14042
Szczegóły |
Tytuł |
14042 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14042 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14042 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14042 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STEFAN KISIELEWSKI
LUDZIE W AKWARIUM
Powie��
Wszystkie postacie i fakty opisane w tej ksi��ce s� wymy�lone. Prawdziwe s� tylko cytaty z warszawskiej prasy, za kt�rych �askawe udost�pnienie bardzo Autorom dzi�kuj�.
Stefan Kisielewski
Redaktor: Dorota Gabryet
Redaktor techniczny: Ma�gorzata Zdrojewska
Copyright by Stefan Kisielewski '
Pierwsze wydanie Instytut Literacki, Pary� 1976
ISBN 83-85072-01-2
Stefan Kisielewski
LUDZIE W AKWARIUM
Ciep�y, lipcowy deszcz osnu� wszystko wok� wilgotn� mgie�k�, kt�ra pr�szy�a z g�ry na kr���cy po chodnikach i jezdni, niezwyczajny tutaj w dni powszednie t�umek, na czerwone i bia�o-czerwone chor�giewki, transparenty i obnoszone na kijkach powi�kszone fotografie wodz�w. W dole pod Alejami �yska�a mokrym l�nieniem asfaltowa jezdnia nowej Trasy, tam r�wnie� mrowili si� ludzie, bo ruchu ko�owego na razie nie puszczono - autobusy i samochody pojecha� mia�y t�dy dopiero za trzy dni, gdy nadejdzie �wi�to Narodowe, obchodzone w rocznic� wydarzenia, jakiego zreszt� nikt w Warszawie ju� nie pami�ta� � by�a to odezwa, og�oszona niegdy� w ma�o znanym wschodnim polskim mie�cie przez ma�o znanych ludzi, co przybyli z ma�o znanych a dalekich miejsc wraz z Czer-won� Armi�. Odezwa te� by�a ma�o znana, zw�aszcza dzisiaj, po trzydziestu latach, poniewa� od dawna ju� jej tekstu nie drukowano ani nie cytowano, szybko okaza� si� nieaktualny, powsta� przecie� w ca�kiem innej epoce dziejowej czyli politycznej: historia to polityka, kamieniej�ca w pomniki w miar�, jak czas p�ynie naprz�d. W pomniki fakt�w nieznanych, gest�w i s��w zapomnianych - tak w�a�nie, jak zapomniana zosta�a owa Odezwa, w imi� kt�rej jednak�e nader skutecznie i arbitralnie po dzi� dzie� tutaj rz�dzono. Niewiadomi ludzie z niewiadomego Wschodu ufundowali tu bowiem w�adz� nader trwa�� -jednostki przemija�y, system trwa�. A dlaczego trwa�? Bo ludzie, co go ufundowali, sami z siebie nic nie znacz�cy, wyczuli jednak zakr�t Historii, zrozumieli dok�d wieje wschodni huragan i zawczasu, cho�by nawet trz�s�c si� z trwogi, odpowiednio nastawili �agle. W zgodzie z Histori� mo�na trwa� i rz�dzi�, przeciwko Historii nie da si� tu nawet �y�, zwyczajnie �y�. I oto, jako symbol tryumfuj�cego trwania, odbywa�o si� w�a�nie doroczne �wi�to: �wi�to w rocznic� i ku czci Odezwy, kt�rej s��w nikt ju� nie zna� i nie chcia� zna�, bo� nie o nie przecie� chodzi�o, by�y tylko pretekstem. To tak, jakby Pan B�g da� Moj�eszowi na g�rze Synaj tablice z tekstem, tekst za� szybko zatarto i zapomniano, cho� od tych tablic wszystko si� zacz�o. Zatrze� w pami�ci sam pocz�tek, ha, mo�e to nie takie zn�w dziwne: wszak cz�owiek te� nie pami�ta chwil swego narodzenia. A i o �mierci my�le� nie lubi, odstr�cza go i w�asny pocz�tek, i w�asny kres. Pewno ma racj� - tylko �ycie si� liczy, gdy trwa, chocia� zarazem wci�� niedostrzegalnie przemija. Przemijanie niewa�ne, dop�ki �ycie trwa - tak my�l� dzi� nast�pcy owych protoplast�w ze Wschodu, s� dumni, podnieceni, ich faza w�a�nie rozkwita, dowodem to miasto, kt�re wyros�o oto z absolutnie nieprawdopodobnych ruin, gruzowisk, popielisk, panuj�cych tutaj wszechw�adnie trzydzie�ci lat temu. Miasto to wzbogaca si� akurat o now� Tras�, szar� Tras�, wij�c� si� teraz ku Wi�le pod i nad ulicami w�r�d zwilgotnionej deszczow�
mgie�k� lipcowej zieleni. Miasto si� wzbogaci�o, miasto zn�w wypi�knia�o! Hosanna, hosanna Miastu, chodzi o Miasto, kog� obchodz� s�owa, wypisane przez kogo�. i zatarte przez kogo� na starych tablicach. W dodatku s� to tablice z papieru, innych ju� w naszej epoce nie ma. Scripta volant � tak by powiedzia� dzi� m�odzie�czy nad wiek pi��dziesi�ciolatek z plik� papier�w pod pach�, kt�ry wychyla si� przez barier�, aby zobaczy�, czy z tunelu pod Marsza�kowska nie wyje�d�a przypadkiem orszak Go�cia, jedynego, kt�ry ju� dzisiaj przejecha� mo�e Tras�. Ale oto trzymane gdzie� przez kbgo� r�czne radio tranzystorowe, gadaj�ce sztucznie podnieconym szybkim g�osem donosi, �e Go�� skr�ca dopiero ku Alejom Z Placu Lotnika. Jedzie powoli, razem z naszym Towarzyszem w otwartym aucie, t�umy zebrane na Trasie potrz�saj� pewno chor�giewkami, troch� klaszcz�, mo�e rzucaj� kwiaty. T�umy, oddelegowane na t� okazj� z biur i fabryk, niezbyt przej�te ale raczej rade temu zbiorowemu spacerowi w lipcowym deszczyku. A jeszcze w perspektywie trzy dni wolne, bo dodano jutro woln� sobot�, potem niedziela i - �wi�to, trzydzieste �wi�to. Nie ma wprawdzie s�o�ca, ale i tak nie�le. Konsumujemy jako� to �ycie, skonsumujemy .i �wi�to Miasto udekorowane, czerwono, bia�o, kwieci�cie, portrety, napisy, transparenty, na ulicach stan� od jutra bufety, stoiska z napojami, na razie ofiarowuj� si� publiczno�ci tylko powszednie �saturatory" z wod� sodow�, mo�e by� z sokiem, m��e bez. M�odzie�czy pi��dziesi�ciolatek czyli Krzysztof przypomina sobie Pary� sprzed paru tygodni � tam to zawsze na ulicach pe�no wszystkiego, bardziej, ni� u nas w �wi�to. No c�, inny obyczaj, inna skala, inna historia. Ale u nas obecnie te� bywa mo�liwie, cho� t�umek md�y, oboj�tny, to przecie� nie�le ubrany, uspokojony, w dodatku po zachodniemu ju� prawie kolorowy - towarzysze radzieccy zazdroszcz� nam tego, zw�aszcza jak sobie wypij�. Dla nich tu jest Pary�, c�, wszystko okazuje si� wzgl�dne. I nagle widzi Krzysztof przez chwil� buro rude, cuchn�ce ruiny Warszawy, zasypane gruzem jezdnie, kt�rymi wyruszali z miasta po Powstaniu � do niewoli. W�a�nie niedawno opowiedzia� co� o tym Izabelli, s�ucha�a nad maszyn�, niby grzecznie, ale wyra�nie przez chwil� roztargniona. Rzeczywi�cie, c� j� to obchodzi, dla niej to schemat, bana� - zawsze takie same opowiadania staruszk�w. Trzeba z tym sko�czy�, to nie jest droga: dwadzie�cia lat r�nicy robi swoje, ona niczego nie pami�ta, a historia j� nudzi. Zw�aszcza historia niezbyt prawdziwa, taka, jakiej ucz� w szko�ach.
T�umek z chor�giewkami mrowi si� leniwie w r�ne strony, poprzegradzany milicj�, natkany z lekka tajniakami. Nikt si� za bardzo nie przejmuje, czy to oboj�tno�� czy taka ju� po latach natura? Zagadkowy t�umek, a Glebowicz, Krzysztof Glebowicz, w nim, w �rodku, lecz odosobniony. Odosobniony nie tylko swoj� funkcj�, lecz w�a�nie ow� niedawn� my�l� o Izabelli. Mo�e ona tu gdzie� jest, biuro te� powinno przyj��, bardzo maj� niedaleko. Czy my�li o nim, cho� dopiero niedawno zwr�ci� na ni� uwag�? Ale w takich sprawach istnieje magnetyzm, zw�aszcza, gdy zaczyna si� co� nienazwanego. Wzajemne przyci�ganie na odleg�o��, wczoraj jeszcze nic nie by�o, dzi� dziel�ca ich przestrze� wype�nia si� wibruj�c� emocj�. Wype�nia si� bez jego czynnego udzia�u, sama, czas pracuje automatycznie, je�li w Izabelli co� wsp�d�wi�czy oczywi�cie, ale chyba tak, nie czu� wszak�e psychicznego jej oporu, cho� opowiadanie o Po-
wstaniu stworzy�o luk�. Je�li wi�c magnetyzm zacz�� dzia�a�, to nadal funkcjonuje i tutaj, pod lipcowym deszczykiem, w�r�d t�umu nudnego, rozgadanego oboj�tnie, nowego. Ona tu jest, a je�li tak, to szuka go bezwiednie. Odnajd� si�, mo�e po przyje�dzie Go�cia p�jd� razem na Tras�?
Nagle t�um wahn�� si� bardziej zdecydowanie I oblepi� naro�ne chodniki w Alejach Ujazdowskich, o ma�o co nie przewracaj�c kamiennej kru�y z przepi�knymi, �wie�ymi kwiatami � to pomys� nowych, hojniejszych Sekretarzy. Z chodnika Ajej lepiej b�dzie wida�, Go�� ma wyjecha� z dolnej Trasy �limakiem, gdzie jest tylko sama jezdnia, okolona �wie�� traw�. Glebowicz przepchn�� si� do pierwszego rz�du, nie napotykaj�c na specjalny sprzeciw. Milicjant otar� si� o niego wzrokiem � ale bez wrogo�ci, oboj�tnie. Wszystko tu oboj�tne, ludzie przymilkli, czekaj�, tyle �e bez emocji,
� Czy na Drixona te� by�o przymusowe przyj�cie? � pyta nagle kto� obok Krzysztofa. � Te� � odpowiada g�os drugi. Krzysztof zwraca si� ku nim, to dwaj faceci, z czerwonymi chor�giewkami, wygl�daj� na robotnik�w, mo�e z Trasy. Stoj� bez u�miechu, nie podnosz� oczu na Krzysztofa, cho� czuj� jego spojrzenie. A przecie� to wyra�ne kpiny! Ameryka�ski prezydent Drixon przyjecha� tu przed rokiem, wracaj�c z Moskwy. Wo�ono go bocznymi ulicami, �eby si� ludzi� nie podniecali, a jak mia� jecha� przez Aleje, to by�o ca�kiem pusto, tylko na �awkach siedzieli kolorowo poprzebierani tajniacy z dziewczynami, udaj�c flirt i nie patrz�c na przeje�d�aj�cy szereg czarnych samochod�w, �e to nfby Warszawa zaabsorbowana w�asnym �yciem i wcale j� jaki� tam Drixon nie obchodzi. Wi�c ci dwaj �artuj�? Nic na to nie wskazuje, twarze maj� z drewna, jakby si� nigdy w �yciu nie �miali. Czy to niedobita, dawna drwi�ca Warszawa, czy nowa, apatyczna, twarda, ch�opsko zoboj�tnia�a? Kto to mo�e wiedzie� i po co? Przecie�...
- Jad�! Lekkie ale wyra�ne drgni�cie przesz�o przez t�umek chor�giewkowi-�z�w, biurowych paniu�, dziewcz�t z kwiatami, zmarszczonych i siwych warszawskich aligator�w w nieprzemakalnych p�aszczach (p�aszcze takie zwano tu dziwnie �prochowcami"), a tak�e m�odszych beretowc�w, zbrojnych w parasole. Istotnie, najwidoczniej, nie ma w�tpliwo�ci: jechali. Najpierw jakie� auto bez oblicza, potem, w wachlarzyki rozstawieni milicjanci w bia�ych he�mach na motocyklach, znowu auta, zn�w zmotoryzowana S�u�ba Wewn�trzna i wreszcie w otwartym samochodzie, stoj� oni dwaj, bez kapeluszy, pozdrawiaj�c t�um r�kami. Swojski Sekretarz, wysoki, ko�cisty, ze schematycznym nieco u�mieszkiem, a tamten, Konstantyn Leonidow, ni�szy, t�ustszy, kr�py, czarnow�osy cho� z lekka siwawy. Bardzo opalony, do tego z wypiekami, potem si� okaza�o, �e przyjecha� niezgorzej podpity i na lotnisku sobie podb�aznowywa�, co nawet da�o si� widzie� w Telewizji. Polscy towarzysze bardzo byli zgorszeni � �e ich lekcewa�y... Oczywi�cie nic mu nie m�wili, min� robili dobr�, nie czas na takie pretensje.
Orszak przejecha�, z ty�u 'jeszcze jaka� eskorta i - ju� po wszystkim. T�um zacz�� si� rozprasza�, przekszta�ca�, odp�ywa� leniwie w strugach ju� teraz nie�le zacinaj�cego deszczu. Niejasny zaw�d czy niesmak ow�ada Krzysztofem Glebowiczem. Cud�w si� nie spodziewa�, prawda, historia nie jest na pokaz, ale jako� za szybko to przesz�o, �ladu napi�cia, niczym, oboj�tna dekoracja, czy banalna pantomima. Nieco oklask�w, kto� rzuci� r��, plasn�a o bruk niedaleko
k� samochodu, sekretarz Leonidow blado si� u�miechn��, no c�, on te� musi trwa� w swojej roli, nie wypada� z niej, cho�by nawet po w�dce. To tak�e ludzka marionetka, wsz�dzie tu marionetki umocowane na ukrytych sznurkach, tylko kto poci�ga za te sznurki? Kto poci�ga, aby nastawia� figurynki pod w�a�ciwym k�tem, wskazywanym przez wiadomy kompas i wiatromierz Historii? O Leonidowie i jego grupie r�nie ostatnio m�wiono: �e s� zachwiani z powodu swego zbytniego liberalizmu, �e wprawdzie dogadali si� z ameryka�skim prezydentem Drixonem, ale sytuacja ich budzi w�tpliwo�ci, sukces�w maj� za mato, w Izralelu dalej grozi wojna a Arabowie Leonidowowi nie ufaj�, bo w�a�nie nazbyt si� zbli�y� z owym Drixonem i zgodzi� si� nawet wypuszcza� z Rosji po par� tysi�cy �ydowskich emigrant�w. Tak m�wili koledzy z akredytowanych w Warszawie agencji zagranicznych, Francuzi, Anglik, ale nie wiadomo, czy mo�na im wierzy�, bo oni lubi� sensacje, musz� ci�gle podawa� co� takiego do swojej prasy, inaczej nikt by jej nie czyta�. Oczywi�cie, dziennikarze radzieccy milcz� za to jak ryby, nikt si� zreszt� nie odwa�y� pyta� ich o takie sprawy. No a polskie w�adze przygotowywa�y dla Konstantyna lljicza przyj�cie na najwy�szy po�ysk - przybywa� tu przecie� w Rocznic�, inaczej by� nie mo�e.
Glebowicz odczu� naraz potrzeb� przeczytania sobie swojego wst�pniaka z �Trybuny Socjalizmu" - mia� pismo ze sob�, trzeba tylko znale�� jaki� ustronny k�cik. Jednocze�nie nabra� pewno�ci, �e w rozpraszaj�cym si� w�r�d ciep�ych fal deszczu t�umie na p :wno nie ma Izabelli. Tak� rzecz si� czuje, licho wie jak, ale si� czuje. Ruszu wi�c w stron� zielonego wzg�rka, przytykaj�cego do Parku Ujazdowskiego, do�� wysoko ponad Tras�. Ustawiono tam z racji �wi�ta par� �awek, a nad nin.i, bardzo przezornie, przeno�ne daszki na metalowych patykach, �cieka�a z nich teraz woda. Sz�o si� w ich stron� dosy� skomplikowanie, podziemnym przej�ciem, schodami w d� i zaraz znowu w g�r�. Wsz�dzie mokro, na kamiennej posadzce podziemia d�ugie stru�ki wody, ludzie wyk�uwaj� sobie oczy parasolami. Ale oto redaktor Krzysztof wy�azi stamt�d, dobrn�� wreszcie do zbawczych �awek, sk�d wida� w dole, na Trasie, fal� r�nobarwnych parasoli, rozsiad� si� na �awce i czyta zmoczon� nieco pierwsz� stron� "trybuny
Socjalizmu".
�...Jest starym I dobrym zwyczajem rodzinnym, �e na donios�e uroczysto�ci zaprasza si� najlepszych przyjaci�. Go�ciem Polski Ludowej na jej 30 urodziny jest Konstantyn lljicz Leonidow. Nar�d polski wita w osobie sekretarza generalnego KC KPZR wybitnego przyw�dc� bratniego Zwi�zku Radzieckiego, czo�owego dzia�acza mi�dzynarodowego ruchu komunistycznego, wybitnego �wiatowego m�a stanu. Obecno�� Konstantyna Leonidowa w�r�d Polak�w w czasie naszego �wi�ta, pozwala raz jeszcze wyrazi� uczucia, kt�re na naszej ziemi od Ba�tyku do Tatr, od Bugu do Odry kierowane s� wobec Kraju Rad; pozwala wyrazi� szacunek, uznanie i sympati�, jak� wybitny syn narodu radzieckiego cieszy si� w�r�d ludzi pracy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
O tym, jak bardzo popularny jest w�r�d spo�ecze�stwo polskiego sekretarz generalny KC KPZR, przekona� si� mo�na podczas ka�dej wizyty przyw�dcy radzieckiego w naszym kraju. Szacunek i powszechna sympatia Polak�w ma swoje �r�d�a tak�e i w osobistych kontaktach Konstantego Leonidowa z naszym krajem i narodem, kontaktach, kt�re datuj� si� jeszcze z okresu drugiej wojny
8
�wiatowej, kiedy to .nasz dzisiejszy go�� znalaz� si� po raz pierwszy na ziemi polskiej jako �o�nierz Armii Czerwonej".
Dobrze napisane, tak w�a�nie trzeba! Glebowicz wspomina w tej chwili z satysfakcj�, jak stary i z�o�liwy Naczelny Rajkowski chcia� go podej��. W ostatniej chwili dopiero ten wredny aligator powiedzia� mu, �e Leonidow otrzyma w Warszawie najwy�sze odznaczenie wojskowe, krzy� orderu Virtuti Militari, wi�c ca�y artyku� ma by� w duchu �o�nierskim. My�la�, chytrzec i zawistnik, �e Krzysztof Glebowicz nie da sobie z tym rady i zrezygnuje ze wst�pniaka, nie podpisanego zreszt�, ale tym wa�niejszego, bo wyra�aj�cego sw� anonimowo�ci� opini� ca�ej redakcji centralnego organu Partii. Istotnie, problem by� nowy i nie tak prosty. �Virtuti Militari" to stare, przedwojenne odznaczenie, zwi�zane z czasami Sanacji: nadawano je przecie�, poczynaj�c od zapomnianej dzi� wojny Polsko-Bolszewickiej 1920. Dawny, poprzedni Szef, Bary�ka, nigdy by po takie odznaczenie nie si�gn��, nienawidzi� wszystkiego, co si� wi�za�o z bur�u-azyjn� Polsk�. Ale obecny Sekretarz, �l�ski Oraczyk, nie mia� takich opor�w, przeciwnie, wykombinowa� sobie, �e to b�dzie w�a�nie co� nowego a odpowiedniego, pojednanie wobec wsp�lnego zwyci�stwa nad faszyzmem, a tak�e akt zapomnienia dawnych, przemilczanych wa�ni. Problem nowy, jednak�e Glebowicz si� podj��. W ostatniej chwili i prosz� - mucha nie siada! Sekretariat Partii i Biuro Prasy zaaprobowa�o ten nowatorski tekst, jasne, �e musiano go skontrolowa� zawczasu: wst�pny artyku� w centralnym organie Partii z takiej okazji jest wa�nym aktem politycznym, Rosjanie analizowa� tu b�d� ka�de s�owo. Kt�rzy Rosjanie s� dzi� najwa�niejsi, to si� oka�e, ale tekst �wiadczy sam za siebie, gdy� sprz�gni�ty jest �ci�le w�a�nie z ow� dekoracj�, z orderem Virtuti. Rajkowskiemu .w pi�ty posz�o, bo artyku� jak drut, znaj�cy si� na dobrej taktyce Leonidow na pewno b�dzie ukontentowany.
Mign�a mu w wyobra�ni kr�pa, opalona sylwetka, nienaturalne rumie�ce, spocone czo�o, md�y u�miech i czyta dalej, za niego i za siebie usatysfakcjonowany:
�Konstantyn Leonidow witany jest w Polsce gor�co, jako uczestnik walk
o wyzwolenie narodu polskiego z jarzma faszystowskiego. Jak�e wielu ludzi piel�gnuje we wspomnieniach dzie�, godzin� nawet, w kt�rej zetkn�li si� ze swymi wyzwolicielami. Dominowa�o w�wczas uczucie ogromnej rado�ci i nadziei. Rodzi�a si� rado�� ze wsp�lnego zwyci�stwa i nadzieja na serdeczne wsp�ycie
i wsp�prac� narod�w. Nadzieja ta by�a realna � ca�a polska lewica pod przewodem polskich komunist�w przedk�ada�a narodowi program nowej Polski � ojczyzny ludu pracuj�cego, �yj�cego w przyja�ni z narodem radzieckim. �ywym dowodem s�uszno�ci tego programu by�a postawa �o�nierzy Armii C-zerwonej w wyzwolonej Polsce. Ich umi�owanie radzieckiej ojczyzny, proletariacki patriotyzm i internacjonalizm, szacunek dla bratniego narodu polskiego a jak�e cz�sto po�wi�cenie �ycia za wyzwolenie braci � tworzy�o trwa�y historycznie fragment przyja�ni".
Wszystko tu jest napisane, ka�de s�owo potrzebne i na swoim miejscu, �e naprawd� mucha nie siada. Nag�y refleks gorzkiego niesmaku na my�l, co powie ojciec: �e to wszystko nieprawda, �e w�r�d og�lnej grozy Czerwona Armia wkracza�a do trupio pustej Warszawy, zniszczonej dzi�ki ich rozmy�lnej nie
interwencji, a z nimi armia Berlinga z�o�ona z? Polak�w wywiezionych do �agr�w i wi�zie�, �e towarzyszy�a im �wiadomo�� kl�ski i utraty niepodleg�o�ci, �e �o�nierze Armii Czerwonej przygn�biali sw� dziwaczn�, post�pn� egzotyk�, �e napadano, rabowano i strzelano po nocach, �e... Ojca nic nie przerobi, to inna epoka, Legiony, absurd � szkoda, �e Janusz, zupe�nie wykolejony uniwersyteckimi zaj�ciami 1968, kt�re o ma�o co, a pozbawi�yby go matury. Ojca nic nie przerobi, a przecie� historia jest w ci�g�ym ruchu, produkuj�c niespodziewane skoki i zwroty, kt�re oceni� i zinterpretowa� mo�na dopiero p�niej, gdy min� pierwsze, powierzchowne nastroje. Owszem, Krzysztofa nie by�o tutaj w czasie Wyzwolenia, tkwi� w niemieckiej popowsta�czej niewoli, ale gdy wr�ci�, mimo przeszk�d w��czy� si� natychmiast w prac� nad przestawieniem narodowej �wiadomo�ci. Nowa polityka to przecie� nic innego jak w�a�nie historyczne przestawienie si� z nieaktualnej koncepcji jakiello�skiej na aktualizuj�c.� si� oto powt�rnie koncepcj� piastowsk�. Ze wschodniej antyrosyjskiej koncepcji na zachodni�, antyniemieck�. Trzeba by�o chyba o�lepn�� by nie widzie�, �e losy wojny i nowy uk�ad si� w �wiecie wskaza�y nieodparcie na odrodzenie si� starej koncepcji �Polski Piast�w": granica na Odrze,. Nysie, szerokie oparcie o Ba�tyk, Polska jednolita narodowo, bez problem�w i misji na Wschodzie, kt�re to sprawy nieopatrznie wskrzesi� pr�bowa� po Pierwszej Wojnie pogrobowiec Jagiellon�w � Pi�sudski.
Tak, to renesans �Polski Piast�w" sprawi�, �e redaktorem naczelnym �Trybuny Socjalizmu" m�g� zosta� stary endek Rajkowski, cz�owiek Dmowskiego jeszcze. Ale to tylko pozorny paradoks: endecy w istocie zawsze wierzyli w Chrobrego i w oparciu o, Rosj�, dlatego, gdy przyj�to ich do Partii, s�u�yli wiernie, jak, obok Rajkowskiego, nies�usznie oczerniony i znienawidzony komentator telewizyjny Mentelewski. Gorzej mog�o si� wie�� w partyjnej prasie bezpartyjnemu synowi pi�sudczyka i ojcu ch�opca, skompromitowanego w �syjonistycznych rozruchach" � Glebowicz wiedzia�, �e czyhaj�cy na jego stanowisko redakcyjni m�odoturcy spod znaku Brygadiera wysuwali przeciw niemu tego rodzaju argumenty. Ale w�a�nie ostatnim artyku�em o Leonidowie pokaza�, �e mo�na na niego liczy� nie gorzej ni� na Rajkowskiego. Do tego wykaza� w�asn� inicjatyw�, ustawi� Leonidowa na tle wojny, czego nikt dot�d nie robi�, wynalaz� nie cytowane �r�d�a. Bo oto:
�Charakterystyczne, jak w�wczas, w godzinach wojny, Konstantyn Leonidow umia� dalekowzrocznie wybra� fakty z historii naszych narod�w, kt�re..."
Lecz nagle tekst si� urwa�, jakby zamar�, rozp�yn�� si� w powietrzu, bo nie wiadomo dlaczego, cho�, jak si� okaza�o wiadomo, Glebowicz rzuci� okiem w d�, na jezdni� Trasy, a tam, w t�umie rozmaitych parasoli, przesuwa� si� w stron� Wis�y jeden czerwony, zdobny w r�nobarwne, koncentrycznie od �rodka rozchodz�ce si� promienie. Takiego drugiego parasola nie ma w ca�ej Warszawie, przywi�z� go Izabelli z Londynu ten stary Harpagon Waczkowicz, przekl�ty jej m��, o siedem lat starszy od Krzysztofa. A wi�c Izabella spacerowa�a po Trasie, tak jak si� spodziewa�!
Du�e, ciemne, rozs�dnie uwodzicielskie oczy spojrza�y na� bardzo uwa�nie. - By�am pewna, �e pan tutaj gdzie� jest! Oczywi�cie - to jedyne odpowiednie
s�owa � magnetyzm obustronny, on nie zawodzi. Trzyma�a si� pod r�k� z jak�� tam irytuj�c� przyjaci�k�, ale od razu staje si� jasne, �e przyjac�k� nieznacznie lecz skutecznie si� posieje. Glebowicz potowarzyszy� paniom, deszczyk mu zmywa� g�st� i nie siwiej�c� czupryn�, cierpliwo�� nagrodzona, bo po godzinie przyjaci�ki ju� nie by�o, zostali z lzabell� sami. I ca�y dzie� do dyspozycji, a� do wieczornego dy�uru Krzysztofa w redakcji, gdy� ona, mimo wzdra-ga�, ju� do biura nie wr�ci. A m��, stary, demonstracyjnie g�o�ny reakcjonista, traktuj�cy redaktora Glebowicza jak psa czy sprzedawczyka, jest teraz oczywi�cie, je�li �aska, w Madrycie. Pracuje w handlu zagranicznym, spec nad spece, siedzi w Partii, a ur�ga Polsce Ludowej przy ka�dej okazji. Zn�w gorzkawy refleks na my�l o tym cz�owieku, trudnym, oble�nym^ ale nic to wszystko: dzie� z Izabell�, dzie� dla nas, dzie� wolno�ci.
Obiad w Bristolu, �dla Pana Redaktora zawsze stoliczek si� znajdzie", znane gesty, spojrzenia, rytua�. Rytua� Don Juana? Takiego, co chce wybiera� ci�gle na nowo, nie ponosz�c koszt�w, ci�ar�w jednego wyboru � st�d wzi�a si� tragedia jego ma��e�stwa, .odej�cie Anny, historia z Januszem. Puste, rutynowane gesty, banalnie uwodzicielskie w banalnie secesyjnej, cho� dla zniszczonej Warszawy kusz�co egzotycznej scenerii �Bristolu" � egzotycznej, bo przetrwa�a kiedy� w�r�d potopu ruin? Nie, to nie s� tylko puste gesty � za ka�dym razem o�ywia je utajony dreszcz, nadzieja, �e teraz misterium odbywa si� naprawd�, �e to wyskoczy� nareszcie �w upragniony numer w �yciowej ruletce, mi�o�� � mo�e na zawsze?! Bez tego prawdziwego dreszczu nie by�oby wszak�e Don Juana, dreszcz decyduje o wszystkim, nadaje magi�, upi�ksza, uszlachetnia pospolite otoczenie. �Te banalne walce kawiarniane urastaj� w tragiczne psalmodie...". A w�a�nie w du�ej sali Bristolu grali takie walce, znajomy, przyjezdny Francuz powiedzia� mu kiedy�, �e tylko w krajach Europy Wschodniej jest jeszcze podobna muzyka wvrestauracjach. Komplement, nie komplement?
Jaka� pi�kna w istocie ta Izabella, jak wspaniale b�yszcz� jej oczy, naturalny luksus ludzki, ate cenny, bo przemija: najcenniejsze w �wiecie okazuje si� nie to co trwa, lecz to, co przemija. Glebowicz prowadzi j� pod r�k�, dotykaj�c piersi, ona si� nie wzbrania, jeszcze si� przytula. Dwadzie�cia lat r�nicy si� nie liczy, przekl�ty Marian starszy jest od niej o dwadzie�cia siedem, niemal trzydzie�ci! Lata nie istniej�, lata to poj�cie mgliste, umowne. Liczy si� magia mi�o�ci, �gwiazda mi�o�ci", o kt�rej �piewa w Warszawie telewizyjna piosenkarka. Dzie� z lzabell� i rozbujany marzeniami nocny dy�ur'w �Trybunie Socjalizmu". �Polityka i mi�o��", by�o co� takiego, powie�� nie powie��. Redaktor Krzysztof rad z siebie, och jak�e bardzo rad. Zapomnia� o niesmakach, irracjonalnych goryczach, obrotowe my�li, takie, co to ka�� patrze� na siebie na przemian to z zewn�trz to od wewn�trz cofn�y si� gdzie�, st�pi�y, nie boi si� ich ju� - czy to alkohol sprawi�, czy Izabella? Ale jest konkretny dow�d: wszak �w fluid, magnetyzm dzia�a� skutecznie, dzia�a� na odleg�o��, sprz�gn�� ich obustronnie, przecie� si� wcale nie umawiali, mog�a nie przyj�� na Tras�, mog�a przeczeka� przejazd Leonidowa w biurze, w sekretariacie maszynistek �Trybuny". �By�am pewna, �e pan tutaj gdzie� jest" - to decyduje!
II �
Izabella wr�ci�a bardzo zm�czona, wi�c nie my�li. Nie my�li, ale wie: to ten cz�owiek j� zm�czy�, widzi si� go ci�gle na wskro�, jakby obserwowa� przezro-czyst� ryb� w akwarium, wszystkie wn�trzno�ci na wierzchu i to w ci�g�ym ruchu - okropne! Sam nie zna spokoju i innym go nie daje, w dodatku wcale nie przypuszcza, �e widoczny jest a� do dna. Z jednej strony gryzie go sumienie, pisze g�upstwa w �Trybunie" wi�c dla rehabilitacji ci�gle nawi�zuje do swojej akowskiej i powsta�czej m�odo�ci, m�g�by ju� sobie darowa� te historyjki, kog� to dzi� obchodzi - a znowu z drugiej strony dumny jest, �e pisze, �e odgrywa rol� w nowej polskiej polityce, �e wytycza rzekomo lini� partyjnym, cho� sam jest bezpartyjny. W rzeczywisto�ci nic nie wytycza, trz�sie si� ze strachu, �eby nie narazi� si� cho�by jednym, jedynym s�owem i nie wylecie� za burt� - a tu Chrapiec, Kafarski i Podkowiak czy inne wyg�odnia�e redakcyjne psy na dorobku tylko czekaj�, aby si� na� rzuci�, sytuacj� ma trudn�, cho� o tym nie wie, boj�c si� tylko najmniej w istocia gro�nego Rajkowskiego. Hoduje nawet naprawd� jak�� swoj� wewn�trzn� racj� (a raczej przekonanie o niej -co wychodzi na jedno), dzia�a niby w dobrej wierze, lecz nie budzi wsp�czucia, bo za bardzo galaretowaty, dr�y wewn�trznie, wszystko to po nim wida�. A ju� jak wypije par� kieliszk�w, wtedy istne nieszcz�cie - zwierza si� i przymila, jednocze�nie chce imponowa�, traci kontakt ze �wiatem zewn�trznym, s�dzi, �e wszystko idzie po jego my�li i to w�a�nie wtedy, gdy jest akurat najbardziej bezbronny i zdany na bezceremionalne ludzkie spojrzenia, si�gaj�ce brutalnie a� do samego wn�trza, do dna. Mie� dno na wierzchu - c� to za kalectwo! On niby o tym nie wie, a zw�aszcza jak wypije, jednak ma jaki� wra�liwy, ods�oni�ty nerw, gdy go potr�ci�, niechc�cy cho�by, w�a�ciciel nerwu spada nagle ze swego nieba na samo dno upokorzenia - tak by�o kiedy�, gdy przez chwil� nie s�ucha�a jego opowiada� o tym nieszcz�snym Powstaniu. Bardzo si� wtedy zmiesza�, przykro mu by�o, w oczach bolesny namys�, jakby mierzy� nagle rozmiar swej pora�ki i jej g��bsze znaczenie. Wsp�czu�a mu w takich momentach, ale to niebezpieczne, bo natychmiast si� odpr�a�, zapomina� o ca�ym incydencie, a wsp�czucie bra� za tkliwo�� typu erotycznego. Za� erotyzm jego...
Tu Izabella wstrz�sn�a si� na my�l, �e b�dzie si�'z nim musia�a przespa�. Erotyzm Glebowicza by� najgorszy ze wszystkiego: to jego natr�tne zagl�danie w oczy, u�mieszek ni to pr�ny ni to prosz�co czu�y - u�mieszek �podrywacza", cz�owieka kt�ry za ka�dym razem s�dzi, �e jest zakochany i �e robi tym kobiecie ogromn� przyjemno��, wywo�uje w niej emocje, takie, jakie akurat jemu si� podobaj�. Zagl�danie w oczy, branie pod r�k�, mi�kkie ale tak zaokr�glone, �eby dotkn�� piersi, a je�li ona si� nie cofnie, uwa�a, �e ju� wygra�, tryumfuje, sapie z cicha, sapaniem starego m�czyzny. Bo wychodzi z niego podstarza�o��, o czym nie wie, my�li �e on w�a�nie si� nie starzeje, dlatego, �e nie siwieje, �e prosto si� trzyma, jest spr�ony na pokaz. Tymczasem wcale nie przypuszcza, �e jaka� zwi�d�a staro�� emanuje z niego wszystkimi porami, nie wiadomo jak� drog�, lecz emanuje. On wcale poj�cia o tym nie ma, cho� taka z niego niby skomplikowana mimoza, tego jednego w�a�nie nie wie. Fe, jaki� to bezbronny cz�owiek - a� wstyd.
- B�d� musia�a si� z nim przespa�! Wiedzia�a o tym od pocz�tku, gdy zacz�� coraz cz�ciej przychodzi� do sekretariatu redakcyjnej hali maszyn. Kole�anki �artowa�y, �e on leci na ni�, jak- szafa o trzech nogach. I rzeczywi�cie -lecia� uderzaj�co, tryumfalnie, by� rozwiedziony, mia� swobod�, opini� uwodziciela. A� si� prosi�o, �eby go odwali�, da� mu kosza, ukara� jego zakompleksione w istocie natr�ctwo. Ale nie mog�a sobie na to pozwoli�: co zrobi, je�li Marian...
Westchn�a ci�ko, ustawiaj�c na nocnym stoliczku ma�e, japo�skie radio. Mama ju� spa�a, ca�e szcz�cie, zn�w zacz�yby si� rozmowy ja�owe, w kt�rych wszystko z g�ry wiadomo. Mi�dzy Marianem a Mam� trwa� antagonizm, to w�a�nie na pewno jest przyczyna �rozk�adu po�ycia", jak nazywano rzecz w s�-dzie, nie za� ma�e zdrady Izabelli, ma�e, bo przesypia�a si� z r�nymi facetami bez przyjemno�ci i tak�e bez �adnego uznania dla siebie w tej roli i sytuacji -ot, po prostu, tak si� zdarza�o: trzeba przecie� co� robi�, jak mawia�a wtajemniczana czasem Irena, Marian o te zdrady nie miewa� wcale pretensji, za to Glebowicza nie znosi�, cho� nic przecie� dot�d si� nie sta�o... Nazywa� go gnid�, je�dzili niedawno razem do Pary�a w delegacji, znienawidzili si� tam jeszcze bardziej.
Ta niech�� by�a irracjonalna, inna sprawa z Mam�: m�odsza jest od Mariana o rok, on 57, ona 56, to nienormalne i od pocz�tku musia�o go irytowa�, a tu w�a�nie jak na z�o�� wsp�lne mieszkanie, od kt�rego nie mo�na w �aden spos�b si� wyzwoli�. Marian mia� spore, w starym budownictwie, w jednym z niewielu ocala�ych dom�w na Koszykowej. A one nic nie mia�y, latami tkwi�y k�tem u dalekich krewnych w Le�nej Podkowie. I tak jako� wprowadzi�y si� tutaj razem. Po �lubie, to by� rok 69 wyjecha�a z Marianem do Zakopanego, gdy wr�cili, Mama by�a ju� zadomowiona na dobre. I zacz�o si� przykre �ycie, zreszt� niekoniecznie z winy Mariana. Z Mam� sz�o rzeczywi�cie bardzo trudno, wtedy w�a�nie chyba rozsta�a si� na dobre ze swoim panem Konradem i zacz�a powoli zdawa� sobie spraw�, �e w jej �yciu nic ju� czysto osobistego, w�asnego si� nie zdarzy. I oto przy��czy�a si�, przyssa�a do ich �ycia ma��e�skiego, od pocz�tku niezbyt udanego � Marian by� ju� kiedy� �onaty, mia� swoje urazy, zreszt� jest znacznie starszy, cho� to nie najwa�niejsze, z pocz�tku to nawet mia�o urok. Mama pracuje w Ministerstwie, zapisana jest niby do mieszkaniowej sp�dzielni, po ilu latach z tego co� wyjdzie i jak w�a�ciwie, przy swoim towarzyskim i nerwowym usposobieniu mia�aby sama mieszka�? Tutaj s� przecie� trzy spore pokoje. Ale gdy Marian rzeczywi�cie...
Izabella by�a dzieckiem Powstania, tragicznym dzieckiem, cho� niczego oczywi�cie nie pami�ta�a. Dlatego pewno, sprawi� to czarny k��b spraw okropnych, o kt�rych s�ysza�a ca�e lata m�odo�ci, tak irytowa�y j� niby skromne a rozmy�lnie brawurowe opowiadania Glebowicza o Powstaniu. Bo ich, to znaczy Ojca i Matki historie powsta�cze by�y okropne, �a�osne i g�upio niepotrzebne - przez to wszystko przecie� nigdy nie pozna�a swojego ojca. Mieszkali na Czerniakowskiej Sadybie, tam w og�le Powstania mia�o nie by�, nie figurowa�o w planie Komendy, nie przewidziano. Nie toczono �adnych walk, Niemcy siedzieli w Forcie Czerniakowskim, troch� stamt�d strzelali, ale za odwa�ni nie byli, bali si�
zapuszcza� w kr�te uliczki mi�dzy jeziorkami. Nawet g�odu specjalnego nie odczuwano, bo z Sadyby blisko ju� do wsi, dawa�o si� w nocy przynie�� to i owo � kartofle, chleb. Lecz oto � Izabella zna�a te historie z niesko�czonych opowiada� Matki, jej samej przecie� nie by�o jeszcze na �wiecie � znalaz� si� na Sadybie jaki� �kozak" m�ody oficer AK, kt�ry nie m�g� si� doczeka� swojej roli. Jak�e to? - Powstanie wok� si� toczy, ca�y dzie� z miasta dochodz� huki, wybuchy, warkoty, w nocy �uny po�ar�w na niebie, a jemu mia�oby to wszystko przej�� ko�o nosa, mia�by strawi� ten wielki czas w bezczynno�ci?! Tyle, �e zamiast zg�osi� si� do walki, w �r�dmie�ciu czy na Mokotowie, postanowi� podzia�a� na miejscu, na Sadybie. Zebra� grup� m�odzie�y, uzbrojenie zreszt� mieli �adne: troch� granat�w, par� karabin�w - i �uderzyli" w nocy na Fort Czerniakowski. Skutki natychmiast okaza�y si� okropne: prawie wszyscy wygin�li, po czym Niemcy wtargn�li do dzielnicy i po wielu godzinach grozy zebrali i wywie�li ci�ar�wkami znalezionych po mieszkaniach m�czyzn. Potem zacz�y si� rabunki, po�ary, historie - w par� dni p�niej Matka, w ostatnim miesi�cu ci��y, przekrad�a si� na Wie�, w okolice Jeziorny, stamt�d do Piaseczna i wreszcie � do Le�nej Podkowy. Tam, w pa�dzierniku 1944 urodzi�a si� Izabella � w istocie nie sko�czy�a wi�c jeszcze 30 lat, cho� Glebowiczowi powiedzia�a dla fasonu, �e ju�. Kobieta trzydziestoletnia, to podobno kiedy� by�o du�o � Izabelli wydaje si�, �e w og�le jeszcze dot�d nie �y�a, nie mia�a �adnego �ycia, tylko przykro�ci, k�opoty i nud�, och c� za nuda! I nic nie zapowiada�o �e jakie� prawdziwe �ycie si� zacznie, przeciwnie, k�opoty zapowiada�y si�, k�opoty coraz gorsze, zw�aszcza je�li Marian zrealizuje sw�j zamiar. Zreszt� Marian, poza mieszkaniem, wiele jej nie da�, cho� to cz�owiek niezgorszy � ale ta konstelacja z Matk� okaza�a si� fatalna � ju� pi�� lat przygl�da� si� musi bezsilnie, jak stosunki mi�dzy m�em a Mam� pogarszaj� si� konsekwentnie, po�eraj�c ich ca�e �ycie. St�d pewno zacz�y si� te ci�g�e s�u�bowe wyjazdy Mariana najpierw w kraju, od 1971, gdy ruszy� eksport jego przedsi�biorstw, za granic�.
Ojca nie zobaczy�y ju� nigdy. Transport m�czyzn z Sadyby wywieziono do obozu koncentracyjnego w Gross Rosen. Nie wiadomo jednak, czy do samego obozu dotarli: widziano ich ostptnio na obozowej bocznicy kolejowej, po wyj�ciu z poci�gu SS-mani kazali im ustawi� si� na peronie w dwuszeregu i sta� na .baczno�� w ci�gu 16 godzin, na ch�odzie, bez jedzenia, kto upad�, tego dobijano na miejscu. Ojciec tam by� podobno, a co dalej? �aden Czerwony Krzy�, �adne �r�d�a nie potrafi�y udzieli� informacji - cz�owiek znik� bez �ladu, jak miliony innych zreszt�. Izabella nie mia�a wi�c Ojca, zaledwie jedno zdj�cie jej zosta�o, zdj�cie, na kt�rym widnieje twarz nieogolonego m�odego cz�owieka, m�odszego, ni� ona w tej chwili. A Mama zaj�a si� panem Konradem, tyle, �e on mia� �on� i dzieci i wcale nie zamierza� zast�pi� Izabelli jej w�asnego ojca � w�asnego, cho� nieznanego i nie do poznania.
No a potem zacz�y ju� p�yn�� jej z kolei w�asne lata - szko�a w Le�nej Podkowie, po maturze uniwersytet, niesko�czony, kiedy przez dwa sezony mieszka�a w Domu Akademickim na Pradze. Wtedy przysz�y te� pierwsze przygody z ch�opakami � dosy� wcze�nie, cho� zdarza si� i jeszcze wcze�niej. Puszcza�a si� - c� za �mieszne okre�lenie, to m�czy�ni wymy�lili owo g�upie s�owo, dla kobiet oczywi�cie, u siebie zupe�nie inaczej to okre�laj�. Puszcza� si� - na
swobod�, na wolno��? Tak kiedy�, na pocz�tku, my�la�a, zacz�a to robi� jako wyzwanie �wiatu, jako wyzwolenie, przekroczenie pewnych granic, lecz szybko si� okaza�o, �e �adnych granic i wi�z�w si� przez to nie obala, natychmiast tworz� si� granice nowe, bo dno jest blisko a m�czy�ni w ca�ej tej sprawie zachowuj� si� okropnie\ schematycznie. Szybko si� znu�y�a, dopiero Marian j� podnieci�, bo by� starszy, liczy�a na co� innego, na si��, kt�ra si� jej narzuci, ow�adnie ni�, jako� j� w ko�cu ukierunkuje. Przerwa�a studia, pracowa�a, lat mia�a niespe�na dwadzie�cia pi�� a on pi��dziesi�t dwa - to mog�o okaza� si� ciekawe, wzi�� j� przecie� jak swoj�, po paru dniach znajomo�ci zaledwie, nie pytaj�c o przesz�o��, o zdanie nawet i zgod�. Mog�o si� okaza� ciekawe, ale �ycie spraw� te� zepsu�o: Mama, mieszkanie, komunizm, nuda. No i teraz Marian zdecydowa�...
Nie, nie b�dzie nastawia� radia, ani na Woln� Europ�' ani na nocny program warszawski. Jest cisza, przy otwartych oknach pachn� jakie� kwiaty, trzeba pooddycha� w spokoju, nacieszy� si� t� miejsk�, letni� noc�, zanim w sklepie na dole zacznie si� przyw�z towaru, uprzykrzone brz�czenie ba�kami z mlekiem, g�o�ne rozmowy. C� za ha�as by� tam w �Bristolu", orkiestra r�n�a nad g�ow� jakie� wulgarne walce, nieoceniony Glebowicz tym si� rozczula�, dopatrywa� si� nastroj�w, wspomnie�, co� tam nuci�, podpity na uczuciowo.
Ach ten Glebowicz, �al jej go by�o i potrzebuje go, wobec tego, na co si� zanosi, ale jaki� on jest niem�dry, cho�by w tym, �e wsp�czucie bierze za dobr� monet�, za erotyzm czy tkliwo��. I ten jego artyku�, do kt�rego ci�gle z lubo�ci� wraca�, c� to za idiotyzm. Sama mu go przepisywa�a, nia�czy� si� z ka�dym s�owem, �e to niby takie wa�ne...
Izabella bierze ze stolika numer �Trybuny Socjalizmu" i czyta pi�te przez dziesi�te: �...fakty z historii naszych narod�w, kt�re ��czy�y losy polskich i rosyjskich rewolucjonist�w, a kt�re dzi� ju� na trwa�e... W 1945 roku Konstanty Iljicz Leonidow przywo�a� w pami�ci czasy, gdy w�dz Rewolucji Pa�dziernikowej W�odzimierz Iljicz Lenin �y� i pracowa� na ziemi polskiej, gdy nawi�za� �ywe... polskiego ruchu rewolucyjnego... wspomina towarzysz broni Konstantyna Leonidowa genera� lejtnant Nikita Demin w pami�tnikach czasu... Konstantyn Leonidow bywa� w�wczas na froncie jako szef zarz�du politycznego 18 Armii... zim� 1945 roku korpus jego znalaz� si� u samego podn�a Tatr... genera� Leonidow wyg�osi� przed �o�nierzami korpusu prelekcj� o pobycie W�odzimierza Lenina w Polsce. -Na miejsce... Konstantyn Iljicz Leonidow... wiosk� Poronin, w kt�rej nie by�o wtedy jeszcze ani muzeum ani pomnika Lenina... W swoim wyst�pieniu ju� w�wczas zwr�ci� uwag� fakt... �e... mieszka�cy Poronina i Nowego Targu.,, z niezwyk�� pieczo�owito�ci� kultywuj� wszystkie miejsca i pami�tki, zwi�zane z pobytem'"... Kukuryku, kukuryku, kic, kic, kic...
Gazeta z szelestem opada na pod�og�. Bo�e, c� to za nieludzkie bzdury! I jak mo�e doros�y cz�owiek cieszy� si� i rozkoszowa�, �e co� takiego napisa�! Izabella przymyka oczy i widzi pod powiekami Poronin, gdzie by�a kiedy� na zimowych wczasach. Na tle g�rskiej scenerii, w�r�d zalanego s�o�cem �nie�nego przestworu ^cwi ma�y, czarny, pokurczowaty pomnik z kozi� br�dk�, kt�ry kazano zbudowa� par� lat po wojnie. Pomnik, o�mieszony na ca�ym Podhalu, mia� wiele razy na g�owie nocnik, umieszczony tam po�r�d ciemnej nocy przez Nie-
znan� R�k�. Zwozi si� tutaj, owszem wycieczki, t�um zbarania�ych, nic nie rozu-miej�cych dzieci i wyg�asza si� zawsze jednakowe mowy bez tre�ci. Takie same w�a�nie, jak ten artyku� Krzysztofa Glebowicza, kic, kic, kic... Kt�ry ona w�a�nie w�asnor�cznie przepisywa�a kic, kic, kic, a potem wsp�lnie opijali rzecz w �Bristolu" - kukuryku, kukuryku...
...mamy cywilny, wi�c rozw�d dostaniesz �atwo... rozk�ad ma��e�stwa, gorzej ni� rozk�ad... ucieczka, zdrada ojczyzny... og�lne oburzenie.... nie chcesz jecha�... zdecydowa� si�... nie mam czasu... marnowa� �ycia... nie m�ody... nie b�d� gni�... gni�... jeszcze par� lat... zrobi�... przysz�o��...
To okruchy s��w Mariana. Stawia� problem uczciwie, zdecydowa� si� j� zabra� i rozw�d przeprowadzi� za granic�. Dlaczego nie chcia�a wyjecha�? Sama nie wie � mo�e jednak nie lubi post�powa� tak jak wszyscy, ju� si� zreszt� na tym poparzy�a, cho�by na owym powszechnie doradzanym i � przyj�tym �puszczaniu si�". Ale "�eby si� tu utrzyma�, �eby nie wylecie� z �Trybuny" i nie straci� mieszkania, do tego wszystkiego potrzebny jej jest redaktor Glebowicz. Musi si� z nim przespa� i to pr�dko, przed faktem, zanim Marian... Bo potem Glebowicz mo�e si� sp�oszy�. Trzeba i�� do niego, przyspieszy� spraw�, uwie�� go i pr�dko z nim spa�... Nie za du�o, ale troch�, �eby my�la�, �eby...
Ale to wszystko bardzo jest jednak z�o�one. Izabella zamyka oczy i kontempluje, nie my�l�c ale wiedz�c, ca�� panoram� trudno�ci, przykro�ci i niesmak�w, w jak� wtr�ci j� decyzja Mariana i jej postanowienie, aby dla ratowania si� pospa� z Glebowiczem. Nale�y sobie to wszystko dok�adnie wyobrazi� i odtwarza� wewn�trznie to wyobra�enie tak cz�sto i dok�adnie, a� ulotni si� z niego gorycz i l�k, a� stanie si� czym� normalnym, po prostu okoliczno�ciami �ycia, jak wszystkie inne, takimi, kt�rych nie da si� obej�� czy omin��lecz trzeba je rozwi�zywa� w spos�b przewidziany, bior�c pod uwag� konkretne argumenty za i przeciw. Wi�c przede wszystkim Glebowicz mo�e tak czy owak si� speszy� i och�on��, zw�aszcza gdy co� zagrozi jego redakcyjnej karierze, kt�r� ceni ponad wszystko. - Inni AK-owcy siedzieli kiedy� po wi�zieniach a ten pi�kni� i ancymonek od razu po obozie je�c�w trafi� do rz�dowej prasy � ta pogardliwa refleksja przewija si� gdzie� pod spodem, ale nie ma na ni� czasu, nie o ni� chodzi. Jasne, �e on mo�e si� speszy� i wycofa�, nie jest jeszcze dostatecznie omotany a czasu zosta�o bardzo ma�o. Trzeba dzia�a� szybko, bo przecie� nie wiadomo, czy Marian zrealizuje sw�j zamys� ju� teraz, w Madrycie, czy nast�pnym razem... Szkoda, �e ten Glebowicz mia� dzisiaj nocny dy�ur, pojecha�aby od razu do niego, po rozwodzie z �on� mieszka� w kawalerce na Mirowie � by�oby po krzyku i bardzo wygodnie, bo przed histori� z Marianem. Izabella widzi teraz, �e pod�wiadomie by�a ju� zdecydowana na wszystko, dlatego posz�a na Tras� z Iren�, wiedzia�a przecie�, gdzie on b�dzie � tylko ten dy�ur przeszkodzi�...
Dalej: za�o�ywszy nawet, �e sypia ju� z Glebowiczem, s� zaprzyja�nieni, on chce dla niej zrobi� wszystko w ka�dym razie du�o, w�wczas jednak sytuacja w redakcji te� mo�e si� okaza� nie naj�atwiejsza. Mia�a tam kiedy� romans z m�odym Kafarskim, by� jej wtedy potrzebny. Wprawdzie od dawna nic ju� mi�dzy nimi nie ma, tak, jakby w og�le zapomnieli, ale kiedy zacznie si� historia z Glebowiczem i tamten co� wyczuje, wtedy mo�e by� gorzej - zbudzi
si� zawi��, niech��, irracjonalna niby, bez sensu, ale realna, tak cz�sto mi�dzy m�czyznami bywa. Poza tym ci m�odzi nie znosz� Glebowicza, tkwi on w redakcji jeszcze od czasu Dyrektora, od zamierzch�ych czas�w �ydowskich, a tego oni nie lubi�. Przej�ciowo redaktorem po dymisji Dyrektora by� Podkowiak, ale �e wyj�tkowo g�upi i niezdolny, wi�c si�gni�to po starego neofit� - endeka Rajkowskiego, kt�rego Glebowicz nie wiadomo dlaczego nie lubi�, cho� by� to naturalny jego sojusznik wobec drapie�nych m�odoturk�w. No c�, m�czy�ni nie bywaj� rozs�dni, niech�tnie s�uchaj� rad, chyba, �e osi�gnie si� na nich wp�yw przez ��ko. Dlaczego tak to jest urz�dzone, �e aby co� z facetem zrobi�, trzeba si� z nim przespa�? C� znaczy te par� ��kowych ruch�w, czy to naprawd� takie wa�ne? W dodatku nie zawsze, skuteczne: Ten m�ody Kafarski pospa� z ni�, wykorzysta�, jak to si� m�wi, cho� ona nie s�dzi, aby mu cokolwiek da�a, i - nic dla niej nie zrobi�. Poszed� sobie lekcewa��co - chamowaty szczeniak!
Wi�c wariant z Glebowiczem mo�e si� nie uda�; kiedy na Izabell� po ucieczce Mariana, przyjd� ci�kie tarapaty, to ona, wi���c si� z Krzysztofem, mo�e go wci�gn�� za sob� w topiel. Nim si� nie przejmowa�a, ale w�asny jej los bardzo j� wzrusza�, zw�aszcza, �e tyle si� zapowiada�o niesmak�w i niewyg�d. B�d� j� oczywi�cie przes�uchiwa�, b�d� co b�d� pracownica partyjnego pisma, wszyscy si� przestrasz�, odsun� - czy� mog�a nie wiedzie� o zamiarach Mariana? A potem najwa�niejsze - sprawa mieszkania. Mog� jej w og�le zabra�, przydzia� by� na Mariana, mog� .kogo� dokwaterowa�, �eby obrzydzi� �ycie. I jak si� wtedy zachowa Mama, ile� b�dzie awantur, historii, przecie� to wszystko spadnie na ni� zupe�nie niespodziewanie, a system nerwowy ma taki s�aby. Kara Bo�a naprawd�!
Mo�e jednak trzeba by�o skorzysta� z oferty Mariana, wyjecha� z nim, tam si� rozwie�� i zacz�� nowe �ycie? By� wielkoduszny, w�a�ciwie jedyny facet z klas�, jakiego zna�a, u�atwi�by jej start, mia� tam stosunki, pieni�dze chyba.
Lecz nie, na sam� my�l o zaczynaniu od pocz�tku opad�a j� fala znu�enia; to niemo�liwe, ju� dostatecznie naharowa�a si� tutaj, �eby powtarza� to samo w nieznanych, dziwnych krajach. Ju� bardzo zm�czona, niby m�oda a bardzo zm�czona. Nim zorientuje si� w tamtejszych kaba�ach i tamtejszych m�czyznach - bo wsz�dzie i wszystkim kierowali chciwi ��ka m�czy�ni, nie ma cud�w - wi�c nim zorientuje si� i jako� urz�dzi, oka�e si� za stara, to ju� b�dzie, jak m�wiono, �po herbacie". Stara i obca, w dodatku �le w�adaj�ca j�zykami - to obrzydliwe. No i przecie� nie mo�na zostawi� Mamy samej � Mama to wariatka, ale dlatego w�a�nie nie mo�e zosta� sama. Izabella nie zna�a ojca, tym bardziej nie darowa�aby sobie nigdy, gdyby pozostawi�a v/�as-nemu losowi Mam�. Wyrzuty sumienia zam�czy�yby wyrodn� c�rk� tam, na tej jakiej� dziwacznej obczy�nie, wszak troch� sumienia jeszcze mia�a. By�a z Marianem par� razy za granic�: w Brukselj i Amsterdamie, potem w Kolonii. Dziwne to jest bardzo, d�ugo by si� musia�a przyzwyczaja�, drzewo wyros�e w Le�nej Podkowie nie aklimatyzuje si� �atwo gdzie indziej. Trudno, zostanie w tej idiotycznej Polsce Ludowej, tylko trzeba wreszcie urz�dzi� sobie jakie� mo�liwe �ycie. Troch� swobody, wyzwolenia od ludzkiej niedorzeczno�ci, minimum warunk�w materialnych. Z tym, co zostawia� jej Marian, nie b�dzie �le, zreszt�
2 � Ludzie w akwarium
17
pracowa�y i ona i Mama. Aby tylko ocali� mieszkanie - to jest w dzisiejszej Warszawie istota rzeczy. '
Z�e my�li i przewidywania zosta�y ju�, przez d�u�sze u�ycie - bo zrobi�o si� bardzo p�no, a raczej chyba wcze�nie - oswojone, zneutralizowane, nie maj� teraz ��d�a. Przeciwnie, w Izabell� wst�puje oto konstruktywny i nawet marzycielski optymizm. Mo�e jednak wszystko przejdzie g�adko, czasy s� dzi� przecie� liberalniejsze, c� ona winna, �e Marian postanowi� zosta� za granic�, pewno to przemilcz�, nie zrobi� przecie� prasowej i ubeckiej hecy jak dawniej, sekretarz Oraczyk nie lubi rozg�osu, skandali, sensacji. Jako� to przyschnie, Glebo-wicz pomo�e jej przetrzyma� pierwsze uderzenie, ulegalizowa� spraw� mieszkaniow�, a potem zaczn� si� stopniowo rozchodzi�, on ma opini� kobieciarza, lubi opdobno skaka� z kwiatka na kwiatek, chyba odejdzie w ko�cu bez specjalnego �alu. Zreszt� da niu z siebie, jako nagrod� wszystko co b�dzie mog�a, to znaczy, b�dzie udawa� �e daje, ale to wyjdzie na jedno, oni nie umiej� w tych sprawach odr�ni� prawdy od udawania, ca�e szcz�cie. Niezbyt si� jej podoba�, ca�y na wierzchu, pozer co pozuje i przed sob� samym, s�aby, niem�dry - ale w ko�cu cz�owiek dosy� porz�dny, nie bandyta jak Chrapiec czy Kafarski. Trzeba tylko szybko z nim dzia�a�, nie ma czasu przecie� Chocia� chyba Marian jeszcze nie...
Na dole co� si� zacz�o, jakie� auto, ci�ar�wka, g�osy. Dzi� �wi�teczna, wolna od pracy sobota, ale pewno mleko przywie�li. Tak oto Izabella doczeka�a do �witu, letniego, warszawskiego �witu. Jak to dobrze, �e nie trzeba nigdzie i��, mo�na sobie le�e� przy otwartym oknie i wdycha� zapach kwiat�w z balkonu, kwiat�w hodowanych przez Mam� - to jedno ona lubi i potrafi. Izabella u�miecha si� do siebie, uspokojona ca�kiem, wie �e zaraz za�nie i b�dzie bezpieczna.
III
�Trzydziestolecie Milicji Obywatelskiej i S�u�by Bezpiecze�stwa, kt�re w tych dniach obchodzimy, u�wiadamia skal� i odpowiedzialno�� zada�, jakie na funkcjonariuszy bezpiecze�stwa i porz�dku publicznego na�o�y�a w�adza ludowa. Od pierwszych dni dzia�alno�ci organa MO i SB podj�y energiczn� walk�
o jej ochron� i utrwalenie, o zapewnienie ludziom pracy, spokoju i bezpiecze�stwa".
�Wykonuj�c swe codzienne zadania, funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej
i S�u�by Bezpiecze�stwa zawsze pami�taj� o tym, �e zgodnie z polityk� Partii, podstawowym naszym celem jest realizacja has�a budowy socjalizmu, dla cz�owieka i przez cz�owieka. Umacniamy �ad, bezpiecze�stwo i porz�dek spo�eczny... Z inicjatywy Partii systematycznie doskonalimy obowi�zuj�cy w naszym Pa�stwie system prawny. Sprzyja to rozwijaniu socjalistycznych stosunk�w mi�dzyludzkich, umacnianiu zasad praworz�dno�ci. Nast�pstwem przemian, kt�rym przewodzi partia, s� korzystne zmiany, zachodz�ce w �wiadomo�ci spo�ecznej. Wzros�o zdyscyplinowanie i poszanowanie prawa.
Notujemy og�lny spadek przest�pczo�ci. Zdecydowanie coraz mniej jest przest�pstw o wysokim stopniu niebezpiecze�stwa spo�ecznego, czy te� jaskrawo
godz�cych w porz�dek prawny. Tutaj rzecz najbardziej znamienna: zanik�y zu-petnie przest�pstwa polityczne, pope�niane z pobudek pseudoiaeowych. Nie mamy w tej chwili w Polsce wi�ni�w politycznych. To mo�e by� miar� tryumfu idei socjalistycznej praworz�dno�ci w spo�ecznej �wiadomo�ci, a tak�e totalnego bankructwa, wrogich nam system�w ideologicznych. Pozbawione spo�ecznego oparcia systemy te uleg�y degeneracji i rozk�adowi, a resztki ich eksponent�w znik�y z �ycia naszego socjalistycznego pa�stwa na zawsze..."
- C� to za bzdury nam czytasz, Edziu, jaka� dr�twa mowa z �Trybuny Socjalizmu"?
- To jest przem�wienie Ministra R�wnowagi Jakubczyka na Trzydziestolecie milicji. I w tym wypadku on ma racj�: brak przest�pstw ideowych, brak wi�ni�w politycznych to najsmutniejszy objaw naszego �ycia, to najbardziej znamienne, tak w�a�nie, jak on gada. My�my byli ostatnimi wi�niami politycznymi, o kt�rych m�wiono jeszcze w prasie i radio. Grupa �Walki" i afera braci Jakubczyk�w � nomen omen � przesz�y ju� p�niej po kryjomu, niezauwa�one. A teraz, jak ich r�wnie� amnestionowali, wypu�cili, to ju� nic nie b�dzie - te sprawy s� sko�czone. Minister Jakubczyk ma swoj� racj�; nie wiadomo kto on jest, nikt go nie zna, jaki� �l�zak bez twarzy, ale to w�a�nie te� jest symptomatyczne, czyli, jak oni m�wi�, znamienne. Nie ma kontrowersyjnego �ycia politycznego, nie ma nawet politycznego podziemia, to i niepotrzebny jest minister R�wnowagi o okre�lonym obliczu, jaki� silny cz�owiek, indywidualno�� niczym Brygadier czy Grabie�. Przyk�ad Grabie�a, raczej przypadek Grabie�a jest charakterystyczny. Ka�dy szef policji w kraju pozbawionym �ycia politycznego nabiera w ko�cu ch�tki, aby samemu odegra� role. Taki facet postanawia si� jako� rozwin��, uwszechstronni�, zhumanizowa�, zaczyna gada� z literatami, aktorami, demonstrowa� szerokie zainteresowania, liberalizm, opowiada� dowcipy. To s� znamiona nieomylne, drugorz�dne ale nieomylne. Oraczyk od razu si� na tym pozna� i zadzia�a� bezb��dnie: sp�awi� go�cia, wyrzuci� na mord�, wykorzeni� jego ludzi z Partii i Rz�du, wykorzeni� do ostatniego. Oraczyk wie, czym pachnie konkurencja, on chce mie� monolit, samych �l�skich technokrat�w, zimnych, brutalnych grubas�w bez twarzy, co najwy�ej z mord�. Znam te typy z Dega�ska, oni rz�dz� wszystkim, Komitetem, sekretariatami powiatowymi, przemys�em. Spo�ecze�stwo te� jest bez twarzy, w nieca�e cztery lata po Grudniu ju� jest bez twarzy, nie ma opor�w politycznych, rz�dzi �konsumpcja", d��enie do dobrobytu, ludzie nie widz� �adnego