6100
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6100 |
Rozszerzenie: |
6100 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6100 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6100 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6100 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Tajemniczy Klub
Zbigniew Domara�czyk, Aleksander Perczy�ski
Projekt obwoluty i ok�adki
ZOFIA LOTHOLC
Redaktor techniczny
KATARZYNA PASTERNAK
Korektor
AGATA BO�DOK
( Copyright by Zbigniew Domara�czyk, Aleksander Perczy�ski, Warszawa 1979
WYDAWNICTWA RADIA I TELEWIZJI
WARSZAWA 1979
Wydanie I. Nak�ad 15000+260. Obj�to�� ark. wyd. 7,19;
ark. druk. 8,56/Al. Papier druk. m/g� V kl. 70 g 82 ( 104. imp.
Oddano do sk�adania w czerwcu, podpisano do druku i druk uko�czono w listopadzie
1979 r.
ISBN 83-212-0052-4 Cena z� 25.-
Druk: Bia�ostockie Zak�ady Graficzne, Bia�ystok, .Al. 1000-lecia Pa�stwa Polskiego 2.
Zam. 1175/79 C-81
Pierwszy trop
Dla dziennikarza poranna praca w dzienniku telewizyjnym zaczyna si� od
przegl�dania serwis�w agencji informacyjnych. TASS, Reuter, AFP, PAP- dalekopisy
tych agencji stukaj� prawie bez przerwy. Przez noc zbieraj� si� ca�e sterty g�sto
zapisanych kartek.
Z biegiem lat czytanie agencyjnych depesz staje si� nawykiem, przechodzi w na��g,
bez zaspokojenia kt�rego cz�owiek czuje si� po prostu niedobrze. 21 kwietnia 1977
roku spotkali�my si� w redakcji oko�o dziewi�tej rano. Jak co dzie� zag��bili�my si� w
depesze. Dzi� trudno by�oby odpowiedzie� na pytanie, kt�ry z nas natrafi� na te kilka
linijek tekstu. Zreszt� to przecie� niewa�ne. Depesza nadana przez agencj� Reutera
brzmia�a: �Dzi� w Torquay (Wielka Brytania) rozpoczyna si� konferencja Grupy
Bilderberg. Sesja trwa� b�dzie trzy dni�. To by�o wszystko.
Co to jest Grupa Bilderberg? Tego �aden z nas nie wiedzia�. Przepytali�my koleg�w,
ale r�wnie� bez rezultatu. Sprawa wydawa�a si� bez znaczenia, tym bardziej ze w
pozosta�ych agencjach nie znale�li�my na ten temat najmniejszej nawet wzmianki.
W kilka godzin p�niej zrewidowali�my jednak nasze zdanie. Z innej depeszy
Reutera dowiedzieli�my si�, �e w tej male�kiej miejscowo�ci letniskowej na
brytyjskiej Riwierze, w hotelu lmperial, s�yn�cym z doskona�ej kuchni i oznaczonym w
bedekerze a� pi�cioma gwiazdkami, zebra�y si� takie osobisto�ci, jak: kanclerz
Republiki Federalnej Niemiec - Helmut Schmidt, by�y ameryka�ski sekretarz stanu -
Henry Kissinger, David Aaron i Richard Cooper - dwaj wysocy funkcjonariusze
aktualnej administracji ameryka�skiej, prezes grupy bankowej Chase Manhattan -
David Rockefeller, sekretarz generalny Organizacji Paktu P�nocnego Atlantyku -
Joseph Luns, jeden z przyw�dc�w brytyjskiej partii konserwatywnej - sir Keith
Joseph, wp�ywowy cz�onek Komisji Europejskiej Wsp�lnoty Gospodarczej - Fran�ois
Xavier Ortoli, minister spraw zagranicznych Irlandii - Garett Fitzgerald, minister
finans�w Francji - Willem Duisenberg oraz premier Szwecji - Bj�rn Faelldin. W
uzupe�nieniu depeszy agencja poda�a, �e w hotelu Imperial zebra�o si� w sumie
oko�o stu najbardziej wp�ywowych przedstawicieli Zachodu.
Kiedy szefowie rz�d�w, ministrowie, funkcjonariusze wysokiego szczebla aparat�w
rz�dowych czy te� mi�dzynarodowych organizacji spotykaj� si� - nawet tylko
prywatnie - to trudno przypuszcza�, �e ich rozmowy ograniczaj� si� do wymiany
zda� na temat pogody. Tym bardziej byli�my zdziwieni, i� jedna z najwi�kszych
agencji filmowych Visnews, doskonale znana ze swej operatywno�ci i szybko�ci
dzia�ania, nie przekaza�a do Warszawy w - czasie trzydniowego spotkania
tajemniczej Grupy Bilderberg ani jednej, najmniejszej nawet migawki filmowej.
Zdecydowali�my przyjrze� si� bli�ej tej sprawie. Oczywi�cie inicjatywa musia�a wyj��
od nas. Poprzez dalekopisowe ��cza wys�ali�my do agencji Visnews kr�tki list z
pro�b� o materia�y filmowe z konferencji Grupy Bilderberg. Zaznaczyli�my, �e
interesuje nas absolutnie wszystko, czym agencja dysponuje.
W kilka minut p�niej nasz teleks wystuka� odpowied�:
�Nie obs�ugiwali�my tej konferencji, poniewa� odby�a si� ona w tajemnicy i nie
zezwolono nawet na sfilmowanie sali przed rozpocz�ciem obrad. Przykro nam.
Pozdrowienia. John Tulloh.� Wyra�nie co� si� tutaj nie zgadza�o. �W tajemnicy�, o
kt�rej wiedzia� przecie� ca�y �wiat. Co wi�c naprawd� wp�yn�o na kompletny brak
zainteresowania agencji t� imprez� ?
Postanowili�my zwr�ci� si� do konkurencji. I tu kolejna niespodzianka. �adna
agencja filmowa ani te� �adna agencja fotograficzna nie dysponowa�a dokumentacj�
posiedze� Grupy. Zewsz�d nap�yn�y grzeczne odmowy, wyja�niaj�ce zarazem, i� ta
�prywatna� organizacja - i tu r�nica w nomenklaturze: u jednych Klub Bilderberg, u
innych Grupa Bi1derberg - odbywa swoje spotkania w ca�kowitej tajemnicy, nie
dopuszczaj�c do siebie przedstawicieli �rodk�w masowego przekazu.
Sprawa stawa�a si� coraz bardziej interesuj�ca. Wci�gn�li�my si� na dobre.
Zacz�li�my od penetracji wszelkich dost�pnych nam �r�de�.
W literaturze �wiatowej nie znale�li�my ani jednego monograficznego opracowania
tego tematu. Ta co najmniej dziwna wstrzemi�liwo�� r�wnie� da�a nam wiele do
my�lenia. Szukaj�c materia��w trafiali�my tu i �wdzie na okruchy informacji, kt�re
zestawione ze sob� zacz�y nam rysowa� obraz Klubu.
R�ne by�y drogi uzyskiwania tych informacji. Od szperania po starych rocznikach
prasowych czy archiwach dokument�w politycznych, poprzez pr�by rozm�w
telefonicznych z lud�mi, kt�rzy mogliby co� na ten temat powiedzie�, a� po drobne
mistyfikacje, jak na przyk�ad pro�ba do holenderskich linii lotniczych KLM o
przys�anie nam dokumentacji hotelu Bilderberg, kt�ra mia�a nam odpowiedzie� na
pytanie, czy to aby do�� wytworne miejsce na sp�dzenie urlopu.
Mamy pe�n� �wiadomo��, �e nie potrafili�my odpowiedzie� na wszystkie nasuwaj�ce
si� pytania. Nasza relacja na pewno nie jest kompletn� monografi� Klubu Bilderberg.
Nie pretendowali�my zreszt� do uzupe�nienia tej luki w �wiatowej literaturze
politycznej. Jest to po prostu dziennikarski zapis z podj�tego na w�asn� r�k�
�ledztwa, w kt�rym, jak si� to oka�e, nikt nam nie chcia� pom�c, natomiast wszyscy
starali si� przeszkodzi�. I jeszcze jedna uwaga. W naszym tek�cie zestawili�my
jedynie bezsporne fakty, eliminuj�c wszystkie te, kt�rych nie da�o si� udowodni�. Nie
ukrywamy te� pyta�, na kt�re nie potrafili�my znale�� odpowiedzi.
Aktorzy wchodz� na scen�
W jednym z numer�w The Timesa znale�li�my kr�tk� notatk� informuj�c�, i� Grupa
Bilderberg ma w Hadze niewielkie biuro, w kt�rym urz�duje sekretarz tej organizacji,
holenderski profesor Ernst van der Beugel. To by� ju� jaki� konkretny �lad: miasto i
nazwisko.
Do pa� z mi�dzynarodowej centrali telefonicznej ludzie zg�aszaj� si� z r�nymi,
czasami tak�e przedziwnymi, sprawami. Tote� nasz telefon z pro�b� o odszukanie w
ksi��ce telefonicznej Hagi numeru jakiejkolwiek instytucji, kt�ra w nazwie ma s�owo
�Bilderberg�, nie wzbudzi� wi�kszego zdziwienia.
- To jednak musi troszeczk� potrwa� - poinformowa� nas mi�y kobiecy g�os.
- Poczekamy!
Czekali�my kilkana�cie minut.
- Jest has�o �Sekretariat Spotka� Bilderberg�. Czy panu o to chodzi?
- Znakomicie. Jaki numer?
- Czterdzie�ci sze��, dwadzie�cia jeden, dwadzie�cia jeden...
- Czy mog�aby pani nas po��czy�?
- Oczywi�cie.
- Jak d�ugo trwa oczekiwanie na Hag�?
- Oko�o trzech godzin!
Patrzymy na zegarki. Jest dok�adnie godzina 10 rano. Niedobrze. Ko�o pierwszej
mo�e w biurze nikogo nie by�. W Holandii przerwa obiadowa jest przecie� rzecz�
�wi�t�.
- Decyduje si� pan?
- Tak! Tylko prosz� b�yskawiczn�.
Ledwo zd��yli�my pod��czy� magnetofon do telefonu, kiedy zaterkota� dzwonek.
- Pan zamawia� Hag� czterdzie�ci sze��, dwadzie�cia jeden, dwadzie�cia jeden?
- Tak!
- ��cz�. Prosz� m�wi�.
Wciskamy w��cznik magnetofonu. Ta�ma zaczyna si� kr�ci�. W s�uchawce s�ycha�
jakie� trzaski. Po chwili odzywa si� kobiecy g�os.
- Halo?
~ Czy to sekretariat Grupy Bilderberg? Czy m�wi pani po angielsku?
- Oczywi�cie, �e m�wi� po angielsku. Tak, to Bilderberg Meetings. Przepraszam, kto
m�wi?
- Aleksander Perczy�ski. Dziennikarz z Warszawy.
- Och, z Warszawy?
- Tak, z Warszawy, stolicy Polski.
- Och, z Polski?
- Tak, z Polski. Wie pani, taki kraj w Europie.
- Oczywi�cie, �e wiem, ale nie spodziewa�am si� telefonu a� z Warszawy. - W g�osie
naszej -rozm�wczyni nadal wyra�nie daje si� wyczu� zdziwienie. Po chwili wahania
opanowuje si� jednak. - W czym mog� pom�c?
- Czy profesor Ernst van der Beugel nadal stoi na czele sekretariatu ?
- Tak.
- Chcia�bym zada� mu par� pyta�.
Znowu chwila ciszy, a potem pada pytanie typowe dla sekretarek, kt�re chc� jak
najszybciej sp�awi� niepo��danych klient�w:
- W jakiej sprawie?
- Rzecz jasna, Klubu Bilderberg.
- Niestety, profesora nie ma w Holandii. Jest za granic�.
- Kiedy wr�ci?
- Nie wiem.
- A gdzie mogliby�my go znale��?
- Nie poda� adresu. Ale o jakie pytania panu chodzi ?
- Na przyk�ad: jaki jest g��wny cel dzia�ania Klubu Bilderberg?
- U�atwienie dialogu mi�dzy Europ� Zachodni� a Stanami Zjednoczonymi.
- Dialogu na jaki temat?
- Wie pan, spotkania �Bilderbergu� odbywaj� si� co roku w r�nych miejscowo�ciach.
- Prosz� pani, wiem ju� do�� du�o o Klubie Bilderberg, a �ci�lej m�wi�c - o
zewn�trznych przejawach jego dzia�alno�ci. Interesuje mnie istota tego dialogu.
Dlatego szukam kontaktu z profesorem.
- Ale profesora nie ma. Prosz� pana, na spotkania zapraszani s� r�ni ludzie...
- W jaki spos�b s� dobierani?
- Tym zajmuje si� specjalny Steering Committee, kt�ry kieruje doborem uczestnik�w.
- Wedle jakich kryteri�w?
- Och, to proste. Kiedy ustalony zostanie ju� temat spotkania, wybiera si� tych, kt�rzy
na tym si� znaj�...
- Z czyich opinii korzystaj� cz�onkowie Komitetu?
- Dobieraj� oni ludzi na podstawie w�asnego rozeznania. - Pani z Hagi jest ju�
wyra�nie zniecierpliwiona przeci�gaj�c� si� rozmow�. Czas najwy�szy ko�czy�.
- Jakiego rodzaju materia�ami informacyjnymi na temat spotka� Klubu Bilderberg
dysponuje sekretariat?
- Mamy broszur� na ten temat...
- Czy m�g�bym j� otrzyma�?
- Oczywi�cie, prosz� przes�a� list z adresem. Wy�lemy j� panu.
- Z g�ry dzi�kuj�. To by�oby ju� wszystko. Dzi�kuj� pani za informacj�...
- To m�j obowi�zek. Pan m�wi�, �e telefonuje pan z Warszawy, tak?
- Tak, z Warszawy. Do widzenia pani.
- Do widzenia panu.
To wszystko, co uda�o si� wycisn��. Nieco p�niej, ju� z innego �r�d�a,
dowiedzieli�my si�, �e haski sekretariat spe�nia zadanie czysto techniczne:
przygotowuje spotkania pod wzgl�dem organizacyjnym, rezerwuje hotele, zapewnia
obs�ug� itp. Nie mamy �adnych podstaw twierdzi�, �e profesor Ernst van der Beugel
by� obecny, tylko nie chcia� z nami rozmawia�. Mo�emy jedynie si� domy�la�, �e
sekretarce �atwiej by�o przeprowadzi� t� rozmow�: ona mog�a ograniczy� swe
informacje do szczeg��w czysto technicznych, profesor, kt�ry jest zarazem
cz�onkiem Klubu i bierze udzia� w dyskusjach, nie bardzo m�g�by si� zas�ania�
og�lnikami.
Telefonowali�my jeszcze kilkakrotnie. Profesora nigdy nie by�o. C�, pozostawa�o
nam jedynie czeka� na obiecan� broszur�.
Okaza�o si� wi�c, �e ta droga prowadzi donik�d. Przynajmniej na razie.
Skoncentrowali�my si� wi�c na �mudnym wertowaniu starych rocznik�w prasowych.
W�wczas to po raz pierwszy, i to od razu w kontek�cie Klubu Bilderberg, spotkali�my
si� z nazwiskiem J�zefa H. Retingera. Pojawia�o si� ono w okoliczno�ciach, kt�re
wydawa�y nam si� interesuj�ce. Powiedzieli�my si� na przyk�ad; �e Retinger - �szara
eminencja� to okre�lenie powszechnie u�ywane w odniesieniu do jego osoby - wielce
przyczyni� si� do rozwoju tajnych negocjacji i organizacji w�adzy w Europie
Zachodniej na jej najwy�szych szczeblach.
Znakomity znawca struktur w�adzy �wiata kapitalistycznego sir Edward Beddington-
Behrens pisa� w londy�skim dzienniku The Times, �e J�zef H. Retinger �zna� prawie
wszystkich, kt�rzy co� znaczyli w Europie i Stanach Zjednoczonych�. I dalej: �za
pomoc� jednego telefonu uzyskiwa� natychmiastow� audiencj� u prezydenta USA, a
w Europie mia� dost�p do przyw�dc�w wszystkich k� politycznych�. T�umacz�c t�
osobliwo��, sir Edward Beddington-Behrens uwa�a, �e stosunki i przywileje, kt�re
wyrobi� sobie Retinger, by�y nagrod� za jego oddanie i lojalno�� oraz zaufanie, jakie
powszechnie wzbudza�.
Do tej opinii pewne zastrze�enie zg�asza francuski politolog Roger Mennev�e, kt�ry
w swej pracy po�wi�conej szarym eminencjom �wiatowej polityk pisze na temat
Retingera: �Z uwagi na antykatolick� tradycj� niekt�rych europejskich k�
politycznych wzbudza� niekiedy podejrzliwo��. Uwa�ano go za agenta Watykanu i
po�rednika w stosunkach mi�dzy papie�em i zakonem jezuit�w�. Mimo tego
Mennev�e podziela pogl�d Beddingtona-Behrensa twierdz�c dalej, i�: niezale�nie od
tych ocen nale�y przyzna�, �e Retinger odegra� du�� rol� w inicjacji i realizacji wielu
przedsi�wzi�� politycznych i dyplomatycznych w Europie Zachodniej�.
Te rekomendacje by�y ju� wystarczaj�cym powodem, by bli�ej zainteresowa� si�
postaci� J�zefa H. Retingera. Okaza�o si� to �atwiejsze, ni� przypuszczali�my,
istnieje bowiem solidna biografia Retingera pi�ra jego przyjaciela, a zarazem
najbli�szego wsp�pracownika w ostatnich dwunastu latach �ycia - Johna Pomiana.
Po odrzuceniu ca�ej apologetyki, normalnej w takim przypadku, materia�, kt�ry
zawiera ta praca, jest tak bogaty, �e wystarczy�by na niejedn� ksi��k�, w dodatku o
sensacyjnym charakterze. Faktem jest bowiem, �e Retinger mia� wyj�tkowo barwne i
bogate �ycie. Z konieczno�ci ograniczy� si� musimy tutaj jedynie do wydarze�, kt�re
ukszta�towa�y jego polityczn� sylwetk�.
J�zef H. Retinger urodzi� si� w Krakowie w kwietniu 1888 roku, jako najm�odszy z
czw�rki dzieci renomowanego adwokata. Zachowuj�c rodzinn� tradycj�, sko�czy�
wydzia� prawa Uniwersytetu Jagiello�skiego, a nast�pnie wyjecha� do Pary�a, gdzie
na Sorbonie w kr�tkim czasie obroni� prac� doktorsk�. Silnie zwi�zany z ko�ami
katolickimi, Retinger - jak pisze Pomian - �identyfikowa� si� z polityk� Watykanu,
rozwijaj�c na tej bazie sw� wizj� zjednoczonej Europy�.
Retinger mia� jednak przede wszystkim temperament dzia�acza, Swoje teoretyczne
przemy�lenia i koncepcje chcia� realizowa� natychmiast i osobi�cie. Musia� mie�
tak�e nie lada spryt, o czym �wiadczy fakt, �e jako m�odemu i nie znanemu jeszcze
nikomu cz�owiekowi uda�o mu si� dosta� do �wczesnego premiera Francji Georgesa
Clemenceau, kt�remu zreferowa� sw�j plan zjednoczenia Europy Wschodniej oparty
na wsp�lnocie tradycji katolickiej. W przekonaniu Retingera trwa�� struktur�
polityczn� wschodniej Europy mo�na by by�o najlepiej osi�gn�� przez zjednoczenie
Austrii, W�gier i Polski w monarchi� pod patronatem zakonu jezuit�w.
Nie b�dziemy polemizowa� z tymi pogl�dami, jak r�wnie� nie polemizowa� z nimi
premier Georges Clemenceau, kt�ry po prostu Retingera z gabinetu wyprosi�.
�Na ka�dy odrzucony pomys� swego autorstwa Retinger odpowiada� dziesi�cioma
nowymi pomys�ami� - pisze w swej pracy Pomian. I to by�a chyba, jak udowodni
�ycie, najbardziej charakterystyczna cecha osobowo�ci Retingera. Nic wi�c
dziwnego, �e po pierwszym niewypale swej �wielkiej wizji� Retinger zmienia obszar
dzia�ania i odbywa jedena�cie podr�y do Meksyku.
Ten epizod w jego �yciu wydaje si� szczeg�lnie interesuj�cy, poniewa� Retinger
dokonuje ideologicznego zwrotu. Ot� w��cza si� w prace nad organizacj� ruchu
zwi�zkowego w tym kraju, prezentuj�c przy tym bezkompromisow� krytyk� ustroju
kapitalistycznego. Jego pogl�dy, jak i niespotykane wr�cz zdolno�ci w
manipulowaniu lud�mi o r�nych orientacjach politycznych, zwracaj� uwag� rz�du
meksyka�skiego.
Retinger wykorzystuje sw� wielk� �yciow� szans�: przedstawia w�adzom plan
nacjonalizacji ameryka�skich firm naftowych w Meksyku. Ten projekt staje si� baz�
posuni�� w�adz meksyka�skich w tej dziedzinie, a Retinger otrzymuje swoj� pierwsz�
mi�dzynarodow� wielk� misj� podj�cia z Waszyngtonem tajnych negocjacji na ten
temat.
Jakim negocjatorem by� Retinger? Na to pytanie nie uda�o nam si� znale��
odpowiedzi. Ale chyba nie ono jest tu najistotniejsze. Je�li meksyka�ski rozdzia�
wydaje nam si� wa�ny w jego biografii, to przede wszystkim dlatego, i� na pewno
w�wczas nabra� do�wiadczenia jako dzia�acz polityczny oraz sprawdzi� praktycznie
swoje organizacyjne talenty.
Nic wi�c dziwnego, �e w czasie wojny Retinger, do�wiadczony ju� polityk, jawi nam
si� jako doradca genera�a Sikorskiego.
W Meksyku Retinger reprezentowa� pogl�dy antykapitalistyczne, natomiast w
Londyni jest jednym z najbardziej antykomunistycznych polityk�w. Wszystkie jego
dzia�ania zmierzaj� do reaktywowania w Polsce - z chwil� zako�czenia wojny -
bur�uazyjnej w�adzy.
W tym okresie ujawnia si� nowy rys charakteru Retingera, a mianowicie odwaga,
kt�rej bezsprzecznie nie mo�na mu odm�wi�. W wieku lat 58 podejmuje si� misji
przewiezienia do kraju kilku milion�w dolar�w przeznaczonych na dzia�alno��
polityczn� delegatury rz�du londy�skiego w Polsce. W sierpniu 1944 roku zostaje
zrzucony na spadochronie na terytorium okupowane przez Niemc�w. Jak napisze
Pomian, by� to �pierwszy i ostatni wyczyn sportowy w �yciu Retingera�. Ko�czy si� on
zreszt� niezbyt szcz�liwie. Przy l�dowaniu Retinger odnosi ci�k� kontuzj�, co
jednak nie uniemo�liwia mu wype�nienia misji.
Jednak�e tak naprawd� na szerokie wody Retinger wyp�ywa dopiero w ko�cu lat
czterdziestych. Jego m�odzie�cze zwi�zki z Ko�cio�em umo�liwi�y mu dost�p do partii
katolickich politycznego centrum. Jego p�niejsze �lewicowe� pogl�dy otwar�y mu
drzwi do gabinet�w przyw�dc�w socjaldemokratycznych. Wreszcie jego zaci�ty
antykomunizm spowodowa�, i� m�g� zosta� po��danym partnerem si� prawicowych.
W atmosferze kszta�towania si� nowych stosunk�w w powojennej Europie Retinger
poczu� si� jak ryba w wodzie. Do pe�nego szcz�cia brakowa�o mu tylko jednego.
Ot� jego wizja zjednoczonej Europy, mimo dziejowych kataklizm�w, wcale nie by�a
bli�sza realizacji ni� kilkadziesi�t lat temu. Ale i w tej sprawie dokonuje si� wyra�na
ewolucja pogl�d�w Retingera. Przede wszystkim w jego politycznych kalkulacjach
pojawia si� nowy czynnik: Stany Zjednoczone. Czynnik, kt�ry rodzi� okre�lone
nadzieje, stwarza� zupe�nie nowe mo�liwo�ci.
Istnia�o jednak pewne �ale�. Tym �ale� by�a konkretna polityczna rzeczywisto��
europejska ze wzrastaj�c� w Europie Zachodniej tendencj� antyameryka�sk�. Ten
element Retinger uzna� za najniebezpieczniejsze zagro�enie, dlatego te� do ko�ca
�ycia wszystkie swoje si�y, mo�liwo�ci i bezsprzeczne talenty po�wi�ci realizacji
planu rozwoju Wsp�lnoty Atlantyckiej.
Nam za� zapoznanie si� z losami Retingera pozwoli�o zrozumie� wiele dobrze
skrywanych kart tajemniczego Klubu Bilderberg. W swoich poszukiwaniach
dotarli�my do pocz�tku lat pi��dziesi�tych. Rozsiane po licznych �r�d�ach okruchy
informacji zacz�y nam si� uk�ada� w pewn� ca�o��.
Decyduj�cy okaza� si� �lad pewnego spotkania. Wiemy o nim bardzo niewiele. Nie
odnotowa�y go �adne kroniki prasowe, a w biografii Retingera napisanej przez
Pomiana odnale�li�my jedynie niewielkie wzmianki. Rekonstruuj�c je trzymali�my si�
tylko tych fakt�w, kt�re uda�o si� stwierdzi� z ca�kowit� pewno�ci�.
A wi�c odby�o si� ono w po�owie 1952 roku gdzie� w Holandii, a udzia� w nim wzi�li -
poza Retingerem - jedynie dwaj wp�ywowi panowie ze �wiata wielkiego kapita�u: Paul
von Zeeland i Paul Rykens.
Tu wszystko na razie zgadza si� jak w zegarku. Pomian w swojej pracy
niejednokrotnie podkre�la�, �e Retinger zawsze wola� pracowa� z niewieloma
starannie dobranymi lud�mi, ni� dzia�a� na tak zwanych szerokich wodach, �G��boko
wierzy� - pisze Pomian - �e opinia publiczna pod��a zawsze za przyw�dztwem
wp�ywowych osobisto�ci�.
Wiemy te�, dlaczego w og�le dosz�o do tego spotkania. Ot� w�a�nie w tym okresie
Retinger poczu� si� powa�nie zaniepokojony. Czym? Faktem, �e szeroko
reklamowany olbrzymim nak�adem si� i �rodk�w tak zwany sojusz wolnego �wiata w
gruncie rzeczy po prostu nie istnieje. Co prawda Stany Zjednoczone i Europa
Zachodnia wsp�pracowa�y ze sob�, i to na wielu p�aszczyznach: od trzech lat istnia�a
ju� Organizacja Paktu P�nocnego Atlantyku, a zimna wojna by�a w swej szczytowej
fazie, ale z drugiej strony wyra�nie nasili�y si� kontrowersje w tak podstawowych
sprawach, jak uzbrojenie Republiki Federalnej Niemiec czy te� zaanga�owanie si�
wolnego �wiata w dw�ch �gor�cych� imperialnych wojnach w Korei i Indochinach.
Ponadto - przypomnijmy - jest to czas, kiedy w Stanach Zjednoczonych szaleje
maccartyzm, zupe�nie niezrozumia�y dla Europejczyk�w.
Retingerowi na pewno nie mo�na odm�wi� instynktu rasowego polityka. �wiadczy o
tym chocia�by wyb�r czasu, w kt�rym wyst�pi� z inicjatyw� spotkania. Stany
Zjednoczone wchodzi�y w�a�nie w szczytowy okres gor�czki przedwyborczej.
Kto zostanie prezydentem? Truman, Taft czy Eisenhower? To na pewno nie by�o
oboj�tne dla jego plan�w.
W bezpo�rednio powojennych latach prezydentury Harry�ego S. Trumana polityka
ameryka�ska by�a wyra�nie zdefiniowana. I to zar�wno na platformie politycznej, jak i
gospodarczej. Nie miejsce tutaj na szczeg�owe omawianie tego problemu, zreszt�
literatura po�wi�cona temu zagadnieniu jest og�lnie dost�pna. Przypomnijmy mo�e
tylko kilka najwa�niejszych fakt�w.
Po �mierci prezydenta F. D. Roosevelta kontroluj�cy g��wne pozycje w gospodarce i
w aparacie rz�dowym �internacjonali�ci� uznali za g��wny sw�j cel utworzenie
nowego porz�dku �wiatowego. Oczywi�cie pod kierownictwem USA. Przy czym, aby
sprawa nabra�a pozor�w ca�kowitej legalno�ci, opracowano metod� pos�ugiwania si�
has�ami ONZ-tu, na kt�rego forum Amerykanie mogli w�wczas wygra� ka�de
g�osowanie.
Nieco trudniejsz� spraw� by�o przezwyci�enie opor�w na p�aszczy�nie
wewn�trznej, gdy� w powojennej Ameryce zacz�y dochodzi� do g�osu tendencje
izo1acjonistyczne. Przeciwko tym tendencjom �internacjonali�ci� wytoczyli
argumenty, kt�re musia�y podzia�a� na wyobra�ni� przeci�tnego Amerykanina.
Bezpiecze�stwo Ameryki - twierdzili - wymaga odbudowy i umocnienia starych
spo�eczno-gospodarczych system�w w Europie, powstrzymania Zwi�zku
Radzieckiego i rozwoju socjalizmu w tym regionie �wiata. Realizacja tego zadania
stworzy w ca�ym �wiecie dogodne warunki dla ameryka�skich inwestycji, a tym
samym - podporz�dkuje go wp�ywom USA.
Inaczej m�wi�c, zgodnie z t� strategi� Stany Zjednoczone mia�y sta� si� w pewnym
sensie brytyjskim imperium XX wieku, tyle �e bezpo�redni system kolonialny mia�y
zast�pi� bardziej wyrafinowane metody.
- Czy nam si� podoba, czy te� nie - m�wi� prezydent Truman w 1945 roku na forum
obu Izb Kongresu - musimy zda� sobie spraw� z tego, �e zwyci�stwo, jakie
odnie�li�my, na�o�y�o na nar�d ameryka�ski brzemi� odpowiedzialno�ci za dalsze
losy �wiata.
Potem nast�pi�a ca�a seria przem�wie�, w kt�rych prezydent ukonkretnia ju� swoj�
ide�.
- Wszystkie wysi�ki, wszystkie d��enia, ca�a m�dro�� naszego rz�du i narodu
powinny koncentrowa� si� na wykonaniu jednego zadania: wywarciu maksymalnego
wp�ywu na rozw�j wydarze� mi�dzynarodowych.
I wreszcie:
- Wierz�, �e polityka Stan�w Zjednoczonych musi popiera� narody, kt�re stawiaj�
op�r pr�bom ujarzmienia przez zbrojne mniejszo�ci lub przez nacisk zewn�trzny.
Wolne narody �wiata oczekuj� od nas pomocy w utrzymaniu swej wolno�ci. Je�li
zawahamy si� przed obj�ciem kierownictwa, mo�emy narazi� na niebezpiecze�stwo
pok�j �wiata i narazi� na zagro�enie dobrobyt naszego narodu.
To ju� by�a ta s�awna doktryna Trumana, kt�ra sankcjonowa�a mieszanie si� Stan�w
Zjednoczonych w wewn�trzne sprawy innych pa�stw. Jak mia�o si� to realizowa� w
praktyce? Ameryka�scy politycy tego okresu- w przeciwie�stwie do prezydenta - nie
musieli kry� si� za dyplomatycznymi sformu�owaniami. Ich wyk�adni doktryny
Trumana na pewno nie mo�na by�o odm�wi� klarowno�ci.
- Musimy przej�� moralne kierownictwo nad �wiatem albo �wiat pozostanie w og�le
bez kierownictwa - powie wp�ywowy senator Vandenberg.
- P�ki my i tylko my mamy bomb� atomow�, mo�emy dyktowa� nasz� polityk�
ca�emu �wiatu - postawi kropk� nad �i� popularny polityk, by�y prezydent Stan�w
Zjednoczonych Herbert Hoover.
Gwoli prawdy trzeba powiedzie�, �e ju� w tamtym okresie zdarza�y si� g�osy
rozs�dku. Na przyk�ad znany chemik, laureat Nagrody Nobla Irving Langmuir po
swojej wizycie w Zwi�zku Radzieckim, w trakcie kt�rej spotka� si� z wieloma
kolegami ze swej bran�y, w artykule napisanym po podr�y kre�li odmienn� wizj�
rozwoju sytuacji:
�Nie ulega w�tpliwo�ci - pisze - �e w ci�gu trzech lat ameryka�ski monopol na bro�
atomow� mo�e zosta� zlikwidowany. Je�li Stany Zjednoczone same nie zrezygnuj� z
niego na rzecz pokojowych bada� prowadzonych pod mi�dzynarodow� kontrol�, to
za dziesi�� lat nast�pi kryzys atomowy przekre�laj�cy sensowno�� narzuconego
przez USA w tej dziedzinie wy�cigu zbroje�.
Tego typu g�osy, zreszt� nie tak znowu liczne, nie znajdowa�y jednak pos�uchu u
ludzi trzymaj�cych w swych r�kach polityczne przyw�dztwo kraju. Tym bardziej, �e
cel zosta� wyra�nie okre�lony:
- To, co musimy teraz robi� - t�umaczy� oponentom swej polityki �wczesny sekretarz
stanu Byrnes - robimy nie w celu zabezpieczenia �wiata dla demokracji, lecz w celu
zabezpieczenia �wiata dla Stan�w Zjednoczonych.
Jasno i wyra�nie, a co najwa�niejsze - z punktu widzenia Stan�w Zjednoczonych nie
pozbawione �elaznej logiki.
W licznych opracowaniach teoretycznych tego okresu wida� wyra�nie, �e
Amerykanie zdawali sobie spraw� z niebezpiecze�stw, jakie dla ich wizji �wiata
wynika�y z nowego mi�dzynarodowego uk�adu si�, b�d�cego konsekwencj� drugiej
wojny �wiatowej. Mieli pe�n� �wiadomo�� faktu, �e dalsze post�py �wiatowej
rewolucji socjalistycznej w znacznym stopniu mog� uszczupli� tereny penetracji
monopoli, a ewentualne sukcesy pa�stw, kt�re wesz�y na drog� socjalistycznych
przeobra�e� spo�eczno-polityczno-gospodarczych, stan� si� inspiracj� dla innych,
zach�c� inne narody do obrony przed imperialistyczn� eksploatacj� i, co najniebez-
pieczniejsze, stworz� realne i pot�ne oparcie dla wszystkich tych, kt�rzy b�d�
chcieli i�� w ich �lady. A to godzi�o w naj�ywotniejsze interesy Stan�w
Zjednoczonych, kt�rych wszelka dzia�alno�� polityczna od zawsze podporz�dkowana
by�a jednemu celowi: pilnowaniu d�br rodzimych monopoli.
Ta regu�a g��boko tkwi�a w �wiadomo�ci Amerykan�w. W 1946 roku skarbnik
jednego z najpot�niejszych ameryka�skich koncern�w Standard Oil, kre�l�c
perspektywy rozwoju towarzystwa na dorocznym posiedzeniu zarz�du, odszed� od
liczb, procent�w i innych technicznych wska�nik�w i pozwoli� sobie na uog�lnienie
wr�cz filozoficzne:
- Poniewa� Stany Zjednoczone s� najpot�niejszym producentem, najwi�kszym
�r�d�em kapita��w i najlepszym organizatorem gospodarki �wiatowej, powinny wzi��
na siebie odpowiedzialno�� akcjonariusza, w kt�rego r�ku skupi�a si� wi�kszo�� akcji
sp�ki pod nazw� �wiat. W polityce zagranicznej powinni�my bardziej ni� przedtem
dba� o bezpiecze�stwo i rentowno�� naszych inwestycji zagranicznych. Nale�yte
poszanowanie naszych kapita��w jest spraw� r�wnie� wa�n� jak poszanowanie
zasad politycznych.
Nic te� dziwnego, �e prezydent Truman, kt�ry zawsze bardzo uwa�nie ws�uchiwa� si�
w g�osy wielkiego biznesu, natychmiast pospieszy� z zapewnieniami:
- Jeste�my gigantem �wiata gospodarczego. Czy chcemy, czy nie, przysz�y model
stosunk�w ekonomicznych zale�y od nas. �wiat oczekuje na to, co uczynimy.
W pierwszych latach po wojnie ameryka�ska strategia podporz�dkowywania sobie
�wiata przynios�a zach�caj�ce rezultaty. Doprowadzi�a do odbudowy starych struktur
spo�eczno-gospodarczych w Europie Zachodniej i odsuni�cia od w�adzy wszystkich
si� neguj�cych ten porz�dek rzeczy. Uzyskano taki stan rzeczy pos�uguj�c si�
r�nymi metodami. W Grecji, na przyk�ad, armia brytyjska krwawo rozprawi�a si� z
lewic� tego kraju. W innych krajach stosowano bardziej wyrafinowane �rodki. Rz�d
Stan�w Zjednoczonych czy te� wielkie korporacje przemys�owe dostarczy�y funduszy
partiom konserwatywnym, pomagaj�c im w zwalczaniu komunist�w i lewicy
socjalistycznej. By�o to tym �atwiejsze, i� wiele zachodnioeuropejskich partii
socjaldemokratycznych odesz�o od marksizmu i zacz�o konkurowa� z partiami
bur�uazyjnymi w sferze teorii dotycz�cej lepszego funkcjonowania istniej�cego
systemu.
Kiedy wydawa�o si� ju�, �e wszystko jest na najlepszej drodze, nast�pi� szok. Tego,
co si� sta�o, przekonany o swojej bezwzgl�dnej wy�szo�ci nad wszystkimi innymi
lud�mi �wiata przeci�tny Amerykanin nie m�g� si� spodziewa�. Pierwsza radziecka
pr�ba z bomb� atomow� w 1949 roku by�a prawdziwym wstrz�sem
psychologicznym. Run�� mit o monopolu atomowym, a wraz z nim nadzieje na
powojenny Pax Americana, czyli m�wi�c wprost: na podporz�dkowanie interes�w
wszystkich interesom Waszyngtonu.
Rewizji domaga�a si� przede wszystkim militarna strategia ameryka�ska.
�Strategia nieograniczonego ataku nuklearnego jest strategi� samob�jcy� - pisa� na
�amach New York Times komentator wojskowy tego pisma, podwa�aj�c tym samym
istot� doktryny Trumana.
Rok 1949 przyni�s� jeszcze jedno wydarzenie, kt�re praktycznie sprawdzi�o
nieskuteczno�� tej doktryny. Proklamowanie Chi�skiej Republiki Ludowej, wie�cz�ce
zwyci�stwo socjalistycznej rewolucji w najwi�kszym pa�stwie azjatyckiego
kontynentu, udowodni�o, i� polityka ameryka�ska nie tylko nie potrafi zmieni�
powojennego status quo, ale w dodatku traci jeszcze dotychczasowe swoje pozycje.
Prezydent Truman i jego partia demokratyczna znale�li si� pod obstrza�em krytyki
republikan�w. Zaistnia�a potrzeba wypracowania nowej koncepcji politycznej.
Tak wi�c w okresie zbli�aj�cych si� wybor�w prezydenckich panowa� niezgorszy
zam�t, kt�ry tak�e odbi� si� na �wiadomo�ci zachodnioeuropejskich sojusznik�w
Stan�w Zjednoczonych. Zacz�y budzi� si� powa�ne w�tpliwo�ci, czy aby nie zacz��
i my�le� nieco innymi kategoriami ni� politycy zza oceanu.
Jedna rzecz nie ulega w�tpliwo�ci: w swoich kalkulacjach J�zef Retinger
zdecydowanie stawia� na Eisenhowera. Po prostu dlatego, �e genera� Ike mia�
doskona�e rozeznanie w sprawach europejskich, a co wi�cej - podobnie jak jego
najbli�si wsp�pracownicy wykazywa� dla nich wiele zrozumienia. Jak si� p�niej
oka�e, Retinger postawi� na w�a�ciwego konia i nie pomyli� si� w swoich
przewidywaniach.
Po tych mo�e nieco przyd�ugich, ale koniecznych dygresjach wr��my do
wspomnianego ju� spotkania. Znaj�c spos�b my�lenia Retingera, z du�� doz�
prawdopodobie�stwa mo�emy zrekonstruowa� g��wn� tez�, jak� przedstawi�
Paulowi von Zeelandowi i Paulowi Rylkensowi.
- Wolny �wiat jest zagro�ony, a jego jedno�� zachwiana; Trzeba, aby ci, co decyduj�
o jego losach, zebrali si� i podj�li wsp�lne dzia�ania.
Co do tego trzej panowie zgodzili si� bez dyskusji. Wszyscy trzej byli zreszt�
przekonani o tym, �e polityka jest rzecz� zbyt powa�n�, aby pozostawia� j� w r�kach
zawodowych polityk�w. Wed�ug ich koncepcji w rozwoju wydarze� �wiatowych
decyduj�c� rol� odgrywaj� pieni�dze.
Otwarta pozostawa�a jedynie kwestia, kto ma zorganizowa� tych ludzi, �kt�rzy
decyduj� o losach �wiata tego�. I temu w�a�nie g��wnie po�wi�cone by�o to
spotkanie. Dodajmy od razu: zako�czone pe�nym sukcesem. Nietrudno si� te�
domy�li�, kto wysun�� kandydatur�, kt�ra uzyska�a akceptacj� Retingera. Paul
Rykens znalaz� w�r�d swych przyjaci� cz�owieka, kt�ry idealnie nadawa� si� do tej
roli.
Od najm�odszych lat pasj� jego �ycia by�y zwierz�ta. Najpierw te zwyk�e, domowe,
jak psy i konie, p�niej - w miar� jak stawa� si� doros�y i do g�osu zacz�y dochodzi�
silniejsze emocje � uwag� sw� skoncentrowa� na dzikich drapie�nikach. Najbardziej
jednak kocha� s�onie. Nic dziwnego, �e jego kolekcja statuetek tych zwierz�t: ze
z�ota, srebra, br�zu czy ko�ci s�oniowej zadziwia�a zbieraczy ca�ego �wiata. Tym
bardziej �e poza pasj� zbieracza ksi��� zawsze dysponowa� wystarczaj�cymi
�rodkami materialnymi, by - je�li ty1ko spodoba� mu si� jaki� eksponat -w��czy� go
do swych zbior�w.
Niejako na marginesie tych zainteresowa�, aczkolwiek r�wnolegle, rodzi�a si� druga
pasja. Zacz�o si� od latawc�w, kt�re jako ma�y ch�opiec puszcza� w zamkowym
parku. Potem naturaln� rzeczy kolej� przysz�y samoloty. Sam, wysoko nad ziemi�,
zdany wy��cznie na w�asne umiej�tno�ci, szuka� sytuacji trudnych, kiedy od
opanowania i zimnej krwi zale�a�o �ycie. Czy mo�e by� bardziej m�ska przygoda? W
dawnych, dobrych czasach silnik�w t�okowych i romantycznego �mig�a sam pilotowa�
samolot kr�lewski, kiedy towarzyszy� swej �onie w jej oficjalnych mi�dzynarodowych
podr�ach.
Na ziemi tak�e szuka� mocnych wra�e�. Kiedy by� zm�czony i chcia� si� naprawd�
odpr�y�, wsiada� za kierownic� sportowego samochodu, by roz�adowa� si� w
szybkiej, ryzykanckiej wr�cz je�dzie. Tak przedstawia�a go prasa specjalizuj�ca si� w
prezentowaniu szerokiej publiczno�ci �ycia wy�szych sfer. Jego zdj�cia cz�sto
pojawia�y si� na ok�adkach licznych ilustrowanych magazyn�w zajmuj�cych si� t�
bran��. Zawsze sympatycznie u�miechni�ty, nienagannie ubrany. I zawsze z bia��
chryzantem� w klapie marynarki, co w niekt�rych drobnomieszcza�skich kr�gach
snobuj�cych si� na arystokratyczny styl sta�o si�, za jego przyczyn�, wr�cz
obowi�zuj�c� mod�.
Czasami ilustrowane magazyny przynosi�y relacje z jego eskapad do przer�nych
nocnych lokali, nie zawsze ciesz�cych si� najlepsz� reputacj�, co mocno
denerwowa�o kr�lewski dw�r. Ale szeroka publiczno�� nie mia�a ksi�ciu tego za z�e,
bowiem cieszy� si� autentyczn� sympati�. Dw�r za� nie m�g� utemperowa�
niekonwencjonalnego ma��onka kr�lowej. Po prostu za wiele mu zawdzi�czano. A
ponadto, mimo takich czy innych skandalik�w, mie�ci� si� jednak w skali
mieszcza�skiej moralno�ci.
Je�li ju� by� atakowany, to z ca�kiem innej stronny. Nie ulega bowiem w�tpliwo�ci, �e
w drugiej po�owie XX wieku wszelkie monarchie zdecydowanie straci�y sw�
popularno��. Tak sta�o si� r�wnie� w Holandii, gdzie coraz wi�cej ludzi zacz�o
g�o�no stawia� pytanie, czy kraj nie ma przypadkiem pilniejszych potrzeb, ni�
wydawanie pieni�dzy na utrzymanie tej anachronicznej b�d� co b�d� b�yskotki.
Dyskusja, jak zawsze w takim przypadku, sprowadza�a si� g��wnie do pieni�dzy.
Holenderski dziennikarz Harry van Wijen w swej ksi��ce �W�adza kr�lewska - mity i
rzeczywisto�� monarchii konstytucyjnej� pisze, �e utrzymanie dworu kr�lewskiego
kosztuje kraj oko�o 20 milion�w floren�w rocznie, to jest oko�o 7 milion�w dolar�w.
Na sum� t� sk�adaj� si� m.in. takie wydatki, jak pensje: kr�lowej (3 622 000
floren�w), ksi�cia Bernharda (708 000) i ksi�niczki Beatricze (833 000). W 1970
roku jeden z deputowanych socjalistycznych wyst�pi� w parlamencie z tez�, i�
utrzymywanie monarchii kosztuje Holandi� dwukrotnie wi�cej ni� administracji
republiki w zachodnich Niemczech.
W og�lnonarodowej dyskusji, jaka od czasu do czasu toczy si� na ten temat,
zwolennicy monarchii jeszcze do niedawna - opr�cz argument�w odwo�uj�cych si�
do tradycji - mieli racje tak�e bardziej konkretne. Jedn� z nich by�a w�a�nie osoba
ksi�cia Bernharda.
Trzeba bowiem odda� mu sprawiedliwo��: ksi��� ma��onek jak ma�o kto nadawa� si�
na posta� symbol, wzorzec do na�ladowania godny wielkiego szacunku. �wiadczy�a
o tym przede wszystkim jego przesz�o�� okupacyjna, kiedy to w przeciwie�stwie do
niekt�rych holenderskich arystokrat�w da� przyk�ad gor�cego patriotyzmu i du�ej
odwagi. W kraju tak bole�nie dotkni�tym przez hitlerowskiego okupanta nie by�a to
rzecz bez znaczenia.
W czasach drugiej wojny �wiatowej ksi��� bezsprzecznie wielokrotnie nara�a� swoje
�ycie: osobi�cie organizowa� w Holandii ruch oporu, a p�niej na emigracji jako
szeregowy pilot RAF-u wykaza� si� waleczno�ci� i odwag�. Nikogo te� nie zdziwi�o,
�e cz�owiek tak aktywny nie chcia� po koronacji Juliany da� si� sprowadzi� do
odgrywania jedynie roli ksi�cia ma��onka,
- Jestem zbyt inteligentny, aby otwiera� mosty i przecina� wst�gi - powiedzia� kiedy�
o sobie.
Inteligentny i - dodajmy - �wietnie wykszta�cony; na przyk�ad ksi��� swobodnie
pos�uguje si� siedmioma j�zykami. Chocia� znale�li si� z�o�liwi, kt�rzy i tu przypi�li
mu �atk�. Jeden z najpopularniejszych dowcip�w holenderskich g�osi: m�� kr�lowej
w�ada bez akcentu siedmioma obcymi j�zykami, s�abo zna jedynie ten �smy,
holenderski, kt�rym na dobitek m�wi z siedmioma akcentami.
Swoj� energi�, wiedz� i - co oczywi�cie te� liczy si� w �wiecie wielkiego biznesu -
koneksje ksi��� postanowi� wykorzysta� jako mi�dzynarodowy rzecznik interes�w
Holandii... W czasie swych licznych podr�y po ca�ym �wiecie przyczyni� si� do
zawarcia wielu korzystnych transakcji i po�o�y�spore zas�ugi w rozwoju handlu
zagranicznego swojego kraju.
By� wi�c idealnym kandydatem, kt�remu mo�na by�o powierzy� organizacj� pierwszej
konferencji Klubu Bilderberg. Przemawia�o za nim nie tylko bogate ju� do�wiadczenie
w �wiecie wielkiego interesu, ale ponadto sama jego osoba, kt�r� niejako
�uszlachetnia�� towarzystwo, w kt�rym mia� si� obraca�.
Z tych wszystkich niezaprzeczalnych walor�w ksi�cia doskonale zdawa� sobie
spraw� Retinger, kt�ry natychmiast ,,kupi�� zaproponowan� kandydatur�. I nie zrobi�
b��du. Ju� sam tytu�: Jego Ksi���ca Wysoko��, zgodnie z oczekiwaniami, bez trudu
otwiera� drzwi do najbardziej elitarnych kr�g�w.
W maju 1952 roku dochodzi do spotkania mi�dzy Retingerem i ksi�ciem
Bernhardem. Co wiemy na ten temat? Niewiele. Tyle �e spotkanie to zorganizowa�
oczywi�cie Paul Rykens i �e Retinger wy�o�y� ksi�ciu sw� wielk� ide�.
- Stany Zjednoczone - twierdzi� - nie maj� elity zdolnej do oceny sytuacji �wiatowej z
pozycji ponadameryka�skich. Ponadto Amerykanie zupe�nie nie rozumiej� tego, co
dzieje si� w Europie, sprowadzaj�c swoje kontakty do stosunk�w mi�dzyrz�dowych,
z natury rzeczy ju� mocno niewygodnych. Zachodzi wi�c potrzeba stworzenia
nowego forum, funkcjonuj�cego poza formaln� struktur� powi�za� oficjalnych, kt�re
umo�liwi�oby rz�dz�cej elicie Europy Zachodniej i Stan�w Zjednoczonych nawi�zanie
kontaktu, wyja�nienie szeregu �nieporozumie� oraz wypracowanie nowych metod
wsp�pracy. Klub mia�by na celu stworzenie systemu powi�za� umo�liwiaj�cych
nowym ugrupowaniom ponadnarodowym osi�gni�cie porozumienia na p�aszczy�nie
kontakt�w prywatnych i podj�cie za ich pomoc� niezb�dnych decyzji stwarzaj�cych
warunki manipulowania formalnymi strukturami politycznymi po obu stronach
Atlantyku.
Ksi�ciu pomys� si� spodoba�. Idea Retingera zafrapowa�a go do tego stopnia, �e
przez ca�y rok pracuje nad przekonaniem do niej wielu wp�ywowych przyjaci�.
Retinger r�wnie� nie zasypia gruszek w popiele. Odwiedza po kolei prawie wszystkie
stolice Europy Zachodniej. Nie zapomina te� o odnowieniu swoich kontakt�w po
drugiej stronie oceanu.
Tutaj jego koncepcja organizacji prywatnego spotkania znacz�cych ludzi,
pozwalaj�cego na nawi�zanie bardziej �warto�ciowego dialogu � ani�eli formalna,
otwarta konferencja mi�dzynarodowa, znajduje du�e zrozumienie. Wszystko te�
wskazuje na to, �e jej najgor�tszym or�downikiem w Stanach Zjednoczonych zosta�
stary znajomy jeszcze z meksyka�skiego okresu Retingera, ongi� cz�onek rz�du
Trumana, a zawsze wp�ywowy polityk Averell Harriman.
Za jego to po�rednictwem udaje si� Retingerowi za�o�y� pierwszy komitet
organizacyjny spotkania, na czele kt�rego staje dw�ch ludzi mocno wa��cych na
polityce Stan�w Zjednoczonych: genera� Walter Bedell Smith, dyrektor Centralnej
Agencji Wywiadowczej, oraz osobisty doradca prezydenta C.D. Jackson, p�niejszy
wydawca znanego tygodnika Life.
Ze swych zaoceanicznych woja�y Retinger nie wraca z pustymi r�kami. W Europie
natomiast ksi��� Bernhard r�wnie� spe�ni� pok�adane w nim nadzieje. Jemu tak�e
uda�o si� zach�ci� do spotkania grupk� starannie dobranych ludzi nie tylko o
wyrobionych nazwiskach, ale - co du�o wa�niejsze, wedle okre�lenia Pomiana -
�trzymaj�cych w swoich r�kach sznurki bardzo wielu kukie�ek znajduj�cych si� na
�wieczniku�.
Tak wi�c sprawa spotkania przedstawicieli elit polityczno-finansowych Europy
Zachodniej zosta�a przes�dzona. Pozosta�o jedynie do uzgodnienia: gdzie i kiedy?
Wodoszczelne przecieki
W pierwszych dniach maja 1954 roku mieszka�cy Arnhem, niewielkiego sennego
miasteczka we wschodniej Holandii, zauwa�yli niecodzienne zjawisko. Najpierw
nadzwyczajn� aktywno�� zacz�a okazywa� miejscowa policja. Patrole obesz�y
okoliczne lasy, interesuj�c si� g��wnie terenem przylegaj�cym do osady Oosterbeck,
znanej mieszka�com Arnhem z luksusowego hotelu De Bilderberg.
Ale nie to wzbudzi�o najwi�ksze zdziwienie. W miasteczku, gdzie wszyscy o
wszystkich wszystko wiedz�, tym razem rodzi�a si� jaka� tajemnica. Policjanci nie
pu�cili pary z g�by nawet swoim najbli�szym przyjacio�om. Tego jeszcze w Arnhem
nie by�o.
- Nie wiemy, po co to wszystko. Taki rozkaz! To by�o jedyne wyja�nienie. I co
najwa�niejsze, by�a to szczera prawda.
Nieco p�niej rozpocz�a si� prawdziwa inwazja szczeg�lnego typu facet�w, kt�rych
mimo niengannie skrojonych cywilnych garnitur�w na kilometr czu� by�o glin�.
Tajniacy nie tylko kr�cili si� po mie�cie i okolicy, ale, co mo�na by�o odczu� jako
wyra�ny despekt dla renomowanego hotelu z s�awnej sieci Golden Tulip Hotels (Z�oty
Tulipan) - w ko�cu rzecz dzieje si� w Holandii - przes�uchali wszystkich pracownik�w
tego przedsi�biorstwa od dyrektora pocz�wszy, a na boyu sko�czywszy.
Nast�pnie przysz�a dyspozycja z dyrekcji sieci hotelowej: �Bilderberg� b�dzie przez
trzy dni zaj�ty wy��cznie przez pewn� grup� go�ci. Anulowa� wszelkie rezerwacje na
ten okres, nie wykluczaj�c nawet sta�ych go�ci.
Rzecz bez precedensu, zw�aszcza �e w tego typu hotelach niekt�re apartamenty
zarezerwowane s� dla sta�ej klienteli, kt�ra nawet w nich nie mieszkaj�c op�aca je, by
zawsze mog�a tam znale�� miejsce.
�De Bilderberg� zbudowany jest w stylu starego, holenderskiego pa�acyku. Wygl�d
zewn�trzny na pierwszy rzut oka nie zapowiada a� takiego komfortu, jaki go��
hotelowy znajduje wewn�trz budynku. Sk�d o tym wiemy? Po prostu tym razem
zatelefonowali�my pod w�a�ciwy adres.
- KLM, s�ucham!
- W Oosterbeck ko�o Arnhem jest hotel De Bilderberg. Czy to �adne miejsce do
sp�dzenia urlopu?
- To wschodnia Holandia. Na pewno jest tam bardzo przyjemnie. Du�o las�w,
spok�j...
- A co oferuje hotel?
- Trudno nam na to odpowiedzie�. W ci�gu dw�ch, trzech dni mo�emy dostarczy�
prospekt. Czy sprawa jest pilna?
- Dosy�! Czy pr�dko mo�emy otrzyma� prospekt?
- Pod jaki adres przes�a�?
Podajemy adres i dzi�kujemy pani z Kr�lewskich Holenderskich Linii Lotniczych za
zaj�cie si� nasz� spraw�. Rozmowa telefoniczna ko�czy si� wyra�eniem przez ni�
nadziei, �e je�li zdecydujemy si� sp�dzi� urlop w hotelu De Bilderberg, to na pewno
nie b�dziemy �a�owa�.
Ju� po trzech dniach mamy w r�kach prospekt hotelu. Pani z KLM mia�a racj�. Urlop
w De Bilderberg na pewno by�by przyjemny.
Hotel nie nale�y do gigant�w, przeciwnie, gwarantuje kameraln�, rodzinn� wr�cz
atmosfer�. Jest w nim zaledwie 55 pokoi, ale ka�dy z nich o najwy�szym
standardzie. Do dyspozycji hotelowych go�ci jest bar i ciesz�ca si� du�� renom�
restauracja z wysoko cenion� kuchni� o kilku specjalno�ciach, kt�rych nie znajdzie
si� nigdzie indziej. W uroczym parku ocienionym starymi drzewami znajduje si�
basen k�pielowy z podgrzewan� w razie konieczno�ci wod�, a tu� obok niego korty
tenisowe. Tym, kt�rzy lubi� wypoczynek bardziej aktywny, hotel oferuje konie pod
siod�o, zapewniaj�c, i� przeja�d�ki po okolicznych terenach dostarcz� z pewno�ci�
prze�y� nie tylko sportowych, ale tak�e i estetycznych.
W majowych dniach 1954 roku z personelu hotelowego najbardziej zdenerwowany
by� szef kuchni. Nie ma bowiem co ukrywa�, �e w jaki� spos�b zakwestionowana
zosta�a reputacja prowadzonej przez niego restauracji. Dok�adn� instrukcj�, co ka�dy
z go�ci �yczy sobie mie� na talerzu, przyj�� jako wotum nieufno�ci,
zakwestionowanie jego umiej�tno�ci dogodzenia najbardziej nawet wyrafinowanym
podniebieniom, i to w ka�dej sytuacji. Dyrektorowi uda�o si� jednak spacyfikowa�
nastr�j chimerycznego pracownika.
Zjecha�o 80 go�ci, w tym 20 zza oceanu. Wniosek z tego prosty, �e nie ka�dy z
dostojnik�w mia� do dyspozycji osobny pok�j. By�a to jednak drobna niedogodno�� w
por�wnaniu z zapewnieniem uczestnikom spotkania podstawowego elementu:
spokoju.
A ten by� absolutny. Funkcjonariusze holenderskiej s�u�by bezpiecze�stwa i
wzmocnione si�y policyjne g�stym kordonem otoczy�y hotelowe tereny. Ani w dzie�,
ani w nocy nikt niepowo�any nie m�g� si� przedosta�. Od pi�tku do niedzieli
uczestnicy spotkania opu�cili hotel tylko raz, kiedy to na zaproszenie ksi�cia
Bernharda udali si� na koktajl do po�o�onego w pobli�u jednego z pa�ac�w
kr�lewskich.
Zjazd tylu osobisto�ci �ycia politycznego i gospodarczego do ma�ego holenderskiego
miasteczka nie m�g�, oczywi�cie, pozosta� nie zauwa�ony. Mimo to w prasie z
tamtego okresu nie znajdujemy dos�ownie �adnej informacji. Jakimi wp�ywami musieli
dysponowa� organizatorzy spotkania, je�li uda�o im si� doprowadzi� do tego - jak to
si� p�niej oka�e - �e najwi�ksze prasowe agencje �wiata zawar�y ze sob�
bezprecedensowe w historii �rodk�w masowego przekazu porozumienie o
wsp�pracy, �by �adne informacje na temat konferencji nie przedosta�y si� do
wiadomo�ci opinii publicznej�.
Jeden z nielicznych dziennikarzy, kt�ry mimo wszystko na w�asn� r�k� stara� si�
czego� dowiedzie�, napisze z nut� goryczy: �Konferencja jest uwa�ana za tak
wa�n�, �e nawet przecieki s� wodoszczelne�.
Znany by� tylko temat spotkania: �Obrona Europy przed komunistycznym
zagro�eniem�.
Pierwsze odpryski istotniejszych wiadomo�ci wyjd� na �wiat�o dzienne dopiero w
kilka miesi�cy p�niej. Ot� jednemu z uczestnik�w spotkania w prywatnej rozmowie
- nieistotnej i nie zwi�zanej zreszt� z tematem Klubu Bilderberg - wyrwa�o si�, �e w
trakcie dyskusji dosz�o do sporych r�nic mi�dzy Europejczykami a Amerykanami.
Indagowany na ten temat inny ameryka�ski uczestnik spotkania, ambasador George
McGhee, wyra�nie stara� si� zbagatelizowa� spraw�.
- Bardzo szybko zlikwidowali�my �r�d�o nieporozumie�.
To by�o wszystko, co mia� na ten temat do powiedzenia. Ma�o, ale i zarazem du�o.
Potwierdzi� bowiem, �e by�y nieporozumienia. Jakie?
Uda�o nam si� znale�� odpowied� na to pytanie. Przypomnijmy: w Stanach
Zjednoczonych by� to szczytowy okres krucjaty s�ynnego senatora Josepha
McCarthy�ego, wymierzonej przeciwko wszystkim tym, kt�rych mo�na by by�o
pos�dza� cho�by o cie� bardziej post�powych pogl�d�w. Zdaniem niekt�rych
europejskich uczestnik�w konferencji istnia�o realne niebezpiecze�stwo zwyci�stwa
w Stanach Zjednoczonych si� ultraprawicowych, co w konsekwencji mog�oby
doprowadzi� do powstania tam rz�du typu faszystowskiego. A w Europie faszyzm
nadal by� bardzo niepopularny. St�d te� problem dzia�alno�ci senatora McCarthy�ego
musia� zosta� przez europejskich uczestnik�w spotkania podniesiony, i to w do��,
powiedzmy, zdecydowanej formie.
Na spotkaniu wyja�nienia tego problemu podj�� si� ze strony ameryka�skiej senator
C. David Jackson. Jego wyw�d sprowadza� si� w swej istocie do tego, �e ca�a
sprawa polega wy��cznie na nieporozumieniu, wynikaj�cym z niezrozumienia
specyfiki ameryka�skiego �ycia politycznego.
- Jest niejako cech� systemu ameryka�skiego powtarzanie si� od czasu do czasu
wychodz�cych poza ramy racjonalne wybryk�w - t�umaczy� Jackson.
Ten bagatelizuj�cy zagadnienie argument nie trafi� jednak do przekonania
europejskim uczestnikom spotkania. Przeciwnie, zamiast uspokoi� - jeszcze bardziej
zaogni� dyskusj�. Ze wszystkich stron posypa�y si� g�osy sprzeciwu. I wtedy to
w�a�nie Jackson wypowiedzia� zdanie, kt�re natychmiast rozwia�o wszelkie
w�tpliwo�ci:
- Bez wzgl�du na to, czy McCarthy zginie od kuli zamachowca, czy te� b�dzie
usuni�ty normaln� polityczn� drog�, mog� zapewni�, �e w czasie naszego
nast�pnego spotkania nie b�dzie go ju� na ameryka�skiej scenie politycznej.
C�, na nieformalnym spotkaniu w tak doborowym towarzystwie mo�na by�o sobie
pozwoli� na szczero��. Zreszt�, zgodnie z za�o�eniami takiego w�a�nie spotkania.
Dalecy jeste�my od tego, by analizowa� indywidualne odczucia europejskich
polityk�w czy ludzi interesu wobec takiej wypowiedzi. Dla nas w tym fragmencie
sprawy wa�ne by�o zupe�nie co innego: to, �e ambasador George McGhee m�g� w
spos�b autorytatywny, aczkolwiek prywatny, potwierdzi�, �e w czasie pierwszego
spotkania Klubu Bilderberg �zlikwidowano powa�ne �r�d�o nieporozumie�.
Przez trzy dni codziennie po �niadaniu o godzinie dziewi�tej uczestnicy spotkania
zasiadali przy ustawionym w podkow� stole w hotelowej sali konferencyjnej. Ka�dy
mia� z g�ry wyznaczone miejsce, a �eby nikogo nie urazi�, przyj�to porz�dek
alfabetyczny. W �rodku na czo�owym miejscu zasiada� przewodnicz�cy spotkania,
ksi��� Bernhard. Pod praw� r�k� mia� �lizaki�: zielony i czerwony, sygnalizacj�
podobn� do drogowej. Regu�y gry by�y z g�ry wyra�nie ustalone: jednorazowo nie
wolno by�o m�wi� d�u�ej ni� pi�� minut.
Czy nie by�o od tej zasady wyj�tk�w?
Oczywi�cie tak. Pisze o nich biograf Retingera, Pomian: �Ci, kt�rzy m�wili d�u�ej - ale
m�wili rzeczy wa�ne - nie byli upominani�.
W tej sprawie Pomian wykaza� du�� dociekliwo��. Zada� bowiem jednemu z
cz�onk�w Klubu Bilderberg pytanie, co kryje si� pod sformu�owaniem �rzeczy wa�ne�.
- Panie Pomian - us�ysza� w odpowiedzi - wa�ne s� te rzeczy, o kt�rych wa�ni ludzie
my�l�, �e s� wa�ne.
Na ten temat wypowiedzia� si� tak�e, zastrzegaj�c sobie oczywi�cie anonimowo��,
jeden z uczestnik�w spotkania.
- Jest to z pewno�ci� jedno z najlepiej poinformowanych zgromadze�. Po spotkaniu
w Grupie Bilderberg cz�owiek wyje�d�a z poczuciem nie tylko znajomo�ci stanowisk
w zasadniczych problemach tego �wiata w poszczeg�lnych krajach, ale i wgl�d