9108

Szczegóły
Tytuł 9108
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9108 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9108 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9108 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Clive Staples Lewis CZTERY MI�O�CI Prze�o�y�a Maria Wa�kowiczowa Instytut Wydawniczy Pax 1973 Rozdzia� I PRZEDMOWA �wi�ty Jan m�wi: "B�g jest mi�o�ci�". Kiedy zaczyna�em pisa� t� ksi��k�, my�la�em, �e s�owa te wytycz� mi bardzo prost� drog� przez ca�o�� zagadnienia. S�dzi�em, �e b�d� m�g� powiedzie�, i� ziemskie mi�o�ci zas�uguj� w og�le na t� nazw� o tyle, o ile upodabniaj� si� do Mi�o�ci, kt�r� jest B�g. Ustali�em wi�c przede wszystkim r�nic� mi�dzy tym, co nazwa�em mi�o�ci�-darem, a tym, co nazwa�em mi�o�ci�-potrzeb�. Mi�o�� pobudzaj�ca cz�owieka do pracy, planowania i oszcz�dno�ci w celu zabezpieczenia rodzinie dobrobytu, kt�rego �w cz�owiek ani nie zobaczy, ani dzieli� nie b�dzie, bo wprz�d umrze - to topowy przyk�ad mi�o�ci-daru; przyk�ad owej drugiej mi�o�ci to uczucie, kt�re pcha wystraszone lub samotne dziecko w ramiona matki. Zdawa�o mi si�, �e nie ma w�tpliwo�ci, kt�ra z nich jest podobniejsza do Samej Mi�o�ci. Mi�o�� Bo�a jest mi�o�ci�-darem. Ojciec daje wszystko, czym jest i co posiada, Synowi. Syn oddaje si� Ojcu i daje siebie �wiatu, ofiarowuje si� za �wiat Ojcu i w ten spos�b oddaje (w sobie) tak�e �wiat Ojcu. A z drugiej strony, c� mo�e by� bardziej niepodobne do tego, co uwa�amy za �ycie Boga, ni� mi�o��-potrzeba? Bogu nie brak niczego, a nasza mi�o��-potrzeba, to - zdaniem Platona - dziecko ub�stwa. Jest ona dok�adnym odbiciem w �wiadomo�ci naszej rzeczywistej natury. Rodzimy si� bezbronni. Gdy dochodzimy do ca�kowitej �wiadomo�ci siebie, odkrywamy nasz� samotno��. -potrzebujemy innych ludzi: fizycznie, uczuciowo, intelektualnie, -potrzebujemy ich. je�li mamy cokolwiek pozna�, cho�by nawet samych siebie. Mia�em zamiar napisa� jaki� �atwiutki panegiryk o pierwszym rodzaju mi�o�ci i zdyskredytowa� drugi rodzaj. Wiele z tego, co chcia�em powiedzie�, wydaje mi si� prawdziwe i teraz. Nadal my�l�, �e je�li mi�o�� oznacza w naszym mniemaniu tylko gor�ce pragnienie, by nas kochano, stan nasz jest bardzo op�akany. Ale teraz nie powiedzia�bym (wraz z moim mistrzem MacDonaldem ), �e je�li mamy na my�li tylko to pragnienie, uwa�amy za mi�o�� co�, co w og�le nie jest mi�o�ci�. Nie mog� ju� odm�wi� mi�o�ci-potrzebie nazwy mi�o�ci. Jednak ilekro� pr�bowa�em rozumowa� wedle tych przes�anek, ko�czy�o si� to zawsze �amig��wk� i sprzeczno�ciami. Rzeczywisto�� okaza�a si� bardziej skomplikowana, ni� s�dzi�em. Przede wszystkim zniekszta�camy wi�kszo�� j�zyk�w, z naszym w��cznie, je�li nie nazwiemy mi�o�ci-potrzeby mi�o�ci�. Oczywi�cie j�zyk nie jest nieomylnym przewodnikiem, ale pomimo wszystkich brak�w zawiera spor� doz� intuicji i do�wiadczenia. Je�li zaczynamy kpi� sobie z niego, z czasem m�ci si� na nas w ten czy inny spos�b. Zatem nie id�my lepiej za przyk�adem byle ignoranta i nie nadawajmy s�owom dowolnego znaczenia zale�nie od naszej fantazji. George MacDonald (1824-1905) - szkocki powie�ciopisarz i poeta. Po wt�re musimy si� wystrzega� nazywania mi�o�ci-potrzeby "wy��cznie" egoizmem. Wy��cznie jest zawsze niebezpiecznym s�owem. Niew�tpliwie mo�na ulega� mi�o�ci-potrzebie, tak jak ka�demu impulsowi, w spos�b egoistyczny. Zach�anne i despotyczne ��danie mi�o�ci mo�e by� rzecz� wstr�tn�. Ale w zwyk�ym �yciu nikt nie nazwie egoist� dziecka, dlatego �e szuka ono u matki pociechy, ani cz�owieka doros�ego, dlatego �e szuka towarzystwa koleg�w. Ci, co czyni� to najrzadziej, tak doro�li jak i dzieci, nie s� zwykle osobami najbardziej bezinteresownymi. Tam, gdzie istnieje mi�o��-potrzeba, mog� si� pojawi� powody, dla kt�rych nale�y j� zahamowa� lub wyrzec si� jej; jednak nieodczuwanie jej w og�le jest zwykle oznak� ch�odnego egoizmu. Poniewa� istotnie -potrzebujemy jedni drugich ("niedobrze jest by� cz�owiekowi samemu"), wi�c je�li ta -potrzeba nie wyst�puje w naszej �wiadomo�ci jako mi�o��-potrzeba - innymi s�owy, je�li ho�dujemy z�udzeniu, �e samotno�� jest dla nas czym� dobrym - to z�y symptom duchowy, tak jak brak apetytu jest z�ym symptomem dla lekarza, bo ludzie naprawd� -potrzebuj� po�ywienia. Po trzecie dochodzimy tu do czego� znacznie wa�niejszego. Ka�dy chrze�cijanin zgodzi si� na to, �e jego zdrowie duchowe jest wprost proporcjonalne do mi�o�ci, jak� odczuwa do Boga. Ale mi�o�� cz�owieka do Boga z samej swej natury musi by� w znacznej mierze, a najcz�ciej ca�kowicie, mi�o�ci�-potrzeb�. Jest to zupe�nie jasne, kiedy b�agamy o wybaczenie naszych grzech�w lub o pomoc w naszych udr�kach. Staje si� to coraz bardziej oczywiste wraz ze wzrostem �wiadomo�ci - a powinna ona wzrasta� - �e ca�a nasza istota z samej swej natury jest jedn� wielk� -potrzeb�: niepe�na, prymitywna, pusta a zarazem nieuporz�dkowana, wzywaj�ca Tego. kt�ry mo�e rozplata� najbardziej pogmatwane w�z�y i powi�za� to, co chodzi dot�d luzem. Nie twierdz�, �e cz�owiek nie potrafi ofiarowa� Bogu nic pr�cz mi�o�ci-potrzeby. Wznios�e dusze mog� nas pouczy� o wy�szych osi�gni�ciach. Ale chyba w�a�nie przede wszystkim one powiedz� nam, �e te wy�yny przestan� by� prawdziwymi �askami, a stan� si� neoplato�skimi, a w ko�cu szata�skimi z�udzeniami, z chwil� gdyby cz�owiek �mia� pomy�le�, �e mo�e na nich wy��cznie polega� i odrzuci� czynnik -potrzeby. "Bo - jak m�wi Na�ladowanie - najwy�sze na najni�szym wznosi si� i opiera." Stworzenie, kt�re by stan�o przed obliczem Stworzyciela chwal�c si�: "Nie jestem �ebrakiem, kocham Ci� bezinteresownie" - by�oby zuchwa�e i g�upie. Ci, co si� najbardziej zbli�aj� do mi�o�ci-daru wzgl�dem Boga, w nast�pnej, a nawet w tej samej chwili b�d� si� bili w piersi jak celnik, ods�aniaj�c przed jedynym Dawc� sw�j niedostatek. I to jest zgodne z wol� Bo��. "P�jd�cie do mnie wszyscy, kt�rzy pracujecie i uginacie si� pod ci�arem" - zwraca si� On do naszej mi�o�ci-potrzeby lub w Starym Testamencie m�wi: "Rozszerz usta twcje, a nape�ni� je". Wobec tego jedna z mi�o�ci-potrzeb, ta najwi�ksza, albo pokrywa si� z najwznio�lejsz�, najzdrowsz�, najbardziej realn� duchow� postaw� cz�owieka, albo przynajmniej staje si� jej g��wnym sk�adnikiem. Poci�ga to za sob� bardzo dziwne nast�pstwa. Cz�owiek zbli�a si� najbardziej do Boga wtedy, kiedy jest w pewnym 10 sensie - najmniej do Niego podobny. Bo c� mo�e by� bardziej r�ne: pe�nia i -potrzeba, majestat i pokora, sprawiedliwo�� i pokuta, bezgraniczna pot�ga i krzyk o pomoc? Gdy si� po raz pierwszy natkn��em na ten paradoks, oszo�omi� mnie i zniweczy� wszystkie moje poprzednie pr�by pisania o mi�o�ci. Skoro si� nad nim zastanowimy, dochodzimy mniej wi�cej do nast�puj�cych wniosk�w. Musimy rozr�ni� dwa zjawiska, kt�re - obydwa - mo�na by nazwa� "zbli�eniem do Boga". Jedno z nich to podobie�stwo do Boga. Wydaje si�, �e B�g nacechowa� wszystko, co stworzy�, pewnym podobie�stwem do siebie. Przestrze� i czas s� na sw�j spos�b odbiciem Jego wielko�ci, wszystko, co �yje - Jego p�odno�ci, �ycie cielesne - Jego energii. W wypadku cz�owieka podobie�stwo to wzmaga si�, gdy� jest on istot� rozumn�. Wierzymy, �e anio�owie ob-darzeni s� podobie�stwem, kt�rego brak cz�owiekowi: posiadaj� nie�miertelno�� i bezpo�redni� znajomo�� Boga. Wobec tego wszyscy ludzie, �li i dobrzy, wszyscy anio�owie nie wy��czaj�c upad�ych, s� podobni ej si do Boga ni� zwierz�ta. Ich natura jest w tym znaczeniu "bli�sza" Boskiej naturze. Ale istnieje r�wnie� co�, co mogliby�my nazwa� blisko�ci� przez zbli�enie. Znaczy�oby to, �e stany, w kt�rych cz�owiek "najbli�szy" jest Bogu, s� tymi, w kt�rych najpewniej i najszybciej zbli�a si� do ostatecznego zjednoczenia z Bogiem, do wizji Boga, do rozkoszowania si� Bogiem. Z chwil� gdy odr�niamy blisko�� przez podobie�stwo od blisko�ci przez zbli�enie, przekonujemy si�, �e nie s� one koniecznie zbie�ne. Mog� si� pokrywa�, ale mog� i nie. Spr�bujmy uciec si� do analogii. Wyobra�my sobie, �e idziemy drog� wiod�c� przez g�ry do wioski, w kt�rej stoi nasz dom. W po�udnie dochodzimy do szczytu stromej skalnej �ciany i znajdujemy si� w prostej linii bardzo blisko domu, gdy� le�y on u naszych st�p. Mogliby�my rzuci� we� kamieniem. Ale poniewa� nie jeste�my alpinistami, nie mo�emy zej��. Musimy obchodzi� doko�a mo�e z jakie� pi�� mil. Podczas tego detour wielokrotnie b�dziemy statycznie bardziej oddaleni od naszej wsi ni� w�wczas, gdy�my siedzieli nad skaln� �cian�. Ale tylko statycznie. W kategorii czynionych post�p�w zbli�amy si� znacznie do naszej k�pieli i herbaty. Poniewa� B�g jest szcz�liwy, wszechmocny, wszechw�adny i tw�rczy, gdy w �yciu ludzkim pojawiaj� si� szcz�cie, si�a, wolno�� i p�odno�� (umys�owa lub fizyczna), s� one w pewnym znaczeniu podobie�stwem i zbli�eniem do Boga. Ale nikt nie przypuszcza, �e posiadanie tych -dar�w ma jakikolwiek zwi�zek z naszym u�wi�ceniem. �aden rodzaj bogactw nie jest przepustk� do kr�lestwa niebieskiego. Na szczycie skalnej �ciany jeste�my blisko naszej wsi, ale cho�by�my tam nie wiem jak d�ugo siedzieli, nie zbli�ymy si� do czekaj�cej na nas k�pieli i herbaty. Tak samo podobie�stwo, i w tym znaczeniu zbli�enie do Boga, kt�rymi On ob-darzy� pewne istoty i pewne stany tych istot, jest czym� sko�czonym, wmontowanym w nie. To, co jest bliskie Niego przez podobie�stwo, z tego jedynie tytu�u nie zbli�y si� ju� nigdy bardziej. Samo okre�lenie jednak - bliskie przez zbli�enie - zawiera w sobie poj�cie, �e blisko�� ta si� zwi�ksza. Ale podczas gdy podobie�stwo jest nam dane niezale�nie od tego, 12 �ly dzi�kujemy za�, czy nie dzi�kujemy, czy r�bimy z niego dobry, czy te� z�y u�ytek, to zbli�enie cho� zapocz�tkowane i wspierane przez sk�, jest czym�, czego sami musimy dokona�. jstoty stworzone s� w rozmaity spos�b obrazem gBoga bez w�asnego wsp�dzia�ania, a nawet 2gody. Nie w ten jednak spos�b staj� si� one tynami Bo�ymi. Podobie�stwo, kt�rym zosta�y .ob-darzone dzi�ki synostwu, nie jest podobie�stwem odzwierciedlenia ani portretu. W pewnym znaczeniu jest ono czym� wi�cej ni� podobie�stwem, jest zespoleniem czy zjednoczeniem naszej woli z wol� Boga, ale jest ono w ligodzie ze wszystkimi r�nicami, o kt�rych wspominali�my. A zatem, jak powiedzia� lepszy pisarz ode mnie, nasze na�ladowanie Boga w tym �yciu, na�ladowanie �wiadome w odr�nieniu od podobie�stw, kt�rymi nacechowa� On naz� natur� czy stany duchowe, musi by� na�laS�owaniem wcielonego Boga: naszym wzorem Jezus nie tylko tam na Kalwarii, ale Ten z warsztatu, Ten w�druj�cy drogami, Ten, kt�rego Otacza�y t�umy, Ten napastowany przez wrzaskliwe pro�by i grubia�sk� opozycj�, Ten, kt�remu ci�gle przerywano, kt�ry nie mia� chwili spokoju, kt�rego samotno�� wci�� zak��cano. Bo cho� w�a�nie to jest tak ca�kiem odmienne od wszystkiego, co przypisujemy �yciu Boga jako takiemu, jest ono wida� nie tylko do niego podobne, lecz jest w�a�nie owym Bo�ym �yciem rozgrywaj�cym si� w warunkach ludzkich. Musz� teraz wyt�umaczy�, dlaczego uwa�a�em pa po�yteczne rozr�nienie tych poj�� w naszych rozwa�aniach o rodzajach mi�o�ci. S�owa �wi�tego Jana "B�g jest mi�o�ci�" stanowi�y d�ugo w Imoim umy�le jak�� przeciwwag� powiedzenia 13 wsp�czesnego autora (Denica de Rougemont H �e "mi�o�� przestaje by� demonem, z chwil� gdy przestaje by� bogiem", co oczywi�cie mo�nisformu�owa� w nast�puj�cy spos�b: "�e staje si� demonem, z chwil� gdy staje si� bogiem". Ta przeciwwaga wydaje mi si� niezb�dnym zabezpied. czeniem. Je�eli j� zignorujemy, prawda, �e B�g jest mi�o�ci�, mo�e podst�pnie przyj�� dla naznaczenie odwrotne: �e mi�o�� jest Bogiem. S�dz�, �e ka�dy, kto my�la� na ten temat, zroe zumie, co Denis de Rougemont mia� na my�lh Ka�da ziemska mi�o�� w swym kulminacyjnyrfc rozkwicie chce ro�ci� sobie prawo do Boskiego autorytetu. Jej g�os usi�uje brzmie� jak wola samego Boga. M�wi nam, �e nie nale�y si� liczy� z ofiarami, domaga si� od nas ca�kowiteg� oddania, stara si� prze�cign�� wszelkie innQ pragnienia, insynuuje, �e ka�dy czyn szczerzer pope�niony ,,z mi�o�ci" jest tym samym legalny, a nawet chwalebny. Wiemy wszyscy, �$ mi�o�� erotyczna i mi�o�� ojczyzny mog� w ten w�a�nie spos�b usi�owa� .,sta� si� bogami". Ala przywi�zania rodzinne mog� czyni� to samo,I przyja��, cho� w odmienny spos�b, r�wnie� Nie b�d� si� zatrzymywa� na tym zagadnieniugdy� w nast�pnych rozdzia�ach spotkamy si� z nim cz�sto. Nale�y podkre�li�, �e przyrodzone mi�o�ci stawiaj� te blu�niercze ��dania nie w�wczas. gdv znajduj� si� w stanie rozk�adu, lecz przeciwnie, w�wczas gdy s� w rozkwicie, gdy s� - tak jak nazywali to nasi dziadkowie - "czyste" i "szlachetne". Wyst�puje to najwyra�niej w dziedzinie Denis de Rougemont (ur. 1906) - pisarz szwajcarski, kierownik "Centre Burop�en de la Culture" w Genewie. 14 otycznej. Wierna i pe�na szczerego po�wi�cenia nami�tno�� przemawia do nas g�osem brzmi�cym jak g�os Boga. Czysto fizyczna i lekkomy�lna ��dza tego nie osi�gnie. B�dzie dzia�a�a roz�adowo na na�ogowc�w w rozmaity spos�b, ale W�a�nie nie w ten; czyny ludzkie mog� by� spowodowane tego rodzaju uczuciem, ale cz�owiek nie mo�e go szanowa�, tak samo jak drapi�c si� pe mo�e szanowa� �wierzbu. I Kiedy g�upia kobieta chwilowo pob�a�a rozmieszczonemu dziecku traktuj�c je jak �yw� lalk� (w fazie tej w�a�nie pob�a�a sama sobie), istnieje mniejsze prawdopodobie�stwo, �e pob�a�liwo�� ta ..stanie si� bogiem", ni� mo�e sta� si� nim �lepe, ca�kowite po�wi�cenie matki, kt�ra naprawd� "�yje dla swego syna". Wydaje mi si� r�wnie�, fe mi�o�� ojczyzny pobudzana przez piwo i d�te orkiestry ani jej ojc y�nie bardzo zaszkodzi, ani bardzo pomo�e. Prawdopodobnie wygaduje si� ca�kowicie w postawieniu jeszcze jednej kolejki przy��czeniu si� do ch�ralnego �piewu. rzeczywi�cie tego w�a�nie powinni�my si� spodziewa�. Nasze mi�o�ci nie roszcz� sobie prawo do bosko�ci dop�ty, dop�ki to roszczenie nie da si� pozornie s�uszne. A nie wyda si� ono nie s�uszne, dop�ki nie ma w nich prawdziwego podobie�stwa do Boga, do Samej Mi�o�ci, pope�niajmy tu omy�ek. Nasze mi�o�ci-dary posiadaj� naprawd� cechy bosko�ci, a te z nich, kt�re znaj� granic i s� niewyczerpanie hojne w daniu, posiadaj� najwi�cej tych Boskich cech. zystko, co poeci o nich m�wi�, jest prawda, rado��, energia, cierpliwo��, gotowo�� przezania, pragnienie dobra ukochanej istoty, to co jest rzeczywistym i wspania�ym obraze Bo�ego �ycia. Rozumiej�c to, s�usznie dzi� 15 kujemy Bogu, kt�ry da� tak� moc ludziom. Mo�emy s�usznie powiedzie�, i ka�dy to �atwozrozumie, �e ci, co bardzo kochaj�, "bliscy" s� Boga. Oczywi�cie jest to "blisko�� przez podobie�stwo". I sama przez si� nie wytwarza "blisko�ci zbli�enia". Podobie�stwo zosta�o nam da ne. Nie posiada ono koniecznego zwi�zku z tyr powolnym i bolesnym zbli�eniem si� do Bog�j kt�re musi by� naszym w�asnym (cho� w �adnym wypadku nie pozbawionym pomocy) zadaniem. A jednak podobie�stwo jest czym� wspaniaiynfi ! I dlatego mo�emy omy�kowo wzi�� podobie�stwo za to�samo��. Mo�emy ob-darzy� nasze ludz j kie mi�o�ci tym bezgranicznym oddaniem, jakie winni�my tylko Bogu. W�wczas staj� si� bogami; w�wczas staj� si� demonami. W�wczas znisti cz� nas, a r�wnie� same siebie. Bo przyrodzone mi�o�ci, kt�rym pozwolono sta� si� bogami, przestaj� by� mi�o�ciami. Tak si� je w dalszym ciHB gu nazywa, ale mog� si� sta� skomplikowanymi ] formami nienawi�ci. Nasze mi�o�ci-potrzeby mog� by� �ar�oczne, wymagaj�ce, ale nie d��� do tego, by sta� sjg bogami. Nie mog� si� na to wa�y�, gdy� (przeje podobie�stwo) nie s� dostatecznie bliskie Bog Wynika z tego, �e nie powinni�my si� przy��cza� ani do tych, co ba�wochwalczo wielbi� ludzk� mi�o��, ani do tych, co j� "odbr�zowiaj�W Ba�wochwalcze uwielbienie mi�o�ci erotyczne i "rodzinnego przywi�zania" by�o wielkim b�. dem literatury XIX wieku. Browning, Kingsley i Patmore przemawiaj� czasami t� Robert Browning (1812-1889) - wybitny poeta ang. epoki wiktoria�skiej. Charles Kingsley (1819-1875) - powie�ciopisarz ang., zwolennik socjalizmu chrze�cija�skiego Coventry Patmore (18231896) - poeta ang. 16 Bby uwa�ali, �e zakochanie a u�wi�cenie siebie - to to samo; powie�ciopisarze przeciwstawiaj� zwykle "�wiatu" nie kr�lestwo niebieskie, tO dom rodzinny. My prze�ywamy reakcj� przeciwko temu. Odbr�zowiacze wiele z tych pochwa�, kt�re ich ojcowie wyg�aszali na cze�� mi�o�ci, nazywaj� bzdur� i sentymentalizmem. Wyci�gaj� oni zawsze na wierzch i wystawiaj� na pokaz ob�ocone korzenie, z kt�rych wyrastaj� nasze przyrodzone mi�o�ci. Uwa�am, �e nie powinni�my s�ucha� ani "przem�drza�ych, ani przyg�upich olbrzym�w". Bo najwy�sze na najni�szym wznosi si� i opiera. Ro�lina musi mie� w dole korzenie i w g�rze s�oneczne �wiat�o, a korzenie musz� by� ob�ocone. Ca�e to b�oto to przewa�nie zwyk�a ziemia, trzeba j� tylko pozostawi� w ogrodzie, a nie ci�gle rozsypywa� po bibliotecznym stole. Ludzkie mi�o�ci mog� by� wspania�ym obrazem mi�o�ci Bo�ej. Nie mniej ni� obrazem, ale te� i nie wi�cej. To podobie�stwo mo�e w jednym wypadku pom�c, a w drugim przeszkodzi� zbli�eniu si� do Boga. A czasem w og�le nie wywiera �adnego wp�ywu. Rozdzia� li -upodobANIA I ZAMI�OWANIA DO �WIATA MATERIALNEGO! Wi�kszo�� ludzi nale��cych do mojego pokolenia by�a w dzieci�stwie karcona za takie powiedzenie jak: "Kocham" poziomki, a niekt�rzy ludzie szczyc� si� tym, �e j�zyk angielski ma dwa czasowniki: "lubi�" (like) i "kocha�" (love), a francuski tylko jeden "kocha�" (aimer) dla wyra�enia tych obu poj��. W wielu innych j�zykach spotykamy to samo zjawisko, co w j�zyku francuskim. Wyst�puje ono r�wnie� bardzo cz�sto we wsp�czesnej potocznej mowie angielskiej. Liczni m�wcy, cho�by nie wiem jak pedantyczni i pobo�ni, u�ywaj� codziennie s�owa "kocham" m�wi�c o jedzeniu, sporcie, zawodzie. Bo naprawd� istnieje jakie� powi�zanie mi�dzy zwyk�ym lubieniem rzeczy a nasz� mi�o�ci� do ludzi. Poniewa� "najwy�sze na najni�szym wznosi si� i opiera", musimy zaczyna� od podstaw, od prostego faktu, �e co� lubimy, a skoro "lubi�" co�, oznacza odczuwa� z jego powodu przyjemno��, musimy zacz�� od przyjemno�ci. Ju� dawno temu odkryto, �e przyjemno�ci mo�na podzieli� na dwa rodzaje: na te, kt�re nie by�yby przyjemno�ciami, gdyby ich nie poprzedza�o pragnienie, i te, kt�re s� przyjemno�ciami samymi w sobie i nie -potrzebuj� tego rodzaju wst�pu. Przyk�adem pierwszych by�by �yk wody. To naprawd� przyjemno��, kiedy si� jest sprag 18 nionym, i nawet wielka, kiedy si� jest bardzo spragnionym. Ale prawdopodobnie nikt na �wiecie nie nala�by sobie i nie wypi� szklanki wody - chyba z rozkazu lekarza lub dla ugaszenia pragnienia - po prostu dla samej uciechy. Przyk�adem drugich by�aby przyjemno�� w�chu, przypadkowa i niespodziewana: zapach pola �ubinu lub grz�dki groszk�w, kt�ry nas owiewa na rannym spacerze. Zanim to nast�pi�o, nic nam nie brakowa�o, byli�my zupe�nie zadowoleni, ta przyjemno��, czasem bardzo du�a, jest czym�, o co nie zabiegali�my, jakim� dodatkowym -darem. Cytuj� tu bardzo proste przyk�ady gwoli jasno�ci, istnieje oczywi�cie w tej dziedzinie mn�stwo zr�nicowa�. Je�li spodziewali�my si� szklanki wody (kt�ra by nas zupe�nie zadowoli�a), a dadz� nam kawy lub piwa, wtedy odczuwamy jednocze�nie pierwszy rodzaj przyjemno�ci (ugaszenie pragnienia) i drugi (mi�y smak). Lecz na��g mo�e zmieni� to, co by�o kiedy� przyjemno�ci� drugiego rodzaju, w przyjemno�� pierwszego. Dla cz�owieka wstrzemi�liwego okoliczno�ciowe wypicie kieliszka wina jest rozkosz� - tak jak zapach pola �ubinu. Ale alkoholikowi, kt�rego podniebienie i system trawienny zosta�y ju� od dawna zniszczone, �aden nap�j nie sprawia innej przyjemno�ci pr�cz tej, �e gasi niezno�ne pragnienie. Je�eli w og�le mo�e on jeszcze rozr�nia� smaki, nie smakuje mu to, co pije, ale wszystko jest lepsze od m�ki trze�wo�ci. Pomimo jednak rozmaitych odmian i kombinacji r�nica mi�dzy obu rodzajami przyjemno�ci pozostaje dosy� jasna. Mo�emy je nazwa� przyjemno�ciami, kt�rych �r�d�em jest zaspokojenie -potrzeb, i przyjemno�ciami, kt�re p�yn� z oceny zjawisk. Ka�demu rzuci si� w oczy podobie�stwo 19 zachodz�ce pomi�dzy przyjemno�ciami-potrzebami a mi�o�ciami-potrzebami, o kt�rych by�a mowa w poprzednim rozdziale tej ksi��ki. Wyzna�em w nim, jak wiadomo, �e musia�em si� opiera� ch�ci poni�ania mi�o�ci-potrzeby, a nawet ch�ci stwierdzenia, �e nie jest ona wcale mi�o�ci�. W danym wypadku wiele os�b mo�e ulec przeciwnej tendencji. Bardzo �atwo by�oby rozp�ywa� si� w pochwa�ach przyjemno�ci-potrzeb, a krzywi� na przyjemno�ci-upodobania. Te pierwsze s� takie naturalne (to s�owo posiada magiczne w�a�ciwo�ci), takie -potrzebne, tak chronione przed nadu�yciami w�a�nie dzi�ki swej przyrodzono�ci; te drugie nie-potrzebne, otwieraj� drzwi na o�cie� przed wszystkimi rodzajami zbytk�w i na�og�w. Je�liby nam brakowa�o materia��w w tej dziedzinie, wystarczy�oby si�gn�� do dzie� stoik�w, a trysn�oby bogate �r�d�o. Ale w tych naszych badaniach musimy zawsze starannie unika� zajmowania przedwcze�nie jakiego� stanowiska tak w dziedzinie moralno�ci, jak i oceny zjawisk. Ludzki rozum woli zazwyczaj chwali� i gani�, ni� opisywa� i definiowa�. Z ka�dej r�nicy chce zrobi� r�nic� warto�ci i st�d pochodz� te fatalne krytyki, kt�re nie potrafi� nigdy wskaza� na odmienne walory dw�ch poet�w nie ustawiwszy ich wpierw w odpowiednim szyku, zale�nie od w�asnego -upodobania, jak gdyby ci poeci byli kandydatami do jakiej� nagrody. Nie powinni�my robi� nic podobnego, gdy chodzi o przyjemno�ci. Rzeczywisto�� jest na to zbyt skomplikowana. Przestrzega nas przed tym fakt, �e kiedy przyjemno�ci-upodobania wypaczaj� si� i przekszta�caj� w na�ogi, staj� si� przyj emno�ciami-potrzebami. Dla nas w ka�dym razie wa�no�� tych dw�ch 20 rodzaj�w przyjemno�ci zale�y od tego, w jakim stopniu s� one zapowiedzi� charakterystycznych cech naszych "mi�o�ci" (we w�a�ciwym znaczeniu tego s�owa). Spragniony cz�owiek, kt�ry w�a�nie wypi� kubek wody, mo�e powiedzie�: "Bo�e! Jak mi si� chcia�o pi�!" Tak mo�e r�wnie� m�wi� alkoholik, kt�ry wychyli� "jednego". Cz�owiek przechodz�cy podczas rannego spaceru obok grz�dy groszk�w powie raczej: "Jaki cudny jest ten zapach". Znawca po pierwszym hau�cie s�ynnego czerwonego wina mo�e r�wnie� powiedzie�: "To jest wspania�e wino". Gdy wchodz� w gr� przyjemno�ci-potrzeby, sk�aniamy si� raczej do twierdzenia tycz�cego naszej osoby i u�ywamy czasu przesz�ego, gdy wchodz� w gr� przyjemno�ci-upodobania sk�aniamy si� raczej do twierdze� tycz�cych danego obiektu i u�ywamy czasu tera�niejszego. Szekspir okre�li� zaspokojenie tyranizuj�cej nas ��dzy w tych s�owach: Wstr�t wstrz�sa twym cia�em, Ledwie� j� za�y�, gonisz j� szalenie, A dogoniwszy, gardzisz z r�wnym sza�em. Najprostsza, najniezb�dniejsza z przyjemno�ci-potrzeb odznacza si� jak�� podobn� cech�, w minimalnym oczywi�cie stopniu. Raz zaspokojone, nie wzbudzaj� one wprawdzie uczucia pogardy, ale "zamieraj� w nas" nies�ychanie szybko i ca�kowicie. Kurek i kubek s� czym� bardzo cennym, w chwili gdy po skoszeniu trawnika wracamy do domu gin�c z pragnienia, sze�� sekund p�niej przestaj� by� przedmiotem naszego zainteresowania. Zapach sma�eniny jest czym� zupe�nie odmiennym przed i po �niadaniu. I niech Sonet CXXIX, przek�ad Jana Kasprowicza. 21 mi czytelnik wybaczy cytowanie najdrastyczniejszego przyk�adu, czy� urok s�owa "Dla pan�w", umieszczonego na drzwiach w obcym mie�cie, nie wzbudzi w danej chwili w niejednym z nas rado�ci godnej niemal, by j� uczczono poetyck� strof�. Przyjemno�ci-upodobania s� ca�kiem inne. Wzbudzaj� w nas nie tylko poczucie, �e co� rzeczywi�cie zadowoli�o nasze zmys�y, ale tak�e poczucie, �e jaka� rzecz s�usznie ��da naszego uznania, bo takie uznanie jej si� nale�y. Znawca nie tylko cieszy si� czerwonym winem, tak jakby si� cieszy� grzej�c przy ogniu zmarzni�te nogi. Czuje on, �e oto znalaz� wino, kt�re warte jest baczniejszej uwagi, odpowiada ono bowiem wymogom tradycji i umiej�tno�ci, kt�re si� z�o�y�y na jego powstanie, i latom treningu, kt�re przygotowa�y podniebienie pij�cego do oceniania go. W tej postawie jest nawet przeb�ysk altruizmu. Znawca chce, by wino to zabezpieczono i przechowywano w odpowiednich warunkach nie tylko dla jego osobistej satysfakcji. Nawet na �o�u �mierci, wiedz�c, i� nie b�dzie ju� nigdy pi� wina, by�by przera�ony na my�l, �e ten rocznik m�g�by zosta� wylany, ulec zepsuciu lub �e b�d� go spija�y gamonie (takie jak ja) nie umiej�ce rozr�ni� dobrego czerwonego wina od z�ego. To samo si� dzieje z cz�owiekiem, kt�ry przechodzi obok kwitn�cego groszku. Nie tylko podoba mu si� jego wo�, ale czuje, �e ta wo� jako� zas�uguje na to, by si� podoba�. Gdyby przeszed� i nie zauwa�y� jej, nie ucieszy� si� ni�, robi�by sobie z tego wyrzuty. Dowodzi�oby to bowiem t�poty, braku wra�liwo�ci. Wielka szkoda, �eby co� r�wnie pi�knego zmarnowa�o si� natrafiwszy na niego. B�dzie pami�ta� latami t� rozkoszn� chwil�. B�dzie mu przykro, kiedy pos�yszy, �e ogr�d, ko�o kt�rego przechodzi�, poch�on�y kina, gara�e, nowe uliczki. Z punktu widzenia naukowego oba rodzaje przyjemno�ci s� bez w�tpienia uzale�nione od naszego organizmu. Ale przyjemno�ci-potrzeby g�osz� dono�nie o swojej zale�no�ci nie tylko od ludzkiego cia�a, ale i od stanu, w jakim si� ono chwilowo znajduje, i poza t� zale�no�ci� nie posiadaj� dla nas znaczenia, nie interesuj� nas wcale. Te obiekty, kt�re s� dla nas �r�d�em przyjemno�ci-upodobania wzbudzaj� w nas irracjonalne lub nieirracjonalne poczucie, �e nale�y im si� nasza uwaga, pochwa�a, �e powinni�my si� nimi delektowa�. "Grzechem by�oby cz�stowa� Lewisa takim bordeaux" - m�wi ekspert win. "Jak pan mo�e przechodzi� ko�o ogrodu i nie zwr�ci� uwagi na ten zapach?" - pytamy. Nie odczujemy nigdy nic podobnego w stosunku do przyj emno�ci-potrzeb, nigdy nie b�dziemy zarzuca� sobie ani innym, �e odczuwaj�c pragnienie przeszli�my ko�o studni i nie napili�my si� wody. Spos�b, w jaki przyjemno�ci-potrzeby s� zapowiedzi� naszych mi�o�ci-potrzeb, wydaje si� ca�kiem jasny. Gdy chodzi o te drugie, patrzymy na osob� kochan� zale�nie od naszych -potrzeb, tak jak cz�owiek spragniony patrzy na kran z wod� lub alkoholik na szklank� d�inu. I mi�o��-potrzeba, tak jak przyjemno��-potrzeba, nie potrwa d�u�ej ni� owa -potrzeba. Na szcz�cie nie oznacza to, �e wszystkie przywi�zania, kt�rych pocz�tkiem jest mi�o��-potrzeba, s� rzecz� przej�ciow�. Sama -potrzeba mo�e by� sta�a, mo�e si� powtarza�. Inny rodzaj mi�o�ci mo�e by� zaszczepiony na pod�o�u mi�o�ci-potrzeby. Zasady moralne (wierno�� ma��e�ska, synowski pietyzm, wdzi�czno�� i temu podobne) mog� podtrzymywa� te przywi�zania przez ca�e �ycie. Ale je�li pozostawimy mi�o��-potrzeb� bez �adnej pomocy, trudno b�dzie wymaga�, �eby "w nas nie zamar�a", gdy -potrzeba wyga�nie. Dlatego w�a�nie �wiat rozbrzmiewa skargami matek, zaniedbywanych przez doros�e dzieci, i porzuconych kochanek, bo mi�o�� ich kochank�w by�a wy��cznie mi�o�ci�-potrzeb�, obecnie ju� przez nie zaspokojon�. Nasza mi�o��-potrzeba Boga to inne zagadnienie, nie mo�e ona w nas zamrze�, bo b�dziemy Go zawsze -potrzebowali na tym i na tamtym �wiecie. Ale nasza �wiadomo�� tej -potrzeby mo�e zamrze�, i w�wczas zamiera r�wnie� mi�o��-potrzeba. "Diabe� jest znudzony, diabe� - niedosz�y mnich". Nie ma powodu okre�la� s�owem hipokryzja kr�tkotrwa�ej pobo�no�ci tych; kt�rych religijno�� zanika, z chwil� gdy si� wydostan� ,,z niebezpiecze�stw, niedostatk�w i trosk". Dlaczego nie mieliby by� szczerzy? Byli zrozpaczeni i g�o�no wrzeszczeli o pomoc. Kt� by tego nie zrobi�? Czego zapowiedzi� s� przyjemno�ci-upodobania, nie da si� tak �atwo zdefiniowa�. Przede wszystkim s� one punktem wyj�ciowym wszystkich naszych dozna� w dziedzinie pi�kna. Niepodobna wytyczy� granicy, poni�ej kt�rej tego rodzaju przyjemno�ci mo�na nazwa� "zmys�owymi", a powy�ej "estetycznymi". Doznania eksperta oceniaj�cego czerwone wino zawieraj� ju� pierwiastki skupienia, zdolno�ci s�dzenia, zdyscyplinowanej spostrzegawczo�ci, kt�rych nie mo�na nazwa� zmys�owymi; doznania muzyka zawieraj� jeszcze pierwiastki, kt�re mo�na by okre�li� jako zmys�owe. Nie ma tu granicy, przeciwnie, istnieje nieprzerwana ci�g�o�� mi�dzy zmys�ow� przyjemno�ci�, spowodowan� zapachami w ogrodzie, a rozkoszowaniem si� okolic� (czyli jej pi�knem) jako ca�o�ci�, a nawet rozkoszowaniem si� malarstwem lub poezj� zwi�zanymi z ni�. Jak ju� stwierdzili�my tkwi w tych przyjemno�ciach od samego pocz�tku jaki� odcie� lub zapowied� bezinteresowno�ci czy zach�ta do niej. W dziedzinie przyjemno�ci-potrzeb mo�emy, oczywi�cie do pewnego stopnia, wykaza� znacznie wi�ksz� bezinteresowno��, altruizm, i to w spos�b heroiczny; przecie� to kubek wody ofiarowa� Sidney . sam ranny, umieraj�cemu �o�nierzowi. Ale nie tego rodzaju bezinteresowno�� mam teraz na my�li. Sidney kocha� swego bli�niego. Ale nawet w najni�szym stadium przyjemno�ci-upodoba� i potem w miar� jak dorastaj� do pe�nej oceny ka�dego pi�kna, tkwi co�, czego nie mo�emy inaczej nazwa� jak mi�o�ci� danego obiektu i nie umiemy inaczej okre�li� jak bezinteresowno�ci�. To w�a�nie uczucie powstrzyma�oby cz�owieka od zniszczenia cennego obrazu, nawet gdyby by� ostatnim cz�owiekiem na ziemi i wiedzia�, �e zaraz umrze; ono ka�e si� nam cieszy� z nie tkni�tych siekier� las�w, kt�rych nigdy nie zobaczymy, i troszczy� si� o to, czy ogr�d lub pole �ubinu b�d� nadal istnia�y. Nie tylko lubimy te rzeczy, ale jeszcze stwierdzamy, przyw�aszczaj�c sobie na chwil� Boskie prerogatywy, �e s� "bardzo dobre". I tu nasza zasada zaczynania od rzeczy najni�szych, na kt�rych najwy�sze wznosi si� i opiera, zaczyna si� op�aca�. Wykaza�a mi ona jednak pewn� luk� w naszej klasyfikacji mi�o�ci-potrze Sir Philiip Sidney (1554-1586) - wybitny poeta epoki el�bieta�skiej, polityk, �o�nierz. by i mi�o�ci-daru. W mi�o�ci istnieje jeszcze trzeci sk�adnik nie mniej wa�ny od tamtych, kt�rego zapowiedzi� s� nasze przyjemno�ci-upodobania. Stwierdzenie, �e dany obiekt jest "bardzo dobry", uwaga (niemal ho�d), kt�r� go ob-darzamy, jakby sp�acaj�c jaki� d�ug, pragnienie, �eby si� osta� i by� nadal, czym jest, nawet je�liby�my nigdy nie mieli z niego korzysta� - to wszystko mo�e tyczy� nie tylko rzeczy, ale i ludzi. W odniesieniu do kobiety nazywamy to admiracj�, do m�czyzny - kultem bohatera, do Boga - po prostu uwielbieniem. Mi�o��-potrzeba to g�os naszego ub�stwa wo�aj�cy do Boga; mi�o��-dar pragnie s�u�y� Bogu, a nawet cierpie� dla Niego, mi�o��-upodobanie powiada: "Dzi�ki Ci czynimy dla wielkiej chwa�y Twojej". Mi�o��-potrzeba m�wi o kobiecie: "Nie mog� bez niej �y�"; mi�o��-dar pragnie da� jej szcz�cie, otoczy� wygodami i opiek�, i - je�li to mo�liwe - dobrobytem; mi�o��-upodobanie przygl�da si� w ciszy i w milczeniu, cieszy si�, �e takie cudo istnieje, nawet je�li nie jest ono osi�galne, nie odczuwa ca�kowitego przygn�bienia, gdy je traci, bo lepiej traci�, ni� nigdy nie spotka�. Zabijamy po to, by przeprowadza� dok�adn� sekcj�. W realnym �yciu, chwa�a Bogu, te trzy sk�adniki mi�o�ci ��cz� si� z sob� i co chwila wyst�puj� kolejno. Mo�e �aden z nich, pr�cz mi�o�ci-potrzeby, nie istnieje sam, w stanie "chemicznie" czystym d�u�ej ni� przez kilka sekund. Mo�e dzieje si� tak dlatego, �e nic w nas nie jest w tym �yciu trwa�e pr�cz naszego niedostatku. Na dwa kszta�ty mi�o�ci, kt�rych przedmiotem nie jest osoba, musimy zwr�ci� specjaln� uwag�. 26 Dla niekt�rych, mo�e zw�aszcza spo�r�d Anglik�w i Rosjan, to co nazywamy "mi�o�ci� przyrody", jest uczuciem sta�ym i powa�nym. Mam tu na my�li t� mi�o�� przyrody, kt�ra nie mo�e by� po prostu adekwatnie sklasyfikowana jako przyk�ad naszego umi�owania pi�kna. Oczywi�cie w przyrodzie jest du�o rzeczy pi�knych: drzewa, kwiaty, zwierz�ta. Ale mi�o�nicy przyrody, kt�rych mam na my�li, niewiele si� troszcz� o indywidualne pi�kno tego rodzaju obiekt�w. Cz�owiek, kt�ry to czyni, przeszkadza im. W ich w��cz�gach pe�en entuzjazmu botanik okazuje si� okropnym towarzyszem. Ci�gle si� zatrzymuje i chce zwr�ci� ich uwag� na r�ne szczeg�y. Nie szukaj� oni r�wnie� "widok�w" ani "pejza�u". Wordsworth , ich rzecznik, energicznie to pot�pia. Prowadzi to bowiem do "por�wnywania jednych malowniczych krajobraz�w do drugich", do ..cackania si�" z nik�ymi r�nicami "barw i proporcji". Gdy si� cz�owiek oddaje tej krytycznej i dyskryminacyjnej dzia�alno�ci, zapomina, wymyka mu si� to, co naprawd� jest wa�ne, "nastroje godzin p�r roku", "dusza" danej miejscowo�ci. Oczywi�cie Wordsworth ma s�uszno��. I dlatego je�li si� kocha przyrod� w ten spos�b co on, malarz pejza�ysta jest na �wie�ym powietrzu jeszcze gorszym towarzyszem od botanika. Wa�ny jest "nastr�j", wa�na jest "dusza". Mi�o�nicy przyrody chc� jak najpe�niej wch�ania� to, co przyroda ma im - �e si� tak wyra�� - do powiedzenia w danej godzinie i miejscu. Rzucaj�ce si� w oczy bogactwo, wdzi�k i har William Wordsworth (1770-1850) - poeta ang., przedstawiciel romantycznej szko�y lakist�w, piewca przyrody. 27 monia pewnych krajobraz�w nie s� dla tych ludzi cenniejsze ni� ponuro��, surowo��, monotonia, gorzka i wizjonerska pos�pno�� innych. Nawet brak charakterystycznych cech wzbudza w nich odd�wi�k. Jest to bowiem jeszcze jedna wypowied� przyrody. Otwieraj� swe serca na przyj�cie wszystkich specyficznych cech ka�dego krajobrazu, o ka�dej godzinie dnia. Chc� je wch�on��, chc� cali nasi�kn�� ich barw�. Te prze�ycia by�y, jak wiele innych, chwalone pod niebiosa w wieku XIX, a teraz s� przez wsp�czesnych pot�piane. Trzeba przyzna� odbr�zowiaczom, �e Wordsworth m�wi wiele g�upstw na ten temat, gdy przemawia nie jako poeta, a jako filozof czy pseudofilozof. G�upio jest wierzy� nie maj�c na to dowod�w, �e kwiaty ciesz� si� swoj� woni�, a jeszcze g�upiej nie doda�, �e je�liby to by�o prawd�, kwiaty odczuwa�yby nie tylko rado��, ale i b�l. Niewielu ludzi nauczy�o si� filozofii moralnej dzi�ki "natchnieniu p�yn�cemu z wiosennego lasu". A gdyby si� nauczy�o, nie by�aby to tego rodzaju filozofia, kt�ra by si� podoba�a Wordsworthowi. Mog�aby by� filozofi� bezlitosnej rywalizacji. S�dz�, �e dla niekt�rych ludzi wsp�czesnych jest ni� w istocie. Kochaj� przyrod�, o ile przemawia do "ciemnych b�stw we krwi"; nie mimo, ale z powodu tego, �e p�e�, g��d i brutalna si�a dzia�aj� w przyrodzie bez lito�ci i wstydu. Je�eli we�miemy sobie przyrod� za mistrza, nauczy nas dok�adnie tego, czego ju� uprzednio postanowili�my si� nauczy�. Czyli innymi s�owy - niczego nas nie nauczy. Tendecja obierania sobie przyrody za mistrza jest oczywi�cie �atwa do zaszczepienia na gruncie owych prze 28 �y�, kt�re nazywamy mi�o�ci� przyrody. Ale jest to tylko szczepionka. Cho� ulegamy "nastrojom" i "duchowi" przyrody, nie zawieraj� one dla nas wskaz�wek moralnych. Napotykamy na porywaj�c� weso�o��, przyt�aczaj�c� wielko��, ponur� rozpacz. R�bmy z nimi, co mo�emy, je�eli w og�le musimy co� z tym robi�. "Patrz! S�uchaj! Uwa�aj!" - oto jedyny rozkaz, jaki daje nam przyroda. Fakt, �e �w rozkaz jest tak cz�sto b��dnie interpretowany i pobudza ludzi do stwarzania teologii, panteologii i antyteologii (wszystkim im mo�na zada� k�am), nie dotyczy w szczeg�lno�ci samego sedna prze�ycia. Mi�o�nicy przyrody - tak wyznawcy Wordswortha jak i ludzie z "ciemnymi b�stwami we krwi" - opieraj� na niej swoj� ikonografi�, mow� obraz�w. Nie mam na my�li wy��cznie obraz�w wizualnych, obrazami tymi s� w�a�nie "nastroje" i "duch" przyrody, pot�ne przyk�ady l�ku, pos�pno�ci, weso�o�ci, ��dzy, niewinno�ci, czysto�ci. Ka�dy cz�owiek mo�e w nie przybra� swoj� w�asn� wiar�. Teologii i filozofii musimy si� nauczy� gdzie indziej (cz�sto uczymy si� jej od teolog�w i filozof�w, co nie powinno nikogo zbytnio zadziwia�). Kiedy m�wi� o "przybraniu" naszej wiary w takie obrazy, nie my�l� bynajmniej o czerpaniu z przyrody metafor czy podobie�stw, jak to robi� poeci. Mog�em r�wnie dobrze u�y� s��w "wype�ni�" lub "wcieli�", zamiast "przybra�". Gdyby nie wp�yw przyrody, wielu ludzi i ja mi�dzy nimi, nie potrafi�oby nape�ni� tre�ci� s��w, kt�rych musimy u�ywa�, wyznaj�c nasz� wiar�. Przyroda nie nauczy�a mnie nigdy istnienia Boga pe�nego chwa�y i niesko�czonego majestatu. Do tego musia�em doj�� innymi drogami. Ale przyroda nada�a znaczenie s�owu "majestat" i do 29 prawdy dot�d nie wiem, w jakiej innej dziedzinie m�g�bym tego znaczenia szuka�. "Boja��" Bo�a oznacza�aby prawdopodobnie dla mnie zawsze tylko najprymitywniejszy wysi�ek zachowania ostro�no�ci, gdybym nie by� widzia� z�owrogich rozpadlin i turni nie do zdobycia. Gdyby przyroda nie wzbudzi�a we mnie pewnych okre�lonych t�sknot, ca�a wielka dziedzina tego, co dzi� "nazywam "mi�o�ci�" Bo��, nie istnia�aby nigdy dla mnie. Fakt, �e chrze�cijanin mo�e si� w ten spos�b posi�kowa� przyrod�, nie jest oczywi�cie ani cieniem dowodu, �e chrze�cija�stwo to prawda. Ci, co si� znajduj� we w�adaniu "ciemnych b�stw", mog� si� ni� przypuszczalnie r�wnie� pos�ugiwa� we w�asnym credo. W tym s�k. Przyroda nie uczy. Prawdziwa filozofia mo�e czasem uzasadni� zjawisko przyrody, zjawisko przyrody nie mo�e uzasadni� filozofii. Przyroda nie potwierdza �adnych teologicznych czy metafizycznych tez (albo nie w spos�b, kt�ry bierzemy tu pod uwag�); pomaga jednak zrozumie�, co one znacz�. I, je�li chodzi o chrze�cija�skie przes�anki, bynajmniej nieprzypadkowo. Mo�na oczekiwa�, �e stworzony majestat przywiedzie nam na my�l nie stworzony, gdy� jeden pochodzi od drugiegvo i jest w pewien spos�b jego odbiciem. W pewien spos�b. Ale mo�e nie tak bezpo�redni i prosty, jak si� nam pocz�tkowo wydaje. Fakty, kt�rymi operuj� mi�o�nicy przyrody nale��cy do odmiennej szko�y my�lenia, s� oczywi�cie r�wnie� faktami; istniej� robaki w brzuchu, tak jak istniej� pierwiosnki w lesie. Je�li sp�bujemy pogodzi� ze sob� te zjawiska alb" o wykaza�, �e nie -potrzebuj� pogodzenia, odwracamy si� od bezpo�rednich prze�y� zwi�zanych z przyrod� w stron� metafi 30 zyki, teodycei czy czego� podobnego. Mo�e to by�oby i rozs�dne, ale uwa�am, �e nie nale�y tego miesza� z mi�o�ci� przyrody. P�ki znajdujemy si� na tej p�aszczy�nie, p�ki usi�ujemy m�wi� o tym, co przyroda nam bezpo�rednio "powiedzia�a", musimy si� tej p�aszczyzny trzyma�. Ogl�dali�my obraz majestatu. Nie powinni�my si� stara� o wynalezienie bezpo�redniej drogi wiod�cej t�dy i dalej do rosn�cej znajomo�ci Boga. Droga taka urywa si� prawie natychmiast. Zag�uszaj� j� l�ki i tajemnice, ca�a g��bia Bo�ych zamys��w, ca�a gmatwanina historii wszech�wiata. Nie mo�emy si� przez to przebi�; nie t�dy droga. Musimy zrobi� detour. Opu�ci� wzg�rza i lasy i powr�ci� do naszych pracowni, do ko�cio�a, do Pisma �wi�tego, musimy ukl�kn��. W przeciwnym bowiem razie umi�owanie przyrody zacznie si� zamienia� w religi� przyrody. A to nas doprowadzi je�li nie do "ciemnych b�stw", to do wielu niedorzeczno�ci. Ale nie -potrzebujemy oddawa� na pastw� odbr�zowiaczom naszej mi�o�ci przyrody, mi�o�ci zdyscyplinowanej i ograniczonej, jak ju� wy�ej wspomnia�em. Przyroda nie mo�e zaspokoi� pragnie�, kt�re wznieca, ani odpowiedzie� na teologiczne pytania, ani nas u�wi�ci�. Nasza prawdziwa w�dr�wka do Boga stale wymaga odwracania si� do niej plecami: z p�l o�wieconych blaskiem jutrzenki przechodzimy do dusznego ma�ego ko�cio�a albo (mo�e) idziemy do pracy w jakiej� parafii po�o�onej na East End. Ale mi�o�� przyrody bywa cennym, a dla niekt�rh ludzi niezb�dnym wst�pem. Nie-potrzebnie powiedzia�em: bywa. Ci, co ograniczaj� do tego mi�o�� przyrody, to chyba : ci, w sercach kt�rych d�ugo si� utrzymuje. 31 I tak w�a�nie by� powinno. Je�li ta mi�o�� pretenduje do roli religii, zaczyna stawa� si� bogiem - czyli demonem. A demony nigdy nie dotrzymuj� swoich obietnic. Przyroda "zamiera" w sercach tych, kt�rzy usi�uj� �y� dla jej mi�o�ci. Coleridge sta� si� w ko�cu oboj�tny na jej wdzi�ki, Wordsworth lamentowa�, �e majestat jej znik�. Spr�bujmy odmawia� pacierz wczesnym rankiem w ogrodzie, �wiadomie nie zwracaj�c uwagi na ros�, ptaki, kwiaty, a wyjdziemy stamt�d oczarowani �wie�o�ci� i rado�ci�, id�my tam z zamiarem prze�ycia chwil zachwytu, a dziewi�� razy na dziesi�� po przekroczeniu pewnego wieku, nie doznamy niczego. Ale wr��my teraz do mi�o�ci ojczyzny. Tu maksyma Denisa de Rougemont nie -potrzebuje komentarzy, wszyscy wiemy, �e ta mi�o�� staje si� demonem, z chwil� gdy staje si� bogiem. Niekt�rzy doszli do wniosku, �e zawsze jest tylko demonem. W�wczas jednak musz� si� oni wyrzec po�owy wznios�ej poezji i po�owy heroicznych czyn�w, na kt�re zdoby�a si� nasza rasa; nie mog� nawet zachowa� s��w Chrystusa ubolewaj�cego nad Jerozolim�. On te� wykaza� mi�o�� dla swego kraju. Ustalmy sobie pewne granice naszych rozwa�a�, nie-potrzebny nam tu esej o mi�dzynarodowej etyce. Kiedy mi�o�� ojczyzny nabiera demonicznego charakteru, rodzi oczywi�cie z�e czyny. Niech inni bardziej kompetentni okre�l�, jakie czyny s� z�e w stosunkach mi�dzynarodowych. My zastanowimy si� nad samym uczuciem, ufaj�c, �e potrafimy rozr�ni� to, co w nim jest niewinne, od tego, co z�e, op�tane. Ani jedno, Samuel Taylw Coleridge (1772-1834) - poeta i krytyk ang., prekursor romantyzmu ang. ani drugie nie jest naprawd� motorem dzia�ania narod�w. Bo. prawd� m�wi�c, to rz�dy a nie narody dzia�aj� na terenie mi�dzynarodowym. Ob��dny patriotyzm podw�adnych (a ja pisz� tylko dla podw�adnych) u�atwia rz�dz�cym z�� dzia�alno��, zdrowy patriotyzm mo�e j� utrudni�; je�li rz�dz�cy s� �li, mog� za pomoc� propagandy doprowadzi� nasze uczucia do stanu op�tania po to, by uzyska� nasz� zgod� na w�asn� zbrodnicz� dzia�alno��. Je�li s� dobrzy, mog� dzia�a� odwrotnie. I to jest w�a�nie jedna z przyczyn, dla kt�rej my, osoby prywatne, musimy zwr�ci� piln� uwag� na to, czy nasza mi�o�� do ojczyzny jest czym� zdrowym czy chorobliwym. Dlatego o tym pisz�. Sprawdzianem tego, z jak bardzo r�norodnych uczu� mo�e si� sk�ada� patriotyzm, jest fakt, �e nikt nie wyra�a� go w spos�b bardziej dobitny ni� Kipling i Chesterton. Gdyby patriotyzm sk�ada� si� z jednego pierwiastka, tak odmienni ludzie jak obaj pisarze nie mogliby go r�wnocze�nie wychwala�. Naprawd� to zawiera on r�ne sk�adniki, z kt�rych mo�na zrobi� rozmaite mieszanki. Przede wszystkim istnieje mi�o�� w�asnego rodzinnego domu, miejsca, w kt�rym wzrastali�my, lub wielu miejsc, kt�re by�y kolejno naszymi rodzinnymi domami, i wszystkich miejsc po�o�onych w pobli�u i cho� troch� podobnych do naszego domu, mi�o�� do starych znajomych, do znanych widok�w, d�wi�k�w, zapach�w. Prosz� zauwa�y�, �e dla nas jest to, w najszerszym tego s�owa znaczeniu, mi�o�� do Anglii, Walii, Szkocji czy Ulsteru. Tylko cudzoziemcy lub politycy m�wi� o "Brytanii". Kiplingowskie s�owa: "Nie lubi� wrog�w mojego Imperium" brzmi� �miesznie i fa�szywie. Moje Imperium! Mi�o�� do danej miejscowo�ci ��czy si� z mi�o�ci� do pewnego typu �ycia, do piwa, herbaty, komink�w, poci�g�w z przedzia�ami, nie uzbrojonej policji i tak dalej, do lokalnego dialektu i (w nieco mniejszym stopniu) do naszego ojczystego j�zyka.. Przyczyny, dla kt�rych cz�owiek nie chce, by jego krajem rz�dzili cudzoziemcy - powiada Chesterton - s� bardzo podobne do przyczyn, dla kt�rych nie chce, by mu spalono dom: "nie w potrafi�bym nawet zacz��" wylicza� wszystkich rzeczy, kt�rych by mu zabrak�o. Trudno by�oby znale�� s�uszny punkt widzenia, z kt�rego mo�na by podobne uczucie pot�pi�. Jak rodzina daje .nam sposobno�� postawienia pierwszego kroku poza kr�g w�asnego egoizmu, tak to uczucie daje nam sposobno�� postawienia pierwszego kroku poza kr�g rodzinnego egoizmu. Oczywi�cie to nie czysta "caritas"; sk�ada si� na� mi�o�� "bli�niego" w lokalnym znaczeniu tego s�owa, nie "bli�niego" w znaczeniu religijnym. Ale ci, co nie kochaj� wsp�mieszka�c�w swojej wsi czy miasta, ludzi, kt�rych widz�, nie zaszli prawdopodobnie daleko na drodze mi�o�ci Cz�owieka, kt�rego nie widz�. Wszystkie naturalne przywi�zania - i to r�wnie� - mog� sta� si� rywalami mi�o�ci duchowej, ale mog� te� by� przygotowaniem, wst�pem do niej, treningiem (�e si� tak wyra��) duchowych musku��w, kt�rymi p�niej �aska pos�u�y si� do wy�szych cel�w; tak jak kobieta nia�czy w dzieci�stwie lalki, a p�niej dzieci. Mo�e si� na-darzy� sposobno�� wyrzeczenia si� tej mi�o�ci - wy�upania prawego oka. Ale na to -potrzeba przede wszystkim mie� oko, istota, kt�ra by go nie mia�a, a posiada�a zaledwie "�wiat�oczu�e miejsce", traci�aby na pr�no czas rozmy�laj�c nad tym surowym tekstem. Patriotyzm tego rodzaju nie jest oczywi�cie ani troch� agresywny. Chce tylko, by go zostawiono w spokoju. Staje si� wojuj�cy jedynie w�wczas, gdy broni tego, co kocha. W psychice ka�dego, kto ma cho� za grosz wyobra�ni, stwarza on dobr� postaw� wzgl�dem cudzoziemc�w. Jak�e mog� kocha� w�asny dom nie pojmuj�c, �e inni, r�wnie s�usznie, kochaj� swoje domy? Kiedy si� raz zrozumie, �e Francuzi lubi� cafe complet, tak jak my Anglicy jajka na boczku - no to szcz�� Bo�e, i niech im smakuje! Nie chcemy wcale, �eby wsz�dzie by�o tak samo jak u nas. Je�liby nie by�o r�nic, poj�cie "u nas" przesta�oby istnie�. Drugim sk�adnikiem jest specyficzna postawa wzgl�dem przesz�o�ci naszej ojczyzny. Mam tu na my�li tak� przesz�o��, jaka �yje w ludowej wyobra�ni: wielkie czyny naszych przodk�w. Na przyk�ad Maraton. Na przyk�ad Waterloo: "My, kt�rzy m�wimy j�zykiem Szekspira, musimy by� wolni lub umrze�." Przesz�o�� nak�ada zobowi�zania, ale i jednocze�nie daje pewno��: nie wolno nam spa�� poni�ej poziomu, kt�ry dla nas ustalili nasi ojcowie, a poniewa� jeste�my ich synami, istnieje nadzieja, �e do tego nie dopu�cimy. Uczucie to mo�e si� wylegitymowa� tak bezspornymi dokumentami jak zwyk�a mi�o�� do rodzinnego domu. Prawdziwa historia ka�dego kraju pe�na jest n�dznych, nawet haniebnych czyn�w. Bohaterskie opowie�ci, je�li b�dziemy je traktowali jako co� typowego, dadz� nam fa�szywe poj�cie o historii i same podlegaj� surowej historycznej krytyce. Wi�c, co za tym idzie, patriotyzm oparty na naszej pe�nej chwa�y przesz�o�ci jest gratk� dla odbr�zowiaczy. Wraz ze 35 wzrastaj�cym poziomem wiedzy nie mo�e lub te� mo�e przetrwa� dzi�ki �wiadomemu przymykaniu oczu. Ale kt� mo�e pot�pi� to, co sprawia, �e wielu ludzi w wielu wa�nych chwilach zachowa si� znacznie lepiej, ni�by si� zachowali b�z tej pomocy. S�dz�, �e mo�na czerpa� si�y z obrazu przesz�o�ci, nie b�d�c przeze� oszukanym, nie daj�c mu si� zwie�� ani nie nadymaj�c si� pych�. �w obraz staje si� niebezpieczny w tym w�a�nie dok�adnie stopniu, w jakim mylnie zast�puje powa�ne i systematyczne studia historyczne lub usi�uje by� ich namiastk�. Opowie�ci odgrywaj� najlepiej swoj� rol�, gdy si� je podaje i przyjmuje w�a�nie jako opowie�ci. Nie chc� przez to powiedzie�, �e trzeba si� do nich ustosunkowa� jak do zwyk�ej fikcji (przecie� niekt�re z nich s� prawdziwe). Ale nacisk nale�y po�o�y� na sam� opowie��, na obraz, kt�ry rozpala wyobra�ni�, na przyk�ad, kt�ry umacnia wol�. Ucze�, kt�ry si� tej opowie�ci przys�uchuje, powinien jako� czu� - cho� oczywi�cie nie potrafi tego sformu�owa� w s�owach - �e s�ucha sagi. Niech si� przejmuje poza murami szko�y - "czynami, kt�re zdoby�y Imperium", ale im rzadziej b�dzie to pomieszane z "lekcjami historii" lub nies�usznie uwa�ane za powa�n� analiz�, albo, jeszcze gorzej, za usprawiedliwienie polityki imperialistycznej - tym lepiej. Mia�em w dzieci�stwie ksi��k� pe�n� kolorowych obrazk�w, kt�ra si� nazywa�a: "Opowiadania o naszej wyspie". Tytu� ten wydawa� mi si� zawsze niezmiernie odpowiedni. Ksi��ka nie wygl�da�a bynajmniej na podr�cznik szkolny. Zastosowano tu wpajanie m�odym pewnych doktryn opartych na �wiadomie fa�szywej lub stronniczej historii, bohater 36 skie legendy podawane jako fakty z podr�cznika historii - to w�a�nie wydaje si� czym� truj�cym, bo na tym pod�o�u wyrasta pewien typ patriotyzmu szkodliwego, o ile trwa, cho� trudno mu przetrwa� w umy�le doros�ego wykszta�conego cz�owieka. W �lad za tym wkrada si� milcz�ce za�o�enie, �e inne narody nie maj� swoich bohater�w, a mo�e nawet wiara - na pohybel biologii - �e mo�emy dos�ownie "dziedziczy�" tradycj�. A to prowadzi nas nieuchronnie do czego�, co nosi czasem nazw� patriotyzmu. To co� nie jest ju� uczuciem, lecz przekonaniem, niezachwianym, nawet prostackim przekonaniem, �e nasz nar�d, kr�tko m�wi�c, ju� od dawna i nadal, znacznie przewy�sza wszystkie inne narody. Kiedy� o�mieli�em si� powiedzie� pewnemu duchownemu, g�osz�cemu tego typu patriotyzm: "Czy� nie m�wiono nam, �e ka�dy nar�d uwa�a swoich m�czyzn za najdzielniejszych, a swoje kobiety za najpi�kniejsze na �wiecie?" "Tak, ale w Anglii to jest prawd�" - odpar� z powag�, tak pe�n� namaszczenia, jakby odmawia� credo przy o�tarzu. To przekonanie nie zrobi�o oczywi�cie z mego przyjaciela �ajdaka (wieczny odpoczynek racz mu da� Panie), tylko bardzo zacnego os�a. Mo�e ona jednak zrobi� z ludzi os��w, kt�re kopi� i gryz�. W swoich kra�cowych, ob��kanych objawach mo�e si� zamieni� w rasizm pot�piony zar�wno przez chrze�cija�stwo, jak przez wiedz�. Dochodzimy wreszcie do czwartego sk�adnika. Je�li nasz nar�d jest o tyle lepszy od innych, mo�emy uwa�a�, �e ma obowi�zki lub prawa jakiej� istoty wy�szego rz�du w stosunku do nich. W wieku XIX Anglicy doszli ca�kiem powa�nie do tego przekonania: obowi�zkiem bia�ego cz�o 37 wieka jest cywilizowanie lud�w pierwotnych. "Tubylcy" - tak ich nazywali�my - byli naszymi pupilami, a my ich opiekunami z w�asnej nominacji. Nie by�a to tylko hipokryzja. Wy�wiadczyli�my im pewn� ilo�� dobrego. Ale nasz nawyk opowiadania, �e motywy Anglii w zdobywaniu imperium (lub motywy m�odzik�w szukaj�