9169
Szczegóły |
Tytuł |
9169 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9169 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9169 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9169 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dave Duncan
Opowie�ci o kr�lewskich fechtmistrzach tom 01 Poz�acany �a�cuch
Prze�o�y� Micha� Jakuszewski
Tytu� orygina�u: The Gilded Chain
Wersja angielska: 1998
Wersja polska: 2000
Ta ksi��ka jest dedykowana z wyrazami mi�o�ci mojemu wnukowi, Brendanowi Andiewowi Pressowi w nadziei, �e pewnego dnia sprawi mu rado��
Prolog
Wielki mistrz wygl�da� jeszcze starzej ni� dziedzic, lecz mia� w sobie pewn� twardo��, kt�rej nie z�agodzi� wiek, i wydawa�o si�, �e mieczem, kt�ry mia� u boku, nadal w�ada ze �mierteln� skuteczno�ci�. W jego spojrzeniu kry�a si� gwa�towno��, kt�rej ch�opiec nigdy dot�d u nikogo nie widzia�. Zdo�a� si� jednak nie wzdrygn��, gdy owe straszliwe, szare oczy skierowa�y si� na niego. Spojrza� w nie tak beznami�tnie, jak tylko potrafi�, zdecydowany ukry� niepok�j, od kt�rego kot�owa�y mu si� wn�trzno�ci. Gdy obaj m�czy�ni m�wili o nim, sta� w milczeniu, mi�tosz�c czapk� w d�oniach. Nigdy nie widzia�, by dziedzic traktowa� kogo� z tak bajeczn� uprzejmo�ci�. Schlebia� wielkiemu mistrzowi tak samo, jak g�siarka zwyk�a schlebia� jemu.
Ch�opiec spodziewa� si�, �e s�awny �elazny Dw�r b�dzie wygl�da� jak zamek, by�o to jednak tylko skupisko budynk�w wznosz�cych si� na ja�owym Pos�pnym Wrzosowisku. Mia�y czarne, kamienne mury i dachy kryte dach�wk� tego samego koloru. W �rodku wygl�da�y jeszcze bardziej ponuro: go�e �ciany, pod�ogi z desek, drewniany sufit i zimny przeci�g wpadaj�cy przez jedno nieoszklone, zakratowane okno, a wypadaj�cy przez drugie. Dwa du�e fotele, st�, p�ka z ksi��kami i kominek tak czysty, �e trudno by�o uwierzy�, by kiedykolwiek palono na nim ogie� - �adna cela wi�zienna nie mog�aby wygl�da� bardziej odpychaj�co. Je�li to by� pok�j wielkiego mistrza, to jak �yli tu ch�opcy? - Jest z�o�liwy! - m�wi� dziedzic. - Krn�brny. Niech si� warn nie zdaje, �e nawet u was uda si� zrobi� cz�owieka z podobnego �miecia.
Opowiedzia� wszystko. Zda� relacj� z ca�ego �ycia ch�opca, od jego haniebnych pozama��e�skich narodzin przed czternastu laty, a� po zesz�otygodniow� pr�b� ucieczki, kt�ra zako�czy�a si� dla niego wych�ostaniem. Nie zapomnia� o �adnej psocie ani szelmostwie. Nie tak si� sprzedawa�o konie. Kiedy wielki mistrz wys�ucha tej d�ugiej listy wyst�pk�w, z ca�� pewno�ci� go nie przyjmie. Bajecznie szybko ode�l� go do Dimp�eshire. M�czyzna dopi� wino i odstawi� puchar na st�.
- Zostaw nas prosz�. Chc� pogada� z ch�opakiem.
Ch�opiec przygl�da� si� niepewnie dziedzicowi, kt�ry wsta�, pok�oni� si� nisko i wyszed� z pokoju. Po co by�o przeci�ga� spraw�? Dlaczego po prostu ich st�d nie wygoni�? Nabijane �elaznymi �wiekami drzwi zamkn�y si� z �oskotem.
Wielki mistrz nie poprosi� go, by usiad� na wolnym fotelu. Ch�opiec znowu spojrza� w straszliwe, szare oczy i wyt�y� wol�, staraj�c si� nie dr�e�, nie wierci� ani nawet nie prze�yka� �liny.
- Dlaczego ukrad�e� kucyka? - zapyta� wielki mistrz po d�ugiej chwili.
- - Jest m�j. Mama da�a mi go, nim... dawno temu. Starzec u�miechn�� si� z�owrogo.
- - Je�li by� taki ma�y, to czy nie szed�by� szybciej na piechot�? Ch�opiec wzruszy� ramionami.
- - Jak ucieka�em na piechot�, zawsze mnie �apali. Pomy�la�em sobie, �e mo�e to zmyli psy.
- - Warto by�o spr�bowa� - przyzna� wielki mistrz. Si�gn�� lew� d�oni� za pazuch� i wydoby� stamt�d brz�cz�cy mieszek. I co teraz? - Nie mo�esz zachowa� sobie tych pieni�dzy. Oddasz mi je. Po�� czapk� na stole.
Ch�opiec wykona� polecenie, pe�en nieufno�ci.
- Wracaj tam, gdzie sta�e�. �ap! Ch�opiec chwyci� monet�. Bajecznie! - Potrafisz j� wrzuci� do czapki? �wietnie. Gotowy? Druga moneta.
Ch�opiec z�apa� j� i cisn�� do czapki w �lad za pierwsz�. Trzecia pofrun�a w bok. Czwarta pomkn�a wy�ej, tak �e musia� podskoczy�. Lecia�a ju� nast�pna, musia� wi�c jednocze�nie rzuca� i �apa�. Wkr�tce miota� si� ju� we wszystkie cztery strony naraz, chwytaj�c i miotaj�c obiema r�kami.
Lawina usta�a. Pieni��ki bez wyj�tku trafi�y do czapki.
- - Znakomicie. Naprawd� znakomicie!
- - Dzi�kuj�, panie.
Posz�o mu nie�le, ale to przecie� by�a dziecinada.
- M�w mi �wielki mistrzu�. Tw�j dziadek z pewno�ci� mia� racje, twierdz�c, �e jeste� zr�czny. W jednym jednak min�� si� z prawd�, cho� nie ok�ama� mnie �wiadomie. Jak by�o naprawd�?
Ch�opiec opar� si� pokusie oblizania warg. Czy lepiej uchodzi� za �otra, czy za g�upka? Stary z pewno�ci� u�ywa� jakiego� czaru wykrywaj�cego k�amstwa, pozosta�a mu wi�c tylko ta druga mo�liwo��.
- Chodzi o dziewczyn�, wielki mistrzu. Ja tego nie zrobi�em. Staruszek skin�� g�ow�.
- Pozna�em to po twej reakcji. Ca�a reszta nie ma znaczenia. Po prostu tw�j duch cierpia� w klatce. Przemoc wobec kobiet to jednak co� ca�kiem innego. A mimo to przyj��e� kar� bez sprzeciwu. Dlaczego?
Dlatego �e jestem g�upi!
- - On jest synem poddanego. Powiesiliby go. Dziewczyna tylko si� wystraszy�a. Nic si� jej w�a�ciwie nie sta�o.
- - A je�li ten ch�opak nast�pnym razem naprawd� kogo� zgwa�ci? Czy to nie b�dzie twoja wina?
- - Moim zdaniem to nie jest naprawd� z�y cz�owiek, wielki...
- - Odpowiedz na moje pytanie. Ch�opiec zastanawia� si� przez chwil�.
- - B�dzie.
- - Czy �a�ujesz teraz swej decyzji?
- - Nie, wielki mistrzu.
- - Dlaczego?
- - Dlatego �e moim zdaniem to nie jest naprawd� z�y cz�owiek, wielki mistrzu.
- - Wierzysz w sw�j os�d. To dobrze. No c�, wyb�r nale�y do ciebie. Nie do mnie czy twojego dziadka. Do ciebie. Je�li chcesz tu zosta�, przyjm� ci�. Je�li nie, powiem twemu dziadkowi, �e ci odm�wi�em. Ostrzegam ci�, �e zaczniesz zupe�nie nowe �ycie, w kt�rym b�dzie ci� obowi�zywa�o bezwarunkowe pos�usze�stwo - Celowo czynimy je trudnym, gdy� nie potrzebujemy tutaj mi�czak�w. Na kilka pierwszych tygodni zostaniesz nawet pozbawiony imienia. B�dziesz tylko dzieciuchem, najn�dzniejszym z n�dznych. W ka�dej chwili b�dziesz m�g� odej�� i wielu to robi, lecz w takim przypadku nie b�dzie nas obchodzi�o, co si� z tob� stanie. Wyjdziesz przez nasz� bram� z niczym i nigdy ju� nie wr�cisz. Z drugiej strony, je�li wytrzymasz szkolenie, osi�gniesz w spo�ecze�stwie pozycj�, z kt�r� wi��� si� pewne zaszczyty. Zapewne zamieszkasz na kr�lewskim dworze jako cz�onek doborowego bractwa, skupiaj�cego najlepszych szermierzy w znanym �wiecie. Niemniej wtedy r�wnie� b�dzie ci� obowi�zywa�o bezwarunkowe pos�usze�stwo. B�dziesz s�u�y� kr�lowi albo temu, komu ka�e ci on s�u�y�. Nie b�dziesz mia� w tej sprawie nic do powiedzenia. Decyzja, kt�r� za chwil� podejmiesz, b�dzie w pewnym sensie ostatni� niezale�n� decyzj� w twym �yciu.
I pierwsz� te�. Ch�opiec nie spodziewa� si�, �e dadz� mu wyb�r.
- - Masz jakie� pytania? - zako�czy� wielki mistrz.
- - Kto wybierze mi nowe imi�?
- - Ty sam. Na og� wybiera si� je z listy dawnych fechtmistrz�w, cho� niekiedy akceptuje si� te� inne imiona.
Nie liczy� na to, �e potraktuj� go tak sprawiedliwie. Je�li odejdzie, nigdy si� nie dowie, czy wystarczy�oby mu m�stwa. �ycie dzieciucha w �elaznym Dworze nie mog�o by� du�o gorsze od �ycia b�karta w rodzinie, kt�ra mia�a niewiele pieni�dzy i �adnej pozycji. Alternatyw� by�o dla niego oddanie w termin do jakiego� rzemie�lnika lub kupca, a wtedy pozosta�by nikim a� do �mierci. Z pewno�ci� nie b�dzie dzieciuchem zbyt d�ugo.
- - Chc� zosta�, wielki mistrzu.
- - Nie �piesz si� tak bardzo. Wielu rzeczy jeszcze nie wiesz. Zapytaj mnie o nie albo si� zastan�w. Masz pi�� minut.
- - Nie potrzeba, wielki mistrzu. Chc� zosta�.
- - Zbyt pochopne podj�cie takiej decyzji mo�e by� oznak� g�upoty.
- Wierz� w sw�j os�d, wielki mistrzu. Starzec przymru�y� powieki straszliwych oczu.
- - Gdyby� by� ju� kandydatem, podobne s�owa zosta�yby poczytane za bezczelno��.
- - Rozumiem, wielki mistrzu.
To by�a jedyna bezpieczna odpowied�. M�czyzna skin�� g�ow�.
- Prosz� bardzo. Jeste� przyj�ty. Dzieciuchu, id� i powiedz m�czy�nie, kt�ry czeka pod drzwiami, �e mo�e ju� odej��.
I
Ko�ba
1
- Zdrada - wyszepta� Kromman. - Zdrada! - powt�rzy�, jakby smak tego s�owa sprawia� mu przyjemno��. - Twoje knowania zosta�y wreszcie zdemaskowane. Kr�lowi przedstawiono dowody.
Z u�miechem obliza� pomarszczone wargi.
Wesz w ludzkiej sk�rze!
Roland mia� ochot� wyci�gn�� miecz i wbi� go w cia�o Krommana tak g��boko, jak to tylko mo�liwe, a potem go wydoby�. Dla urozmaicenia - inn� drog�. By�oby to przys�ug� dla spo�ecze�stwa i powinien by� tak post�pi� ju� dawno temu. Spowodowa�by jednak w ten spos�b wielki skandal. W ca�ej Euranii natychmiast by si� dowiedziano, �e lord kanclerz kr�la Chiviaiu zamordowa� jego osobistego sekretarza. Dworzanie w tuzinie stolic parskn�liby histerycznym �miechem na t� wie��. Lord Roland musia� by� grzeczny. Mi�o jednak by�o pomarzy�.
Zapada�a ju� zimowa noc. Mia� przed sob� jeszcze mn�stwo pi�trz�cej si� niczym zaspy roboty. Czeka�o na niego dwunastu interesant�w i nie mia� zamiaru traci� czasu na t� ludzk� wesz obleczon� w czarn� szat�.
Cierpliwo�ci!
- Jak �wietnie ci wiadomo, panie sekretarzu, podobne pog�oski pojawiaj� si� co par� lat. O mnie, o tobie i o wielu kr�lewskich ministrach. - Autorem wi�kszo�ci tych opowie�ci zapewne by� sam Ambrose, je�li jednak Kromman us�yszy to od jego kanclerza, w te p�dy mu wszystko powt�rzy. - Jego Kr�lewska Mo�� ma zbyt wiele rozs�dku, by wys�uchiwa� pom�wie�. Masz do mnie jak�� spraw�?
- Nie, lordzie kanclerzu. Nie b�dziesz ju� za�atwia� �adnych spraw.
Kromman nie kry� rado�ci. Z ca�� pewno�ci� co� knu�. Budzi� odraz� nawet w latach m�odo�ci, gdy by� inkwizytorem Czarnej Izby. Szpiegowa� i donosi�, spiskowa� i intrygowa�, oczerniaj�c ka�dego, kogo nie by� w stanie zniszczy�. Teraz, gdy oczy po��k�y mu ze staro�ci, a kud�y stercza�y spod czarnego biretu niczym paj�czyna, przypomina� wyrzuconego przez morze na brzeg trupa. Bywa�y dni, �e wygl�da� jeszcze gorzej. Nawet kr�l, kt�ry mia� niewiele skrupu��w, gdy Roland rozmawia� z nim w cztery oczy, zwa� swego sekretarza trutk� na szczury. Co sprawia�o Krommanowi tyle rado�ci?
Roland wsta�. Zawsze by� wy�szy i schludniejszy ni� ten brudny gryzipi�rek i up�yw lat tego nie zmieni�.
- - Nie b�d� wzywa� stra�y. Sam ci� st�d wyrzuc�. Nie mam czasu na �arty.
- - Ja te� nie. �arty wreszcie si� sko�czy�y.
Kromman po�o�y� na biurku jaki� list. Na jego twarzy malowa�a si� satysfakcja ma�ego ch�opczyka, czekaj�cego, a� matka rozpakuje prezent, kt�ry jej ofiarowa�. Z ca�� pewno�ci� co� knu�!
Siedz�cy przy drzwiach Strza�a oderwa� z wyra�nym zdziwieniem wzrok od ksi��ki. Nikt jeszcze nie podni�s� g�osu, lecz instynkt fechtmistrza ostrzega� go, �e zbli�aj� si� k�opoty.
Twarz Rolanda od trzydziestu lat nie zdradza�a �adnych uczu� i nie zamierza� dopu�ci�, by zmieni�o si� to w tej chwili. Podni�s� z oboj�tn� min� kopert�, zwracaj�c uwag�, �e jest adresowana do hrabiego Rolanda z Waterby, Kawalera Bia�ej Gwiazdy, Rycerza Staro�ytnego Wiernego Zakonu Kr�lewskich Fechtmistrz�w i tak dalej, oraz opatrzona ma�� piecz�ci� pa�stwow�, a mimo to nic nie wspomina o jego wysokim urz�dzie. To dziwne po��czenie ostrzeg�o go, co znajdzie w �rodku, nim jeszcze zerwa� lak zr�cznym ruchem no�a i rozwin�� pergamin. Nakre�lony ozdobnym pismem list by� zwi�z�y a� do granic brutalno�ci:
...niniejszym rozkazuje si� przekaza�... zostaje wykluczony z posiedze� naszej Rady Przybocznej... nie b�dzie opuszcza� miejsca zamieszkania, by odpowiedzie� na pewne powa�ne zarzuty...
Dymisja!
Jego pierwsz� reakcj� by�o radosne poczucie ulgi. B�dzie teraz m�g� zapomnie� o wszystkich zmartwieniach i wr�ci� do domu, do Ivywalls i �ony, kt�rej nigdy nie mia� czasu kocha� tak, jak na to zas�ugiwa�a. Potem jednak pomy�la� o Krommanie, kt�rego list wymienia� jako jego nast�pc�. Ta kandydatura by�a absolutnie nie do przyj�cia. �w cz�owiek zupe�nie si� nie nadawa� na to stanowisko.
Podni�s� wzrok z twarz� wci�� pozbawion� wyrazu, lecz jego my�li gna�y jak op�tane, szukaj�c drogi wyj�cia ze �mierciono�nej d�ungli, kt�ra nagle wyros�a wok� niego. Rzecz jasna, nie powinien czu� si� zaskoczony. Ambrose IV nudzi� si� ministrami r�wnie �atwo jak kochankami czy ulubionymi dworakami. Kr�l szybko si� do nich zniech�ca� i pragn�� w�wczas nowego pocz�tku. Mia� nadziej�, i� zmniejszy sw� obecn� niepopularno��, obci��aj�c win� za w�asne b��dy cz�owieka, kt�ry lojalnie realizowa� jego polityk�. Wierno�� lepiej by�o otrzymywa� ni� dawa�.
Strza�a podni�s� si� bezszelestnie z gracj� napinaj�cego ci�ciw� �ucznika. Biedny ch�opak od dw�ch dni niemal bez przerwy siedzia� na kozetce przy drzwiach i �miertelnie znudzony kartkowa� ksi��k� z romantycznymi wierszami. Gdy ostatni go�� wchodzi� do komnaty, z pewno�ci� upewni� si�, �e jest on nieuzbrojony, a potem przesta� si� nim interesowa�. Teraz jednak wyczu�, �e dzieje si� co� niedobrego,
- Twa zdrada zosta�a zdemaskowana! - powt�rzy� Kromman z triumfaln� min�.
Roland wzruszy� ramionami.
- - Nie by�o �adnej zdrady. Bez wzgl�du na to, jak zr�czne s� twe fa�szerstwa, panie Kromman, uczciwe �ledztwo obali je wszystkie.
- - Zobaczymy.
Wpatrywali si� w siebie przez chwil�. Ca�e �ycie byli �miertelnymi wrogami i zbyt d�ugo ju� hamowa�a ich s�u�ba temu samemu panu. Roland z pewno�ci� nie uwa�a�, by by� winien zdrady w jakimkolwiek rozs�dnym sensie tego s�owa, zdrada by�a jednak p�ynnym poj�ciem i w podobne bagno wpad�o ju� przed nim wielu ludzi: Bluefield, Centham, Montpurse. Zw�aszcza Montpurse. Sam zaaran�owa� jego upadek. Gdyby jednak t� sam� monet� odp�aci� mu odra�aj�cy Kromman, ironia losu przekroczy�aby dopuszczalne granice. To by�oby bardziej bolesne ni� uderzenie katowskiego topora.
Po raz kolejny rozwa�y� mo�liwo�� morderstwa i tym razem nie by� to ju� �art. Mog�a to by� dla niego ostatnia szansa rozprawienia si� z tym robakiem. Niestety, zemsta, kt�r� powinien by� wywrze� ju� przed laty, wygl�da�aby teraz na przyznanie si� do winy. W ten spos�b on r�wnie� by zgin��, a Kromman zosta� po�miertnym zwyci�zc� ich d�ugoletniej wojny. Lepiej zachowa� �ycie i walczy�, stawi� czo�o oszustwu z nadziej� na zwyci�stwo, nawet je�li nie wydawa�o si� ono prawdopodobne. Kromman by� bardzo pewny siebie.
Tymczasem m�g� zapomnie� o zakurzonych szparga�ach na biurku i gadatliwych petentach, kt�rzy siedzieli w poczekalni. Lord Roland porzuci to wszystko z czystym sumieniem i wr�ci do domu dzie� wcze�niej ni� planowa�. O zdrad�, proces i niemal nieuchronny wyrok �mierci b�dzie si� martwi� dopiero jutro.
- Niech �yje kr�l - rzek� spokojnie. Okr��y� biurko i zdj�� z ramion ci�ki �a�cuch. - Swoj� drog�, nie jest z�oty, tylko poz�acany. W s�dzie kanclerskim o tym wiedz�, nie pr�buj mnie wi�c oskar�a� o defraudacj�.
Kromman pochyli� g�ow� z szyderczym u�miechem triumfu, czekaj�c, a� jego wr�g zawiesi mu �a�cuch na szyi. Gdy Roland rzuci� mu go do st�p, przedmiot zagrzechota� niczym z�oty w��.
- - Sam go sobie na��, panie Kromman, albo popro� o to kr�la. Pismo nie wymaga, bym uczyni� to osobi�cie.
- - Wkr�tce nauczymy ci� pokory!
- - W�tpi� w to. - Nagle przypomnia� sobie s�owa nakazu i w�adz�, jak� dawa� on jego nast�pcy. - A mo�e zamierzasz dopu�ci� si� ataku na moj� osob�?
Nowy kanclerz wyszczerzy� bursztynowe z�by w u�miechu, kt�ry by� wystarczaj�c� odpowiedzi�.
- W rzeczy samej, b�d� mia� przyjemno�� wreszcie wykona� zadanie, kt�rego nie pozwolono mi wykona� przed laty.
Znaczy�o to, �e przyprowadzi� ze sob� zbrojnych, kt�rzy czekali w przedpokoju, gotowi odprowadzi� wi�nia do lochu w Bastionie, zapewne zakutego w �a�cuchy. To dopiero by�by dla niego wspania�y triumf!
Nadal jednak nie zdawa� sobie sprawy, �e w pokoju jest obecna te� trzecia osoba. Wpad� tu, drobi�c szpotawymi stopkami, i przeszed� tu� obok siedz�cego przy drzwiach �wiadka. W swej niecierpliwo�ci nawet nie zauwa�y�, �e jego ofiara ma obro�c�. Strza�a ruszy� przed siebie cicho jak mg�a i zatrzyma� si� za plecami inkwizytora, wysoki, zwinny i �mierciono�ny niczym napi�ta kusza. Wygl�da� jak brat bli�niak lorda Rolanda, urodzony o czterdzie�ci lat za p�no.
Roland po raz pierwszy spojrza� prosto na niego.
- - Czy znasz pana Krommana, kr�lewskiego sekretarza?
- - Nie mam tego zaszczytu, milordzie.
Kromman odwr�ci� si� nagle, wci�gaj�c g�o�no powietrze.
- To nie jest zaszczyt. Chce mnie aresztowa�. Co na to powiesz?
Strza�a rozci�gn�� usta w u�miechu. Dzie� nagle sta� si� ciekawszy.
- Powiem, �e tego nie zrobi, milordzie.
Jedn� d�o� trzyma� na r�koje�ci miecza i m�g� go wyci�gn�� szybciej ni�by strzeli� z bicza.
- Tak te� my�la�em. To jest sir Strza�a, kanclerzu. Musz� ci z g��bokim �alem oznajmi�, �e nie b�d� m�g� dobrowolnie przyj�� twego uprzejmego zaproszenia. Mam nadziej�, �e towarzysz� ci odpowiednie si�y?
Krommanowi opad�a szcz�ka. Spodnie i kubrak Strza�y by�y skandalicznie drogie, a jego kaftan i ozdobiony pi�rami kapelusz kosztowa�y jeszcze wi�cej, lecz podobny ubi�r mo�na by�o zobaczy� na wielu kr�c�cych si� na dworze dandysach. To nie gracja atlety czy mroczna, z�owieszcza uroda identyfikowa�y go niezawodnie jako fechtmistrza, ani nawet nie miecz, ukry� bowiem charakterystyczn� ga�k�. By� mo�e chodzi�o o jego zachowanie. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nawet gdyby mia� przeciwko sobie ca�� armi�, usia�by pod�og� trupami, nim pozwoli�by komukolwiek tkn�� swego podopiecznego.
Kromrnan natkn�� si� na niespodziewany problem.
- - Gdzie go znalaz�e�? - pisn��.
- - Na Pos�pnym Wrzosowisku, oczywi�cie.
Roland powinien si� domy�li�, �e po jego wizycie w �elaznym Dworze wydarzy si� co� nieoczekiwanego. Po ka�dych odwiedzinach w owej pos�pnej twierdzy w jego �yciu nast�powa� kolejny punkt zwrotny.
2
Gdy Durendal uni�s� do ust kielich wina, na drugim ko�cu sali rozleg�o si� g�o�ne buczenie, co z pewno�ci� oznacza�o, �e do �rodka wszed� dzieciuch. Zaraz potem da� si� s�ysze� radosny krzyk, �wiadcz�cy, i� kto� ju� zd��y� podstawi� mu nog�. Ch�opak podni�s� si�, zasypywany gradem okruch�w chleba i ogryzionych ko�ci, lecz w mgnieniu oka przewr�cono go znowu. Czeka�a go d�uga droga. Nie min�� jeszcze sto�u sopran�w, a nim dotrze do starszych, b�dzie musia� przej�� r�wnie� obok niedorostk�w, bezbrodych i kosmatych. Z pewno�ci� wielki mistrz kaza� mu wezwa� pierwszego i drugiego na po��czenie wi�zi�. Mia� pecha, �e trafi� akurat na kolacj�.
By�a to brutalna zabawa, lecz zdarza�y si� gorsze, a ka�dy musia� zaczyna� jako dzieciuch. Durendal cierpia� jednak ten los d�u�ej ni� wi�kszo�� pozosta�ych ch�opc�w. Zacz�o si� natychmiast po pe�nej radosnego uniesienia chwili, gdy poleci� dziadkowi wyjecha� do Dimpleshire i ju� wi�cej tu nie wraca�. Duchy! Czy to ju� pi�� lat? Trudno mu by�o uwierzy�, �e jest teraz drugim i dzieciuch przyszed� po niego. Bajecznie!
Zerkn�� na stoj�cy na podwy�szeniu st�, by si� upewni�, �e tron wielkiego mistrza nie jest zaj�ty. Mistrz kawalerzysta i mistrz rapier�w zauwa�yli jego spojrzenie i u�miechn�li si�, przybieraj�c m�dre miny. Nic poza po��czeniem wi�zi� nie mog�oby zatrzyma� starego w najbardziej uroczyst� noc w �elaznym Dworze, noc Uczty Durendala, legendarnego za�o�yciela, kt�rego imi� wybra� sobie obecny drugi w akcie szale�czego wyzwania. Starszym pozwalano dzi� pi� wino. Wkr�tce odczyta si� Litani� Bohater�w i zostan� wyg�oszone mowy. Je�li wielki mistrz by� nieobecny, z pewno�ci� wydarzy�o si� co� o kolosalnym znaczeniu. By� mo�e przyby� sam kr�l.
Durendal zosta� drugim przed niespe�na tygodniem i nie spodziewa� si�, �e tak szybko awansuje na pierwszego. Spojrza� na siedz�cego obok Ko�b�, ten jednak wda� si� w gor�czkow� dyskusj� z Evermanem i nawet nie zauwa�y� zamieszania.
Pi�� lat i wkr�tce nadejdzie koniec. By� mo�e ju� jutro wieczorem, je�li kr�l za��da� wi�cej ni� jednego fechtmistrza. Po�egna si� z �elaznym Dworem i m�odo�ci�, wchodz�c w wiek m�ski. Nag�y atak nostalgii - i by� mo�e r�wnie� wino - wywo�a� u niego niezwyk�e skupienie. Durendal przyjrza� si� wielkiej sali, jakby chcia� j� dok�adnie zapisa� w pami�ci.
S�udzy wybiegali co chwila z kuchni, raz za razem nape�niaj�c talerze ci�gle opr�niane przez stado m�odych, wyg�odnia�ych �ar�ok�w. Blask �wiec pada� na dziesi�tki �wie�ych twarzy zasiadaj�cych za d�ugimi sto�ami ch�opc�w, o�wietlaj�c r�wnie� s�awne niebo mieczy nad ich g�owami. Mi�dzy �cianami rozci�gni�to chyba ze sto �a�cuch�w i niemal z ka�dego ich ogniwa zwisa� miecz. By�o ich z g�r� pi�� tysi�cy. Go�ci i nowo przyby�ych regularnie opuszcza� apetyt, gdy zaproponowano im spo�ycie pierwszego posi�ku w sali, zw�aszcza je�li owej ofercie towarzyszy�y barwne opisy tego, co si� wydarzy, je�li kt�ry� z prastarych �a�cuch�w si� zerwie. Stali lokatorzy szybko jednak uczyli si� ignorowa� t� gro�b�. Najstarsze z mieczy wisia�y tu ju� od stuleci i zapewne mia�y wisie� jeszcze d�ugi czas. Najbardziej staro�ytny z nich zawieszono samotnie na honorowym miejscu nad tronem wielkiego mistrza. By� to Zmierzch, miecz pierwszego Durendala, kt�ry z niewyja�nionych powod�w z�ama� si� po �mierci w�a�ciciela.
Gdy dzieciuch mija� st� niedorostk�w, oblano go zup�.
W �elaznym Dworze przebywa�o obecnie siedemdziesi�ciu trzech kandydat�w. Drugi odpowiada� za utrzymanie w�r�d nich dyscypliny i dlatego nosi� t� liczb� wypalon� na sercu. Powinno ich by� oko�o stu, lecz na tron wst�pi� niedawno nowy kr�l. Podczas pierwszego roku panowania Ambrose zast�pi� ponad dwudziestu postarza�ych gwardzist�w ojca nowymi. Od tego czasu zwolni� nieco tempo, ostatnio jednak zacz�� przydziela� fechtmistrz�w swym faworytom. Kandydaci uwa�ali, �e Ambrose IV marnotrawi w ten spos�b swych drogocennych szermierzy, nie byli jednak w tej sprawie bezstronni. Ilu chcia� dosta� dzisiaj? Pierwszym by� Ko�ba, a kandydaci zawsze opuszczali �elazny Dw�r w tej samej kolejno�ci, w jakiej do niego przybyli.
Dzieciuch dotar� wreszcie do celu, zdyszany i pobrudzony sosem oraz sa�atk�. Wpatrywa� si� zatrwo�ony w plecy Ko�by, nie chc�c przerywa� budz�cemu nabo�ny l�k pierwszemu w chwili, gdy by� zaj�ty rozmow�. Wszyscy starsi opr�cz Durendala spierali si� za�arcie na ca�y g�os, nie�wiadomi rozgrywaj�cego si� obok dramatu. Audytorium zda�o sobie spraw�, co si� dzieje, i w sali zapad�a cisza. Wszyscy czekali rozbawieni, co stanie si� teraz. Siedz�ce najdalej soprany wdrapa�y si� na �awy, by lepiej widzie�.
- Powiadam ci, �e jeste�my najgro�niejsz� grup� szermierzy w ca�ej Euranii! - dar� si� na ca�e gard�o m�ody Byless. Najwyra�niej mia� na my�li starszych, w tym r�wnie� siebie. Z pewno�ci� pierwszy raz w �yciu skosztowa� wina i �atwo by�o to zauwa�y�. - Mogliby�my stawi� czo�o ca�emu pu�kowi Nadwornych Szablist�w kr�la Isilondu. Powinni�my wys�a� im wyzwanie.
- - Piszczele! - zawo�a� Ko�ba. - Posiekaliby nas na kawa�ki! Byless skierowa� na niego m�tne spojrzenie.
- - No i co z tego? Daliby�my w ten spos�b pocz�tek legendzie.
- Poza tym s�dz�, �e oni s� znacznie gro�niejsi od nas - zauwa�y� Szcz�sny, wskazuj�c ruchem barku na sto�y znajduj�ce si� za ich plecami.
To by�a bardziej sensowna uwaga. Tam w�a�nie siedzieli mistrzowie i inni rycerze, fechtmistrze, kt�rzy uko�czyli ju� s�u�b� i uczyli teraz nast�pne pokolenia. Mo�na tam by�o zobaczy� �ysiny, w�trobowe plamy i luki w uz�bieniu. Niekt�rzy byli ju� bardzo starzy, �aden jednak nie sta� si� gruby, zniedo��nia�y ani nawet przygarbiony. Wi�kszo�� zachowa�a dawn� sprawno��. Miecze fechtmistrz�w mog�y rdzewie�, lecz ich samych rdza nie rusza�a. By�o w�r�d nich troch� nieznajomych twarzy, go�ci przywabionych tu nostalgi� za Noc� Durendala. Rycerze, kt�rzy zako�czyli s�u�b� w Gwardii Kr�lewskiej, mogli piastowa� najrozmaitsze stanowiska, od od�wiernych w s�u�bie bogatych kupc�w a� po najwa�niejszych ministr�w korony. Spo�r�d obecnych dzisiaj Durendal zna� jedynie wielkiego czarodzieja, g�ow� Kr�lewskiego Kolegium Mag�w. Wszyscy oni powstrzymywali �miech z r�wnie wielkim wysi�kiem jak kandydaci.
Twarz Bylessa poczerwienia�a. Ch�opak osuszy� kielich, czkn�� g�o�no i przeszed� do kontrofensywy.
- UrkI Oni? S� starzy! Nie ma w�r�d nich nikogo poni�ej trzydziestki.
Durendal uzna�, �e czas ju� powstrzyma� przyjaci� przed robieniem z siebie durni�w. �ypn�� spode �ba na dzieciucha, kt�ry by� bystrym ch�opakiem i sp�dzi� w �elaznym Dworze wystarczaj�co wiele czasu, by wiedzie�, �e obecny drugi nie zrobi mu nic z�ego.
- Ty n�dzny �ajdaku! - krzykn��. - �r�cy ty�kiem, zasmarkany, cuchn�cy robaku, jak �miesz zakrada� si� tutaj niepostrze�enie i psu� zabaw� lepszym od siebie?
Dzieciuch obrzuci� go nieufnym spojrzeniem. Ko�ba rozejrza� si� wok�, rozdziawiaj�c usta z przera�enia. Szybko jednak odzyska� rezon.
- Ty �mieciu! Lej�cy w ��ko troglodyto!
Machn�� pi�ci� w stron� g�owy dzieciucha, cios by� jednak sygnalizowany i nie dotar� do celu.
Ch�opak pad� realistycznie na pod�og� i z�o�y� nale�ne ho�dy. Gdy Durendal by� dzieciuchem, to w�a�nie by�o dla niego najtrudniejszym z obowi�zk�w. Nauczy� si� jednak i tego. Och, tak, nauczy� si�! Ca�a sala rykn�a g�o�nym wrzaskiem aprobaty. Ka�dy z obecnych by� kiedy� w tej sytuacji, le�a� na pod�odze jako ofiara drwin ca�ego �elaznego Dworu.
- - Czcigodny i wspania�y pierwszy! - pisn�� dzieciak. - Najszlachetniejszy, najznakomitszy drugi! Wielki mistrz rozkaza� mi was wezwa�!
- - ��esz! - zagrzmia� Ko�ba, oblewaj�c ch�opaka winem. - Zmiataj st�d, ty szkodniku w ludzkiej sk�rze. Powiedz wielkiemu mistrzowi, �e mo�e sobie �re� ko�skie �ajno.
Dzieciuch zerwa� si� na nogi i rzuci� do ucieczki, po raz drugi przedzieraj�c si� przez deszcz jedzenia i podstawiane nogi. Rycerze �miali si� razem z ch�opcami, jakby nie byli w przesz�o�ci �wiadkami tysi�ca podobnych scen.
Wreszcie tumult ucich�, przechodz�c w pe�en podniecenia szept
- To by�o niez�e - skwitowa� Durendal. - �Lej�cy w ��ko troglodyta� by� naprawd� niez�y!
Pierwszy usi�owa� ukry� niepok�j, lecz jego wysi�ki sko�czy�y si� ca�kowitym niepowodzeniem.
- My�lisz, �e w jego s�owach mo�e by� ziarnko prawdy? - To twoja krew, bracie - oznajmi� Durendal z pewno�ci� w g�osie.
Ale nie b�dzie to jego krew, nie dzisiaj. Wi�zi� miano po��czy� tylko pierwszego. W przeciwnym razie wielki mistrz wezwa�by wi�cej ni� dw�ch.�Wstali jednocze�nie i jednocze�nie pok�onili si� ludziom siedz�cym za sto�em na podwy�szeniu, po czym ruszyli razem ku drzwiom. W sali zapad�a z�owieszcza cisza.
Bajecznie!
3
Durendal bezszelestnie zamkn�� ci�kie drzwi i stan�� u boku Ko�by, pilnie bacz�c, by nie spojrze� na drugi fotel. - Wzywa�e� nas, wielki mistrzu?
G�os pierwszego za�amywa� si� lekko, cho� ch�opak sta� wypr�ony jak struna i wpatrywa� si� w rega�y.
- Wzywa�em, pierwszy. Jego Kr�lewska Mo�� potrzebuje fechtmistrza. Czy jeste� got�w s�u�y�?
�wiece pali�y si� migotliwym blaskiem. Durendal nie by� w tej komnacie od dnia, gdy - przed pi�ciu laty - �apa� rzucane mu monety, nie zauwa�y� tu jednak �adnej zmiany. Kominek nadal pozosta� nietkni�ty przez ogie�, z foteli wy�azi�a ta sama wy�ci�ka i nawet stoj�ce na stole wino mia�o identyczn�, ciemnoczerwon� barw�. Rzecz jasna, brwi wielkiego mistrza sta�y si� g�stsze i bardziej bia�e, a szyja chudsza, te zmiany Durendal obserwowa� jednak na co dzie�. Sam zmieni� si� znacznie bardziej. Dor�wnywa� teraz wzrostem staremu.
Pami�ta�, jak owego wiekopomnego pierwszego dnia zameldowa� si� u Ko�by i ujrza�, �e jego twarz roz�wietli� wyraz ekstazy. Trzy miesi�ce p�niej sam zareagowa� w identyczny spos�b, gdy pojawi� si� jego nast�pca. Te trzy miesi�ce piek�a by�y jednak niczym w por�wnaniu z tym, co wydarzy�o si� potem, gdy niedawny dzieciuch upar� si�, �e przybierze �wi�te imi� Durendala. Mistrz archiwista ostrzega� go, co si� stanie, je�li o�mieli si� pogwa�ci� u�wi�con� up�ywem trzystu lat tradycj�. No c�, nie uda�o im si� go z�ama�. Wytrzyma� wszystko, chc�c okaza� si� godnym tego wielkiego imienia, i w ko�cu zdoby� szacunek mistrz�w i koleg�w. Rzeczywi�cie by� godny, najlepszy z nich wszystkich. Jutro wieczorem on stanie si� pierwszym, a Byless drugim. Byless nigdy nie poradzi sobie z m�odszymi.
Ale to ju� nie jego zmartwienie.
Jego zmartwieniem by�o przera�aj�ce milczenie Ko�by. Na pewno oczekiwa� tego pytania, poniewa� by� drugim, gdy powo�ano Penderinga. Jaki mia� wyb�r? Czy zdarzy�o si� kiedy�, by kto� odm�wi�? W zasadzie nadal sta�a przed nim przera�aj�ca mo�liwo�� dost�pna dla wszystkich kandydat�w. M�g� opu�ci� �elazny Dw�r i wi�cej nie wr�ci�. Z pewno�ci� jednak nie zamierza� da� za wygran� po tak wielu latach trudu.
W pomieszczeniu s�ycha� by�o tylko cichy szelest gniecionego papieru. Wielki mistrz mi�� list w masywnej pi�ci. Lak kr�lewskiej piecz�ci rozprysn�� si� na kawa�ki. Durendal mia� pi�� lat na to, by nauczy� si� odczytywa� nastroje starego, i potrafi� rozpozna� oznaki nadci�gaj�cego huraganu. Fakt, �e nie by�o mu dane uczestniczy� w uczcie, m�g� t�umaczy� lekkie wzburzenie, ale nie co� takiego.
- Jestem got�w, wielki mistrzu - wyszepta� wreszcie Ko�ba ledwie s�yszalnym g�osem.
Nied�ugo Durendal wypowie te same s�owa. Kto b�dzie wtedy siedzia� na drugim fotelu?
A kto siedzi na nim teraz? K�cikiem oka dostrzeg�, �e to kto� m�ody, z pewno�ci� m�odszy od kr�la.
- - Panie - m�wi� wielki mistrz - mam zaszczyt przedstawi� ci pierwszego kandydata Ko�b�, kt�ry b�dzie ci s�u�y� jako fechtmistrz.
- - Ten drugi wygl�da bardziej imponuj�co - wycedzi� anonimowy szlachcic. - Czy mog� wybra� jego?
- - Nie! - warkn�� wielki mistrz. Jego poorana bruzdami twarz odzyska�a kolor. - Sam kr�l zawsze bierze tego, kto jest pierwszym.
- - Och, tak mi przykro! Nie chcia�em g�aska� ci� pod w�os, wielki mistrzu.
U�miechn�� si� bez wyrazu. By� chuderlawym, dwudziestoparoletnim m�czyzn� o mi�kkich rysach twarzy, dworakiem a� do szpiku ko�ci. Mia� na sobie wspania�e, obszyte futrem jedwabie o karmazynowej i cynobrowej barwie oraz z�oty �a�cuch. Je�li jego bia�e futro naprawd� by�o gronostajowe, musia�o kosztowa� fortun�. Jasn� br�dk� mia� przyci�t� w szpic ostry jak ig�a, a w�sy by�y dzie�em sztuki. Elegancik. Ale kto?
- - Pierwszy, to jest markiz Nutting, tw�j przysz�y podopieczny.
- - Podopieczny? - Markiz zachichota�. - Ca�kiem, jakbym by� pann� na wydaniu, wielki mistrzu. Podopieczny, dobre sobie!
Ko�ba pok�oni� si� z twarz� poszarza�� na my�l o tym, �e b�dzie musia� po�wieci� ca�e �ycie na strze�enie... kogo? Nie kr�la, jego dziedzica, czy ksi�cia krwi, nie ambasadora podr�uj�cego do egzotycznych krain, wa�nego w�a�ciciela ziemskiego z pogranicza, wysokiego rang� ministra albo - w najgorszym razie - g�owy jednego z wielkich zakon�w magicznych. To nie by� podopieczny, za kt�rego warto odda� �ycie, lecz dworski dandys, paso�yt. �mie�.
Starsi po�wi�cali polityce wi�cej uwagi ni� jakiejkolwiek innej dziedzinie opr�cz szermierki. Czy markiz Nutting nie by� przypadkiem bratem hrabiny Mornicade, najnowszej kochanki kr�la? Je�li tak, to przed sze�cioma miesi�cami by� jedynie szlachetnym Tabem Nillwayem, m�odszym synem niemaj�cego grosza przy duszy baroneta, kt�rego jedynym tytu�em do chwa�y by� fakt, �e wyszed� na �wiat z tej samej macicy co jedna z najs�awniejszych pi�kno�ci epoki. Do �elaznego Dworu nie dotar� �aden raport sugeruj�cy, �e mo�e on mie� jakiekolwiek zdolno�ci.
- Czuj� si� wielce zaszczycony, �e b�d� m�g� ci s�u�y�, panie - mrukn�� ochryp�ym g�osem Ko�ba. Z jakiego� powodu duchy nie powali�y go trupem za krzywoprzysi�stwo.
To t�umaczy�o niezadowolenie wielkiego mistrza. Zmarnowano jednego z jego cennych uczni�w. Nutting znaczy� zbyt ma�o, by mie� wrog�w, nawet na dworze. �aden cz�owiek honoru nie zni�y�by si� do tego, by wyzwa� str�czyciela i nuworysza, a ju� zw�aszcza takiego, za kt�rego gotowy by� zgin�� fechtmistrz. Wielki mistrz nie mia� jednak wyboru. Rozkazom kr�la nie mo�na si� by�o przeciwstawia�.
- - Po��czenie wi�zi� odb�dzie si� jutro o p�nocy, pierwszy - warkn�� stary. - Przygotuj wszystko, drugi.
- - Tak jest, wielki mistrzu.
- - Jutro? - zaprotestowa� gderliwym tonem markiz. - Jutro na dworze jest bal. Czy nie mo�emy odfajkowa� tego przedstawienia ju� dzisiaj?
Twarz wielkiego mistrza ju� przedtem by�a niebezpiecznie zaczerwieniona, a gdy us�ysza� te s�owa, �y�y na jego czole uwydatni�y si� jeszcze bardziej.
- W ten spos�b zabi�by� cz�owieka, panie. Musisz nauczy� si� swojej cz�ci rytua�u. I ty, i pierwszy musicie si� podda� oczyszczeniu drog� obrz�dk�w i postu.
Nutting wykrzywi� usta.
� Postu? Ale� to barbarzy�stwo!
� Po��czenie wi�zi� to powa�ny czar. Tobie r�wnie� mo�e grozi� pewne niebezpiecze�stwo.
Je�li wielki mistrz zamierza� zastraszy� w ten spos�b dworskiego paso�yta, by sk�oni� go do wycofania si�, jego plan spali� na panewce.
- Och, z pewno�ci� przesadzasz - mrukn�� tylko Nutting. Wielki mistrz skin�� g�ow� do obu kandydat�w, nakazuj�c im odej��. Pok�onili si� mu jednocze�nie i opu�cili pok�j.
4
Ko�ba zbieg� z g�o�nym tupotem po schodach i wpad� do korytarza, kt�ry wi�d� jedynie do biblioteki. Durendal, kt�ry mia� d�u�sze nogi, bez trudu dotrzymywa� mu kroku. Je�eli pierwszy chcia� zosta� sam, m�g� powiedzie� to na g�os, je�li jednak potrzebowa� wsparcia, kt� m�g� mu nim pos�u�y�, je�li nie drugi?
Dostrzegli przed sob� blask lampy. Kto� zbli�a� si� do zakr�tu korytarza. Ko�ba zme�� w ustach przekle�stwo, wsun�� si� do niszy okiennej, wspar� d�o�mi o kamienny parapet i przycisn�� twarz do krat, jakby pr�bowa� wype�ni� p�uca �wie�ym powietrzem.
- Wracaj do sali, drugi. Zajmij... - G�os mu si� za�ama�. - Si�d� na moim miejscu. �eby wiedzieli.
Durendal po�o�y� mu d�o� na ramieniu.
- - Nie zapominaj, �e ja te� musz� po�ci�. Patrz w przysz�o�� z optymizmem, wojowniku! - Zawsze mo�esz poder�n�� sobie gard�o. Ja bym tak zrobi�. - Mog�e� trafi� do jakiego� trzeciorz�dnego ksi���tka z Wysp P�nocnych. B�dziesz sobie �y� na dworze i uwodzi� pi�kne panny. To �wietna synekura. Dziewki, ta�ce, polowania i �adnych zmartwie�!
- - Mam s�u�y� jako ozdoba?
- - Lepsze d�ugie, spokojne �ycie ni� kr�tkie...
- - Nieprawda. Nigdy. Tyra�em tu przez pi�� lat jak niewolnik, a teraz moje talenty maj� p�j�� na marne. Zupe�nie na marne!
By�o to bezdyskusyjn� prawd� i Durendal nie wiedzia�, co na to odpowiedzie�. Zwr�ci� si� z nadziej� w stron� zbli�aj�cej si� lampy i zobaczy�, �e niesie j� sir Aragon, kt�ry by� jeszcze starszy od wielkiego mistrza. Nie wykonywa� ju� w �elaznym Dworze �adnej pracy i u�wietnia� go tylko sw� wielk� chwa��. By� ongi� fechtndstrzem wielkiego Shoulracka, kt�ry spacyfikowa� Nythi� na rozkaz Ambrose�a III. Powiadano, �e by� nie tylko tarcz� i mieczem genera�a, lecz r�wnie� jego m�zgiem.
- Zostaw mnie! - zawy� Ko�ba, unosz�c g�ow� ku niebu. - Na duchy, drugi, zostaw mnie i odejd�, bym m�g� pop�aka� jak szalona kobieta. Jak ten rozwi�z�y, nienadaj�cy si� do niczego fircyk, kt�remu mam odda� dusz�.
Durendal odsun�� si� od niego. Aragon podszed� bli�ej, pow��cz�c nogami. W jednej r�ce trzyma� lamp�, w drugiej lask�, a pod pach� grub� ksi�g�. Wiek pozbawi� go si�, lecz nie ograbi� z rozumu. Natychmiast zorientowa� si� w sytuacji.
- - Z�e wie�ci, ch�opcze?
- - Pierwszy jest odrobin� wstrz��ni�ty, sir - wyja�ni� Durendal, gdy Ko�ba nie odpowiada�. - Przydzielono go markizowi Nutting.
- - A kt� to taki, na osiem?
- - Brat obecnej kochanki kr�la.
Staruszek obrzydliwie wykrzywi� pomarszczon� twarz, ods�aniaj�c po��k�e pie�ki z�b�w.
- - Mam nadziej�, �e nie chcesz zasugerowa�, i� prywatny fechtmistrz jest mniej wart od cz�onka Gwardii Kr�lewskiej, kandydacie?
- - Nie, sir - wymamrota� pogr��ony w oceanie rozpaczy Ko�ba.
- - Spotka� ci� wyj�tkowy zaszczyt. W Gwardii Kr�lewskiej s�u�y stu naszych ludzi i wszyscy wariuj� z nud�w. Za to prywatny fechtmistrz mo�e po�wi�ci� �ycie s�u�bie. Moje gratulacje, ch�opcze.
Opar� lask� o �cian� i wyci�gn�� szponiast� d�o�, kt�ra nigdy ju� nie mia�a u�y� w walce wisz�cego u jego pasa miecza.
- - Gratulacje?! - krzykn�� Ko�ba. Odwr�ci� si� b�yskawicznie, ignoruj�c wysuni�t� r�k�. Tam, gdzie opiera� si� o kraty, na twarzy zosta�y mu dwa czerwone wgniecenia. - Nutting jest nikim, kup� �ajna! Po co mia�by potrzebowa� fechtmistrza?
- - Kr�l wida� uwa�a, �e go potrzebuje, kandydacie! O�mielasz si� kwestionowa� jego rozkazy? Wiesz co�, czego on nie wie?
Nie�le, pomy�la� Durendal. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e to by go nie pocieszy�o, gdyby by� na miejscu nieszcz�snego Ko�by.
Pierwszy zadr�a�, staraj�c si� nad sob� zapanowa�, cho� nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e jest bliski �ez.
- Kr�l wie, co robi! Wielki mistrz powiedzia� mu, �e jestem za s�aby do Gwardii Kr�lewskiej, i dlatego wcisn�� mnie temu bezwarto�ciowemu bufonowi, str�czycielowi, kt�ry nawet nie jest prawdziwym szlachcicem.
- Bredzisz, pierwszy! - zawo�a� szczerze wstrz��ni�ty Aragon.
- Wiesz, �e mam racj�. Ani wielki mistrz, ani nikt inny nie poddaje kandydat�w podobnej ocenie. Wszystkich, kt�rzy nie spe�niaj� wymaga�, wyrzucamy na d�ugo przed tym, nim osi�gn� rang� starszych. O tym r�wnie� wiesz. Zdaj� sobie spraw�, �e nie jeste� tak dobrym szermierzem jak Durendal. Nikt nie jest. Ale to nie znaczy, �e pozostali si� nie nadaj�! Kr�l zawsze bierze pierwszego dlatego, �e nawet s�abszy fechtmistrz jest bez por�wnania lepszy od innych szermierzy. Bez wzgl�du na to, kt�re miejsce zajmujesz w �elaznym Dworze, na szerokim �wiecie nale�ysz do wyborowej elity. Przesta� ju� robi� z siebie durnia. - Skierowa� przelotnie na Durendala spojrzenie zaropia�ych oczu. - Gdyby wielki mistrz dowiedzia� si� o tym przedstawieniu, m�g�by rzeczywi�cie zmieni� decyzj�. Usun��by ci� z listy!
Wtedy jego miejsce musia�by zaj�� Durendal, kt�ry jednak bardziej martwi� si� o przyjaciela ni� o siebie. Przynajmniej mia� tak� nadziej�. K�opot w tym, �e Ko�ba nie dojrza� jeszcze w pe�ni. Nie potrafi� panowa� nad uczuciami jak doros�y. B�dzie musia� to nadrobi�.
Mia� na to dwadzie�cia cztery godziny.
- Jeste� jednym z fechtmistrz�w z �elaznego Dworu, najgro�niejszych ludzi, jacy kiedykolwiek �yli - o�wiadczy� Durendal.
- Wiernych, nieustraszonych i nieprzekupnych. Sir Aragonie, kiedy ostatnio kto� zgin�� podczas po��czenia wi�zi�?
- Nie za mojej pami�ci. Co najmniej sze��dziesi�t lat temu.
- - Sam widzisz. Chyba si� nie boisz, co? Ko�ba wzdrygn�� si�.
- - Niech ci� szlag, nie! Nie jestem tch�rzem!
- - Na to zaczyna wygl�da�. - Nie!
- - No to w takim razie wszystko w porz�dku.
Durendal po�o�y� r�k� na ramieniu pierwszego w przyjaznym, lecz silnym u�cisku, po czym poci�gn�� go za sob� korytarzem. Aragon odprowadza� ich melancholijnym spojrzeniem.
5
Tajemnym, �wi�tym sercem �elaznego Dworu by�a ku�nia, ogromna, pe�na ech krypta, zaopatrywana w wod� przez bij�ce w niej �r�d�o. Pod �cianami ulokowano osiem piec�w, z kt�rych ka�dy mia� w�asne miechy, kowad�o oraz kamienn� rynn�. Tu w�a�nie wykuwano wspania�e miecze z kocimi oczami, o�rodek mocy stanowi�a jednak przypominaj�ca kszta�tem trumn� �elazna p�yta umieszczona centralnie. Na niej wykuwano fechtmistrz�w. Proces dojrzewania wystarcza�, by uczyni� z ch�opc�w m�czyzn, lecz tylko nieliczni z nich mogli zosta� znakomitymi szermierzami. Wszystkich kr�lewskich fechtmistrz�w ulepiono z tej samej gliny. Byli szczup�ymi, muskularnymi atletami. Gdy Ko�ba zbyt szybko przesta� rosn��, czarami sk�oniono jego cia�o do dodatkowego wysi�ku. Kiedy zacz�o wygl�da� na to, �e Durendal uro�nie za wysoki, on z kolei po�o�y� si� na kowadle i mistrz rytua��w przywo�a� odpowiednie duchy, kt�re przysz�y mu z pomoc�. Finalny dramat, po��czenie wi�zi� fechtmistrza i podopiecznego, musia� si� rozegra� po�r�d p�omieni ku�ni.
Przed po��czeniem wi�zi� pe�n� ech krypt� oddawano uczestnikom rytua�u, kt�rzy zaczynali tam medytowa� jeszcze przed �witem. Gdy wyj�tkowo d�ugi dzie� dobieg� ko�ca, Durendal wci�� nie by� pewien, czy mu si� uda�o, jako �e nigdy dot�d nie pr�bowa� medytacji. Je�li jednak wyznacznikiem sukcesu by�a nuda, sprawi� si� znakomicie. Ko�ba ogryz� sobie paznokcie a� do �okci, a markiz chodzi� nerwowo w k�ko, g�o�no si� uskar�aj�c, �e jest g�odny. Gdy mistrz p�atnerz przyszed� zapyta� Ko�b�, jak chce nazwa� sw�j miecz, us�ysza� w odpowiedzi: - Jeszcze nie zdecydowa�em. M�czyzna wzruszy� ramionami i odszed�.
O zmierzchu pojawi� si� mistrz rytua��w, kt�ry kaza� wszystkim trzem uczestnikom rozebra� si� do naga i wyk�pa� w czterech z o�miu rynien w �ci�le okre�lonej kolejno�ci. Markiz wsadzi� palec do lodowatej, �r�dlanej wody, pisn�� g�o�no i odm�wi� tak stanowczo, �e na poblad�ej twarzy Ko�by wykwit� na chwil� �a�osny u�mieszek. Niestety, gdy Nuttingowi powiedziano, �e ma do wyboru odwo�anie po��czenia wi�zi� b�d� rozebranie si�� i wrzucenie do wody przez czterech kowali, markiz postanowi� ulec. By�a to jednak z pewno�ci� najkr�tsza k�piel odnotowana w kronikach.
Gdy zbli�a�a si� p�noc, zjawili si� rycerze i pozostali kandydaci. Pora by�o zaczyna� rytua�.
W paleniskach buzowa�y jasne p�omienie, lecz cienie stu dwudziestu m�czyzn i ch�opc�w wype�nia�y krypt� budz�cym l�k mrokiem. Gdy wzmacniany dziwn� akustyk� pomieszczenia oraz metalicznym stukotem m�ot�w hymn osi�gn�� crescendo, Durendal wyczu�, �e duchy nadesz�y. Pewien poziom duchowo�ci zawsze si� tu utrzymywa�, gdy� w ka�dej ku�ni wyst�puj� wszystkie cztery widoczne �ywio�y: ziemia w rudzie, ogie� w piecach, powietrze w miechach i woda w rynnach. Je�li chodzi o ukryte �ywio�y, miecze przyci�ga�y duchy �mierci i przypadku, natomiast czas i mi�o�� stanowi�y nieodzowny sk�adnik lojalno�ci. Po��czenie wi�zi� by�o bardzo pot�nym i z�o�onym czarem.
Durendalowi kr�ci�o si� troch� w g�owie z g�odu, lecz narastaj�ca fala mocy unios�a go ze sob�. Trudno mu by�o uwierzy�, �e jego �ycie w �elaznym Dworze dobiega ju� ko�ca. Nied�ugo jego r�wnie� po��czy si� wi�zi� i b�dzie musia� wyruszy� w �wiat ze swym podopiecznym, ktokolwiek nim b�dzie. Trudno sobie wyobrazi�, by trafi� gorzej ni� nieszcz�sny Ko�ba.
�wietnie zna� procedur�. Po raz pierwszy uczestniczy� w niej trzeciego dnia pobytu w �elaznym Dworze, gdy� jedna z r�l w rytuale nale�a�a do dzieciucha. Jako �e duchy przypadku sprawi�y, i� by� dzieciuchem wyj�tkowo d�ugo, asystowa� a� przy o�miu po��czeniach wi�zi�. By� mo�e by� to rekord, lecz nie taki, kt�ry stanowi�by pow�d do chluby.
A teraz wyszed� z t�umu, by znowu odegra� wa�n� rol�. Stan�� razem z pozosta�ymi uczestnikami wewn�trz oktogramu. Ka�dy z nich mia� wyznaczone miejsce. Pierwszy sta� w punkcie �mierci, naprzeciwko przysz�ego podopiecznego, kt�ry zajmowa� punkt mi�o�ci. Po obu bokach mia� drugiego w punkcie ziemi i Bylessa, nast�pnego z kolei kandydata, w punkcie powietrza. Punkt przypadku zawsze zajmowa� dzieciuch, a pozosta�e trzy ci, kt�rzy mieli rzuci� zasadnicz� cz�� czaru. Mistrz rytua��w jako przywo�ywacz sta� w punkcie ognia, mistrz archiwista jako odwo�ywacz w punkcie wody, a wielki mistrz jako arbiter w punkcie czasu.
Odwo�ywacz za�piewa� hymn wygnania �mierci, rozsypuj�c po oktogramie ziarno, symbol �ycia. Rzecz jasna, nie spos�b by�o przep�dzi� wszystkich duch�w �mierci z miejsca, gdzie znajdowa� si� miecz, a �ywio� przypadku by� z definicji nieobliczalny. Kiedy sko�czy� drugi hymn wygnania, przywo�ywacz zacz�� wzywa� duchy wymaganych �ywio��w. Audytorium podj�o triumfaln� pie�� po�wi�cenia, pean na cze�� braterstwa i s�u�by. Ku�nia pulsowa�a jej d�wi�kami niczym olbrzymie serce. Cho� w krypcie panowa� dusz�cy �ar, Duren<Jal poczu�, �e w�oski na karku staj� mu d�ba.
Wielki mistrz rzuci� na kowad�o gar�� z�otych monet. Spojrza� na ich rozmieszczenie i z zadowoleniem stwierdzi�, �e nie zanosi si� na �adne dziwaczne zbiegi okoliczno�ci. Zbieraj�c je, skin�� g�ow� do dzieciucha, kt�ry wyszed� dumnym krokiem na �rodek, by odegra� sw� niewielk� rol�. Kr�l domaga� si� teraz fechtmistrz�w tak cz�sto, �e ch�opiec robi� to ju� po raz trzeci. Do rekordu Durendala - je�li rzeczywi�cie byl to rekord - by�o mu jednak jeszcze daleko. Wy�piewa� piskliwym sopranem dedykacj� i po�o�y� na kowadle miecz z kocim okiem. Ko�ba nigdy go jeszcze nie dotkn�� ani nawet nie widzia�, lecz biegli p�atnerze �elaznego Dworu wykuli go tak, by idealnie pasowa� do jego d�oni, ruch�w r�ki i stylu walki.
Wszystko sz�o zgodnie z planem, lecz Durendala niepokoili najwa�niejsi uczestnicy rytua�u. Wydawa�o si�, �e z obydwoma co� jest nie w porz�dku. Wi�kszo�� pierwszych podchodzi�a do po��czenia wi�zi� z radosnym podnieceniem i poczuciem spe�nienia, Ko�ba jednak by� wyra�nie przygn�biony i niepewny siebie. Natomiast aura drwi�cego, pogardliwego znudzenia, jak� roztacza� wok� siebie markiz, mog�a by� odpowiedni� poz� na dworze, lecz z pewno�ci� nie by�a dopuszczalna podczas niebezpiecznego rytua�u zwi�zanego z przywo�aniem �ywio��w. Nutting wyra�nie nadal uwa�a�, �e uczestniczy w pozbawionej znaczenia szopce.
Mistrz rytua��w skin�� g�ow� do Bylessa, kt�ry podszed� do pierwszego, by zdj�� mu koszul�. Nie dalej jak przed tygodniem Durendal zrobi� to samo dla Penderinga. Ko�ba m�g� z trudem uj�� jako fechtmistrz, lecz m�ody Byless potrzebowa� jeszcze co najmniej roku szkolenia. Z pewno�ci� wielki mistrz poinformuje wkr�tce kr�la, �e zaczyna mu ju� brakowa� odpowiednich kandydat�w. A w takim przypadku, je�li zechc� zachowa� kogo� na wypadek nag�ej potrzeby, jak d�ugo b�dzie musia� czeka� Durendal?
Pierwszy odwr�ci� si� i Durendal ruszy� ku niemu. U�miecha� si� rado�nie, usi�uj�c ignorowa� blade wargi i wyba�uszone oczy kolegi. Och, niech si� oka�e, �e to tylko z�udzenie wywo�ane blaskiem ognia! Dotkn�� kciukiem nieow�osionej piersi Ko�by, by wymaca� podstaw� mostka, cho� wszystkie ko�ci wyra�nie rysowa�y si� pod sk�r�. Kawa�kiem w�gla drzewnego nakre�li� znak dok�adniefiad sercem, po czym wr�ci� do punktu ziemi.
Ko�ba opu�ci� swe miejsce i uj�� w d�o� miecz, niemal na� nie spogl�daj�c. Wskoczy� na kowad�o, uni�s� or� w salucie i z�o�y� przysi�g�, �e b�dzie broni� Nuttinga przed wszystkimi wrogami, s�u�y� mu a� do �mierci i w razie potrzeby odda za niego �ycie. S�owa, kt�re powinny rozbrzmiewa� w ku�ni niczym triumfalna fanfara, wysz�y z jego ust jako mamrotanie. Durendalowi nie podoba� si� wyraz twarzy wielkiego mistrza.
Pierwszy zeskoczy� na d� i ukl�kn�� przed markizem, by poda� mu miecz - kt�ry Nutting przyj�� ze znudzon�, oboj�tn� min� - po czym cofn�� si� i usiad� na kowadle. Markiz podszed� do niego i skierowa� sztych w stron� plamy w�gla drzewnego. By�a to kulminacja rytua�u, a on ci�gle spodziewa� si� jakiej� sztuczki. Durendal i Byless stan�li u bok�w Ko�by, kt�ry zaczerpn�� kilka g��bokich oddech�w i uni�s� r�ce. Durendal z�apa� mocno za jedn�, a Byless za drug�, unieruchamiaj�c ch�opaka przed uderzeniem. Markiz zawaha� si� i spojrza� na wielkiego mistrza, jakby nagle zda� sobie spraw�, �e to, o czym mu opowiadano, nie jest �adnym �artem ani oszustwem.
- - Szybciej, cz�owieku! Nie dr�cz go! - warkn�� wielki mistrz. Markiz wzruszy� ramionami i wypowiedzia� rytualn� formu�k�:
- - S�u� albo gi�!
Pchn�� mieczem pier� Ko�by, Nawet je�li czar by� bardzo skuteczny, to musia�o bole�. Wszyscy fechtmistrze przyznawali, �e podczas po��czenia wi�zi� cierpieli b�l, aczkolwiek tylko przez chwil�. W tym przypadku kandydat na podopiecznego nie uderzy� zbyt mocno, gdy� sztych nie wyszed� na zewn�trz na plecach, lecz mimo to krew trysn�a strumieniem znacznie obfitszym ni� zwykle. Ko�ba opu�ci� z cichym j�kiem g�ow�. Nie szarpn�� si� do ty�u jak Pendering przed tygodniem, lecz osun�� si� do przodu, a� podtrzymuj�cy go przyjaciele zachwiali si� na nogach. Pochyla� si� coraz bardziej, jakby chcia� zgi�� si� wp�. Co ten dure� wyprawia�? Zemdla� czy co? Durendal i Byless podtrzymali jego ci�ar, po czym spojrzeli na siebie przera�eni, poj�wszy straszliw� prawd�. Trzech rycerzy podbieg�o do nich, by pom�c im u�o�y� cia�o na pod�odze. Nutting wrzasn�� przenikliwie, wypuszczaj�c miecz z r�k.
Czar nie zadzia�a�.
Teraz pr�b� musia� podj�� drugi.
6
Kandydat�w ju� na pocz�tku szkolenia ostrzegano, �e po��czenie wi�zi� mo�e zabi�. Kroniki wspomina�y nawet o przypadkach �mierci drugich. Magowie utrzymywali, �e winne temu s� b��dy w odprawieniu rytua�u, lecz Durendal by� jego �wiadkiem ju� ze sto razy i mia� pewno��, �e zauwa�y�by wszelkie odchylenia od zwyk�ej procedury. Doszed� do wniosku, �e problem polega� na braku woli. Ko�ba nie pragn�� s�u�y�, a Nutting by� sceptyczny i oboj�tny. Ko�ba pow�tpiewa� w swe umiej�tno�ci, a dla Nuttinga fechtmistrz mia� by� tylko dodatkowym pi�rkiem do kapelusza, kt�rym b�dzie si� m�g� popisywa� na dworze, a nie obro�c� �ycia. Dw�ch pozbawionych entuzjazmu uczestnik�w wsp�lnie doprowadzi�o do katastrofy.
Durendal przede wszystkim spojrza� na ran�. Znak, kt�ry zrobi� na sk�rze, zala�a krew, lecz dziura w ciele nieszcz�snego Ko�by znajdowa�a si� dok�adnie tam, gdzie powinna, ni