14064

Szczegóły
Tytuł 14064
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14064 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14064 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14064 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Magdalena Kozak Cichow�� Jestem Wampirem Czcz� moje ego i czcz� moje �ycie, poniewa� jestem jedynym istniej�cym Bogiem. Jestem dumny z tego, �e jestem drapie�nikiem i oddaj� honor moim zwierz�cym instynktom. Wywy�szam m�j racjonalny umys� i nie uznaj� �adnych wierze�, kt�re s� wbrew rozumowi. Rozpoznaj� r�nic� pomi�dzy �wiatami prawdy i fantazji. Uznaj� fakt, i� przetrwanie jest najwy�szym prawem. Uznaj�, i� Dar Ciemno�ci musi by� ukryty wed�ug naturalnego prawa, dzi�ki kt�remu tworz� m� magi�. Wiem, �e moja wiara w Rytua�y jest fantazj� lecz magia jest prawdziwa, i szanuj� i uznaj� wyniki mej magii. Rozumiem, �e nie ma nieba ani piek�a a �mier� postrzegam jako zniszczenie �ycia. Dlatego korzystam z �ycia tu i teraz. Jestem Wampirem. Pok�o� si� przede mn�. Biblia Wampiryczna Kredo Wampira 1. G�uche, �kaj�ce zawodzenie wiatru. Piskliwe j�ki powietrza, przeciskaj�cego si� z trudem przez w�skie szczeliny pomi�dzy belkami. Wszechobecny zapach zbutwia�ego drewna, wo� zgnilizny, rozpadu, wilgoci. Cichow��, ta nazwa pojawia�a si� w umy�le nie wiadomo sk�d. Czasem j�ki wiatru wzmaga�y si�, ros�y, a spomi�dzy nich przedziera� si� jaki� rozpaczliwy krzyk. Dojmuj�ca skarga, wo�anie o pomoc. Vesper nie chcia� nic o tym wiedzie�. Nic a nic. W kr�tkich, urywanych przeb�yskach �wiadomo�ci zdawa� sobie spraw� tylko z jednego: nie chce tu by�, za nic w �wiecie nie chce tu by�. Kiedy go budzili, nie otwiera� oczu, unosi� tylko g�ow� i pos�usznie wypija� par� �yk�w napoju, podawanego mu w kubku przez czyje� szorstkie d�onie. Zaraz potem mi�kko zapada� si� z powrotem w krain� niebytu, kt�rej najch�tniej nie opuszcza�by wcale. Na dnie nico�ci czai�o si� co� gro�nego, odra�aj�cego, co� o�lizgle strasznego, niczym zdradziecko ukryty w trawie w��. Wpe�za�o w cisz� nieistnienia, rozdziera�o sny, szarpa�o spok�j k�ami, z kt�rych kapa� l�k. Czasem mo�na by�o zamkn�� oczy, wysili� si� troch�, przegna� demona i nie patrze� na�, a wtedy ucieka� w g��biny pod�wiadomo�ci, poskromiony na chwil�. Ale zawsze wype�za� z powrotem, zawodz�c wci�� t� sam�, jakby posk�adan� z urywk�w, pie��: W�e rozkoszy Pe�zn� po sk�rze mej g�owy Pod w�osami Wszystko jedno Mo�e umr� dla tej chwili Wszystko jedno Nikt mi ju� teraz nie przeszkodzi Nikt mnie nie powstrzyma Lubi� to Chocia� chce mi si� p�aka� Ale to zaraz minie Krew I wr�ci Ekstaza Krew Wtedy Vesper zrywa� si� z kr�tkim, dojmuj�cym krzykiem. Nie otwiera� jednak oczu, si�� powstrzymuj�c wymykaj�ce si� spod powiek �zy. Zmusza� si�, by zn�w si� po�o�y�. To tylko kryzys, powtarza� sobie, d�, kt�ry trzeba przetrwa�... Z t� my�l� zapada� w nie�wiadomo��. A tam W�� bezszelestnie rozwija� swoje sploty. 2. Brutalne szarpni�cie za rami� wyrwa�o go po raz kolejny z krainy niebytu. � Czy ten cholerny pies zamierza kiedykolwiek wsta�? � wysycza� gniewny g�os. Vesper d�wign�� w g�r� powieki, ci�kie niczym z betonu. Nie zobaczy� niczego, ciemno�� spowija�a go dooko�a, na podobie�stwo z�owrogi ca�un. Zamruga� kilkakrotnie, z wyra�nym trudem, czuj�c, jak narasta w nim strach. Odk�d przebudzi� si� dla Nocy, nie zdarzy�o si� jeszcze, �eby znalaz� si� w tak idealnym mroku. Jego wra�liwe oczy wychwytywa�y przecie� nawet najmniejsze wi�zki foton�w. A tutaj nic. Ciemnia doskona�a. � Jeszcze nawet nie widzi... � mrukn�� kto� inny wyja�niaj�cym, nieco prosz�cym tonem. � Przej�cie jest trudne, potrzebuje czasu. � W dup� kopany maminsynek! � warkn�� ten pierwszy. � I co, b�dziemy go tak karmi� do sko�czenia �wiata? Ta kobieta stanowczo sobie zbyt wiele wyobra�a... � Lord Renegat wyda�a jednoznaczne rozkazy. � Tym razem drugi g�os zabrzmia� ostro, zdecydowanie. � Nocarz ma pozostawa� pod opiek� tego Domu, p�ki nie b�dzie w stanie sam si� o siebie zatroszczy�. � Nocarz! � prychn�� tamten, po�pieszne kroki zastuka�y g�ucho o drewnian� pod�og�. � Pierdolony pies... � Trzasn�y z hukiem zamykane drzwi. Kroki zadudni�y na korytarzu, po czym ucich�y, zla�y si� ze wszechobecnym j�kiem wiatru. � Nie martw si� � powiedzia� ten drugi, jakim� takim dziwnym, odr�twia�ym g�osem. � Wyjdziesz z tego, nasza Pani odwali�a kawa� dobrej roboty. Wyjdziesz z tego na pewno. Vesper powoli poruszy� g�ow� w g�r� i w d�, w niemym potakni�ciu. Po�o�y� j� z powrotem na poduszce i zacisn�� powieki. Zn�w zacz�� odp�ywa� do krainy W�a. � Jeszcze wstaniesz... � westchn�� tamten. � Jeszcze b�dziesz �y�. Jego ton bynajmniej nie wskazywa� na to, �e by�a to dobra wiadomo��. 3. Tym razem, gdy go obudzono na kolejny posi�ek, natychmiast otworzy� oczy. Wszechobecna ciemno�� wci�� jednak pozostawa�a nieprzenikniona. Kto� siedzia� ko�o niego na ��ku, podsuwaj�c mu kraw�d� kubka do warg, ale Vesper nie widzia� go wcale. � Dlaczego nic nie widz�? � wyszepta� s�abo. � Co... co si� ze mn� dzieje? � Pij � powiedzia� kto�, nie spos�b by�o odr�ni�, czy to ten sam, kt�ry by� poprzednio, czy mo�e kto� inny. � Musisz nabra� si�. Vesper pos�usznie zacz�� prze�yka� ofiarowany mu p�yn. Potem spr�bowa� obr�ci� twarz w kierunku, z kt�rego dochodzi� g�os. Uni�s� pytaj�co brwi. � Do�� d�ugo �y�e� na sztucznej krwi � powiedzia� wreszcie tamten. � W takiej sytuacji przej�cie na prawdziw� daje niesamowitego kopa, podobno. � Podobno? � zdziwi� si� Vesper odruchowo. � A tobie nie da�o? � Ja zaczyna�em od razu na prawdziwej � stwierdzi� rozm�wca i podni�s� si�, spr�yny ��ka j�kn�y cicho � Ale ty by�e� w bardzo ci�kim stanie, kiedy po raz pierwszy do�wiadczy�e� jej mocy. Nic wi�c dziwnego, �e tw�j organizm zareagowa� tak gwa�townie, przecie� Lord uratowa�a ci� niemal�e w ostatniej chwili. Teraz zdrowiejesz. � Nagle zni�y� g�os do szeptu. � I wiesz, radzi�bym ci si� nieco z tym zdrowieniem po�pieszy�. Strix, Pan tego Domu, bardzo si� ju� niecierpliwi. � Co to za dom? � wyszepta� cicho Vesper, ale nie doczeka� si� odpowiedzi, kroki tamtego oddali�y si� od ��ka a potem zgin�y za trza�ni�ciem drzwi. � Co to za dom... � powt�rzy� wi�c gdzie� w pustk�. � Co to za dom... Po�o�y� g�ow�, zamkn�� oczy. A potem otworzy� je nagle, wpatruj�c si� z przera�eniem w ciemno�� przed sob�. Roz�wietli�a si� wstrz�saj�cym obrazem. Lord Ultor le�y na ziemi w rozpe�zaj�cej si� po�piesznie dooko�a ka�u�y krwi. Vesper zadygota�, prze�kn�� �lin�. Setki r�nych scen zacz�y pojawia� si� przed mu oczyma, przepychaj�c si� w szalonej galopadzie. Ultor stoi przed nim, �wist jego miecza wydziera mu z szyi krwaw� fontann�. Ksi�yc zalewa srebrem baz� nocarzy. P�on� budynki Polfy Tarchomin. Okruszek wyci�ga swego Glocka tu� ponad jego ramieniem, zaraz strzeli... �wiat migocze na tle k�ka z krzy�ykiem, g�os Nidora rozkazuje: �teraz!�. Pada strza�. G�owa renegata spada na kamienn� posadzk� Bunkra. Aranea idzie korytarzem szpitala, na tacy przed ni� ko�ysz� si� z brz�kiem pr�b�wki z krwi�. Lubi� to Chocia� chce mi si� p�aka� Ale to zaraz minie Krew I wr�ci Ekstaza Krew Za�piewa� W��. Vesper zdusi� w gardle spazmatyczny szloch. Ultor le�y na ziemi w rozpe�zaj�cej si� po�piesznie dooko�a ka�u�y krwi. � Zabi�em go � wychrypia� s�abo. � Nie jestem nocarzem, jestem renegatem. Jaki� odb�ysk na dole przykuwa jego uwag�. Na pod�odze, tu� obok ��ka, le�y jego legitymacja oficera ABW. Migotliwe �wiat�o gwiazd odbija si� zimnym blaskiem od srebrnego orze�ka w koronie. Vesper zamruga� oczami, nie b�d�c pewien, czy widzi j� naprawd�, czy to tylko nap�yn�a kolejna z wizji. Podni�s� si�, wychyli�, si�gn�� r�k�... Orze�ek wyrywa si� nagle z ok�adek, pozostawiaj�c za sob� porozdzierane strz�pki sk�ry i papieru. Wci�� migocz�c, wzbija si� do g�ry szybkimi uderzeniami skrzyde�. Leci �piesznie ku oknu... i nagle z g�uchym trzaskiem uderza w szyb�. Powoli zsuwa si�, znacz�c na niej krwawy �lad. Wreszcie jego bezw�adne cia�ko niknie gdzie� w ciemno�ciach. Vesper schwyci� g�ow� d�o�mi w szalonej udr�ce. � Nie chc� tu by�! � wykrzycza� spazmatycznie. � Wypu��cie mnie st�d! Nikt mi ju� teraz nie przeszkodzi Nikt mnie nie powstrzyma Odezwa� si� znowu W��. By�y nocarz zacz�� wrzeszcze�, ile si�. Dom odpowiedzia� ochoczo na to wezwanie, zalewaj�c go kakofoni� w�asnych d�wi�k�w: ponurym skrzypieniem pod��g, tajemniczym krzykiem wydzieranym gdzie� spomi�dzy pokoj�w oraz pos�pnym zawodzeniem wiatru. Krew Powiedzia� W��. 4. Jaka� twarz pochyli�a si� nad Vesperem, wydawa�a mu si� znajoma. Zamruga� oczami, wpatruj�c si� w ni� chciwie. Halucynacja czy...? � O, widzisz � oznajmi� przybysz, prostuj�c si�, cie� u�miechu przemkn�� mu przez twarz. � Nareszcie. � Czy my si� ju� kiedy� spotkali�my? � zapyta� Vesper i przyj�� od niego kubek z krwi�. � Bo wydaje mi si�... Tamten natychmiast odwr�ci� g�ow�. Przez chwil� patrzy� w bok, na �cian� zbudowan� z drewnianych belek. Lekki nalot ple�ni znaczy� na nich bia�awe plamy, renegat przypatrywa� im si� z uwag�. Wreszcie zn�w spojrza� na Vespera. � Nie w tym �yciu � powiedzia� zdecydowanie. � Nie s�dz�. Nazywam si� Later, to raczej ci si� z niczym nie kojarzy. A teraz pij. Fala przyjemnego gor�ca rozla�a si� po ciele Vespera, gdy tylko prze�kn�� pierwsz� porcj� krwi. Popatrzy� wi�c na tamtego, uni�s� kubek w g�r�. � Jaka� inna ta krew? � rzuci� pytaj�co. � Z... � zawaha� si� chwil�, po czym doko�czy� g�adko. � Z dopalaczem? � Niee � zaprzeczy� szybko Later. � Zwyk�a, tyle �e naturalna. To tak dzia�a, mi�o, ciep�o i przyjemnie. Znaczy, zdrowiejesz. To dobrze, Pani si� ucieszy. Jeszcze tylko inicjacja i spadamy st�d czym pr�dzej. � Spojrza� ponownie raz na zaple�nia�� �cian�, tym razem nie kryj�c niech�ci. � Oby jak najpr�dzej � powt�rzy� z westchnieniem. � Co to za dom? � zapyta� Vesper, krew przyjemnie szumia�a mu w g�owie. � Gdzie jeste�my? � Cichow�� � odpar� tamten. � Bagna w Puszczy Kampinoskiej. Strix jest panem tego Domu. To stary Wojownik, wi�c b�dzie ci� nienawidzi� jak psa. Im szybciej si� st�d wyniesiemy, tym lepiej � powt�rzy� niespokojnie. Vesper poczu�, jak r�ka trzymaj�ca kubek z krwi� zaczyna mu dr�e�. Do�o�y� wi�c czym pr�dzej drug�, �ciskaj�c naczynie przed sob�, niczym pistolet. � Wojownik? � zapyta� z nadziej� w g�osie. � Prawdziwy? Later popatrzy� na niego z do�� nieodgadnion� min�. � Tak, prawdziwy � powiedzia�, odwr�ci� si� nagle i podszed� do drzwi. � Wojownik. Nie taki pacho�ek do zabijania jak ty � rzuci� do�� zgry�liwie, po czym wyszed� z pokoju. �Jestem nocarzem!� � chcia� zawo�a� w �lad za nim Vesper, ale g�os uwi�z� mu w gardle. Ultor le�y na ziemi w rozpe�zaj�cej si� po�piesznie dooko�a ka�u�y krwi. � Nie jestem nocarzem � wyszepta�, wpatrzony w obraz, kt�ry zn�w przes�oni� mu rzeczywisto��. � Jestem renegatem. Nie jestem renegatem, chcia� krzykn��, jednak nie zdo�a� wykrztusi� ani s�owa, jakby niemo�liwym by�o wypowiedzenie tak oczywistej nieprawdy. Potrz�sn�� rozpaczliwie g�ow�, z ca�ych si� pragn�c pozbiera� potrzaskan� �wiadomo�� i powr�ci� do realnego �wiata. Rozejrza� si� po pokoju, w poszukiwaniu okna, znaczonego �ladem krwi. Jego wzrok napotka� jedynie �ciany, zbudowane z surowych, sosnowych belek. Brak jakichkolwiek mebli, poza jego ��kiem, �adnych okien, w rogu ledwo widoczne, drewniane drzwi. Malutkie, ciemne pomieszczenie, niczym trumna XXL. Powoli opad� na poduszki. � Mo�e lepiej by by�o w og�le si� nie obudzi� � wychrypia�, zamykaj�c oczy. � Ani dla Nocy, ani dla renegat�w, ani...wcale? Krewwwww Za�mia� si� W�� w odpowiedzi. Nadesz�y sny. 5. � Wstawaj! � za��da� twardo surowy g�os. Vesper otworzy� oczy natychmiast. Przed ��kiem, w dumnej, w�adczej pozie sta� wysoki, ciemnow�osy wampir. Jego twarz r�wnie� wyda�a si� Vesperowi znajoma, nie zapyta� jednak o nic, tylko d�wign�� si� powoli na �okciach. Popatrzy� na przybysza pytaj�co. � Jestem Strix � oznajmi� tamten lodowatym tonem. � Jestem... � Panem tego domu � wszed� mu w s�owo Vesper. � Wiem. Nagle fala pora�aj�cego b�lu ogarn�a ca�e jego cia�o. Jakby wszystkie nerwy zosta�y podpalone po kolei, a teraz p�on�y �ywym, bezlitosnym ogniem. Zwin�� si� w niepohamowanych drgawkach, spad� z ��ka na tward�, drewnian� pod�og�. Wtem b�l usta�, jak gdyby go nigdy nie by�o. Vesper pozosta� na ziemi, dysz�c ci�ko i zalewaj�c si� potem. Wpatrywa� si� w Strixa, os�upia�y, wci�� nie m�g� uwierzy� w to, co si� przed chwil� sta�o. � Nast�pnym razem, zanim o�mielisz si� mi przerwa� lub cho�by odezwa� niepytany... � wyrzek� tamten z moc�. � Po�� si� od razu na ziemi. Oszcz�dzisz sobie siniak�w. Lord Renegat nalega�a, �eby pozostawi� ci� przy �yciu. Ale nie m�wi�a, �e mam by� dla ciebie jako� wyj�tkowo mi�y. � Pochyli� si� nieco nad le��c� wci�� na pod�odze ofiar�, oczy zw�zi�y mu si� w ziej�ce nienawi�ci� szpareczki. � I nie zamierzam by� mi�y dla nikogo, a zw�aszcza dla pierdolonego psa. Czy to jasne? � Nie doczeka� si� odpowiedzi, powt�rzy� wi�c gniewnie: � Czy to jasne, odpowiadaj, zasra�cu! Vesper zacisn�� wargi. Jeden po drugim, zacz�y zapala� si� nerwy, najpierw prawej r�ki, p�niej lewej. Potem przysz�a kolej na pier�, brzuch, wreszcie p�omie� pomkn�� ni�ej, a� do st�p. B�l trz�s� ca�ym jego cia�em, nie wydzieraj�c ze� jednak ani jednego s�owa. � Niewychowany gnojek jeste� � powiedzia� Strix i odpu�ci� nagle, cierpienie znikn�o. � Gospodarzowi nale�y odpowiada� na pytania, cho�by z grzeczno�ci. Ale kto mia� ci� kultury nauczy�, ten prostacki rze�nik, tw�j pan? � Wyprostowa� si�, splun�� na pod�og� ko�o g�owy Vespera. � Nic dziwnego, �e nawet nie raczysz si� ruszy�, by si� zatroszczy� o swoje wy�ywienie. B�dziesz nam tu siedzia� na g�owie, jak paso�yt? T�usta wesz? � Pochyli� si� znowu nad le��cym. � Co? Vesper skuli� si� od razu, w oczekiwaniu na kolejn� fal� b�lu. Nie nadesz�a jednak, tylko Strix zani�s� si� g�o�nym, szyderczym �miechem. � Wstawaj! � za��da� twardo, wyprostowa� si� i podszed� do wyj�cia.. � Nie dostaniesz wi�cej krwi, p�ki na ni� nie zapracujesz, do�� tego! � Opu�ci� pomieszczenie, drzwi zamkn�y si� za nim z g�o�nym trza�ni�ciem. Vesper chwiejnie poni�s� si� na r�kach, kolanach, wreszcie uda�o mu si� usi���. � I dobrze � powiedzia� nagle, w �lad za nieobecnym. � Nie dostan� krwi i umr� z g�odu, i najlepiej b�dzie. Dok�adnie tak. Przed oczami zn�w pojawi� si� znajomy obraz. Nocarze i pretorianie zrywaj� si� z miejsca, wysypuj� si� w d�, p�dz�c czym pr�dzej do znieruchomia�ego na ziemi Lorda. Renegaci pruj� do nich, jak do kaczek, pe�n� nieskrywanej satysfakcji kanonad�. Kule �wiszcz� w powietrzu, rykoszetuj� w�r�d �cian. Nocarze dopadaj� Ultora, chwytaj� go po�piesznie, biegn� ku hallowi g��wnego wyj�cia, ostrzeliwuj�c si� z wyra�nym trudem. Nie ma nikogo, kto nie dosta�by chocia� raz. Vesper s�yszy ich telepatyczny, rozpaczliwy krzyk. � Zdradzi�em ci�, Panie... � wyszepta� cicho. � I was, bracia. Zawiod�em. Niech wi�c b�dzie i tak. Mo�e umr� dla tej chwili Wszystko jedno Oznajmi� z o�ywieniem W��. Krewww... Ekstaza Krew Zacz�� �piewa� w k�ko. � Spierdalaj! � rzuci� mu Vesper, podpe�z� na czworakach do ��ka i zacz�� si� na nie wspina� z mozo�em. � Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, �lubuj�... � urwa� nagle, szukaj�c w g�owie dalszej cz�ci tekstu przysi�gi. � �lubuj�... � powt�rzy� bezradnie, przed oczami wirowa�a mu coraz g��bsza ciemno��. Osun�� si� z powrotem na drewnian�, �lisk� pod�og�, upad� na boku. Resztkami si� zwin�� si� w k��bek, jak bezbronny p��d. Nikt mi ju� teraz nie przeszkodzi Nikt mnie nie powstrzyma Lubi� to Wycedzi� z satysfakcj� W��, wci�gaj�c go do swojej nory. 6. Later pochyli� si� nad le��cym. � Chod�, pomo�esz mi � powiedzia�. � Strix si� upiera, �eby� ju� si� w��czy� w dzia�alno�� Domu. Co by�o do przewidzenia... � westchn�� ci�ko. Vesper z trudem otworzy� zapuchni�te powieki. � Dlaczego mnie od razu nie zastrzelicie? � zapyta� s�abo. � Przecie� ja nie... � Aranea chce ci� dla siebie � przerwa� mu tamten kategorycznym tonem. � Jeste� jej spektakularnym sukcesem, nawr�conym nocarzem. Masz tylko wydobrze� i nauczy� si� paru rzeczy. Przej�� przez Dom, jak my wszyscy. Potem czeka ci� �ycie us�ane r�ami, nie zdziwi� si�, jak ci� we�mie do swojej osobistej ochrony... � urwa�, machn�� r�k�. � Chod�, pomo�esz. Przecie� i tak nie masz innego wyj�cia. Vesper d�wign�� si� z pod�ogi. Posz�o mu to znacznie lepiej ni� poprzednio, skonstatowa� z ulg�. � Ano, zdrowiejesz. � Pokiwa� g�ow� Later. � Teraz ju� b�dzie tylko lepiej i lepiej, zobaczysz � przerwa�, pod wp�ywem jego niespokojnego spojrzenia. � Nie, stary, nie czytamy tu sobie w my�lach. I tak masz to wszystko wypisane na twarzy, nie ma takiej potrzeby. Ale czytanie w my�lach by�oby nieeleganckie, to tak, jakby� podgl�da� kogo� w toalecie. � Skrzywi� si�, pe�en dezaprobaty. � Nie dziwi� si� jednak, �e o tym pomy�la�e�, bior�c pod uwag� twoje pochodzenie. Tylko takie gnojki bez klasy jak Lord Kat i ich pomiot�a robi� podobne numery. � Lord Kat? � zapyta� Vesper, opieraj�c d�o� o �cian�, wci�� jeszcze kr�ci�o mu si� w g�owie. � Ultor � warkn�� renegat z nieopisan� mieszanin� nienawi�ci i pogardy. � Zawszony gnojek. Gnida, karierowicz, kat. Vesper wbi� w niego rozjarzone w�ciek�o�ci� spojrzenie. � Po pierwsze, nie m�w tak o Lordzie Wojowniku, pieprzony renegacie! � wysycza�. � Po drugie... � urwa� nagle, i doko�czy� �ciszonym g�osem. � Nie m�w tak o umar�ych. Tamten roze�mia� mu si� prosto w twarz. � Po pierwsze, sam jeste� pieprzonym renegatem � odpar� z naciskiem. � Po drugie, jeste� te� wyj�tkowo mizernym strzelcem. Niestety. By�y nocarz zach�ysn�� si�, po czym zani�s� raptownym, chrapliwym kaszlem, a� oczy zasz�y mu �zami. Nagle pod czaszk� eksplodowa�a mu fontanna ulgi i nadziei. � Ultor... �yje? � zapyta�, gdy tylko uda�o mu si� zaczerpn�� tchu. � Taaa � Later wykrzywi� wargi z niesmakiem. � Tak �enuj�co spartaczonej zdrady, jak twoja, dawno ju� nie ogl�dano. W�a�ciwie, to opr�cz odrobiny propagandy, niczego nie wnosisz w posagu. Ale c�, dobre chocia� to. Wr�c�, pomy�la� Vesper z moc�. Wr�c� do naszych. Cho�by na kolanach. Poprosz� Lorda, �eby mnie przeczyta�, �eby zrozumia�, �e przecie� nie chcia�em... I przynios� mu wianuszek renegackich g��w w prezencie. I to tych z najwy�szej p�ki. A potem mo�e mnie �ci��, je�li wola. � Co mam zrobi�? � zapyta� g�o�no. � Jak tu si� u was... Zarabia na �ycie? Renegat odwr�ci� si� i ruszy� do drzwi. � Wzi��e� si� w gar��, widz� � mrukn��. � Dobrze. A wi�c chod�, zobaczysz sam. 7. W�ski, ciemny korytarz doprowadzi� ich do sporej sali. By�a ca�kowicie pusta, bezokienna, po kilka par drzwi widnia�o na ka�dej ze �cian. Do tego wszechobecny zapach ple�ni, wilgoci, zbutwia�ego drewna... i czego� jeszcze, czego na razie Vesper nie by� w stanie rozpozna�. Nagle zobaczy� Strixa, stoj�cego tu� naprzeciwko, w odleg�o�ci zaledwie kilku krok�w. Zamruga� oczami w niech�tnym podziwie: jak ten stary wampir dosta� si� do �rodka? A mo�e by� tu od pocz�tku, tylko potrafi� si� ukry�... Jak w��. Wzdrygn�� si� lekko, czuj�c, jak po plecach spaceruj� mu nieprzyjemne ciarki. Wszystko tutaj jest takie o�lizg�e, odra�aj�ce, wstr�tne... Gadzie gniazdo, z wij�cym si� w�r�d zbutwia�ych �cian l�kiem. Zr�bmy, co trzeba, a potem wyno�my si� st�d. I spr�bujmy jako� dosta� si� do naszych. A potem niech si� dzieje, co chce. � Kandydat gotowy � oznajmi� Later. � Mo�emy zaczyna�. Strix wpatrzy� si� w Vespera, pe�en okrucie�stwa u�miech wype�z� mu na w�skie wargi. � Wi�c uwa�asz, �e jeste� Wojownikiem, tak? � rzuci� prowokacyjnym tonem. � W takim razie chyba od razu zaczniemy na powa�nie, bez bawienia si� w przedszkole dla pocz�tkuj�cych w�pierzy... � Lord Renegat zaleci�a standartow� procedur� � orzek� zdecydowanie Later. � R�b, co do ciebie nale�y... Panie � dorzuci� tytu� z wyra�n� niech�ci�. � Szczeniaczek � prychn�� Strix z pogard�, odwr�ci� si� i podszed� do drzwi w prawej �cianie. � Mo�e pomiziaj kundelka po brzuszku, �eby si� nie pop�aka�, zanim si� stanie m�czyzn�. � Splun�� na pod�og� i otworzy� drzwi zamaszystym ruchem. � Zapraszam. Weszli za nim. Vesper poczu�, jak zdradliwa fala gor�ca omiata go i wspina si�, a� do gard�a. Prze�kn�� �lin�, z trudem obracaj�c j�zykiem w nagle wyschni�tych ustach. Wpatrzy� si� w posta�, rozci�gni�t� na drewnianym stole na �rodku pokoju. Cz�owiek. Nieprzytomny, rozebrany do pasa, przykuty by� do blatu, popstrzonego br�zowymi plamami zaschni�tej krwi. Zapewne zosta� odurzony jakimi� �rodkami, nie rusza� si� bowiem prawie wcale, tylko p�ytki oddech delikatnie unosi� jego nagi tu��w. Le�a� na brzuchu, g�ow� mia� przymocowan� do stalowej obr�czy wystaj�cej poza blat, tak by szyja by�a tu� za p�okr�g�ym wci�ciem sto�u. Tu� pod ni�, na pod�odze, sta� drewniany cebrzyk. � Poka� � rzuci� Strix. Later podszed� do naro�nej szafy. Otworzy� skrzypi�ce drzwi, popatrzy� na pi�trz�cy si� stos plastikowych, opakowanych w steryln� foli� wiader. Wspi�� si� na palce, wyj�� jedno z nich. Zamaszystym ruchem zdar� ze� foli� i rzuci� j� w k�t. Zaszele�ci�a, turlaj�c si� przez chwil� po pod�odze, po czym zamar�a w bezruchu. Na p�ce z prawej strony sta�y szklane ampu�ki. Later pochwyci� pierwsz� z brzegu, skruszy� jej szyjk�. Wla� zawarto�� do wiadra, potrz�sn�� nim, by roztw�r zosta� rozprowadzony r�wno po dnie. � Cytrynian sodu � oznajmi�. � Przeciwkrzepliwy. Plus dodatki: kwas cytrynowy, dekstroza, fosforany, adenina... Takie tam stabilizatory. Wstawi� wiadro do cebrzyka, a potem wyj�� z szuflady ostry, nieco zakrzywiony n�. B�ysn�� ostrzem w kierunku Vespera. � Zaczynasz sam czy najpierw pokaz�wka? � spyta� rzeczowo. Vesper prze�kn�� �lin�, wargi mu zadr�a�y. Owszem, zabija� ju�, i to z bliska, strza�em z przy�o�enia. Ale to beznami�tne szlachtowanie tutaj by�o czym� tak nierealnym, czym� tak nies�ychanie upiornym... Z trudem przekonywa� samego siebie, �e to jednak rzeczywisto��, a nie kolejny z koszmar�w krainy W�a. Zaskrzypia�y nagle belki, to Strix opar� si� o �cian�, splataj�c przedramiona. Patrzy� na Vespera, z wyrazem pe�nej szyderstwa nienawi�ci. Later wzruszy� ramionami. Podszed� do cz�owieka, lew� r�k� odgarn�� mu w�osy, opadaj�ce wzd�u� szyi. Praw� za� przybli�y� n�... � Zostaw go! Vesper rzuci� si� nagle do przodu, schwyci� r�k� z ostrzem, mocno zacisn�� palce na d�oni tamtego i zagarniaj�cym ruchem wyrwa� mu narz�dzie. Lew� r�k� zada� b�yskawiczny cios w skro�, tamten odpowiedzia� kontr�, obaj spletli si�, run�li na pod�og�... I nagle by�y nocarz znieruchomia�, niczym owad pora�ony toksyn� � najwyra�niej Pan Domu postanowi� zako�czy� ten pojedynek. Later wypl�ta� si� z obj�� przeciwnika, wsta� i wy�uska� n� z jego zmartwia�ych palc�w. � Znalaz� si� obro�ca uci�nionych � wycedzi� Strix powoli. � Kto si� psem urodzi�, psem pozostanie. Nie wiem, po co Pani Renegat ka�e nam odrabia� ten cyrk. Nic ten gnojek nie ma z duszy Wojownika, nic a nic. B�l zawrza� lekko w ciele sparali�owanego, potem zacz�� narasta�, a� do poziomu, kt�rego Vesper nigdy przedtem nawet sobie nie wyobra�a�. Wy�, pragn�� tylko wy�... Jakby odgaduj�c jego �yczenie, Strix pozwoli� mu rozewrze� szcz�ki, spomi�dzy kt�rych wydar� si� natychmiast rozpaczliwy krzyk. � Dobrze, piesku, powyj sobie, tak � rzuci� renegat niedbale. � A ty, m�ody, bierz si� do roboty. Niech nasz drogi go�� przypatrzy si� dobrze, o co tu chodzi. Later podszed� do ofiary, przytrzyma� jej g�ow� i jednym, zdecydowanym ruchem przeci�� gard�o. T�tnice szyjne chlusn�y natychmiast gor�c� fontann� krwi. Cia�o rozdygota�o si� w konwulsjach, pomiota�o przez chwil�, po czym zwiotcza�o bezw�adnie. Vesper przesta� krzycze�, ow�adni�ty poczuciem upiornej wr�cz bezsilno�ci. Oto zar�ni�to na jego oczach cz�owieka a on nic nie m�g� na to poradzi�, pomimo wszystkich swoich przysi�g, szczerych ch�ci, woli walki... Po prostu nic. Patrzy� tylko na krew, �ciekaj�c� do wiaderka r�wniutkimi strugami i s�ucha�, jak gdzie� w g�owie, bardzo cichym g�osem, �mieje si� ten oszala�y W��. Later rzuci� okrwawiony n� na st�. Stan�� tu� obok Pana Domu, zapl�t�szy r�ce w identyczny spos�b, co tamten. Jego twarz nie wyra�a�a �adnych uczu�. � No i co? Proste, prawda? � powiedzia� Strix. � A ty tu robisz jakie� sceny, jakby� nigdy swojego Lorda Kata nie widzia� przy pracy. Wstyd. � Odpu�ci� kontrol� na cia�em Vespera, z szyderczym u�mieszkiem na twarzy. By�y nocarz d�wign�� si� do pozycji siedz�cej. Popatrzy� na trupa rozci�gni�tego na stole, potem na wiadro. Sze�� litr�w, przemkn�o mu przez my�l. Przeci�tny cz�owiek ma sze�� litr�w krwi. Faktycznie, proste. No c�, temu ju� si� nie pomo�e. Ani �adnemu z tych, kt�rzy tutaj s�. I w og�le nic ju� si� nie da zrobi�. Nic. Wydawa�o mu si�, �e s�yszy odleg�e echo �piewu W�a, �e gdzie� na granicy s�yszalno�ci, na granicy �wiat�a i cienia przesuwaj� si� o�lizg�e sploty. Nagle nabra� pewno�ci, �e gad pe�znie po niego. I jest tu�-tu�. � Wstawaj! � zakomenderowa� Strix. � Nast�pny nale�y do ciebie. � Pierdol si� � odpar� Vesper powoli. � Po prostu pierdol si�, palancie. � Odchyli� g�ow� do ty�u, przymkn�� oczy. � Nie zmusisz mnie do tego, cho�bym mia� tu z g�odu zdechn��. � Chyba nie widzia�e� wampira dr�czonego g�odem krwi � powiedzia� naraz Later powa�nym, ostrzegaj�cym tonem. � To nie s� przelewki, stary. � A wyobra� sobie, �e widzia�em. � Za�mia� si� by�y nocarz z dzik� satysfakcj�. � Jednego z waszych, jak zdycha� w celi Bunkra, b�agaj�c Lorda o lito��. Pi�kne to by�o, nigdy nie zapomn�... Strix znalaz� si� przy nim natychmiast, w kilku susach. Uni�s� go do g�ry jedn� r�k�, w jego spojrzeniu wr�cz gotowa�a si� nienawi��. � By�e� przy nim? � sykn��. � By�e� przy... Attagenie? W b�yskawicznym ol�nieniu Vesper zrozumia�, dlaczego twarz Strixa wydawa�a mu si� znajoma. On i Attagen, jak dwie krople wody. Pan Domu miotn�� nim o ziemi� z nieskrywan� furi�. Vesper potoczy� si� pod �cian�, pozbiera� chwiejnie, usiad�. T�amszona burza frustracji wyla�a si� nagle z niego szerok� strug�, w gwa�townym poszukiwaniu zemsty. W�ciek�o��, oto nadchodzi�a w�ciek�o��, karmiona prawdziw� krwi�. Otworzy� szeroko oczy. � Widzia�em, jak tw�j brat liza� d�o� Lorda Ultora, niczym pokorny pies! � wykrzykn��, niemal zach�ystuj�c si� w�asn� �lin�. � Jak kl�cza� przed nim, b�agaj�c o �askawy cios! Strix zastyg� w bezruchu, tylko jego spojrzenie przywar�o zach�annie do ust by�ego nocarza. � Jak k�sa� w�asne r�ce, byle tylko posmakowa� odrobin� krwi... � Vesper zni�y� g�os do szeptu. � Jak wi� si� na pod�odze, �ebrz�c o lito��. I jak wyda� wszystkie wasze plany, co do jednego. Wyda� was wszystkich. By�em przy tym, o tak! Wilcze oczy Strixa pociemnia�y, Vesper popatrzy� w nie nieul�kle. Uderz, uderz, uderz, zaprosi� w my�lach. No, uderz. � Pohamuj si�, Panie � powiedzia� szybko Later. � Jemu tylko o to chodzi. Ucieknie nam w ten spos�b, dobrze o tym wie. Strix rzuci� w jego kierunku ledwo przytomne spojrzenie. � Ten skurwiel... zam�czy�... � zacz�� m�wi� urywanie. � On... � Zwr�ci� wzrok na wroga. � On... � On jest s�ug� Aranei � przerwa� mu Later twardo. � I nie tkniesz go nawet palcem. Albo z�amiesz swoj� przysi�g� Wojownika. Pan Domu zamkn�� z wysi�kiem oczy. Sta� przez chwil� w milczeniu. Wreszcie ruszy� do sto�u, gwa�townym ruchem wyszarpn�� plastikowe wiadro z drewnianej kadzi. Wr�ci� do Vespera i jednym chlu�ni�ciem zatopi� go w strudze ciep�ej czerwieni. � Nast�pny jest tw�j � powiedzia� nienaturalnie spokojnym g�osem. � I ju� nie b�dzie tak �atwo. Ale nie tkn� ci� palcem, o nie. Wyszed� z pomieszczenia, zdecydowanym gestem wzywaj�c za sob� Latera. Tamten us�ucha�, pr�dko przest�pi� pr�g. Drzwi zamkn�y si� za nimi z przera�liwym skrzypni�ciem. 8. Nieco bez�adnymi, po�piesznymi ruchami Vesper zacz�� ociera� krew z twarzy. W�ciek�o��, kt�ra tak gorliwie buzowa�a w nim jeszcze przed chwil�, zgas�a nagle, bez ostrze�enia. Poczu� si� s�aby, zm�czony i g�odny. Odruchowo obliza� palce i a� westchn�� w poczuciu ulgi. Spojrza� na st�, na kt�rym wci�� le�a�y wykrwawione zw�oki. Zacisn�� pi�ci, palce pobiela�y na kostkach. � Przecie� jestem wampirem � powiedzia� p�g�osem. � To jest ca�kowicie normalne. Pij� krew, tak, to jest moje po�ywienie, ja pij� ludzk� krew � zacz�� przekonywa� samego siebie, w niespokojnym oczekiwaniu tego, co ma nast�pi�. � A ludzk� krew bierze si� z ludzi, a nie z lod�wki. Dok�adnie tak. Drzwi otworzy�y si� nagle, jaka� posta� wtoczy�a si� przez nie, wepchni�ta brutalnie do �rodka. Vesper podni�s� wzrok. M�ody, umorusany ch�opak, o twarzy napi�tnowanej nieopisanym strachem. Kiedy tylko zobaczy� trupa na stole i m�czyzn� siedz�cego pod �cian� w strumieniach czerwieni, zacz�� przera�liwie krzycze�. � Przesta� � wychrypia� Vesper. � Bol� mnie uszy, zreszt� to i tak nie ma sensu, przesta�. � Chlapn�� na niego resztk� krwi z r�ki, jakby m�g� ch�opaka czym� takim odp�dzi�. S�ysz�, jak pe�znie tu W��, s�ysz� jego �piew. Po�re nas obu, pomy�la�. Oszala�em. Mo�e to i dobrze, b�d� tu siedzia�, �lini� si� i �piewa� gadzie piosenki i nic ju� nie b�dzie mnie obchodzi�... Ch�opak przywar� plecami do �ciany. Zamilk�, zacz�� omiata� sal� rozgor�czkowanym spojrzeniem. Wreszcie dostrzeg� na stole porzucony przez Latera n�. Dopad� do niego w dw�ch skokach, pochwyci� i wycofa� si� do przeciwleg�ego k�ta. Tam zastyg� skulony, �ciskaj�c narz�dzie dr��cymi palcami. Przerzuca� tylko zal�kniony wzrok to na zakrwawionego m�czyzn�, spozieraj�cego na� spod �ciany, to na trupa, kt�rego pergaminowa blado�� coraz wyra�niej kontrastowa�a z ciemnym drewnem sto�u. � Nie b�j si� � powiedzia� Vesper. � Przecie� nic ci nie zrobi�. � To ty go zabi�e�? � odwa�y� si� zapyta� ch�opak, machaj�c nerwowo g�ow� w kierunku zw�ok. � Ty go tak zar�n��e�, to ty? Vesper pokr�ci� g�ow�. � Nie � powiedzia�. � Nie ja. � To kim s� ci... oni? � zapyta� m�ody, opuszczaj�c nieco n�. � Ci, kt�rzy go tak... Tak... � Renegaci � oznajmi� Vesper i nagle zacz�� si� �mia�, z wyra�n� nut� histerii w g�osie. � Renegaci � powt�rzy�. � Straszne skurwysyny. � �miech zako�czy� si� nagle, urywanym, podobnym do j�ku d�wi�kiem. � Gdzie my jeste�my? � wydusi� ch�opiec spoza trz�s�cych si� warg. � W rze�ni � odpar� Vesper powoli. Podni�s� d�o� do ust, zliza� z niej resztki krwi. Zatrzyma� wzrok na twarzy go�cia, kt�ry wpatrywa� si� w niego zszokowany.. � I co si� tak gapisz? � burkn��. � Im wi�cej zjem teraz, tym d�u�ej po�yjesz. A w mi�dzyczasie mo�e co� wymy�limy. Popatrzy� na pod�og�, na kt�rej wci�� widnia�y ka�u�e krwi. Zaprawiona cytrynianem nie krzep�a, wysycha�a tylko. Pochyli� si� wi�c i zacz�� zlizywa� czerwony p�yn, powoli i starannie. � Kuuurwaaaa! � rozwrzeszcza� si� ch�opak. � Ja pierdol�... Kurwaaa! � Zamknij si� � warkn�� Vesper spode �ba. � Po prostu si� zamknij. � Zacz�� bacznie obserwowa� pod�og�, w poszukiwaniu pozosta�ych plam czerwieni. Krew zd��y�a ju� znikn�� w szczelinach, Vesper zacz�� si� gor�czkowo zastanawia�, ile czasu kupi� sobie, zlizuj�c resztki. Wci�� by� os�abiony, wci�� potrzebowa� du�o je��. Musia� mie� si�y, je�li chcia� si� stad wydosta�. Tylko jak tego dokona�? Jedno jest pewne, bez niego ten cz�owiek nie ma �adnych szans. Musi si� wi�c pozbiera� za nich obu, zebra� wszystkie si�y. My�le�, cholera, my�le�. Wsta�, podszed� do drzwi. Napar� na nie ramieniem, oczywi�cie ani drgn�y. Popatrzy� na klamk�. Zwyk�a, drewniana r�czka, �adnego dodatkowego zamka. Nacisn�� j�, bez specjalnej nadziei na jakikolwiek efekt. No, ale sprawdzi� trzeba... Nic. � Niedobrze � mrukn�� p�g�osem.. � Kurwa, niedobrze. Zablokowane Moc�. Przesta� wreszcie! � rzuci� w kierunku ch�opaka. � We� si� w gar�� i pom�, dobrze? Tamten urwa� wi�zank� przekle�stw i popatrzy� na niego z niedowierzaniem. Wbi� si� w k�t, skuli� jeszcze cia�niej. Machn�� przed sob� no�em, ni to w ge�cie rozpaczy, ni gro�by. � Dobrze, wyja�nijmy sobie co� � oznajmi� Vesper, sil�c si� na spok�j. � Twoje prze�ycie zale�y tylko i wy��cznie od tego, jak �ci�le b�dziesz ze mn� wsp�pracowa�. Poniatno? � Jeste� pierdolonym psychopat�! � zawy� tamten w odpowiedzi. � Zlizywa�e� krew z pod�ogi, zaraz mnie zar�niesz! Trzymaj si� ode mnie z daleka! � Nie jestem psychopat�, tylko wampirem � powiedzia� Vesper. � Ale takim dobrym, rozumiesz... � Parskn�� gorzkim �miechem. � Witamy na wolno�ci � doda� bez zwi�zku, sam do siebie. � Wypu�cili ci� z zoo, tygrysku... I co teraz zrobisz? Podni�s� wzrok na skulonego w k�cie g�wniarza: trzyma� przed sob� n�, niczym krzy�. Nikt mi ju� teraz nie przeszkodzi Nikt mnie nie powstrzyma Lubi� to Odezwa� si� nagle W��. Mro�ne ciarki przebieg�y by�emu nocarzowi po plecach. � Obaj jeste�my bez szans � powiedzia� p�g�osem. Ch�opak znowu zacz�� wrzeszcze� przera�liwie. � Zastanawiaj�ce � oznajmi� Vesper chropawym belkom sufitu � ile to taki cz�owiek ma si�. 9. Zacz�� powoli porusza� si� wzd�u� �ciany, obserwuj�c j� wszystkimi zmys�ami, wyt�aj�c intuicj�. Jakikolwiek �lad wyrwy w tej barierze, utkanej z drewna i Mocy, b�aga� w duchu. Cho�by �lad, a poradz� sobie, b�d� dr��y� do skutku, b�d� walczy�... Byle tylko znale�� jaki� punkt zaczepienia, przynajmniej pierwszy chwyt. Na razie nic, ale id�my dalej, szukajmy wyj�cia z tej sytuacji, id�my dalej. Przesuwa� si� krok po kroku, wreszcie przystan��, o jakie� dwa kroki od cz�owieka. Ten wodzi� za nim oczami, ale nie rusza� si�, zastyg�y w swoim k�cie. Przesta� krzycze� i tylko cienka stru�ka �liny ciek�a mu z k�cika ust. Bynajmniej nie pomaga� mu utrzyma� si� po tej stronie rzeczywisto�ci. � We� si� w gar�� � wykrztusi� Vesper w desperackiej pr�bie pozostania racjonalnym. � Jedziemy na tym samym w�zku. Je�eli nie uda nam si� znale�� wyj�cia, zginiemy tu obaj. � Nie podchod� do mnie! � wychrypia� tamten, zn�w podnosz�c n�. � Nie zbli�aj si�! � Wkurwiasz mnie � odpar� wampir, b�yskawicznie znalaz� si� ko�o niego i odebra� mu bro�, �atwo, niczym dziecku. � I co teraz zrobisz? No, co? Ch�opak poderwa� si� i skoczy� na drug� stron� pomieszczenia, uderzaj�c niezgrabnie bokiem o st�. Przycupn�� w k�cie, z jego oczu wr�cz wylewa�o si� przera�enie. Niemal wariowa� ze strachu. � Kurwa, i to dla ciebie mam gin�� teraz? � nie wytrzyma� by�y nocarz. � Dla takiej jebanej pizdy bez odrobiny jaj? � Zacisn�� wargi. Spokojnie, tylko spokojnie. Przede wszystkim znale�� wyj�cie. Spojrza� zn�w na �cian�, ale za nic nie m�g� si� skoncentrowa�. Patrzy�, wiedz�c, �e tak naprawd� nic ju� nie widzi. Nie czuje tej zapory, nie my�li rozs�dnie... I tylko narasta w nim potworne zm�czenie, a wraz z nim nabrzmiewa dojmuj�cy �al. Wszystko to k�amstwo, pomy�la� gorzko. Mia� si� za takiego wielkiego drapie�nika, kiedy paradowa� w ubranku nocarza i strzela� seriami to tu, to tam. A tu prosz�, �aden z niego �owca. �arcie mu gania po pokoju, a ten je jeszcze przekonuje, �e powinni wsp�pracowa� w imi� wy�szej konieczno�ci. Daj spok�j, zasycza� nagle W�� z bezdyskusyjnym przekonaniem w nienaturalnie wyra�nym, gadzim g�osie. Ten ch�opak i tak nie ma szans, wiesz o tym doskonale. Nawet, je�eli po�wi�cisz si� i zdechniesz tutaj z g�odu, oni po niego przyjd�. I po prostu pos�u�y komu� innemu. Ba, b�dzie nawet smaczniejszy, po takim stresie, istny rarytas przecie�. Vesper zadygota�, prze�kn�� �lin�. Popatrzy� na cz�owieka, skulonego w k�cie, jak k��bek �a�osnych szmat. Dooko�a niego powi�ksza�a si� niewyra�na plama, a w powietrzu pojawi� si� wyra�ny zapach moczu.. Ju� nie chc� go broni�, pomy�la� z w�ciek�o�ci�. Najch�tniej bym go zajeba�, tu i teraz, niech si� gn�j d�u�ej nie m�czy. Przecie� i tak st�d nie wyjdzie. � Przesta�, przesta� natychmiast � wyszepta�, zmuszaj�c si� do opanowania emocji. � Ja, obywatel Rzeczpospolitej Polskiej, przysi�gam... � zacz�� znowu przepatrywa� �cian�, uwa�nie, powoli. Dotar� do drzwi, zatrzyma� si� przy nich na dobre p� godziny. Potem uni�s� si� i centymetr po centymetrze przemierzy� sufit. Nic z tego, nic a nic. A nie m�wi�em, zacz�� zanosi� si� triumfalnym �miechem W��. Krewwwww Za�piewa� ponownie. Vesper popatrzy� na zastyg�ego katatonicznie ch�opaka, pokr�ci� g�ow� z odraz�. Powl�k� si� do k�ta, w kt�rym poprzednio rezydowa� tamten. Usiad� na ziemi, spu�ci� g�ow�. W pokoju zaczyna�o potwornie �mierdzie�. 10. G��d pojawi� si� nagle. Jeszcze przed chwil� by�o tylko nieprzyjemne odr�twienie, �lad ssania w �o��dku, lekki dyskomfort, ale do wytrzymania... A� tu pojawi� si� nag�y b�l, niczym cios prosto w splot s�oneczny, taki, co zapiera dech. Vesper otworzy� szeroko oczy, si�� powstrzymuj�c krzyk. Zacz�� oddycha� szybko, p�ytko, �apczywie. R�ce mu dr�a�y. B�l narasta�, pali� wn�trzno�ci �ywym ogniem, wnet do��czy� do� strach. Potworny, o�lizg�y l�k przed czym� niewyja�nionym, irracjonalnie gro�nym, takim, co si� czai w ciemnym pokoju tu� za plecami, kiedy nie mo�na si� odwr�ci�. By�y nocarz uni�s� r�ce do g�owy, �cisn�� skronie. Zacisn�� z�by, przemoc� hamuj�c j�k, wydzieraj�cy si� spomi�dzy warg. Wytrzymasz, ch�opczyku, wytrzymasz, nakaza� sobie. Nie taki g��d ju� wytrzyma�e�... Nie. Nieprawda, zaprotestowa� W�� z przekonaniem. Nigdy nie by�o a� tak �le. Tego ju� nie wytrzymasz. Nie tacy ju� przed tym kl�kli, za�mia� si� triumfalnie. Wykrzywiona cierpieniem twarz Attagena wyp�yn�a z mrok�w pami�ci. Vesper przegna� j� czym pr�dzej, wbijaj�c spojrzenie w poznaczony ple�ni� sufit. Wytrzymasz, kurwa, wytrzymasz, zapowiedzia� sobie stanowczo. To ostatnie, co ci jeszcze zosta�o. A mo�e przesta� si� wysila�, ch�opie, wsp�czuj�co rzuci� W��. Jeszcze masz po co �y�. Naprawd�, jeszcze masz po co... Si� oszukiwa� nie wiadomo czym, byle tylko prze�y�, przerwa� mu Vesper. Szuka� pretekstu. Wym�wki. On i tak nie prze�yje, wiesz o tym, �achn�� si� gad. Po co masz wi�c umiera�? Dla takiego gnojka? Sp�jrz na niego, jak si� trz�sie, jak siedzi, wgnieciony w k�t, niczym bezwolny �mie�. Czy on zas�uguje na �ycie bardziej ni� ty? Moja przysi�ga zas�uguje na mnie, to wszystko, odpar� nocarz z uporem. Przed oczami pojawi� mu si� krwawy �lad na oknie, bezw�adne cia�ko srebrnego orze�ka mign�o gdzie� w dole. Nie tacy ju� j� z�amali, oznajmi� W�� bezlito�nie. Ty te� j� z�amiesz, pr�dzej czy p�niej. Tylko przed�u�asz m�ki tego ch�opca. On teraz p�aci za to, �eby� m�g� sobie powiedzie�: przecie� pr�bowa�em do ko�ca. I nawet, je�eli tobie si� uda honorowo umrze� z g�odu, tylko op�nisz moment, w kt�rym przyjd� po niego... oni. Im d�u�ej to poci�gniesz, tym bardziej b�dziesz w swych oczach niewinny, tym bardziej jednak b�dziesz winny. Niczym machina piekielna, w kt�rej siedzi Ja� i Ma�gosia, wyszepta� Vesper, wbijaj�c w sufit napi�tnowany szale�stwem wzrok. Wci�niesz guzik, zabijesz Jasia, nie wci�niesz � zabijesz Ma�gosi�. Cokolwiek zrobisz czy nie zrobisz, jeste� czemu� winien. W�� roze�mia� si� nonszalancko, jego sykliwy chichot odbi� si� stukrotnym echem od �cian pomieszczenia. Wi�c prosz�, sied� i walcz, oznajmi� �askawie. Ale b�d� szczery: to nie dla tego cz�owieka to robisz. Tylko i wy��cznie dla siebie. I swojej g�upiej dumy. Nie, to nieprawda. Te wszystkie z�e my�li to prowokacja w�asnej s�abo�ci, niskie wym�wki, nie poddam si�. Dotrzymam przysi�gi. Im d�u�ej to trwa, tym wi�ksza z ciebie pizda, nie wojownik. Bo nie masz jaj, �eby po prostu wsta� i zrobi�, co do ciebie nale�y. Poddasz si�, poddasz. Nie tacy ju� si� poddawali. � Do��cz do nas, bracie � powiedzia� Attagen, przywo�any kolejn� fal� wspomnie�. � Nie! � krzykn�� Vesper na g�os. Cz�owiek w k�cie naprzeciwko od razu podni�s� g�ow�, wpatruj�c si� w niego z przera�eniem. � Nie � powt�rzy� Vesper z histerycznym uporem. � Nie jestem jednym z was. Tamten zacz�� znowu wrzeszcze�. G��d, szarpi�cy Vespera, nasili� si� natychmiast. Jakby blisko�� ofiary wywo�ywa�a wi�ksze pragnienie krwi. � A co mi tam � powiedzia� wampir i zacz�� krzycze� te�. 11. B�l. Krew z w�asnych, pogryzionych r�k, kt�ra nie jest w stanie nawet odrobin� zmniejszy� tego piekielnego g�odu. I ta nieustanna obecno�� ofiary, obietnica natychmiastowej ulgi. Krzyk wyrywa si� z gard�a, chocia� nie przynosi �adnej ulgi, r�wnie dobrze mo�na by�oby milcze� uparcie. Milcze�, krzycze�, p�aka�, kl��... Nic si� nie zmienia, jest tylko g��d. Oczy ch�opaka p�on� przera�onym szale�stwem gdzie� w k�cie. Trzeba podj�� t� decyzj�, wsta�, podej�� i zrobi� swoje. I i�� dalej, zamkn�� oczy i nie patrze� wstecz. Ducunt volentem fata, nolentem trahunt. Powolnego losy prowadz�, opornego ci�gn� si��. Zrozum dobrze, nocarzu, tw�j op�r nie ma sensu, los poci�gnie ci� si�� i tak, potakuje W�� gorliwie. Tylko s�abniesz coraz bardziej... Mo�ecie tu umrze� obaj albo umrze tylko on. A wyb�r jest tw�j. Wytrzymasz par� chwil d�u�ej, to wszystko, co mo�esz osi�gn��. Wi�c o co ci chodzi, chcesz bi� rekord, mierzy� sobie czas? To zacznij ju� teraz, bo za chwil� nie b�dziesz mia� ju� si�. A przecie� chcesz �y�. Jeste� g�odny i po prostu chcesz �y�. To przecie� silniejsze ni� wstyd. �e si� z�ama�o przysi�g�, dum�, cokolwiek. Po prostu chcesz �y�. Nag�y skok, przera�enie w oczach cz�owieka prawie wcale si� nie zmienia � i tak dawno si�gn�o ju� szczytu. B�ysk no�a, tamten prawie nie walczy, poddaje swoj� szyj� bezwolnie, przecie� zosta� ofiar� ju� wtedy, gdy wchodzi� do pokoju, w jego g�owie by�a ju� tylko �mier�. I strach. B�ogos�awiony strumie� ulgi, Vesper ch�epcze krew po�piesznie, a cz�owiek si� u�miecha... Musia� ju� mie� bardzo tego wszystkiego do��. Dobrze, �e tak si� sta�o, jak dobrze. Nareszcie mo�na wsta�. Vesper rozgl�da si� dooko�a, euforia buzuje w nim jak oszala�a. Ale� by�em g�upi, my�li, za�miewaj�c si� w g�os. Jaki g�upi. To takie proste by�o przecie�, a ja si� ba�em, jak ostatni dure�. Ba�em si� wzi��, co zawsze by�o moje. Patrzy w d�, na skrwawione zw�oki rozci�gni�te u swych st�p. Jestem drapie�nikiem, to mi si� po prostu nale�a�o. Nie ma w tym z mojej winy, to nie ja tak urz�dzi�em ten �wiat. I lew, i antylopa, i �winia w rze�ni, i tak dalej. To wszystko nie ja. W�� milknie, s�ycha� tylko, jak gorliwie ch�epce krew.. Drzwi otwieraj� si�, na progu stoi Strix. Patrzy na Vespera z wci�� niewygas�� nienawi�ci�, w kt�rej jednak migocz� kr�tkie przeb�yski porozumienia. Jakby chcia� powiedzie�: wiem, jak jest, stary, wiem, jak to jest... Ale przecie� nie powie tego temu pierdolonemu psu. � Macie tego wi�cej? � rzuca Vesper, ocieraj�c usta r�k�. � Zg�odnia�em. Strix kiwa g�ow� i przesuwa si�, pozwalaj�c renegatowi wyj�� z pokoju. Zaczyna si� seryjne szale�stwo krwi.