wojennych, fre-
gat, galer, wielkich frachtowc�w, kutr�w
rybackich z za�og� w karnawa�owych przebra-
niach, a jednocze�nie, niby p�ywaj�ca pergola,
wyreperowany z pomoc� desek, klepek i den
bary�ek, zmaltretowany, ale jeszcze okaza�y
i dumny, ukaza� si� ostatni Bucintoro*, jakiego
zachowa�a Serenissima Republica, wyci�g-
ni�ty z ukrycia w dzie� takiego �wi�ta, by
rozprasza� iskry i snopy sztucznego ognia,
w wie�cu rakiet i meteor�w. I wtedy wszyscy
zmienili twarze. Gipsowe maszkary; wszystkie
jednakowe, unieruchomi�y oblicza ludzi wy�-
szego stanu pomi�dzy lakierem kapelusza
i ko�nierzem p�aszcza; maseczki z ciemnego
aksamitu skry�y twarze - gdzie tylko wargi
i z�by pozosta�y �ywe - szczelnie otulonych
postaci o male�kich stopach. Ca�e posp�l-
stwo, marynarze, sprzedawcy zieleniny, s�o-
dyczy i ryb, ludzie szabli i ka�amarza, wios�a
i steru, wszyscy ulegli powszechnemu prze-
obra�eniu, kt�re skry�o opierzch�e i pomarsz-
czone sk�ry, grymas oszukanego, niecierpli-
* Bucintoro - nazwa paradnej galery do��w
weneckich (przyp. t�un.).
wo�� oszusta, lubie�no�� rozpustnika pod
tektur� z wymalowan� mask� Mongo�a, Trupa,
Jelenia Kr�lewskiego czy kt�r�kolwiek z tylu
innych, ukazuj�cych pijackie nosy, w�sy od
ucha do ucha, brody brodaczy, rogi rogaczy.
Zmieniaj�c g�os, dystyngowane damy uwal-
nia�y si� od ci�aru wszelkich nieprzystojnych
' i plugawych s��w tkwi�cych w duszy od mie-
si�cy, podczas gdy pedera�ci w mitologicznych
strojach lub przybrani w hiszpa�skie baskiny
nadawali tony fletu propozycjom, kt�re nie
zawsze pada�y w pr�ni�. Ka�dy m�wi� co�,
wykrzykiwa�, �piewa�, zachwala�, czyni� ko-
mu� afronty, ofiarowywa�, b�aga�, przemawia-
j�c g�osem nie swoim w�asnym, obok teatrzyku
kukie�ek, przeno�nej sceny komediant�w, ka-
tedry astrologa lub straganu sprzedawcy zi�
wzbudzaj�cych mi�o��, eliksir�w u�mierza-
j�cych b�l z�b�w czy u�atwiaj�cych trawienie
starcom. Teraz, przez czterdzie�ci dni, wszy-
stkie sklepy mia�y pozosta� otwarte do p�-
nocy, nie m�wi�c o wielu innych, kt�re nie
zamyka�y swych drzwi ani w dzie�, ani na
noc, mia�y ta�czy� bez przerwy ma�pki kata-
ryniarzy, ko�ysa� si� papugi na swoich filigra-
nowych hu�tawkach, mieli ta�czy� na linie
nad placem ekwilibry�ci, wykonywa� sw�j
zaw�d wr�biarze, kabalarki, ja�mu�nicy i pro-
stytutki -- jedyne kobiety z odkryt� twarz�,
autentyczne i;,cenne w tym czasie, gdy� ka�dy
chcia� wiedzie�, w wypadku dokonania tran-
sakcji, co ma z sob� zaprowadzi� do pobli-
skiego hoteliku, po�r�d og�lnego udawania
i mistyfikacji wieku, osobowo�ci, usposobie-
nia i kszta�t�w. Od iluminacji zapali�y si�
wody miasta w kana�ach du�ych i ma�ych,
gdzie teraz na dnie zdawa�y si� porusza�
dr��ce �wiat�a latar�.
Chc�c odpocz�� od wrzawy, szturcha�c�w,
od korowod�w i popychania t�umu, od rozko-
�ysanego morza kolor�w, Podr�ny w prze-
braniu Montezumy wst�pi� do Botteghe di
Caff� na Victoria Arduino, wraz z Murzynem,
kt�ry nie uwa�a� za potrzebne przebiera� si�,
widz�c, jak bardzo przypomina mask� jego
oblicze naturalne po�r�d tych bia�ych maszkar,
nadaj�cych tym, co je obnosili, wygl�d p�po-
s�g�w. Przy stoliku w g��bi siedzia� tam ju�
Rudow�osy Mnich w habicie skrojonym z naj-
lepszego sukna, z zakrzywionym, d�ugim no-
sem wysuwaj�cym si� spomi�dzy k�dzior�w
naturalnej fryzury, kt�ra pomimo to wygl�da�a
jak zmok�a na deszczu peruka. "Poniewa�
urodzi�em si� z t� mask� - powiedzia� ze
�miechem - nie widz� potrzeby kupowania
sobie innej. Inka?" - zapyta� po chw�li,
dotykaj�c szat cesarza Aztek�w. "Meksyka-
nin" - odpowiedzia� Podr�ny, sadowi�c si�
wygodnie, by opowiedzie� d�ug� histori�,
kt�r� mnich, ju� bardzo rozweselony winem,
zinterpretowa� jako histori� kr�la gigantycz-
nych skarabeuszy (istotnie mia� w sobie co�
ze skarabeusza zielony i l�ni�cy �uskami pan-
cerz narratora), kt�ry �y� w�a�ciwie nie tak
dawno temu, po�r�d wulkan�w i �wi�ty�,
jezior i teocallis, i by� w�adc� imperium odebra-
nego mu przez garstk� �mia�ych Hiszpan�w
z pomoc� Indianki zakochanej w przyw�dcy
naje�d�c�w. "Dobry temat, doskona�y temat
do opery" - m�wi� mnich, my�l�c nagle
o teatrze udoskonalonym przez wynalazki
ludzkiego geniuszu, gdzie na scenie mo�na
ogl�da� lewitacje i zapadanie si� pod ziemi�,
gdzie dymi�ce g�ry, ukazuj�ce si� nagle
monstra i trz�sienia ziemi z widokiem roz-
sypuj�cych si� w gruzy budynk�w mog�y sta-
nowi� wspania�y efekt, gdy� tutaj mo�na by�o
rozporz�dza� wiedz� mistrz�w owej sztuki,
maszynist�w zdolnych na�ladowa� wszelkie
cuda natury; a nawet zmusi� do latania �y-
wego s�onia jak w wystawionym ostatnio
wielkim spektaklu magicznym. Tamten wci��
opowiada� o czarach teules, ofiarach z ludzi
i o nocach �a�oby, kiedy wszed� Sakso�czyk,
przyjaciel mnicha, w codziennym ubraniu,
w towarzystwie m�odego Neapolita�czyka,
ucznia Gaspariniego, kt�ry zdj�wszy przepo-
con� mask� ods�oni� twarz o kszta�tnych ry-
sach i bystrym spojrzeniu, rozja�nion� �mie-
chem, gdy spojrza� na ciemne oblicze Filomena :
"Witaj, Yugurto!" Ale Sakso�czyk - on tak�e
wypi� ju� ponad miar�-by� w jak najgorszym
humorze, w�ciek�y, �e jaki� koczkodan ob-
wieszony dzwoneczkami nasiusia� mu na po�-
czochy i zd��y� uskoczy� w por�, by unikn��
uderzenia w twarz, kt�re trafiwszy w po�ladek
pederasty sk�oni�o ofiar� do nadstawienia dru-
giego policzka, w przekonaniu, �e kares �w
nale�y bra� na serio. "Uspok�j si� - powie-
dzia� Rudow�osy Mnich. - Wiem, �e <Agry-
pina cieszy�a si� dzi� takim powodzeniem jak
nigdy". "Prawdziwy triumf - powiedzia� Nea-
polita�czyk wlewaj�c kieliszek gorza�ki do
fili�anki z kaw�. - Teatr Grimaniego by�
pe�ny". O sukcesie �wiadczy�y tak�e, by�
mo�e, oklaski i okrzyki ko�cowe, ale Sakso�-
czyk nie m�g� si� przyzwyczai� do tej publicz-
no�ci. "S�k w tym, �e tutaj nikt niczego nie
bierze na serio".
Mi�dzy �piewem sopranu i ch�rem dei castrati
publiczno�� kr�ci�a si� tu i tam, zjadaj�c po-
mara�cze po za�yciu tabaki, popijaj�c napoje
ch�odz�ce, odkorkowuj�c butelki, czasem na-
wet graj�c w karty, w kulminacyjnym punkcie
traged��. Nie m�wi�c ju� o tych, co w lo�ach
przepe�nionych mi�kkimi poduszkami odda-
wali si� mi�o�ci tak dalece, �e dzi� wieczorem,
podczas patetycznego recitativo Nerona, na
czerwonym aksamicie por�czy ukaza�a si�
noga kobieca w po�czosze zsuni�tej a� po
kostk� i pantofel spad� na �rodek widowni, ku
wielkiej uciesze widz�w, kt�rzy zapomnieli
nagle o tym, co si� dzieje na scenie. I nie
zwa�aj�c na �miech Neapolita�czyka Georg
Friedrich zacz�� wychwala� publiczno�� w swo-
im kraju, ludzi, co s�uchali muzyki, jakby si�
znajdowali w ko�ciele, przejmuj�c si� szla-
chetnym patosem ar��, oceniaj�c i �ledz�c ze
zrozumieniem wspania�y rozw�j fugi... Mile
up�ywa� czas na �artach i ci�tych komenta-
rzach na temat tego czy tamtego, opowiadania
histor�� o tym, jak pewna kurtyzana, z kt�r�
przyja�ni�a si� pittora Rosalba (spa�em z ni�
wczoraj w nocy - powiedzia� Montezuma),
naci�gn�a, nie daj�c mu nic w zamian, pewne-
go bogatego Francuza; tymczasem na stole
stawiano oplecione s�om� brzuchate butelki
jasnoczerwonego wina z tych, co nie zosta-
,wiaj� sinego �ladu na wargach, ale za to sp�y-
waj� do �o��dka z radosn� �atwo�ci�. "To samo
wino pije kr�l Dan��, kt�ry obficie korzysta
tu z wszelkich uciech karnawa�owych, oczy-
wi�cie incognito jako hrabia Olemborg"-
powiedzia� Rudow�osy. "W Dan�� nie mo�e
by� kr�l�w - o�wiadczy� Montezuma, kt�-
remu zaczyna�o ju� dobrze szumie� w g�o-
wie. - Nie mo�e by� kr�l�w w Dan��, bo
tam sami zwyrodnialcy, kr�lowie umieraj�
od trucizn, kt�re im wlewaj� do ucha, a ksi�-
��ta dostaj� ob��du od tych wszystkich widm
i upior�w strasz�cych w zamkach i bawi� si�
trupimi czaszkami jak ch�opcy meksyka�scy
w Dzie� Zaduszny". jako �e rozmowa zaczy-
na�a przybiera� charakter pr�nych dywagacji,
znu�eni wrzaskiem na placu, tak g�o�nym, �e
zmusza� ich do krzyczenia sobie wzajem w ucho,
oszo�omieni widokiem masek bia�ych, zielo-
nych, czarnych, ��tych, ruchliwy mnich,
Sakso�czyk z czerwon� twarz� i roze�miany
Neapolita�czyk zacz�li si� zastanawia� nad
mo�liwo�ci� odseparowania si� od zabawy
w jakim� ustronnym miejscu, gdzie mogliby
po�wi�ci� czas muzyce. I ustawiaj�c si� rz�-
dem, tak �e pot�ny Niemiec i Montezuma
; pe�nili rol� falochronu, a zarazem dziobu
okr�tu, zacz�li �eglowa� poprzez wzburzony
t�um zatrzymuj�c si� tylko od czasu do czasu,
aby poda� jeden drugiemu butelk� z likierem
chartreuse, kt�r� Filomeno ni�s� zawieszon�
u szyi na czerwonej wst��ce, zerwanej po dro-
dze z pewnej rybaczki, kt�ra wpad�a w furi�,
l��c go i obsypuj�c takim bogactwem apostrof,
�e okre�lenia "coglione" i "cholerny skurwy-
syn" stanowi�y najl�ejsz� cz�� repertuaru.
Rozdzia� V
Siostra furtianka nieufnie wyjrza�a zza kraty
i twarz jej zaja�nia�a rado�ci� na widok
Brata Rudow�osego. och, co za cudowna
niespodzianka, maestro!" Zgrzytn�y zawiasy
furty i weszli wszyscy do pogr��onego w ciem-
no�ci Ospedale della Pieta, na kt�rego d�ugich
korytarzach rozbrzmiewa�y chwilami echa
ulicznej zabawy, jakby przynoszone przez
wiatr. "Cudowna niespodzianka!" - powta-
rza�a mniszka zapalaj�c �wiat�a wielkiej sali
muzycznej, kt�r� z�ocenia, marmury, stiuki
i girlandy, dywany, kurtyny i obrazy o tema-
tyce religijnej czyni�y podobn� do teatru bez
sceny lub ko�cio�a o nielicznych o�tarzach,
atmosfera za� mia�a w sobie co� klasztornego
' i jednocze�nie �wieckiego, co� ostentacyjnego
i tajemniczego zarazem. W g��bi, gdzie mrok
zasnuwa� sklepienie kopu�y, �wiece i lampy
wyd�u�a�y blaski wielkich piszcza�ek organ�w
pod eskort� mniejszych piszcza�ek na g�osy
anielskie. Montezuma i Filomeno zadawali
sobie pytanie, po co przyszli tutaj, zamiast
p�j�� zabawi� si� gdzie�, gdzie by�yby kobiety
i wino, kiedy pi��, dziesi��, dwadzie�cia ja-
snych sylwetek zacz�o wynurza� si� z mro-
k�w po prawej stronie i p�mrok�w po lewej,
otaczaj�c habit brata Antonio wdzi�czn� biel�
swych koszul z holenderskiego p��tna, noc-
nych kaftanik�w i koronkowych czepeczk�w.
Przybywa�y wci�� nowe, jeszcze rozespane
i oci�gaj�ce si� z wej�ciem, lecz wkr�tce zbo�-
nie rozradowane, kr�c�c si� wok� nocnych
go�ci, dotykaj�c naszyjnik�w Montezumy i
przygl�daj�c si� Murzynowi, szczypi�c jego
policzki, by si� przekona�, czy to nie maska.
Nadchodzi�y inne i nast�pne, coraz wi�cej,
uperfumowane, z kwiatami przy dekoltach,
w haftowanych pantofelkach, a� wreszcie
ca�� naw� wype�ni�y m�ode twarze bez ma-
sek - roze�miane, ja�niej�ce niespodziank�,
jeszcze bardziej uradowane, gdy ze �pi�arni
zacz�to wynosi� dzbany wody z miodem,
sangrii i win z Hiszpan��, likier�w z malin
i czere�ni. Maestro - bo tak go nazywa�y
wszystkie - dokonywa� prezentacji: Pierina
del violino, Cattarina del cornetto, Bettina
della viola, Bianca Maria organista, Marghe-
rita dell'arpa doppia... Giuseppina del chitar-
rone... Claudia del flautino... Lucieta della
tromba... I po trosze, poniewa� by�o ju� ich
oko�o siedemdziesi�ciu i maestro Antonio,
mocno zamroczony winem, myli� jedne wy-
chowanki sieroci�ca z innymi, ich imiona
zacz�y ogranicza� si� do nazwy instrumentu,
na kt�rym gra�y. Jak gdyby dziewcz�ta nie
mia�y innej osobowo�ci, nabieraj�c �ycia
w d�wi�ku, wskazywa� je palcem: Clarino...
Oboe... Clavic�mbalo... Basso di gamba...
viola da braccio... Flauto... Organo di legno...
Rega�... Violino alla francese... Tromba mari-
na... Trombone. Rozmieszczano pulpity, Sak-
so�czyk zainstalowa� si� wygodnie przed kla-
wiatur� organ�w, spr�bowa� Neapolita�czyk
ton�w klawicymba�u, wst�pi� Mistrz na podium,
chwyci� skrzypce, podni�s� w g�r� smyczek
i dwoma energicznymi gestami rozpocz�� naj-
wspanialszy concerto grosso, jaki mog�yby
us�ysze� wieki - chocia� wieki nie pami�ta�y
nic, a szkoda, gdy� by�o to r�wnie godne s�u-
chania jak i patrzenia. Uchwyciwszy frene-
tyczne allegro siedemdziesi�ciu dziewcz�t,
kt�re po nieustannych �wiczeniach zna�y swe
partie na pami��, Antonio Vivaldi rzuci�
si� w symfoni� z bajecznym impetem, gdy
tymczasem Domenico Scarlatti - on to by�
bowiem - rozwija� zawrotne gamy na k