9146
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9146 |
Rozszerzenie: |
9146 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9146 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9146 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9146 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Powie�ci CLIWA CUSSLERA
w Wydawnictwie Amber
AFERA �R�DZIEMNOMORSKA
ATLANTYDA ODNALEZIONA
B��KITNE Z�OTO �
CERBER
CYKLOP
LODOWA PU�APKA
NA DNO NOCY
ODYSEJA TROJA�SKA
OGNISTY L�D
OPERACJA "HF"
PODWODNI �OWCY
PODWODNI �OWCY 2
PODWODNY ZAB�JCA
POTOP
SAHARA
SKARB
SMOK
VIXEN 03
W��
WIR PACYFIKU
WYDOBY� "TFTANICA"
ZAB�JCZE WIBRACJE
Z�OTO INK�W
Z�OTY BUDDA
CLIVE CUSSLER
ZAB�JCZE WIBRACJE
Przek�ad Pawe� Wieczorek
ANBER
Tytu� orygina�u SHOCK WAVE
Redaktorzy serii
MA�GORZATA CEBO-FONIOK, ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna EL�BIETA GA�ECKA
Ilustracja na ok�adce ARCHIWUM WYDAWNICTWA AMBER
Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stron� Internetu
http://www.amber.sm.pl
http://www.wydawnictwoamber.pl
Copyright (c) 1996 by Clive Cussler.
Published by arrangement with Peter Lampack Agency, Inc.
551 Fifth Avenue, Suit� 1613 New York, NY 10176-0187 USA.
Illustrations by Errol Beauchamp.
The Author is grateful for permission to reprint the lines from the following song:
Moon River by Johnny Mercer and Henry Mancini.
Copyright (c) 1961 by Famous Musie Corporation,
Copyright renewed (c) 1989 by Famous Musie Corporation.
For the Polish edition Copyright (c) 2003 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-241-1858-6
WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Kr�lewska 27, tel. 620 40 13, 620 81 62
Warszawa 2003. Wydanie III
Druk: Finidr, s.r.o., Cesky Te�in
Ponowna oprawa: 2004, Cieszy�ska Drukarnia Wydawnicza
Z wyrazami najwy�szego szacunku dla
doktora Nicholasa Nicholasa,
doktora Jeffreya Taffeta
oraz
Roberta Fleminga
WYPRAWA "GLADIATORA"
17 stycznia 1856 roku Morze Tasmana
Z czterech klipr�w, zbudowanych w 1854 roku w szkockim Aberdeen, jeden szczeg�lnie si� wyr�nia�. "Gladiator" mia� sze��dziesi�t metr�w d�ugo�ci, dziesi�� metr�w szeroko�ci i no�no�� 1256 ton, a jego trzy maszty wznosi�y si� ku niebu pod dziarskim k�tem. By� jednym z najszybszych klipr�w w historii, cho� �eglowanie nim na wzburzonych wodach by�o niebezpieczne z powodu zbyt wysmuk�ych kszta�t�w. Okre�lano go czasami mianem "Ducha", poniewa� m�g� p�yn�� przy najl�ejszym podmuchu wiatru. Nigdy nie zdarzy�o mu si� wolne przej�cie z powodu unieruchomienia przez cisz�.
Niestety "Gladiator" by� skazany na zapomnienie.
W trakcie budowy armatorzy kazali go przystosowa� do obs�ugi handlu i ruchu emigracyjnego na linii australijskiej i zosta� jednym z niewielu klipr�w, mog�cych tak samo dobrze wozi� pasa�er�w jak �adunek. Wkr�tce okaza�o si� jednak, �e zbyt ma�o kolonist�w sta� na op�acenie przejazdu i p�ywa z pustymi kabinami pierwszej i drugiej klasy, uznano wi�c, �e znacznie lukratywniejsze b�dzie zdobycie kontrakt�w rz�dowych na transporty wi�ni�w na kontynent, b�d�cy w owych czasach najwi�kszym wi�zieniem �wiata.
"Gladiatorem" dowodzi� jeden z najostrzej p�ywaj�cych kapitan�w klipr�w - Charles "Kat" Scaggs. Przydomek by� jak najbardziej trafny, bo cho� Scaggs nie u�ywa� wobec uchylaj�cych si� od pracy lub niesubordynowanych marynarzy bicza, bezlito�nie zmusza� swoich ludzi i statek do rekordowych przebieg�w pomi�dzy Europ� a Australi�. Jego brutalne metody przynosi�y efekty. W czasie trzeciego rejsu powrotnego do Anglii "Gladiator" przep�yn�� tras� w sze��dziesi�t trzy dni. Do dzi� ten rekord nie zosta� pobity przez statek �aglowy.
Scaggs �ciga� si� ze wsp�czesnymi mu legendarnymi kliprami i kapitanami jak John Kendricks i jego chy�y "Hercules" albo dowodz�cy zmodernizowanym "Jupiterem" Wilson Asher i nigdy nie przegra�. Rywalizuj�cy
9
kapitanowie, ruszaj�cy z Londynu zaraz po "Gladiatorze", przybywaj�c do portu w Sydney, niezmiennie zastawali go dawno zacumowanego.
Szybkie przebiegi by�y zbawieniem dla wi�ni�w, kt�rzy musieli znosi� koszmarn� podr� w zatrwa�aj�cych m�czarniach. Wiele statk�w potrzebowa�o na pokonanie trasy trzy miesi�ce.
Zamkni�tych pod pok�adem skaza�c�w traktowano jak �adunek byd�a. Byli w�r�d nich zatwardziali kryminali�ci, byli polityczni dysydenci, by�o jednak te� wielu nieszcz�nik�w, skazanych za kradzie� sztuki ubrania czy kawa�ka chleba. M�czyzn wysy�ano do kolonii karnych za wszelkie przewinienia - od kradzie�y kieszonkowej po morderstwo, kobiety - oddzielone grub� przegrod� - g��wnie za drobne kradzie�e. Przez d�ugie miesi�ce na morzu wi�niowie byli skazani na marne drewniane koje, brak podstawowych warunk�w higienicznych i niewiele warte jedzenie. Jedynym luksusem by�y racje cukru, octu i soku cytrynowego przeciwdzia�aj�ce szkorbutowi oraz portwajn poprawiaj�cy morale w nocy. Skaza�c�w strzeg� dziesi�cioosobowy oddzia�ek Regimentu Piechoty Nowej Po�udniowej Walii pod dow�dztwem porucznika Silasa Shepparda. Pod pok�ad praktycznie nie dop�ywa�o �wie�e powietrze - dochodzi�o jedynie przez w�azy, w kt�re wbudowano jednak grube kraty, ca�y czas zamkni�te i solidnie zaryglowane, tak �e kiedy wp�ywano w tropiki, w ci�gu dnia nie by�o czym oddycha�. Gdy morze si� wzburza�o, wi�niowie cierpieli jeszcze bardziej. Nie tylko musieli gni� w ca�kowitej ciemno�ci, na dodatek robi�o si� zimno i wilgotno, a ka�dy wal�cy w kad�ub grzywacz powodowa�, �e rzuca�o nimi jak workami kartofli.
Na przewo��cych wi�ni�w statkach musia� znajdowa� si� lekarz i "Gladiator" nie by� w tym zakresie wyj�tkiem. Nad og�lnym stanem zdrowia wi�ni�w czuwa� nadinspektor doktor Otis Gorman, kt�ry kiedy pozwala�a na to pogoda, sprowadza� ludzi niewielkimi grupkami na pok�ad, by zaczerpn�li �wie�ego powietrza i za�yli ruchu. Kiedy dobijano do nabrze�a w Sydney, zawsze z dum� si� szczyci�, �e nie straci� w drodze ani jednego wi�nia. Gorman by� lito�ciwym cz�owiekiem i dba� o ludzi, kt�rych mia� pod kuratel�-upuszcza� krew, przecina� wrzody, leczy� rany, p�cherze i biegunk�, pilnowa� sypania do klozet�w chlorku, prania ubra� i czyszczenia pojemnik�w na mocz. Rzadko si� zdarza�o, by nie dzi�kowano mu przy schodzeniu na l�d.
Kat Scaggs zwykle nie zauwa�a� istnienia zamkni�tych pod pok�adem jego statku nieszcz�nik�w. Interesowa�y go jedynie rekordowe przebiegi. Jego brutalno�� i �elazna dyscyplina by�y szczodrze nagradzane przez szcz�liwych armator�w i zar�wno kapitan, jak i jego statek po wsze czasy znale�li miejsce w�r�d legend o kliprach australijskich.
Teraz te� czu� nosem nowy rekord trasy i by� nieust�pliwy jak ma�o kiedy. Pi��dziesi�t dwa dni po wyp�yni�ciu z Londynu z �adunkiem oraz stu dziewi��dziesi�cioma dwoma skaza�cami, w tym dwudziestoma czterema kobietami, wyciska� z "Gladiatora" co tylko si� da�o i nawet przy ostrym
10
wietrze rzadko zbiera� �agle. Jego wytrwa�o�� zosta�a nagrodzona przep�yni�ciem w ci�gu doby niewiarygodnych 439 mil.
Scaggs wykorzysta� jednak sw�j limit szcz�cia. Za ruf� zawis�o na horyzoncie nieszcz�cie.
Dzie� po tym, jak "Gladiator" bezpiecznie przeszed� znajduj�c� si� pomi�dzy Tasmani� a po�udniowym wybrze�em Australii Cie�nin� Bassa, niebo wype�ni�o si� z�owieszczymi czarnymi chmurami, morze stawa�o si� niespokojne i znika�o coraz wi�cej gwiazd. Scaggs nie wiedzia� o tym, �e wkr�tce zza po�udniowo-wschodniego kra�ca Morza Tasmana wypadnie na statek pot�ny tajfun. Z powodu ich szybko�ci i zdecydowania Pacyfik nigdy nie obchodzi� si� z kliprami �agodnie.
Tajfun mia� si� okaza� najstraszliwszy i najbardziej niszczycielski, jaki pami�tali mieszka�cy m�rz po�udniowych. Z ka�d� godzin� wiatr przyspiesza�. Ocean zmieni� si� w �a�cuch wznosz�cych si� wysoko g�r, kt�re z hukiem wypada�y z ciemno�ci i zwala�y si� na "Gladiatora". Scaggs zbyt si� oci�ga� z rozkazem refowania �agli i niezwyk�ej si�y podmuch porwa� je na strz�py. Maszty p�k�y jak wyka�aczki, a zalany wod� pok�ad zas�a�y wanty i reje. Potem, jakby chc�c posprz�ta�, hucz�ce grzywacze sp�uka�y t� pl�tanin� za burt�. Od rufy nadesz�a dziesi�ciometrowa fala, uderzy�a odrywaj�c od kad�uba ster i przetoczy�a si� po pok�adzie rozbijaj�c mostek. Kiedy sp�yn�a, z pok�adu znikn�y szalupy, ko�o sterowe, nadbud�wki i kambuz. Luki by�y wepchni�te do �rodka i woda bez przeszk�d wlewa�a si� do statku.
Jedna ogromna fala zmieni�a ciesz�cy oko wdzi�czn� lini� kliper w bezradny, okaleczony wrak. Umieraj�cy kad�ub zamieni� si� w miotan� falami k�od�, straci� sterowno�� i zosta� wydany na pastw� wody. Nie maj�c mo�liwo�ci walki z burz�, nieszcz�sna za�oga i wi�niowie mogli jedynie bezczynnie spogl�da� �mierci w twarz i czeka� w przera�eniu, a� statek zanurkuje w bezlitosn� g��bi�.
Dwa tygodnie po mini�ciu terminu dotarcia "Gladiatora" do portu wys�ano statki, aby przeczesa�y trasy przechodzenia klipr�w przez Cie�nin� Bassa i Morze Tasmana, nie uda�o im si� jednak znale�� najmniejszego �ladu rozbitk�w, zw�ok ani szcz�tk�w wraka. Armatorzy spisali statek na straty, firma ubezpieczeniowa wyp�aci�a odszkodowanie, rodziny marynarzy i skaza�c�w op�aka�y odej�cie bliskich i z czasem pami�� o "Gladiatorze" zacz�a blakn��.
Niekt�re statki maj� opini� p�ywaj�cych trumien albo piekielnych �ajb, ale znaj�cy Scaggsa i "Gladiatora" kapitanowie konkurencyjnych towarzystw niemal bez wyj�tku pokr�cili g�owami i uznali zaginiony pi�kny kliper za ofiar� nadmiernej delikatno�ci konstrukcji i agresywnego p�ywania Scaggsa. Dw�ch ludzi, kt�rzy niegdy� p�ywali na "Gladiatorze", zasugerowa�o wr�cz, �e m�g� zosta� zaatakowany r�wnocze�nie przez gwa�towny podmuch
11
wichru i wysok� fal� od rufy, a suma pot�g wepchn�a dzi�b pod wod� i pos�a�a statek na dno.
W Sali Ubezpiecze� gie�dy ubezpiecze� morskich Lloyda zagini�cie "Gladiatora" zosta�o zapisane w ksi�gach pomi�dzy zatoni�ciem ameryka�skiego holownika parowego a wej�ciem na mielizn� norweskiego kutra rybackiego.
Min�y niemal trzy lata, zanim wyja�niono tajemnicze znikni�cie.
Kiedy potworny tajfun odszed� na zach�d, przedziwnym, nieznanym w historii marynistyki trafem "Gladiator" w dalszym ci�gu unosi� si� na wodzie. Ogo�ocony kad�ub prze�y�, ale przez sp�kane poszycie do �rodka w niepokoj�cej ilo�ci wlewa�a si� woda. W po�udnie nast�pnego dnia w kad�ubie by�o jej niemal dwa metry, a pompy toczy�y skazan� na przegran� bitw�.
Waleczno�� Kata Scaggsa nie os�ab�a nawet na chwil� i za�oga mog�aby przysi�c, �e statek utrzymuje si� na wodzie jedynie dzi�ki jego uporowi. Wydawa� rozkazy ze srog� min� i niezwykle spokojnie. Wi�ni�w, kt�rzy nie odnie�li powa�niejszych ran z powodu d�ugotrwa�ego rzucania wewn�trz statku, zatrudni� do obs�ugi pomp, za�oga zaj�a si� uszczelnianiem kad�uba.
Reszt� dnia i noc sp�dzono na odci��aniu statku wyrzucaj�c za burt� �adunek i wszystko z wyposa�enia, co nie by�o niezb�dne, ale efekt by� znikomy. Stracono mn�stwo cennego czasu i niewiele osi�gni�to. Do rana woda podnios�a si� o kolejne trzy czwarte metra.
P�nym popo�udniem wycie�czony Scaggs zosta� pokonany. Nic nie by�o w stanie uratowa� "Gladiatora", a przy braku szalup pozosta�a jedna desperacka mo�liwo�� uratowania znajduj�cych si� na pok�adzie dusz. Kapitan wyda� porucznikowi Sheppardowi rozkaz uwolnienia wi�ni�w i ustawienia ich na pok�adzie pod czujnym okiem uzbrojonych �o�nierzy. Ci, kt�rzy pracowali przy pompach, oraz gor�czkowo uszczelniaj�cy uszkodzenia cz�onkowie za�ogi pozostali oczywi�cie przy pracy.
Scaggs nie potrzebowa� do panowania nad statkiem bicza ani pistoletu. By� ogromny i mia� budow� kamieniarza. Mierzy� prawie metr dziewi��dziesi�t, szarooliwkowe, wbijaj�ce si� w cz�owieka oczy by�y g��boko osadzone w ogorza�ej od s�o�ca i s�onego wiatru twarzy, kt�r� otacza�a szopa kruczoczarnych w�os�w i wspania�a czarna broda, na specjalne okazje splatana w warkocz. M�wi� g��bokim, dono�nym basem, dobitnie podkre�laj�cym jego dow�dcz� pozycj�. By� w kwiecie wieku - mia� trzydzie�ci dziewi�� lat.
Spojrza� na skaza�c�w i zaskoczy�a go ogromna ilo�� ran, si�c�w, zwichni�� oraz obwi�zanych zakrwawionymi banda�ami g��w. Nigdy nie widzia� bardziej odra�aj�cej bandy obdartus�w. Na twarzach wida� by�o strach i zdziwienie. Wi�kszo�� - chyba z powodu z�ej diety w dzieci�stwie - by�a niskiego wzrostu, wszyscy mieli wymizerowane i ponure fizjonomie oraz bla-
12
d� cer�. Scaggs mia� przed sob� cyniczne, nieczu�e na s�owo Boga szumowiny angielskiego spo�ecze�stwa, bez szans na powr�t do ojczyzny, bez nadziei na owocne �ycie.
Gdy te ludzkie wraki ujrza�y zniszczony pok�ad, kikuty maszt�w, poszarpane relingi i puste miejsca po szalupach, zapanowa�a og�lna rozpacz. Kobiety zacz�y z przera�eniem krzycze� - z wyj�tkiem jednej, nieco oddalonej od st�oczonej ci�by.
Scaggs przyjrza� si� dziwnej wi�niarce, wysokiej niemal jak m�czyzna. Wystaj�ce spod sp�dnicy �ydki by�y d�ugie i g�adkie, w�sk� tali� zwie�cza� kszta�tny biust, nieco wyp�ywaj�cy g�r� z dekoltu bluzki. Jej ubranie wygl�da�o porz�dnie i czysto, si�gaj�ce talii blond w�osy - w odr�nieniu od brudnych i zwisaj�cych str�kami w�os�w pozosta�ych kobiet - l�ni�y jak starannie wyszczotkowane. Sta�a prosto, strach ukrywa�a pod mask� buntu i wpatrywa�a si� w Scaggsa oczami b��kitnymi jak alpejskie jezioro.
Kapitan zauwa�y� j� pierwszy raz od wyj�cia w morze i na pr�no si� mitygowa�, dlaczego nie by� bardziej spostrzegawczy. Skarci� si� jednak w my�lach za bujanie w ob�okach, skoncentrowa� na bezpo�rednim niebezpiecze�stwie i rozpocz�� przemow�.
- Sytuacja nie jest obiecuj�ca. Musz� z ca�� uczciwo�ci� przyzna�, �e
statek jest skazany na zag�ad�, a nie mamy szalup.
Przyj�to jego s�owa z mieszanymi uczuciami. Piechurzy porucznika Shepparda stali cicho i bez ruchu, wielu skaza�c�w zacz�o j�cze� i wy�. Ze strachu, �e statek rozleci si� zaraz na kawa�ki, wielu pad�o na kolana i zacz�o b�aga� niebiosa o wybawienie.
Nie zwracaj�c uwagi na lamenty, Scaggs m�wi� dalej:
- Chc� z pomoc� �askawego Boga spr�bowa� uratowa� ka�d� dusz�
z tego statku. Zamierzam zbudowa� tratw� wystarczaj�cej wielko�ci, aby
unios�a wszystkich znajduj�cych si� na tym �aglowcu, a� zostaniemy uratowani
przez przep�ywaj�cy statek albo morze zaniesie nas na australijski kontynent.
Za�adujemy wody i prowiantu, �eby wystarczy�o na dwadzie�cia dni.
- Je�eli pozwoli pan, kapitanie, zapytam, po ilu dniach spodziewa si�
pan ratunku?
Pytanie zada� olbrzymi m�czyzna o pogardliwym wyrazie twarzy, g�ruj�cy nad pozosta�ymi o p�torej g�owy. W odr�nieniu od swoich towarzyszy by� modnie ubrany, a jego fryzura wymy�lnie u�o�ona. Scaggs, nim odpowiedzia�, zwr�ci� si� do porucznika Shepparda:
- Kim jest ten gogu�?
Sheppard przysun�� si� blisko kapitana.
- To Jess Dorsett.
Scaggs uni�s� brew.
- Rozb�jnik Jess Dorsett?
- We w�asnej osobie. Zanim ludzie kr�lowej go z�apali, zbi� fortun�.
Jedyny z tej pstrej bandy umie czyta� i pisa�.
13
Scaggs natychmiast zrozumia�, �e je�eli sytuacja na tratwie zrobi�aby si� gro�na, rozb�jnik mo�e okaza� si� przydatny, a musia� si� powa�nie liczy� z niebezpiecze�stwem buntu.
- Oferuj� wam jedynie szans� na prze�ycie, panie Dorsett. Poza tym
nie mog� obieca� niczego.
- Czego oczekuje pan w tej sytuacji ode mnie i moich zdegenerowanych przyjaci�?
- Pomocy przy budowie tratwy ze strony ka�dego zdolnego do pracy m�czyzny.
Kto odm�wi pomocy albo b�dzie si� miga� przy pracy, zostanie na statku.
- S�yszycie, ch�opcy?! - krzykn�� Dorsett do skaza�c�w. - Macie pracowa�
albo umrzecie! - Odwr�ci� si� do Scaggsa. - Ale �aden z nas nie jest
marynarzem. B�dzie pan musia� powiedzie�, co mamy robi�.
Scaggs wskaza� na pierwszego oficera.
- Rozkaza�em panu Ramseyowi narysowa� plany i zbudowa� szkielet
tratwy. Cz�� za�ogi nie zaj�ta walk� o utrzymanie nas na wodzie pokieruje
budow�.
Jeff Dorsett, maj�cy ponad metr dziewi��dziesi�t, w�r�d innych wi�ni�w sprawia� wra�enie giganta. Okryte drogim p�aszczem z aksamitu ramiona mia� szerokie i pot�ne, nos d�ugi, ko�ci policzkowe wysokie, szcz�k� wydatn�. D�ugie miedzianorude w�osy opada�y mu swobodnie na ko�nierz. Mimo dw�ch miesi�cy zamkni�cia w �adowni statku wygl�da�, jakby w�a�nie wyszed� od eleganckiego londy�skiego krawca.
Zanim odwr�cili si� od siebie, Dorsett i Scaggs wymienili kr�tkie spojrzenia. Pierwszemu oficerowi Ramseyowi nie umkn�a uwagi ich intensywno��. "Tygrys i lew" - pomy�la� melancholijnie. Ciekawe, kt�ry b�dzie g�r�, kiedy dotr� do kresu tego, co wyznaczy� im los.
Na szcz�cie ocean si� uspokoi� i mo�na by�o budowa� tratw� na wodzie. Konstrukcj� zacz�to robi� z tego, co wyrzucono za burt�. Rama tratwy powsta�a z resztek maszt�w, kt�re powi�zano grub� lin�. Opr�niono przeznaczone dla tawern i sklep�w Sydney beczki z winem i m�k� i poprzywi�zywano je do ramy, by zwi�kszy� p�awno��. Na g�rze poprzybijano belki, kt�re utworzy�y pok�ad, i otoczono go wysokim do pasa relingiem. Dwie zapasowe bomstengi postawiono po obu ko�cach tratwy i owantowano je, osztagowano i otaklowano. Gotowa tratwa mia�a jakie� dwadzie�cia pi�� metr�w na dwana�cie i cho� wygl�da�a na du��, to po za�adowaniu zapas�w nie by�o �atwo upcha� na niej stu dziewi��dziesi�ciu dw�ch wi�ni�w, jedenastu �o�nierzy i dwudziestu siedmiu cz�onk�w za�ogi oraz kapitana, co razem stanowi�o dwie�cie trzydzie�ci jeden os�b. Po stronie, kt�r� wyznaczono na ruf�, do prowizorycznego rumpla zamocowano szcz�tkowy ster.
Na pok�ad spuszczono beczu�ki z wod�, sokiem cytrynowym, solonym boczkiem, wo�owin� i serem, gary ugotowanego w kambuzie ry�u i grochu,
14
i przywi�zano wszystko mi�dzy masztami tak, by znajdowa�o si� pod os�on� wielkiej p�achty p��tna, kt�r� rozpi�to jako ochron� przed pal�cymi promieniami s�o�ca.
Odbijano od wraka przy b�ogos�awie�stwie czystego nieba i oceanu g�adkiego jak ogrodowy staw. Pierwsi przesiedli si� uzbrojeni w muszkiety i pa�asze �o�nierze. Potem nadszed� czas na skaza�c�w, szcz�liwych, �e unikn�li p�j�cia na dno razem z przechylonym ju� niebezpiecznie na dzi�b statkiem. Tak wielu ludzi nie mog�o zej�� po trapie, wi�kszo�� dostawa�a si� wi�c na tratw� zsuwaj�c si� po burcie statku na linach. Niejeden zbyt wcze�nie skaka� albo puszcza� lin�, wpada� do wody i musia� by� wci�gany na pok�ad przez ludzi Ramseya. Najci�ej rannych opuszczano na d� obwi�zanych lin�. Ku zaskoczeniu wszystkich, ewakuacja si� uda�a. Po dw�ch godzinach dwie�cie trzy osoby znajdowa�y si� na tratwie w wyznaczonych przez Scaggsa miejscach.
Teraz nadesz�a kolej na za�og�. Ostatni� osob�, kt�ra opu�ci�a ostro ju� nachylony pok�ad, by� kapitan. Zanim zeskoczy� na tratw�, spu�ci� na linie w r�ce pierwszego oficera pud�o z dwoma pistoletami, ksi�g� logow�, chronometrem, kompasem i sekstantem. Tu� przed opuszczeniem wraka Scaggs obliczy� pozycj� i po znalezieniu si� na tratwie nikomu - nawet Ramseyowi - nie powiedzia�, �e burza znios�a "Gladiatora" daleko od ucz�szczanych tras. Dryfowali w martwym rejonie Morza Tasmana trzysta mil od wybrze�y Australii, ale - co gorsza - pr�d znosi� ich coraz bardziej w nico�� nie odwiedzan� przez �adnejednostki. Po sprawdzeniu na mapach kapitan doszed� do wniosku, �e ich jedyn� nadziej�jest napotkanie przeciwnych pr�d�w i wiatr�w i po�eglowanie na wsch�d, ku Nowej Zelandii.
Wkr�tce po zainstalowaniu si� na tratwie pasa�erowie stwierdzili z przera�eniem, �e na pok�adzie mo�e si� po�o�y� maksimum czterdziestu z nich. Marynarze widzieli powa�niejsze zagro�enie - pok�ad wystawa� nad wod� nie wi�cej ni� dziesi�� centymetr�w i by�o jasne, �e je�eli morze si� wzburzy, ca�a tratwa zostanie zatopiona wraz z nieszcz�snym �adunkiem.
Scaggs powiesi� kompas na maszcie przy rumplu.
- Stawiajmy �agle, panie Ramsey. Ster sto pi�tna�cie stopni wsch�d-
po�udniowsch�d.
- Aye, kapitanie. Nie p�yniemy do Australii, prawda?
- Nasz� nadziej�jest p�nocno-zachodnie wybrze�e Nowej Zelandii.
- Ile nas od niej dzieli?
- Sze��set mil - odpowiedzia� Scaggs, jakby m�wi� o znajduj�cej si�
tu� za horyzontem piaszczystej pla�y.
Ramsey zmarszczy� czo�o i zlustrowa� przepe�nion� tratw�. D�u�ej zatrzyma� wzrok na grupie zag��bionych w szeptan� dysput� skaza�c�w. Kiedy si� odezwa�, g�os mia� przepe�niony przygn�bieniem.
- Nie wierz�, by w otoczeniu takiej masy �mieci jakikolwiek bogobojny
cz�owiek dotar� do celu podr�y.
15
Ocean pozosta� spokojny przez nast�pne pi�� dni. Wszyscy przyzwyczaili si� do dyscypliny racjonowania �ywno�ci. Okrutne s�o�ce pra�y�o bezlito�nie, zmieniaj�c tratw� w gorej�ce piek�o, i ka�dy desperacko pragn�� skoczy� do wody, by si� och�odzi�, ale rekiny kr��y�y w pobli�u oczekuj�c �atwego k�ska. Marynarze lali wiadra wody na rozpi�ty p��cienny dach, co jedynie zwi�ksza�o pod nim duchot�.
Nastr�j zacz�� si� zmienia� z melancholii w buntowniczo��. Ci, kt�rzy wytrzymali dwa miesi�ce zamkni�cia w ciemnych �adowniach "Gladiatora", niepokoili si� teraz niepewn� konstrukcj� tratwy i pustk� wok�. Zacz�li rzuca� w kierunku marynarzy i �o�nierzy dzikie spojrzenia i pomruki, co nie usz�o uwagi kapitana Scaggsa. Rozkaza� porucznikowi Sheppardowi, aby nakaza� swoim ludziom trzyma� muszkiety nabite, z podsypanym na panewk� prochem.
Jess Dorsett cz�sto obserwowa� wysok� kobiet� o platynowych w�osach, kt�ra ca�y czas siedzia�a sama przy przednim maszcie. Otoczy�a si� aur� upartej pasywno�ci, jakby by�a przyzwyczajona do niewyg�d bez nadziei na popraw�. Zdawa�o si�, �e nie zauwa�a pozosta�ych wi�niarek, rzadko do kogokolwiek si� odzywa�a i sprawia�a wra�enie, jakby wola�a pozostawa� na uboczu i milcze�. Dorsett uzna�, �e na pewno nie jest tuzinkowa.
Ruszy� ku niej przeciskaj�c si� w�owym ruchem pomi�dzy upakowanymi ciasno na pok�adzie cia�ami, a� zatrzyma� go �o�nierz, kt�ry kaza� mu si� cofn�� podkre�laj�c rozkaz wysuni�ciem lufy muszkietu do przodu. Dorsett by� cierpliwym cz�owiekiem i zaczeka�, a� zmieni� si� warty. Nowy stra�nik od razu zacz�� po��dliwie spogl�da� na kobiety, co natychmiast odwzajemni�y ur�ganiami. Dorsett wykorzysta� jego nieuwag� i szybko podszed� do domy�lnej linii maj�cej dzieli� kobiety od m�czyzn. Blondynka nie da�a po sobie pozna�, czy go zauwa�y�a, jej b��kitne oczy by�y wbite w co� na horyzoncie, co tylko ona umia�a dojrze�.
- Wypatrujesz pani Anglii? - spyta� z u�miechem.
Odwr�ci�a si� i wbi�a w niego wzrok, jakby zastanawia�a si�, czy zaszczyci� go odpowiedzi�.
- Ma�ej wioski w Kornwalii.
- Tam pani� aresztowano?
- Nie, w Falmouth.
- Za pr�b� zamachu na kr�low� Wiktori�?
Jej oczy b�ysn�y i roze�mia�a si�.
- Nie, za kradzie� koca.
- Musia�o by� pani zimno.
Spowa�nia�a.
- Mia� by� dla mojego ojca. Umiera� na p�uca.
- To bardzo smutne.
- Pan jest rozb�jnikiem.
- By�em, dop�ki m�j ko� nie z�ama� nogi i nie zosta�em pojmany przez
ludzi kr�lowej.
16
- Nazywa si� pan Jess Dorsett.
By� zadowolony, �e pami�ta jego nazwisko, i zadawa� sobie pytanie, czy zasi�ga�a o nim j�zyka.
- A pani nazywa si�...?
- Betsy Fletcher - odpar�a bez wahania.
- Betsy - powiedzia� czerwieniej�c - niech pani pozwoli mi zosta� swo
im opiekunem.
- Nie potrzebuj� pstrokatego rozb�jnika - odpar�a rezolutnie. - Umiem
dba� o siebie.
Zatoczy� r�k� p�kole wskazuj�c na �ci�ni�t� na tratwie hord�.
- Nim ujrzymy ziemi�, mo�e pani potrzebowa� pary silnych r�k.
- Dlaczeg� mia�abym oddawa� sw�j los w r�ce cz�owieka, kt�ry nigdy
nie splami� si� uczciw� prac�?
Popatrzy� jej znacz�co w oczy.
- Mo�e w swoim czasie obrabowa�em kilka powoz�w, ale poza dobrym
kapitanem Scaggsem i mn� nie ma tu m�czyzny, kt�remu kobieta mo�e
zaufa�.
Betsy Fletcher spojrza�a w niebo i wyci�gn�a r�k� w kierunku gro�nie wygl�daj�cych chmur, pchanych ku nim przez �wie�� bryz�.
- Panie Dorsett, jak zamierza pan ochroni� mnie przed nimi?
- Zaraz w nie wpadniemy, kapitanie - powiedzia� Ramsey. - Lepiej
spu��my �agle.
Scaggs ponuro skin�� g�ow�.
- We�cie zapasow� lin�, potnijcie j� na kawa�ki i rozdajcie. Niech pan
powie tym biedakom, �eby si� poprzywi�zywali do tratwy.
Wkr�tce ocean zacz�� szarpa� tratw�. Pok�ad chwia� si� i ko�ysa� na boki, a fale zacz�y si� przelewa� przez zbit� ludzk� mas�. Wszyscy pozaczepiali kawa�ki liny o co si� da�o i zacisn�li na nich d�onie, co sprytniejsi poprzywi�zywali si� do belek pok�adu. Cho� sztorm nie by� nawet w po�owie tak gwa�towny jak tajfun, kt�ry zniszczy� "Gladiatora", wkr�tce nie da�o si� powiedzie�, gdzie zaczyna si� tratwa, a ko�czy ocean. Grzywacze robi�y si� coraz wy�sze, na ich grzbietach kipia�a piana. Niekt�rzy pr�bowali stan��, �eby wystawi� g�owy nad kipi�c� topiel, ale tratw� tak gwa�townie rzuca�o i buja�o, �e natychmiast padali na pok�ad.
Dorsett przywi�za� Betsy do masztu swoj� i jej lin�, potem owin�� si� pozrywanymi wantami i zacz�� os�ania� dziewczyn� cia�em jak tarcz�. Nagle lun�� deszcz z tak� gwa�towno�ci�, jakby diabe� rzuca� kamieniami. � Wzburzony ocean bi� w tratw� ze wszystkich stron.
Przez szalej�c� burz� przebija�y si� jedynie przekle�stwa Scaggsa, towarzysz�ce wykrzykiwanym do za�ogi rozkazom, by dodatkowymi linami zabezpieczyli zapasy �ywno�ci. Marynarze walczyli z �ywio�em, staraj�c si�
17
wi�za� skrzynie i beczki, w pewnym jednak momencie rykn�a wielka jak g�ra fala i zwali�a si� na tratw� wpychaj�c j� g��boko pod wod�. Przynajmniej minut� nie by�o na godnej po�a�owania tratwie nikogo, kto nie by� przekonany, �e zaraz zginie.
Scaggs wstrzyma� oddech, zamkn�� oczy i kl�� z zamkni�tymi ustami. Czu� na sobie ci�ar, jakby woda chcia�a wycisn�� z niego dusz�. Po zdaj�cej si� wieczno�ci� minucie tratwa ci�ko przebi�a si� przez sk��bion� pian� i wychyn�a na powierzchni�, gdzie natychmiast zosta�a zaatakowana przez wicher. Kto nie zosta� zmyty do oceanu, odetchn�� g��boko i zacz�� wykas�ywa� z p�uc s�on� wod�.
Kapitan rozejrza� si� po tratwie i opanowa�o go przera�enie. Zapasy znikn�y, jakby nigdy nie �adowano ich na pok�ad. Jeszcze bardziej przera�aj�ce by�o to, �e zerwane skrzynie i beczki przebi�y sobie drog� przez skaza�c�w, mia�d��c napotkanych po drodze ludzi i spychaj�c ich w odm�t z si�� lawiny. Nikt nie m�g� zareagowa� na �widruj�ce uszy krzyki o pomoc. Dziki ocean sprawia�, �e jakakolwiek pr�ba ratunku by�a niemo�liwa, a szcz�liwi ocaleni mogli jedynie pogr��y� si� w �a�o�ci z powodu �mierci towarzyszy.
Tratwa i zgn�bieni do cna pasa�erowie wytrzymali burz� do rana, zalewani regularnie przetaczaj�cymi si� po nich grzywaczami. Rano ocean zacz�� si� uspokaja�, a wiatr os�ab� do lekkiej po�udniowej bryzy. Nieustaj�co musieli jednak uwa�a� na pojedyncze zdradliwe fale, kt�re wyskakiwa�y zza horyzontu, wlewa�y si� na pok�ad i pr�bowa�y �ci�gn�� ju� i tak niemal potopionych ludzi w otch�a�.
Kiedy Scaggs m�g� w ko�cu stan�� i oszacowa� straty, z przera�eniem stwierdzi�, �e ani jedna beczu�ka wody czy jedzenia nie zosta�a oszcz�dzona przez gwa�towno�� oceanu. Po chwili odkry� nast�pn� katastrof�. Maszty zosta�y po�amane, z �agli pozosta�y strz�py. Rozkaza� Ramseyowi i Sheppardowi policzy� zaginionych. Okaza�o si�, �e stracili dwudziestu siedmiu ludzi.
Sheppard wbi� wzrok w wycie�czone postacie i pokr�ci� ze smutkiem g�ow�.
- Biedni �ajdacy. Wygl�daj� jak potopione szczury.
- Niech pan ka�e rozpi�� to, co pozosta�o z �agli, i na�apie jak najwi�cej
wody, nim szkwa� minie - rozkaza� kapitan Ramseyowi.
- Nie mamy jej w czym trzyma� - odpar� ponuro Ramsey. - Z czego
zrobimy wtedy �agle?
- Kiedy ka�dy si� napije, naprawimy co si� da i pop�yniemy dalej na
wsch�d-po�udniowsch�d.
Na tratw� zacz�o wraca� �ycie. Dorsett wypl�ta� si� z want i uj�� Betsy za ramiona.
- Jest pani ranna? - spyta�.
Patrzy�a na niego przez przyklejone do twarzy pasma w�os�w.
- Nie wpuszczono by mnie w takim stanie na bal w pa�acu kr�lewskim.
Jestem przemoczona, ale zadowolona, �e �yj�.
18
- To by�a okropna noc, lecz obawiam si�, �e czekaj� nas jeszcze gorsze.
Wkr�tce wr�ci�o s�o�ce, a by�o nie mniej okrutne od szalej�cego oceanu. Bez baldachimu, kt�ry zosta� zerwany przez wiatr i fale, pasa�erowie nie mieli najmniejszej ochrony. Wkr�tce do��czy�y si� tortury g�odu i pragnienia. Ka�dy okruch po�ywienia, jaki uda�o si� znale�� w szparach pomi�dzy deskami pok�adu, zosta� zjedzony. Odrobina wody, kt�r� uda�o si� z�apa� w podarte resztki �agli, posz�a w zapomnienie.
Kiedy ponownie postawiono strz�py �agli, okaza�o si�, �e nie maj� �adnej warto�ci. Je�eli wiatr wia� od rufy, tratwa reagowa�a jako tako na ster, ale ka�da pr�ba halsowania ko�czy�a si� obr�ceniem tratwy dziobem do wiatru. Niemo�no�� decydowania o kierunku poruszania si� tratwy by�a kolejnym ci�arem dla Scaggsa. Poniewa� uratowa� instrumenty nawigacyjne przyciskaj�c je do piersi w czasie najgorszej nawa�nicy, ustali� obecn� pozycj�.
- Bli�ej l�du, kapitanie? - spyta� Ramsey.
- Obawiam si�, �e nie - grobowym g�osem odpar� Scaggs. - Sztorm
zepchn�� nas jeszcze dalej na p�noc i zach�d. Jeste�my znacznie dalej od
Nowej Zelandii ni� dwa dni temu.
- Nie wytrzymamy d�ugo bez wody.
Scaggs wskaza� na przecinaj�c� ocean pi�tna�cie metr�w od nich par� p�etw.
- Je�eli w ci�gu kilku dni nie napotkamy statku, panie Ramsey, obawiam
si�, �e rekiny b�d� mia�y okaza�� uczt�.
Rekiny nie musia�y d�ugo czeka�. Drugiego dnia po sztormie zrzucono do wody cia�a tych, kt�rzy zmarli z ran. Natychmiast znikn�y w kipieli krwawej piany. Szczeg�lnie agresywny wyda� si� Scaggsowi jeden z drapie�nik�w. Rozpozna� w nim �ar�acza bia�ego, znanego lepiej pod nazw� rekina ludojada, uwa�anego za najbardziej krwio�ercz� besti�, jaka �yje w morzu. Oceni� jego d�ugo�� na siedem i p� metra.
Prawdziwy koszmar mia� si� jednak dopiero zacz��. Dorsett by� pierwszym, kt�ry przeczu�, co znajduj�ce si� na tratwie jedne ludzkie wraki szykuj� na drugie.
- Co� knuj� - powiedzia� do Betsy. - Nie podoba mi si� spos�b, w jaki
patrz� na kobiety.
- O czym pan m�wisz? - wydysza�a przez spieczone wargi. Zakry�a
twarz poszarpan� chustk�, go�e ramiona i wystaj�ce spod sp�dnicy �ydki mia�a
spalone s�o�cem i pe�ne p�cherzy.
- Ta niegodziwa banda przemytnik�w na rufie, prowadzona przez nie
godziwego morderc� Walijczyka Jake'a Hugginsa. Umie z tak� sam� �atwo�ci�
poder�n�� gard�o, jak inni podaj� godzin�. Ideo zak�ad, �e planuj� bunt.
Betsy rozejrza�a si� nieprzytomnie po rozrzuconych na pok�adzie ledwie �ywych ludziach.
19
- Dlaczego mieliby chcie� przej�� w�adz�?
- Zaraz si� dowiem - powiedzia� Dorsett i ruszy� mi�dzy porozci�ganymi
na wilgotnych deskach skaza�cami, oboj�tnymi na wszystko i my�l�cymi
jedynie o pal�cym pragnieniu. Porusza� si� nieporadnie, zaniepokojony
sztywno�ci� cz�onk�w, pozbawionych ruchu przez kilkadziesi�t godzin.
By� jednym z niewielu, kt�rzy �mieli zbli�y� si� do spiskuj�cych. Przecisn��
si� si�� przez zwolennik�w Hugginsa. Udali, �e go nie zauwa�aj�, w dalszym
ci�gu poszeptywali mi�dzy sob� i rzucali gor�czkowe spojrzenia w stron�
Shepparda i jego piechur�w.
- Czemu tu w�szysz, Dorsett? - burkn�� Huggins.
Przemytnik by� niski i kr�py, jego klatka piersiowa przypomina�a beczk�, mia� d�ugie spl�tane p�owe w�osy, niezwyk�ej wielko�ci sp�aszczony nochal i ogromne usta, w kt�rych brakowa�o co drugiego z�ba, a te, co pozosta�y, by�y sczernia�e jak prymka tytoniu. Wygl�da� odra�aj�co.
- Pomy�la�em, �e przyda wam si� przy przejmowaniu tratwy silny cz�owiek.
- Chcesz si� do��czy� do podzia�u �up�w, �eby jeszcze troch� po�y�, co?
- Nie widz� �adnego �upu, kt�ry m�g�by przed�u�y� nasz �ywot - oboj�tnie
stwierdzi� Dorsett.
Huggins wybuchn�� �miechem, ukazuj�c gnij�ce z�by.
- Kobiety, g�upcze.
- Zdychamy z pragnienia i upa�u, a ty chcesz kobiet?
- Jak na s�awnego rozb�jnika wielki z ciebie g�upiec - rzuci� z irytacj�
Huggins. - Nie chcemy k�a�� lalek na plecy, chcemy je poci�� na kawa�ki
i zje�� ich delikatne mi�so. Scaggsa, jego marynarzyk�w i �o�nierzy zosta
wimy sobie na czas, kiedy zrobimy si� naprawd� g�odni.
Pierwsz� my�l� Dorsetta by�o, �e Huggins robi sobie niesmaczne �arty, ale wyzieraj�cy z jego oczu diabe� i upiorny u�miech jednoznacznie dowodzi�y, �e skazaniec nie bawi si� w s��wka. Pomys� by� tak nikczemny, �e Dorsettowi zebra�o si� na wymioty, by� jednak znakomitym aktorem, wzruszy� wi�c jedynie ramionami, jakby niewiele go to obchodzi�o.
- Po co po�piech? Jutro o tej porze mo�emy by� uratowani.
- W najbli�szym czasie nie pojawi si� �aden statek i �aden l�d. - Huggins
zawiesi� g�os, obrzydliw� twarz wykrzywia�a mu otch�a� ludzkiego upadku.
- Jeste� z nami, rozb�jniku?
- ��cz�c si� z tob� nie mog� straci�, Jake - odpar� Dorsett u�miechaj�c
si� z zaci�ni�tymi ustami - ale ta wysoka blondynka jest moja. Z reszt� r�b,
co chcesz.
- Widz�, �e ci si� spodoba�a, ale ja i moi ch�opcy dzielimy si� po r�wno.
Pozwol� ci zacz��, lecz potem si� ni� dzielimy.
- To uczciwe - oschle stwierdzi� Dorsett. - Kiedy atakujemy?
- Godzin� po zapadni�ciu zmroku. Na m�j znak napadamy na �o�nierzyk�w
i zabieramy im muszkiety. Jak b�dziemy mie� bro�, Scaggs i jego
ludzie nic nam nie zrobi�.
20
- Poniewa� od dawna siedz� przy przednim maszcie, zajm� si� �o�nierzem,
kt�ry pilnuje kobiet.
- Chcesz by� pierwszy w kolejce do obiadku, co?
- Na same twoje s�owa robi� si� g�odny - zako�czy� Dorsett sardonicznie.
Wr�ci� do Betsy, ale nie wspomnia� o szykowanym przez skaza�c�w pogromie. Wiedzia�, �e Huggins i jego ludzie b�d� go obserwowa�, aby si� upewni�, �e nie podejmie pr�by ostrze�enia �o�nierzy albo za�ogi "Gladiatora". Szans� otrzyma dopiero z zapadni�ciem zmroku i b�dzie musia� zadzia�a�, nim Huggins da znak do rozpocz�cia rzezi. Po�o�y� si� tak blisko Betsy, na ile pozwoli� mu �o�nierz, i udawa�, �e ca�e popo�udnie drzemie.
Zaraz po tym jak zmrok obj�� ocean i pojawi�y si� gwiazdy, Dorsett opu�ci� Betsy i podczo�ga� si� jak najbli�ej Ramseya. Da� mu znak cichym psykni�ciem.
- Ramsey, nie porusz si� ani nie sprawiaj wra�enia, �e kogo� s�uchasz.
- O co chodzi? - mrukn�� pierwszy oficer "Gladiatora" st�umionym g�osem.
- Czego chcesz?
- Pos�uchaj uwa�nie. Za godzin� skaza�cy pod wodz� Jake'a Hugginsa
zaatakuj� �o�nierzy. Je�eli uda im si� ich zabi�, skieruj� bro� na kapitana
i za�og�.
- Dlaczego mia�bym wierzy� s�owom pospolitego przest�pcy?
- Je�eli nie uwierzysz, zginiecie.
- Poinformuj� kapitana - wstrzemi�liwie stwierdzi� Ramsey.
- Nie omieszkaj powiedzie� mu, �e ostrzeg� was Jess Dorsett.
Dorsett odczo�ga� si� z powrotem do Betsy. Zdj�� lewy but, przekr�ci�
podeszw� i wyj�� z buta n� z dziesi�ciocentymetrow�kling�. Opar� si� plecami o kikut masztu i zacz�� czeka�.
Nad horyzontem wschodzi� cienki sierp ksi�yca, nadaj�c i tak ju� godnym po�a�owania postaciom na tratwie wygl�d widm. Kilka duch�w szybko wsta�o i podesz�o zdecydowanie do zakazanej dla wi�ni�w strefy na �rodku tratwy.
- Zabi� �winie! -wrzasn�� Huggins skacz�c ku �o�nierzom. Wp�ob��-
kani z pragnienia wi�niowie, chc�c da� upust nienawi�ci wobec autorytet�w,
rzucili si� ze wszystkich stron na centrum tratwy.
Odpowiedzia�a im salwa z muszkiet�w i nieoczekiwany op�r natychmiast ich zatrzyma�. Ramsey przekaza� ostrze�enie Dorsetta Scaggsowi i Sheppardowi. Piechurzy czekali z na�adowanymi muszkietami i postawionymi bagnetami, Scaggs i jego ludzie uzbroili si� w pa�asze, m�otki, siekiery i co tylko mo�na by�o u�y� jako broni.
- Nie da� im czasu na prze�adowanie, ch�opaki! - zawy� Huggins. - Atakujcie!
Masa oszala�ych buntownik�w zn�w ruszy�a do przodu i cho� nadziali si� na bagnety i pa�asze, nic nie by�o w stanie ostudzi� ich w�ciek�o�ci. Rzucali si� na zimn� stal, niejeden chwyci� go�e ostrze r�k�. Zdesperowani m�-
21
czy�ni walczyli i mordowali si� na czarnym morzu, o�wietlanym jedynie upiornym ksi�ycowym �wiat�em.
�o�nierze i marynarze walczyli z furi�. Nie by�o centymetra tratwy, gdzie nie pr�bowano by si� zaciekle zabija�. Cia�a zabitych za�ciela�y pok�ad, przeszkadzaj�c �ywym walczy�. Krew sp�ywa�a po belkach i utrudnia�a stanie, kto upad�, nie by� w stanie wsta�. Mimo g�odu i pragnienia walczono i r�ni�to na o�lep. W niebo wzbi�y si� wrzaski rannych i j�ki umieraj�cych.
Rekiny, kt�re poczu�y �up, zatacza�y wok� tratwy coraz cia�niejsze kr�gi. Wystaj�ca wysoko nad wod� p�etwa Egzekutora, jak marynarze nazywali �ar�acza, kr��y�a cicho nie dalej ni� dwa metry od tratwy. Kto wpad� do wody, nie mia� szans powrotu na pok�ad.
Ci�ty pi�� razy pa�aszem Huggins zataczaj�c si� szed� w kierunku Dorsetta, unosz�c wysoko nad g�ow� kawa� od�upanej deski.
- Ty zdrajco! - sykn��.
Dorsett skuli� si� i wyci�gn�� przed siebie n�.
- Zr�b krok, a zginiesz - odpar� spokojnie.
- Nakarmi� si� tob� rekiny, rozb�jniku! - Rozw�cieczony Huggins opu�ci�
g�ow� i zaatakowa� machaj�c desk� jak kos�. Dorsett pad� na kolana,
a nie mog�cy zatrzyma� impetu skoku w�ciek�y Walijczyk potkn�� si� o nie
go i polecia� z hukiem na pok�ad. Zanim wsta�, Dorsett skoczy� na jego pot�ne
plecy, przekr�ci� w d�oni n� i poder�n�� mu gard�o.
- Nie nakarmisz si� dzi� damami - szepn�� mu do ucha Dorsett, kiedy
cia�o Hugginsa sztywnia�o w agonii.
Tej nocy Dorsett zabi� jeszcze trzech ludzi. W pewnym momencie bitwy zosta� zaatakowany przez grupk� zwolennik�w Hugginsa, kt�rzy zamierzali natychmiast dobra� si� do kobiet. Pojawi�a si� Betsy i zacz�a walczy� u jego boku, wrzeszcz�c jak furia i wczepiaj�c si� we wrog�w Dorsetta niczym tygrysica. Jedyna rana, jak� odni�s�, pochodzi�a od z�b�w cz�owieka, kt�ry wrzeszcz�c upiornie, wgryz� mu si� w bark.
Krwawa jatka szala�a jeszcze dwie godziny. Scaggs i jego marynarze oraz Sheppard z piechurami walczyli m�nie, likwidowali ka�dy atak i w ko�cu przeprowadzili kontratak. Raz za razem oszala�y mot�och by� odpychany przez coraz rzadszy front obro�c�w, desperacko trzymaj�cych si� �rodka tratwy. Sheppard pad� uduszony przez dw�ch skaza�c�w. Ramsey odni�s� liczne kontuzje, a Scaggsowi z�amano dwa �ebra. Niestety skaza�com uda�o si� zabi� dwie kobiety i wyrzuci� je za burt�. W ko�cu zdziesi�tkowani buntownicy zacz�li jeden po drugim cofa� si� ku brzegom tratwy.
�wit ukaza� porozrzucane wsz�dzie trupy, nie mia� to by� jednak jeszcze ostatni akt makabrycznego dramatu. Na oczach ocala�ych marynarzy i �o�nierzy skaza�cy zacz�li ci�� trupy i po�era� niedawnych towarzyszy. Scena by�a rodem z sennych majak�w.
Ramsey przeliczy� �ywych i przera�ony stwierdzi�, �e z dwustu trzydziestu jeden pasa�er�w ocala�o jedynie siedemdziesi�ciu o�miu. W bezsensow-
22
nej bitwie straci�o �ycie stu dziewi�ciu wi�ni�w, znikn�o pi�ciu �o�nierzy Shepparda, prawdopodobnie wyrzuconych za burt�, zgin�o lub zagin�o dwunastu marynarzy "Gladiatora". Mog�o si� wydawa� niepoj�te, jakim cudem ma�ej garstce uda�o si� opanowa� tak� mas�, ale skaza�cy ani nie byli szkoleni do walki jak piechurzy Shepparda, ani tak zaprawieni do ci�kiego wysi�ku jak za�oga Scaggsa.
Poniewa� lista pasa�er�w zosta�a gwa�townie skr�cona o sto dwadzie�cia sze�� os�b, tratwa unosi�a si� znacznie wy�ej nad wod�. Resztki trup�w, kt�re nie zosta�y zjedzone przez oszala�y z g�odu mot�och, zosta�y wrzucone do oceanu i natychmiast pad�y �upem rekin�w. Kiedy wariuj�cy z g�odu marynarze te� zacz�li wycina� mi�so z trup�w, Scaggs nie mog�c ich powstrzyma�, zacisn�� z�by i odwr�ci� g�ow�.
Dorsett, Betsy i wi�kszo�� kobiet, cho� os�abieni bezlito�nie torturuj�cym ich g�odem, nie mogli si� zdoby� na si�gni�cie po ludzkie mi�so. Po po�udniu spad� gwa�towny deszcz i pom�g� ugasi� pragnienie, nie zmniejszy�o to jednak m�ki g�odu.
Do Dorsetta podszed� Ramsey.
- Kapitan chcia�by zamieni� z panem s��wko.
Rozb�jnik poszed� w towarzystwie pierwszego oficera do Scaggsa, kt�ry p� le�a�, p� siedzia� oparty plecami o maszt rufowy. Doktor nadinspektor Gorman obwi�zywa� mu klatk� piersiow� porwan� koszul�. Zanim zrzucono trupy do morza, lekarz rozebra� je, �eby wykorzysta� ubrania na banda�e. Scaggs podni�s� ku Dorsettowi �ci�gni�t� z b�lu twarz.
- Chcia�bym podzi�kowa� za ostrze�enie, panie Dorsett. �miem twierdzi�,
�e znajduj�cy si� na tym piekielnym okr�cie uczciwi ludzie zawdzi�czaj�
panu �ycie.
- Moje �ycie by�o grzeszne, ale nie pospolituj� si� z trawionym zgnilizn� posp�lstwem.
- Kiedy dotrzemy do Nowej Po�udniowej Walii, ze wszystkich si� postaram
si� przekona� gubernatora, by z�agodzi� panu wyrok.
- Jestem wdzi�czny, kapitanie. Oddaj� si� pod pa�skie rozkazy.
Scaggs popatrzy� na n�, kt�ry Dorsett wsun�� za szarf� wok� pasa.
- To pa�ska jedyna bro�?
- Tak. Minionej nocy sprawdzi�a si� doskonale.
- Dajcie mu zapasowy pa�asz - rozkaza� Scaggs Ramseyowi. - To jeszcze
nie koniec rozprawy z tymi �ajdakami.
- Podzielam pa�skie zdanie - stwierdzi� Dorsett. - Bez dow�dztwa Ja-ke'a
Hugginsa nie zaatakuj� z t� sam� furi�, ale dalej miesza im si� z pragnienia
w g�owach. Po zmroku spr�buj� ponownie.
Jego s�owa okaza�y si� prorocze. Z powod�w, kt�re mog� zrozumie� jedynie ludzie doprowadzeni do ob��du przez g��d i pragnienie, skaza�cy zaatakowali dwie godziny po zachodzie s�o�ca. Atak nie by� tak gwa�towny jak poprzedniej nocy, ale przypominaj�ce widma postacie bez pardonu za-
23
dawa�y ciosy. Cia�a skaza�c�w i obro�c�w miesza�y si� padaj�c bez�adnie na pok�ad.
Zdecydowanie wi�ni�w zosta�o os�abione kolejnym dniem bez jedzenia i wody, a op�r skaza�c�w gwa�townie si� za�ama�, kiedy obro�cy nieoczekiwanie przeszli do kontrataku. Os�abieni napastnicy stan�li, po chwili zacz�li si� chwiejnie cofa�. Scaggs i jego wierni marynarze rzucili si� w �rodek wi�ni�w, niedobitki piechur�w Shepparda zaatakowa�y ich z flanki. Nie min�o dwadzie�cia minut, a by�o po wszystkim.
Tej nocy zgin�o pi��dziesi�t os�b. Kiedy nasta� �wit, z siedemdziesi�ciu o�miu rozbitk�w zosta�o dwudziestu pi�ciu m�czyzn i trzy kobiety: szesna�cioro skaza�c�w - w tym Jess Dorsett, Betsy Fletcher i dwie dalsze kobiety - dw�ch piechur�w, dziewi�ciu marynarzy i kapitan Scaggs. W�r�d zabitych by� pierwszy oficer Ramsey. Doktor nadinspektor Gorman zosta� �miertelnie raniony i zgas� po po�udniu jak lampa, w kt�rej sko�czy�a si� nafta. Dorsett otrzyma� paskudne ci�cie w prawe udo, Scaggs do p�kni�tych �eber dorobi� si� z�amania obojczyka. Niezwyk�e, ale Betsy, pomijaj�c drobne rany ci�te i siniaki, nie ucierpia�a.
Skaza�cy byli ostatecznie pobici. Nie by�o w�r�d nich nikogo, kto nie odni�s�by powa�nych obra�e�. Bezsensowna walka o tratw� "Gladiatora" zosta�a zako�czona.
Dziesi�tego dnia przera�aj�cej odysei zmar�o kolejnych sze�ciu. Dw�ch m�odzie�c�w - dwunastoletni ch�opiec okr�towy i szesnastoletni �o�nierz -odda�o sw�j los �mierci rzucaj�c si� do oceanu. Pozosta�� czw�rk� byli skaza�cy, kt�rzy ulegli ranom. �ywi doznawali coraz straszniejszych cierpie�. Torturuj�ce jaskrawo�ci� s�o�ce wywo�ywa�o p�on�c� gor�czk� i delirium.
Dwunastego dnia ich liczba zmniejszy�a si� do osiemnastu. Ci, kt�rzy jeszcze mogli si� porusza�, byli owini�ci w �achmany, ich cia�a pokrywa�y rany z bitwy, twarze mieli zniekszta�cone od pal�cego s�o�ca, sk�r� pokryt� b�blami od ocierania o rozchybotane deski pok�adu i s�onej wody. Dawno przekroczyli granic� zw�tpienia i zapadni�tymi oczami widzieli zjawy. Dw�ch marynarzy przysi�g�o, �e widz� "Gladiatora", wskoczy�o do wody i zacz�o ku niemu p�yn��. Wkr�tce znikn�li z powierzchni - nie wiadomo, czy uton�li z braku si�, czy zostali porwani przez Egzekutora i jego nienasyconych towarzyszy.
Halucynacje wyczarowywa�y wizje zastawionych jedzeniem i piciem sto��w, ale te� zat�oczonych ulic i dom�w, kt�rych nie widziano od dzieci�stwa. Scaggs roi�, �e siedzi z �on� i dzie�mi przed kominkiem w domku, z kt�rego rozpo�ciera si� widok na port w Aberdeen. W kt�rym� momencie popatrzy� dziwnym wzrokiem na Dorsetta i powiedzia�:
- Nie mamy si� czego ba�. Zawiadomi�em admiralicj� i wys�ali okr�t ratowniczy.
24
Betty b�d�c w nie mniejszym od kapitana odr�twieniu, zapyta�a:
- Kt�rego go��bia u�ywa pan do przesy�ania wiadomo�ci? Czarnego
czy szarego?
Dorsett u�o�y� sp�kane wargi w bolesny u�miech. Dziwne, ale jeszcze nie postrada� zmys��w, by� nawet w stanie pomaga� marynarzom przy naprawianiu co powa�niejszych uszkodze�. Znalaz� kilka strz�p�w p��tna i rozpi�� nad kapitanem niewielki baldachim. Betsy zajmowa�a si� ranami Scaggsa, otoczy�a go najlepsz� mo�liw� opiek�. Kapitana �eglugi wielkiej, rozb�jnika i z�odziejk� z ka�d� godzin� spaja�a coraz bli�sza przyja��.
Instrumenty nawigacyjne wypad�y w czasie bitwy do wody i Scaggs nie mia� najmniejszego poj�cia, gdzie teraz tratwa si� znajduje. Nakaza� swoim ludziom spr�bowa� �owi� ryby za pomoc� szpagatu i wygi�tych w haczyki gwo�dzi. Jako przyn�ty u�yto ludzkiego mi�sa. Ma�e ryby ca�kowicie zignorowa�y oferowane im po�ywienie, co ciekawsze, tak�e rekiny nie okazywa�y zainteresowania.
Dorsett przywi�za� do gardy pa�asza lin� i rzuci� ten pseudoharpun w grzbiet przep�ywaj�cego blisko rekina. Poniewa� brakowa�o mu si� do walki z morskim potworem, obwi�za� swoim ko�cem liny maszt i czeka�, a� rekin si� wykrwawi i b�dzie go mo�na wci�gn�� na pok�ad. Po d�ugim oczekiwaniu jedyn� nagrod� okaza� si� go�y pa�asz, na dodatek zgi�ty w po�owie pod k�tem dziewi��dziesi�ciu stopni. Dw�ch marynarzy przywi�za�o do tyczek bagnety i zacz�o d�ga� przep�ywaj�ce rekiny, kt�re jednak zdawa�y si� nie zwraca� najmniejszej uwagi na zadawane im rany.
Zrezygnowali ju� ze zdobywania po�ywienia, kiedy p�nym popo�udniem pod tratw� przep�yn�a �awica cefali. Maj�ce do p� metra d�ugo�ci ryby by�o znacznie �atwiej nabija� na harpun i wyrzuca� na pok�ad ni� rekiny. Zanim �awica odp�yn�a, na mokrych deskach podskakiwa�o siedem pod�u�nych cia� z rozwidlonymi ogonami.
- B�g nas nie opu�ci� - mrukn�� Scaggs wpatruj�c si� w srebrzyste
ryby. - Cefale zwykle �eruj� na p�ytkich morzach. Jeszcze nigdy nie widzia�em
ich na g��bokich wodach.
- To tak jakby przys�a� je prosto do nas - mrukn�a Betsy wpatruj�c si�
rozszerzonymi oczami w pierwszy od niemal dw�ch tygodni posi�ek.
Cierpieli taki g��d, a ryb mieli tak niewiele, �e dodali do posi�ku kawa�ki kobiety, kt�ra zmar�a godzin� wcze�niej. Pierwszy raz Scaggs, Dorsett i Betsy tkn�li ludzkie mi�so. W dziwny spos�b jedzenie cz�owieka wyda�o im si� dopuszczalne w po��czeniu z ryb�. Mniej odra�aj�ce.
Nast�pny prezent dostali wraz z trwaj�cym niemal godzin� szkwa�em, dzi�ki kt�remu zebrali niemal dziesi�� litr�w wody.
Cho� cz�ciowo odzyskali si�y, ich twarze w dalszym ci�gu znaczy�o zw�tpienie. Rozj�trzone przez s�on� wod� rany i kontuzje bola�y bez ustanku, ci�g�� tortur� by�o pal�ce s�o�ce. Nie by�o czym oddycha�, a temperatura przekracza�a ludzk� wytrzyma�o��. Noc przynios�a odpoczynek, lecz nie-
25
kt�rzy rozbitkowie nie wytrzymali nast�pnego dnia. Kolejnych pi�ciu ludzi - czterech skaza�c�w i ostatni �o�nierz - pow�drowali w milczeniu do oceanu i natychmiast znikn�li.
Pi�tnastego dnia pozostali Scaggs, Dorsett, Betsy Fletcher, trzech marynarzy i czterech wi�ni�w, w tym jedna kobieta. Przesta�o ich cokolwiek interesowa�. �mier� wydawa�a si� nieunikniona. Cefale dawno znikn�y i cho� martwi pomagali �ywym uchroni� si� przed �mierci�, by�o jasne, �e brak wody i �ar z nieba spowoduj�, �e nied�ugo tratwa b�dzie nie�� jedynie zmar�ych.
Wtedy wydarzy�o si� co�, co odwr�ci�o uwag� od nieopisanego koszmaru minionych dw�ch tygodni. Z nieba sp�yn�� wielki zielonkawobr�zowy ptak, okr��y� trzy razy tratw� i trzepocz�c skrzyd�ami, usiad� na rei przedniego masztu. ��tymi �lepiami o przypominaj�cych czarne paciorki �renicach wpatrywa� si� w do�wiadczonych przez los �achmaniarzy o twarzach i ko�czynach poznaczonych przez walk� i pal�ce promienie s�o�ca. Ka�demu natychmiast przesz�o przez my�l, by z�apa� ptaka i zje��.
- C� to za dziwne ptaszysko? - spyta�a Betsy, kt�rej j�zyk tak napuch�,
�e wyda�a z siebie jedynie cichy szept.
- To nestor kea - mrukn�� Scaggs. - Jeden z moich by�ych oficer�w
mia� takiego.
- Lataj� nad oceanami jak mewy? - spyta� Dorsett.
- Nie, to gatunek papug, �yj�cych na Nowej Zelandii i otaczaj�cych j�
wyspach. Nigdy nie s�ysza�em, aby lata�y nad otwartym oceanem, chyba
�e... - Scaggs zawiesi� g�os - chyba �e to kolejny znak od Wszechmog�cego. -
Wsta� zbola�y, aby rozejrze� si� po horyzoncie, i jego oczy nabra�y
dziwnego wyrazu. - L�d! - wykrzykn�� z rado�ci�. - L�d na zachodzie.
Mimo apatii podr�nych tratwa by�a nieustaj�co pchana przez fale. Nie wi�cej ni� dziesi�� mil na zach�d wida� by�o wystaj�ce z oceanu dwa zielone wzniesienia. Wszyscy skierowali w tamt� stron� wzrok i ujrzeli du�� lesist� wysp� ze wzg�rzami na obu kra�cach. Przez d�ug� chwil� nikt si� nie odzywa�. Zamarli w oczekiwaniu, cho� ka�dego parali�owa� l�k, �e pr�d mo�e oddali� tratw� od zbawiennego l�du. Wymizerowani rozbitkowie ukl�kli i zacz�li si� modli�, aby ocean wyrzuci� ich na zapraszaj�c� pla��.
Min�a godzina, nim Scaggs stwierdzi�, �e wyspa ro�nie.
- Pr�d znosi nas w jej kierunku! - oznajmi� rado�nie. - To cud, cholera,
cud! Na �adnej mapie tego rejonu nie ma wyspy!
- Prawdopodobnie jest nie zamieszkana - uzna� Dorsett.
- Ale pi�kna - wymamrota�a Betsy wpatruj�c si� w ciesz�cy oczy soczyst�
zieleni� las. - Mam nadziej�, �e s� tam ch�odne jeziorka.
Nieoczekiwana perspektywa prze�ycia przywr�ci�a im resztki si� i nakaza�a dzia�a�. Przestano my�le� o z�apaniu papugi i przyrz�dzeniu jej na obiad. Pierzasty pos�aniec zosta� uznany za dobry omen. Scaggs i nieliczni marynarze postawili �agiel zrobiony z postrz�pionego baldachimu, Dorsett za� i pozostali skaza�cy chwycili deski i zacz�li gor�czkowo wios�owa�. Papu-
26
ga, jakby chc�c ich poprowadzi�, wznios�a si� w powietrze i pofrun�a w kierunku wyspy.
Wyspa ros�a i zajmowa�a coraz wi�ksz� cz�� horyzontu. Przyci�ga�a jak magnes. Wios�owali szale�czo, gnani perspektyw� zako�czenia cierpie�. Od rufy nadesz�a bryza i pchn�a tratw� mocniej w kierunku azylu, pot�guj�c delirium nadziei. Nie musieli d�u�ej czeka� z rezygnacj� na �mier�. Wyzwolenie by�o trzy mile na zach�d.
Jeden z marynarzy wspi�� si� resztk� si� na maszt. Os�aniaj�c d�oni� oczy lustrowa� ocean.
- Co widzisz? - za��da� informacji Scaggs.
- Wygl�da na to, �e zbli�amy si� do otaczaj�cej lagun� rafy koralowej.
Scaggs odwr�ci� si� do Dorsetta i Betsy.
- Je�eli nie uda nam si� wp�yn��, fale roztrzaskaj� nas o raf�.
P� godziny p�niej marynarz na maszcie zawo�a�:
- Widz� spokojne przej�cie przez raf� dwie�cie metr�w na sterburt�!
- Do wiose�! Szybko! - rozkaza� Scaggs marynarzom, potem zwr�ci�
si� do skaza�c�w: - Ka�dy, komu zosta�o troch� si�y, niech �apie za desk�
i wios�uje ile si�!
Wraz z narastaniem huku �ami�cych si� o raf� grzywaczy g�stnia� unosz�cy si� nad tratw� ca�un strachu. Fale b