6160

Szczegóły
Tytuł 6160
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6160 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6160 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6160 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W�adys�aw Stanis�aw Reymont Zawierucha Noc zimowa, ci�ka surowo�ci�, szarawa od �nieg�w. pokrywaj�cych puszyst� warstw� pola, zapada�a, sz�a wszystkimi drogami i zewsz�d zdawa�a si� wlewa� szaro�� i bezkszta�t. Wiatr wzmaga� si� i przechodzi� w zawieruch�, w �nie�n� zamie�. Po�wistywa� po polach, uderza� w obumar�e szkielety drzew, tarza� si� w zaspach, rwa� masy suchego �niegu i rzuca� je w przestrze� mroczn� i z porykiwaniem, z pomrukiem przeci�g�ym szamota� si� sam ze sob�. �wiat by� niby odm�t siny, tocz�cy pian� nocy. Drogi by�y zasypane i puste; wie� cicha przywar�a do bok�w wzg�rza, kt�re niby kopiec cmentarny ubra�o szczyty swoje w krzy�e i czernia�o krzakami ja�owc�w. Pustka by�a i bezludzie - tylko nad tym wszystkim zawierucha wy�a tysi�cznymi g�osami, przewala�a si� jak fala i jak fala bi�a k��bami rozpylonego �niegu w stare, trz�s�ce si� karczmisko, stoj�ce pomi�dzy szarzej�cym murem las�w a wsi�. Stary, z pozabijanymi w po�owie oknami dom trz�s� si� za ka�dym uderzeniem, a� ma�e szybki brz�cza�y �a�o�nie i malutki kaganek, kopc�cy si� nad kominem, przygasa� i rozb�yskiwa� co chwila migotliwie w ogromnej, czarnej izbie szynkownianej. Druga, podobna lampka tla�a za kratami szynkwasu, oblewaj�c ��tawym �wiat�em szeregi butelek i beczki ogromne. Wiatr napiera� i targa� pokrzywionymi �cianami, wciskaj�c si� przez szczeliny ze �wistem. W izbie cicho by�o i zimno, wilgo� podnosi�a si� z mokrej, przysypanej �niegiem pod�ogi i siwy, b�yszcz�cy szron oblepia� powa�y i komin. Pijany ch�op kiwa� si� przed d�ugim sto�em, t�uk� pi�ci�, a� butelka z w�dk� podskakiwa�a i mrucza� p�g�osem, to wygra�a� w okno, to przy�piewywa�. Im wi�cej zawierucha sro�y�a si� i targa�a karczm�, tym cichszy by� ch�op, tym powolniej si� zatacza� i cz�ciej nalewa� w�dk� do kieliszka - coraz to poprawia� baranic� na g�owie i niewyra�nie szepta�: - Prowda... prowda je i moja, i twoja, i wszy�kich, ku�dy j� mo... Prowda nie pies, coby j� jodyn wzion sobie na postrunek i ino lo siebie...|Powt�r mom pini�dze, mom... Kumie!... na tyn przyk�ad, Jadom mia� mam� bab�, ale imist� - ale� go pra�a... pra�a... Mi�tki ch�op by� i postury mimiecki. Rzek�e�... cham! Hunor mom, w pysk wytn�, bo ku�de bydle sw�j hunor ma, a ja gospodarz jezdym, rodzuny ociec dzieciom, krze�cijan... I znowu pi� i �omota� pi�ci� w deski sto�u, i zatacza� si�. Drzwi si� otwar�y z sieni i razem z wichur� i �niegiem wesz�o dwoje dzieci, pookr�canych w szmaty. Dziewczyna mia�a lat ze dwana�cie, a ch�opak ze siedem. Otrzepywali si� ze �niegu i stan�li przy szynkwasie, w milczeniu rozgl�daj�c si� po izbie. Ch�op si� im przygl�da� zamglonymi oczyma, a potem udaj�c, �e idzie, rzek� im: - Bojo j si�, dzieucha, bo ci� zim... Zwirza mom w siebie... zim ci�... - A ju�ci! bo jo to kie�basa, a wy pies, coby�cie me zjedli?... - Spyrka mtntko jezde�... zim ci�... Potkn�� si� o wystaj�ce dyle pod�ogi i upad� na st�. Ch�opak si� �mia� rozbawiony, a dziewczyna szepn�a z przek�sem: - Te ch�opy to nar�d, �pi j om si� kiej zwierzoki i sielne majom uciech�... Karczmarka przysz�a, wi�c dziewczyna wydoby�a spod zapaski ostro�nie w�ze�ek i rzek�a k�ad�c go na szynkwasie: - Mendel i pin� jajk�w przynies�am i za to wezm�: �tyry �ledzie, gazu kwaterk� i bu�eck�w rz�dek... Karczmarka uwa�nie przegl�da�a jajka pod �wiat�o. - Hale! zaboczy�am! Matula pedzieli, coby jesce flasuchne asencji, ty czerwuny, bo chc� ugo�ci� stryjne, co maj� jutro przyjecha� po mnie. - Do s�u�by p�jdziesz? - A boga�. Ty�a nas g�b w cha�upie. - Czyi�cie wy? - A Strzelcowe. - Tak daleko i przy�li�ta na takie zakurki? to bez ma�a mila l bez las... - Prowda, karwas drogi i bez las, ale my si� z nim znowa. J�ziek si� tyz nie bojo - i pog�adzi�a ch�opaka po ojcowskiej czapce, kt�ra mu si� a� na nos opuszcza�a. Ch�opak pokra�nia� i podnosz�c sobie czapki rzek� powa�nie: - Jo zawdy z tatulem w b�r chodz�, a z Jantk� ptaki wybirowa, to si� nie bojom... - �nieg mo�e was zawia�. - E!... duchtem p�dziewa, to je bli�ej. - �e to was matka pu�ci�a na taki czas... - Jeszcze zakurek nie by�o, kiej�my posz�y, a w dumu �wici� nie by�o czym i �ledzi�w trza, i asencji lo stryjny, a tatulo poszli w obch�d. I pogadywali sobie, a ch�op pijany zn�w sobie w ten spos�b: - Gospodarz jezdym, to pon jezdym. Pon na rano, pon na po�ednie i pon na odwiecerzu. Zimnioki �res! Bo mi tok lo hunoru trza. Piechty chodzis! Bom taki sielny pon, co ju� kunie i focmany nie lo mnie. Gorzo�cysko, �mierduche chlosz! Bo mi si� ju� baraki ckni�. Pijanica jezde�! Cichoj, bo ci� wytn�. Pijanica jezde�! Zdziel� k�unic�, jak B�g na niebie, zdziel�. Pijanica jezde�! A pslo psaro! bedzies si� ze mn� k�y�ni�, naprzeciw stawo�! krzycza� gro�nie. - Pijanica jezde�! A zapowietrzuny! Zakatrupi�, zakatrupi� sobaczy! - i schwyci� si� za w�osy, bi� si� po g�owie, po twarzy, szarpa� sam siebie, a krzycza�: - Nie wydziwioj, nie dunderuj, bo gospodarz jezdym, to pon jezdym! Potem raptownie przesta� i upad� ci�ko na �awk�. Dzieci oboj�tnie spogl�da�y na niego. Uni�s� si� troch� i zawo�a� cichym, pokornym. g�osem, wyci�gaj�c do nich butelk�: - Roboki, napijta si�, taki zi�b... Napijta si�... Dzieci przysun�y si� jeszcze bli�ej karczmarki i nie s�ucha�y,- zaj�te ogromnie wybieraniem �ledzi. - Pani, dajta tymu mizeractwu bu�eck�w. Kiej takie dzieci�tecka sp�kom, to mi si� rychtyk wspominaj� moje serdeczne, co je wypominom podcas wiec�r w dobry spos�b. Takim sirota, psiokr�tka, - kiej pies dworski. Urwa�, potem ci�gn�� dalej: - I bab� mio�em, i kr�wsko mio�em, i dzieci mio�em, a tero, kiej ko�ek som jezdym... Poch�wek sprawi�em jednymu - cyst� pi�em na frasunek; pochowa�em na krosty drugie - cerwun� pi�em; trzecie pochowa�em - harak pi�em, bo me kole serca kiej kolk� spiralo; baba mi si� zmarnowa�a - som spryt pi�em; krowa mi pad�a na zwiesn� - wszy�ko razem pi�em i nic - bolenie furt spiro. Pi�ciorgo si� zmarnowa�o, pi�ciorgu gospodarski poch�wek zrobi�em i pije se, bo me zmora dusi nocami i duszycki we spiku przychodz� si� �ali� - pije sobie... Pijanica jezde�! Cichoj, bo ci� wytn�... I zacz�� znowu k��ci� si� ze sob�. - No, macie dzieci i id�cie, bo �wiatu ano nie wida�, tak kurzy. Antka okr�ci�a sprawunki w chusteczk�, ch�opcu naci�gn�a lepiej jeszcze czapk�. - Panu Bogu oddaje - rzek�a i wyszli. - Id�ta z Bogiem. No! Szczepanie, bo zamykam karczm�. - Scepon jezdym, to pon jezdym - mrucza� zmo�ony snem i w�dk�. - Id�ta, zamykam, taki czas, co i pies nie zajrzy. - Pijta, roboki, pijta... Nie, to nie... Z�o bydlokowi marchew, to niech idzie w krzon... Wypi� reszt� w�dki, poprawi� na sobie ubranie i za�piewa�: Powiedzia�e�, �e mnie we�mies, Skoro �ytko, jark� zeznies. A ty� zezon i owiesek, Teroz scekos kieby piesek. - Tero se spij, panie gospodarzu - rzek� i wyci�gn�� si� na �awie. - Scepon jezdym, to pon jezdym... mrucza�. Dzieci wysz�y przed sie� i sta�y chwil� sk�opotane. Szaro-by�o na �wiecie i tak m�tnie od rozpylonego �niegu, �e nie by�o zna� ani dr�g, ani drzew, ani dom�w - wszystkie kontury zlewa�y si� w jeden bezkszta�tny wir �nieg�w, pe�en �wist�w, szum�w i chrz�stu. Wiatr kr�ci� si� w k�ko i coraz to bra� tumany ca�e �niegu i roztrzepywa� go w py�ki nad ziemi�, jak kiedy m�ynarz wytrzepuje pytle z m�ki. S�ycha� by�o tylko �wisty przeci�g�e wichru i smutny, rozleg�y skrzyp drzew przydro�nych, i jakie� g�uche warczenie w^rzestrzeniach. Dzieci sz�y pr�dko zaledwie odczutymi �ladami drogi ku lasowi. Antka raz po raz spogl�da�a doko�a i co�, jak niepok�j, przeb�yskiwa� zacz�o w jej oczach, ch�opak za� najspokojniej zajada� bu�k� i co chwila unosi� czapki, �eby spojrze�. - Jantka, dadz� mi matula �ledzia? - A dadz�. - G��wk�? - A g��wk�. - Na w�glikach j� se spiek� i zim - dobro tako? - A dobro. Zamilkli zag��biaj�c si� w t� bia��, szalej�c� otch�a�. Szli wci�� jednakowo, cho� �nieg by� coraz g��bszy. Antka co kilkadziesi�t 'krok�w przystawa�a i szuka�a w �niegu �lad�w drogi. Niespokojno�� jej ros�a w miar� zbli�ania si� do lasu. - Chodzi pr�dzy, J�ziek, w boru se odpoczniemy, te ci dam jeszcze bu�k�w. - Nogi bolo me. - Nie b�-si�, chodzi. Matula cekaj�. Stryjna przywiezie ci obrozik. - I lemyntorz ty�? - A boga�. - To se z Wawrzonem p�dziewa do sko�y? - A p�dzieta. - Roch�w Grzela podzia�, co jo lutery znom i sk�ada� niezgorzy potrafi�... - A ju�ci, potrafisz; jo bez trzy zimy chodzi�am, do sko�y, a ino zdziebko porodz�... - Poredze, Jantosia. Przeciek wim, �e pirszo litera, tako kiej krokiewka, to je "A". - Prowda, �e una je kiej krokiewka, ale ty pisany nie utrafisz. - "Utrafie, Jantosia. Takie k�ecko r�wniu�kie z kijoskiem zadartym od zimi, kiej bat. - Moi ludzie, wieje ty� to, wieje... �lipi�w ozewrzy� ni mo�na. - Bez co to tak? - To Pon Jezus tak se dmucho lo uciechy. - Pan Jezus taki zi�b robi�? - Przecie nie kto drugi. - A kiej ociec duchowny m�wili, co zwiesne Pon Jexus robi�. - A robi i zwiesne, i zim�, bo Pon Jezusicek tak chc� i ty�a. - Jantosia! Kupi� mi tatulo spencerek? - Kiej ci obiecali, to i kupi�. - Pedzieli, co za pasionk� mi kupi� - taki, jak mo J�drk�w Micha�, z guzikamy. Umilkli, bo im wiatr smaga� twarze i sypa� �nieg w oczy. Huragan si� zrywa� chwilami wprost straszny, zdawa� si� rozwija� skrzyd�a i bi� nimi przestrze� zapami�tale; jakie� kr�tkie, przeci�g�e syki przecina�y powietrze, jakies turkoty o brzmieniach piorun�w przebiega�y z kra�ca w kraniec. Zawierucha ��czy�a niebo z ziemi� i jak stado wilk�w wy�a tysi�cznymi g�osami, skomla�a w jakich� urywanych staccatach, to' pogwizdywa�a przeci�gle-przycicha�a na chwil� i rzuca�a si� jeszcze ,sro�sza, powstawa�a i bi�a z szumem rozhukanego morza w ziemi�, zdawa�a si� by� rozw�cieklona oporem, bo przypada�a na �niegi, rwa�a je w skr�tach, formowa�a w nich rozpylone wiry i tarza�a si� z nimi po polach, rozbija�a w mg�y i powraca�a zaczyna� dzik� i pot�n� robot� od pocz�tku. Las niedaleki dorzuca� do og�lnego chaosu swoje g�osy. Czernia� coraz bli�ej i zdawa� si� podnosi� i i�� olbrzymiej�c. - Dzieci ledwie by�y w stanie si� przekopywa�. Pod samym lasem ciszej by�o, ale wpadli w sam �rodek olbrzymiego leja; olbrzymie zaspy �niegu, podobne do z�om�w ska�, fantastycznie zwalonych, dymi�y niby wulkany kurzaw�, oblepiaj�c� twarze. Na dwa cale nie by�o nic wida�, pr�cz niezmiernej, szalej�cej masy. Szli jak w ob�oku, pe�nym chrz�stu gro�nego. Przykucn�li sobie troch�, aby nabra� si�. - Musi by�, je gdziesik wisiel, kiej tak dmie. - Z�y? - zapyta� cicho J�ziek i strach jaki� przej��, zimnem. - Boga� ta nie z�y, kiej nawidzony przez z�ygo. - A kaj un? - zapyta� jeszcze ciszej. - Kaj? a chusto se gdzie na postrunecku. - Wisiel? - Przecie nie kto drugi. Dyndo se na jakim osikut. Jezus, Maria! - krzykn�a i upad�a w �nieg, poci�gaj�c ch�opca za sob�, bo jaka� olbrzymia ga��� porwana wichrem przelecia�a "^tu� nad ich g�owami niby chmura ogromn�. Wisiel! Jantka! Wisiel! - krzycza� J�ziek wniebog�osy. - Zdrowa� Mario! pod Twoje obrune - szepta�a dziewczyna szcz�kaj�c z�bami, przera�ona, zmartwia�a ze strachu, nie �miej�c podnie�� si�. Up�yn�o z dobry pacierz nim si� zwlekli i poszli, ale to wra�enie jak czarna plama utkwi�o im na siatk�wkach S n�ka�o m�zgi zgroz�. Przystawali cz�ciej, �eby przyt�umi� dr�enie, jakie ich targa�o i, obejrze� si�, bo im si� zdawa�o, �e widz� w ka�dym ciemniejszym punkcie przestrzeni ko�ysz�cego si� trupa. Weszli w las i skr�cili na tak zwany ducht, przecinaj�cy b�r uk-osnie, bo droga by�a zawalona �niegiem i nie do przebycia. Pod ga��ziami olbrzym�w prawie cicho by�o, �nieg grub� warstw� za�ciela� ziemi� i oblepia� ga��zie, tak �e zwisa�y pod tym ci�arem. Szaroper�owy ton lasu przejmowa� dziwnym wra�eniem. Pnie drzew jak czarne, bazaltowe kolumny sta�y niesko�czonymi szeregami i majaczy�y w g��biach niby kontury widziade�, zagradza�y zewsz�d drog� i sta�y w milczeniu ponurym, �e a� si� czu�o t� ich moc pot�n� wyrazu, i ta ich zaduma senna przejmowa�a jak�� �wi�t�, mistyczn� trwog�. Dzieci si� uczu�y jakby w ko�ciele o zmroku, kiedy to ju� �wiat�a pogasn�, ^ b�yszcze� zaczynaj� z�ocenia o�tarzy i ostatnie echa �piew�w i muzyki przebrzmiewaj� w ciszy i nocy. Nie m�wi�y ani s�owa do siebie, tylko sz�y przenikane zabobonn� trwog� i pragnieniem znalezienia si� jak najpr�dzej w domu. Drzewa z szumem g��bokim pochyla�y si� i bi�y ga��ziami o ga���, to zn�w szemra�y cicho jak fala zamieraj�ca, strz�saj�c �nieg z siebie, �e na kszta�t kaskad sp�ywa� na ziemi� w bia�ym, szeleszcz�cym ob�oku, to znowu stawa�y i jakby si� opuszcza�y w cisz� i senno��. Huragan jakby czyha� na to, bo nadbiega� ze �wistem i uderza� w las z g�ry, zatrz�s�, zakr�ci�, starga� i bi� si�� niezmiern�, i rwa� ga��zie, i druzgota�. Las dr�a� ca�y a� do podstaw pod w�ciek�ymi uderzeniami, wy� jako� bole�nie, z j�kiem przejmuj�cym pochyla� si� i wstawa�, prostowa� wynios�e pnie i wrza� gniewnie niezmo�ony, pot�ny, zdawa� si� skupia�, osadza� g��biej w ziemi i i�� zwart� mas� w bo}, i t�uc koronami wichur�, i przypiera� moc� swoj� nagle ocknion�. Huragan, kt�ry wali� raz po raz, jak ta? ranami falami wichr�w z takim rozgwarem uderza�, �e las si� rozsro�y� i rozj�cza� ca�y, zdawa� si� pot�nie� pod obuchem i rozko�ysany, szalej�cy, �piewa� hymn dziki, pot�ny, ur�gaj�cy burzom. I nic ju� s�ycha� nie by�o, pr�cz. �wist�w, szum�w, trzask�w, porykiwa� jakich�. Trzask �amanego drzewa czasami wpada� w ten odm�t jak salwa karabinowa i gin�� przecinaj�c �wistem powietrze. Oderwane wierzcho�ki lecia�y z j�kiem nad borem lub u�amane, zczepione jeszcze ostatnimi w��knami, szamota�y si� �a�o�nie z burz�, bi�y o pie�; to zn�w przez chwil� taka cisza nap�ywa�a ogromna, �e dzieci s�ysza�y bicie serc w�asnych i jaki� triumfalny, zwyci�ski rozhowor lasu, i rozszerzonymi oczyma patrza�y na ka�de drzewo czerniej�ce, na ka�d� ga���, omiecion� ze �niegu. Strach przed wisielcem rozsadza� im serca i tak do�� przera�one burz� i noc�. Co chwila prawie J�ziek chwyta� Antk� i szepta�: "Wisieli wisiel!" - a to tylko ga��� jaka� t�uk�a si� pomi�dzy drzewami lub modrzew czernia� swoj� chropaw� kor�, albo cie� jaki�, oderwany nie wiadomo sk�d, lecia� po �niegach. Antka sz�a pr�dko i cho� przymyka�a oczy ze strachu, nie mog�a nie patrze�. Nie widzia�a nigdy wisielca, ale rozpalona noc� i huraganem wyobra�nia stwarza�a jak�� straszn�, nieuchwytn� larw�, jaki� majak potworny, kt�ry chwilami widzia�a tu� przed sob�: to uczepiony na jakim� s�ku, ko�ysa� si� w mrocznej g��bi, to lecia� gdzie� nad lasem, rozkrzy�owany w wichurze, to jak bry�a bezkszta�tna toczy� si� pomi�dzy drzewami, obija� o nie, szed� po lesie ob�okiem py�u, to znowu przys�ania� jej ciemno�ci� �wiat i �mia� si� - s�ysza�a najwyra�niej chichot, to skowyt psi, to jakie� ohydne mlaskanie. Martwia�a, krew jej zastyga�a w �y�ach, kurczy�a si� w sobie ze strachu, bo wydawa�o jej si�, �e czuje, jak j� ten wisiel chce z�apa� i zdusi�. Na pr�no m�wi�a pacierz, na pr�no �egna�a si�, strach pot�gowa� si� coraz bardziej, a musieli i�� wolno, bo zagradza�y im drog� takie g�szcze zagajnik�w, le�a�y takie wykroty olbrzymie, �e tylko z trudem mogli si� przedziera�. Na p� �ywi ze zm�czenia i trwogi przedarli si� na niewielk� polank�, z kt�rej ducht skr�ca� wi�cej na lewo, prowadzi� wprost do ich cha�upy, i upadli pod ogromnym �wierkiem, stoj�cym w po�rodku, aby troch� odpocz��. Zimno im by�o, wi�c si� przyciskali do siebie i z jak�� g��bok� nie�wiadom� trwog� patrzeli w las. Jaki� l�k niewyt�umaczony przenika� ich coraz bardziej; ta wzgl�dna cisza przyt�acza�a ich wi�cej, ani�eli burza. -Bojom si�, Antosia - szepn�� ch�opak. - Nie b�-si�, J�ziu. Pon Jezusicek nie do nos na zatracynie, nie. - Pon Jezus wszy�ko mog�... - Wszy�ko. - To kieby chcia�, to by cha�up� wzion z wiatrem. - A wzionby. - Antka! to i nasz� graniast� by o�ywi�? - Przecie, tchn��by se w ni� par� i bydl�tko by wsta�o. - A kiej tatulo mi�so przedali, a i my�ma ty� zjedli... - G�upi�, nie deliberuj. Pon Jezus wszy�ko mocny jest zrobi�. - Zimno mi, Antosia. Okr�ci�a go swoj� zapask�, przytuli�a jeszcze lepiej do siebie i siedzieli tak bez s�owa, ws�uchani w g�uche warczenie nadbiegaj�cej z powrotem burzy. Wichura znowu nadchodzi�a, nadbiega�y pierwsze fale lekkie, przerywane jakby forpoczty, potem zacz�y i�� wichry z po�wistem wprost przera�liwym i z moc� w�ciek�� bra�y si� za bary z lasem, obdziera�y ga��zie, w�era�y si� w g��bie mroczne z szumem podobnym do bij�cego burz� w brzegi morza, rwa�y wszystko, kot�uj�c �nieg, m�c�c przestrze�. Las j�cza� prawie rozpaczliwie, gi�� si� ze skrzypem, �ama� z trzaskiem podobnym do huku piorun�w, porykiwa� g�ucho jak zwierz�, charcza� jak duszony, to rozpr�a� si� i rozchwiany, o�lepiony walk� dysza� tak ci�ko i okropnie, �e dzieci zamiera�y ze strachu. A huragan wzmaga� si�, coraz straszliwsze sia� zniszczenie; olbrzymie drzewa niby patyki suche wyrywa� z ziemi lub �ama� - pada�y zdruzgotane na polank� i le�a�y zmi�te podobne trupom poodzieranym, na pod�c�elisku �niegu. Nie by�o nic wida� poza szalej�c�, zwichrzon� mas� �niegu, nie by�o nic s�ycha� poza t� dzik�, gniewn� wrzaw� chaosu. - Bojom si�, Antosia, bojom. - Nie b�-sie, J�ziek, nic. Wiater przestanie, to p�dziemy. Umilkli znowu, bo im zaczyna�o by� i ciep�o, i cicho�� jaka� ogarnia� ich poczyna�a. - J�ziek, zm�wmy pacierz, to mo�e Jezusicek nam przemieni - i zaraz zacz�a: ..."Ojcze nasz, kt�ry� je w niebie, �wi�� si� imi� Twoje, b�d� wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi" cicho brzmia� pacierz i niby smuga �wiat�a i ciep�a, tym szmerem wyp�ywa� z ich serc, zamieraj�cych ze strachu i p�yn�� w noc, w wiry, w huragan, kt�ry wy� i druzgota� wszystko; w te rozp�tane �ywio�owe moce, co wzi�y panowanie nad �wiatem i z brutalnym triumfem tarza�y si� po przestrzeniach. �nieg ich prawie zasypa�, nie wiedzieli o tym, zaczyna�o im by� jako� dobrze, jaka� senno�� s�odka bra�a ich w moc swoj�, wi�c tym serdeczniej akcentowali modlitw�, tym ufniej k�adli dusze swe przed Panem i g��biej b�agali zmi�owania... "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, a odpu�� nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" - i dr�a�y im tak serca mi�o�ci�, i wznosi�y si�, �e szeptali coraz ciszej i coraz wolniej. Te dwie proste dusze w jakim� ciemnym przeczuciu zag�ady, dwa atomy konaj�ce rzuca�y si� do st�p Wszechmocy i �ebra�y krwi� serc swoich o zmi�owanie. Jakie� ko�ysanie uczuwali w sobie i jakie� �wiat�o�ci, pe�ne grania pi�knego, muska�y im dusze. ..."Zdrowa� Mario, �aski� pe�na"- ci�gn�a dalej Antosia prawie niedos�yszalnym szeptem i snu�a dalej modlitw� my�l� bez�adn� i rozprz�on� senno�ci�. Zapadali w jak�� niewypowiedzian� cicho��; wydawa�o si� im, �e jaki� Anio� otula ich bia�o�ci� i szemrze skrzyd�ami, bo im coraz lepiej - lepiej - �e taka jasno�� ich przepe�nia, taka weso�o��, takie granie i �piewy, s�odko�ci pe�ne zalewaj� im serca, �e s� pe�ni szcz�liwo�ci i zachwycenia ekstatycznego. �wiadomo�� ich rwa�a si� w strz�py, a oni wn�trznie olbrzymieli, zdawali si� podnosi� w bezgranicznym uszcz�liwieniu i coraz mniej czuli, coraz niewyra�niej a wsp�lnie j przenikali si� niejako - snu�y si� im w m�zgach sceny �ycia niedawne, prze�ywali je po raz drugi. To dom... to sad wi�niowy... to pastwisko nad rzek�... to ta graniasta, co im pad�a... to szli w ledwie zieleniej�c� brzezink� na smardze i babie uszy... to si� kryli w zbo�ach szumi�cych, z�otawych... to ko�ci� niziutki czernia� im �cianami... to s�yszeli �piew ksi�dza i modlili si�, dymy z trybularza owiewa�y ich woni� i przenika�y ich �wi�t� trwog� niskie brzmienia organ�w... monstrancja roztacza�a z�ocisty blask, �e padali na twarz upojeni �wiat�o�ci� i zachwytem, a potem ksi�dz szed�... i t�um szed�... i wszyscy szli... chor�gwie szumia�y i pie�� si� zrywa�a z tych serc prostych i bieg�a w b��kity. "�wi�ty! �wi�ty a nie�miertelny!" - brzmia�o szeroko i zdawa�o si� w swym strumieniu i pot�dze bra� ich dusze i unosi�... a dzwony tak gra�y powa�nie, tak bi�y hymnem rado�ci, �e im twarze i serca zala�y �zy rozczulenia... Potem jakie�wody, zbo�a zielone... t�umy ludu... wesele Magdy, ich siostry najstarszej, i �cisk, tumult, �piewki, muzyka tanecz? na, twarze a� im dysz� rozkosz�, a� si� �miej� z uciechy, rozbrzmiewaj� pe�ni� zdrowego, j�drnego �ycia wsi... I znowu co innego: obrazy przesuwaj� si� z tak� szalon� szybko�ci�, �e ju� nie zdaj� sobie sprawy dok�adnej, co widz�; zaczyna im by� mroczno, dusze zaciemniaj� si�... id� do karczmy, a wiatr �wiszcz� i �nieg rozwiewa, noc fioletowe k�adzie pi�tna... Zaczynaj� dr�e�, porusza� si� niespokojnie, rzuca�*.. gn�bi ich cie�, stoj�cy tam... w kra�cach, widz�, jak si� ko�ysze i ro�nie... Uciekaj� przez las, ale widziad�o idzie przed nimi, skacze, chichocze, �e a� im krew lodowacieje... czepia si� s�k�w i przechylone, ogromne, straszne sino�ci� buja si� z burz� i po�yskuje krwawo oczyma; zamieraj� ze strachu, bo jest blisko, bo szpony jakby z cieni�w wyci�ga po nich. - Wisieli... wisieli... - krzycz� przej�ci trwog� �mierteln�, chc� ucieka�, ale poruszy� si� nie maj� si�; ci�ko im, czuj� si� jakby przywarci do siebie i do ziemi - szarpi� w wysi�kach nadludzkich, odrywaj�, dobywaj� ostatka si� - i zm�czeni, oblani �miertelnym potem m�ki, z rz�eniem chrapliwym upadaj� w jak�� bezdenn� otch�a� i widz�, jak ten wisiel z rozrzuconymi nogami ko�ysze si� tu� nad nimi, s�ysz� ten jednostajny skrzyp postronka, kt�ry go trzyma i stuk g�uchy o drzewo - i znowu, spadaj�, lec�, lec�... bez tchu i przytomno�ci w niesko�czono��. Zawierucha przesz�a. Las sta� spokojnie i jakby oddycha� ci�ko i zag��bia� si� w bezmiernym spokoju, jaki zapanowa� nad ziemi�. Przez per�owe mg�y prze�wieca�y gwiazdy i ksi�yc si� wyzby� reszty chmurnych obs�on i toczy� niby kula, srebrem przesycaj�c, ciemn� ziele� �wierk�w, rozsypywa� po �niegach b��kitnawe cienie i niby nimbem �wietlistym otacza� te dwie g��wki dzieci, przytulone do siebie, ledwie si� odcinaj�ce sino�ci� trupi� od �nieg�w, zapala� w g��biach ich martwych, szeroko otworzonych �renic zielonkawe ogniki i jakby muska� z pieszczot� zastyg�e z wyrazem trwogi bezmiernej twarze. A rozp�yni�te w ciszy i �wietle lasy zdawa�y si� jakby t�tnami sok�w swoich �piewa� g��bokie modlitwy - niby hymny dzi�kczynne, niby ostatnie podzwonne tych dusz czystych roztopionych w niesko�czono�ci. A noc zimowa cicha, rozgwie�d�ona, pe�na tajemnic spokoju i senno�ci, sz�a naprz�d - niepowstrzymanie.