6101
Szczegóły |
Tytuł |
6101 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6101 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6101 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6101 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JAMES PATTERSON
CIE� HAWANY
Prze�o�y�: Jacek Z�otnicki
Data wydania polskiego: 2000
30 kwietnia 1979, Turtle Bay
Kingfish i Kuba�czyk obserwowali par�, spaceruj�c� po b�yszcz�cym w s�o�cu, bia�ym, piaszczystym brzegu zatoczki. Z daleka widzieli tylko dwie male�kie figurki. Idealne ofiary. Po prostu idealne.
Zab�jcy, ukryci po�r�d palm i niebieskich dzikich lilii, z uwag� przygl�dali si� dwojgu spacerowiczom, kt�rzy szli powoli, by znikn�� wreszcie za zakr�tem brzegu. Kuba�czyk zawi�za� sobie na g�owie czerwono-��t� chust�. Ubrany by� w wypchane na kolanach spodnie khaki. Jego stroju dope�nia�y mocno zdarte, jasnopomara�czowe saperki, kupione w sklepie z militariami w Miami. Cz�owiek o przezwisku Kingfish mia� na sobie tylko brudne spodnie od polowego munduru armii Stan�w Zjednoczonych. Twarde mi�nie obu m�czyzn rysowa�y si� ostro w pal�cych promieniach karaibskiego s�o�ca. �wiat�o s�oneczne tworzy�o l�ni�ce refleksy na powierzchni morza i po�yskiwa�o na klindze maczety do �cinania trzciny cukrowej, wisz�cej u pasa Kuba�czyka. To wys�u�one narz�dzie mierzy�o trzy czwarte metra i by�o ostre jak brzytwa.
Na po�udnie od kryj�wki m�czyzn tkwi� na rafie samotny i opuszczony wrak wielkiego szkunera �Isabelle Anne�, odwiedzany tylko przez ptaki i ryby. Trzydzie�ci metr�w dalej pla�a omija�a strome, czarne ska�y, tworz�c idealn� �cie�k� dla spacerowicz�w. Na ostrym �uku le�a�y wyrzucone przez fale ryby, koralowce, wodorosty, skorupki ostryg i je�owce.
Zab�jcy spodziewali si� za chwil� ujrze� na w�skiej �cie�ce par� wy�aniaj�c� si� zza zakr�tu. Ich ofiary. Mo�e to jaka� szara eminencja, nieprzyzwoicie bogaty premier jednego z kraj�w Ameryki Po�udniowej? Albo polityk z USA ze swoj� seksown� sekretark�, pe�ni�c� tak�e obowi�zki kochanki? W ka�dym razie by� wart tych pieni�dzy, jakie mieli otrzyma� za wykonanie zadania, a tak�e koszt�w ich podr�y i pobytu w tym spokojnym, malowniczym zak�tku �wiata. Wart po pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w na g�ow� za robot�, kt�ra nie trwa�a nawet tygodnia.
Zza wyst�pu skalnego niespodziewanie wybieg�o dwoje nastolatk�w, kieruj�c si� wprost do zatoczki. Chudy, d�ugow�osy ch�opak z bogatej rodziny. P�owa blondynka w koszulce z nadrukiem �Club Mediterrean�. Amerykanie. Biegn�c pozbywali si� kolejnych cz�ci garderoby. Ca�kiem nadzy, pop�dzali si�, krzyczeli, �e ostatni przegrywa. Wreszcie zanurzyli si� w l�ni�cych falach. Nad ich g�owami zaskrzecza�a mewa. Zabrzmia�o to jak beczenie kozy.
M�czyzna znany jako Kingfish wetkn�� w piasek drogie cygaro. Warkn�� niskim g�osem:
� Chyba nie po to przejechali�my taki kawa� drogi, �eby zabi� t� par� g�wniarzy.
� Czekaj i patrz. Patrz uwa�nie � napomnia� go Kuba�czyk.
Baraszkuj�cy w wodzie ch�opak pokrzykiwa�, usi�uj�c bez powodzenia na�ladowa� mew�.
� Nie wytrzymam! Jest cholernie, niewyobra�alnie cudownie! � wt�rowa�a mu szczup�a blondynka.
Da�a nurka w spienione fale, by wynurzy� si� po chwili. D�ugie w�osy przylgn�y jej p�asko do g�owy. Drobne, dziewcz�ce piersi o stercz�cych sutkach stwardnia�y pod wp�ywem ch�odnej wody.
� Uwielbiam to miejsce! Nie rusz� si� st�d! Gramercy Park jest do niczego! Wschodnia Trzydziesta Trzecia ulica � pluj� na ni�. Juhuu! Hej!
Kuba�czyk powoli uni�s� d�o� nad b��kitne lilie i kolczaste krzaczki. Pokiwa� w stron� zielonego samochodu, stoj�cego na zaro�ni�tym wzg�rzu, z kt�rego roztacza� si� widok na pla��.
Pojedynczy d�wi�k klaksonu. Ich sygna�.
Zapad�a niesamowita cisza. Bicie serc, szum fal... nic wi�cej.
Ch�opak i dziewczyna wyci�gn�li si� na mi�kkich r�cznikach k�pielowych, by wysuszy� si� w promieniach s�o�ca. Zamkn�li oczy. Kolory pod powiekami zacz�y mieni� si� jak w kalejdoskopie. Dziewczyna za�piewa�a:
� S�onko �wieci na wschodzie...
Ch�opak wyda� nieprzyjemny, chrapliwy d�wi�k.
Dziewczyna otworzy�a oczy i poczu�a silne uderzenie w czubek g�owy. Okropnie zabola�o; ca�y �wiat zawirowa� wok� niej. Otworzy�a usta do krzyku, ale zad�awi�a si� g�st�, pienist� krwi�.
Ciche echo wystrza��w rozleg�o si� w�r�d okolicznych wzg�rz. Kule opuszcza�y luf� nowoczesnego, zachodnioniemieckiego karabinka snajperskiego z pr�dko�ci� ponad kilometra na sekund�.
Kingfish i Kuba�czyk stan�li nad cia�ami, le��cymi na splamionych krwi� r�cznikach. Kingfish dotkn�� policzka ch�opaka. Zaskoczy�o go, �e dzieciak j�kn��.
� Chyba nie polubi� pana Damiana Rose�a � powiedzia� Kingfish z mi�kkim, francuskim akcentem. � �a�uj�, �e wyjecha�em z Pary�a. On zostawi� go przy �yciu celowo... dla nas.
Umieraj�cy dziewi�tnastolatek zakas�a�. B��kitne oczy zacz�y zachodzi� mg��.
� Dlaczego? Przecie� nie zrobili�my nic z�ego... � spyta�.
Kuba�czyk uni�s� wysoko maczet�. Ci�� mocno, jakby wyr�bywa� sobie drog� w najg�stszych chaszczach, jakby chcia� �ci�� drzewo za jednym zamachem. �wist, ci�cie, zamach.
Zab�jca metodycznie szatkowa� cia�a d�ugim ostrzem. Czyste, mocne ci�cia. Potwornie skuteczne. Krew bryzga�a na oprawc�. Cia�o i ko�ci rozst�powa�y si�, nie stawiaj�c �adnego oporu ostrej klindze. Ka�u�e krwi szybko wsi�ka�y w piasek, pozostawiaj�c ciemnoczerwone plamy.
Sko�czywszy rze�nick� robot� Kuba�czyk wbi� maczet� g��boko w piasek. Na r�koje�� nasadzi� czerwon� we�nian� czapeczk�.
Obaj zab�jcy popatrzyli w kierunku wzg�rz. W oddali ujrzeli m�czyzn�, stoj�cego obok l�ni�cego, zielonego samochodu. Przystojny blondyn zach�ca� ich do po�piechu, machaj�c nad g�ow� niemieckim karabinkiem. Z daleka nie mogli jednak dostrzec triumfalnego u�miechu na twarzy Damiana Rose�a.
Wst�p
Pami�tnik Damiana i Carrie Rose��w
Zwr��my uwag� na si�� oddzia�ywania i ogromny potencja� prawdziwego, �potwornego morderstwa�, dokonanego z pe�n� �wiadomo�ci�, w �ci�le kontrolowany spos�b.
Z pami�tnika Rose��w
23 stycznia 1981, Nowy Jork
O wp� do si�dmej rano dwudziestego trzeciego stycznia, w dniu urodzin swojej jedynaczki, Mary Ellen, wysoki, ciemnow�osy, nieco kr�tkowzroczny m�czyzna � Bernard Siegel � rozpoczyna� w Wolf Delicatessen przy Zachodniej Pi��dziesi�tej Si�dmej ulicy w Nowym Jorku codzienne �niadanie. Z�o�one by�o, jak zwykle, ze s�abo �ci�tej jajecznicy, rogalika z makiem i fili�anki czarnej kawy.
Po sutym posi�ku Siegel z�apa� taks�wk� i pojecha� pokrytymi �nie�n� brej� ulicami na Trzeci� Alej�, pod numer osiemset. Pos�uguj�c si� kolekcj� siedmiu srebrnych kluczy dosta� si� do wn�trza nowoczesnego, pokrytego przyciemnionymi szybami budynku i uda� si� do biur znanego wydawnictwa, dla kt�rego pracowa�. Wszed� do najwi�kszego z �ma�ych� gabinet�w na tym pi�trze. To by� jego gabinet. Mia� zamiar solidnie popracowa�, zanim rozdzwoni� si� telefony, aby wyj�� do domu nieco wcze�niej, ze wzgl�du na urodziny c�reczki. Ko�czy�a w�a�nie dwana�cie lat.
Naprzeciw przyciemnianego okna sta�a m�oda, opalona na br�z kobieta. Jej d�ugie, jasne w�osy poprzetykane by�y g�sto bia�ymi nitkami siwizny. Mog�o si� wydawa�, �e przypatruje si� budynkowi, stoj�cemu po przeciwnej stronie ulicy. A mo�e po prostu przygl�da�a si� swojemu odbiciu.
� Po pierwsze, jak, do cholery, zdo�a�a si� tu pani dosta�? Po drugie, kim, u diab�a, pani jest? Po trzecie, prosz� st�d natychmiast wyj�� � powiedzia� Bernard Siegel.
� Nazywam si� Carrie Rose � odezwa�a si� kobieta, zwracaj�c twarz w jego kierunku. Wygl�da�a na dwadzie�cia osiem, mo�e dwadzie�cia dziewi�� lat; by�a zupe�nie spokojna i opanowana.
� Przysz�am tu, aby uczyni� ci� jeszcze s�awniejszym cz�owiekiem ni� jeste� teraz. Ty jeste� Siegel, prawda?
Wydawca nie m�g� powstrzyma� leciutkiego u�miechu, ledwo dostrzegalnego rozchylenia w�skich, zaci�tych warg. Ta kobieta zwraca�a si� do niego na �ty�. Niech szlag trafi tych bezczelnych, nieokrzesanych m�odych pisarzy, pomy�la�. Ta tutaj chyba musia�a spa� w jego gabinecie, �eby si� z nim spotka�. Pewnie po to, by uszcz�liwi� go rewelacjami o swoim sukcesie w tegorocznej edycji konkursu talent�w literackich.
Siegel mru��c oczy przygl�da� si� Carrie Rose, a raczej pani Carrie Rose, o czym mia� si� niebawem przekona�. �onie Damiana Rose�a. Kobiecie-najemnikowi. Musia� przyzna�, �e jest wysoka, urzekaj�co pi�kna i modnie ubrana. Jak z �Vogue�a�.
Nosi�a du�e, szylkretowe okulary, kt�re sprawia�y, �e wygl�da�a na bardziej bezradn� ni� prawdopodobnie by�a w rzeczywisto�ci. Kostium w niewinnym b��kitnym kolorze mia� u�pi� jego czujno��, tego by� pewien. Stary fortel.
� No dobrze, jestem Siegel � przyzna� w ko�cu. � Ale wcale nie jestem s�awny i pani teksty s� nie na miejscu. Prosz� opu�ci� m�j gabinet. Niech pani wraca do domu i napisze jeszcze jeden szkic swojej wspania�ej ksi��ki. A potem prosz� um�wi� si� na spotkanie w godzinach urz�dowania przez moj�...
� Ale� jeste� s�awny, Bernardzie � przerwa�a mu kobieta z szerokim, sztucznym u�miechem. � Jeste� tak s�awny, �e nawet wyj�tkowo zapracowani ludzie, jak ja, nara�aj� si� na wielkie niewygody, aby tylko da� ci prawa do wydania ksi��ki wartej milion dolar�w. Ksi��ki, kt�ra na trwa�e wejdzie do historii.
Siegel za�mia� si� drwi�co. C�, zas�u�y�a sobie na to.
� I wszystko to za jedyny milion dolar�w?
Carrie Rose te� si� roze�mia�a.
� Mniej wi�cej.
Popatrzy�a uwa�nie na Siegela i rozejrza�a si� po pokoju. Pod �cianami sta�y dwa nie pasuj�ce do siebie rega�y � d�bowy i sosnowy. Na modnym biurku z wysuwanym blatem sta�a maszyna do pisania Olivetti Lettera, a obok niej pi�trzy� si� r�wny stos bia�ego papieru maszynowego. Nowiutkie, l�ni�ce ok�adki ksi��ek wisia�y przypi�te do korkowej tablicy. W r�nokolorowych przegr�dkach le�a�y r�kopisy. Biuro wydawcy.
Siegel postawi� teczk�, zsun�� mokasyny i zasiad� w fotelu. Popatrzy� przeci�gle na nieproszonego go�cia.
� No wi�c, gdzie pani ma to wiekopomne dzie�o?
� Jeszcze go nie napisa� �aden murzyn � powiedzia�a Carrie Rose. � Materia�u literackiego dostarczy ci pami�tnik, kt�ry prowadzi�am razem z moim m�em Damianem przez ostatni rok. Niezwyk�y, wyj�tkowy pami�tnik, kt�ry b�dzie ci� kosztowa� dwa miliony dolar�w. Opisujemy w nim seri� brutalnych zbrodni, znanych jako morderstwa spod znaku maczety. Jest tych morderstw ponad sto.
Pi�kna kobieta powiedzia�a to bardzo spokojnie... �seria potwornych zbrodni, morderstw spod znaku maczety�.
Cz�� pierwsza
Czas maczety
Marzec � lipiec 1979
�mier� w Lathrop Wells
ROZDZIA� 1
Damian jest zwolennikiem pogl�du, �e nie dalej ni� za pi��dziesi�t lat ludzie przenios� si� nad morze i pod jego powierzchni�. San Dominica to tylko pocz�tek. Ekspedycja badawcza. Po prostu dziecinada. Ludzie, kt�rzy j� stworzyli, nawet nie potrafili poj�� motyw�w kieruj�cych ich dzia�aniami... Trzy pi�te kuli ziemskiej pokrywa woda i nale�y uwzgl�dni� znaczenie tego faktu.
Z pami�tnika Rose��w
24 lutego 1979, Lathrop Wells w stanie Nevada
Chevrolet impala idiotycznego r�owego koloru sun�� przez bezkresn� pustyni�. Isadore Goldman nie bardzo wierzy�, �e dojecha� ju� do tego stanu. Jednak co chwila mija� blaszane tablice, kt�re jaki� pensjonariusz wi�zienia rejonowego w Washoe ostemplowa� napisem: �W�asno�� stanu Nevada�.
W pewnej chwili Goldman dostrzeg� nawet tubylc�w: kobiet� z dzie�mi w podartych wysokich butach, wszyscy obwieszeni turkusow� bi�uteri�. Twarze mieli koloru spieczonych rogalik�w.
Gdzie� tutaj w Mercury, w stanie Nevada, przeprowadzano pr�by z bomb� wodorow�, pomy�la� starzec. Jego umys� pow�drowa� daleko wstecz. Goldman przypomnia� sobie, jak trudno by�o mu zaakceptowa� inwazj� w Zatoce �wi�. Pomy�la� te� o swoich niejasnych interesach z Rafaelem Trujillo w tym samym, tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tym pierwszym roku.
Przesz�o�� Goldmana... To ona doprowadzi�a go do dwudziestego czwartego lutego, tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego dziewi�tego roku, najwa�niejszego dnia w �yciu starego cz�owieka. Mo�e najwa�niejszego.
Vincent �Zio� Tuch poklepa� Isadore�a po kolanie. Jego dr��c� d�o� g�sto pokrywa�y plamy w�trobowe.
� Izzy Bizzy, co o tym my�lisz? � wychrypia�. � Mo�e mamy zawrze� jaki� wielki uk�ad? Tak mi si� w�a�nie wydaje.
� C�, robi� si� za stary, �eby wci�� si� zastanawia� nad tym wszystkim � doradca od niechcenia zby� starego, ale pot�nego ojca chrzestnego. Bo te� pytanie by�o g�upie, typowe dla mafiosa.
Tuch poradzi� mu, �eby si� wypcha� � i to te� by�o dla niego typowe. Podobnie jak zapach taniego p�ynu do w�os�w, kt�rym caporegime skrapia� sw�j zastarza�y �upie�.
Goldman uwa�a� to spotkanie w Lathrop Wells za szczyt absurdu. Nawet on sam by� zaskoczony. Kojarzy�o mu si� to ze scen� z filmu Hitchcocka. Wystarczy powiedzie�, �e obie strony przyby�y na farm� �nie rzucaj�cymi si� w oczy� samochodami. Goldman przez zielonkawe szyby swojej impali policzy� przyjezdnych.
Dziewi�ciu kierowc�w, dziewi�� aut: mustangi, wildcaty, hornety, cougary � trafi� si� nawet volkswagen garbus. Przyby�o tak�e siedmiu ochroniarzy, ka�dy wypisz-wymaluj jak Tarzan w garniturze.
W obradach mia�o wzi�� udzia� jedenastu ludzi, nie licz�c jego samego oraz trz�s�cego si�, zgrzybia�ego Tucha.
Na poprzednim spotkaniu ustalono, �e w Lathrop Wells nie powinna mie� miejsca powt�rka z Appallachii, gdzie na pustynn� farm� zajecha�o nagle dwadzie�cia cadillac�w fleetwood. Mog�o to zwr�ci� uwag� lokalnych str��w porz�dku lub policji stanowej. Dlatego �aden z uczestnik�w spotkania na pustyni w Nevadzie nie przyjecha� swoim u�ywanym na co dzie�, wielkim, czarnym samochodem.
Teraz by�o tu dwudziestu siedmiu m�czyzn w ciemnych garniturach, z wyj�tkiem jednego fircyka, ubranego w pedalskie wdzianko od Gucciego oraz Frankiego �Kota� Rao z Brooklynu w Nowym Jorku, kt�ry mia� na sobie sportow� marynark� w czarno-bia�� krat�, rozche�stan� pod szyj� b��kitn� koszul� i bia�e buty w stylu Binga Crosby�ego.
� �mierdz�cy dupek � skomentowa� stary Tuch. � Dupek obwieszony b�yskotkami.
� Mo�na si� by�o tego spodziewa� � mrukn�� Isadore Goldman. Po raz pierwszy od ponad o�miu miesi�cy zapali� papierosa i ruszy� w kierunku drzwi wej�ciowych. W ci�kim, rozgrzanym powietrzu unosi� si� zapach stajni.
Dzi�ki Bogu, wn�trze by�o klimatyzowane. W niskich pomieszczeniach wiejskiego domu nawiew wzbija� tumany kurzu i czego�, co przypomina�o p�atki zbo�owe. Goldman zauwa�y�, �e szef tamtych szepcze co� do swojego m�odego sekretarza, kt�ry przypomina� dawnego gwiazdora hollywoodzkiego, Montgomery Clifta. By� to Brooks Campbell. W�a�nie on mia� pojecha� na Karaiby.
Drugiej stronie przewodniczy� Harold Hill, znany w bran�y jako Harry �amignat. Harold Hill sp�dzi� prawie dziesi�� lat w po�udniowo-wschodniej Azji i by�o w nim co� zagadkowego. Isadore Goldman podejrzewa�, �e Hill jest bardzo sprawnym zab�jc�, chocia� wygl�da na ofiar� losu.
Po dziesi�ciu minutach trzynastu negocjator�w zasiad�o przy d�ugim stole w salonie. Obie grupy zaj�y miejsca naprzeciw siebie. Ciemnow�osi, szczupli Europejczycy po jednej stronie. Faceci wygl�daj�cy jak zawodowi futboli�ci � po drugiej.
� Na wst�pie pragn� przypomnie� � zacz�� Goldman ucinaj�c pogaduszki � �e na ostatnim spotkaniu, kt�re odby�o si� siedemnastego stycznia, wszyscy zgodnie ustalili, �e najlepiej b�dzie, je�li wykonania zadania podejm� si� Damian i Carrie Rose. � Goldman zerkn�� na zebranych ponad szk�ami okular�w. Jak dot�d, �adnego sprzeciwu. � W zwi�zku z tym � ci�gn�� � nawi�zano kontakt z Rose�ami w paryskim hotelu �St. Louis�, starej melinie handlarzy broni�. Wyznaczono im miesi�czny termin na przygotowanie planu dzia�ania, kt�ry by�by do zaakceptowania dla obu stron zebranych przy tym stole. Niestety, pa�stwo Rose odm�wili wzi�cia udzia�u w dzisiejszym spotkaniu.
Consigliore zn�w podni�s� wzrok. Po chwili zacz�� czyta� dwudziestoparostronicowy dokument, przes�any przez Rose��w. Zawiera� on projekty dw�ch operacji. Pierwszy z nich nosi� tytu� �Systematyczne zabijanie cz�onk�w rz�du�, drugi nazwano po prostu �Maczeta�. Do pisma do��czono zestawienie, w kt�rym wypunktowano plusy i minusy obu plan�w.
Tym, co zrobi�o najwi�ksze wra�enie na obu stronach, zebranych przy stole � a tak�e na samym Goldmanie � by�a sumienno�� i rzetelno��, z jak� dokonano opracowania obu projekt�w. Chocia� przedstawiono je jako �schematyczne�, by�y kompletne, bez pozostawienia najmniejszego miejsca na przypadek. Typowe dla Damiana Rose�a.
� Ostateczna kwota, jakiej ��daj� za wykonanie tej pracy, to milion dwie�cie tysi�cy � poinformowa� Goldman. � Moim zdaniem to uczciwa cena. Powiem nawet, �e niezbyt wysoka... Uwa�am, �e Damian Rose jest geniuszem. Zreszt� ta kobieta prawdopodobnie te�. Co panowie na to?
Zgodnie z oczekiwaniami, pierwsza uwaga na temat plan�w pochodzi�a od Frankiego Rao.
� Czy to w pieprzonych frankach, czy w dolarach, Izzy? � zawo�a� nad sto�em. � Te �ajzy gadaj� o pieprzonych dolarach, tak?
Goldman zauwa�y�, �e wypowied� nowojorskiego mafiosa wyra�nie zaniepokoi�a Harolda Hilla. Jednak m�odzieniec przypominaj�cy Montgomery Clifta u�miechn�� si� szeroko, jak w reklamie pasty do z�b�w. Brooks Campbell. Punkt dla ciebie, pomy�la� Isadore Goldman. �ebski ch�opak. Trzeba by�o roz�adowa� to cholerne napi�cie. Po raz pierwszy od chwili rozpocz�cia spotkania jego uczestnicy roze�miali si�. Obie strony p�ka�y ze �miechu. Sam Frankie Rao a� si� zanosi�.
Gdy si� uspokoili, Goldman najpierw skin�� g�ow� ciemnow�osemu m�czy�nie, kt�ry z niezm�conym spokojem siedzia� przy przeciwnym ko�cu sto�u, a nast�pnie szefowi drugiej strony, Haroldowi Hillowi.
� Czy wymieniona kwota pokrywa wszystkie wydatki? � zapyta� Hill.
M�ody Campbell pokiwa� g�ow�, jakby sam chcia� zada� to pytanie.
� Tak, wszelkie koszty zosta�y wliczone � potwierdzi� Isadore Goldman. � Pa�stwo Rose przewiduj� rok na wykonanie zadania. Licz� si� z konieczno�ci� skorzystania z pomocy dwudziestu, trzydziestu profesjonalist�w, nale��cych do elity najemnik�w.
� Tanio jak barszcz � powiedzia� g��bokim g�osem spokojny, ciemnow�osy m�czyzna. By� to Charles Forlenza, czterdziestotrzyletni ojciec chrzestny rodziny Forlenza. Szef wszystkich szef�w.
� Znalaz� pan dla nas dobrych ludzi za dobr� cen�, Isadore. Dok�adnie tak, jak my�la�em... Nie znam zdania pana Hilla, ale ja jestem zadowolony z efekt�w pa�skiej pracy.
� Cena jest odpowiednia za tego rodzaju operacj� � zwr�ci� si� Hill w stron� Forlenzy. � Opinia, jak� ciesz� si� pa�stwo Rose w przypadku tak z�o�onych, delikatnych zada�, jest znakomita. To mnie satysfakcjonuje. Zgoda.
Tego dnia, dwudziestego czwartego lutego tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego dziewi�tego roku, Stany Zjednoczone, reprezentowane przez legalnie dzia�aj�c� firm� Great Western Air Transport, zawar�y jedn� z najbardziej interesuj�cych um�w w ci�gu ca�ej swojej dwustuletniej historii. Ich partnerem by�a rodzina Forlenza z Zachodniego Wybrze�a. Kr�tko m�wi�c � Cosa Nostra. Dla obu stron oznacza�o to, �e b�d� mog�y natychmiast za�atwi� kilka niezb�dnych, cho� niezbyt czystych interes�w. Ani Stany Zjednoczone, ani rodzina Forlenza nie mia�y zamiaru brudzi� sobie r�k tym, co nale�a�o zrobi� tego roku na Karaibach. Dlatego tak starannie wybrano wykonawc�w: Damiana i Carrie Rose, par�, kt�ra w po�udniowo-wschodniej Azji zas�u�y�a sobie na miano les dements. Szale�cy.
Dwie godziny po zako�czeniu spotkania zmierzaj�cy do Las Vegas srebrnoszary buick wildcat zatrzyma� si� na poboczu prostej jak strzeli�, pustej szosy. M�ody kierowca, Melo Russo, wysiad� z limuzyny, podszed� do tylnych drzwi, otworzy� je szeroko i grzecznie poprosi� swojego szefa o opuszczenie samochodu.
� Co ty sobie, do cholery, my�lisz? � powiedzia� Frankie Rao do kierowcy, szczup�ego m�odzie�ca w lustrzanych okularach.
� Nie to nie, kit ci w ucho � odpar� Melo.
Wypali� trzykrotnie z pistoletu w g��b samochodu. Krew bryzn�a na tylne szyby buicka, czerwona mgie�ka powoli osiada�a na srebrzystoszarej tapicerce. Russo wyci�gn�� cia�o Frankiego Rao na zewn�trz i wpakowa� je do baga�nika.
Podczas spotkania w wiejskim domu ustalono w tajemnicy, �e Fankie Rao stanowi zbyt du�e zagro�enie dla Harolda Hilla i sympatycznego m�odego cz�owieka, podobnego do Montgomery Clifta.
� Tak to ju� bywa � mrukn�� sam do siebie Isadore Goldman gdzie� na pustyni w Nevadzie.
ROZDZIA� 2
Pewnego razu � w czerwcu lub w lipcu � Damian wyg�osi� we Francji tyrad� na temat naszych sukces�w w Kambod�y i Wietnamie. Gryz�o go to wyj�tkowo, bo za t� robot� nie dostali�my ani grosza... Zabawne: siedzieli�my w kafejce we francuskiej wiosce Grasse. Damian m�wi� po angielsku do poczciwego zamiatacza ulic, kt�ry nie rozumia� z tego ani s�owa. Opowiedzia� mu ze szczeg�ami o naszej przygodzie na Karaibach. Genie! Demon! Non? � powiedzia� na zako�czenie po francusku. Nieszcz�sny zamiatacz u�miechn�� si�, jakby Damian by� ma�ym, postrzelonym ch�opcem...
Z pami�tnika Rose��w
11 czerwca 1979, Pary�
Trzy miesi�ce po spotkaniu w Nevadzie Damian buja� si� na hamaku w wytwornej dzielnicy Pary�a, St.-Germain. Hamak by� rozpi�ty na kamiennym tarasie, z kt�rego roztacza� si� widok na Jardin des Tuileries, Sekwan� i Luwr. Tego ranka Pary� spowija�a lekka mgie�ka, jak na obrazach Seurata.
Grzej�c si� w promieniach p�nowiosennego s�o�ca Rose oddawa� si� jednemu ze swoich niedorzecznych na�og�w: czytaniu plotkarskich gazet i czasopism. Przekartkowa� �The Boys of Brasil�, rzuci� okiem na wst�pniaki w �Enquirer�, w mi�dzynarodowym wydaniu �Time�a� i �Soldier of Fortune�. Wreszcie zgrabnie zeskoczy� z hamaka i wszed� do mieszkania, w kt�rym mieszka� wraz z Carrie. Zdj�� we�niany sweter i drogie, kremowe spodnie z gabardyny. Zaj�� si� kompletowaniem typowego stroju ameryka�skiego studenta zagranicznej uczelni.
W�o�y� wytarte d�insy, granatow� flanelow� koszul� i buty na �ci�tych obcasach. Na szyi zawi�za� kowbojsk�, czerwon� chustk�. Lekko podmalowa� oczy, a na g�ow� wcisn�� peruk� z ciemnymi, d�ugimi w�osami.
Tego dnia Damian Rose mia� zamiar udawa� studenta Sorbony. Musia� kupi� narkotyki w Les Halles: amfetamin�, kokain�, opium. Potem mia� si� spotka� z najemnikiem, znanym jako Kuba�czyk.
Zapinaj�c spodnie, Damian przeszed� przez salon, wype�niony rekwizytami teatralnymi z Broadwayu i Haymarket. Wyszed� z mieszkania i zatrzasn�� drzwi.
� Bonjour � powiedzia� do portierki o imieniu Marie, starszej kobiety, kt�ra jak zwykle czyta�a gazet� przy �wietle wpadaj�cym przez okno korytarza. Stukaj�c podeszwami na marmurowych schodach zszed� na okr�g�y, wewn�trzny dziedziniec budynku. Wsiad� do ma�ego, czarnego kabrioletu, kt�ry sta� na podw�rku. Dach zostawi� otwarty, szyby boczne do po�owy uniesione. Opu�ci� tylko os�ony przeciws�oneczne i w�o�y� ciemnoniebieskie okulary, jakie nosz� piloci my�liwc�w.
Sportowy w�z wytoczy� si� przez �elazn� bram�. Damian zanuci� swoj� ulubion� piosenk� � s�odk� �Lili Marlene�. By� jasny, ciep�y, wiosenny dzie�. Powietrze czyste jak �za. W�skie uliczki wype�nia� zapach �wie�o upieczonego francuskiego pieczywa.
B�yszcz�cy czarny samoch�d skr�ci� na bulwar St.-Germain. Jad�ca na rowerze m�oda dziewczyna w jasnokremowej czapeczce a� wyci�gn�a szyj�, aby zobaczy� twarz m�odego cz�owieka ukryt� za os�on� przeciws�oneczn�. Ale nie zd��y�a. W czerwcu siedemdziesi�tego dziewi�tego roku nikt nie powinien wiedzie�, jak wygl�da twarz Damiana Rose�a.
24 kwietnia 1979, wtorek
Wyrok na tr�jk� spod znaku maczety
ROZDZIA� 3
Ksi�gowo��... w przeci�gu roku musieli�my op�aci� ponad stu r�nych ludzi. Posz�o na to prawie sze��set tysi�cy dolar�w. P�acili�my fa�szerzom dokument�w z Brukseli, handlarzom broni ze Wschodnich Niemiec i Stan�w Zjednoczonych, donosicielom, handlarzom narkotyk�w, kurwom, kieszonkowcom, agentom ameryka�skiego wywiadu, najlepszym najemnikom, takim jak Kingfish Toone, Blinkie Thomas (Kuba�czyk), Clive Lawson. I �aden z tych ludzi nie mia� poj�cia, co tak naprawd� organizujemy na Karaibach...
Z pami�tnika Rose��w
Powiedzenie �Tylko w�ciek�e psy i Anglicy� to delikatna aluzja do faktu, �e nasze s�o�ce mo�e usma�y� was na frytki. Strze�cie si�!
Napis na pla�y w Turtle Bay
24 kwietnia 1979, Coastown, San Dominica
Wtorek. Pierwszy dzie� spod znaku maczety
Nie bez kozery dwudziesty czwarty kwietnia zapad� wszystkim w pami�� jako ostatni dzie� najbardziej widowiskowego procesu s�dowego, jaki kiedykolwiek mia� miejsce na mierz�cej sto dwadzie�cia pi�� kilometr�w d�ugo�ci i pi��dziesi�t pi�� szeroko�ci karaibskiej wyspie San Dominica.
Niekt�re efekty pirotechniczne, towarzysz�ce posiedzeniu wysokiego s�du, by�y wr�cz trudne do opisania.
Niewielka, surowa sala s�dowa by�a wype�niona po brzegi. Wrza�o w niej jak w ulu. Wentylatory, obracaj�ce si� leniwie pod sufitem, podobne do tych w �Casablance�, kontrastowa�y z atmosfer� napi�cia, panuj�c� w�r�d zebranych. Spo�r�d podejrzanych najwi�ksze, wr�cz chorobliwe zainteresowanie wzbudza� pi�tnastoletni Leon Rachet.
Mierz�cy metr sze��dziesi�t pi�� m�odzieniec z czarn�, poszarza��, niew�tpliwie inteligentn� twarz�, kt�ra wydawa�a si� zarazem niewinna i okrutna. Krople potu zbiera�y mu si� na ko�cach d�ugich, czarnych warkoczyk�w, wygl�daj�cych jak kawa�ki mokrych, postrz�pionych sznurk�w.
Siedz�ca na galerii babcia, kt�ra by�a jego opiekunk�, regularnie co pi�� minut przerywa�a post�powanie g�o�nym, rozdzieraj�cym zawodzeniem:
� Leon! M�j ty niedobry ch�opaku! Och, m�j ty syneczku!
� Jeste�cie bezwzgl�dnymi mordercami � s�dzia, siedemdziesi�ciojednoletni Andre Dowdy, oznajmi� ch�opakowi i stoj�cym obok niego dw�m doros�ym. � Nie wzbudzacie nawet cienia lito�ci, tak�e ty, ch�opcze. Po prostu w�ciek�e psy...
Obok Racheta sta�, przest�puj�c z nogi na nog�, dwudziestotrzyletni Franklin Smith, a po drugiej stronie Chicki Holt � maj�cy czterna�cioro dzieci z pi�cioma kobietami, co podkre�la�y wszystkie gazety w sprawozdaniach z procesu � gapi� si� na sufit i obracaj�ce si� powoli wentylatory. Najwyra�niej nudzi� si� jak mops.
Osiem miesi�cy wcze�niej ci sami m�czy�ni stali obok dychawicznego volkswagena �garbusa�, przy drodze do oddalonego o p�tora kilometra miasteczka New Burg. W�a�nie okradali Amerykanina, Francisa Cichoskiego, stra�aka z Waltham w stanie Massachusets, kt�ry przyjecha� tu pogra� w golfa podczas wakacji.
Na zako�czenie przeprowadzonego w bia�y dzie� napadu jeden z bandyt�w uderzy� bia�ego turyst� ostrzem maczety. Cios by� �miertelny. Nast�pnie kr�tko ostrzy�on� g�ow� Cichoskiego odci�to i pozostawiono na drodze, gdzie le�a�a bezradnie, przytulona policzkiem do asfaltu.
Przez nast�pnych osiem miesi�cy pojawia�y si� r�ne hipotezy, dotycz�ce motyw�w zbrodni. Pierwotnie mia�o to by� morderstwo na tle rasowym, potem � z ch�ci zysku, a nast�pnie przyczyn� mia�y by� kolejno: seks, ��dza krwi, obrz�dy rytualne, muzyka soul lub reggae, choroba psychiczna. Niekt�rzy uwa�ali wr�cz, �e jest to zapowied� gwa�townego zrywu rewolucyjnego, kt�ry ogarnie ca�e Karaiby. Rzecz jasna, jeden pow�d wcale nie wyklucza� drugiego.
Wreszcie premier San Dominiki, Joe Walthey, zako�czy� dociekania nad socjologicznym pod�o�em tej zbrodni.
� Nie ma si� co d�u�ej rozwodzi� nad t� spraw� � powiedzia� czarny demokrata dyktatorskim tonem z migaj�cych i trzeszcz�cych odbiornik�w lokalnej telewizji. � Ci ludzie musz� wisie�, bo inaczej spok�j nie powr�ci nigdy na t� wysp�. Zapami�tajcie moje s�owa.
� Francis Cichoski musi zosta� pomszczony � powt�rzy� trzykrotnie Walthey, zanim znikn�� z ekran�w telewizor�w.
O dziesi�tej trzydzie�ci rano s�dzia Andre Dowdy odczyta� wyrok dr��cym z emocji g�osem:
� Wszystkich trzech podejrzanych, Franklina Smitha, Donalda �Chicki� Holta i Leona Elmore Racheta uznaje si� za winnych morderstwa, zarzucanego im w akcie oskar�enia. Zostan� oni przewiezieni do wi�zienia w Russville i tam straceni, w terminie nie d�u�szym ni� siedem dni, licz�c od dnia dzisiejszego. Niech B�g ma w opiece wasze dusze. Moj� zreszt� te�.
� A tak�e twoje dupsko! � wydar� si� nagle Leon Rachet poprzez cisz�, kt�ra zapanowa�a na sali s�dowej. � Tak�e twoje dupsko, Dowdy!
Franklin Smith skrzywi� si� i powiedzia� do ch�opaka:
� O rany, Leon, wyluzuj facet.
Za dwadzie�cia jedenasta ciemnoszary dach wytw�rni rumu Pottsa uni�s� si� w powietrze jak kapelusz, zerwany przez wiatr z g�owy pechowego bohatera slapstickowej komedii; potem b�ysn�o i w przeczysty b��kit nieba strzeli�y czerwone i pomara�czowe p�omienie.
Dos�ownie w przeci�gu kilku minut wytw�rnia przesta� istnie�. Z dymem poszed� ca�y kwarta� dom�w, stoj�cych w pobli�u.
Dok�adnie o jedenastej dw�ch bia�ych brygadzist�w zosta�o pobitych do nieprzytomno�ci kijami baseballowymi w kopalni Cow Park Bauxite.
Na parkingu wybito szyby w setce samochod�w nale��cych do kadry kierowniczej.
Napadni�to na sto��wk� dla kierownictwa i zabrano lub zniszczono szykowane na obiad �eberka i pieczone kurczaki.
Tymczasem na sali s�dowej Franklin Smith i Chicki Holt wykrzykiwali obelgi pod adresem s�dziego Dowdy. Wt�rowali im w tym ich ameryka�scy adwokaci, kt�rzy ju� nawet zd��yli ochrypn�� od wrzask�w. Pada�y okre�lenia takie jak �ciota�, �zasraniec�, �pi�dzielec� i �wrz�d na dupie�.
M�ody Leon Rachet sta� spokojnie i tylko si� przygl�da�. Wyci�gn�� z tylnej kieszeni czarny beret i w�o�y� go na spocon� g�ow�. W wieku pi�tnastu lat jego idolami byli Huey P. Newton, Hajle Sellasje i Che.
Dziki zgie�k wci�� panowa� na sali, gdy Rachet zwr�ci� si� do Franklina Smitha, aby ten zamkn�� �swoj� czarn�, murzy�sk� jadaczk�.
O dziwo, starszy od Leona, trzydziestojednoletni Smith us�ucha� ch�opaka.
Na zewn�trz budynku s�du g�o�niki, zamontowane na pomalowanej we wszystkie kolory t�czy furgonetce volkswagena, rycza�y g�osem Boba Marleya.
Marley wraz z Wailersami produkowa� si� r�wnie� z licznych, pot�nych tranzystor�w, rozstawionych wzd�u� zat�oczonych chodnik�w, przy kt�rych ros�y rz�dy palm.
W�ciek�e, czarne twarze wrzeszcza�y na budynek s�du tak, jakby by� on �yw� istot�. Zbuntowani m�odzie�cy z t�umu nie�li wizerunki przyw�dcy rewolucji, pu�kownika �Monkey� Dreda oraz Jego Cesarskiej Wysoko�ci Hajle Sellasje. Ma�e dzieci o niewinnych twarzyczkach powiewa�y r�cznie malowanymi transparentami; na kt�rych widnia�y has�a: �Precz z admira�em Nelsonem!�, �Precz z Lawrencem Rockefellerem!�, �San Dominica to czarna republika!�.
Na ulicy pojawi� si� szereg policjant�w, kryj�cych si� za plastikowymi tarczami. Ludzie obrzucali ich dojrza�ymi owocami mango, zielonymi orzechami kokosowymi i ma�ymi melonami.
Ciemnosk�ry m�czyzna w wojskowym mundurze podbieg� do kamery i wykrzywi� twarz w dzikim grymasie.
� Ha! Miejcie si� na baczno�ci! � wrzasn�� i sta� si� s�awny na ca�y �wiat.
Kwadrans po jedenastej wylecia�o w powietrze pi�� stoj�cych w szeregu samochod�w z wypo�yczalni Hertza na lotnisku Roberta F. Kennedy�ego w pobli�u Coastown.
O wp� do dwunastej trzech czarnych morderc�w wyprowadzono na zalany s�o�cem portyk przed budynkiem s�du.
U�pione demony San Dominiki zaczyna�y si� budzi� z letargu.
Leon Rachet mia� na sobie kwiecist� koszul�, twarz zas�ania�y mu ciemne, przeciws�oneczne okulary. Czarny beret nasun�� sobie na oko. Wygl�da� naprawd� gro�nie.
Najpierw u�miechn�� si� szeroko i uni�s� nad g�ow� skute kajdankami r�ce, jak zwyci�ski bokser po walce. Potem, gdy policjant popchn�� go w d� bia�ych, kamiennych schod�w, ch�opak wydar� si� wniebog�osy:
� Dred ci� zabije, facet! �Monkey� zabije was wszystkich! Poder�nie wam gard�a!
I tak w k�ko, wci�� powtarzaj�c imi� lokalnego rewolucjonisty.
� �Monkey� Dred poder�nie gard�o mojej ciotce! O jee! O jee!
Nagle schludnie ubrany Murzyn stoj�cy w t�umie krzykn�� g�o�no, przebijaj�c si� przez harmider.
� Jezuu, facet! Och, Jezu Chryste!
Kto� wyrzuci� wysoko w g�r� popularn� pla�ow� zabawk�, b�yszcz�cy w s�o�cu, srebrzysty kr��ek, kt�ry wiruj�c poszybowa� nad t�umem otaczaj�cym skutych morderc�w.
Gdy pi�tnastoletni Leon Rachet dotar� do st�p schod�w, gdzie ju� czeka� na� czarny, policyjny rover z go�cinnie otwartymi drzwiami, nagle ujrza� opadaj�cy kr��ek. W tym samym momencie bia�y m�czyzna w garniturze i kapeluszu panama wysun�� si� z t�umu i odda� trzy strza�y prosto w twarz os�upia�ego ch�opaka.
Carrie Rose, stoj�ca w du�ej grupie turyst�w za plecami policjant�w, patrzy�a, jak op�tany nastolatek zatacza si� i pada na chodnik. Mia�a nadziej�, �e kolejne akty terroru potocz� si� r�wnie g�adko jak ten, kt�ry nast�pi� przed chwil�.
Port lotniczy im. Roberta F. Kennedy�ego,
Coastown, San Dominica
Wtorek, wieczorem
Za kwadrans dziesi�ta wieczorem Boeing 727 nale��cy do American Airlines rozpocz�� �agodne podej�cie do l�dowania na lotnisku Roberta F. Kennedy�ego na San Dominice.
Wielka, srebrzysta maszyna sun�a coraz ni�ej nad granatowym morzem.
Czerwone �wiat�a na ko�cach skrzyde� i na ogonie samolotu, b�yskaj�ce regularnie w sekundowych odst�pach, odbija�y si� od ciemnego lustra wody.
Damian Rose, ukryty w mroku za stanowiskiem tankowania paliwa ko�o pasa startowego numer dwa, przygl�da� si� z wielkim zainteresowaniem g�adkiemu l�dowaniu. Jeszcze raz powtarza� sobie w my�lach kolejne punkty swojego planu.
Tymczasem samolot dotkn�� ko�ami pasa startowego numer jeden. Pneumatyki lekko odbi�y si� i za�omota�y na betonowych p�ytach. Od strony g��wnego terminalu dobieg�y d�wi�ki calypso, granego przez na wp�pijan� orkiestr�.
Zapiszcza�y hamulce i rozleg� si� huk silnik�w, pracuj�cych na wstecznym ci�gu.
Gdy samolot znalaz� si� w po�owie dobiegu, Damian Rose poczu�, �e musi podj�� decyzj�. Uni�s� do ramienia kosztowny, niemiecki karabinek i za pomoc� celownika optycznego ze wzmacniaczem obrazu wymierzy� w niewielkie pude�ko, le��ce na pasie startowym.
Wystrzeli� trzykrotnie.
Prymitywna bomba eksplodowa�a pod wp�ywem uderzenia pocisk�w, rozpruwaj�c brzuch l�duj�cego samolotu.
Zanim Boeing 727 zdo�a� si� zatrzyma�, p�omienie bucha�y ze �rodka kad�uba poprzez okna, znajduj�ce si� na wysoko�ci skrzyde�.
Drzwi si� otworzy�y i w tej samej chwili rozwin�y si� pneumatyczne trapy ewakuacyjne. Przera�eni pasa�erowie zacz�li opuszcza� samolot. Niekt�rzy z nich p�on�li jak pochodnie.
Dwa wozy stra�ackie zbli�a�y si� do ogarni�tej po�arem maszyny. Z pocz�tku jecha�y powoli, bo ich niedo�wiadczeni kierowcy nie mogli wprost uwierzy�, �e to, co widz�, dzieje si� naprawd�.
W jednym z okien samolotu ukaza�a si� p�on�ca g�owa jakiego� nieszcz�nika.
Po drodze dojazdowej do pasa startowego bieg�a bia�a kobieta, ca�a w p�omieniach. Wygl�da�a jak p�on�cy krzy�.
Stewardessa stoj�ca w drzwiach samolotu trzyma�a si� za g�ow� i rozpaczliwie wzywa�a pomocy.
Cztery godziny p�niej, gdy ogie� zosta� wreszcie ugaszony, okaza�o si�, �e zgin�o sze�� os�b, a ponad pi��dziesi�t zosta�o poparzonych. Nikt nie mia� poj�cia, co spowodowa�o katastrof�.
Ju� nast�pnego dnia wydawa�o si�, �e rozwi�zanie tej zagadki jest prostsze ni� mo�na by�o przypuszcza�.
25 kwietnia 1979, �roda
Dwa trupy na pla�y
ROZDZIA� 4
W tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tym si�dmym roku, gdy zajmowali�my si� rozprowadzaniem pi��dziesi�cio � i stumiligramowych porcji heroiny, Damian zapowiedzia�, �e ma zamiar zosta� najwybitniejszym przest�pc� na �wiecie. Stwierdzi�, �e �wiat dojrza� ju� do przybycia prawdziwego geniusza zbrodni: b�yskotliwego, nieco szalonego, jak William Henry Bonney, obdarzonego urokiem Butcha Cassidy. Bardzo mi si� spodoba� ten pomys�. Oczami wyobra�ni widzia�am ju� siebie jako Katharine Ross
Z pami�tnika Rose��w
25 kwietnia 1979, Turtle Bay, San Dominica
�roda. Drugi dzie� spod znaku maczety
Peter Macdonald, m�ody cz�owiek, kt�ry mia� odegra� kluczow� rol� w przysz�ych wydarzeniach, odbywa� codzienn� przeja�d�k� rowerow� po wysypanej t�uczniem drodze nad brzegiem Turtle Bay. Kr�c�c peda�ami dziesi�ciobiegowego peugeota macdonalda, wspomina� swoj� g�rn� i chmurn� przesz�o��.
Jecha� do�� szybko. Mia� teraz dwadzie�cia dziewi�� lat, wygl�da� m�odo i zdrowo. By� przystojny, i to w spos�b zwracaj�cy uwag�. Mia� metr osiemdziesi�t wzrostu, a jego wysportowane, proporcjonalnie umi�nione cia�o os�ania�y teraz tylko dziurawe spodenki gimnastyczne, przyozdobione z�otym napisem �W�asno�� Akademii Wojskowej West Point�. Na nogach mia� podarte tenis�wki, kt�re kupi� w sklepie z artyku�ami sportowymi Hermana Speigela w Grand Rapids w stanie Michigan. Czerwono-popielate skarpetki obciera�y zrogowacia�y nask�rek st�p. Ten ma�o wytworny str�j wie�czy�a zakurzona, pami�tkowa czapeczka baseballowa dru�yny �Detroit Tigers� ze skrzywionym daszkiem, kt�ra wygl�da�a tak, jakby nie zdejmowa� jej od chwili swoich narodzin, co zreszt� nie by�o zbyt dalekie od prawdy. Czapka ukrywa�a kr�tkie, br�zowe w�osy, wystrzy�one wysoko w niemodnym stylu zwanym �West Point�.
W og�le ca�y Peter Macdonald by� jaki� niedzisiejszy: silny, wysportowany, wyznawa� surowe zasady moralne, mia� tradycyjne pogl�dy i du�y zapas uporu, typowego dla mieszka�c�w rolniczych region�w �rodkowego Zachodu. Jednak ostatnie cztery miesi�ce, sp�dzone na San Dominice, nie pasowa�y do jego charakteru. Przez ca�y ten czas Peter pracowa� jako us�u�ny barman, zwyk�y przyb��da zza morza, a w dodatku �y� w grzesznym zwi�zku z kobiet�. Kr�tko m�wi�c � zachowywa� si� jak �mie�.
Jazda w g�rzystym terenie zm�czy�a go solidnie. Komary mog�yby p�ywa� kryt� �abk� po zlanym potem grzbiecie Petera. Jego dziewczyna, Jane Cook, nazywa�a go czasem Piotrusiem Dziwakiem.
Swego czasu Peter obieg� naoko�o stan Michigan... bez rozg�osu i desperacko, w �rodku zimy, w pi�ciokilogramowych, gumowych butach nurka. Jeszcze dawniej bawi� si� w wojsko jako najm�odszy z sz�stki braci Macdonald, Niezwyk�ej Sz�stki. P�niej zosta� kadetem w West Point, a jeszcze p�niej s�u�y� w stopniu sier�anta Si� Specjalnych w Wietnamie i Kambod�y.
Stare, dobre czasy...
Wysokie chwasty �askota�y go w �ydki, wi�c zjecha� na przeciwny pas drogi, bli�ej brzegu morza. By� coraz bardziej zm�czony. Zab�jczy rytm go wyka�cza�. Zaczyna� si� �ama�. Spojrza� na po�yskuj�ce w s�o�cu fale Turtle Bay i pomy�la�, �e dobrze by�oby pop�ywa� po przeja�d�ce. Wzi�� Jane i zanurzy� si� w morzu... a potem nam�wi� j� na sp�dzenie ca�ego wieczoru w ��ku. Na razie jednak ledwie zipa�. Jeszcze chwila, a kolanami rozbije sobie podbr�dek. Zdawa�o mu si�, �e stopy na peda�ach ma ju� p�askie jak nale�niki.
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa...
Sp�ywaj�c potem Peter min�� ostry zakr�t i dwadzie�cia pi�� metr�w przed sob� ujrza� stoj�cego na drodze Damiana Rose�a. Wysoki blondyn trzyma� karabin oparty w zgi�ciu r�ki i patrzy� w stron� morza.
W pierwszej chwili Peter pomy�la�, �e facet wybra� si� na polowanie. Najpewniej na dzikie �winie. Zauwa�y� zaparkowany nieco dalej samoch�d. Zielony sedan. Tablica rejestracyjna z literami CY i kilkoma cyframi.
Miejscowy? Nigdy go tu nie widzia�... Pewnie wynaj�� jedn� z willi. Wygl�da� na zamo�nego go�cia. Troch� te� na snoba... Na kurtce m�czyzny mign�a naszywka Harrodsa i Peter nabra� przekonania, �e to Anglik. Wysoki, jasnow�osy Anglik. Niesamowite.
Kiedy go mija�, blondyn odwr�ci� si�. Wygl�da� jak pogr��ony w transie. Krzycza� co� do niego. Tylko jedno s�owo:
� Rowerzysta!
Macdonald potraktowa� to jako pozdrowienie. Pomacha� w odpowiedzi i pojecha� dalej. Nawet nieco przyspieszy�. Ot tak, �eby si� popisa�: kiepska imitacja Davida Morelona. Jak si� p�niej okaza�o, tylko dzi�ki temu zdo�a� uj�� ca�o. Trwa�o to nie d�u�ej ni� pi�tna�cie sekund. Pi�tna�cie sekund, kt�re mog�y zadecydowa� o jego �yciu.
Min�� kolejny zakr�t nadbrze�nej drogi � rower �wawo potoczy� si� z g�ry, a� Peterowi wiatr za�wista� w uszach. Us�ysza� g�o�ny trzask w krzakach rosn�cych przy samej pla�y. Pomy�la�, �e to stadko k�z albo dzikich �wi�. Jednak zamiast zwierz�t zobaczy� dw�ch p�nagich, ciemnosk�rych m�czyzn biegn�cych pod g�r�. Jeden z nich, Kuba�czyk, by� ca�y we krwi. Jakby celowo si� ni� usmarowa�.
To, co Peter zobaczy�, wywo�a�o prawdziw� burz� w CIA, a tak�e zaniepokoi�o Cosa Nostr� i rz�d San Dominiki. Pa�stwo Rose, pracuj�cy za cen� miliona dwustu tysi�cy dolar�w, raczej nie powinni pozostawia� przy �yciu jakichkolwiek �wiadk�w.
Peter Macdonald znalaz� si� w powa�nych tarapatach, ale na razie uda�o mu si� uciec.
ROZDZIA� 5
W Pary�u, przez kilka miesi�cy poprzedzaj�cych wyjazd na Karaiby, Damian sypia� nie wi�cej ni� trzy, cztery godziny na dob�. Zwykle k�ad� si� do ��ka dopiero o pi�tej nad ranem. Ca�e noce przesiadywa� przed lamp�, kt�rej jasne �wiat�o kierowa� sobie prawie prosto w twarz. W ten w�a�nie spos�b obmy�la� plan dzia�ania. Potem szed� spa�, aby najp�niej o dziewi�tej by� znowu na nogach. I dalej rozmy�la� o maczetach.
Z pami�tnika Rose��w
Michael O�Mara z �on� spacerowali powolutku.
Oboje uwielbiali pla��, cz�apali wi�c od jednej zatoczki do drugiej. Sze��dziesi�cioczteroletnia Faye nuci�a bezwiednie dziecinn� piosenk� �Mo�e morze ci pomo�e...�. Z daleka wida� by�o, jak para starszych ludzi skr�ca ostro i wchodzi na pla�� Turtle Bay.
� Nie masz poj�cia, jaki jestem obola�y i zm�czony � powiedzia� Mike, co kilka krok�w podci�gaj�c k�piel�wki w kolorze indygo. Cz�apa� jak stary kaczor chory na reumatyzm. � Te cholerne ceny w hotelu nie daj� mi spokoju. Jak mo�na bra� za nocleg czterdzie�ci... zaraz... pi��dziesi�t? Nie, czterdzie�ci dolar�w. No, powiedzmy, niechby brali trzydzie�ci za spanie. Przy tych cenach lepiej by�oby ju� wynaj�� pok�j w Coastown. A gdyby to ode mnie zale�a�o, wola�bym, aby�my wr�cili do domu.
Faye roze�mia�a mu si� prosto w twarz, a dok�adniej � prosto w d�ugi s�upek popio�u na ko�cu cygara.
� Jeste� taki zabawny, Miguel. � Zatrzyma�a si�, aby podnie�� czarn� muszelk�. Jej brzuch pod jednocz�ciowym kostiumem k�pielowym podskakiwa� jak pi�ka. � Ha, ha, ha. Nie wytrzymam. Ale si� u�mia�am.
� �miej si�, �miej. Pok�j dwuosobowy w Coastown kosztuje trzydzie�ci dolar�w. Ze �niadaniem. Mo�e tam m�g�bym spa� spokojniej. Gdyby tak jeszcze zacisn�� pasa i nie je�� obiad�w... Nie by�oby trudno zrezygnowa� z tych kotlet�w z koziego mi�sa.
Tego ju� Faye nie s�ucha�a. Mike by� jak stara, znana na pami��, zacinaj�ca si� p�yta gramofonowa. Siwow�osa kobieta patrzy�a z rosn�cym rozdra�nieniem na muszelk�, kt�r� w�a�nie znalaz�a.
� Nienawidz� tych tubylc�w. � Zwa�y�a w d�oni delikatn� skorupk�. � Przerabiaj� te cuda natury na popielniczki. Co za marnotrawstwo. W dodatku strasznie kiczowate.
Mike O�Mara rzuci� okiem na znalezisko �ony. Nagle wyda�o mu si�, �e s�yszy czyje� kroki, przeni�s� wi�c wzrok na krzaki. Nie dostrzeg� niczego, co mog�oby zwr�ci� jego uwag�. Wrzuci� muszl� do plecionej torby, kt�r� ci�gn�� za sob� po piasku. Zaczyna� si� czu� jak pracownik s�u�by oczyszczania parku Fairmont. Cholerne muszelki.
� Kto dostanie to cudo? � spyta� spokojnym, wywa�onym tonem, kt�rego u�ywa� tylko s�u�bowo, jako �dobry, stary Mike�, pe�en kurtuazji portier w Ritterhouse Club w Filadelfii.
� Ta b�dzie dla Libby Gibbs � powiedzia�a Faye, zatrzymuj�c si� nad kolejn� muszl�, kt�ra, jak jej si� wydawa�o, nale�a�a kiedy� do rozkolca. � Taak... Zosta�a jeszcze ciotka Betsy, Bobo, Yacky. No i mama.
Mik� przystan�� i ochlapa� sobie ramiona ch�odn� wod�. By�y r�owe od s�o�ca, spuchni�te, zaczyna�y si� na nich robi� p�cherze. Niech to cholera. Jezu Chryste wszechmog�cy! Czy za to p�aci ci�kie pieni�dze, by poddawa� si� takim torturom?
Wyprostowa� si� i uj�� �on� za mi�kk�, pomarszczon� d�o�. Niech to szlag, by� jej przecie� winien te wakacje. Nale�a�y si� jej. Jakby to powiedzie�... drugi miesi�c miodowy? Jak zwa�, tak zwa�.
� Faye � powiedzia� � ja po prostu nie rozumiem. Czy po to przylecieli�my na t� wysp�, by teraz martwi� si� o prezenty dla znajomych i ich rodzin? Gdyby to chocia� by�a Wyspa Bo�ego Narodzenia...
Nagle Faye O�Mara poczu�a ogromny smutek i zm�czenie. Pomy�la�a, �e jej w�asne dzieci nie dbaj� o ni�. Mike�owi na pewno ju� na niej nie zale�y. Nikogo na ca�ym wielkim �wiecie nie obchodz� jej my�li i uczucia.
� Czy�by� nie bawi� si� �wietnie, Mike? � spyta�a zupe�nie powa�nie stara Irlandka i wyszczerzy�a wielkie z�by w u�miechu. Miedzy ni� a m�em trwa� ci�g�y sp�r, jednak mimo to zawsze mia�a dla niego u�miech i ciep�e uczucie.
Nie us�ysza�a odpowiedzi na swoje pytanie.
Po raz pierwszy od pi�tnastu lat Mike O�Mara bieg�. St�ka� przy tym i sapa�, wydawa�o si�, �e kolana zupe�nie mu zesztywnia�y. Nie m�g� wprost uwierzy� w to, co widzia� na w�asne oczy. Machn�� do Faye, �eby trzyma�a si� z daleka.
� Nie podchod� tu, Faye, wracaj do hotelu � zawo�a�.
Portier z Filadelfii znalaz� maczet� wbit� g��boko w piasek, a obok dwoje hipis�w, zamordowanych i okaleczonych przez Kuba�czyka i Kingfisha Toone�a. Jednak przed nim cia�a znalaz�o stado g�odnych, dzikich k�z.
ROZDZIA� 6
Zwykle zapominamy o tym, �e wi�kszo�� policjant�w to ludzie do�� naiwni. Damian twierdzi�, �e s� zupe�nie nie przygotowani na zetkni�cie z tw�rcz� osobowo�ci� przest�pcy. Ta sytuacja b�dzie si� z czasem pogarsza�. Dorasta generacja ca�kowicie pozbawiona zasad moralnych. Czy�by w niedalekiej przysz�o�ci grozi�o nam powstanie kolejnego pa�stwa policyjnego?
Z pami�tnika Rose��w
�roda wiecz�r
Szybko zapada� zmierzch. Niebo nad Karaibami zrobi�o si� ju� granatowo-r�owe, kiedy szef policji San Dominiki przyby� na miejsce zbrodni spod znaku maczety. By�o ju� tam ze dwudziestu mniej wa�nych oficer�w policji i wojska. Rozstawili si� na pla�y jak grupa geodet�w. Robili notatki. Dokonywali pomiar�w. Rozk�adali nosze i ��te p�achty, kt�re wygl�da�y z daleka jak p�aszcze przeciwdeszczowe. Bia�e, tropikalne he�my policjant�w p�ywa�y w t�umie jak baloniki na zabawie karnawa�owej.
Szef policji, doktor Meral Johnson, zanim zabra� si� do pracy, policzy� dok�adnie cenne he�my na g�owach swoich ludzi. Nast�pnie bez s�owa przecisn�� si� przez gwarny kr�g kostium�w k�pielowych, obci�tych d�ins�w, �ysych g��w, br�zowych, piegowatych dekolt�w, trykotowych koszulek i przewiewnych stroj�w. Co najmniej cztery setki przera�onych i og�upia�ych wczasowicz�w zebra�y si� na pla�y w ma�ej zatoczce.
�eby popatrze� na cia�a. �eby zobaczy� co�, w co trudno uwierzy� i cieszy� si�, �e spotka�o to kogo� innego.
Doktor Johnson przedar� si� przez t�um do �rodka kr�gu i zatrzyma� si�, by z�apa� oddech. Zapali� czarn� faj� z grubym cybuchem. Amerykanie s� dzi� porz�dnie zaniepokojeni, pomy�la� sobie, ale zaraz zrobi�o mu si� g�upio. Bardzo g�upio.
Meral Johnson, mierz�cy nieco mniej ni� metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu, wa��cy sto dwadzie�cia pi�� kilogram�w, wygl�da� niezbyt bojowo zw�aszcza jak na gliniarza. Bardziej przypomina� surowego india�skiego nauczyciela, kt�rym zreszt� by� naprawd�, ni� policjanta z ksi��ek Josepha Wambaugha, przyst�puj�cego do rozwi�zania zagadki makabrycznego morderstwa. Mo�na go by�o wzi�� za wie�niaka z wyspy, kt�ry poleruje buty olejem palmowym, a z�by sod� kuchenn�.
No i co z tego, pomy�la� sobie Meral Johnson. Co z tego. Tak czy owak pot�nie zbudowany policjant znalaz� si� w kr�gu maczetowej grozy.
Prawie natychmiast hukn�� na niego zdenerwowany Niemiec, dyrektor pobliskiego hotelu �Plantation Inn�:
� Dlaczego tak p�no pan przyjecha�?! Prosz� natychmiast zgasi� t� fajk�!
Doktor Johnson potraktowa� dyrektora hotelu jak natr�tnego owada. Nie odzywaj�c si� ani s�owem do swoich podw�adnych chodzi� od jednej do drugiej ��tej, gumowej p�achty, kt�rymi przykryto resztki cia� dwojga nastolatk�w. Wreszcie stan�� plecami do morza i przygl�da� si� miejscu, w kt�rym pope�niono podw�jn� zbrodni�. Usi�owa� przywr�ci� wzburzony umys� do stanu r�wnowagi.
Dyrektor hotelu �Plantation Inn� poleci� kelnerom otoczy� kordonem cia�a zamordowanych. Kelnerzy, przewa�nie starsi, ciemnosk�rzy m�czy�ni, zarabiaj�cy nieca�e trzydzie�ci dolar�w tygodniowo, stali na baczno�� w swoich wykrochmalonych bia�ych ubraniach. Ka�dy z nich mia� na nogach czarne, idealnie wyglansowane buty. Ka�dy trzyma� p�on�c� pochodni�, zabran� z werandy hotelowej restauracji. Wszyscy wygl�dali dostojnie i powa�nie i z godno�ci� znosili t� okropn� sytuacj�. Sceneria by�a niezwyk�a: ucywilizowany kolonializm otaczaj�cy pierwotn� dziko��. Johnson chcia� to zapami�ta� w ca�o�ci, zanim we�mie si� do czekaj�cej go tej nocy ci�kiej pracy. Widok by� straszny � tragiczny, a zarazem tajemniczy. Nie widzia� dot�d niczego r�wnie przera�aj�cego.
Doktor Johnson podszed� najpierw do niedo�wiadczonego, przera�onego posterunkowego z rejonu, do kt�rego nale�a�a Turtle Bay. Od przybycia na pla�� dwudziestoo�mioletni Bobbie Valentine kl�cza� obok gumowych p�acht. Wygl�da� raczej na �a�obnika ni� na policjanta. W dodatku ca�y czas walczy� z wzbieraj�cymi md�o�ciami. Meral Johnson ukl�k� przy nim i odezwa� si� do policjanta najczystsz� angielszczyzn�, bez lokalnych nalecia�o�ci:
� Co o tym my�lisz, Bobbie?
Odczeka� chwil�, a potem sam sobie odpowiedzia�.
� My�l�, �e to robota pu�kownika Dreda. W ka�dym razie skontaktowa� si� z gazetami i wzi�� na siebie odpowiedzialno��.
Zanim posterunkowy zd��y� przytakn�� lub zaprzeczy�, nad ich g�owami odezwa� si� niemiecki dyrektor hotelu.
� Nazywam si� Maksymilian Westerhuis � oznajmi� z naciskiem, jakby co najmniej anonsowa� hrabiego. � Prowadz� hotel �Plantation Inn�. Tych dwoje zabitych...
Masywny ciemnosk�ry policjant poderwa� si� na nogi z zaskakuj�c� zwinno�ci�. Jego ciemne oczy rzuca�y gromy. Stara� si� wygl�da� wyj�tkowo odpychaj�co. Wypowiedzia� pierwsz� my�l, kt�ra przysz�a mu do g�owy:
� Czy chce pan z�o�y� zeznania?
Westerhuis cofn�� si� zmieszany.
� Ale� sk�d! Zeznania? Pan raczy �artowa�...
� Wi�c prosz� nie przeszkadza� mi w rozmowie z tym policjantem. � G�os Johnsona zn�w brzmia� cicho i �agodnie, jak zawsze. � Prosz� zaczeka�, panie Wester